Pogadaj z nami :D

wtorek, 13 maja 2014

Sir Raven w akcji. Ratujemy białowłose księżniczki przed lodowym potworem

Powoli otworzyłam, zaspane jeszcze oczy i przetarłam je, próbując się wybudzić. Rozglądnęłam się dookoła, próbując przypomnieć sobie co się tak właściwie działo, zanim zasnęłam. Jeszcze raz spojrzałam uważnie na miejsce, w którym się znajduję. Nie mogłam go znikąd skojarzyć.
Gdzie ja jestem? Pomyślałam, jeszcze raz próbując przywołać ze wspomnień to miejsce. Niestety na marne.
- Eren, gdzie my... - Podniosłam się do siadu i popatrzyłam na przytulającego mnie chłopaka, chcąc się od niego dowiedzieć, gdzie tym razem nas przywiało. Nie skończyłam pytania, ponieważ zamiast zobaczyć twarz Eren'a, zobaczyłam śpiącego Naoki'ego.
Wszystkie wspomnienia do mnie nagle powróciły, zalewając mnie jak potężna fala. Moje urodziny. Koszmarna noc. Policjantów. Szkoła. Dyrektorka. Wszyscy uczniowie. Bitwa na śnieżki. I dwa dni spędzone z Naoki'm i Kasene.
Zaskoczona wyrwałam się z objęć bruneta i odsunęłam się od niego.

Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, gdy ów białowłosa odsunęła się od niego gwałtownie. Sam jednak nadal trwał w błogiej nieświadomości, na granicy jawy, a rzeczywistości. Poruszył się, lekko zmieniając swoją pozycję, a następnie znów stał się nieruchomy, wracając do krainy snów. Nie wiedział nawet, ani nie przypominał sobie, co właściwie działo się parę minut, a może nawet godzin temu. Nie czuł zimna, które przenikało już teraz przez każdą komórkę w jego ciele. Coś jednak podpowiadało mu, że najwyższy czas się obudzić.
Pokręciłam przecząco głową, widząc wciąż śpiącego. Próbując dojść do siebie, przysunęłam się z powrotem do chłopaka.
- Naoki... - Szepnęłam, niepewnie szturchając chłopaka w ramię. - Naoki... Śpisz? - Zapytałam, zaczepiając go bardziej natarczywie.
Brunet tylko mruknął coś niewyraźnie przez sen i spał dalej.
- Naoki wstawaj. - Zawołałam potrząsając nim lekko. - Przeziębisz się tutaj. Zamarzniesz! - Krzyknęłam i uderzyłam go delikatnie głową w brzuch.

Otworzyłem gwałtownie powieki, mrugając nimi szybko. Rozejrzałem się wkoło, a mój wzrok natrafił wreszcie na bladą twarz, oraz czarne tęczówki białowłosej dziewczyny.
- Koroshio? - wymruczałem pod nosem, przecierając oczy. - Co się stało, czemu mnie obudziłaś? - spytałem, jakby nigdy nic. 

- Uhm... - Zaskoczyło mnie to pytanie. W sumie sama nie wiedziałam, dlaczego go obudziłam. - Ja... - Złapałam kosmyk swoich włosów i zaczęłam się nim nerwowo bawić. - Nie powinieneś spać na śniegu. Uhm... Będziesz chory. - Powiedziałam cicho, mając nadzieję, że niedosłyszy.
- Czyżbyś się aby o nie martwiła? - spytałem z przekąsem, unosząc lekko kąciki ust. - Chociaż muszę przyznać, trochę zmarzłem - dodałem po chwili, wstając z ziemi i zasuwając bluzę. Rozejrzałem się po okolicy, jakby chcąc się upewnić, że w krajobrazie tego miejsca nic się nie zmieniło.
- Ja... - zająkałam się. Po chwili wstałam szybko i mrugając gwałtownie oczami podeszłam do chłopaka. - Phhi... Chciałbyś... - Powiedziałam już zupełnie innym tonem i walnęłam chłopaka pięścią w ramię.
Ominęłam go jakby nigdy nic i podeszła do brzegu. Przez kilka minut przyglądałam się otaczającej mnie przyrodzie, następnie usiadłam na ziemi i oparłam stopy o zamarzniętą taflę lodu.
- Żeby się o kogoś martwić, musiałoby mi zależeć. - Mruknęłam do niego, nawet się nie odwracając.

- Możesz się też martwić o kogoś w zupełnie inny sposób, nawet wtedy, gdy na osobie ci nie zależy. Wtedy jest to zupełny empatyczny odruch. Nic więcej. Ta druga sprawa jest bardziej osobista. To właśnie wtedy nam zależy - powiedziałem niby obojętnym tonem, jednak sprawiałem tylko takie wrażenie, czyli jak zawsze. Podszedłem do dziewczyny i stanąłem obok na linii, która oddzielała śnieg, od lodu.
Spojrzałam na niego, lekko mrużąc oczy.
- Wiesz, że to co właśnie powiedziałeś to jakiś głupi bełkot? - Zapytałam, patrząc na niego jak na jakiegoś pomyleńca. - Właśnie powiedziałeś, że można się o kogoś martwić, kiedy nie zależy, ale tak naprawdę zależy. - Przewróciłam oczami i z powrotem zwróciłam swój wzrok na drugi brzeg jeziora. - To po prostu nie ma sensu. - Wzruszyłam ramionami i wygodniej wyciągnęłam się na śniegu.

- Jak dla kogo - uśmiechnąłem się na swój sposób i uniosłem głowę do góry, zamykając oczy. Poczułem jedynie chłodny powiew wiatru, atakujący ze wszystkich stron. Znów otwarłem oczy, wzdychając cicho. Wiosno, gdzie jesteś...
Gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę, robiąc zdziwioną minę i lekko unosząc brwi.
- Jak dla kogo? To znaczy? - Zapytałam niemal znudzona. - Masz na myśliwi Kasene - Zrobiłam lekki ruch głową w stronę ich domu. - czy siebie? Zresztą... - Odwróciłam się zrezygnowana. - ...bełkot pozostanie bełkotem.

- Może nie zaprzątajmy sobie tym na razie głowy, hm? Skoro to bełkot, straci znaczenie - powiedział, a po chwili dodał: - Więc, co teraz? Będziemy tu stać?
- Myślałam, że siedzimy. - Mruknęłam, jeżdżąc butami po lodzie. - Możemy sobie pojeździć na łyżwach... - Spojrzałam na niego. - Umiesz jeździć na łyżwach, prawda?
- Umiem, tylko... Lód wytrzyma? - uniosłem lekko jedną brew, patrząc niepewnie na tafle. Fakt, zima jeszcze nie odeszła, jednak powoli zaczynają się roztopy, a wraz z nimi, wszystko zaczyna pękać.
- Skąd mam to wiedzieć. To TWOJE królestwo. Ja tu jestem intruzem. - Powiedziałam do niego. Nachyliłam się lekko nad taflą lodu i przejechałam ręką po podeszwach budów, tworząc na ich spodzie lodowe ostrza łyżew. - Sprawdzę. W końcu bez ryzyka nie ma zabawy. - Uśmiechnęłam się do niego lekko i stanęłam na lodzie.
Westchnąłem cicho, nie mając wyboru. Podszedłem bliżej do granicy lodu ze śniegiem, po czym spojrzałem na Koroshio.
- Uważaj, gdy będziesz na lodzie... - powiedziałem po chwili, zachowując jakąś powagę.

- "Uważaj, gdy będziesz na lodzie" - Złapałam się pod boki i zaczęłam go przedrzeźniać. - Coś ty się nagle taki poważny zrobił. - Podjechałam do niego i tak szybko i pchnęłam go tak gwałtownie, że z impetem wpadł w zaspę śnieżną.
Ukucnęłam przy nim i dotykając spodu jego butów, tak jak zrobiłam to ze swoimi, tworząc na podeszwach lodowe imitacje łyżew. - Zresztą... - Zaczęła wstając. - Czyżbyś się martwił? - Zapytałam kpiąco i odjechałam od niego.

Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy Koroshio stworzyła z moich butów łyżwy... A następnie odjechała. Pokręciłem głową z lekkim uśmiechem i wstałem z zaspy, otrzepując ubranie ze śniegu. Następnie stanąłem na lodzie, przez chwilę się na niego patrząc jak idiota.
- Ryzyk-fizyk... - mruknąłem pod nosem, odpychając się jedną nogą od ziemi.

Widząc wchodzącego na lód Naoki'ego, podjechałam do niego i zajechałam mu drogę.
- Przepraszam pana, ale zadałam panu pytanie i wciąż oczekuję odpowiedzi. Nawet nie... Zadałam panu dwa pytania i na żadne z nich nie otrzymałam odpowiedzi. - Powiedziałam do niego z poważną miną. - Ehem... Gdyby panu pamięć szwankowała to pytania brzmiały. Czy umiesz jeździć na łyżwach? - Mówiąc to podcięłam mu lekko nogi. - I czy pan się martwi? - Dodałam patrząc na niego z góry.

- Na jedno pytanie odpowiedziałem twierdząco: umiem. Z drugim, jeśli mam być szczery, to tak - powiedziałem. - W końcu to jesteśmy w "moim królestwie", a gdyby coś się stało, miałbym to na sumieniu.
- Bez łaski. - Burknęłam i odjechałam od niego, zostawiając go samego. - Martw tak się o swojego brata. Ja nie potrzebuję. - Jechałam przed siebie, nawet za bardzo nie patrząc gdzie. Po co w ogóle zadałam to pytanie? To było na serio, czy po prostu chciałam sobie z nim pożartować. Jeżeli to było tylko na żarty, to dlaczego odpowiedź tak mnie rozczarowała... Zabolała?
Potrząsnęłam głowę, śmiejąc się pod nosem. Brednie.

Przez chwilę patrzyłem za Koroshio, aż w końcu sam ruszyłem po lodzie. Wiatr muskał moją twarz i rozwiewał włosy na wszystkie cztery strony świata, niczym Indiane Jones. Sam jednak nie miałem pewności co do moich słów i czy były prawdziwe. Bo jeśli tak, to niby co miały oznaczać?
Odwróciłam się do niego przodem i jadąc tyłem zwróciłam się do niego.
- No co jest "Nekuś"? - Zawołałam do niego z daleka. - Co tak wolno? Jestem dla Ciebie za szybka? - Zadrwiłam sobie z niego i jeszcze bardziej przyśpieszyłam. - A może się cykasz, co? Nekuś? - Dlaczego to robiłam? Z zachcianki? Dla żartu? Czy żeby sama poczuć się lepiej, krzywdząc innych?

Mając odpowiedzieć na zaczepki Koroshio, nagle zmrużyłem oczy, a moją uwagę przykuło niewielkie pękniecie. Niby nic nie szkodliwego. Jednak to pękniecie zaczynało się zwiększać. A po nim pojawiały się kolejne.
- Cholera... - syknąłem pod nosem.

Zwolniłam trochę, aż całkowicie się zatrzymałam.
- Coś ty tak nagle pobladł, hę? - Zapytałam widząc, że nagle robi się biały jak ściana. - Ducha zobaczyłeś, czy innego potwora? - Dodałam, sama odwracając się i patrząc za siebie. - Ja tu nic nie widzę. - Powiedziałam i poczułem jak jedna z łyżew mi podjeżdża. - Co jest? - Spojrzałam na lód pod swoimi nogami i sama zbladłam.

