Pogadaj z nami :D

piątek, 27 czerwca 2014

Spotkanie po dobranocce

Spięłam mięśnie, przebierając łapami w miejscu. Mrużąc delikatnie złote oczy przyglądałam się mojej "ofierze", którą miała stać się mała, niewinna ćma. Siedzą tak w krzakach tylko wypatrywałam okazji, kiedy się odwróci.
- Teraz! - warknęłam i wyskoczyłam z krzaków. Na moje nieszczęście jednak ćma zwiewnie i z gracją odfrunęła, a ja w tym bardziej stylu "nie zwiewnie i nie z gracją" wylądowałam na kamieniach.

Las nocą wygląda najcudowniej! Spokój, zero pseudo grzybiarzy, którzy wolą twoją cnotę od podgrzybka. Ptaki nie zakrzykują się w swojej kakofonii, ani gimbaza nie robi wypadów na szluga. Dopiero o tej porze można w spokoju przejść się z własnymi myślami.

Jedynym minusem jest, że co słońce pojawi się na konarami drzew mam swój wyścig z życiem, oby tylko brat nie zauważył, że jak przystało na grzeczne dziecko nie poszedłem spać po dobranocce, tylko niczym mało męska wersja Pocahontas, popylam po buszu.
Dochodzi też to, że drzewa mają oczy i wszystko chce cię zabić! Albo sprawić, ze już nigdy nie obudzisz się z suchymi majtkami.
Nagle usłyszałem jakieś zamieszanie w krzakach i niespodziewanie zaledwie kilka metrów ode mnie wylądował olbrzymi biały wilczur. Spojrzał na mnie swoimi żółtymi ślepiami, które w ciemności błyszczały, jak halogeny, wygiął swój pysk w coś, co miało przypominać uśmiech i jak niby nic zawołał.- O! Hej!
Nie wiedziałem, czy ma piszczeć, modlić się do bóstw, czy zwiewać jak najszybciej do najbliższego zakładu zamkniętego. Zrobiłem tylko rzecz, którą w takiej sytuacji potrafię zrobić tylko ja; -Yyy… Babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy?

Stanęłam jak głupia z głupim wyrazem twarzy i głupio wpatrując się w chłopaka stojącego przede mną. Kojarzę go ze szkoły, jeśli dobrze mówię. To ten jeden z braci Blade, którzy niedawno się do nas przepisali.

- Czemu? Żeby lepiej widzieć moje ofiary w ciemności - odparłam po chwili, kompletnie tracąc zainteresowanie moim wcześniejszym polowanie.

 
Drgnąłem konwulsyjnie, czując się jak cholerny Kapturek. Nawet kolor bluzy się zgadza, tylko gdzie jest mój myśliwy!- Babciu, a dlaczego masz takie wielkie zęby?
Uśmiechnęłam się złowieszczo i oblizałam kły na samą myśl o zakończeniu Czerwonego Kapturka. Jednak w samą porę zaświtała mi w głowie czerwona lampka. Chwila. Przecież ja nie jem ludzi. Zawsze po nich mam potem niestrawności, a ten tu to istny anorektyk, sama skóra i kości, nic się nie najem.

- Dobra, nie jestem głodna - machnęłam łapą i przemieniłam się w zwykłą, najzwyklejszą dziewczynę. - Cześć - pomachałam mu przez twarzą wesoło grabią.

Oczy rozszerzyły mi się do średniej talerza. Czułem się, jak wtedy, gdy okazuje się, że najładniejsza dziewczyna z koreańskiej grupy to facet. Nogi zgniły mi wzorek ziemniaków w piwnicy. Bojowo odskoczyłem, popisując się klasycznym dupotangiem o glebę.- C-co?!



- Ej, nie obrażaj, okej?! Może mordy za ładnej nie mam, ale mogłeś to jakoś ładnie zamaskować zdaniem typu "oh, ładną pogodę dzisiaj mamy, a ja muszę spadać" - założyłam ręce na piersi i uniosłam lekko brew, spoglądając na chłopaka. - Czyli mam rozumieć Kasene Blade, tak? Ha, widzisz, znam cię! Powiedziałabym jeszcze "wiem gdzie mieszkasz i podpalę twój dom", ale tak naprawdę nie wiem gdzie mieszkasz... 
Trybiki w głowie zaskrzypiały mi okropnie, stawiając przede mną pytanie; „Skąd ona wie, jak się nazywam?” Nie wygląda mi na jedną od tych miłych panów, którym wiszę coś więcej niż lunch, przez co chcą mnie nauczyć jak się pływa związany i z workiem na głowie… Khem! Znaczy nie ważne.
Dopiero po dłuższej chwili głupiego milczenia, skojarzyłem fakty.- Keyli!? Wybacz, ale nie codziennie wilczury chcą się ze mną bawić w Czerwonego Kapturka. 

Ty, ale bajer, kojarzy mnie! - pomyślałam, nadal szczerząc się jak idiota do miski mleka.

- Tak, we własnej osobie. Tak, sorry, sorry, ale ja już tak mam, że zawsze w nocy robię sobie małe schadzki. A ty co robisz sam w lesie? Oprócz tego, że bawisz się w Czerwonego Kapturka? 

Miałem na burknąć, że poluje na małe dziewczynki, ale to chyba byłoby nieodpowiednie do sytuacji.- Lubię podziwiać naturę, gdy wpieprzają mnie komary oraz spać nie mogę.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- I nie tak do końca sam.- z bluzy wypełzła gadzina, otaksując dziewczę wrzecionowatymi oczami.- To Wieszczadło.

Zuo wcielone w najczystszej postaci. Cienisty potępieniec mroku szukający ofiar. Tak, to ja. Tylko, że ja nie szukasz ofiar, a konkretniej jednej osoby, która mając spać wygodnie w łóżeczku teraz nie znajduje się w łóżeczku, tylko nie-wiadomo-gdzie. Zginie, przepadnie i będzie na mnie. Przecież on nie ma zmysłu orientacji w terenie i gubi się po pięciu minutach. Nawet w sklepie.
- Jeśli cię znajdę, nogi z tyłka powyrywam - warknąłem i chlasnąłem z liścia jakąs gałąź. Jakież było moje zdziwienie, gdy przed moimi oczyma pojawiła się postać Kasene w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Znowu? 

Przebrzydłe krzaczory rozstąpiły się i ciemności wypełzło zło najczystsze, czyli Naoki w całej swoim podłym obliczu. Wydałem z siebie odgłos czegoś, co ktoś brutalnie rozdeptał i uskuteczniłem eskejp za osobę Keyli, posyłając jej znaczące spojrzenie; „Zabije mnie, a całą winę zrzuci na ciebie.”

- N-nekuś.- zacząłem, jąkając się jak deliryk w ostatnim stadium.- Co ty tu robisz? 

O matko prostytutko, ojcze alfąsie, dzieci ulicy, któż to za osobnik, do jasnej kochanej! Chwila, wyglądają dość podobnie, więc to pewnie braciszek. Ten podły wyraz twarzy, dwukolorowe oczy, które tylko kryją za sobą prawdziwe zamiary. Tak, to musi być on. Widocznie chcę go zabić.

- Haaaha! To ten, ja może sobie pójdę i nie będę ci Kas przeszkadzać - ulotniłam się jednym krokiem w bok, odsłaniając postać Kasene i zaśmiałam się nerwowo. - Cześć, Keyli jestem? 

Uniosłem lekko jedną brew, spoglądając to na dziewczynę, to na rozdygotanego Kasene. Nie wiem, czy on pomoc dla bezdomnych zakłada, czy na serio lubi powyrywać na boki, bo ostatnio chyba z trzy naliczyłem takie miłe spotkanka...

- Chcę po prostu, abyś mi wytlumaczysz, co tu robisz i dlaczego nie ma cię w domu z twoim zmysłem orientacji? 

Wymamrotałem cos niezrozumiałego pod nosem, co zabrzmiało naprawdę tragiczne. Wlepiłem w Keyli maślane oczy typu „Nie zostawiaj mnie tu na sam z tym uosobieniem śmierci.”

- No, bo zaczęło się od tego, ze kiedyś tam się urodziłem…- zacząłem grać na zwłokę, może się znudzi i nie zabiję? – Nekuś, kocie ty przecież wiesz, że ja spać nie mogę. A dzisiaj taka ładna pogoda..

- Właśnie! - przytaknęłam, chcąc jakoś spróbować uratować sytuację. - Ty nie wychodzisz sobie na spacerki? No, wiesz. W nocy jest zawsze lepiej, bo ni ma ludzi do sprzeczki, cisza, spokój, no nie? A w dzień to cię albo coś zaatakuje, albo coś zgwaaa... zaatakuje i sam wiesz... - gestykulowałam jak głupia, kątem oka spoglądając na Kasene. 

Zamrugałem kilkakrotnie oczami, jak głupi przyglądając się tej scenie. Dobrało się dwóch idiotów. I co? Przecież go teraz nie zabiję, bo znowu ta ucieknie i jeszcze na policje przekażę, że molestowanie w rodzinie i te sprawy.

Westchnąłem tylko ciężko i machnąłem ręką na znak, że odpuszczam, bo zupełnie nie mam ochoty się kłócić. 

Widząc, ze bestia odpuściła, omal nie kicnąłem z radości. Niech ci dziewczę, bozia wynagrodzi w ciasteczkach dla psów.

- A co Nekuś, martwiłeś się o swojego ukochanego braciszka?- zagadałem chamsko wiedząc, że to źle się dla mnie skończy, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać.
- Ja martwić? Ależ skąd. Po prostu martwiłem się o te biedne zwierzęta leśne. Bo przecież gdyby cię zjadły na pewno by się zatruły - przewróciłem oczami, a następnie spojrzałem się na tę dwójkę. - Poza tym, czemu ja miałbym się martwić? - Wow, jaka miłość braterska... - uniosłam wysoko obie brwi i kątem oka spojrzałam na Kasene. - No, to ja się będę zbierać może! Widzę, że macie naprawdę dużo do obgadania! - uśmiechnęłam się szeroko i już cofałam się powoli w tył.

 
- Już? Jaka szkodaa…Ałć!- pisnąłem z nabożną trwogą, gdy łapy tego czarta brutalnie chwyciły mnie za wsiarz, szarpiąc jak buldog pluszaka. Jeśli zepsujesz, to wiedz, że nikt ci misia nie naprawi!- No to wiesz, pamiętaj by zaświecić świeczuszkę na mym grobie, gdy ten tu zakończy mój nędzy żywot…Ała! 


środa, 25 czerwca 2014

Niech chwila trwa. Niech świat się zatrzyma. Niech sekundy się dłużą. Niech czas się zatrzyma.

