Pogadaj z nami :D

czwartek, 26 września 2013

Sekrety strychu

Jej reakcja była przewidywalna. Pisnęła głośno zakrywając dłońmi usta.

-Mówiłem że nie chcesz nawet wie...-nie dała mu dokończyć gdyż szybko pociągnęła go za rękę.
-Chodź szybko za mną!- powiedziała stanowczo. Po chwili stali przed jej domem.
-Dzień dobry Babciu.-powiedziała  Rima a Jack uśmiechnął się tylko trochę zdezorientowany. Dziewczyna dopiero teraz puściła jego rękę.
-Mogę na strych?
-Nie widzę problemu.-powiedziała starsza pani i zajęła się dalej swoją pracą.
Rima tylko kiwnęła głową na Jacka i po chwili byli na strychu. Było to bardzo malutkie pomieszczenie z jakąś starą skrzynią i dużym zegarem z wahadłem na środku przeciwnej ściany.
-Em...Co ty chcesz zrobić?-mruknął cicho, niepewnie się rozglądając.
Brunetka nie zważając na słowa Jacka otworzyła zegar. Przekręciła wskazówki, jedną do tyłu a drugą do przodu, tak aby wybijały 12.00, po czym jeszcze raz je przekręciła, lecz tym razem obie na raz trzy razy do przodu. Coś huknęło. Słychać było poruszający się mechanizm. Część ściany z czerwonych cegieł poruszyła się razem z zegarem tworząc otwór wielkości normalnych drzwi. Dziewczyna weszła przez otwór i poczekała na Jacka. Chłopak przełknął nerwowo ślinę i niepewnie zajrzał do środka. Zastanawiało go to, co Rima znowu kombinuje. Chyba nic strasznego, prawda...?
-Wchodzisz czy nie?-zapytała. Przecież nie chciała mu nic zrobić. Spojrzała w jego stronę aby ujrzeć jego minę. Gdyby w tej chwili był zwierzęciem, to z pewnością położyłby uszy po sobie. Jednak na widok regałów pełnych ksiąg, eliksirów i przepisów na nie, pewnie zastrzygłyby z zaciekawieniem.
-Witaj w mojej rodzinnej biblioteczce...-uśmiechnęła się lecz nagle spoważniała.-Ale jak komuś piśniesz o tym choć słowo to ci nie daruję!
-Nawet o tym nie myślałem...-uciekł wzrokiem w bok.
-Dobra, wierzę ci. Ty możesz się rozejrzeć, a ja czegoś poszukam. Tylko nie dotykaj eliksirów.
- A-ale... co ty chcesz zrobić, hm?
-Zobaczysz...-jej uśmiech przybrał tajemniczego wyrazu. Weszła na przesuwaną drabinę, przymocowaną do regałów. 
-Gdzie to jest...-mówiła sama do siebie. -Mam!!!-krzyknęła stojąc czwartym szczeblu od góry. Chwyciła do ręki czarno-fioletową księgę. Nagle poślizgnęła się na szczeblu. Szybko złapała prawą ręką o jeden z nich. Teraz po prostu zwisała z drabinki.
-Ahoj! Co tam panienka robi? -zawołał wesoło i w ostatniej chwili złapał ją w ramiona.- I znowu noszę cię na rękach.
-...-na twarzy Rimy pojawił się mały rumieniec. Gdy stała już na ziemi pokazała Jackowi księgę. 
-To księga magii ciemności. Same teorie. Opisuje reakcje, zmiany i jej...początki.
-Skąd niby wiesz, że to magia ciemności?
-Em...Jak się czytało opisy wszystkich mocy to się wie...-mruknęła cicho. - Wiesz...u większości czarodziei są dwie moce...Nie ważne. Jest tu przepis na eliksir łagodzący ból objawów mocy. Jednak takie objawy jak ty masz są...trochę że tak powiem rzadkie. Jeśli chcesz, mogę załatwić ten eliksir...

W skupieniu słuchał jej słów, ale pewnie zdanie zwróciło jego uwagę.
- Rzadkie objawy? Co masz na myśli?
-No...wiesz..Twoje nie są zwyczajne...-spojrzała porozumiewawczo na Jacka, jednak on patrzył na nią prosząc o więcej wyjaśnień. Otworzyła księgę na 166 stronie i pokazała mu rysunek z takimi samymi bliznami.
-To są tak zwane blizny pokolenia. -zaczęła czytać- Gdy rodzinna przez wiele pokoleń miała moc...cienia. Następna osoba również powinna je mieć, jednak czasem występują pewne komplikacje gdy inna magia bierze górę. W ciągu paru lat może dojść do objawów mocy pokoleniowej. Zazwyczaj nie jest to nic poważnego, aczkolwiek zdarzają się przypadki bardzo trudne, np.: piekące rany niczym blizny...Z czasem, moc pokoleniowa może próbować zawładnąć nad pierwszą. Trzeba mieć silną wolę aby temu zapobiec. Pomóc może również eliksir na stronie 168...
Chłopak odruchowo przejechał palcem po koszulce, podążając śladem największej blizny na brzuchu. Odwrócił głowę w bok.
-Dobra, dobra. Chyba załapałem...Chyba...-ostatni wyraz wyszeptał tylko do siebie.
- Ból pojawił się tylko dzisiaj, wcześniej czułem nieprzyjemne mrowienie... - Przeczesał nieco nerwowo włosy i zaczął chodzić miedzy regalami. Coś jasnego mu mignęło i zatrzymał się, żeby sprawdzić, co to takiego. Zauważył malutki, biały zeszycik wciśnięty miedzy księgami. Wyciągnął go i zaczął go kartkować. Na pierwszej okładce były symbole wody i ciemności, które były połączone razem...(wiem, złodziej XD - przypis od Jacka)
-Co?!-oczy Rimy gwałtownie się poszerzyły.
-Hm?
-Nie ma 168 strony...wyrwana! Tam był przepis...-dziewczyna zaczęła przeglądać kolejne kartki, aby sprawdzić czy przypadkiem nie ma tam zagubionej strony.
Szatyn spojrzał na nią zaskoczony, a zeszycik schował do kieszeni. Coś mu mówiło, ze to może mu się przydać.
-Jak to możliwe, że została wyrwana?
-Nie mam pojęcia...Chyba, że...Ktoś celowo chciał zataić przepis?
-Chyba, że ktoś niepowołany tutaj był?
-To niemożliwe. Nikt oprócz mnie, mamy i babci nie wie o tym miejscu...No i oprócz ciebie. Może to było coś...zakazanego?
Przeciągnął się, wyciągając ręce do góry. Dmuchnął w powietrze, a pojawiła się mgła. W niej było coś. Ledwo widoczny zarys postaci. Pochylała się nad książką i wyrywała kartkę. - Teraz nie uda się uratować chłopca... - Aż drgnął, słysząc mrożący krew w żyłach głos. Wszystko wróciło do normalności, a Jack sapał w pochylonej pozycji. - J-ja...
-Jack?!-krzyknęła. Księga wypadła z jej rąk. Szybko podeszła do chłopaka, który krzywił się z bólu.
-Jack?! Co ci jest?!
-Blizny...
-Zdejmij koszulkę!-zażądała. Przyjrzała się jego ranom. Dotknęła ich delikatnie, lecz szybko zabrała rękę. To było tak jakby paliły ogniem jego ciało. Wyczarowała trochę wody i przyłożyła do jego blizn.
-Może trochę złagodzi ból...-na jej twarzy widać było współczucie. 
-Już...przeszło...Dzięki...-uśmiechnął się krzywo.
-Co do eliksiru...Większość ksiąg które tutaj widzisz to kopie tych z biblioteki szkolnej...Moja babcia kiedyś pracowała tam jako bibliotekarka i zgromadziła trochę egzemplarzy. Możliwe, że znajdziemy tam tę samą księgę.
- J-ja go widziałem... Chyba był tutaj miesiąc temu, co by tłumaczyło, dlaczego był taki bardzo niewyraźny...
-Widziałeś go?! Skąd?! Jak to...?Wiesz jak wyglądał?!
- Sztuczka rodzinna... Pytasz, jak on wyglądał... Nie wiem, ale na pewno to był mężczyzna o nieprzyjemnym głosie. Na pewno też czarodziej.
-Nie wiem jak ktoś mógł się tu dostać. To po prostu nie możliwe. Muszę o tym porozmawiać z moją babcią. Może ona będzie coś wiedzieć...Ale przecież by mi powiedziała gdyby zauważyła że ktoś się tu kręcił...
- Powiedział też takie słowa... ,,Teraz nie uda się uratować chłopca''...
-Jack...Czy...masz jakiś...wrogów? Albo ktoś z twojej rodziny?
- Rodzice mają paru... Ale nic mi nie wiadomo o nich.-odpowiedział po chwili namysłu
-Ale...Czekaj...Skoro nawet ten ''ktoś'' jest wrogiem twoich rodziców...To skąd ten ''ktoś' wiedział że będę mogła ci pomóc i zadał sobie trochę trudu aby wyrwać tę kartkę?
- Najwidoczniej nas obserwował... - Założył ręce za głowę, a wzrok miał utkwiony w suficie.
-Skoro nas obserwował to musiał to być też w szkole...
- Nikt taki nie przychodzi na myśl, wiesz... chodzi mi o nauczycieli.
-A może to któryś ze strażników? Chociaż oni raczej bardzo mało wiedzieliby o nas.
- Więc to musi być nauczyciel.
-Ale który? Zaczniemy szpiegować wszystkich nauczycieli? To potrwa wieki.
-No to...Pozwólmy się rozwinąć sytuacji...
-Ale wiesz, co to oznacza? Z twoimi bliznami może być coraz gorzej...
Westchnął cicho i zasłonił palcami oczy. Zmarszczył śmiesznie nos i uśmiechnął się lekko, zabierając z twarzy rękę. - Jakoś przeżyje. Ta księga jest oryginałem, nigdzie nie ma jej kopii.
-Nie chcę aby coś się tobie stało...nie chcę abyś cierpiał.- objęła jego szyję i poczuła na sobie jego ciepły oddech.
Pochylił się i musnął wargami jej usta, obejmując ją. - Nic mi się nie stanie...
-Jeśli...coś ci się stanie...to...
-Nic mi się nie stanie. -powtórzył i spojrzał jej prosto w oczy.
-To i tak zostanę z tobą na zawsze.
 Przekrzywił głowę, przymykając jedno oko. Zmierzwił jej włosy. - Czy znasz jakieś ciekawe księgi o magii wody? - spytał ni stad, ni zowąd.
-Kpisz sobie ze mnie?-uśmiechnęła się i wyjęła grubą, niebieską księgę ze srebrnymi zawijasami z czwartej półki. Nosiła tytuł ''Sekrety lodu- magia dla zaawansowanych''
-Ostatnio nie mogę się nauczyć pewnej techniki ze str. 125. Może tobie się uda.- podała mu księgę. Położyła ją na stoliku i przejechała po niej dłonią. Po chwili wydobyło się z niej błyszczące niebiesko-srebrne światło i otworzyła się na owym rozdziale.
- Pewnie, ze mi się uda. Ze skupieniem u mnie nie ma problemow. - Przejechał wzrokiem po treści.
-Jeśli ci się uda, to mnie nauczysz. Pamiętaj, że trzeba jednak poświęcić na to trochę czasu.

poniedziałek, 23 września 2013

Ślady cienistej magii na ciele.

