Pogadaj z nami :D

środa, 31 grudnia 2014

Coś tam świątecznego.

-Coś się stało?- usłyszałam zaniepokojony męski głos. Leniwie otworzyłam jedno oko by ujrzeć przede mną niebieskookiego chłopaka o kruczoczarnych kędziorach i pięknie zaróżowionych od zimna policzkach. Otworzyłam dwoje oczu nie będąc pewna czy ów chłopak nie jest jedynie wytworem mojej wyobraźni, która jeszcze chwilę temu nieposkromiona biegała podsuwając mi różne obrazy.
-Wszystko w porządku?- chłopak ponowił pytanie rozwiewając wszelkie wątpliwości co do swojego istnienia. Podparłam się na łokciach, które zatopiły się w śniegu.
-Wszystko ok, a co?- odparłam mało inteligentnie.
-Nic, tylko tak obserwuję cię od godziny jak leżysz w śniegu bez ruchu. Myślałem już, że zamarzłaś- uśmiechnął się wyciągnąwszy rękę by pomóc mi wstać.
-Zamyśliłam się- odparłam wstając i otrzepując się ze śniegu- ale na pewno nie siedziałam tu godzinę.
-No może i nie ale to i tak nie dobrze tyle leżeć w śniegu...
-Tak ale to już nie twoja sprawa prawda?- odparłam wzniośle i odwróciwszy się na pięcie ruszyłam w stronę domu. Rzeczywiście było mi już cholernie zimno, a o tym że siedzenie na śniegu tyle czasu nie jest dobrym pomysłem boleśnie przekonały się moje skostniałe palce i zmarznięty tyłek.
- Hej a może... dałabyś się namówić na jakąś herbatę?- spytał z nadzieją doganiając mnie szybko.
-Nie, dzięki- odparłam przyspieszając kroku.
-Dlaczego?
-Bo jest Wigilia i spieszę się do domu- skłamałam. Była ledwie trzecia po południu, wszystko przygotowane, kolacja miała zacząć się dopiero po dziewiętnastej, a ja wyszłam z domu tak na prawdę by odpocząć od tego świątecznego rozgardiaszu. Ale on przecież nie musiał o tym wiedzieć.
-No proszę cię. Chociaż chwilę...
-Ale po co? O co ci chodzi?- jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
-Poczekaj- złapał mnie delikatnie za łokieć i obrócił ku sobie- bo wiesz chodzi o pewną przysługę...znaczy chciałbym żebyś mi w czymś pomogła.
-Przecież ja cię nawet nie znam!
-No i co z tego? Posłuchaj mam pewien problem. Moja śnieżynka zachorowała, a ja nie mam dla niej zastępstwa. Niby mógłbym pójść sam, ale jak cię zobaczyłem od razu wiedziałem że musisz być moją śnieżynką. Oczywiście zapłacę ci. Kasą dzielimy się po połowie. To jak?
-Ale dlaczego ja?
-Bo idealnie pasujesz do tej roli. Masz białe włosy, bladą cerę i niebieskie oczy. No śnieżynka jak się patrzy!- zawołał ze śmiechem.
-No nie wiem- odparłam z wahaniem. Chłopak był na oko ze dwa lata starszy. Bujne czarne włosy zakrywały czoło i wpadały do błękitnych oczu o wesołym wejrzeniu. Ogólnie sprawiał wrażenie jakby lubił cały świat a cały świat lubił jego. No w każdym razie sprawiał dobre wrażenie.
-Hej no co ci szkodzi. Zajmie nam to ze dwie godzinki no chyba że będzie poślizg to troszkę więcej ale na pewno zdążysz do siebie na wigilię. Proszę cię- spojrzał błagalnie tymi niebieskimi oczami.
-Ym... a co takiego miałabym robić?- spytałam niepewnie.
- Nic trudnego. Po prostu wchodziłabyś pierwsza, zapowiadała Mikołaja, pytała czy są tu jakieś grzeczne dzieci, pomagała mi odczytywać imiona z prezentów i ewentualnie zdzieliła jakieś niegrzeczne dziecko rózgą. To co ty na to?
Staliśmy chwilę w milczeniu patrząc na siebie. On wzrokiem błagalnym, ja nieufnym.
-No niech będzie- odparłam po chwili z wahaniem-  Kiedy zaczynamy?
-Za pół godziny. Najlepiej chodźmy już się przebrać.
-Co? Znaczy... już? Teraz?
-No tak. Pierwsza rodzina zamówiła na 16, a że to na drugim końcu miasta to mamy stosunkowo niewiele czasu.
Wyszliśmy więc z parku i przeszliśmy na parking gdzie stała stara, zielona furgonetka. Chłopak otworzył tylne drzwi i wyciągnął biały pokrowiec.
-To twój strój. Proszę, wejdź do środka przebież się, a ja odpalę samochód żeby trochę się zagrzał. Swoje rzeczy możesz włożyć na razie do tego worka- podał mi pokrowiec i wskazał pakę furgonetki w geście zapraszającym. Weszłam posłusznie do samochodu, zatrzasnęłam drzwi i upewniwszy się że na pewno brunet nie ma jak mnie tu podglądać przebrałam się w strój śnieżynki. Składały się na niego półdługa biała sukienka, pelerynka i krótkie rękawiczki w tym samym kolorze. Zaplotłam włosy w warkocz i założyłam srebrną przepaskę w śnieżynki oraz białe pantofelki. No jednym słowem gdybym się skuliła to równie dobrze mogłabym udawać śnieżną kulę. Wyszłam z tyłu i zajęłam miejsce w kabinie koło kierowcy gdzie było już zdecydowanie cieplej.
-Ha! Mówiłem, że będziesz się nadawała. Istna śnieżynka! Przynajmniej nie na darmo ślęczałem w tym parku godzinę. Dobra to teraz ja lecę się przebrać- zawołał uradowany i wyszedł do tyłu.
Po chwili za kierownicą zasiadł białobrody pseudo święty w tradycyjnym czerwonym wdzianku i z wypchanym brzuchem oraz wielkimi, czarnymi buciorami. Połowę twarzy zasłaniała mu bujna broda i wąsy, (które wyglądały bardzo realistycznie) a drugą połowę wielka czapa, czyli widać było tylko niebieskie oczy.
-Dobrze?- spytał grubym głosem Mikołaj.
-Świetnie- zaśmiałam się i ruszyliśmy powoli z parkingu.
-Lepiej napisz do rodziców że wrócisz później.
-Mhm... No tak- wyciągnęłam posłusznie komórkę i wystukałam krótkiego esemesa.
Po chwili zatrzymaliśmy się na parkingu koło wielkiego szarego bloku. Wysiedliśmy z samochodu i okrążywszy budynek stanęliśmy przed wejściem do klatki schodowej.
-Dobra jaki tam jest numer?- spytałam patrząc na domofon.
-14 ale nie dzwoń! Musimy wejść na górę, w klatce mają mi dać prezenty, a w tym czasie ty wchodzisz do dzieci. Jasne?
-Jasne- odparłam i zadzwoniłam pod ostatni numer prosząc o otwarcie drzwi jako kolędnicy. Weszliśmy cicho na właściwe piętro i delikatnie zapukaliśmy we framugę. Najwyraźniej ktoś już czekał pod drzwiami bo otwarły się natychmiast ukazując szczupłą kobietę w średnim wieku z pięknym blond kokiem.
-Nareszcie- szepnęła i przytknęła palec do ust jakby sama siebie uciszając. Delikatnie wyjęła z szafki reklamówkę prezentów i wyszła na klatkę by przełożyć je do worka Mikołaja.
-Ty możesz już wchodzić- szepnął chłopak próbując uśmiechem dodać mi odwagi. Przełknęłam ślinę i cicho weszłam do przedpokoju. Z pomieszczenia na końcu korytarza dolatywały wesołe śmiechy i różnego rodzaju hałasy.
-Ekhem... yy Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?- zawołałam, a raczej wrzasnęłam. Wszystkie dźwięki na raz ustały, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie prawdopodobnie właśnie czerwieniejącą się po uszy.
Cisza trwała zdecydowanie za długo.
 Kurczę co ja bym mogła jeszcze powiedzieć?- myślałam gorączkowo  jeszcze bardziej czerwieniejąc.
-Są!- zakrzyknął nagle mały blondynek i z wesołym piskiem objął mi kolana. Za jego przykładem poszło też czworo kolejnych dzieci.
-Aby na pewno byliście grzeczni?- zapytałam ze śmiechem próbując się nie przewrócić.
-Tak!- zakrzyknęły chórem.
-Były, były- zaśmiał się siwy staruszek przy stole, a dzieci posłały mu wdzięczne spojrzenie.
-Widzisz, dziadek powie. Ja mu zawse pomagam- uśmiechnął się blondynek ukazując brak jednego siekacza.
-A to dobrze. W takim razie zasłużyliście na prezenty!- zakrzyknęłam, a z korytarza dobiegł dźwięk dzwoneczka i w progu zjawił się Mikołaj.
-Ho ho ho. To jak śnieżynko? Są tu jakieś grzeczne dzieci?- Mikołaj wkroczył do pokoju i zaczęło się obdarowywanie prezentami. Po rozdaniu wszystkich paczek i odśpiewaniu kolędy. Wśród wdzięcznych uścisków dzieci, ich radosnych kwików na widok zawartości prezentów oraz uśmiechów dorosłych pożegnaliśmy się obiecując przybyć w następnym roku i wreszcie wyszliśmy.
-Uf- odetchnęłam z ulgą- myślałam że będzie gorzej.
-E tam. Dobrze było.
-Aha. A teraz dokąd?
-Nie daleko. Dwa bloki dalej. Przejdziemy się- zapowiedział Mikołaj.
Chwilę potem byliśmy na miejscu i wdrapywaliśmy się na najwyższe piętro. Tu przybycie Mikołaja wyglądało niemal tak samo jedynie tylko, że dzieci było dwa razy więcej, a więc i dwa razy dłużej nam to zajęło. Dodatkowo pod nogami plątały się trzy psy i chomik w kuli, którzy również dostali prezenty.
-Rany. Powiedz że kolejna rodzina będzie mniej liczna- szepnęłam z nadzieją wychodząc od tej wesołej gromadki.
-Będzie bo teraz idziemy do matki z trojgiem dzieci. Ale u niej robimy za friko. To znajoma rodziców- wyjaśnił Mikołaj.
Wsiedliśmy w ciszy do furgonetki i po chwili zaparkowaliśmy pod starą, odrapaną kamienicą wyraźnie potrzebującą remontu. Weszliśmy do bramy, wspięliśmy się na drugie piętro i zastukaliśmy cicho w ciężkie, stare drzwi. Dopiero za drugim razem otworzyła nam dosyć jeszcze młoda, kruchej budowy i średniego wzrostu kobieta o pięknych, bujnych, kasztanowych włosach.
-Nareszcie jesteście! Dzieciaki już czekają- szepnęła zapraszając nas do pierwszego pomieszczenia przy wejściu, którym była kuchnia. Mieszkanie było małe, ale bardzo wysokie jak to w kamienicy. W kuchni Mikołaj zapakował do worka garstkę prezentów przez co gigantyczny worek wydawał się niemal pusty.
-Hm a może przełożymy do czegoś innego?- zapytał chłopak patrząc ze smutkiem na worek.
-Do czego? Zresztą i tak nie ma już na to czasu- wzruszyła ramionami kobieta i gestem wskazała mi salon w którym siedziały dzieci. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam szybko podwójne drzwi.
-Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?- zawołałam z uśmiechem wparowując do pomieszczenia.
