Pogadaj z nami :D

piątek, 31 maja 2013

,,Spóźniona,,

Lody były bardzo pyszne. Wzięłam lody o smaku białej czekolady. Zazwyczaj brałam miętowe, lecz nigdy jeszcze nie jadłam lodów o smaku białej czekolady. Były wprost przepyszne.
- Nie chce mi się iść do szkoły...Wolałabym mieć wakacje... - rozmowę zaczęła Jane.
- A kto by ich nie wolał?- Jack puknął kijem w czoło Jane
- Jack!
- No co?
- Nic...- Jane za pewnie irytowało ,,pukanie kijkiem,,
Właśnie...ten kij...
Już miałam zapytać o ten kij, lecz po chwili zrezygnowałam.
- Gdzie wcześniej mieszkałaś? -nagle zapytał mnie Shane.
- Na południu...w miasteczku Orick.
- Orick?
- Tak...
- Nie słyszałam jeszcze o takim miasteczku...- Analise spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem
- Ja też nie...Trochę za mało świata się zwiedza.- powiedział Jack
- Jaką masz moc?- zapytała Analise
- ...wody...-szepnęłam
- Heh... Mamy już trzeciego maga wody. Też mam wodę...i wiatr. -powiedział Shane.- An ma ognia, Jane ma ognia i światła, Vict ziemi, Paul cienia...
-A ja wody, ale to już wiesz. - uśmiechnął się Jack

Później rozmawialiśmy o szkole, o tym jacy są nauczyciele, o treningach itp. Czas szybko zleciał i musieliśmy już wracać. Rozeszliśmy się na dwie strony. Szłam razem z Jackiem i Vict'em. Po krótkim czasie Vict skręcił w jakąś uliczkę i zostaliśmy we dwoje.
- Było całkiem fajnie.
- To dobrze...Ale przyznaj są trochę zwariowani.
- To prawda...tak jak ty. -uśmiechnęłam się.
- Heh. Ty też nie jesteś taka normalna.-puknął mnie kijkiem
- Hm?
- Kto niby mnie pochlapał?
- A kto zaczął?
- ...Może Yen?- popatrzył na wilka.
- Czemu Paul powiedział do niego ,,psiaku,, ?
- Hm? Widocznie nie wiedział, że wiesz o Kharku.
-... widocznie tak...Ale...dzięki za fajne towarzystwo.
- A ty już chciałaś uciekać. -uśmiechnął się i znów pacnął mnie kijkiem w czoło.
- Jack!
- Huehueheue. - zaczął się śmiać. Bardzo lubił wkurzać innych swoim kijkiem.
-Bardzo śmieszne...Dobra ja idę, pa.-powiedziałam gdy byłam już obok domu.
-Cześć.-odpowiedział i poszedł dalej w stronę swojego domu.

Weszłam do kuchni.
-Gdzie tak długo byłaś?-zapytała babcia
-Poszłam na lody ze znajomymi.
-Jesteś głodna? Właśnie gotuję makaron.-powiedziała mama.
-Nie dzięki...Nie jestem głodna.- uśmiechnęłam się i poszłam do swojego pokoju.

Było całkiem fajnie.Może jego przyjaciele nie są tacy źli? A co jeśli słyszeli mój sekret? Nie...raczej nie. Chociaż ...jestem pewna, że coś przede mną ukrywają... Władca zimy? Dziwne przezwisko. No i te słowa. Jest tylko woda i lód. Czyżby Jack również był zaawansowanym magiem lodu? A ten kij... On przecież nie może... Po prostu to nie możliwe. Jednak jest bardzo podobny... Jak ja mam o tym zapomnieć?! - tyle myśli chodziło mi po głowie.
Położyłam się i zasnęłam. Obudziłam się późnym rankiem.
-Już 8.00?! Spóźnię się!
Szybko ubrałam się w szarą, rozpinaną bluzę i czarne rurki. Spakowałam książki i wybiegłam po schodach na dół do kuchni.
- Już idziesz?-zapytała mnie mama
- Tak...zaraz się spóźnię, pa. -Wrzuciłam do plecaka dwa jabłka i szybko wyszłam z domu.
- A...-mama chciała przypomnieć o śniadaniu, lecz już nie zdążyła.

Szlam cały czas szybkim krokiem. Dochodziłam już do parku, gdy nagle zauważyłam białego wilka, a przy nim oczywiście stal Jack. Co chwila rzucał mu patyk.
- Jack!-krzyknęłam i szybko do niego podbiegłam.
- Hej. -powiedział normalnym głosem jakby nie przejmował się czasem
- Spóźnimy się na lekcje!
- Heh...-zaśmiał się a później spojrzał na mnie widząc iż nie żartuje. -Wiesz...Mamy dzisiaj na 8.55, a jest dopiero 8.05....
- Co?!!! -krzyknęłam.
- Hehe. Naprawdę myślałaś, że jest na 8.00?
- Ta...Musiało mi się pomylić z moją stara szkołą...Tam było prawie codziennie na 8.00...Nie potrzebnie się spieszyłam.
-A zjadłaś chociaż śniadanie?- uśmiechnął się do mnie łobuzersko. Spojrzałam na niego z wyrzutem. -No wiesz zawsze mogę Cię ponieść. -zaśmiał się i oparł o swój kij.
-...-wyczarowałam trochę wody i skierowałam wodny pocisk prosto na niego. Ten jednak zgrabnie odskoczył.
- Heh.
- ....
- Oj nie złość się. -mrugnął do mnie. - Yen!-zawołał ,,psiaka,, , a ten posłusznie przybiegł. - Wracaj do domu.
-Whow!-odpowiedział mu szczeknięciem i pobiegł do domu.
Jack wziął plecak który przez cały czas leżał na ziemi.

-Idziesz?
-Ta...-odpowiedziałam spoglądając na jego kij.
- Nad czym tak ciągle myślisz?- zapytał nagle
- Em...o różnych rzeczach.
- Na przykład?
- O szkole...pierwsza fizyka....nienawidzę jej.
- Heh...aż tak?
- Yhym.- pokiwałam głową. - No bo po co utrudniać sobie życie? Poza tym i tak biorąc pod uwagę przemiany to grawitacja jest nieuzasadniona...
- Niby tak lecz wiesz...to magia.
-Hm? Czyli ty też z przemianą możesz latać?
-...Zapomnij...
-...wiesz, że każdy ma przemianę po 13-14 urodzinach. Nie wiem czemu to przede mną ukrywasz.- westchnęłam.- No nic...Chodźmy na fizykę.- powiedziałam i weszłam przez bramy szkoły.
 Drzwi tym razem szybko otworzyłam sama. Miałam małą urazę do Jacka. Czemu chce wszystko zataić? Tak się nie da... Dlaczego przede mną ukrywa się cały świat?!
Weszłam do klasy. Sheyn pomachał mi i zaprosił abym do niego usiadła. Podeszłam do niego. Siedział na samym końcu przy oknie.
-Cześć.
-Hej. A już zastanawiałam się z kim mam usiąść. Ciężko jest być nowym w klasie...
-Wiem co czujesz.-uśmiechnął się do mnie a ja się trochę speszyłam. Po chwili do klasy wszedł nauczyciel.
Miał czarne, sięgające do ramion włosy i niebiesko-szare oczy.


-Nazywam się Yagari Toga.- (najpierw imię, później nazwisko)- Jak wiecie jestem nauczycielem od fizyki i astronomii.- przejrzał oczyma po klasie.- Jak zwykle zaczniemy od nudnego PSO. a później przejdziemy do pierwszego rozdziału, jeśli czas nam na to pozwoli.- powiedział i zaczął tłumaczyć PSO. Zapisaliśmy w zeszycie stronę tego ,,jak ocenia pan od fizyki,, Poprawiać można oceny :1, 2 i 3. Kartkówek z definicji poprawiać nie można, tylko z obliczeń itd. Nagle zadzwonił dzwonek. Nie zdążyliśmy opracować 1 rozdziału. I tak nie lubię fizyki... -pomyślałam i wyszłam z klasy.
***
Wybaczcie, że to tyle trwało. 
Ale w końcu notka jest gotowa i macie przyjemność poznać pierwszego nauczyciela XD. 
Mam nadzieję, że nota się podoba. ;)
...zacznijcie komentować...

Pierwszy dzień w szkole i od razu walka

" The child without a name grew up to be the hand
To watch you, to shield you, or kill on demand. "


Kto powiedział, że w życiu musi być łatwo? Trzeba walczyć! Walczyć bez końca.
Ale po co ?