Promienie słoneczne włamywały się przez okno do pokoju śpiącego szatyna. Powoli zakradały się do łóżka, aby w końcu zaatakować twarz chłopaka. Z ust młodego czarodzieja wydobyło się ciche przekleństwo. Przewrócił się na drugą stronę, uciekając przed słońcem.
Jednak nie było mu dane długie spanie w weekend. Otóż... Yen wskoczył na niego i zaczął go lizać po rękach.
- O ja pitolę... Yen, daj mi spać, ty durniu!
Stęknął głośno, bowiem Khark pacnął łapami w jego brzuch. Złapał zwierzaka za głowę i ,,wyrzucił" z łóżka. Po chwili wstał jednak i zgromił czworonoga wściekłym wzrokiem. Wycelował w niego palcem.
- Za karę nie dostaniesz mięsa!
Reakcja była do przewidzenia. Do jego uszu dotarło niemal płaczliwe skomlnięcie. Khark zaczął się kulić u jego nóg i trącał łapami jego kolana. Jack nie miał serca, by tak go zostawić, ale musiał. Lepiej mieć stanowczego wilka niż uległego i rozpieszczonego niczym pies.
- Nie.
Poszedł do łazienki. Spojrzał w lustro i westchnął cicho, rozczesowując burzę włosów. Odkręcił kran w wannie i nie czekając na to, żeby się zapełniła wodą, wszedł do niej bez ubrań.
*****
Po jakimś czasie łazienka była całkiem mokra, ponieważ Jack bawił się magią wody. Od podłogi aż po sufit. Niektóre miejsca były przykryte lodem.
Półnagi chłopak obserwował swoje ciało i westchnął cicho, przesuwając palcem po ciemnych smugach po bokach. Z tych miejsc wyczuwał mrowienie ciemnej magii.
Widocznie magia cienia się powoli ujawnia... Powoli, ale nawet sporo śladów pojawiło się w ciągu dwóch lat...
Westchnął ciężko i ubrał się w zwykłą, czarną koszulkę z krótkimi rękawami. Założył długie dżinsowe spodnie, a na stopy założył domowe kapcie. Wyszedł z łazienki i zszedł na dół, do kuchni. Wyciągnął z lodówki Sprite i hamburger. Bułkę z mięsem i serem włożył do czarnoniebieskiej miktofali, ustawiając jej czas. Zamknął drzwiczki i z ciężkim żalem sięgnął po psią karmę dla Yena.
Nie mogę mu ustąpić, nie mogę...
Wsypał karmę do miski i usłyszał piknięcie, które oznajmiało o końcu pracy mikrofali.
Śniadanie!
*****
Dwie godziny później, w parku.

Jak tak dalej pójdzie, to będzie ze mną kiepsko.
Manichalnie przesunął palcem po boku brzucha, próbując ,,zgasić" nieznośne wibrowanie rodzinnej magii.
- Jack! Jack, jesteś tam?!
Co, co?! Rima?
- Ałć! - krzyknął zaskoczony, zginając się z bólu.
Coś go zaatakowało od środka i zostawiło po sobie pamiątkę w postaci bólu. Okropnego bólu... Czuł się tak, jakby komórki były wypalane i umierały z powodu ,,ognia"...
- Jack! - Niemal wrzask przebił się do świadomości szatyna, przepychając fizyczne cierpienie w ciemną otchłań zapomnienia.
Z trudem wyprostował się i spojrzał na brunetkę. Uśmiechnął się niemrawo, widząc jej zatroskany wyraz twarzy. Była ubrana skromnie. Miała na sobie czarne rurki, fioletowy top z dużym nadrukiem, a na to wszystko zarzuciła przydługi sweterek.
- Cześć, Rimo... - mruknął słabym głosem.
- Nic ci nie jest?
- Już nie, to było tylko chwilowe.
Zauważył, że Rima nadal mu się przyglądała. Wyglądał dość marnie, jednak skoro uważał, że jest wszystko okej, to nie chciała sie mu narzucać. Westchnął cicho i rozejrzał się po otoczeniu.
Byli w parku, który znajdował się... Nie, wręcz łączył się z lasem. Drzewa tutaj były o wiele młodsze niż te leśne, było tutaj wiele ozdobnych alejek.
Z milczeniem obserwował, jak Rima siada obok i nadal patrzy nań z troską.
- Naprawdę nic mi nie jest... - powtórzył, ale tak cicho, że praktycznie nie wierzył w to, co mówił.
- Jack...
- Nie chcesz nawet wiedzieć.
- No weź... Człowiekowi później jest lepiej, jak się wyżali...
- Nie sądzę. - Gładko skłamał. Znowu.
Nie lubię kłamać, ale czasami muszę to robić dla dobra innych...
- Jak tam chcesz. Wiesz... zawsze możesz na mnie liczyć. - Uśmiechnęła się przekonująco. - A zresztą ty już kiedyś mi pomogłeś... - szepnęła cicho i odwróciła głowę w bok.
- Z tym o ogniu, hm?
- Tak... - Zacisnęła dłonie na kolanach.
- Skoro tak... To dałabyś radę mi pomóc z tym? - Odwinął koszulkę do góry, ukazując czarne smugi na ciele.
Jej reakcja była przewidywalna. Pisnęła głośno, zakrywając dłońmi usta.
Wiedziałem...

~ Jack Overland Frost

Ps. Notka napisana z małą pomocą Rimy ;)

sobota, 21 września 2013

WSSTBJNW*

Westchnęłam cicho i pchnęłam ciężkie drewniane drzwi z przyczepioną tabliczką, na której wygrawerowane było złotymi literami słowo "Biblioteka". W małym, ciemnym pomieszczeniu nie było nic prócz kręconych schodów prowadzących na górę. Stąpając ostrożnie po marmurowych stopniach, które wyglądały jakby się miały zaraz rozlecieć, weszłam do ogromnego pomieszczenia, z wielkimi oknami, przez które zaglądało własnie słońce i przeładowanymi, wysokimi regałami.
-Mogę w czymś pomóc?- spytał miły kobiecy głos za moimi plecami. Szybko odwróciłam się w stronę ciemnego dębowego biurka przy którym siedziała bibliotekarka.
-Tak, szukam tych książek- powiedziałam odnajdując w kieszeni spodni kartkę z podanymi przez dyrektorkę tytułami książek i podałam ją bibliotekarce.
-Hmm... sporo tego. Poczekaj tu chwilę albo może pozwiedzaj bibliotekę, a ja ci zaraz znajdę te książki- powiedziała i zniknęła wśród regałów po lewej stronie. Powędrowałam w prawą stronę sali i zanurkowałam wśród regałów. Wzięłam do ręki stare grube tomisko o obiecującym tytule "Głos natury- podręcznik dla magów ziemi drugiego stopnia wtajemniczenia" (cokolwiek by miało znaczyć to wtajemniczenie). Odłożyłam księgę z powrotem na półkę i wyszłam z działu dla magów ziemi. Minęłam regały poświęcone książkom o magii ognia, wody i powietrza i już chciałam zawracać gdy zauważyłam kolejną tabliczkę zatytułowaną "Przemiany magiczne". Weszłam w aleję i odnalazłszy regał z tabliczką "Magia światła" wzięłam z półki pierwszą lepszą książkę.
-"Przemiany magii światła- zastosowania"- przeczytałam z ciemnozielonej okładki- najpierw trzeba wiedzieć jak się przemienić- pomyślałam i wyszłam z alei. Rozglądnęłam się dookoła zastanawiając się w którą stronę mam skręcić. Mogłam przewidzieć że się tutaj zgubię. Spojrzałam na tabliczkę wiszącą nad aleją obok.
-"Magia powietrza"- przeczytałam srebrny napis widniejący na tabliczce- tak to chyba ostatnie mijałam przed przemianami. Spojrzałam jeszcze na regał po prawej stronie od działu o przemianach i skamieniałam. Nad regałem wisiała taka sama tabliczka z napisem "Magia powietrza".
-Kto zaprojektował tę bibliotekę!?- pomyślałam wkurzona- i w którą stronę teraz iść?
Po krótkiej chwili zastanowienia skręciłam w lewo i minęłam kolejno regały o magii wody, ognia i ziemi więc albo jestem na dobrej drodze albo temu kto projektował tę bibliotekę coś się poprzestawiało. Po chwili dotarłam do części dla magów światła.
-Czyli jednak w drugą stronę- powiedziałam sama do siebie i już chciałam zawracać gdy zauważyłam w ścianie małą wnękę. Podeszłam powoli i zajrzałam ostrożnie jednak przez spowijającą pomieszczenie ciemność nic nie było widać. Weszłam niepewnie do środka i nagle pochodnie na ścianach zaczęły się kolejno zapalać ukazując małe pomieszczenie z bardzo wysokim sufitem. Pomieszczenie było okrągłe a przy każdej ścianie stały regały po brzegi wypełnione książkami. Na podłodze przy regałach walały się książki i jakieś papiery. Podeszłam do jednego z regałów i przejechałam dłonią po książkach. Były okropnie zakurzone, a gdzieniegdzie w rogu regału zwisała pajęczyna co świadczyło o tym że chyba dawno nikt tu nie zaglądał. Przechodziłam sobie od regału do regału w bliżej nieokreślonym celu gdy mój wzrok przykuła jedna książka. Wyjęłam ją ostrożnie z półki, zdmuchnęłam warstewkę kurzu i przeszłam z książką bardziej na środek w światło pochodni. Przejechałam dłonią po jasnobrązowej, skórzanej okładce i przeszedł mnie dreszcz.
-Co ty tu robisz?- usłyszałam nagle za sobą- tu nie wolno wchodzić.
Odwróciłam się powoli nie bardzo zadowolona z faktu że ktoś mi przeszkadza. U wejścia stał brązowowłosy chłopak i patrzył na mnie ostrzegawczo znad ściągniętych brwi.
-Jak to?- spytałam.
-Nie widzisz tabliczki? "Księgi zakazane"- powiedział wskazując srebrną tabliczkę nad regałami. Była o wiele większa niż tamte i jaśniejsza więc nie mam pojęcia jak mogłam jej nie zauważyć.
-Nie zauważyłam jej- wyjaśniłam chłopakowi i spuściłam wzrok na książkę, którą ciągle trzymałam. I znowu naszła mnie niepohamowana chęć otwarcia jej. Uniosłam dłoń by otworzyć księgę.
-Nie otwieraj jej- powiedział chłopak idąc szybko w moją stronę- słyszysz? Nie otwieraj!
Choćbym nie wiem jak chciała nie mogłam posłuchać chłopaka. Byłam jak w transie i nie mogłam oprzeć się pokusie. Otworzyłam książkę mniej więcej na środku, a z początku puste kartki zaczęły wypełniać się słowami. Chłopak zatrzymał się przede mną w pół kroku i chyba coś mówił, albo ktoś inny coś mówił. Nie wiem, byłam zbyt skupiona na kolejnych zdaniach pojawiających się w książce bym miała uważać na to co dzieje się dookoła mnie. Nagle ktoś z hukiem zamknął książkę.
-C-co? Dlaczego?- spytałam nie bardzo jeszcze rozumiejąc o co chodzi. Spojrzałam znad książki na osobę przede mną i po chwili rozpoznałam w niej bibliotekarkę.
-Co wy tu robicie?! Tu nie można wchodzić!- wrzasnęła nieźle wkurzona. Nigdy bym nie sądziła że tak krucha i miła osoba mogłaby tak wrzasnąć. Wyszarpnęła mi książkę i popchnęła nas do wyjścia. Lawirując wśród regałów szybko zaprowadziła nas na środek biblioteki. Stanęliśmy przed biurkiem i spuściliśmy głowy oczekując kary. Bibliotekarka popatrzyła na nas, westchnęła głośno i wzięła ze swojego biurka stosik książek.
-To wszystkie książki z listy- powiedziała przekazując mi stosik- macie nigdy więcej nie wchodzić do tamtego działu zrozumiano?
Skinęłam głową i odwróciłam się w stronę schodów.
-Przepraszam- powiedziałam jeszcze i zeszłam po krętych schodach.
                                                    ***
*Wymyślcie sobie sami tytuł bo ja nie wiem.

#SłabaNotka

Uwaga!
Notka nie wnosi absolutnie nic do fabuły, nie ma sensu i jest słaba. Miłego czytania:
***
Był piątek, właśnie odbywała się ostatnia lekcja, astronomia. Uczniowie wydawali się być zadowoleni, bowiem od weekendu dzieliło ich już zaledwie kilka sekund. W końcu zadzwonił dzwonek. Rozpoczęły się rozmowy a uczniowie zaczęli się pakować. Profesor Toga chwycił książkę i otworzył na właśnie omawianym temacie.
-A na pracę domową zrobicie ćwiczenie… - W tej chwili otworzyły się drzwi i do Sali wszedł Shiro.
-Siema Yagari. – Wypalił bezczelnie, podchodząc do biurka nauczyciela.
-„Dzień dobry profesorze Toga” – Poprawił go ten.
-Nie ważne. Chciałem tylko zgłosić, że nie będzie mnie dziś na treningu.
-Jak widzisz prowadzę lekcję. – Oznajmił spokojnie profesor. Shiro przeleciał wzrokiem po uczniach. Gapili się teraz na niego jak na jakiegoś przybysza z innej planety.
-No. – Mruknął. Profesor westchnął głośno.
-Koniec lekcji, dziś wyjątkowo bez pracy domowej. Możecie później podziękować Shiro. – Oznajmił, a uczniowie zaczęli się pakować i udawać się w kierunku drzwi. Kilku z nich zatrzymało się na chwilę żeby poklepać Shiro po ramieniu lub plecach. Towarzyszyły temu teksty w stylu „Dobra robota”. Shiro uśmiechnął się lekko nie ukrywając dumy, po czym spojrzał na nauczyciela jakby czekając na opierdol.
-Czemu nie chcesz przyjść na trening? – Zapytał spokojnie Profesor.
-Jestem chory. – Odpowiedział bez namysłu.
-Zdecydowanie, cierpisz na wyjątkowy przypadek lenistwa.
-Oj weź Yagari. Myślisz, że jesteś mnie w stanie czegokolwiek nauczyć?
-„Proszę przestać profesorze Toga.” – Poprawił go. – Wiem, że jesteś silny Shiro, ale w teorii… Ssiesz.
-Hahaha. – Zaśmiał się Shiro słysząc profesora próbującego mu przemówić do rozsądku slangiem gimbusów. – Teoria nie ma znaczenia. – Oznajmił.
-Masz w sobie wielki potencjał, którego nie wykorzystujesz Shiro. Gdybyś chodził na treningi już dawno nauczyłbyś się wielu nowych technik. Poza tym nie możesz od tak nie przychodzić na zajęcia. Z tego, co wiem niebyło cię jeszcze na żadnym treningu. A dzisiaj nawet nie przyszedłeś do szkoły.
-Byłem w szkole, zerwałem się dopiero przed w-fem. – Oznajmił Shiro.
-Zerwałeś się z w-fu? – Zapytał profesor i zaśmiał się cicho. – Przypominasz mi twoja matkę w młodości.
-Znałeś moją matkę? – Zapytał Shiro. Myślał, że nie ma już rzeczy, które mogłyby go zdziwić.
-Oczywiście, chodziłem z nią do klasy, gdy byłem w twoim wieku. Zawsze namawiała mnie do „zrywania się” z lekcji. Jestem pewien, że masz to po niej. – Uśmiechnął się.
-A to ciekawe. – Zamyślił się.
-Chciałbyś się może czegoś o niej dowiedzieć? – Zapytał po chwili ciszy.
-Nie. – Odpowiedział stanowczo Shiro.
-Racja racja. Pewnie już dość się o tym nasłuchałeś od ojca.
-Mniej więcej. – Mruknął wywracając oczami. Profesor wpatrywał się przez chwile w Shiro.
-Oglądałeś może kiedyś jakiś rodzinny album lub coś takiego? – Zapytał nagle.
-Chyba mi się zdarzyło. Czemu pytasz?
-W dzieciństwie miałeś czarne włosy. – Zauważył.
-Hm… Rzeczywiście. Sugerujesz, że jestem adoptowany? – Zapytał Shiro ironicznie.
-Hahaha. Nic z tych rzeczy. – Zaśmiał się profesor.
-Czy to możliwe żeby włosy mi tak wybielały?
-Z naukowego punktu widzenia raczej nie.
-A z jakiego punktu widzenia jest to możliwe?
-Może trochę bardziej… „magicznego”. Czytałem ostatnio książkę, w której opisane było podobne zjawisko. Według najprawdopodobniejszej teorii twoje włosy są w rzeczywistości czarne a białe są jedynie po przemianie.
-Huh? Jak to? –Zapytał poświęcając chwile czasu na zastanowienie się czy wiedziałby to gdyby chodził na treningi.
-Teoria ta mówi, że jeśli czarodziej posiada zbyt dużo mocy by jego ciało mogło ją utrzymać, to pozostaje on w stanie częściowej przemiany.
-Ciekawe… Jest jakiś sposób żeby to sprawdzić? – Zapytał.
-Hm… Nic nie przychodzi mi na myśl. – W tym momencie zza drzwi dobiegło ciche stuknięcie i stłumione kroki. Shiro podszedł do drzwi i otworzył je. Pierwszym, co zobaczył były plecy kremowo-włosej koleżanki, która teraz starała się powoli oddalić nie zwracając niczyjej uwagi.
-No proszę. – Mruknął Shiro. – Nie ładnie tak podsłuchiwać. Nia podskoczyła słysząc jego głos i odwróciła się w jego stronę.
-T-to nie tak. Miałam pytanie do profesora, ale usłyszałam, że z kimś rozmawia, więc postanowiłam, że poczekam przed drzwiami i jakoś tak wyszło… - Zaczęła się tłumaczyć.
-Długo tak stoisz? – Zapytał Shiro.
-Słyszałam tylko fragment o włosach. – Odpowiedziała dziewczyna.
-Mniejsza… - Westchnął. – Będę się już zbierał. Dzięki za radę Yagari. – Zwrócił się do profesora.
-„Profesorze Toga” – Poprawił go znowu. – Nie ma, za co. – Odpowiedział kładąc Shiro rękę na ramieniu. – Nie zmuszę cię, żebyś chodził na treningi, ale wierzę jednak, że nabierzesz trochę rozumu i jednak przyjdziesz. – Powiedział. Shiro zastanowił się przez chwile.
-Nie przyjdę. – Oznajmił.
-Mogłem się tego spodziewać. – Westchnął profesor. Shiro uśmiechnął się tylko i ruszył w stronę wyjścia ze szkoły.
-Dowidzenia. – Pożegnał się.
-Dowidzenia. – Odpowiedział nauczyciel zwracając się do Nii. – Miałaś do mnie jakąś sprawę tak? – Zapytał.
-Hm? A… Tak… - Odpowiedziała wyrywając się z zamyślenia. – Przyjdę do pana w poniedziałek. – Powiedziała i rzuciła się biegiem za Shiro. Nauczyciel pokiwał tylko głową wzdychając i wrócił do swoich zajęć.
-Shiro! Shiro czekaj! – Zawołała Nia doganiając chłopaka.
-Hm? – Mruknął pytająco Shiro.
-Nie przestajesz mnie zaskakiwać. – Oznajmiła uśmiechając się. – Rozmawiać w ten sposób z nauczycielem… Nie boisz się konsekwencji?
-Nie bardzo. – Odpowiedział. - Profesor Toga jest dobrym przyjacielem mojego ojca. Znałem go jeszcze zanim zacząłem się tu uczyć. – Wyjaśnił. – Można by właściwie powiedzieć, że to on poinformował mnie o tej szkole i nakłonił, żebym się tu uczył.
-Rozumiem… - Oznajmiła dziewczyna.
-O czym chciałaś porozmawiać z profesorem? – Zapytał z ciekawości Shiro. – Ma to coś wspólnego ze sprawdzianem umiejętności?
-Um… Tak odrobinę. Skąd wiedziałeś?
-Wszyscy się tym teraz tak niepotrzebnie przejmują. – Mruknął.
-Boję się, że nie mam dostatecznych umiejętności i jeszcze stanę się pośmiewiskiem. – Mruknęła opuszczając głowę. – Ty się nie martwisz?
-Niee… Rozłożę każdego frajera, którego mi podłożą. – Zaśmiał się.
-Przecież to tylko pojedynek, nie walka na śmierć i życie! – Uniosła się.
-Oj przestań, przecież żartuję.
-Nie wiem jak możesz być taki spokojny. Ponoć będą testować nasze dotychczasowe umiejętności, poziom mocy i przemianę. – Oznajmiła. Shiro wykrzywił się nieco słysząc to. – Coś się stało? – Zapytała Nia.
-Nie, nie. Nic takiego. – Odpowiedział Shiro. Przez chwile szli w milczeniu. Zdawałoby się, że oboje się nad czymś zastanawiają.
-Shiro. – Powiedziała w końcu dziewczyna.
-Tak?
-To, co mówił profesor Toga. Myślisz, że to prawda?
-Trudno powiedzieć. Ponoć to najprawdopodobniejsza teoria, ale nie ma sposobu żeby to sprawdzić. – Odpowiedział Shiro jakby w ogóle go to nie obchodziło.
-A gdybyś wykorzystał całą swoją moc? Czy twoje włosy nie powróciłyby wtedy do swojego normalnego koloru?
-Hm… Rzeczywiście. Że też o tym nie pomyślałem.
-Masz zamiar to sprawdzić? – Zapytała Nia wyraźnie zaciekawiona.
-Nie.
-Czemu? – Zdziwiła się. – Nie chcesz się dowiedzieć czy to prawda?
-Nie obchodzi mnie to. Poza tym, jeśli to prawda i moja moc naprawdę jest tak duża to wyczerpanie jej całej będzie z pewnością skrajnie męczące. – Westchnął.
-Rozumiem. – Oznajmiła wyraźnie rozczarowana.
-Tu skręcam. – Oznajmił Shiro, gdy weszli na skrzyżowanie dróg. – Do jutra. – Pożegnał się.
-Do jutra.  – Odpowiedziała Nia.
-Jeszcze coś… Nie przejmuj się tak tym sprawdzianem. Na pewno jakoś dasz radę.
-Dzięki. – Uśmiechnęła się i ruszyła w swoją stronę. Shiro jeszcze przez chwile patrzał w zamyśleniu jak się oddalała, po czym skręcił w boczną uliczkę, dalej minął 4-5 domów i był u siebie.

