Pogadaj z nami :D

sobota, 18 maja 2013

Początek.

W kuchni panowała cisza. Szafki były zrobione z mocnego drewna i miały kolor błękitny. Dobrze pasowały do białych ścian oraz układu pomieszczenia. Na blacie, obok lodówki, która stała tuż przy wejściu, siedział brązowoooki szatyn. Był w samych spodenkach i nie przejmował się tym, jedząc kanapkę z żółtym serem. Przebywał sam w domu i robił to, co mu się podobało. Rodzice przychodzili raz dziennie i to dosłownie na chwilę, by zostawić pieniądze oraz sprawdzić, jak ich syn się trzyma. Nie obchodziła go ta ich troska o niego.
- Yen! - zawołał wesoło.
Po paru sekundach duże stworzenie weszło do pomieszczenia. Światło wschodzącego słońca padło na śnieżnobiałą sierść i pysk z wysuniętym językiem. Masywne łapy lekko stąpały po podłożu. Złote ślepia utkwione były w postać szatyna, który uśmiechnął się na jego widok.
Brązowowłosy nastolatek zeskoczył z blatu i podszedł do wilka. Kucnął przy nim, przesuwając dłonią po miękkich włoskach na głowie.
- Idziemy zaraz do lasu, nie, Yen? - spytał z szerokim uśmiechem.
Mimo że rodziców praktycznie nigdy nie było, wystarczało mu same towarzystwo basiora. Usiadł na podłodze, kiedy poczuł zęby między palcami.
- Spokojnie... Tylko idę się ubrać.
Po tych słowach ostrożnie uwolnił dłoń z zasięgu jego kłów i podniówszy się, ruszył w kierunku łazienki. Po drodze wziął leżący na blacie haczykowaty kij.
Będąc w łazience, ubrał się w szarą bluzę i granatowe dżinsy. Na stopy założył czarne, firmowe adidasy. Palcami rozczesał włosy i uśmiechnął się do swojego odbicia. Wyglądał znośnie jak na rozpoczęcie roku szkolnego.
Po kilkunastu minutach szedł obok basiora, rozglądając się uważnie w lesie. Kiedy ostatnio tutaj był? Tydzień temu czy dwa? Westchnął cicho i zauważył, że wilk wybiegł nieco do przodu, wąchając w powietrzu. Najwidoczniej coś wyczuł. Nim zdążył się zastanowić, co to takiego mogło przykuć uwagę półdzikiego zwierzęcia, znaleźli się w parku.
Zerknął przelotnie przed siebie i zatrzymał się, patrząc na błękitnooką brunetkę. Czarna sukienka, norma u dziewczyn na początku roku szkolnego. Co było dziwne, basior podszedł do niej i zaczął ją obwąchiwać. Mimowolnie zbliżył się do zwierzęcia i pogłaskał po miękkim łbie, pytając go cicho:
- O co ci chodzi, Yen?
- Masz fajnego wilka. - Usłyszał jej słowa i zerknął na nią. Coś mu nie pasowało...
- Dzięki... Chwila... Skąd wiesz, że to wilk? Żaden zwykły człowiek nie uznałby go za wilka... Najwyżej wilczura...
- Hm... Zwykły człowiek? Czyli są też niezwykli? - Uśmiechnęła się lekko.
Te jej słowa coraz bardziej utwierdzały go w przekonaniu, iż jest czarodziejką. Jednak nie dał się po tym poznać.
- Eee... - zająknął się.
Westchnęła krótko i zaczęła odchodzić. Coś mu nakazało, by ją powstrzymał. Wyciągnął w jej kierunku rękę i zawołał:
- Ej, czekaj!
- Hm? - mruknęła, kiedy odwróciła się przodem do niego.
- Do jakiej szkoły idziesz? - spytał dla pewności.
- Do Szkoły Im. Feniksa.
- Ja też... Czyli, że jesteś...?
- Jasne - odparła wesoło.
A jednak miałem rację. Jednak po jej nie bardzo widać, iż jest czarodziejką. Skoro Yen zainteresował się nią, to musiała mieć magię wody... Spytam się dla pewności.
- Woda jest twoim żywiołem, prawda?
- Skąd...?
- Yen to tak naprawdę Khark, nie wilk. Jestem pewien, że słyszałaś o tej rasie.
Zauważył, iż rozmówczyni zamyśliła się. Po chwili skinęła głową, patrząc uważnie na jego kij.
Osz... Zapomniałem przedstawić się!
Ukłonił się i uśmiechnął szeroko, widząc zdziwioną minę brunetki.
- Wybaczy mi panienka, że zapomniałem się przedstawić? - odpowiedział mu cichy chichot. Dodał: - Jestem Jack, a ten tu zwierzak to Yen.
- Jestem Rima. Miło mi.
- Pójdziemy razem do szkoły? - zaproponował z luzackim uśmiechem.
- Chętnie, ale...
- O Yena się nie martw. Sam dotrze do domu. Prawda? - Pytanie było skierowane do basiora.
Odpowiedzią było merdanie puszystym ogonem. Po chwili zwierzaka nie było, ponieważ zniknął w gąszczu. Rozległy się cichy trzask gałązki i nieco głośniejszy warkot.
Uśmiechnął się szeroko i ruszył w kierunku szkoły, będąc przodem do Rimy. Kij oparł o prawe ramię, lewą dłoń schował w kieszeni.
- Idziesz czy nie?
Rima jakby otrząsnęła się i spojrzała zaskoczona na szatyna, kiedy ten powtórzył jeszcze raz pytanie. Zamrugała oczami i szybko dogoniła chłopaka.
- Idę, idę. Jack, musisz iść tak szybko?
- Jeszcze trochę i spóźnimy się pierwszego dnia szkoły.
Zaśmiała się i po chwili odparła z uśmiechem:
- To by było cudowne spóźnić się na rozpoczęcie. W sumie to dość często się spóźniam na rano. Ale może się to w końcu zmieni?
- Kto tak w ogóle wymyślił, aby rozpoczęcie było na óśmą rano? - spytał z wyrzutem.
- Dzisiaj też już zadawałam sobie te pytanie. Coś sądzę, że plan lekcji też nie będzie zbyt fajny…
Może mieć rację... Chwila... Była kiedyś w szkole, a może dobrze się ukrywała? Nie wiem.
- Dziwne, ale jeszcze Cię nigdy nie widziałem. Przeprowadziłaś się niedawno?
- Tak. Wcześniej mieszkałam bardziej na południu… a tutaj mieszka babcia, więc się do niej przeprowadziliśmy.
Czyli była nowa i pewnie nie wie, jak to wszystko wygląda...
- Chodziłaś już kiedyś do magicznej szkoły?
- Tylko w podstawówce… Ale i tak nadrabiałam różnymi księgami na strychu babci. Od kiedy masz Kharka?
Księgi na strychu jej babci? Czyli jej rodzina też jest magiczna? Szkoda, że różnię się od rodziców, którzy byli magami cienia. Chwila... Ona się pyta o mojego Kharka?
- Od bardzo dawna… Pewnie jeszcze, jak byłem małym dzieckiem…
Minęli ostatni zakręt i im oczom ukazała się Magiczna Szkoła im. Feniksa. Wyglądała jak potężne zamczysko z tą różnicą, że ściany były białe, a dach niebieski. Architekt musiał mieć dziwny gust. Po chwili byli u bram budynku.
Jack zerknął ukradkiem na nowopoznaną koleżankę i uśmiechnął się lekko, widzą zachwyt na jej twarzy.
- Spora…
- No trochę. - Jego uśmiech poszerzył się. Otworzył dla niej drzwi od bramy i wpuścił ją jako pierwszą.
Po drodze pokazał język dwóm, pilnujących bramę strażnikom i ruszył szybko w ślad za Rimą. Otoczenie było zbyt zielone, jak dla niego. Drzewa i nic więcej. Gdyby chciał to ogóle nie stałyby tutaj.
Akurat zdążyli na czas, bowiem właśnie dyrektorka wyszła z szkolnego budynku. W jednej chwili zrobiło się cicho. Jack nie zwracał na nią uwagi i oddalił się nieznacznie, nie mając zamiaru słuchać meganudnego przemówienia.
Aula... Tam będzie te głupie przemówienie do uczniów.
Wzruszył ramionami i usiadł w ostatnim rzędzie, obok blondwłosej dziewczyny. Była jego przyjaciółką. Zauważył, iż się wystroiła. Długa, biała sukienka delikatnie podkreślała jej nieco kobiece kształty. Uśmiechnął się wesoło do niej, opierając o jej ramię.
- Cześć, Analise. Jak tam życie ci minęło, kiedy mnie nie było w wakacje?
Spojrzała na niego zaskoczona i zarumieniła się, odwracając wzrok.
- B-było n-nudno...
- Żartujesz, prawda? - Puknął kijem w jej głowę i cicho zaśmiał się, kiedy ta zareagowała słabosłyszalnym piskiem wyrzutu.
Ktoś go lekko popchnął i usiadł obok niego.
- Jack, gdzie się podziałeś w wakacje? - Poczuł mocne klepnięcie w plecy.
Szatyn spojrzał groźnie na fioletowowłosego chłopaka. Zmierzył go od góry do dołu. Zauważył, że on wyszczuplał i miał pewniejsze spojrzenie. Czarne oczy błyszczały figlarnie, uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Chwila... On i biała koszula?
Uśmiechnął się złośliwie, zauważając ten szczegół w jego ubiorze. Dżinsy były na porządku dziennym, więc i dzisiaj miał te swoje podarte spodnie. Tylko góra była inna.
- Wyjechałem i tyle. Twoja mamusia cię wymęczyła tą koszulą? Nieprawdaż, Shane? - Ostatnie pytanie zadał niemal identycznym tonem co nauczycielka od polskiego.
Popchnął go lekko, kiedy ten wzruszył ramionami. Jednak po chwili wyprostował się i zaczął szukać wzrokiem pozostałych z jego paczki.
- Gdzie są Vict, Paul i Jane?
- Pewnie się spóźnią albo jutro przyjdą - odpowiedziała An z lekkim rumieńcem na twarzy.
Jack pacnął się w czoło,  przypominając o czymś, a raczej kimś. Podniósł się mimo cichego protestu Shane'a i szybko odnalazł tą osobę, której szukał. Machnął do niej i na migi poprosił, by przyszła, kiedy mu nieśmiało odwzajemniła gest powitania. Po chwili zrobił miejsce między sobą a Analise, by Rima mogła usiaść obok niego.
- Uznałem, że lepiej byś kogoś znała, skoro jesteś nowa. Oto moi kumple, Analise i Shane. A to jest Rima - przedstawił ich sobie z łobuzerskim uśmiechem.
- Miło mi... - wyszeptała brunetka, nieśmiało odwzajemniając uśmiech Jackowi.
- Od dawna wiesz, że jesteś czarodziejką? - niespodziewanie spytała blondynka, patrząc zazdrośnie na nową koleżankę.
- Pewnie, a ty?
Jack trącił dość mocno ramię Shane'a i lekko skinął głową w kierunku dyrektorki, chcąc pokazać, że przemówienie zbliża się ku końcowi. Chwycił w rękę długi kij i uśmiechnął się, wskazując znacząco na dziewczyny. Chciał mu w ten sposób pokazać, żeby je zostawić same sobie. Fioletowowłosy szybko zrozumiał przekaz i złapawszy szatyna za ramię, zmienił ich obu w mgłę. Przenieśli się do sali, do której reszta klasy przybędzie potem. Kiedy wrócili do swej formy, rozsiedli się na krzesłach.
- Rima wydaje się być miła... Z wyglądu, rzecz jasna - mruknął cicho Shane, patrząc przed siebie, na tablicę.
- Przyznaj się, że ci wpadła w oko. - Zmierzwił mu włosy, za co dostał kuksańca w bok.
- Jack! Ogarnij się!
- Nie, bo będzie nudno... Jackuś smutaskiem będzie... - Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Ani mi się waż!
- No widzisz?
- Ty i twój niezrozumiały tok myślenia... Chyba tak jest u magów bardziej lodu niż wody...
- Przesadzasz i tyle, zakochasiu.
Roześmiał się, dostając pięścią w ramię. Wyprostował się w krześle, zauważając, iż do klasy wchodzi grupka koleżanek. Widocznie katorga się skończyła. Uśmiechnął się zdawkowo, widząc, jak Rima przysiada się do Analise. Spojrzał przelotnie na wychowawcę.
- Zanim rozdam wam plany lekcji, chciałbym przedstawić nową dziewczynę w naszej klasie, Rimę Dream.
Założył ręce za głowę, patrząc uważniena resztę klasy. Plotki... były częścią ich szkolnego życia.
- Analise, proszę rozdaj plan lekcji.
Westchnął cicho, kiedy otrzymał swój plan lekcji. Nie lubił chodzić rano, ale jakoś trzeba przeżyć w tej klasie. Ostatnie słowa wychowawcy nie dotarły do niego. Podniósł się i pomachał ręką przed jej twarzą. Chyba ma tedencje do zamyśliwania...
-Rima, idziesz? - spytał dosyć głośno, by to dotarło do ,,świata wewnętrznego" czarodziejki wody.

-Idę, idę... nie idź tak szybko, Jack! - powtórzyła dzisiejsze słowa.
Chłopak zareagował śmiechem. Blondynka spojrzała zaskoczona na niego, by po chwili przyjrzeć się Rimie.
Po chwili byli przed szkolną bramą. Słońce było wysoko, ale nie najwyżej. Zbliżało się gorące południe, lecz szatyn nie odczuwał tej temperatury.
- To do jutra. - Uśmiechnęła się delikatnie.
Rozdzielili się. Shane i An ruszyli na prawo, Jack i Rima na lewo. Dwójka czarodziei wody przez chwilę szła cicho, dopóki nie znalazła się w parku.
- Jak wrażenia ze szkoły? - spytał znienacka.
- Całkiem, całkiem... Tyle, że nie lubię być w centrum uwagi.
Skąd to znam...? Hm... ze mną było podobnie w pierwszej klasie.
- Chodzi ci o przedstawienie cię klasie?
- Tak... - mruknęła zdawkowo.
- Przyzwyczaisz się. A jak tam Analise? Chyba się zaprzyjaźniłyście.
Brak odpowiedzi ze strony dziewczyny lekko zaniepokoił chłopaka. Spojrzał na nią kątem oka i szybko zareagował, kiedy ta zachwiała się oraz straciła równowagę.
- Rima, nic ci nie jest?
Spojrzała na niego z słabym uśmiechem. Niepewnie skinęła głową. Oparła się o jego ramię.
- Możesz mnie zaprowadzić do domu?
- A gdzie on stoi?
Cichym głosem podała adres. To było niedaleko.
Chwila... Tam chyba mieszka pani ,,babcia". A no tak, Rima jest jej wnuczką.
Spojrzał na brunetkę i wzruszył lekko ramionami. Wpadł na pomysł. Wziął dziewczynę na ręce mimo cichego protestu i rumieńca na twarzy. Tak będzie szybciej dla niego.
Po paru minutach pukał do drzwi domu Dreamów. Spojrzał na chwilę na twarz brunetki i uśmiechnął się szeroko, kiedy ta zareagowała cichym wyrzutem. Odgłos otwierającej się klamki. Starsza pani wyszła z budynku i uśmiechnęła się do szatyna.
- Witaj, Jacku. Co cię skłoniło, byś tutaj przyszedł?
- Rima zasłabła, pani... babciu. - Ostatnie słowo jakoś przeszło przez jego gardło.
- Pani babciu? - spytała zaskoczona dziewczyna.
- Tak, Rimo. Sama go poprosiłam.
- Ale... Czemu o tym nic nie wiedziałam...? Babciu...?
- Pomagał mi, kiedy byłaś z rodzicami. Jack, możesz ją położyć na kanapie?
Skinął głową i z uśmiechem minął staruszkę, mając zamiar wykonać jej prośbę. Doskonale wiedział, gdzie jest kanapa. Ruszył przez przedpokój, by po chwili dostrzeć do salonu. Od razu dostrzegł poszukiwany przedmiot i zbliżył się do niego. Ostrożnie położył brunetkę i usiadł obok niej.
- Możesz mi to wyjaśnić?!
- Spytaj się swojej babci. - Uśmiechnął się zadziornie.
- Ty!...
- Rimo, zjadłaś chociaż śniadanie? - Do pomieszczenia weszła pani Dream, niosąc górę kanapek na tacy.
- Ałć... Zapomniałam.
- I wszystko jasne, ale i tak noszenie cię było miłe - mruknął, rozbawiony.
- Jack! - krzyknęła z wyrzutem, wykopując go z kanapy.
- Dobra, dobra! Już sobie idę. Jakbyś chciała do mnie wpaść... to o wskazówki pytaj pani babci. - Wziął dwie kanapki od pani Dream.
Uśmiechnął do nich i ruszył szybko w kierunku wyjścia, podgwizdując wesoło. W sumie dzisiaj nie było tak źle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz