Pogadaj z nami :D

piątek, 11 lipca 2014

Wykorzystywanie brata i psikusy czyli ja nie jestem rozpieszczona !

Spałam sobie spokojnie w mięciutkim łóżeczku kiedy przez drzwi ( no chyba nie ścianę ) wszedł Kiku bezczelnie budząc mnie z tak miłego snu :
- A miałam taki piękny sen ! Marchewki mnie goniły ! - powiedziałam głośnym tonem do mojego starszego brata
- Przepraszam - powiedział z poczuciem winy - zapomniałem ,że tylko mnie się nic nie śni
- Po co mnie obudziłeś ? - zapytałam zaspana
- Nie chciałem cię budzić ja po prostu myślałem ,że jak się tu po cichu wemknę to się nie obudzisz - oznajmił mi cicho i wyjął z torby którą miał przy sobie moje ubrania - proszę wyprasowałem ci je
- Dziękuję - podziękowałam za ubrania które mi przyniósł - A teraz WON ! Chcę się przebrać !
- Dobrze siostrzyczko - uśmiechnął się miło i ruszył w stronę drzwi - poczekam na ciebie na śniadaniu.
Kiku wyszedł z mojego pokoju a ja mogłam wreszcie się ubrać. Kiedy byłam gotowa zeszłam do kuchni w nowej niebieskiej, przewiewnej sukience z falbankami, czerwonych butach na małym obcasie i z czerwonymi kokardami we włosach
- Jestem ! - krzyknęłam do brata który był zajęty robieniem mi śniadania. Dlaczego on tak głupio wygląda w różowym fartuszku ?
- Cześć Mami ! Co chcesz na śniadanie ? - zadał pytanie smażąc jajka sadzone, boczek i kiełbasa
- Zrób mi gofry - rozkazałam braciszkowi
- Ale ja tak średnio umiem robić gofry... Nie wolisz naleśniki? - zaproponował mi coś czego nie miałam zamiaru dzisiaj jeść
- Nie ! - oburzyłam się - Chcę gofry ! Z syropem klonowym ! - ja wcale nie jestem rozwydrzona. To mój brat jest niemota !
- Ale syropu klonowego nie mamy... Gdy ostatnio zabrakło czekolady to wypiłaś go jak sok pomarańczowy... - odpowiedział mi nieco nerwowo. I ten strach w jego oczach! (A różowy fartuszek tylko podkreśla jego niewinność)
- To twoja wina bo nie kupiłeś czekolady - odparłam lekko znudzona - więc idź do sklepu po syrop klonowy bo jestem głodna
- Ale Mami... No dobra idę - zdjął fartuch (nareszcie) i wybiegł do sklepu. Podczas gdy kupował ten nieszczęsny syrop byłam bardzo głodna więc zjadłam jajka z bekonem. Kilka minut później Kiku wrócił do domu z butelką syropu klonowego w ręce. - Mam syrop ! - oznajmił wyraźnie zadowolony z siebie
- Już go nie chcę ! Zjadłam jajka - powiedziałam wstając od stołu
- No to trudno... Spakuj się bo zaraz jedziemy do szkoły - uśmiechnął się wcale nie przejęty tym ,że poleciał do sklepu o 7.00
- A ty mnie nie spakujesz ? - zrobiłam wielkie oczy których nie mógł zignorować
- Ale Mami... Jestem zajęty... - chciał już odejść ale ja go zatrzymałam. Bo on nie odejdzie z tond do puki ten plecak nie zostanie spakowany!
- Proszę... - poprosiłam go przytulając się do niego
- No dobrze... Co mi szkodzi? - pogłaskał mnie po głowie
- Ej ! Nie tykaj włosów bo zacznę krzyczeć ! - zareagowałam na te " czułości "
