Pogadaj z nami :D

niedziela, 11 maja 2014

Bal karnawałowy cz. 1

Wprowadzenie:
Wyszłam z klasy. Nagle zobaczyłam jakiś tłumik przy ogłoszeniach szkolnych. Próbowałam się przecisnąć przez nich, aby sprawdzić, co wywołało u nich takie zainteresowanie, jednak nie miałam najmniejszych szans. Po ich twarzach można było stwierdzić, że są podekscytowaniu, tym co zobaczyli. W końcu podszedł Jack, który był wyższy ode mnie i z łatwością zobaczył co takiego wywołało takie zamieszanie. 
- Ciekawe... 
- Co takiego? -zapytałam, gdy sie do mnie odwrócił. 
- Heh. Sprawdź sama. - na jego twarzy pojawił sie szatański uśmieszek.
- Jak widzisz, nie mogę sie dopchać!
- Hm...No dobra. - poczochrał mnie jak to miał w zwyczaju. - Nasz szkoła postanowiła być taka wspaniała, że organizuje bal karnawałowy na pożegnanie zimy i przywitanie wiosny.
- Naprawdę?! To wspaniale! - wykrzyknęłam z radości. 
***
Autorzy: Rima, Keyli, Kasene, Koroshio, Naoki, Rebekha, Tatsuya, Jack, Amika

Bal miał się odbyć równo o 18. 00 . Dni były nadal krótkie więc noc szybko przejmowała władzę nad niebem. Właśnie się ściemniało. Rozległ się dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam. To był Jack. Wyglądał jak jakiś król ... Może król zimy, elfów? Sama nie wiedziałam. Wyczekiwałam jakiejś odpowiedzi jednak tylko patrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. 
-Coś sie stało? -zapytałam.
-Eghem...nie...tylko...Wyglądasz cudownie. - ukłonił się na powitanie a ja poczułam jak policzki mi się rumienią. 
- Będzie głośno, będzie zabawa i przetańczymy razem całą noc HEJ! - ostatnie słowo wręcz wykrzyczałam, uśmiechając się przy tym szeroko od ucha do ucha i wiercąc w miejscu. 
- Keyli... - zaczęła moja ciocia głosem, który mroził krew w żyłach. 
- Tak, moja najdroższa, najcudowniejsza, najpiękniejsza... 
- Przestań się do diaska wiercić, dziewczyno! - przerwała mi i syknęła wprost do ucha, próbując upiąć włosy. 
- No, już, już! - warknęłam, przewracając oczami. Chris miał zjawić się lada chwila, a ja taka niegotowa! 
W ten jednak usłyszałam dzwonek do drzwi. 
- No, jesteś gotowa - rzekła ciocia z uśmiechem. - Idź, bo książę czeka
- Nie słyszę, głucha jestem! - powiedziałam zaczepnie, a po chwili ucałowałam ciocię w policzek i zeszłam na dół. 
- Miłej zabawy! - usłyszałam za sobą ostatnie słowa kobiety.
- Zdebilony debilu, jak cie dorwę do ci język wokół…!- z impetem rozwarłem drzwi od toalety, które rykoszetem odbiły się od ściany i powróciły do poprzedniego położenia, zatrzaskując się za moją osobą, buzującą aurą zabójcy małych zwierzątek. Pędem pognałem korytarzem do salonu, gdzie stał ten pomniejszy Szatan. Oczywiście zawsze niewinny jak pierwiosnek w lutym.
Naoki słysząc moje człapanie( i pewnie dyszenie pedofila na widok stada pięciolatków), zaprzestał jakże interesujące zmagania sznurkiem od peleryny i spojrzał na mnie, wybuchając radosnym brechtem dzieciaka z problemem.
- P-pięknie w-wyglądasz…- ledwo wyzipiał, między spazmami śmiechu. Podbiegłem do niego i gwałtownie chwyciłem za frak. Staliśmy fejs to fejs, ejs to ejs, czyli po polsku pysk w pysk.
- Gdzie są moje ubrania?- wysylabizowałem jadowicie, by mógł wszystko po stokroć przeanalizować w swoim chorym umyśle.
- Nie masz ich na sobie?- sarknął, uśmiechając się kpiąco.
