Pogadaj z nami :D

sobota, 26 lipca 2014

Ogłoszenia

Witam wszystkich czytelników - tak, owszem wiem, że to czytasz ;D Jak widzicie mamy nowy szablon na blogu. Nie wiem jak wam, ale mi osobiście się podoba ;3 Tak więc bardzo Ci za niego dziękuję Kasene Blade/Mato no i zostajesz odpowiedzialną za grafikę bloga ;) .
Dla porównania macie tu screen wyglądu starego szablonu, który gościł u nas już ponad rok.




P.S. Chcecie jakąś szkolną wycieczkę lub coś w tym rodzaju, jako wspólną przygodę?

piątek, 25 lipca 2014

Powrót do przeszłości cz.1

 Przeciągnąłem się leniwie, instynktownie poszukując dłonią po omacku telefonu, który miał spoczywać na łóżku. Gdy poczułem pod opuszkami palców lekko chropowatą fakturę, otwarłem jedną powiekę, spoglądając na godzinę. Dochodziła dziewiąta. Czyli oznaczało to, że mogę jeszcze spać. W sumie i tak była sobota, więc nie musiałem spinać się, że zaśpię do szkoły. Po całej nocy spędzonej w kinie czuję się... no, nie czuję się. Jestem po prostu zmęczony.

Przeskakiwałem z nogi na nogę, kręcąc się wokół zamkniętych drzwi do pokoju Naokiego. Nie byłem pewien, czy nadszarpywać swoje zdrowie fizyczne i zrobić klasyczne „z buta wjeżdżam”. Tylko i wyłącznie, dlatego by poinformować mu o moim wyczynie kulinarnym, którego niedane będzie mu spróbować. Z faktu, ze można tylko przy nim zanucić „I see fire..”
- A ty jak sądzisz?- podrapałem węża, który ślizgał mi się pod nogami, unikając mojego chaotycznego tańca ofiarnego, którego odprawiałem na korytarzu. Wieszczadło zasyczało zadowolone pieszczotami. Wziąłem go na ręce i pozwoliłem by owinął się wokół szyi.
Po chwili zdecydowałem. Wypuściłem powietrze z ust i z rozmachem nacisnąłem na klamkę wpadając do pokoju. Brunet z wrażenia rzucił się niczym rybka na łóżku i z rozmachem sturlał się na ziemie. Zerwał się z gleby, otaksują mnie wzrokiem mordercy małych zwierzątek. Spiął się, mieląc przekleństwo w ustach i już zamierzał uraczyć mnie całą gamą bluzg i kar śmierci, jakie by na mnie zastosował, gdy nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Kogo niesie o tej porze?- zamruczałem pod nosem, drapiąc się po głowie.- Pójdę sprawdzić.- ulotniłem się z obszaru rażenia i podreptałem nieśpiesznym krokiem w stronę drzwi. Uchyliłem je, a w tedy wymalował mi się na ustach szeroki uśmiech.- Dzień Dobry. Co panią do nas sprowadza o tej porze?
- Dzień dobry.- w drzwiach stała droga dyrcia ze szkoły. Odpowiedziała mi uśmiechem.- Proszę poznaj moją siostrzenice Anneliese. Jest mama w domu?- nim zdążyłem odburknąć, że nie ma i nigdy nie będzie, ta zdążyła się wpakować do mieszkania.
- Nie, nie ma. W pracy jest.- odpowiedziałem.
 Wtedy przeszedł mnie jakiś dreszcz. Zerknąłem na siostrzenice Kobry, którego imienia nie potrafię powtórzyć, bo język sobie połamię. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się do niej i chciałem się kulturalnie przywitać, jednak ta pognała za swoją ciotką, która w takim krótkim czasie zdążyła się rozgościć w salonie.
- Gdzie jest Naoki? Możesz go zawołać? Mam do was prośbę.
- Tak. Zaraz zawołam.- odparłem, zaciekawiony, co ona zaś może chcieć od nas.- Proszę poczekać chwile, bo jeszcze śpi.   

Do moich uszu doszły strzępki przyciszonej rozmowy, dochodzącej z dołu. Zmrużyłem delikatnie oczy, poznając głos Kasene. Ten drugi brzmiał dość znajomo, jakby... Jadowita kobra wpakowała się naszego mieszkania z zamiarem nie wiadomo, jakim.
- Cholera by to - przekląłem pod nosem, szybko nakładając na siebie wczorajszą, czarną bluzę z napisem "zapracowany", a na nogi wciągając szare dresy. Przeczesałem palcami krucze włosy, po czym szybko zbiegłam na dół.
- Dzień dobry, co panią sprowadza do na... - zamilkłem w pół zdania, widząc koło nóg Kobrzycy jakiegoś małego emo stwora. Dziewczynka w wieku mniej więcej klasy drugiej podstawówki szczerzyła się do mnie jakby ósmy cud świata zobaczyła. Na moje oko nie wyglądała normalnie, a wręcz podejrzanie. Posłałem bratu porozumiewawcze spojrzenie, po czym odchrząknąłem znacząco, znów przenosząc wzrok na dyrkę.
W tym czasie to małe coś zdążyło przykleić się do mojej nogi, wbijając pazury w skórę.
- Ale ty mas ocyskaaaa...