- Dobrze tylko nie krzycz bo mama się obudzi i jak zobaczy ,że znowu gotowałem to mnie opierniczy... - zląkł się moimi groźbami (bo kto się nie boi własnej matki?)
- No to chodź to mojego pokoju - rozkazałam - pokaże ci co masz spakować - ruszyłam korytarzem prowadzącym do mojego pokoju a Kiku leciał za mną. Stanęłam przed drzwiami i je otworzyłam ( nie, nie zamykam drzwi na klucz w końcu kto by się ośmielił tam wejść ? Ta tęcza na ścianach ! )
- No to od czego zaczynamy? - zapytał mnie i podniósł plecak (pragnę podkreślić że mój plecak jest tęczowy!)
- " Zaczynamy " ? Ty zaczynasz ! A zacznij od książek - orzekłam
- No to daj te książki - czy to był rozkaz ?!
- Sam sobie weź. Leżą na biurku - Kiku wstał z ziemi i podszedł do biurka na którym leżała sterta książek
- Które mam wziąć? - zadał pytanie
- Obok leży plan lekcji - oznajmiłam - zobacz sobie bo jeszcze nie znam na pamięć
- Czy mogłabyś łaskawie pomóc mi je spakować? - spytał a ja popatrzyłam na niego jak na głupka
- A ja myślisz ?
-  Proszę jest już 7.23 i możemy się spóźnić - zamartwiał się niepotrzebnie
- Dobrze znaj moje dobre serce... - mruknęłam
- Serio ? - nie dowierzał a w jego głosie słychać było nutkę nadziei
- Nie - odpowiedziałam stanowczo i wstałam z fotela  - albo wiesz co ? Pomogę ci jak wygrasz ze mną w kamień, papier, nożyce !
- Dobrze skoro chcesz...- zgodził się na grę i wstał. On pokazał kamień a ja nożyce
- Nożyce tną kamień ! - krzyknęłam z uśmiechem
- Od kiedy nożyce tną kamień ? - zapytał tępo
- A jak niby powstaje żwir ? - zadałam pytanie retoryczne
-  Cóż żwir to najzwyczajniej w świecie pokruszona skała, więc może powstać na skute wietrzenia mrozowego ,korazji ,rozsadzania skały przez org żywe, żwir może też mieć pochodzenie wulkaniczne wtedy to raczej jest zaliczany bądź do tufów albo bomb wulkanicznych ale materiał skalny wyrzucany przez wulkan od biedy żwirem można nazwać. - wymądrzał się
- To było pytanie retoryczne - odrzekłam - ale pomogę ci bo mi się nudzi
- Jestem pod wrażeniem Mami - pomogłam mu spakować sama siebie ( oczywiście nie obeszło się bez tego, że np. walnęłam go w łeb atlasem ) i wyszliśmy z domu. Weszliśmy do taksówki i pojechaliśmy prosto do szkoły. Kiedy się zatrzymała zapłaciliśmy i wysiedliśmy przed złotą bramą przy której stali strażnicy . Szliśmy przez chwilkę i stanęliśmy przed masywnym budynkiem zwanym szkołą. Kiku podbiegł i je otworzył. Weszliśmy do środka ale zahaczyłam nogą o próg i wyrąbałam się na środku korytarza.
- Nic ci nie jest? - zapytał Kiku powstrzymując się od śmiechu
- Nie nic !-  Powiedziałam wstając z podłogi  otrzepując się
- Poszybowałaś, jak Tupolew... A oni i tak powiedzą, ze to był zamach. Nic ci nie jest? - ja jakaś zaraza z znikąd pojawił się jakiś czarnowłosy chłopak 
 - Dzień dobry - oznajmił mój brat - Ja jestem Kiku Honda a to moja młodsza siostrzyczka Mami
- A dobry, to jeszcze nie wiem. Za wcześnie by określić. Nazywam się Kasene Blade. Nowi?
- Tiak ! - powiedziałam radośnie uśmiechając się szeroko - nowi