- Hej, Kor, nie patrz w dół... - powiedziałem po chwili, chcąc zachować spokój. Teraz w tej sytuacji był bezcenny. - Wiesz, właściwie, to zapomniałaś już, że wymyśliłaś mi nowe przezwisko, hym? - zagadnąłem, chcąc zmienić temat. W tym samym czasie powoli stawiałem kroki na lodzie, chcąc zbliżyć się do dziewczyny. Niestety nie było to łatwe, gdyż co kolejny krok lód pękał coraz bardziej. - Ale teraz to nie ma znaczenia, możesz mi mówić jak chcesz... - dalej gadałem bez sensu. Skoczyłem metr dalej, a lód niebezpieczne pękał pod moją stopą.
- O czym ty znowu bredzisz?! - Wrzasnęłam na niego w panice, nie spuszczając oczu z tafli lodu pod stopami. - Przestań gadać jak jakiś potłuczony! I nie mów mi co mam robić! Jak ja mam do cholery nie patrzeć w dół?! - Krzyczałam coraz głośniej, próbując stłumić swój strach.
- Po prostu spójrz na mnie, będziesz się mogła pośmiać jak nieudolnie skacze - powiedziałem, siląc się na uśmiech i wykonałem kolejny skok, specjalnie udając, jakbym zaraz miał się przewrócić.
Oderwałam wzrok o podłoża i kątem oka spojrzałam na wyczyny Naoki'ego. Czułam jak serce mi stanęło, kiedy po wykonawszy skoku, wylądował na lodzie, który jeszcze bardziej popękał.
- Co ty robisz?! - Krzyknęłam na niego. - Przestań... Słyszysz! Przestań! Nie podchodź tu idioto! - Patrzyłam na niego ze strachem w oczach, bojąc się, że następny skok może być jego ostatnim.

- Więc ty podejdź do mnie - powiedziałem łagodnie. - Jeden krok, tylko jeden... - dodałem, stając jako tako na lodzie, jednak nie tracąc czujności. Odwróciłem się w stronę dziewczyny, patrząc w jej oczy. Wiedziałem, że się bała. W końcu ja też. Ale nie było innego wyjścia.
- NIE! - Krzyknęłam. - Ja... Ja nie mogę... Nie mogę się ruszyć. - Wydukałam, zagryzając wargi. - Ale... Nic mi nie będzie. Po prostu nie podchodź tu. Dobrze? - Spojrzałam na niego, a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza.
Przygryzłem wargę i zamilkłem, zastanawiając się nad tym, co mógłbym zrobić. Jakiś plan, cokolwiek. Gdy jednak lód pod naszymi stopami zaczął pękać znacznie szybciej, nie było czasu na rozmyślania.
- Kor...skacz... - powiedziałem, jednak nie widząc reakcji ze strony dziewczyny, sam nie myśląc nic więcej odbiłem się od lodu i łapiąc dziewczynę w pasie, przerzuciłem na brzeg prosto w zaspę. Sam zaś wylądowałem na tyłku na środku jeziora.
Wszystko działo się za szybko. W jednej chwili Naoki coś do mnie mówił, ale kompletnie nie mogłam zrozumieć co, a w następnej poczułam jak czyjeś silne ramiona, łapią mnie w pasie i odrzucają na brzeg.
Tkwiąc twarzą w śniegu, obolała i wciąż zszokowana nie wiedziałam do końca, co tak właściwie się stało. Powoli podniosłam się z zaspy i niespokojnie zaczęłam szukać Naoki'ego wzrokiem.
- Widzisz, udało się - uśmiechnąłem się. Westchnąłem z ulgą, przejeżdżając ręką po twarzy. Chcąc jednak wstać, usłyszałem charakterystyczny odgłos pękającego lodu. Nim zdążyłem się zorientować, cienka tafla pod moimi stopami pękła, a ja znalazłem się w wodzie.
- NAOKI! - Tylko tyle zdążyłam krzyknąć, za nim chłopak wpadł do wody, znikając pod taflą lodu. Moje serce stanęło i tak jak reszta mięśni w moim ciele, odmówiło posłuszeństwa. Nie mogłam się poruszyć, jedyne co było mi dane to tylko patrzeć na to się dzieje. Dlaczego? Pomyślałam. Dlaczego, zawsze kiedy ja lub ktoś z osób, na których mi zależy jest w niebezpieczeństwie, nie potrafię nic zrobić? Nic...
Nagle coś we mnie pękło. Nie pozwolę... Nie drugi raz. Nie stracę kogoś, kto jest dla mnie ważny.
Szybko podniosłam się z ziemi i wpadłam na lód, biegnąc w stronę miejsce, w którym zniknął Naoki. Nie wiedziałam nawet kiedy zgubiłam, a może zniszczyłam lodowe łyżwy przy podeszwach, ale teraz mnie to nie obchodziło. Teraz liczył się tylko on.

Nie zatrzymując się nawet przy przerębli, z impetem skoczyłam do lodowatej wody, cudem unikając szoku termicznego. Znalazłszy się pod lodem, zaczęłam szukać wzrokiem bruneta. Kiedy go tylko zlokalizowałam, szybko do niego podpłynęłam i złapałam za kaptur jego bluzy. Próbując wyciągnąć go na powierzchnię, sama zaczęłam opadać na dno.
Cholera. Jestem za słaba. Za ciężko. Pomyślałam, czując, że tlen w moich płucach zaczyna się kończyć. Zrozpaczona ponowiłam próbuję wyciągnięcia go. I co mam teraz robić? Zaczęłam wpadać w histerię, czując powoli skutki braku tlenu.
Przemiana. Powiedział mi jakiś cichy głosik w głowie.
Ale... Nie przemieniałam się od tamtego wypadku, co jeżeli się nie uda. Szybko porzuciłam te myśli. Spróbować nie zaszkodzi, a gorzej i tak już być nie może.
Zebrawszy resztki sił, skupiłam się, próbując zmienić postać. Po chwili zaczęłam lekko świecić, moje włosy wydłużyły się, a z pleców wyrosła para wielkich anielskich skrzydeł. Machnęłam nimi kilka razy, używając ich jak płetwy i szybko razem z Naoki'm znalazłam się na powierzchni.
Gwałtownie złapałam do ust powietrze, gramoląc się na lód. Szybko wyciągnęłam z wody chłopaka, i ciągnąc go na stały ląd, delikatnie ułożyłam go na ziemi.

Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Najpierw czułem, jak pod stopami tracę grunt i zapadam się coraz głębiej w dół. Zimno, które przenikało wtedy przez moje ciało było nie do zniesienia. Jednak coś, bądź ktoś nie dał mi długo zaznać tego uczucia, gdyż znów poczułem twarde podłoże pod plecami. Leżałem na śniegu z zamkniętym oczami. Było mi zimno, a całe ciało zdrętwiało. Chciałem też coś powiedzieć, jednak nagle jakby zabrakło mi słów, a ja nie mogłem wydać z siebie głosu. Czekałem, aż to okropne uczucie ustąpi.
- NAOKI! NAOKI! - Krzyczałam potrząsając chłopakiem. - Naoki proszę... Obudź się! Obudź się słyszysz?! - Czułam jak obraz traci ostrość, a oczy napełniają mi się łzami, które po chwili wąskimi strużkami zaczęły płynąć po mojej twarzy. - Naoki! Dlaczego pozwoliłeś mi wejść na ten lód? Dlaczego mnie nie powstrzymałeś? - wychlipałam. Byłam cała mokra i zmarznięta, ale nie czułam tego. Nic mnie nie obchodziło, oprócz niego.
Położyłam obie dłonie na jego piersi, próbując w jakiś sposób mu pomóc i go uzdrowić, używając magii. - Dlaczego mnie nie posłuchałeś? Miałeś uważać, pamiętasz? - Spojrzałam szklistym wzrokiem na jego twarz, mając nadzieję, że udało mi się go uzdrowić i zaraz otworzy oczy. Ale nie zrobił tego.
- Naoki! - Krzyknęłam znowu i rzuciłam się na niego, wtulając się niego. - Naoki proszę... Obudź się... - Wyszeptałam i mocniej go przytuliłam. - To nieprawda, że mi nie zależy. Bardzo mi na Tobie zależy. Jesteś jedną z niewielu osób na świecie, na których tak bardzo mi zależy. Proszę otwórz oczy...

Gdzieś z dala dochodził do mnie przyciszony głos, który po chwili zamienił się w łkanie. Wokół mnie panowała istna ciemność. Nic nie widziałem, wszystko było tak bardzo zamazane i niewidoczne. Ale przecież nie musiało...
Kolejne nawoływania przedostawały się przez magiczną barierę, docierając do mnie. Wtedy przypomniałem sobie, że nadal leże na śniegu, słysząc ciche łkanie i czyjeś ciepło tuż przy sobie.
Otwarłem powoli powieki, spoglądając w zachmurzone niebo. Po chwili jednak mój wzrok natrafił na niemalże leżąca na mnie dziewczynę. Nie, to nie była dziewczyna. To był anioł. Anioł w najprawdziwszej postaci, z białymi, delikatnymi skrzydłami.
Umarłem?..
Uniosłem powoli ramię, po czym zimną dłoń położyłem na jej mokrych włosach.

Lekko drgnęłam kiedy poczułam jak ktoś delikatnie kładzie na mnie rękę. Serce zabiło mi mocniej, a łzy przestały lecieć z oczu.
Złapała swoją dłonią, rękę Naoki'ego i przysunęłam ją do piersi, mocno przytulając. Podniosłam do góry głowę, a mój wzrok natrafił na śmiejące się do mnie, złoto-niebieskie tęczówki.
Uśmiechnęła się do chłopaka i znów zaczęłam płakać. Chciałam mu coś powiedzieć. Cokolwiek. Ale nie potrafiłam znaleźć słów, które oddałyby szczęście i ulgę, jaką poczułam w sercu. Opuściłam głowę i schowałam twarz w jego bluzie, słysząc równy rytm jego serca. Znów załkałam i jeszcze mocniej złapałam go za rękę.

- Chyba umarłem... - wychrypiałem, zmuszając do wysiłku moje struny głosowe. Po chwili poczułem jednak jak do gardła podchodzi mi woda. Zachłysnąłem się nią i zacząłem kasłać, chcąc znów móc normalnie oddychać.- Nawet tak nie żartuj. - Wyszeptałam, ale kiedy tylko usłyszałam jak kaszle, zerwałam się z niego i podniosłam do siadu. Oparłszy jego głowę na swoich kolanach, zaczęłam go delikatnie uderzać w plecy, chcąc pomóc mu wykasłać wodę.
- Naoki...? - Zaczęłam niepewnie, kiedy w końcu przestał kaszleć.

