Pogadaj z nami :D

piątek, 17 października 2014

"Znasz odpowiedź. Zawsze będzie taka sama."

Siedziałem na całkowicie niepościelonym łóżku, gdzie poduszki i kołdra dawno zbuntowały się i postanowiły strajkować na podłodze. Oparty plecami o zimną ścianę palcami delikatnie szarpałem struny gitary, która wydawała z siebie nieznane dotąd dźwięki i melodię. Przymknąwszy lekko powieki osłoniłem oczy przed nagłym pojawieniem się promieni słonecznych, które wdarły się do pokoju i padły jasnym światłem na panele. No tak, mamy lato. Ciepły wietrzyk dmuchający w policzki, zieleń dookoła i słońce, które praktycznie nigdy się nie chowa. No, i oczywiście wolne. Teraz jednak dziwiłem się sam sobie, że nie mogę znaleźć sobie choć małego, głupiego zajęcia. Odkąd Kas zniknął z domu pod pretekstem, że idzie się przewietrzyć, ja całkowicie przesiąkłem nudą.
Nagle jednak usłyszałem ciche pukanie w szybę. Uniosłem lekko jedną brew, odkładając gitarę na bok i spoglądając za okno. Uśmiechnąłem się lekko, gdy zauważyłem Ai, koliberka Kor. Od razu wpuściłem stworzonko do środka, zwracając uwagę na małą karteczkę, którą dzierżyła.
- A co to? - rozwinąłem papierek zaadresowany do mnie.
"Tęsknię + umieram z nudów"
Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową. Czyta mi dosłownie w myślach...
Wziąłem karteczkę, po czym napisałem na niej jedynie trzy słowa. Trzy, krótkie. Następnie oddałem liścik koliberkowi z poleceniem, aby jednak się nie śpieszył.
Zeskoczyłem z łóżka, nie zwracając uwagi na walające się po podłodze rzeczy i doskoczyłem do szafy. Szybko wygrzebałem z niej czystą koszulę i włożyłem na siebie. Przynajmniej była czysta i nie jęczała, jak jej śpieszno i tęskno do pralki... Gitarę schowałem do futerału i ostatni raz lustrując pokój - opuściłem go. Zdążyłem jeszcze zostawić bratu krótki liścik, żeby nie czekał na mnie. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy zechce wrócić do domu. Z tą osobą mógłbym siedzieć nawet i całe wieki.

***
Siedziałam na parapecie jedynego okna w moim pokoju z nogami na zewnątrz. Prawdopodobnie każdy, który by mnie teraz zauważył, uznałby mnie za kolejną samobójczynię, która nie może się zdecydować, czy jednak wystarczająco nienawidzi swojego życia, aby je zakończyć. Ale tak mi było wygodnie i przyjemnie. Poza tym było to wspaniałe miejsce, z którego widać było wszystko i wszystkich, ale ja czekałam tylko na jedno. Aż zobaczę na błękitnym niebie szmaragdową plamkę, moją przyjaciółkę Ai z wiadomością od od mojego chłopaka.
Tak, w końcu mogłam to powiedzieć bez wątpliwości. Naoki Kasene, mój chłopak. Ukochana i jedyna bliska mi w tej chwili osoba, przed którą nie musiałam już niczego ukrywać. Byłam z tego powodu naprawdę szczęśliwa.
Dzień strasznie mi się dłużył, a ja nie potrafiłam znaleźć miejsca dla siebie. Nic nie miało dla mnie sensu, a nawet rysowaniem nie mogłam zająć się na dłużej. Po prostu się nudziłam. Chyba pierwszy raz w życiu po prostu nie wiedziałam co robić. Pozostało mi tylko siedzieć i tęsknić, a chociaż było to niezbyt przyjemne uczucie, to bardzo mi się ono podobało.
Po długim czasie w końcu zobaczyła upragnioną plamkę zieleni, która z każdą chwilą robiła się coraz większa. Uśmiechnęłam się szeroko, jednak moja radość odrobinę zelżała, kiedy zauważyłam jak bardzo ślimaczy się koliber. Tak bardzo chciałam już przeczytać od niego wiadomość, że jeszcze chwila, a bym wyskoczyła przez to okno. Znalazłam jednak u siebie jakieś małe, głęboko ukryte pokłady cierpliwości i wstrzymałam się.
Ledwo Ai znalazła się w zasięgu mojej dłoni, a ja zręcznie wyrwałam jej z dzióbka wiadomość i dość nerwowo otwierając spojrzałam na już tak dobrze mi znane pismo chłopaka. Wiadomość była krótka i w pierwszej chwili dla mnie dość dziwna. "Spójrz w dół". Nie zastanawiając się długo, zrobiłam tak jak poprosił i ku mojej radości zobaczyłam stojącego na dziedzińcu bruneta. Z zaskoczenia i ekscytacji prawie spadłam z parapetu. Odzyskując równowagę zastanawiałam się przez chwilę, czy gdybym jednak zleciała, czy udałoby mu się mnie złapać. Szybko jednak odepchnęłam tą myśl na boczny tor i pomachałam do chłopaka.

Uśmiechnąłem się, widząc postać białowłosej siedzącej na parapecie i machającej do mnie. Przez moją głową przeszła myśl, że jeszcze trochę dłuższe włosy i byłaby prawie jak roszpunka. Większość rzeczy się zgadza. Odmachałem jej, mrużąc przy tym oczy i broniąc się przed kolejnymi atakami słońca, które tego dnia nie oszczędzało nikogo.
- Skaczesz, księżniczko!? - krzyknąłem do niej na tyle głośno, aby mogła usłyszeć. Czasami miewałem głupie pomysły, ale tylko czasami. Gdybym nie był pewny, że ja złapie, nigdy bym tego nie proponował.
Spojrzałam na niego jak na wariata. On chyba nie mówił poważnie. Nie mógł. To musiał być tylko żart.
- Oszalałeś?! - krzyknęłam w jego stronę, ale on jedynie delikatnie potrząsną głową w odpowiedzi. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, ale przecież nie takie rzeczy robiłam. - Dobra! Tylko mnie złap, inaczej stracisz dziewczynę!
Bez wahania odepchnęłam się od krawędzi parapetu i zaczęłam spadać w dół. Poczułam pęd powietrza wokół siebie i głośny świst wiatru w uszach. Dlaczego ja to w ogóle zrobiłam? Czemu się na to zgodziłam? Chyba obdarzyłam go zdecydowanie zbyt dużym zaufaniem.
Odłożyłem gitarę na bok, czekając, aż Koroshio będzie na tyle blisko, abym mógł ją złapać. Czy to było szalone? Tak, było. Dlaczego to zaproponowałem? Sam nie wiem.  Po chwili odepchnęła się od parapetu, przez krótką sekundę zasłaniając słońce i zaczęła spadać w dół. Przez chwilę czekałem, uważnie obserwując i wsłuchując się w cichy świst wiatru. Nagle wykonałem szybki krok do przodu, łapiąc białowłosą, która wylądowała prosto w moich ramionach.
- Złapałem - uśmiechnąłem się delikatnie, stawiając ją na stałym lądzie.
- Wiem. Inaczej zdrapywałbyś teraz moje resztki z dziedzińca. - powiedziałam, obejmując go za szyję i zostawiając przelotny całus na jego policzku - Ehhh... Powiedz mi, jak ty to robisz? Chodź raz to ty mógłbyś spłonąć tym przeklętym rumieńcem. No nie wiem, jak mam to rozumieć. Może po prostu ci za mało zależy, co? - zapytałam, zaczepnie pstrykając go w nos - Nie ważne. Stęskniłam się. - dodałam, opierając głowę o jego pierś i wtulając się w niego.
- Nie wątpię, że się stęskniłaś - uśmiechnąłem się zaczepnie - bo ja również. Dlatego dzisiaj aby nie siedzieć bezczynnie i znów wysyłać liściki, proponuje wypad za miasto. Co ty na to, księżniczko? Nie warto marnować tak ładnej pogody jak teraz - objąłem ją, pozostawiając na czole delikatny całus. - Poza tym wziąłem coś do umilenia czasu - gestem wskazałem na gitarę leżącą tuż obok roweru. Miałem zostawić ją w domu, aby kolejny dzień kurzyła się w kącie. W ostatniej chwili stwierdziłem, że jednak rozprostuje trochę palce i pokaże strunom, do czego służą.
- No to na co jeszcze czekamy? - zawołałam uszczęśliwiona jego pomysłem i szybko wysunęła się z jego ramion. Stanąwszy na twardym gruncie, od razu podbiegłam do leżącego roweru i postawiłam do pionu. Następnie ostrożnie wzięłam gitarę do ręki i wymownym wzrokiem spojrzałam na bruneta.
- No chodź Naoki. - zaczęłam go poganiać, machając na niego wolną dłonią.
Cała sytuacja wyglądała dość komicznie. Widząc Koroshio, która szybciej ode mnie zdążyła pozbierać siebie, rower i gitarę, samoistnie uśmiechnąłem się pod nosem rozbawiony.
- Idę, idę - pokręciłem głową, po chwili wsiadając na rower i czekając, aż zrobi to samo Koroshio. Droga nie powinna być długa. Z jednej strony nie musimy się nawet spieszyć. Myślę, że każde z nas czasu ma nawet pod dostatkiem.
- Gotowa?
Szybko usadowiłam się na bagażniku. To nie była moja pierwsza taka przejażdżka z nim. Już nie raz jeździliśmy tak razem nad jezioro czy po prostu dla samej radości jazdy. Sama też kiedyś próbowała jeździć, a dokładnie to Naoki próbował ją nauczyć. Ale niestety na próbach się skończyło, a ja wolałam chodzić pieszo, albo być jego pasażerką.
- Jak nigdy! - zawołałam, obejmując go w pasie i przytulając się do jego pleców.
- Więc ruszamy! - oznajmiłem, odpychając się stopą od chodnika. Rower ruszył, szybko zostawiając za sobą miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał. Mknęliśmy przed siebie, mijając kolorowe domki, ogródki pełne rozwrzeszczanych dzieci i ludzi zajętych swoimi sprawami. Wiatr świstał w moich uszach i bawił się i tak nigdy nie ułożonymi włosami, które zdawałoby się, że żyły własnym życiem. Mi to zupełnie nie przeszkadzało, przynajmniej nie musiałem się czesać.
- Jak się jedzie? - spytałem po chwili siedzącej za mną Koroshio.
W odpowiedzi zaserwowałam mu głośny pisk ekscytacji. Jazda była naprawdę wspaniała. Ta prędkość i wiatr we włosach. Mknący i rozmazujący się w jedną niewyraźną plamę, otaczający mnie krajobraz. To było prawie jak latanie. Może trochę mniej zabawne i ekscytujące, jednak według mnie bardzo bliskie.
- Fantastycznie. Uwielbiam to. To prawie jak latanie, tylko, że na ziemi. - powiedziałam po chwili, próbując przekrzyczeć świszczący w naszych uszach wiatr.
Uśmiechnąłem się na odpowiedź białowłosej, przyspieszając tyle, ile było to możliwe. Więc po jakimś czasie kolorowe domki, ogródki, oraz ludzi, zaczynały zastępować wysokie drzewa, gęste krzewy, oraz innego typu roślinność. Kamienna droga przeistoczyła się w zieloną i miłą w dotyku trawę, która szumiała cicho przy gwałtowniejszych podmuchach wiatru.
- Można powiedzieć, że jesteśmy - powiedziałem, zwalniając nieco. Chciałem wjechać trochę głębiej w las, aby tam zostawić rower. Na wszelki wypadek, gdyby miał kogoś zaciekawić.
Zsunąwszy się z roweru, oparłam się plecami o najbliżej rosnące drzewo, czekając aż chłopak schowa rower między krzewami o bliżej nie określonej mi nazwie. Kiedy w końcu zakończył tą czynność i podszedł do mnie, wsunęłam rękę w jego dłoń i pytającym wzrokiem spojrzałam na niego.
- To gdzie teraz, Panie Przewodniku?