-Elf!- zawołała mała, może pięcioletnia dziewczynka o kasztanowych włosach tak pięknych jak matki. Siedziała razem z dwójką pozostałych dzieci, starszą siostrą i dwuletnim bratem przy choince i oglądali bajkę na małym przedpotopowym telewizorku.
-A Mikołaj przyjdzie?- zapytała z nadzieją starsza może ośmioletnia dziewczynka.
-Przyjdzie, ale najpierw muszę się dowiedzieć czy byliście w tym roku grzeczni i czy zasłużyliście na prezenty- zaśmiałam się i usiadłam na fotelu przy choince. Widząc to chłopczyk uwolnił się z objęć starszej siostry i uniósł w moją stronę rączki żądając posadzenia go na kolanach.
-No to jak? Byliście grzeczni?- zapytałam jeszcze raz, próbując nie dopuścić do zabrania przez chłopczyka srebrnej przepaski.
-Byliśmy- odparła natychmiast młodsza dziewczynka.
-A ty?- zapytałam zwracając się do starszej, która nagle zwiesiła główkę.
-Ja nnie byłam grzeczna- powiedziała ze smutkiem.
-O! A to czemu?
-Ja nie zasługuję na prezent- pisnęła z płaczem.
-A ja jestem pewna, że to nie jest takie złe. Mikołaj potrafi przebaczać i na pewno nie będzie się złościł.
Mała tylko ze smutkiem pokiwała główką.
-Może mi powiesz na ucho co to było, a ja ocenię czy rzeczywiście nie zasługujesz na prezent.
Przystawszy na tę propozycję dziewczynka schyliła się i szepnęła mi do ucha: -ukradłam Briannie bransoletkę bo mówiła że mnie na taką nie stać.
-A... masz ją jeszcze?- spytałam próbując ukryć zmieszanie.
-W pokoju.
-Więc musisz najszybciej jak to możliwe oddać ją koleżance- powiedziałam z powagą- a wtedy Mikołaj przyjdzie.
-Oddam. Oddam teraz- zawołała z zapałem, ale w tej chwili wszedł Mikołaj ze swoim wesołym ho ho ho i rozpoczęło się wręczanie prezentów. Tutaj zabawiliśmy chyba najdłużej. Odśpiewaliśmy kilka kolęd, zostaliśmy poczęstowani skromną kolacją, a że dzieci nie chciały się rozstawać z Mikołajem i Śnieżynką/Elfem obejrzeliśmy bajkę i odśpiewaliśmy jeszcze dwie kolędy.
-Tak, to do zobaczenia za rok kochani. Mikołaj już musi iść dalej- powiedział Mikołaj wstając po ostatniej kolędzie- chodź mój elfie.
-Cii. Mały zasnął- szepnęłam by nie obudzić chłopczyka i delikatnie wstałam tuląc go w ramionach- to może ja go położę- zaproponowałam.
-Dobrze. Idź do pokoju na końcu korytarza po prawej stronie- szepnęła kobieta z uśmiechem.
Zaniosłam cicho dwulatka do wskazanego pokoju jednak gdy go kładłam lekko otworzył oczy i zaczął coś mamrotać.
-Cii. Śpij mały- szepnęłam i ze złotego pasma magii światła wyczarowałam złote śnieżynki. Chwilę fruwały nad łóżeczkiem by powoli rozpaść się w postaci złotego pyłu.
-To elfy tak potrafią?- za mną stała młodsza dziewczynka i z zachwytem wpatrywała się w resztki pyłu.
-A widzisz potrafią- odparłam z uśmiechem i wyszłyśmy z pokoju by nie obudzić chłopczyka.
-Mikołaj też tak umie?
-Nie, Mikołaj nie umie. Ale obiecaj, że to zostanie naszą tajemnicą zgoda?
-Zgoda... a mogę powiedzieć mamie?
-Nie, nawet mamie. To będzie nasz świąteczny sekret.
-Dobrze- pokiwała ochoczo główką i pobiegła do salonu.
-No chodź już Śnieżynko- zawołał od drzwi Mikołaj, a dziewczynki wyszły z mamą by nas pożegnać.
-Do zobaczenia za rok- zawołałam i już schodziliśmy na dół gdy na klatkę nagle wybiegła starsza dziewczynka.
-Oddałam- szepnęła mi do ucha- przepraszam.
Kiwnęłam głową i uśmiechnąwszy się promiennie potarmosiłam jej grzywkę. Mała najwyraźniej wymknęła się z domu gdy nikt nie patrzył.
-To bardzo dobrze. Ale nigdy więcej tego nie rób dobrze?
-Obiecuję- uśmiechnęła się i pobiegła z powrotem na górę.
Wyszliśmy z ulgą na mroźne, zimowe, wieczorne powietrze. Odruchowo spojrzałam w górę, na niebo rozświetlone milionem gwiazd.
-Piękna Wigilia- westchnęłam z rozmarzeniem.
-Piękna, piękna ale chodźmy już do samochodu. Broda mi zamarza- mruknął Mikołaj- ty chyba masz skłonności do stania się soplem lodu.
-Hm. A ile jeszcze nam zostało?
-To wszystko- powiedział z uśmiechem i ruszyliśmy z parkingu- odwiozę cię. Daleko mieszkasz?
-Dwie ulice dalej. Skręć teraz w lewo- instruowałam go aż dojechaliśmy pod mój dom.
-Bardzo ci dziękuję za pomoc- powiedział wjeżdżając na podjazd.
-Nie ma sprawy- westchnęłam rozpinając pasy- a co ze strojem?
-Kiedyś mi oddasz- uśmiechnął się łobuzersko- poczekaj, dam ci jeszcze kasę- wyciągnął portfel z tylnej kieszeni.
-E nie trzeba- uśmiechnęłam się i wysiadłam z furgonetki.
-To do zobaczenia!- zawołał wychylając się z okna- i dzięki!
Pomachałam mu jeszcze wesoło i weszłam do środka.
Kilka godzin później po wigilijnej kolacji, gdy wszyscy goście poszli już spać. Idąc do pokoju z kubkiem parującej herbaty spostrzegłam na podłodze przed głównymi drzwiami kilka złożonych banknotów.
                                                               ***
Troszkę spóźnione ale jednak.