 Przygryzłem wargę, ledwo powstrzymując się przed wybuchnięciem opętańczym rechotem wrednej małpy. Chłopak widząc to posłał mi złowrogie spojrzenie typu „Weź to ode mnie, bo rozdeptam”.
- O!- dyrka klasnęła w dłonie, rozczulając się na tym teatrzykiem.- Mam do was prośbę. Siostra zwaliła mi ją na głowę, właśnie wtedy, gdy musiałam coś ważnego załatwić. Wiecie, siostra. Nie mogłam jej odmówić. I tym sposobem nie mam jej, z kim zostawić. Możecie się nią zająć? Nie długo. Zaledwie pół godziny. Załatwię szybko sprawunki i od razu przyjeżdżam.- zarzekła się, posyłając nam maślane spojrzenie.
- Proszee…- miałem już grzecznie odmówić. Wyjaśnić, że my raczej na niańki się nie nadajemy, jednak przerwała mi w pół zdania.
- Proszę Naoki, Kasene! Popatrzcie, jak was już polubiła.- ruchem głowy wskazała na młodą gniewną, która wpatrywała się w Nekusia, niczym w wymarzonego Kena z wystawy, kurczowo trzymając się jego nogawki. Próbował się wyswobodzić z ucisku, jednak coś marnie mu szło.
 Nie wiedząc, co odpowiedzieć dyrektorce, posłałem bratu pytające spojrzenie.

Westchnąłem ciężko, po chwili cudem chyba wyswobadzając się z objęć młodej gniewnej, która co chwilę chichrała się pod nosem jakby naćpała żelków.
- Zgoda, zajmiemy się małą... Ale tylko przez te pół godziny - zarzekłem, spoglądając w stronę dyrektorki. Nie miałem wyjścia z tej sytuacji, czując na sobie spojrzenia aż trzech par oczu.

- Dziękuje wam!- dyrektorka z radochy omal nie kicnęła.- No Anneliese, bądź grzeczna i nie sprawiał chłopakom kłopotu. Ciocia wróci za niedługo.- pogładziła dziewczynkę po włosach na pożegnanie, szczerząc się jak pedofil.
- Jeszcze raz wam dziękuje.- sprawiliśmy chyba kobiecie wielką przysługę, bo z rozmachem słodziła nam na lewo i prawo. Z stukotem obcasów, który zapowiadał okropne rysy na panelach skierowała się do wyjścia. Które dodatkowo dopiero wczoraj czyściłem. Skrzywiłem się wewnętrznie, jednak odprowadziłem ją z szerokim uśmiechem na ustach.
- Nie ma, za co.- odparłem.- Do zobaczenia.
Westchnąłem głęboko, gdy opuściła mieszkanie. Wróciłem z powrotem do gniewnej i Naokiego. Dziewcze na widok mojego brata wydawała zduszone westchnienia, spoglądając na niego pełnym rozmarzenia spojrzeniem.
- Masz branie, kocie.- zarechotałem chochlikowato, na co brunet przewrócił wymownie oczami.
- No, tak.. Anelka.. Nie, Amelka… a może..- zacząłem koślawo, polegając na starcie, nie mogąc przypomnieć jej imienia.
- Anneliese.- pomogła mi, odrywając na chwile wzrok od swojego ulubieńca.
- Yyy… wątpię. Będziesz Anka. Jestem Kasene, a to Naoki.- przedstawiłem nas, nachylając się do jej poziomu, by móc spojrzeć jej w oczy.

 - Anka? Ej, ja mam imię! Jestem Anneliese! Mam ci przeliterować A-n-n-e-l-i-e-s-e! - prychnęła pod noskiem, krzyżując ręce na klacie i starając się wyglądać jak prawdziwy facet. Westchnąłem ciężko, przejeżdżając sobie łapą po twarzy i jeszcze bardziej czochrając włosy. Dlaczego akurat nas skarano tym posłańcem z piekieł. Dosłownie. Dziewczynka miała długie, prawie, że do pasa granatowe włoski, oraz czarne jak smoła oczy. Może i na zewnątrz wyglądała słodko, jednak często pozory mogą zmylić człowieka. W jej przypadku moje obawy były prawidłowe.
- Nie denerwuj się, maaa... Anneliese - poprawiłem się szybko, nie chcąc, aby i na mnie spadł gniew tego pomiota. Posłałem Kasene znaczące spojrzenie, które mówiło jedno... "do wora i do jeziora"

- Spokojnie. Przepraszam.- uniosłem dłonie do góry, w geście „Ja niewinny!”- No to, w co masz ochotę się pobawić?- zapytałem. Nie potrawie się zajmować dziećmi, nie wiem, co powinienem z nimi robić, nie wiem jak to działa i jak to się wyłącza. Nie lubię dzieci. Za długo się gotują. – Może grzecznie pooglądasz telewizję?
- Nie.
- Yy… To może porysujesz coś?
- Nie.
- No to, co chcesz robić?- zgłupiałem, zbaraniałem. Najchętniej to bym herbatką z proszkami nasennymi potraktował, ale mamy niewiele czasu.
- Oglądałam niedawno taki film..- zaczęła, krążąc po salonie, przyglądając się prawie pustym szafkom.- Gdzie tacy panowie, przywołali takiego potężnego złego pana z podziemi.
 Właśnie wtedy, ta chodząca czarna kupka nieszczęścia wyłoniła się za drzwi. Dziewczyna zapiszczała na widok kociaka, z wrażenia wymachując łapami. – I potrzebny był im właśnie kot!- Kuro widząc, co się święci, nastroszył się i z fukiem zwiał do dalszych pokoi, a ona za nim.

- Ej, smrodzie! - krzyknąłem, biegnąc za gniewną do drugiego pokoju. Źli panowie przywoływali złego pana z podziemi. Zaraz nie będziesz musiał nawet przywoływać "złego pana", bo on znajduje się w tym domu i ma na imię Naoki. Gdzie są jej rodzice do cholery? Jeśli zje mi kota, nie będę fatygował się, że to siostrzenica dyrki.