[KONKURS]
Zamknęłam ze zmęczenia oczy, nie mogąc już dłużej patrzyć na swoje odbicie. Wciąż nie rozumiałam dlaczego to w ogóle robię. Ani trochę mnie to nie bawiło, anie nie ekscytowało jak innych uczniów. Nie potrafiłam znaleźć w tej zabawie sensu.
- No, bo powiedz. Niby dlaczego mamy się przebierać? Jaki to ma sens? W jakim celu? - Gwałtownie otworzyłam oczy, odwracając wzrok od lustra. Spojrzałam na zawieszoną w powietrzu samiczkę koliberka o szmaragdowych skrzydełkach. - I właśnie w tym problem. Żadnego.
Westchnęłam cicho, po raz kolejny tego dnia, patrząc na swoje odbicie. Z gładkiej tafli lustra czarnymi jak noc oczami, patrzyła na nią szesnastoletnia dziewczyna. Jej długie, jedwabiste włosy które kolorem przypominały delikatne światło księżycowe, opadały kaskadami na nagie plecy dziewczyny. Na sobie miała krótką, granatową sukienkę, ledwie zakrywającą jej pośladki. Strój przepasany był szerokim, białym pasem, a w niektórych miejscach dodane zostały złote akcenty, nadając mu szlachetniejszy wygląd. Wysokie buty w tym samym kolorze co sukienka, sięgały jej do połowy uda, zakrywając naznaczone bliznami nogi. Za dodatki posłużyły granatowo-złote łucznicze rękawiczki bez palców.
- Wyglądam okropnie. Nie, ja tam nie pójdę! - Krzyknęłam, odbiegając od lustra. Zawiedziona swoim wyglądem, rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w zatęchłą poduszkę.
Poczułam jak Ai podlatuje do mnie i ląduje na moi  ramieniu. Podniosłam głowę do góry i popatrzyłam na swoją małą przyjaciółkę. Ai nie była jakimś niezwykłym czy magicznym zwierzęciem. Nie umiała mówić tak jak suczka Emily, a ja nie posiadałam wystarczających zdolności, aby móc wiedzieć co do mnie mówi. Ale nam to nie przeszkadzało. Rozumiałyśmy się bez słów. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w jej ciemne, podobne do moich, oczy, aby wiedzieć, co chce mi przekazać. Tym razem było podobnie.
Niepewnie podniosłam się do siadu, biorąc do ręki kolibra.
- Ja... Nie wiem... Ja chyba.... Boję się. Nigdy nie byłam na BALU i po prostu... - wydukałam, patrząc smutnymi oczami na Ai - Co jeśli zrobię coś nie tak? Co jeżeli będą się ze mnie śmiać? Jeżeli on się będzie ze mnie śmiać?
Poczułam lekkie ukłucie w palec, kiedy długi dzióbek mojej przyjaciółki, zetknął się z moim kciukiem.
- Masz rację. Nie będę się nad sobą użalać. Przecież jestem Koroshio Tenshi. Ja się niczego nie boję. Nigdy nie poddaję się bez walki. Chodź Ai! Idziemy na bal!
Szybko zeskoczyłam z łóżka. Podbiegłam do krzesła przy biurku, na którym wisiała przygotowana przeze mnie wcześniej, granatowa peleryna. Zarzuciwszy ją na nagie ramiona i naciągnąwszy kaptur na głowę, poszłam do łazienki i odkręciłam kurek kranu.
- Co to za łuczniczka bez łuku? - Zapytałam samą siebie. Robiąc w powietrzu delikatny ruch ręką, stworzyłam z wody coś na kształt łuku i kołczanu z kilkoma strzałami. Po chwili ciecz zastygła, zmieniając się w kryształowe arcydzieła. Chwyciłam do ręki swoje atrybuty, po czym wybiegła na korytarz, pozostawiając nie zamknięty na klucz pokój.
***
Po kilku minutach stałam już przed wejściem na aulę, na której miała odbyć się impreza. Z pomiędzy szpar drzwi, wydobywały się przytłumione dźwięki muzyki i nikłe kolorowe światełka, informujące o rozpoczęciu się zabawy.
Wzięłam głęboki oddech, wciągając do płuc, zadziwiająco ciężkie powietrze. Ostatni raz przygładziłam dłonią falbanki sukienki, pustym wzrokiem wpatrując się przed siebie.
Po chwili pchnęłam ciężkie drzwi i mgnieniu oka znalazłam się w środku. Kiedy drzwi się tylko za mną zamknęły, ze wszystkich stron naparł na mnie tłum poprzebieranych uczniów. Wróżki, księżniczki, piraci, rycerze i wiele innych dziwactw. Czułam się osaczona i obserwowana przez wszystkich, jak dzikie zwierzęta w zoo podczas szkolnych wycieczek. Tłum zaczął się przemieszczać, a ja chcąc nie chcąc razem z nim. Nie wiedząc kiedy znalazłam się na samym środku parkietu, przytłaczana i zgniatana prze innych z każdej możliwej tylko strony. I kiedy myślałam, że gorzej być nie może, piekło się dopiero rozpoczęło.
Z ogromnych głośników, rozstawionych w czterech kątach sali, popłynęła głośna muzyka, raniące moje nie przyzwyczajone do takich dźwięków uszy. Słyszałam wrzaski imprezowiczów, próbujących porozumieć się ze sobą, przekrzykując piosenkę. Byłam pewna, że moje bębenki długo tego nie wytrzymają i za chwilę ogłuchnę. Po chwili światło zgasło, zastąpiwszy je milionem kolorowych rozbłysków, które całkowicie mnie dekoncentrowały i oślepiały. Czując jak wpadam w panikę, wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc. Jednak zamiast sobie tym pomóc, tylko zaszkodziłam. Dziwna, biała mgła, która pojawiła się nagle nie wiadomo jak i skąd, dusiła mnie, napawając potwornymi atakami kaszlu.
Pozbawiona wszystkich zmysłów poczułam się nagle strasznie bezbronna. Dostałam zawrotów głowy, chwiejąc się na miękkich nogach.We wszystkich widziałam wrogo nastawionych do mnie ludzi, którzy tylko czekają na moje potknięcie. Ale nie mogłam im dać tej satysfakcji. Wiedziałam jednak, że długo tak nie pociągnę. Byłam na skraju szaleństwa.
Złapałam się za bolącą głowę, próbując odciąć się od wszechogarniającego mnie chaosu. Zaczynałam tracić orientację i z wolna również równowagę. Kręcą się wokół własnej osi wszędzie widziałam wpatrzone we mnie postacie, śmiejące się niczym wściekłe hieny.
- ZOSTAWCIE MNIE! PRZESTAŃCIE! DOSYĆ!- Krzyczałam na całe gardło, ale moje słowa ginęły wśród hałasu i huku zabawy. Poczułam jak moje ciało podświadomie przechodzi przemianę, w potrzebie samoobrony. Moje ruchy stały się szybsze i pełniejsze gracji, choć wciąż niepewne. Zmysły zaczęły mi się wyostrzać, jeszcze bardziej tylko pogarszając moją obecną sytuację. Przygryzałam lekko wargę, czując płynącą po ustach krew, spowodowaną wyostrzeniem się zębów.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia, co się wokół mnie dzieje. Nie wiedziałam już co jest prawdą, a co tylko złudzeniem, wywołanym przez mój szalejący umysł. Potknąwszy się o czyjąś stopę, zaczęłam się chwiać, wiedząc, że w żaden sposób nie będę mogła uniknąć tego kompromitującego spotkania z podłogą.
Wtedy poczułam czyjeś silne ramiona, łapiące mnie w ostatnim momencie, ratując przed upadkiem. Czyjaś ciepła dłoń, złapała moją rękę, splatając nasze palce w mocnym uścisku. Nie mogłam dojrzeć jego twarzy. Byłam zbyt zmęczona, a wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Mój tajemniczy wybawiciel, pociągnął mnie za sobą, torując nam drogę przez tłum. Nie sprzeciwiałam mu się. Nie byłam w stanie.
Nie wiedząc nawet kiedy znalazłam się na niewielkim tarasie. Wszystkie dźwięki zniknęły, tak jak i kolorowe światełka, które zastąpione zostały delikatnym blaskiem gwiazd i księżyca. Stanąwszy jak najdalej od wejścia na aulę, wyrwałam się tajemniczej postaci. Szybko podnosząc na niego wzrok obnażyłam kły i obdarzyłam go gardłowym warknięciem.
Mój wzrok dopiero po chwili przyzwyczaił się do nowej rzeczywistości, przez co nie byłam w stanie od razu poznać stojącego przede mną chłopaka. Jego jak zwykle rozczochrane kruczoczarne włosy, opadały lekko twarz, zasłaniając piękne, głębokie oczy o wyjątkowym ubarwieniu tęczówek. Jedno z nich było w kolorze roztopionego złota, ciepłe i wesołe jak ognik, a drugie niebieskie, tajemnicze i głębokie jak morze.
- Na-oki? - Głupio zapytałam chłopaka, nie wierząc własnym oczom.
- A kogo innego się spodziewałaś, piękna? - Zagadnął chłopak zaczepnie. Był ubrany zupełnie inaczej niż cała reszta, która swoim strojem chciała zwrócić uwagę i zachwyt innych. Brunet miał na sobie skromny, czarny kubrak, z narzuconą na plecy peleryną o tym samym kolorze. Wyglądał jak prawdziwy wampir.
Jakimś cudem, częściowa przemiana w dzikiego kota zniknęła, zastępując ją moim ogólnym speszeniem jego obecnością i wstydem, który odczuwałam po tak miłym przywitaniu go. Na twarzy pojawił mi się delikatny, niepewny uśmiech, otoczony szkarłatnymi rumieńcami.
- Nikogo. - Mruknęłam cicho bez zastanowienia, uciekając przed wzrokiem chłopaka.
- Zatańczysz? - Tuz przy swoi  uchu usłyszałam cichy szept Naoki'ego i jego ciepły oddech na mojej szyi.
Po moich plecach przeszedł dreszcz, ale nie był to ten ze strachu czy zimna. Tylko raczej ten pozytywny, oznaczających ekscytację. Gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Naoki, ale ja... Nie umiem tańczyć... - Mruknęłam cicho, opuszczając głowę i chowając twarz w białych włosach.
- Nie kłam. Wiem, że umiesz. Pamiętasz naszą rozmowę? Mówiłaś, że to jedno z Twoich ulubionych zajęci.
Chłopak złapał mnie delikatnie za podbródek, podnosząc go do góry i zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Drugą dłonią zsunął z głowy kaptur, gładząc moje jasne kosmyki
- Tak, ale nie dałeś mi skończyć. - Szepnęłam, z uwielbieniem patrząc w jego wyjątkowe i niepowtarzalne oczy. - Nie umiem tańczyć w parze. Sama to inna bajka, ale z kimś... - Na tyle ile pozwalał mi jego chwyt, odwróciłam głowę w prawo, patrząc na coś poza moim zasięgiem.
- To nie problem. Daj mi rękę. - Pewny siebie chłopak, opuścił dłoń, po czym wyciągnął ją w moją stronę. Czekał na mój ruch.
Znów spojrzałam na niego, niepewnie wyciągnęłam przed siebie rękę, chcąc spleść ją z dłonią bruneta. W ostatnim momencie jednak cofnęłam ją, nie mogąc się przemóc.
- Ufasz mi?
- Co? - Zapytałam, nie rozumiejąc co ma na myśli..
- Czy mi ufasz? - Chłopak powtórzył swoje pytanie, ponownie wyciągając dłoń w moją stronę. Tym razem się przemogłam, podając mu swoją rękę. Naoki delikatnie ujął ją, w swoją i położył na swoim ramieniu. - A teraz druga. - Dodał, łapiąc mnie za nadgarstek i kładąc moją lewą dłoń po przeciwległej stronie. - Stań mi na stopy. - Mruknął uśmiechając się do mnie zawadiacko.
- CO?! - Krzyknęłam mu do ucha, przez co na jego twarzy pojawił się lekki grymas, który jednak od razu zniknął, zastąpionym tym promiennym uśmiechem, rozświetlającym noc.
- Po prostu, zrób to. - Powtórzył, masując skroń.
Zastanawiałam się na jaki szalony pomysł wpadł znowu Naoki, mimo to posłuchałam go, ostrożnie stawiając stopy na jego. W tym samym momencie zobaczyłam jak dłonie chłopaka wędrują na moje biodra, przysuwając mnie bliżej do siebie.
- Ehem... - Mruknęłam odsuwając się od niego na kilka centymetrów. Ta bliskość zdecydowanie mi się nie podobała. Wręcz przeciwnie. Okropnie mnie krępowała, co można było zauważyć na moich policzkach, które znów oblał rumieniec.
Czułam jego zdziwiony wzrok na sobie. Niepewnie spojrzała na niego, wyczytując w jego oczach coś jeszcze. Smutek, żal, może nawet i rozczarowanie. Nie chciałam go zasmucać, ani zranić.  Chciałam, aby był szczęśliwy, żeby się uśmiechał jak zawsze. Zdecydowanie takiego Naoki'ego wolałam. Po postu nie była jeszcze na to gotowa.
Opuściłam wzrok.
- Tak bez muzyki? - Zapytałam po chwili, próbując zmienić temat.
- A po co komu muzyka. Wyobraź ją sobie.
Brunet zaczął się delikatnie kołysać w rytm piosenki, którą tylko on mógł usłyszeć. Po chwili zrobił kilka powolnych i niepewnych kroków w tył, a następnie w przód, wciąż poruszając się w takt muzyki, której mi nie było dane sobie wyobrazić.
Czułam jak moje stopy zaczynają się zsuwać z śliskich butów chłopaka. By uniknąć potknięcia, przysunęłam się bliżej do niego, tak że mogłam poczuć jego oddech na swojej twarzy.
Naoki zaczął obracać się wokół własnej osi, a ja jeszcze mocniej do niego przywarłam, opierając głowę o jego klatkę piersiową. Gdzieś przy uchu usłyszałam rytmiczne uderzenia jego serca, które były dla mnie tak obce, ale zarazem dziwnie znajome.
- I widzisz księżniczko? Tańczysz. Tańczysz ze mną. - Usłyszałam słodki szept bruneta, który jeszcze mocniej mnie do siebie przytulił i delikatnie pocałował w czubek głowy. - Nie martw się. Nie puszczę cię. Nigdy.
Chciałam mu odpowiedzieć, że to wiem i wiele innych rzeczy, ale wszystko nagle stało się jakoś nieistotne. Liczyliśmy się tylko my dwoje. Jak sekretni kochankowie, złączni w tańcu, który tylko księżyc mógł zobaczyć.
Mocniej wtuliłam się w ciepłe ciało Naoki'ego. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w nowy rytm.

