Pogadaj z nami :D

piątek, 23 stycznia 2015

Zestaw czynności sprawdzających czy denat, rzeczywiście jest denatem, czyli jak nie wykonywać pierwszej pomocy. I najpewniej ostatniej.

- Czego syczysz? Przecież mam porządek.- skrzywiłem się na fochy i ochy Wieszczadła, który postanowił pobawić się w gadzią wersję Rozenek i pomarudzić na mój artystyczny nieład. Zebrałem z ziemi kawałek materiału, który zawinąłem w kulkę i rzuciłem w nieokreślonym kierunku coby gad nie syczał,a i by pod nogami się nie plątało.
- No i po sprawie.- rozweseliłem się z faktu, że zakończyłem porządki na dzień dzisiejszy. I jakby na moje słowa niespodziewanie ciuchy zawieszone na drzwiczkach szafy runęły wprost na mnie. Wieszczadło zasyczało drwiąco, spełzając z obszaru rażenia.- Nie śmiej się!- jęknąłem zbijając szmaty w kupę i wrzucając je do szafy.- Dobra! Teraz już na pewno koniec.- otrzepałem ręce zadowolony, na co gadzina wydała z siebie jakiś dziwny pomruk.

- Kas! Może byś łaskawie docenił fakt, że staram się nie spalić kuchni i zrobić nam coś na obiad, a nie bawił się w zabawy erotyczne z podłogą! - krzyknąłem lekko podirytowany, wykładając na talerz ostatniego naleśnika. Wolę umrzeć po zjedzeniu mojego obiadu, niż z głodu... Przecież nie wyglądają źle. Tylko pierwsze dwa wylądowały na ścianie, jednak wybaczamy mi to. Gesler nigdy nie dorównam, ale zawsze to coś.
- Kas! - krzyknąłem ostatni raz, po czym sam postanowiłem osobiście go zaprosić tu. Na dół. Do kuchni. W tym właśnie momencie. Szybkim tempem pokonałem odległość korytarza, który dzielił mnie od schodów. Nimi zaś wspiąłem się na górę, kierując wprost do pokoju brata.

- No zaraz!- sapnąłem, próbując wrzucić kurtkę na szafę, jednak cholerstwo ciągle ześlizgiwało się i waliło mi po mordzie suwakami. Przekląłem pod nosem, całkowicie tracąc cierpliwość i wyrzucając ubranie pod łóżko. Może jak będzie mi zimno, to sobie o niej przypomnę.
 Obróciłem się na pięcie, kierując się w stronę drzwi, by sprawdzić, co ten potomek Szatana ode mnie chce. Jednak dopadłem do drzwi trochę zbyt gwałtownie. Trochę bardzo. Drzwi w pewnym miejscu stanęły okowem, rozległ się nieprzyjemny jęk i coś walnęło o panele.

 Moją osobę od drzwi dzielił tylko niewielki dystans paru kroków. Już miałem łapać za klamkę, aby porządnie go zbesztać, gdy nagle poczułem mocne i porządne "JEB". Szczęście kolejny raz stwierdziło, że nie chcę ze mną dłużej zostać, a życie pokazało wierny, środkowy palec. Pociemniało mi przed oczami, a głową zaczęła nieprzyjemnie pulsować. Właściwie od tego momentu nie wiedziałem już, co się stało.

 Doskoczyłem do zwłok Naokiego, leżących na wznak na podłodze. Tfu! Tylko nie zwłoki! Jak się obudzi, to mnie wypatroszy i powiesi nad kominkiem. Co z tego, że nie mamy kominka?! Ogółem i w szczególe, to nie będzie, co ze mnie zbierać, gdy zajarzy, że to ja mu zafundowałem mordoplastyke ze strony drzwi.
- Naoki!- ryknąłem, szarpiąc nim, jak szmacianą kukiełką, która czynność w moim mniemaniu miała być wzorowym działaniem udzielania pomocy.

Nie wiedziałem dokładnie przez jak długi czas ogarniała mnie wszechobecna ciemność. Nie czułem, ani nie słyszałem nic. No, może poza ciągłym i pulsującym bólem, który nie chciał odejść. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, jednak po jakimś czasie zacząłem odczuwać gwałtowne szarpanie. Otwarłem lekko powieki, jednak szybko znów je zamknąłem z uwagi na rażące światło.

-Żyjesz? O panie, jak ja ci przy…. znaczy, jak się walnąłeś.- zaśmiałem się, udając koślawe, niewinne dziecko. Dzieci się nie bije. Zwłaszcza takich bezbronnych i upośledzonych, jak ja.
- Chyba najlepiej będzie, jak przyłożysz sobie coś zimnego. Poczekaj ja ci przyniosę.- dźwignąłem z kucków i chciałem już iść do kuchni, by wywlec z zamrażalnika jakieś skamieniałe warzywka, czy inne mięso, co jeszcze nie chodzi (bo oczywiście ubóstwo zobowiązuje i kompres to egzotyka), gdy nagle olśnienie zaliczyło tak głośnego facepalma, że zorientowałem się, że coś jest nie w porządku. I nie mówię, że chłopaczyna będzie miał przepięknego siniaka. Naoki patrzył otępiały wzrokiem na mnie, jakby nie rozpoznawał okolicy.- Nekuś żyjesz? Ile palców widzisz?- pomachałem mu gałęzią przed nosem, przerażając się już nie na żarty.

- Trzy palce - odpowiedziałem, nadal głupio i tępo wpatrując się w chłopaka pochylającego nade mną. Dopiero po chwili rozejrzałem się po pomieszczeniu, rejestrując każde możliwe szczegóły. Co dziwne... Niczego mi nie przypominały. Nie pamiętałem niczego, jakby ktoś za bardzo namieszał w mojej głowie. Nie wiedziałem nawet, jak mam na imię... Co tak właściwie się stało?
-...Że co?... - wybełkotałem nie trzeźwo. - Kim ty w ogóle jesteś?

Wpatrywałem się w niego, czując się jak wygrany w zdrapki. Gdzie nagroda wynosi siedem złoty, a zdrapka kosztowała dziesięć. Umysł w tym momencie zaliczył blue screena i błaga o zresetowanie systemu.- Co?- wydukałem, unosząc wysoko brwi.- Ty mnie wkręcasz, nie?

- Jeśli powiesz mi o co chodzi... - mruknąłem, odsuwając się parę kroków w tył. Nie przejmowałem się w tym momencie tym, że głowa nawalała mi równo. Ogólnie czułem się jakoś cały... rozbity. Nie wiedziałem, gdzie jestem, ani kim jest stojący przede mną chłopak. Co gorsze, co ja tu właściwie robiłem. Zdołałem domyślić się tyle, że mam na imię Naoki. Ciągle to powtarzał.

- Jak to, o co chodzi?- mruknąłem automatycznie przechylając głowę, jakby wyskoczył mi tu z czymś nie przeznaczonym dla mojego umysłu.- Nie kojarzysz mnie? Własnego ukochanego braciszka?- rozpostarłem skrzydła, jednak odpuściłem widząc, że Naokiemu opcja lgnięcia w me ramiona, nie pasuje, jak nawet przeraża.

Odsunąłem się jeszcze bardziej w tył, widząc jak chłopak rozpościera ramiona, chcąc mnie najprościej przytulić. W głowie nadal rozbrzmiewały mi jego słowa. Brat? Jaki znowu brat? Jaki moment w swoim życiu przegapiłem, że nawet nie wiedziałem o własnym bracie? Nie mówiąc już o przegapieniu całego życia, co mogło być bardzo prawdopodobne.
- Chwila, to jakieś nieporozumienie... - uniosłem ręce w geście poddania, cofając się w kierunku wyjścia. Im prędzej stąd ucieknę tym lepiej.

- Żadne nieporozumienie. – warknąłem, zagradzając mu przejście. Nie będzie mi kaleka mentalny sam chodził nie wiem gdzie, bo jeszcze sobie krzywdę zrobi i będzie nieszczęście. Oh, borze szumiący, jak to dziwnie z moich ust zabrzmiało. Zwłaszcza, że dotyczyło to Nekusia.
- Dobra, zaczniemy od początku.- wbiłem mu pazury w ramiona zapobiegawczo, gdyby przypadkiem nie pomylił lewą stronę z prawą. Chciałem go odholować w stronę salonu. – Jestem Kasene. A ty Naoki. Ogarniasz?

Wbiłem w chłopaka ostrzegające spojrzenie, które mówiąc samo za siebie kazało zabrać łapę wciąż zaciskającą się na moim ramieniu. On jednak widocznie nie przyjął tego do siebie, gdyż zagradzając drogę zaczął uczyć wymowy imion.
- Tak, o tym już zdążyłem się zorientować - mruknąłem, spoglądając się z utęsknieniem w stronę drzwi wyjściowych. Jedyna rzecz, o jakiej teraz marzyłem to znaleźć się na zewnątrz z dala od tego upośledzonego człowieka. Zacząłem coraz bardziej zastanawiać się nad tym, czy on w ogóle mówi prawdę. Ile jest takich przypadków, że zboczeńcy porywają dzieci, dosypują im czegoś do soczku, a potem wmawiają, że są ich wujkami, ciotkami, stryjami, dziadkami od strony rodziców taty i tak dalej. Sęk był jednak w tym, że chłopak był tego samego wieku, co ja. A przynajmniej tak mi się zdawało. A może pracował dla kogoś? Tak, to mogło być najlepsze spostrzeżenie. Musiałem się stąd uwolnić jak najszybciej.

 Doprowadziłem go salonu i niedelikatnie podpowiedziałem mu, żeby się nie męczy i usiadł. Znaczy po prostu pchnąłem go na kanapę. I sam wgramoliłem się obok niego, mając w nosie jego niechęć wobec mnie. 
- Uprzedzając pytania; tak to jest nasze mieszkanie.- wytłumaczyłem usłużnie, widząc przestrach, i jakby zniesmaczenie okolicą. Niech nie marudzi, sam wybierał meble.
 To i tak w wcale nic mu nie przypomniało. Jakby tłumaczyć ślepemu, jak wygląda kolor czerwony. Westchnąłem, masując skronie. Nawet nie wiem, po co. Chyba tylko, żeby poudawać, że myślę. Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji, więc nie wiem nawet, od czego zacząć. Zwłaszcza, gdy poszkodowany nie wyraża chęci jakiejkolwiek współpracy ze mną. A dlatego, że najprawdopodobniej już odgadł, gdzie są drzwi wejściowe.  

Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu, sam do końca nie wierząc w to, co słyszałem. Fakt, meble musiał wybierać jakiś idiota, który totalnie nie miał gustu i wyczucia barw. Jednak nie pomieszczenie było w tej chwili ważne, a sam fakt, że drzwi nie były zamknięte na klucz jak to w filmach bywa, że pedofile zakładają osiem spustów, aby ich ofiara nie uciekła. Ten musiał być jakiś inny.
- Rozumiem... - mruknąłem, przeciągając każdą sylabę.
- Czyli pamiętasz coś? - jęknął z nadzieją, że moja odpowiedź będzie jednak zadowalająca.
- Tak.
- Serio?!
- Nie - uśmiechnąłem się nic nie znacząco, po czym zerwałem z kanapy, ruszając biegiem w stronę drzwi. Żywego mnie nie wezmą, po moim trupie!

