Pogadaj z nami :D

środa, 31 grudnia 2014

Coś tam świątecznego.

-Coś się stało?- usłyszałam zaniepokojony męski głos. Leniwie otworzyłam jedno oko by ujrzeć przede mną niebieskookiego chłopaka o kruczoczarnych kędziorach i pięknie zaróżowionych od zimna policzkach. Otworzyłam dwoje oczu nie będąc pewna czy ów chłopak nie jest jedynie wytworem mojej wyobraźni, która jeszcze chwilę temu nieposkromiona biegała podsuwając mi różne obrazy.
-Wszystko w porządku?- chłopak ponowił pytanie rozwiewając wszelkie wątpliwości co do swojego istnienia. Podparłam się na łokciach, które zatopiły się w śniegu.
-Wszystko ok, a co?- odparłam mało inteligentnie.
-Nic, tylko tak obserwuję cię od godziny jak leżysz w śniegu bez ruchu. Myślałem już, że zamarzłaś- uśmiechnął się wyciągnąwszy rękę by pomóc mi wstać.
-Zamyśliłam się- odparłam wstając i otrzepując się ze śniegu- ale na pewno nie siedziałam tu godzinę.
-No może i nie ale to i tak nie dobrze tyle leżeć w śniegu...
-Tak ale to już nie twoja sprawa prawda?- odparłam wzniośle i odwróciwszy się na pięcie ruszyłam w stronę domu. Rzeczywiście było mi już cholernie zimno, a o tym że siedzenie na śniegu tyle czasu nie jest dobrym pomysłem boleśnie przekonały się moje skostniałe palce i zmarznięty tyłek.
- Hej a może... dałabyś się namówić na jakąś herbatę?- spytał z nadzieją doganiając mnie szybko.
-Nie, dzięki- odparłam przyspieszając kroku.
-Dlaczego?
-Bo jest Wigilia i spieszę się do domu- skłamałam. Była ledwie trzecia po południu, wszystko przygotowane, kolacja miała zacząć się dopiero po dziewiętnastej, a ja wyszłam z domu tak na prawdę by odpocząć od tego świątecznego rozgardiaszu. Ale on przecież nie musiał o tym wiedzieć.
-No proszę cię. Chociaż chwilę...
-Ale po co? O co ci chodzi?- jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
-Poczekaj- złapał mnie delikatnie za łokieć i obrócił ku sobie- bo wiesz chodzi o pewną przysługę...znaczy chciałbym żebyś mi w czymś pomogła.
-Przecież ja cię nawet nie znam!
-No i co z tego? Posłuchaj mam pewien problem. Moja śnieżynka zachorowała, a ja nie mam dla niej zastępstwa. Niby mógłbym pójść sam, ale jak cię zobaczyłem od razu wiedziałem że musisz być moją śnieżynką. Oczywiście zapłacę ci. Kasą dzielimy się po połowie. To jak?
-Ale dlaczego ja?
-Bo idealnie pasujesz do tej roli. Masz białe włosy, bladą cerę i niebieskie oczy. No śnieżynka jak się patrzy!- zawołał ze śmiechem.
-No nie wiem- odparłam z wahaniem. Chłopak był na oko ze dwa lata starszy. Bujne czarne włosy zakrywały czoło i wpadały do błękitnych oczu o wesołym wejrzeniu. Ogólnie sprawiał wrażenie jakby lubił cały świat a cały świat lubił jego. No w każdym razie sprawiał dobre wrażenie.
-Hej no co ci szkodzi. Zajmie nam to ze dwie godzinki no chyba że będzie poślizg to troszkę więcej ale na pewno zdążysz do siebie na wigilię. Proszę cię- spojrzał błagalnie tymi niebieskimi oczami.
-Ym... a co takiego miałabym robić?- spytałam niepewnie.
- Nic trudnego. Po prostu wchodziłabyś pierwsza, zapowiadała Mikołaja, pytała czy są tu jakieś grzeczne dzieci, pomagała mi odczytywać imiona z prezentów i ewentualnie zdzieliła jakieś niegrzeczne dziecko rózgą. To co ty na to?
Staliśmy chwilę w milczeniu patrząc na siebie. On wzrokiem błagalnym, ja nieufnym.
-No niech będzie- odparłam po chwili z wahaniem-  Kiedy zaczynamy?
-Za pół godziny. Najlepiej chodźmy już się przebrać.
-Co? Znaczy... już? Teraz?
-No tak. Pierwsza rodzina zamówiła na 16, a że to na drugim końcu miasta to mamy stosunkowo niewiele czasu.
Wyszliśmy więc z parku i przeszliśmy na parking gdzie stała stara, zielona furgonetka. Chłopak otworzył tylne drzwi i wyciągnął biały pokrowiec.
-To twój strój. Proszę, wejdź do środka przebież się, a ja odpalę samochód żeby trochę się zagrzał. Swoje rzeczy możesz włożyć na razie do tego worka- podał mi pokrowiec i wskazał pakę furgonetki w geście zapraszającym. Weszłam posłusznie do samochodu, zatrzasnęłam drzwi i upewniwszy się że na pewno brunet nie ma jak mnie tu podglądać przebrałam się w strój śnieżynki. Składały się na niego półdługa biała sukienka, pelerynka i krótkie rękawiczki w tym samym kolorze. Zaplotłam włosy w warkocz i założyłam srebrną przepaskę w śnieżynki oraz białe pantofelki. No jednym słowem gdybym się skuliła to równie dobrze mogłabym udawać śnieżną kulę. Wyszłam z tyłu i zajęłam miejsce w kabinie koło kierowcy gdzie było już zdecydowanie cieplej.
-Ha! Mówiłem, że będziesz się nadawała. Istna śnieżynka! Przynajmniej nie na darmo ślęczałem w tym parku godzinę. Dobra to teraz ja lecę się przebrać- zawołał uradowany i wyszedł do tyłu.
Po chwili za kierownicą zasiadł białobrody pseudo święty w tradycyjnym czerwonym wdzianku i z wypchanym brzuchem oraz wielkimi, czarnymi buciorami. Połowę twarzy zasłaniała mu bujna broda i wąsy, (które wyglądały bardzo realistycznie) a drugą połowę wielka czapa, czyli widać było tylko niebieskie oczy.
-Dobrze?- spytał grubym głosem Mikołaj.
-Świetnie- zaśmiałam się i ruszyliśmy powoli z parkingu.
-Lepiej napisz do rodziców że wrócisz później.
-Mhm... No tak- wyciągnęłam posłusznie komórkę i wystukałam krótkiego esemesa.
Po chwili zatrzymaliśmy się na parkingu koło wielkiego szarego bloku. Wysiedliśmy z samochodu i okrążywszy budynek stanęliśmy przed wejściem do klatki schodowej.
-Dobra jaki tam jest numer?- spytałam patrząc na domofon.
-14 ale nie dzwoń! Musimy wejść na górę, w klatce mają mi dać prezenty, a w tym czasie ty wchodzisz do dzieci. Jasne?
-Jasne- odparłam i zadzwoniłam pod ostatni numer prosząc o otwarcie drzwi jako kolędnicy. Weszliśmy cicho na właściwe piętro i delikatnie zapukaliśmy we framugę. Najwyraźniej ktoś już czekał pod drzwiami bo otwarły się natychmiast ukazując szczupłą kobietę w średnim wieku z pięknym blond kokiem.
-Nareszcie- szepnęła i przytknęła palec do ust jakby sama siebie uciszając. Delikatnie wyjęła z szafki reklamówkę prezentów i wyszła na klatkę by przełożyć je do worka Mikołaja.
-Ty możesz już wchodzić- szepnął chłopak próbując uśmiechem dodać mi odwagi. Przełknęłam ślinę i cicho weszłam do przedpokoju. Z pomieszczenia na końcu korytarza dolatywały wesołe śmiechy i różnego rodzaju hałasy.
-Ekhem... yy Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?- zawołałam, a raczej wrzasnęłam. Wszystkie dźwięki na raz ustały, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie prawdopodobnie właśnie czerwieniejącą się po uszy.
Cisza trwała zdecydowanie za długo.
 Kurczę co ja bym mogła jeszcze powiedzieć?- myślałam gorączkowo  jeszcze bardziej czerwieniejąc.
-Są!- zakrzyknął nagle mały blondynek i z wesołym piskiem objął mi kolana. Za jego przykładem poszło też czworo kolejnych dzieci.
-Aby na pewno byliście grzeczni?- zapytałam ze śmiechem próbując się nie przewrócić.
-Tak!- zakrzyknęły chórem.
-Były, były- zaśmiał się siwy staruszek przy stole, a dzieci posłały mu wdzięczne spojrzenie.
-Widzisz, dziadek powie. Ja mu zawse pomagam- uśmiechnął się blondynek ukazując brak jednego siekacza.
-A to dobrze. W takim razie zasłużyliście na prezenty!- zakrzyknęłam, a z korytarza dobiegł dźwięk dzwoneczka i w progu zjawił się Mikołaj.
-Ho ho ho. To jak śnieżynko? Są tu jakieś grzeczne dzieci?- Mikołaj wkroczył do pokoju i zaczęło się obdarowywanie prezentami. Po rozdaniu wszystkich paczek i odśpiewaniu kolędy. Wśród wdzięcznych uścisków dzieci, ich radosnych kwików na widok zawartości prezentów oraz uśmiechów dorosłych pożegnaliśmy się obiecując przybyć w następnym roku i wreszcie wyszliśmy.
-Uf- odetchnęłam z ulgą- myślałam że będzie gorzej.
-E tam. Dobrze było.
-Aha. A teraz dokąd?
-Nie daleko. Dwa bloki dalej. Przejdziemy się- zapowiedział Mikołaj.
Chwilę potem byliśmy na miejscu i wdrapywaliśmy się na najwyższe piętro. Tu przybycie Mikołaja wyglądało niemal tak samo jedynie tylko, że dzieci było dwa razy więcej, a więc i dwa razy dłużej nam to zajęło. Dodatkowo pod nogami plątały się trzy psy i chomik w kuli, którzy również dostali prezenty.
-Rany. Powiedz że kolejna rodzina będzie mniej liczna- szepnęłam z nadzieją wychodząc od tej wesołej gromadki.
-Będzie bo teraz idziemy do matki z trojgiem dzieci. Ale u niej robimy za friko. To znajoma rodziców- wyjaśnił Mikołaj.
Wsiedliśmy w ciszy do furgonetki i po chwili zaparkowaliśmy pod starą, odrapaną kamienicą wyraźnie potrzebującą remontu. Weszliśmy do bramy, wspięliśmy się na drugie piętro i zastukaliśmy cicho w ciężkie, stare drzwi. Dopiero za drugim razem otworzyła nam dosyć jeszcze młoda, kruchej budowy i średniego wzrostu kobieta o pięknych, bujnych, kasztanowych włosach.
-Nareszcie jesteście! Dzieciaki już czekają- szepnęła zapraszając nas do pierwszego pomieszczenia przy wejściu, którym była kuchnia. Mieszkanie było małe, ale bardzo wysokie jak to w kamienicy. W kuchni Mikołaj zapakował do worka garstkę prezentów przez co gigantyczny worek wydawał się niemal pusty.
-Hm a może przełożymy do czegoś innego?- zapytał chłopak patrząc ze smutkiem na worek.
-Do czego? Zresztą i tak nie ma już na to czasu- wzruszyła ramionami kobieta i gestem wskazała mi salon w którym siedziały dzieci. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam szybko podwójne drzwi.
-Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?- zawołałam z uśmiechem wparowując do pomieszczenia.
-Elf!- zawołała mała, może pięcioletnia dziewczynka o kasztanowych włosach tak pięknych jak matki. Siedziała razem z dwójką pozostałych dzieci, starszą siostrą i dwuletnim bratem przy choince i oglądali bajkę na małym przedpotopowym telewizorku.
-A Mikołaj przyjdzie?- zapytała z nadzieją starsza może ośmioletnia dziewczynka.
-Przyjdzie, ale najpierw muszę się dowiedzieć czy byliście w tym roku grzeczni i czy zasłużyliście na prezenty- zaśmiałam się i usiadłam na fotelu przy choince. Widząc to chłopczyk uwolnił się z objęć starszej siostry i uniósł w moją stronę rączki żądając posadzenia go na kolanach.
-No to jak? Byliście grzeczni?- zapytałam jeszcze raz, próbując nie dopuścić do zabrania przez chłopczyka srebrnej przepaski.
-Byliśmy- odparła natychmiast młodsza dziewczynka.
-A ty?- zapytałam zwracając się do starszej, która nagle zwiesiła główkę.
-Ja nnie byłam grzeczna- powiedziała ze smutkiem.
-O! A to czemu?
-Ja nie zasługuję na prezent- pisnęła z płaczem.
-A ja jestem pewna, że to nie jest takie złe. Mikołaj potrafi przebaczać i na pewno nie będzie się złościł.
Mała tylko ze smutkiem pokiwała główką.
-Może mi powiesz na ucho co to było, a ja ocenię czy rzeczywiście nie zasługujesz na prezent.
Przystawszy na tę propozycję dziewczynka schyliła się i szepnęła mi do ucha: -ukradłam Briannie bransoletkę bo mówiła że mnie na taką nie stać.
-A... masz ją jeszcze?- spytałam próbując ukryć zmieszanie.
-W pokoju.
-Więc musisz najszybciej jak to możliwe oddać ją koleżance- powiedziałam z powagą- a wtedy Mikołaj przyjdzie.
-Oddam. Oddam teraz- zawołała z zapałem, ale w tej chwili wszedł Mikołaj ze swoim wesołym ho ho ho i rozpoczęło się wręczanie prezentów. Tutaj zabawiliśmy chyba najdłużej. Odśpiewaliśmy kilka kolęd, zostaliśmy poczęstowani skromną kolacją, a że dzieci nie chciały się rozstawać z Mikołajem i Śnieżynką/Elfem obejrzeliśmy bajkę i odśpiewaliśmy jeszcze dwie kolędy.
-Tak, to do zobaczenia za rok kochani. Mikołaj już musi iść dalej- powiedział Mikołaj wstając po ostatniej kolędzie- chodź mój elfie.
-Cii. Mały zasnął- szepnęłam by nie obudzić chłopczyka i delikatnie wstałam tuląc go w ramionach- to może ja go położę- zaproponowałam.
-Dobrze. Idź do pokoju na końcu korytarza po prawej stronie- szepnęła kobieta z uśmiechem.
Zaniosłam cicho dwulatka do wskazanego pokoju jednak gdy go kładłam lekko otworzył oczy i zaczął coś mamrotać.
-Cii. Śpij mały- szepnęłam i ze złotego pasma magii światła wyczarowałam złote śnieżynki. Chwilę fruwały nad łóżeczkiem by powoli rozpaść się w postaci złotego pyłu.
-To elfy tak potrafią?- za mną stała młodsza dziewczynka i z zachwytem wpatrywała się w resztki pyłu.
-A widzisz potrafią- odparłam z uśmiechem i wyszłyśmy z pokoju by nie obudzić chłopczyka.
-Mikołaj też tak umie?
-Nie, Mikołaj nie umie. Ale obiecaj, że to zostanie naszą tajemnicą zgoda?
-Zgoda... a mogę powiedzieć mamie?
-Nie, nawet mamie. To będzie nasz świąteczny sekret.
-Dobrze- pokiwała ochoczo główką i pobiegła do salonu.
-No chodź już Śnieżynko- zawołał od drzwi Mikołaj, a dziewczynki wyszły z mamą by nas pożegnać.
-Do zobaczenia za rok- zawołałam i już schodziliśmy na dół gdy na klatkę nagle wybiegła starsza dziewczynka.
-Oddałam- szepnęła mi do ucha- przepraszam.
Kiwnęłam głową i uśmiechnąwszy się promiennie potarmosiłam jej grzywkę. Mała najwyraźniej wymknęła się z domu gdy nikt nie patrzył.
-To bardzo dobrze. Ale nigdy więcej tego nie rób dobrze?
-Obiecuję- uśmiechnęła się i pobiegła z powrotem na górę.
Wyszliśmy z ulgą na mroźne, zimowe, wieczorne powietrze. Odruchowo spojrzałam w górę, na niebo rozświetlone milionem gwiazd.
-Piękna Wigilia- westchnęłam z rozmarzeniem.
-Piękna, piękna ale chodźmy już do samochodu. Broda mi zamarza- mruknął Mikołaj- ty chyba masz skłonności do stania się soplem lodu.
-Hm. A ile jeszcze nam zostało?
-To wszystko- powiedział z uśmiechem i ruszyliśmy z parkingu- odwiozę cię. Daleko mieszkasz?
-Dwie ulice dalej. Skręć teraz w lewo- instruowałam go aż dojechaliśmy pod mój dom.
-Bardzo ci dziękuję za pomoc- powiedział wjeżdżając na podjazd.
-Nie ma sprawy- westchnęłam rozpinając pasy- a co ze strojem?
-Kiedyś mi oddasz- uśmiechnął się łobuzersko- poczekaj, dam ci jeszcze kasę- wyciągnął portfel z tylnej kieszeni.
-E nie trzeba- uśmiechnęłam się i wysiadłam z furgonetki.
-To do zobaczenia!- zawołał wychylając się z okna- i dzięki!
Pomachałam mu jeszcze wesoło i weszłam do środka.
Kilka godzin później po wigilijnej kolacji, gdy wszyscy goście poszli już spać. Idąc do pokoju z kubkiem parującej herbaty spostrzegłam na podłodze przed głównymi drzwiami kilka złożonych banknotów.
                                                               ***
Troszkę spóźnione ale jednak.

