Pogadaj z nami :D

środa, 30 września 2015

To mógłby być naprawdę przyjemny dzień. Część pierwsza.

 Audycja zawierać może wyrazy uważane za wulgarne. Propagować złe zachowania, być demoralizująca, niewnosząca morałów, a także wydawać by się mogło, że została pozbawiona logiki i sensu. (głównie część druga) Spokojnie, to tylko pozory. My takowe znaleźliśmy, więc (zwłaszcza) Wam nie powinno to sprawić trudności. c:

 Dobrze, po tym wstępie wszyscy uciekli, więc jedziemy z tym. Raz, dwa, trzy… Część pierwszą czas zacząć!
~*~



 Odetchnąłem błogo, gdy fala gorącej wody uderzyła w moje plecy, wykonując przyjemny masaż na skórze. Przymknąłem delikatnie powieki i oparłem czoło o szybę kabiny, spoglądając się z niemałym zainteresowaniem w stróżki wody spływającej dookoła mnie. Krucze włosy, teraz mokre kleiły mi się do twarzy, czasami nieco w nią łaskotając i utrudniając widoczność. Z przyzwyczajenia po prostu mi to nie przeszkadzało.
   Chcąc po chwili zabrać się za poszukiwanie ręcznika, który magicznym sposobem zniknął mi z pola zasięgu odsunąłem skrzydło kabiny I wtedy...
— KAS K*RWA, NIE MOŻESZ SKORZYSTAĆ NA DWORZE!?

Podwinąłem nogi, usadawiając się wygodniej na zamkniętym kiblu. Wypuściłem głośno powietrze i zanim cokolwiek powiedziałem wziąłem kolejne ciastko z patery, jako że zaczęły wzywać mnie po imieniu i to w kilku językach.
— Musisz się tak dzirać!? — warknąłem, skutecznie zapychając się wuzetką. Popatrzyłem na niego, całkowicie olewając fakt, że on i jego kolega Dumbo, świecą golizną, jak latarnia w Kołobrzegu i skrzywiłem się okropnie, gdy do mojego nosa dostały się zapachy z całej tablicy Mendelejewa. - Oh, bracie. Pomyliłeś płyn do podług, z szamponem? Jedzie tu, jakbyś wpadł do bali z watą cukrową.

Przewróciłem jedynie oczami, zbierając suchy ręcznik z wieszaka i okręcając go sobie wokół bioder.
—To się nazywa kąpiel z użyciem żeli, szamponów i innych badziewi jakbyś zapomniał. Bo przecież z wodą widzisz się raz na miesiąc — posłałem mu złośliwy uśmieszek i odrzuciłem na bok mokrą grzywkę, aby móc go lepiej widzieć siedzącego na kiblu i wpychającego ciastka. — Czemu podglądasz mnie w łazience? Nie starczają ci pisemka pod łóżkiem?

— I tak nie mam, na co patrzeć. — warknąłem, zlizując czekoladę spływającą mi po palcach i już planując desant na smakowicie wyglądającą szarlotkę. Albo ten dziwny pstrokaty z galaretką, czy z orzechami. Szkoda, że nie było już kremówki.
 Chwila, co ja miałem?
— Nekuś… —zacząłem miałkliwie, pochłaniając resztki piernika. — Nie sądzisz, ze trzeba pofatygować się do sklepu?

— I tylko, dlatego napastujesz mnie w kiblu? Nie mogłeś zaczekać, aż łaskawie skończę? —jęknąłem żałośnie, opierając się o umywalkę. — Z drugiej strony fakt, trzeba byłoby się wybrać. Mi wszystkie skarpetki podziurawił Kuro. Nie wspominając o majtkach i jednej koszuli. Skoro tak, to kiedy idziemy? — spytałem, wychodząc z łazienki w poszukiwaniu czystych ubrań.

— Nie wiem. Poczułem jakby taki impuls.- odparłem, spoglądając na moje skarpetki, gdzie jedna była w szare paski, a druga czarna. Wstałem z porcelanowego tronu i wyszedłem za Naokim. —Pójść możemy, od razu jak się ogarniesz, coby ludzi zbytnio nie straszyć. Może w końcu przekonam faceta z zoologicznego, by mi sprzedał chomika dla Wiesia.
Podjąłem ten temat, widząc jak gadzisko sunie po korytarzu do mnie. Przyklęknąłem przy nim, zbierając palcem odrobine bitej śmietany z ciastka, a następnie umazałem węża tuż nad paszczą. Wieszczadło skrzywił się lekko i zaczął śmiesznie machać językiem, próbując sobie to zlizać.

— Mhm. — mruknąłem, ze skupieniem przeszukując komodę w poszukiwaniu jakiś ciuchów, które były w miarę czyste i mogły nadawać się do włożenia. Przy okazji znalazłem Kuro. Kociak w najlepsze spał sobie na mojej szarej bluzie, którą właśnie dziś obrałem sobie za moją część garderoby.
— Przykro mi, musisz to przeboleć. —Podniosłem czarną kulkę, która zamiauczała niezadowolona i położyłem sobie na głowie.
— Kas! Coś jeszcze mamy do załatwienia?

— Posmakowało?  — uśmiechnąłem się, głaszcząc gada po głowie. Wieszczadło owinął się wokół mojej dłoni, jakby w obawie, ze zaraz ją zabiorę i zawzięcie zlizywał z moich palców lukier. — Jest coś jeszcze nam potrzebne? — mruknąłem do niego, na co gad tylko popatrzył na mnie jasnymi ślepiami i wrócił do poprzedniego zajęcia.  —Weź mnie tylko nie ugryź.  — zaśmiałem się, podnosząc się z kucków. Gad nie spodziewając się takiego obrotu spraw, ześlizgnął się z ramienia na podłogę. Zmierzył mnie morderczym wzrokiem i zaczął syczeć na wszystko i wszystkich.
Ledwo powstrzymując złośliwy śmiech, machnąłem na niego, zabierając z podłogi paterę, gdzie po wszelakich sprawcach cukrzycy, pozostały tylko okruszki. — Ciastka się skończyły!  —odkrzyknąłem, odpowiadając na pytanie Naokiego.

— Kupimy przy okazij — odparłem, pozwalając Kuro ulokować się w kapturze bluzy i gotowy do zmagań dzisiejszego dnia zszedłem po schodach na dół. — Gotowy? — zwróciłem się do brata.

Właśnie upychałem Wieszczadło do torby, mimo jego jawnych protestów i groźby, gdy Naoki zszedł na dół. Wykorzystałem chwile nieuwagi gada i zasunąłem gwałtownie torbę. Olewając całkowicie szamotaninę węża, zarzuciłem ją na ramie.
— Chwila. — odmruknąłem, po drodze zahaczając jeszcze o lustro, by tam dokonać akt chaosu doskonałego na mych włosach. O matko! Ale ta twarz! Zrób coś z nią! Zamaluj, zakryj, zgaś światło! — Dobra możemy iść.