Niech chwila trwa.
Niech świat się zatrzyma.                                          
                                Niech sekundy się dłużą.
Niech czas się zatrzyma.

Deszczowo

Rzęsisty deszcz zacinał jednostajnie tworząc na szybie długie strużki. Siedziałam na szerokim parapecie obejmując kolana rękami i przykładając czoło do zimnej szyby. Korytarz był pusty, cichy i ciemny jak przystało na tę porę dnia kiedy każdy normalny uczeń siedział w swoim pokoju z kubkiem herbaty w ręku i ekranem komputera czy stronicą książki przed sobą. Też wolałabym w tej chwili być już w domu ale niestety musiałam siedzieć tutaj. Spojrzałam po raz setny na zegarek. Dyrektorka spóźniała się już dziesięć minut co zupełnie nie było w jej stylu. Wreszcie w głębi korytarza usłyszałam miarowe postukiwanie wysokich obcasów i w progu zjawiła się dyrektorka.
-Przepraszam cię bardzo, zatrzymały mnie pewne hm... sprawy. Ale możemy już zaczynać. Chodź- powiedziała otwierając salę ćwiczeń i pewnym krokiem wchodząc do środka.
Zeszłam szybko z parapetu i podążyłam za dyrektorką. Niektórym może to się wydać dziwne ale na prawdę lubiłam te nasze spotkania. Czułam, że z każdą lekcją coraz lepiej rozumiem tę całą magię. Zaczynałam rozumieć na czym polega. Czułam, że jest tak długo skrywaną częścią mnie, że dzięki niej mogę dojść do tego kim na prawdę jestem. Niestety od pewnego czasu lekcje te zaczęły być dla mnie męczące. Coraz częściej dyrektorka chciała bym uczyła się magii cienia i wywoływać przemianę. Magia światła nie stanowiła dla mnie problemu. Mogłabym ćwiczyć godzinami. Była po prostu piękna, ponadto czułam że jest potężna, a nawet niebezpieczna ale przepiękna. Natomiast magia cienia dla mnie samej stanowiła nadal zagadkę. Nie panowałam nad nią, a czasem nawet czułam że to ona panuje nade mną kiedy niespodziewanie wybuchała i rozwalała coś co akurat stało jej na drodze. Z przemianą było podobnie. Mimo że czułam że coraz lepiej się poznaję to nadal nie mogłam jej wywołać. Coś mnie jakby blokowało. Jak mur którego nie mogłam ani przeskoczyć ani zburzyć. Dyrektorka mówiła że tym murem jest właśnie magia cienia. Dopóki nie oswoję się z tą mocą i nie zapanuję nad nią nie wywołam przemiany. I to zapewne niestety była prawda.
Po skończonym tradycyjnym treningu dyrektorka dorzuciła jak zwykle kilka nowych ćwiczeń i ruchów.
-No na dziś już starczy- powiedziała dyrektorka po trzech godzinach treningu- zbieramy się mam coś jeszcze ważnego do załatwienia.
Szybko zabrałam swoje rzeczy, zarzuciłam plecak na ramię i rzuciwszy krótkie "do widzenia" wybiegłam z sali. Marzyłam o tym by jak najszybciej znaleźć się w domu, paść na kanapę i włączyć jakieś durne odmóżdżające telenowele. Niestety miałam jeszcze coś do załatwienia. Powlokłam się na drugi koniec szkoły do wieży gdzie mieściła się szkolna biblioteka. Mimo późnej pory nadal była otwarta. Na moje szczęście w tym dniu bibliotekarka robiła przegląd nowych książek o magii wody.
-Dzień dobry. Czy można?- spytałam pukając cicho we framugę drzwi w stronę siedzącej za biurkiem bibliotekarki.
-Niestety nie mogę ci teraz pomóc. Jestem zajęta- bibliotekarka gestem wskazała stos książek piętrzący się na biurku.
-Ja tylko na chwilkę. Chciałabym tylko oddać te książki- powiedziałam wyjmując trzy tomy lektury o magii światła zadanej przez dyrektorkę- I wypożyczyć te- dodałam pokazując listę nowych książek.
-Dobrze ale czy mogłabyś ich poszukać sama? Stoją w dziale magii cienia na samej górze. Łatwo znaleźć.
-Oczywiście- odparłam i ruszyłam długą alejką w stronę dobrze mi znanego działu magii cienia. Szybko znalazłam książki z listy i już miałam wracać gdy mój wzrok znów przykuła wnęka w ścianie. Kiedyś byłam tu z Willem ale bibliotekarka nas z wrzaskiem wygoniła. Od tego czasu zawsze jak tu przychodzę bez sensu gapię się na tą wnękę myśląc co też tam w tych książkach może być, że tak bardzo nie chcą nam tego pokazać. I dlaczego nie zamontują jakichś drzwi skoro to zakazane miejsce? Podeszłam powoli do framugi i zajrzałam do środka.
-No dalej! Co się może stać? Bibliotekarka zajęta. To najlepsza okazja! Drugiej takiej nie będzie więc nie trzęś portkami idiotko!- usłyszałam w głowie ponaglający głos. Uległam namowom i obejrzawszy się szybko za siebie weszłam do środka. Tak jak wtedy wiszące na ścianach pochodnie zaczęły się kolejno zapalać rozświetlając ciepłym blaskiem okrągłe pomieszczenie. Przez chwilę stałam niezdecydowanie na środku aż wreszcie jakaś niezrozumiała siła pociągnęła mnie w stronę jednego z regałów. Spojrzałam w górę i zobaczyłam grzbiet okładki księgi, którą miałam już kiedyś w rękach. Stała na samej górze regału.
-Dobra tylko jak tam się dostać?- pomyślałam patrząc na księgę. Rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu jakiejś drabiny czy czegoś na co mogłabym się wspiąć, ale niczego takiego nie znalazłam. Cóż trzeba będzie improwizować. Na ziemi leżało mnóstwo stosików książek. Nie wahając się ani chwili zaczęłam układać z nich jeden porządny stos. Wspięłam się ostrożnie podtrzymując się regału i spróbowałam złapać równowagę. Niestety stos był za niski. Wspięłam się na palce i próbowałam wyciągnąć rękę jednak książka była za wysoko. Nagle, regał jakby się zatrząsł, a książka dosłownie wskoczyła mi w rękę. Wystraszona cofnęłam nogę do tyłu i to był błąd ponieważ tak misternie ułożony przeze mnie stos rozpadł się a ja poleciałam na podłogę.
-Cóż to było do przewidzenia- pomyślałam otrzepując się- ale najważniejsze że ją mam.
Spojrzałam w stronę wyjścia czy nikt nie patrzy i wsunęłam księgę do torby.
-Przecież to nie kradzież- uspokajałam własne sumienie- biblioteka jest właśnie po to by pożyczać książki i ja właśnie to robię. Przecież zamierzam ją oddać więc to nie kradzież.
Wyszłam z "tajnego" pomieszczenia i złapawszy wybrane wcześniej książki popędziłam do biurka bibliotekarki.
-Co tak długo?- spytała gdy ustawiłam przed nią książki z listy dyrektorki.
-Zaczytałam się trochę- skłamałam.
Zabrałam książki i czym prędzej wyszłam z biblioteki. Księga w plecaku jakoś dziwnie mi ciążyła.
Dopiero przy głównych drzwiach zatrzymałam się i otworzyłam plecak by wepchnąć resztę książek, a nie było to łatwe. Wielka księga zajmowała niemal połowę miejsca. Wreszcie wepchnęłam resztę i ruszyłam do domu.
Deszcz ani na chwilę nie ustawał a nawet wydawało mi się że jeszcze bardziej się rozpadał. Kuląc się pod ostrymi biczami ulewy żałowałam że rano nie wzięłam kurtki. Teraz moja bluza była cała mokra, a ja drżałam z zimna. Przebiegłam szybko przez park i wybrałam krótszą drogę do domu. Zwykle nią nie chodzę bo prowadzi przez osiedle bogaczy, ale dziś była wyjątkowa sytuacja. Biegłam szybko przeskakując kałuże i odgarniając mokrą grzywkę, z której ciągle kapała woda. Nagle niebo stało się zupełnie białe, a po chwili powietrze przeciął ogłuszający grzmot. Przystanęłam na chwilę. Ulica nie miała żadnych drzew. Najwidoczniej bogacze nie czują potrzeby choćby takiego obcowania z zielenią, ale w tej chwili nawet się z tego cieszyłam. Nagle w domu przede mną po prawej stronie ulicy trzasnęły drzwi i na chodnik wybiegła jakaś para. Chłopak trzymał nad głową dziewczyny rozpostartą kurtkę i wolnym truchtem wpatrzeni w chodnik biegli w moją stronę. W chwili gdy mnie mijali rozpoznałam charakterystyczne kasztanowe włosy.
-Will?- spytałam jak mi się zdawało zbyt cicho jednak chłopak usłyszał. Odwrócił się i natychmiast wyprostował. Jakoś dziwnie na mnie patrzył. Wyglądał na kogoś złapanego na gorącym uczynku. Dziwne.
-Gdzie tak pędzisz? Mieszkasz tu?- spytałam i lekko drgnęłam z zimna.
-N-nie- odpowiedział Will.
-Ja tu mieszkam. On mnie odprowadza- zza pleców Willa wyszła krótkowłosa blondynka z zadartym nosem o oczach koloru trawy okolonych długimi jasnymi rzęsami. Subtelne rysy twarzy i wesołe iskierki w oczach zdradzające ostry charakterek dziewczyny sprawiały że jeden uśmiech tej nietuzinkowej osoby wystarczał by zaskarbić sobie sympatię każdego. Po za tym co tu dużo kryć była po prostu piękna.
-Jestem Joy- powiedziała złotowłosa podając mi rękę i śląc nieśmiały uśmiech. Uścisnęłam jej dłoń i odpowiedziałam takim samym lekkim uśmiechem.
-Alisa. Ach odprowadza. A skąd się znacie jeśli można wiedzieć? Chyba nie jesteś z naszej szkoły?
-Nie Joy uczy się w prywatnej szkole- powiedział Will najwyraźniej odzyskawszy mowę.
-A Will jest moim chłopakiem- powiedziała blondynka i zerknęła z uśmiechem na Willa który nagle zrobił wielkie oczy.
-Nie wiedziałam że masz dziewczynę!- wykrzyknęłam klepiąc Willa w łopatki- nigdy nic nie mówiłeś!
-No wiesz ja...
-Will chyba nie lubi się mną chwalić- powiedziała Joy śmiejąc się.
-Hej jesteśmy przyjaciółmi! Nie życzę sobie więcej takich tajemnic- powiedziałam patrząc surowo na Willa.
-Zapamiętam- odparł tylko. Chciałam jeszcze coś dodać ale znowu błysnęło i zerwał się wiatr. Po moich plecach przeszedł zimny dreszcz.
-To może się kiedyś spotkamy i pogadamy na spokojnie. A ciebie Will jeszcze w szkole dopadnę! To na razie!- zawołałam i szybko ruszyłam w swoją stronę.
-Cześć!- zawołała Joy i ciaśniej przylgnęła do Willa pod rozpostartą kurtką. Jeszcze kilka razy odwracałam się w ich stronę aż wreszcie zniknęli za rogiem. Szybko dotarłam do domu i rzuciłam się do drzwi frontowych. W progu powitała mnie Luna wesołym merdaniem ogonem i lizaniem po twarzy. Wyraźnie domagała się pieszczot ale nie miałam teraz do tego głowy. Zrzuciłam z nóg przemoczone buty, zdjęłam kompletnie mokrą bluzę i włożywszy jakiś stary sweter poszłam do kuchni robić herbatę.
-Will ma dziewczynę!- ciągle kołatało mi w głowie- Will ma dziewczynę i nic mi o tym nie powiedział!
Czy powinnam się temu dziwić? W sumie znamy się już kilka miesięcy i  uważałam nas za dobrych przyjaciół. Ale chyba nie na tyle dobrych skoro mi nie powiedział o tym że ma dziewczynę! Zresztą czym ja się tak przejmuję. To przecież normalne. W szkole jest mnóstwo par. Po za tym dziwne żeby taki chłopak był sam. Nie oszukujmy się. Will jest bardzo przystojny. Ślicznie razem wyglądają i życzę im jak najlepiej. W sumie ciekawe ile już razem są.
Z rozmyślań wyrwało mnie gwizdanie czajnika. Szybko zrobiłam herbatę i zakopawszy się pod kocem włączyłam telewizor próbując nie myśleć o Willu.
                                                                    ***
Przepraszam przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Moja notka od bardzooooo długiego czasu pisana zupełnie bez weny ale już postanowiłam się zmusić. Teraz już nie mogę się usprawiedliwiać brakiem czasu. Wolę nie sprawdzać kiedy napisałam ostatnią notkę ale dziękuję Rimie że jeszcze się na mnie za to nie fochnęła.

niedziela, 22 czerwca 2014

Na przyjaciół każdy zasługuje

Shina Koroshio

Szłam powoli korytarzem, chcąc żeby ten dzień się już skończył. Byłam zmęczona i wyczerpana, a tak właściwie nie zrobiłam dzisiaj nic takiego. W tej chwili myślałam tylko o jednym. Żeby pójść do pokoju, rzucić się na łóżko i odpłynąć do krainy Morfeusza.
- Przepraszam, a panienka Tenshi dokąd się wybiera? - Usłyszałam za sobą zbyt dobrze znany mi głos, wspaniałej dyrektorki tej szkoły dla "uzdolnionych".
- Spać. - Odpowiedziałam prosto z mostu, nie starając się nawet być miłą.
- Nie zapomniała panienka o czymś? - Zapytała lustrując mnie swoim przeszywającym wszystko wzrokiem.
- Nie wydaje mi się.
- Myślę, że jednak tak. Nie zapomniała panienka przypadkiem o karze? - Zapytała mnie, a ja nie rozumiejąc o co chodzi, gapiłam się na nią jak na ostatnia z gatunku. - Za mną. Natychmiast. - Powiedziała i ruszyła szybkim krokiem korytarzem. Chcąc nie chcą, poszłam za nią.
Już od kilku minut leżałam na ławce jako biały tygrys z siedzącym na łbie krukiem. Kara, nie kara chcę spać! Powoli zamykałam oczy, gdy nagle drzwi otworzyły się z głośnym trzaśnięciem. Wystraszona zmieniłam się na powrót w swoją normalną formę, o ile można mnie nazwać normalną i złapałam się za mocno uderzające serce leżąc już na ziemi. Oglądanie horroru jako dobranockę nie było dobrym pomysłem.
Madeline otworzyła drzwi do jakiejś klasy, w której jeszcze chyba nie miałam przyjemności się uczyć. Po chwili wepchnęła mnie do pomieszczenia i na odchodne dodała kilka motywujących słów, mówiąc, że za godzinę sprawdzi jak sobie radzimy. Prawie od razu odeszła, zamykając za sobą drzwi.
Rozejrzałam się po klasie, aż mój wzrok natrafił na leżącą na podłodze Shinę.
- Uhm... O ile wiem mamy czyścić ławki, a nie podłogę. - Powiedziałam lekko rozdrażniona z powodu zmęczenia.
-Serio? Bo podłoga tu jest brudniejsza niż za szafą u mnie w pokoju.-burknęłam stojąc już na równych nogach.-Etto...Czym my mamy zeskrobywać te gumy?
Wzruszyłam tylko lekko ramionami.
- Myślałam, że już ci coś powiedziała. - Mruknęłam rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiś narzędzi. - Może tym? - Zapytałam niepewnie, podchodząc do biurka i biorąc z niego kawałek zardzewiałej blaszki z rączką i para rękawiczek.
-Może być...- burknęłam zanurkowałam pod ławkę,aby po chwili wyskoczyć rozciągając się na ziemi i wyciągając rękę do góry. -Szatanie, Jezusie, Boże i wszyscy święci toż to piekło jest lepsze!-wycedziłam i poległam niczym zastrzelony żołnierz.
- Nie przesadzaj. - Mruknęłam, kładąc się na podłogę i powoli wsuwając pod jedną z ławek. - Na pewno nie może być aż tak... - Zaczęła, lecz nie dane mi było skończyć, gdyż moje oczy ujrzały rzecz gorszą niż po wybuchu bomby atomowej. - Boże... Co to jest?! - Krzyknęłam wskakując spod ławki.
-I widzisz?! Lucyferze przygarnij mnie do siebie!-mówiłam, a łzy niczym z jakiegoś anime spływały mi po policzkach.-Dyrka to demon, a nie człowiek!-krzyknęłam. No, ale trzeba te ławki jakoś umyć...Może domestos dałby radę? Ale chwila...To jest do zębów czy kibli? A nie ważne!
- Nie mam pojęcia. - Mruknęłam do Shiny, powoli i niechętnie wracając do ławki. Ostrożnie obróciłam ją do góry nogami, zastanwiając się ile musiało komuś zająć upiększanie tej ławki. Nałożyłam na ręce gumowe rękawiczki i niepewnie złapałam w prawą dłoń kawałek blachy.
- Chyba zestarzeję się za nim to skończymy.
Gdy dziewczyna coś tam mówiła ja dokonałam niemożliwego: Zeskrobałam pierwszą gumę i nagle jak po diable mnie olśniło...-Smacznego Kor!-zachichotałam wesoło strzelając z linijki gumą w koleżankę. Gdy coś co niegdyś służyło do życia wylądowały ma samym czubku nosa dziewczyny zaczęłam się turlać po ziemi ze śmiechu.
Robiąc zeza, spojrzałam na wyrzutom gumę, przyklejoną do mojego nosa. Jednym ruchem zrzuciłam z twarzy niegdyś cudzą przekąskę między posiłkami.
- Hahaha... Bardzo śmieszne. Po prostu boki rwać. - Odburknęłam do dziewczyny i odwracając się do niej tyłem, rozpoczęłam skrobanie obrzydlistw spod blatu.
Otarłam łezkę, która niemal prosiła się o to. -A więc, aby się lepiej poznać zagramy w pytania? To znaczy na zmianę zadajemy sobie pytania o...w sumie wszystkim.-zaproponowałam tym razem zeskrobując już normalnie gumy.
Ciekawe skąd wzięła ten pomysł. W końcu ja sama kiedyś zaproponowałam tą grę Naoki'emu. Może jednak nie różnimy się tak bardzo, jak mi się na początku wydawało.
Spojrzałam na nią kątem oka.
Brednie. Zwykły zbieg okoliczności i tyle. Zresztą, zaraz to sprawdzimy.
- Uhm... Niech Ci będzie. - Powiedziałam i powróciłam do pracy.
Klasnęłam zadowolona, że się zgodziła i prosto z mostu spytałam: -Czy ktoś Ci się podoba?
Kompletnie zaskoczona jej pytanie, zbyt gwałtownie przejechałam blaszką po drewnie, tak, że kilka oderwanych gum uderzyło mnie w twarz.
- Uhm... Że-ee co pro-szę? - Zapytałam, odwracając się w jej kierunku.
Dostatecznie wyraźnie usłyszałam pytanie, aby zrozumieć jego treść, ale mój umysł chyba nie chciał go do końca przyswoić. Chociaż pewnie i tak zdradził mnie wywołując na mojej twarzy szkarłatne plamy.
Zaśmiałam się cicho widząc reakcję dziewczyny, ale nie miałam zamiaru odpuścić. -To powiedz chociaż jak ma na imię!-wbiłam w nią zaciekawione spojrzenie i nadstawiłam uszu.
- Uhm... A co cię to niby obchodzi, co?! - Zapytałam naprawdę wkurzona, a może bardziej zestresowana. - Zresztą nikt mi się nie podoba, a nawet jeśli to i tak jego imię nic by ci nie mówiło. W końcu nie zdążyłaś jeszcze poznać wszystkich uczniów, a on przecież i tak nie musi chodzić do naszej szkoły. - Odburknęłam i z udawanym zainteresowaniem, zaczęłam przyglądać się różnokolorowym zlepkom gum do żucia.
Zwiesiłam głowę załamana, iż nikt mi nie ufa. No, cóż...-Dobra! Teraz ty.-powiedziałam dalej pełna energii. Właśnie zakończyłam zeskrobywanie gum z pierwszej ławki i wzięłam się za kolejną.
- Nie. Wciąż jest Twoja kolej. Miało być na zmianę. Raz ty, raz ja, a ponieważ ja nie odpowiedziałam na Twoje pytanie to... - Szybko zakryłam sobie usta dłońmi, zapominając, że spoczywają na nich białe, gumowe rękawiczki.
Dlaczego, ja najpierw mówię, a potem myślę?!
-A więc okej!-krzyknęłam zadowolona. -A więc...Co dla Ciebie znaczy Naoki?-skoro nie chciała odpowiedzieć w ten sposób postanowiłam zapytać o chłopaka do którego ostatnio się śliniła.
Delikatnie drgnęłam, słysząc tak dobrze mi znane imię bruneta. Czułam jak na samo jego brzmienie serce mi lekko przyśpiesza, a na twarzy pojawia się mimowolny uśmiech. Wszystkie moje mięśnie się napięły i po chwili gęstą ciszę panującą w pomieszczeniu przerwał trzask pękającej deski.
-Eeee...Okej...-niemal poczułam jak kropelka potu spływa mi po głowie.-A więc teraz ty.-mruknęłam. Mimo, iż nie usłyszałam wyraźnej odpowiedzi to ja i tak wiedziałam swoje. Kruk na moim ramieniu poruszył się i po chwili wyleciał przez okno. ,,Zdrajca!,, pomyślałam.
- Lubię go. Jest nawet miły. Fajny z niego... Kolega. - Powiedziałam, ale mój niezbyt pewny i drżący głos za pewne mnie zdradził. - Uhm... Dlaczego kruk? - Zapytałam, pytając się o pierwszą lepszą rzecz, która wpadła mi do głowy.
-Uratowałam Tetsu, gdy kot zjadał resztę jego rodziny...Chciałam go wypuścić, ale on po prostu nie chce odlecieć. Dlatego jest przy mnie.-wyjaśniłam krótko, aby po chwili myśleć nad kolejnym pytaniem.-Lubisz czytać?-prawdopodobnie to nie takiego pytania się spodziewała, ale musiałam zapytać o najukochańszą dla mnie rzecz.
Myślałam chwilę nad tym co powiedziała, myśląc równocześnie o Ai.
Po chwili skupiłam się na jej pytaniu, zastanawiając się jak mogłabym odpowiedzieć.
- Uhm... Trudno mi powiedzieć. W swoim życiu przeczytałam niewiele książek. Wszystkie mogę policzyć na palcach u jednej ręki. - powiedziałam. - Ale jak je czytałam to... Hmm... Było fajnie. Więc... Chyba lubię.
-Nie jest źle.-podsumowałam jej wypowiedź ciesząc się, że dziewczyna nie jest taka natarczywa jak ja i nie pyta o to czy ktoś mi się podoba. -A więc teraz ty.-złapałam kolejną ławkę i kolejny raz poczułam odruch wymiotny.
- Eee... Nie wiem... To może... Uhm... Jakie masz moce? - Zadałam jej pytanie, chociaż w moich ustach brzmiało to, jakbym sama siebie zapytała, czy powinnam je była zadać.
-Ciemność i ogień.-odpowiedziałam krótko i znów myślałam nad kolejnym pytaniem, gdy drzwi lekko się uchyliły o do środka wpadła dyrektorka.-Jak Wam idzie łobuzy?-spytałam spoglądając znacząco na odwrócone ławki.
- Jak krew z nosa. - Mruknęłam siedząc do niej tyłem i próbując zasłonić, dosłownie rozłupaną na pół ławkę. Nie martw się o nas. Jeżeli mamy zrobić kolejny wybryk to i tak go zrobimy, nie ważne, czy będziesz patrzyć, czy nie. - Dodałam i wróciłam do skrobania blatów.
Dyrektorka pomarudziła coś o braku manier i wyszła. -Gdybyś miała do wyboru zjeść karalucha lub pająka co byś wybrała?-tak...Mam chorą psychikę nie zaprzeczę, ale ciekawiła mnie jej odpowiedź.
- Umrzeć z głodu. - Odpowiedziałam całkowicie zdegustowana jej pytaniem. Już sama nie wiedziałam co było obrzydliwsze. To co robiłyśmy, czy to o czym w tej chwili rozmawiałyśmy. - Wiesz, że to ohydna, a dodając do tego naszą wspaniałą karę, to przypomina mi się śniadanie, które rozpaczliwie, szuka drogi na powierzchnię?
-No dobra...Nie zadam więcej takiego pytania, ale wybrałabym taką samą odpowiedź.-powiedziałam i kolejny już raz wzięłam kolejną ławkę.
- Dlaczego zapisałaś się do tej szkoły? - Zapytałam, ze szczęściem odrywając ostatnia gumę z ławki i ruszając do kolejnej.
-Rodzice planowali tym razem zapisać mnie do szkoły dla ludzi z takimi mocami jak ja...A z resztą bardzo często się przeprowadzamy i ta chyba była najlepsza z tych tutaj. A więc teraz moje pytanie! Co pomyślałaś o mnie jak mnie pierwszy raz zobaczyłaś?-spytałam męcząc się z gumą, która jak na złość nie chciała zejść.
- Szczerze? Kolejna słodziutka uczennica, która będzie tańczyć jak jej zagrają. Ukochana córeczka rodziców, która ma i dostaje wszystko o czym zamarzy. - Odpowiedziałam bez wahania. Bo taka właśnie była prawda. O większości ludziach w tym dziwnym miejscu tak na początku myślałam. O niektórych bardziej w ten sposób, o niektórych mniej i tyle.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze chciałam sprawiać takie wrażenie i chyba się udało. -No cóż...Prawda bywa czasami inna.-powiedziałam dość poważnie jak na mnie unosząc lekko bluzkę i ukazując Koroshio plecy pełne mniejszych lub większych blizn, które zostały uwieczniane przy każdym uderzeniu z bata.
Z szeroko otwartym oczami  patrzyłam na poharatane plecy dziewczyny, naznaczone złem tego świata. Sama posiadałam kilka takich, nie tylko na plecach, ale też na ramionach, brzuchu, ale przede wszystkim na nogach.
- Uhm... A co pomyślałaś sobie o mnie? - Zapytałam, zmieniając temat, nie wiedząc jak zareagować na jej gest.
- Nie. Nie. Nie. I tak. - Odpowiedziałam jednym tchem, nie zaprzestając czyszczenia ławki. - Uhm... O ile się nie mylę, teraz twoja kolej.
W końcu postanowiłam zapytać czy wie coś o osobie, która mnie dość zaciekawiła. -Co wiesz o Kasene?-spytałam prosto z mostu nie patrząc na dziewczynę tylko sztywno czyszcząc ławkę.
- O Kasene? - Zapytałam zaskoczona patrząc na dziewczynę. - Uhm... W sumie niewiele. Jest naprawdę miły i sympatyczny. Bardzo go lubię. Hmm... - Zamyśliłam się na chwilę, myśląc co takiego mogę o nim powiedzieć. - Ma węża, z którym nigdy się nie rozstaje. Kochane Wieszczadło. - Uśmiechnęłam się do siebie, na wspomnienie o długim gadzie. - Jesteś troszkę... Hmmm... Najlepsze określenie to chyba dziwny, ale wolę powiedzieć inny. Tak właśnie. Jest oryginalny i wyróżnia się wśród innych. - Skończyłam, myśląc nad kolejnym pytaniem. - Dobra, teraz moja kolej. Czemu cie to interesuje?
-Emmm...Bo...- pierwszy raz nie wiedziałam co powiedzieć. Na policzki wpełzł mi rumieniec. -Chcę inne pytanie!-zażądałam w końcu.
Po raz kolejnym tego wieczoru spojrzałam na Shine dziwnym podejrzanym wzrokiem. Po chwili zaczęłam się głośno śmiać. Już dawno nie śmiałam się tak długo i szczerze. Po prostu nie mogłam się opanować.
- Uhm... - Mruknęłam kiedy w końcu udało mi się opanować śmiech. - Chyba naprawdę mamy więcej wspólnego niż mi się na początku wydawało. - Powiedziałam, ocierając łezkę w kąciku oka.
Wydymałam policzki jak małe dziecko po chwili również się śmiejąc. -Hmmm...Jeśli się tak zastanowić nigdy nie miałam przyjaciółki, bo wszędzie mieszkałam zbyt krótko...Może zechciałabyś nią zostać?-zapytałam mając w oczach prośbę jak mały szczeniak proszący o kawałek czekolady.
Zamknęłam na chwilę oczy i parsknęłam cichym śmiechem.
- Bogowie, którzy tym światem rządzicie, powiedzcie mi czym sobie na to zasłużyłam? - Powiedziałam na głos, całkiem poważnie się nad tym zastanawiając. Nie byłam dobrą osobą i zawsze sądziła, że pewnego dnia, świat mnie za to ukarze. Przyznawałam się do tego bez bicia.
Otworzyłam oczy i nie odrywając się od pracy, pokiwałam twierdząco głową.
- Czemu nie. Ja przyjaciółki też nigdy jako takiej nie miałam. Znaczy, nie przed tą dziwną szkołą. Ale to z innych powodów. - Dodałam, odwracając się w stronę dziewczyny. - Jesteś pewna, że chcesz?
-To raczej ja powinnam zadać to pytanie...Jak widzisz-przynoszę problemy.-powiedziałam wskazując na ławki i gumy.
Zaśmiałam się po raz kolejny.
- To. - wskazałam palcem na oblepioną gumą do żucia ławkę. - To nie jest dla mnie żaden problem. W porównaniu do kłopotów, jakie ja przynoszę, to to po prostu nie istnieje. - Powiedziałam, sama nie wiedząc co chcę tym osiągnąć. - Przyciągam pecha. Taka jest prawda.
-No więc jesteśmy w tym do siebie podobne.-skwitowałam i wstając i otrzepując ręce ponieważ właśnie zakończyłam swoją połowę ławek do czyszczenia. -To jak?-zapytałam uśmiechając się do niej promiennie.
- Niech będzie. - Powiedziałam, stawiając stolik w prawidłowej dla niego pozycji. - Chyba i tak nie mam już nic do stracenia. - Dodałam cicho, odwracając się w stronę Shiny i lekko do niej uśmiechając., - Tylko tak się zastanawiam co też ludziom nagle odbiło, że się do mnie przyczepiają., Jak ostatnim razem sprawdzałam, to wszyscy uciekali. - Mruknęłam, żartobliwym tonem, choć stwierdzałam fakt.
-No cóż...Jak to moja opiekunka powiedziała: Mnie się nie da nazwać człowiekiem!-zaśmiałam się pod nosem.-Dużo Ci ławek jeszcze zostało?
- Nie wiem i mnie to jakoś nie obchodzi. - Wzruszyłam lekko ramionami i podeszłam do drzwi. - Idziesz, czy zostajesz tutaj, czekając na naszą szanowną Madeline? - Zapytałam, naciskając na klamkę.
-Idę!- ruszyłam za Koroshio nie mając ochoty przyglądać się dyrce, której prawdopodobnie i tak coś nie będzie pasować.-Ciekawe jaka kolejna kara będzie przez nią wymyślona.-powiedziałam bardziej do siebie niż nowej przyjaciółki.
- Nie mam pojęcia. Ale wiesz... Po co się martwić na zapas? - Powiedziałam, idąc korytarzem prosto do schodów, prowadzących na wieżę. - Uhm... To co teraz, przyjaciółko? - Zaczęłam lekko ironicznym tonem, nie czując się jeszcze dobrze w nowej roli. - Co zamierzasz? Idziesz do domu spać, czy lecisz na szaloną imprezę do siódmej rano?
Ostatnie pytanie lekko zbiło mnie z tropu. No tak...Do domu nie chciałam wracać zwłaszcza, że rodziców ma nie być całą noc, a opiekunka zapewne zachowa się jak zwykle. Więc co powinnam zrobić? - Nie wiem...A ty?-spytałam lekko przygryzając dolną wargę.
- Idę spać. - Powiedziałam do dziewczyny, ani przez chwilę nie zastanawiając się nad odpowiedzią. Byłam strasznie zmęczona, a powieki same opadały mi, przysłaniając świat. Jedyne o czym marzyłam w tamtej chwili, to położyć się na tym rozwalającym się meblu, który trudno było nazwać łóżkiem.
Chwila za chwilą mijała, a ja nagle straciłam pomysł co mogłabym jeszcze powiedzieć, gdy nagle zauważyłam, że dziewczyna idzie ma górę zamiast w dół do wyjścia. -Nie pomyliły Ci się kierunki?-zapytałam pół żartem.Rozglądnęłam się dookoła, sprawdzając, czy rzeczywiście nie popełniłam błędu.
- Nie. - Odpowiedziała, stawiając krok na następnym stopniu. - Na pewno nie. A ty? Nie idziesz do domu? - Zapytałam, lekko zdziwiona tym, że jeszcze tu stoi.
-Znaczy ja...yyy...-zacinałam się sama nie wiedząc co mówić. Przecież nie powiem jej, że jak wrócę to prawdopodobnie do mojej kolekcji dołączą kolejne blizny. Teraz tak zaciekawiło mnie to czemu Kor idzie na górę, że nie byłam w stanie wymyślić sensownej wymówki.
- Nie ważne. - Mruknęłam wzruszając ramionami. Jak nie chciała mówić, to nie musiała. Nie naciskałam, bo sama wiedziałam jak to jest. - Chcesz wejść na górę? - Zaproponowałam nie wiedząc tak naprawdę, czemu to właściwie robię.
-Hmmm...Z chęcią!-uśmiechnęłam się i już po chwili stałam obok dziewczyny z wielkim uśmiechem na twarzy, który niemal wydawał się większy niż zazwyczaj.