-Trenowanie do sprawdzianu umiejętności huh? – Powiedział sam do siebie wchodząc do domu. – BullShit…
***
Notka dokończyłem już jakiś czas temu, lecz wydawała mi się zbyt słaba żeby ją publikować. Po wprowadzeniu kilku poprawek zdecydowałem się jednak ją opublikować gdyż zmuszanie was do czekania tyle czasu na tak słabą notkę było po prostu nie fair. Jako iż zaczęła się szkoła teraz będę miał jeszcze mniej czasu na pisanie notek ale postaram się wstawiać je w miarę regularnie*.
*(Nie należy traktować tej obietnicy poważnie.)*

piątek, 20 września 2013

Prawda boli, kiedy w kłamstwo się wierzy.

Je, już w końcu skończyłam tę notkę! Ale uwierzcie mi, to będą długie  flaki z olejem, które nic nie wnoszą do fabuły, jedynie "rozwiązują moje kłopoty" (ta, to się okaże). A więc nie wiem, czy się opłaca. Może jak komuś bardzo będzie się nudzić... ale jeszcze zobaczymy. Wybaczcie, że nie komentuję Waszych notek, ale potwierdzam, że wszystkie są super i wszystkie przeczytałam. Nie będę mieć nic złego do Was, jeśli nie bd komków. Dobra, pewnie macie dość mojego ględzenia, a więc już nie będę nic dodawać. Tylko jeszcze dodam, że tą notką wynagradzam (może karzę? zależy jak to odbierzecie. Bo jak dla mnie, ta notka jest słaba) moje niepisanie . Dobrze, już dobrze! Zapraszam do czytania. (Walnijcie mnie młotkiem! Bu.. P.M. nadchodzi...)
***

Szkoła to ogromna scena, na której musimy grać. Każdy, kto w nim jest zmuszony jest odegrać daną rolę. Nie ważne, czy jest się uczniem, bądź nauczycielem. Nie mamy wyboru. Jesteśmy niewolnikami teatru. To przez magię? Nie... To ludzie, którzy trzymają wszystkich na sznurkach. Jesteśmy ich marionetkami, dopóki nie opuścimy bram szkoły...
...lecz czy na pewno?

 Odkąd wszyscy weszli do klasy, spodziewałam się, że będzie jak rok wcześniej-czyli bez zmian. No dobra, jeżeli mam być dokładna, to numer klasy się zmienił, doszło nowych przedmiotów etc. Nie zważając na to. Zapowiada się powtórka z drobnymi mianami. A więc i w tym roku Los się nade mną nie zmiłuje, eh...
 Ta lekcja, jak i następne były bardzo do siebie podobne. Nie ma co dużo opowiadać. W ciągu tego czasu, raptem parę osób powiedziało do mnie "cześć". Aż tak straszna jestem? - pomyślałam.
  Cóż, trudno się nie bać osoby, która zawsze ze sobą nosi nóż. Ale przecież jestem pewna, że nikt o tym nie wie. Zawsze starałam się, żeby owa broń nie była widoczna. Na razie mnie nie wywalili, więc raczej nikt nie wie. Nie, na pewno nie ma takiej osoby, co wie o istnieniu nożyka. Bo przecie ani razu go nie użyłam na terenie budynku.
  Pobyt w szkole  zdawał się dość długi i nudny. Przerwy spędzała w swoim miejscu. Będąc "zahipnotyzowana" (bo tak się po poniekąd czułam), nie zauważyłam, iż do mojej klasy doszło parę osób.
 Wnet przypomniało się mi, jak zazwyczaj nauczyciele zwracają się do nowych słowami, prawie zawsze:
 " Mam nadzieję, że spodoba Ci się w naszej szkole"
W szkole marionetek-pomyślałam.
   Uh, jeszcze tylko dwie lekcje do końca. Na szczęście. Przed ostatnia prawie niczym nie różniła się od wcześniejszych. Gdy dzwonek zadzwonił na ostatnią lekcję, a pani pedagog otworzyła nam drzwi, weszliśmy wszyscy. Już od razu zaczęło mnie to zastanawiać. Z tego, co było na rozpisce, to powinniśmy mieć geografię. No cóż, przynajmniej coś innego.
-Dzień dobry. Dziś nie będzie waszego nauczyciela od geografii, więc macie zastępstwo.-odparła pani pedagog. Coś sprawiało, że niezbyt ją lubiłam,nie wiedząc czemu. Nigdy się na mnie krzywo nie patrzyła, zawsze odpowiadała na moje "dzień dobry"... Ale cóż, mniejsza z tym.
-Widzę, że do waszej klasy doszło parę osób. A więc proponuję, aby przeprowadzić lekcję o tym, jak czuć się w nowym otoczeniu i o asertywności. 
   Kobieta zaczęła opowiadać. Na początku słuchałam, co mówiła, lecz po parunastu minutach wyciągnęłam rysownik i zatopiłam się w swój żywioł. Malowałam sobie w najlepsze, nie zważając na słowa mówczyni. Jednak w pewnej chwili słowa owej pani "obiło" się mi o uszy. Mówiła o tym, że trzeba być zawsze sobą i nie zmieniać się z powodu grupy. Następnie, coraz bardziej rozwijała wypowiedź na ten temat.  Nie wiedząc czemu, owa wypowiedź zaczęła mnie drażnić. Na rysowaniu nie dało się mi już skupić. Byłam spięta. Ręce miałam zaciśnięte w pięść, a wzrok wbity w stolik.
   Nie mogłam już znieść jej słów. Co za niedorzeczność! Łże! Jak można tak kłamać!? Skoro tak strasznie zależy na tym, żeby wszyscy czuli się dobrze, to czemu nic nie robią i przymykają na niektóre rzeczy oko? Przecież każdy wie jak tu jest!...
  Im bardziej słuchałam (lecz w głowie robiłam wszystko, by jak najbardziej ogłuszyć ten drażniący głos), tym bardziej byłam zdenerwowana. Nie mogłam tego dłużej słuchać. Jej słowa - chociaż niewinnie brzmiące- raniły mnie jak ostre noże w serce. Może dlatego czułam tam kłucie.
   Już nie mogłam tego słuchać. Wstałam z ławki i zaczęłam pakować rzeczy. Miałam poniekąd szczęście, gdyż właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek. Chociaż siedziałam w ostatniej ławce, to z sali wyszłam jako pierwsza. Od razu, nie zważając gdzie mamy następną lekcję, poszłam na samą górę tam, gdzie najmniej chodzi uczniów. Rzec można, iż prawie w ogóle tam ich nie ma. To dobrze, że są takie miejsca-pomyślałam. Przynajmniej tyle.
   Pogrążyłam się w "śnie". Chociaż tego tak nazwać poniekąd nie można, bo jak można śnić z otwartymi oczami i odbierać wszystkie bodźce normalnie? Może niektórzy tak potrafią, ale ja nie do końca. Po prostu znów przeniosłam się do swojego świata, w którym mogę być sobą i inni mnie akceptują.
 ...Aż nagle moją podróż do szczęścia brutalnie przerwał mi dzwonek, który siłą zmusił mnie do zejścia na szarą rzeczywistość. 
Westchnęłam. Nic co dobre nie trwa wiecznie. Wolnym krokiem zmierzałam w stronę schodów. W między czasie zajrzałam na plan godzin i  "niefortunnym zbiegiem okoliczności" ostatnią lekcję miałam na parterze.
"... a Życie zrobi wszystko, żeby dać Ci w kość, kiedy w końcu chwytasz szczęście, ono ucieka Ci z rąk..."- wymyśliłam.
 Pobiegłam najszybciej jak się dało w stronę klasy. Spodziewałam się, że byłam ostatnią uczennicą, która weszła do sali. Powiedziawszy  "Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie", odeszłam do ostatniej ławki, gdzie była samotna ławka. Po kilku chwilach założyłam maskę obojętności, po czym próbowałam się skupić na lekcji. 
...Czterdzieści pięć minut ten sam dzwonek, który śmiało przerwał mi przebywanie w moim świecie, tym razem przyniósł ulgę. Wolność!-zdawało się wołać wszystko dookoła. Aż zdałoby się myśleć, że każdy z nas miał niewidzialny, mocny sznur, który teraz nam odwiązano. I teraz każdy biegnie ciesząc się radością i jakby uciekając od niewidocznej rzeczy niewoli. 
... Ale przecież i tak za parę godzin znów go do nas przywiążą.
  Wyszłam z budynku. Nie patrząc na otaczający mnie krajobraz, mój wzrok wbity był w ziemię. Kiedy omijałam strażników, to wydawać się mogło, że jakbym coś złego zrobiła, bo taką postawę ciała przybrała. Jednak obydwaj mężczyźni nic złego mi nie zrobili. Poszłam dalej. Dopiero po parunastu metrach nabrałam ile się dało świeżego powietrza do płuc, a wtedy maska, jaką nosiłam pękła. Gdyby ktoś z mojej szkoły mnie zobaczył, nie rozpoznał by mnie. Przed chwilą ta smutna, zrezygnowana życiem Rebekah teraz ta sama cieszy się z wszystkiego, co otacza ją dookoła. "Dziwna dziewczyna"-pomyślałby ktoś z tłumu. Cóż, każdy by tak pomyślał. Każdy, kto nie trudziłby się jej poznać.
   Kiedy dostatecznie byłam daleko szkoły i gdy wkroczyłam na leśną ścieżkę zamieniła się w kruka. Ach, jak wspaniale jest miedź wiatr w skrzydłach! Latać wśród obłoków!... I mieć cały świat nad sobą!
  Uwielbiałam być w przemianie w zwierzę. Czuć się wolna i nie przejmować się problemami. Tylko ja i niebo. Nierozłączna para, która została stworzona, by być szczęśliwym.
  Fruwałam tak przez pół godziny, czując ślepe szczęście. Zbliżałam się do lasu. Już go dosyć znałam. Dzięki temu mogłam dostrzec więcej szczegółów.
 Nagle poczułam ukucie w sercu. To samo, co na lekcji "geografii". A starło się tak niespodziewanie, a ból był zdecydowanie silniejszy, w skutek tego spadałam w dół. W ostatniej chwili chwyciłam się gałęzi, jednak szybkość spadania była zbyt wielka, bym się utrzymała. Tylko się od niej odbiłam.  Wywinęłam 2 koziołki, po czym leżałam jak długa, poobijana.
  Ból w sercu zaś dawał się wę znaki, a na dodatek nasilał się. I w tym momencie w głowie pojawiły się na nowo słowa pani pedagog, których nie chciałam słuchać.
  I wtedy zrozumiałam.
  Przez te lata żyłam w kłamstwie. Wmawiałam sobie, nieprawdziwe rzeczy, niektóre nawet niedorzeczne. Wciąż  mówiłam sobie, że to oni nas za coś karzą, że gramy w teatrze. A przecież nikt nas nie trzymał, nie więził. Nit nas do niczego nie zmuszał. Każdy mógł robić co chciał.
  Każdy był wolny, tylko ja się więziłam. I wmawiałam sobie, że to ktoś inny. Nikt inny, tylko ja. Chociaż... To przez niewidzialny mur, którego nie dało się ominąć, przeskoczyć ani zniszczyć. Jednak to ja go stworzyłam, nie pozwalając się zbliżać innym w kontakcie, a sama ich nie rozwijałam.
 Teraz rozumiem. Stworzyłam Kłamstwo, w które chciałam wierzyć, nie pozwalając Prawdzie wszystkiego wyjaśnić.  I przyszła, a siłą wszystko powiedziała.
 A teraz cierpię i łkam. Karą jest nieznośny ból, brak słowa obrony. Czuje się wstręt do samej siebie. A na dodatek brakuje sił.
  Płacz powoli prowadził mnie do krainy Morfeusza. Wolno zamykałam powieki, a blada twarzyczka oparta o korzeń nie była już przytomna, jak reszta mojego ciała. Nawet kłucie w sercu już ustało. Nie zauważyłam, kiedy nastała czerń. Teraz nią żyłam, nie przejmując się niczym.
***
Jej, w końcu nadszedł dla Was upragniony koniec! Mówiłam, że to jakieś "flaki z olejem"... Ale ok, no dobra, już nie ględzę! Ja po prostu chcę już dołączyć do fabuły i jako tako z wami bardziej pisać. Ale nie, bo moje głupie wewnętrzne zasady mi zabraniają i karzą napisać jeszcze z 2 notki. (i oczywiście brak czasu... i niekiedy P.M., ten nieszczęsny...Help!). Ok, to do zobaczenia do nast. notki! ;)