*
*    *

Wąska struga światła wdzierała się przez zasłoniętą roletę do pokoju. Prześlizgiwała się po podłodzę i bardzo powoli przeszła na twarz dziewczyny. Drgnęła gwałtownie uchylając delikatnie powieki. Zobaczyła błysk światła, a z jej gardła wydobyło się ciche syknięcie. Złapała za kołdrę, która praktycznie leżała na ziemi i szybko przykryła nią sobie twarz. Pozycja w której leżała, była dość trudna do opisania. Kompletny nieład. Oprócz tego również z wyglądu nie wyglądała "normalnie". Czarne, niczym noc włosy były rozczochrane i z pewnością trudno by było je rozczesać. Miała na sobie krótkie spodenki od piżamy i szarą koszulkę na ramiączka z nadrukiem " Go sleep ". Przekręciła się na bok i szczelnie okryła kołdrą. Jednak jej szczęście z widzianej ciemności nie trwało długo. Zadzwonił budzik, na co zareagowała głośnym jękiem i warkiem.
- Za co ? - spytała sama siebie cicho. - Powiedzcie mi. Za jakie grzechy ?!
Zrzuciła kołdrę na podłogę i powoli, ale to bardzo powoli usiadła. Powolutku uchyliła ciężkie powieki. Fioletowe ślepia wpatrywały się we wszystko wokół z nieukrywaną wrogością.
- Kto to słyszał, żeby wstawać o szóstej rano, żeby iść do jakiejś walniętej szkoły. - wywarczała.
Powoli ześlizgnęła się na podłogę stawiając stopy na zimnych panelach. Zanim jednak zdążyła się choćby ruszyć, usłyszała brzdęk klamki i skrzyp otwieranych drzwi. Po chwili upadła na łóżko przygnieciona przez małą, może ośmioletnią dziewczynkę.
- Saphie ! Saphie ! - krzyczała słodkim i melodyjnym głosikiem.
- Lucy ? - spytała zdezorientowana.
Mała miała długie do ramion, blond włosy i piękne szafirowe oczy. Tuliła się do starszej siostry jak do pluszanki.
- Wstałaś ! Mama się już bała, że zaśpisz. - powiedziała schodząc z niej.
Czarnowłosa znowu usiadłą już kompletnie rozbudzona. Usłyszała ciche skrzeczenie. Od razu przeniosła wzrok na Ashesa - feniksa, zamkniętego w klatce obok jej biurka. Uśmiechnęła się i znowu spojrzała na Lucy.
- Czemu tak wcześnie wstałaś ? - spytała cicho czochrając dziewczynkę po włosach.
- Chciałam Cię zobaczyć zanim pójdziesz do szkoły, a poza tym, Lucy mnie obudziła !
Wywróciła oczami powoli wstając z łóżka.
- No dobra, mój mały diabełku. Chodź na śniadanię. - złapała dziewczynkę za rękę i zaprowadziła na dół.
Wpadły oby dwie do kuchni. Przy blacie stała około trzydziestoletnia kobieta o równie jasnych blond włosach jak Lucy i o tych samych oczach.
- Cześć mamo ! - powiedziała siadając przy stole.
- O ! Witaj Saphiro. Już się bałam, że zaspałaś. - powiedziała patrząc na córkę.
- Cholerny budzik nie dał mi spać. - wyszczerzyłam zęby w cynicznym uśmiechu.
Nie byli jej prawdziwą rodziną. Alayne była jej przybraną matką, a Lucy przyrodnią siostrą.  Zjadła szybko śniadanie i pognała na górę przebrać się. Nienawidzę szkoły. I na zawsze będę ją nienawidzieć. Zanim się wyszykowała, minęło trochę czasu. W końcu stanęła przed lustrem. Miała na sobie czarną sukienkę bez ramiączek, w dziwnym stylu. Ale do jednego się nie mogła zmusić. Stój wyglądałby elegancko, gdyby nie szare conversy które miała na stopach. Uśmiechnęła się do siebie.
- Czarna dama z nożem w ręku, czarna dama z nożem w ręku - zaczęła śpiewać kiwając się na boki. - Kto zostanie jej ofiarą ? Kto zostanie jej ofiarą ? Nie ukryjesz się mój drogi, jej broń dopadnie Cię i przeszyje serce twe. - zaczęła się śmiać.
Złapała za telefon i wrzuciła do małej torby, którą zarzuciła sobie na ramię. Pożegnała się z wszystkimi i wyszła.
Szła szybkim krokiem uśmiechając się pod nosem. Cieszyła się tylko z jednego powodu, że wreszcie będzie mogła zemścić się na pewnej uczennicy. Ofiara na imię ma Juliet. Jest w ostatniej klasie i jest magiem wody. Odkąd pamięta, zawsze ze sobą walczyły. Ale po wydarzeniu z poprzedniego roku znienawidziła ją jeszcze bardziej.
W końcu doszła do szkoły. Stanęła przed bramą patrząc na uczniów. Przymknęła oczy i spojrzała w niebo. Nad jej głową, wysoko latał piękny feniks. Uśmiechnęła się. Niektórzy patrzyli zaciekawieni. Westchnęła spuszczając głowę i przechodząc przez bramę. Szła dalej, aż nie doszła do placu głównego. Tak jak się spodziewała, dyrektorka miała zamiar przegadać standardowo to co zwykle. Jednak dzisiejsze przedstawienie, miał zniszczyć oczywiście jej plan. Wyszukiwała wzrokiem Juliet. I znalazła. Stała pod drzewem i patrzyła w jej stronę. Uśmiechnęła się szerzej i powoli ruszyła w jej stronę.
- Znowu ty ? - spytała Juliet.
- A kogo się spodziewałaś laleczko ? - uniosła brew do góry patrząc na nią z cynicznym uśmiechem.
- Skończ te zabawy Trancy. - z jej gardła wydobyło się warknięcie. - Nie chcesz chyba robić scen.
- Uwielbiam robić sceny. - powiedziała, a wokół niej zaczęła unosić się szkarłatna aura.
Juliet zmrużyła oczy i przyjęła bojową pozę. Dyrektor nie zwracał na nie uwagi, za to niektórzy uczniowie tak.
- Nie chce dzisiaj walczy Saphiro ! - warknęła.
- Ale ja chce. A jak ja czegoś chce, to to dostaję. - po chwili szkarłatny płomień wystrzelił w kierunku czarodziejki.
Zrobiła unik i po chwili rozpoczęła się bitwa. Uczniowie skupili się wokół nich przyglądając się zaciętej walce. Juliet się męczyła. To akurat było widać. Ale z twarzy czarnowłosej nie schodziłcyniczny i morderczy uśmiech, a jej oczy ciskały błyskawicę. Po chwili Juliet oberwała bardzo mocno. Upadła na ziemię, ale to nie zniechęciło jej do walki. Dyrektorka dopiero zwróciła na nie uwagę, gdy blondynka wydała z siebie ogłuszający wrzask. Cieniste kolce wbiły jej się w oby dwa ramiona. Po jej rękach spłynęła krew. Wtedy nagle... Poczuła, że nie może się ruszać. Spojrzała na swoje conversy. Były oblodzone. Juliet buty również.
- Dość tych głupich zabaw. - warknął ktoś.
Białowłosy chłopak o błękitnych oczach stał obok jakiejś dziewczyny i dyrektora. Szybko lód na jej stopach stopniał. Zaczeła unosić się kilka centymetrów nad ziemią.
- Bo ? - spytała z warkiem.
- Trancy. - westchneła dyrektorka. - Kogo innego mogłem się spodziewać?
Uśmiechnęła się delikatnie. Juliet starała się uwolnić.
- Tylko mnie pani dyrektor, tylko mnie. - skłoniła się nisko, a gdy podniosła spojrzała w górę.
Zauważyła, że chłopak znowu chce coś zrobić.
- Nie tym razem kolego ! - zaśmiała się.
Ashes znalazł się nad nią, i zapłonął. Dziewczyna zniknęła w płomieniach.

poniedziałek, 20 maja 2013

Lody.

Jak mag wody mógł się bać ognia? Jednak... Rima stanowiła przeciwieństwo typowego czarodzieja tegoż żywiołu. Wiedział, że dziewczyna jest rozstrzęsiona, ale nie miał zielonego pojęcia, jak się zachowywać w takiej sytuacji. Uśmiechnął się cierpko, nie widząc innego wyjścia niż to, co miał zamiar zrobić. Westchnął cicho i objął ramieniem jej szlochająco ciało.
- Już dobrze... Nie ma tutaj ognia... Jest tylko woda i lód.
- Lód? - Spojrzała na niego zaskoczona, nadal mając w oczach łzy.
Kurdę... Wyrwało mi się.
- Zapomnij, że to powiedziałem i tyle.
- Jack. Proszę...
- Zapomnij - mruknął.
Po czym podniósł się, puszczając Rimę z objęć. Spojrzał twardzo przed siebie i sięgnął po drewniany kij. Westchnął cicho i spojrzał w górę, wyczuwając dobrze znane mu energie.
- Paul, Vict, Jane, Shane i An. Wyłaźcie z dachu, wy idioci!
- Mówiłam, że nas wyczuje... - Rudowłosa gładko wylądowała na ziemi, uśmiechając się złośliwie do pozostałych na dachu.
Jack wzruszył ramionami i w ostatniej chwili złapał za rękę Rimy, kiedy ta chciała stąd uciec. Posłał jej pokrzepiający uśmiech i pokazał Jane języka.
- Za dobrze was znam i tyle.
- Jasne... Nie znasz! - Złociste oczy błysnęły wesoło.
- Znam i nie zaprzeczaj! - Puknął ją kijem w głowę.
- Wciąż tu jesteśmy? - mruknął cicho zielonooki blondyn.
- Nie ma was, Vict.
- Przedstawisz nam twoją towarzyszkę, hm? - Brunet zeskoczył z dachu.
Spojrzał na brunetkę swoimi rubinowymi oczami. Taki się po prostu urodził. Uśmiechnął się złośliwie, kiedy szatyn pacnął w głowę z politowaniem.
- Rima... to są Jane, Vict i Paul. Jakby co, to więcej przyjaciół nie mam.
Takich zwariowanych...
- Miło nam. An i Shane'a już poznałaś?
Niepewnie skinęła głową i zarumieniła się, czując na sobie wzrok dwóch chłopaków, Victa i Shane'a. Wtedy zorientowała się, że szatyn nadal trzyma ją za rękę i delikatnie ją uwolniła z jego uścisku.
- Jak się poznaliście, hm? Ty i Jack? - Brunet usiadł na schodkach domku i przywoławszy cicho Yena, począł go głaskać po szyi oraz grzbiecie z lekkim uśmiechem.
- Wpadliśmy na siebie w drodze do szkoły i... tak jakoś się poznaliśmy... - wyjąkała, niepewna.
- Naprawdę, Władco Zimy?
Zabiję... Mógł tego nie mówić...
- Władca Zimy?
- Stare przezwisko i tyle. Paul, jeśli o to pytasz... to tak, idioto.
Niedostrzegalnie przejechał palcem po szyi i spojrzał twardo na chłopaka, który od razu zrozumiał żaluzję. Przeciągnął się i spojrzał w górę na resztę. Skrzywił się nieco, widząc grymasy na twarzach An i Shane'a. Po chwili jednak wzruszył ramionami.
- Ktoś chce lody? - spytał znienacka Vict.
- Dobry pomysł! Chętnie pójdę! - krzyknęła wesoło ruda.
- Ja też mógłbym - odparł cicho Paul. - A ty, psiaku? -zapytał wilka.
Odpowiedziało mu wesołe merdanie ogona i skinięcie łbem. Rima spojrzała niepewnie na Jacka. Wszyscy wokół wyraźnie coś przed nia ukrywali i zastanawiała się, co to takiego mogło być.
An wydała z siebie dźwięk aprobaty i spojrzała wyczekująco na Jacka, który wzruszył ramionami i potwierdził skinieniem głowy, uśmiechając się szeroko. Już miał się spytać brunetki, kiedy go wyprzedził fioletowowłosy chłopak, zeskakując z dachu.
- Oczywiście ja też się dołączam... A ty, Rimo?  Idziesz z nami, co nie? - zadał pytanie czarodziejce wody.
- Mogę... czemu nie. - Uśmiechnęła się na chwilę, lecz widac było po niej, że nie tak łatwo można zbić ją z tropu.
- No to mamy komplet, ludziska! Lecimy po zimne lodziska! - Zaśmiał się wesoło i zeskoczył z budynku, lądując na ramionach Jacka. - Wio, wodny koniku!
Ja ci zaraz dam wodnego konika...
Po chwili blondyn jęknął cicho, lądując twardo na tyłku, gdyż szatyn zrzucił go z siebie, uśmiecając się złowieszczo do niego.
- Nie jestem ani konikiem, ani wodnym konikiem, głupi sokołku.
Odpowiedziało mu ciche prychnięcie, jednak po chwili przepychali się w drodze do kawiarenki, w której serwowano także lody.

niedziela, 19 maja 2013

Sekrety łączą ludzi...

-Możesz mi to wyjaśnić ?!- jak to możliwe, że moja babcia go znała a ja kompletnie nic o tym nie wiedziałam?!
-Spytaj się swojej babci.
-Ty!...- i tak wszystkiego się dowiem.
-Rimo, zjadłaś chociaż swoje śniadanie? - nagle weszła moja mama z górą kanapek zrobionych przed chwilką.
-Ałć...Zapomniałam.

Skłamałam...już pewnie po raz setny. Nie chciałam przypominać o dawnym wypadku. To jest zbyt wiele. Nie chcę być kłopotem. Zjadłam śniadanie. Tyle, że powiedzenie im prawdy...Jest niemożliwe. Od trzech lat mam dziwne wizje z przeszłości, lecz nigdy nie były takie silne. Zazwyczaj miałam tylko małe bóle głowy z obrazami przeszłości, lecz teraz to coś więcej...Boję się...

-I wszystko jasne, ale i tak noszenie cię było miłe. - Jack był bardzo rozbawiony z całej sytuacji
-Jack!- wkurzyłam się i wykopałam go z kanapy.
-Dobra, dobra! Już sobie idę. jakbyś chciała do mnie wpaść...To o wskazówki pytaj babci.-mrugnął do mnie,wziął dwie kanapki, uśmiechnął się i wyszedł.

Wspaniale..chyba na tym świecie nie ma nikogo kto by nie miał jakiś sekretów. Babcia...muszę z nią porozmawiać.

-Lepiej ci?
-Tak...już tak.
-Następnym razem nie zapominaj jeść śniadania.
-Dobrze...spróbuję. -uśmiechnęłam się blado.
Po chwili wstałam i poszłam na górę. Najpierw miałam zamiar iść do swojego pokoju, lecz postanowiłam pójść na strych.  Powoli przeszłam po ciemnych schodach, na górę. Weszłam na małe schodki prowadzące na strych.
 Uwielbiałam to miejsce. Panowała tu przyjemna atmosfera. Panował tu półmrok. Zapaliłam dużą lampę stojącą obok wejścia. Przy ścianie stał ogromny regał z najróżniejszymi księgami. Moja babcia była magiem wody i wiatru. Moja mama zaś była magiem ziemi i światła, jednak nie czarowała zbyt często. Księgi opowiadały o różnych mocach. Był to wielki rodzinny zbiór i sekret. Niektóre książki miały po sto lat...a może  więcej? Tego nie wiem. Podeszłam do regału i wyciągnęłam grubą księgę w niebieskiej oprawie ze srebrnymi zawijasami, przypominały one ozdoby na szybach w czasie zimy i mrozu. Miała tytuł : Sekrety lodu - magia dla zaawansowanych. Otworzyłam ją. Wydobyło się z niej błyszczące niebiesko-srebrne światło.
Strony księgi szybko przewinęły się na stronę na której skończyłam czytać. Była to 125 str. Nowy temat. 

Rozdział 25: Lodowy wąż.
Utworzenie lodowego węża wymaga wielkiej precyzji i skupienia.
Należy mieć przy tym mnóstwo cierpliwości,
 ponieważ jest to technika dość trudna do opanowania.
Rzadko komu udaje się to od razu.
Umiejętność utworzenia węża pochłania dużo energii,
a więc niezbędna jest do tego przemiana wg. magii.
Najpierw zrób wstęgę z wody.
Musisz działać szybko w przeciwnym razie nic ci nie wyjdzie.
Zamroź swoją wstęgę i pozostaw w ruchu.
Budując ją spraw by przypominała ciało węża.
Gdy to już opanujesz,
zacznij od ,,dawania mocy,,. 
Wąż powinien wystrzeliwać twoją energię goniąc przeciwnika.
Jest to bardzo trudne.
Jeśli ci się to uda to wąż będzie strzelać kulami lodu, 
aby zamrozić przeciwnika.


Spróbowałam zrobić węża z lodu, lecz nie miałam już na nic siły. Po prostu na nic. Odłożyłam księgę na miejsce i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, a głowę podparłam rękoma. Po głowie chodziło mi tyle pytań i różnych myśli. O rozpoczęciu roku szkolnego, o Analise...o Jacku...

Własnie! Jack! Muszę koniecznie porozmawiać z babcią!No i...chyba by wypadało mu podziękować.  Może ten rok szkolny będzie czymś lepszym od pozostałych?
Tyle razy byłam samotna...Ze wszystkim musiałam sobie radzić sama. Moje sekrety i tajemnice...hm... czy sekret o którym nikt nie wie i nikogo nie obchodzi nadal jest sekretem i tajemnicą? Nie wiem. Ale coś czuję, że ten rok szkolny będzie wyjątkowy. Jestem tego pewna!

Wstałam i poszłam do pokoju babci, który znajdował się na dole obok kuchni. 
-Babciu...?-zapytałam nieśmiało pukając w drzwi od pokoju.
-Tak kochanie?
-Chciałam cię zapytać o...
-Jacka? 
-Tak.
-Co chcesz wiedzieć?
-Em...Skąd znasz Jacka?
-Pomagał mi kiedyś jak byłaś z rodzicami...Przynosił mi zawsze zakupy. -uśmiechnęła się do mnie.- Zawsze mnie mijaj po powrocie ze szkoły. Mieszka tu nie daleko. W małym domku obok wielkiego dębu. 
-Yhym...-znów padłam w sidła zamyślenia. Już wiem co zrobię! -Dzięki babciu!
-Nie ma za co...-spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem. Powędrowałam do swojego pokoju. szybko spakowałam plecak (co było u mnie nie zwykłą rzadkością, gdyż plecak pakowałam zazwyczaj ,,w biegu do szkoły,,). 
Wyszłam z domu i zmieniłam się w małą, czarną kocicę.Była ok.18 godzina. Tak mnie przynajmniej nikt nie rozpozna.
Skierowałam się w lewą stronę. Skoro zawsze mijał moją babcię, a wracaliśmy razem na lewo, to najwidoczniej jego dom znajduje się gdzieś po tamtej stronie.

Po chwili ujrzałam całkiem ładny domek z zielonymi pnączami. Miał jasne ściany i czerwony dach. Wyglądał całkiem przytulnie. Obok niego rósł duży dąb. Wokół było zielono i rosło trochę dzikich kwiatków. Na białych schodkach zobaczyłam Jacka, który wyraźnie o czymś rozmyślał. Po cichu weszłam przez dziurę w płocie do ogrodu.
Ciekawe o czym tak myśli…
-Heh to był dziwny, ale całkiem fajny dzień, co nie Yen? – nagle zobaczyłam białego wilka obok niego…Mam nadzieję, że mnie nie wyczuje.
Chyba jednak wykrakałam, bo po chwili wilk zaczął czujnie węszyć. Szybko wspięłam się na dąb.
***
-Hę? Yen co jest? Chyba nie wytropiłeś znowu Rimy. – zaczął się śmiać, bo raczej nic nie wskazywało na to aby nowo poznana koleżanka była gdzieś w ogródku, jednak niepokoiło go to nagłe zachowanie Kharka.
-Yen! Co ty tam znowu wynalazłeś?!- odpowiedziało mu warczenie. 
Wilk po chwili podbiegł do niego i zaczął go ciągnąć w stronę dębu.
-Co tam takiego jest?-zapytał, a po chwili dostrzegł na najwyższej gałęzi czarnego kotka.
-Kot...? Dziwne...Nigdy tu jeszcze żadnego nie było. Yen nie warcz na niego, bo go przestraszysz!
-wrrr...
-Od kiedy ty nie lubisz kotów?...
***
To chyba chodzi o to kto tym kotem jest...Może lepiej będzie ujawnić prawdę?
-Czyżby nie umiał zejść?...
Dobra  ujawnię się bo inaczej wejdzie na drzewo i sam mnie ściągnie...

Szybko zeskoczyłam i tuż przed ziemią przemieniłam się w dziewczynę. Wylądowałam gładko i sprawnie.
-Rima...?! -widać było, że jest bardzo zdziwiony zaistniałą sytuacją.
-Pomyślałam, że wpadnę cię odwiedzić.
-Heh...To dlatego Yen tak zareagował. Zazwyczaj nie ma nic do kotów.
-Ale od innych magów wody chyba jednak coś ma. No cóż w końcu to Khark...-uśmiechnęłam się i pogłaskałam Yena. Miał bardzo miękkie, puszyste futro.Wilk zamerdał wesoło ogonem.
-Chyba cię polubił.
-Tak w ogóle to...chciałam ci podziękować...no wiesz...za tamto...
-Już mówiłem, miło było cię nieść na rękach.
-Jack!
-No co? Prawda.-w jego oczach było widać iskierki śmiechu. -Możesz czasem zapominać jeść śniadanie.-znów się roześmiał wesoło, lecz ja szybko posmutniałam. Ta...śniadanie...
-Hę? Rozchmurz się.-powiedział i pacnął mnie swoim kijem w głowę. Na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
-O co chodzi?-zapytał
-O nic...-spuściłam wzrok.-Nie ważne. - spróbowałam udawać radosną, lecz dość słabo mi to wychodziło.
-Jak chcesz, ale mi możesz powiedzieć.-uśmiechnął się do mnie i znów pacnął mnie kijkiem w czoło.
-Jack!
-A jednak pomogło.-roześmiał się. Zaczęłam go gonić. Chciałam go z całej siły ochlapać wodą. Pobiegliśmy na tył domu gdzie nikt z przechodniów nie będzie mógł widzieć jak oblewam Jacka dużą ilością wody.
Wyczarowałam falę. Po długiej gonitwie byliśmy cali mokrzy. 
-Heh. Było śmiesznie.
-Jeśli bycie mokrym uważasz za śmieszne...-zaczęłam mówić złowrogim głosem- To tak było śmiesznie! -powiedziałam radosnym głosem. Położyłam się na trawie, po chwili Jack zrobił to samo i obaj wpatrywaliśmy się w niebo.
-Jakie moce mają Analisa i Shane? -nagle zapytałam.
-Hm....Shane ma moc wiatru i wody, a Analise...ognia. I chyba tyle.
-Ognia...?-zapytałam niepewnie
-Tak..A co?
-Nic...-odwróciłam głowę.
-Hm?...
-Nie ważne...A ty masz tylko wodę co nie?-odwróciłam się do niego.
-Tak...chociaż powinienem mieć bardziej magię cienia niż wody.- na jego twarzy zobaczyłam cień smutku który szybko zdążył rozgonić.
-Cienia? Dlaczego?
-Obaj moi rodzicie mają moc cienia...Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym się od nich tak nie różnić...
-Hm...
-Chyba nie powinienem ci o tym mówić.
-Czemu?
-To tak jakbym nie szanował swojej mocy...
-Każdy ma jakieś sekrety. -powiedziałam. Nagle zebrało mi się na mówienie prawdy. Usiadłam na trawie.
-Czyli ty też?
-Tak...Chociaż chyba nie powinnam ci o tym mówić...
-Więc nie mów...
-Ale jednak wiesz, że i tak powiem prawda?
-Na to liczę. Sekret za sekret. -mrugnął.
-Ten...ból głowy...to nie było przez to, że rzekomo nie zjadłam śniadania...Ja po prostu...Boję się czegoś...Z dzieciństwa...Ale czasem...w mojej głowie pojawiają się obrazy z dalekiej przeszłości...Męczą mnie...Kiedyś były to małe bóle głowy...ale teraz jest coraz gorzej.
-To dlatego ostatnio straciłaś równowagę?-zapytał cicho
-Tak...
-Czego się boisz?
-Jeszcze się nie domyślasz? Drżę na samą nazwę...-do moich oczu nagle naleciały łzy.-To...to... ogień.Odebrał mi całe dzieciństwo...-skuliłam się. Ręce oparłam na kolanach, a głowę schowałam w ramiona.
-Nie płacz...Jestem tutaj.- Jack starał się przemówić łagodnym głosem, nawet Yen podbiegł do Rimy i zaczął ją trącić nosem.
-Pożar...płomieeenie...brak ucieeczki...-płakałam. Już od dawna powstrzymywałam się od płaczu, ale w końcu musiałam się komuś wyżalić...musiałam. 

"Let the rain wash away all the pain of yesterday."

Imię: Shiro
Nazwisko: Karasu
Wiek: 16 lat.
Urodziny: 03 stycznia.
Płeć: Chłopak.
Partner: Brak
Wygląd: Jest to szczupły, wysoki chłopak, sam dokładnie nie wie ile ma wzrostu ale zna tylko parę osób wyższych od siebie. Ma średniej długości białe włosy oraz srebrne oczy. Najczęściej ubrany jest w jakieś przeciętne dżinsy i białą koszulę w której jak twierdzi "wygląda zajebiście bardzo gustownie". Na wewnętrznej stronie prawej dłoni ma mały tatuaż przedstawiający płomień.

Charakter: Na ogół jest wesoły, co widać przez jego nieznikający, choć zazwyczaj znikomy uśmiech. Nie jest to jednak uśmiech przyjazny, lecz bardziej złośliwy i irytujący większość ludzi. Jest on niesamowicie złośliwym człowiekiem z zamiłowaniem do trollowania ludzi. Jest również niezwykle ciekawski, leniwy, bezczelny, niecierpliwy i arogancki. Zazwyczaj sprawia wrażenie osoby, która ma wyjebane na wszystko o nic nie dba. Mówi to co myśli i nie przejmuje się tego konsekwencjami. Ma niezliczoną ilość różnych nietypowych odpałów i fobii. Irytują go rzeczy, na które przeciętny człowiek nie zwrócił by nawet uwagi oraz nie zwraca uwagi na to co irytuje przeciętnych ludzi, czasami zdarza mu się na przykład wybuchnąć gniewem bez żadnego powodu. Mimo to wszystko potrafi jednak być miły i okazać empatie oraz współczucie osobom które tego potrzebują, więc można z nim porozmawiać niemal na każdy temat.

Lubi: Herbatę, cukier, koty, Amariene , słodkości i wiele innych rzeczy.
Nie lubi: Zbyt wielu rzeczy żeby je tu wymienić. 

Historia: Długa, nudna i całkiem przeciętna historia godna przeciętnego człowieka o przeciętnej i nudnej historii. To co warto wiedzieć na teraz to to, że jego matka zginęła gdy był jeszcze mały (Nie, nie została zamordowana w tajemniczych okolicznościach), a jego ojciec wyjechał za granice niedługo po tym. Sprawiło to że Shiro przyzwyczaił się do tego że wszystko musi robić sam i gdy ma jakiś problem musi sobie z nim sam poradzić. Jedyną osobą z jego najbliższej rodziny jest teraz jego młodsza siostra*, która mieszka teraz z jego ciotką.
Umiejętności: Posługuje się magią światła i wiatru. Dwa najbardziej bezużyteczne rodzaje magii ze wszystkich, no bo przecież do czego można by ich użyć? Do oślepienia wroga promieniem światła i odepchnięcia go podmuchem wiatru? Oczywiście, ale to tylko 1% tego do czego zaawansowany użytkownik mógłby ich użyć. Poprawnie używana magia wiatru potrafi przeciąć przeciwnika na pół razem z drzewem i skałą, które znajdują się za nim. Magia światła natomiast... No właśnie...

"Nie zastanawiało cię kiedyś, czym właściwie jest to co widzisz? Kształty, kolory, przestrzeń. Czym jednak jest kolor? Jakiego koloru jest trawa?? Nie ma koloru, po prostu odbija światło na kolor zielony. Gdyby nie było światła, nie byłoby kolorów. Nie dałoby się dostrzec kształtów ani przestrzeni."

Osoba która to wszystko wie, i potrafi się odpowiednio posługiwać magią światła, może sprawić, że zobaczysz rzeczy których tak na prawdę nie ma, oraz nie dojrzysz tych, które na prawdę są. Używając światła skupionego za pomocą lupy lub kawałka szkła możesz nawet podpalić liść lub mały patyk. Użytkownik magii światła może skupić nawet więcej światła, tworząc na przykład niewielki laser który przewierci się przez obiekt na wylot, lub nieco większy który spali go na popiół.


Poza magią posługuje się również bronią białą. Walczy głównie używając stylu walki który sam wymyślił i opanował do perfekcji. Polega on na walce dwoma katanami oraz zwiększaniu swojej prędkości używając magii wiatru. W połączeniu z byciem niewidocznym dzięki magii światła jest to technika niemal idealna.

Shiro posiada jeszcze jedną unikalną umiejętność która jest powiązana z tatuażem na jego prawej dłoni. Umiejętność ta pozwala mu na pochłonięcie niemal każdego magicznego ataku używając swojej prawej dłoni**. Jest to głównie umiejętność defensywna ale można jej również użyć do ataku wypuszczając zgromadzoną energię w formie błyskawicy. Za pomocą tej techniki można pochłaniać niemal każdy rodzaj energii, również energię witalną. Tu pojawia się druga umiejętność połączona z tą techniką. Pozwala ona
 wyssać z wroga energię witalną tym samym lecząc samego siebie. Spadek poziomu energii witalnej do zera oznacza śmierć, dlatego technika ta jest zakazana (z tego też powodu Shiro stara się nią nie popisywać przez nauczycielami).

Przemiana w zwierzę: Lis albinos.
Towarzysz: Wiewiórka o imieniu Kuri.
Przemiana wg magii: W czasie przemiany zmienia się kolor jego oczu, pojawiają się lisie uszy i ogon, oraz znacznie wzrasta jego siła, szybkość, zwinność i moc magiczna. Ogonów może pojawić się od jednego do dziewięciu, im więcej, tym większa jest jego moc. Ogony mogą również posłużyć do używania magii lub unikalnej umiejętności Shiro. 
~~~
*- Ma ona 15 lat i chodzi do innej szkoły niż Shiro dlatego nie widuje jej zbyt często.
**- Nie można pochłonąć jednak ataków typu lecącego w twoją stronę głazu stworzonego magią ziemi gdyż nie jest to już energia, lecz materialny przedmiot.
~~~
Tak więc oto moje nowe KP, jest ono bardzo krótkie więc chyba się za bardzo nie naczytaliście. Jeśli ktoś uważa że jestem zajebisty ciekawą osobą i chciałby pogadać to oto mój numer gg: 43272417 :)

[Zaleca się aby przez przeczytaniem KP skonsultować się ze swoim dilerem] 

sobota, 18 maja 2013

Początek.

W kuchni panowała cisza. Szafki były zrobione z mocnego drewna i miały kolor błękitny. Dobrze pasowały do białych ścian oraz układu pomieszczenia. Na blacie, obok lodówki, która stała tuż przy wejściu, siedział brązowoooki szatyn. Był w samych spodenkach i nie przejmował się tym, jedząc kanapkę z żółtym serem. Przebywał sam w domu i robił to, co mu się podobało. Rodzice przychodzili raz dziennie i to dosłownie na chwilę, by zostawić pieniądze oraz sprawdzić, jak ich syn się trzyma. Nie obchodziła go ta ich troska o niego.
- Yen! - zawołał wesoło.
Po paru sekundach duże stworzenie weszło do pomieszczenia. Światło wschodzącego słońca padło na śnieżnobiałą sierść i pysk z wysuniętym językiem. Masywne łapy lekko stąpały po podłożu. Złote ślepia utkwione były w postać szatyna, który uśmiechnął się na jego widok.
Brązowowłosy nastolatek zeskoczył z blatu i podszedł do wilka. Kucnął przy nim, przesuwając dłonią po miękkich włoskach na głowie.
- Idziemy zaraz do lasu, nie, Yen? - spytał z szerokim uśmiechem.
Mimo że rodziców praktycznie nigdy nie było, wystarczało mu same towarzystwo basiora. Usiadł na podłodze, kiedy poczuł zęby między palcami.
- Spokojnie... Tylko idę się ubrać.
Po tych słowach ostrożnie uwolnił dłoń z zasięgu jego kłów i podniówszy się, ruszył w kierunku łazienki. Po drodze wziął leżący na blacie haczykowaty kij.
Będąc w łazience, ubrał się w szarą bluzę i granatowe dżinsy. Na stopy założył czarne, firmowe adidasy. Palcami rozczesał włosy i uśmiechnął się do swojego odbicia. Wyglądał znośnie jak na rozpoczęcie roku szkolnego.
Po kilkunastu minutach szedł obok basiora, rozglądając się uważnie w lesie. Kiedy ostatnio tutaj był? Tydzień temu czy dwa? Westchnął cicho i zauważył, że wilk wybiegł nieco do przodu, wąchając w powietrzu. Najwidoczniej coś wyczuł. Nim zdążył się zastanowić, co to takiego mogło przykuć uwagę półdzikiego zwierzęcia, znaleźli się w parku.
Zerknął przelotnie przed siebie i zatrzymał się, patrząc na błękitnooką brunetkę. Czarna sukienka, norma u dziewczyn na początku roku szkolnego. Co było dziwne, basior podszedł do niej i zaczął ją obwąchiwać. Mimowolnie zbliżył się do zwierzęcia i pogłaskał po miękkim łbie, pytając go cicho:
- O co ci chodzi, Yen?
- Masz fajnego wilka. - Usłyszał jej słowa i zerknął na nią. Coś mu nie pasowało...
- Dzięki... Chwila... Skąd wiesz, że to wilk? Żaden zwykły człowiek nie uznałby go za wilka... Najwyżej wilczura...
- Hm... Zwykły człowiek? Czyli są też niezwykli? - Uśmiechnęła się lekko.
Te jej słowa coraz bardziej utwierdzały go w przekonaniu, iż jest czarodziejką. Jednak nie dał się po tym poznać.
- Eee... - zająknął się.
Westchnęła krótko i zaczęła odchodzić. Coś mu nakazało, by ją powstrzymał. Wyciągnął w jej kierunku rękę i zawołał:
- Ej, czekaj!
- Hm? - mruknęła, kiedy odwróciła się przodem do niego.
- Do jakiej szkoły idziesz? - spytał dla pewności.
- Do Szkoły Im. Feniksa.
- Ja też... Czyli, że jesteś...?
- Jasne - odparła wesoło.
A jednak miałem rację. Jednak po jej nie bardzo widać, iż jest czarodziejką. Skoro Yen zainteresował się nią, to musiała mieć magię wody... Spytam się dla pewności.
- Woda jest twoim żywiołem, prawda?
- Skąd...?
- Yen to tak naprawdę Khark, nie wilk. Jestem pewien, że słyszałaś o tej rasie.
Zauważył, iż rozmówczyni zamyśliła się. Po chwili skinęła głową, patrząc uważnie na jego kij.
Osz... Zapomniałem przedstawić się!
Ukłonił się i uśmiechnął szeroko, widząc zdziwioną minę brunetki.
- Wybaczy mi panienka, że zapomniałem się przedstawić? - odpowiedział mu cichy chichot. Dodał: - Jestem Jack, a ten tu zwierzak to Yen.
- Jestem Rima. Miło mi.
- Pójdziemy razem do szkoły? - zaproponował z luzackim uśmiechem.
- Chętnie, ale...
- O Yena się nie martw. Sam dotrze do domu. Prawda? - Pytanie było skierowane do basiora.
Odpowiedzią było merdanie puszystym ogonem. Po chwili zwierzaka nie było, ponieważ zniknął w gąszczu. Rozległy się cichy trzask gałązki i nieco głośniejszy warkot.
Uśmiechnął się szeroko i ruszył w kierunku szkoły, będąc przodem do Rimy. Kij oparł o prawe ramię, lewą dłoń schował w kieszeni.
- Idziesz czy nie?
Rima jakby otrząsnęła się i spojrzała zaskoczona na szatyna, kiedy ten powtórzył jeszcze raz pytanie. Zamrugała oczami i szybko dogoniła chłopaka.
- Idę, idę. Jack, musisz iść tak szybko?
- Jeszcze trochę i spóźnimy się pierwszego dnia szkoły.
Zaśmiała się i po chwili odparła z uśmiechem:
- To by było cudowne spóźnić się na rozpoczęcie. W sumie to dość często się spóźniam na rano. Ale może się to w końcu zmieni?
- Kto tak w ogóle wymyślił, aby rozpoczęcie było na óśmą rano? - spytał z wyrzutem.
- Dzisiaj też już zadawałam sobie te pytanie. Coś sądzę, że plan lekcji też nie będzie zbyt fajny…
Może mieć rację... Chwila... Była kiedyś w szkole, a może dobrze się ukrywała? Nie wiem.
- Dziwne, ale jeszcze Cię nigdy nie widziałem. Przeprowadziłaś się niedawno?
- Tak. Wcześniej mieszkałam bardziej na południu… a tutaj mieszka babcia, więc się do niej przeprowadziliśmy.
Czyli była nowa i pewnie nie wie, jak to wszystko wygląda...
- Chodziłaś już kiedyś do magicznej szkoły?
- Tylko w podstawówce… Ale i tak nadrabiałam różnymi księgami na strychu babci. Od kiedy masz Kharka?
Księgi na strychu jej babci? Czyli jej rodzina też jest magiczna? Szkoda, że różnię się od rodziców, którzy byli magami cienia. Chwila... Ona się pyta o mojego Kharka?
- Od bardzo dawna… Pewnie jeszcze, jak byłem małym dzieckiem…
Minęli ostatni zakręt i im oczom ukazała się Magiczna Szkoła im. Feniksa. Wyglądała jak potężne zamczysko z tą różnicą, że ściany były białe, a dach niebieski. Architekt musiał mieć dziwny gust. Po chwili byli u bram budynku.
Jack zerknął ukradkiem na nowopoznaną koleżankę i uśmiechnął się lekko, widzą zachwyt na jej twarzy.
- Spora…
- No trochę. - Jego uśmiech poszerzył się. Otworzył dla niej drzwi od bramy i wpuścił ją jako pierwszą.
Po drodze pokazał język dwóm, pilnujących bramę strażnikom i ruszył szybko w ślad za Rimą. Otoczenie było zbyt zielone, jak dla niego. Drzewa i nic więcej. Gdyby chciał to ogóle nie stałyby tutaj.
Akurat zdążyli na czas, bowiem właśnie dyrektorka wyszła z szkolnego budynku. W jednej chwili zrobiło się cicho. Jack nie zwracał na nią uwagi i oddalił się nieznacznie, nie mając zamiaru słuchać meganudnego przemówienia.
Aula... Tam będzie te głupie przemówienie do uczniów.
Wzruszył ramionami i usiadł w ostatnim rzędzie, obok blondwłosej dziewczyny. Była jego przyjaciółką. Zauważył, iż się wystroiła. Długa, biała sukienka delikatnie podkreślała jej nieco kobiece kształty. Uśmiechnął się wesoło do niej, opierając o jej ramię.
- Cześć, Analise. Jak tam życie ci minęło, kiedy mnie nie było w wakacje?
Spojrzała na niego zaskoczona i zarumieniła się, odwracając wzrok.
- B-było n-nudno...
- Żartujesz, prawda? - Puknął kijem w jej głowę i cicho zaśmiał się, kiedy ta zareagowała słabosłyszalnym piskiem wyrzutu.
Ktoś go lekko popchnął i usiadł obok niego.
- Jack, gdzie się podziałeś w wakacje? - Poczuł mocne klepnięcie w plecy.
Szatyn spojrzał groźnie na fioletowowłosego chłopaka. Zmierzył go od góry do dołu. Zauważył, że on wyszczuplał i miał pewniejsze spojrzenie. Czarne oczy błyszczały figlarnie, uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Chwila... On i biała koszula?
Uśmiechnął się złośliwie, zauważając ten szczegół w jego ubiorze. Dżinsy były na porządku dziennym, więc i dzisiaj miał te swoje podarte spodnie. Tylko góra była inna.
- Wyjechałem i tyle. Twoja mamusia cię wymęczyła tą koszulą? Nieprawdaż, Shane? - Ostatnie pytanie zadał niemal identycznym tonem co nauczycielka od polskiego.
Popchnął go lekko, kiedy ten wzruszył ramionami. Jednak po chwili wyprostował się i zaczął szukać wzrokiem pozostałych z jego paczki.
- Gdzie są Vict, Paul i Jane?
- Pewnie się spóźnią albo jutro przyjdą - odpowiedziała An z lekkim rumieńcem na twarzy.
Jack pacnął się w czoło,  przypominając o czymś, a raczej kimś. Podniósł się mimo cichego protestu Shane'a i szybko odnalazł tą osobę, której szukał. Machnął do niej i na migi poprosił, by przyszła, kiedy mu nieśmiało odwzajemniła gest powitania. Po chwili zrobił miejsce między sobą a Analise, by Rima mogła usiaść obok niego.
- Uznałem, że lepiej byś kogoś znała, skoro jesteś nowa. Oto moi kumple, Analise i Shane. A to jest Rima - przedstawił ich sobie z łobuzerskim uśmiechem.
- Miło mi... - wyszeptała brunetka, nieśmiało odwzajemniając uśmiech Jackowi.
- Od dawna wiesz, że jesteś czarodziejką? - niespodziewanie spytała blondynka, patrząc zazdrośnie na nową koleżankę.
- Pewnie, a ty?
Jack trącił dość mocno ramię Shane'a i lekko skinął głową w kierunku dyrektorki, chcąc pokazać, że przemówienie zbliża się ku końcowi. Chwycił w rękę długi kij i uśmiechnął się, wskazując znacząco na dziewczyny. Chciał mu w ten sposób pokazać, żeby je zostawić same sobie. Fioletowowłosy szybko zrozumiał przekaz i złapawszy szatyna za ramię, zmienił ich obu w mgłę. Przenieśli się do sali, do której reszta klasy przybędzie potem. Kiedy wrócili do swej formy, rozsiedli się na krzesłach.
- Rima wydaje się być miła... Z wyglądu, rzecz jasna - mruknął cicho Shane, patrząc przed siebie, na tablicę.
- Przyznaj się, że ci wpadła w oko. - Zmierzwił mu włosy, za co dostał kuksańca w bok.
- Jack! Ogarnij się!
- Nie, bo będzie nudno... Jackuś smutaskiem będzie... - Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Ani mi się waż!
- No widzisz?
- Ty i twój niezrozumiały tok myślenia... Chyba tak jest u magów bardziej lodu niż wody...
- Przesadzasz i tyle, zakochasiu.
Roześmiał się, dostając pięścią w ramię. Wyprostował się w krześle, zauważając, iż do klasy wchodzi grupka koleżanek. Widocznie katorga się skończyła. Uśmiechnął się zdawkowo, widząc, jak Rima przysiada się do Analise. Spojrzał przelotnie na wychowawcę.
- Zanim rozdam wam plany lekcji, chciałbym przedstawić nową dziewczynę w naszej klasie, Rimę Dream.
Założył ręce za głowę, patrząc uważniena resztę klasy. Plotki... były częścią ich szkolnego życia.
- Analise, proszę rozdaj plan lekcji.
Westchnął cicho, kiedy otrzymał swój plan lekcji. Nie lubił chodzić rano, ale jakoś trzeba przeżyć w tej klasie. Ostatnie słowa wychowawcy nie dotarły do niego. Podniósł się i pomachał ręką przed jej twarzą. Chyba ma tedencje do zamyśliwania...
-Rima, idziesz? - spytał dosyć głośno, by to dotarło do ,,świata wewnętrznego" czarodziejki wody.

-Idę, idę... nie idź tak szybko, Jack! - powtórzyła dzisiejsze słowa.
Chłopak zareagował śmiechem. Blondynka spojrzała zaskoczona na niego, by po chwili przyjrzeć się Rimie.
Po chwili byli przed szkolną bramą. Słońce było wysoko, ale nie najwyżej. Zbliżało się gorące południe, lecz szatyn nie odczuwał tej temperatury.
- To do jutra. - Uśmiechnęła się delikatnie.
Rozdzielili się. Shane i An ruszyli na prawo, Jack i Rima na lewo. Dwójka czarodziei wody przez chwilę szła cicho, dopóki nie znalazła się w parku.
- Jak wrażenia ze szkoły? - spytał znienacka.
- Całkiem, całkiem... Tyle, że nie lubię być w centrum uwagi.
Skąd to znam...? Hm... ze mną było podobnie w pierwszej klasie.
- Chodzi ci o przedstawienie cię klasie?
- Tak... - mruknęła zdawkowo.
- Przyzwyczaisz się. A jak tam Analise? Chyba się zaprzyjaźniłyście.
Brak odpowiedzi ze strony dziewczyny lekko zaniepokoił chłopaka. Spojrzał na nią kątem oka i szybko zareagował, kiedy ta zachwiała się oraz straciła równowagę.
- Rima, nic ci nie jest?
Spojrzała na niego z słabym uśmiechem. Niepewnie skinęła głową. Oparła się o jego ramię.
- Możesz mnie zaprowadzić do domu?
- A gdzie on stoi?
Cichym głosem podała adres. To było niedaleko.
Chwila... Tam chyba mieszka pani ,,babcia". A no tak, Rima jest jej wnuczką.
Spojrzał na brunetkę i wzruszył lekko ramionami. Wpadł na pomysł. Wziął dziewczynę na ręce mimo cichego protestu i rumieńca na twarzy. Tak będzie szybciej dla niego.
Po paru minutach pukał do drzwi domu Dreamów. Spojrzał na chwilę na twarz brunetki i uśmiechnął się szeroko, kiedy ta zareagowała cichym wyrzutem. Odgłos otwierającej się klamki. Starsza pani wyszła z budynku i uśmiechnęła się do szatyna.
- Witaj, Jacku. Co cię skłoniło, byś tutaj przyszedł?
- Rima zasłabła, pani... babciu. - Ostatnie słowo jakoś przeszło przez jego gardło.
- Pani babciu? - spytała zaskoczona dziewczyna.
- Tak, Rimo. Sama go poprosiłam.
- Ale... Czemu o tym nic nie wiedziałam...? Babciu...?
- Pomagał mi, kiedy byłaś z rodzicami. Jack, możesz ją położyć na kanapie?
Skinął głową i z uśmiechem minął staruszkę, mając zamiar wykonać jej prośbę. Doskonale wiedział, gdzie jest kanapa. Ruszył przez przedpokój, by po chwili dostrzeć do salonu. Od razu dostrzegł poszukiwany przedmiot i zbliżył się do niego. Ostrożnie położył brunetkę i usiadł obok niej.
- Możesz mi to wyjaśnić?!
- Spytaj się swojej babci. - Uśmiechnął się zadziornie.
- Ty!...
- Rimo, zjadłaś chociaż śniadanie? - Do pomieszczenia weszła pani Dream, niosąc górę kanapek na tacy.
- Ałć... Zapomniałam.
- I wszystko jasne, ale i tak noszenie cię było miłe - mruknął, rozbawiony.
- Jack! - krzyknęła z wyrzutem, wykopując go z kanapy.
- Dobra, dobra! Już sobie idę. Jakbyś chciała do mnie wpaść... to o wskazówki pytaj pani babci. - Wziął dwie kanapki od pani Dream.
Uśmiechnął do nich i ruszył szybko w kierunku wyjścia, podgwizdując wesoło. W sumie dzisiaj nie było tak źle...

czwartek, 16 maja 2013

Pierwszy dzień w szkole i nowy znajomy.

Wstałam wcześnie rano. Wyciągnęłam ubrania z szafy. Wybrałam czarną zwykłą, trochę zwiewną sukienkę z  kokardą i krótkimi bufiastymi rękawami. Do tego założyłam czarne rajstopy i ciemne balerinki. Stanęłam obok dużego lustra ze złotą ramą. Wyciągnęłam z szufladki grzebień i zaczęłam rozczesywać moje włosy, a raczej kudły.
-Ał...-westchnęłam cicho. Długie włosy mają swoje minusy. -Powinnam była czesać je też wieczorem...Aaaaaaaaał!-pisnęłam głośno. ,,Głupie długie włosy,,-pomyślałam. Popatrzyłam na nożyczki leżące na biurku przy oknie. Mimo wszystko i tak żal było mi ich ścinać. Tyle lat poświęconych na hodowanie i powstrzymywanie się od ścięcia nie mogło pójść teraz na marne. Po 15 minutach spędzonych przed lusterkiem w końcu mogłam uznać że moje włosy są rozczesane. Znów zaglądnęłam do małej szufladki, która znajdowała się obok stolika. Odłożyłam grzebień i wzięłam do reki spinkę z kokardą, koralikami i dwoma niebieskimi kwiatami.
-Ta będzie dobra.-szepnęłam do siebie samej i wpięłam we włosy. Wzięłam również naszyjnik z małą łezką. Prezent od mamy w dniu odkrycia mojej mocy. 25 listopada. W moje urodziny. 
Spojrzałam w lustro. 

W odbiciu była czarnowłosa dziewczyna, o hipnotyzujących niebieskich oczach. Ubrana w kolorach ciemności i wody. Oczy miały jakiś sekret, tajemnicę...zapisaną historię? Kto wie...Może ujrzały to czego widzieć nie powinny? Ujrzały coś czego od tamtej pory się boją? Ale co to mogłoby być? Tylko mała dziewczynka ukryta w jej sercu może odpowiedzieć na to pytanie. Dziewczynka, o której nie chce pamiętać. 

Poszła na dół po drewnianych schodkach do kuchni,gdzie czekało na nią gotowe śniadanie. Bułka z pysznym domowym dżemem babci. Na stole leżała mała karteczka:

Dzień dobry kochanie, ja miałam na rano do pracy, a babcia poszła do sąsiadki. Smacznego! ;*
Mama
P.S Weź zapasowe klucze.

-Mama...-uśmiechnęłam się. Moja mama miała ostatnio mnóstwo spraw na głowie. 
Kalendarz wiszący na ścianie wyraźnie wskazywał datę 1 września, a zegarek na stole stanowczo chciał mnie popędzić. Kto wymyślił abyśmy mieli na 8 rano do szkoły?
Wzięłam czarną torebkę i wyszłam z domu. Po chwili za kluczyłam za sobą drzwi.

Szłam przed siebie mijając kolorowe domy, a później park, który znajdował się blisko lasu. Był bardzo duży. Miał różnorodne gatunki drzew, krzewów oraz kwiatów. Nagle zauważyłam dość wysokiego szatyna idącego z...wilkiem? Wilk podbiegł do mnie i wyraźnie mi się przyglądał.
-O co Ci chodzi Yen?- szatyn podszedł do wilka
-Masz fajnego wilka.-powiedziałam i po chwili spostrzegłam, że chłopak ma w reku duży drewniany kij...Ten kij...-zamyśliłam się
-Dzięki...chwila...skąd wiesz, że to wilk?Żaden zwykły człowiek nie uznałby go za wilka...najwyżej wilczura...
-Hm... Zwykły człowiek? Czyli są też niezwykli? - uśmiechnęłam się lekko
-Eee...
-Heh.-westchnęłam i poszłam dalej.
-Ej czekaj!
-Hm?-odwróciłam się na pięcie.
-Do jakiej szkoły idziesz?
-Do Szkoły Im. Feniksa.
-Ja też...Czyli, że jesteś...?
-Jasne -odparłam
-...-zamyślił się- Woda jest twoim żywiołem, prawda?
- Skąd...? – zastanowiłam się. Jak mógł znać moją moc?!
- Yen to tak naprawdę Khark, nie wilk. Jestem pewien, że słyszałaś o tej rasie.
Zauważył, iż rozmówczyni zamyśliła się. Po chwili skinęła głową, patrząc uważnie na jego kij.
Nagle ukłonił się i uśmiechnął szeroko, widząc zdziwioną minę szatynki.
- Wybaczy mi panienka, że zapomniałem się przedstawić? – odpowiedziałam mu cichym chichotem. Dodał: - Jestem Jack, a ten tu zwierzak to Yen.
- Jestem Rima. Miło mi.
- Pójdziemy razem do szkoły? - zaproponował z luzackim uśmiechem.
- Pewnie, ale...
- O Yena się nie martw. Sam dotrze do domu. Prawda? - Pytanie było skierowane do basiora.
Odpowiedzią było merdanie puszystym ogonem. Po chwili zwierzaka nie było, ponieważ zniknął w gąszczu. Rozległy się cichy trzask gałązki i nieco głośniejszy warkot.

- Idziesz czy nie?
Popatrzyłam z zaskoczeniem na szatyna. Zamrugałam oczyma i szybko dogoniłam chłopaka.
- Idę, idę. Musisz iść tak szybko, Jack?
- Jeszcze trochę i spóźnimy się pierwszego dnia szkoły.

-Hah to by było cudowne spóźnić się na rozpoczęcie. W sumie to dość często się spóźniam na rano. Ale może się to w końcu zmieni?
-Kto tak w ogóle wymyślił aby rozpoczęcie było na 8.00?
-Dzisiaj tez już zadawałam sobie te pytanie. Coś sądzę, że plan lekcji też nie będzie zbyt fajny…
-Dziwne, ale jeszcze Cię nigdy nie widziałem. Przeprowadziłaś się nie dawno?
-Tak. Wcześniej mieszkałam bardziej na południu…a tutaj mieszka babcia więc się do niej przeprowadziliśmy.
-Chodziłaś już kiedyś do szkoły magicznej?
-Tylko w podstawówce…Ale i tak nadrabiałam różnymi księgami na strychu babci. Od kiedy masz Kharka?
-Od bardzo dawna…Pewnie jeszcze jak byłem małym dzieckiem…

Po chwili doszliśmy do bramy szkoły. Sam widok szkoły robił wrażenie. Wyglądała bardziej jak zamek. Miała jasne ściany i niebieskie dachówki oraz ogromne okna.
- Spora…
-No trochę. –uśmiechnął się wesoło i otworzył mi drzwi od bramy. Po jej drugiej stronie stali strażnicy.
Weszliśmy do środka. Wokół budynku było bardzo zielono. Drzewa, kwiaty wszystko wyglądało pięknie. Na środku była wielka fontanna, która cieszyła się dużym towarzystwem młodzieży.
Wyciągnęłam komórkę z torebki. Była 7:59. Nagle drzwi od szkoły się otworzyły, a na sam środek wkroczyła dyrektorka. Nastała cisza. Miała ciemne włosy i fioletowe oczy oraz małe okulary. Ubrana była w białą koszulę z czarną kamizelką oraz w fioletową broszkę. Nie wyglądała na przyjemną.

-Najpierw odbędzie się ceremonia na auli, a później wychowawcy zabiorą swoich uczniów do klas i rozdadzą im plan lekcji.-powiedziała głośno i wyraźnie. Wszyscy udali się na aulę. Była bardzo duża. Znajdowała się w samym centrum szkoły.
Usiadłam przy końcu środkowego rzędu. Rozejrzałam się. Przed chwilą jeszcze tu był...No cóż trudno, ale fajnie się z nim rozmawiało. Ale...ten kij...dziwne...
-Witajcie drodzy uczniowie...Jak wiecie szkoła ta liczy już sobie już ponad 100 lat, a więc oddajmy jej cześć śpiewając do hymnu.
Wszyscy wstali i ,,śpiewali,, hymn szkoły.
Magia nasza mocą,
 mocą jesteśmy my,
 my jesteśmy wierni szkole,
a feniks odpłaca się tym.
 Uczymy się tutaj życia, 
życia czarodzieja,
 niech każdy dzień feniksa nam...

Po hymnie znów była przemowa. Jakie to ważne by się wziąć wcześnie za naukę itd, mimo tego że nawet nie zaczęliśmy jeszcze się uczyć. Szykuje się cudowny rok szkolny. 
Rozglądnęłam się jeszcze po auli. Nagle zauważyłam Jacka machającego do mnie, który stał niedaleko mnie. Najwidoczniej chciał abym do niego podeszła. Nieśmiało wstałam z krzesła, jednak nikt tego zbytnio nie zauważył. Podeszłam do Jacka.
-uznałem,że lepiej byś kogoś poznała, skoro jesteś nowa. Oto moi kumple Alisa i Shane. A to jest Rima-wskazał po chwili na mnie.
-Miło mi...-wyszeptałam. Nie lubiłam być w centrum uwagi. To trochę stresujące.
-Od dawna wiesz, że jesteś czarodziejką?- zapytała mnie blond-włosa dziewczyna...to było trochę wścibskie.
-Pewnie, a ty?-odpowiedziałam jej szybko 
-To chyba oczywiste. -spojrzała na mnie trochę z ,,wyższością,,. Jednak nie przejmowałam się. Nagle zauważyłam, że nigdzie nie ma Jacka i jego przyjaciela.
-Gdzie oni są?
-Pewnie już w klasie. Specjalnie zostawili mnie z tobą. Pff...-westchnęła-Skąd znasz Jacka? 
-Spotkałam go po drodze.
-I co nagle się z tobą zaprzyjaźnił?
-Nie jesteś przypadkiem trochę zbyt ciekawska?
-No wiesz wolałabym wiedzieć z kim się przyjaźni mój najlepszy przyjaciel.-wyraźnie podkreśliła ,,najlepszy,, i zrobiła fałszywy uśmiech
-Cóż sądzę, że Jack jest całkiem spoko. 
-Ja też...Znam się z Jackiem już od dawna. Jest taki wesoły i miły.- No cóż trzeba iść. Mam Cię poprowadzić czy sama trafisz?
-Dzięki sama tafię.- nie chcę się pchać tam gdzie mnie nie chcą.
-Hm...Chociaż z drugiej strony, to choć lepiej ze mną bo rzeczywiście pierwszego dnia możesz się zgubić.-nagle stała się ,,miła,,. Może się boi, że Jack może się na nią pogniewać? Sama już nie wiem...Ale nie sądzę by te jej miłe zachowanie długo potrwało.
Doszłyśmy do klasy. Była całkiem duża. Pomieściłaby mniej więcej 38 uczniów, chociaż w klasie na oko było 30 osób.
Obok biurka stała nauczyciel. Miał rude włosy związane w krótki kucyk.

Od razu było po nim  widać, że jest dobrze nastawiony do uczniów.
-Nazywam się Nikaidou Yuu, jak już większość osób na pewno wie. Proszę usiądźcie w ławkach.
-Usiądź ze mną. -powiedziała Analise. W co ona gra?...
Postanowiłam jednak usiąść obok niej.W sumie nie miałam innego wyjścia. Za nami siedział Jack i Shane.
-Zanim rozdam wam plany lekcji, chciałbym przedstawić wam parę uczniów .... 
O nie...tylko nie to...Jak ja nienawidzę być w centrum uwagi!
-Trzy osoby w naszej klasie - Rimę Dream.-wskazał na mnie.-Amarienę Isolde oraz Shiro Kasaru. Wszyscy odwrócili się aby spojrzeć ,,kim oni są,,. Uśmiechnęłam się nie znacznie i machnęłam ręką na przywitanie.  Zaraz pewnie zaczną szeptać, plotkować itp. 
-Analise proszę rozdaj plan lekcji. -powiedział nauczyciel. Analise z niechęcią wstała, lecz starała się tego nie okazywać przed nauczycielem i podeszła do biurka. Po kolei rozdała wszystkim plany lekcji, a ja starałam się zapaść pod ziemię. Czemu nie mam magii ziemi?!
nagle usłyszałam jakiś szept. Był ledwie słyszalny. 
-...nowa...przyjaźni...Analisą?
-...możliwe...
-Skąd ....znają?
-...jaką...moc.
-Po niej...nie...że jest...
Eh...Bycie nowym naprawdę bywa męczące. Czuję, że wszyscy się na mnie gapią...
Po chwili dostałam plan lekcji. 
Zobaczmy...Jutro wtorek.Trening magii mam dopiero w poniedziałek...przyznam, że plan nie jest taki zły...ale fizyka jako pierwsza...nie lubię jej...tak samo jak chemii...
-Mamy całkiem fajny plan. 
-Średni...fizyka jako pierwsza...-westchnęłam
-Jesteś słaba z fizyki? Ja nie.
-Jestem bardziej duszą artystyczną. -stwierdziłam 
-Hm. Ja też ale jednak fizyka nie sprawia mi problemu.-ta blondynka zaczynała mnie już wkurzać. Ma dwa oblicza...

-Możecie już iść. Tylko nie spóźnijcie się na pierwszy dzień nauki. - z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela. Spóźnić się pierwszego dnia...To byłoby cudowne...- przypomniał mi się ranek, gdy spotkałam Jacka.
-Rima idziesz? - Jack znów wybudził mnie z rozmyśleń
-Idę,idę...nie idź tak szybko Jack!-powtórzyłam moje dzisiejsze słowa. Jack się roześmiał, lecz Analisa i Shane    nie wiedzieli o co chodzi...I dobrze...
Wyszliśmy z terenu szkoły. 
-To do jutra.-powiedziała Analisa, kierując się bardziej do Jacka. Analisa razem z Shanem poszli w prawą stronę, a ja z Jackiem na lewo. 
Gdy wyszliśmy ze szkoły była 11.00. Powoli zbliżało się południe a i tak było bardzo gorąco. Nagle zaczęła mnie bolec głowa.Od tego gorąca źle się poczułam. 
-Jak wrażenia ze szkoły?
-Całkiem,całkiem...Tyle, że nie lubię być w centrum uwagi.
-Chodzi Cię o przedstawienie klasie?
-Taak...
-Przyzwyczaisz się.A jak tam Analisa? Chyba się zaprzyjaźniłyście...
-...-nie odpowiedziałam. Nagle zakręciło mi się w głowie. Gdyby nie Jack leżałabym na ziemi...

Ta mała dziewczynka znów przebudziła się ze snu. Czemu? Przypomniał jej się koszmar z wczesnego dzieciństwa. Głuchy krzyk i pułapka żywiołu, z którego ledwo udało jej się uciec z życiem...
***
A więc mamy już pierwszą wprowadzającą notkę. Teraz możecie pisać do woli  ;) Mam nadzieję, że notka się podoba i przepraszam że to tak długo trwało.
P.S Notka pisana razem z Jackiem. Będzie też jego wersja ;)

sobota, 11 maja 2013

" Dance Macabre with me. "

" Say goodbye, As we dance with the devil tonight.
Don't you dare look at her in the eye?As we dance with the devil tonight? "


Imię: Określa ono każdego człowieka. Imię prawdziwe ma się jedno, ale zawsze coś oznaczające. Saphira - oznaczające krótko " Przeklęta. "
Reszta imion: Imię drugie to oczywiście Scythe - oznaczające krótko " Furia. " A co to jest ta Furia ? Przekonacie się wkrótce. A trzecie to Vivimorte - " Szybka śmierć. "
Nazwisko: Trancy. Ród Trancy - Potężny ród żyjący na ziemi od tysięcy lat. Dziwne, że została jego ostatnią przedstawicielką po śmierci całej swojej rodziny.
Ksywki: Można mówić do niej po imieniu, lub po prostu Saph, albo Saphie.
Wiek: Kobiet ponoć nie pyta się o wiek. Ponoć. Ma tylko 15 lat.
Urodziny: 5 czerwca.
Płeć: Kobieta.
Moc: Ogień i Ciemność.
Ataki magiczne: Posługuje się każdą nauczoną magią i stale ją udoskonala. W magii ognia ma zamiar nauczyć się błyskawiy, która jest bardzo trudnym atakiem, ale skutecznym i silnym. Natomiast w magii ciemności... Oh, proszę. Tych ataków jest pełno. Jej największym i jednak najbardziej brutalnym atakiem ze wszystkich jest oczywiście " Furia. "
Opis Furii: W czasie tego ataku zmienia się pod względem trochę wyglądu. Jej oczy tracą źrenicę i zmieniają swój kolor na krwistoczerwony. Atakuje dosłownie wszystko na swojej drodzę, ale głównym celem zawsze jest ofiara. Jej magia i umiejętności wzrastają przez co nikt nigdy jeszcze tego nie przeżył. Zawsze po tym jest zmęczona i zazwyczaj zasypia na miejscu.
Broń: Posługuję się głównie zwykłym, lekkim mieczem z wyrytym na klindze napisem " Żyj by walczyć, walczy by żyć. " Często to powtarza. Oprócz tego jej rękawiczki, to również broń. W oby dwu z nich są ukryte ostrza, którymi łatwo jest cicho kogoś zabić. Ma też pełno sztyletów.
Partner: Nie posiada takiego. Kto by z nią wytrzymał ?!
Charakter: Na pierwszy rzut oka w swojej ludzkiej postaci wygląda na słabą i nieśmiałą dziewczynkę. Zawsze trzyma się z boku i z nikim prawie nie rozmawia.
Ale, gdy wchodzi na teren szkoły, gdzie może spokojnie być mniej więcej " sobą. " jest kompletnie inna. Oczywiście trzyma się z boku, ale raczej nie wygląda już na tchórza, czy słabeusza. Uwielbia docinać dyrektorowi i robić innym psikusy. Jest typem samotniczki, ale do wspólnych zabaw czy treningów jest zawsze chętna i w razie czego zawsze pomoże. Nie boi się wyzwań dlatego zawsze zgadza się na pojedynki, czy inne tego typu rzeczy. Gdyby mogła oddałaby życie za kogoś bliskiego. Jednak wydarzenia ostatnich lat trochę zrujnowały jej psychikę. Stała się zamknięta w sobie i często rozmawia ze swoim "drugim ja", który mieszka w jej umyśle. Jest typem romantyczki, więc patrzenie na zakochane pary sprawia jej ból. Zawsze chciała mieć kogoś takiego, ale nie było jej to póki co dane.
W walce zawzięta i nie odpuszcza, walczy do końca choćby do śmierci. Traci wtedy swój niewinny urok i zmienia się w maszynę do zabijania.
Ma kilka dodatkowych talentów. Potrafi grać na gitarzę i śpiewać. Ale nikt nigdy jej nie słyszał.
Lubi: Samotne spacery w świetle księżyca, treningi, podglądanie innych, czytanie książek magicznych, słuchanie muzyki, pisanie różnych rzeczy np. wierszów, czy tekstów piosenek lub innych, walki z różnymi uczniami ze szkoły i testowanie ich umiejętności.
Nie lubi: Gdy ktoś jest ranny, gdy młodsze i mniej doświadczone osoby obrywają od innych i są wyśmiewane, szkoły, zabijania( no chyba, że musi.)
Wygląd ludzki: Jej charakterystyczną cechą wyglądu są na pewno długie, proste, czarne włosy lśniące w blasku słońca, czy księżyca i oczywiście ziejące smutkiem i tęsknotą za czymś, lub za kimś fioletowe oczy. Jest szczupła i ma jakieś 165 wzrostu więc dla niektórych jest dość niska. Ma białą karnacje co idealnie kontrastuje z jej włosami.
Styl: Określonego stylu ubierania nie ma. Właściwie to zakłada cokolwiek. Zazwyczaj jednak chodzi w szarych, poprzecieranych mocno dżinsach i białej bluzce. Jak jest zimno zakłada skórzaną kurtkę. Nigdy jednak nie rozstaje się z czarnymi rękawiczkami bez palców dosięgającymi jej aż do zagięcia łokcia.
Historia: Niezbyt szczęśliwa. Tak jak już wspominałam cała jej rodzina zginęła. Wszyscy zostali zamordowani przez morderce. Przeżyła tylko ona. Wcale się jednak z tego nie cieszyła. Chciała, żeby jej rodzice i siostrzyczka wrócili, ale to nie było możliwe. Miała wtedy zaledwie osiem lat.
Przemiana w zwierze: W czasie tej przemiany zmienia się w wilczyce Cienia. Jej charakterytyczną cechą wyglądu jest na pewno miękkie futro. Nic poza tym się nie zmienia. Ma ostre pazury, kły i fioletowe oczy. 
Przemiana według magii: W czasie magii z jej pleców wyrastają wielkie, czarne skrzydła upadełego anioła. Dla niektórych jest to powód do kpin, a dla innych powód do wielbienia. Ona ignoruję i tych i tych. łatwo ją dzięki temu zapamiętać.
Towarzysz: Jej jedynym towarzyszem jest ognisty feniks - Ashes. Dawno temu uratowała temu biednemu ptakowi życie z szponów jakiegoś zwierza. Od tamtej pory są nierozłączni. Ptak czasami potrafi do niej przemówić. Feniks w oczach ludzi wygląda jak zwykły, oswojony orzeł.
Przedmioty: Nigdy nie rozstaje się z naszyjnikiem z szafirowym kryształem, który dostała od mamy. Na prawym ramieniu ma znamię w kształcie pentagramu.



" Zrób mnie proszę z krwi i kości, z krwi i kości, z krwi i kości!
Zrób mnie proszę z krwi i kości, mój aniele.
Kości i krew nie przetrwają, nie przetrwają, nie przetrwają
Zrób mnie proszę z krwi i kości i pośli na śmierć. "