  Mój dezorient ewoluował na wyższy poziom, gdy Nekuś stwierdził, że pora skończyć zabawę w domową poradnię psychologiczną i z kopyta pognał w stronę drzwi. I to na pewno nie po to by pozwiedzać zarośnięty ogródek za domem.
 - Czekaj!- zerwałem się gwałtownie z kanapy, by nie dopuścić, żeby mi się jeszcze ten kaleka mentalny szlajał po lesie, bo bym miał zajedwabiście przechlapane.
 Właśnie wtedy, mój pech zadziałał na moją korzyść. Stosując zasadę grawitacji, czyli co się wywali na śliskich panelach, ten musi zaryć nosem o ziemię, razem ze sobą pociągnąłem za chabety brata i zrównaliśmy się z ziemią. Wykorzystując jego chwilowy szok wdrapałem się, na jego plecy przygniatając go do gleby, coby znów nie chciał zaprezentować swojej kondycji.

- Złaź ze mnie psycholu! - warknąłem, wierzgając pod nim i bijąc na oślep rękami. Ten jednak widocznie nie miał takiego zamiaru, gdyż jeszcze mocniej przycisnął mnie do ziemi swoim ciężarem ciała.
- To dla twojego dobra! - próbował działać na swoją obronę, jednak ja wolałem na swoją.
- Wątpię! - odparłem i w jednej chwili przewróciłem go z siebie tak, że teraz on leżał na ziemi, a ja znów próbowałem uskutecznić eskejp w przeciwną stronę.

 Jęknąłem męczeńsko, zbierając poobijane cielsko z ziemi. Nie dla mnie takie zabawy, a zwłaszcza, żem delikatnej budowy. Zapobiegawczo zamknąłem drzwi, a klucz wsadziłem do kieszeni.
- Spokojnie, ja ci nic złego nie chce zrobić.- próbowałem załagodzić jakoś sytuację, jednak Naoki na to gwizdał. Fakt, że pozbawiłem go jedynej drogi ucieczki spotęgował jego lekko mówiąc niepewność wobec mnie.
Chłopak cofał się coraz dalej ode mnie, docierając aż do kuchni. Gdzie nagle stracił grunt pod nogami.- Dziękuje ci Wiesiu.- uśmiechnąłem się widząc gada owiniętego wokół jego kostek. Akurat Naoki, jakoś niezbyt się ucieszył na jego widok, a nawet jakby pobladł na obliczu.
- Chciałem załatwić to pokojowo, a ty zmuszasz mnie do konieczności.- korzystając z chwili, zacząłem grzebać po szafkach.
- Co ty chcesz zrobić!?- warknął zezując to ze mnie, to na węża, który coraz wyżej okręcał się wokół jego nóg. 

- Spokojnie.- zacząłem delikatnie, uśmiechając się w jego stronę. Widok łomu, którego podrzucałem w dłoniach, ani mój firmowy uśmiech, jakoś go nie uspokoił. A nawet odwrotnie.- To nie zaboli. Za bardzo…


Naoki&Kasene
*Czy ktoś nie żyje, a ktoś tu umarł? >: * 

niedziela, 11 stycznia 2015

Legenda o pewnej samotniej śnieżynce

Pojedyncze płatki śniegu wirując w samotnym tańcu, delikatnie opadły na zaśnieżone drogi i dachy domów, pokrywając całe miasto kolejną, grubą warstwą zimnego puchu. Było to naprawdę dziwne miasto. Promienie słońca już dawno nie spoglądały na posępne twarze jego mieszkańców, którzy zapomnieli bijącego ciepła od ukrytej za wiecznymi chmurami gwiazdy. Ludzie tu nie śpiewali, nie tańczyli, nie śmiali się. Całe szczęście i miłość odeszła z tego miejsca wraz z przybyciem jej. Ludzie z otwartymi ramionami i uśmiecham na twarzach przyjęli do siebie tą przedziwną istotę, łudząco przypominająca młoda kobietę. Była jednak zbyt piękna, by mogła być prawdziwym człowiekiem. Swoją urodą zmalała z nóg, podbijają serca wszystkich młodzieńców samym spojrzeniem czarnych oczu, zimnych i pustych jak ona sama. Nie wiele mówiła, głównie milczała z góry obserwując ludzi, którzy nie znając jej imienia ochrzcili ją mianem księżniczki i uczynili swoją królową. Białowłosej piękności nie przeszkadzało to wcale. Wiadomość ta wręcz uradowała jej skuteczność lodem serce, które od zawsze pragnęli władzy. Czas mijał, a mieszkańcy miasta zaczęli powoli przekonywać się, jak wielki błąd popełnili. Ich księżniczka okazała się być zmniejsza niż jej śnieżnobiała skóra, przy której lód był niczym. Nazwana przez ludzi Królową Lodu, władczyni przyniosła swym poddanym jedynie smutek i nieszczęście, zsyłając na nich wieczną zimę. Mieszkańcy jednak się nie poddają. Wierzą w nadejście lepszych dni i powrót radości. Każdego dnia nieustannie wypatrują bohatera, który uratuje ich, zabijając zimną piękność i zajmując jej miejsce na tronie.

A śnieg nadal sypał się z nieba. Dokładnie tak, jakby gęste chmury rozpruły się, niczym poduszki wysypując z siebie tysiące białych drobinek wirujących wraz z wiatrem, opadających na twardą i zmarzniętą ziemię, która od dawien dawna nie wydała swych plonów, obumierając można by rzec na zawsze. Nie rosła trawa, zniknęły barwne, tęczowe kolory kwiatów, nikt nie wiedział jak to jest poczuć na swojej twarzy dotyk ciepłych, słonecznych promieni. Głuchą ciszę przerywał jedynie głośny świst wiatru, oraz... nadchodzące odgłosy kroków.
Młodzieniec stanął na skraju wysokiej góry, odgarniając z twarzy kaptur i szal, po czym swój uważny wzrok wlepił w obraz wioski rozciągającej się w dole. W jego oczach o dość nietypowej barwie złota i kobaltu zajaśniała mała iskierka. Chłopak pogładził po czarnym futrze swojego wiernego, dzikiego, kociego towarzysza, a gdy ten wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia, on uśmiechnął się delikatnie.
- To tu. Sądzę, że powinniśmy nieco odpocząć i przeczekać zamieć.
On jednak nie wiedział, że śnieżyca będzie wciąż trwać.