Pobiegłem za nimi do pokoju. Biedakowi nie udało się uciec przed nią. Trzymała go teraz w zabójczym uścisku, a kociak mógł zaledwie szarpać się i wbijać pazury w jej ręce. A ona i tak sobie nic z tego nie robiła.
- Ci panowie, to jeszcze zrobili taki czerwoną gwiazdkę na ziemi. To na pewno był ketchup! Macie ketchup, prawda?- nieczyste kwiknęło radośnie, wypuszczając gwałtownie kota z ucisku i pobiegła w stronę kuchni.
- Co ty robisz?- zawołałem słabo, mierzwiąc sobie z wrażenia włosy. Anka, czy jak ją tam matka pokarała, zdążyła wyczaić, gdzie mamy ketchup. Uradowana machnęła nim, pokazując mi, że udało jej się go odnaleźć. Doskoczyła do stołu, na którym piętrzyły się stosy książek i pobazgranych kartek i bezceremonialnie wszystko zepchnęła na podłogę.
 Kwiknąłem żałośnie doskakując do papierów, które fruwały wszędzie, olewając już dziewczynę, której chyba stół się nie spodobał, bo coś zamruczała pod nosem i poszła dalej.- Co ty cholera robisz?- ponowiłem pytanie, jednak tym razem warcząc jak pies ze wścieklizną.
- Ups… To chyba tak nie wyglądało.- oznajmiła słodko, wskazując dłonią na płytki. Gdy ja byłem zajęty zbieraniem książek, ta zdążyła poprowadzić po podłodze czerwony szlak, który idąc dedukcja, najpewniej miałby wyglądać jak gwiazda Dawida, ale coś jej nie poszło po myśli i wyglądało, jak.. znaczy nie wyglądało! Przejechałem sobie po twarzy wyrywając z rozpaczy włosy.- Nie ketchup, tylko nie ketchup! Wiesz ile to kosztuje?!

W tym samym czasie, gdy w kuchni trwała totalna ekspedycja wojenna, ja ze spokojnym wyrazem twarzy przeszukiwałem wszystkie podejrzane szafki w domu. Począwszy od mojego pokoju, a skończywszy nawet na rupieciarni Kasa.
- Aha! - zakrzyknąłem triumfalnie, znajdując wreszcie upragnioną rzecz. Uśmiechnąłem się do siebie niczym Belzebub podczas wypatrywania ofiar i znów poszurałem w stronę kuchni.
Gdy młoda gniewna chciała zabrać się za widocznie patroszenie Kuro, ja zrobiłem tajny, magiczny myk o naciągnąłem jej na łeb czarny worek. Anneliese zapiszczała głośno, wierzgając i kopiąc. Mi natomiast jej próby bezskutecznego uwolnienia się wisiały i powiewały na wietrze.
- Idziesz ze mną, czy mam to zrobić sam? - spytałem nadnaturalnie spokojnie i uniosłem ku górze worek z tym czymś w środku.

 Miałem rzucić już, by poczekał, bo po popcorn skocze, ale niestety zreflektowałem się, że uczenie tego potwora, jak się pływa związanym i uwięziony w worku to nie najlepszy pomysł.- Puść ją, bo jak dyrcia się dowie, że uskutecznialiśmy mord na tym dziecku to się cackać z nami nie będzie.

Westchnąłem zażenowany, po czym niechętnie upuściłem potwora, który wylądował na ziemi. Z czarnego worka wygrzebało się to coś. Duże, opętańcze oczy przeleciały szybko pod nas, oceniając sytuację. Włosy miała rozwichrzone na wszystkie cztery strony i naelektryzowane, jakby pomiział ją prąd.
- Awwww, chciałeś mnie porwać, żebyśmy zostali tylko sami we dwoje, jakie to romantyczne! - zapiszczała i znowu przyczepiła się do mojej nogi.

 Będąc światkiem tej prawdziwej „luuv story”, nie byłem wstanie już powstrzymywać śmiechu. Palnąłem tak opętańczym rechotem, że aż Nekuś wzdrygnął się, spoglądając na mnie niepewnie. Posłał mi mordercze spojrzenie, zezując na worek miotający się pod nogami, chcąc przekazać, że zaraz to mnie drastycznie nauczy pływać.
Otarłem łzę z oka, próbując nie chichrać się, jak idiota z problemem. Pozostał problem, co teraz z nią zrobimy? W sumie gniewna, to by bez problemu miętosiła nogawkę Naokiego przez cały dzień, ale wątpię, żeby chłopak to zniósł. Już teraz chamrał się z nią w jakimś tańcu, rzucając różne bluzgi pod jej imieniem.
 Właśnie wtedy przypomniałem sobie o rozklekotanym telewizorze w salonie. Idealnym przyjacielem każdej niańki. Włączyłem go i od razu dziewczyna załapała omamiający muzyczkę z bajeczki.
- Król Lew!- pisnęła, spoglądając na Naokiego maślanymi oczami.- Obejrzysz ze mną? Prooosze…

Czy ja wyglądał na Mufasę? Nie bawię się z Timonem i Pumbą, ale nie rozwiązuje problemów rodzinnych z Zirą w kolejnym odcinku Trudnych Spraw. Czemu ta młoda uwzięła się akurat na mnie, a nie na Kasene. Przecież brat nie ma podłego oblicza, ani nie jest mordercą.
- Z tobą? - starałem się, aby mój głos brzmiał spokojnie. - Ależ sądzę, że Kasene chciałby bardzo obejrzeć Króla Lwa...
- Nie chcę z nim oglądać - burknęła obrażona i skrzyżowała ręce przed sobą. - Ja chcę pobawić się w księżniczkę! Chcę mieć księcia, gdzie ratuje mnie przed złym smokiem! JA CHCĘ, JA CHCĘ!
Miałem już warknąć, że jeśli się nie zamknie, zaraz będzie mieć smoka za darmo możliwe, że nawet bez księcia. Powstrzymałem się jednak w ostatniej chwili i wydałem z siebie żałosne westchnięcie.
- Okej, mała. Zaczekaj tu - powiedziałem, po czym wdrapałem się na górę po schodach. Dobrze, że nadal wiem, gdzie jest peleryna, w którą byłem odziany w czasie balu.
Łapiąc szybko czarną pelerynę zarzuciłem ją sobie na ramiona, nie trudząc się z poprawianiem kołnierzyka. Stwierdzając, że wyglądam jak "prawdziwy książę" z bajek Disney'a, z powrotem zbiegłem na dół. W ostatniej chwili zdążyłem jeszcze wyczarować z niebieskiego ognia zionącego smoka, który znalazł się w salonie.

 Z wrażenia odskoczyłem, gdy niebieski ogień musnął mnie po karku, jak Naoki zmaterializował obok mnie gadzisko ociekające błękitnym płomieniem. Odskoczyłem od tego, chaotycznie wymachując rękami.- Nie spal salonu!
 Warknąłem, jednak moje pretensje zostały zagłuszone przez pisk rozdzieranego ze skóry kota, którego ktoś dla pewności przejechał kosiarką. Piekielne dziecko na widok swojego „księcia z bajki”. Zapiszczała w ekstazie wymachując chaotycznie dłońmi we wszystkie strony.  

- Jakbym miał spalić dom, to zrobiłbym to już dawno - mruknąłem do Kasene stojącego z boku, po czym niczym prawdziwy super hero rzuciłem się do walki z poczwarą, czyniąc dziwny i niebezpieczny parkour, gdy gad zaczął żyć własnym życiem.
- Uratuj mnie, mój książę! - zapiszczała małolata, klaszcząc wesoło w rączki. - Ja chcę zostać twoją księżniczką, pokonaj smoka!

 Niedowierzając przejechałem sobie po twarzy mierzwiąc dłonią. Teatrzyk wykonywany przez Naokiego, który niczym ociężała baletnica unikał ciosów wyczarowanego smoka, wyglądał prze komicznie. Dziewczyna piszczała, klaskała dopingując swojego „księcia”.
 Oglądając to z bananem na twarzy, wpadłem na pewien pomysł. Zostawiłem ich samych, a sam podreptałem na górę do mojej jaskini.
- Gdzie ja to wsadziłem?- podrapałem się po głowie, rozglądając się po pokoju, w który lekko mówiąc panował artystyczny nieład. Zdjąłem delikatnie węża z szyi i położyłem go na zeschłym konarze, jakiegoś drzewka, który kiedyś jeszcze cieszył oko. Do puki pamiętałem by go podlewać.
Podszedłem do łóżka i wyciągnąłem spod niego karton.- Bingo!- uśmiechnąłem się sam do siebie, wygrzebując spod kupy materiału srebrną tiarę, na której iskrzyły się szkarłatne diamenciki.
 Zbiegłem na dół, gdzie nadal trwał pojedynek z ognistym stworem. Podkradłem się do dziewczyny, która utknęła w jakimś transie, ze nawet nie zauważyła.- Księżniczka potrzebuje korony.- powiedziałem słodko, nakładając ozdobę na jej głowę.
 Anneliese na początku spojrzała na mnie niepewnie dopiero, gdy dłońmi odgadła kształt rozcapierzyła z wrażenia paszcze, wzdychając z zachwytu.

- Jest śliczna! - zawołała zachwycona, oglądając tiarę. Jej buźka wykrzywiła się w szerokim uśmiechu, ukazując szereg białych zębów. Po chwili jednak ku mojemu zdziwieniu rzuciła się Kasene na szyję, mocno przytulając.
- Dziękuję! - zapodała słodko, szybko go puszczając i zaczynając biegać po domu z nowo nabytym "prezentem". Ja sama nie mogą wytrzymać padłem na kanapę, dusząc się własnym rechotem. Myślałem, że ta mała gdyby mogła udusiłaby Kasa, bądź zabiła wzrokiem. A tu niespodzianka.

- Proszę bardzo.- odparłem, opierając się o framugę drzwi. Uśmiechając się pod nosem widząc, jaką jej sprawiłem przyjemność.- Jak będziesz grzeczna to w gratisie dorzucę kiece z falbanami. A ty księciulku zabiłeś już maszkarę?- zapytałem złośliwie, gromiąc wzrokiem uchachanego Naokiego.

Nadal podśmiechując pod nosem, pstryknąłem palcami. W mig niebieskie stworzenie piekielne zniknęło i nie został po nim nawet ani jeden ślad.
- Ależ oczywiście, giermku - odparłem równie złośliwie, mrużąc lekko oczy i nadal wygodnie rozkładając się na kanapie.

  Na twarzy wypełzł mi jakiś nie mamry grymas. Miałem już uraczyć braciszka, jakąś inteligentną ripostą, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.- Mam nadzieje, że to dyrcia.- mruknąłem pod nosem ruszając w stronę drzwi, omijając rozradowane dziecko, które latało po całym domu, jakby ktoś nafaszerował ją jakimiś napojami wyskokowymi. Otwarłem drzwi i wewnętrznie odetchnąłem z ulgą. W drzwiach stała Kobra.
- Mam nadzieje, że Anneliese nie sprawiała kłopotów.- uśmiechnęła się promienie, zapuszczając żurawia do środka. Wtedy na korytarzu pojawiła się mała.
- Popatrz, co dostałam!- podleciała do ciotki, wymachując jej przed nosem tiarą. Dyrcia pogładziła dziewczynę po włosach, zezując na mnie. Niech się pani nie pyta skąd ja to mam!
- Dziękuje wam za zajęcie się nią. Pożegnaj się z chłopakami i idziemy.- smark pomachał mi na odchodne, a Nekusiowi posłała niewinne oczko, aż się ten wzdrygnął.
- W końcu poleźli.- westchnął po chwili.- A tobie, co? Tęsknisz za małą?- sarknął widząc moją niemrawą minę.
- Nie.- skrzywiłem się.- Zajumała mi koronę.

- Oj, nie martw się, braciszku. Kupię ci nową - mruknąłem zaczepnie i podniosłem swe zwłoki z kanapy. - Tym razem jednak złotą, z plastikowymi diamencikami. A ten smark niech się cieszy, przynajmniej mamy ją z głowy - westchnąłem, przypominając sobie ostatni gest, który posłała w moją stronę. Z wrażenia aż poczułem, jak po kręgosłupie przebiega mi nieprzyjemny dreszcz.

- Ej, dlaczego z plastikowymi?- żachnąłem, gdy nagle dzwonek znowu zmolestował moje uszy.- Do cholery, jeśli znowu będzie chciała ją nam wepchnąć, to przywalę jej drzwiami.- fuknąłem, z furią powracając do drzwi. Jak nic wydeptam ścieżkę.
 Otworzyłem drzwi, no i mnie sparaliżowało. Wlepiałem się w gościa, z rozcapierzoną paszczą, zapominając jak się oddycha. Resztką woli udało mi się wypowiedzieć tylko żałosne.- Tatusiu?


Naoki & Kasene




Naoki: A teraz 1 komentarz = jeden krok bliżej do poznania tajemnicy, dlaczego nasz ojciec zechciał wstąpić w nasze progi. A tak w ogóle, kto chciałby zatrudnić mnie, jako opiekę do dzieci?



piątek, 11 lipca 2014

Wykorzystywanie brata i psikusy czyli ja nie jestem rozpieszczona !

Spałam sobie spokojnie w mięciutkim łóżeczku kiedy przez drzwi ( no chyba nie ścianę ) wszedł Kiku bezczelnie budząc mnie z tak miłego snu :
- A miałam taki piękny sen ! Marchewki mnie goniły ! - powiedziałam głośnym tonem do mojego starszego brata
- Przepraszam - powiedział z poczuciem winy - zapomniałem ,że tylko mnie się nic nie śni
- Po co mnie obudziłeś ? - zapytałam zaspana
- Nie chciałem cię budzić ja po prostu myślałem ,że jak się tu po cichu wemknę to się nie obudzisz - oznajmił mi cicho i wyjął z torby którą miał przy sobie moje ubrania - proszę wyprasowałem ci je
- Dziękuję - podziękowałam za ubrania które mi przyniósł - A teraz WON ! Chcę się przebrać !
- Dobrze siostrzyczko - uśmiechnął się miło i ruszył w stronę drzwi - poczekam na ciebie na śniadaniu.
Kiku wyszedł z mojego pokoju a ja mogłam wreszcie się ubrać. Kiedy byłam gotowa zeszłam do kuchni w nowej niebieskiej, przewiewnej sukience z falbankami, czerwonych butach na małym obcasie i z czerwonymi kokardami we włosach
- Jestem ! - krzyknęłam do brata który był zajęty robieniem mi śniadania. Dlaczego on tak głupio wygląda w różowym fartuszku ?
- Cześć Mami ! Co chcesz na śniadanie ? - zadał pytanie smażąc jajka sadzone, boczek i kiełbasa
- Zrób mi gofry - rozkazałam braciszkowi
- Ale ja tak średnio umiem robić gofry... Nie wolisz naleśniki? - zaproponował mi coś czego nie miałam zamiaru dzisiaj jeść
- Nie ! - oburzyłam się - Chcę gofry ! Z syropem klonowym ! - ja wcale nie jestem rozwydrzona. To mój brat jest niemota !
- Ale syropu klonowego nie mamy... Gdy ostatnio zabrakło czekolady to wypiłaś go jak sok pomarańczowy... - odpowiedział mi nieco nerwowo. I ten strach w jego oczach! (A różowy fartuszek tylko podkreśla jego niewinność)
- To twoja wina bo nie kupiłeś czekolady - odparłam lekko znudzona - więc idź do sklepu po syrop klonowy bo jestem głodna
- Ale Mami... No dobra idę - zdjął fartuch (nareszcie) i wybiegł do sklepu. Podczas gdy kupował ten nieszczęsny syrop byłam bardzo głodna więc zjadłam jajka z bekonem. Kilka minut później Kiku wrócił do domu z butelką syropu klonowego w ręce. - Mam syrop ! - oznajmił wyraźnie zadowolony z siebie
- Już go nie chcę ! Zjadłam jajka - powiedziałam wstając od stołu
- No to trudno... Spakuj się bo zaraz jedziemy do szkoły - uśmiechnął się wcale nie przejęty tym ,że poleciał do sklepu o 7.00
- A ty mnie nie spakujesz ? - zrobiłam wielkie oczy których nie mógł zignorować
- Ale Mami... Jestem zajęty... - chciał już odejść ale ja go zatrzymałam. Bo on nie odejdzie z tond do puki ten plecak nie zostanie spakowany!
- Proszę... - poprosiłam go przytulając się do niego
- No dobrze... Co mi szkodzi? - pogłaskał mnie po głowie
- Ej ! Nie tykaj włosów bo zacznę krzyczeć ! - zareagowałam na te " czułości "
- Dobrze tylko nie krzycz bo mama się obudzi i jak zobaczy ,że znowu gotowałem to mnie opierniczy... - zląkł się moimi groźbami (bo kto się nie boi własnej matki?)
- No to chodź to mojego pokoju - rozkazałam - pokaże ci co masz spakować - ruszyłam korytarzem prowadzącym do mojego pokoju a Kiku leciał za mną. Stanęłam przed drzwiami i je otworzyłam ( nie, nie zamykam drzwi na klucz w końcu kto by się ośmielił tam wejść ? Ta tęcza na ścianach ! )
- No to od czego zaczynamy? - zapytał mnie i podniósł plecak (pragnę podkreślić że mój plecak jest tęczowy!)
- " Zaczynamy " ? Ty zaczynasz ! A zacznij od książek - orzekłam
- No to daj te książki - czy to był rozkaz ?!
- Sam sobie weź. Leżą na biurku - Kiku wstał z ziemi i podszedł do biurka na którym leżała sterta książek
- Które mam wziąć? - zadał pytanie
- Obok leży plan lekcji - oznajmiłam - zobacz sobie bo jeszcze nie znam na pamięć
- Czy mogłabyś łaskawie pomóc mi je spakować? - spytał a ja popatrzyłam na niego jak na głupka
- A ja myślisz ?
-  Proszę jest już 7.23 i możemy się spóźnić - zamartwiał się niepotrzebnie
- Dobrze znaj moje dobre serce... - mruknęłam
- Serio ? - nie dowierzał a w jego głosie słychać było nutkę nadziei
- Nie - odpowiedziałam stanowczo i wstałam z fotela  - albo wiesz co ? Pomogę ci jak wygrasz ze mną w kamień, papier, nożyce !
- Dobrze skoro chcesz...- zgodził się na grę i wstał. On pokazał kamień a ja nożyce
- Nożyce tną kamień ! - krzyknęłam z uśmiechem
- Od kiedy nożyce tną kamień ? - zapytał tępo
- A jak niby powstaje żwir ? - zadałam pytanie retoryczne
-  Cóż żwir to najzwyczajniej w świecie pokruszona skała, więc może powstać na skute wietrzenia mrozowego ,korazji ,rozsadzania skały przez org żywe, żwir może też mieć pochodzenie wulkaniczne wtedy to raczej jest zaliczany bądź do tufów albo bomb wulkanicznych ale materiał skalny wyrzucany przez wulkan od biedy żwirem można nazwać. - wymądrzał się
- To było pytanie retoryczne - odrzekłam - ale pomogę ci bo mi się nudzi
- Jestem pod wrażeniem Mami - pomogłam mu spakować sama siebie ( oczywiście nie obeszło się bez tego, że np. walnęłam go w łeb atlasem ) i wyszliśmy z domu. Weszliśmy do taksówki i pojechaliśmy prosto do szkoły. Kiedy się zatrzymała zapłaciliśmy i wysiedliśmy przed złotą bramą przy której stali strażnicy . Szliśmy przez chwilkę i stanęliśmy przed masywnym budynkiem zwanym szkołą. Kiku podbiegł i je otworzył. Weszliśmy do środka ale zahaczyłam nogą o próg i wyrąbałam się na środku korytarza.
- Nic ci nie jest? - zapytał Kiku powstrzymując się od śmiechu
- Nie nic !-  Powiedziałam wstając z podłogi  otrzepując się
- Poszybowałaś, jak Tupolew... A oni i tak powiedzą, ze to był zamach. Nic ci nie jest? - ja jakaś zaraza z znikąd pojawił się jakiś czarnowłosy chłopak 
 - Dzień dobry - oznajmił mój brat - Ja jestem Kiku Honda a to moja młodsza siostrzyczka Mami
- A dobry, to jeszcze nie wiem. Za wcześnie by określić. Nazywam się Kasene Blade. Nowi?
- Tiak ! - powiedziałam radośnie uśmiechając się szeroko - nowi

- Wiedziałem! Każdy kot, za pierwszym razem tuli tu podłogę. Jeśli jesteście nowi, to chyba musicie iść do jamy tej Kobry, znaczy Dyrki, by mogła was wykorzystać se... Khem. Wyjaśnić co i jak.  - tłumaczył
- Kiku pójdzie, przecież od czego jest starszy brat
- Ja nigdzie nie idę...
- Proszę ... - znów zrobiłam wielkie oczy ( pełna profeska )
- Nie Siostruniu pójdziemy razem - uśmiechnął się miło
Zaczęłam drzeć się na całe gardło mając łzy w oczach

- Uspokój się Mami! Nie wolno krzyczeć w miejscach publicznych!  - brat zaczął truć
To pójdziesz ? - zapytałam
- Potem pójdziemy razem...
Przytuliłam mojego starszego brata - proszę...
- Nie... - odparł oschle
Wyciągnęłam z torebki pistolet i przyłożyłam sobie do głowy
- Kasene przyjacielu pomóż...

- C-co? Ja? A-ale... Noo.. Mogę tak pomóc, że pokarze wam, gdzie są drzwi do piekła i usłużnie wepchnę do środka. - zaśmiał się szyderczo
- Zlituj się siostro... to tylko Pani Magister Dyrektor - Kiku załamał ręce
- nie - odparłam
- Och proszę... Nie rób głupstw... A zwłaszcza przy nowym znajomym - wskazał na Kasene
- Nie... - powiedziałam troszku głośniej
- ty naprawdę chcesz się zabić bo ja nie mam ochoty iść sam do dyrektorki? Ta wizyta u psychiatry chyba była konieczna... - brat podszedł do mnie - Ty masz chyba naprawdę nie równo pod sufitem Znaczy nie myślę ,że jesteś dziwna... Tylko po prostu nie zabijaj się na korytarzu siostrzyczko
- Dlaczego ? - zapytałam jakby to było coś naprawdę naturalnego
- Przykładasz sobie pistolet do głowy... - popatrzył na mnie swoim poważnym wzrokiem
-I co z tego ?
- Mam dosyć Idziemy do dyrektorki... - powiedział wątle i poważnie patrząc na mnie tym "swoim" bezdennym wzrokiem
- Dobrze... - odpowiedziałam mu z wielkim grymasem na twarzy
- Pa! Życzę szczęścia na nowej drodze życia!
Poszliśmy do tej całej dyrektorki i siedzieliśmy tam z godzinę ! Bo Kiku wypełniał jakieś papiery... I po co mu tam byłam ?! Po godzinie wyszliśmy z tej czarnej " Jamy ".