- Wiedziałem! Każdy kot, za pierwszym razem tuli tu podłogę. Jeśli jesteście nowi, to chyba musicie iść do jamy tej Kobry, znaczy Dyrki, by mogła was wykorzystać se... Khem. Wyjaśnić co i jak.  - tłumaczył
- Kiku pójdzie, przecież od czego jest starszy brat
- Ja nigdzie nie idę...
- Proszę ... - znów zrobiłam wielkie oczy ( pełna profeska )
- Nie Siostruniu pójdziemy razem - uśmiechnął się miło
Zaczęłam drzeć się na całe gardło mając łzy w oczach

- Uspokój się Mami! Nie wolno krzyczeć w miejscach publicznych!  - brat zaczął truć
To pójdziesz ? - zapytałam
- Potem pójdziemy razem...
Przytuliłam mojego starszego brata - proszę...
- Nie... - odparł oschle
Wyciągnęłam z torebki pistolet i przyłożyłam sobie do głowy
- Kasene przyjacielu pomóż...

- C-co? Ja? A-ale... Noo.. Mogę tak pomóc, że pokarze wam, gdzie są drzwi do piekła i usłużnie wepchnę do środka. - zaśmiał się szyderczo
- Zlituj się siostro... to tylko Pani Magister Dyrektor - Kiku załamał ręce
- nie - odparłam
- Och proszę... Nie rób głupstw... A zwłaszcza przy nowym znajomym - wskazał na Kasene
- Nie... - powiedziałam troszku głośniej
- ty naprawdę chcesz się zabić bo ja nie mam ochoty iść sam do dyrektorki? Ta wizyta u psychiatry chyba była konieczna... - brat podszedł do mnie - Ty masz chyba naprawdę nie równo pod sufitem Znaczy nie myślę ,że jesteś dziwna... Tylko po prostu nie zabijaj się na korytarzu siostrzyczko
- Dlaczego ? - zapytałam jakby to było coś naprawdę naturalnego
- Przykładasz sobie pistolet do głowy... - popatrzył na mnie swoim poważnym wzrokiem
-I co z tego ?
- Mam dosyć Idziemy do dyrektorki... - powiedział wątle i poważnie patrząc na mnie tym "swoim" bezdennym wzrokiem
- Dobrze... - odpowiedziałam mu z wielkim grymasem na twarzy
- Pa! Życzę szczęścia na nowej drodze życia!
Poszliśmy do tej całej dyrektorki i siedzieliśmy tam z godzinę ! Bo Kiku wypełniał jakieś papiery... I po co mu tam byłam ?! Po godzinie wyszliśmy z tej czarnej " Jamy ".

- I po co ci tam byłam ? - zapytałam cicho
To co ? - było mi to obojętne - A tak w ogóle to... Przepraszam... - mruknęłam
- Mami? Jesteś taka urocza - znowu zaczął głaskać mnie po głowie jak jakieś domowe zwierzątko - Przeprosiny przyjęte...
- Mówiłam już nie tykaj ! - zaczęłam się odganiać od czułości tego oszołoma
- Dobrze nie będę tykać włosów ale chodź na lekcję - brat pospieszył ku klasie (znowu)
- A poczekasz na mnie po lekcjach ? - zapytałam robiąc wielkie oczy
- A... Ale S... Siostro... Ja mam dużo rzeczy na głowie... Nie mam czasu - próbował się wymigać
- Akurat... - spojrzałam na niego

- Dobra poczekam... - złamał się (wreszcie!) - Ale idziemy na lekcje bo jest już 8.27 a mamy j.polski
Dobrze ! - poszliśmy na lekcję.
Lekcja j. polskiego była taka nudna! Tak strasznie się ciągnęła. Modliłam się żeby to prawienie się skończyło. W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę
- Pierwszy dzień a ja już mam uwagę - śmiałam się
- Jak ta pani od j. polskiego Yukari Sanjou świetnie tłumaczy - Kiku zachwycał się lekcją (dalej nie rozumiem co on widzi w nauce?!) - - Czekaj jaką uwagę?!
- No... "Wyrzuciła koledze teczkę przez okno i powiedziała, że jak kocha to wróci " - powiedziałam śmiejąc się
 to pewnie "niechcący"... - uśmiechnął się lekko
- Tak ! To było bardzo niechcący braciszku - zaśmiałam się pod nosem
- Wiedziałem - wyjął kanapkę z plecaka i zaczął jeść - tu jest tak pięknie... Ale trzeba się zbierać! zaraz w-f

- Nie chcę mi się ! Nie lubię w-f - protestowałam
- Ja też nie lubię ale trzeba... - westchnął głęboko
- Dobrze ... - zawiesiłam się
- No to ja idę nie chcę się spóźnić - Kiku poszedł w stronę swojej klasy ,a ja w stronę swojej. Jak ja nie lubię w-f ! Trzeba się męczyć ! Fuj ! Po lekcji Kiku najwyraźniej mnie szukał bo szedł korytarzem rozglądając się na wszystkie strony. Pomachałam do niego
- M-Mami? - zasłonił się ręką i poszedł przed siebie (chyba chciał mnie uniknąć...)
Podeszłam wiec do niego ponieważ zachowywał się dosyć dziwnie
- co ty robisz ?!
- JA? nic... Po prostu ... spieszę się do... klasy! bo... Mam teraz biologie i... muszę pomóc w przygotowaniu lekcji? - wymyślał jakieś głupoty na poczekaniu
- Kiku... - zaśmiałam się - widzę, ze kłamiesz ! - powiedziałam już troszkę głośniej - o co chodzi ?
- Po prostu no... Ja mam 16 lat a ty 14 i znajomi z klasy... Jakby oni się trochę z tego śmieją... - odpowiedział niepewnie - Każdy by się śmiał z "przydupasa" 14 latki... więc nie mogę z tobą tak łazić wszędzie... To dla mojego bezpieczeństwa...
- Trzeba było powiedzieć od razu - odpowiedziałam łagodnie - który to się śmieję ?! - zatarłam ręce i zaśmiałam się przerażająco
- Żaden nie było tematu... - przeraził się (widzę ten strach w jego oczach!)
- Mów ! - podniosłam głos
- Nie... I odstaw mnie na ziemię bo... Jestem starszy masz mnie puścić!
Uśmiechnęłam się
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał cichym i łagodnym tonem
- A z niczego - dalej się uśmiechałam tylko trochę dziwnie
Jakbym miała jakiś chory plan
- To ja może pójdę... - odchodził małymi krokami