piątek, 20 czerwca 2014

Śmiech przez łzy, czyli mam przyjaciółkę!

- Nie patrz tak na mnie! Słyszysz! Przestań się gapić w ten sposób! Ja i tak tam nie pójdę! Wszystko tylko nie chemia! - Wrzeszczałam na małego koliberka, latającego prze moją twarzą. - Nie pamiętasz już co stało się ostatnim razem? Jak Shina o mało co nas nie wysadziła w powietrze tą swoją "tęczą". - Mruknęłam robiąc w powietrzu znaki palcami.
Nie zamierzałam dzisiaj w ogóle przyjść na lekcję. Przypomnienie Ai o ostatnim wybryku mojej nowej znajomej było tylko pretekstem, żeby w końcu się zgodziła i dała mi święty spokój. Nie lubiłam tego miejsca. Naprawdę za nim nie przepadałam. Uczniowie byli dziwni, nauczyciele jeszcze dziwniejsi, a ja czułam się wśród nich jak czarna owca, co było naprawdę zabawne ze względu na kolor moich włosów.
- No i co z tego, że on tam będzie? Na inne lekcje też przyjdzie. Po prostu, daj mi zrobić sobie dzień wolnego... Ups. - Szybko zakryłam sobie usta dłonią, uświadamiając sobie, co właśnie powiedziałam. - No dobra. Przejęzyczyłam się. Nie dzień. Godzinkę. Słyszysz! Godzinkę wolnego! Och, ale ty jesteś. Gorsza nić Madeline. - Mruknęłam do wpatrzonej we mnie Ai, która uparcie próbowała mnie przekonać, abym powróciła na lekcję.
- Nie wrócę i koniec, a teraz jakbyś była taka miła, pomóż mi stąd zeskoczyć. Ten mur ma chyba z sześć metrów. - Powiedziałam do towarzyski, próbując w jakiś sposób prześlizgnąć się na drugą stronę muru. Wspinaczka na górę okazała się być dla mnie wyzwaniem, ale to co zobaczyłam patrząc w dół, prawie mnie przerosło.
W końcu puściłam brzegi muru i dość głośno wylądowałam poza granicami szkoły.
- HURA! Wolność! - Zawołałam, skacząc do góry ze szczęścia, mając nadzieję, że nikt nie zauważył mojej epickiej ucieczki.

Szłam wolnym krokiem do szkoły. Oleje sobie chemię. Po co się spieszyć. Powiem że zaspałam.
- Rusz dupę. Spóźniam się do szkoły. Znowu.- powiedziała Miki.
- Nie idę na pierwszą lekcje. Nie chce mi się.- uśmiechnęłam się. Gdy byłam niedaleko bramy zmieniłam się w króliczka i szybko od kicałam w stronę lasu. Za mną podreptała Miki. Po chwili ujrzałam dziewczynę skacząc ze szczęścia. Podkicałam bliżej.
- No dobra, koniec tej radości. - Powiedziałam sama do siebie, podpierając się pod boki. Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się co dalej robić, gdzie iść i czy w ogóle się stąd ruszać. - Hmm... Może trzeba było nam zabrać ze sobą Naoki'ego czy Kasene. Albo chociaż tą Shinę. Ostatnio była bardzo chętna do wagarów. - Mruknęłam, dzieląc się swoimi myślami z turkusowym ptaszkiem, wciąż latającym wokół mojego ucha.
W pewnej chwili znieruchomiałam, słysząc za sobą cichy szelest. Gwałtownie odwróciłam się w stronę intruza, gotowa do walki z nim lub ewentualnej ucieczki. Jednak zamiast chociażby jakiegoś ucznia, przed sobą ujrzałam małą, białą kulkę z uszami.
- Nie patrz tak na mnie. Wcale nie jestem przewrażliwiona. - Zawołałam do królika, który podejrzanie dziwnie się na mnie gapiłam. - Przezorny zawsze ubezpieczony, co nie Ai? No co? Ty też przeciwko mnie? - Zapytałam, patrząc na kolibra. - A może to nie jest zwykły królik, hę? Może to jakaś uczennica. Albo nauczyciel, co? Nie zdziwiłabym się też,. gdyby zmieniła się w Madeline, chociaż królik jakoś nie pasuje mi do niej. Ale... Już chyba mnie nic w życiu nie zdziwi.
Dziewczyna paczała na mnie podejrzliwie, wiec się odmieniłam.
- Hey.- powiedziałam uśmiechając się. Po chwili z krzaków wyskoczyła Miki.