czwartek, 25 grudnia 2014

Koszmar śniętego świętego


Westchnąłem ciężko, przewracając bezradnie oczami i jedynie udając, że słucham trajkotania mojego brata na temat nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Chłopak już w listopadzie chciał ubierać choinkę i pisać list do Świętego, aby przypadkiem sobie o nim nie zapomniał. W końcu był grzecznym dzieckiem w tym roku, a przynajmniej on tak tylko sądził. Nawet w liście zatroszczył się o mnie i kazał Mikołajowi podarować mi pod choinkę tabletki na nerwy i nową miotłę.
- Kas, rozumiem, że energia cię rozpiera, ale poczekaj aż dojdziemy do domu. Nie musisz rozpakowywać tego wszystkiego tutaj na śniegu - przejechałem dłonią po twarzy, okazując tym samym dotąd ukrywane zażenowanie całą tą sytuacją i jego wyczynami. Czarny kociak imieniem Kuro - zainteresowany tym, co się w ogóle dzieje - wypełzł z kaptura mojej kurtki i przyjrzał nam się uważnie, wlepiając swoje ślepka w masę reklamówek z nadrukami najpopularniejszych sklepów w mieście.

Chodź może na to nie wygląda, ale ja naprawdę rozumiem fakt, że święta wcale nie zaczynają się w listopadzie, tudzież na początku grudnia, jak próbują nam wmówić media, jednak z każdym dniem, z każdą myślą, że to coraz bliżej człowiek się po prostu wkręca, a dzisiaj właśnie nastąpiło epicentrum. Podbudowane litościwą zgodą na spotkanie się w okolicznym hipermarkecie, gdzie przy rodzinnej atmosferze i dźwięków dzikich wyjców z radia, radośnie można pakować do koszyków wszystko, co wpadnie w ręce. Ewentualnie spadnie z półek.
Jak nie można się zatracić w atmosferze, widząc dwie mamuśki zażarcie walczące o ostatnią sztukę lalki Barbie, używając takich interaktyw, aż byłem pod wrażeniem?
- Oj Nekuś, nie czujesz ani odrobinę tej magii?- uśmiechnąłem się, widząc jego niemrawą minę.- Ubieranie choinki? Zabijanie w atmosferze miłości karpia? Po raz pierwszy grzybowa nie z chińskich zupek? Prezent? Nic? Naprawdę?
- Magii? Jakiej magii? Magie to ja mam na co dzień, Hogwart, Czarownice na miotłach i inne stwory, choinkę się ubierze, a potem trzeba rozbierać - przy okazji mam nadzieję, że wzięliśmy te plastikowe bombki, a nie szklane - biedny karpik idzie pod nóż zamiast żyć w zanieczyszczonych wodach jezior i czegoś tam jeszcze, a grzybową i tak rzadko gotujemy - wyliczyłem wszystko na palcach, stwierdzając w podświadomości, że święta to tylko czas, aby dobrze się najeść i nie dać zabić podczas survivalu w dżungli zwanej hipermarketem, bądź galerią.
- Chociaż... Jakby się tak głębiej zastanowić, to Święta nie są takie złe - mruknąłem po chwili. - Jeden dzień do roku, w którym nie próbujemy się zabić na wzajem. Błąd. Jeden dzień w roku, w którym ja nie próbuję cię zabić, a ty nie wzywasz egzorcysty. A teraz lepiej się pośpieszmy, ręce mi odmarzły.
Reasumując: Święta są cudowne.

Westchnąłem głęboko, zakopując się nosem pod materiałem, czując, że on barwą dorównuje szalikowi.- Ty potrafisz wszystko zepsuć.- podsumowałem jego winy, wpychając mu do łap siatki z zakupami, a sam zostawiłem go w tyle, chcąc jak najprędzej znaleźć się w domu. Jednak to, co ujrzałem po otwarciu drzwi, lekko mówiąc zaniepokoiło mnie.Na korytarzu coś bawiło się ozdobną wazą, którą zabrało z szafki. To „coś”, było tak małe, że nie dorastało mi nawet do pasa, miało spiczaste uszy, zielono-białą czapeczkę, która śmiesznie zadzwoniła, gdy ten gwałtownie odwrócił głowę by móc na mnie popatrzeć. I wielkie czarne oczy, które powiększały się z każdą sekundą wpatrywania się we mnie, aż to „coś” nie wytrzymało, pisnęło, zakręciło się wokół osi, by z impetem przywalić nosem w komodę i zwiać w stronę salonu. Upuszczając przy okazji wazę, która roztrzaskała się na milion kawałeczków.
Oczywiście ja sam pisnąłem i czym prędzej zamknąłem drzwi.
- Co ci?- odwróciłem się na dźwięk, styranego życiem Naokiego. Targając siatki przytelepał się do drzwi, gapiąc się tak na mnie, jakby chciał zapytać; „Znowu? Znowu coś zepsułeś?”
- Nekuś, chyba się nam coś dziwnego zaległo.

Zmarszczyłem brwi, spoglądając na Kasene wzrokiem typu "co znowu zepsułeś? dlaczego znowu zepsułeś?", po czym zacząłem zastanawiać się, dlaczego ja w ogóle poszedłem z nim na zakupy, zamiast zostać w domu i najzwyczajniej w świecie go pilnować.
Odstawiłem na śnieg torby z zakupami, odsuwając Kasa od drzwi i jednym, zamaszystym ruchem otwierając je na oścież, aby móc ujrzeć...
- Kas, mamy robale w domu - mruknąłem bez żadnego przejęcia, po czym sięgnąłem po jakąś starą, zeszłotygodniową gazetę i zwijając ją w rulonik, trzepnąłem jedno z tych małych prosto w łeb. Stworek zachwiał się niebezpiecznie, a następnie przywalając nosem w ścianę opadł na podłogę.
Z trwogą patrzyłem na to jak potraktował, te dziwne coś, co nawet nazwać nie potrafię. Gdy jeden z nich utracił przytomność po pocałowaniu ściany nagle przybiegł do niego drugi, identyczny. Złapał go za nogi i mrucząc coś w niezrozumiałym języku, co nas na bank obrażało i wraz z mam nadzieje nie martwym kumplem szybko uciekli do salonu. Popatrzyłem niepewnie na Naokiego, który spełniony wymachiwał gazetą w powietrzu, zastanawiając się gdzie podział trutkę na robactwo.
- Co to ma być?- ktoś się obruszył. I to na pewno nie był Naoki, ani ja. Drgnąłem konwulsyjnie, rozglądając się po pomieszczeniu, a gdy z salonu wyłoniła się sylwetka starego mężczyzny, wydałem z siebie żałosny dźwięk, odruchowo chowając się za Naokiego. Nieznajomy był ubrany w strój Mikołaja, których spotkałem dzisiaj pełno chcących wcisnąć mi przeterminowaną czekoladę, albo jakiś szamponik, czy inny duperelek. Z taką różnicą, że ten miał długą naturalna brodę, a niezrobioną z waty.
- Ho, ho. Kogo my tu mamy?- zaśmiał się zbytnio radośnie na nasz widok, a ja zaś nadto zacząłem wbijać pazury w ramię Nekusia.

Pedofil? Ucieknier z więzienia? Pedofil przebrany za Świętego Mikołaja? Albo... Uciekinier z więzienia będący pedofilem przebrany za Świętego Mikołaja?
- Co to ma być do cholery? - warknąłem, czując na swoim ramieniu coraz dobitniej wbijające się pazury brata. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, że jeśli za chwilę nie przestanie, podzieli los jednego ze skrzatów, po czym przeniosłem swój wzrok na... tego kogoś, kto zapewne tylko podawał się za Świętego, a to wszystko to jedna wielka, świąteczna pomyłka.
- Ho, ho, hoo! Nie zbyt miłe przywitanie Naoki - uśmiechnął się szeroko, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
- Chwila, skąd ty nas znasz? - zdziwiłem się głęboko, nie przypominając sobie, abyśmy kiedykolwiek zawierali takie znajomości.
- Oczywiście, że znam. Kasene i Naoki Blade - ponownie się uśmiechnął. - Jak miałbym nie znać imion dzieci, którym roznoszę prezenty, no co wy!
Zamrugałem kilkakrotnie, w głowie w zwolnionym tempie przetwarzając informacje o tym, co właśnie się wydarzyło i co może stać się za chwilę. Mimo to wolałem nie bawić się w supermena i potraktować gościa ogniem, tylko grzecznie spytać po kiego tu siedzi i po kiego się tu wziął.
- Chwila, skoro jesteś prawdziwym Mikołajem, to gdzie masz sanie? - skrzyżowałem ramiona na torsie, unosząc tym samym jedną brew ku górze i prześwietlając brodatego spojrzeniem typu: "Ha! I co teraz powiesz?"

Pseudo święty, jakby na to pytanie lekko się speszył i zaczął błądzić wzrokiem, gdzieś za oknem.- No ten…. Jakby to powiedzieć, zepsuły się.- zaśmiał się lekko, jednak po chwili westchnął zażenowany, szybkim ruchem dłoni zrzucając to coś, co Naoki wziął za robactwo z oparcia sofy.- To ich wina! Ochlały się cholery i rozwaliły moje sanie o świerk, tu nieopodal. Renifery się spłoszyły i teraz wszędzie się panoszą. O! Jeden nawet tu jest. Macieju nie zjadaj im tu firanki.- wtedy z kuchni dobiegł dziwny dźwięk, w akompaniamencie tłuczenia czegoś i zapowiedzi całkowitego chaosu i po chwili sprawca z zerwaną firanką wparował do salonu. Znaczy chciał, jednak jego poroże były za duże i skończyło się na tym, że przywalił w framugę, uszkadzając ją trochę. Prychnął niezadowolony, wycofując się z powrotem, jednak przy manewrze cofania dupskiem zwalił wazon ze stołu. Ogólnie to wywalił cały stół.
- Aha.- przytaknąłem z otwartą z wrażenia paszczą, średnio wierząc, że mi kuchnie rozwala renifer.- A te to, co to?- wskazałem palcem na takiego jednego, co mi się z zaciekawieniem wpatrywał. Stwierdzenie „to” zapewnię go oburzyło, bo skrzyżował ręce, zadziornie odrzucając grzywkę.

Stałem tak jak ten słup soli z soli, tępo wpatrując się w brodatego, który próbował odgonić od siebie te zielone, przyczepiające się do wszystkiego i chodzące tam, gdzie popadnie, jednak z dość marnym skutkiem. No, i jeszcze do kompletu dostaliśmy renifera! Bo przecież każdy chciałby dostać na święta renifera z całym wyposażeniem i czerwonym, świecącym nosem.
-...To są chyba jakieś jaja... - jęknąłem męczeńsko, jeszcze temu wszystkiemu nie dowierzając do końca. - Dlaczego akurat my? Przecież w okolicy jest... - Nagłe spojrzenie brata zreflektowało mnie, że na tym zadupiu mieszkamy tylko my.- Nie było tematu.
- Ho, ho! Bez obaw. Chciałem tylko prosić was o pomoc.

I właśnie, zawsze takie pytanie rodzi obawy. I nawet, gdy osoba zadająca ją jest wesołym, brodatym dziadkiem z reklamy coca-coli. A w sumie to zwłaszcza, dlatego.- Niczego nie chcemy, nie potrzebujemy, nie bierzemy udziału w ankietach, badaniach, czy niczego nie podpisujemy.- wymamrotałem zapobiegawczo formułkę dla pań z call center, zanim zdążył cokolwiek głębiej wytłumaczyć.
- Ale tu chodzi o dzieci! Chciałem was poprosić o pomoc przy robieniu i pakowaniu prezentów. Tylko popatrzcie na nich. Mają lewe ręce do wszystkiego!- dopiero teraz skapnąłem się, ze ich chaotyczne latanie to tu, to tam ma jakiś sens. Znikomy, ale miał. Sklejały, montowały, a potem po prostu to rozwalały. Tyczyło się to tych, które coś robiły. Reszta bawiła się lampkami i łańcuchami, które przygotowaliśmy na choinkę, albo wyżerały cukierki z szafek.
- Nie ma mowy.- odburknąłem, machając na to wszystko ręką. Nie będę za nikogo roboty odwalać. A zwłaszcza za dziadka, który mimo swego wieku, nadal ubiera się w czerwone leginsy.
- A dzieci?
- Nie dostałem sześć lat temu małego raptora pod choinkę, więc inni też muszą mieć zepsute święta. E! Ty! Nie obgryzaj mebli!- warknąłem, zostawiając dziadka i ruszając by przegonić zmutowanego jelenia z kuchni.

Zerknąłem za Kasem, który w bohaterskim akcie ratowania naszych mebli i całego wyposażenia domowego ruszył w desperacki pościg za reniferem, chcąc poskromić bestie aktualnie zjadającą naszą firankę. Jak mogłem się więc domyślić, odpowiedź na pytanie Mikołaja pozostawił mi - czyli jak zawsze większość spraw na mojej głowie.
- No proszę was, sam nie zdążę wszystkiego zrobić, na dodatek rozwieźć po całym świecie! - jęknął zrozpaczony, bezsilnie rozkładając ręce. Westchnąłem ciężko, przejeżdżając ręką po twarzy i po raz kolejny spoglądając na brata siłującego się z Maciejem.
- Zgoda, niech będzie.

- Jak tyś tu wlazł?- zadałem sarkastycznie pytanie wchodząc do kuchni. Starałem się, naprawdę starałem się nie zwracać uwagę na zdemolowane meble, zerwane karnisze, nie wspominając o zmasakrowanym kwiatuszku, płatających się pod kopytami Macieja. Jeleniowaty odwrócił łeb w moja stronę, przy okazji wprawiając żyrandol w ruch obrotowy. Popatrzył się na mnie beznamiętnie, dalej przeżuwając firankę.
- Oddaj to.- rozkazałem, wysuwając dłoń w jego stronę. Zwierzę wydało z siebie tylko dziwny pomruk, dalej gapiąc się na mnie. To bydle miał jeszcze bardziej znudzone spojrzenie niż Naoki. Po chwili zniecierpliwiony obojętnością Macieja, złapałem za szmatę chcąc mu ją wyrwać z pyska. Miałem nadzieje, że jego zasoby energii będą na tym samym poziomie, na jakie on teraz wygląda, jednak czując opór zacisnął paszcze jeszcze mocniej. – Dawajże to.- warknąłem siłując się z tonowym reniferem. Warknął coś pod nosem, a ja wydałem z siebie dźwięk czegoś brutalnie zmiażdżonego. Zmiażdżonego przez jego dupsko, a ścianę. Puściłem ścierę, ześlizgując się na podłogę.
- Jasne. Proszę bardzo. Smacznego. Obrusy jakby, co mamy w ostatniej szafce. Częstuj się!- wycharczałem, powoli wycofując się z kuchni. A raczej wypełzając.

- Tu wiążesz, tu sklejasz, tutaj zaginasz i zobacz, jaka ładna, świąteczna karteczka - zaśmiał się poczciwie, odkładając na bok dopiero, co skończone dzieło artystyczne. - A tobie jak idzie?
- Kończę rehabilitację lalki Barbie - odparłem, po czym dodałem szybko, widząc na sobie niemrawe spojrzenie Mikołaja. - Doklejam jej nogi, bo Ken będzie musiał wozić ją na wózku do końca życia.
- Aaaa, no tak! W końcu dzieci nie zechcą takiej kaleki. Zabawki muszą być perfekcyjnie w stu procentach.
Kiwnąłem lekko głową, zapakowując prezent i odkładając na górkę tych, które leżały gotowe do dostarczenia dzieciom. W tym momencie właśnie do mojej głowy wpadł pewien pomysł. W końcu święta, prezenty, dlaczego by nie zrobić coś dla Kor i Kasa? ... Który tak przy okazji szarpie się z Maciejem w kuchni.
- Kas! Chodź tu i zostaw renifera! I tak musimy tu wezwać ekipę od "Dom nie do poznania", żeby to odremontować - westchnąłem ciężko.

- Idę.- odmruknąłem, starając się tam dotrzeć w pozycji wyprostowanej. Usiadłem po turecku, przy ławie, która zamieniła się w mini wytwórnie Mikołaja z ubogo spełnionymi zasadami BHP. Wszystko było wszędzie, a przed chwilą jakiś tam krasnal ogrodowy chciał udusić swojego kumpla po fachu skakanką, a inna parka zamiast składać zabawki, naparza w siebie piankowymi mieczami. Pracodawca nie zwracał na to wszystko uwagi, jakby było to najnormalniejszym rytuałem. Skupił się raczej na perfekcyjnym zawiązaniu kokardki na szyi pluszowego kota. Naoki w tym samej chwili bluzgał na jakąś część, którą nie potrafił zmontować.
A ja między czasie siedziałem bezczynie nie wiedząc, co ze sobą począć i za co chwycił. Zaciekawiłem się jednak robotą skrzata siedzącego mnie nieopodal. Malował właśnie oblicze, jakiegoś pajaca.
- Jakie to obrzydliwe.- mruknąłem, tak bardziej do siebie, jednak ten mnie usłyszał. Zgromił mnie wzrokiem i bezceremonialnie walnął mnie w łeb drewnianym klockiem, który przed chwilą upiększał i z fochem odszedł od miejsca pracy.
- Ej! Wcale nie mówiłem to o zabawce!- jęknąłem, rozmasują obolałe miejsce.

Uśmiechnąłem się pod nosem, spoglądając kątem oka na Kasene.
- Musisz jeszcze poćwiczyć porozumiewanie się ze skrzatami. A teraz masz, poskładaj Kena, bo tym razem on zostanie kaleką i nie zechcę go żadna Barbie - mruknąłem, podając chłopakowi lalkę... A raczej jej części, które trzeba było dopasować, posklejać i ładnie zapakować.
- Nawet szybko idzie - stwierdziłem po chwili, spoglądając na stos wykonanych przez nas zabawek. Nigdy nie przyszło by mi na myśl, że zostanę osobistym robotnikiem Świętego, ale przecież nic nie robi się za darmo... Chwila!
- A ja za dostanę na święta? - dopomniałem się nagle. - Za pracę i pomoc?

- Skarpetki- odpowiedziałem na pytanie Naokiego, chichocząc chochlikowato pod nosem, jakby to był nie wiem, jak dobry kawał. Spiorunował mnie wzrokiem i chciał to skwitować, jakimś kwaśnym niczym żelki z Lidla komentarzem, jednak przerwał mu ten czerwony power rager.
- A przypadkiem, to nie ty nie chciałeś we mnie uwierzyć?- odpowiedział wymijająco, drapiąc się po brodzie.
- A było napisać list.- zaśmiałem się wtrącając swoje, nie przerywając składania samochodzika, którego jedna z części w pewnym momencie oczepiła się od całości i ruchem szybującym ugodziła płatającego się w tle skrzata w oko.- Ups?- westchnąłem odkładając zabawkę z miną „co złego to nie ja”. Wole chyba zająć się wiązaniem warkoczy kucykom pony.

Wpadka Naoki.
- Ja? Nie no skąąąd... - zawiązałem kokardkę wokół szyi miśka, po czym odrzuciłem go na bok. - Tylko trochę - mruknąłem pod nosem. - No dobra, bo w moim wieku nie umiem wierzyć w Mikołaja. Jestem realistą - próbowałem jakoś wyjść cało z tej sytuacji, jednak marnie mi to szło. A może ten Święty tutaj to tylko mój kolejny, dziwny sen? Chociaż nie, to nie może być to.
- Ile jeszcze tego? - spytałem po chwili.
- Ho, ho! Kończymy, moi drodzy! Możemy pakować do wora, za niedługo północ, a ja muszę cały świat obskoczyć. I weź tu miej zdrowie do takich rzeczy - jęknął i machnął ręka, kręcąc przy tym głową z politowaniem.

Skrzaty na słowa święte zerwały się ze swoich miejsc, i jak na gwałt złapały za paczki i popędziły w stronę drzwi, a my za nimi.
- Skąd się to tu?- zadałem pytanie, wychodząc na dwór. Tuż przed domem stały sanie- lekko, porysowane- jednak zdolne do jazdy, lotu, czy czego tam jeszcze. Ci mali niewolnicy Mikołaja pakowały do nich zrobione prezenty, a niewielka grupa próbowała przypiąć stado reniferów. Nawet Maciej się, jakimś cudem wydostał z kuchni.
- Ej, Święty.- po wrzuceniu paczek, postanowiłem zadać nurtujące mnie od dawna pytanie.- Jak się dostałeś do naszego domu? Przecież nie mamy kominka.
-Oj, Kas wchodzę do waszej nory, tak jak każdy włamywacz. Przez okno.- Dziadziunio zaśmiał się poczciwie, klepiąc mnie po plecach.- No dobra! Sprawdzać migacze, światła boczne i wycieraczki. Nie zamierzam płacić mandatu. I też to wasza ostatnia okazja by skorzystać z łazienki. Nie zamierzam się nigdzie zatrzymywać.

Pokręciłem z politowaniem głową, spoglądając na ostatnie przygotowania przed odlotem Świętego. Mimo tego całego zamieszania musiałem przyznać, że było to miłe doświadczenie poznać samego Mikołaja i pomóc mu w robieniu prezentów. No, i w końcu dowiedzieliśmy się też jak co roku dostaje się do domu. A ja dziwię się potem, dlaczego mamy wybite okno...
- Do zobaczenia w przyszłym roku! Ho, ho, ho! Wesołych Świat!
- Wesołych Świat! - odpowiedzieliśmy zgodnie z Kasene, po czym objąłem go ramieniem, ale nie w taki sposób w jaki robiłem to zawsze, chcąc zmiażdżyć mu kości. - Wesołych Świat, Kas - uśmiechnąłem się lekko w jego stronę, gdy nagle i bardzo niespodziewanie znikąd wypełzł Wieszczadło, rwąc się prosto w naszą stronę. Renifery widząc takie cudo, jakim jest wąż wpadły w panikę, kopiąc i wierzgając na wszystkie strony, aż w końcu... Zerwały się i uciekły daleeeko daleko.
-...Ups...


I ŚWIAT NIE BĘDZIE


Kochani! ^^
Może jest to trochę późno, jednak liczy się gest, prawda? :D
Z okazji świąt Bożego Narodzenia chcieliśmy życzyć wraz z Kasem pogodnych, radosnych i ciepłych świąt spędzonych w rodzinnym gronie, bądź osób bliskich naszym sercom. Wszystkim bez wyjątku uśmiechu na twarzy, aby zmartwienia omijały Was szerokim łukiem, a jeśli już przyszły, to abyście umieli sobie z nimi radzić i wierzyć we własne siły. Spełnienia marzeń, dążenia do realizacji ich, nawet tych najmniejszych. Pamiętajcie, zawsze mierzcie najwyżej. Bo nawet gdy wespniecie się wysoko, a potem spadniecie będziecie wiedzieli, że próbowaliście. Mimo tego, że bardzo poobijacie się i zranicie. To da siłę, aby spróbować jeszcze raz, nauczy czegoś. Bierzcie życie takim, jakim jest, bawcie się nim - w końcu jest ono tylko jedno, a jeśli ono będzie płatać Wam figle - nie bądźcie dłużni. Szanujcie bliskie Wam osoby, które na co dzień sprawiają, że świat jest taki wyjątkowy i najważniejsze ufajcie samym sobie.
Mamy nadzieję, że Święty w tym roku nie zapomniał o Was, że najedliście się wigilijnych przysmaków i wyśpiewali dużo kolęd :D
Tak więc Wesołych Świąt, Szczęśliwego Nowego Roku, oby 2015 był lepsiejszy od tego :)

Kasene and Naoki

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Świąteczne porządki!

Dobry wieczór wszystkim, z tej strony Nemcia! I Rimcia duchem!~
Pragnę powitać wszystkich w ten jakże deszczowy, wietrzny, zimowy dzień i zapodać parę ważnych informacji. Tak więc bez dłuższego przedłużania zapraszam wszystkich do przeczytania i udzielenia swojej opinii w komentarzu, jeśli ktoś miałby takową ochotę :D 
Można pójść sobie po herbatkę, ciasteczko, usiąść wygodnie, żeby milej się czytało ^^
Po objaśnieniu wraz z Rimcią nowych planów co do dalszego egzystowania Tajemnic Magii chciałyśmy w tym momencie podzielić się nimi z Wami. Otóż może tego nie czuć, ale dokładnie, bądź niedokładnie za dwa dni czeka nas Boże Narodzenie i święta. Z tej okazji każdy z nas może napisać specjalną, świąteczną notkę - jeśli tylko chcę. Do niczego tu nie przymuszamy, bo wiadomo, nie każdy może mieć w tym momencie czas na pisanie. W notce tej ma błogosławieństwo zawrzeć wszystko, co tylko mu przyjdzie do głowy. Byleby było związane ze świętami Bożego Narodzenia :D Nie ma limitu, jeśli chodzi o napisanie. Nie ma żadnego "piszecie od dnia któregoś tam, do dnia tegośtam i kuniec, nie macie nic do gadania". Byleby jeszcze w te święta zostało napisane, a nie na następne :D
UWAGA! 
Notka nic nie zmienia w realiach. To znaczy, że jest to jedynie odskocznia od tego, co dzieje się naprawdę w obecnym czasie u naszych postaci. Czyli notka to taka chwilowa podróż, a potem wracamy do tego, co obecnie się rozgrywa :) 
Prosimy nie odpinać pasów, lecimy dalej z informacjami. 
Niedługo powinna pojawić się informacja o możliwości dodawania notek z Obozu Przetrwania. Osoby, który napisały notki proszone więc będą o wstawienie ich wtedy, gdy będzie już można :) Gdy nasz obóz skończy się - zaczniemy nowy rok szkolny. Wtedy wszyscy będą mogli wstawiać normalne notki z życia naszych bohaterów. W tym czasie oczywiście będą zmieniane pory roku. Szybciej minie lato, oraz jesień, aby w końcu dotrzeć do zimy, czyli aktualnej pory roku naszym w życiu realnym. 
Pamiętajmy również o Gazetce "Niebieskie Pióro", która będzie aktualizowana co tydzień ^^ 
Dziękujemy za uwagę, trzymajcie się cieplutko :)

EJ, SIEDZIEĆ MI NA MIEJSCACH, BO JAK TURBULENCJE BĘDĄ TO MY WAS ZBIERAĆ NIE BĘDZIEMY Z SZYB.
CZAS NA LISTĘ OBECNOŚCI!

1. Rima Dream
2. Jack Frost
3. Alissa Williamson
4. Keyli Takei
5. Rebekah Nelson
6. Amika Ashida
7. Koroshio Tenshi
8. Naoki Blade
9. Kasene Blade
10. Tatsuya Ureshi
11. Shina Fugasu
12. Emily Thale
13. Ningyo Sonohoka
14. Mami Honda
15. Kiku Honda
16. Natsu Takasugi

obecny
nieobceny
usprawiedliwiony

Czas na podpisanie się na liście obecności to dwa tygodnie (od dzisiaj)
Czyli od 12.12.14r - 05.01.15r
Jeśli ktoś w tym czasie nie podpiszę się - dostanie upomnienie, a po tym wiadomo.


~Nemi and Rima

piątek, 17 października 2014

"Znasz odpowiedź. Zawsze będzie taka sama."

Siedziałem na całkowicie niepościelonym łóżku, gdzie poduszki i kołdra dawno zbuntowały się i postanowiły strajkować na podłodze. Oparty plecami o zimną ścianę palcami delikatnie szarpałem struny gitary, która wydawała z siebie nieznane dotąd dźwięki i melodię. Przymknąwszy lekko powieki osłoniłem oczy przed nagłym pojawieniem się promieni słonecznych, które wdarły się do pokoju i padły jasnym światłem na panele. No tak, mamy lato. Ciepły wietrzyk dmuchający w policzki, zieleń dookoła i słońce, które praktycznie nigdy się nie chowa. No, i oczywiście wolne. Teraz jednak dziwiłem się sam sobie, że nie mogę znaleźć sobie choć małego, głupiego zajęcia. Odkąd Kas zniknął z domu pod pretekstem, że idzie się przewietrzyć, ja całkowicie przesiąkłem nudą.
Nagle jednak usłyszałem ciche pukanie w szybę. Uniosłem lekko jedną brew, odkładając gitarę na bok i spoglądając za okno. Uśmiechnąłem się lekko, gdy zauważyłem Ai, koliberka Kor. Od razu wpuściłem stworzonko do środka, zwracając uwagę na małą karteczkę, którą dzierżyła.
- A co to? - rozwinąłem papierek zaadresowany do mnie.
"Tęsknię + umieram z nudów"
Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową. Czyta mi dosłownie w myślach...
Wziąłem karteczkę, po czym napisałem na niej jedynie trzy słowa. Trzy, krótkie. Następnie oddałem liścik koliberkowi z poleceniem, aby jednak się nie śpieszył.
Zeskoczyłem z łóżka, nie zwracając uwagi na walające się po podłodze rzeczy i doskoczyłem do szafy. Szybko wygrzebałem z niej czystą koszulę i włożyłem na siebie. Przynajmniej była czysta i nie jęczała, jak jej śpieszno i tęskno do pralki... Gitarę schowałem do futerału i ostatni raz lustrując pokój - opuściłem go. Zdążyłem jeszcze zostawić bratu krótki liścik, żeby nie czekał na mnie. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy zechce wrócić do domu. Z tą osobą mógłbym siedzieć nawet i całe wieki.

***
Siedziałam na parapecie jedynego okna w moim pokoju z nogami na zewnątrz. Prawdopodobnie każdy, który by mnie teraz zauważył, uznałby mnie za kolejną samobójczynię, która nie może się zdecydować, czy jednak wystarczająco nienawidzi swojego życia, aby je zakończyć. Ale tak mi było wygodnie i przyjemnie. Poza tym było to wspaniałe miejsce, z którego widać było wszystko i wszystkich, ale ja czekałam tylko na jedno. Aż zobaczę na błękitnym niebie szmaragdową plamkę, moją przyjaciółkę Ai z wiadomością od od mojego chłopaka.
Tak, w końcu mogłam to powiedzieć bez wątpliwości. Naoki Kasene, mój chłopak. Ukochana i jedyna bliska mi w tej chwili osoba, przed którą nie musiałam już niczego ukrywać. Byłam z tego powodu naprawdę szczęśliwa.
Dzień strasznie mi się dłużył, a ja nie potrafiłam znaleźć miejsca dla siebie. Nic nie miało dla mnie sensu, a nawet rysowaniem nie mogłam zająć się na dłużej. Po prostu się nudziłam. Chyba pierwszy raz w życiu po prostu nie wiedziałam co robić. Pozostało mi tylko siedzieć i tęsknić, a chociaż było to niezbyt przyjemne uczucie, to bardzo mi się ono podobało.
Po długim czasie w końcu zobaczyła upragnioną plamkę zieleni, która z każdą chwilą robiła się coraz większa. Uśmiechnęłam się szeroko, jednak moja radość odrobinę zelżała, kiedy zauważyłam jak bardzo ślimaczy się koliber. Tak bardzo chciałam już przeczytać od niego wiadomość, że jeszcze chwila, a bym wyskoczyła przez to okno. Znalazłam jednak u siebie jakieś małe, głęboko ukryte pokłady cierpliwości i wstrzymałam się.
Ledwo Ai znalazła się w zasięgu mojej dłoni, a ja zręcznie wyrwałam jej z dzióbka wiadomość i dość nerwowo otwierając spojrzałam na już tak dobrze mi znane pismo chłopaka. Wiadomość była krótka i w pierwszej chwili dla mnie dość dziwna. "Spójrz w dół". Nie zastanawiając się długo, zrobiłam tak jak poprosił i ku mojej radości zobaczyłam stojącego na dziedzińcu bruneta. Z zaskoczenia i ekscytacji prawie spadłam z parapetu. Odzyskując równowagę zastanawiałam się przez chwilę, czy gdybym jednak zleciała, czy udałoby mu się mnie złapać. Szybko jednak odepchnęłam tą myśl na boczny tor i pomachałam do chłopaka.