Tak długo jak ona będzie tego pragnąć. Nie ustanie, ani nie uspokoi się, dopóki królowa nie wyda takiego rozkazu. Moc, którą bowiem posiadała dawała jej władze nad śniegiem i lodem, mrozem i wiatrem. Moc tak potężna i niebezpieczna, że już dawno zniknęli śmiałkowie pragnący chwały i władzy, którzy odważył by się podnieść na nią rękę.

Zszedł z góry, przez gęste zaspy i mroźny, szczypiący w twarz wiatr przebijając się przed siebie, prosto w stronę wioski, mogącej dawać wrażenie od dawna opuszczonej. Mało w tym prawdy, jednakże dla kogoś, kto przybywa do tych stron po raz pierwszy ten błąd jest wybaczalny. Mało kto zna bowiem całą prawdę i wie, jak to wszystko się zaczęło. Ci, którzy wiedzą, nie mówią o tym chętnie. Zaszyli się w swoich na pozór bezpiecznych domach, z nikłą, wciąż tlącą się nadzieją czekając na cud.
Dziki kot rozejrzał się uważnie, tak jak zrobił to jego człowieczy przyjaciel i zastrzygł niespokojnie uszami, słysząc dochodzące coraz to bardziej niepokojące krzyki. Chłopak również to słyszał. Mógłby przysiąc, że ktoś wśród tej zamieci błaga o pomoc.
- Ludzie! Ludzie! Oni poszli, o, właśnie tam, gdzie zamek wznosi się lodowy! Czy wy tego nie widzicie? Nie pamiętacie? Już dawno poszli, ale... Dlaczego nie wracają? Minęło już tyle czasu. Dzień? Miesiąc? Oh, a może całe lata! Ludzie! Powiedzcie, dlaczego oni wciąż nie wracają! Nie... To nie to... Pamiętam, to było równo dzień temu. Wyruszyło ich pięciu śmiałków na swych rumakach. Wyruszyli w tamtą stronę, skąd nie ma już powrotu. Ale my wciąż czekamy.

Królowa Lodu siedziała do góry nogami na swoim tronie wykonanym z miliona różnorodnych płatków śniegu, widząc głową do dołu. - Nudzę się. - odparła głosem tak pięknym i czystym, jakby ktoś zagrał na dzwoneczkach, a nie posługiwał się mowa ludzką. Był on jednak równocześnie tak obojętny i zimny, że mroził krew w żyłach. - Dlaczego ci ludzie są tacy nudni? - zapytała samej siebie, pustym wzrokiem wpatrując się w pięć lodowych figur przedstawiających dorosłych mężczyzn. Właściwie to cała sala była wypełniona po brzegi jasno-błękitnymi rzeźbami ludzi, mężczyzn i kobiet starych i młodych dorosłych i dzieci. - Nikt nie potrafi mnie zabawić.

Młodzieniec podbiegł do mężczyzny, nie zwracając najmniejszej uwagi na śnieg, który zdążył przykleić się do jego ubrania, a następnie stopnieć, jeszcze lepiej przywołując zimno.
- Nie podchodź! - krzyknął obrończo starzec, zasłaniając się drżącymi, wychudzonymi rękoma. - Ty! Pewnie jesteś jednym z jej poddanych! Przyszedłeś, aby do reszty zabrać nam naszą wolność!
Chłopak zdziwił się niemało, słysząc te słowa, z których praktycznie nic nie rozumiał. Odgarnął z oczu krucze włosy, nieco utrudniające mu widok, po czym spokojnym głosem zwrócił się do mężczyzny.
- Niczego nie chcę wam odbierać. Jestem w podróży, potrzebuję tylko miejsca, gdzie mógłbym przeczekać śnieżycę. - W tym właśnie momencie z gardła starca wydobył się chłodny, pełen kpiny głos.
- Myślisz, że śnieg przestanie padać? - zaśmiał się. - Jak bardzo się mylisz. Śnieg nigdy nie zniknie. Zima nigdy nie zniknie. A to wszystko przez nią.
- Przez kogo? - zmarszczył brwi, kolejny raz ze zdziwieniem spoglądając na niego.
- Przez Królową Lodu. To ona jest złem w czystej postaci, lecz tak pięknym i czarującym, że każdy potrafi ulec.

- Może. .. Może okaże im łaskę, przy okazji zapewniając sobie odrobinę rozrywki. - Dziewczyna spacerowała po komnatach ludowego pałacu, co jakiś czas zatrzymując się przy jednym z niewielkich okien pozbawionych szyb, spoglądając przez nie na zamarznięte miasto rozpościerające się u stóp jej zamku. - Urządzę zawody. Tak. Zawody. Temu komu uda się zakończyć moją nudę, pozwolę zostać razem ze mną i mnie zabawiać. W zamian dam czego tylko zapragnie. Tak! - zawołała radośnie, klasa jąć w dłonie i obracając się wokół własnej osi. - Ale jeżeli zawiedzie, dołączy do mojej kolekcji.

- Cała ludność okrzyknęła ją mianem Królowej Śniegu. Tak piękna i delikatna niczym płatek śniegu zmieniła krainę w lodowe pustynie pozbawione życia. Wielu śmiałków próbowało udobruchać Królową, jednak nigdy nie wracali...
Szedł powoli, mozolnie pokonując rosnące przed oczami coraz to większe zaspy. W głowie wciąż szumiały mu słowa starca, który opowiedział o wszystkim i ustrzegł przed Lodową Panią. Chłopak zdawał sie jednak tym nie przejmować ani trochę. Rosnące w nim przekonanie, iż dziewczyna nie może być przecież aż tak złą istotą wciąż pchało go do przodu i dodawało tym samym chęci do brnięcia ku pałacowym progom gdzie wedle opowieści starca tam właśnie przebywała. Chciał sam poznać, jaka jest naprawdę.

Znudzoną jak zwykle światem Ķrólową Lodu przestała nawet bawić szalejąca za oknem śnieżyca. Nie miała jednak ani siły, ani ochoty by ją uspokoić. Siedząc wygodnie na parapecie, obojętnym wzrokiem wpatrywał się w nieskończoną biel, mając nadzieję, że znajdzie tam coś godnego uwagi. Jak chciała tak też się stało. Wśród wirujących płatków śniegu pojawił się ciemny punkt, który z każdą chwilą był coraz większy. Po chwili jej oczom ukazała się ludzka postać, wyraźnie zmierzające do wrót jej zamku. - Goście! - krzyknęła radośnie, szybko zeskakując na ziemię i biegnąc w stronę sali tronowej. - Otwórzcie bramy! Będziemy mieć gościa! - zawołała do czterech ścian z coraz większym uśmiechem rysującym się na twarzy. Głupota jednak byłoby szukać w nim choć odrobiny ciepła.

Przejechał dłonią po kocim, aksamitnym futrze, dając tym samym znak zwierzęciu stąpającemu koło niego, że czas trzymać się na baczności. Sam natomiast poprawił kaptur spadający z twarzy i pewnym krokiem wszedł do pałacu, który nagle stanął dla niego otworem zapewne za sprawą Królowej. Rozejrzał się uważnie, omiatając wzrokiem każdy, najmniejszy szczegół pałacu i zastanawiając się, jak mogło powstać coś tak pięknego. Wypuścił z płuc powietrze, które utworzyło charakterystyczną parę i stanął w miejscu, nadsłuchując.

Nagle nie wiadomo kiedy i skąd, tuż przed chłopakiem pojawił się ogromny basior o lśniącej, czarnej sierści i blado niebieskich oczach wpatrzonych w niego jak na potencjalny obiad. Zwierzę swoim rozmiarami przypominało bardziej niedźwiedzia niż wilka, co przerażało nawet bardziej niż ostre pazury i kły, które szczerzył w stronę gości. Nie czekając na reakcję gości, odwrócił się do nich tyłem, wolnym krokiem idąc jednym z wielu korytarzy. Po chwili przystanku, spoglądając na bruneta zniecierpliwionym wzrokiem.

Nie musząc długo zastanawiać się nad zamiarami wilczura, wraz ze swoim towarzyszem ruszył za nim, co chwilę rozglądając się i chłonąc wzrokiem lodowe zdobienia, kolumny, witraże, oraz figury ludzi. Na tym ostatnim zatrzymał się na dłużej, zastanawiając, czy to właśnie ci nieszczęśnicy, którzy przybyli do pałacu z chęcią wyswobodzenia krainy z rąk zimy. Dzieci, kobiety, mężczyźni. Nikt nie został oszczędzony.

W końcu doszli do wielkiej sali z wysokim sufitem, z którego padał prawdziwy śnieg. Komnata była bardzo przestronna, jednak niemal po przegięcie wypełniona figurami, na które czarnowłosy miał nieszczęście się już natknąć. Na środku stał potężny, kunsztownie wykonany tron, na którym siedziała drobna dziewczyna. W pierwszej chwili naprawdę trudno było ją zauważyć, gdyż wręcz zlewała się z tłem. Ubrana była w zwiewną, cienką, suknię o tym samym odcieniu co blada twarz i długie białe włosy, opadające na jej nagie ramiona. Z łatwością można było ją pomylić z jedną z otaczających ja lodowych postaci, gdyby nie jej błyszczące, czarne oczy, ciemne i puste, tak samo jak jej serce. - Witaj. - powiedziała uśmiechając się do niego, głaszcząc leżącego u jej stóp wilka, który po przeprowadzeniu gości od razu podszedł do swojej pani.

Z początku zbyt ogarnięty lustrowaniem kolejnych lodowych posągów nawet nie zauważył postaci siedzącej na pięknie zdobionym tronie. Dopiero po chwili jego uwagę przykuły dwa, czarne węgielki spoglądające na niego z drugiego końca sali, jednak tym samym tak puste i przepełnione chłodem. Gdy więc dotarły do niego słowa przywitania utwierdziło go to tylko w przekonaniu, iż spotkał w końcu prawdziwą Królową Lodu. Zwrócil ku niej twarz schowaną pod cieniem kaptura i zawiesił przez dłuższy moment wzrok na tej kruchej i delikatnej postaci o obliczu anioła, jednakże wiedział, że to tylko pozory.
- Witaj, Królowo - odparł i ukłonił się, co tak samo uczynił jego koci towarzysz. - Piękny pałac, jak mniemam jest to twe dzieło.

- Podoba ci się? Sama go zbudowałam. Ja sama i tylko ja! - Zimny uśmiech zmienił się w szczęście goszczące na twarzach dziecka pochwalonego przez rodziców. - Co cię do mnie sprowadza? Zła pogoda? Czego pragniesz? Mojej śmierci? Czego chcesz? Lepszego życia? - pytała, uważnie mu się przez cały czas przyglądając.