- I po co ci tam byłam ? - zapytałam cicho
To co ? - było mi to obojętne - A tak w ogóle to... Przepraszam... - mruknęłam
- Mami? Jesteś taka urocza - znowu zaczął głaskać mnie po głowie jak jakieś domowe zwierzątko - Przeprosiny przyjęte...
- Mówiłam już nie tykaj ! - zaczęłam się odganiać od czułości tego oszołoma
- Dobrze nie będę tykać włosów ale chodź na lekcję - brat pospieszył ku klasie (znowu)
- A poczekasz na mnie po lekcjach ? - zapytałam robiąc wielkie oczy
- A... Ale S... Siostro... Ja mam dużo rzeczy na głowie... Nie mam czasu - próbował się wymigać
- Akurat... - spojrzałam na niego

- Dobra poczekam... - złamał się (wreszcie!) - Ale idziemy na lekcje bo jest już 8.27 a mamy j.polski
Dobrze ! - poszliśmy na lekcję.
Lekcja j. polskiego była taka nudna! Tak strasznie się ciągnęła. Modliłam się żeby to prawienie się skończyło. W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę
- Pierwszy dzień a ja już mam uwagę - śmiałam się
- Jak ta pani od j. polskiego Yukari Sanjou świetnie tłumaczy - Kiku zachwycał się lekcją (dalej nie rozumiem co on widzi w nauce?!) - - Czekaj jaką uwagę?!
- No... "Wyrzuciła koledze teczkę przez okno i powiedziała, że jak kocha to wróci " - powiedziałam śmiejąc się
 to pewnie "niechcący"... - uśmiechnął się lekko
- Tak ! To było bardzo niechcący braciszku - zaśmiałam się pod nosem
- Wiedziałem - wyjął kanapkę z plecaka i zaczął jeść - tu jest tak pięknie... Ale trzeba się zbierać! zaraz w-f

- Nie chcę mi się ! Nie lubię w-f - protestowałam
- Ja też nie lubię ale trzeba... - westchnął głęboko
- Dobrze ... - zawiesiłam się
- No to ja idę nie chcę się spóźnić - Kiku poszedł w stronę swojej klasy ,a ja w stronę swojej. Jak ja nie lubię w-f ! Trzeba się męczyć ! Fuj ! Po lekcji Kiku najwyraźniej mnie szukał bo szedł korytarzem rozglądając się na wszystkie strony. Pomachałam do niego
- M-Mami? - zasłonił się ręką i poszedł przed siebie (chyba chciał mnie uniknąć...)
Podeszłam wiec do niego ponieważ zachowywał się dosyć dziwnie
- co ty robisz ?!
- JA? nic... Po prostu ... spieszę się do... klasy! bo... Mam teraz biologie i... muszę pomóc w przygotowaniu lekcji? - wymyślał jakieś głupoty na poczekaniu
- Kiku... - zaśmiałam się - widzę, ze kłamiesz ! - powiedziałam już troszkę głośniej - o co chodzi ?
- Po prostu no... Ja mam 16 lat a ty 14 i znajomi z klasy... Jakby oni się trochę z tego śmieją... - odpowiedział niepewnie - Każdy by się śmiał z "przydupasa" 14 latki... więc nie mogę z tobą tak łazić wszędzie... To dla mojego bezpieczeństwa...
- Trzeba było powiedzieć od razu - odpowiedziałam łagodnie - który to się śmieję ?! - zatarłam ręce i zaśmiałam się przerażająco
- Żaden nie było tematu... - przeraził się (widzę ten strach w jego oczach!)
- Mów ! - podniosłam głos
- Nie... I odstaw mnie na ziemię bo... Jestem starszy masz mnie puścić!
Uśmiechnęłam się
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał cichym i łagodnym tonem
- A z niczego - dalej się uśmiechałam tylko trochę dziwnie
Jakbym miała jakiś chory plan
- To ja może pójdę... - odchodził małymi krokami

Szybko odeszłam zanim on to zrobił i poszłam do łazienki. Miałam ochotę zrobić mu kawal wiec ubrałam się na czarno, założyłam kominiarkę i wyciągnęłam pistolet którym wcześniej miałam zamiar się " zabić "
Wyskoczyłam przed Kiku krzycząc