- Chciałoby się aż rzec: A nie mówiłam?! - Odwróciłam się do kolibra, kierując do niej te słowa. Po chwili mój wzrok znów spoczął na "króliczku", który zmienił się w blondwłosą dziewczynę. - Uhm... Hej... Ehm... Bardzo mi miło i w ogóle, ale chyba się zaraz spóźnisz na lekcję. - Odburknęłam do niej niechętnie, krzyżując ręce na piersi.
- Ja?- zapytałam niewinnie - Zaspałam.- odparłam z diablim uśmiechem.
- A ty?- chciałam zapytać ale uprzedziła mnie Miki.

- I się pomyliłam. - Mruknęłam sama do siebie, słysząc gadającego psa. - Wybacz mi psiaku, ale to chyba jednak nie twoja sprawa. - Spojrzałam na zwierzę morderczym wzrokiem, czekając aż i ten się wciąż przemieni.
- Dlaczego się gapisz na Miki?- spytałam - Po za tym Miki ma rację, a ty nie idziesz na lekcje?
- Hau.- zaszczekała dla żartów Miki. Wybuchłam śmiechem.

Spojrzałam najpierw na śmiejącą się dziewczynę, a potem na psa, jeszcze raz wlepiając w niego swoje czarne jak noc oczy.
- Jeżeli myślisz, że to takie zabawne psiaku, to się grubo myślisz. - Warknęłam do zwierzęcia, pokazując garnitur ostrych zębów, które pojawiły się u mnie po częściowej przemianie w kota.
- Nie. Masz jakiś z tym problem? - Zapytałam, zwracając się w stronę dziewczyny, wciąż z wyszczerzonymi zębami.

- Hmm... Nadal nie wiem co masz do Miki.- powiedziałam.
- Uhm... ONA GADA, OK?! - Wydarłam się, wypowiadając w końcu na głos swoje kompletne zaskoczenie. - To nie jest normalne! Zwierzęta nie mówią ludzką mową! Nie mogą! Po prostu nie i już!
- Kurwa.- przeklęłam - Jesteś czarodziejka nie? Dziwi cie Gadający pies? - krzyknęłam - Z Kas'em łatwiej się szlo dogadać. Przynajmniej nic nie miał do Miki - szepnęłam sama do siebie.
Zaczęłam odchodzić w głąb lasu.

- Kasene ze wszystkim idzie się łatwo dogadać, ok?! Chłopak jest otwarty i tyle. - Warknęłam na nią, nie zadowolone z faktu, iż musiałam natrafić na znajomą Kasa. I jeszcze z nią się kłócić. - No i co z tego, że jestem czarodziejką, czy jak to się tam nazywa?! Ja tego świata nie znam. To jest wasz świat nie mój, do którego nawiasem mówiąc zaciągnięto mnie siłą. I gadający pies nie jest czymś z czym spotykałam się każdego dnia, bawiąc się lalkami. - Zawołałam za nią, coraz bardziej wściekła, gdyż mnie najzwyczajniej w świecie ignorowała.
- A co ja mam kurwa powiedzieć!- krzyknęłam - Bo ja niby mam znajomych czarodziejów. Tez słabo to wszystko czaje.- powiedziałam spokojniej - Może się uspokajać i chociaż przedstawmy? - spytałam.
- To dlaczego się mnie czepiasz? - Zapytałam już nieco spokojniej, powracając całkowicie do swojej ludzkiej formy. - Uhm... Coś mi mówi, że będziemy albo nawet już jesteśmy razem w klasie, więc skoro i tak prędzej czy później będziemy musiały się przedstawić. - Mruknęłam niechętnie wyciągając w jej stronę rękę. - Jestem Koroshio.

- Emily.- powiedziałam ściskając jej rękę - Przepraszam za mój wybuch.- przeprosiłam.- ja jestem Miki.- powiedziała moja suczka.
- Phi... Nie wiesz co to wybuch. - Pomyślałam, przypominając sobie swoje poprzednie spotkania z uczniami tej szkoły. - Aha, no a to jest Ai. - Wskazałam ręką na unoszącego się w powietrzu ptaszka. - Wybacz skarbie. Poniosło mnie. - Szepnęłam cicho do kolibra, próbując się wytłumaczyć z tak późnego przedstawienie jej.

- Skoro i tak zapewne idziesz na wagary to może pójdziemy razem? - zaproponowałem - Może nam się uda zaprzyjaźnić?- powiedziałam.
Zlustrowałam dziewczynę i jej nienaganny strój. Wzruszyłam lekko ramionami.- Rób co chcesz. To podobno wolny kraj. - Odparłam, przewracając lekko oczami, zważywszy na ironię ostatniego zdania. - Możesz ze mną iść. O ile nadążysz. - Zawołałam, ruszając w stronę lasu. Wbiegając w gęstwinę drzew, zmieniłam się w białego rysia i szybkim pędem zaczęłam przemieszczać puszczę.
Spojrzałam za nią. Przemieniłam się i pobiegłam za nią. Jako elf szybciej biegam. Po chwili ją dogoniłam. 
- Powinnam nadążyć.- rzekłam.
Wciąż biegnąc, spojrzałam na nią kątem oka, przewracając oczami. Według mnie nie było to zbyt dobrym pomysłem, bieganie po lesie pod postacią mitycznych stworzeń, ale to była jej decyzja. Zresztą i tak nie mogłam jej przekazać żadnej informacji pod postacią zwierzęcia.
Po chwili gwałtownie się zatrzymałam, czując w powietrzu znajomy i kojący zapach. Po chwili węszenia, złapałam trop. Ile miałam sił w nogach pobiegłam w kierunku, z którego dochodził.

Gdy Koroshio się zatrzymała, nie mogąc wyhamować najzwyczajniej wpadłam w drzewo. Postanowiłam zmienić się jednak w królika. Wskoczyłam na Miki i pobiegłyśmy za nią. Ciekawiło mnie dlaczego się zatrzymała. Czyżby wyczuła niebezpieczeństwo i uciekła?- Trzymasz się Emily, czy znowu ze mnie spadniesz?- spytała Miki. Przewróciłam oczami i złapałam ją za futro na karku. Ciągle mi to wypomina. 
Wyskakując na niewielką polanę, pokryta w niektórych miejscach jeszcze małymi czapami śniegu, które były wspomnieniem minionej zimy, stanęłam jak wryta, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
Przede mną rozciągało się niewielkie jezioro, z którego już dawno zniknął cały lód. To właśnie tego mi najbardziej brakowało zimą. Za tym najbardziej tęskniłam w tym miejscu. Za czystą, dziką wodą.
Nie namyślając się ani chwili, wskoczyłam do jeziora, wciąż będąc pod postacią dzikiego kota. Dając nura pod wodę, upajałam się jej chłodem, który dla większości ludzi był czymś niewyobrażalnie zimnym.

Miki wybiegła na polankę z dużym jeziorkiem. Nie myśląc o tym, że może być zimna woda, odbiłam się od grzbietu i zmieniając z powrotem w człowieka skoczyłam do wody. Szybko jednak wypłynęłam z krzykiem.
- Zimna!- krzyknęłam rzucając się w stronę brzegu. Tam natomiast na ziemi leżała Miki pękając ze śmiechu.

- Mogłaś się domyśleć.- powiedziała.
- Przecież wiesz, że ja nie myślę!- krzyknęłam na nią - To znaczy myślę z opóźnieniem w takich sytuacjach.- powiedziałam. Nie dość, że nie wiem gdzie Koroshio to jeszcze wykąpałam się w zimnym jeziorze i byłam mokra. Jaka ja jestem inteligenta.
Po kilku minutach wypłynęłam na powierzchnię, głośno łapiąc powietrze do płuc.
- Uhu... Jak przyjemnie! - Zawołałam, będąc już pod swoją ludzką postacią.
Odgarnęłam z twarzy mokre kosmyki, które przykleiły się do moich policzków, zasłaniając lekko pole widzenia. Ze zdziwieniem spojrzałam na mokrą Emily leżącą na brzegu i na tarzającą się po trawie ze śmiechu suczkę.
- Wszystko w porządku?

- Jestem idiotką i tyle.- powiedziałam - I mi zimno.- odparłam kładąc się na ziemi.
- Ona zawsze tak głupio się zachowuje.- powiedziała Miki uspokajając się - Widziałaś jak przywaliła w drzewo?- powiedziała znowu wybuchając śmiechem.

- Śmiej się, śmiej. Zemsta będzie słodka.- mruknęłam do siebie.
- Dzięki. Jeszcze nikt mnie tak o mnie miło nie powiedział. - Powiedziałam obojętnym tonem, płynąc w stronę brzegu. - Jak nie lubisz zimnej wody, to po co wskakiwałaś. - Powiedziałam, przewracając oczami. - Uhm... Nie ważne. Mam nadzieję, że nic ci się nie stało i w ogóle, ale powinnaś trochę uważać w co wbiegasz. - mruknęłam - To... Jesteś nowa, hę?
- Tsak. Nowa.- mruknęłam - Nie wiedziałam, że jest zimna. A z drzewem po prostu nie wyhamowałam.- powiedziałam wstając. Korzystając z mojej słabej magii wody udało mi si wyciągnąć trochę wody z ubrań. Jednak nic to nie dało bo upadła obok mnie i mnie ochlapała. Miki znowu wybuchła śmiechem.
- PRZESTAŃ SIĘ W KOŃCU ZE MNIE ŚMIAĆ!- krzyknęłam na nią - Wiesz, że słabo mi idzie z magią wody.-powiedziałam siadając z powrotem.
- Ale to jest takie śmieszne.- powiedziała. Nagle wpadłam na dobry pomysł. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam po czym wrzuciłam ją do jeziorka.
- Masz za swoje!- krzyknęłam - A tak w ogóle to która godzina?

- Uhm... - Mruknęłam patrząc na próbującego pływać psa. - Nie jesteś zbyt miła dla swojej przyjaciółki. - Dodałam, spoglądając na nią. - Może Ci pomogę, co? - Zapytałam i używając magii wody, wysuszyłam jej ubranie, nie czekając nawet na odpowiedź. - Czekaj, ty nie jesteś przypadkiem ta nowa, co jej "piesiek" mało co nie przyprawił o zawał biednego Kasene? - Nagle skojarzyłam fakty, rozpoznając jasnowłosą dziewczynę, która zrobiła ostatnio niezłą rozróbę w klasie, doprowadzając nauczyciela do białej gorączki.
- Yyyy... Tak to ja.- mruknęłam - To wina Miki!- krzyknęłam - A po za tym jestem dla przemiła. Tylko czasem mi nerwy puszczą jak się ze mnie śmieje.
- Wredna jesteś!- krzyknęła Miki wyskakując z wody.

- Sama zaczęłaś.- prychnęłam.
- Ja się tylko z ciebie śmiałam!- krzyknęła.

Po raz kolejny spojrzałam na psa, piorunującym spojrzeniem, rozumiejąc z każdą chwilą, że coraz mniej go, to znaczy ją, lubię.
- Wiesz, że za to powinnam teraz utopić Twojego psa? - Zapytałam poważnym tonem, nie żartując sobie ani trochę.
- To nie jej wina,że on nosi węża pod bluzą!- krzyknęłam zasłaniając psa - Ona została wyszkolona by reagować na takie rzeczy!
Podpłynęłam bliżej brzegu, opierając ramiona o błotnistą ziemię. Z rządzą mordu w bezdennych oczach, podobnych do otchłani Tartaru, patrzyłam prosto na Emily, po której przeszedł lekki dreszcz. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech psychopatki, gotowej zabić gołymi dłońmi.
- To nie Kasene wina, że ktoś ma za przyjaciółkę magicznego psa obronnego, który umie mówić, ale nie umie odróżnić zagrożenia od przyjaciół. - Szepnęłam cicho do nich, ale na tyle głośno, aby obie mnie usłyszały.Białowłosa zaczynała mnie denerwować. To nie jej sprawa, że Miki nie przyjęła zbyt entuzjastycznie Wieszczadła.
- To nie wina Miki. Została wyszkolona przez moją mamę by od razu reagować na takie rzeczy. To nie moja wina, że mama jest policjantką i jest trochę nadopiekuńcza!- krzyknęłam. Wstałam z ziemi i zaczęłam iść w kierunku szkoły. Prawdopodobnie.

Dobra robota Koroshio. Kolejna osoba przez Ciebie ucieka. Pomyślałam, obserwując odchodzącą Emily.
Czy za każdym razem będę tak zaczynać znajomość? Zapytałam samej siebie, gorączkowo zastanawiając się, co powinnam zrobić.
W końcu zebrałam się w sobie. Odkaszlnęłam parę razy i z wielkim trudem powiedziałam najtrudniejsze dla mnie do wypowiedzenia słowo.
- Uhm... Prze.... Prze... Ehm... Prze-pra-szam.
Zatrzymałam się gwałtownie. Odwróciłam się i spojrzałam na nią.
- Ja też przepraszam. Powinnam była pomyśleć a potem dopiero krzyczeć.- powiedziałam po czym uśmiechnęłam się. Podeszłam z powrotem do Koroshio i ją przytuliłam - Bądźmy przyjaciółkami Kor. Prooooosze!
- Daj mi...najpierw...wyjść...z wody! - Mruknęłam cicho, zgniata w zadziwiająco silnym uścisku dziewczyny.
Kiedy Emily mnie tylko puściła, szybko wyszłam z jeziora i otrzepałam się z wody niczym pies. Używszy magii, zebrałam z włosów i ubrań pozostałość wody i wrzuciłam ją do wody, moczą kilkoma kroplami Miki.
- Uhm... Niech Ci będzie. - Mruknęła niepewnie. - Tylko ograniczmy się z tą miłością! - Krzyknęłam widząc gotową do przytulenia mnie blondynkę.
- No dobrze...- zgodziłam się - Jej! Mam już przyjaciółkę i kolegę!- krzyknęłam radośnie. Nagle skoczyła na mnie Miki wywalając mnie i mocząc.
- Masz za wrzucenie mnie do wody.- krzyknęła.
- Zejdź ze mnie!- pisnęłam - Zejdź ze mnie!- zaczęłam się wiercić krzycząc. Nie mogłam zrzucić z siebie psa.
- Przeproś to zejdę.- powiedziała.
- Przepraszam.- powiedziałam. Miki grzecznie ze mnie zeszła.
Uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Nie zapominaj o Miki, bo się obrazi. - Powiedziałam, lekko chichocząc.
Spojrzałam na mokrą suczkę i jednym gestem dłoni, wysuszyła  jej futerko.
- Dobra psiaku. Wybaczam Ci za zaatakowanie Kasene. - Mruknęłam cicho drapiąc ją za uchem. - Twoja mama naprawdę jest policjantką? - Zapytałam zaciekawiona Emily. - I na prawdę sama wytresowała Miki?
- No tak.- powiedziałam - A tak w ogóle to ja adoptowana jestem.- dodałam - Mama wzięła mnie 2 lata temu.
- Szczęściara. - Powiedziałam z nutką zazdrości, przypominając sobie lata spędzone w sierocińcu. - Znaczy... Nie. Matko nie oto mi chodziło. - Zaczęłam się tłumacząc, kiedy zrozumiałam co tak właściwie powiedziała. - Nie chodzi mi o to, że nie masz prawdziwej mamy i w ogóle tylko.... - Szybko zakryłam usta dłonią, bojąc się, że palnę kolejną głupotę. - Boże. Mam za długi jęzor. Ja po prostu... Uhm... Przykro mi. - Zakończyłam, próbując ochronić się przed jeszcze gorszym pogrążeniem.
- E tam. - machnęłam ręką - Rodziców i tak słabo pamiętam. Jak miałam cztery latka zostali zabici, tak jak reszta wioski.- posmutniałam.- I tak wolałam sierociniec od tego co przeżyłam po śmierci rodziców.
Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami, nie mając pojęcia co powinnam powiedzieć, a co dopiero zrobić. Nikt ze mną nie rozmawiał nigdy tak otwarcie o takich rzeczach. Nawet z Naokim zbytnio nie rozdrapywaliśmy tego tematu.
- Uhm... Nie wiem co powinnam powiedzieć. Ehm... Bardzo mi przykro z tego powodu. - Powtórzyłam, czując się coraz bardziej skrępowana. Podeszłam trochę bliżej do niej i lekko niezręcznie objęłam ją ramieniem. - Ale teraz masz mamę, no nie. Znaczy... Uhm... Jestem słaba w pocieszaniu.- Eeee... - odezwałam się elokwentnie - Nie musisz mnie pocieszać. Przecież ja tylko ci trochę o sobie powiedziałam.- powiedziałam z uśmiechem - A może opowiesz mi o sobie!
- wykrzyknęłam.Odsunęłam się od dziewczyny i spojrzałam na nią zdziwiona.
- To znaczy? - Zapytałam z lekką nutką paniki w głosie i z grymasem na twarzy.- No po prostu coś o sobie!- krzyknęłam radośnie - Ale wiesz, nie musisz jak nie chcesz.- uśmiechnęłam się.
Westchnęłam cicho z ulgą. Cieszyłam się, że nie naciska chociaż i tak było mi trochę głupio po tym, jak sama opowiedziałam mi całe swoje życie.
- Uhm... Wiesz... Co ja Ci mogę powiedzieć? - Zapytałam się jej, choć tak naprawdę samej siebie, zastanawiając się, jaką informacją nie narobię sobie niepotrzebnych kłopotów. - Uhm... W sumie chyba nic. - Powiedziałam dochodząc do wniosku, że wolę siedzieć cicho. - Może kiedyś. - Uśmiechnęłam się do niej, mając nadzieję, iż to "kiedyś" pewnego dnia nadejdzie.- Czekaj, czekaj !- powiedziałam przyglądając jej się - Nie wiem skąd ale nagle zaczęłam cię kojarzyć.- uśmiechnęłam się.
Zaczęłam przekopywać umysł w poszukiwaniu Koroshio przez co na chwilę się wyłączyłam.
- Naprawdę? - Zapytałam ze zdziwieniem, myśląc, skąd ona może mnie do cholery znać. - Może mnie z kimś tylko pomyliłaś, co? - Powiedziałam, choć sama wiedziałam, że graniczy to wręcz z cudem. - Bo wiesz... Ja Cię niestety nie kojarzę.
- Już wiem!- krzyknęłam nagle - Tenshi! Widziałam cię na liście gończym u mamy! Boże jak ja chciałam cię poznać i się zaprzyjaźnić! - pisnęłam.
Otworzyłam szeroko ze zdziwienia oczy. To niemożliwe. Jeszcze nikt z uczniów szkoły nie powiązał faktów. Nikt. Aż do teraz.
Córka policjantki. Wszystko było jasne. Pewnie teraz każdemu o tym powie. Jestem tu skończona. Ale... Przecież tak naprawdę mi nie zależy, co nie? Przecież od początku miałam ich wszystkich gdzieś. Chciałam stąd uciec jak najdalej.
Więc dlaczego się przejmuję? Dlaczego tak bardzo się tego boję?
Nagle wybuchłam histerycznym śmiechem, nie wiedząc, jak powinnam zareagować.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
- O co chodzi? Z czego się śmiejesz?- nagle skojarzyłam - Nie martw się! Nikomu nie powiem!- krzyknęłam przytulając przyjaciółkę - Boże. Ja naprawdę tak bardzo chciałam zostać przyjaciółką tej Shi no Tenshi! Według mnie jesteś zajebista.- zaczęłam się ekscytować - Mama oczywiście nic o tym nie wie...- mruknęłam z głupim uśmieszkiem na twarzy.
Jeszcze głośniej zaczęłam się śmiać. To chyba tak właśnie reaguje się, gdy jest się tak bardzo zestresowanym.
- Twoja mama na pewno wie. Nawet jeżeli nie, to ktoś jej powie. - Powiedziałam w przerwach między atakami śmiechu. - Nick albo ten grubas Harry. - Dodałam, powoli się uspokając. - Ale... Dziękuję. - Wyszczerzona od ucha do ucha w jakimś skurczu, zaczęłam płakać.
- Może wie o tym, że chodzimy do tej samej szkoły a może nie. - powiedziałam przytulając przyjaciółkę - Ale o tym, że chciałam się z tobą zaprzyjaźnić nie wie.- zaczęłam się śmiać - Nie chce być nietaktowna ale ciekawi mnie ten yyy... Nie ważne...- powstrzymałam się domyślając się to pytanie może spowodować kolejne łzy u Kor.
- Iiii... Ty naprawdę... Naprawdę chcesz.... Chcesz dalej się ze mną przyjaźnić? Nie przeszkadza ci to? - Wydukałam, wycierając ukradkiem łzy. - Ale... Co jeżeli Twoja mama się dowie? - Zapytałam, naprawdę bojąc się, ale nie o siebie, tylko raczej o nią.
- E tam! Nic mi nie będzie.- uśmiechnęłam się - Mama mnie zrozumie. A skoro chodzisz tu do szkoły to raczej jesteś na czysto z policją,nie?- powiedziałam rozglądając się za Miki. Na szczęście nie było jej w pobliżu - Po za tym czy ty w ogóle mnie słuchałaś? Ja się chciałam z tobą zaprzyjaźnić już wcześniej!- krzyknęłam śmiejąc się.- Naprawdę? - Zapytała, z niedowierzaniem w głosie. - Ale... Ale dlaczego? Dlaczego akurat ze mną? 
- Nie wiem. Po prostu jak tylko zobaczyłam twój list gończy od razu zapragnęłam być twoją przyjaciółką. O patrz! - powiedziałam wyjmując dwie pogięte kartki z kieszeni - Zabrałam mamie.Spojrzałam na trzymany w jej ręce zwitek i uśmiechnęłam się lekko, choć zdjęcie to przynosiło ze sobą zbyt dużo wspomnieć. Tych dobrych, ale i też tych złych.
- To choć przyjaciółko. - Powiedziałam, parskając cichym śmiechem. - Chodźmy na lekcje za nim nam obu będą kazać sprzątać klasę. Albo całą szkołę. - Powiedziałam łapiąc ją za rękę i ciągnąc w stronę szkoły.
- Hej ho! Hej ho! Do szkoły by się szło!- zawołałam wesoło. Po niedługim czasie dotarłyśmy do muru i przeszłyśmy przez dziurę. Spojrzałam na zegarek - Eeee... Kor jest już dwunasta. Trochę się zasiedziałyśmy.
- Dwunasta powiadasz... - Powtórzyłam po niej, przeszukując w pamięci plan lekcji i dzwonki na lekcję. - Czyli wychodzi na to, że teraz mamy czarną magię z gapowatym Yuu. Hmm... A potem nasz język ojczysty z naszą cudowną Yukari. Następnie... Uhm... Wybacz, ale tak w ogóle to jaką masz moc? - Zapytałam odrywając się na chwilę od swoich myśli.
- Ja mam ziemię i wodę. - powiedziałam - Ale jak już zapewnię zauważyłaś z wodą sobie nie radzę.- dodałam.
- Spokojnie. Nie każdy może być ze wszystkiego asem. - Lekko wzruszyłam ramionami, spoglądając na dziewczynę. - Czyli chyba będziesz chciała uczestniczyć w... Uhm... Jak oni to nazywają... Trening magii ziemi, czy jakoś tak. Konkretnie dwie godziny lekcyjne, o ile się nie mylę.
- A jak! Uwielbiam moja magię.- zaśmiałam się - A przemiana tak mi się podoba!- zachwycałam się.
- Nie przesadzaj. Zdarzają się gorsze przemiany. - Uśmiechnęłam się do niej, starając się ją pocieszyć. - Zresztą ona wcale nie jest taka zła. Jest naprawdę ładna... Albo fajna... Nie wiem jak to nazwać. Uhm... Czyli w każdym bądź razie, wybierasz się na trening, a na zajęcia Yukari idziesz? Bo na matmę to już nam się nie opłaca, chociaż i tak jakoś tego nie żałuję.
- Chyba się przesłyszałaś skarbię. Ja się przemiana zachwycałam.- uśmiechnęłam się - Nie wiem czy mi się chce na zajęcia z Yukari...
Stanęłam wryta i prawdopodobnie lekko się zaczerwieniłam.
- Uhmm... Masz rację... Ehem... Przesłyszałam się. - Wydukałam zawstydzona swoimi słowami. - Czyli olewamy resztę lekcji? W sumie mi to pasuje. - Powiedziałam po chwili. - Niestety nie wiem kto jest mentorem magii ziemi, ale najwyżej mnie doinformujesz w tej kwestii. - Mrugnęłam do niej i ruszyłam dalej, w sumie nie wiedząc nawet dokąd się kieruję.
- Ty masz magię wody i cienia, tak?- spytałam - Idziesz na swój trening? Bo nie zrozumiałam. Tak wiem. Najmądrzejsza to ja nie jestem...
- Uhm... Tak dokładnie to wody i światła, ale mniejsza z tym. - Mruknęłam, machając ręką lekceważąco. - Treningu magii wody są w poniedziałki, a magii światła są jutro. Ale tak szczerze to nie byłam jeszcze na ani jednym. Jakoś mnie na nie, nie ciągnie. - wzruszyłam lekko ramionami.
- Chcesz może po szkole do mnie wpaść?- zapytałam - tylko musiałabyś na mnie poczekać.- ostrzegłam ją - Mamy nie ma, a jak wróci nie będzie miała nic przeciwko.- dodałam gdy miała się odezwać.
- Yhm... Wiesz... Znaczy... - Spojrzałam na nią niepewnie. - Jeżeli tylko chcesz.
- Yatta!- krzyknęłam po czym rozejrzałam się - A gdzie Miki?- spytałam po chwili zmartwiona - Ja sobie chyba jednak odpuszczę trening i jej poszukam.- powiedziałam.
***
- Jak mogłaś!- powiedziałam popłakując - Dlaczego mnie zostawiłaś!- krzyknęłam z wyrzutem.
- Po prostu byłaś zajęta koleżanką, a ja zauważyłam kota...- odparła Miki
Przewróciłam oczami, patrząc na tą łapiącą za serce scenkę.
- Daj spokój Emily. Daj Miki trochę więcej swobody. - Mruknęłam, przerywając im rozmowę. - Popatrz na mnie. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest Ai, ale wiem, że jak będzie chciała, to wróci. - Powiedziała, wzruszając lekko ramionami.
- Przepraszam.- powiedziałam ocierając łzy - Po prostu się martwiłam.
- Następnym razem krzyknę "kot" zanim pobiegnę.- odparła suczka.
Przeciągnęłam się, ziewając głośno i długo.
- Przepraszam. - Zaśmiałam się cicho. - Uhm... Twoja mama nie będzie się denerwować, jeżeli dowie się, że nie byłaś na lekcjach? - Zapytałam naprawdę ciekawa jej odpowiedzi. Sama nigdy nie miałam rodziców, czy opiekunów. Nie wiedziałam jak to jest, kiedy ktoś się wyznacza zasady i oczekuje ich przestrzegania. Zawsze działałam na własną rękę.
- Yyyyy... Nie mówiła, że mam na nie iść.- powiedziałam. Spojrzałam na telefon i uśmiechnęłam się - Po za tym mama wraca dopiero za 3 godziny.
Zaczęłam się śmiać.
- Co racja to racja. - Powiedziałam cicho idąc przed siebie. - Powiedz mi Emily, gdzie mieszkasz? Daleko stąd? - Zapytałam, wyobrażając sobie, jak może wyglądać jej dom.
Rozejrzałam się.
- Nie kojarzę okolicy...Miki idziemy w dobra stronę?- zapytałam psa.
- Tak, tak. W dobra stronę. Jeszcze kilka ulic.- odpowiedziała.
- No dobra... Chyba musimy ci zaufać. - Powiedziała, niezbyt zadowolona z tej perspektywy. Nie łatwo było mi ufać ludziom, a tym bardziej gadającemu psu. - Jak długo tu mieszkasz? To znaczy, kiedy się tutaj przeprowadziłaś?
- Nie wiem.- odpowiedziałam - Szczerze to tylko się rozpakowywałam a potem rośliny w ogródku rosłam.- powiedziałam - A gdy już skończyłam to czytałam książki...
- Uhm... Pewnie niedługo wszystko nadrobisz. W końcu to niewielkie miasto. - Spojrzałam na nią z zaciekawieniem. - Czytałaś książki? A co konkretnie?
-Yyy...,, Zmierzch" i ,,Pamiętniki Wampirów"- powiedziałam - Lubię wampiry. Czasami się zastanawiam czy skoro istnieją czarodzieje to wampiry tez.-powiedziałam - Wiem. To głupie...- Czy wampiry istnieją? Hmm... Gdzieś na pewno. - Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem, przypominając sobie Naoki'ego na balu karnawałowym, przebranego za wampira. - Gdzieś istnieją. - Powtórzyłam, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Hmmm... Mam głupie wrażenie, że myślisz o jakimś chłopaku.- powiedziałam.- A ty czytając "Zmierzch" albo "Pamiętniki Wampirów" nie marzysz, żeby Edward albo Stefano czy Damon porwał cię w swoje ramiona i zapewnił ci nieśmiertelną miłość? - Zapytałam podnosząc do góry jedną brew? - Masz rację. To głupie wrażenie.
- Yyyyy... Wole Cztery.- powiedziałam myśląc o Tobiasie- Takie ciacho w filmie!
- W czym? - Zapytałam nie mając pojęcia o czym tak właściwie w tym momencie mówi.
- Cztery to przezwisko Tobiasa Eatona z książki ,,Niezgodna"- wytłumaczyłam.
- Już jesteśmy!- krzyknęła Miki.
Już miałam jej powiedzieć, że wcale nie chodziło mi o przezwisko bohatera książki, ale zanim otworzyłam usta byłyśmy już na miejscu, a moją uwagę pochłonął jej dom.
Był to średniej wielkości budynek, na moje oko jednorodzinny. Ściany były koloru pomarańczowego, a dach tradycyjnie czerwony, dzięki czemu dom wyglądał ja zachodzące słońce.
Ze wszystkich stron budynek otaczał wielki, zadbany ogród z mnóstwem różnych kwiatów, drzewek, krzewów i innych roślin.
- Wow! - Westchnęłam z podziwem gapiąc się przed siebie. - Jest wspaniały.- Dziękuję.- powiedziałam drapiąc się w tym głowy - Jak teraz patrze na ten ogród to serio mi się Nudziło. Jak się wprowadziliśmy nic tu nie rosło.- powiedziałam wypuszczając ja przez furtkę.
- Naprawdę? Wow! Masz rękę do roślin. - Powiedziałam z podziwem w głosie, wchodząc do ogrodu. - I naprawdę sama to wszystko posadziłaś? - Zapytałam, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- No przecież mówię,  że mam magię ziemi...- powiedziałam - Dla mnie to była frajda! No i trening.- krzyknęłam.
- No wiem, ale i tak. Znaczy... No wiesz... - Zamyśliłam się na chwilę, zastanawiając się jakby to jej powiedzieć. - Jesteś pierwszym magiem ziemi, którego spotykam i wiem, że nim jest. Jeżeli rozumiesz o co mi chodzi. Po prostu nie wiem jakie mają możliwości. Właściwie nie tylko magowie ziemi, ale wszyscy. - Dodałam, idąc za nią do domu.
- Naprawdę?- zdziwiłam się - Ja tam widziałam tylko wodę,  ziemię i ogień. Moja mama ma ogień.- zaśmiałam się. Weszliśmy do domu i poprowadziła ja do mojego pokoju - Witaj moim królestwie.- wybuchłam śmiechem.Ten tekst zawsze mnie śmieszy.
Pokój tak jak reszta domu był naprawdę ładny. Jego ściany było pomarańczowo-niebieskie. Stało w nim duże, podwójne łóżko, biurko z krzesłem i trzy duże regały po brzegi wypełnione książkami. Kilka z nich leżało porzucone po czytaniu obok łóżka.
- Kurcze. Pokój też naprawdę śliczny. W ogóle wszystko masz wspaniałe. - Posumowałam i usiadłam na pościelonym łóżku pełnym pluszaków.
- Dziękuje.- powiedziałam - Mama cały dom dekorowała. Mnie tu tylko przywiozła...- uśmiechnęłam się.
- A twoja mina mówiła wszystko.- dodała Miki.
- No fakt. Byłam trochę zła, bo mi nic nie powiedziała, ale minęło gdy zobaczyłam dom i okolice.- uśmiechnęłam
- To chyba dobrze, no nie? - Zapytałam niepewnie dziewczynę. - W każdym bądź razie, ja chciałabym, żeby ktoś zrobił mi taką niespodziankę. Nie byłabym na niego zła. Raczej cieszyła się jak głupia. - Podsumowałam, jeszcze raz dokładnie przyglądając się pomieszczeniu. - Masz zdolną mamę.
- No tak.- przyznałam jej rację - Ale mogła mi wspomnieć, że się przeprowadzamy.- dodałam.
***
Siedziałyśmy z Kor już kilka godzin gdy pod dom podjechała moja mama.
- O!- krzyknęłam - Mama wróciła!
Spojrzałam na nią przerażonym wzrokiem. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Jak zareagować. Coś w mojej głowie krzyczało: UCIEKAJ!, ale jakoś nie potrafiłam tego zrobić. Nie mogłam wyskoczyć przez okno i zostawić Emily. Nie wiedziałam dlaczego, ale po prostu nie mogłam tego zrobić.
- Wróciłam!- rozległ się krzyk z dołu.
- Choć Koroshio, przedstawię ci moją mamę.- szepnęłam do przyjaciółki - Już idziemy!- krzyknęłam.
- Nie, Emily. - Powiedziałam spokojnie, choć cała w środku byłam roztrzęsiona i na skraju załamania. Nie chodziło mi o to, że nie chciałam poznać jej mamy. Nawet nie o to, że mnie może rozpoznać. Ja nie lubiłam policji. Nie ważne kim byli poza pracą, dla mnie wciąż nimi pozostawali. Ludźmi,. z którymi wiązały się moje najgorsze wspomnienia. Bałam się, że tego spotkania po prostu mogłabym nie wytrzymać.
- No chodź.-powiedziałam ciągnąc ją siłą do kuchni. Moja mama stała oparta o blat kuchenny.
- Cześć skarbię!- krzyknęła.
- Cześć mamo!- odkrzyknęłam - To jest Koroshio.- przedstawiłam przyjaciółkę.
Zmuszona do zejścia na dół, chcąc nie chcąc znalazłam się w kuchni.
W pomieszczeniu stała dość wysoka i szczupła młoda kobieta. Miała delikatne, ciemno zielone oczy i jasną cerę, która w zadziwiający sposób kontrastowała z czerwonymi jak ogień włosami.
Rozpoznałam ją niemal od razu. Takich włosów się nie zapomina.
Kobieta była tamtej nocy na służba. Była razem z całą resztą, goniąc nas przez pokryte śniegiem pola.
Zrobiłam krok do tyłu, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego domu, ale mocny uścisk Emily na moim nadgarstku nie pozwalał mi na to.
- Dzień dobry Koro...- zaczęła mama - ...shio.- dokończyła zdziwiona.
- To wy się znacie?- spytałam patrząc na Kor.
- Yhm.- potwierdziła mama.
- A wytłumaczy mi ktoś skąd?- powiedziałam.
Patrzyłam prosto w oczy rudowłosej kobiety. W głowie zaczęły pojawiać mi się urywki wpomnień. Obrazy i dźwięki z moich nieszczęsnych urodzin. Wszystko było takie rzeczywiste, że poczułam jakbym znowu tam była i musiała przeżywać to na nowo.
Nie wytrzymałam tego. Moje oczy zaczęły napełniać się słonymi łzami, które po chwili spływały po moich policzkach. Krzycząc tylko krótkie "NIE!", szybko wyrwałam rękę z dłoni Emily i wybiegłam z kuchni.
Nie pamiętając dokładnego rozmieszczenia domu, biegłam wręcz na oślep, mając nadzieję, że szybko natrafię na drzwi wyjściowe.
- Kor!- krzyknęłam wybiegając za nią z kuchni. Udało mi się ją złapać gdy niechcący weszła do mojego pokoju - Kor, proszę powiedz mi o co chodzi! Jesteśmy przyjaciółkami nie? Skąd znasz moją mamę?- powiedziałam przytulając ją.
- NIE! NIE! NIE! - Krzyczałam do białowłosej dziewczyny, próbując wyrwać się z jej uścisku. - Proszę puść mnie! Błagam! Nie mogę tu zostać! Pójść mnie! - Błagałam ją przez łzy, marząc tylko o tym, żeby stąd zniknąć. Żeby w ogóle się tu nie pojawić. Co mnie podkusiło, żeby tu przyjść?!
- Koroshio uspokój się!- krzyknęłam - Proszę...- powiedziałam bardzo cicho patrząc na jej łzy - Choć odprowadzę cię.- powiedziałam - Jest zbyt późno byś sama, roztrzęsiona wracała do domu. Nie musisz nic mówić. Wyjdziemy tylnim wyjściem. Mama nie zauważy.
- mówiłam cichoi spokojnie