Kiwnąłem lekko głową, upewniając się, czy kociak, aby na pewno siedzi w moim kapturze i dobrze się trzyma, po czym razem z Kasene opuściliśmy mieszkanie z zamiarem udania się do jakiejś galerii.
Szczerze powiedziawszy do miasta wybieraliśmy się raz na dwa lata, więc takie wydarzenie było wręcz świętem. Zazwyczaj jedynie na chwilę wyskakiwaliśmy na szybkie zakupy by uzupełnić zapasy lodówki i nie umrzeć z głodu.
— Pewny jesteś, że niczego nie zapomnieliśmy?

— A co moglibyśmy niby zapomnieć? — wzruszyłem ramionami, kątem oka śledząc Naokiego.- Dom zamknąć? Jakby nawet ktoś jakimś cudem go znalazł w tym buszu, to by pewnie jeszcze datki na biedne dzieci zostawił, widząc tą rudere, godną sztampołowego horrojca. Żelazka nie zostawiłem włączonego, bo go jeszcze nawet z pudełka nie rozpakowałem. Wąż też jest.— szarpnąłem za pasek torby, na co gad odpowiedział mi jeszcze gwałtownie sycząc przy tym, jak zepsuty czajnik. —Pieniądze wziąłeś, nie?

— Wziąłem, kot jest, brat jest, dom zamknięty, tak, żelazka nawet nie rozpakowaliśmy, jak słyszę Wieszczadło jest —wyliczyłem na palcach, kiwając do siebie głową. — Czyli wszystko jest — skwitowałem, spoglądając jak kończy się leśna dróżka i zaczyna asfalt.
Witaj świecie - pomyślałem, zastanawiając tym samym, co dzisiaj idiotycznego się stanie.

— Gratulacje, ukończyłeś żłobek. Potrafisz nazywać rzeczy. — sarknąłem, rozszerzając kąciki ust do dość paskudnego uśmiechu. — No pośpieszmy się, bo wszystko zamkną. — dodałem po chwili, uciekając przed wzrokiem Naokiego, w którym czaiła się niebezpieczna iskra, pragnąca wepchać mnie pod rower, ewentualnie samochód. Przyśpieszyłem, ciągnąć go za rękaw bluzy, by od razu nie zaliczyć falstartu i nie zgubić się w tłumie, wygłodniałych, spragnionych promocji.

Zgubię go. Jak babcie kocham, zgubię go i to specjalnie. Tylko poczekam, aż wejdziemy głębiej w tłum, ulotnie się i zostawię go samego.
   Po jakimś czasie mordowania się z przechodniami na ulicy w końcu dotarliśmy do galerii, gdzie mieliśmy zamiar zrobienia zakupów. Rozejrzałem się badawczo, lustrując każdą nazwę sklepu, którego drzwi stały otworem i zastanawiając się, kiedy oczy same zaczną krwawić od nadmiaru pstrokatych kolorów.

— Ciesz się, że to nie sezon wiosenny. No wiesz; ćwiatuszki, kurczaczki, spocony facet w stroju zajączka, dyszący nad tobą, jak Lord Vader z gruźlicą, chcąc ci wepchać albo ulotkę, albo jakąś chorobę weneryczną. —parsknąłem pod nosem, widząc niemrawą minę Nekusia podchodzący pod skrajny szok, zmieszany z wielką pogardą dla projektanta wnętrz. To muszę mu przyznać; wszystko zostało tak urządzone by było przeciwieństwem panujących standardów estetyki. Może jak się zbełtam, to pojmią, że zielony nie pasuje do różowego.
— Chodźmy pomęczyć ekspedientki, przymierzając wszystkie ciuchy w sklepie, by na końcu wybrać jeden i to ten najtańszy. — zawołałem radośnie, popychając brata w stronę sklepu, bo by pewnie z pół dnia, tak stał podziwiając florę i faunę galerii, w postaci karaluchów i radioaktywnych pieczarek rosnących na kanapce z Maca.

— Umrę tutaj. — westchnąłem zażenowany, idąc tym razem potulnie za Kasene, który ciągnąc mnie gdzieś na oślep torował drogę między tłumem ludzi łokciami. Kuro niezbyt zadowolony z takiego obrotu spraw mocniej przyczepił się pazurkami do kaptura, ciekawsko rozglądając na boki i uważając, aby przypadkiem nie spaść i nie zgubić się w tłumie.
— Okej, więc co atakujemy pierwsze? — spytałem, stając na chwilę w miejscu, gdzie nie było aż tyle ludzi.

Od początku, gdy tylko tu weszliśmy, po głowie buszowała mi pewna określona zachcianka. Której ciężki słodki zapach z domieszką goryczy kłębił się na tym poziomie galerii, pobudzając mój wiecznie spragniony tego żołądek. I to dzisiaj jakoś wyjątkowo. Uśmiechnąłem się reprezentując całą kolekcję szkliwa z faktu, że Naoki chyba spłoszony dla niego egzotyką tego miejsca, zadał mi to pytanie.
— Chodź coś zjeść!  — zawołałem, jakoś tak za bardzo podbuzowany. Ale to winna tej słodyczy w powietrzu. — Od rana chodzi za mną kawka i jakiś dobry miodownik. A jak coś zjemy to lepiej będzie się nam chodzić. — złapałem Nekusia już tak z przyzwyczajenia i pociągnąłem w stronę pierwszej lepszej kawiarni.

Nie musiałem długo zastanawiać się nad propozycją brata, gdyż ten jakby podjął decyzję za mnie. Nie czekając nawet na moją odpowiedź pociągnął mnie za bluzę, znowu prawie, że zabijając ludzi stających na naszej drogę łokciami. Jakby zastanowić się głębiej nad jego propozycją, czemu by nie wpaść na coś słodkiego, skoro przy okazji jesteśmy w galerii i znalezienie cukierni nie stanowi tutaj większego problemu. Sam zjadłbym kremówkę.

 Ciągnąc brata w dalszym ciągu za mankiet bluzy przeprowadziłem, a może lepiej byłoby powiedzieć, że przeciągnąłem przez hol galerii w stronę niezbadanych lądów, fast foodami i olejem cuchnącymi. Znaczy się z restauracjami.
 Widząc pstrokatość, a jakże różnorakość wszelakiej maści kafejek i tego typu badziewi, mój mózg dokonał dezercji i kazał mi skręcić w malutki, ale na swój sposób uroczy lokal. Usłużnie zaprzestałem miętoszyć bluzę Naokiego, wchodząc odburknąłem beznamiętne „dzień dobry” i pognałem do stolika, przy oknie, by mógł bezczelnie przyglądać się ludziom, wpychając w siebie lukier. Poprzednio jeszcze porwałem menu, żeby nie robić za gbura, który zeżre cały zapas ciastek, nie zapoznając się poprzednio z ofertą.

 Rozejrzałem się uważnie po lokalu, lustrując wzrokiem każdą napotkaną dekorację i istotę ludzką, która napatoczyła mi się przed oczy. Mimo tego, iż wnętrze było przyjemne i miłe, prawie, że jedynymi osobami, jakie tu przebywały byliśmy my, nie licząc Wieszczadła i Kuro.
 Złapałem z ciekawości menu, spoglądając na wystawione w kolumnie nazwy deserów i zastanawiając się nad czymś głęboko.
—Kas? Czy jakiś jakże interesujący fakt zwrócił twoją uwagę?

Uniosłem wzrok znad karty, przez chwilę zastanawiając się nad pytaniem. — Nie mają makowca? — odparłem po chwili. Jednak sądząc po minie Naokiego niestety to chyba nie chodziło o to. Skrzywiłem się uciekając wzrokiem na bok, zmuszając się do zainteresowania lokalem. Miły, uroczy, jak już wspominałem. Gustowne przyciemniane lampy, zapach świeżej kawy zmieszany z bliżej nieznanym mi odświeżaczem powietrza. Zwykły obszerny lokalik, ale też i wyludniony.
— Pusto tu trochę. — mruknąłem pod nosem wracając wzrokiem do brata.

Pokręciłem z udawanym niedowierzaniem głową na fakt, że udało mu się wreszcie zgadnąć, co miałem na myśli od samego początku, gdy przekroczyliśmy próg tego lokalu.
— No brawo - westchnąłem. —Tylko, dlaczego? Przecież to miejsce nie jest obskurne, ani nie świeci duchami. Może mają trujące ciastka? - dodałem po chwili, reflektując się, że jeszcze nic nie zamówiliśmy i zastanawiając, czy w ogóle powinniśmy.

— Będziemy mieli już za chwilę okazje się przekonać. — błysnąłem uzębieniem, wyłapując głodnym cukru, sępim wzrokiem kelnerkę lecącą do nas po zamówienie.
— Co poddać? —uśmiechnęła się niewinne. A ja jeszcze bardziej zachęcony, odłożyłem problem teoretycznego zatrucia jadem kiełbasianym na dalszy plan, na rzecz uciech dla żołądka i mego samopoczucia.
—To, to, to i jeszcze to. — przeszorowałem palcem po karcie pokazując dziewczynie, czego pragnę.  —A i to jeszcze. No i woda. Staram się ograniczyć trochę cukier. —raz kolejny popisałem się uzębieniem. — A ty co chcesz Naoki?

Westchnąłem cicho, z miną człowieka styranego życiem przeskakując wzrokiem to z jednego to z drugiego słodkiego deseru, nie mogąc zdecydować się, co wybrać. W gruncie rzeczy moje drugie ja dobitnie dawało mi znać, abym zgarnął wszystko, co mogło doprowadzić mnie do cukrzycy.
— Ciastko toffi i gorącą czekoladę. — odezwałem się wreszcie do kelnerki, odkładając kartę na bok i zawieszając swój wzrok na dziewczynie. — Macie tu problem z gryzoniami, że nikt nie przychodzi? — rzuciłem krótko, ciekawy odpowiedzi. Kawiarenka nie była miejscem, które odstraszało wyglądem, a wręcz przeciwnie - przyciągało. Nie mogłem, więc zrozumieć, dlaczego w pomieszczeniu znajdujemy się jedynie my. Trują klientów, czy jak?

Widzę mojego brata w socjologii. I jego książkę pod tytułem "Jak nie powinno się zaczynać rozmowy." Prychnąłem i na szczęście tylko to, gdyż zapobiegawczo zastawiłem ręką usta.
— Nie!  — oburzyła się dziewczyna, nerwowo zawijając biedny zagubiony kosmyk włosów wokół palca. Myślałem, że za uwagę o szczurach obróci się z fochem mówiącym, że w podzięce napluje nam w do picia, jednak została.
— To dlaczego?  —zapytałem przyglądając się nerwowym trikom dziewczyny.

Westchnęła ona w końcu ciężko, widocznie dając za wygraną i postanawiając powiedzieć wszystko to, co siedziało jej na duszy. Wzruszyła delikatnie ramionami, zaprzestając w końcu bawić się swoim zbłąkanym kosmykiem włosów i powiedziała:
— Nie mam pojęcia. Fakt, że kawiarenka została otwarta niedawno, jednak żadnego zainteresowania ze strony innych. Jesteście jedynymi, którzy zechcieli pokazać się tu od wczoraj, kiedy to starsze państwo weszło jedynie by spytać się, gdzie jest H&M.
Wysłuchałem do końca jej spowiedzi, po czym przeniosłem wzrok na brata, przez krótką chwilę pogrążając się we własnych myślach. Lokal był miły, przytulny, nie odstraszał - a przynajmniej nas. Dlaczego więc by nie zrobić czegoś, co przyciągnie ludzi?

—Nie próbowaliście zrobić jakieś kampanii reklamowej, albo czegoś w ten gust? — mruknąłem, jakby wewnętrznie wyczuwając tu problem. Kawiarnia nie była jakoś ulokowana na „głównym” szlaku między wiodącymi prym sklepani, ale też nie była ukryta tak, że nikt znaleźć jej nie mógł. Nam się udało, innym wystarczy tylko trochę pomóc.
— Ulotki na nic tu się zdadzą. —westchnęła, przewracając oczami. —Nawet na to nie spojrzą, tylko wyrzucą.

— A po co nam ulotki? — zagadnąłem po chwili, spoglądając porozumiewawczo na Kasa. Skoro nikt nie miał zamiaru nawet spoglądać na ulotki, my zmusimy przechodniów, aby spoglądali nie na ulotki, a na coś innego, ciekawszego.
— Mam pomysł. —wstałem z miejsca, po czym szybkim krokiem ruszyłem w stronę wyjścia z kawiarenki. Przy drzwiach jednak odwróciłem się za siebie i gestem dłoni nakazałem bratu, aby podążył za moim śladem.


Hyh, nikt tu nie dotarł, więc nikt się nie obrazi, jak powiemy, że...
CDN

niedziela, 27 września 2015

Game Over.


- Błagam, przestań w to grać - jęknął białowłosy, przecierając oczy i bezskutecznie próbując przeczytać chociaż jedną linijkę obowiązkowej lektury. Rozpraszało go to, ciągłe rechoty współlokatora, a także sam fakt, że też chciał w to zagrać. Możność tworzenia własnej historii brzmiała naprawdę kusząco, ale przeważała chęć zachowania choć krzty honoru, szczególnie po uprzednim wybryku, jakim okazało się namierzenie jego, Phelesa oraz tego dziwaka z pokoju obok w jednym łóżku. Jeszcze gdyby którykolwiek wiedział jak do tego doszło.
- Nie mogę, jestem bliski zwiększenia lovometru z Arminem - odparł długowłosy, pochłaniając kolejnego paluszka z kończącej się paczki. Aż tak go to wciągnęło? - Wiesz, mógłbyś też spróbować, nikomu nie powiem, że tak naprawdę jesteś gejem.
- Nie jestem, ot różnica.
Już godzinę w to maniaczył, co jakiś czas zadając niezrozumiałe pytania co zrobiłbyś gdyby? I prawie nigdy nie otrzymując odpowiedzi. W końcu zupełnie nie pojmował o co chodzi, jak mógłby odpowiedzieć w sposób spójny i logiczny? Azjata zamrugał nerwowo, ewentualnie z przemęczenia, ssąc wnętrze policzka w zamyśleniu. Spuścił wzrok, nie skupiając się prawie w ogóle na grze, by zagłębić się w świat swoich własnych rozmyślań, standardowo niejasnych. Od paru dni się czymś zamartwiał, ale białowłosy nie mógł dotrzeć samotnie do tego, co było przedmiotem tych częstych oderwań od rzeczywistości. Oby dziewczyna, oby dziewczyna! Może wtedy nie czepiałby się tak wyboru Jamesa, który nigdy nie bywał wybredny.
- Coś nie tak? - zapytał prosto z mostu, nie kłopocząc się żadnymi podchodami. Na niego nie działały, o czym przekonał się wielokrotnie, w efekcie wysłuchując wrzasków, że jest debilem, trzeba było zapytać od razu, a nie bawić się w dziecinne gierki, on nie jest zabawką, on nie jest botem, to nie takie proste, wyjdź.
- Nic. - Standardowa odpowiedź, równie standardowo fałszywa. Jęknął teatralnie, przy okazji rzucając lekturą, którą w przepięknym stylu trafił w twarz długowłosego. Ot, przypadek. - Ty świnio, jeezu.
- Nie będę opowiadać kłamstw - mruknął wymijająco wysoki, mając nadzieję, że dobrze zacytował Harry'ego Pottera. Nie miał słabości do tej książki. Czy tam filmu.
- Nie polecam tego gracza.
Bezsensownymi wypowiedziami zabijali czas, w ten niejako chłodny dzień, gdy żaden nie miał większego pomysłu na życie. Skoro Sheridan nie mógł nawet rozpocząć powieści, jaką musiał poprawiać ze względu na kiepskie oceny, co nie miało najmniejszego sensu, postanowił się zdrzemnąć, ale nawet po zamknięciu oczu sen nie zamierzał go odwiedzić. Co chwilę zmieniając pozycje warczał coś pod nosem, przeklinając wszelkie bóstwa, jakie mu przyszły do głowy, gdy w jego głowie pojawił się pomysł. Absurdalny jak cholera, ale może skuteczny? Noc spędzona ze współlokatorem i sąsiadem była niesamowicie spokojna, a obudził się gotowy do przebrnięcia przez najstraszliwsze lekcje fizyki, jakie tylko potrafił sobie wyobrazić, zatem może czyjaś obecność była kluczem do sukcesu? Poderwał się do siadu i bez słowa zamknął laptopa przyjaciela, następnie, ignorując zdziwienie zmieszane ze zbulwersowaniem, jakie odmalowało się na należącej doń twarzy, odłożył go po swojej stronie łóżka i przysunął się do niego, wtulając się w jego pierś niczym w najlepszą poduszkę na świecie.
- Irbisie, nie... uhm.
- Gejowsko, wiem. Zimno mi, okej? - usprawiedliwił się głupio, z dozą prawdomówności wynoszącą zero.
Przeleżał tak jakiś czas, nim ciało Azjaty się poddało, a on sam rozluźnił się, sprawiając, że z ust Remusa wyrwało się niekontrolowane westchnięcie. Niespeszony tym faktem objął białowłosego, przyciągając go jeszcze bliżej, a odczuwając, jak jego serce przyspiesza. Cholerny irbis, pewnie robił to celowo. Była zaledwie szesnasta, a ten już kombinował, jak uprzykrzyć mu życie. A jednak serce Jamesa miękło, gdy tylko dostrzegał pełną błogości twarz swojego współlokatora, śpiącego spokojnie tuż przy nim. I choć była to sytuacja nader niewiarygodna, to po chwili to pojął. Naprawdę miał go teraz dla siebie. Ale Armin... kogo obchodzi jakiś Armin?
- Zabiłeś mój nadzwyczaj romantyczny związek z Arminem.
- Nie jest ci potrzebny, Syriuszu.
~
Nienawidzę tej notki. Odkładałam ją przez niemalże okrągły miesiąc, ale okej. Krótko, ale treściwie, coś się zaczyna dziać, super, aha, przejdźmy do czegoś bardziej emocjonującego, dziękuję, dobranoc.

sobota, 26 września 2015

Wieje, wieje wiatr..

Wieje wieje wiatr.
Obiega cały świat 
Bryka to tu to tam. 
Zawsze jest sam.


Lily Aida
Kaze(jap.Wiatr)/ 15 lat/ 15.03


~*~

Beznadzieja.. Pierwszy raz robię takie KP i jak zwykle dumna nie jestem. 
Te niby wierszyki w czterech "przejściach" to zwrotki z piosenki "Jak wygląda wiatr" Ani Brody.
Poprawki będą na mur beton, aż budynek powstanie.
Jak zawsze chętna na wątki i powiązania. 
Kontakcik jak u Amiki i Selene, ale napiszę:

poniedziałek, 21 września 2015

Ogłoszenia!

Witam Wszystkich tu obecnych :)
wraz z gripexem i katarem...

Na początek chciałam zauważyć, jeśli ktoś już tego nie zrobił, że mamy nowy szablon na blogu :D
Nie wiem jak Wy, ale mi Tm najbardziej się kojarzy z odcieniami granatu.
Wszelkie podziękowania i (nie)zażalenia oczywiście wędrują do kochanej Manaci <3
+ podziękowania idą również do Amiki, dzięki której przy naszej strzałce jest nieco magii ;)

wcześniejsza wersja szablonu:



Mam również zaszczyt serdecznie powitać nowych uczniów na blogu :)
                                                       Pierrota, Pate i Reagana                   - nie bić za być może złą odmianę

A teraz zaczyna się lista...
Po pierwsze...
Każdy ma obowiązek zaznaczenia w komentarzu swojej obecności, bym mogła go zaznaczyć na zielono i mieć pewność, że żyje.
Czas do podpisywania się: 4 październik godz. 23:59

1. Rima Dream (RimaTM)
2.  Jack Frost(Deiraera)
3.  Alissa Williamson (Alisa)
4.  Keyli Takei (Nemi Zearis)
5.  Rebekah Nelson (Terra(SV)/Rebekah(SPS) )
6.  Amika Ashida (Amika Tamoi)
7.  Koroshio Tenshi (Koroshio hake)
8.  Naoki Blade (Kesley-chan)
9.  Kasene Blade (Mata)
10. Tatsuya Ureshi ( Koroshio hake)
11. Shina Fugasu (Shina-san)
12. Emily Thale (Julia Majer)
13. Ningyo Sonohoka (Lucy)
14. Alexandra Cade (Nemi Zearis)
15. Alexander Cade (Nemi Zearis)
16. Selene Tamoi ( Amika Tamoi)
17.  James Sirius Pheles (Manat)
18. Abel Remus Sheridan (Manat)
19. None (Tadashi Katsuko)
20. Nancy Pate (Mata)
21. Nathaniel Reagan (Manat)

Po drugie...
Biwak. Niewiele osób coś napisało, jednak chcę przede wszystkim wyróżnić Amikę, która rzeczywiście stanęła na wysokości zadania. - gdy ogarnę swój katar, skomentuje resztę notek w tym koniecznie twoje ;)Czas na pisanie notek o biwaku macie do 30 września.
Ponadto mam pomysł, by zakończenie notki zrobić jako wspólne rpg na gg (ognisko pożegnalne, dyskoteka, coś w tym stylu). Pytanie tylko, czy macie na to ochotę i jaki pasuje wam termin? Nie chcę narzucać sama daty owego spotkania, jednak dobrze by było ustalić jakąś jedną, konkretną. ( na propozycje czekam w komentarzach).

Po trzecie...
Wasza aktywność, a raczej jej brak, choć nie powiem są osoby, które pozostają aktywne, aczkolwiek sami widzicie, że ten blog śpi. Ja rozumiem, jest szkoła, ale były też wakacje i nie było wcale lepiej, nie oszukujmy się. Oczywiście ja też zaliczam się do tych osób.
Często u ludzi występuje tzw. bezwen, jednak wtedy można, a wręcz trzeba wykazywać swoją aktywność chociaż w komentarzach. Co w takim razie myślicie o tym, by podliczać co miesiąc osiągnięcia na blogu? Ilość notek, komentarzy itp. Będzie również co jakiś czas robione rozpatrzenie osób które nie pisały już długi czas. Dostaną powiadomienie na gg lub g-mail'u, zaś po dłuższym nie odzewie zostanie rozważenie ich wyrzucenia z bloga. Nie będzie też tolerowane, gdy odpowiecie na powiadomienie, zaś znowu cisza i zero aktywności na 4 miesiące. Będziemy rozliczać każdego ;>
Jeśli macie jakieś inne pomysły na zwiększenie aktywności, piszcie śmiało!

Po czwarte...
Nowy rok szkolny czas zacząć! U nas na blogu zacznie się dokładnie 1 października. Sprawmy by nadchodzący październik stał się bardziej aktywny :)

Wraz z nowym rokiem szkolnym, pojawi się parę zmian takich jak pojawienie się akademika szkolnego. Jeśli wcześniej wasza postać mieszkała w domku, bez problemu może przenieść się do akademika, trzeba jednak dodać tę wiadomość do karty postaci + numer pokoju. 
Akademiki są jedno/dwu osobowe - przy pewnych uzgodnieniach trzy osobowe, choć nie widzę takiej potrzeby. Akademik jest podzielony na część damską i męską.
Nie podoba się? Ktoś planował mieszkać ze swym chłopakiem? Przykro mi szkolny akademik, to szkolny ;D Jak się nie podoba, to wynocha pod most lub do hotelu, jak kto woli.

Po piąte...
Wspólnie postanowiliśmy dać Wam możliwość stworzenia na blogu postaci nauczyciela, bądź zaadoptowania jednego z już dostępnych. (istnieje również zmiana nauczyciela obecnego, o ile nikt inny go nie potrzebuje do własnych celów). Na czym będzie to polegało?
Pierwsza zasada brzmi: Jeśli ktoś chce mieć postać nauczyciela, musi wcześniej posiadać także postać ucznia. Na nauczyciela trzeba zasłużyć, choć głównie chodzi mi o to, że nie zawsze będziecie mieć możliwość pisania nauczycielem, no chyba, że o jego prywatnym życiu.

Tworząc nową postać nauczyciela... musicie podać oprócz cech w kp, także zachowanie wobec uczniów i wykonywany zawód. Inni mogą korzystać z tego nauczyciela w celu przeprowadzenia jakiegoś dialogu, jednak nie zmieniając jego cech charakteru, wyglądu itp. Nauczyciela możecie zwolnić, tym samym przestając nim pisać lub też oddać do użytku ogólnego, jednak wcześniej należy o tym poinformować dyrekcję ( w tym wypadku głównego admina).
Adoptując jednego z już dostępnych... macie pewność, że nikt go nie przywłaszczy, ani bez waszej wiedzy nie wykorzysta do większych celów jakiejś większej przygody, która mogłaby narażać waszą historię. Nie oznacza to jednak, że nauczyciel należy do was całkowicie. Inni również mogą wykorzystywać go do swoich notek, tyle, że mniej swobodnie. Adopotwanego nauczyciela nie można zabić czy samemu zwolnić - no, oprócz dyrki o ile naprawdę zajdzie taka potrzeba.

Jedna osoba może stworzyć i zaadoptować jednego nauczyciela.

Większe, bardziej solidniejsze szczegóły zostaną podane już wkrótce ( te mogą jeszcze trochę ulec zmianie, gdyż to dopiero szkic pomysłu), zaś plan lekcji również się zmieni i na pewno powiększy o parę lekcji.

Po szóste...
Na początek roku szkolnego, dostaniecie ode mnie pewną...niespodziankę ;)

Na razie wydaje mi się, że to tyle.
~ Zakatarzony Rudolf
wraz ze swymi białymi
duszkami-chusteczkami
 czeka na komentarze,
 opinie i pomysły :)

piątek, 11 września 2015

[Biwak] Jednego dnia chcą zastrzelić, drugiego utopić! To na pewno nie jest normalne..

Kilkudniowy improwizowany dziennik Amiki / I tak oto Shizen został kaczką do odstrzału/ Dzień 4

I w końcu da się żyć. Jak w dniu wczorajszym znaczy się środzie wróciliśmy do obozowiska tak dziś dali nam święty spokój. Chwała wam, że nie dręczycie! Można robić co się chce! Tfu.. Wróć.. Nie koniecznie.. Najpierw jakieś strzelanie z łuku. Dajta przerwy no! Miała być przyjemna wycieczka!
-Shizen!-wpadłam do namiotu, gdy tylko się dowiedziałam o nauce wspomnianego zajęcia.
-Czego?-spytał i wylazł z mojego śpiwora.
-Chodź mi uchodzić za ruchomy cel.-powiedziałam z sadystyczna miną typu "Buhaha zginiesz".
-Że co ja proszę?-oburzył się i zmrużył oczy.
-Idziemy uczyć się strzelać z łuku. Potrzebny mi cel, bo tarcze są nudne.-stwierdziłam i złapałam go za ogon, by mi nie zwiał.-Pakuj się do kieszeni.
-Wejdę, ale nie wyjdę.-prychnął czarny, ale wszedł do wskazanego miejsca, a ja wygramoliłam się z namiotu.-Nie jestem kurde żadną kaczką przeznaczoną do odstrzału. 
-Ale będziesz mordeczko kochana.-zaśmiałam się i usłyszałam jego ciche, oburzone prychnięcie.-Przecież żartuję. Za bardzo cię nie kocham, by cię skrzywdzić.
-Nie kochasz, więc nie chcesz zastrzelić? No dzięki faktycznie czuje się lepiej. Foch!
-Oh kocham cię no droczę się tylko.
Wiedziałam, że prędzej czy później ta mała bestyjka ponownie zgłodnieje i odfocha się w try miga, więc nie ciągnęłam tematu dalej. Skierowałam się do skupiska przyszłych lepszych lub gorszych Robin Hood'ów. Poczekałam, aż chętni to nauki strzelectwa wezmą swoje łuki i sama również chwyciłam jeden z pozostałych. -To chyba banał.-stwierdziłam nie słuchając nawet pana, który tłumaczył nam obsługę tejże broni.
Naciągnęłam szybko cięciwę z nałożoną już strzałą i wycelowałam w tarczę. Oj minęłam się z celem nie powiem. No chyba, że podkoloryzuję i powiem, że celowałam w ziemię przede mną. Albo chciałam zastrzelić kogoś z obecnych, ale sumienie zakazało i szybko zmieniłam cel na ziemię. Nikt nie uwierzy raczej.. Po co ja się wysilam w ogóle.
-Ślepaś niczym kura.-stwierdził Shizen, który w momencie, gdy strzeliłam wystawił łeb z kieszeni i zaobserwował całe zdarzenie.
-Oj poczekaj, aż skończę rozgrzewkę. Potem wylecisz z tej kieszeni.-trzepnęłam go po głowie i się schował.
-Nie. 
-Tak.
-Zamknij się.
-Nie.
Strzeliłam jeszcze kilka razy i w tarczę trafiłam ledwie ze dwa. Ciekawe zajęcie to strzelanie całe, ale w dniu dzisiejszym miałam dość. Mięśnie po wycieczce dawały o sobie znać, więc lepiej ich dalej nie męczyć. Odłożyłam łuk tam skąd go wzięłam i wróciłam w okolice swojego namiotu. Wiele osób siedziało w grupkach i rozmawiało o... Nie wiem o czym nie podsłuchuje. Tak czy siak ja się nie przyłączyłam. Wyciągnęłam natomiast z kieszeni Shizena, który już prawie zasnął.
-Widzisz jednak w ciebie nie będę strzelać, ale szykuj się. Etykietka kaczki do odstrzału ci jeszcze zostanie. No chyba, że zapomnę.-uśmiechnęłam się do niego.
-Wyczyszczę ci pamięć sadystko.-syknął wrednie smok.
-Zapomnij kaczuszko..

Kilkudniowy improwizowany dziennik Amiki / Let's play jak utopić smoka./ Dzień 5 i ostatni (nie wiadomo czy śmiać się czy płakać)

Boru szumiący nie wierzę. Dziś ostatni dzień? Serio? Śmiać się czy płakać? I jeszcze na dziś nam tratwy zostawili. Normalnie muszę podsumować w ile to postaci się wcielaliśmy w tym tygodniu. Dnia pierwszego biegaliśmy po lesie i szukaliśmy chrustu jak ten Tarzan bananów dla małpiej familii i jak on i jego rodzinka nie mieliśmy pojęcia o ogniu. Dzień drugi i trzeci i wszyscy zostaliśmy Włóczykijami i błąkaliśmy się po skałach, ale mi się tam podobało. Dzień czwarty.. No gromada Robin Hood'ów na szczęście obeszło się bez rannych. I w dniu dzisiejszym mamy się bawić w Kapitany Haki czy Sparrow'y. Do wyboru do koloru. Tylko Karaibów tu nie mamy czy Nibylandii to trochę gorzej. Błagam nie.. Marna ze mnie twórczyni łodzi.. Co ja gadam nawet ich nie budowałam nigdy.
Dołączyłam do protestu wbrew budowie łodzi. Co racja byłam ciszej niż co po niektórzy, ale jednak. Z całego naszego zgromadzenia jak policzyłam cieszyły się jedna do trzech góra osób. Wszyscy zdenerwowani tym pomysłem poszliśmy na brzeg jeziora gdzie leżały nasze materiały budowlane. Noo.. Puzzle to to nie są, czyli zadanie utrudnione.Wzięłam kilka lżejszych bali i związałam je znalezioną liną.
-No nie rozwiązujcie sie cholery no!-wrzasnęłam zirytowana, gdy przy dziesiątej próbie związania lina ponownie puściła.
-Nie przeklinaj, bo twojemu ojcu doniosę.-stwierdził rozbawiony Shi.
-To ty się nie odzywaj, bo cię przerobię na spawarkę.-warknęłam i po raz ostatni spróbowałam związać drewniane bele.
Udało się! Yay. Ale do łodzi to temu daleko. Gdy szukałam innych części usłyszałam też krzyki. Na jezioro wypłynęły jakieś dwa budowlańce. Ruda dziewczyna i chłopak, którego jeszcze ze szkoły kojarzyłam jako Kasene. Ta pierwsza kojarzyła mi się z nową, która zamiast zająć się szkołą po przybyciu zajęła sie imprezą. Ciężko było określić, które drze się głośniej. Ale akcja piękna. Jedno panikuje, drugie uspokaja, płyną chwilę spokojniej i nagle kłócą się o wiosło i rozwalają swoją imitację łodzi. Dalej się nie przyglądałam, bo znalazłam to czego znalazłam, ale fakt holowania sie na brzeg mnie rozbawił.
-Widzisz. Oni to mają fajne przygody nie to co my.-mruknął Shizen.
-Serio? Jak chcesz to cię utopię. Będzie przygoda.-zaśmiałam się ironicznie.-Ewentualnie cię na tej łodzi wyślę.
-Popłynę jak ty też popłyniesz.-stwierdził.-Fajnie się patrzy na takie pływanie na łodzi, chcę zobaczyć czy serio to tak wygląda.
-Jasne.. Chyba serio zrobię z ciebie spawarkę...
Po około półgodziny udało mi się zmontować trawtopodobną rzecz. Wypchnęłam ją na wodę, a Shizen wyskoczył z mojej kieszeni i od razu na nią wlazł. Uśmiechnęłam się szatańsko. Popchnęłam łódź na wodę i szybko wycofałam się na brzeg podziwiając mojego smoczego wilka morskiego. Ale jeszcze moment i wszystko się zmieni.
-Świetne to jest! Weź wiosłuj dalej! - zaśmiał się Shizen.
-Musisz sam sobie poradzić morda! - odpowiedziałam, a ten się odwrócił i obczaił o co chodził.
-Amika! Nie zostawiaj mnie!- z daleka zauważyłam jak swoimi pazurami nerwowo wczepia się w deski i zaczyna panikować.
-Phaha! Już ci idę na ratunek.- dalej się śmiejąc wskoczyłam do wody i szybko znalazłam się na tratwie, która na szczęście nie odpłynęła jeszcze za daleko.
Złapałam mojego smoka i usadziłam na ramieniu i zaczęłam wykołowywać tratwą na ląd. Gadzina jeszcze przez chwilę się trzęsła, ale po chwili przyszło jej się ogarnąć. Na szczęście nie zauważył i nie poczuł, że ochlapałam mu skrzydła.
-Czemu zawracasz?!-wrzasnął mi w głowie.
-Za dużo przygód na dziś szczurze lądowy. Idę się szykować na ognisko.-odpowiedziałam z uśmiechem.

~*~
Amiś zakończył biwak! Miało być szybko po pierwszej części, ale jednak się zeszło. 
Częściowy bezwen mnie złapał, więc trochę nudne, ale chciałam to dokończyć. Tak czy siak zostawiam wam do oceny x3 

sobota, 5 września 2015

How to train your cannibal.

Jeśli było coś, co miało go szczególnie w tym miejscu irytować, to ewidentnie jako pierwsze na liście lądowały nocki. Odkąd niespodziewanie zastał w swoim pokoju obcego faceta, miał się na baczności. Kto normalny wchodził ludziom do mieszkań, by je obejrzeć? Cholera, teraz to już nigdy nie zaśnie, a i bez tego graniczyło to z cudem, by uległ Morfeuszowi ze spokojem, bez paniki i strachu przed nowymi koszmarami. Za ścianą wesoło rechotały dwie znajome osóbki, gdy Nat po raz kolejny postanowił urządzić seans z Over the Garden Wall, bo i tak nie miałby co robić. Co potrafił, to wykuł (a więc zapewne nic), a ulgi, jakich dostarczała znajomość swojej karty pacjenta oraz fakt, iż był pod opieką Togi, oferowały niewyczerpane pokłady lenistwa. Kazał dobrze mu się odżywiać, cokolwiek to znaczyło, albowiem propozycja, by wybrać się pod klif w celu poszukania samobójców zakończyła się kolejną kłótnią. Nie mógł wymagać od białowłosego nazbyt wiele, choć zdołał zmusić siebie do utworzenia kredytów zaufania, coby młodzian odczuł pewną swobodę. Cholera, zjadłby coś. Cholera, cholera, cholera. Nawet przeklinać mu zabronił tak, jak dotąd to czynił, zezwalając jedynie na tę cholerę. Cholera. Super.
Tysiąc minus jeden?
Wrzasnął na całe gardło, z hukiem zamykając laptopa i odskakując momentalnie, gdzieś w trakcie Ziemniaków i melasy, by rozciąć nogę, po raz kolejny. Tworzył jakiegoś rodzaju arcydzieło na łydkach, zdobiąc je coraz to nowszymi bliznami, tylko dlatego, że ten debil jak zwykle nie zapukał. Wtedy ograniczyłby się do chwycenia sztyletu, nie żeby jakiś miał. Przecież nie może. Drżąc w kącie, a będąc skulonym niesamowicie, wpatrywał się dzikimi ślepiami w stronę jasnowłosego, łudząco podobnego do niego samego, z czego zawsze wszyscy kpili. A raczej do czasu, gdy różnice stały się widoczne. Sheridan nigdy nie ukrywał się w kuchni, dokładnie w takiej samej pozycji, jak teraz. A czy ojca to obchodziło? Ha, oczywiście że nie. Cholera.
- Przepraszam - wydukał nieproszony gość, jakoby myślał, że to wszystko wynagradza. Głupiec, ot co. - Nie chciałem cię przestraszyć.
Wydawał się rzeczywiście poruszony, ale Raven ani trochę w to nie uwierzył. Najlepsze łgarstwa snuto prawdą, szczere emocje nie podlegały takiej osobie jak wysokiemu i umięśnionemu Remusowi, którego uwielbiali wszyscy, od jego głupiego i dziewczyńskiego współlokatora począwszy. Tyle że nawet na tę dziewczynkę prędzej czy później ktoś poleci, ktoś go pokocha. Nikt nie pokocha Nathaniela, nikt nie pokocha Nathaniela, nikt nie pokocha Nathaniela. Wzdrygnął się, gdy mimo wyczulonych zmysłów nie spostrzegł nawet momentu, w którym przybysz doń podszedł, a następnie kucnął, by otoczyć go ramionami. Posiadał silne ramiona, a i dużo musiał ważyć, taki olbrzym. Pewnie... nie, stop.
- Idź - wyszeptał zamieszkujący pokój, czując zbierające się łzy. Nie chciał litości, nawet potwory posiadają swoją dumę. Ale tamten niewzruszenie odsunął się, posyłając mu lekki uśmiech, nic nieznaczący, ale ponownie wyglądający na prawdziwy.
- Głupi Azjata zaprasza do naszego pokoju. Wiesz, tak sobie. Moglibyśmy nauczyć cię grać w LoLa. No, ja, bo on to akurat niezłą sierotą jest. Nie wiem skąd mu to przyszło do głowy, baaka jakby to ujął. Ostatnio ma fazę na bycie otaku, odbija mu.
Najwyraźniej ten dzień miał być serią niewiarygodnych zdarzeń, bo oto do swojego towarzystwa zapraszała go jedna ze sławnych person tej szkoły, dodatkowo mieszając swoją elokwencją i gestami, choćby pojedynczymi ruchami. Gdyby i on zachowywał się tak swobodnie w towarzystwie ludzi, niewątpliwie ktoś by tu zamieszkał, tymczasem nie miał styczności z nikim. Do teraz, oczywiście. Rozwarł usta w zdziwieniu, patrząc na niego nieufnie, gdyż połowy tej obszernej wypowiedzi nie pojął, choć sam jej sens doń dotarł, z trudem, ale jednak. Rozluźnił się nieco, siedząc w takiej ciszy, nim zdobył się na krótkie, ale stanowcze potwierdzenie.
- Tak - rzekł zwyczajnie, bez żadnych innych słów. Pani Sanjou byłaby zawiedziona, ponownie posłałaby mu ten pełen pogardy wzrok. Jak zazwyczaj, standardowa reakcja na wszelakie pomyłki. Czyżby zaczynał być typową personą, która ograniczała się do narzekania na własne życie?
- To świetnie. - Uśmiechnął się szerzej, jakby ogłosił mu jakąś prześwietną nowinę, po czym podniósł się i wyciągnął do siedzącego rękę, którą tamten przyjął z niejakim wahaniem, nie będąc pewnym co oznacza ten gest, ale zasięgnąwszy wiedzę z obejrzanych filmów (i Over the Garden Wall) powstał z pomocą wysokiego. Musiał niemało się wysilić, by spojrzeć mu w oczy, co nieco go speszyło i ponownie spuścił wzrok, rezygnując z tego głupiego pomysłu. Kontakt wzrokowy nie jest dla niego. - Idziemy, milordzie - polecił jeszcze, ciągnąc go za sobą, wypełzając ze spokojnej przystani, pozbawiając skutecznej kryjówki. Nawet najgroźniejszy łowca czuje się nieswojo na obcym terenie.
Pokój małżeństwa różnił się znacząco od tego, co zapamiętał z sytuacji, gdy zwracał im uwagę o nadmierny hałas i niemalże błagał o ciszę nocną, bezskutecznie. Bałagan walał się jedynie po jednej stronie pomieszczenia, a mianowicie tej, która znajdowała się we wschodniej części, najwyraźniej należąca do Abla, o czym świadczył takowy napis na ścianie. Farba? Możliwe, jednakże w kolorze rdzy, przez co momentalnie skojarzył ją z krwią, a brzuch jął gorąco manifestować swoje cierpienie. Do tego łóżko środkowe, prawdopodobnie zajmowane przez jasnowłosego, o czym świadczyła charakterystyczna karteczka "własność irbiska, kochany", a także sam fakt, iż zostało ono złączone z prawowitym łożem Sheridana. Sypiał tutaj ktoś inny? Może jakaś dziewczyna? Niemniej tejże nocy zajmował je długowłosy współlokator Remusa, prawdopodobnie Pheles, gorzej pamięć wspominała imię. Na kolanach trzymał laptopa i najwidoczniej czuł się niewiarygodnie swobodnie mimo tego, że otoczony był rzeczami należącymi do drugiego faceta. Czy tak właśnie zachowywali się bracia? Albo pary, hym.
- Dzień dobry wieczór - przywitał się fioletowowłosy, nie odrywając wzroku od ekranu. Z niewiarygodną sprawnością sunął palcami po klawiaturze, nawet na nią nie zerkając. Ciekawe ile sekund pisałby Over the Garden Wall. 
- Wiedziałem że będziesz na tyle podły, by rozpocząć grę beze mnie - fuknął Sheridan, zamykając za sobą drzwi i płynnie rzucając się na miejsce obok swojego przyjaciela, by po tym z szafki nocnej zabrać butelkę z bliżej niezidentyfikowanym płynem i pociągając łyk.
Nathaniel zadrżał mimowolnie, widząc tę swobodą, jaką się odznaczali. Nie pasował tu, jego dziwne i niepewne ruchy będą kolidować z płynnym poruszaniem się mieszkańców tegoż pokoju, pewnie na końcu go wyśmieją i wykopią w samym środku nocy, by nigdy więcej się do nich nie zbliżał. Cholera.
- Siadaj - powiedział Abel, głową wskazując na krzesło stojące przy ich posłaniach. Bez słowa sprzeciwu wykonał to polecenie, sadowiąc się w siadzie skrzyżnym, by było mu nieco wygodniej, skoro preferował taką pozycję. - Piwa?
Piwo? Czymkolwiek było, nigdy tego nie konsumował, może zakazane? Ale mimo obaw nie mógł wyjść na kogoś nieobeznanego i tchórzliwego, gdy już tu dotarł wypadałoby wykorzystać sytuację do cna, by później móc posiadać jakąś broń, asa w rękawie, choćby gdyby nagle postanowili go napaść. Zawsze zawstydzały go takie osobniki, w towarzystwie swoich łatwiej było udawać wyluzowanego i zachowywać się swobodnie, a nawet arogancko.
- Nie dawaj małolatom piwa, durniu - wtrącił długowłosy, nadal nie racząc ich swoim wzrokiem. Małolatom? Cholera, nie mogli mówić zrozumialej?
- Nie jest małolatem, ma szesnaście. Inaczej bym go chyba nie zaprosił, co? - odparł jasnowłosy, podając Ravenowi butelkę. Miał dziwnie zamglony wzrok, ale mimo to zachowywał się tak jak zwykle, toteż nic nie podejrzewając Nathaniel odebrał ją od niego, by bez zastanowienia pociągnąć łyk.
Było gorzkie. Potwornie gorzkie, drapiąc gardło popijał napój dalej, nie zważając na to, co działo się wokół niego, bo dzięki temu nie mógł myśleć. Myśli stały się jego wrogami w ciągu ostatnich dni, toteż taka ucieczka od obowiązków i zmartwień stała się bardzo przyjemna. Wyciągnięty z zamyślenia przez rechot Remusa zaprzestał, na koniec ocierając usta. Mógłby robić to częściej, zmysły zostały niejako stłumione, a gdzieś w głębi swojej świadomości jął nucić utwór obrażający jednego ze swoich ulubionych wokalistów.
- Włącz Game Over, muzyka w grze jest nużąca.
- Możesz sam to zrobić, nie jestem twoim służącym, głupi Azjato.
- Nie przywiązuj się tak do formalności. Jesteś pewien, że dałeś mu tylko piwo?
- Ja nie chwieję się po tym jak nienormalny, więc na pewno.
- Sam w sobie jesteś nienormalny, więc to żadne wytłumaczenie. Jezu, on drży. Wyciągnąłeś chłopaka z jakimś stanem hipotermii?
- Pewnie, właśnie o to mi chodziło, chodźmy
- Mhm. Połóż go tutaj, w końcu to niejako wolne łóżko.
- Ja tu śpię, do cholery.
- Przynajmniej nikt tu nie wejdzie, gdy go zobaczy. Bez urazy.
- Naprawdę sądzisz że nas słyszy?
Jakoby to wcale nie miało miejsca rejestrował wypowiadane słowa, w pewien sposób po prostu przygotowując energię potrzebną do późniejszych działań, gdy pochwyciły go silne ramiona i uniosły w powietrze. Nigdy nie dowierzał, że jest tak lekki, jak mawiano, jednakże gdy tylko legł na posłaniu, czując po obu stronach siebie obce ciała, nie mógł się powstrzymać od takowego stwierdzenia. Wszystko nadrabiał szybkością i mocą, nie był groźnym przeciwnikiem w rywalizacji, która obejmowała użycie siły. Po krótkiej i wyczerpującej walce z samym sobą pozwolił organizmowi na odpoczynek, przez stan niejakiego snu już wtulając się w ramię Sheridana, by później usłyszeć zamykany z trzaskiem laptop i poczuć, jak obok niego ktoś przewraca się na drugi bok. A rano zbudził go pisk dziewczyny, która nieświadoma niczego wparowała do pokoju. Ups.