Pogadaj z nami :D

wtorek, 7 października 2014

Powrót do przeszłości cz.3

- Bo wiecie, nie tylko wy zostaliście w to wciągnięci siłą - mruknęła Ria, po chwili stając się już nieco pewniejsza w sytuacji. - Tak naprawdę nie mamy najmniejszej ochoty się z wami ożenić - prychnęła i założyła ręce na piersi.
- Mamy już swoich ukochanych, których musieliśmy zostawić - wtrąciła spokojniej Lissa. - Nie mieliśmy pojęcia o tym, co dzieje się za naszymi plecami. Chcemy do nich wrócić, jednak w tej sytuacji jest to chyba niemożliwe...

 Na wiadomość usłyszaną z ust dziewczyn, automatycznie uśmiechnąłem się, a po plecach przeszło mi miłe, ciepłe uczucie. Jakby nadzieja. Ta już beznadziejna sytuacja staje się coraz bardziej do zniesienia, jeśli rzeczywiście mają już kogoś i tak samo jak mi staliśmy się ofiarami przegniłych ambicji dorosłych.
- Dlaczego niemożliwe?- zapytałem, przykładając palec do ust, udając, że myślę.

- Głuchy jesteś? - syknęła rudowłosa. - Jest już z góry ustalone, że mamy wyjść właśnie za was, aby nasze rody przetrwały. Koniec kropka. Próbowaliśmy rozmawiać z naszymi rodzicami, jednak nie umiemy do nich dotrzeć - wzruszyła ramionami.

Skrzywiłem się, zakładając ręce na piersi. – Może nie wszystko stracone.- pokiwałem z politowania głowa, rozglądając się po zakątkach domostwa sprawdzając by przypadkiem nikt nas nie podsłuchiwał.  Rudowłosa zrobiła kwaśną miną i już chciała się odezwać, aby mnie raz i porządnie opieprzyć, jednak ruchem dłoni kazałem jej zamilknąć.- Pomożemy wam wrócić do ukochanych.

 Gwałtownie przeniosłem swój wzrok na Kasene, unosząc wysoko brwi. Dziewczyny również zrobiły miny, które mówiły same za siebie, że nic z tego nie rozumieją. Pomóc im wrócić do ukochanych? Co on znowu kombinuje? Jak?

  Widząc miny dziewczyn, jak i samego Naokiego na usta samowolnie wypełzł mi chytry uśmieszek. Odchrząknąłem, próbując zachować jakieś pozory poważności i przestać uśmiechać się jak opętane dziecko.- Pomożemy wam uciec.- powiedziałem w końcu, jednak dziewczyny zamiast pozwolić ponieś się wyobraźni i podziękować mi przynajmniej uśmiechem, one skrzywiły się z widocznym oburzeniem.- Bez panny młodej ślub się nie odbędzie.- rzuciłem, pozwalając by same zajarzyły w końcu, o co mi chodzi.

Spojrzały się po sobie, co chwilę otwierając usta, to je zamykając. Jakby chciały coś powiedzieć, lecz zapomniały o istnieniu czegoś takiego jak słowa. Sam musiałem przyznać, chyba po raz pierwszy, że plan Kasa nie jest zły, a nawet podoba mi się. Co zrobi rodzina, gdy nie ujrzy panny młodej przy ołtarzu? W takiej sytuacji szansę na rozpoczęcie ceremonii są... nikłe.
- Chcecie nam pomóc uciec? - spytała z niedowierzaniem Lissa, spoglądając kątem oka na swoją siostrę.

 Pokiwałem głową, potwierdzając to, o co zapytała dziewczyna. Jednak po chwili mój uśmiech spełzł mi z twarzy.- Tylko jeszcze pozostaje sam fakt, w jaki sposób uciekniecie.- podrapałem się po głowie, czochrając włosy, które i bez tego były w opłakanym stanie. Może mój plan nie jest dopracowany w cale, ale liczy się fakt, że coś wymyśliłem, a nie tylko wgapiałem się z rozcapierzonymi ustami, jak dziewczyny w tym momencie.

- Pakujcie się - rozkazałem krótko. Obie spojrzały się na mnie ze zdziwionymi minami, nie bardzo rozumiejąc, o co mi chodzi. Gestem wskazałem im miejsce przed bramą, gdzie zaparkowała czarna limuzyna. Dwaj mężczyźni, przy czym jeden z nich to nasz ojciec - wsiedli do auta, które odjechało z piskiem opon, wznosząc w powietrze tysiące drobin kurzu.
- Mamy okazje - dodałem, spoglądając na nie. - Służba niczego nie zauważy... Jeśli dobrze ją się przypilnuje.

Po dziewczynach widać było, ze nie mają bladego pojęcia, o co Nekusiowi chodzi, ale bez słowa sprzeciwu pognały schodami w stronę pokoju zapewnię po swoje rzeczy.
- Co ty kombinujesz?- zapytałem, mierząc chłopaka ciekawskim wzrokiem.

 - Ja po prostu działam, póki mogę - odparłem krótko. - Twój plan był dobry, tylko szkoda, że nie wymyśliłeś jeszcze, jak je dowieść do ich książąt. Najlepiej i najprościej będzie podrzucić je gdzieś na stację. Pociągi mogą dotrzeć prawie, że wszędzie. Ich sprawą będzie już, jak uciekną przed gniewem ojca... Poza tym, trzeba dopilnować, żeby służba nie wtrącała się w nie swoje sprawy... I patrzeć, czy nie nadjeżdżają. Nie chcemy większych kłopotów, prawda?...

 Pokiwałem potulnie głową w pewni zgadzając się z wywodami ojca dyrektora.- No to może ja, pomogę im w pozbieraniu gratów, a ty informuj, gdyby przedwcześnie zakończyli przejażdżkę.- poinformowałem, z szarży ruszając do ich pokoi. Dziewczyny zdążyły wyciągnąć walizki i bez słowa zbierały swoje rzeczy. Mozolnie, w pedantycznym ułożeniu. Może jeszcze ułóżcie majtki według kolorów!?
 Wydałem z siebie jęk człowieka styranego życiem.- Pośpieszcie się.- bezceremonialnie podszedłem do, jednej z szafek i zacząłem z niej wywalać wszystkie rzeczy mało interesując, czy trafiam do walizki, czy też nie.
- Co ty…!?
- Matko satynowa, cóż to jest?!
- Zostaw to.- Ria błyskawicznie wyrwała mi z dłoni, dziwną szmatkę, nad którą dla swojego dobra wolałem nie debatować.- Co ty robisz? Jak to chcesz zmieścić w taki sposób?
- Jak się popieści to się zmieści.- wyszczerzyłem zęby w pokracznym uśmiechu i wróciłem do upychania torby.

Odprowadziłem wzrokiem uciekinierki wraz z ich osobistym "szoferem", po czym wolnym krokiem zacząłem okrążać posiadłość. Rozglądałem się na wszystkie strony, uważnie lustrując okolicę i nadsłuchując. Cholera wie, kiedy mogą wrócić. Chociaż z jednej strony dopiero, co wyjechali, więc nie powinni wrócić po paru minutach... Chyba, że zdarzy się coś bardzo niespodziewanego.
- Szybciej się tam pakujcie... - mruknąłem poddenerwowany, spoglądając w stronę okna od którego odbijały się ostatnie promienie słoneczne. Miałem nadzieję, że oglądam to miejsce po raz ostatni w mojej karierze życiowej.

- Mówiłem, że się zmieści.- rzuciłem wesoło, skacząc dupą po walizce, przy okazji walcząc z suwakiem. Zapakowały chyba tam cały butik, jak nie więcej. Rozepchany materiał wręcz łkał o dobicie.
- Mam nadzieje, ze wszystko wzięliście. Za wszelkie zguby, nie odpowiadamy.- zeskoczyłem z walizki i złapałem za nią, która ku mojemu zdziwieniu była o wiele cięższa. Gdy została pozbawiona oparcia ze strony łózki, pociągnęła mnie w dół, ciężko upadając na panele.- Napchaliście tam cegieł, gdy nie patrzyłem?
 Ruda chimera przewróciła oczami i chciała zabrać ode mnie bagaż, jednak mięśnie, które nie używałem od dawna zdążyły zajarzyć, że czas na reaktywacje i pokracznym krokiem skierowałem się w stronę drzwi.

Po dłuższej chwili do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi. Obejrzałem się za siebie, gdzie na schodkach ujrzałem dwie siostry, a za nimi wlekącego się wręcz Kasene z większą od niego walizką, którą targał obok siebie.
- Wasz cały dobytek? - zerknąłem kątem oka na obszerny pakunek, a następnie na brata. Po jego minie mogłem łatwo wywnioskować, że była.. Ciężka. Za ciężka.
- Tak, jesteśmy gotowe - Kiwnęła głową Ria.

 - Hello! Może tak łaska mi pomóc z tym?- machnąłem zamaszyście łapką, domagając się zainteresowania. Jednak śmietanka arystokratyczna olała mnie doszczętnie, zamykając się trójkącie wzajemnej adoracji. Zero współczucia, zero pomocy, zero praw dla mułów pociągowych.
- Idziemy?- sapnąłem, próbując zgramolić towar z podłogi. Przy okazji materiał wydał z ciebie taki męczeński dźwięk, gdy przejechał po chodniku, że chimery od razu zaczęły pojmować, że zostawienie mnie na sam na sam z dobrami osobistymi to ryzykowna decyzja. Nie przejmując się spojrzeniami pełnymi zgorszenia ruszyłem przez siebie, póki nie przeszkodził mi w tym zimny uścisk śmierci na karku.
- W drugą stronę jest stacja.- westchnął Naoki, zaliczając mentalnego facepalma, ciągnąc już w poprawnym kierunku.

Po dłuższym czasie spędzonym na stacji, pożegnaniach pełnych "miłości" i "łzach pełnych smutku" - udało nam się wrócić z powrotem do rezydencji, zostawiając dziewczyny same sobą, aby mogły wrócić do swoich ukochanych. Wbrew pozorom byliśmy w naprawdę dobrych humorach, który udzielił się nawet mi. Plan poszedł po naszej myśli i nie musieliśmy wystawiać Kasene jako kartę przetargową!
- Więc co teraz? - spytał po tej ciszy, nie przerywajać chodu.
- Jak to co? Wracamy. Nie mam zamiaru siedzieć tutaj dłużej - mruknąłem, chcąc być już jak najdalej od tego miejsca. W ten jednak jak na zawołanie uprzedził mnie w tym czarny, luksusowy samochód, który podjechał pod dom. Z tyłu wysiadły dwie postacie. Jedną z nich oczywiście był nasz ojciec. Drugiej zupełnie nie kojarzę. Może... ojciec tych dwóch? Trzeba go powiadomić z grzeczności, że jego córki już dawno są daleko stąd. Wątpię jednak, abym się z tym pofatygował.
- Kasene? Naoki? A gdzie są wasze narzeczone? - zmierzył nas gniewnym wzrokiem, podchodząc bliżej.

Instynktownie odskoczyłem za osobę Naokiego, widząc gniewnie szarżującego ojczulka, gotowego ciskać piorunami i bluzgami w naszą stronę. Za nim dreptała jakaś nieznana mi kostucha z źle dopasowanym garniakiem.
- Najdroższe stwierdziły, że klimat im nie sprzyja, więc zawinęły skarpetki.- wykrzywiłem usta w jadowitym uśmiechu. Nadal chowając się za Naokim, gdyby przypadkiem ktoś chciałby porzucać czymś ostrym.

- Co takiego?! – ryknął o mało, co nie dopuszczając się do rękoczynów. Jednak w połowie drogi jego pięści do nas zatrzymałem ją, ze stoickim spokojem wpatrując się w ojca.
- Dobrze usłyszałeś, tato - uśmiechnąłem się ironicznie. - Skoro nasze narzeczone uciekły, nic tu po nas. Teraz nie zmusisz już nas do zastania tu. Nie tym razem. - Już chciałem zrobić to, co ojciec na początku, jednak powstrzymałem się w ostatniej chwili i odsunąłem się krok w bok, kłaniając szarmancko.
- Kas, czyń honory.

- Z przyjemnością.- syknąłem, uśmiechając się jak opętaniec na widok wody święconej. Te wredne chomiki w mojej komorze czaszkowej zapiszczały zgodnie, gdy całe skumulowane emocje objawiły się w postaci mojej pięści w małym randewu z nosem ojca. Odskoczył zszokowany, kurczowo trzymając się za twarz. Jednak byłem dumny, cholernie dumny. Co z tego, że łapa pulsowała, jakbym przywalił w żelbeton.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, widząc zszokowaną minę ojca. Wiedziałem, że nie spodziewał się tego po Kasene. Zazwyczaj to on był popychadłem, z którym można było robić, co się chcę. Teraz to się zmieniło.
- Prawidłowo. Wracamy? Autobus nam ucieknie - skrzywiłem się lekko. Nie leżał po mojej myśli tygodniowy marsz z powrotem do miasta...

- Jasne.- odparłem, jakoś nadto radośnie, z każdą chwilą coraz bardziej obawiając się bluzgającego ojca, trwającego nadal w głębokim zawisie mentalnym.- Jak się sprężymy to za cztery góra pięć dni będziemy w domu.- udałem, że nie słyszałem ostatniego zdania. Za bluzy po raz pierwszy od długiego czasu wysunął się Wieszczadło zaciekawiony, dlaczego właścicielowi serce popyla, jakby przebieg maraton.



2 komentarze:

  1. BRAWO KASENE! Pokazał, że nie jest gorszy od brata :D Brawo, brawo! *klaszcze*
    No a poza tym to JEEEEEEEEEEEEEEEEESSSSSSSSSSSSSST... 'Kochane' narzeczone spławione. I bardzo dobrze. Chociaż z drugiej strony, to troszeczkę szkoda. Chciałam zobaczyć mordującą Kor z piłą łańcuchową :/
    No ale najważniejsze, że chłopcy wciąż są wolni i do wzięcia.
    STOPSTOPSTOPSTOPSTOP
    A guzik. Nie prawda ;P Zajęci i to jak nigdy.
    Ehhh... Tacy biedni. Z jednej kobiecej pułapki do drugiej. Tylko z tej już nie pozwolę wam uciec *creepy smile*

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka była czytana juz wcześniej, lecz jak widzę zero ode mnie komentarza....

    Notka super, braaaaaaaawooo *bije razem z Kor*
    Skąd wy takie pomysły bierzecie, to nwm, ale są super ♥
    W razie czego, to gdyby się ucieczka nie udała, w dzień ślubu Wieszczadło mógłby nieco narobić hałasu, jestem pewna że część żeńska by uciekła szybko o własnych siłach :D

    OdpowiedzUsuń