- Mówię o mundurze! Podmieniłeś go na to, to coś!- i właśnie w stroju tkwił cały problem. Dzięki tej podłej małpie propaguje gender, czyli wyglądam jak trzepnięta Mordica Addams w czerwonej kiecy, przyozdobionej mnóstwem falban, które malowniczo rozlewały się pod moimi nogami. O koronkowym gorsecie nawet nie wspomnę.
Jeszcze raz spojrzałam w stare lustro, wiszące w łazience, z westchnieniem przyglądając się swojemu odbiciu. Poprawiłam bandaż na prawym ramieniu, choć trochę próbując go ukryć pod kostiumem.
- Wyglądam okropnie. - Mruknęłam do wiszącej nade mną Ai. - Nie pokażę się tak nikomu. Wyglądam jak idiotka. - Powiedziałam i wyszłam z łazienki, gwałtownie zamykając za sobą drzwi, o mało co nie zgniótłszy nimi kolibra.
- Nie pójdę tam! - Powiedziałam stanowczo i usiadłam na łóżku. - Po co mam tam iść, co? - Zwróciłam się do ptaszka, który usiadł na moim ramieniu. - I tak nikt mnie tam nie chce...
Ai zaczęła mnie ciągnąć za włosy, próbując coś powiedzieć. Zawsze rozumiałyśmy się bez słów, więc nie musiałam rozumieć jej mowy. Wiedziałam co chce mi powiedzieć.
- A jaką mam gwarancję, że oni tam będą? - Warknęłam na nią, a ona jakby wzruszyła lekko skrzydełkami. - Dobra. Masz rację. I tak nic na tym nie stracę. Uhm... Chyba. -Wstałam z łóżku i wyszłam szybko z pokoju. - Jeszcze tylko jedna rzecz. - Powiedziałam do siebie zatrzymując się za drzwiami i używając mocy stworzyłam sobie lodowy łuk i kołczan z kilkoma strzałami. - Może to nie jest mój łuk, ale... Nada się. - Mówiąc to ruszyłam na dół po schodach, przeskakując po kilka stopni. Bo chwili znalazłam się już tłumie uczniów.
- Kas, braciszku. O czym ty do mnie mówisz? - spytałem troskliwie, gdy już uporałem się z zawiązaniem peleryny. - O jakich ubraniach? Ja nic nie wiem. 
- Nie...rób...ze mnie... idioty... - wysyczał przez zęby, podkładając mi pod nos wskazujący palec. Westchnąłem teatralnie i objąłem brata ramieniem, mocno przy tym ściskając, jakbym chciał za chwilę udusić. 
- Nao..ki... Puść...
- Puszczę. Gdy tylko przestaniesz oddychać - rzekłem ze stoickim spokojem, po czym zbliżyłem swoje usta do jego ucha i syknąłem jadowicie: - Wejdź jeszcze raz do mojego pokoju i spróbuj chociaż zbliżyć swoje łapy do moich prywatnych rzeczy, a nie skończy się na ubraniach. Zrozumieliśmy się?
- Jasne, jak słońce i księżyc! 
- No, cieszę się, że się dogadaliśmy! - zawołałem już radośnie, po czym wyszedłem żwawym krokiem z pokoju. Na korytarzu zatrzymałem się jednak w pół kroku i krzyknąłem: - Ubrania są na strychu, powodzenia w szukaniu!
 Uhm... Mamo... - Rozpocząłem próby poskromienia mojej rodzicielki. - Mamo przestań. Tak ma być. One mają być rozczochrane.
- Ale wyglądasz jakbyś nigdy nie widział grzebienia. - Upierała się przy swoim.
- Ale tak ma być mamo. - Powtórzyłem i wyrwałem się z jej uścisku.
- Wyglądasz świetnie. - Stwierdziła, dając za wygraną. - Bardzo się nad tym napracowałeś.
- Dziękuję, mamo. No... Myślę, że dwie zarwane noce to nie jest wcale tak dużo. - Uśmiechnąłem się do niej i skierowałem w stronę drzwi. - Pa mamo. Dzięki za wszystko.
- No pa skarbie. Baw się dobrze. - Dodałam i przytuliła mnie mocno.
- Mamo... Nie jestem już dzieckiem. - Wyswobodziłem się z jej objęć i otworzyłem drzwi. - TAMOTSU! WYCHODZĘ! - Krzyknąłem w stronę pokoju brata.
- CZEKAJ! - Zawołał i po chwili słyszałem jego ciężkie kroki na schodach. Zaraz potem stał już przede mną tarmosząc mnie po włosach. - Baw się dobrze dzieciaku. Tylko nie szalej zbytnio tygrysie, bo nie masz wystarczająco dużego łóżka. - Powiedział i mruknął do mnie porozumiewawczo.
- Zamknij się się Tamo! - Warknął speszony i cały czerwony.
- No przecież sobie żartuję mały. Ale tak poważnie, to spróbuj nie zrobić z siebie ofiary.
- Niczego nie będę obiecywał bez mojego adwokata. - Powiedziałam i wyszedłem na zewnątrz, udając się w kierunku szkoły.
Podniósł wzrok i spojrzał zadziornym wzrokiem na czarnowłosą piękność. Wyprostował się powoli i uśmiechnął się szeroko, podając jej dłon. Rima delikatnie ją ujęła, odwzajemniając jego uśmiech, zarumieniona.
- Chodźmy na podbój parkietu! - zawołał wesoło i nią zakręcił wokół osi.
Nie miał zamiaru źle się bawić, tylko szaleć tyle, ile może. W koncu bale w szkole trafiają się rzadko.
Czarnowłosa dziewczyna cichutko weszła na salę. Ubrana była w czarną suknię do ziemi, która gdzieniegdzie była mocno posypana brokatem. Z tyłu na plecach sterczały sztuczne, również czarne i posypane lekko brokatem smocze skrzydła, a twarz przysłaniała czarna maska na kształt smoczego pyska. Na ramieniu siedziała miniaturowa, żywa wersja na podstawie, której robiła strój. Stanęła nic nie mówiąc z boku i patrzyła na tańczących.
- Czyżbyś planował zostać królem balu? - zaśmiałam się, jednak nie zdążył odpowiedzieć, gdyż kochana babcia dobrała się do aparatu. 
- Zróbcie mi tę przyjemność i dajcie zrobić sobie zdjęcie. -uśmiechnęła się promiennie, po czym zrobiła z pięć zdjęć starych aparatem na kliszę. Nie lubiła tych cyfrowych, niestety. - No a teraz bawcie się dobrze! -powiedziała na pożegnanie, mrugnęła chyba do Jacka i poszła na górę. Zmrużyłam oczy, ale nic nie odpowiedziałam.
- Pięknie wyglądasz - skomentował szatyn, gdy tylko mnie ujrzał. 
- Oh, dziękuje - dygnęłam w lekkim ukłonie, unosząc kąciki ust ku górze. - Za to pan również wygląda niczego sobie. 
- Tylko "niczego sobie"? - przekomarzał się ze mną. 
- Mhm - mruknęłam pod nosem, przymrużając lekko oczy. - Jednak, książę, w tym dniu musisz się bardziej postarać, aby zdobyć serce damy. 
- Rozumiem, czyli już mam ułatwione zadanie - uśmiechnął się szatańsko pod nosem. Spojrzałam się na niego niezrozumiale, a ten złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie, obejmując w pasie. 
- Biorąc pod uwagę mój pociągający wygląd, oraz sam fakt, że i tak nie mogłabyś mi się oprzeć, cóż, Keyli... Wygrywam. 
- Phi, jeszcze zobaczymy! - naburmuszyłam się, jednak po chwili zaśmiałam się cicho. - Lepiej już chodźmy, bo się spóźnimy.
- Idiota!- podsumowałem go, rozmasowując obolałą grdykę, którą przed chwilą bezlitośnie uciskała się w kołnierzyk. Hej ho do trumny go położę! Hej ho, zanim wieko zamkną, to w twarz przyłożę, heeej hoo…!
Westchnąłem ciężko i ruchem chodzącego nagrobka dotarłem do chwalebnych drzwi od strychu.
- Dzięęę… ęęędobrynooo… - zaskomlałem, zapuszczając żurawia do ciemnicy. Mhrrok, zUo i dewiancja. Po zmroku miejscówka idealnie pasuje do horrorów Spielberga, brakuje tylko stada nietoperzy z piskiem atakujący moją przestraszoną osobę. 
Nacisnąłem taki pseudo- przestarzały guziczek, który sprawił, że jedyna samotnie zwisająca żaróweczka zamigotała słabym światłem, rozjaśniając pomieszczenie.
- No bez jaj! Nie znajdę tego do końca żywota.- popadłem w histerie, uświadamiając sobie, jakie to wielkie, zagracone i zakurzone.
- Pośpiesz się tam!- zawołał Naoki z jawną drwiną w głosie.
Miałem już oszczeknąć, że jak się nie zamknie to zrobię mu krzywdę, gdy nagle poczułem jak coś z impetem upada na moją głowę. Pisnąłem zrywając sobie struny głosowe, głupkowato zakrywając oczy dłońmi. Typu zabawy małego dzieciaka w chowanego „-Mnie tu nie ma.”
Roztrzęsiony odsłoniłem jedną dłoń, by zobaczyć, kto zamówił mnie na wynos. I ujrzałem… Wieszczadło, wesoło uderzające końcówką ogona o ziemie i spoglądając miną „Ja niewinny!”
- Nie strasz papci. Wiesz, że mam słabe serducho.- wyzipiałem rozmasując nawalające w żebra serce. Gadzina zasyczała, gwałtownie wymachując ogonem… wskazując na sporej wielkości pudło.
- Jesteś geniuszem!- pogłaskałem go po głowie w nagrodę, gdy okazało się, ze w pudle znajduje się nic innego, jak mój strój. 
- Długo tam?- Naoki się już niecierpliwił. 
- Już idę!- odpowiedziałem, szybko pozbywając się falbaniastej kiecy.
Ze wszystkich stron uderzył mnie ogromny huk i hałas. Muzyka grała chyba na maksa, raniąc moje nieprzyzwyczajone do takich dźwięków uczy. Słyszałam wrzaski uczniów, próbujących przekrzyczeć piosenkę, aby się ze sobą porozumieć. Byłam pewna, że zaraz ogłuchnę. Na domiar złego, kiedy tylko zgasło światło, pojawiło się miliony innych kolorowych rozbłysków, całkowicie mnie oślepiając i dekoncentrując.
Tłum był tak gęsty, że prawie nie można było się ruszyć. Zgniatana ze wszystkich stron, czułam się jak w klatce. Do tego dostałam chyba klaustrofobii.
Gdzie nie gdzie pojawiły się kłęby białej mgły, które całkowicie pozbawiły mnie wszystkich zmysłów. Czułam się jak dzikie zwierzę, które nagle pojawiło się na ulicach ruchliwego miasta. Byłam pewna, że zaraz oszaleję.
Złapałam się za głowę, próbując odciąć się od otaczającego mnie chaosu. Tracą całkowicie orientację, upadłam na kolana, modląc się, żeby nikt mnie nie stratował.
Razem z Kasem znaleźlismy się w samym środku tego tłumu. Rozejrzałem się wokół, chcąc ogarnąć co nie co sytuację. Ludzi było tyle, co na chińskim targu. Muzyka dudniła w uszach, a wszyscy przepychali się między sobą, chcąc znaleźć najlepsze miejsca. Złapałem Kasa za rękaw, chcąc przywrócić do porządku, gdy znikał mi już gdzieś z pola widzenia i pociągnąłem za sobą. 
- Ej, Nekuś, pacz! - krzyknął mi tuż przy uchu, wskazując palcem pośród ludu. Wytężyłem wzrok, prawie, że stając na palcach. Dopiero po chwili ujrzałem tam skuloną sylwetkę białowłosej dziewczyny. 
- Koroshio... - wyszeptałem niby do siebie. 
- Chodź, tygrysie! - zaśmiał się Kasene, tym razem to on wpraszając mnie w tłum i torując sobie drogę łokciami. 
Po chwili, gdy dotarliśmy wreszcie cudem do Koroshio, złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z tłumu.
Stałam jeszcze przed bramą szkoły. Walczyłam sama ze sobą, by stawić jeszcze jeden krok. Coraz głośniejsza myśl wołała do mnie: 'idź stąd, nie masz czego szukać, tylko się ośmieszysz przed wszystkimi". Cóż, gdyby Keyli się mnie nie zapytała i mnie nie namówiła do przyjścia na pewno siedziałabym w domu. Obiecałam, więc muszę.  
Jak jakiś duch przekroczyłam drzwi szkoły. Od razu dało się słyszeć dudnienie, głośną, stłumioną muzykę. Już od wejścia było trochę duszno, a co dopiero głębiej. Z daleka widziałam ruszające się cienie. Chociaż ledwo co było coś widać i tak z łatwością było rozpoznać ruszające się cienie. Było ich dużo. Za dużo. 
Od razu wcięła mnie panika. Ręce trzęsły mi się okropnie, na zmianę robiło mi się zimno i ciepło, nie mogłam opanować oddechu. Bez zastanowienie pobiegłam w stronę ubikacji. Tam próbowałam uspokoić rytm serca, zmienność temperatury. Spojrzałam na lustro. Nawet się tego nie spodziewałam. Przede mną nie stała ta dziewczynka, co znana była na przerwach, siedząca gdzieś w kącie. Oto w lustrze była dziewczyna z wiankiem białych kwiatów, z kręconymi, rozpuszczonymi włosami, zielonej masce, zielono-żółtej sukience. Oto efekty pracy mojej starszej siostry, Rosalie. Tylko jedna rzecz jej się nie podobała, a mianowicie tyle makijażu na twarzy.  Z trudem się powstrzymywała, aby go nie zmyć. Obiecała siostrze, że tego nie zrobi więc cóż... musi się dostosować. 
Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w obcą dziewczynie w lustrze, po czym "poszła na rzeź". Szczerze nie miała co tu robić, i tak nikt z nią nie bd chciał tańczyć, co dopiero pogadać. Znajdzie sobie jakiś kąt, może uda się, że będzie jakaś wolna ławka i przeczeka tę całą mękę.
- To co Tatsuya? Robimy wejście smoka, czy wejdziemy jak cywilizowani ludzie? - Zapytałem samego siebie, gapiąc się na drzwi. - Może lepiej wejdźmy normalnie, bo nas wezmą za totalnych idiotów. Zresztą nie chcemy stać się ofiarami już pierwszego dnia. Przecież obiecaliśmy coś Tamotsu. - Pokręciłem przecząco głową. - Może ty tak, ale ja mu nic nie obiecałem, ale chyba masz rację. Może chociaż przez tydzień uda nam się nie rzucać w oczy. - Dodałem i lekko pchnąłem drzwi, wchodząc do środka.
Już od progu uderzył mnie hałas i duchota panująca w budynku. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłem na tłumy ludzi, poprzebieranych za nie wiadomo co i robiących nie wiadomo jakie rzeczy.
- W coś my się wpakowali, Tatsuya?
Stała przy ścianie wpatrując się w tańczących. Nikt jak na razie nie prosił jej do tańca. Nie wiedziała, czy się z tego cieszyć czy nie. Chciała tańczyć, ale i zarazem nie. I weś się tu zdecyduj. W oddali zobaczyła Rimę. Ta tańczyła z kimś, ale przez tłum nie mogła dojrzeć z kim.
Musiałam przyznać, że Jack był całkiem niezły w tańcu. Jeszcze ani razu nie nadepnął mi na but, za to coraz czułam, że wiruję wokół niego. Od tego aż kręciło mi się w głowie. Widziałam tylko twarz Jacka i migoczące światełka. Trzeba było przyznać, że szkoła się postarała. W dekoracjach dominowały trzy kolory : biały, niebieski i jasny zielony. Biały zapewne symbolizował śnieg i przebiśnieg, pierwszy wiosenny kwiat, niebieski-zimę, zaś jasny zielony-młodą wiosnę. Światełka również były w tych kolorach. Po ziemi walały się serpentyny i coraz jakiś balon tracił swój żywot. 
Razem z Chrisem weszliśmy do wielkiej sali, przepełnionej tłumem ludzkich mas, które skakały wesoło, to tu, to tam w rytm muzyki. Patrzyłam na to wszystko jak zaczarowana, a w oczach błyszczały mi wesołe iskierki. 
- Nieźle, szkoła się postarała - skomentował szatyn, przybliżając usta bliżej mojego ucha, abym mogła go usłyszeć. Kiwnęłam tylko potwierdzająco głową, szukając w tłumie znajomych twarzy. 
Wślizgnęłam się bardziej w tłum, rozglądając wokoło. W ten ujrzałam niby znajomą mi postać, jednak tak jakby nie do końca. Podeszłam do niej, a postacią okazała się być Reb. Wyglądała naprawdę ślicznie. 
- Rebi! - zawołałam wesoło. - Świetnie wyglądasz. Jak ci się podoba na balu? hm? O, patrz tam jest Amika! Chodź, przywitamy się! - nim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, pociągnęłam ją za rękę, prowadząc za sobą. 
Gwałtownie torowałem nam drogę przez tą paradę nienormalnych. Gdzie się nie spojrzało, tam kręcili się ludzie i nieludzie, w sensie jakieś potwory i spółka. Weźmy chociażby takiego kolesia w stroju Kubusia Puchatka, albo pannę w ponętnym lateksowym stroju, która dobrze mogłaby być jej drugą skórą. Dorzućmy jeszcze Kapitana Haka, jakiegoś bambusa i inne księżniczki.
Zgroza. Masakra i remiza do śląskich szlagierów.
 Po chwili jakimś tam cudem dopchałem się do stołów pod ścianą, uginających się wręcz pod nadmiarem cuksów, ciasteczek, ciastek i innych pierników oraz baniaków z wodą. 
- Nic ci nie jest?- zapytałem, podając Koroshio, kubek z wodą.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia co  się wokół mnie dzieje. Nie byłam nawet pewna, co dzieje się ze mną.  Nagle wszystkie moje zmysły się wyostrzyły, doprowadzając mnie to  szaleństwa. Moje źrenice zwężyły się w wąskie szparki, jak u kota, a zęby wydłużyły i wyostrzyły.
Wtedy poczułam jak czyjaś dłoń, łapie mnie za rękę i siłą ciągnie za  sobą, tratując po drodze innych uczetników balu. Nie miałam siły, żeby mu się sprzeciwić, więc pozwoliłam się wyciągnąć w tłumu.
Kiedy dotarliśmy w jakieś bardziej ustronne i cichsze miejsce, wyrwałam dłoń z uściku nieznajomego. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę, wytrącając kubek z ręki innemu chłopakowi, stojącemu obok. Warknęłam na nich obnażając białe kły. Dopiero po chwili dotarło do mnie kim są dwie postacie.
- Na-oki... Kas... - Wyjąkałam, powoli się uspokajając.
-A kogo innego się spodziewałaś, piękna? - zagadnąłem zaczepnie, jednak widząc bladą twarz dziewczyny i ogólne zdezorientowanie całą sytuacją, wiedziałem, że dla niej nie będzie to miły wieczór. Znów złapałem ją za rękę i pociągnąłem lekko za sobą, przy okazji łapiąc kubek wody i Kasa, który o mało co nie zgubił się i nie został zmolestowany przez Spidermana. Wyprowadziłem dwójkę na mały "taras", gdzie przynajmniej można było odetchnąć świeżym powietrzem.
Siedziałam na ławce, nie wiedząc co robić. Wpatrywanie się na tańczących było wprawdzie przyjemne, ale po jakimś czasie stawało się to nudne. Potem zaś poczułam smutek, bo kto by chciał ze mną tańczyć. Jedynie pocieszałam się myślą, że nie jestem jedyną osobą, co "podpiera ściany".  
    Rozglądałam się po ludziach po raz "enty", jednak nic takiego się nie zmieniło. Te osoby co tańczyły, to tańczyły lub zmieniły pozycję, bądź partnera do tańca, a te, co stały to tylko rozmawiali ze sobą lub jedli, pili... Właśnie, rozmawiali. Ja nie miałam do kogo zagadać. Większość ludzi w maskach w ogóle nie rozpoznawałam w ich strojach. A po za tym nawet gdybym skądś jakąś osobę kojarzyła, to bym i tak nie zagadała. Taka jestem, cóż. 
  Wtem przez tłum przebijała się jakaś dziewczyna, w długiej, czarnej sukience. Podobnie jak ja miała falowane włosy, a kwiat wpięty w jej włosy idealnie pasował do reszty stroju. Gdy powiedziała moje imię, od razu ją rozpoznałam. 
  -O, cześć Keyli!-odpowiedziałam radośnie, ale nie zdążyłam nic więcej, bo złapała mnie za rękę i poszłam, albo raczej pobiegłam za nią. Gdy zbliżałyśmy się z daleka ujrzałam dziewczynę w czarnej, długiej sukience i wielkimi skrzydłami. Wyglądała piorunująco. 
  -Amikaa!-krzyknęła Keyli na cały regulator, próbując się przebić przez ryczące głośniki.
-O cześć.- powiedziałam zaskoczona. Ściągnęłam maskę tylko na chwilę, bo nieco mnie uwierała, ale gdy Keyli i Reb do mnie podeszły z powrotem ją założyłam. Wyglądały oszałamiająco i chyba lepiej niż ja. No cóż nie jestem perfekcyjną krawcową.
-Ładne stroje.- powiedziałam wesoło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz