Zaczynajcie.-powiedziała i uderzyła ''pałeczką'' w złoty mały gon.
***
Brunetka stanęła w pozycji
bojowej. Najważniejsze jest wyczuć przeciwnika. Daj zrobić mu
pierwszy ruch... Uśmiechnął się szeroko i gładkim ruchem wyczarował falę. Był to najprostszy ruch. Skierował masę wody ku ,,przeciwniczce" i pobiegł za nią. Zaczarowana ciecz służyła też do obrony oraz kamuflażu. Dzięki temu niemal niepostrzeżenie znalazłby się przy niej...
Dziewczyna zauważyła przez pół sekundy falę. Szybko zrobiła sobie barierę z podobnej fali wokół siebie, jednakże zaczęła ją powoli odpychać . Dzięki temu nie mógł jej zaskoczyć chociażby od tyłu.Bariera pochłaniała ataki wodne ,,przeciwnika'' dzięki czemu stawała się coraz większa. Jack widocznie to zauważył bo już nie atakował, a bariera wciąż się powiększała. Po chwili pękła.
Wykorzystał moment pęknięcia jej bariery i zaatakował wstęgą, która potoczyła się łagodnym łukiem, aby trafić Rimę od tyłu. Tymczasem skoczył w przeciwną stronę z zamiarem odwrócenia jej uwagi.
Niebieskooka zobaczyła jak Jack skoczył na lewą stronę. Co on robi? -pomyślała i zauważyła w ostatniej chwili błysk w jego oczach . Odwróciła się natychmiast. Odskoczyła na bok, lecz wstęga i tak zdołała ją trafić i woda trochę na nią plusnęła.
-Pożałujesz tego Jacku Froście... -szepnęła i narysowała przed sobą wodny łuk. Po chwili trzymała kryształowy łuk ze strzałą wycelowaną prosto w Jacka. Musiała się przyznać, ze sama to wymyśliła gdy była mała.
-Będziesz do mnie strzelać? -zaśmiał się.
Rima naciągnęła mocno strzałę i puściła. Strzała przecinała powietrze z dużą prędkością...
Przekrzywił głowę z złośliwym uśmiechem i przeciągnął się leniwie. Z jakby roztargnieniem wyczarował tarczę, tak na wszelki wypadek, i drugim ruchem kija spowodował, że z lodu wyłonił się Skinef. Myślał, że zablokuje strzałę. Jakże się pomylił... Bowiem z niej zrobiła się setka mniejszych i ostrych szpilek. Dużo z nich trafiło w barierę, ale i tak dość sporo wzbiły się w ciało szatyna. Mimowolnie skrzywił się z bólu. Mruknął coś pod nosem, a Skinef zapikował w jej kierunku.
-Co Jack, nie lubisz akumpatury?- zaśmiała się, lecz nagle ujrzała niebieskiego ptaka który mknął w jej kierunku z zawziętą prędkością. Jednym ruchem utworzyła ponownie barierę. Ptak cały czas leciał prosto na nią. Wtem ptak rozwinął skrzydła, a z nich wystrzelił mnóstwo małych, ostrych piór. Zielonooka długo podtrzymywała osłonę, lecz nawet przez nią przebiły się i nacięły jej skórę przez ubranie powodując małe ranki. Dziewczyna mimowolnie syknęła.
- Zemsta jest słodka. - Zaśmiał się wesoło.
Gong. Skrzywił się lekko i przymknął oczy, przeciągając się.
Mus to mus.
Włosy zaczęły tracić swoją barwę, stając się białymi. Teraz jego bluzę pokrywał szron. Leniwym ruchem nałożył na głowę kaptur, a drugą ręką podrzucił kij do góry. Otworzył, już intensywnie niebieskie, oczy i z zadziornym uśmiechem złapał błękitno-białą, zakrzywioną laskę, na której szczycie przysiadł niebieski ptak
- Teraz nie masz szans ze mną. Lodowy feniks także jest silniejszy. - Przekrzywił głowę na bok.
Biała mgła otoczyła dziewczynę ze wszystkich stron. Czerń włosów przeszła w biel. Oczy stały się jaśniejsze i jeszcze bardziej niebieskie. Skóra wciąż była blada, tak jak wcześniej niczym śnieg. Miała na sobie niebieską bluzę pokrytą szronem i krótkie brązowe szorty. Wyciągnęła prawą rękę przed siebie i po chwili trzymała w niej swoją ''rózgę''.
-Zaraz się przekonamy...Jacku Froście...-powiedziała, a po chwili mgła opadła...
Jej przemiana zaskoczyła zarówno Jacka i jak nauczycieli. Jakim cudem ona ma podobną przemianę co on?! Przecież to było niemożliwe...
- Ty... - Nie potrafił powiedzieć nic więcej. Po prostu za bardzo go zatkało..
-Próbowałam ci powiedzieć. Wtedy...przy spotkaniu z Analisą, jednak nie dałeś mi dojść do słowa.- powiedziała. Kątem oka spojrzała jak nauczyciel wychodzi z sali treningowej, a po chwili przychodzi dyrektorka.
-Po raz pierwszy to widzę...Bliźniacze przemiany!-wykrzyknęła zdziwiona. Oboje spojrzeliśmy na nią zaskoczeni.
-Mamy...przerwać?-zapytała nieśmiało białowłosa.
-Cóż...Trzeciego gongu jeszcze nie było, prawda? -powiedziała choć widać było po niej, że nadal jest w szoku..tak jak pozostali tu obecni.
Wzruszył ramionami i spojrzał na Skinefa.
- Wolałbym nie walczyć... - mruknął, ale dyrektorka i tak usłyszała.
- Jack, proszę.
Pokręcił głową i wyciągnął rękę do przodu tak, aby lodowy ptak mógł usiąść na niej. Palcami długiej dłoni przejechał po miękkim upierzeniu i nucił coś pod nosem.
- Nie chcę i tyle.
-Rezygnując tak łatwo z byle powodu ranisz nie siebie, lecz swojego przeciwnika. To nie walka. To tylko pojedynek. Jeśli dla ciebie to walka... Wyzywam ciebie, lecz na pojedynek.
-Rima...
-Już wcześniej się domyślałam. -powiedziała sucho - Ukrywałeś to przede mną. Tajemnica Wielkiego Jacka i jego paczki. Przezwisko- Władca Zimy. Twojemu przyjacielowi się trochę wymsknęło...-dodałam złośliwie
-To dlatego wtedy wpatrywałaś się w mój kij!
-Już mówiłam. To ty zmusiłeś mnie do ukrywania swojej przemiany. Gdy chciałam ci powiedzieć, natychmiast zmieniałeś temat albo udawałeś, że w ogóle nie słyszysz co do ciebie mówię!
- I jakoś było mi z tym dobrze - mruknął, odwracając głowę.
Chociaż miała rację... Ale nie przyznam się do tego.
Nasunął kaptur bardziej na twarz i westchnął cicho. Nie chciał z nią walczyć, ale został zmuszony z powodu sprawdzianu.
- Nie chcę z tobą walczyć i tyle.
Schował dłonie w kieszeniach, pozwalając, aby kij spadł na ziemię i rozpłynął się w postaci mgły. Wycofał swoją przemianę i wyszedł z sali bez słowa. Nie zatrzymywały go nawet nawoływania Rimy czy dyrektorki. Miał po prostu tego dosyć. Wykorzystując swoją wiedzę, ukrył się w sekretnym przejściu prowadzącym na zewnątrz.
-Jack! -zawołała. Wyczarowała własnego Skinefa. Był mniejszy od ptaka Jacka i bardziej biały. Spojrzała w jego jasne, błękitne tęczówki.
-Gdzie jest Jack?
-Na zewnątrz.
-Zaprowadź mnie do niego, proszę. -powiedziała, a ptak poderwał się do lotu. W biegu wycofała się z przemiany. Wszyscy oglądali się za nią zdziwieni.
W końcu odnalazła Jacka siedzącego na murze szkolnym z tyłu budynku. Zaczęła biec. Chciała się znaleźć jak najbliżej niego, lecz im bliżej była tym bardziej zwalniała. Miała pewne wątpliwości.
-Jack...-szepnęła
-Czy w końcu zostawicie mnie w świętym spokoju?-mruknął niegrzecznie.
Dziewczyna spuściła głowę, a jej oczy napełniły się łzami, które z trudem powstrzymywała.
-Wybacz...-powiedziała drżącym głosem. -Wybacz, że wtrąciłam się w twoje życie... Żegnaj!- odwróciła się i poszła w kierunku bramy szkoły, a jej biały ptak zmienił się w śnieg, który szybko stopniał.
-Rima, zaczekaj! Nie to miałem na myśli.- Zeskoczył z murka i pobiegł za nią. Po chwili złapał ją za rękę.
-Więc co?!-zapytała i chciała wyrwać rękę lecz jeszcze mocniej ją przytrzymał. W jej oczach widniały uczucia zdrady, smutku i złości.
-To,że...-urwał i patrzył na nią bezsilnie.-Nie lubię ani pojedynków ani walk...
-Tylko o to ci chodzi?-spojrzała na niego nie rozumiejąc. -Czy też...nienawidzisz mnie za to, że mam tę przemianę?
-Nie...Tylko, że bratnie przemiany nie istniały...aż do teraz. Była o tym teoria, nic więcej.
-To wszystko?-zapytała
-Nie. Nie chcę cię stracić...-spuścił głowę, chowając twarz przed światem, pod kapturem. Dłonie schował do kieszeni na bluzie. Wyglądał niczym przybity szczeniak.
-Wygrałeś.-powiedziała i jednym ruchem ręki zdjęła mu kaptur.
-Hm?-zamrugał zdziwiony i po chwili brunetka wspięła się na palce i pocałowała go. Pocałunek był krótki, lecz każdy z nich chciał by trwał całe wieki.
-Nie walczmy ze sobą już więcej...-szepnęła.
THE END
***
A teraz łaskawie proszę o komentarze.