Pogadaj z nami :D

niedziela, 31 maja 2015

Plecak? Jest. Cukierki? Są. Inne bajery? Spakowane. Mózg? Nie potrzebny. Jedziem z tym bigosem!

-Pucz ją hendz ap ewrybody mistrzyni imprezy przybyła!
Jak można nazwać taką osobę jak ja, tak dziwnym imieniem jak Selene?! Za jakie grzechy?! Dlatego ja, gdy się przedstawiam to tylko i wyłącznie powiem, że Sela jestem. No czasami jakąś ksywę wymyślę, ale wszystkich ci nie podam, bo co tydzień mam inne! A najlepsze są te co ci je przyjaciele wymyślili!
Nazwisko? Powiedziałabym Tratatata, ale to nie prawda. Ale pierwsza litera ta sama! Nazwisko me brzmi Tamoi. I tyle. Szare, pięcioliterkowe Tamoi. Ale jaka barwna osoba je nosi co nie?

-On mnie pyta co za draka. Ja mu na to.. MakaPaka!
Teksty mam tak oryginalne i nieraz dziwne, dziecinne i tym podobne, że o wiek każdy z niedowierzaniem pyta! Ale szczerze. Lat mam... Eeee.. 16! 16 na karku mi sterczy, rozgląda się i tańczy od 19 czerwca!

-Raduje się serce! Raduje się dusza! Że impreza się zaczyna, ma osoba w tamy rusza!
Się mnie pytasz? No chyba oczywiste, że kobietą jestem. Mam ci to zaśpiewać? Uwierz mi nie chcesz.

-Światło! Kamera! Impreza!!
No sam wnioskuj. Blasku w okół mnie tyle, że głowa mała. Kij, że kolorów jeszcze więcej. No oczywiście, że ziemia! A co myślałeś, że światło? Phaha specjalnie tak powiedziałam!

-Jest impreza są ludzie!
Czy mam kogoś? Chyba żartujesz. Kto, by ze mną wytrzymał?! Singielką jestem.

-Żyj tak, by ci się żyło wygodnie!
Lubię... Nie to słowo. Kocham imprezy! Gdzie jakaś domówka albo coś w tym stylu tam i ja! Rozkręcę nawet te najnudniejsze i zrobię z nich dzikie balangi! Nie odpowiadam za zniszczone TV, jeśli impreza nie odbywa się w moim domiszczu! Poza tym uwielbiam balony! We wszystkich możliwych kolorach. No i nie zapominajmy o darze do robienia psikusów innym!
Nie lubię.. To takie słowo w ogóle istnieje? Wiesz ciężko powiedzieć. Jeśli czegoś nie lubię to zazwyczaj mam do tego obojętny stosunek-np. do nauki- i tyle..

-Dla mnie mózg to rzecz istniejąca, aczkolwiek zbędna.
Najlepiej to mnie poznasz na imprezie. Wtedy widać całą mnie. Więc po kolei. Wariatka jakich mało. Każdy wie co to znaczy! No, ale oczywiście to nie wszystko. Nie zapominajmy o mojej wszędzie obecnej pozytywnej energii i optymizmie, którym zarażę nawet największych pesymistów. Moja ciekawość jest nazywana wadą, bo wiem wszystko i o wszystkich. Każda ploteczka, po prostu każda. Nic się przede mną nie ukryje. Oprócz tego jestem porywcza. Zdaniem tych co mnie znają nawet za bardzo. A w sąsiedztwie z lekkomyślnością i ufnością to kompletna masakra. Obok tych cech śmiało maszeruje nadmierna wesołość trajkocząca z kreatywnością wyćwiczoną w zwariowanych pomysłach. Anielska cierpliwość idzie zaraz za nimi. Całe to tałataństwo prowadzi dowcipność z swoją psiapsiółką hałaśliwością. Mnie nawet nauczyciele nie uspokoją. O psychologach nie wspomnę. Nie mam oczywiście ADHD. Jestem tylko nadmiernie energiczna. Szczera do bólu też jestem. No i oczywiście moje współczucie do smutasów. Jeśli smutasz to wiedz, że zaraz się pojawię i ci pomogę. A wiesz, że jestem tak towarzyska, że jak kogoś obok mnie nie ma to gadam sama ze sobą? Albo z kimś wymyślonym? A teraz największy szok! Umiem udawać, podkreślam udawać spokojną.

-Rudy ojciec, rudy dziadek. Rude kudły to mój spadek.
Biegnem w twoją stronę dać ci zaproszenie na imprezę. Pierwsze na co zwracasz uwagę w nadciągającej odległej jeszcze postaci to burza rudych, kręconych i długich włosów. Oczywiście rzuca się do tego w oczy nietypowe z ogromną ilością kolorów ubranie. Z bliska zwracasz uwagę na duże oczy. Jedno jest niebieskie, ale drugie pomarańczowe z wąską źrenicą. Pytasz jakim cudem, a ja skromnie wyjaśniam ci, że od zawsze noszę, a dziś zgubiłam drugą soczewkę, a wtedy miałabym obydwa oczęcia pomarańczowe. Przestajesz wlepiać wzrok w moje oczy, ja ci daję zaproszenie i zaczynam się oddalać i ty dopowiadasz sobie resztę. Średniego wzrostu - około 170 cm - i szczupła. Tyle.  

-Ta historia.. Jest bolesna i smutna.. Jeśli zaczniemy ją od tyłu.
Ale my zaczniemy ją od początku. Bo ma być wesoła co nie? Więc tak.
Urodziłam się w takiej pewnej miejscowości. Nazwy może nie wspominajmy. W każdym razie leży ona hen daleko na wschód. Mieszkałam tam z młodszym bratem, starszą siostrą i oczywiście rodzicami. Mówi się, że diabełkiem jest zawsze najmłodszy brat. W przypadku tej rodziny byłam to jednak ja. W końcu grzecznością nie nazwiemy oblania nauczycielki wiadrem wody- zakoszonej woźnej kiedy zrobiła sobie przerwę podczas mycia podłogi- czy zamknięcie dyrektora w jego gabinecie, bo dał mi naganę za ubiegły wyczyn. Czyli ogólnie żyło mi sie bosko. Codziennie robiłam co chciałam. Rodzice nawet nade mną nie panowali. Za słabe nerwy. Ja przez kawał życia spędzony z moją familią zdążyłam dać w kość około 30 osobom. No może więcej. Oczywiście miałam też grono wielbicieli i przyjaciół. Co drugi dzień robiliśmy imprezy przy ognisku na polanie w lesie, do której tylko my umieliśmy dotrzeć. Tyle, że na kilka dni przed moją wyprowadzką stamtąd, czyli z dwa-trzy tygodnie temu, przez przypadek.. No co będę kryć. Po prostu podpaliliśmy las. Nie było to trudne. Bo zaczęło się od tego, że kolega założył się, że przeskoczy ognisko. Oczywiście mu wyszło, ale ogień złapał go za spodnie. Panika i w ogóle. Ja gnana impulsem powiedziałam, że za jednymi krzakami jest mały staw. Pech chciał, że wskazałam te krzaki za którymi akurat wody nie było. A kolega biegnąc tam na ślepo no.. Podpalił jedno drzewo, trochę trawy i dwa krzaki. A na inne rośliny sie to rozeszło. Ledwo udało nam się uciec, ale wszyscy przeżyli. Kilkanaście dni później rodzice mimo wieku dali mi pieniądze i powiedzieli, bym kupiła sobie jakiś domek, czy mieszkanie tu w Nevermind. Kupiłam jak kazali. Wiesz jak się cieszyli!? Pomogli mi sie spakować, przywieźli tu i odjechali. A ja zaczęłam nowe genialne życie bez nich w okolicy. Mam wolną chatę dla siebie! No jak się nie cieszyć?!
A teraz w skrócie od tyłu. Mam własny dom, ale wyprowadzam się do własnej rodziny, bo spaliłam las. Po przeprowadzce dręczę kogo popadnie i dostaje za to bury. Widzisz jakie to smutne? 


-Zenek! Zenonie! Pomóż mi z tą imprezą!
Nazywa się Milord Zenon Rudzielski, a dla przyjaciół Zenek. Jest to mocarna, mała sercem, ale wielka ciałem ruda wiewiórka.. Czekaj chyba coś pomyliłam.. Mniejsza. Mój Zenuś jest milusi i w pełni normalny, jeśli nikt normalny się do niego nie zbliża. Uwielbia chodzić ze mną na imprezy. Ma chyba ADHD.. Może to dlatego, że dawałam mu kawę? To jest szkodliwe dla wiewiórek?

-Pogłaskaj mnie po futerku. Proszę!
 Czym jestem jak się przemieniam? Scharakteryzuje ci. Mały. Mięciusie futerko i duże uszy. Taka kremowa sierść. No oczywiście fenek! Taki słodki, taki milusi!

-Aj beliwe Aj kan znaleźć skarb!!
Bardzo się nie zmieniam. Ten sam powalony charakterek. Takie same dziwne ciuszki. W sumie bardziej dziwne. Ahoj kamraci! Piratka nadchodzi. Ale jest kolejny plus. Moje oczy bez pomocy soczewek stają się brązowe! Włosy trochę krótsze i grzeczniejsze w wyniku czego zawsze w tej przemianie mam je związane w dwa luźne koczki!

-I choć wszystko ci powiedziałam to jeszcze nie wszystko.
 -Mój pokój to pole bitwy. Tu to leży to tam leży. Wszystko leży wszędzie szczerze mówiąc.
- Dorabiam sobie jako wodzirejka, dj'ka i tym podobne zawody. No trzeba jakoś czynsz opłacić, jedzenie kupić czy dać kasę przypadkowym ludziom, by udawali moich rodziców przed dyrką. 

-Patrzojcie jaki leń! 
W skrócie:
Selene Tamoi/ Sela/ 16 lat/ 19 czerwca/ Kobieta/ Ziemia/ Singielka/ Urodzona imprezowiczka/ Mistrzyni udanych domówek/  Balony rządzą/ Słowo nie lubie istnieje?/ Pozytywna wariatka/ Niebieskooki rudzielec/ Od ciorta soczewek do zmieniania koloru oczu/ Codziennie inny makijaż i nienormalne ubranie/ Mieszka sama/ Życie bez choć jednej imprezy na dwa tygodnie nie możliwe/ Multum wymyślonych znajomych/ Naj przyjaciel Milord Zenon Rudzielski/ Mózg zbędny/ Podejrzewana o schizofrenię paradoidalną/ Przemiana w fenka/ Magiczna piratka/ Jak ktoś coś jej zrobi mści sie na swój sposób/ 

-Czy ktoś mnie pokocha i przyjdzie na impreze?
Noooo.. Amiś nie ma co robić xD Wysyła wam, więc drugą powaloną postać. Ktoś chętny na wątek albo coś? :3 KP na pewno będzie ulegać zmianom i przepraszam za wszelkie błędy ;)

niedziela, 17 maja 2015

Takie cóś na początek

Nie da się od tego uciec. Chciałabym przestać czuć tę siłę. Przyciąga, podnieca... chcesz więcej ale wiesz że nie możesz. To pułapka. Bez wyjścia. Dlaczego się na to zdecydowałam? Byłam na tyle głupia by to zacząć. Nie mogę wyjść. Moje serce bije jak oszalałe. Jakby mi zaraz miało rozsadzić klatkę piersiową i skocznie odlecieć. Patrzę, ale przed oczami mam mgłę. Czarne postaci przesuwają się powoli. Nagle czyjś cień przesłania całkowicie widok a moje ciało delikatnie się unosi. Lecę? Niemożliwe. Nie, czuję go, czuję jego serce. Bo wiem że to on, Will. Ale to nie był dobry ruch. Czuję energię przenikającą jego ciało. Próbuję się wyrwać. Kopię i biję na oślep rękami ale nie puszcza. Chyba krzyczę bo słyszę bardzo piskliwy dźwięk jakby za jakimś murem. Wreszcie siły mnie opuszczają. Już się nie wyrywam ale dotyk jego skóry przenika mnie elektrycznością. Nie chcę tego. Nie wiem czy długo wytrzymam więc zaciskam mocno oczy i wpijam zęby w dolną wargę by odwrócić myśli od pokusy. Po chwili, która dla mnie trwała wieki, opadam delikatnie na coś miękkiego. Jego dotyk znika. Boję się otworzyć oczy. Po prawej słyszę głosy więc przechylam się w drugą stronę.
-Co jej jest?- słyszę głos pielęgniarki.
-Lekcja... magia cienia... -słyszę szept Willa. Dlaczego szepcze? Przecież wiem co się stało.
W tej chwili słyszę szybkie stukanie obcasów i do gabinetu wchodzi dyrektorka. Zaczyna się kolejne szeptanie ale ja nie chcę tego słyszeć. Mocniej zaciskam powieki i zatykam uszy. Trzy osoby. Tak blisko... za blisko. Chcę już być w domu. W moim pokoju. Niech już przestaną szeptać! Chyba oszaleję!
Nagle czuję że ktoś się zbliża. Bardzo powoli pochyla się nade mną. Wiem że to dyrektorka. Ma dużą moc. Odsłaniam jedno ucho by słyszeć co mówi.
-Alisa?- szepcze cicho po czym odchrząkuje i mówi już normalnym głosem- wiesz że to co zrobiłaś łamie kodeks naszej szkoły? Mogłabym cię za to wydalić albo co najmniej zawiesić.
-Serio?!- myślę, a w rzeczywistości się nie odzywam. To chyba teraz mój najmniejszy problem.
-Ale nie zrobię tego- mówi po czym pochyla się jeszcze bliżej i szepcze mi do ucha- bo widziałam czego dokonałaś...
Odsuwa się szybko i odwraca do Willa.
-Zabierz ją na patio na dachu. Te zamknięte- mówi i rzuca mu klucz- ma zostać sama. I niech nie wraca do domu dopóki się nie uspokoi.
Dyrektorka wychodzi bezszelestnie z gabinetu. Otwieram powoli oczy i widzę przed sobą białą ścianę. Biorę łapczywie oddech. Czyżbym przez cały ten czas go wstrzymywała?
-Już lepiej?- pyta z troską Will i staje w nogach łóżka. Nie chcę by był tak blisko. Podciągam nogi pod szyję i kiwam delikatnie głową.
-Masz, to cię uspokoi- pielęgniarka podaje jakąś tabletkę i plastikowy kubek z wodą. Nie chcę żadnych leków, jeszcze nie zwariowałam. Przymykam oczy i wpijam paznokcie w łydki.
-Ech, to może weź ją na ten dach. Świerze powietrze dobrze jej zrobi.
-Dasz radę iść czy cię ponieść?- pyta Will.
-Dam radę- mówię i na dowód tego siadam na łóżku. Nadal nie czuję się zbyt dobrze, ale nie chcę by mnie dotykał.
Wstaję i wychodzę szybko z gabinetu. Niedługo zacznie się przerwa. Nie chcę ryzykować spotkaniem z tyloma ludźmi. Docieramy na najwyższą wieżę szkoły, a Will otwiera stare, drewniane drzwi prowadzące na dach. Skrzypią przeraźliwie. Chyba dawno nie były otwierane. Wiatr uderza mnie w twarz i rozwiewa włosy. Biorę głęboki oddech i rozrzucam ręce na boki niczym ptak szykujący się do lotu. Dach wieży jest mały. Ogrodzony dookoła murkiem i balustradą z cienkiego drutu. Otwieram lekko oczy by spojrzeć na rozciągający się przede mną widok. Z lewej ściana ciemnego lasu odgradza miasto od świata. Przede mną i po prawej rozciąga się miasto. Jest bardzo duże lecz w oddali widzę kolejną kurtynę lasu. Pod nami rozciągają się zatłoczone ulice lecz nie słychać żadnych odgłosów ulicznej wrzawy. Dopiero teraz widzę jak wysoko jesteśmy i jak gigantyczna jest ta szkoła. Do tego długie wejście i gruby mur sprawia że teren szkoły mógłby być uważany za odrębne miasto. No a przynajmniej wieś. Biorę kolejny głęboki oddech i opuszczam ręce.
-Niesamowity widok co?- mówi Will próbując przekrzyczeć wiatr.
Odwracam się do niego, a włosy przysłaniają mi twarz. Mimo to widzę troskę w jego oczach i... niepewność.
-Już lepiej?
Uśmiecham się delikatnie i to go ośmiela. Podchodzi powoli do mnie, oboje opieramy się o barierkę i patrzymy przed siebie. Już rzeczywiście jest lepiej. Po cieniach nie ma śladu ale boję się wyjść do ludzi.
Will zerka na mnie niespokojnie. Nasze oczy się spotykają i widzę jak wiele ma w nich pytań. Tylko że nie na wszystkie umiałabym odpowiedzieć. Sama nie wiem dokładnie co tu się wydarzyło. Ani dlaczego. Ani jak to zwalczyć.
-No nie patrz tak na mnie- mówię z irytacją w głosie.
-Powiesz mi co to było?
Odwracam wzrok i powoli kręcę głową.
-Sama nie wiem.
-Nie musisz mówić jeśli nie chcesz- mówi Will i uśmiecha się pocieszająco. Odwzajemniam uśmiech i spuszczam wzrok.
Nie mam pojęcia co to było. A najgorsze jest to że nie mogę nikomu powiedzieć. Wstydzę się sama przed sobą. Spoglądam na Willa. W jego ciepłe oczy koloru oceanu i jasną twarz. Przez chwilę czuję że może powiedzenie mu nie jest złym pomysłem ale powściągam tę chęć. Nie mogę, po prostu nie mogę. Nie wiem czy by zrozumiał a tym bardziej czy nie patrzałby na mnie jak na potwora za którego ja się uważam. To się zaczęło niedawno. Ale kiedy? Nie pamiętam. Koszmary senne, na jawie kłopoty z mocą i wreszcie księga którą "ukradłam" z biblioteki. To ona jest tu kluczem choć zaczęło się to wszystko od koszmarów. A co gdybym nigdy się nie dowiedziała że jestem czarodziejką? Może mogłabym teraz normalnie żyć? Może nie byłoby tego wszystkiego.
Czuję że po policzku płynie mi wolniutko jedna samotna łza. Will bierze mnie delikatnie za rękę i zamyka moją dłoń w swojej ciepłej dłoni, a palcami drugiej ściera łzę z mojego policzka. Ale TO znowu się dzieje. Czuję że jeśli stamtąd nie ucieknę stanie się coś złego. Wyrywam się i odskakuję do tyłu, do przeciwległego krańca wieży. Potykam się i ląduję boleśnie na podłodze skąd tyłem wycofuję się pod murek. Oplatam rękami kolana, chowam w nich głowę i mocno zaciskam powieki. Wdech wydech, wdech i wydech- powtarzam sobie ale moje płuca nie bardzo chcą słuchać tej mantry- Nic nie czujesz. Spokój. Wdech i wydech.
-Przepraszam- słyszę gdzieś w oddali głos Willa.
Wdech i wydech.
-Na prawdę nie chciałem.
Wdech i wydech.
-Przepraszam.
Po jakichś 800 wdechach i wydechach wszystko uspokaja się na tyle, że podnoszę głowę i rozprostowuję obolałe ręce. Spoglądam na Willa siedzącego naprzeciwko w podobnej pozycji.
-Przepraszam- mówi cicho- wszystko już w porządku?
Kiwam głową i siadam po turecku. Will robi to samo. Siedzimy w ciszy, która z chwili na chwilę staje się coraz bardziej ciężka.
-Wiesz masz niesamowitą energię... i dużą moc- słyszę swój głos. Stop! Przecież nie chciałam tego powiedzieć!
-Co?
-Noo...
-Skąd wiesz?
-Czuję.
-I to cię tak przeraża?
-Nie, nie to.
-No to co? Co się stało tam na dole? Chcę ci pomóc ale nie wiem jak.
-Jeśli chcesz mi pomóc to się nie wtrącaj- ucinam stanowczo poirytowanym głosem- a teraz wybacz ale chyba miałam tu być sama?
-Jak wolisz- mówi Will, powoli wstaje, otrzepuje dżinsy i rusza do drzwi- ale pamiętaj że zawsze będę obok- mówi ze smutkiem w oczach i wychodzi.
-Masz czego chciałaś- myślę i wściekła na siebie, tę moją głupią "przypadłość", Willa czy cały świat sięgam po kamyk leżący obok i ciskam go w powietrze. Leci szybko ruchem półkolistym obracając się przy tym aż ląduje w małym stawku a raczej dużej kałuży przy ogrodzeniu.
                                                                           ***
Notka z rzędu tych, w których nie wiadomo o co chodzi. Wyjaśni się w kolejnej notce, która będzie o ile wena dopisze.