- Nie wątpię, że zbudowałaś go sama, Królowo - poprzez cień witający na jego twarzy za sprawką kaptura dało się zauważyć przebijający przez niego delikatny uśmiech. - Zła pogoda? Nie jest aż taka zła, czasami bywały gorsze, jednak śnieg ma swoje plusy, tak samo jak i mroźny wiatr. Poza tym w zimę wszystko wygląda inaczej, urokliwie na swój sposób. Nie pragnę twojej śmierci, nie znam cię na tyle dobrze, Królowo, aby móc wiedzieć, że pałam do ciebie nienawiścią. Nie potrzebuję lepszego życia. Wystarczy mi takie, które wciąż ciągne za sobą. Przybyłem do tej krainy nieświadom tego, iż panuje tu zima. Dopiero dziś usłyszałem o Królowej Lodu zamieszkującej lodowy pałac, a jako wędrownik nie mam obranego innego celu prócz ciągłych wędrówek. Zawędrowałem aż tu - odparł spokojnym głosem, czasami można by rzec nieco beznamiętnym, jednak jest to dość mylne stwierdzenie. 

Dziewczyna ani na chwilę nie spuszczała z niego wzroku, słuchając go jak zaczarowana. Z każdą chwilą była coraz bardziej zadowolona ze swojej decyzji wpuszczenia go do środka. Nie tylko był inni niż jego poprzednicy, którzy mieli czelność zakłócać jej spokój, ale lubił zimę i zwiedział na pewno kawał świata. Mógłby jej o nim opowiedzieć. Mógłby zostać. Mógłby wygrać jej zawody. - Jesteś więc podróżnikiem. To ci daje duże fory.

- Owszem, jestem podróżnikiem - odparł, jednak pozostawił jej drugie stwierdzenie. Zaciekawiło go, o co mogło chodzić tej istocie. Miał fory, jednak dlaczego? - Zwiedzam świat bez konkretnego celu, poznaję ludzi, ich kultury, języki, miewam też dziwne i czasami niebezpieczne przygody z których jak widać udaje mi się uchodzić cało. Mój jedyny towarzysz zwie się Kuro i jedynie można porozmawiać to mrucząc. Przybywam z krainy która jest wręcz przeciwieństwem tej, w której znajdujemy się teraz, jeśli by cię to zainteresowało, Królowo.

- Zobaczymy, czy z tej przygody uda ci się wyjść bez uszczerbku. - Kłamliwe uśmiech i złudne uczucie szczęścia oraz bezpieczeństwa, które dziewczyna roztaczała wokół siebie. - Przychodząc do tej wioski bez pozwolenia wtargnąłeś na teren mojego królestwa! - krzyknęła z grymasem gniewu na twarzy - Mówisz, że podczas swoich podróży poznałeś wiele kultur różnych krajow, w takim razie wiesz, że za tak zuchwały czyn grozi najwyższa kara. Kara śmierci. Znaj jednak moją łaskę. - odparła beznamiętnym tonem, wstając i wolnym krokiem ruszając w jego stronę, ciągnąc za sobą długą suknię. - Wchodząc do mojego zamku masz trzy opcje. Bezpiecznie stąd odejść, zostać posiłkiem Erena lub zostać ze mną. JUŻ NA ZAWSZE! - zawołała podkreślając trzy ostatnie słowa i radośnie kręcąc się wokół własnej osi - Nawet nie wiesz jak nudne może być życie we własnym dziele sztuki, kiedy otaczają cię nic nie warci i nie znaczący tchórze.

- Zawsze będzie jakiś uszczerbek, czy to mały, nic nie znaczący, czy też nieco większy. Skoro tak, jaka jest twoja wola, Królowo? Jeśli sam miałbym wybierać, żadna z opcji nie byłaby dobra - odparł, wypuszczając z płuc lodowate powietrze, nadal nie spuszczając wzroku z białowłosej dziewczyny. Zastanawiał się, skąd taka istota mogła wziąć się w tej krainie i wywołać aż takie zamieszanie sprowadzając wieczną zimę, zamieniając ludzi w posągi nietknięte życiem i wszczepiając w mieszkańców mrożący krew w żyłach strach.
Kuro jakby czytając w myślach chłopaka poruszał niespokojnie ogonem i zastrzygł uszami.

- Baw mnie. Zainteresuj czymś. Pozwól zapomnieć o nudzie. Pozwolę ci został ze mną i umilać swoją osobą każdą chwilę mojego życia, dopóki sam ni zaśniesz snem wiecznym. Będziesz żył niczym król, rządząc tą krainą przy mym boku. - Dziewczyna znajdowała się tak blisko niego, ze mimo panującego chłodu i założonego kaptura, wyraźnie czuł jej zimny oddech na swojej twarzy. W pewnym momencie złapała go za rękę, która przy dotyku jej lodowatej skóry, natychmiast zdrętwiała. - Będę spełniać każdą twoją prośbę. Każdy kaprys, każde pragnienie. Uczynię cie najszczęśliwszym i najpotężniejszym człowiekiem na ziemi. - mówiąc to, przez cały czas patrzyła mu prosto w oczy. Przez chwilę miał nawet wrażenie, że to najzwyczajniejsza na świecie dziewczyna, która jedynie pragnie czyjegoś towarzystwa. - Chyba, że mi odmówisz i postanowisz mnie zostawić. Wtedy zamienię twoje serce w lód i dołączysz do swoich poprzedników. - Uwolni wszy go z uścisku, lekkim ruchem ręki wskazała na otaczają ich postacie wyglądające jak wykute z lodu. - Możesz też wyzwać Erena na pojedynek. Jeżeli wygrasz, spełnię twoje jedno życzenie, bez względu na to jakie ono będzie. Lecz jeżeli przegrasz, mój przyjaciel spróbuję smak ludzkiego mięsa. Wybieraj.

Słuchał jej uważnie cały czas. Nie przerywał, chłonął dokładnie każde jej słowo, zachowując bezmienny wyraz twarzy. Jedynie oczy w kolorze złota i błękitu pozostawały nieco żywsze, obserwując otoczenie i racząc każdą z postaci chwilowym zainteresowaniem, by znów móc spocząć na niewidzialnym punkcie przed sobą.
Czarny kot słysząc słowa Lodowej Królowej przybliżył się do swojego człowieczego przyjaciela i tknął nosem jego zimną dłoń, jakby wiedząc już, co postanowił i chcąc wybić ten pomysł z jego głowy.
- Wybacz, wilczy kompanie Królowej, jednak na pewno nie byłbym smaczny - odparł po dłuższej chwili, po czym dodał: - Jednak jeśli chcesz spróbować się przekonać, jestem gotowy.

Całe podekscytowanie zniknęło z twarzy Królowej Śniegu, kiedy usłyszała słowa swojego gościa. Zawiedziona jego wyborem, zwiesiła głowę do dołu i odwróciła się do niego tyłem. - To twój wybór. - odparła beznamiętnym głosem.
Basior podszedł do swojej pani, ocierając się bokiem o jej lodowatą dłoń, dając jej tym samym do zrozumienia, że jest gotów do walki. Dziewczyna jedynie delikatnie pogłaskała go po grzbiecie. Zgasła radosna iskierka w jej oczach, a ona sama wydawała się być naprawdę smutna, jak małe dziecko, któremu odmówiono czekolady. Trwało to jednak zaledwie kilka sekund. Jej delikatna, dziecięca buzia w jednej chwili zmieniła się w pragnącego krwi potwora.
- Zabij go. - wysyczała przez zęby, po czym wygodnie usadowiła się na tronie, czekając na widowisko - Wybierz broń. - Przed brunetem pojawiły się przeróżne bronie o najróżniejszym i najdziwniejszym wyglądzie, wszystkie zrobione z lodu.

Jego wzrok przesuwał się powoli po różnego rodzaju broni, wykonanej tylko i wyłącznie z lodu. Myślał głęboko nad tym, które lodowe dzieło wybierze dla siebie do walki z wilczą bestią. Czuł przy tym na sobie wzrok obserwujących go wilczych ślepi, oraz czarnych oczu Królowej. Zastanawiał się, czy ta przygoda naprawdę skończy się dla niego tragicznie, czy też uda mu się wyjść cało, jak z większości jego wypraw kończących się czymś zaskakującym.
Wybrawszy dla siebie lodowy miecz, wolną dłonią pogładził dzikiego kota po gęstym futrze, jakby samym tym gestem chciał go uspokoić. Nie mógł obiecać mu, że wyjdą z zamku razem... Bądź w ogóle obaj nie wyjdą.
Po tym wszystkim jego wzrok spoczął na przeciwniku, oznajmiając tym samym, że on również jest gotowy do walki.

- Co byś chciał mieć napisane na nagrobku 'Podróżniku'? Tak się składa, że jak dotąd nie znalazłeś czasu by wyjawić mi swoje imię, a jeżeli zamierzałeś zostać bezimiennym bohaterem, to już z góry skreśl ten punkt z listy. Eren nie wie co to litość.
Zwierzę, jakby na potwierdzenie jej słów, wyszczerzyło ostre kły i warknęło głośno na swojego przeciwnika.

Ignorując na tę chwilę wilka, którym postanowił zająć się za chwilę, zwrócił do białowłosej dziewczyny.
- Proszę o wybaczenie. Co za naganne maniery, aby nie przedstawić się samej Królowej - rzekł, po czym ukłonił się: - Naoki, Wasza Wysokość. Chociaż "bezimienny bohater" nie jest aż takim złym rozwiązaniem. Stało by się tajemnicą, dlaczego bezimienny - dodał, a zimne powietrze tworzące delikatną parę owiało jego policzki.

Białowłosa prychnęła tylko z pogardą patrząc na chłopaka, jakby już był niczym więcej jak tylko kamienną tablicą nagrobkową.
- Więc walcz najdzielniej jak możesz Podróżniku Naoki, a może ktoś kiedyś wspomni twoją odwagę. - powiedziała. W tym samym momencie, czarny wilk ruszył do ataku, odbijając się od skutego lodem podłoża i skacząc na swoją potencjalną ofiarę.

- Najmniej ważna rzecz w tym momencie - powiedział do siebie, przenosząc znów wzrok na czarnego basiora, który nie chcąc dłużej czekać - ruszył do ataku. Chłopak czekał, aż zwierzę będzie dostatecznie blisko niego, po czym zrobił gwałtowny unik w bok tak, że wilk zamiast na niego, wpadł na lodową podłogę. Czarnowłosy odwrócił się szybko, nie chcąc spuszczać wzroku z przeciwnika i ścisnął mocniej rękojeść miecza w dłoni.

Zwierzęciu wystarczyła chwila, aby przystąpić do kolejnej próby ataku, która w przeciwieństwie do poprzedniej skończyła się pomyślnie. Niestety nie dla Naokiego, którego bestia trawiła swoimi pazurami, rozszarpując lewę przedramię.
- Radzę ci się postarać, jeżeli chcesz zostać pochowany w jednym kawałku. - odparła Królowa Lodu.

Stłumił w sobie krzyk, zaciskając mocno zęby i biorąc jeden, głęboki wdech. Ból z minuty na minutę stawał się coraz bardziej irytujący, a krew sącząca się z rany plamiła jego ubranie, skapując na lodową ziemię.
Zmrużył delikatnie oczy, spoglądając przez chwilę na czarnego wilka, a następnie gwizdnął przeciągle, chcąc go nieco bardziej zdenerwować. Basior kłapnął zębami i tak jak przewidywał czarnowłosy - ruszył na niego. Chłopak wykorzystując okazję zrobił to samo, tyle, że gdy dzieliły ich jedynie marne centymetry prześlizgnął się pod jego łapami, raniąc je i stając dokładnie za nim. Nim zwierze zdążyło odwrócić się, on skoczył na jego grzbiet i wymierzając cios - ogłuszył.

- Eren! - krzyknęła dziewczyna, gwałtownie wstając. - To niemożliwe. Niemożliwe. On nie mógł przegrać. Ty nie mogłeś wygrać! NIE! - Była tak zaskoczona wynikiem tej walki, że wręcz zdezorientowana zaistniałą sytuacją. - Jak śmiał przegrać?! Jak śmiał nie wykonać mojego rozkazu?! - warknęła przez zęby, z pogardą spoglądając na bezwładne zwierzę - Czego chcesz ode mnie? Jak brzmi twoje życzenie? - zapytała, z każdą chwilą coraz bardziej wściekła. Całkowicie zapomniała o rannym zwierzęciu, które początkowo wydawało się być jej naprawdę bliskie. Ignorując je, skupiła swoją uwagę na chłopaku, pragnąc jak najszybciej się go pozbyć ze swojego królestwa. Pokonując Erena, pokonał ją i upokorzył. Teraz jeszcze bardziej niż przedtem pragnęła jego śmierci. - Pamiętaj, że masz tylko jedno życzenie, więc lepiej dobrze się nad nim zastanów. Nie przyjmuję żadnych reklamacji, ani zwrotów. Słowa wypowiedziane stają się nieodwracalne.

Ostatni raz kątem oka zerknął na zwierzę bezwładnie leżące na ziemi, po czym wyprostował się zapominając tym samym o wciąż krwawiącej ranie i spojrzał na białowłosą dziewczynę. Przez krótką chwilę lustrował jej nieskazitelną urodę, nawet nie zastanawiając się nad swoim życzeniem. Już od początku, gdy przekroczył progi zamku wiedział, czego chcę.
- Życzę sobie zostać z tobą w zamku - odparł, czym zadziwił nawet swojego kociego przyjaciela. - Nikt nie zasługuje na bycie samotnym. Zwłaszcza sama Królowa.

Z ust dziewczyny wydobył się cichy dźwięk zaskoczenia. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to co powiedział. Była pewna, że się przesłyszała, ale przede wszystkim miała taką nadzieję. Nie chciała już żeby tu został. Nienawidziła go. Pragnęła, aby zniknął jej z oczu.
- Dobrze się zastanowiłeś? Już nigdy stąd nie wyjdziesz. Ten pałac stanie się twoim więzieniem. Zostaniesz już tutaj na zawsze robiąc co ci każę. W końcu ktoś będzie musiał zastąpić to nic nie warte zwierzę.

- Wiedziałem czego chcę od samego początku, więc nie muszę zastanawiać się nad swoją decyzją. Poza tym, być w takim więzieniu to prawie jak zaszczyt - odparł, spoglądając po raz kolejny na piękne, lodowe zdobienia stworzone dla zamku. Czuł, że Królowa nie była w głębi duszy zła. Nie chciał więc, aby na zawsze pozostała samotna, spoglądając wciąż na ten sam horyzont za oknem. Podróżując po świecie poznał wiele ludzi i z ust wielu z nich usłyszał, że największa karą jest zostać samemu.
Dziki kot podszedł do niego powoli i trącił pyskiem jego prawą dłoń, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Chłopak pogłaskał go po nosie, nadal nie spuszczając jednak wzroku z białowłosej.

- Po co więc wyzywałeś Erena na pojedynek? - zapytała idąc w jego kierunku -Doskonale wiedziałeś, że nie musisz tego robić. Podałam ci tą propozycję na samym początku. Więc po co? Chciałeś mnie tym upokorzyć? Pokazać, że wcale nie jestem taka potężna? - zapytała patrząc na niego morderczym wzrokiem - To było najgorsze życzenie, jakie mogłeś wypowiedzieć. - dodała, wymijając go i kierując się w stronę wyjścia, jakby nigdy nic.

- Ponieważ chciałem, aby było to moje własne życzenie - odparł po chwili. - Może i być najgorszym, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem, jednak nadal będzie moje. Nie chciałem niczym cię upokorzyć, po prostu była to walka, jak każda inna. Upokorzyłbym cię wtedy, gdybym sam walcząc z tobą przegrał. Sądzisz, że nie jesteś potężna, a sama stworzyłaś ten zamek, lodowe ozdoby? - spojrzał się na nią ukradkiem, po czym podszedł do okna i wyjrzał na zimowy krajobraz. - Nie chcę zrobić ci na złość, choć według ciebie zapewne tak to wygląda. Mi to nie przeszkadza.

Białowłosa zatrzymała się w drzwiach, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Po chwili odwróciła się w jego kierunku i spojrzała na niego z delikatnym, acz nieco przerażającym uśmiechem na twarzy.
- Od teraz przestajesz być gościem, a stajesz się mieszkańcem tego zamku. Masz do dyspozycji cały pałac. Korzystaj ze wszystkiego ile tylko możesz, jednak kiedy cię wzywam wszystko przestaje mieć znaczenia. Natychmiast przerywasz to co robisz i przychodzisz do mnie. Masz wykonywać każde moje polecenie, albo... - przerwała na chwilę wymownie spoglądając na lodowe figury - ...dołączysz do pozostałych.

Nie odpowiedział, jednak nie oznacza to, że nie słuchał. Słuchał jej cały czas, słyszał każde słowo, jakie do niego skierowała. Wciąż jednak z zamyśleniem wpatrywał się w niknący powoli za horyzontem świat, który przistaczał się w nieprzenikliwą ciemność.
Kuro wydał z siebie cichy pomruk i usiadł obok swojego ludzkiego przyjaciela, spoglądając na niego z ciekawością, co chwilę przekrzywiając łeb to na prawo, to na lewo. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął dłoń w jego stronę, a kot obwąchując ją, polizał palce.
Dziwnie potoczyła się historia - pomyślał.