- Zaraz zobaczysz - odparłem tajemniczo, ściskając dłoń białowłosej i splatając palce. Drugą, wolną ręką przewiesiłem sobie przez ramię gitarę, po czym wolnym krokiem ruszyliśmy w miejsce, które chciałem jej pokazać. Już dawno chciałem ją tam zabrać, jednak wolałem zostawić to na inną, specjalną  okazje. Miałem jedynie nadzieję, że spodoba się Koroshio.
- Uhm... A daleko jeszcze? - powiedziałam, zaczynając się odrobinę niecierpliwić. Bardzo chciałam już zobaczyć to miejsce, do którego prowadził mnie Naoki. Do tego dochodziła jeszcze moja wrodzona niecierpliwość, przez którą zaczynałam nerwowo iść, a pewnym momencie to już prawie biec, ciągnąc za sobą chłopaka - Wiesz dobrze, jaka jestem niecierpliwa.
- Niech twoja niecierpliwość jeszcze chwilę poczeka, za chwilę będziemy - powiedziałem, nie puszczając dłoni białowłosej i nadal ciągnąc ją za sobą. Byłem ciekaw jej reakcji, gdy zobaczy miejsce do którego ją zaciągnąłem... Gdy byliśmy na miejscu, wyciągnąłem rękę przed siebie, aby móc odsunąć zieloną zasłonę  uniemożliwiającą widoczność tego, co było przed nami. Tam właśnie malowała się niewielka, lecz przytulna polana usłana tysiącem, najróżniejszych kwiatów. Oprócz polanki znajdował się tam niewielki wodospad, oraz jeziorko. Często widywałem tam zwierzęta, gdy nie było nikogo w pobliżu.
- Jesteśmy na miejscu.
Wpadłam jak wystrzelona z procy na środek niewielkiej polanki. Zauroczona pięknem tego miejsca, zaczęłam z zaciekawieniem rozglądać się dookoła. Wszytko tu było takie piękne. Takie idealne. Wyglądało to jak taki mały, prywatny raj na ziemi.
- Wow... Tu jest pięknie. - westchnęłam z zachwytu, nie mogąc się na patrzeć. Kręciłam się wokół własnej osi, chcąc zobaczyć jak najwięcej rzeczy na raz. W końcu, po którymś z kolei obrocie, zakręciło mi się w głowie i tracąc równowagę, poleciałam na Naokiego - To miejsce jest magiczne.
- Owszem - skwitowałem, łapiąc Koroshio w pasie. - Magiczne i od tej pory nasze - uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, ponownie po raz setny chyba lustrując dokładnie całą polankę. Musiałem to przyznać, jednak mi również bardzo się spodobała. Jakby była inna od tych wszystkich, a zarazem taka sama.

- Czyli podoba się pani? - mruknąłem jej prosto do ucha.
- Czy się podoba? Głupie pytanie. Tu jest idealne. - zawołałam przeszczęśliwa i obdarowałam chłopaka przelotnym całusem. Coraz częściej zdarzało mi się to robić i coraz mniej trudności mi to sprawiało. Stałam się ostatnio bardzo otwarta i bezpośrednia, a szczególnie w stosunku do niego. - Nasz mały raj. - szepnęłam przytulając się do niego - Dziękuję.
- Wszystko dla ciebie - uśmiechnąłem się do niej, spoglądając w te głębokie, czarne tęczówki. Większości osób kolor czarny kojarzy się z czymś przykrym, przygnębiającym. Mi kojarzy się z Koroshio, zawsze poprawia humor. Zwłaszcza, gdy jest przy mnie.
- Chodź, usiądziemy. W końcu nie po darmo brałem ze sobą gitarę.
Z wielką chęcią przeszłam przez polankę, wciąż zachwycając się jej pięknym. Usiadłam na trawie, tuż przy niewielkim jeziorku. Lubiłam wodę i czułam się o wiele pewniej w pobliżu niej.
- To co mi dzisiaj zagrasz? - zapytałam zaciekawiona, kiedy chłopak przysiadł obok niej - Ale tym razem coś innego. Coś czego jeszcze nie słyszałam. Coś wyjątkowego. - dodałam na koniec. Miałam dość duże wymagania, ale prawda była taka, że nie ważne co by zagrał ba.... nie ważne co by zrobił i tak byłabym szczęśliwa, to spędzaliśmy wspólnie czas.

Zamyśliłem się przez chwilę, w głowie wyszukując znanych mi piosenek, które mógłbym zagrać. Niestety chyba na moje nieszczęście żadna z tych, które dały popis przypominając mi się, nie były wystarczająco dobre, albo nie znałem do końca chwytów. Nie musiałem powtarzać sobie po raz setny, jaką niecierpliwą osobą była Koroshio. Nie mogłem pozwolić więc jej długo czekać. W końcu zebrałem się w sobie, po czym szarpnąłem delikatnie palcami struny. Dawno tego nie grałem. Co gra Nekuś :3
Jak zahipnotyzowana wsłuchiwałam się w każdy dźwięk wychodzący spod jego palców, które razem tworzyły przepiękną melodię. Grał przepięknie. Spojrzałam na niego, lustrując go wzrokiem, na dłużej zatrzymując się na jego głębokich oczach, które, często miałam takie wrażenie, czytały z moich własnych oczu jak z książki, a w tej chwili ze skupieniem wpatrywały się w swoje dłonie, aby przypadkiem nie pomylić się.
Uśmiechnęłam się pod nosem patrząc na jego wiecznie rozczochrane włosy. To był właśnie cały Naoki. Mój Naoki. Trochę niechlujny, ale wspaniały chłopak i przyjaciel o wielkim sercu.
Korzystając z nieuwagi bruneta, zaczęłam zbierać rosnące wokół mnie kwiatki. Wszędzie było ich tak dużo, że już po krótkiej chwili miałam spory bukiet, z którego zaczęłam powoli pleść wianek.

Przez cały czas wpatrywałem się w skupieniu we własne dłonie, nie chcąc przypadkiem pomylić strun. Wtedy cała melodia na nic, a tego nie chciałem. Jeśli chodziło o muzykę zawsze starałem się, żeby wszystko robić dokładnie. Chciałem, aby jej się podobało. W końcu chciałem, aby już zawsze była szczęśliwa. I nawet nie zauważyłem, kiedy zniknęła mi z pola widzenia, biegając po łące i zbierając kwiaty. Kończąc grać podniosłem wzrok i spojrzałem się na Koroshio.
Kiedy melodia umilkła, oderwałam się na chwilę od swojej pracy i kątem oka spojrzałam na chłopaka.
- Neee... Co się tak na mnie patrzysz? - zapytałam po chwili, całkowicie podnosząc głowę i przyglądając mu się w zastanowieniu - Co? Coś mam na twarzy? Jestem rozczochrana, czy jak? - Skakałam wzrokiem to ze swojego ubrania, to na ręce, włosy i swoje odbicie w wodzie, próbując zrozumieć o co mu chodzi.

- Hmm... - mruknąłem pod nosem, wstając z miejsca i podchodząc bliżej Koroshio. Gdy dzieliła nas niewielka odległość usiadłem po turecku przed nią.
- Nie. Nie masz niczego na twarzy, ani nie jesteś rozczochrana - odparłem, wkładając jej za ucho niebieski, mały kwiat. - Za to teraz masz kwiatka we włosach.
Uśmiechnęłam się do niego czule. Był tak bardzo kochany. Idealny w każdym calu. Korzystając z jego chwili skupienia na kwiatku w moich włosach, ukradkiem wzięłam do rąk wianek i szybkim ruchem nałożyłam go mu na głowę.
- A ty cały bukiet. - powiedziałam, próbując ułożyć jego włosy, trud tyleż ciężki, co bezowocny. Po chwili zrezygnowana, sczochrałam je jeszcze bardziej, z rzucając przy tym kilka kwiatków. - Takiego chyba cię lubię najbardziej.

Spojrzałem się w górę, widząc ręce Koroshio bezskutecznie próbujące ułożyć moje i tak już w beznadziejnym stanie włosy. Zaśmiałem się cicho, gdy w końcu jeszcze bardziej je rozczochrała.
- I będziesz musiała, bo tego siana na głowie chyba nigdy nie uda mi się ułożyć - westchnąłem z rezygnacją. - Ale za to dziękuję za wianek. Jak sądzisz, będę teraz piękniejszy? - uśmiechnąłem się zaczepnie, drocząc się z białowłosą.
- Ty? - zapytałam z lekką kpiną w głosie - Tobie to nawet operacja plastyczne by nie pomogła, brzydalu. - Oczywiście nie była to prawda. Był najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego poznałam, chodź nawet gdyby było inaczej, to bym kochała go tak samo. Ja po prostu się z nim tylko odrobinę przekomarzałam. I prawdę mówiąc, lubiłam to. - Ale to dobrze. Przynajmniej żadna nie będzie miała ochoty mi ciebie ukraść.
- Jeśli któraś miałaby ochotę, to pewnie nie pożyłaby zbyt długo - uśmiechnąłem się pod nosem, poprawiając artystycznie wianek, który zrobiła Koroshio. Kolejny raz tego dnia próbowałem ułożyć włosy, jednak bez skutku. Najlepiej, jak po prostu dam sobie z nimi spokój, niech żyją własnym życiem.
- Pewnie masz rację. - westchnęłam cicho, równocześnie odrobinę się śmiejąc pod nosem - Ale to dlatego, że tak bardzo cię kocham.
Podniosłam nieśmiało głowę i spojrzałam na niego kątem oka, spod zasłony jasnych włosów.
On był taki uroczy i kochany. Troskliwy, romantyczny i pomysłowy z odrobiną poczucia humoru. Nie był tylko moim chłopakiem, a również i najlepszym przyjacielem. Kimś komu mogę zaufać i przy kim czułam się bezpieczna.

A ja... W porównaniu do niego naprawdę byłam nikim. Głupia, niemiła, nieucywilizowana, aspołeczna dzikuska. Jak długo można wytrzymać z kimś takim?
Chciałam, żeby został ze mną już na zawsze, jednak swoje wiem i znam trochę ten świat. W końcu ile jest dużo lepszych i piękniejszych dziewczyn ode mnie, które na pewno tylko czekają na kogoś takiego jak on. Bałam się bardzo, że on też kiedyś to zrozumie.

Spojrzałem się na Koroshio, która zamilkła po tych słowach. Chciałem jej odpowiedzieć od razu, jednak w jej oczach krył się jakiś cień. Niepewność, może nawet strach. Spoglądałem w jej czarne tęczówki, chcąc wyczytać o co chodzi, co takiego się stało. Westchnąwszy cicho, odgarnąłem zbłąkany kosmyk z jej twarzy, po czym uniosłem podbródek zmuszając tym samym, aby spojrzała na mnie.
- Może nie jestem sławny i mam ciągle nieułożone włosy, ale umiem dotrzymywać obietnic. Obiecałem ci coś. Pamiętasz? Że nie zostaniesz sama. Nieważne jakby inni bardzo się starali - otarłem kciukiem jej policzek, nadal uważnie na nią spoglądając, po czym przybliżyłem się jeszcze bardziej.
- Życie musi to zaakceptować - uśmiechnąłem się lekko, po czym złączyłem nasze usta w pocałunku.
- Naoki, co ty... - zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć pytania. W tej samej chwili poczułam ciepłe wargi chłopaka na własnych ustach. Serce zaczęło mi bić szybciej, a po plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Za pewne na moich policzkach pojawiły się szkarłatne rumieńce, ale żadne z nas nie mogło tego zobaczyć, będąc zbyt pochłoniętym pocałunkiem.
Czas się na chwilę dla mnie zatrzymał. Wszystko wokół mnie wirowało, tworząc kompozycję wielobarwnych, ale nic nie znaczących plam. Nagle poczułam się lekka jak piórko. Czułam, że gdybym tylko chciała, mogłabym wzbić się w niebo nawet bez korzystania ze skrzydeł. Czułam się taka wolna, a równocześnie przygwożdżona do ziemi przez usta Naokiego. Chciałam, żeby tak chwila trwała wiecznie.
Na początku pocałunek był dość delikatny i niepewny. Brunet był bardzo ostrożny, jakby bał się, że zrobi coś nie tak. Ja też się  tego obawiałam i zbytnio nie zaangażowałam się, jednak po chwili pogłębiłam pocałunek i objęłam ramionami szyję chłopaka, zachęcając go również do odważenia się na więcej.

Przymknąłem delikatnie oczy, pozwalając porwać się chwili. Moje usta wciąż dotykały miękkich warg białowłosej, a ja sam nie mogłem, nie umiałem tego przerwać. Chyba zbyt długo tłumiłem te uczucia w sobie, chowając je przed wszystkimi. Te najważniejsze, którymi obdarzają się ludzie. Zbyt długo nie mówiłem słowa "kocham", nie mając osoby do której mógłbym je skierować. Teraz wszystko zmieniło się... Na lepsze.
Czując jak Koroshio oplata ramionami moją szyję, sam przyciągnąłem ją do siebie jakby w obawie, że zaraz mi ucieknie.
Poczułam silne ramiona Naokiego, oplatające moją talię, jednak niestety, z wielką niechęcią musiałam się od niego na chwilę oderwać, aby zaczerpnąć powietrza. Łapczywie wdychałam tlen do płuc, nie mogąc równocześnie oderwać oczu od twarzy ukochanego. Był tak bardzo przystojny.
- Kocham cię. - szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy. Chwilę później, popchnięta jakimś nagłym impulsem, trochę zbyt mocno i agresywnie, pchnęłam chłopaka w pierś, tak, że ten wylądował plecami na trawie. Zdecydowanie musiałam jeszcze trochę popracować nad delikatnością.
Nie czekając na jego reakcję, rzuciłam się na niego, zatapiając swoje usta w jego ciepłych, odrobinę wilgotnych wargach. Czułam walące w moją pierś serce, chodź będąc szczerą, już tak naprawdę nie byłam pewna, czy należy ono do mnie czy może też do niego. Nie zastanawiałam się nad tym zbytnio, pozwalając chwili po prostu trwać.
- Ja ciebie też - zdążyłem jedynie odpowiedzieć, gdy nagle poczułem bliskie spotkanie moich pleców z ziemią. Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie. Znów czując słodki smak ust dziewczyny zamruczałem cicho, obejmując ją jedną ręką w pasie, a drugą zatapiając w jej śnieżnobiałych, długich włosach. Nie był to jednak agresywny, czy bolesny gest, a delikatny i stanowczy.
To znów ja musiałam przerwać cudowną chwilę. To było okropne. W wodzie potrafiłam spędzić długi czas na wdechu, a teraz nie potrafiłam wytrzymać nawet minuty.
Zrezygnowana oparłam głowę o pierś Naokiego, ciężko przy tym oddychając. Było mi tak dziwnie ciepło, szczególnie w okolicach twarzy, na której byłam pewna, jak zwykle prezentowały się rumieńce. Lubiłam jednak to uczucie, szczególnie, że wiedziałam, iż ktoś czuje w tej chwili to samo. Przesunęłam dłonią po torsie chłopaka, czując po jego lewej stronie serce, szybko bijące jak moje własne. Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz i pogłaskałam go po jeszcze bardziej rozczochranych niż zwykle włosach.
- Ty mnie też co? - zapytałam zaczepnie, chcąc to usłyszeć z jego ust. Lubiłam kiedy to mówił. Nawet bardzo.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, spoglądając na Koroshio pochylającą się nade mną. Szczerze lubiłem nasze małe "sprzeczki". Zawsze gdy jedno zaczęło, drugie nie mogło skończyć. Kochałem widzieć potem jej uśmiech, gdy czochrała mi włosy, a potem przytulała się. Największą nagrodą dla mnie było móc widzieć ją szczęśliwą.
- Znasz odpowiedź - odparłem po chwili. - Zawsze będzie już taka sama. Kocham cię. Ja ciebie też.

niedziela, 12 października 2014

Biscuits shadow

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi kończąc kolejny letni dzień w mieście Nevermind. Niebo wyglądało jakby najlepszy mistrz pędzla, namalował na nim kolejne swoje arcydzieło. Delikatne obłoczki, które przybrały odrobinę fioletowy odcień, leniwie płynęły po różowo-pomarańczowym tle, tworząc razem niepowtarzalną kompozycję.
Po chodniku, wolnym krokiem szła wysoka dziewczyna o długich, białych niczym śnieg włosach i czarnych jak noc oczach. Ubrana była jedynie w jakąś cienką i dość krótką sukienkę, która swoim wyglądem bardzo przypominała mundurek szkolny. Nie przeszkadzał jej jednak ten skąpy strój, gdyż mimo później pory, wciąż było bardzo ciepło.
Koroshio właśnie wracała z powrotem do szkoły, od swojego ukochanego. Ostatnio każdą wolną chwilę spędzała ze swoim chłopakiem, całymi dniami i wieczorami przesiadując u niego w domu, a gdyby tylko mogła zostawałaby za pewne również i na noc. Brak przy Naokiego w nocy, rekompensowała sobie długi rozmowami, w postaci wysyłanych i dostawanych od niego liścików. Wszystko było niemal idealne, tylko biedna Ai, koliberek dziewczyny, robiący za posłańca, przez niecierpliwą parkę zarywał wszystkie noce.
Na twarzy dziewczyny gościł szeroki uśmiech. Już dawno nie była tak szczęśliwa. Brunet zmienił jej życie na lepsze. Zmienił ją samą.
Ze sklepu właśnie wracała pewna brunetka, ubrana w czarte szorty i zakolanówki a także jasnoróżową bluzkę. W ręce niosła fioletową, materiałową, torbę na zakupy. Miała zamiar upiec dziś ciastka specjalnie dla Jacka. Ot tak, bez okazji. mimo wszystko, wiedziała, że nadal martwi się cieniem, dlatego chciała móc jakoś oderwać go od tych myśli.
I tak nie zdołasz nic zrobić. - mruknął cień. - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.
- Odkąd jesteś również w mojej głowie, to już dawno są to także m o j e sprawy. - mruknęła cicho pod nosem, aby ktoś przypadkiem nie pomyślał, że zwariowała i mówi sama do siebie. Zajęta rozmową z cieniem, wpadła na pewną marzycielkę, która z uśmiechem na twarzy szła przed siebie i myślami była gdzie indziej. Obie upadły na ziemię.
- Wybacz... Koroshio? - zdziwiła się.
Białowłosa została brutalnie wyrwana z swojego cudownego świata wspomnień minionego dnia i marzeń następnego. Zderzenie jednak nie było na tyle mocne, aby wylądowała tyłkiem na chodniku i bardzo szybko odzyskała równowagę. Mimo to, uderzenie jak uderzenie, wciąż bolało. Z kwaśną miną na twarzy spojrzała na współwinowajczynię, piorunując ją wzrokiem.
- Tak właśnie mam na imię. - odpowiedziała  niezbyt przyjemnym tonem, rozmasowując równocześnie obolałe miejsca - Uhm... Jeszcze żyję, a takim razie chyba nie ma za co... Rima. - dodała po chwili, w ostatniej chwili przypominając sobie imię szatynki.
- Cieszę się, że pamiętasz moje imię. - uśmiechnęła się do białowłosej. - Co u ciebie? - zapytała, zbierając rzeczy, które wypadły jej z torby. - Coś miłego musiało ci się chyba wydarzyć, bo nie możesz przestać się uśmiechać. - zachichotała cicho. - Co ty na to, bym zaprosiła cię do siebie na ciastka, jako przeprosiny za ten wypadek? - zapytała. Chciała troche bardziej sie zapoznać z Koroshio. Nie wiedziała o niej zbyt wiele i zazwyczaj udawała chłodna dziewczynę, jednak nadal pamiętała bitwę na śnieżki, do której z ochotę później odłączyła.
Koroshio spłonęła rumieńcem na te słowa. Chyba po prostu nie spodziewała się, że ktokolwiek zauważy w niej jakąkolwiek zmianę, a szczególnie ktoś taki, kto rozmawiał z nią może ze dwa lub trzy razy. Wciąż jednak pozostał w niej dystans do innych ludzi, a zaufanie prawie obcym osobom przychodziło jej z wielkim trudem.
- To chyba jednak nie jest twoja sprawa. - powiedziała po chwili, ale równocześnie, pociągnięta jakimś wewnętrznym impulsem, pomogła Rimie w zbieraniu zakupów - Jak chcesz. - dodała podając jej zakupy.
- Może i nie jest, ale miło widzieć, jak jesteś uśmiechnięta. - powiedziała. - Pojedziesz na ten biwak? - zapytała, po czym zaczęły iść w stronę domu Ri, który znajdował się w ulicy, na przeciwko. - Może będzie fajnie. Nigdy nie byłam na takiej "szkole przetrwania". - powiedziała. - Tak w ogóle, to jakie ciastka wolisz? Z czekoladą, czy bez? - zapytała.
Dziewczyna milczała przez dłuższą chwilę, patrząc na leżące na drodze kamyki i kopiąc co któryś z nich.
- Nie wiem. Muszę się zastanowić, ale chyba pojadę. Jeżeli będzie to oznaczać opuszczenie tej zatęchłej szkoły i spędzenie chodź trochę czasu w lesie, to ja się piszę. - powiedziała po pewnym czasie, zaprzestając zabawy w niedoszłego piłkarza - A co do ciastek... Hmmm... W sumie to nie wiem, które smaczniejsze, ale uwielbiam czekoladę.
- To super! Im więcej osób, tym lepiej. Przyznam się, że również lubię czekoladę. W takim razie upichcę kruche ciasteczka polewane czekoladą. Jeśli chcesz, możemy piec razem. W sumie to dość dobra zabawa. Najgorsze jest tylko czekanie, aż się upieką... Jestem czasem trochę niecierpliwą osóbką, ale lubię to robić od czasu do czasu. A ty? Masz jakieś ulubione zajęcie?
- Nie umiem piec ciastek. Niczego piec. No i w ogóle gotować. - wyznała po chwili białowłosa, z lekkim zawstydzeniem na twarzy, którą jak zwykle w tak krępujących dla niej sytuacjach, ukryła za gęstą zasłoną jasnych włosów - Moje ulubione zajęcie? Uhm... No nie wiem. Lubię rysować. - powiedziała w końcu.
- To cię nauczę piec ciastka. - odparła. - Również czasem rysuje, choć ostatnio niestety miałam zbyt mało czasu na to. No więc, witaj w moim królestwie. - powiedziała i otworzyła przed nią bramkę, prowadząca do drzwi wejsciowych domu, w którym mieszkała. Był niewielki, drewniany, ale uroczy. Szczególnie, że babcia dbała o ogródek, w którym kwitły kolorowe tulipany.
Koroshio z uwagą zaczęła się rozglądać dookoła, rejestrując każdy szczegół tego domu. Nie był on ani tak wspaniały i potężny, jak dom Keyli, czy nowoczesny, jak dom Emily. Jednak na pewno dużo bardziej zadbany niż dom braci Blade, co przyjęła z wielka ulgą. Dziewczyna nie potrafiła utrzymać porządku, a mówiąc prościej było po prostu ogromna bałaganiarą, mimo to lubiła porządek.
Po chwili obie dziewczyny, przeszły przez starannie wypielęgnowany ogród i starą werandę, znalazły się w środku.
- Wróciłam! - krzyknęła brunetka, po czym jej babcia weszła do korytarza. - Przyprowadziłam koleżankę. - powiedziała. - Babciu, poznaj Koroshio, moja koleżankę ze szkoły. - przedstawiła ją. - A teraz pozwól, że będziemy okupować przez jakichś czas kuchnię. Chcemy upiec razem ciastka. - mówiąc to, wskazała na torbę zakupów.
- Hm... - przyjrzała się Koroshio, po czym uśmiechnęła się. - Dobrze, tylko nie naróbcie zbyt dużego bałaganu. - powiedziała i poszła na górę, w stronę strychu.
- No to zapraszam do kuchni, choć najpierw ręce umyjmy. -oznajmiła po czym po zrobieniu tej czynności podała dziewczynie fartuszek i chustę, po czym sobie również założyła biały fartuszek i niebieską chustę na głowę, by uniknąć kontaktu włosów z ciastem.
- Neee... Rima, kto to był? - zapytała Koroshio zakładając, a właściwie to próbując założyć we właściwy sposób fartuch, gdyż z chustką nie miała większych problemów - Ehm... No to ja jestem chyba gotowa. - powiedziała po dłuższej chwili, kiedy wreszcie wygrała walkę z materiałem i jako tako ubrała się w strój ochronny - To... Uhm... Co mam robić?
00:30
- To była moja babcia. Jeśli możesz, rozpakuj zakupy i wyjmij cztery jajka z lodówki, umyj je i daj do miseczki, a ja wyjmę miski i mikser. - odpowiedziała, po czym przygotowała wszystkie niezbędne rzeczy. Wyjęła również przepis, gdyż wolała nie ryzykować robienia ciastek z pamięci. Znając życie, o czymś by zapomniała.
Białowłosa wzruszyła lekko ramionami, po czym trochę niechętnie, jednak posłusznie zrobiła to co jej kazano. Nie podobało jej się to zbytnio. Nie lubiła słuchać cudzych rozkazów i zakazów, nawet jeżeli wiedziała, że są one dla jej dobra. Przez większość życia starała się być samodzielna i nigdy nie podlegała niczyim zasadom.
Po chwili położyła na blacie przed Rimą miskę z umytymi jajkami i zaczęła się przyglądać jej poczynaniom.
- Super. Teraz tylko połączyć składniki, wymieszać i wyciąć z ciasta, ciasteczka. - zaczęła mieszać wszystkie składniki, po czym ugniatała ciasto. Było to dość trudne zajęcie, gdyż co chwila trzeba było dodawać mąki i ugniatać bardzo mocno, a do tego miska postanowiła sprzeciwiać się grawitacji i trzeba było ja trzymać by przypadkiem nie zmieniła położenia ze stołu na podłogę  - Chcesz ugniatać? To nie takie łatwe jak ci się zdaje. Musisz mocno ugniatać ciasto, tak by się wszystko ładnie złączyło. - powiedziała i zrobiła miejsca dla Koroshio oraz trzymała miskę by ta nie spadła, gdy będzie ugniatać.
Tenshi przez cały czas z zainteresowaniem i wielkim skupieniem na twarzy, uważnie obserwowała poczynania swojej koleżanki z klasy. Śledziła każdy jej ruch i dokładnie rejestrowała go w pamięci. Bo w końcu nie wiadomo, kiedy coś takiego może się przydać. A nóż, widelec i ona kiedyś spróbuje zrobić ciastka dla chłopaków.
Kiedy Rima zaproponowała się dołączenie do ugniatania ciasta, dziewczyna tylko lekko kiwnęła głową i wzięła od niej miskę. Po chwili, od tak bez niczego, wdrapała się na kuchenny blat i siadając na nim po turecku, położyła miskę między swoimi nogami. Po chwili zaczęła zgniatać i ubijać ciasto, a dokładnie to okładać je pięściami, co z zaskoczeniem odkryła, bardzo jej się podoba.
Rima nerwowo podrapała się po policzku, przyglądając się poczynaniom białowłosej. Jeszcze nigdy nie widziała takiego sposobu na ugniatanie ciasta. - Całkiem nieźle ci idzie. - pochwaliła ją.  - Hm... Więc ty i Naoki? - zapytała. Nietrudno było zauważyć w szkole, że się polubili, nawet bardzo.
Koroshio zdecydowanie nie była gotowa na to pytanie. Dopiero co samej udało jej się przyznać przed sobą, że jej naprawdę na tym chłopaku zależy, a co tu mówić o otwartej rozmowie na ten temat z kimś innym. Tym bardziej nie spodziewała się usłyszeć tego pytania, że już raz powiedziała Dream, że to nie jest jej sprawa. Jak widać jednak to do niej nie dotarło.
Emocje trochę ją poniosły i zdecydowanie zbyt mocno uderzyła pięścią w miskę, która z głośnym trzaśnięciem, pękła idealnie na pół.
- Co ja i Naoki? - odpowiedziała po chwili, pytaniem na pytanie.
Dziewczyna skrzywiła się na hałas wywołany pęknięciem miski. Chciała jakoś lepiej zapoznać się z Koroshio, jednak za każdym razem jak zwykle musiała coś źle powiedzieć. Może nie powinna była poruszać tego tematu. - Wybacz. - mruknęła pod nosem, po czym dodała. - Ciasto już chyba gotowe. Teraz tylko wykroić ciastka i upiec. - powiedziała i poszła po foremki do ciasteczek. Miały różne, wesołe kształty. Od gwiazdek, po serduszka. Dziewczyna wyjęła ciasto z rozbitej miski, wzięła wałek i zaczęła je rozwałkowywać.
Białowłosa pozbierała z blatu resztki naczynia i zaczęła się nimi bawić. Miska i tak nadawała się już tylko do wyrzucenia, a łamanie plastiku na drobne kawałeczki zajmowało jej ręce i pozwalało się trochę rozluźnić.
- Uhm... Bardzo mi na nim zależy, tak samo jak jemu na mnie. Lubię spędzać z nim czas, zresztą jak jego samego. Jestem szczęśliwa, kiedy jest ze mną i tęsknię, kiedy go przy mnie nie ma. - powiedziała cicho, jakby do samej siebie, odrywając wzroku od paców.
Brunetka zamrugała zaskoczona oczyma. Nie sądziła że będzie chciała się wypowiedzieć na ten temat.
- To wspaniałe. Mieć kogoś na kim możesz polegać oraz kogoś kto będzie tęsknił, gdy nie ma ciebie w pobliżu. - Wiesz...może chciałabyś zrobić mu prezent?- zapytała i nastawiła piekarnik by trochę się nagrzał, po czym sięgnęła po foremkę w kształcie serduszka i podała je Koroshio. - Co ty na to by zrobić mu ciastka?
Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Powoli i ostrożnie zsunęła się z blatu, aby niczego już więcej nie zniszczyć. Następnie wzięła od Rimy foremkę i z wielkim zapałem oraz zaangażowaniem na twarzy zaczęła wycinać ciasteczka.
- A ty? Masz kogoś takiego? - zapytała po chwili.
- Tak...- szepnęła i się zarumieniła. - To Jack. - mruknęła jeszcze ciszej, po czym i ona zabrała się za wycinanie ciasteczek,skrupulatnie omimając spojrzenia Koroshio. Byli parą już dawno jednak to wszystko nadal było takie...trochę krępujące. Uwielbiała spędzać z nim czas, czuła się cudownie, gdy dotykał jej ust, chciała być przy nim już ma zawsze. Być przy nim i wspomagać go gdy cierpiał. Gdy nie dawał już sobie nadziei i rady z bólem, który oferował mu cień.
Ból i cierpienie, jak to cudownie ujęłaś. - usłyszała w swojej głowie jego podły głos. - Precz z mojej głowy! - warknęła, zapominając o tym, że ma obok siebie Koroshio. Spojrzała na nią niepewnie. - E...Nie słyszałaś tego...- wyjąkała zdenerwowana.
Białowłosa przerwała wycinanie serduszek z ciasta, odkładając foremkę na bok i spojrzała na swoją koleżankę z klasy podejrzanym wzrokiem.
- Nie wmawiaj mi. Wiem co słyszałam i powiem ci, że nie było to normalne. - powiedziała lustrując ją spojrzeniem czarnych oczu, które zdawały się ją przenikać na wskroś - A wszyscy mówią, że to ja jestem wariatką. - dodała, po czym jakby nigdy nic wróciła do swojego zajęci - To o co chodzi?
Dziewczyna zacisnęła pięści po czym wzięła głęboki oddech i spróbowała się nieco rozluźnić. - Wybacz, że cię o to proszę, ale zapomnij o tym i nikomu nie wspominaj. To jest sprawa po między mną a Jackiem... - odpowiedziała. "I cieniem" - dodała w myślach. - Nie chcę nikomu się z tego zwierzać. A także nie możesz... - zaśmiał się cień, lecz Ri go zignorowała. - To co? Pora je upichcić. Piekarnik już nagrzany, przełóż je do wysmarowanej masłem i bułką tartą blachy. - uśmiechnęła się, jednak chciała tym tylko zatuszować poprzednią rozmowę. Sama również zaczęła nakładać ciasteczka do drugiej blaszki, gdyż wyszło ich całkiem sporo.
Koroshio przewróciła tylko teatralnie oczami. Wiedziała w co dziewczyna pogrywa. Sama często używała tej taktyki, aby ominąć niewygodne dla niej tematy. Tym razem jednak nie zamierzała się w to bawić, a już na pewno nie z nią. Chcąc jej to pokazać oparła się wygodnie o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi. Nie miała zamiaru jej pomóc.
- Czyli twój chłopak też gada sam ze sobą? - powiedziała po chwili, przerywając gęstą ciszę, która nagle zapadła w kuchni. Miała nadzieję, że ją tym podpuści lub chociaż sprowokuje do zrobienia czegoś z tym związanego. - Wiesz, możesz mnie prosić o co chcesz, co nie znaczy, że spełnię twoją prośbę. Poza tym, co się tak cykasz. W swoim życiu spotkałam wiele osób, które rozmawiały same ze sobą lub jedynie to udawały. - dodała po chwili, nakładając nacisk na ostatnie słowo.
Dziewczyna przerwała na moment układanie ciastek na blachę i spuściła wzrok. - Nic nie rozumiesz. Ale może to i lepiej. Zresztą wszyscy dookoła kłamią. Aby utrzymać jedno kłamstwo, trzeba wymyślić dwadzieścia kolejnych. A może masz rację? Może rzeczywiście udawałam? Wierz w co chcesz. To tylko gra w życie. Wygrasz lub przegrasz. Najlepiej jest po prostu przetrwać. - westchnęła. - Coś powiało mi tu melancholią. - zaśmiała się. - Pomóż mi z tymi ciastkami bo nigdy ich nie upieczemy i nie dasz prezentu Naokiemu. - mrugnęła do niej i zabrała się za układanie.
- Lub możesz być jedynie obserwatorem tej bezcelowej gry, w której i tak wszyscy już na starcie są przegrani. - powiedziała szesnastolatka, która po długim namyśle w końcu postanowiła pomóc szatynce z tymi ciastkami - Niestety jest w tym pewien szkopuł, bo jeżeli za bardzo się zaangażujesz, automatycznie zostajesz wciągnięta do gry, z której już nie można się wycofać.
Koroshio położyła na blaszce ostatnie ciasteczko. Poddała je Rimie, która następnie włożyła je do nagrzanego piekarnika. Sama znów wskoczyła na blat kuchenny, wracając na swoje poprzednie miejsce.
- Kłamstwo, to jedna z lepszych kart przetargowych, dzięki których prowadzisz tą rozgrywkę. Oczywiście do czasu, kiedy ktoś nie rzuci swojego asa, albo nie przyjdzie ci zapłacić za zbyt skomplikowany ruch. - dodała jeszcze, powracając do łamania resztek miski których żadna z nich jeszcze nie raczyła wyrzucić - Skoro udawałaś, to z kim rozmawiałaś? Udając rozmowę z samym sobą można tylko po to, aby ukryć swojego prawdziwego rozmówcę. Innej opcji po prostu nie ma. - Dziewczyna przez cały czas mówiła jakby do samej siebie. Ani na chwilę nie zaszczyciła swoim spojrzeniem szatynki, skupiają się jedynie na zabawie w łamaniu plastiku.
- Możesz mnie pytać o co chcesz, jednak to nie znaczy że muszę na te pytania odpowiedzieć. - odparła, na podstawie jej wcześniejszej riposty. - Jeśli wyciągasz swoją kartę w postaci kłamstwa, as prawdy może zaboleć. Pytanie tylko, kogo zaboli ten as. Tego kto kłamał? Czy osobę, która uwierzyła w te kłamstwo? Jednak im bardziej prawda będzie bolesna dla osoby, która uwierzyła w zwykły fałsz, tym na większej straconej pozycji, stoi kłamca. A jeśli prawda miałaby zaboleć osobę, która ją zdradziła? Czy wtedy rzeczywiście chciałaby powiedzieć o tej prawdzie, zamiast utrzymywać wszystko w kłamstwie? - odpowiedziała dla niej pytaniami, które czytane między wierszami kryły w sobie prawdziwą pewnego rodzaju odpowiedź.
Białowłosa zachichotała cicho pod nosem. Śmiech był tak pusty, że czynił go wręcz nienormalnym, a samą dziewczynę, która wciąż zawzięcie niszczyła i tak już do niczego nie nadające się resztki, niezrównoważoną psychicznie.- A co byś zrobiła, gdybym powiedziała, że rozpracowałam twój ruch, a mój as prawdy już dawno leży na planszy i bez względu na to co teraz powiesz, to ja już wygrałam to rozdanie? - powiedziała po chwili.
- Nie mogłoby do tego dojść. Bo prawda należy do mnie. Jeśli jakimś cudem sama byś na to wszystko wpadła, prawda nie stanowiła by dla mnie problemu...Jednak Tobie owszem, mogłaby. Nawet jeśli stajesz się obserwatorem to i tak bierzesz udział w tej grze. Jesteś strategiem, lub szpiegiem. Na to samo wychodzi. Kluczowe jest tylko to, ze póki posiadasz karty, możesz grać. - gdyby ująć jej słowa w inny sposób wyszłoby: póki żyjesz, grasz w tę grę.
Rozmowę dziewczyn przerwał drażniący dźwięk minutnika, który zawzięcie informował cały dom, że ktoś powinien  zainteresować się piekarnikiem i wyjąć gotowe już ciastka.
- Już późno. Muszę wracać. - oznajmiła po chwili białowłosa zsuwając się z blatu i lekko lądując na płytach - Chyba jednak daruję sobie te ciastka. Miło jednak było je razem piec. Może kiedyś to powtórzymy. - Po tych słowach, skierowała się w kierunku wyjścia. - Jako doświadczony gracz, dam ci jedną radę. Nie pozwól mu sobie wejść na głowę. To ty rządzisz i trzeba mu to pokazać. - dodała, jeszcze za nim zniknęła w za drzwiami kuchni.
- Dzięki. Wpadnij jeszcze kiedyś. - powiedziała i wyjęła ciastka z piekarnika. Na szczęście się nie spaliły. Gdy weszła do korytarza, białowłosej już nie było. Pierwszy raz z kimś poruszyła ten temat, nawet jeśli rozmawiamy tylko wokół tego tematu. Wiedziała że nie może pozwolić na to by cień zwyciężył i nie zamierzała się poddać. Nagle coś jej się przypomniało...Koroshio zapomniała zdjąć fartuszek i chustkę co oznaczało, że pewnie wróci. Użyła magii lodu by odrobinę ochłodzić ciastka, po czym rozpuściła czekoladę mleczna i gorzką w rondelku i zamoczyła w niej ciastka do połowy. Następnie ponownie zmroziła, by czekolada szybciej zastygła. Gdy były gotowe wzięła różowa i niebieską folię, i zapakowała część z nich, owiązując ozdobne woreczki białą wstążeczką. Niebieski chciała dać dla Jacka. Różowy dla Koroshio by mogła dać go Naokiemu. W końcu ona również,się nad nimi napracowała. Ciekawa była tylko, kiedy się,zorientuje ze idzie w fartuszku przez miasto...

sobota, 11 października 2014

Biwak - organizejszyn part 2

Dobra, przyznam się, że trochę mnie na tym blogu nie było,
 a raczej trochę go zaniedbałam, ale postanawiam poprawę. 

Zacznijmy więc od tego biwaku, co to nam lato sie kończy, a jego nie ma i nie ma, a sierpień już dawno minął i wrzesień nastał.
1. Konferencje, jeśli uda nam się zrobić, powstanie na koniec biwaku. Jako pożegnalne ognisko. ;)
2. Notki, co do biwaku, napiszmy jak najszybciej. Mam nadzieję, że szkoła nie wyżarła wam aż całej weny i czasu ;)
3. Biwak będzie zastępować lato i wakacje. Jeśli ktoś dopiero nie dawno dołączył na bloga, może brać udział w tym biwaku, gdyż będzie on organizowany jako nie tylko przez tę szkołę, ale także przez biuro wycieczek - ktoś z rodzinki np.: postanowił, że przyda wam się szkółka przetrwania lub dostaliście sponsorowaną wycieczkę. W związku z tym przywilejem, każdy może wymyślić parę postaci uczestniczących w biwaku ( jednak nie chodzi tu o 10 osób tylko maks. 1-2 na głowę)


4. Podzielenie atrakcji itp.  na dni:
Poniedziałek - Dotarcie do Zielonej Doliny w późne południe. Rozbicie namiotów, samodzielne przygotowanie do przetrwania pod gołym niebem :3 Szukanie chrustu, opału do ogniska...Ale przedtem cudowne zorientowanie się, że nie można używać magii w odrębie tego terenu. Hahahhaa a to ci niespodzianka ;D

Wtorek/ Środa - rozeznanie się w terenie, długa wędrówka/ spacer do lasu. Celem jest ukryta w sercu lasu jaskinia, w której płynie źródełko i widnieją na niej stare, plemienne malowidła.
 Kto nie ma lęku wysokości i lubi się wspinać wysoko, ten nie będzie miał problemy z tą atrakcją, gdyż wędrówka łączy się również ze spinaczką po szlaku górskim. Na trasie, przewidziana jest trudność przejścia, przez pionową półkę skalną. Przewodnicy Zielonej Doliny, mają na szczęście sprzęt spinaczkowy, którym trzeba będzie się posłużyć, by móc przedostać się na drugą stronę. Powrót przewidziany jest dopiero w środę, więc konieczne będzie nocowanie pod gołym niebem, bez namiotu, który zostawicie niestety daleko za sobą i do którego wrócicie dopiero w środę.

Czwartek - Kto by nie chciał poćwiczyć sobie strzelania z łuku? A no właśnie. Jednak nie będziemy strzelać z łuku cały dzień, prawda? Jednak środa jest przeznaczona na wasze wymyślone przez was zajęcia. Jednym zdaniem: odpoczynek po długiej, wtorkowej wędrówce, pełnej wrażeń i czas wolny.

Piątek - Przeżyliście w szkole przetrwania, aż do piątku? Gratuluję. Teraz macie okazję stworzyć swoją własną tratwę, pod nadzorem przewodników. Mam nadzieję jednak, że umiecie w razie czego pływać, gdyż organizacja biwaku nie ponosi odpowiedzialności, za uszczerbku na waszym zdrowiu.
Wieczorem pożegnalne ognisko i impreza :)


Sobota - Wyczekana, wymarzona, wyśpiewana sobota...Powrót do kochanego domku w Nevermind. Spokojnie i tak zdołacie wrócić dopiero późnym wieczorem ;) Nie zapomnijcie pożegnać kochanych niedźwiadków ;D


***
Wszyscy którzy chcą nadal, lub chcą teraz uczestniczyć w biwaku, proszę o napisanie tego w komentarzu, oraz wypowiedzenie się na temat powyższych atrakcji ;)

środa, 8 października 2014

Życie namalowane barwami

Westchnąłem ciężko, przejeżdżając sobie ręką po twarzy i czochrając przy tym włosy. Kątem oka zerknąłem na okrągły zegar wiszący na ścianie, który mówił dokładnie, że w tym momencie ma zadzwonić dzwonek. Co się jednak stało? Nie zadzwonił.... Na dodatek spóźniał się już o pół minuty, a to stanowczo za dużo. 
- No, moi drodzy, dzisiejszą lekcję możemy uznać za skończoną - rzekł nauczyciel, klaskając w dłonie i spoglądając po nas. - Widzimy się w następnym tygodniu mam rozumieć. 
Pędzę, lecę, nogi łamię. Mogę iść? 
- Dziękuję wam za przybycie dzisiaj i mam nadzieję, że nauczyliście się czegoś nowego. 
Przykro mi, ale nie. 
- I jesz... - psor nie zdążył dokończyć, gdyż właśnie w tym momencie rozległ się głuchy odgłos dzwonka. W duchu zacząłem skakać jak małe, ucieszone dziecko, jednak na zewnątrz spokojny i opanowany, jak zwykle nie zwracający uwagi na ludzi - wyszedłem z klasy.
Już od dobrej półtorej godziny siedziałam pod drzwiami sali gimnastycznej, gdzie właśnie odbywały się zajęcia magii ognia. Chociaż nie wiem czy można było to nazwać siedzeniem. Czekając aż Naoki skończy zajęcia i wyjdzie z sali robiłam wszystko, tylko nie siedziałam. Wypróbowałam każdą dogodną mi pozę zaczynając od kucania, a kończąc na leżeniu. Żadna jednak nie przypadła mi do gustu tak bardzo jak zwisanie do góry nogami z parapetu jednego z małych okienek, umieszczonego dwa metry nad podłogą.
Wreszcie zadzwonił upragniony dzwonek, którego tak długo oczekiwałam. Szczęśliwa, że w końcu zobaczę się z Naoki'm - choć dwie lekcję wcześniej odprowadziłam go pod tą salę - już miałam zeskoczyć z parapetu, kiedy na korytarz wybiegł cały tabun uczniów, pędzących do domu. Za pewne zostałabym zgnieciona, gdyby nie fakt, że znajdowałam się poza zasięgiem całej hałastry.
- Cześć Naoki! - zawołałam do wychodzącego z sali bruneta próbując przekrzyczeć tłum, który powoli zaczął się rozrzedzać.
- Hm? - stanąłem na chwilę w miejscu, przepuszczając gnających przed siebie na oślep ludzi, po czym rozejrzałem się uważnie, gdy usłyszałem znajomy mi głos krzyczący moje imię. Od razu w oczy rzuciła mi się zwisająca do góry nogami z parapetu białowłosa, która próbowała przekrzyczeć tłum. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do Koroshio. 
- Witam, piękna.
Zarumieniłam się lekko słysząc jego powitanie. Po chwili szybko zsunęłam się z parapetu, z kocią gracją lądując obok chłopaka. Starałam się zamaskować rumieńce włosami, ale jak na złość nie chciały tak jak zwykle opaść mi na twarz. Zrezygnowana, cicho westchnęłam pod nosem i podeszłam do chłopaka, po czym zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Tęskniłam, wiesz? - powiedziałam po chwili, patrząc w jego tak bardzo oryginalne, niebieskie i złote oczy - Jak było na treningu?
- Naprawdę? - mruknąłem, po czym objąłem białowłosą w talii i cmoknąłem w nosek, spoglądając na jej buźkę oblaną rumieńcem. - Twój Sir Raven również się stęsknił. A na treningu? Jakoś było. W sumie niczego nowego się nie nauczyłem, ale przynajmniej odświeżyłem umiejętności... No i nareszcie po lekcjach.
Jeszcze bardziej się zarumieniłam. Wciąż nie mogłam się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Musiałam w końcu się opanować, bo jeżeli dalej by tak było, to w końcu zostałabym różowa jak świnka. Zdecydowanie nie odpowiadała mi taka perspektywa.
- Naprawdę. - powiedziałam zabierając z jego szyi ręce - Skoro już po lekcjach i oboje mamy jako tako wolne, to może pójdziemy gdzieś...na spacer? - zapytałam wsuwając rękę w jego dłoń i delikatnie ją ściskając.
- Pomysł dobry. W końcu wiosna, trzeba zacząć niedługo szukać oznak lata - uśmiechnąłem się lekko i splotłem swoją dłoń z dłonią Koroshio. - Więc gdzie na spacer? Hm? - spytałem, spoglądając na białowłosą i jakby czekając na odpowiedź.
- Co powiesz nad jezioro? Całkiem niedaleko szkoły jest bardzo ładna polana ze zbiornikiem wodnym. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - Pomoczymy sobie nogi i w ogóle, a jeżeli będzie dla ciebie wystarczająca ciepła, to może też popływamy. - dodałam idąc w stronę wyjścia ze szkoły i delikatnie ciągnąc chłopaka za sobą.
- Mhm - kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się do Koroshio. Pomysł z jeziorem wydawał się całkiem niezły. Zwłaszcza, że zaczynało robić się naprawdę ciepło i nie warto zmarnować takiej okazji. W końcu trzeba wyrwać się gdzieś od czasu do czasu. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. 
- Więc wybrana opcja z jeziorem.
- Świetnie. To chodź.Szybko. - powiedziałam wychodząc na dzieciniec. - Albo nie. Wiesz co? Założę się, że biegam szybciej niż ty. Kto pierwszy nad jeziorem. Uwaga! Gotowi! Start! - krzyknęłam, wyrywając rękę z uścisku chłopaka i sprintem zaczęłam biec w stronę lasu.
Nim zdążyłem zorientować się o co chodzi, Kor wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła czym prędzej przed siebie. Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową. 
- Nie tak łatwo - mruknąłem, sam zrywając się do biegu i pognałem w ślad za dziewczyną, po drodze omijając przeszkody takie jak krzaki, czy zwalone pnie.
- Możesz się już poddać. I tak nigdy mnie nie dogonisz. No... Chyba, że na mecie. - zawołałam do chłopaka, śmiejąc się pod nosem. - Do zobaczenia na miejscu. - dodałam i pognałam jeszcze szybciej.
- To się okażę! - krzyknąłem, przeskakując przez zwaloną kłodę i śmiejąc się jednocześnie pod nosem. Takie bieganie jest lepsze od lekcji wuefu. Przynajmniej robi się coś nie na przymus.
Z impetem wpadłam na polanę skąpaną w promieniach słońca, z trudem wyhamowując przed jeziorem.
- Pierwsza! Pierwsza! Wygrałam! - wołałam szczęśliwa, skacząc do góry - Wygra... - zamilkłam widząc siedzącego pod drzewem chłopaka - Co?! Jak...?! Jak ty...?! Tutaj?! - pytałam zdezorientowana, patrząc w stronę, z której powinien dopiero co wybiec brunet.
Widząc zdezorientowanie Koroshio, oraz jej zdziwioną minę, uśmiechnąłem się lekko pod nosem, po czym wstałem i podszedłem do niej. 
- Magia - mruknąłem.
- Co?! EJ! Tak nie wolno. Nie wolno używać magii. To nie fair! - krzyknęłam w stronę bruneta tupiąc nogą - NIE FAIR! NIE FAIR! NIE FAIR! - wrzeszczałam nie przestając tupać. - Oszust!
- Może trochę... - mruknąłem. - Jeśli chcesz, nauczę cię tej sztuczki. Nie jest trudna, a ułatwia życie. Poza tym... Wywaliłem się pod drodze - przyznałem w końcu, wzruszając śmiesznie ramionami i podchodząc w stronę wody.
- Bez łaski. Jakbym używała magii, to już dawno pływałabym w jeziorze czekając na ciebie. - warknęłam do niego, wystawiając mu język - To, że się wywaliłeś, to nie zmienia faktu, iż oszukiwałeś. - dodałam i naburmuszona skrzyżowałam ręce na piersi.
- Wybacz, księżniczko. Następnym razem będziemy grać fair - obiecałem, po czym uśmiechnąłem się lekko. Nagle jednak chcąc odwrócić się do tyłu, moja noga zsunęła się z śliskiego podłoża, a ja sam wylądowałem w wodzie. Na początku dość wolno doszło do mnie to, co się stało i gdzie ja się znajduje, jednak jak najszybciej wynurzyłem się na powierzchnię i odrzuciłem mokre włosy z twarzy.
Słysząc plusk wody natychmiast odwróciłam się do tyłu, patrząc w miejsce, gdzie powinien stać Naoki. Szkoda tylko, że już go tam nie było. Z przerażeniem otworzyłam szeroko oczy.
Nie wiedząc kiedy klęczałam już nad taflą wody, histerycznie wołając chłopaka po imieniu. Miałam wrażenie deja vu. Szybko powróciły do mnie wspomnienia wypadku z naszego ostatniego wypadu nad jezioro. Czułam jak serce mi zamiera ze strachu, a w oczach zbierając się łzy.
- Nao... - Nie zdążyłam dokończyć wołać, kiedy nagle z wody wynurzył się brunet. Przez chwilę patrzyłam na niego jak sparaliżowana, czując jak moje policzki robią się mokre. Byłam na niego wściekła, ale jednocześnie czułam ogromną ulgę, że nic mu się nie stało.
- IDIOTO! Co ty sobie do cholery myślałeś?! Wiesz jak mnie przestraszyłeś?!
- Spokojnie - powiedziałem, unosząc się na powierzchni. - Nic mi nie jest - zapewniłem białowłosą, po czym uśmiechnąłem się delikatnie. - Mówiłem, że nigdy cię nie opuszczę. Dlaczego miałbym skłamać? Poza ty... Woda jest ciepła.
- Grrr...
Warknęłam przez do niego przez zęby i bezceremonialnie zanurzyłam jego głowę pod wodą, chwilę wcześniej otarłszy łzy z twarzy.
- To sobie tam posiedź, skoro ci tam tak dobrze. - dodałam i poszłam w stronę lasu.
Byłam zła. Nie wiedziałam tylko na kogo bardziej. Na niego, że mnie tak przestraszył, czy na siebie, że pozwoliłam sobie na taką chwilę słabości. Zdecydowanie za bardzo uchyliłam mur, zbytnio się angażując.
Po chwili wynurzyłem głowę z wody, znów odrzucając włosy z oczu, abym cokolwiek mógł ujrzeć. Przez spadające kropelki wody zobaczyłem postać białowłosej, która szybkim krokiem oddalała się ode mnie w stronę lasu.
- Kor, czekaj! - krzyknąłem za nią, po chwili wychodząc z wody.
Zatrzymałam się w pół kroku. Niechętnie odchyliłam głowę do tyłu, patrząc na Naoki'ego spode łba.
- Co? - warknęłam, mrożąc wzrokiem.
- Nie chciałem cię urazić - powiedziałem, czując na sobie jej lodowate spojrzenie. - Jeśli chcesz pobyć sama, zrozumiem to.
Wzruszyłam tylko ramionami z powrotem zwracając głowę w stronę lasu.
- Nie da się mnie tak łatwo urazić. - mruknęłam pod nosem idąc dalej wydeptaną w trawie ścieżką - Rób co chcesz.
Musiałam to przyznać. Jestem specyficznym człowiekiem. Nawet więcej. Jestem po prostu nienormalna. Nie potrafię zbytnio okazywać swoich uczuć innym. Rzadko mówię głośno to co myślę i czuję. Dawno temu uznałam, że lepiej tego nie robić, bo przez to się tylko cierpi. Łatwiej było udawać, nosić maskę i wznosić wciąż nowe mury. Po prostu być obojętnym na wszystko.
Dlatego nie mogłam dać mu po sobie poznać jak bardzo się o niego martwię. Jak bardzo chciałam, żeby za mną poszedł. Żeby mnie naprawdę mnie nigdy nie zostawiał, szczególnie teraz.
- Mhm... - mruknąłem pod nosem, po czym nadal ociekając wodą, ruszyłem za dziewczyną. Mogło to wyglądać dość dziwnie, jak szedłem tak za nią w odległości paru metrów. Nie chciałem jednak, aby była sama, a co gorsza coś jej się stało. Wiedziałem, że umie dać sobie radę sama, jednak sam fakt, że była sama...
Kątem oka zerknęłam za siebie. Wciąż za mną szedł, co naprawdę mnie zdziwiło. Zwykle ludzie po prostu dawali sobie spokój i mnie zostawiali samą. Tego samego oczekiwałam od niego. Planu B niestety nie miałam.
Zatrzymałam się pomiędzy drzewami, spuszczając do dołu głowę.
- Czemu za mną idziesz? - zapytałam po chwili milczenia.
- Bynajmniej nie z kaprysu "bo mi się nudzi". Nie mam zamiaru zostawiać cię samej, księżniczko. W końcu kiedyś coś ci obiecałem. Poza tym, oboje wybraliśmy się na spacer, a nie ja sam - odparłem, stając na chwilę w miejscu.
Odwróciłam się w stronę chłopaka, od góry do dołu lustrując go wzrokiem.
- Dziwny jesteś. - powiedziałam po chwili - A przynajmniej inny. Wszyscy na twoim miejscu po prostu mnie zostawiali, bojąc się co zrobię lub bo po prostu mieli to gdzieś.
- Skoro dziwny, to inny od reszty. Skoro reszta by tak zrobiła, ja tego nie zrobię. Nie zostawiam tak po prostu... - odparłem.
Przez kilka minut z szokiem patrzyłam się na stojącego kilka minut ode mnie chłopaka, zastanawiając się czym sobie na niego zasłużyłam. Po chwili opuściłam głowę do dołu, chowając twarz we włosach. Zaśmiałam się cicho pod nosem z własnej głupoty, uśmiechając się przy tym trochę jak psychopatka.
Nagle rzuciłam się przed siebie biegiem, zmierzając prosto na Naoki'ego. Kiedy byłam już wystarczająco blisko bruneta, złapała go mocno za rękę i nie przestając biec, pociągnęłam go w stronę jeziora.
Kiedy znaleźliśmy się nad stawem, skoczyłam do wody wciąż trzymając za rękę chłopaka.
Zaskoczony poczułem na swojej ręce mocny uścisk dłoni Koroshio, która nie mówiąc nic więcej - pociągnęła mnie za sobą. Sam nie zdążyłem zareagować, ani odezwać się słowem, gdy dziewczyna wraz ze mną wskoczyła do jeziora. 
Po chwili wynurzyłem się na powierzchnię i odgarnąłem z irytacją włosy z twarzy, swój wzrok przenosząc na białowłosą.
- Tak się bawisz? - mruknąłem, przez chwilę przybierając kamienny wyraz twarzy. Szybko znikł on jednak, zastąpiony szatańskim uśmieszkiem, gdy zacząłem chlapać ją wodą.
Odgarnęłam mokrą grzywki z oczu.
- Jesteś tego pewien? - zapytałam poważnym głosem, wciąż się jednak do niego śmiejąc - Oj nie wiesz chyba z kim zadzierasz.
Nie zapomniałam jeszcze tego wyścigu, który przegrałam, bo chłopak użył magii. Ja też umiałam oszukiwać, a znajdowaliśmy się teraz w moim żywiole.
Używając swojego talentu, podniosłam do góry większą ilość wody i zatrzymałam ją nad głową chłopaka.
- To co... Jesteś pewien?
Spojrzałem się na Koroshio, oraz jej poważną minę, która na nic dobrego nie wskazywała. W net poczułem jak na moją głowę zaczynają skapywać pojedyncze, małe krople wody. Nie musiałem spoglądać w górę, aby wiedzieć, co jest grane.
- Jestem pewien - powiedziałem, chcąc zachować poważny wyraz twarzy.
Znów mnie zaskoczył odpowiedzią. Chyba nigdy nie przestanie tego robić. Ale to właśnie mi się w nim między innymi podobało. Że był nieprzewidywalny tak samo jak ja.
- Jesteś dziwny. - mruknęłam zrzucając na niego dwa litry wody - Ale za to cię kocham. - powiedziałam podpływając do niego bliżej i całując go w mokry policzek.
Uśmiechnąłem się pod nosem, czując złożony na moim policzku mokry pocałunek.
- Jeśli to nagroda za coś, to muszę dla takich nagród robić więcej - powiedziałem, odgarniając kosmyk włosów z oka.
- To nie jest nagroda. Tylko ostrzeżenie. - mruknęłam i znów zanurzyłam głowę chłopaka pod wodą, chichocząc przy tym pod nosem.
Pokręciłem tylko głową, po chwili zanurzając się trochę głębiej pod wodę, aby być poza zasięgiem dłoni Koroshio. Popłynąłem za białowłosą, po czym wynurzyłem się z wody, będąc dokładnie za nią i ochlapałem falą H2O.
- Grrr... - warknęłam do niego, próbując ogarnąć włosy - Mogłeś mnie chociaż ostrzec.
Podpłynęłam do niego bliżej nurkując tuż przed nim. Chowając się przed chłopakiem popłynęłam za niego cicho wynurzając się na powierzchnię. Chwilę później siedziałam już na plecach bruneta, próbując wspiąć się na jego barki.
Nie spodziewając się żadnego "ataku" ze strony Koroshio, w chwilę potem poczułem jak coś wspina mi się po plecach, a potem na barki. Zaśmiałem się, uśmiechając pod nosem, po czym dotknąłem stopami wystającego z podłoża kamienia i stanąłem na nim. Musiałem jednak przyznać, że była strasznie lekka, a ja praktycznie nie czułem na sobie jej ciężaru.
- Nie wierć się tak, bo zaraz spadnę. - powiedziałam, kiedy w końcu z triumfem na twarzy, wygodnie usadowiłam się na chłopaku - To jak ty teraz wrócisz do domu? Kas nie wpuści cię takiego mokrego. - powiedziałam mu cicho do ucha, lekko się uśmiechając.
W końcu stanąłem sobie wygodnie i mogłem pozwolić wygodnie usadowić się Koroshio, żeby nie spadła z powrotem do wody.
- Tak myślisz? - mruknąłem, wzdychając cicho. - Czyli nie mam gdzie się podziać teraz?...
- No niestety nie. - westchnęłam teatralnie, nachylając się do niego - No chyba, że będę tak litościwa i pozwolę ci wrócić do szkoły. - szepnęłam mu do ucha, mierzwiąc mu przy tym włosy.
- Mhm - mruknąłem pod nosem. - Więc litościwa pani, pozwolisz mi wrócić do szkoły? - spytałem, wychodząc na brzeg.
- Uhm... No niech no się zastanowię... Nie wiem czy zasłużyłeś. - przekomarzałam się z nim, mocniej chwytając się jego koszulki - No dobrze. Ale będzie trzeba uważać na Kobrę. Nie jestem pewna, czy jest świadoma, że czasami miewam gości.
- Uważać na Kobre mówisz... - W mig przekręciłem Kor tak, że teraz leżała w moim ramionach. - Jakoś sobie z nią poradzimy - cmoknąłem białowłosą w nosek, przypominając sobie siostrzenice dyrektorki. Miałem tylko cichą nadzieję, że ta mała już dawno o mnie zapomniała.
- Uhm.. Co ty wyprawiasz? - zapytałam zdziwiona. Początkowo mu się wyrywała, próbując zejść z jego rąk, jednak w końcu dałam za wygraną, kiedy poczułam przelotny całus w nos. Zrezygnowana podciągnęłam się wyżej i objęłam go ramieniem za szyję, wtulając się w jego - wciąż mokry - tors.
***
Po jakimś czasie udało nam się dotrzeć do szkoły, gdzie następnie wdrapaliśmy się na samą górę do pokoju Koroshio. Na szczęście nie spotkaliśmy na swojej drodze Kobry, co nie oznacza, że nie spotkamy jej w późniejszym czasie. Ona może być wszędzie. Dowiedziałem się o tym ostatnio wraz z Kasene, gdy niespodziewanie nawiedziła nasze mieszkanie.
- E to... Rozgość się czy coś...
Raczej nie byłam przyzwyczajona do gości w "swoim" pokoju, co zresztą było widać na pierwszy rzut oka. Jedyną osobą, która mnie tu odwiedziła była Shina, ale wtedy i tak panował większy porządek. W tej chwili pomieszczenie wyglądało jak po przejściu trąby powietrznej. Wciąż nie potrafiłam się zabrać do wyrzucenia rozbitego pewnej nocy lustra, którego szczątki wciąż walały się po podłodze. Łóżko, którego właściwie nie używałam jak zwykle było nie pościelone, a kołdra wraz z poduszką leżały w kącie na ziemi, gdzie spędzałam raczej większość snu. Oprócz tego po całym pokoju walało się kilka ołówek, węgielków i gumka, a także tysiące kartek z rysunkami, których było tak dużo, że już od dawna nie mieściły się w teczce.
- Uhm... Trochę tu bałagan.
- Nie przejmuj się, u mnie panuje większy "porządek" - uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, gdy przed oczami stanął mi wizerunek własnego pokoju, oraz stan, w jakim się znajduje aktualnie. Wciąż nie mogę zebrać się do posprzątania choćby połowy tej rupieciarni... Chociaż mam jedno pocieszenie... Nikt nie przebije Kasa, jeśli chodzi o "porządek" w pokoju.
- Rysujesz, hm? - zerknąłem na rysunki leżące na podłodze.
- Trochę... - mruknęłam pod nosem podnosząc z zakurzonego dywanu parę kartek - Chcesz zobaczyć?
- Pewnie - uśmiechnąłem się lekko i kucnąłem na podłodze, spoglądając na prace. Niektóre z nich były skończone, a inne jedynie naszkicowane. Ciekaw byłem, jakie rysunki mi pokaże.
W mgnieniu oka przebiegłam po całym pokoju, zbierając po drodze wszystkie kartki. Wziąwszy do rąk jeszcze niedomykającą się już teczkę i podeszła do łóżka, wygodnie na nim siadając.
- Siadaj... Jeżeli się odważysz. - zawołałam do Naoki'ego i poklepałam tapczan, który niezbyt zachęcająco zatrzeszczał.
- Może twoje łóżko mnie nie zje - zażartowałem, odważając się usiąść obok białowłosej. Może i trzeszczał, wydając z siebie groźne odgłosy, jednak był całkiem wygodny. 
- Więc co mi pokażesz? - spytałem po chwili.
- Wszystko, co tylko chcesz. - powiedziałam i przysunęłam w jego stronę stos kartek, rozkładając kilka z nich na łóżku.
Żadne moje rysunki nie były takie same. Na każdym było coś lub ktoś inny. Nie rysowałam rzeczy nierzeczywistych jak większość sławnych artystów. Rysowałam to co widziałam. Obrazki były poniekąd moim pamiętnikiem. Wszystko co widziałam, każde miejsce, w którym byłam, osoby, które poznałam. Wszystko to przelewałam na papier. Dodatkowo w rogu każdego zapisywałam dokładną datę i miejsce lub nazwisko osoby, która się na nim znajdowała. Wszystko, żeby nie zapomnieć.
Kiwnąłem lekko głową i ułożyłem teczkę z rysunkami na swoich kolanach. Postacie, miejsca, czasami jedynie szkice. Dosłownie wszystko, co ktoś mógłby zapisać. Kor zamiast pisać rysowała. Nie dziwiłem się, naprawdę miała talent, rysowała pięknie.
Na pierwszym rysunku znajdowała się szkoła. Cały plac zapełniony był uczniami, którzy biegali ze sobą szczęśliwi. Tylko jedna, samotna dziewczyna siedziała sama, obserwując to wszystko. Na kolejnym był kolejny budynek, tylko tym razem przypominał on sierociniec zamiast szkoły. Zmrużyłem lekko oczy, spoglądając przez chwilę na to wszystko, aż natrafiłem na rysunek dużego, czarnego wilka stojącego pośrodku ośnieżonego lasu. Na większości kolejnych rysunków widniał chłopak. Z tego co widziałem na samym dole, miał na imię Eren. Przyjaciel? A może ktoś więcej? W takim razie gdzie teraz był.. Te rozmyślania muszę zostawić na później, choć i tak nie dadzą mi spokoju. 
- A co to za paskuda? - spytałem, gdy natrafiłem na swój rysunek. - Ja go nie znam - uśmiechnąłem się lekko pod nosem, tym razem mając przed oczami wizerunek Kasene z Wieszczadłem.
- Jaka paskuda? - zapytałam ze zdziwieniem, wyrywając mu rysunki z rąk - E... Jeżeli mówiłeś o Kas to nie spodoba mu się to raczej. A jeżeli o sobie... - przysunęłam się bliżej do chłopaka, odsuwając na bok rysunki - ...to jesteś brzydal nad brzydale, mój przystojniaku. - mruknęłam zostawiając mu krótki całus na policzku.
Uśmiechnąłem się pod nosem, po chwili również odwdzięczając za całus, zostawiając go na nosku Koroshio.
- Pięknie rysujesz - uśmiechnąłem się do białowłosej, spoglądając jeszcze raz na rysunki.
- A ty wspaniale grasz i śpiewasz.
Zrzuciłam na podłogę wszystkie rysunki, aby się nie pogniotły. Sama natomiast położyłam się na łóżku, opierając głowę o nogi chłopaka.
- Naoki...?
- Hm? - spojrzałem się prosto w czarne tęczówki Koroshio, która ułożyła się wygodnie na moich kolanach.
Uśmiech zniknął z mojej twarzy, przybierając bardziej poważny wyraz.
Naoki był moim (taką przynajmniej  miałam nadzieję) chłopakiem. Bardzo mi na nim zależało i nie chciała  przed nim niczego ukrywać. Bałam się jednak, że prawda może go ode mnie  odstraszyć. Jednak równocześnie chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej.  Najlepszym rozwiązaniem było więc zadanie w końcu pewnych pytań, a potem mówić o sobie.
- Gdzie są wasi rodzice? - zapytał po chwili wahania.
Zamilkłem na chwilę, próbując pozbierać w głowie rozproszone myśli. Zdawałem sobie sprawę z tego, że wiecznie nie mogę tego przed nią ukrywać. 
- Ojciec mieszka na obrzeżach innego miasta, trochę oddalonego od Nevermind. Teraz już nie utrzymujemy z nim kontaktu, tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nasza matka... Również mieszka w domu, z jedną małą różnicą, że prawie w ogóle nie wychodzi ze swojego pokoju. Kiedyś była normalna, jednak z czasem jej stan pogarszał się, aż w końcu całkowicie zamknęła się w sobie.
- Ale dalej was kochają... Prawda? - zapytałam z bólem w głosie.
-...Tego nie wiem... - odparłem zgodnie z prawdą. Matka do pewnego czasu darzyła nas pewnym uczuciem, jednak szybko znikło ono wraz z jej nasilającą się chorobą. Ojciec... On nigdy się nami nie zajmował.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Bo w sumie w takiej sytuacji nic się nie da powiedzieć. Może nawet nie powinno.
Powoli podniosłam się do siadu. Pociągnęłam bruneta w swoją stronę o wiele brutalniej niż to planowałam po czym mocno go do siebie przytuliłam.
- Ja na pewno.
Gdy poczułem jak Koroshio mocno przytula mnie do siebie, samoistnie objąłem ją i również przyciągnąłem do siebie.
- Cieszę się - szepnąłem jej do uszka i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie chcę cię oszukiwać, ani nic przed tobą ukrywać. - powiedziałam po chwili milczenia, nie przestając go przytulać - Ale... Tak bardzo boję się prawdy... - szepnęłam czując zbierające się w oczach łzy.
- Nie bój się - przytuliłem ją mocniej. - Wiesz, że niezależnie od tego co tu usłyszę, nadal będę cie kochał - spojrzałem się prosto w jej czarne tęczówki.
- Naprawdę...?
Nie potrafiłam uwierzyć w to co powiedział. Jego słowa były dla mnie czymś tak nierealnym. Tak bardzo niemożliwym.
Ale przecież czułam jego uczucia do siebie. Czemu więc nie miałam im zaufać? Zaufać jemu...
- To dłuższa historia niż się wydaje...
Oparłam głowę o jego tors, rozkoszując się ciepłem bijącym od jego ciała. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mu wszystko opowiadać. Od początku do końca. Od pojawienia się w sierocińcu do dnia, kiedy zostałam przywieziona do szkoły. Wszystko z najmniejszymi szczegółami. Nie pominęłam niczego, ani nikogo.
Chłopak przez cały czas słuchał mnie z uwagę, ani na chwilę mi nie przerywając. Nie widziałam jego miny. Bałam się na niego spojrzeć, nawet kiedy już skończyłam mówić.
Wysłuchałem historii Koroshio od początku do końca. Cały czas milczałem, nie chcąc jej przerywać i zasypywać niepotrzebnymi pytaniami. Choć bardzo korciło mnie, aby to zrobić...
   To wszystko wywarło na mnie naprawdę niemały szok. Siedziałem przez dłuższą chwilę w zupełnym milczeniu, chcąc to wszystko sobie jakoś poukładać. Szczerze nie było mi łatwo. Wydawało się to naprawdę nie realne. Takich przeżyć nie życzył bym nikomu.
-...Wiesz... Nieważne kim byłaś, co robiłaś, co inni myślą o tobie. Cieszę się, że spotkałem właśnie ciebie i mojej Koroshio nie zamieniłbym na żadną inną. Przeszłość bywa bolesna i podziwiam cie za to, że opowiedziałaś mi to wszystko. Pamiętaj, że możesz mi zaufać, a ja zawsze ci pomogę.
Jeszcze mocniej wtuliłam się w chłopaka. Łzy płynęły mi bez pohamowania.
Czy to była prawda, czy może mi się tylko śni? Bo los się w końcu do mnie uśmiechnął. Po tylu latach znęcania się nade mną, dał mi w końcu coś miłego, jakiś punkt zaczepu. Nareszcie czułam, że mam szansę znaleźć dom.
- Kocham cię. Nie mam pojęcia czym sobie na ciebie zasłużyłam.
- Na pewno czymś zasłużyłaś - przytuliłem dziewczynę, delikatnie gładząc po śnieżnobiałych, pięknych włosach. Może to jest sen, jednak nie przypominam sobie, abym takie miewał. Zazwyczaj jedynie koszmary. Skoro to sen, wolę się już nigdy nie obudzić i zostać przy niej.