-..Umarłem... - zacząłem znów po chwili i biorąc w końcu pełny i głęboki wdech, dodałem: - I jestem w niebie, skoro widzę anioły... Chociaż zawsze myślałem, że trafie do piekła.
- Błagam Cię przestań tak mówić. - Prawie krzyknęłam do niego, znów bliska płaczu. Podniosłam go tak, żeby mógł mnie wyraźnie zobaczyć. - Wcale nie umarłeś. Słyszysz? Chociaż... - Po moich policzkach po raz kolejny popłynęły łzy.- Było blisko. Zdecydowanie za blisko. - Wydukałam i rzuciłam się mu na szyję, o mało co go nie duszą. - Wiesz jak mnie wystraszyłeś, idioto? Przez Ciebie prawie dostałam zawału. - Wychlipałam, jeszcze mocniej go przytulając.
- Hej, spokojnie... - uśmiechnąłem się lekko, ramieniem obejmując dziewczynę, a drugą ręką podpierając się na śniegu. - Ale już po wszystkim, nic mi nie jest, prawda? Ani tobie, ani mnie... No, może oprócz tego, że jesteśmy mokrzy, ale zgaduje, że Kas byłby szczęśliwy z powodu, że się wreszcie wykąpałem - zażartowałem.
- To czemu przez cały czas bełkoczesz, że umarłeś? - Zapytałam opierając głowę o jego ramię. - Po prostu... Nie mów już tak... Dobrze? - Dodałam, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. - Ja... Nie lubię takich żartów. - Wtuliłam się w niego, chowając twarz we włosach. - Może byłby szczęśliwy, że jesteś czystym, ale co by mu było po czystym bracie, gdyby był martwy?
- Okej, koniec takich żartów - powiedziałem, a po chwili dodałem: - obiecuję... A teraz proponuje wstać ze śniegu i wrócić. Przeziębimy się, na dodatek pomijając już fakt, że wzięliśmy kąpiel w lodowatej wodzie.
Podniosłem się, uważając, aby nie zrzucić z siebie Koroshio i podałem jej rękę, aby pomóc wstać.

Spojrzałam na niego i uważnie mu się przyglądnęłam.
- To raczej ja powinnam Ci pomóc wstać, a nie ty mi... - Powiedziałam, łapiąc mu za rękę i pozwalając sobie pomóc. - Na pewno dasz radę iść? Dobrze się już czujesz? - Zapytałam z troską kładąc rękę na jego ramieniu.

- Jest w porządku, dam radę - zapewniłem ją. - Po prostu trochę zmarzłem. Wszystko minie, gdy wrócimy. Ostatnia rzecz, o jakiej w tym momencie marzę, to gorąca herbata i suche ciuchy. A ty jak się czujesz? Mam nadzieję, że nie będziesz przeze mnie chora...
- Oszalałeś?! - Krzyknęłam, gwałtownie zabierając rękę z jego ramienia. - Martwisz się, że przez Ciebie będę chora?! Gdyby nie ty, nie wiadomo czy bym jeszcze tutaj stała! Nie wiadomo, czy bym jescze cokolwiek do Ciebie powiedziała! - Zamknęłam zrezygnowana oczy i pokręciłam głową. - To ty przeze mnie prawie nie zginąłeś. Mało tego. - Podeszłam do niego i go przytuliłam. - Jeszcze na dodatek zamiast martwić się o siebie to ty... Martwisz się o mnie... Jesteś taki dobry i opiekuńczy. Dlaczego? Po co? Jak ty to robisz? - Zapytałam i spojrzałam na niego oczami wciąż pełnymi łez.
- Po prostu nie chciałbym, aby coś ci się stało. Byłaś tu ze mną, więc to ja miałbym wyrzuty sumienia, jeśli wpadłabyś do wody zamiast mnie. Dlatego w tym momencie to ja powinienem martwić się o ciebie, a nie o siebie - powiedziałem, spoglądając w jej zapłakaną twarz i lekko zaczerwienione od łez oczy. - A teraz już nie płacz, dobrze? 
Pokiwałam tylko lekko głową.
- I tak Ci pomogę... - Powiedziałam próbując wsunąć się pod jego ramię, ale coś mi przeszkodziło. Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam wystające z moich pleców skrzydła, które lekko krępowały moje ruchy.
- Uhmm... Chyba powinnam się na początek przemienić. Lepiej, żeby nikt mnie tak nie zobaczył. - Powiedziałam nie wiedząc sama czy do niego, czy do siebie. 

- Pierwszy raz widzę twoją przemianę - powiedziałem po chwili. - I pierwszy raz widzę anioła... Spokojnie, dam sobie radę, jeszcze mogę iść - dodałem, unosząc lekko kąciki ust.- Nie jestem aniołem. Chyba, żę śmierci, bo jak na razie przynoszą same nieszczęścia. - Mruknęłam do siebie. Nie dając za wygraną i tak wsunęłam się pod jego ramię, pomagając mu iść. - I nie wiem czy prędko ją zobaczysz... Idziemy? - Zapytałam i delikatnie pociągnęłam go za sobą. - Ja Twojej jeszcze nie widziałam. Ani zwierzęcej ani magicznej. - Powiedziałam krzywiąc się lekko. Uhm... Ciężki...
- Nie musisz mnie "nieść" cały czas... Wiem, że lekki nie jestem... - przyznałem. - A co do przemiany to pewnie będziesz mogła ja kiedyś ujrzeć. Chociaż nie jest ani "fajna", ani nie ma w sobie niczego szczególnego.
- Wiem, że nie muszę, ale po prostu chcę. - Mruknęłam niewyraźnie. - I... Wcale nie jesteś... Taki ciężki. - wydukałam. - A jeżeli chodzi o Twoją przemianę, to pozwól, że sama ocenię, czy jest ona fajna czy nie.
- Dobrze, dobrze... - uśmiechnąłem się lekko pod nosem, pozwalając, aby dziewczyna pomogła mi stawiać kolejne kroki. Byłem jej wdzięczny za to. Kto wie, czy sam uszedłbym dalej, jak teraz już czułem, że mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Nie było jednak tak źle, jak myślałem, że będzie.
- Kiedy masz urodziny? - Zapytałam nagle, zmieniając temat. Nie wiedziałam czemu ale bardzo chciałam z nim rozmawiać. Chciałam się o nim dowiedzieć jak najwięcej. Chciałam po prostu wiedzieć wszystko. Dlaczego więc nie zacząć od tego pytania? - Znaczy... Uhm... Ciągle tylko zadaję Ci pytania. Trochę głupio się z tym czuję, napastując Cię nimi. Może zróbmy tak. Ja jedno pytanie i ty jedno pytanie. I tak na zmianę. Co ty na to? - Spojrzałam na niego, uśmiechając się od ucha do ucha, zadowolona ze swojego pomysłu.
- Nic nie szkodzi, czasami po prostu trzeba otworzyć do kogoś buzię. A pomysł jest dobry - uśmiechnąłem się. - Urodziny mam dokładnie 21 marca. Ponoć jednak wtedy zamiast świecić słońce, cały czas padało. Taka ironia losu, jednak cóż poradzić. A ty? Kiedy masz urodziny? Przyda mi się taka informacja.
- Bo tamtego dnia ukradłeś całe słońce i ukryłeś w swoim uśmiechu. - Powiedziałam cicho. - Uhm... Wiesz... Tak w sumie to sama nie wiem. - Szybko zmieniłam temat mając nadzieję, że nie usłyszał pierwszego zdania. Wzruszyłam lekko ramionami, na tyle, na ile pozwalał mi ciężar ciała Naoki'ego. Wtedy dotarło do mnie co właśnie powiedziałam. Bożę Koroshio... Nie mogłaś mu po prostu powiedzieć daty, a wnikać. - Uhm... Znaczy... 1 marca. Mam urodziny 1 marca.
- 1 marca... - powiedziałem cicho, jakby chcąc wryć sobie tą date w pamięci. Pominąłem trochę dziwne zachowanie Koroshio sprzed minuty, po czym dodałem: - Będę pamiętać... Takie rzeczy trzeba.
Uśmiechnęłam się do niego lekko, dziękując w duchu Bogu, że Naoki nie dosłyszał.
- A więc teraz moja kolej, tak? Hmmm... -Zastanowiłam się przez chwilę. - Co lubisz robić? No wiesz, jakie jest Twoje hobby. Oprócz grania na gitarze i śpiewania oczywiście. - Uśmiechnęłam się, przypominając sobie jak pięknie grał i śpiewał.

- Heh... Szczerze, sam nie wiem i nigdy się nad tym nie zastanawiam głębiej, co lubię. Może na przykład lubię wkurzać Kasa. Często. Zawsze znajdę jakiś powód... Oprócz tego, lubię wychodzić późno wieczorem z domu na spacer. Po prostu iść i przejść się, trochę pomyśleć... Czasami naprawdę tego potrzebuję... Okej, więc moja kolei. Skoro tak, więc jakie rzeczy lubisz? Ogólnie. Niebo nocą, albo za dnia, słonce może, albo śnieg.
- O matko... Żeś wymyślił. Hmm... - Zamyśliłam się, chcą jak najlepiej i najkrócej streścić odpowiedź. - Nie wiem, czy uda mi się wszystko wymienić. Lubię światło. Szczególnie księżyc i gwiazdy, po prostu noc. Lubię wodę, deszcz, a szczególnie burze. Kocham zimę i śnieg. Wiosnę, kwiaty, rośliny, zwierzęta. Śpiewać, tańczyć, czytać, rysować, marzyć, biegać. - Uśmiechnęłam się w duchu. - No i nocne spacery, tak jak ty. Chyba wszystko, ale nie jestem pewna.
- Nieźle... - uśmiechnąłem się. - A co do pytania, które zadałem to czasami trafia się takie, nic nie poradzę - wzruszyłem lekko ramionami. - Mam nadzieję, że zaraz będziemy w domu...
- Ja też. Zaraz naprawdę będziesz chory. - Powiedziałam i delikatnie pogładziłam go po plecach. - Uhm... Naoki...? - Zaczęłam, wahając się lekko. - Czy ja... Czy mogę się ciebie zapytać o... Czy mogę zapytać się Ciebie o wszystko? - Przygryzłam wargę. - Czy nie zranię Cię jakimś pytaniem?
- Sądzę, że nie. Poza tym, ważne chyba jest, aby o drugiej osobie wiedzieć jak najwięcej. Wtedy lepiej się rozmawia - uśmiechnąłem się. - Więc o co chcesz pytać? Postaram się odpowiedzieć na wszystko.
- Jaka była Twoja mama? - Zapytałam nieśmiało, unikając jego wzroku. - Co robiła kiedy byłeś mały? Jak się przy niej czułeś?
-..Moja mama... Cóż... Pamiętam, że zawsze dużo pracowała, tak samo, jak tata. Chociaż był taki czas, można powiedzieć jedyny czas, w którym.. naprawdę nas kochała. Byliśmy jednak z Kasem zbyt mali, aby to zrozumieć. Potem wszystko się zmieniło. Rodzice przychodzili do domu coraz później, często wszczynali awantury. Mama stała się nerwowa, prawie wcale do nas nie zaglądała. Często kłóciła się z tatą, jednak oni szybko sobie przebaczali. To tata nią zmanipulował do reszty. Nas wychowywała służba. Chociaż i tak mieli trudności z upilnowaniem dwóch dzieciaków...
- Uhm... - Opuściłam wzrok, wbijając go w czubki swoich butów. To był chyba jednak błąd rozpoczynać ten temat. - Już jesteśmy. _ powiedziałam i otworzyłam drzwi, pomagając mu wejść do środka. Zamknęłam za nami drzwi i poprowadziłam go do salonu. Posadziłam go na kanapie i sama opadłam obok niego. - Teraz Twoja kolej... - Powiedziałam ,próbując złapać trochę powietrza, po "taszczeniu" chłopaka do domu.
- Hm... Zastanowiłem się przez chwilę. - Wolisz kakao czy herbatę? - powiedziałem pół żartem, uśmiechając się szeroko. - Poza tym, trzeba by się w końcu przebrać.
- Hahaha... Bardzo śmieszne. Kakao. Ale teraz tak na poważnie? - Opierając głowę na jego ramieniu. - To może ja zrobię nam kakao, a ty się przebierzesz, co? No chyba, że się boisz, że Ci zaleję kuchnie... Znowu.
- Nie, nie boję - uniosłem lekko kąciki ust. - Masz pełne prawo do używania czajnika, oraz wszystkiego innego. Ty też powinnaś przebrać się w coś suchego i ciepłego. Pożyczyć ci bluzę?- Najpierw ty się przebież, a mną zajmiemy się później. - Powiedziałam i wstałam z kanapy, niechcący, delikatnie muskając wierzch jego dłoni. - Nie martw się o mnie. Jestem duża i nie jedno widziałam. - Mrugnęłam do niego i wyszłam z pokoju kierując się do kuchni. Wzięłam do ręki czajnik i nalawszy do niego wodę, postawiłam go na kuchence. Po chwili rozpoczęłam poszukiwania kakao.
Wszedłem na górę, opierając się o barierkę. Ubranie nie ociekało już wodą, jednak nadal było mokre i zimne. Znalazłszy się na górze, na samym przywitaniu spotkał mnje ochrzan od Kasa:
- Naoki, do cholery, co ty robiłeś!?
- Też mi cie milo widzieć, Kas - przewróciłem oczami. - Mogę się teraz przebrać?
- Argh.. Idź...
- Dziękuję za ten przywilej - mruknąłem pod nosem, wchodząc do swojego pokoju. Od razu zrzuciłem z siebie mokre ubrania, wyszukując nowych. Suchych i ciepłych. Bo tego mi właśnie było trzeba.

- No dzień dobry. - Zawołałam wynurzając się z szafki z opakowaniem kakao w ręce. Postawiłam je na blacie i wyciągnąłem z szafki dwa... Trzy kubki. A co tam. Kasene też się należy. Postawiłam kubek obok pudełka i wsypałam do nich trochę kakao, które po chwili zalałam je wodą.
Poczułam słodki zapach kakao. Mhhh... Ślinka aż mi pociekła ze smaku. Kiedy ja ostatnio piłam kakao. Pomyślałam patrząc na płyn i czekając aż wystygnie.

Zszedłem z góry, a wraz za mną poczłapał Kas. Brat co chwilę ochrzaniał mnie o coś, bądź miał pretensje. Westchnąłem ciężko i walnąłem go lekko w ramię z pięści.
- Kas, uspokój się wreszcie...
Chłopak tylko uśmiechnął się szatańsko pod nosem, oddając mi. Właśnie tak przebyliśmy drogę do kuchni, przepychając się jak dzieciaki.
- Mmm... Kakałko... - poczułem słodki zapach czekolady tuż po przekroczeniu progu kuchni.

- Siadajcie. - Powiedziałam do chłopaków, a sama wzięłam do ręki kubki z gorącym płynem, które po chwili postawiłam przed braćmi. - Uhm... Smacznego? - Powiedziałam sama siadając na jednym z krzeseł. - To co Naoki. Wymyśliłeś? Teraz Twoja kolej. - Uśmiechnęłam się i upiłam łyk kakao. - Mhhh... Kakao...
- Hm... Co chciałabyś robić "potem"? Wiesz, gdy skończy się szkoła. Masz już jakieś plany?
-Robić dalej? - Zapytałam nie zrozumiawszy do końca pytania. - Ja... Nigdy o tym nie myślałam. Nie wiedziała... Hmm... Nie przejmowałam się nigdy przyszłością. Nawet nie martwiłam się o następny dzień. Dla mnie zawsze liczyła się tylko chwila obecna. - Zamyśliłam się na chwilę, szukając odpowiednich słów. - Nie wiedziałam, że powinnam,coś chcieć robić... Że powinnam coś robić. Tak naprawdę nigdy nawet nie myślałam o chodzeniu do szkoły. - Wzruszyłam lekko ramionami i upiłam kolejny łyk z kubka. - Jakoś samo się to potoczyło.
- Mhm, rozumiem... - mruknąłem, upijając łyk kakao. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele, a ja uśmiechnąłem pod nosem. Właśnie tego mi brakowało po tym wszystkim.
- Więc teraz ty zadajesz pytanie, tak? - upiłem kolejny łyk.

Odstawiłam prawie już pusty kubek, stawiając go obok. Oparłam się łokciami o blat stołu i położyłam głowę na rękach, patrząc się na chłopaka.
- Całowałeś się kiedyś? - Zapytałam prosto z mostu, ciekawa jego reakcji.

Słysząc pytanie dziewczyny, o mało co nie zadławiłem się kakao. Ucierpiał jednak mój język, który zasmakował trochę bólu po oparzeniu. Odstawiłem kubek na stół, tak na wszelki wypadek, po czym spojrzałem się na dziewczynę.
- Raz...
- W przedszkolu... - dodał Kas, podśmiewając się pod nosem.
- Była piękna, miała na imię królewna Fiona podczas balu przebierańców i nawet raz podzieliła się ze mną swoimi cukierkami...
- To była miłość od pierwszego wejrzenia... - znów wtrącił się Kas, ocierając sztuczną łezkę.
- Jednak ona zdradziła mnie...
- Z Kubusiem Puchatkiem na kolejnym balu... To złamało Naoki'emu serce!
- A tak naprawdę, to kto by chciał takiego... Mnie? - spytałem prosto z mostu. - Najczęściej odchodziły przez charakter...

Nie mogłam się powstrzymać i zachichotałam cicho, słysząc przejmującą miłosną historię Naoki;ego z czasów dziecięcych.
- Przykro mi. Ale wiesz... Sześciolatki mają po prostu słabość to pulchnych, słodkich misiów. - Uśmiechnęłam się do niego. - Może gdybyś spróbował z nią jeszcze raz, może wyszłoby inaczej. No i nie przesadzaj. W końcu, jak to się mówi: "Każda potwora znajdzie swojego amatora". Albo coś takiego. - Wzruszyłam ramionami. - Czekaj... Coś sobie uświadomiłam. Jejku. Mnie już tu nie powinno być. Muszę natychmiast stąd iść. - Powiedziałam, wpadając w udawaną panikę.

- Hm? - zdziwiliśmy się obaj.
- Iść?
- Już?
- Chodzi o to, że znów będzie dym, jeśli nie wrócisz? - wtrącił Kas, krzywiąc się lekko, za co dostał z łokcia w ramię.
- Pójdziesz mokra? - znów spytałem. - I myślisz, że cię wypuszczę?

- Nie, nie. Nie o to chodzi. - Powiedziałam drżącym głosem, wstając od stołu. - Poznałam jaki jest Naoki. Znam jego charakter. Czyli według tego co przed chwilą powiedział powinnam jak najszybciej odejść. - Powiedziałam uśmiechając się do nich szyderczo.
Spojrzeliśmy się na siebie z Kasene, wymieniając głupie spojrzenia, a następnie moja dłoń spotkała się z czołem.
- Cóż, fakt, powinnaś uciekać... - zażartowałem, udając.
- Naoki zaraz cię zje! - dodał Kas. - Tak samo jak mnie, gdy widzi Wiesia w szufladzie...
Pokręciłem głową, wznosząc oczy ku sufitowi.

- To co sir Raven? Mam uciekać? - Zapytałam pojawiając się znienacka tuż obok niego, zakrywając ,mu swoją twarzą, fascynujący widok na sufit.
- Zmienisz się zaraz w smoka i mnie zjesz? - Zapytałam i zbliżyłam twarz do jego, tak, że nasze nosy się styknęły.

- W smoka? Hm... - zastanowiłem się przez chwilę, wpatrując w jej czarne teczowki, a moje usta wykrzywiły się w szatańskim uśmieszku. Złapałem nic nie świadomą dziewczynę w pasie, po czym przełożyłem sobie przez ramie.
- Skoro tak, smok porywa swoją zakładniczkę... - dodałem ze śmiechem, po czym zacząłem łaskotac dziewczynę.

- Hahahahahaha... Ty... Potworze... Hahahah... Nikt Cię nie... Nauczył, że... Hahahah... Nie ładnie jest się bawić jedzeniem? - wydukałam między atakami śmiechu spowodowanymi, łaskotkami. - Przestań! Hahahah... Dość... Koniec! Hahahah... Umieram. Pomocy! Hahahah... Załaskocze mnie na śmierć. Hahahah.... Umarłam... Zabił mnie. - Zesztywniałam w jego ramionach i próbując powstrzymać się od śmiechu, co było nie lada wyzwaniem, zagryzłam wargi. Zamknęłam oczy i wciąż lekko drżąc ze śmiechu, udawałam trupa.
- Oh, nie! Mój obiad umarł ze śmiechu... - udałem zrozpaczonego, po czym ułożyłem Koroshio na kanapie. W tym samym momencie do salonu wpadł Kuro, skacząc na małych łapkach.
- Mój wierny pomocniku smoka, jako, że jesteś mniejszy, musisz jako pierwszy zbadać, czy nasza ofiara na pewno nie żyje, a my możemy zacząć ucztę... - powiedziałem z powagą, jednak w sobie nadal tłumiłem śmiech. Kuro miałknął parę razy, po czym wskoczył białowłosej na twarz, miziając małymi łapkami. 

Mocniej zacisnęłam zęby na wargach, żeby przypadkiem nie wybuchną śmiechem. Małe łapki kociaka były takie puszyste i delikatne, że już miałam pęknąć i zacząć się znów śmiać. Ale ja przecież nie poddaję się tak szybko. Dmuchając przez zęby w Kuro, wypłoszyłam go z mojej twarzy i zadowolona z samej siebie, lekko się uśmiechnęłam.
- Mój pomocniku, zostałeś pokonany, o nie! - udałem zrozpaczonego, a następnie pogłaskałem kociaka. Podszedłem do leżącej i nadal "nieżywej" Koroshio, po czym podpierając się na łokciach, zawiesiłem nad jej twarzą.
- Ciekawe, co mam zrobić, aby się obudziła... - mruknąłem pod nosem, a moje włosy opadły na policzki i nos dziewczyny.

Bożę nie.... Zaraz nie wytrzymam i jak nic, wybuchnę śmiechem mu prosto w twarz. Kto by pomyślał, że ze mnie taka dobra aktorka... No i z Naoki'ego zresztą też.
Znowu się uśmiechnęłam, czekając, co zrobi chłopak. Zapewne znowu zacznie mnie łaskotać, lub coś w tym guście. Pomyślałam.
- Hmm... - zamruczałem znów cicho, po czum nachyliłem się nad jej uchem. - Śpi, a może... - Tym razem nachyliłem się nad drugim uchem i szepnąłem do niego: - a może nie...
Mój oddech owiał policzki dziewczyny, a ja po chwili uśmiechnąłem się lekko i tym razem to ja zetknąłem czoło Koroshio z moim, spoglądając w jej powieki.- Bu! - Zawołałam otwierając gwałtownie oczy. - Anioł Śmierci powstał z martwych. - Uśmiechnęłam się szyderczo do naprawdę przestraszonego chłopaka. - I jest rządny zemsty na swoim mordercy. - Mówiąc to, złapałam do za ramiona i pociągnęłam na kanapę, robiąc szybko unik, żeby mnie nie zgniótł. - I co teraz powiesz, sir Raven? - Zapytałam siadając na leżącym na kanapie Naoki'm.


Przez krótszą chwilę wpatrywałem się w wykrzywioną w szatańskim uśmieszku twarz dziewczyny, aż w końcu sam uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Co zrobi Sir Raven? Cóż, jako bestia został pokonany i zmienił się znów w rycerza... - odparł.

- Skoro tak. – Powiedziałam i położyłam się na nim, opierając głowę na jego piersi. – W takim razie to co sir Raven rycerz teraz powie? – Zapytałam lekko pukając go w nos.|
- Rycerz znów spotkał tę sama damę, która kiedyś ukazała mu się przed jego obliczem we własnym "królestwie"... - odparłem, nadal aktorsko odgrywając swoją rolę. Na zewnątrz byłem opanowany, nie zdradzając żadnych uchybień. Wewnątrz jednak dusiłem w sobie śmiech, gdyż ta cała sytuacja niezmiernie mnie bawiła.
- Nie umiesz grać. – Mruknęłam i odepchnęłam ręką jego twarz. – No dobra… Trochę umiesz. – Powiedziałam i zakryłam drugą dłonią jego twarz. – Uhm… Jesteś naprawdę całkiem dobry… Myślałeś kiedyś o aktorstwie? – Zapytałam i rozchyliłam lekko palce, chcą zobaczyć jego piękne oczy. Zapatrzyłam się w nie tak bardzo, że chyba nawet trochę odleciałam. Całkowicie w nich utonęłam, odcinając się od świata.
- Hmm... - zastanowiłem się przed chwilę, mrucząc i wydając niewyraźne dźwięki przez dłonie Koroshio, które nadal spoczywały na mojej twarzy. Po chwili odparłem: - Nie, nigdy. Czasami po prostu może mi się uda. Chociaż, muszę przyznać, że z madame również niezła aktorka.
- Uhm… Wybacz. – Powiedziałam i zabrałam dłonie z jego twarzy. – Dzięki. – Uśmiechnęłam się i spojrzałam przelotnie na ręce. – Fuj… Obśliniłeś mnie. – Powiedziałam i wytarłam ręce o koszulkę. – To co będziemy teraz robić? – Zapytałam i spojrzałam na niego.
Przymknąłem delikatnie oczy, myśląc intensywnie. W ten nagle jakby mnie olśniło. Uniosłem delikatnie głowę, spoglądając na kalendarz wiszący na ścianie.
- Bal... - mruknąłem pod nosem. - Kompletnie zapomniałem...

 - Uhm… Bal? – Spojrzałam na niego zdziwiona. – O czym ty mówisz? – Zapytałam i podciągnęłam się do góry, siadając na nim. – A co to? – Przysunęłam się bliżej z zaciekawieniem. – Jakaś gra? Co? – Powtórzyłam pytanie, lekko dźgając chłopaka palcem w brzuch. – Nauczysz mnie?
Uśmiechnąłem się lekko, zakładając ręce pod głowę.
- Heh, to nie jest gra, madame. Bal jest organizowany w szkole. To uroczyste wydarzenie, gdzie będzie muzyka, dużo ludzi, przekąski, tańce. Wszyscy przyjdą przebrani za coś, bądź w jakiś uroczysty strój. Tym razem bal organizowany jest na pożegnanie zimy. Wszyscy uczniowie są zaproszeni.

- Dużo ludzi, hę? Hmm… Nie podoba mi się… No ale reszta brzmi całkiem fajnie. – Znów spojrzałam na niego zdziwiona. – Przebrać? Ale, że co? I… Wszyscy uczniowie są zaproszeni? To ja też mogę iść?
- Pewnie, ty też, madame. Nie musisz się od razu przebierać za coś wymyślonego z kosmosu. Możesz znaleźć i wymyślić własną kreacje, która podpadnie ci do gustu - powiedziałem, tłumacząc wszystko dziewczynie.
- Aha… Czyli co? Mam się ubrać normalnie i już? Czy co? – Spojrzałam na niego. – No wytłumacz mi to, bo to dla mnie nie do pojęcia. – Powiedziałam i położyłam się na niego, chowając twarz we włosach. – Nie rozumiem… To nie ma sensu. Po co mówić, „przebierać się”? Nie można po prostu ubrać? No, ale to chyba oczywiste, że trzeba się ubrać, no nie? – Gwałtownie podniosłam głowę i spojrzałam na niego. – No chyba, że to nie jest wcale takie oczywiste?
- Hm... Przebranie się na bal, a przebranie ma co dzień to zupełnie coś innego. Na balu wszyscy będą ubrani w ładne, szykowne stroje. Zapewne jakieś sukienki, bądź inne zmyślne rzeczy. Rozumiesz? Bal to takie wydarzenie, gdzie trzeba ubrać się "odświętnie". Na przykład: gdybym poszedł na taki bal w dresach i koszulce to wszyscy zareagowali by trochę dziwnie. Zazwyczaj dziewczyny chodzą wystrojone, wydając wcześniej fortunę na sukienki, makijaż, fryzjera i te podobne rzeczy. Teraz rozumiesz? - spojrzałem się na dziewczynę.
- CO-O?! - Zapytałam po raz setny, robiąc minę typu: "Co to za dzieło szatana?!" - Sugerujesz, że nie ubieram się ładnie? - Dodałam, po chwili, bo tylko tą część udało mi się zrozumieć. - Uhm... Nie ważne. Po co wydawać pieniądze tylko po to, żeby jakaś facet szczochrał mi włosy, a potem jakaś obca mi kobieta wtarła mi w skórę, bóg wie jakie mazidła? - Opadłam ciężko na kanapę, kładąc się obok niego. - To dla mnie nie ma sensu. To wszystko jest dziwne.
- Nie, nic z tych rzeczy nie sugeruje... W końcu, madame, ty zawsze wyglądasz ładnie, prawda? - uśmiechnąłem się pod nosem. - Wiem, ja sam... Mi samemu nie podpadają do gustu takie rzeczy. Jednak takie wydarzenie zdarza się raz na jakiś czas, więc dlatego ludzie robią z tego takie zamieszanie.
- Phi… Pic na wodę… - Mruknęłam, próbując przetrawić słowa Naoki’ego. – Naprawdę jestem ładna? – Zapytałam zaciekawiona. – Dlaczego… Uhm… Znaczy… Jeżeli uważasz, że jestem ładna, to dlaczego? Co Ci się we mnie podoba? – Dodałam, próbując wytłumaczyć mu swoje pytanie. – Hę? – Spojrzałam na niego uważnie.
- Jasna cera, głębokie, czarne oczy... - zacząłem, nadal przyglądając się Koroshio. -... Długie, białe jak śnieg włosy, delikatne dłonie... Oraz to, gdy się uśmiechasz - zakończyłem, a na moje usta samoistnie wpłynął delikatny uśmiech.
 Zarumieniłam się słysząc jego słowa.
- Ehm… Wiesz… Chyba jesteś drugą osobą, która… Której się to podoba. – Przymknęłam oczy. – Zwykle raczej ludzie mnie wyśmiewali, albo unikali, przez ten mój inny i odmienny wygląd.

- Mnie podobasz się taka, jaka jesteś. Po prostu inni nie umieją docenić tego, że jesteś wyjątkowa - powiedziałem, podpierając się na łokciach.
- Przestań, bo czuję się winna. – Powiedziałam i znów zakryłam mu twarz. – No i ego mi rośnie. Jeszcze trochę i będę miała ochotę iść do tej fryztyczki i kosmejera. – Uśmiechnęłam się do niego, odsłoniwszy mu trochę oczy, żeby się mógł napatrzeć.
Zaśmiałem się cicho, spoglądając zza palców dziewczyny na jej twarz.
- Tobie nie są potrzebni fryzjerzy i kosmetyczki... Masz już pomysł, w co byś mogła się przebrać?... - spytałem.

- Uhm… Skoro tak mówisz. – Przytuliłam się lekko do niego. – Eh… Bo ja wiem. Nie mam zielonego pojęcia. Ale… - Uśmiechnęłam się do niego. – Nawet gdybym wiedziała, i tak Ci nie powiem. Będziesz miał niespodziankę. – Wystawiłam mu język. – Uhm… O ile pójdę.
- Hm.. No, dobra. Więc wtedy będę i tak musiał przyjść, chcąc zobaczyć cię i twój strój... A ty również mój. Postanowiłem, że ja też będę trzymać buzię na kłódkę  - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ej... Nie.. - Szturchnęłam go lekko w bok. - Miałam, nadzieję, że powiesz mi, za co sie przebierzesz, żebym mogła coś wymyślić. To nie fair. - Mruknęłam pod nosem i udając obrażoną odwróciłam się do niego plecami.
 - Ale w takim razie ty nie będziesz mieć niespodzianki, a ja będę ciekaw, czy mnie poznasz wśród tłumów - odparłem opierając się na łokciu
Odwróciłam się do niego z powrotem.
- Wątpisz, że Cię nie poznam? No co ty... Zawsze i wszędzie. Nie ważne jak i za co się przebierzesz. - Zagryzłam wargi. - Za to ty na pewno mnie nie poznasz.

 - Mhm... No, cóż. W takim razie zobaczę, czy dam radę... - powiedziałem, i dodałem po chwili: -..Chociaż takie piękne włosy poznałbym wszędzie.
 - Przestań już no... - Mruknęłam i odepchnęłam go od siebie. Nie przemyślałam tego ruchu, i zamiast odsunąć od siebie chłopaka, sama zleciałam z kanapy, lądując na podłodze. - Grawitacja mnie przechytrzyła. - Wydukałam z twarzą w dywanie.
 Zmieniłem szybko pozycję, wychylając się teraz zza kanapy.
- W porządku? - spytałem, schodząc całkowicie z siedzenia i pomagając wstać dziewczynie. - Fakt... Grawitacja cię przechytrzyła... - westchnąłem cicho.

 - Odprowadzisz mnie do szkoły? - Zapytałam, kiedy pozwoliłam mu pomóc sobie pozbierać się z podłogi. - Nie chcę wracać sama. - Przełknęłam głośno ślinę. - Pójdziesz tam ze mną?
 - Oczywiście, madame - ukłoniłem się lekko. - Sir Raven dotrzyma ci towarzystwa podczas wędrówki w nieznane, gdzie na samym końcu jej, czeka paskudna poczwara strzegąca zamku. A, więc, gotowa do drogi?
- Ehm... - Spojrzałam na koszulkę Naoki'ego, którą wciąż miałam na sobie. - Daj mi minutkę. Powiedziałam i szybko przebrałam się w ubrania, w których przyszłam do chłopaków, znów nie zawracając sobie głowy wychodzeniem z pokoju.
- No to już możemy iść. - Powiedziałam kładąc na kanapie poskładany w kostkę, T-shirt chłopaka. - I dziękuję za ubranie. - Uśmiechnęłam się do niego promiennie.

 - Nie ma za co - odwzajemniłem uśmiech, po czym otworzyłem drzwi przed dziewczyną, a następnie zamknąwszy je, dołączyłem do Koroshio i razem ruszyliśmy spokojnym chodem w stronę szkoły. Chociaż dobrym określeniem jest też zamek.

niedziela, 11 maja 2014

Bo szkoła to też zabawa!

Przemierzając korytarze w poszukiwaniu mojej klasy w duszy cieszyłam się, że rodzice przyszli tu wcześniej i wszystko załatwili jak należy. Z tego co zrozumiałam ja i dyrektorka to dwie inne osoby.No cóż...Przynajmniej nie będzie nudno. Czemu ta szkoła musi być taka wielka?! Przecież to istny labirynt! Zaczęłam już powoli tracić cierpliwość skręcając ponownie w zły zakręt, gdy w końcu trafiłam na dobry numer klasy. Otworzyłam pewna siebie drzwi czując na sobie wzrok wszystkich uczniów jak i nauczyciela. Podskoczyłam szybko do wykładowcy lekko się kłaniając i wyciągając lewą rękę.
-Witam pana generała!-powiedziałam, a po minie faceta taki tytuł mu się spodobał, ale gdy tylko uścisnął moją rękę dodałam:-Lewą ręką jak pedała!
Żyłka na czole profesor zaczęła niebezpiecznie pulsować i ruchem dłoni nakazał mi natychmiast zająć wolne miejace. Gdy tylko się odwróciłam wymamrotałam:
-Uważaj, bo jeszcze Ci ta żyłka pęknie.
Na moje nieszczęście nauczyciel to usłyszał...No to już po mnie.
-Co powiedziałaś?!-wydarł się na całą klasę uderzając ręką w biurko. Podskoczyłam w miejscu i odwróciłam się do niego z wielkim uśmiechem i niewinną minką.
-Nic psze pana!
Spojrzenie jakim mnie obdarzył mówiło tylko jedno: To była miłość od pierwszego wejrzenia! Nie czekając na żadną odpowiedź zajęłam pierwsze lepsze miejsce. Gdy mężczyzna zaczął mówić kim jestem już go nie słuchałam, a nim się zorientowałam zaczęła się lekcja. Nagle ciszę w klasie przerwało pukanie w okno. Moje spojrzenie natychmiast powędrowało w tamtyn kierunku...Więc Tetsu musiał i tu przylecieć.
-Fugasu!-rozległ się głos psora. Czyżby to było możliwe, że tak szybko zorientował się, iż kruk należy do mnie?!
-Wygoń to ptaszysko.-dodał po chwili, a moje serce automatycznie zwolniło obroty.
-Oczywiście panie psorze!-mruknęłam i ruszyłam w stronę parapetu. Niestety tylko, gdy znalazłam się wystarczająco blisko do głowy wpadł mi świetny plan. Wdrapałam się na parapet ignorując krzyki nauczyciela i zdziwione spojrzenie uczniów zaczęłam tańczyć jednocześnie śpiewając:
-WYGINAM ŚMIAŁO CIAŁO! Dla mnie to?-niestety nie doczekałam się odpowiedzi ze strony moich słuchaczy, gdyż profesor niebezpiecznie się zbliżył, a mi pozostało jedno rozwiązanie...Otworzyłam okno i po drodze zmieniając się w tygrysa uciekłam z zajęć, a Tetsu ruszył za mną. Słyszałam jeszcze głośne żarty uczniów i krzyk nauczyciela...Z takim głosem do opery nadaje się normalnie. Gdy tylko dobiegłam do jakiegoś drzewka wskoczyłam na nie rozciągając się wygodnie na gałęzi jako tygrys, a kruk usiadł obok. Zmęczona w końcu zasnęłam, ale wszystko co miłe kiedyś się kończy.
-Shino! Natychmiast złaź na dół!-zerknełam ociężale w dół i niestety z tego co udało mi się wywnioskować to była właśnie dyrektorka. Nagle poczyłam się jak chichuachua stojący na przeciw rozwcieczonemu dobermanowi. Przez głowę przemknęła mi jedna myśl: Żegnaj świecie!
            ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem pierwsza notka pojawiła się szybko, ale nie mogłam się doczekać >< Mam nadzieję, że chcociaż trochę Wam się spodobała! Chciałam bardzo przeprosić za błędy ortograficzne, które prawdopodobnie i tak się pojawiły TnT
/Shina

Nowa uczennica, a może raczej nowe zmartwienie?

Imię: Moje imię jest krótkie i nigdy nie znałam jego znaczenia, a brzmi: Shina. 
Nazwisko: Fugasu...Tak ta sławna bogata rodzina, ale czym są pieniądze jak nie tylko papierkiem?
Przezwisko: Mam wiele przezwisk, ale wolę ich nie wymieniać. Czas sam Wam je ukaże.  
Wiek: Już 15 lat chodzę po tej ziemi.
 Urodziny:4 kwietnia 
Płeć: Kobieta...Nie wierzysz? A lubisz swoje życie?                                        
 Moce: Moimi mocami jest ciemność i ogień.No cóż...sami zobaczycie co można za ich pomocą zrobić.                                                             
 Partner: Nie poznałam jeszcze nigdy tego jedynego, ale mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi...
Lubię: Czytać, pływać, zwierzęta, próbować nowych rodzai herbat, spać na drzewach             
Nie lubię: Gdy mi ktoś rozkazuje...Jeśli spróbujesz możesz być pewny, że przyniesie to odwrotny skutek.                                                            
Charakter: Jestem dość dziwna, bo co jest normalnego w dziewczynie, która śpi na drzewie? Zawsze wpakuje się w jakieś problemy, bo życie jest za krótkie, aby siedzieć bezczynnie. Lubię towarzystwo i innych ludzi, ale żeby wyciągnąć ze mnie emocje typu:miłość lub smutek trzeba nie lada talentu.  
Wygląd:Moje oczy są fioletowo-pomarańczowe...Można byłoby rzec, że to kolory ciemności i ognia prawda? Włosy są srebrne z fioletowymi pasemkami i tu Was zaskoczę...Te pasemka są naturalne co bardzo nie podoba się moim rodzicom. Często mam zaplątane dwa warkocze. Nie jestem za wysoka, ani za niska. Cerę posiadam dość bladą i łatwo ulegam poparzeniom od słońca. Jestem dość delikatnej budowy, ale to nie oznacza, że w razie potrzeby nie potrafię kopnąć jakiegoś zboczeńca. Zazwyczaj noszę luźne bluzki na krótki rękaw. 
Historia:  Od zawsze byłam uczona, że uśmiech jest zawsze potrzebny i nieważne są moje uczucia. Bo jak to mówi mój ojciec: ,,Nikogo nie obchodzi czy jesteś wesoła czy smutna, ale uśmiech wzbudza zaufanie.,, Gdy byłam mała każde nie posłuszeństwo było karane jako srogie uderzenia z bata od mojej opiekunki. Niestety nigdy to nie działało, więc do dziś moje plecy szpecą cienkie blizny. Rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu, ale kochali mnie. Od zawsze byłam inna...Gdy pewnego dnia ,,niechcący,, podpaliłam cztery litery nauczycielowi rodzice stwierdzili, że pora odesłać mnie to szkoły dla ludzi z moimi mocami. Dzisiaj stoję przed tym budynkiem pełna obawy.
Towarzysz: Moim towarzyszem jest czarny kruk, który lata za mną ciągle. Niestety ma jedną wadę, a dokładniej lubi błyskotki...Gdy tylko zobaczy coś świecącego zaraz to kradnie. Jak go poznałam? Jakiś wredny kocur wspiął się na drzewo, aby zrobić sobie pyszny obiadek i niestety...Zanim udało mi się na nie wspiąć przeżył tylko on, a jego matka także tego nie przeżyła. Od tamtej pory zajmowałam się nim i tak już zostało. Imię jego brzmi: Tetsu.                  
Przemiana w zwierzę: W co może zmieniać się taka drobna dziewczyna jak ja? Przemieniam się w białą tygrysice...Szczerze? Wolałabym jakiegoś małego kiciusia, bo wtedy łatwiej byłoby mi się schować. 
Przemiana według magii: Gdy się przemieniam moje oczy stają się fioletowe tak samo jak i włosy. Wokół mnie pojawia się fioletowy płomień i ciemne cienie, które przylegają do mojej skóry. Mam wtedy na sobie sukienkę w paski i za kolanówki. Nie lubię się zmieniać, więc używam tej mocy tylko w ostateczności.
                                                   ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc oto i moja postać. ^^ Mam nadzieję, że jakoś się dogadamy.
Kontakt: 50058556

Bal karnawałowy cz. 1

Wprowadzenie:
Wyszłam z klasy. Nagle zobaczyłam jakiś tłumik przy ogłoszeniach szkolnych. Próbowałam się przecisnąć przez nich, aby sprawdzić, co wywołało u nich takie zainteresowanie, jednak nie miałam najmniejszych szans. Po ich twarzach można było stwierdzić, że są podekscytowaniu, tym co zobaczyli. W końcu podszedł Jack, który był wyższy ode mnie i z łatwością zobaczył co takiego wywołało takie zamieszanie. 
- Ciekawe... 
- Co takiego? -zapytałam, gdy sie do mnie odwrócił. 
- Heh. Sprawdź sama. - na jego twarzy pojawił sie szatański uśmieszek.
- Jak widzisz, nie mogę sie dopchać!
- Hm...No dobra. - poczochrał mnie jak to miał w zwyczaju. - Nasz szkoła postanowiła być taka wspaniała, że organizuje bal karnawałowy na pożegnanie zimy i przywitanie wiosny.
- Naprawdę?! To wspaniale! - wykrzyknęłam z radości. 
***
Autorzy: Rima, Keyli, Kasene, Koroshio, Naoki, Rebekha, Tatsuya, Jack, Amika

Bal miał się odbyć równo o 18. 00 . Dni były nadal krótkie więc noc szybko przejmowała władzę nad niebem. Właśnie się ściemniało. Rozległ się dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam. To był Jack. Wyglądał jak jakiś król ... Może król zimy, elfów? Sama nie wiedziałam. Wyczekiwałam jakiejś odpowiedzi jednak tylko patrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. 
-Coś sie stało? -zapytałam.
-Eghem...nie...tylko...Wyglądasz cudownie. - ukłonił się na powitanie a ja poczułam jak policzki mi się rumienią. 
- Będzie głośno, będzie zabawa i przetańczymy razem całą noc HEJ! - ostatnie słowo wręcz wykrzyczałam, uśmiechając się przy tym szeroko od ucha do ucha i wiercąc w miejscu. 
- Keyli... - zaczęła moja ciocia głosem, który mroził krew w żyłach. 
- Tak, moja najdroższa, najcudowniejsza, najpiękniejsza... 
- Przestań się do diaska wiercić, dziewczyno! - przerwała mi i syknęła wprost do ucha, próbując upiąć włosy. 
- No, już, już! - warknęłam, przewracając oczami. Chris miał zjawić się lada chwila, a ja taka niegotowa! 
W ten jednak usłyszałam dzwonek do drzwi. 
- No, jesteś gotowa - rzekła ciocia z uśmiechem. - Idź, bo książę czeka
- Nie słyszę, głucha jestem! - powiedziałam zaczepnie, a po chwili ucałowałam ciocię w policzek i zeszłam na dół. 
- Miłej zabawy! - usłyszałam za sobą ostatnie słowa kobiety.
- Zdebilony debilu, jak cie dorwę do ci język wokół…!- z impetem rozwarłem drzwi od toalety, które rykoszetem odbiły się od ściany i powróciły do poprzedniego położenia, zatrzaskując się za moją osobą, buzującą aurą zabójcy małych zwierzątek. Pędem pognałem korytarzem do salonu, gdzie stał ten pomniejszy Szatan. Oczywiście zawsze niewinny jak pierwiosnek w lutym.
Naoki słysząc moje człapanie( i pewnie dyszenie pedofila na widok stada pięciolatków), zaprzestał jakże interesujące zmagania sznurkiem od peleryny i spojrzał na mnie, wybuchając radosnym brechtem dzieciaka z problemem.
- P-pięknie w-wyglądasz…- ledwo wyzipiał, między spazmami śmiechu. Podbiegłem do niego i gwałtownie chwyciłem za frak. Staliśmy fejs to fejs, ejs to ejs, czyli po polsku pysk w pysk.
- Gdzie są moje ubrania?- wysylabizowałem jadowicie, by mógł wszystko po stokroć przeanalizować w swoim chorym umyśle.
- Nie masz ich na sobie?- sarknął, uśmiechając się kpiąco.
- Mówię o mundurze! Podmieniłeś go na to, to coś!- i właśnie w stroju tkwił cały problem. Dzięki tej podłej małpie propaguje gender, czyli wyglądam jak trzepnięta Mordica Addams w czerwonej kiecy, przyozdobionej mnóstwem falban, które malowniczo rozlewały się pod moimi nogami. O koronkowym gorsecie nawet nie wspomnę.
Jeszcze raz spojrzałam w stare lustro, wiszące w łazience, z westchnieniem przyglądając się swojemu odbiciu. Poprawiłam bandaż na prawym ramieniu, choć trochę próbując go ukryć pod kostiumem.
- Wyglądam okropnie. - Mruknęłam do wiszącej nade mną Ai. - Nie pokażę się tak nikomu. Wyglądam jak idiotka. - Powiedziałam i wyszłam z łazienki, gwałtownie zamykając za sobą drzwi, o mało co nie zgniótłszy nimi kolibra.
- Nie pójdę tam! - Powiedziałam stanowczo i usiadłam na łóżku. - Po co mam tam iść, co? - Zwróciłam się do ptaszka, który usiadł na moim ramieniu. - I tak nikt mnie tam nie chce...
Ai zaczęła mnie ciągnąć za włosy, próbując coś powiedzieć. Zawsze rozumiałyśmy się bez słów, więc nie musiałam rozumieć jej mowy. Wiedziałam co chce mi powiedzieć.
- A jaką mam gwarancję, że oni tam będą? - Warknęłam na nią, a ona jakby wzruszyła lekko skrzydełkami. - Dobra. Masz rację. I tak nic na tym nie stracę. Uhm... Chyba. -Wstałam z łóżku i wyszłam szybko z pokoju. - Jeszcze tylko jedna rzecz. - Powiedziałam do siebie zatrzymując się za drzwiami i używając mocy stworzyłam sobie lodowy łuk i kołczan z kilkoma strzałami. - Może to nie jest mój łuk, ale... Nada się. - Mówiąc to ruszyłam na dół po schodach, przeskakując po kilka stopni. Bo chwili znalazłam się już tłumie uczniów.
- Kas, braciszku. O czym ty do mnie mówisz? - spytałem troskliwie, gdy już uporałem się z zawiązaniem peleryny. - O jakich ubraniach? Ja nic nie wiem. 
- Nie...rób...ze mnie... idioty... - wysyczał przez zęby, podkładając mi pod nos wskazujący palec. Westchnąłem teatralnie i objąłem brata ramieniem, mocno przy tym ściskając, jakbym chciał za chwilę udusić. 
- Nao..ki... Puść...
- Puszczę. Gdy tylko przestaniesz oddychać - rzekłem ze stoickim spokojem, po czym zbliżyłem swoje usta do jego ucha i syknąłem jadowicie: - Wejdź jeszcze raz do mojego pokoju i spróbuj chociaż zbliżyć swoje łapy do moich prywatnych rzeczy, a nie skończy się na ubraniach. Zrozumieliśmy się?
- Jasne, jak słońce i księżyc! 
- No, cieszę się, że się dogadaliśmy! - zawołałem już radośnie, po czym wyszedłem żwawym krokiem z pokoju. Na korytarzu zatrzymałem się jednak w pół kroku i krzyknąłem: - Ubrania są na strychu, powodzenia w szukaniu!
 Uhm... Mamo... - Rozpocząłem próby poskromienia mojej rodzicielki. - Mamo przestań. Tak ma być. One mają być rozczochrane.
- Ale wyglądasz jakbyś nigdy nie widział grzebienia. - Upierała się przy swoim.
- Ale tak ma być mamo. - Powtórzyłem i wyrwałem się z jej uścisku.
- Wyglądasz świetnie. - Stwierdziła, dając za wygraną. - Bardzo się nad tym napracowałeś.
- Dziękuję, mamo. No... Myślę, że dwie zarwane noce to nie jest wcale tak dużo. - Uśmiechnąłem się do niej i skierowałem w stronę drzwi. - Pa mamo. Dzięki za wszystko.
- No pa skarbie. Baw się dobrze. - Dodałam i przytuliła mnie mocno.
- Mamo... Nie jestem już dzieckiem. - Wyswobodziłem się z jej objęć i otworzyłem drzwi. - TAMOTSU! WYCHODZĘ! - Krzyknąłem w stronę pokoju brata.
- CZEKAJ! - Zawołał i po chwili słyszałem jego ciężkie kroki na schodach. Zaraz potem stał już przede mną tarmosząc mnie po włosach. - Baw się dobrze dzieciaku. Tylko nie szalej zbytnio tygrysie, bo nie masz wystarczająco dużego łóżka. - Powiedział i mruknął do mnie porozumiewawczo.
- Zamknij się się Tamo! - Warknął speszony i cały czerwony.
- No przecież sobie żartuję mały. Ale tak poważnie, to spróbuj nie zrobić z siebie ofiary.
- Niczego nie będę obiecywał bez mojego adwokata. - Powiedziałam i wyszedłem na zewnątrz, udając się w kierunku szkoły.
Podniósł wzrok i spojrzał zadziornym wzrokiem na czarnowłosą piękność. Wyprostował się powoli i uśmiechnął się szeroko, podając jej dłon. Rima delikatnie ją ujęła, odwzajemniając jego uśmiech, zarumieniona.
- Chodźmy na podbój parkietu! - zawołał wesoło i nią zakręcił wokół osi.
Nie miał zamiaru źle się bawić, tylko szaleć tyle, ile może. W koncu bale w szkole trafiają się rzadko.
Czarnowłosa dziewczyna cichutko weszła na salę. Ubrana była w czarną suknię do ziemi, która gdzieniegdzie była mocno posypana brokatem. Z tyłu na plecach sterczały sztuczne, również czarne i posypane lekko brokatem smocze skrzydła, a twarz przysłaniała czarna maska na kształt smoczego pyska. Na ramieniu siedziała miniaturowa, żywa wersja na podstawie, której robiła strój. Stanęła nic nie mówiąc z boku i patrzyła na tańczących.
- Czyżbyś planował zostać królem balu? - zaśmiałam się, jednak nie zdążył odpowiedzieć, gdyż kochana babcia dobrała się do aparatu. 
- Zróbcie mi tę przyjemność i dajcie zrobić sobie zdjęcie. -uśmiechnęła się promiennie, po czym zrobiła z pięć zdjęć starych aparatem na kliszę. Nie lubiła tych cyfrowych, niestety. - No a teraz bawcie się dobrze! -powiedziała na pożegnanie, mrugnęła chyba do Jacka i poszła na górę. Zmrużyłam oczy, ale nic nie odpowiedziałam.
- Pięknie wyglądasz - skomentował szatyn, gdy tylko mnie ujrzał. 
- Oh, dziękuje - dygnęłam w lekkim ukłonie, unosząc kąciki ust ku górze. - Za to pan również wygląda niczego sobie. 
- Tylko "niczego sobie"? - przekomarzał się ze mną. 
- Mhm - mruknęłam pod nosem, przymrużając lekko oczy. - Jednak, książę, w tym dniu musisz się bardziej postarać, aby zdobyć serce damy. 
- Rozumiem, czyli już mam ułatwione zadanie - uśmiechnął się szatańsko pod nosem. Spojrzałam się na niego niezrozumiale, a ten złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie, obejmując w pasie. 
- Biorąc pod uwagę mój pociągający wygląd, oraz sam fakt, że i tak nie mogłabyś mi się oprzeć, cóż, Keyli... Wygrywam. 
- Phi, jeszcze zobaczymy! - naburmuszyłam się, jednak po chwili zaśmiałam się cicho. - Lepiej już chodźmy, bo się spóźnimy.
- Idiota!- podsumowałem go, rozmasowując obolałą grdykę, którą przed chwilą bezlitośnie uciskała się w kołnierzyk. Hej ho do trumny go położę! Hej ho, zanim wieko zamkną, to w twarz przyłożę, heeej hoo…!
Westchnąłem ciężko i ruchem chodzącego nagrobka dotarłem do chwalebnych drzwi od strychu.
- Dzięęę… ęęędobrynooo… - zaskomlałem, zapuszczając żurawia do ciemnicy. Mhrrok, zUo i dewiancja. Po zmroku miejscówka idealnie pasuje do horrorów Spielberga, brakuje tylko stada nietoperzy z piskiem atakujący moją przestraszoną osobę. 
Nacisnąłem taki pseudo- przestarzały guziczek, który sprawił, że jedyna samotnie zwisająca żaróweczka zamigotała słabym światłem, rozjaśniając pomieszczenie.
- No bez jaj! Nie znajdę tego do końca żywota.- popadłem w histerie, uświadamiając sobie, jakie to wielkie, zagracone i zakurzone.
- Pośpiesz się tam!- zawołał Naoki z jawną drwiną w głosie.
Miałem już oszczeknąć, że jak się nie zamknie to zrobię mu krzywdę, gdy nagle poczułem jak coś z impetem upada na moją głowę. Pisnąłem zrywając sobie struny głosowe, głupkowato zakrywając oczy dłońmi. Typu zabawy małego dzieciaka w chowanego „-Mnie tu nie ma.”
Roztrzęsiony odsłoniłem jedną dłoń, by zobaczyć, kto zamówił mnie na wynos. I ujrzałem… Wieszczadło, wesoło uderzające końcówką ogona o ziemie i spoglądając miną „Ja niewinny!”
- Nie strasz papci. Wiesz, że mam słabe serducho.- wyzipiałem rozmasując nawalające w żebra serce. Gadzina zasyczała, gwałtownie wymachując ogonem… wskazując na sporej wielkości pudło.
- Jesteś geniuszem!- pogłaskałem go po głowie w nagrodę, gdy okazało się, ze w pudle znajduje się nic innego, jak mój strój. 
- Długo tam?- Naoki się już niecierpliwił. 
- Już idę!- odpowiedziałem, szybko pozbywając się falbaniastej kiecy.
Ze wszystkich stron uderzył mnie ogromny huk i hałas. Muzyka grała chyba na maksa, raniąc moje nieprzyzwyczajone do takich dźwięków uczy. Słyszałam wrzaski uczniów, próbujących przekrzyczeć piosenkę, aby się ze sobą porozumieć. Byłam pewna, że zaraz ogłuchnę. Na domiar złego, kiedy tylko zgasło światło, pojawiło się miliony innych kolorowych rozbłysków, całkowicie mnie oślepiając i dekoncentrując.
Tłum był tak gęsty, że prawie nie można było się ruszyć. Zgniatana ze wszystkich stron, czułam się jak w klatce. Do tego dostałam chyba klaustrofobii.
Gdzie nie gdzie pojawiły się kłęby białej mgły, które całkowicie pozbawiły mnie wszystkich zmysłów. Czułam się jak dzikie zwierzę, które nagle pojawiło się na ulicach ruchliwego miasta. Byłam pewna, że zaraz oszaleję.
Złapałam się za głowę, próbując odciąć się od otaczającego mnie chaosu. Tracą całkowicie orientację, upadłam na kolana, modląc się, żeby nikt mnie nie stratował.
Razem z Kasem znaleźlismy się w samym środku tego tłumu. Rozejrzałem się wokół, chcąc ogarnąć co nie co sytuację. Ludzi było tyle, co na chińskim targu. Muzyka dudniła w uszach, a wszyscy przepychali się między sobą, chcąc znaleźć najlepsze miejsca. Złapałem Kasa za rękaw, chcąc przywrócić do porządku, gdy znikał mi już gdzieś z pola widzenia i pociągnąłem za sobą. 
- Ej, Nekuś, pacz! - krzyknął mi tuż przy uchu, wskazując palcem pośród ludu. Wytężyłem wzrok, prawie, że stając na palcach. Dopiero po chwili ujrzałem tam skuloną sylwetkę białowłosej dziewczyny. 
- Koroshio... - wyszeptałem niby do siebie. 
- Chodź, tygrysie! - zaśmiał się Kasene, tym razem to on wpraszając mnie w tłum i torując sobie drogę łokciami. 
Po chwili, gdy dotarliśmy wreszcie cudem do Koroshio, złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z tłumu.
Stałam jeszcze przed bramą szkoły. Walczyłam sama ze sobą, by stawić jeszcze jeden krok. Coraz głośniejsza myśl wołała do mnie: 'idź stąd, nie masz czego szukać, tylko się ośmieszysz przed wszystkimi". Cóż, gdyby Keyli się mnie nie zapytała i mnie nie namówiła do przyjścia na pewno siedziałabym w domu. Obiecałam, więc muszę.  
Jak jakiś duch przekroczyłam drzwi szkoły. Od razu dało się słyszeć dudnienie, głośną, stłumioną muzykę. Już od wejścia było trochę duszno, a co dopiero głębiej. Z daleka widziałam ruszające się cienie. Chociaż ledwo co było coś widać i tak z łatwością było rozpoznać ruszające się cienie. Było ich dużo. Za dużo. 
Od razu wcięła mnie panika. Ręce trzęsły mi się okropnie, na zmianę robiło mi się zimno i ciepło, nie mogłam opanować oddechu. Bez zastanowienie pobiegłam w stronę ubikacji. Tam próbowałam uspokoić rytm serca, zmienność temperatury. Spojrzałam na lustro. Nawet się tego nie spodziewałam. Przede mną nie stała ta dziewczynka, co znana była na przerwach, siedząca gdzieś w kącie. Oto w lustrze była dziewczyna z wiankiem białych kwiatów, z kręconymi, rozpuszczonymi włosami, zielonej masce, zielono-żółtej sukience. Oto efekty pracy mojej starszej siostry, Rosalie. Tylko jedna rzecz jej się nie podobała, a mianowicie tyle makijażu na twarzy.  Z trudem się powstrzymywała, aby go nie zmyć. Obiecała siostrze, że tego nie zrobi więc cóż... musi się dostosować. 
Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w obcą dziewczynie w lustrze, po czym "poszła na rzeź". Szczerze nie miała co tu robić, i tak nikt z nią nie bd chciał tańczyć, co dopiero pogadać. Znajdzie sobie jakiś kąt, może uda się, że będzie jakaś wolna ławka i przeczeka tę całą mękę.
- To co Tatsuya? Robimy wejście smoka, czy wejdziemy jak cywilizowani ludzie? - Zapytałem samego siebie, gapiąc się na drzwi. - Może lepiej wejdźmy normalnie, bo nas wezmą za totalnych idiotów. Zresztą nie chcemy stać się ofiarami już pierwszego dnia. Przecież obiecaliśmy coś Tamotsu. - Pokręciłem przecząco głową. - Może ty tak, ale ja mu nic nie obiecałem, ale chyba masz rację. Może chociaż przez tydzień uda nam się nie rzucać w oczy. - Dodałem i lekko pchnąłem drzwi, wchodząc do środka.
Już od progu uderzył mnie hałas i duchota panująca w budynku. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłem na tłumy ludzi, poprzebieranych za nie wiadomo co i robiących nie wiadomo jakie rzeczy.
- W coś my się wpakowali, Tatsuya?
Stała przy ścianie wpatrując się w tańczących. Nikt jak na razie nie prosił jej do tańca. Nie wiedziała, czy się z tego cieszyć czy nie. Chciała tańczyć, ale i zarazem nie. I weś się tu zdecyduj. W oddali zobaczyła Rimę. Ta tańczyła z kimś, ale przez tłum nie mogła dojrzeć z kim.
Musiałam przyznać, że Jack był całkiem niezły w tańcu. Jeszcze ani razu nie nadepnął mi na but, za to coraz czułam, że wiruję wokół niego. Od tego aż kręciło mi się w głowie. Widziałam tylko twarz Jacka i migoczące światełka. Trzeba było przyznać, że szkoła się postarała. W dekoracjach dominowały trzy kolory : biały, niebieski i jasny zielony. Biały zapewne symbolizował śnieg i przebiśnieg, pierwszy wiosenny kwiat, niebieski-zimę, zaś jasny zielony-młodą wiosnę. Światełka również były w tych kolorach. Po ziemi walały się serpentyny i coraz jakiś balon tracił swój żywot. 
Razem z Chrisem weszliśmy do wielkiej sali, przepełnionej tłumem ludzkich mas, które skakały wesoło, to tu, to tam w rytm muzyki. Patrzyłam na to wszystko jak zaczarowana, a w oczach błyszczały mi wesołe iskierki. 
- Nieźle, szkoła się postarała - skomentował szatyn, przybliżając usta bliżej mojego ucha, abym mogła go usłyszeć. Kiwnęłam tylko potwierdzająco głową, szukając w tłumie znajomych twarzy. 
Wślizgnęłam się bardziej w tłum, rozglądając wokoło. W ten ujrzałam niby znajomą mi postać, jednak tak jakby nie do końca. Podeszłam do niej, a postacią okazała się być Reb. Wyglądała naprawdę ślicznie. 
- Rebi! - zawołałam wesoło. - Świetnie wyglądasz. Jak ci się podoba na balu? hm? O, patrz tam jest Amika! Chodź, przywitamy się! - nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, pociągnęłam ją za rękę, prowadząc za sobą. 
Gwałtownie torowałem nam drogę przez tą paradę nienormalnych. Gdzie się nie spojrzało, tam kręcili się ludzie i nieludzie, w sensie jakieś potwory i spółka. Weźmy chociażby takiego kolesia w stroju Kubusia Puchatka, albo pannę w ponętnym lateksowym stroju, która dobrze mogłaby być jej drugą skórą. Dorzućmy jeszcze Kapitana Haka, jakiegoś bambusa i inne księżniczki.
Zgroza. Masakra i remiza do śląskich szlagierów.
 Po chwili jakimś tam cudem dopchałem się do stołów pod ścianą, uginających się wręcz pod nadmiarem cuksów, ciasteczek, ciastek i innych pierników oraz baniaków z wodą. 
- Nic ci nie jest?- zapytałem, podając Koroshio, kubek z wodą.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia co  się wokół mnie dzieje. Nie byłam nawet pewna, co dzieje się ze mną.  Nagle wszystkie moje zmysły się wyostrzyły, doprowadzając mnie to  szaleństwa. Moje źrenice zwężyły się w wąskie szparki, jak u kota, a zęby wydłużyły i wyostrzyły.
Wtedy poczułam jak czyjaś dłoń, łapie mnie za rękę i siłą ciągnie za  sobą, tratując po drodze innych uczetników balu. Nie miałam siły, żeby mu się sprzeciwić, więc pozwoliłam się wyciągnąć w tłumu.
Kiedy dotarliśmy w jakieś bardziej ustronne i cichsze miejsce, wyrwałam dłoń z uściku nieznajomego. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę, wytrącając kubek z ręki innemu chłopakowi, stojącemu obok. Warknęłam na nich obnażając białe kły. Dopiero po chwili dotarło do mnie kim są dwie postacie.
- Na-oki... Kas... - Wyjąkałam, powoli się uspokajając.
-A kogo innego się spodziewałaś, piękna? - zagadnąłem zaczepnie, jednak widząc bladą twarz dziewczyny i ogólne zdezorientowanie całą sytuacją, wiedziałem, że dla niej nie będzie to miły wieczór. Znów złapałem ją za rękę i pociągnąłem lekko za sobą, przy okazji łapiąc kubek wody i Kasa, który o mało co nie zgubił się i nie został zmolestowany przez Spidermana. Wyprowadziłem dwójkę na mały "taras", gdzie przynajmniej można było odetchnąć świeżym powietrzem.
Siedziałam na ławce, nie wiedząc co robić. Wpatrywanie się na tańczących było wprawdzie przyjemne, ale po jakimś czasie stawało się to nudne. Potem zaś poczułam smutek, bo kto by chciał ze mną tańczyć. Jedynie pocieszałam się myślą, że nie jestem jedyną osobą, co "podpiera ściany".  
    Rozglądałam się po ludziach po raz "enty", jednak nic takiego się nie zmieniło. Te osoby co tańczyły, to tańczyły lub zmieniły pozycję, bądź partnera do tańca, a te, co stały to tylko rozmawiali ze sobą lub jedli, pili... Właśnie, rozmawiali. Ja nie miałam do kogo zagadać. Większość ludzi w maskach w ogóle nie rozpoznawałam w ich strojach. A po za tym nawet gdybym skądś jakąś osobę kojarzyła, to bym i tak nie zagadała. Taka jestem, cóż. 
  Wtem przez tłum przebijała się jakaś dziewczyna, w długiej, czarnej sukience. Podobnie jak ja miała falowane włosy, a kwiat wpięty w jej włosy idealnie pasował do reszty stroju. Gdy powiedziała moje imię, od razu ją rozpoznałam. 
  -O, cześć Keyli!-odpowiedziałam radośnie, ale nie zdążyłam nic więcej, bo złapała mnie za rękę i poszłam, albo raczej pobiegłam za nią. Gdy zbliżałyśmy się z daleka ujrzałam dziewczynę w czarnej, długiej sukience i wielkimi skrzydłami. Wyglądała piorunująco. 
  -Amikaa!-krzyknęła Keyli na cały regulator, próbując się przebić przez ryczące głośniki.
-O cześć.- powiedziałam zaskoczona. Ściągnęłam maskę tylko na chwilę, bo nieco mnie uwierała, ale gdy Keyli i Reb do mnie podeszły z powrotem ją założyłam. Wyglądały oszałamiająco i chyba lepiej niż ja. No cóż nie jestem perfekcyjną krawcową.
-Ładne stroje.- powiedziałam wesoło.