czwartek, 25 grudnia 2014

Koszmar śniętego świętego


Westchnąłem ciężko, przewracając bezradnie oczami i jedynie udając, że słucham trajkotania mojego brata na temat nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Chłopak już w listopadzie chciał ubierać choinkę i pisać list do Świętego, aby przypadkiem sobie o nim nie zapomniał. W końcu był grzecznym dzieckiem w tym roku, a przynajmniej on tak tylko sądził. Nawet w liście zatroszczył się o mnie i kazał Mikołajowi podarować mi pod choinkę tabletki na nerwy i nową miotłę.
- Kas, rozumiem, że energia cię rozpiera, ale poczekaj aż dojdziemy do domu. Nie musisz rozpakowywać tego wszystkiego tutaj na śniegu - przejechałem dłonią po twarzy, okazując tym samym dotąd ukrywane zażenowanie całą tą sytuacją i jego wyczynami. Czarny kociak imieniem Kuro - zainteresowany tym, co się w ogóle dzieje - wypełzł z kaptura mojej kurtki i przyjrzał nam się uważnie, wlepiając swoje ślepka w masę reklamówek z nadrukami najpopularniejszych sklepów w mieście.

Chodź może na to nie wygląda, ale ja naprawdę rozumiem fakt, że święta wcale nie zaczynają się w listopadzie, tudzież na początku grudnia, jak próbują nam wmówić media, jednak z każdym dniem, z każdą myślą, że to coraz bliżej człowiek się po prostu wkręca, a dzisiaj właśnie nastąpiło epicentrum. Podbudowane litościwą zgodą na spotkanie się w okolicznym hipermarkecie, gdzie przy rodzinnej atmosferze i dźwięków dzikich wyjców z radia, radośnie można pakować do koszyków wszystko, co wpadnie w ręce. Ewentualnie spadnie z półek.
Jak nie można się zatracić w atmosferze, widząc dwie mamuśki zażarcie walczące o ostatnią sztukę lalki Barbie, używając takich interaktyw, aż byłem pod wrażeniem?
- Oj Nekuś, nie czujesz ani odrobinę tej magii?- uśmiechnąłem się, widząc jego niemrawą minę.- Ubieranie choinki? Zabijanie w atmosferze miłości karpia? Po raz pierwszy grzybowa nie z chińskich zupek? Prezent? Nic? Naprawdę?
- Magii? Jakiej magii? Magie to ja mam na co dzień, Hogwart, Czarownice na miotłach i inne stwory, choinkę się ubierze, a potem trzeba rozbierać - przy okazji mam nadzieję, że wzięliśmy te plastikowe bombki, a nie szklane - biedny karpik idzie pod nóż zamiast żyć w zanieczyszczonych wodach jezior i czegoś tam jeszcze, a grzybową i tak rzadko gotujemy - wyliczyłem wszystko na palcach, stwierdzając w podświadomości, że święta to tylko czas, aby dobrze się najeść i nie dać zabić podczas survivalu w dżungli zwanej hipermarketem, bądź galerią.
- Chociaż... Jakby się tak głębiej zastanowić, to Święta nie są takie złe - mruknąłem po chwili. - Jeden dzień do roku, w którym nie próbujemy się zabić na wzajem. Błąd. Jeden dzień w roku, w którym ja nie próbuję cię zabić, a ty nie wzywasz egzorcysty. A teraz lepiej się pośpieszmy, ręce mi odmarzły.
Reasumując: Święta są cudowne.

Westchnąłem głęboko, zakopując się nosem pod materiałem, czując, że on barwą dorównuje szalikowi.- Ty potrafisz wszystko zepsuć.- podsumowałem jego winy, wpychając mu do łap siatki z zakupami, a sam zostawiłem go w tyle, chcąc jak najprędzej znaleźć się w domu. Jednak to, co ujrzałem po otwarciu drzwi, lekko mówiąc zaniepokoiło mnie.Na korytarzu coś bawiło się ozdobną wazą, którą zabrało z szafki. To „coś”, było tak małe, że nie dorastało mi nawet do pasa, miało spiczaste uszy, zielono-białą czapeczkę, która śmiesznie zadzwoniła, gdy ten gwałtownie odwrócił głowę by móc na mnie popatrzeć. I wielkie czarne oczy, które powiększały się z każdą sekundą wpatrywania się we mnie, aż to „coś” nie wytrzymało, pisnęło, zakręciło się wokół osi, by z impetem przywalić nosem w komodę i zwiać w stronę salonu. Upuszczając przy okazji wazę, która roztrzaskała się na milion kawałeczków.
Oczywiście ja sam pisnąłem i czym prędzej zamknąłem drzwi.
- Co ci?- odwróciłem się na dźwięk, styranego życiem Naokiego. Targając siatki przytelepał się do drzwi, gapiąc się tak na mnie, jakby chciał zapytać; „Znowu? Znowu coś zepsułeś?”
- Nekuś, chyba się nam coś dziwnego zaległo.

Zmarszczyłem brwi, spoglądając na Kasene wzrokiem typu "co znowu zepsułeś? dlaczego znowu zepsułeś?", po czym zacząłem zastanawiać się, dlaczego ja w ogóle poszedłem z nim na zakupy, zamiast zostać w domu i najzwyczajniej w świecie go pilnować.
Odstawiłem na śnieg torby z zakupami, odsuwając Kasa od drzwi i jednym, zamaszystym ruchem otwierając je na oścież, aby móc ujrzeć...
- Kas, mamy robale w domu - mruknąłem bez żadnego przejęcia, po czym sięgnąłem po jakąś starą, zeszłotygodniową gazetę i zwijając ją w rulonik, trzepnąłem jedno z tych małych prosto w łeb. Stworek zachwiał się niebezpiecznie, a następnie przywalając nosem w ścianę opadł na podłogę.
Z trwogą patrzyłem na to jak potraktował, te dziwne coś, co nawet nazwać nie potrafię. Gdy jeden z nich utracił przytomność po pocałowaniu ściany nagle przybiegł do niego drugi, identyczny. Złapał go za nogi i mrucząc coś w niezrozumiałym języku, co nas na bank obrażało i wraz z mam nadzieje nie martwym kumplem szybko uciekli do salonu. Popatrzyłem niepewnie na Naokiego, który spełniony wymachiwał gazetą w powietrzu, zastanawiając się gdzie podział trutkę na robactwo.
- Co to ma być?- ktoś się obruszył. I to na pewno nie był Naoki, ani ja. Drgnąłem konwulsyjnie, rozglądając się po pomieszczeniu, a gdy z salonu wyłoniła się sylwetka starego mężczyzny, wydałem z siebie żałosny dźwięk, odruchowo chowając się za Naokiego. Nieznajomy był ubrany w strój Mikołaja, których spotkałem dzisiaj pełno chcących wcisnąć mi przeterminowaną czekoladę, albo jakiś szamponik, czy inny duperelek. Z taką różnicą, że ten miał długą naturalna brodę, a niezrobioną z waty.
- Ho, ho. Kogo my tu mamy?- zaśmiał się zbytnio radośnie na nasz widok, a ja zaś nadto zacząłem wbijać pazury w ramię Nekusia.

Pedofil? Ucieknier z więzienia? Pedofil przebrany za Świętego Mikołaja? Albo... Uciekinier z więzienia będący pedofilem przebrany za Świętego Mikołaja?
- Co to ma być do cholery? - warknąłem, czując na swoim ramieniu coraz dobitniej wbijające się pazury brata. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, że jeśli za chwilę nie przestanie, podzieli los jednego ze skrzatów, po czym przeniosłem swój wzrok na... tego kogoś, kto zapewne tylko podawał się za Świętego, a to wszystko to jedna wielka, świąteczna pomyłka.
- Ho, ho, hoo! Nie zbyt miłe przywitanie Naoki - uśmiechnął się szeroko, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
- Chwila, skąd ty nas znasz? - zdziwiłem się głęboko, nie przypominając sobie, abyśmy kiedykolwiek zawierali takie znajomości.
- Oczywiście, że znam. Kasene i Naoki Blade - ponownie się uśmiechnął. - Jak miałbym nie znać imion dzieci, którym roznoszę prezenty, no co wy!
Zamrugałem kilkakrotnie, w głowie w zwolnionym tempie przetwarzając informacje o tym, co właśnie się wydarzyło i co może stać się za chwilę. Mimo to wolałem nie bawić się w supermena i potraktować gościa ogniem, tylko grzecznie spytać po kiego tu siedzi i po kiego się tu wziął.
- Chwila, skoro jesteś prawdziwym Mikołajem, to gdzie masz sanie? - skrzyżowałem ramiona na torsie, unosząc tym samym jedną brew ku górze i prześwietlając brodatego spojrzeniem typu: "Ha! I co teraz powiesz?"

Pseudo święty, jakby na to pytanie lekko się speszył i zaczął błądzić wzrokiem, gdzieś za oknem.- No ten…. Jakby to powiedzieć, zepsuły się.- zaśmiał się lekko, jednak po chwili westchnął zażenowany, szybkim ruchem dłoni zrzucając to coś, co Naoki wziął za robactwo z oparcia sofy.- To ich wina! Ochlały się cholery i rozwaliły moje sanie o świerk, tu nieopodal. Renifery się spłoszyły i teraz wszędzie się panoszą. O! Jeden nawet tu jest. Macieju nie zjadaj im tu firanki.- wtedy z kuchni dobiegł dziwny dźwięk, w akompaniamencie tłuczenia czegoś i zapowiedzi całkowitego chaosu i po chwili sprawca z zerwaną firanką wparował do salonu. Znaczy chciał, jednak jego poroże były za duże i skończyło się na tym, że przywalił w framugę, uszkadzając ją trochę. Prychnął niezadowolony, wycofując się z powrotem, jednak przy manewrze cofania dupskiem zwalił wazon ze stołu. Ogólnie to wywalił cały stół.
- Aha.- przytaknąłem z otwartą z wrażenia paszczą, średnio wierząc, że mi kuchnie rozwala renifer.- A te to, co to?- wskazałem palcem na takiego jednego, co mi się z zaciekawieniem wpatrywał. Stwierdzenie „to” zapewnię go oburzyło, bo skrzyżował ręce, zadziornie odrzucając grzywkę.

Stałem tak jak ten słup soli z soli, tępo wpatrując się w brodatego, który próbował odgonić od siebie te zielone, przyczepiające się do wszystkiego i chodzące tam, gdzie popadnie, jednak z dość marnym skutkiem. No, i jeszcze do kompletu dostaliśmy renifera! Bo przecież każdy chciałby dostać na święta renifera z całym wyposażeniem i czerwonym, świecącym nosem.
-...To są chyba jakieś jaja... - jęknąłem męczeńsko, jeszcze temu wszystkiemu nie dowierzając do końca. - Dlaczego akurat my? Przecież w okolicy jest... - Nagłe spojrzenie brata zreflektowało mnie, że na tym zadupiu mieszkamy tylko my.- Nie było tematu.
- Ho, ho! Bez obaw. Chciałem tylko prosić was o pomoc.

I właśnie, zawsze takie pytanie rodzi obawy. I nawet, gdy osoba zadająca ją jest wesołym, brodatym dziadkiem z reklamy coca-coli. A w sumie to zwłaszcza, dlatego.- Niczego nie chcemy, nie potrzebujemy, nie bierzemy udziału w ankietach, badaniach, czy niczego nie podpisujemy.- wymamrotałem zapobiegawczo formułkę dla pań z call center, zanim zdążył cokolwiek głębiej wytłumaczyć.
- Ale tu chodzi o dzieci! Chciałem was poprosić o pomoc przy robieniu i pakowaniu prezentów. Tylko popatrzcie na nich. Mają lewe ręce do wszystkiego!- dopiero teraz skapnąłem się, ze ich chaotyczne latanie to tu, to tam ma jakiś sens. Znikomy, ale miał. Sklejały, montowały, a potem po prostu to rozwalały. Tyczyło się to tych, które coś robiły. Reszta bawiła się lampkami i łańcuchami, które przygotowaliśmy na choinkę, albo wyżerały cukierki z szafek.
- Nie ma mowy.- odburknąłem, machając na to wszystko ręką. Nie będę za nikogo roboty odwalać. A zwłaszcza za dziadka, który mimo swego wieku, nadal ubiera się w czerwone leginsy.
- A dzieci?
- Nie dostałem sześć lat temu małego raptora pod choinkę, więc inni też muszą mieć zepsute święta. E! Ty! Nie obgryzaj mebli!- warknąłem, zostawiając dziadka i ruszając by przegonić zmutowanego jelenia z kuchni.

Zerknąłem za Kasem, który w bohaterskim akcie ratowania naszych mebli i całego wyposażenia domowego ruszył w desperacki pościg za reniferem, chcąc poskromić bestie aktualnie zjadającą naszą firankę. Jak mogłem się więc domyślić, odpowiedź na pytanie Mikołaja pozostawił mi - czyli jak zawsze większość spraw na mojej głowie.
- No proszę was, sam nie zdążę wszystkiego zrobić, na dodatek rozwieźć po całym świecie! - jęknął zrozpaczony, bezsilnie rozkładając ręce. Westchnąłem ciężko, przejeżdżając ręką po twarzy i po raz kolejny spoglądając na brata siłującego się z Maciejem.
- Zgoda, niech będzie.

- Jak tyś tu wlazł?- zadałem sarkastycznie pytanie wchodząc do kuchni. Starałem się, naprawdę starałem się nie zwracać uwagę na zdemolowane meble, zerwane karnisze, nie wspominając o zmasakrowanym kwiatuszku, płatających się pod kopytami Macieja. Jeleniowaty odwrócił łeb w moja stronę, przy okazji wprawiając żyrandol w ruch obrotowy. Popatrzył się na mnie beznamiętnie, dalej przeżuwając firankę.
- Oddaj to.- rozkazałem, wysuwając dłoń w jego stronę. Zwierzę wydało z siebie tylko dziwny pomruk, dalej gapiąc się na mnie. To bydle miał jeszcze bardziej znudzone spojrzenie niż Naoki. Po chwili zniecierpliwiony obojętnością Macieja, złapałem za szmatę chcąc mu ją wyrwać z pyska. Miałem nadzieje, że jego zasoby energii będą na tym samym poziomie, na jakie on teraz wygląda, jednak czując opór zacisnął paszcze jeszcze mocniej. – Dawajże to.- warknąłem siłując się z tonowym reniferem. Warknął coś pod nosem, a ja wydałem z siebie dźwięk czegoś brutalnie zmiażdżonego. Zmiażdżonego przez jego dupsko, a ścianę. Puściłem ścierę, ześlizgując się na podłogę.
- Jasne. Proszę bardzo. Smacznego. Obrusy jakby, co mamy w ostatniej szafce. Częstuj się!- wycharczałem, powoli wycofując się z kuchni. A raczej wypełzając.

- Tu wiążesz, tu sklejasz, tutaj zaginasz i zobacz, jaka ładna, świąteczna karteczka - zaśmiał się poczciwie, odkładając na bok dopiero, co skończone dzieło artystyczne. - A tobie jak idzie?
- Kończę rehabilitację lalki Barbie - odparłem, po czym dodałem szybko, widząc na sobie niemrawe spojrzenie Mikołaja. - Doklejam jej nogi, bo Ken będzie musiał wozić ją na wózku do końca życia.
- Aaaa, no tak! W końcu dzieci nie zechcą takiej kaleki. Zabawki muszą być perfekcyjnie w stu procentach.
Kiwnąłem lekko głową, zapakowując prezent i odkładając na górkę tych, które leżały gotowe do dostarczenia dzieciom. W tym momencie właśnie do mojej głowy wpadł pewien pomysł. W końcu święta, prezenty, dlaczego by nie zrobić coś dla Kor i Kasa? ... Który tak przy okazji szarpie się z Maciejem w kuchni.
- Kas! Chodź tu i zostaw renifera! I tak musimy tu wezwać ekipę od "Dom nie do poznania", żeby to odremontować - westchnąłem ciężko.

- Idę.- odmruknąłem, starając się tam dotrzeć w pozycji wyprostowanej. Usiadłem po turecku, przy ławie, która zamieniła się w mini wytwórnie Mikołaja z ubogo spełnionymi zasadami BHP. Wszystko było wszędzie, a przed chwilą jakiś tam krasnal ogrodowy chciał udusić swojego kumpla po fachu skakanką, a inna parka zamiast składać zabawki, naparza w siebie piankowymi mieczami. Pracodawca nie zwracał na to wszystko uwagi, jakby było to najnormalniejszym rytuałem. Skupił się raczej na perfekcyjnym zawiązaniu kokardki na szyi pluszowego kota. Naoki w tym samej chwili bluzgał na jakąś część, którą nie potrafił zmontować.
A ja między czasie siedziałem bezczynie nie wiedząc, co ze sobą począć i za co chwycił. Zaciekawiłem się jednak robotą skrzata siedzącego mnie nieopodal. Malował właśnie oblicze, jakiegoś pajaca.
- Jakie to obrzydliwe.- mruknąłem, tak bardziej do siebie, jednak ten mnie usłyszał. Zgromił mnie wzrokiem i bezceremonialnie walnął mnie w łeb drewnianym klockiem, który przed chwilą upiększał i z fochem odszedł od miejsca pracy.
- Ej! Wcale nie mówiłem to o zabawce!- jęknąłem, rozmasują obolałe miejsce.

Uśmiechnąłem się pod nosem, spoglądając kątem oka na Kasene.
- Musisz jeszcze poćwiczyć porozumiewanie się ze skrzatami. A teraz masz, poskładaj Kena, bo tym razem on zostanie kaleką i nie zechcę go żadna Barbie - mruknąłem, podając chłopakowi lalkę... A raczej jej części, które trzeba było dopasować, posklejać i ładnie zapakować.
- Nawet szybko idzie - stwierdziłem po chwili, spoglądając na stos wykonanych przez nas zabawek. Nigdy nie przyszło by mi na myśl, że zostanę osobistym robotnikiem Świętego, ale przecież nic nie robi się za darmo... Chwila!
- A ja za dostanę na święta? - dopomniałem się nagle. - Za pracę i pomoc?

- Skarpetki- odpowiedziałem na pytanie Naokiego, chichocząc chochlikowato pod nosem, jakby to był nie wiem, jak dobry kawał. Spiorunował mnie wzrokiem i chciał to skwitować, jakimś kwaśnym niczym żelki z Lidla komentarzem, jednak przerwał mu ten czerwony power rager.
- A przypadkiem, to nie ty nie chciałeś we mnie uwierzyć?- odpowiedział wymijająco, drapiąc się po brodzie.
- A było napisać list.- zaśmiałem się wtrącając swoje, nie przerywając składania samochodzika, którego jedna z części w pewnym momencie oczepiła się od całości i ruchem szybującym ugodziła płatającego się w tle skrzata w oko.- Ups?- westchnąłem odkładając zabawkę z miną „co złego to nie ja”. Wole chyba zająć się wiązaniem warkoczy kucykom pony.

Wpadka Naoki.
- Ja? Nie no skąąąd... - zawiązałem kokardkę wokół szyi miśka, po czym odrzuciłem go na bok. - Tylko trochę - mruknąłem pod nosem. - No dobra, bo w moim wieku nie umiem wierzyć w Mikołaja. Jestem realistą - próbowałem jakoś wyjść cało z tej sytuacji, jednak marnie mi to szło. A może ten Święty tutaj to tylko mój kolejny, dziwny sen? Chociaż nie, to nie może być to.
- Ile jeszcze tego? - spytałem po chwili.
- Ho, ho! Kończymy, moi drodzy! Możemy pakować do wora, za niedługo północ, a ja muszę cały świat obskoczyć. I weź tu miej zdrowie do takich rzeczy - jęknął i machnął ręka, kręcąc przy tym głową z politowaniem.

Skrzaty na słowa święte zerwały się ze swoich miejsc, i jak na gwałt złapały za paczki i popędziły w stronę drzwi, a my za nimi.
- Skąd się to tu?- zadałem pytanie, wychodząc na dwór. Tuż przed domem stały sanie- lekko, porysowane- jednak zdolne do jazdy, lotu, czy czego tam jeszcze. Ci mali niewolnicy Mikołaja pakowały do nich zrobione prezenty, a niewielka grupa próbowała przypiąć stado reniferów. Nawet Maciej się, jakimś cudem wydostał z kuchni.
- Ej, Święty.- po wrzuceniu paczek, postanowiłem zadać nurtujące mnie od dawna pytanie.- Jak się dostałeś do naszego domu? Przecież nie mamy kominka.
-Oj, Kas wchodzę do waszej nory, tak jak każdy włamywacz. Przez okno.- Dziadziunio zaśmiał się poczciwie, klepiąc mnie po plecach.- No dobra! Sprawdzać migacze, światła boczne i wycieraczki. Nie zamierzam płacić mandatu. I też to wasza ostatnia okazja by skorzystać z łazienki. Nie zamierzam się nigdzie zatrzymywać.

Pokręciłem z politowaniem głową, spoglądając na ostatnie przygotowania przed odlotem Świętego. Mimo tego całego zamieszania musiałem przyznać, że było to miłe doświadczenie poznać samego Mikołaja i pomóc mu w robieniu prezentów. No, i w końcu dowiedzieliśmy się też jak co roku dostaje się do domu. A ja dziwię się potem, dlaczego mamy wybite okno...
- Do zobaczenia w przyszłym roku! Ho, ho, ho! Wesołych Świat!
- Wesołych Świat! - odpowiedzieliśmy zgodnie z Kasene, po czym objąłem go ramieniem, ale nie w taki sposób w jaki robiłem to zawsze, chcąc zmiażdżyć mu kości. - Wesołych Świat, Kas - uśmiechnąłem się lekko w jego stronę, gdy nagle i bardzo niespodziewanie znikąd wypełzł Wieszczadło, rwąc się prosto w naszą stronę. Renifery widząc takie cudo, jakim jest wąż wpadły w panikę, kopiąc i wierzgając na wszystkie strony, aż w końcu... Zerwały się i uciekły daleeeko daleko.
-...Ups...


I ŚWIAT NIE BĘDZIE


Kochani! ^^
Może jest to trochę późno, jednak liczy się gest, prawda? :D
Z okazji świąt Bożego Narodzenia chcieliśmy życzyć wraz z Kasem pogodnych, radosnych i ciepłych świąt spędzonych w rodzinnym gronie, bądź osób bliskich naszym sercom. Wszystkim bez wyjątku uśmiechu na twarzy, aby zmartwienia omijały Was szerokim łukiem, a jeśli już przyszły, to abyście umieli sobie z nimi radzić i wierzyć we własne siły. Spełnienia marzeń, dążenia do realizacji ich, nawet tych najmniejszych. Pamiętajcie, zawsze mierzcie najwyżej. Bo nawet gdy wespniecie się wysoko, a potem spadniecie będziecie wiedzieli, że próbowaliście. Mimo tego, że bardzo poobijacie się i zranicie. To da siłę, aby spróbować jeszcze raz, nauczy czegoś. Bierzcie życie takim, jakim jest, bawcie się nim - w końcu jest ono tylko jedno, a jeśli ono będzie płatać Wam figle - nie bądźcie dłużni. Szanujcie bliskie Wam osoby, które na co dzień sprawiają, że świat jest taki wyjątkowy i najważniejsze ufajcie samym sobie.
Mamy nadzieję, że Święty w tym roku nie zapomniał o Was, że najedliście się wigilijnych przysmaków i wyśpiewali dużo kolęd :D
Tak więc Wesołych Świąt, Szczęśliwego Nowego Roku, oby 2015 był lepsiejszy od tego :)

Kasene and Naoki

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Świąteczne porządki!

Dobry wieczór wszystkim, z tej strony Nemcia! I Rimcia duchem!~
Pragnę powitać wszystkich w ten jakże deszczowy, wietrzny, zimowy dzień i zapodać parę ważnych informacji. Tak więc bez dłuższego przedłużania zapraszam wszystkich do przeczytania i udzielenia swojej opinii w komentarzu, jeśli ktoś miałby takową ochotę :D 
Można pójść sobie po herbatkę, ciasteczko, usiąść wygodnie, żeby milej się czytało ^^
Po objaśnieniu wraz z Rimcią nowych planów co do dalszego egzystowania Tajemnic Magii chciałyśmy w tym momencie podzielić się nimi z Wami. Otóż może tego nie czuć, ale dokładnie, bądź niedokładnie za dwa dni czeka nas Boże Narodzenie i święta. Z tej okazji każdy z nas może napisać specjalną, świąteczną notkę - jeśli tylko chcę. Do niczego tu nie przymuszamy, bo wiadomo, nie każdy może mieć w tym momencie czas na pisanie. W notce tej ma błogosławieństwo zawrzeć wszystko, co tylko mu przyjdzie do głowy. Byleby było związane ze świętami Bożego Narodzenia :D Nie ma limitu, jeśli chodzi o napisanie. Nie ma żadnego "piszecie od dnia któregoś tam, do dnia tegośtam i kuniec, nie macie nic do gadania". Byleby jeszcze w te święta zostało napisane, a nie na następne :D
UWAGA! 
Notka nic nie zmienia w realiach. To znaczy, że jest to jedynie odskocznia od tego, co dzieje się naprawdę w obecnym czasie u naszych postaci. Czyli notka to taka chwilowa podróż, a potem wracamy do tego, co obecnie się rozgrywa :) 
Prosimy nie odpinać pasów, lecimy dalej z informacjami. 
Niedługo powinna pojawić się informacja o możliwości dodawania notek z Obozu Przetrwania. Osoby, który napisały notki proszone więc będą o wstawienie ich wtedy, gdy będzie już można :) Gdy nasz obóz skończy się - zaczniemy nowy rok szkolny. Wtedy wszyscy będą mogli wstawiać normalne notki z życia naszych bohaterów. W tym czasie oczywiście będą zmieniane pory roku. Szybciej minie lato, oraz jesień, aby w końcu dotrzeć do zimy, czyli aktualnej pory roku naszym w życiu realnym. 
Pamiętajmy również o Gazetce "Niebieskie Pióro", która będzie aktualizowana co tydzień ^^ 
Dziękujemy za uwagę, trzymajcie się cieplutko :)

EJ, SIEDZIEĆ MI NA MIEJSCACH, BO JAK TURBULENCJE BĘDĄ TO MY WAS ZBIERAĆ NIE BĘDZIEMY Z SZYB.
CZAS NA LISTĘ OBECNOŚCI!

1. Rima Dream
2. Jack Frost
3. Alissa Williamson
4. Keyli Takei
5. Rebekah Nelson
6. Amika Ashida
7. Koroshio Tenshi
8. Naoki Blade
9. Kasene Blade
10. Tatsuya Ureshi
11. Shina Fugasu
12. Emily Thale
13. Ningyo Sonohoka
14. Mami Honda
15. Kiku Honda
16. Natsu Takasugi

obecny
nieobceny
usprawiedliwiony

Czas na podpisanie się na liście obecności to dwa tygodnie (od dzisiaj)
Czyli od 12.12.14r - 05.01.15r
Jeśli ktoś w tym czasie nie podpiszę się - dostanie upomnienie, a po tym wiadomo.


~Nemi and Rima