wtorek, 7 października 2014

Powrót do przeszłości cz.3

- Bo wiecie, nie tylko wy zostaliście w to wciągnięci siłą - mruknęła Ria, po chwili stając się już nieco pewniejsza w sytuacji. - Tak naprawdę nie mamy najmniejszej ochoty się z wami ożenić - prychnęła i założyła ręce na piersi.
- Mamy już swoich ukochanych, których musieliśmy zostawić - wtrąciła spokojniej Lissa. - Nie mieliśmy pojęcia o tym, co dzieje się za naszymi plecami. Chcemy do nich wrócić, jednak w tej sytuacji jest to chyba niemożliwe...

 Na wiadomość usłyszaną z ust dziewczyn, automatycznie uśmiechnąłem się, a po plecach przeszło mi miłe, ciepłe uczucie. Jakby nadzieja. Ta już beznadziejna sytuacja staje się coraz bardziej do zniesienia, jeśli rzeczywiście mają już kogoś i tak samo jak mi staliśmy się ofiarami przegniłych ambicji dorosłych.
- Dlaczego niemożliwe?- zapytałem, przykładając palec do ust, udając, że myślę.

- Głuchy jesteś? - syknęła rudowłosa. - Jest już z góry ustalone, że mamy wyjść właśnie za was, aby nasze rody przetrwały. Koniec kropka. Próbowaliśmy rozmawiać z naszymi rodzicami, jednak nie umiemy do nich dotrzeć - wzruszyła ramionami.

Skrzywiłem się, zakładając ręce na piersi. – Może nie wszystko stracone.- pokiwałem z politowania głowa, rozglądając się po zakątkach domostwa sprawdzając by przypadkiem nikt nas nie podsłuchiwał.  Rudowłosa zrobiła kwaśną miną i już chciała się odezwać, aby mnie raz i porządnie opieprzyć, jednak ruchem dłoni kazałem jej zamilknąć.- Pomożemy wam wrócić do ukochanych.

 Gwałtownie przeniosłem swój wzrok na Kasene, unosząc wysoko brwi. Dziewczyny również zrobiły miny, które mówiły same za siebie, że nic z tego nie rozumieją. Pomóc im wrócić do ukochanych? Co on znowu kombinuje? Jak?

  Widząc miny dziewczyn, jak i samego Naokiego na usta samowolnie wypełzł mi chytry uśmieszek. Odchrząknąłem, próbując zachować jakieś pozory poważności i przestać uśmiechać się jak opętane dziecko.- Pomożemy wam uciec.- powiedziałem w końcu, jednak dziewczyny zamiast pozwolić ponieś się wyobraźni i podziękować mi przynajmniej uśmiechem, one skrzywiły się z widocznym oburzeniem.- Bez panny młodej ślub się nie odbędzie.- rzuciłem, pozwalając by same zajarzyły w końcu, o co mi chodzi.

Spojrzały się po sobie, co chwilę otwierając usta, to je zamykając. Jakby chciały coś powiedzieć, lecz zapomniały o istnieniu czegoś takiego jak słowa. Sam musiałem przyznać, chyba po raz pierwszy, że plan Kasa nie jest zły, a nawet podoba mi się. Co zrobi rodzina, gdy nie ujrzy panny młodej przy ołtarzu? W takiej sytuacji szansę na rozpoczęcie ceremonii są... nikłe.
- Chcecie nam pomóc uciec? - spytała z niedowierzaniem Lissa, spoglądając kątem oka na swoją siostrę.

 Pokiwałem głową, potwierdzając to, o co zapytała dziewczyna. Jednak po chwili mój uśmiech spełzł mi z twarzy.- Tylko jeszcze pozostaje sam fakt, w jaki sposób uciekniecie.- podrapałem się po głowie, czochrając włosy, które i bez tego były w opłakanym stanie. Może mój plan nie jest dopracowany w cale, ale liczy się fakt, że coś wymyśliłem, a nie tylko wgapiałem się z rozcapierzonymi ustami, jak dziewczyny w tym momencie.

- Pakujcie się - rozkazałem krótko. Obie spojrzały się na mnie ze zdziwionymi minami, nie bardzo rozumiejąc, o co mi chodzi. Gestem wskazałem im miejsce przed bramą, gdzie zaparkowała czarna limuzyna. Dwaj mężczyźni, przy czym jeden z nich to nasz ojciec - wsiedli do auta, które odjechało z piskiem opon, wznosząc w powietrze tysiące drobin kurzu.
- Mamy okazje - dodałem, spoglądając na nie. - Służba niczego nie zauważy... Jeśli dobrze ją się przypilnuje.

Po dziewczynach widać było, ze nie mają bladego pojęcia, o co Nekusiowi chodzi, ale bez słowa sprzeciwu pognały schodami w stronę pokoju zapewnię po swoje rzeczy.
- Co ty kombinujesz?- zapytałem, mierząc chłopaka ciekawskim wzrokiem.

 - Ja po prostu działam, póki mogę - odparłem krótko. - Twój plan był dobry, tylko szkoda, że nie wymyśliłeś jeszcze, jak je dowieść do ich książąt. Najlepiej i najprościej będzie podrzucić je gdzieś na stację. Pociągi mogą dotrzeć prawie, że wszędzie. Ich sprawą będzie już, jak uciekną przed gniewem ojca... Poza tym, trzeba dopilnować, żeby służba nie wtrącała się w nie swoje sprawy... I patrzeć, czy nie nadjeżdżają. Nie chcemy większych kłopotów, prawda?...

 Pokiwałem potulnie głową w pewni zgadzając się z wywodami ojca dyrektora.- No to może ja, pomogę im w pozbieraniu gratów, a ty informuj, gdyby przedwcześnie zakończyli przejażdżkę.- poinformowałem, z szarży ruszając do ich pokoi. Dziewczyny zdążyły wyciągnąć walizki i bez słowa zbierały swoje rzeczy. Mozolnie, w pedantycznym ułożeniu. Może jeszcze ułóżcie majtki według kolorów!?
 Wydałem z siebie jęk człowieka styranego życiem.- Pośpieszcie się.- bezceremonialnie podszedłem do, jednej z szafek i zacząłem z niej wywalać wszystkie rzeczy mało interesując, czy trafiam do walizki, czy też nie.
- Co ty…!?
- Matko satynowa, cóż to jest?!
- Zostaw to.- Ria błyskawicznie wyrwała mi z dłoni, dziwną szmatkę, nad którą dla swojego dobra wolałem nie debatować.- Co ty robisz? Jak to chcesz zmieścić w taki sposób?
- Jak się popieści to się zmieści.- wyszczerzyłem zęby w pokracznym uśmiechu i wróciłem do upychania torby.

Odprowadziłem wzrokiem uciekinierki wraz z ich osobistym "szoferem", po czym wolnym krokiem zacząłem okrążać posiadłość. Rozglądałem się na wszystkie strony, uważnie lustrując okolicę i nadsłuchując. Cholera wie, kiedy mogą wrócić. Chociaż z jednej strony dopiero, co wyjechali, więc nie powinni wrócić po paru minutach... Chyba, że zdarzy się coś bardzo niespodziewanego.
- Szybciej się tam pakujcie... - mruknąłem poddenerwowany, spoglądając w stronę okna od którego odbijały się ostatnie promienie słoneczne. Miałem nadzieję, że oglądam to miejsce po raz ostatni w mojej karierze życiowej.

- Mówiłem, że się zmieści.- rzuciłem wesoło, skacząc dupą po walizce, przy okazji walcząc z suwakiem. Zapakowały chyba tam cały butik, jak nie więcej. Rozepchany materiał wręcz łkał o dobicie.
- Mam nadzieje, ze wszystko wzięliście. Za wszelkie zguby, nie odpowiadamy.- zeskoczyłem z walizki i złapałem za nią, która ku mojemu zdziwieniu była o wiele cięższa. Gdy została pozbawiona oparcia ze strony łózki, pociągnęła mnie w dół, ciężko upadając na panele.- Napchaliście tam cegieł, gdy nie patrzyłem?
 Ruda chimera przewróciła oczami i chciała zabrać ode mnie bagaż, jednak mięśnie, które nie używałem od dawna zdążyły zajarzyć, że czas na reaktywacje i pokracznym krokiem skierowałem się w stronę drzwi.

Po dłuższej chwili do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi. Obejrzałem się za siebie, gdzie na schodkach ujrzałem dwie siostry, a za nimi wlekącego się wręcz Kasene z większą od niego walizką, którą targał obok siebie.
- Wasz cały dobytek? - zerknąłem kątem oka na obszerny pakunek, a następnie na brata. Po jego minie mogłem łatwo wywnioskować, że była.. Ciężka. Za ciężka.
- Tak, jesteśmy gotowe - Kiwnęła głową Ria.

 - Hello! Może tak łaska mi pomóc z tym?- machnąłem zamaszyście łapką, domagając się zainteresowania. Jednak śmietanka arystokratyczna olała mnie doszczętnie, zamykając się trójkącie wzajemnej adoracji. Zero współczucia, zero pomocy, zero praw dla mułów pociągowych.
- Idziemy?- sapnąłem, próbując zgramolić towar z podłogi. Przy okazji materiał wydał z ciebie taki męczeński dźwięk, gdy przejechał po chodniku, że chimery od razu zaczęły pojmować, że zostawienie mnie na sam na sam z dobrami osobistymi to ryzykowna decyzja. Nie przejmując się spojrzeniami pełnymi zgorszenia ruszyłem przez siebie, póki nie przeszkodził mi w tym zimny uścisk śmierci na karku.
- W drugą stronę jest stacja.- westchnął Naoki, zaliczając mentalnego facepalma, ciągnąc już w poprawnym kierunku.

Po dłuższym czasie spędzonym na stacji, pożegnaniach pełnych "miłości" i "łzach pełnych smutku" - udało nam się wrócić z powrotem do rezydencji, zostawiając dziewczyny same sobą, aby mogły wrócić do swoich ukochanych. Wbrew pozorom byliśmy w naprawdę dobrych humorach, który udzielił się nawet mi. Plan poszedł po naszej myśli i nie musieliśmy wystawiać Kasene jako kartę przetargową!
- Więc co teraz? - spytał po tej ciszy, nie przerywajać chodu.
- Jak to co? Wracamy. Nie mam zamiaru siedzieć tutaj dłużej - mruknąłem, chcąc być już jak najdalej od tego miejsca. W ten jednak jak na zawołanie uprzedził mnie w tym czarny, luksusowy samochód, który podjechał pod dom. Z tyłu wysiadły dwie postacie. Jedną z nich oczywiście był nasz ojciec. Drugiej zupełnie nie kojarzę. Może... ojciec tych dwóch? Trzeba go powiadomić z grzeczności, że jego córki już dawno są daleko stąd. Wątpię jednak, abym się z tym pofatygował.
- Kasene? Naoki? A gdzie są wasze narzeczone? - zmierzył nas gniewnym wzrokiem, podchodząc bliżej.

Instynktownie odskoczyłem za osobę Naokiego, widząc gniewnie szarżującego ojczulka, gotowego ciskać piorunami i bluzgami w naszą stronę. Za nim dreptała jakaś nieznana mi kostucha z źle dopasowanym garniakiem.
- Najdroższe stwierdziły, że klimat im nie sprzyja, więc zawinęły skarpetki.- wykrzywiłem usta w jadowitym uśmiechu. Nadal chowając się za Naokim, gdyby przypadkiem ktoś chciałby porzucać czymś ostrym.

- Co takiego?! – ryknął o mało, co nie dopuszczając się do rękoczynów. Jednak w połowie drogi jego pięści do nas zatrzymałem ją, ze stoickim spokojem wpatrując się w ojca.
- Dobrze usłyszałeś, tato - uśmiechnąłem się ironicznie. - Skoro nasze narzeczone uciekły, nic tu po nas. Teraz nie zmusisz już nas do zastania tu. Nie tym razem. - Już chciałem zrobić to, co ojciec na początku, jednak powstrzymałem się w ostatniej chwili i odsunąłem się krok w bok, kłaniając szarmancko.
- Kas, czyń honory.

- Z przyjemnością.- syknąłem, uśmiechając się jak opętaniec na widok wody święconej. Te wredne chomiki w mojej komorze czaszkowej zapiszczały zgodnie, gdy całe skumulowane emocje objawiły się w postaci mojej pięści w małym randewu z nosem ojca. Odskoczył zszokowany, kurczowo trzymając się za twarz. Jednak byłem dumny, cholernie dumny. Co z tego, że łapa pulsowała, jakbym przywalił w żelbeton.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, widząc zszokowaną minę ojca. Wiedziałem, że nie spodziewał się tego po Kasene. Zazwyczaj to on był popychadłem, z którym można było robić, co się chcę. Teraz to się zmieniło.
- Prawidłowo. Wracamy? Autobus nam ucieknie - skrzywiłem się lekko. Nie leżał po mojej myśli tygodniowy marsz z powrotem do miasta...

- Jasne.- odparłem, jakoś nadto radośnie, z każdą chwilą coraz bardziej obawiając się bluzgającego ojca, trwającego nadal w głębokim zawisie mentalnym.- Jak się sprężymy to za cztery góra pięć dni będziemy w domu.- udałem, że nie słyszałem ostatniego zdania. Za bluzy po raz pierwszy od długiego czasu wysunął się Wieszczadło zaciekawiony, dlaczego właścicielowi serce popyla, jakby przebieg maraton.