Szybko odeszłam zanim on to zrobił i poszłam do łazienki. Miałam ochotę zrobić mu kawal wiec ubrałam się na czarno, założyłam kominiarkę i wyciągnęłam pistolet którym wcześniej miałam zamiar się " zabić "
Wyskoczyłam przed Kiku krzycząc

- Poddaj się ! Tu Włoska Mafia !
- Co... - patrzył na mnie ze spóźniona reakcją po czym krzyknął - Włoska Mafia?! - Wycelowałam w niego pistoletem
- Zaraz zadzwonię na policje! - trzęsąc się wyjął telefon i próbował wystukać ten magiczny numer "997" . Zaczęłam się śmiać i ściągnęłam kominiarkę
- Ciągle nabierasz się jak dziecko ! - śmiałam się z brata - a to - podniosłam czarny pistolet do góry wycelowałam w ścianę pociągnęłam za spust a z broni wystrzeliła malutka żółta kuleczka - To zabawka dla małych dzieci... Ale bardzo realistyczna - wyjaśniłam
- Znowu mi to zrobiłaś... Czemu ty mi to robisz? - zarumienił się i zamknął się w męskiej toalecie ze wstydu - Tym razem to nie było śmieszne... Już się nigdy na to nie napiorę... - mamrotał do siebie 
- Przecież nikt tego nie widział braciszku ! - darłam się przez drzwi ale on tam siedział jak mysz pod miotłą i nie raczył się do mnie nie odezwać (pewnie analizuje sytuacje...)
- Kiku ! - krzyknęłam
- Co... - odpowiedział cicho a ja westchnęłam głęboko
- Przepraszam - powiedziałam cicho tak, żeby tylko brat usłyszał Kiku wyszedł z łazienki z tą swoją poważną miną. Poszedł do mnie i powiedział w prost
- Wiesz co... należało mi się bo ja cię wcześniej okłamałem i nikt się ze mnie nie śmiał... Ja po prostu nie mam ochoty łazić za tobą cały dzień bez przerwy
- Wiesz co... - zaczęłam spokojnie - Masz mi mówić o takich rzeczach od razu i w prost !!! - krzyczałam
- Ale popatrz na plusy tego zdarzenia... Wreszcie uwierzyłaś mi w jakieś kłamstwo... - dalej mówił z wielką powagą - a poza tym jesteś nie wychowana! 
- To ty mnie okłamałeś - oznajmiłam spokojnie 
- No przecież tak... - popatrzył na mnie jak na tępą 
- Co ? - nie zrozumiałam tego co chciał powiedzieć 
- Ych... - złapał się za głowę - powiedziałem ci wcześniej ,że nie mogę za tobą cały czas łazić bo się ze mnie śmieją ale to było kłamstwo bo w rzeczywistości nikt się ze mnie nie śmieje... 
- To wiem - odpowiedziałam - ale to ty jesteś nie wychowany bo mnie okłamałeś!
- Ale to ty rzuciłaś we nie kaktusem, wystrzeliłaś z katapulty i zostawiłaś hak na ziemi. A do tego udawałaś "Włoską Mafię" i codziennie mnie wykorzystujesz jak jakiegoś służącego - wypominał mi to ale dalej nie wściekał się (bo jego naprawdę bardzo trudno wyprowadzić z równowagi
- Teraz mi to będziesz wypominać ? - spytałam z płaczem na końcu nosa ( oczywiście nie taki prawdziwy ) 
- Nie płacz proszę ja nie chciałem cię smucić tylko... Mogłabyś więcej myśleć i być łagodniejsza... Ale nie martw się przecież nie zrobiłaś nic złego - ta jego wyrozumiałość i opiekuńczość doprowadza mnie do szału - Pyzatym kiedyś dorośniesz i będziesz poważna...
- Ja wiem, że nie zrobiłam nic złego... - mruknęłam 