Uśmiechnąłem się, widząc postać białowłosej siedzącej na parapecie i machającej do mnie. Przez moją głową przeszła myśl, że jeszcze trochę dłuższe włosy i byłaby prawie jak roszpunka. Większość rzeczy się zgadza. Odmachałem jej, mrużąc przy tym oczy i broniąc się przed kolejnymi atakami słońca, które tego dnia nie oszczędzało nikogo.
- Skaczesz, księżniczko!? - krzyknąłem do niej na tyle głośno, aby mogła usłyszeć. Czasami miewałem głupie pomysły, ale tylko czasami. Gdybym nie był pewny, że ja złapie, nigdy bym tego nie proponował.
Spojrzałam na niego jak na wariata. On chyba nie mówił poważnie. Nie mógł. To musiał być tylko żart.
- Oszalałeś?! - krzyknęłam w jego stronę, ale on jedynie delikatnie potrząsną głową w odpowiedzi. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, ale przecież nie takie rzeczy robiłam. - Dobra! Tylko mnie złap, inaczej stracisz dziewczynę!
Bez wahania odepchnęłam się od krawędzi parapetu i zaczęłam spadać w dół. Poczułam pęd powietrza wokół siebie i głośny świst wiatru w uszach. Dlaczego ja to w ogóle zrobiłam? Czemu się na to zgodziłam? Chyba obdarzyłam go zdecydowanie zbyt dużym zaufaniem.
Odłożyłem gitarę na bok, czekając, aż Koroshio będzie na tyle blisko, abym mógł ją złapać. Czy to było szalone? Tak, było. Dlaczego to zaproponowałem? Sam nie wiem.  Po chwili odepchnęła się od parapetu, przez krótką sekundę zasłaniając słońce i zaczęła spadać w dół. Przez chwilę czekałem, uważnie obserwując i wsłuchując się w cichy świst wiatru. Nagle wykonałem szybki krok do przodu, łapiąc białowłosą, która wylądowała prosto w moich ramionach.
- Złapałem - uśmiechnąłem się delikatnie, stawiając ją na stałym lądzie.
- Wiem. Inaczej zdrapywałbyś teraz moje resztki z dziedzińca. - powiedziałam, obejmując go za szyję i zostawiając przelotny całus na jego policzku - Ehhh... Powiedz mi, jak ty to robisz? Chodź raz to ty mógłbyś spłonąć tym przeklętym rumieńcem. No nie wiem, jak mam to rozumieć. Może po prostu ci za mało zależy, co? - zapytałam, zaczepnie pstrykając go w nos - Nie ważne. Stęskniłam się. - dodałam, opierając głowę o jego pierś i wtulając się w niego.
- Nie wątpię, że się stęskniłaś - uśmiechnąłem się zaczepnie - bo ja również. Dlatego dzisiaj aby nie siedzieć bezczynnie i znów wysyłać liściki, proponuje wypad za miasto. Co ty na to, księżniczko? Nie warto marnować tak ładnej pogody jak teraz - objąłem ją, pozostawiając na czole delikatny całus. - Poza tym wziąłem coś do umilenia czasu - gestem wskazałem na gitarę leżącą tuż obok roweru. Miałem zostawić ją w domu, aby kolejny dzień kurzyła się w kącie. W ostatniej chwili stwierdziłem, że jednak rozprostuje trochę palce i pokaże strunom, do czego służą.
- No to na co jeszcze czekamy? - zawołałam uszczęśliwiona jego pomysłem i szybko wysunęła się z jego ramion. Stanąwszy na twardym gruncie, od razu podbiegłam do leżącego roweru i postawiłam do pionu. Następnie ostrożnie wzięłam gitarę do ręki i wymownym wzrokiem spojrzałam na bruneta.
- No chodź Naoki. - zaczęłam go poganiać, machając na niego wolną dłonią.
Cała sytuacja wyglądała dość komicznie. Widząc Koroshio, która szybciej ode mnie zdążyła pozbierać siebie, rower i gitarę, samoistnie uśmiechnąłem się pod nosem rozbawiony.
- Idę, idę - pokręciłem głową, po chwili wsiadając na rower i czekając, aż zrobi to samo Koroshio. Droga nie powinna być długa. Z jednej strony nie musimy się nawet spieszyć. Myślę, że każde z nas czasu ma nawet pod dostatkiem.
- Gotowa?
Szybko usadowiłam się na bagażniku. To nie była moja pierwsza taka przejażdżka z nim. Już nie raz jeździliśmy tak razem nad jezioro czy po prostu dla samej radości jazdy. Sama też kiedyś próbowała jeździć, a dokładnie to Naoki próbował ją nauczyć. Ale niestety na próbach się skończyło, a ja wolałam chodzić pieszo, albo być jego pasażerką.
- Jak nigdy! - zawołałam, obejmując go w pasie i przytulając się do jego pleców.
- Więc ruszamy! - oznajmiłem, odpychając się stopą od chodnika. Rower ruszył, szybko zostawiając za sobą miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał. Mknęliśmy przed siebie, mijając kolorowe domki, ogródki pełne rozwrzeszczanych dzieci i ludzi zajętych swoimi sprawami. Wiatr świstał w moich uszach i bawił się i tak nigdy nie ułożonymi włosami, które zdawałoby się, że żyły własnym życiem. Mi to zupełnie nie przeszkadzało, przynajmniej nie musiałem się czesać.
- Jak się jedzie? - spytałem po chwili siedzącej za mną Koroshio.
W odpowiedzi zaserwowałam mu głośny pisk ekscytacji. Jazda była naprawdę wspaniała. Ta prędkość i wiatr we włosach. Mknący i rozmazujący się w jedną niewyraźną plamę, otaczający mnie krajobraz. To było prawie jak latanie. Może trochę mniej zabawne i ekscytujące, jednak według mnie bardzo bliskie.
- Fantastycznie. Uwielbiam to. To prawie jak latanie, tylko, że na ziemi. - powiedziałam po chwili, próbując przekrzyczeć świszczący w naszych uszach wiatr.
Uśmiechnąłem się na odpowiedź białowłosej, przyspieszając tyle, ile było to możliwe. Więc po jakimś czasie kolorowe domki, ogródki, oraz ludzi, zaczynały zastępować wysokie drzewa, gęste krzewy, oraz innego typu roślinność. Kamienna droga przeistoczyła się w zieloną i miłą w dotyku trawę, która szumiała cicho przy gwałtowniejszych podmuchach wiatru.
- Można powiedzieć, że jesteśmy - powiedziałem, zwalniając nieco. Chciałem wjechać trochę głębiej w las, aby tam zostawić rower. Na wszelki wypadek, gdyby miał kogoś zaciekawić.
Zsunąwszy się z roweru, oparłam się plecami o najbliżej rosnące drzewo, czekając aż chłopak schowa rower między krzewami o bliżej nie określonej mi nazwie. Kiedy w końcu zakończył tą czynność i podszedł do mnie, wsunęłam rękę w jego dłoń i pytającym wzrokiem spojrzałam na niego.
- To gdzie teraz, Panie Przewodniku?

- Zaraz zobaczysz - odparłem tajemniczo, ściskając dłoń białowłosej i splatając palce. Drugą, wolną ręką przewiesiłem sobie przez ramię gitarę, po czym wolnym krokiem ruszyliśmy w miejsce, które chciałem jej pokazać. Już dawno chciałem ją tam zabrać, jednak wolałem zostawić to na inną, specjalną  okazje. Miałem jedynie nadzieję, że spodoba się Koroshio.
- Uhm... A daleko jeszcze? - powiedziałam, zaczynając się odrobinę niecierpliwić. Bardzo chciałam już zobaczyć to miejsce, do którego prowadził mnie Naoki. Do tego dochodziła jeszcze moja wrodzona niecierpliwość, przez którą zaczynałam nerwowo iść, a pewnym momencie to już prawie biec, ciągnąc za sobą chłopaka - Wiesz dobrze, jaka jestem niecierpliwa.
- Niech twoja niecierpliwość jeszcze chwilę poczeka, za chwilę będziemy - powiedziałem, nie puszczając dłoni białowłosej i nadal ciągnąc ją za sobą. Byłem ciekaw jej reakcji, gdy zobaczy miejsce do którego ją zaciągnąłem... Gdy byliśmy na miejscu, wyciągnąłem rękę przed siebie, aby móc odsunąć zieloną zasłonę  uniemożliwiającą widoczność tego, co było przed nami. Tam właśnie malowała się niewielka, lecz przytulna polana usłana tysiącem, najróżniejszych kwiatów. Oprócz polanki znajdował się tam niewielki wodospad, oraz jeziorko. Często widywałem tam zwierzęta, gdy nie było nikogo w pobliżu.
- Jesteśmy na miejscu.
Wpadłam jak wystrzelona z procy na środek niewielkiej polanki. Zauroczona pięknem tego miejsca, zaczęłam z zaciekawieniem rozglądać się dookoła. Wszytko tu było takie piękne. Takie idealne. Wyglądało to jak taki mały, prywatny raj na ziemi.
- Wow... Tu jest pięknie. - westchnęłam z zachwytu, nie mogąc się na patrzeć. Kręciłam się wokół własnej osi, chcąc zobaczyć jak najwięcej rzeczy na raz. W końcu, po którymś z kolei obrocie, zakręciło mi się w głowie i tracąc równowagę, poleciałam na Naokiego - To miejsce jest magiczne.
- Owszem - skwitowałem, łapiąc Koroshio w pasie. - Magiczne i od tej pory nasze - uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, ponownie po raz setny chyba lustrując dokładnie całą polankę. Musiałem to przyznać, jednak mi również bardzo się spodobała. Jakby była inna od tych wszystkich, a zarazem taka sama.

- Czyli podoba się pani? - mruknąłem jej prosto do ucha.
- Czy się podoba? Głupie pytanie. Tu jest idealne. - zawołałam przeszczęśliwa i obdarowałam chłopaka przelotnym całusem. Coraz częściej zdarzało mi się to robić i coraz mniej trudności mi to sprawiało. Stałam się ostatnio bardzo otwarta i bezpośrednia, a szczególnie w stosunku do niego. - Nasz mały raj. - szepnęłam przytulając się do niego - Dziękuję.
- Wszystko dla ciebie - uśmiechnąłem się do niej, spoglądając w te głębokie, czarne tęczówki. Większości osób kolor czarny kojarzy się z czymś przykrym, przygnębiającym. Mi kojarzy się z Koroshio, zawsze poprawia humor. Zwłaszcza, gdy jest przy mnie.
- Chodź, usiądziemy. W końcu nie po darmo brałem ze sobą gitarę.
Z wielką chęcią przeszłam przez polankę, wciąż zachwycając się jej pięknym. Usiadłam na trawie, tuż przy niewielkim jeziorku. Lubiłam wodę i czułam się o wiele pewniej w pobliżu niej.
- To co mi dzisiaj zagrasz? - zapytałam zaciekawiona, kiedy chłopak przysiadł obok niej - Ale tym razem coś innego. Coś czego jeszcze nie słyszałam. Coś wyjątkowego. - dodałam na koniec. Miałam dość duże wymagania, ale prawda była taka, że nie ważne co by zagrał ba.... nie ważne co by zrobił i tak byłabym szczęśliwa, to spędzaliśmy wspólnie czas.

Zamyśliłem się przez chwilę, w głowie wyszukując znanych mi piosenek, które mógłbym zagrać. Niestety chyba na moje nieszczęście żadna z tych, które dały popis przypominając mi się, nie były wystarczająco dobre, albo nie znałem do końca chwytów. Nie musiałem powtarzać sobie po raz setny, jaką niecierpliwą osobą była Koroshio. Nie mogłem pozwolić więc jej długo czekać. W końcu zebrałem się w sobie, po czym szarpnąłem delikatnie palcami struny. Dawno tego nie grałem. Co gra Nekuś :3
Jak zahipnotyzowana wsłuchiwałam się w każdy dźwięk wychodzący spod jego palców, które razem tworzyły przepiękną melodię. Grał przepięknie. Spojrzałam na niego, lustrując go wzrokiem, na dłużej zatrzymując się na jego głębokich oczach, które, często miałam takie wrażenie, czytały z moich własnych oczu jak z książki, a w tej chwili ze skupieniem wpatrywały się w swoje dłonie, aby przypadkiem nie pomylić się.
Uśmiechnęłam się pod nosem patrząc na jego wiecznie rozczochrane włosy. To był właśnie cały Naoki. Mój Naoki. Trochę niechlujny, ale wspaniały chłopak i przyjaciel o wielkim sercu.
Korzystając z nieuwagi bruneta, zaczęłam zbierać rosnące wokół mnie kwiatki. Wszędzie było ich tak dużo, że już po krótkiej chwili miałam spory bukiet, z którego zaczęłam powoli pleść wianek.

Przez cały czas wpatrywałem się w skupieniu we własne dłonie, nie chcąc przypadkiem pomylić strun. Wtedy cała melodia na nic, a tego nie chciałem. Jeśli chodziło o muzykę zawsze starałem się, żeby wszystko robić dokładnie. Chciałem, aby jej się podobało. W końcu chciałem, aby już zawsze była szczęśliwa. I nawet nie zauważyłem, kiedy zniknęła mi z pola widzenia, biegając po łące i zbierając kwiaty. Kończąc grać podniosłem wzrok i spojrzałem się na Koroshio.
Kiedy melodia umilkła, oderwałam się na chwilę od swojej pracy i kątem oka spojrzałam na chłopaka.
- Neee... Co się tak na mnie patrzysz? - zapytałam po chwili, całkowicie podnosząc głowę i przyglądając mu się w zastanowieniu - Co? Coś mam na twarzy? Jestem rozczochrana, czy jak? - Skakałam wzrokiem to ze swojego ubrania, to na ręce, włosy i swoje odbicie w wodzie, próbując zrozumieć o co mu chodzi.

- Hmm... - mruknąłem pod nosem, wstając z miejsca i podchodząc bliżej Koroshio. Gdy dzieliła nas niewielka odległość usiadłem po turecku przed nią.
- Nie. Nie masz niczego na twarzy, ani nie jesteś rozczochrana - odparłem, wkładając jej za ucho niebieski, mały kwiat. - Za to teraz masz kwiatka we włosach.
Uśmiechnęłam się do niego czule. Był tak bardzo kochany. Idealny w każdym calu. Korzystając z jego chwili skupienia na kwiatku w moich włosach, ukradkiem wzięłam do rąk wianek i szybkim ruchem nałożyłam go mu na głowę.
- A ty cały bukiet. - powiedziałam, próbując ułożyć jego włosy, trud tyleż ciężki, co bezowocny. Po chwili zrezygnowana, sczochrałam je jeszcze bardziej, z rzucając przy tym kilka kwiatków. - Takiego chyba cię lubię najbardziej.

Spojrzałem się w górę, widząc ręce Koroshio bezskutecznie próbujące ułożyć moje i tak już w beznadziejnym stanie włosy. Zaśmiałem się cicho, gdy w końcu jeszcze bardziej je rozczochrała.
- I będziesz musiała, bo tego siana na głowie chyba nigdy nie uda mi się ułożyć - westchnąłem z rezygnacją. - Ale za to dziękuję za wianek. Jak sądzisz, będę teraz piękniejszy? - uśmiechnąłem się zaczepnie, drocząc się z białowłosą.
- Ty? - zapytałam z lekką kpiną w głosie - Tobie to nawet operacja plastyczne by nie pomogła, brzydalu. - Oczywiście nie była to prawda. Był najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego poznałam, chodź nawet gdyby było inaczej, to bym kochała go tak samo. Ja po prostu się z nim tylko odrobinę przekomarzałam. I prawdę mówiąc, lubiłam to. - Ale to dobrze. Przynajmniej żadna nie będzie miała ochoty mi ciebie ukraść.
- Jeśli któraś miałaby ochotę, to pewnie nie pożyłaby zbyt długo - uśmiechnąłem się pod nosem, poprawiając artystycznie wianek, który zrobiła Koroshio. Kolejny raz tego dnia próbowałem ułożyć włosy, jednak bez skutku. Najlepiej, jak po prostu dam sobie z nimi spokój, niech żyją własnym życiem.
- Pewnie masz rację. - westchnęłam cicho, równocześnie odrobinę się śmiejąc pod nosem - Ale to dlatego, że tak bardzo cię kocham.
Podniosłam nieśmiało głowę i spojrzałam na niego kątem oka, spod zasłony jasnych włosów.
On był taki uroczy i kochany. Troskliwy, romantyczny i pomysłowy z odrobiną poczucia humoru. Nie był tylko moim chłopakiem, a również i najlepszym przyjacielem. Kimś komu mogę zaufać i przy kim czułam się bezpieczna.

A ja... W porównaniu do niego naprawdę byłam nikim. Głupia, niemiła, nieucywilizowana, aspołeczna dzikuska. Jak długo można wytrzymać z kimś takim?
Chciałam, żeby został ze mną już na zawsze, jednak swoje wiem i znam trochę ten świat. W końcu ile jest dużo lepszych i piękniejszych dziewczyn ode mnie, które na pewno tylko czekają na kogoś takiego jak on. Bałam się bardzo, że on też kiedyś to zrozumie.

Spojrzałem się na Koroshio, która zamilkła po tych słowach. Chciałem jej odpowiedzieć od razu, jednak w jej oczach krył się jakiś cień. Niepewność, może nawet strach. Spoglądałem w jej czarne tęczówki, chcąc wyczytać o co chodzi, co takiego się stało. Westchnąwszy cicho, odgarnąłem zbłąkany kosmyk z jej twarzy, po czym uniosłem podbródek zmuszając tym samym, aby spojrzała na mnie.
- Może nie jestem sławny i mam ciągle nieułożone włosy, ale umiem dotrzymywać obietnic. Obiecałem ci coś. Pamiętasz? Że nie zostaniesz sama. Nieważne jakby inni bardzo się starali - otarłem kciukiem jej policzek, nadal uważnie na nią spoglądając, po czym przybliżyłem się jeszcze bardziej.
- Życie musi to zaakceptować - uśmiechnąłem się lekko, po czym złączyłem nasze usta w pocałunku.
- Naoki, co ty... - zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć pytania. W tej samej chwili poczułam ciepłe wargi chłopaka na własnych ustach. Serce zaczęło mi bić szybciej, a po plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Za pewne na moich policzkach pojawiły się szkarłatne rumieńce, ale żadne z nas nie mogło tego zobaczyć, będąc zbyt pochłoniętym pocałunkiem.
Czas się na chwilę dla mnie zatrzymał. Wszystko wokół mnie wirowało, tworząc kompozycję wielobarwnych, ale nic nie znaczących plam. Nagle poczułam się lekka jak piórko. Czułam, że gdybym tylko chciała, mogłabym wzbić się w niebo nawet bez korzystania ze skrzydeł. Czułam się taka wolna, a równocześnie przygwożdżona do ziemi przez usta Naokiego. Chciałam, żeby tak chwila trwała wiecznie.
Na początku pocałunek był dość delikatny i niepewny. Brunet był bardzo ostrożny, jakby bał się, że zrobi coś nie tak. Ja też się  tego obawiałam i zbytnio nie zaangażowałam się, jednak po chwili pogłębiłam pocałunek i objęłam ramionami szyję chłopaka, zachęcając go również do odważenia się na więcej.

Przymknąłem delikatnie oczy, pozwalając porwać się chwili. Moje usta wciąż dotykały miękkich warg białowłosej, a ja sam nie mogłem, nie umiałem tego przerwać. Chyba zbyt długo tłumiłem te uczucia w sobie, chowając je przed wszystkimi. Te najważniejsze, którymi obdarzają się ludzie. Zbyt długo nie mówiłem słowa "kocham", nie mając osoby do której mógłbym je skierować. Teraz wszystko zmieniło się... Na lepsze.
Czując jak Koroshio oplata ramionami moją szyję, sam przyciągnąłem ją do siebie jakby w obawie, że zaraz mi ucieknie.
Poczułam silne ramiona Naokiego, oplatające moją talię, jednak niestety, z wielką niechęcią musiałam się od niego na chwilę oderwać, aby zaczerpnąć powietrza. Łapczywie wdychałam tlen do płuc, nie mogąc równocześnie oderwać oczu od twarzy ukochanego. Był tak bardzo przystojny.
- Kocham cię. - szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy. Chwilę później, popchnięta jakimś nagłym impulsem, trochę zbyt mocno i agresywnie, pchnęłam chłopaka w pierś, tak, że ten wylądował plecami na trawie. Zdecydowanie musiałam jeszcze trochę popracować nad delikatnością.
Nie czekając na jego reakcję, rzuciłam się na niego, zatapiając swoje usta w jego ciepłych, odrobinę wilgotnych wargach. Czułam walące w moją pierś serce, chodź będąc szczerą, już tak naprawdę nie byłam pewna, czy należy ono do mnie czy może też do niego. Nie zastanawiałam się nad tym zbytnio, pozwalając chwili po prostu trwać.
- Ja ciebie też - zdążyłem jedynie odpowiedzieć, gdy nagle poczułem bliskie spotkanie moich pleców z ziemią. Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie. Znów czując słodki smak ust dziewczyny zamruczałem cicho, obejmując ją jedną ręką w pasie, a drugą zatapiając w jej śnieżnobiałych, długich włosach. Nie był to jednak agresywny, czy bolesny gest, a delikatny i stanowczy.
To znów ja musiałam przerwać cudowną chwilę. To było okropne. W wodzie potrafiłam spędzić długi czas na wdechu, a teraz nie potrafiłam wytrzymać nawet minuty.
Zrezygnowana oparłam głowę o pierś Naokiego, ciężko przy tym oddychając. Było mi tak dziwnie ciepło, szczególnie w okolicach twarzy, na której byłam pewna, jak zwykle prezentowały się rumieńce. Lubiłam jednak to uczucie, szczególnie, że wiedziałam, iż ktoś czuje w tej chwili to samo. Przesunęłam dłonią po torsie chłopaka, czując po jego lewej stronie serce, szybko bijące jak moje własne. Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz i pogłaskałam go po jeszcze bardziej rozczochranych niż zwykle włosach.
- Ty mnie też co? - zapytałam zaczepnie, chcąc to usłyszeć z jego ust. Lubiłam kiedy to mówił. Nawet bardzo.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, spoglądając na Koroshio pochylającą się nade mną. Szczerze lubiłem nasze małe "sprzeczki". Zawsze gdy jedno zaczęło, drugie nie mogło skończyć. Kochałem widzieć potem jej uśmiech, gdy czochrała mi włosy, a potem przytulała się. Największą nagrodą dla mnie było móc widzieć ją szczęśliwą.
- Znasz odpowiedź - odparłem po chwili. - Zawsze będzie już taka sama. Kocham cię. Ja ciebie też.

niedziela, 12 października 2014

Biscuits shadow

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi kończąc kolejny letni dzień w mieście Nevermind. Niebo wyglądało jakby najlepszy mistrz pędzla, namalował na nim kolejne swoje arcydzieło. Delikatne obłoczki, które przybrały odrobinę fioletowy odcień, leniwie płynęły po różowo-pomarańczowym tle, tworząc razem niepowtarzalną kompozycję.
Po chodniku, wolnym krokiem szła wysoka dziewczyna o długich, białych niczym śnieg włosach i czarnych jak noc oczach. Ubrana była jedynie w jakąś cienką i dość krótką sukienkę, która swoim wyglądem bardzo przypominała mundurek szkolny. Nie przeszkadzał jej jednak ten skąpy strój, gdyż mimo później pory, wciąż było bardzo ciepło.
Koroshio właśnie wracała z powrotem do szkoły, od swojego ukochanego. Ostatnio każdą wolną chwilę spędzała ze swoim chłopakiem, całymi dniami i wieczorami przesiadując u niego w domu, a gdyby tylko mogła zostawałaby za pewne również i na noc. Brak przy Naokiego w nocy, rekompensowała sobie długi rozmowami, w postaci wysyłanych i dostawanych od niego liścików. Wszystko było niemal idealne, tylko biedna Ai, koliberek dziewczyny, robiący za posłańca, przez niecierpliwą parkę zarywał wszystkie noce.
Na twarzy dziewczyny gościł szeroki uśmiech. Już dawno nie była tak szczęśliwa. Brunet zmienił jej życie na lepsze. Zmienił ją samą.
Ze sklepu właśnie wracała pewna brunetka, ubrana w czarte szorty i zakolanówki a także jasnoróżową bluzkę. W ręce niosła fioletową, materiałową, torbę na zakupy. Miała zamiar upiec dziś ciastka specjalnie dla Jacka. Ot tak, bez okazji. mimo wszystko, wiedziała, że nadal martwi się cieniem, dlatego chciała móc jakoś oderwać go od tych myśli.
I tak nie zdołasz nic zrobić. - mruknął cień. - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.
- Odkąd jesteś również w mojej głowie, to już dawno są to także m o j e sprawy. - mruknęła cicho pod nosem, aby ktoś przypadkiem nie pomyślał, że zwariowała i mówi sama do siebie. Zajęta rozmową z cieniem, wpadła na pewną marzycielkę, która z uśmiechem na twarzy szła przed siebie i myślami była gdzie indziej. Obie upadły na ziemię.
- Wybacz... Koroshio? - zdziwiła się.
Białowłosa została brutalnie wyrwana z swojego cudownego świata wspomnień minionego dnia i marzeń następnego. Zderzenie jednak nie było na tyle mocne, aby wylądowała tyłkiem na chodniku i bardzo szybko odzyskała równowagę. Mimo to, uderzenie jak uderzenie, wciąż bolało. Z kwaśną miną na twarzy spojrzała na współwinowajczynię, piorunując ją wzrokiem.
- Tak właśnie mam na imię. - odpowiedziała  niezbyt przyjemnym tonem, rozmasowując równocześnie obolałe miejsca - Uhm... Jeszcze żyję, a takim razie chyba nie ma za co... Rima. - dodała po chwili, w ostatniej chwili przypominając sobie imię szatynki.
- Cieszę się, że pamiętasz moje imię. - uśmiechnęła się do białowłosej. - Co u ciebie? - zapytała, zbierając rzeczy, które wypadły jej z torby. - Coś miłego musiało ci się chyba wydarzyć, bo nie możesz przestać się uśmiechać. - zachichotała cicho. - Co ty na to, bym zaprosiła cię do siebie na ciastka, jako przeprosiny za ten wypadek? - zapytała. Chciała troche bardziej sie zapoznać z Koroshio. Nie wiedziała o niej zbyt wiele i zazwyczaj udawała chłodna dziewczynę, jednak nadal pamiętała bitwę na śnieżki, do której z ochotę później odłączyła.
Koroshio spłonęła rumieńcem na te słowa. Chyba po prostu nie spodziewała się, że ktokolwiek zauważy w niej jakąkolwiek zmianę, a szczególnie ktoś taki, kto rozmawiał z nią może ze dwa lub trzy razy. Wciąż jednak pozostał w niej dystans do innych ludzi, a zaufanie prawie obcym osobom przychodziło jej z wielkim trudem.
- To chyba jednak nie jest twoja sprawa. - powiedziała po chwili, ale równocześnie, pociągnięta jakimś wewnętrznym impulsem, pomogła Rimie w zbieraniu zakupów - Jak chcesz. - dodała podając jej zakupy.
- Może i nie jest, ale miło widzieć, jak jesteś uśmiechnięta. - powiedziała. - Pojedziesz na ten biwak? - zapytała, po czym zaczęły iść w stronę domu Ri, który znajdował się w ulicy, na przeciwko. - Może będzie fajnie. Nigdy nie byłam na takiej "szkole przetrwania". - powiedziała. - Tak w ogóle, to jakie ciastka wolisz? Z czekoladą, czy bez? - zapytała.
Dziewczyna milczała przez dłuższą chwilę, patrząc na leżące na drodze kamyki i kopiąc co któryś z nich.
- Nie wiem. Muszę się zastanowić, ale chyba pojadę. Jeżeli będzie to oznaczać opuszczenie tej zatęchłej szkoły i spędzenie chodź trochę czasu w lesie, to ja się piszę. - powiedziała po pewnym czasie, zaprzestając zabawy w niedoszłego piłkarza - A co do ciastek... Hmmm... W sumie to nie wiem, które smaczniejsze, ale uwielbiam czekoladę.
- To super! Im więcej osób, tym lepiej. Przyznam się, że również lubię czekoladę. W takim razie upichcę kruche ciasteczka polewane czekoladą. Jeśli chcesz, możemy piec razem. W sumie to dość dobra zabawa. Najgorsze jest tylko czekanie, aż się upieką... Jestem czasem trochę niecierpliwą osóbką, ale lubię to robić od czasu do czasu. A ty? Masz jakieś ulubione zajęcie?
- Nie umiem piec ciastek. Niczego piec. No i w ogóle gotować. - wyznała po chwili białowłosa, z lekkim zawstydzeniem na twarzy, którą jak zwykle w tak krępujących dla niej sytuacjach, ukryła za gęstą zasłoną jasnych włosów - Moje ulubione zajęcie? Uhm... No nie wiem. Lubię rysować. - powiedziała w końcu.
- To cię nauczę piec ciastka. - odparła. - Również czasem rysuje, choć ostatnio niestety miałam zbyt mało czasu na to. No więc, witaj w moim królestwie. - powiedziała i otworzyła przed nią bramkę, prowadząca do drzwi wejsciowych domu, w którym mieszkała. Był niewielki, drewniany, ale uroczy. Szczególnie, że babcia dbała o ogródek, w którym kwitły kolorowe tulipany.
Koroshio z uwagą zaczęła się rozglądać dookoła, rejestrując każdy szczegół tego domu. Nie był on ani tak wspaniały i potężny, jak dom Keyli, czy nowoczesny, jak dom Emily. Jednak na pewno dużo bardziej zadbany niż dom braci Blade, co przyjęła z wielka ulgą. Dziewczyna nie potrafiła utrzymać porządku, a mówiąc prościej było po prostu ogromna bałaganiarą, mimo to lubiła porządek.
Po chwili obie dziewczyny, przeszły przez starannie wypielęgnowany ogród i starą werandę, znalazły się w środku.
- Wróciłam! - krzyknęła brunetka, po czym jej babcia weszła do korytarza. - Przyprowadziłam koleżankę. - powiedziała. - Babciu, poznaj Koroshio, moja koleżankę ze szkoły. - przedstawiła ją. - A teraz pozwól, że będziemy okupować przez jakichś czas kuchnię. Chcemy upiec razem ciastka. - mówiąc to, wskazała na torbę zakupów.
- Hm... - przyjrzała się Koroshio, po czym uśmiechnęła się. - Dobrze, tylko nie naróbcie zbyt dużego bałaganu. - powiedziała i poszła na górę, w stronę strychu.
- No to zapraszam do kuchni, choć najpierw ręce umyjmy. -oznajmiła po czym po zrobieniu tej czynności podała dziewczynie fartuszek i chustę, po czym sobie również założyła biały fartuszek i niebieską chustę na głowę, by uniknąć kontaktu włosów z ciastem.
- Neee... Rima, kto to był? - zapytała Koroshio zakładając, a właściwie to próbując założyć we właściwy sposób fartuch, gdyż z chustką nie miała większych problemów - Ehm... No to ja jestem chyba gotowa. - powiedziała po dłuższej chwili, kiedy wreszcie wygrała walkę z materiałem i jako tako ubrała się w strój ochronny - To... Uhm... Co mam robić?
00:30
- To była moja babcia. Jeśli możesz, rozpakuj zakupy i wyjmij cztery jajka z lodówki, umyj je i daj do miseczki, a ja wyjmę miski i mikser. - odpowiedziała, po czym przygotowała wszystkie niezbędne rzeczy. Wyjęła również przepis, gdyż wolała nie ryzykować robienia ciastek z pamięci. Znając życie, o czymś by zapomniała.
Białowłosa wzruszyła lekko ramionami, po czym trochę niechętnie, jednak posłusznie zrobiła to co jej kazano. Nie podobało jej się to zbytnio. Nie lubiła słuchać cudzych rozkazów i zakazów, nawet jeżeli wiedziała, że są one dla jej dobra. Przez większość życia starała się być samodzielna i nigdy nie podlegała niczyim zasadom.
Po chwili położyła na blacie przed Rimą miskę z umytymi jajkami i zaczęła się przyglądać jej poczynaniom.
- Super. Teraz tylko połączyć składniki, wymieszać i wyciąć z ciasta, ciasteczka. - zaczęła mieszać wszystkie składniki, po czym ugniatała ciasto. Było to dość trudne zajęcie, gdyż co chwila trzeba było dodawać mąki i ugniatać bardzo mocno, a do tego miska postanowiła sprzeciwiać się grawitacji i trzeba było ja trzymać by przypadkiem nie zmieniła położenia ze stołu na podłogę  - Chcesz ugniatać? To nie takie łatwe jak ci się zdaje. Musisz mocno ugniatać ciasto, tak by się wszystko ładnie złączyło. - powiedziała i zrobiła miejsca dla Koroshio oraz trzymała miskę by ta nie spadła, gdy będzie ugniatać.
Tenshi przez cały czas z zainteresowaniem i wielkim skupieniem na twarzy, uważnie obserwowała poczynania swojej koleżanki z klasy. Śledziła każdy jej ruch i dokładnie rejestrowała go w pamięci. Bo w końcu nie wiadomo, kiedy coś takiego może się przydać. A nóż, widelec i ona kiedyś spróbuje zrobić ciastka dla chłopaków.
Kiedy Rima zaproponowała się dołączenie do ugniatania ciasta, dziewczyna tylko lekko kiwnęła głową i wzięła od niej miskę. Po chwili, od tak bez niczego, wdrapała się na kuchenny blat i siadając na nim po turecku, położyła miskę między swoimi nogami. Po chwili zaczęła zgniatać i ubijać ciasto, a dokładnie to okładać je pięściami, co z zaskoczeniem odkryła, bardzo jej się podoba.
Rima nerwowo podrapała się po policzku, przyglądając się poczynaniom białowłosej. Jeszcze nigdy nie widziała takiego sposobu na ugniatanie ciasta. - Całkiem nieźle ci idzie. - pochwaliła ją.  - Hm... Więc ty i Naoki? - zapytała. Nietrudno było zauważyć w szkole, że się polubili, nawet bardzo.
Koroshio zdecydowanie nie była gotowa na to pytanie. Dopiero co samej udało jej się przyznać przed sobą, że jej naprawdę na tym chłopaku zależy, a co tu mówić o otwartej rozmowie na ten temat z kimś innym. Tym bardziej nie spodziewała się usłyszeć tego pytania, że już raz powiedziała Dream, że to nie jest jej sprawa. Jak widać jednak to do niej nie dotarło.
Emocje trochę ją poniosły i zdecydowanie zbyt mocno uderzyła pięścią w miskę, która z głośnym trzaśnięciem, pękła idealnie na pół.
- Co ja i Naoki? - odpowiedziała po chwili, pytaniem na pytanie.
Dziewczyna skrzywiła się na hałas wywołany pęknięciem miski. Chciała jakoś lepiej zapoznać się z Koroshio, jednak za każdym razem jak zwykle musiała coś źle powiedzieć. Może nie powinna była poruszać tego tematu. - Wybacz. - mruknęła pod nosem, po czym dodała. - Ciasto już chyba gotowe. Teraz tylko wykroić ciastka i upiec. - powiedziała i poszła po foremki do ciasteczek. Miały różne, wesołe kształty. Od gwiazdek, po serduszka. Dziewczyna wyjęła ciasto z rozbitej miski, wzięła wałek i zaczęła je rozwałkowywać.
Białowłosa pozbierała z blatu resztki naczynia i zaczęła się nimi bawić. Miska i tak nadawała się już tylko do wyrzucenia, a łamanie plastiku na drobne kawałeczki zajmowało jej ręce i pozwalało się trochę rozluźnić.
- Uhm... Bardzo mi na nim zależy, tak samo jak jemu na mnie. Lubię spędzać z nim czas, zresztą jak jego samego. Jestem szczęśliwa, kiedy jest ze mną i tęsknię, kiedy go przy mnie nie ma. - powiedziała cicho, jakby do samej siebie, odrywając wzroku od paców.
Brunetka zamrugała zaskoczona oczyma. Nie sądziła że będzie chciała się wypowiedzieć na ten temat.
- To wspaniałe. Mieć kogoś na kim możesz polegać oraz kogoś kto będzie tęsknił, gdy nie ma ciebie w pobliżu. - Wiesz...może chciałabyś zrobić mu prezent?- zapytała i nastawiła piekarnik by trochę się nagrzał, po czym sięgnęła po foremkę w kształcie serduszka i podała je Koroshio. - Co ty na to by zrobić mu ciastka?
Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Powoli i ostrożnie zsunęła się z blatu, aby niczego już więcej nie zniszczyć. Następnie wzięła od Rimy foremkę i z wielkim zapałem oraz zaangażowaniem na twarzy zaczęła wycinać ciasteczka.
- A ty? Masz kogoś takiego? - zapytała po chwili.
- Tak...- szepnęła i się zarumieniła. - To Jack. - mruknęła jeszcze ciszej, po czym i ona zabrała się za wycinanie ciasteczek,skrupulatnie omimając spojrzenia Koroshio. Byli parą już dawno jednak to wszystko nadal było takie...trochę krępujące. Uwielbiała spędzać z nim czas, czuła się cudownie, gdy dotykał jej ust, chciała być przy nim już ma zawsze. Być przy nim i wspomagać go gdy cierpiał. Gdy nie dawał już sobie nadziei i rady z bólem, który oferował mu cień.
Ból i cierpienie, jak to cudownie ujęłaś. - usłyszała w swojej głowie jego podły głos. - Precz z mojej głowy! - warknęła, zapominając o tym, że ma obok siebie Koroshio. Spojrzała na nią niepewnie. - E...Nie słyszałaś tego...- wyjąkała zdenerwowana.
Białowłosa przerwała wycinanie serduszek z ciasta, odkładając foremkę na bok i spojrzała na swoją koleżankę z klasy podejrzanym wzrokiem.
- Nie wmawiaj mi. Wiem co słyszałam i powiem ci, że nie było to normalne. - powiedziała lustrując ją spojrzeniem czarnych oczu, które zdawały się ją przenikać na wskroś - A wszyscy mówią, że to ja jestem wariatką. - dodała, po czym jakby nigdy nic wróciła do swojego zajęci - To o co chodzi?
Dziewczyna zacisnęła pięści po czym wzięła głęboki oddech i spróbowała się nieco rozluźnić. - Wybacz, że cię o to proszę, ale zapomnij o tym i nikomu nie wspominaj. To jest sprawa po między mną a Jackiem... - odpowiedziała. "I cieniem" - dodała w myślach. - Nie chcę nikomu się z tego zwierzać. A także nie możesz... - zaśmiał się cień, lecz Ri go zignorowała. - To co? Pora je upichcić. Piekarnik już nagrzany, przełóż je do wysmarowanej masłem i bułką tartą blachy. - uśmiechnęła się, jednak chciała tym tylko zatuszować poprzednią rozmowę. Sama również zaczęła nakładać ciasteczka do drugiej blaszki, gdyż wyszło ich całkiem sporo.
Koroshio przewróciła tylko teatralnie oczami. Wiedziała w co dziewczyna pogrywa. Sama często używała tej taktyki, aby ominąć niewygodne dla niej tematy. Tym razem jednak nie zamierzała się w to bawić, a już na pewno nie z nią. Chcąc jej to pokazać oparła się wygodnie o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi. Nie miała zamiaru jej pomóc.
- Czyli twój chłopak też gada sam ze sobą? - powiedziała po chwili, przerywając gęstą ciszę, która nagle zapadła w kuchni. Miała nadzieję, że ją tym podpuści lub chociaż sprowokuje do zrobienia czegoś z tym związanego. - Wiesz, możesz mnie prosić o co chcesz, co nie znaczy, że spełnię twoją prośbę. Poza tym, co się tak cykasz. W swoim życiu spotkałam wiele osób, które rozmawiały same ze sobą lub jedynie to udawały. - dodała po chwili, nakładając nacisk na ostatnie słowo.
Dziewczyna przerwała na moment układanie ciastek na blachę i spuściła wzrok. - Nic nie rozumiesz. Ale może to i lepiej. Zresztą wszyscy dookoła kłamią. Aby utrzymać jedno kłamstwo, trzeba wymyślić dwadzieścia kolejnych. A może masz rację? Może rzeczywiście udawałam? Wierz w co chcesz. To tylko gra w życie. Wygrasz lub przegrasz. Najlepiej jest po prostu przetrwać. - westchnęła. - Coś powiało mi tu melancholią. - zaśmiała się. - Pomóż mi z tymi ciastkami bo nigdy ich nie upieczemy i nie dasz prezentu Naokiemu. - mrugnęła do niej i zabrała się za układanie.
- Lub możesz być jedynie obserwatorem tej bezcelowej gry, w której i tak wszyscy już na starcie są przegrani. - powiedziała szesnastolatka, która po długim namyśle w końcu postanowiła pomóc szatynce z tymi ciastkami - Niestety jest w tym pewien szkopuł, bo jeżeli za bardzo się zaangażujesz, automatycznie zostajesz wciągnięta do gry, z której już nie można się wycofać.
Koroshio położyła na blaszce ostatnie ciasteczko. Poddała je Rimie, która następnie włożyła je do nagrzanego piekarnika. Sama znów wskoczyła na blat kuchenny, wracając na swoje poprzednie miejsce.
- Kłamstwo, to jedna z lepszych kart przetargowych, dzięki których prowadzisz tą rozgrywkę. Oczywiście do czasu, kiedy ktoś nie rzuci swojego asa, albo nie przyjdzie ci zapłacić za zbyt skomplikowany ruch. - dodała jeszcze, powracając do łamania resztek miski których żadna z nich jeszcze nie raczyła wyrzucić - Skoro udawałaś, to z kim rozmawiałaś? Udając rozmowę z samym sobą można tylko po to, aby ukryć swojego prawdziwego rozmówcę. Innej opcji po prostu nie ma. - Dziewczyna przez cały czas mówiła jakby do samej siebie. Ani na chwilę nie zaszczyciła swoim spojrzeniem szatynki, skupiają się jedynie na zabawie w łamaniu plastiku.
- Możesz mnie pytać o co chcesz, jednak to nie znaczy że muszę na te pytania odpowiedzieć. - odparła, na podstawie jej wcześniejszej riposty. - Jeśli wyciągasz swoją kartę w postaci kłamstwa, as prawdy może zaboleć. Pytanie tylko, kogo zaboli ten as. Tego kto kłamał? Czy osobę, która uwierzyła w te kłamstwo? Jednak im bardziej prawda będzie bolesna dla osoby, która uwierzyła w zwykły fałsz, tym na większej straconej pozycji, stoi kłamca. A jeśli prawda miałaby zaboleć osobę, która ją zdradziła? Czy wtedy rzeczywiście chciałaby powiedzieć o tej prawdzie, zamiast utrzymywać wszystko w kłamstwie? - odpowiedziała dla niej pytaniami, które czytane między wierszami kryły w sobie prawdziwą pewnego rodzaju odpowiedź.
Białowłosa zachichotała cicho pod nosem. Śmiech był tak pusty, że czynił go wręcz nienormalnym, a samą dziewczynę, która wciąż zawzięcie niszczyła i tak już do niczego nie nadające się resztki, niezrównoważoną psychicznie.- A co byś zrobiła, gdybym powiedziała, że rozpracowałam twój ruch, a mój as prawdy już dawno leży na planszy i bez względu na to co teraz powiesz, to ja już wygrałam to rozdanie? - powiedziała po chwili.
- Nie mogłoby do tego dojść. Bo prawda należy do mnie. Jeśli jakimś cudem sama byś na to wszystko wpadła, prawda nie stanowiła by dla mnie problemu...Jednak Tobie owszem, mogłaby. Nawet jeśli stajesz się obserwatorem to i tak bierzesz udział w tej grze. Jesteś strategiem, lub szpiegiem. Na to samo wychodzi. Kluczowe jest tylko to, ze póki posiadasz karty, możesz grać. - gdyby ująć jej słowa w inny sposób wyszłoby: póki żyjesz, grasz w tę grę.
Rozmowę dziewczyn przerwał drażniący dźwięk minutnika, który zawzięcie informował cały dom, że ktoś powinien  zainteresować się piekarnikiem i wyjąć gotowe już ciastka.
- Już późno. Muszę wracać. - oznajmiła po chwili białowłosa zsuwając się z blatu i lekko lądując na płytach - Chyba jednak daruję sobie te ciastka. Miło jednak było je razem piec. Może kiedyś to powtórzymy. - Po tych słowach, skierowała się w kierunku wyjścia. - Jako doświadczony gracz, dam ci jedną radę. Nie pozwól mu sobie wejść na głowę. To ty rządzisz i trzeba mu to pokazać. - dodała, jeszcze za nim zniknęła w za drzwiami kuchni.
- Dzięki. Wpadnij jeszcze kiedyś. - powiedziała i wyjęła ciastka z piekarnika. Na szczęście się nie spaliły. Gdy weszła do korytarza, białowłosej już nie było. Pierwszy raz z kimś poruszyła ten temat, nawet jeśli rozmawiamy tylko wokół tego tematu. Wiedziała że nie może pozwolić na to by cień zwyciężył i nie zamierzała się poddać. Nagle coś jej się przypomniało...Koroshio zapomniała zdjąć fartuszek i chustkę co oznaczało, że pewnie wróci. Użyła magii lodu by odrobinę ochłodzić ciastka, po czym rozpuściła czekoladę mleczna i gorzką w rondelku i zamoczyła w niej ciastka do połowy. Następnie ponownie zmroziła, by czekolada szybciej zastygła. Gdy były gotowe wzięła różowa i niebieską folię, i zapakowała część z nich, owiązując ozdobne woreczki białą wstążeczką. Niebieski chciała dać dla Jacka. Różowy dla Koroshio by mogła dać go Naokiemu. W końcu ona również,się nad nimi napracowała. Ciekawa była tylko, kiedy się,zorientuje ze idzie w fartuszku przez miasto...

sobota, 11 października 2014

Biwak - organizejszyn part 2

Dobra, przyznam się, że trochę mnie na tym blogu nie było,
 a raczej trochę go zaniedbałam, ale postanawiam poprawę. 

Zacznijmy więc od tego biwaku, co to nam lato sie kończy, a jego nie ma i nie ma, a sierpień już dawno minął i wrzesień nastał.
1. Konferencje, jeśli uda nam się zrobić, powstanie na koniec biwaku. Jako pożegnalne ognisko. ;)
2. Notki, co do biwaku, napiszmy jak najszybciej. Mam nadzieję, że szkoła nie wyżarła wam aż całej weny i czasu ;)
3. Biwak będzie zastępować lato i wakacje. Jeśli ktoś dopiero nie dawno dołączył na bloga, może brać udział w tym biwaku, gdyż będzie on organizowany jako nie tylko przez tę szkołę, ale także przez biuro wycieczek - ktoś z rodzinki np.: postanowił, że przyda wam się szkółka przetrwania lub dostaliście sponsorowaną wycieczkę. W związku z tym przywilejem, każdy może wymyślić parę postaci uczestniczących w biwaku ( jednak nie chodzi tu o 10 osób tylko maks. 1-2 na głowę)


4. Podzielenie atrakcji itp.  na dni:
Poniedziałek - Dotarcie do Zielonej Doliny w późne południe. Rozbicie namiotów, samodzielne przygotowanie do przetrwania pod gołym niebem :3 Szukanie chrustu, opału do ogniska...Ale przedtem cudowne zorientowanie się, że nie można używać magii w odrębie tego terenu. Hahahhaa a to ci niespodzianka ;D

Wtorek/ Środa - rozeznanie się w terenie, długa wędrówka/ spacer do lasu. Celem jest ukryta w sercu lasu jaskinia, w której płynie źródełko i widnieją na niej stare, plemienne malowidła.
 Kto nie ma lęku wysokości i lubi się wspinać wysoko, ten nie będzie miał problemy z tą atrakcją, gdyż wędrówka łączy się również ze spinaczką po szlaku górskim. Na trasie, przewidziana jest trudność przejścia, przez pionową półkę skalną. Przewodnicy Zielonej Doliny, mają na szczęście sprzęt spinaczkowy, którym trzeba będzie się posłużyć, by móc przedostać się na drugą stronę. Powrót przewidziany jest dopiero w środę, więc konieczne będzie nocowanie pod gołym niebem, bez namiotu, który zostawicie niestety daleko za sobą i do którego wrócicie dopiero w środę.

Czwartek - Kto by nie chciał poćwiczyć sobie strzelania z łuku? A no właśnie. Jednak nie będziemy strzelać z łuku cały dzień, prawda? Jednak środa jest przeznaczona na wasze wymyślone przez was zajęcia. Jednym zdaniem: odpoczynek po długiej, wtorkowej wędrówce, pełnej wrażeń i czas wolny.

Piątek - Przeżyliście w szkole przetrwania, aż do piątku? Gratuluję. Teraz macie okazję stworzyć swoją własną tratwę, pod nadzorem przewodników. Mam nadzieję jednak, że umiecie w razie czego pływać, gdyż organizacja biwaku nie ponosi odpowiedzialności, za uszczerbku na waszym zdrowiu.
Wieczorem pożegnalne ognisko i impreza :)


Sobota - Wyczekana, wymarzona, wyśpiewana sobota...Powrót do kochanego domku w Nevermind. Spokojnie i tak zdołacie wrócić dopiero późnym wieczorem ;) Nie zapomnijcie pożegnać kochanych niedźwiadków ;D


***
Wszyscy którzy chcą nadal, lub chcą teraz uczestniczyć w biwaku, proszę o napisanie tego w komentarzu, oraz wypowiedzenie się na temat powyższych atrakcji ;)

środa, 8 października 2014

Życie namalowane barwami

Westchnąłem ciężko, przejeżdżając sobie ręką po twarzy i czochrając przy tym włosy. Kątem oka zerknąłem na okrągły zegar wiszący na ścianie, który mówił dokładnie, że w tym momencie ma zadzwonić dzwonek. Co się jednak stało? Nie zadzwonił.... Na dodatek spóźniał się już o pół minuty, a to stanowczo za dużo. 
- No, moi drodzy, dzisiejszą lekcję możemy uznać za skończoną - rzekł nauczyciel, klaskając w dłonie i spoglądając po nas. - Widzimy się w następnym tygodniu mam rozumieć. 
Pędzę, lecę, nogi łamię. Mogę iść? 
- Dziękuję wam za przybycie dzisiaj i mam nadzieję, że nauczyliście się czegoś nowego. 
Przykro mi, ale nie. 
- I jesz... - psor nie zdążył dokończyć, gdyż właśnie w tym momencie rozległ się głuchy odgłos dzwonka. W duchu zacząłem skakać jak małe, ucieszone dziecko, jednak na zewnątrz spokojny i opanowany, jak zwykle nie zwracający uwagi na ludzi - wyszedłem z klasy.
Już od dobrej półtorej godziny siedziałam pod drzwiami sali gimnastycznej, gdzie właśnie odbywały się zajęcia magii ognia. Chociaż nie wiem czy można było to nazwać siedzeniem. Czekając aż Naoki skończy zajęcia i wyjdzie z sali robiłam wszystko, tylko nie siedziałam. Wypróbowałam każdą dogodną mi pozę zaczynając od kucania, a kończąc na leżeniu. Żadna jednak nie przypadła mi do gustu tak bardzo jak zwisanie do góry nogami z parapetu jednego z małych okienek, umieszczonego dwa metry nad podłogą.
Wreszcie zadzwonił upragniony dzwonek, którego tak długo oczekiwałam. Szczęśliwa, że w końcu zobaczę się z Naoki'm - choć dwie lekcję wcześniej odprowadziłam go pod tą salę - już miałam zeskoczyć z parapetu, kiedy na korytarz wybiegł cały tabun uczniów, pędzących do domu. Za pewne zostałabym zgnieciona, gdyby nie fakt, że znajdowałam się poza zasięgiem całej hałastry.
- Cześć Naoki! - zawołałam do wychodzącego z sali bruneta próbując przekrzyczeć tłum, który powoli zaczął się rozrzedzać.
- Hm? - stanąłem na chwilę w miejscu, przepuszczając gnających przed siebie na oślep ludzi, po czym rozejrzałem się uważnie, gdy usłyszałem znajomy mi głos krzyczący moje imię. Od razu w oczy rzuciła mi się zwisająca do góry nogami z parapetu białowłosa, która próbowała przekrzyczeć tłum. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do Koroshio. 
- Witam, piękna.
Zarumieniłam się lekko słysząc jego powitanie. Po chwili szybko zsunęłam się z parapetu, z kocią gracją lądując obok chłopaka. Starałam się zamaskować rumieńce włosami, ale jak na złość nie chciały tak jak zwykle opaść mi na twarz. Zrezygnowana, cicho westchnęłam pod nosem i podeszłam do chłopaka, po czym zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Tęskniłam, wiesz? - powiedziałam po chwili, patrząc w jego tak bardzo oryginalne, niebieskie i złote oczy - Jak było na treningu?
- Naprawdę? - mruknąłem, po czym objąłem białowłosą w talii i cmoknąłem w nosek, spoglądając na jej buźkę oblaną rumieńcem. - Twój Sir Raven również się stęsknił. A na treningu? Jakoś było. W sumie niczego nowego się nie nauczyłem, ale przynajmniej odświeżyłem umiejętności... No i nareszcie po lekcjach.
Jeszcze bardziej się zarumieniłam. Wciąż nie mogłam się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Musiałam w końcu się opanować, bo jeżeli dalej by tak było, to w końcu zostałabym różowa jak świnka. Zdecydowanie nie odpowiadała mi taka perspektywa.
- Naprawdę. - powiedziałam zabierając z jego szyi ręce - Skoro już po lekcjach i oboje mamy jako tako wolne, to może pójdziemy gdzieś...na spacer? - zapytałam wsuwając rękę w jego dłoń i delikatnie ją ściskając.
- Pomysł dobry. W końcu wiosna, trzeba zacząć niedługo szukać oznak lata - uśmiechnąłem się lekko i splotłem swoją dłoń z dłonią Koroshio. - Więc gdzie na spacer? Hm? - spytałem, spoglądając na białowłosą i jakby czekając na odpowiedź.
- Co powiesz nad jezioro? Całkiem niedaleko szkoły jest bardzo ładna polana ze zbiornikiem wodnym. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - Pomoczymy sobie nogi i w ogóle, a jeżeli będzie dla ciebie wystarczająca ciepła, to może też popływamy. - dodałam idąc w stronę wyjścia ze szkoły i delikatnie ciągnąc chłopaka za sobą.
- Mhm - kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się do Koroshio. Pomysł z jeziorem wydawał się całkiem niezły. Zwłaszcza, że zaczynało robić się naprawdę ciepło i nie warto zmarnować takiej okazji. W końcu trzeba wyrwać się gdzieś od czasu do czasu. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. 
- Więc wybrana opcja z jeziorem.
- Świetnie. To chodź.Szybko. - powiedziałam wychodząc na dzieciniec. - Albo nie. Wiesz co? Założę się, że biegam szybciej niż ty. Kto pierwszy nad jeziorem. Uwaga! Gotowi! Start! - krzyknęłam, wyrywając rękę z uścisku chłopaka i sprintem zaczęłam biec w stronę lasu.
Nim zdążyłem zorientować się o co chodzi, Kor wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła czym prędzej przed siebie. Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową. 
- Nie tak łatwo - mruknąłem, sam zrywając się do biegu i pognałem w ślad za dziewczyną, po drodze omijając przeszkody takie jak krzaki, czy zwalone pnie.
- Możesz się już poddać. I tak nigdy mnie nie dogonisz. No... Chyba, że na mecie. - zawołałam do chłopaka, śmiejąc się pod nosem. - Do zobaczenia na miejscu. - dodałam i pognałam jeszcze szybciej.
- To się okażę! - krzyknąłem, przeskakując przez zwaloną kłodę i śmiejąc się jednocześnie pod nosem. Takie bieganie jest lepsze od lekcji wuefu. Przynajmniej robi się coś nie na przymus.
Z impetem wpadłam na polanę skąpaną w promieniach słońca, z trudem wyhamowując przed jeziorem.
- Pierwsza! Pierwsza! Wygrałam! - wołałam szczęśliwa, skacząc do góry - Wygra... - zamilkłam widząc siedzącego pod drzewem chłopaka - Co?! Jak...?! Jak ty...?! Tutaj?! - pytałam zdezorientowana, patrząc w stronę, z której powinien dopiero co wybiec brunet.
Widząc zdezorientowanie Koroshio, oraz jej zdziwioną minę, uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym wstałem i podszedłem do niej. 
- Magia - mruknąłem.
- Co?! EJ! Tak nie wolno. Nie wolno używać magii. To nie fair! - krzyknęłam w stronę bruneta tupiąc nogą - NIE FAIR! NIE FAIR! NIE FAIR! - wrzeszczałam nie przestając tupać. - Oszust!
- Może trochę... - mruknąłem. - Jeśli chcesz, nauczę cię tej sztuczki. Nie jest trudna, a ułatwia życie. Poza tym... Wywaliłem się pod drodze - przyznałem w końcu, wzruszając śmiesznie ramionami i podchodząc w stronę wody.
- Bez łaski. Jakbym używała magii, to już dawno pływałabym w jeziorze czekając na ciebie. - warknęłam do niego, wystawiając mu język - To, że się wywaliłeś, to nie zmienia faktu, iż oszukiwałeś. - dodałam i naburmuszona skrzyżowałam ręce na piersi.
- Wybacz, księżniczko. Następnym razem będziemy grać fair - obiecałem, po czym uśmiechnąłem się lekko. Nagle jednak chcąc odwrócić się do tyłu, moja noga zsunęła się z śliskiego podłoża, a ja sam wylądowałem w wodzie. Na początku dość wolno doszło do mnie to, co się stało i gdzie ja się znajduje, jednak jak najszybciej wynurzyłem się na powierzchnię i odrzuciłem mokre włosy z twarzy.
Słysząc plusk wody natychmiast odwróciłam się do tyłu, patrząc w miejsce, gdzie powinien stać Naoki. Szkoda tylko, że już go tam nie było. Z przerażeniem otworzyłam szeroko oczy.
Nie wiedząc kiedy klęczałam już nad taflą wody, histerycznie wołając chłopaka po imieniu. Miałam wrażenie deja vu. Szybko powróciły do mnie wspomnienia wypadku z naszego ostatniego wypadu nad jezioro. Czułam jak serce mi zamiera ze strachu, a w oczach zbierając się łzy.
- Nao... - Nie zdążyłam dokończyć wołać, kiedy nagle z wody wynurzył się brunet. Przez chwilę patrzyłam na niego jak sparaliżowana, czując jak moje policzki robią się mokre. Byłam na niego wściekła, ale jednocześnie czułam ogromną ulgę, że nic mu się nie stało.
- IDIOTO! Co ty sobie do cholery myślałeś?! Wiesz jak mnie przestraszyłeś?!
- Spokojnie - powiedziałem, unosząc się na powierzchni. - Nic mi nie jest - zapewniłem białowłosą, po czym uśmiechnąłem się delikatnie. - Mówiłem, że nigdy cię nie opuszczę. Dlaczego miałbym skłamać? Poza ty... Woda jest ciepła.
- Grrr...
Warknęłam przez do niego przez zęby i bezceremonialnie zanurzyłam jego głowę pod wodą, chwilę wcześniej otarłszy łzy z twarzy.
- To sobie tam posiedź, skoro ci tam tak dobrze. - dodałam i poszłam w stronę lasu.
Byłam zła. Nie wiedziałam tylko na kogo bardziej. Na niego, że mnie tak przestraszył, czy na siebie, że pozwoliłam sobie na taką chwilę słabości. Zdecydowanie za bardzo uchyliłam mur, zbytnio się angażując.
Po chwili wynurzyłem głowę z wody, znów odrzucając włosy z oczu, abym cokolwiek mógł ujrzeć. Przez spadające kropelki wody zobaczyłem postać białowłosej, która szybkim krokiem oddalała się ode mnie w stronę lasu.
- Kor, czekaj! - krzyknąłem za nią, po chwili wychodząc z wody.
Zatrzymałam się w pół kroku. Niechętnie odchyliłam głowę do tyłu, patrząc na Naoki'ego spode łba.
- Co? - warknęłam, mrożąc wzrokiem.
- Nie chciałem cię urazić - powiedziałem, czując na sobie jej lodowate spojrzenie. - Jeśli chcesz pobyć sama, zrozumiem to.
Wzruszyłam tylko ramionami z powrotem zwracając głowę w stronę lasu.
- Nie da się mnie tak łatwo urazić. - mruknęłam pod nosem idąc dalej wydeptaną w trawie ścieżką - Rób co chcesz.
Musiałam to przyznać. Jestem specyficznym człowiekiem. Nawet więcej. Jestem po prostu nienormalna. Nie potrafię zbytnio okazywać swoich uczuć innym. Rzadko mówię głośno to co myślę i czuję. Dawno temu uznałam, że lepiej tego nie robić, bo przez to się tylko cierpi. Łatwiej było udawać, nosić maskę i wznosić wciąż nowe mury. Po prostu być obojętnym na wszystko.
Dlatego nie mogłam dać mu po sobie poznać jak bardzo się o niego martwię. Jak bardzo chciałam, żeby za mną poszedł. Żeby mnie naprawdę mnie nigdy nie zostawiał, szczególnie teraz.
- Mhm... - mruknąłem pod nosem, po czym nadal ociekając wodą, ruszyłem za dziewczyną. Mogło to wyglądać dość dziwnie, jak szedłem tak za nią w odległości paru metrów. Nie chciałem jednak, aby była sama, a co gorsza coś jej się stało. Wiedziałem, że umie dać sobie radę sama, jednak sam fakt, że była sama...
Kątem oka zerknęłam za siebie. Wciąż za mną szedł, co naprawdę mnie zdziwiło. Zwykle ludzie po prostu dawali sobie spokój i mnie zostawiali samą. Tego samego oczekiwałam od niego. Planu B niestety nie miałam.
Zatrzymałam się pomiędzy drzewami, spuszczając do dołu głowę.
- Czemu za mną idziesz? - zapytałam po chwili milczenia.
- Bynajmniej nie z kaprysu "bo mi się nudzi". Nie mam zamiaru zostawiać cię samej, księżniczko. W końcu kiedyś coś ci obiecałem. Poza tym, oboje wybraliśmy się na spacer, a nie ja sam - odparłem, stając na chwilę w miejscu.
Odwróciłam się w stronę chłopaka, od góry do dołu lustrując go wzrokiem.
- Dziwny jesteś. - powiedziałam po chwili - A przynajmniej inny. Wszyscy na twoim miejscu po prostu mnie zostawiali, bojąc się co zrobię lub bo po prostu mieli to gdzieś.
- Skoro dziwny, to inny od reszty. Skoro reszta by tak zrobiła, ja tego nie zrobię. Nie zostawiam tak po prostu... - odparłem.
Przez kilka minut z szokiem patrzyłam się na stojącego kilka minut ode mnie chłopaka, zastanawiając się czym sobie na niego zasłużyłam. Po chwili opuściłam głowę do dołu, chowając twarz we włosach. Zaśmiałam się cicho pod nosem z własnej głupoty, uśmiechając się przy tym trochę jak psychopatka.
Nagle rzuciłam się przed siebie biegiem, zmierzając prosto na Naoki'ego. Kiedy byłam już wystarczająco blisko bruneta, złapała go mocno za rękę i nie przestając biec, pociągnęłam go w stronę jeziora.
Kiedy znaleźliśmy się nad stawem, skoczyłam do wody wciąż trzymając za rękę chłopaka.
Zaskoczony poczułem na swojej ręce mocny uścisk dłoni Koroshio, która nie mówiąc nic więcej - pociągnęła mnie za sobą. Sam nie zdążyłem zareagować, ani odezwać się słowem, gdy dziewczyna wraz ze mną wskoczyła do jeziora. 
Po chwili wynurzyłem się na powierzchnię i odgarnąłem z irytacją włosy z twarzy, swój wzrok przenosząc na białowłosą.
- Tak się bawisz? - mruknąłem, przez chwilę przybierając kamienny wyraz twarzy. Szybko znikł on jednak, zastąpiony szatańskim uśmieszkiem, gdy zacząłem chlapać ją wodą.
Odgarnęłam mokrą grzywki z oczu.
- Jesteś tego pewien? - zapytałam poważnym głosem, wciąż się jednak do niego śmiejąc - Oj nie wiesz chyba z kim zadzierasz.
Nie zapomniałam jeszcze tego wyścigu, który przegrałam, bo chłopak użył magii. Ja też umiałam oszukiwać, a znajdowaliśmy się teraz w moim żywiole.
Używając swojego talentu, podniosłam do góry większą ilość wody i zatrzymałam ją nad głową chłopaka.
- To co... Jesteś pewien?
Spojrzałem się na Koroshio, oraz jej poważną minę, która na nic dobrego nie wskazywała. W net poczułem jak na moją głowę zaczynają skapywać pojedyncze, małe krople wody. Nie musiałem spoglądać w górę, aby wiedzieć, co jest grane.
- Jestem pewien - powiedziałem, chcąc zachować poważny wyraz twarzy.
Znów mnie zaskoczył odpowiedzią. Chyba nigdy nie przestanie tego robić. Ale to właśnie mi się w nim między innymi podobało. Że był nieprzewidywalny tak samo jak ja.
- Jesteś dziwny. - mruknęłam zrzucając na niego dwa litry wody - Ale za to cię kocham. - powiedziałam podpływając do niego bliżej i całując go w mokry policzek.
Uśmiechnąłem się pod nosem, czując złożony na moim policzku mokry pocałunek.
- Jeśli to nagroda za coś, to muszę dla takich nagród robić więcej - powiedziałem, odgarniając kosmyk włosów z oka.
- To nie jest nagroda. Tylko ostrzeżenie. - mruknęłam i znów zanurzyłam głowę chłopaka pod wodą, chichocząc przy tym pod nosem.
Pokręciłem tylko głową, po chwili zanurzając się trochę głębiej pod wodę, aby być poza zasięgiem dłoni Koroshio. Popłynąłem za białowłosą, po czym wynurzyłem się z wody, będąc dokładnie za nią i ochlapałem falą H2O.
- Grrr... - warknęłam do niego, próbując ogarnąć włosy - Mogłeś mnie chociaż ostrzec.
Podpłynęłam do niego bliżej nurkując tuż przed nim. Chowając się przed chłopakiem popłynęłam za niego cicho wynurzając się na powierzchnię. Chwilę później siedziałam już na plecach bruneta, próbując wspiąć się na jego barki.
Nie spodziewając się żadnego "ataku" ze strony Koroshio, w chwilę potem poczułem jak coś wspina mi się po plecach, a potem na barki. Zaśmiałem się, uśmiechając pod nosem, po czym dotknąłem stopami wystającego z podłoża kamienia i stanąłem na nim. Musiałem jednak przyznać, że była strasznie lekka, a ja praktycznie nie czułem na sobie jej ciężaru.
- Nie wierć się tak, bo zaraz spadnę. - powiedziałam, kiedy w końcu z triumfem na twarzy, wygodnie usadowiłam się na chłopaku - To jak ty teraz wrócisz do domu? Kas nie wpuści cię takiego mokrego. - powiedziałam mu cicho do ucha, lekko się uśmiechając.
W końcu stanąłem sobie wygodnie i mogłem pozwolić wygodnie usadowić się Koroshio, żeby nie spadła z powrotem do wody.
- Tak myślisz? - mruknąłem, wzdychając cicho. - Czyli nie mam gdzie się podziać teraz?...
- No niestety nie. - westchnęłam teatralnie, nachylając się do niego - No chyba, że będę tak litościwa i pozwolę ci wrócić do szkoły. - szepnęłam mu do ucha, mierzwiąc mu przy tym włosy.
- Mhm - mruknąłem pod nosem. - Więc litościwa pani, pozwolisz mi wrócić do szkoły? - spytałem, wychodząc na brzeg.
- Uhm... No niech no się zastanowię... Nie wiem czy zasłużyłeś. - przekomarzałam się z nim, mocniej chwytając się jego koszulki - No dobrze. Ale będzie trzeba uważać na Kobrę. Nie jestem pewna, czy jest świadoma, że czasami miewam gości.
- Uważać na Kobre mówisz... - W mig przekręciłem Kor tak, że teraz leżała w moim ramionach. - Jakoś sobie z nią poradzimy - cmoknąłem białowłosą w nosek, przypominając sobie siostrzenice dyrektorki. Miałem tylko cichą nadzieję, że ta mała już dawno o mnie zapomniała.
- Uhm.. Co ty wyprawiasz? - zapytałam zdziwiona. Początkowo mu się wyrywała, próbując zejść z jego rąk, jednak w końcu dałam za wygraną, kiedy poczułam przelotny całus w nos. Zrezygnowana podciągnęłam się wyżej i objęłam go ramieniem za szyję, wtulając się w jego - wciąż mokry - tors.
***
Po jakimś czasie udało nam się dotrzeć do szkoły, gdzie następnie wdrapaliśmy się na samą górę do pokoju Koroshio. Na szczęście nie spotkaliśmy na swojej drodze Kobry, co nie oznacza, że nie spotkamy jej w późniejszym czasie. Ona może być wszędzie. Dowiedziałem się o tym ostatnio wraz z Kasene, gdy niespodziewanie nawiedziła nasze mieszkanie.
- E to... Rozgość się czy coś...
Raczej nie byłam przyzwyczajona do gości w "swoim" pokoju, co zresztą było widać na pierwszy rzut oka. Jedyną osobą, która mnie tu odwiedziła była Shina, ale wtedy i tak panował większy porządek. W tej chwili pomieszczenie wyglądało jak po przejściu trąby powietrznej. Wciąż nie potrafiłam się zabrać do wyrzucenia rozbitego pewnej nocy lustra, którego szczątki wciąż walały się po podłodze. Łóżko, którego właściwie nie używałam jak zwykle było nie pościelone, a kołdra wraz z poduszką leżały w kącie na ziemi, gdzie spędzałam raczej większość snu. Oprócz tego po całym pokoju walało się kilka ołówek, węgielków i gumka, a także tysiące kartek z rysunkami, których było tak dużo, że już od dawna nie mieściły się w teczce.
- Uhm... Trochę tu bałagan.
- Nie przejmuj się, u mnie panuje większy "porządek" - uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, gdy przed oczami stanął mi wizerunek własnego pokoju, oraz stan, w jakim się znajduje aktualnie. Wciąż nie mogę zebrać się do posprzątania choćby połowy tej rupieciarni... Chociaż mam jedno pocieszenie... Nikt nie przebije Kasa, jeśli chodzi o "porządek" w pokoju.
- Rysujesz, hm? - zerknąłem na rysunki leżące na podłodze.
- Trochę... - mruknęłam pod nosem podnosząc z zakurzonego dywanu parę kartek - Chcesz zobaczyć?
- Pewnie - uśmiechnąłem się lekko i kucnąłem na podłodze, spoglądając na prace. Niektóre z nich były skończone, a inne jedynie naszkicowane. Ciekaw byłem, jakie rysunki mi pokaże.
W mgnieniu oka przebiegłam po całym pokoju, zbierając po drodze wszystkie kartki. Wziąwszy do rąk jeszcze niedomykającą się już teczkę i podeszła do łóżka, wygodnie na nim siadając.
- Siadaj... Jeżeli się odważysz. - zawołałam do Naoki'ego i poklepałam tapczan, który niezbyt zachęcająco zatrzeszczał.
- Może twoje łóżko mnie nie zje - zażartowałem, odważając się usiąść obok białowłosej. Może i trzeszczał, wydając z siebie groźne odgłosy, jednak był całkiem wygodny. 
- Więc co mi pokażesz? - spytałem po chwili.
- Wszystko, co tylko chcesz. - powiedziałam i przysunęłam w jego stronę stos kartek, rozkładając kilka z nich na łóżku.
Żadne moje rysunki nie były takie same. Na każdym było coś lub ktoś inny. Nie rysowałam rzeczy nierzeczywistych jak większość sławnych artystów. Rysowałam to co widziałam. Obrazki były poniekąd moim pamiętnikiem. Wszystko co widziałam, każde miejsce, w którym byłam, osoby, które poznałam. Wszystko to przelewałam na papier. Dodatkowo w rogu każdego zapisywałam dokładną datę i miejsce lub nazwisko osoby, która się na nim znajdowała. Wszystko, żeby nie zapomnieć.
Kiwnąłem lekko głową i ułożyłem teczkę z rysunkami na swoich kolanach. Postacie, miejsca, czasami jedynie szkice. Dosłownie wszystko, co ktoś mógłby zapisać. Kor zamiast pisać rysowała. Nie dziwiłem się, naprawdę miała talent, rysowała pięknie.
Na pierwszym rysunku znajdowała się szkoła. Cały plac zapełniony był uczniami, którzy biegali ze sobą szczęśliwi. Tylko jedna, samotna dziewczyna siedziała sama, obserwując to wszystko. Na kolejnym był kolejny budynek, tylko tym razem przypominał on sierociniec zamiast szkoły. Zmrużyłem lekko oczy, spoglądając przez chwilę na to wszystko, aż natrafiłem na rysunek dużego, czarnego wilka stojącego pośrodku ośnieżonego lasu. Na większości kolejnych rysunków widniał chłopak. Z tego co widziałem na samym dole, miał na imię Eren. Przyjaciel? A może ktoś więcej? W takim razie gdzie teraz był.. Te rozmyślania muszę zostawić na później, choć i tak nie dadzą mi spokoju. 
- A co to za paskuda? - spytałem, gdy natrafiłem na swój rysunek. - Ja go nie znam - uśmiechnąłem się lekko pod nosem, tym razem mając przed oczami wizerunek Kasene z Wieszczadłem.
- Jaka paskuda? - zapytałam ze zdziwieniem, wyrywając mu rysunki z rąk - E... Jeżeli mówiłeś o Kas to nie spodoba mu się to raczej. A jeżeli o sobie... - przysunęłam się bliżej do chłopaka, odsuwając na bok rysunki - ...to jesteś brzydal nad brzydale, mój przystojniaku. - mruknęłam zostawiając mu krótki całus na policzku.
Uśmiechnąłem się pod nosem, po chwili również odwdzięczając za całus, zostawiając go na nosku Koroshio.
- Pięknie rysujesz - uśmiechnąłem się do białowłosej, spoglądając jeszcze raz na rysunki.
- A ty wspaniale grasz i śpiewasz.
Zrzuciłam na podłogę wszystkie rysunki, aby się nie pogniotły. Sama natomiast położyłam się na łóżku, opierając głowę o nogi chłopaka.
- Naoki...?
- Hm? - spojrzałem się prosto w czarne tęczówki Koroshio, która ułożyła się wygodnie na moich kolanach.
Uśmiech zniknął z mojej twarzy, przybierając bardziej poważny wyraz.
Naoki był moim (taką przynajmniej  miałam nadzieję) chłopakiem. Bardzo mi na nim zależało i nie chciała  przed nim niczego ukrywać. Bałam się jednak, że prawda może go ode mnie  odstraszyć. Jednak równocześnie chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej.  Najlepszym rozwiązaniem było więc zadanie w końcu pewnych pytań, a potem mówić o sobie.
- Gdzie są wasi rodzice? - zapytał po chwili wahania.
Zamilkłem na chwilę, próbując pozbierać w głowie rozproszone myśli. Zdawałem sobie sprawę z tego, że wiecznie nie mogę tego przed nią ukrywać. 
- Ojciec mieszka na obrzeżach innego miasta, trochę oddalonego od Nevermind. Teraz już nie utrzymujemy z nim kontaktu, tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nasza matka... Również mieszka w domu, z jedną małą różnicą, że prawie w ogóle nie wychodzi ze swojego pokoju. Kiedyś była normalna, jednak z czasem jej stan pogarszał się, aż w końcu całkowicie zamknęła się w sobie.
- Ale dalej was kochają... Prawda? - zapytałam z bólem w głosie.
-...Tego nie wiem... - odparłem zgodnie z prawdą. Matka do pewnego czasu darzyła nas pewnym uczuciem, jednak szybko znikło ono wraz z jej nasilającą się chorobą. Ojciec... On nigdy się nami nie zajmował.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Bo w sumie w takiej sytuacji nic się nie da powiedzieć. Może nawet nie powinno.
Powoli podniosłam się do siadu. Pociągnęłam bruneta w swoją stronę o wiele brutalniej niż to planowałam po czym mocno go do siebie przytuliłam.
- Ja na pewno.
Gdy poczułem jak Koroshio mocno przytula mnie do siebie, samoistnie objąłem ją i również przyciągnąłem do siebie.
- Cieszę się - szepnąłem jej do uszka i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie chcę cię oszukiwać, ani nic przed tobą ukrywać. - powiedziałam po chwili milczenia, nie przestając go przytulać - Ale... Tak bardzo boję się prawdy... - szepnęłam czując zbierające się w oczach łzy.
- Nie bój się - przytuliłem ją mocniej. - Wiesz, że niezależnie od tego co tu usłyszę, nadal będę cie kochał - spojrzałem się prosto w jej czarne tęczówki.
- Naprawdę...?
Nie potrafiłam uwierzyć w to co powiedział. Jego słowa były dla mnie czymś tak nierealnym. Tak bardzo niemożliwym.
Ale przecież czułam jego uczucia do siebie. Czemu więc nie miałam im zaufać? Zaufać jemu...
- To dłuższa historia niż się wydaje...
Oparłam głowę o jego tors, rozkoszując się ciepłem bijącym od jego ciała. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mu wszystko opowiadać. Od początku do końca. Od pojawienia się w sierocińcu do dnia, kiedy zostałam przywieziona do szkoły. Wszystko z najmniejszymi szczegółami. Nie pominęłam niczego, ani nikogo.
Chłopak przez cały czas słuchał mnie z uwagę, ani na chwilę mi nie przerywając. Nie widziałam jego miny. Bałam się na niego spojrzeć, nawet kiedy już skończyłam mówić.
Wysłuchałem historii Koroshio od początku do końca. Cały czas milczałem, nie chcąc jej przerywać i zasypywać niepotrzebnymi pytaniami. Choć bardzo korciło mnie, aby to zrobić...
   To wszystko wywarło na mnie naprawdę niemały szok. Siedziałem przez dłuższą chwilę w zupełnym milczeniu, chcąc to wszystko sobie jakoś poukładać. Szczerze nie było mi łatwo. Wydawało się to naprawdę nie realne. Takich przeżyć nie życzył bym nikomu.
-...Wiesz... Nieważne kim byłaś, co robiłaś, co inni myślą o tobie. Cieszę się, że spotkałem właśnie ciebie i mojej Koroshio nie zamieniłbym na żadną inną. Przeszłość bywa bolesna i podziwiam cie za to, że opowiedziałaś mi to wszystko. Pamiętaj, że możesz mi zaufać, a ja zawsze ci pomogę.
Jeszcze mocniej wtuliłam się w chłopaka. Łzy płynęły mi bez pohamowania.
Czy to była prawda, czy może mi się tylko śni? Bo los się w końcu do mnie uśmiechnął. Po tylu latach znęcania się nade mną, dał mi w końcu coś miłego, jakiś punkt zaczepu. Nareszcie czułam, że mam szansę znaleźć dom.
- Kocham cię. Nie mam pojęcia czym sobie na ciebie zasłużyłam.
- Na pewno czymś zasłużyłaś - przytuliłem dziewczynę, delikatnie gładząc po śnieżnobiałych, pięknych włosach. Może to jest sen, jednak nie przypominam sobie, abym takie miewał. Zazwyczaj jedynie koszmary. Skoro to sen, wolę się już nigdy nie obudzić i zostać przy niej.