- Poddaj się ! Tu Włoska Mafia !
- Co... - patrzył na mnie ze spóźniona reakcją po czym krzyknął - Włoska Mafia?! - Wycelowałam w niego pistoletem
- Zaraz zadzwonię na policje! - trzęsąc się wyjął telefon i próbował wystukać ten magiczny numer "997" . Zaczęłam się śmiać i ściągnęłam kominiarkę
- Ciągle nabierasz się jak dziecko ! - śmiałam się z brata - a to - podniosłam czarny pistolet do góry wycelowałam w ścianę pociągnęłam za spust a z broni wystrzeliła malutka żółta kuleczka - To zabawka dla małych dzieci... Ale bardzo realistyczna - wyjaśniłam
- Znowu mi to zrobiłaś... Czemu ty mi to robisz? - zarumienił się i zamknął się w męskiej toalecie ze wstydu - Tym razem to nie było śmieszne... Już się nigdy na to nie napiorę... - mamrotał do siebie 
- Przecież nikt tego nie widział braciszku ! - darłam się przez drzwi ale on tam siedział jak mysz pod miotłą i nie raczył się do mnie nie odezwać (pewnie analizuje sytuacje...)
- Kiku ! - krzyknęłam
- Co... - odpowiedział cicho a ja westchnęłam głęboko
- Przepraszam - powiedziałam cicho tak, żeby tylko brat usłyszał Kiku wyszedł z łazienki z tą swoją poważną miną. Poszedł do mnie i powiedział w prost
- Wiesz co... należało mi się bo ja cię wcześniej okłamałem i nikt się ze mnie nie śmiał... Ja po prostu nie mam ochoty łazić za tobą cały dzień bez przerwy
- Wiesz co... - zaczęłam spokojnie - Masz mi mówić o takich rzeczach od razu i w prost !!! - krzyczałam
- Ale popatrz na plusy tego zdarzenia... Wreszcie uwierzyłaś mi w jakieś kłamstwo... - dalej mówił z wielką powagą - a poza tym jesteś nie wychowana! 
- To ty mnie okłamałeś - oznajmiłam spokojnie 
- No przecież tak... - popatrzył na mnie jak na tępą 
- Co ? - nie zrozumiałam tego co chciał powiedzieć 
- Ych... - złapał się za głowę - powiedziałem ci wcześniej ,że nie mogę za tobą cały czas łazić bo się ze mnie śmieją ale to było kłamstwo bo w rzeczywistości nikt się ze mnie nie śmieje... 
- To wiem - odpowiedziałam - ale to ty jesteś nie wychowany bo mnie okłamałeś!
- Ale to ty rzuciłaś we nie kaktusem, wystrzeliłaś z katapulty i zostawiłaś hak na ziemi. A do tego udawałaś "Włoską Mafię" i codziennie mnie wykorzystujesz jak jakiegoś służącego - wypominał mi to ale dalej nie wściekał się (bo jego naprawdę bardzo trudno wyprowadzić z równowagi
- Teraz mi to będziesz wypominać ? - spytałam z płaczem na końcu nosa ( oczywiście nie taki prawdziwy ) 
- Nie płacz proszę ja nie chciałem cię smucić tylko... Mogłabyś więcej myśleć i być łagodniejsza... Ale nie martw się przecież nie zrobiłaś nic złego - ta jego wyrozumiałość i opiekuńczość doprowadza mnie do szału - Pyzatym kiedyś dorośniesz i będziesz poważna...
- Ja wiem, że nie zrobiłam nic złego... - mruknęłam 
- No a teraz wracaj do klasy i nie waż mi się znowu robić jakąś "Włoską Mafię" - spojrzał na mnie i odszedł w spokoju na lekcję.Poszłam w swoją stronę. Zadzwonił dzwonek na lekcję więc weszłam do klasy ( Nie spóźniłam się ! ) Lekcję straszliwie się ciągnęły a nauczyciele i nauczycielki gadali o nieistotnych błahostkach których nie miałam zamiaru słuchać przez wszystkie lekcję. Kiedy na końcu ostatniej godziny męki zadzwonił dzwonek poczułam się wolna ! Więc wybiegłam przed szkołę bo tam Kiku miał na mnie czekać ale nikogo przed budynkiem nie zauważyłam. Czekałam z 10 minut ale nikt nie przychodził więc wyciągnęłam z różowego pokrowca telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Po 5 minutach przyjechała ( na taksówkarza mogę liczyć bardziej niż na własnego brata ! ) Kiedy dojechałam do domu wyciągnęłam z plecaka portfel i zapłaciłam kierowcy po czy podziękowałam miło i wyszłam. Stanęłam przed drzwiami mojego domu i pociągnęłam za klamkę
- Mami... - spojrzał na mnie 
- Co ? - zapytałam trochę oschle bo byłam zmęczona 
- Mama zrobiła obiad jest w kuchni - poszedł sobie jakby nigdy nic do pokoju. Pobiegłam za nim
- Dokąd idziesz ? - zadałam pytanie 
- Do pokoju... Pouczyć się i zaraz idę spać - powiedział zmęczony. Spojrzałam na niego ostro, jakbym była trochę zła
- Czemu się tak na mnie patrzysz ? - zapytał
- A jak myślisz ? - podniosłam głos a on dalej stał jak słup soli i patrzył na mnie z poważną miną
- Miałeś czekać przed szkołą aż skończą mi się lekcję - oznajmiłam znudzona - nie obiecuj czegoś czego nie możesz dotrzymać !
- Przepraszam głowa mnie rozbolała i musiałem przyjść do domu - zmartwił się małym bólem głowy
- Mogłeś zadzwonić ! Od czego masz telefon ? - zdenerwowałam się jego niekompetencją
- Myślałem, że jak nie przyjdę to się domyślisz i przyjdziesz do domu - powiedział
- Stałam tam jak kołek 10 min ! Mogłeś zadzwonić ! Nic by cię to nie kosztowało ! - krzyknęłam
- Przecież nic się nie stało... - zaczął delikatnie
- Akurat - zrobiłam zbolała minę i popatrzyłam na niego z gniewem małego dziecka
- Nie patrz tak na mnie ... - lekko się przeraził
- To już tak nie rób - rozkazałam starszemu bratu
- Dobrze siostrzyczko. - spojrzał na mnie ostatni raz swoim smutnym wzrokiem po czym poszedł do pokoju
a ja poszłam do kuchni, żeby nalać sobie zupy ale talerz wyślizgnął mi się z rąk i cała zupa wylała się na mnie
- Ałaaaaaaaaa ! - zaczęłam drzeć japę  - To jest gorące
- Co się stało ? - przybiegł mój starszy brat
- Oblałam się ! To boli ! Jest gorące ! A co by było gdybym wylała to sobie na twarz ?! Albo się poślizgnęła ? Mogła bym się połamać ! - histeryzowałam na całe gardło
- Ale przecież nic ci nie jest ... - podał mi czerwony ręcznik wzięłam go i się wytarłam
- Nic ci nie jest ? - zapytał lekko śmiejąc się
- Nie śmiej się z cudzego nieszczęścia
- Ja się nie śmieje... Skoro tak strasznie ci to przeszkadza to będę cały czas poważny - podał mi drugi ręcznik tym razem niebieski 
- Nie przeszkadza ! Śmiej się ! tylko nie w takim momencie - odpowiedziałam i wzięłam od niego zielony miękki ręcznik 
- Przynieść jeszcze jeden ręcznik? - zapytał 
 - Nie trzeba pójdę się przebrać - oznajmiłam i poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy szary podkoszulek i jasno różowe spodnie po czym się w to ubrałam i zeszłam na dół z powrotem do kuchni - Ładne spodnie - powiedział poważnie
- Dziękuję - patrzyłam jak ściera zupę z podłogi - pomóc ci ? 
- Nie dziękuje - uśmiechnął się 
- Jak chcesz - odpowiedziałam po podałam mu nową szmatkę uśmiechając się 
- Dziękuje - wykręcił szmatkę i wyszedł z kuchni - jakby coś się działo to wołaj - Skinęłam głowom i poszłam do swojego pokoju