~Rebekah.
  

Pokaż, na co cię stać cz. 2 - ostatnia



Na niebie uformowało się nakrycie z ciemnych, groźnych chmur, z których raz po raz zaczęły przemykać wyładowania elektryczne. Na samą myśl o burzy, aż mi ciary po plecach przeszły. Chyba wyczuły sytuacje.
Ale jednak trzeba było ćwiczyć… Głupia ja!
Przemknęło mi przez myśl. Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić z siebie te przeklęte myśli, które za nic w świecie nie dały mi się skupić. Dobra panno Takei. Klata do przodu, dwa wdechy, ażeby się czasem nie zapowietrzyć i jedziemy. Westchnęłam głęboko, a w mojej dłoni rozbłysła niewielka smuga światła, która powędrowała w stronę przeciwniczki. Niebieskooka bez mniejszego problemu odbiła atak lodowym zwierciadłem.
- Błąd! Daj przeciwnikowi zrobić pierwszy ruch! Musisz go wyczuć! – Krzyknęła, posyłając w moją stronę wodną mackę. Zmrużyłam lekko oczy i zwinnym ruchem uniknęłam macki.
Wyczuć przeciwnika…
Zacisnęłam powieki, zmuszając szare komórki, które były pewnie teraz w stanie „off”, aby choć trochę się ruszyły.
No skupże się dziewczyno!
Rima nadal nie pozostając dłużna rzuciła tym razem we mnie lodowe sople. Ponownie zrobiłam unik. Posłałam w jej stronę jeszcze parę smug światła, jednak niebieskooka również z łatwością zdołała je odbić. Spojrzałam się w jej stronę i wiedziałam, że nadeszła już ta chwila. Odskoczyłam parę metrów dalej, a moje ciało zaczęła otaczać biała, delikatna mgiełka. Po chwili na mojej głowie dumnie sterczała para białych, wilczych uszu, do kompletu z białym ogonem. Włosy zmieniły barwę na śnieżnobiałą, a oczy na złote. Wydłużyły się również nieco kły i pazury. Uśmiechnęłam się zadowolona.
        Natomiast na miejscu brunetki stała białowłosa dziewczyna o intensywnie niebieskich oczach, a w ręku trzymała swoją „rózgę”.
- Pokaż, na co cię stać. – Powiedziała. Zamknęłam ponownie na chwilę oczy, czując jak energia rozchodzi się po moim ciele. Po chwili Rime oślepiło jasne światło, dając mi okazję do ataku. Dziewczyna otoczyła się barierą ochronną.
Ha! A wilczek czyha…
Czekałam spokojnie na odpowiedni moment do ataku. Dobra Keyli, wyobraź sobie, że jest to polowanie. Przecież nie raz byłaś na polowaniu. Upatrzyłeś sobie ofiarę, potem czekasz, czekasz, aż jej czujność się uśpi i wtedy atakujesz i bęc. Proste, nie? No dobra, tak naprawdę to tylko teoria, bo zanim znajdziesz już tą potencjalną ofiarę, potem weź ją śledź, czeeekaj pół wieku, aż naprawdę pomyśli, że te oczy w krzakach to tylko jej psychika, atakuj, wymęcz się, zanim ją dogonisz, potem zawleczesz gdzieś w spokojne miejsce, żeby zjeść…. To ja już wtedy wolę przyjść do domu i zjeść zupkę, ot co!
         Gdy wszechobecny kurz opadł, zaatakowałam, wytrącając laskę białowłosej.
- Nie! – Krzyknęła. – Brawo… Wypatrzyłaś, co jest siłą twojego wroga, ale chyba o czymś zapomniałaś… - Uśmiechnęła się tajemniczo. Laska zmieniła się w śnieg, ponownie formując się w dłoni Rimy. – Laska jest częścią mojej przemiany, tak szybko się jej nie pozbędziesz. – Powiedziała, po czym szybko ode mnie oskoczyła. Uśmiechnęłam się delikatnie, machając ogonem to w lewo, to w prawo. W głowie szalało tysiące myśli, nie dających się znowu skupić. Ponownie wypatrzyłam okazję i zaatakowałam, używając błysku.
- Użyłaś osłony świetlnej, ładnie… - Szepnęła dziewczyna, wyskakując w górę. Zakręciła się, uderzając dużym strumieniem wody w barierę.
Ha! Dobre, fala spowoduje odbicie światła w innym kierunku…
Nagle uśmiechnęłam się szyderczo i zamachnęłam się ogonem, powodując wzniecenie w powietrze tysiące drobin kurzu. Usłyszałam jak Rime atakuje okropny kaszel. Zaśmiałam się cicho i robiąc rozpęd wyskoczyłam z poza bariery kurzostwa wprost na Rime. Normalnie jak Simba na Skaze. Albo odwrotnie. Obie przeturlałyśmy się parę metrów dalej i obiłyśmy się o drzewo.
- Aaałć… - Jęknęła niebieskooka, masując głowę.
- Przepraszam. – Powiedziałam, obdarowując otoczenie głupkowatym uśmiechem. Po chwili nie wytrzymałam i wybuchłam głośnym śmiechem. Cała ta sytuacja okropnie mnie bawiła. Rima cofnęła przemianę i spojrzała się na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Prze-przepraszam… Pffhaha… N-nie mogę się p-przestać… śmiaać! Ahaha! – Zaczęłam turlać się po ziemi. Po chwili i Rima dołączyła do mnie, śmiejąc się.
       Gdy nieco uspokoiłyśmy się już, nagle rozbrzmiał dzwonek obwieszczający przerwę. Szybko cofnęłam swoją przemianę i uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Okej, ja muszę już lecieć. Nadszedł czas. – Ostatnie zdanie wypowiedziałam z wielką powagą, robiąc równie poważną minę, która po chwili znów przerodziła się w szeroki uśmiech.
- Powodzenia, wierzę w ciebie. – Niebieskooka uśmiechnęła się delikatnie i podniosła swoje rzeczy z ziemi. Przytuliłam ją mocno i odbiegłam w kierunku budynku, gdzie mają dziać się cuda.

                                                                 ~•♥•~
                                                                      
Stanęłam naprzeciwko wyluzowanego szatyna, który spoglądał się na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Przewróciłam bezradnie oczami i wzruszyłam ramionami.
- Zaczynajcie. – Rozległ się głos, a pałeczka uderzyła w złoty gong. Czekałam spokojnie obserwując przeciwnika. Może jedynie na zewnątrz zdawało się, że jestem spokojna, bo wewnątrz było to zupełnie co innego typu: „ja przegram! O losie! Jaka ja byłam głupia! Chcę już do trumny, tak! Weźcie mnie stąd! JA CHCĘ ZYĆ!”
         W końcu chłopak zaatakował jako pierwszy, wysyłając w moją stronę niedużą smugę światła. Zwinnie uniknęłam tego ataku i odskoczyłam w bok. On jednak nadal nie ustępując zawzięcie atakował. Ja nie robiąc nic więcej innego, robiłam zwinnie uniki.
Dobra, bo w końcu się zmęczę…
Zamachnęłam się nagle i z całej siły przywaliłam chłopakowi z buta w… twarz. Jęknął, masując nos. Spojrzał się na mnie spod przymrużonych oczu.
- Ups? – Wzruszyłam ramionami robiąc niewinną minkę. W ten poczułam jak tracę równowagę i w tych bardziej nieprzyjemnych warunkach spotykam się z podłogą. Zrobiłam wielkie oczy, nie zbyt wiedząc, co się dzieje.
- 1:1. – Uśmiechnął się przebiegle, odskakując ode mnie. Wydałam z siebie dźwięk podobny do warknięcia i szybko zwlokłam się z ziemi. Szybko wyczarowałam ponownie smugę światła i rzuciłam w niego. Przewrócił oczami i zrobił szybki unik. Nagle smuga rozprysła się na małe kawałeczki światła, które powędrowały w jego stronę. Zaskoczony nie zdążył zareagować. Ostre kawałki poraniły jego ciało w wielu miejscach. W ten wybił gong.
No dobra, czas zaczynać…
Otoczyła mnie mgiełka, znowu zmieniając mój wygląd. Znowu miałam białe wilcze uszy, ogon, oraz białe włosy i złote oczy.
- Wilk? – Mruknął zdumiony. Zauważyłam, że on również dokonał swojej przemiany. Miał teraz białe włosy i szare oczy. Nie czekając długo, zaatakował mnie. Tym razem złapałam go mocno za rękę i przywaliłam jego ciałem o ziemię. Chłopak syknął, wyrywając się z mojego uścisku. Odskoczył ode mnie i w tym samym czasie oboje wyczarowaliśmy dwie smugi świetlne, które uformowały się na kształt mieczy. Oba w tym samym czasie skrzyżowały się, odpierając swoje ataki. Cofnęłam się o krok, chcąc go zaatakować, jednak nie mogłam tego zrobić, gdyż za szybko się poruszał. Skoczyłam na niego, pozbawiając go broni, która znikła. Swoją natomiast przyłożyłam do jego gardła, uśmiechając się triumfalnie. Wtedy rozbrzmiał ostatni gong. Podałam mu rękę, aby mógł wstać. Chłopak przyjął ją i po chwili oboje cofnęliśmy swoje przemiany.
- Dziękujemy wam. – Powiedział jeden z nauczycieli. - Zaczekajcie na zewnątrz.
Kiwnęliśmy głowami i oboje wyszliśmy. Usiadłam sobie na ławce i odetchnęłam głęboko.
- Nieźle walczyłaś. – Szatyn usiadł obok mnie.
- Dzięki, ty również. – Uśmiechnęłam się. – Jak masz na imię?
- Chris. – Odparł.
- Miło mi, jestem Keyli.
- Heh… Trochę mnie zaskoczyłaś z tą wilczą postacią.
- No cóż, nie ty jeden mi to mówisz. – Podrapałam się po głowie. W ten zza drzwi ujawniła się nam postać nauczyciela, który wręczył nam karteczki. Po chwili gdy ją przeczytałam, zawyłam radośnie jak samotny wilk w okresie wiosennym i wstając pobiegłam przed siebie, nie słysząc już słów „do zobaczenia” kierowanych w moją stronę.
   Szybko wybiegłam ze szkoły i popędziłam w stronę domu. Myślałam, że pójdzie mi gorzej, jednak nie było aż tak źle. Nawet udało mi się przeżyć, czyli stał się cud. Nagle w oddali zauważyłam znane mi sylwetki.
- Rima, Alisa! - Pomachałam im. Obie odwróciły się w moją stronę i uśmiechnęły delikatnie.
- Hej, Keyli. Co słychać? Już po sprawdzianie? - Spytała Rima.
- Taak. Nawet dobrze poszło. - Uśmiechnęłam się wesoło i zaczęłam opowiadać im o sprawdzianie, o walce z chłopakiem i o wszystkim co mi do głowy przyszło. Z tego wszystkiego zdążyłam aż ochrypnąć.
- Wow, nieźle. - Skwitowała Alisa.
- Ha! Wiem! - Zaśmiałam się. - Szczera ja. Ale no nic, idziemy na lody?
- Chętnie. - Odparły i razem ruszyłyśmy w stronę miasta. Podczas drogi zdążyłam oczywiście potknąć się i zaliczyć spotkanie z twardym podłożem chyba z dziesięć razy. Tak to już jest, jak umiemy potknąć się nawet o własne nogi.

                                                                    ~•♥•~


- Keyli, bo ci się mózg zamrozi od takiej ilości lodów... - Wtrąciła Rima, wymieniając z Alisą spojrzenia.
- E tam! Przecież było tyle pysznych smaków! No bo przecież jakbym nie wybrała waniliowych i czekoladowych to bym potem była smutna, że ich nie zjadłam, więc wzięłam: waniliowy, czekoladowy, cynamonowy, mleczna czekolada, śmietankowy, cytrynowy, malinowy i truskawkowy! - Skończyłam swoją wypowiedź, zajadając się swoją porcją.
- To chociaż jedz je trochę wolniej, bo...
- Aaaał! Moja głowa! Boli! - Jęknęłam. Obie zaśmiały się cicho, kręcąc głową.
- A mówiłam. - Westchnęła Alisa.
- Dobra, już mnie nie boli. - Uśmiechnęłam się wesoło, kończąc swoją porcję lodów.
- Masz apetyt jak wilk...
- A żebyś wiedziała. - Puściłam oczko do Rimy. Nagle usłyszałam znajome świergotanie i po chwili na moim ramieniu usiadł znajomy, niebieski ptaszek.
- O, Daisy! Co ty tu robisz, maluchu? - Uśmiechnęłam się do przyjaciela, pozwalając mu usiąść na moim palcu.
- Jaki słodki! Skąd go masz?
- Sam się przyplątał. Nie miałam serca go nie przygarnąć. Był deszcz, zimno i same wiecie. Okej, ja muszę już lecieć. Pewnie zaraz wróci ciotka i będzie kazanie, gdzie ja się szlajam. Pa! - Pożegnałam się z nimi i czym prędzej ruszyłam w stronę domu.



                                                                                                                           ~Keyli Takei~


No i jest część druga ;) Wybaczcie, że teraz ale weny jakoś nie było i czasu :'D Przepraszam też za wszystkie błędy w tekście, jednak jak człowiek chory to nie myśli :/ (był dowód wcześniej xD) Byłabym więc wdzięczna, za wytknięcie mi wszelakich błędów, oraz szczerą ocenę. Mam nadzieję jednak, że chociaż trochę Wam się spodoba ;*


środa, 11 września 2013

Pokaż, na co cię stać! cz. 1

Śniło mi się, że leciałam. Szybowałam jako piękny, wolny ptak, który nie ma żadnego zmartwienia na duszy. Cieszyłam się każdą chwilą, a wiatr targał mi pióra. Byłam po prostu szczęśliwa. Wzniosłam się wyżej na błękitnym nieboskłonie, machając rozłożystymi skrzydłami.
        Nagle zauważyłam coś w oddali. Jakiś ciemny punkt, który z każda chwilą stawał się coraz wyraźniejszy. Wylądowałam gładko na jednej z gałęzi wiekowego drzewa i rozejrzałam się, jednak nie zauważyłam nic konkretnego. Czyżby mi się coś przewidziało? W ten rozpętała się straszliwa wichura. Drzewa uginały się pod wpływem mocnego wiatru, kłaniając się aż do ziemi. Niebo zasłoniła gruba warstwa ciemnych, strasznych chmur, z których raz po raz ukazywały się błyskawice. Robiło się naprawdę niebezpiecznie. Nagle słyszałam głos w głowie.
Obudź się...
Z krzykiem upadłam na podłogę, ściągając z łóżka poduszki i kołdrę. Rozkojarzona, odruchowo spojrzałam na zegarek, który wskazywał dokładnie godzinę 7:40
- Kurcze! Zaspałam! - Krzyknęłam, szybko wstając z podłogi.
Powtórka z rozrywki...
Szybko ubrałam się, umyłam i żegnając się szybko z domownikami, wybiegłam z domu.
        Biegnąc tak, nawet nie zauważyłam jak z impetem wpadłam na kogoś.
- Rima!?
- Keyli! Chodź szybko, bo spóźnimy się do szkoły! - Złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
- Cz-Czekaj! - Wysapałam z trudem, o mało co nie przewracając się o własne nogi.
- Nie daruję sobie, jeśli znów się spóźnię! Ważne, że tym razem nie z Jackiem. Zawaliłabym kolejny język polski. - Krzyknęła do mnie podczas biegu.
- Często się spóźniasz?! A tak w ogóle co my mamy pierwsze?!
- Polski! - Odkrzyknęła, przekraczając wraz ze mną bramę szkoły. Zarzuciłam bardziej torbę na ramię, w obawie, że ją zgubię po drodze. Wbiegłyśmy wraz z Rimą na górę po schodach i skierowałyśmy się do klasy, gdzie miały odbyć się zajęcia lekcyjne.
         Z impetem otworzyłam drzwi do klasy, powodując, iż oczy wielu gapiów zostały zwrócone w moją stronę. Nauczyciel spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem spod okularów.
- Dziewczęta, co wy tu robicie? - Spytał.
- Em... Lekcja, znaczy spóźnienie, znaczy... em...- Wyjąkałam z nerwowym uśmieszkiem.
- Z tego co wiem, wasza klasa ma na dziewiątą. - Odparł, spoglądając na plan. Przez chwilę stałam ogłupiała, ładując w głowie to, co przed chwilą usłyszałam.
- D- Dziękujemy, do widzenia...  - Powiedziałam i obie wyszłyśmy na korytarz. Spojrzałam się na Rime, która westchnęła ciężko.
- Super, mamy na dziewiątą. I po co było się tak śpieszyć? - Jęknęła. W tym czasie ja wybuchnęłam głośnym i donośnym śmiechem, zwijając się na podłodze. Brunetka spojrzała na mnie jak na ostatnią idiotkę, unosząc brwi ku górze w niemym zdziwieniu.
       Gdy otrząsnęłam się z napadu niepohamowanego śmiechu, podeszłam do nadal zdziwionej niebieskookiej i potrząsnęłam nią, gdyż nadal nie dawała żadnych znaków życia.
- Rima! Rima, otrząśnij się, nie umieraj! - Krzyknęłam, ocierając łezkę z kącika oka. Nawet nie zauważyłam, jak oczy brunetki zmieniły i miały teraz zwężone, pionowe źrenice. Gwałtownie odwróciłam się i dopiero teraz zrozumiałam, w czym rzecz. Rima zamrażała drzwi klasy od dołu. Zrobiłam wielkie oczy i mocniej potrząsnęłam dziewczyną, chcąc wyrwać z głębokiego transu.
- C- Co się stało? - Rima zamrugała gwałtownie i zmrużyła oczy, masując skronie. Wtedy lód, który zaczął skuwać drzwi - rozpuścił się.
- Wszystko w porządku? Sama nie wiem jak to określić, ale nagle twoje oczy... i ten lód.... - Podrapałam się po głowie, krzywiąc lekko.
- Nigdy jeszcze mi się tak nie zdarzyło... - Wyszeptała i spojrzała się na mnie. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Z czegoś bardzo istotnego i zarazem przerażającego. Wydałam z siebie okrzyk i skuliłam się w kącie. Rima podeszła do mnie zaniepokojona.
- Keyli, co się stało?
- Coś... okropnego...
- Proszę, powiedz mi. - Nalegała. Przez chwilę milczała, aby nagle wykrzyknąć z przerażeniem w oczach.
- Dzisiaj mam sprawdzian umiejętności magicznych!
- To naprawdę nic strasznego, dasz radę. - Uśmiechnęła się. - Wiem, że dasz. - Odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam ją.
- Rima... - Zaczęłam.
- Słucham?
- Spójrz w lusterko. - Podałam jej kawałek szkła, aby mogła zobaczyć swoje odbicie. Gdy niebieskooka tylko w nie spojrzała, pisnęła i zbiegła szybko na dół.
- Rima, co jest?!
- Dlaczego mam oczy jak u kota?! - Krzyknęła przerażona.
- Mówiłam ci przecież... Może to jest związane z twoją przemianą w kota?
- Nie, to raczej nie możliwe... No bo tak nagle?! Zaraz, zaraz... Po kolei, co się wydarzyło. Biegłyśmy, myślałyśmy, że się spóźnimy, a później okazało się, że mamy na 9:55 i wtedy się... wkurzyłam... - Ostatnie słowo wypowiedziała wolno, lecz wyraźnie.
- Właśnie, wkurzyłaś się. Może o to chodzi?
- Sama nie wiem. - Westchnęła. - Mam tylko nadzieję, że mi przejdzie. - Chodźmy na dach, czasami ściany mają uszy. - Kiwnęłam głową i obie podążyłyśmy po schodach na dach. Tam przynajmniej było cicho i spokojnie i nikt nas nie słyszał. Często tam przebywałam, gdy musiała o czymś pomyśleć i odpowiedzieć sobie na dręczące mnie pytania.
        Usiadłam sobie wygodnie na przeciwko brunetki, rzucając torbę gdzieś w kąt.
- Dziwne, ale jakoś nie chcę mi się wracać do domu. - Przyznała.
- Serio? To mi wręcz przeciwnie. Najchętniej poszłabym do lasu. - Uśmiechnęłam się mimowolnie, pogrążając w marzeniach o dzikiej i nieokiełznanej puszczy. O tych wszystkich przygodach. Aż zachciało mi się wyć i z trudem się od tego powstrzymałam.
- Heh... Ciekawe, co porabia teraz Jack. - Szepnęła dziewczyna, uśmiechając się delikatnie. Zachichotałam cicho, spoglądając na Rime.
- Luuuuuubisz go. - Zasłoniłam ręką buzię, przed kolejnym chichotem.
- Em...No...On...Jest tylko dobrym przyjacielem. - Odparła cicho.
- Peeewnie. - Mruknęłam, zakładając ręce za głowę i odchylając się do tyłu. Rima zarumieniła się i odwróciła speszona głowę.
Ha! Moje ulubione zajęcie - zadawanie krępujących pytań...
-
Ładne odcienie na twarzy. - Zachichotałam ponownie, na co dziewczyna jeszcze bardziej zarumieniła się. - No już, już - koniec. - Uśmiechnęłam się, po czym dodałam po chwili. - Ale ładnie byście do siebie pasowali. - Pogrążyłam się w głębokich zamyśleniach. Brunetka nic nie odpowiedziała, tylko wstała i zmieniła się w kota.
- E-Ej! Przepraszam, no. - Zrobiłam smutną minkę. Czarna kotka pokręciła tylko łebkiem i wskoczyła mi na kolana. Westchnęłam i pogładziłam kotka po miękkim futerku.
        Po chwili Rima ponownie zmieniła się w dziewczynę i usiadała blisko mnie.
- Owszem, lubię go. Nawet bardzo, jednak... Nie wiem, czy on również tak mnie lubi. - Westchnęła ciężko i spuściła głowę. Uśmiechnęłam się do niej wesoło.
- Na pewno tak jest. Widać, jak na ciebie patrzy, a mojemu oku nic nie umknie. - Zaśmiałam się.
- T-taak.. - Odwróciła wzrok, udając, że nie wie o co chodzi. Pokręciłam głową, spoglądając się w kobaltowe niebo.
- Będzie dobrze, na pewno. - Nagle ponownie spojrzała na Rime, która zarumieniła się jeszcze mocniej. Uśmiechnęłam się znacząco i szturchnęłam brunetkę w ramię.
- Ładne rumieńce.
- Ja.. Zamyśliłam się i tyle... - Westchnęłam głęboko i zakończyłam temat. Nie chciałam zasypywać przyjaciółki gromem dręczących pytań, więc postanowiłam na jakiś czas zamilknąć, spoglądając się w niebo.
- Keyli... Masz dziś sprawdzian, prawda? - Zapytała nagle, a na jej twarzy pojawił się szatański uśmieszek.
- Tak. - Odparłam, marszcząc czoło. Nie wiedziałam, co mam wywnioskować po pytaniu Rimy, więc nadal siedziałam i zaczęłam intensywnie się w nią wpatrywać. - Mam się bać?...
- Nie, tylko ty boisz się sprawdzianu, prawda? Więc Keyli, oto ja zostanę twoim trenerem! Lub workiem treningowym, jak ty wolisz. - Wpatrywała się mi prosto w oczy, przez co ze swoimi kocimi wyglądała nieco strasznie.
- Trener ładniej brzmi. - Uśmiechnęłam się. - Jestem gotowa! - Zerwałam się nagle z zaciętym wyrazem twarzy. To będzie ciekawy trening.
                                                                 ~♥~




~Keyli~





poniedziałek, 2 września 2013

Wilk i kot.

Dedyk dla Keyli Takei.


Szybko wdrapałam się wyżej na drzewo. Nie chciałam by mnie rozpoznała, co gorsze jej postać wilka wydawała się trochę zbyt realna. Jakoś nie miałam ochoty bawić się z wilkiem tym bardziej, że to by wyglądało jak zabawa w kotka i myszkę…A może w wilka i zająca? Tak to chyba bardziej odpowiednie. Szybko wdrapałam się jeszcze na jedną gałąź i przeskoczyłam na inne drzewo. Po chwili byłam już daleko od Keyli.
Ciekawe gdzie mieszka… -pomyślałam i podążyłam w kociej postaci za Keyli. Był to bardzo ładny, duży dom. Nie wspominając już o pięknym ogrodzie. Już miałam odchodzić gdy zobaczyłam jak Keyli wychodzi z domu i idzie w stronę lasu. Co ona chce zrobić? –Moja ciekawość powoli przekraczała bezpieczną granicę.
Podążyłam za nią i znalazłam się w środku lasu. Szybko wdrapałam się na wysokie drzewo i zobaczyłam coś dziwnego. Coś czego jeszcze nigdy przedtem nie widziałam. Keyli stanęła naprzeciwko wilka i go powitała, a po chwili przemieniła się w zwierzę.
Bawili się ze sobą, chociaż każde z nich wiedziało że jeden to nie jest 100% wilk. A jednak. Gonili siebie nawzajem, skakali, wyli i byli to siebie przyjaźnie nastawieni. To było naprawdę dziwne. Może i ja powinnam zaprzyjaźnić się ze zwierzakiem z mojego gatunku? –przeszło mi nagle przez myśl, a później uznałam że to raczej niemożliwe.- A więc poznałam jej sekret…Czyżby nie umiała panować dobrze nad swoją przemianą? Dziwne…Pewnie dlatego wtedy tak szybko nagle pobiegła aby się ukryć….Powinnam już wracać. Lepiej aby mnie nie wywęszył ten drugi wilk. Chociaż Khark mnie lubi, no ale cóż. On jest inny. –pomyślałam i zeskoczyłam z drzewa.

Miałam jednak pecha gdyż wylądowałam na suchych liściach, a do tego strąciłam gałąź która spowodowała odgłos niczym głośny strzał. Kątem oka zobaczyłam jak oba wilki szybko pobiegły w dwie różne strony. Jeden z nich pędził w moim kierunku, a była to Keyli.
Prędko zaczęłam biec przed siebie. Gdy byłyśmy już poza lasem, dzieliło mnie od niej parę metrów. W ostatniej chwili wskoczyłam w krzaki próbując się wtopić w tło. Przez zarośla dostrzegłam jak czegoś szuka. Miałam nadzieję, że mnie nie wywęszyła. W końcu przemieniła się w dziewczynę, lecz mimo wszystko szła w moim kierunku. Już mnie minęła…Gdy nagle zawróciła i dostrzegła mnie w krzakach.

-Miau…-zamiauczałam i wyszłam. Wiedziałam ze i tak wcześniej czy później wyciągnęłaby mnie z krzaków siłą.
-Kotek!!! –dziewczyna zapiszczała z radości i zawołała- Kici, Kici!
Po chwili czułam jak mnie głaszcze. Ten plan może wypalić…Ale nie chcę jej okłamywać…Głupie sumienie!- poczucie winy zaczęło mnie zżerać od środka.
Spojrzałam prosto w oczy szatynki i po chwili przemieniłam się w dziewczynę.
-Rima…?- Keyli wydukała z trudem.
-Em…no cześć…co słychać? –zapytałam próbując złagodzić sytuację.
-Ale…jakim cudem…-nadal wpatrywała się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-E...um...no widzisz...och...to...to...po prostu...lubię śledzić ludzi...- wypowiedziałam ostatnie słowa jednym tchem.
Szatynka wpatrywała się we mnie jeszcze chwilę, a później zrobiła coś czego nikt się nie spodziewał.  Nagle wybuchła głośnym śmiechem.
Obserwowałam zdezorientowana na pękającą ze śmiechu dziewczynę. Gdybym nadal była kotem moja sierść najeżyłaby mi się od razu.
-Keyli…Takei…-wycedziłam przez zęby tak jakby przez kły, a przy tym zmrużyłam oczy tak jakbym ciskała pioruny w rozbawioną do granic możliwości keyli.
-Wy…Wybacz…- posłała mi przepraszający uśmiech.
-Ale…czemu ty się z tego śmiejesz?!
-Twoja mina…Bezcenna…-Otarła łezkę z kącika oka. –Nie pomyślałabym że jesteś  być kotkiem. –uśmiechnęła się
-To teraz już wiesz…A ja bym nie pomyślała że jesteś wilkiem i do tego znasz…- ucięłam się w język.
Z twarzy Keyli znikł uśmiech a na jego miejsce pojawiło się osłupienie. Wpatrywała się we mnie niczym w transie.
-E...to...ja już pójdę...Pa! -krzyknęłam i miałam już zamiar pobiec przez siebie gdy...
-Czekaj! D-dlaczego mi nie powiedziałaś…że wiesz…
-Eh...-westchnęłam i opadłam na ławkę która była tuż za mną. – Widzisz…w sumie to właśnie dlatego zmieniłam się w człowieka…Zżerało mnie moje sumienie. Myślałam że się domyślasz…ale zaczęłaś się śmiać i no wiesz…W szkole…Zauważyłam jak biegniesz szybko do lasu i tak jakoś…dziwnie wyglądałaś…więc postanowiłam to sprawdzić…Nie lubię nie wyjaśnionych spraw…Wybacz.-spuściłam głowę i jakoś nie miałam ochoty patrzeć jej prosto w oczy.
Po chwili podeszła do mnie i usiadła sobie obok.
- Rozumiem, nie jestem zła. - Uśmiechnęła się szczerze. - Po prostu już niepotrzebnie robić z tego takiej afery. W sumie... Sama chciałam Ci powiedzieć o tym, że jestem wilkiem, tylko jakoś nie umiałam zacząć. Patrz. - Spojrzała się na mnie i przemieniła się w swoją drugą wilczą wersje. Miała teraz długie białe włosy, złote oczy i białe uszy, oraz ogon.
- Nie chcę dłużej trzymać tego w tajemnicy. - Westchnęła.
-Nie musisz...Ja też nigdy nie chciałam trzymać tego wszystkiego w tajemnicy. Poza tym...Przecież każdy ma jakąś przemianę w zwierze i ...drugą. Wiesz...pytałaś o sprawdzian umiejętności. Chciałabym ci powiedzieć...lecz to wiąże się też z inną osobą...Dlatego wolę ci pokazać tylko moją przemianę. -uśmiechnęłam się do niej i po chwili na ławce siedziały dwie białowłose dziewczyny.
-Teraz ty zobacz.- trzymałam w ręku moją ”rózgę”. Zaczęłam rysować w powietrzu jakiś kształt. Po chwili przed nami stała średniej wielkości rzeźba z lodu w kształcie wilka.
Oczach jej nowej przyjaciółki pojawiły się wesołe iskierki. Pisnęła zachwycona i machnęła ogonem.
- Super! - Uśmiechnęła się. W głębi duszy cieszyła się, że jej zaufałam.
- Cześć wilku z lodu. - Zaśmiała się
-Cieszę się że ci się podoba. Co prawda lubię też rysować…
-Szkoda tylko że stopnieje.
-Cóż…lepiej sama go rozpuszczę. Trochę dziwnie by było gdyby ktoś zobaczył rzeźbę z lodu, jesienią a do tego nie daleko lasu.
-A zrobisz jeszcze kiedyś takiego wilka?- spojrzała na mnie oczkami które mówiły „Proszę, proszę zgódź się!”

-Jasne…czemu nie. –uśmiechnęłam się do niej. Na koniec odprowadziłam ją do domu i poszłam w swoją stronę. Szczerze mówiąc polubiłam ją.
~♥~
The End.

niedziela, 1 września 2013

Wszystko na raz



Szybkim ruchem otworzyłam drewniane drzwi, prowadzące do klasy próbując złapać oddech po szaleńczym biegu. Pewnie wyglądałam wtedy jakbym przebiegła jakiś maraton.
- Prze… przepraszam za spóźnienie. – Wydyszałam. Nauczycielka westchnęła głęboko i kiwnęła głową, wskazując mi miejsce, w którym mogłam usiąść. Uśmiechnęłam się wesoło siadając w pustej ławce. Wyciągnęłam z torby potrzebne książki i choć próbowałam się wsłuchać w to, co mówi do nas nauczycielka, jednak bez najmniejszego skutku.
        Wkrótce potem rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji. Niczym stado wygłodniałych hien wszyscy rzucili się do drzwi, wraz ze mną na czele. Przystanęłam na chwilę i rozejrzałam się uważnie. W ten mój wzrok przykuła pewna interesująca osoba.
- Rima! – Zawyłam, na co dziewczyna gwałtownie się odwróciła, powodując iż jeden przechodzeń na nią wpadł. Szybko podbiegłam do niej, nie zwracając uwagi na tłumy gapiów i pomogłam wstać obu.
- Przepraszam. – Zaśmiałam się nerwowo, na co Rima spiorunowała mnie wzrokiem. – Ostatnio jakoś tak tylko stłuczki powoduje. – Wzruszyłam ramionami. Dziewczyna westchnęłam głęboko i uśmiechnęła się delikatnie.
- W porządku. Co chciałaś ode mnie?
- Nic. Szukam kogoś do towarzystwa. Cieszysz się, że akurat wypadło na Ciebie? – Zaśmiałam się, łapiąc Rime za rękę i ciągnąc za sobą.
- Okej. Mam do Ciebie parę pytań.
- S-Słucham więc… 
- Ostatnio widuję, że dużo czasu spędzasz z Jackiem. – Uśmiechnęłam się znacząco, na co dziewczyna spłonęła delikatnym rumieńcem.
- J-ja…
- No nie musisz już więcej nic mówić. – Machnęłam ręką. – Twoja reakcja tłumaczy wszystko.
- Keyli! – Ponownie spiorunowała mnie wzrokiem. Zaśmiałam się cicho i zaciągnęłam torbę na ramię.
- A jak tam poszedł Ci Sprawdzian Umiejętności? Mój jest jutro. Denerwuje się. To będzie istny koszmar. – Westchnęłam.
- Na pewno nie będzie aż tak źle. – Odparła, uśmiechając się lekko.
- Ha! Dobrze mówisz! – Wskoczyłam na ławkę stojącą przy ścianie, ponownie ściągając na siebie tłumy oczodołów. – Ja Keyli Takei oświadczam, iż nie poddam się i!...  – Nie dokończyłam, gdyż Rima złapała mnie za ramię i ściągnęła na ziemię.
- A ja oświadczam, iż musimy już iść, Keyli. – Wycedziła przez zęby, ciągnąc mnie za sobą.
- A-Ale! Ałć! Zaraz się o własne nogi potknę i raczej nie będzie mnie zbierać z podłogi… - Niebieskooka przystanęła na chwilę, puszczając mnie. Nagle rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Westchnęłam głęboko i podążyłam w kierunku klasy.
        Jak zwykle usiadłam na samym końcu przy oknie. Zawsze bardziej ciekawiło mnie to, co znajduje się za szkłem, niż gadanie od rzeczy nauczyciela. Czasami nawet udało mi się trochę przespać. Otworzyłam książkę na potrzebnej stronie i zaczęłam czytać tekst znajdujący się na niej. Instynktownie podparłam ręką głowę, aby nie przywalić nią w blat ławki. Spojrzałam się na nauczycielkę, która napisała na tablicy zadanie, które mamy wykonać, oraz na resztę pracującej klasy. Wzruszyłam bezradnie ramionami i przegrałam walkę z wszechobecną nudą.
        Na następnej przerwie również spotkałam Rime. Nie była jednak sama, gdyż towarzyszyła jej pewna białowłosa dziewczyna.
- Alisa! Cześć. – Przywitałam się, dobiegając do nich. Obie spojrzały się po sobie, a następnie swój wzrok przeniosły na mnie.
- Cześć. – Odparła białowłosa. - A myślałam, że Was już nie znajdę, bo wiecie…. – I tak zaczęło się moje trajkotanie, które trwało aż do końca całego dnia na każdej przerwie. Gadałam o wszystkim i o niczym. Raz nawet nie mogąc złapać oddechu. Czasami nie patrząc gdzie idę, potykałam się o własne stopy zaliczając wtedy przykre spotkanie z podłogą. Bardzo lubiłam spędzać z nimi czas. Obie bardzo polubiłam.

                                                                       ~•♥•~       

   Wkrótce potem skończyły się lekcje. Uradowana do granic możliwości wybiegłam ze szkoły. Chciałam zaczekać na Rime i Alise, jednak nigdzie nie mogłam ich zauważyć, toteż musiałam sama wrócić do domu.
        Byłam już niedaleko, gdy nagle poczułam bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Stanęłam gwałtownie wykrzywiając się lekko. Myślałam, że ból ustanie, jednak on nasilał się z każdym krokiem. Czułam, jakby zaraz miały mi pęknąć kości. Jakby ktoś rozrywał mnie od wewnątrz.
Nie! Nie chcę być wilkiem! Nie teraz!
Szybko wyszukałam wzrokiem gęstych zarośli i czym prędzej wskoczyłam w nie. W końcu nie dałam rady znieść tego bólu. Zmieniłam się w białą wilczycę. Jedyna oznaka z mojego człowieczeństwa, to niezmienne fioletowe oczy.
       Wydałam z siebie ciche warknięcie i podążyłam głębiej w dziką puszkę w celu znalezienia jakiegoś ustronnego miejsca. Czasami nawet ja sama nie mogę zapanować nad wilkiem, dlatego nieraz w najmniej odpowiednich sytuacjach on sam przejmuje nade mną kontrolę. Przymrużyłam lekko oczy, czując jakiś dziwny, obcy mi zapach. Stanęłam pośród zieleni, rozglądając się uważnie. Nagle moją uwagę przykuł czarny kot siedzący na drzewie. Zastrzygłam uszami i obnażyłam kły. W jednej chwili doskoczyłam do drzewa chcąc zdjąć z niego kotka. Wbrew pozorom mogło to tak nie wyglądać, jednak ja chciałam się tylko pobawić.
        Nagle zauważyłam u kotka jedną ciekawą rzecz. Te niebieskie oczka. Przestałam skakać do drzewa i wpatrywałam się z żywym zainteresowaniem z zwierzątko. W tym momencie kotem wszedł na gałąź wyżej i przeskoczył na inne drzewo. Machnęłam ogonem i podążyłam za nim.
        W ten kotek znikł mi z zasięgu wzroku. Obeszłam drzewo dookoła, a następnie drugie, jednak nie znalazłam już go. Zrezygnowana odeszłam od tego miejsca i podążyłam w kierunku domu.

                                                                    ~•♥•~


No cóż... Moja (chyba) najdłuższa notka :D  Wpis dedykuje jasnowidzowi, detektywowi i osobie łączącej ludzkie serca - Rimie! xD Dzięki wielkie za "zmuszenie" mnie, do napisania czegokolwiek ;) :*


                                                                                                                                   ~Keyli~♥