- No a teraz wracaj do klasy i nie waż mi się znowu robić jakąś "Włoską Mafię" - spojrzał na mnie i odszedł w spokoju na lekcję.Poszłam w swoją stronę. Zadzwonił dzwonek na lekcję więc weszłam do klasy ( Nie spóźniłam się ! ) Lekcję straszliwie się ciągnęły a nauczyciele i nauczycielki gadali o nieistotnych błahostkach których nie miałam zamiaru słuchać przez wszystkie lekcję. Kiedy na końcu ostatniej godziny męki zadzwonił dzwonek poczułam się wolna ! Więc wybiegłam przed szkołę bo tam Kiku miał na mnie czekać ale nikogo przed budynkiem nie zauważyłam. Czekałam z 10 minut ale nikt nie przychodził więc wyciągnęłam z różowego pokrowca telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Po 5 minutach przyjechała ( na taksówkarza mogę liczyć bardziej niż na własnego brata ! ) Kiedy dojechałam do domu wyciągnęłam z plecaka portfel i zapłaciłam kierowcy po czy podziękowałam miło i wyszłam. Stanęłam przed drzwiami mojego domu i pociągnęłam za klamkę
- Mami... - spojrzał na mnie 
- Co ? - zapytałam trochę oschle bo byłam zmęczona 
- Mama zrobiła obiad jest w kuchni - poszedł sobie jakby nigdy nic do pokoju. Pobiegłam za nim
- Dokąd idziesz ? - zadałam pytanie 
- Do pokoju... Pouczyć się i zaraz idę spać - powiedział zmęczony. Spojrzałam na niego ostro, jakbym była trochę zła
- Czemu się tak na mnie patrzysz ? - zapytał
- A jak myślisz ? - podniosłam głos a on dalej stał jak słup soli i patrzył na mnie z poważną miną
- Miałeś czekać przed szkołą aż skończą mi się lekcję - oznajmiłam znudzona - nie obiecuj czegoś czego nie możesz dotrzymać !
- Przepraszam głowa mnie rozbolała i musiałem przyjść do domu - zmartwił się małym bólem głowy
- Mogłeś zadzwonić ! Od czego masz telefon ? - zdenerwowałam się jego niekompetencją
- Myślałem, że jak nie przyjdę to się domyślisz i przyjdziesz do domu - powiedział
- Stałam tam jak kołek 10 min ! Mogłeś zadzwonić ! Nic by cię to nie kosztowało ! - krzyknęłam
- Przecież nic się nie stało... - zaczął delikatnie
- Akurat - zrobiłam zbolała minę i popatrzyłam na niego z gniewem małego dziecka
- Nie patrz tak na mnie ... - lekko się przeraził
- To już tak nie rób - rozkazałam starszemu bratu
- Dobrze siostrzyczko. - spojrzał na mnie ostatni raz swoim smutnym wzrokiem po czym poszedł do pokoju
a ja poszłam do kuchni, żeby nalać sobie zupy ale talerz wyślizgnął mi się z rąk i cała zupa wylała się na mnie
- Ałaaaaaaaaa ! - zaczęłam drzeć japę  - To jest gorące
- Co się stało ? - przybiegł mój starszy brat
- Oblałam się ! To boli ! Jest gorące ! A co by było gdybym wylała to sobie na twarz ?! Albo się poślizgnęła ? Mogła bym się połamać ! - histeryzowałam na całe gardło
- Ale przecież nic ci nie jest ... - podał mi czerwony ręcznik wzięłam go i się wytarłam
- Nic ci nie jest ? - zapytał lekko śmiejąc się
- Nie śmiej się z cudzego nieszczęścia
- Ja się nie śmieje... Skoro tak strasznie ci to przeszkadza to będę cały czas poważny - podał mi drugi ręcznik tym razem niebieski 
- Nie przeszkadza ! Śmiej się ! tylko nie w takim momencie - odpowiedziałam i wzięłam od niego zielony miękki ręcznik 
- Przynieść jeszcze jeden ręcznik? - zapytał 
 - Nie trzeba pójdę się przebrać - oznajmiłam i poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy szary podkoszulek i jasno różowe spodnie po czym się w to ubrałam i zeszłam na dół z powrotem do kuchni - Ładne spodnie - powiedział poważnie
- Dziękuję - patrzyłam jak ściera zupę z podłogi - pomóc ci ? 
- Nie dziękuje - uśmiechnął się 
- Jak chcesz - odpowiedziałam po podałam mu nową szmatkę uśmiechając się 
- Dziękuje - wykręcił szmatkę i wyszedł z kuchni - jakby coś się działo to wołaj - Skinęłam głowom i poszłam do swojego pokoju

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz