"I hate feeling like this
I'm so tired of trying to fight this
I'm asleep and all I dream of
Is waking to you
Tell me that you will listen
Your touch is what I'm missing
And the more I hide I realize
[...]
I hate living without you
Did wrong to ever doubt you
But my demons lay in waiting
I'm so tired of trying to fight this
I'm asleep and all I dream of
Is waking to you
Tell me that you will listen
Your touch is what I'm missing
And the more I hide I realize
[...]
I hate living without you
Did wrong to ever doubt you
But my demons lay in waiting
Tempting me away"
Ciemno... Była to pierwsza myśl jaka przebiegła mi po głowie. Dookoła mnie nie było nic oprócz bezgranicznej i pochłaniającej wszystko ciemności. Nie widziałam nawet własnych włosów, które zwykle wyróżniały się w mroku. Zaczęłam się rozglądać dookoła, próbując cokolwiek zobaczyć, ale na próżno.
Pomimo tej wszechobecnej ciemności, nie bałam się. Nie czułam ani odrobiny strachu, wręcz przeciwnie. Całe moje ciało było wypełnione najprzyjemniejszymi emocjami, jakie może odczuwać człowiek. Szczęście. Radość. Ekscytacja. Zaufanie. Spokój. Błogość. Euforia. Miłość.
Jedyną rzeczą, która mogła zakłócić ten wyjątkowy stan, był nieznośny stukot kół pociągu, pędzącego po szynach. Ale dla mnie ten hałas był prawie niezauważalny.
Przejechałam dłonią po szorstkim drewnie, który służył za podłogę wagonu, natrafiając kilkakrotnie na suche badyle siana. W pewnym momencie poczułam czyjąś ciepłą dłoń, która tak nagle jak się pojawiła, tak nagle zniknęła, żeby zaraz znaleźć się na wierzchu mojej i mocno ją ścisnąć. Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło, a serce zaczęło bić mocniej.
- Nie martw się. Wciąż tu jestem. - usłyszałam głęboki, męski głos, który był dla moich uszu najpiękniejszą melodią. - I nie zamierzam zniknąć. Obiecuję.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło. - powiedziałam, próbując w tych ciemnościach odnaleźć tak bardzo mi bliską i ukochaną twarz.
- Za jakąś godzinę będziemy na miejscu... Jesteś gotowa? - zapytał chłopak, a ja poczułam, jak jego silne ramię mnie obejmuje, przysuwając bliżej do siebie i czule przytulając.
- Jak zawsze - powiedziałam, uśmiechając się do niego, choć i tak wiedziałam, że nie mógł tego dostrzec.
W tym samym momencie usłyszałam cichy zgrzyt zasuwanych drzwi, a zaraz potem ogłuszył mnie mroźny wiatr, który nagle wtargnął do wagonu. Razem z nim pojawiło się delikatne światło księżyca w pełni, które odrobinę oświetliło wnętrze, pozwalając zobaczyć coś więcej niż tylko gęste ciemności.
Mój wzrok szybko natrafił na siedzącego obok mnie chłopaka, o kilkanaście centymetrów wyższego ode mnie. Jego długimi, czarnymi jak noc włosami, targał porywisty wiatr, zasłaniając jego twarz. Po chwili zwrócił swoją głowę w moją stronę, a ja w końcu mogłam zobaczyć jego cudowne blado błękitne oczy, których tęczówki były tak jasne, że prawie białe. Chłopak obdarzył mnie najpiękniejszym na świecie uśmiechem i jeszcze mocniej przytulił.
- Nie bój się. Nic Ci się nie stanie. Jakby coś poszło nie tak, to ja oberwę najbardziej.
- I tylko tego się właśnie boję. - powiedziałam, dotykając prawą dłonią jego zimnych policzków.
Ujął moją rękę w swoją i przyłożył ją do ust, delikatne całując. Opuścił ją z powrotem i spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku.
- 10... 9... 8... - zaczął cicho odliczać pod nosem. - 7... 6... 5... - mówił coraz głośniej - 4... 3... 2... 1... - z powrotem zwrócił swoją twarz w moim kierunku - Wszystkiego najlepszego Wagabundo! - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Spełnienia wszystkich marzeń. - dodał odrywając się ode mnie.
- Ale moje wszystkie marzenia się już spełniły. - powiedziałam z powrotem się w niego wtulając - Niczego już więcej oprócz Ciebie do szczęścia nie potrzebuję. - po tych słowach poczułam jak pod czarnym, mocno zużytym T-shirt'em jego serce zabiło mocniej.
- Wyglądasz naprawdę pięknie w tej sukience. - powiedział głaskając mnie po włosach.
- Tylko w tej sukience? Myślałam, że zawsze ładnie wyglądam. - przekomarzałam się z chłopakiem, który zaśmiał się krótko.
- Tak... Oczywiście, że zawsze wyglądasz najpiękniej. Nawet w moim dziurawym swetrze wyglądasz jak księżniczka. Tylko... Po prostu w tej sukience, z rozwianymi przez wiatr włosami i twarzą oświetloną światłem księżyca wyglądasz jak... - zamyślił się nad dokończeniem zdania.
- No jak? - szturchnęłam go zniecierpliwiona.
- Chciałem powiedzieć jak anioł, ale byłoby to nie na miejscu. - powiedział rozbawiony.
- Czemu nie na miejscu? - oburzyłam się podnosząc głowę.
- Bo ty jesteś aniołem. - powiedział łapiąc mój podbródek w dwa palce i głaszcząc mnie po policzku - Najprawdziwszym aniołem. - dodał kładąc swoją dłoń na moje głowie i przysuwając ją do swojej piersi - Moim aniołem stróżem.
- Dziękuję za sukienkę - powiedziałam po chwili milczenie i jeszcze mocniej go przytuliłam - Jest prześliczna. Musiała dużo kosztować. - dodałam patrząc jeszcze raz na misternie wykonaną sukienkę w odcieniu moich włosów.
- Wszystko co najlepsze dla Ciebie. W końcu to Twoje urodziny. Chociaż raz możemy poszaleć. - powiedział i oparł się wygodnie o ścianę wagonu i przymknął lekko oczy.
Leżałam wtulona w jego silne ramiona, które dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Pod palcami, czułam ciepło jego ciała, przepływające do mojego i rozlewające się po nim. Przy uchu słyszałam rytmiczne bicie jego serca, a każde jego uderzenia, czyniło mnie szczęśliwszą. Nic nie mogło zniszczyć tej pięknej chwili.
Niespodziewanie pociąg zaczął zwalniać. Chłopak otworzył z zaskoczeniem oczy i podnosząc się do siadu, rozglądał się niespokojnie dookoła.
- Dlaczego zwalniamy? Przecież to jeszcze nie Nevermind... - powiedziałam do chłopaka, patrząc na niego pytającym wzrokiem.
- Nie wiem, ale nie podoba mi się to. - zsunął mnie delikatnie z siebie i podszedł do otwartych drzwi wagonu. Wyjrzał ostrożnie na zewnątrz. Po chwili, zasunął ciężkie drewno, a w wagonie znów zapanował mrok.
Pociąg się zatrzymał.
- Eren? - powoli zaczynałam wpadać w histerię - To tylko jakaś usterka, tak? Zaraz to naprawią i ruszymy dalej, prawa? - zapytałam drżącym głosem i zaczęłam po omacku szukać mojego ukochanego.
- Tak... Znaczy... - poczułam jak ktoś mnie łapie i podnosi z ziemi - To na pewni tylko jakaś usterka. - szepnął mi do ucha i pocałował w czubek głowy.
Do naszych uszu dotarł głośny huk, odsuwanych drzwi, kilka wagonów dalej.
- Eren! - szepnęłam, kurczowo łapiąc się jego koszulki.
- Wszystko będzie dobrze. - powiedział i złapał mnie za nadgarstek - Musimy iść. - pociągnął mnie na ziemię i zaczął szukać dłońmi coś na podłodze, gwałtownie odsuwając snopy siana. - Jest! - zawołał z triumfem. Zaraz potem w wagonie znów pojawiło się światło, choć nie tak jasne jak poprzednio. Pierwszą rzeczą jaką ujrzałam był Eren pochylający się nad jakąś dziurą w podłodze. Mój mózg pracował na zwolnionych obrotach i dopiero po dobrych kilku chwilach, zrozumiałam czym jest owy otwór. Klapa. Eren wszystko dokładnie przemyślał i przewidział każdą sytuację.
- Chodź. - zawołał i zeskoczył na dół - Pomogę Ci. - powiedział i kiedy zsuwałam się w dół, złapał mnie pod boki, abym lekko wylądowała na torach.
- I co teraz? - zapytałam najciszej jak potrafiłam, kiedy oboje leżeliśmy już pod wagonem pociągu.
- Musimy się schować. - zaczął się wyczołgiwać między kołami wagonu, poza tory.
- Czekaj na mnie. - powiedziałam cicho i ruszyłam za nim.
Bo pokonaniu krótkiego dystansu, przeturlaliśmy się przez śnieg, do pobliskiego rowu, który była jak na razie najlepszą i jedyną kryjówką.
- Co dalej? - zapytałam bliska łez - Przecież nie możemy tutaj zostać wiecznie. W końcu nas znajdą. - po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Nie płacz - powiedział czule, ocierając kciukiem kroplę z mojego policzka - Wszystko będzie dobrze. Widzisz tamto pole. - zapytał wskazując palcem na dużą otwartą przestrzeń, kilka metrów od nas.
- Tak. - wyszeptałam.
- Zaraz za nim jest las. Musimy się tam jak najszybciej dostać. - pokiwałam tylko lekko głową na potwierdzenie - Zaczekaj tu. Sprawdzę, czy jest bezpiecznie. - powiedział i zaczął się wstawać z pozycji leżącej.
- Eren... - złapałam go za skrawek kurtki.
- Wrócę... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć zdania.
- Uważaj na siebie... Nie zostawiaj mnie ... Proszę...
- Obiecuję. - powiedział i na pożegnanie dał mi buziaka w nos. Po chwili zniknął mi z oczu.
Leżąc tak na zmarzniętej ziemi i czekając na powrót chłopaka, każda sekunda wydawała mi się wiecznością. Dookoła słyszałam przytłumione rozmowy ludzi i ich kroki na śniegu, które z każdą chwilą były coraz bliżej mnie. Oprócz najbliższych zasp śniegu, nie mogłam zobaczyć nic więcej.
Gdybym mogła tylko choć trochę oświetlić to miejsce. Pomyślałam, kuszona perspektywą stworzenia choć malutkiego źródła światła. Nie mogę. Szybko cofnęłam rękę, która zaczęła już lekko lśnić. Zdradziłabym im swoje położenie. Od razu by mnie znaleźli i złapali.
Odrzuciłam ten głupi pomysł i zajęłam się kwestią braku Eren'a. O wiele za długo go nie było. Co jeżeli... Pomyślałam i aż zakryłam usta w rozpaczy, nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli.
Muszę po niego iść... Pomyślałam. Ale co, jeżeli go nie złapali, ale nie może się do mnie dostać. Może nie powinnam się stąd ruszać i czekać na jego powrót.
Moje wewnętrzne dylematy przerwał nagły, ale cichy szmer. Moje serce zaczęło szybciej bić ze strachu. O nie... Znaleźli mnie. Wpadłam w histerię i byłam już gotowa zerwać się na równe nogi i uciekać ile sił w nogach. Wtedy przez głowę przemknęło mi imię. Eren. Przecież go tu tak nie zostawię i...
Szelest stał się głośniejszy i wyraźnie bliższy. Poczułam jak ktoś mnie łapie za rękę. Już miałam zacząć krzyczeć, kiedy czyjaś chuda dłoń zakryła mi usta.
- Ciiiiiiii... Spokojnie... - usłyszałam kojący szept przy uchu - To tylko ja.
Wyrwałam się z uścisku chłopaka i ze łzami w oczach rzuciłam mu się na szyję.
- Tak się bałam... Bałam, że coś Ci się stało - szeptałam mu do ucha, mocząc jego czarną koszulkę.
- Już dobrze. Jestem tu. I nic mi nie jest. - przytulił mnie mocno i otarł łzy z twarzy - Ale teraz musimy stąd iść. Zanim się zorientują, że nie ma nas w pociągu. - mówiąc to odsunął się ode mnie - Jesteś gotowa?
Kiedy pokiwałam twierdząco głową, przede mną stanął wielki, czarny basior o oczach w kolorze światła księżycowego. Sama zmieniłam swoją ludzką postać na zwierzęcą, stając się białym rysiem, o czarnych jak noc oczach.
Po chwili biegliśmy przez śnieżne zaspy leżące na polu, kierując się w stronę lasu. Za sobą usłyszeliśmy krzyki ludzi, a po chwili oślepiły nas sztuczne światła latarek. Przyśpieszyliśmy.
Nagle poczułam jak śnieg pod moimi łapami się zapada, a ja sama spadam gdzieś w dół. Zdezorientowana uderzyłam głową i zamarzniętą ziemię. W głowie mi zahuczało, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ani co się dzieje. Jedyne, czego byłam pewna, to, że powinnam dalej uciekać, ale nie mogłam.
Gdzieś nad sobą usłyszałam głośne ujadanie psa. Nie. Nie psa. Wilka. Podpowiadała mi podświadomość. Wciąż nie wiedząc co się dzieję, spojrzałam w górę. Nade sobą zobaczyłam czarny pysk zwierzęcia, który po chwili zmienił się w twarz wściekłego i przerażonego chłopaka.
- Nic Ci nie jest? - zapytał niecierpliwie.
Chciałam mu powiedzieć, że wszystko ze mną w porządku, ale zamiast swojego głosu, usłyszałam tylko koci pomruk. Zorientowałam się, że wciąż jestem rysiem i z powrotem przybrałam swoją prawdziwą formę.
- Nie. Znaczy... Tak myślę. - krzyknęłam.
- Cholerni kłusownicy - zaklął do siebie - Złap mnie za rękę. Szybko. - zawołał i wyciągnął w moją stronę wychudłą dłoń.
Dopiero wtedy dotarło do mnie gdzie jestem. Wpadłam do głębokiego na jakieś trzy metry dołu, wykopanego prawdopodobnie przez kłusowników i przeznaczonego na leśną zwierzynę.
Znów usłyszałam głosy ludzi, które z każdą chwilą były coraz bliżej. Zrozumiawszy co się dzieje, przestraszona, próbowałam dosięgnąć ręki bruneta. Po kilku nieudanych podskokach, w końcu nasze dłonie się spotkały i złapały w mocnym uścisku.
- Mam Cię - zawołał z triumfem i zaczął mnie wciągać na górę.
Kiedy w końcu wyszłam z dołu, zauważyłam jak drugą ręką, Eren wysyła w stronę biegnących do nas ludzi, którzy byli już naprawdę blisko, płonące pociski. Szybko wstałam ze śniegu, gotowa do dalszej ucieczki. Kątem oka, zobaczyłam jak coś zalśniło w ręce jednego z mężczyzn. Wszystko działo się tak szybko. Jakby czas postanowił nagle przyśpieszyć, nie dając nam jakiejkolwiek szansy.
Mężczyzna podniósł wyżej ręce, kierując je w moim kierunku. Ciemność nocy przeszył głośny huk, a w mroku pojawił się nikły błysk, który zniknął tak szybko, jak się pojawił. I wtedy widok mężczyzny zasłoniły mi plecy ukochanego.
Czas, jakby zmęczony tym nagłym przyśpieszeniem, zatrzymał się.
Eren zachwiał się i stracił równowagę. Poleciał do tyłu, prosto w moje ramiona. Zaskoczona tą sytuacją, o mało sama nie upadłam na ziemię, chwiejąc się pod ciężarem chłopaka. Spojrzałam na niego i krzyknęłam w panice. Na jego koszulce pojawiła się szkarłatna plama krwi, która z każdą chwilą się powiększała.
- EREN! - krzyknęłam z oczami pełnymi łez.
Ostrożnie położyłam chłopaka na śniegu.
- Eren! - krzyknęłam jeszcze raz, nie wiedząc co mam robić.
Po mojej twarzy zaczęły płynąc łzy. Przyłożyłam dłonie do jego piersi i używając swojego "talentu", próbowałam uzdrowić jego ranę. Pod palcami czułam słabe bicie jego serca, które z każdą chwilą biło coraz wolniej.
Brunet powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie swoimi blado-błękitnymi tęczówkami.
- To nic nie da. Uciekaj. - wyszeptał.
- Nie zostawię Cię tu! - powiedziałam stanowczo, a moje łzy zaczęły skapywać na jego bladą jak otaczający nas śnieg twarz.
- Nie rozumiesz. Uciekaj! - powtórzył swój rozkaz nieco głośniej.
- To ty nie rozumiesz. Nie zostawię Cię! NIGDY! Kocham Cię! - zaczęłam się na niego wydzierać.
Z oczu chłopaka zaczęły płynąć łzy, ale wciąż uśmiechał się do mnie. Resztkami sił podniósł do góry dłoń i dotknął nią mojego mokrego od płaczu policzka.
- Ja też Cię kocham mój Aniele. Zawsze Cię kochałem. Odkąd tamtego dnia postanowiłem sobie, Cię chronić... Za wszelką cenę. I... Zawsze będę Cię kochać... Tam też. - dodał nie przestając się uśmiechać.
- Przestań! Słyszysz?! Nie mów tak! Nic Ci nie będzie! Rozumiesz?! Nie umrzesz! - krzyczałam próbując przekonać bardziej samą siebie niż jego.
- Cii... Nie płacz. Obiecaj mi, że bez względu na wszystko, będziesz na siebie uważać. - powiedział, a z jego ust zaczynał znikać uśmiech.
- Eren...
- Obiecaj mi to! - prawie krzyknął.
- Obiecuję.
- Uwalniam Cię mój Aniele. Zostań czyimś stróżem. - mówił, a te wyjątkowe iskierki w jego oczach, zaczęły gasnąć - Teraz ja będę Twoim Aniołem... Koroshio...
Chłopak zamknął oczy, a jego dłoń zwiotczała i zsuwając się po mojej twarzy upadła na ziemię.
- Eren... Eren... - zaczęłam szturchać chłopaka - Eren obudź się. Słyszysz? Eren! Obiecałeś mi, pamiętasz? Obiecałeś mi, że będziesz na siebie uważał! Że mnie nie zostawisz!!! - krzyczałam przez łzy - Nie zostawię Cię tu. - wyszeptałam i pocałowałam go w zimne czoło.
Powoli wstałam z ziemi. Moje ręce i jak i sukienka były pokryte jego krwią. Pozwoliłam ostatnim łzom wypłynąć z oczu, po czym zamknęłam je. Dookoła mnie pojawiło się jasne światło. Włosy zaczęły jaśnieć i wydłużać się aż do samej ziemi. Sukienka zalśniła, znów będąc śnieżnobiała i lekko zmieniając swój wygląd. Z moich pleców, poczęły wyrastać wielkie, pierzaste skrzydła jak u anioła.
Podeszłam bliżej do leżącego Eren'a, nie dającego żadnego znaku życia, z zamiarem zabrania go stąd, jak najdalej. I tedy noc przeszył kolejny huk. W prawym skrzydle i ramieniu poczułam ogromy ból, który był nie do zniesienia. Krzyknęłam i odruchowo złapałam się za ramię. To było dla mnie za dużo.
Zaczęłam stracić równowagę i po chwili upadłam na puszystą kołderkę białego śniegu. Obraz zaczynał mi się rozmazywać. Resztkami sił podczołgałam się do leżącego kawałek dalej Erena. Złapałam go mocno za rękę.
- Nigdy Cię nie zostawię... Obiecuję... - wyszeptałam i osunęłam się w ciemność.
Gwałtownie usiadłam na łóżko, krzycząc w ciemności jego imię.
- EREN! - ze strachu, przycisnęłam dłoń do ust.
Po mojej twarzy płynęły strużki słonych łez. Cała się trzęsłam, bezcelowo wpatrując się w ciemność. Czułam się taka słaba i bezsilna, jak marionetka, której ktoś obciął sznurki.
Z wielkim trudem zrzuciłam z siebie kołdrę i zsunęłam się z łóżka na podłogę. Siedziałam tak przez chwilę, w kompletnym odrętwieniu. Nagle podniosłam się gwałtownie i skierowałam w stronę biurka. Stanęłam na wprost niewielkiego lustra, wiszącego na ścianie, patrząc na swoje odbicie w nim.
- Eren... - wyszeptałam przez łzy, niepewnie dotykając lustra opuszkami palców... - Obiecałeś mi... Obiecałeś mi, że będziesz na siebie uważał... - zaczęłam napierać na lustro z taką siłą, że coś zaczęło trzeszczeć - Obiecałeś, że wrócisz... OBIECAŁEŚ!!! - krzyknęłam na całe gardło
Zaciskając dłoń w pięść, uderzyłam nią w taflę lustra, rozbijając ją na tysiące kawałków. Szkło rozbryzgało się po całym pokoju, raniąc moje ręce i nogi.. Po chwili, na leżące kawałki lustra, zaczęły skapywać gęste krople krwi.
Bezwładnie upadałam na kolana, nie zwracając uwagi na ból, który przeszył moje nogi, po spotkaniu z ostrymi odłamkami.
- Obiecałeś mi... - popatrzyłam na swoje zakrwawione dłonie - Ale... Obiecałeś też coś jeszcze... - zaczęłam mówić wpatrzona w spływającą po moich palcach krew - Że... Jeżeli coś pójdzie nie tak... To ty... Oberwiesz najbardziej... - zadrżała, a z moich oczu popłynął nowy potok łez.
Zacisnęłam mocno dłonie w pięści, tak, że prawie całe zsiniały.
- DLACZEGO MUSIAŁEŚ DOTRZYMAĆ TEJ OBIETNICY DO CHOLERY?! DLACZEGO EREN?!
Opróżniona z resztek sił, upadłam na podłogę z głuchym hukiem. Dookoła mnie leżały odłamki rozbitego lustra, a moje białe jak śnieg włosy, posklejane były moją krwią.
- Ja też... Nie dotrzymałam obietnicy... - wychlipałam - Obiecałam... Że Cię nigdy nie zostawię... Nigdy... - zamknęłam oczy - Jak mogłam Cię tak okłamać... Przepraszam...
Tamtej chwili, wszystko we mnie umarło... Nie. To wszystko umarło wraz z nim... Teraz już zaczęło się tylko rozkładać i gnić. Czułam, jak zamarzam od środka, chcąc uratować, jeszcze to co możliwe. Śnieg i lód przejmowały moje ciało, kawałek po kawałku, zmieniając mnie w Królową Śniegu.
Krew wokół mnie skrzepła, a łzy na moich policzkach, zmieniły się w małe kryształki lodu. Nie wiem ile tak leżałam, ale w końcu odpłynęłam w zimną i ciemną otchłań koszmarów.
- EREN! - ze strachu, przycisnęłam dłoń do ust.
Po mojej twarzy płynęły strużki słonych łez. Cała się trzęsłam, bezcelowo wpatrując się w ciemność. Czułam się taka słaba i bezsilna, jak marionetka, której ktoś obciął sznurki.
Z wielkim trudem zrzuciłam z siebie kołdrę i zsunęłam się z łóżka na podłogę. Siedziałam tak przez chwilę, w kompletnym odrętwieniu. Nagle podniosłam się gwałtownie i skierowałam w stronę biurka. Stanęłam na wprost niewielkiego lustra, wiszącego na ścianie, patrząc na swoje odbicie w nim.
- Eren... - wyszeptałam przez łzy, niepewnie dotykając lustra opuszkami palców... - Obiecałeś mi... Obiecałeś mi, że będziesz na siebie uważał... - zaczęłam napierać na lustro z taką siłą, że coś zaczęło trzeszczeć - Obiecałeś, że wrócisz... OBIECAŁEŚ!!! - krzyknęłam na całe gardło
Zaciskając dłoń w pięść, uderzyłam nią w taflę lustra, rozbijając ją na tysiące kawałków. Szkło rozbryzgało się po całym pokoju, raniąc moje ręce i nogi.. Po chwili, na leżące kawałki lustra, zaczęły skapywać gęste krople krwi.
Bezwładnie upadałam na kolana, nie zwracając uwagi na ból, który przeszył moje nogi, po spotkaniu z ostrymi odłamkami.
- Obiecałeś mi... - popatrzyłam na swoje zakrwawione dłonie - Ale... Obiecałeś też coś jeszcze... - zaczęłam mówić wpatrzona w spływającą po moich palcach krew - Że... Jeżeli coś pójdzie nie tak... To ty... Oberwiesz najbardziej... - zadrżała, a z moich oczu popłynął nowy potok łez.
Zacisnęłam mocno dłonie w pięści, tak, że prawie całe zsiniały.
- DLACZEGO MUSIAŁEŚ DOTRZYMAĆ TEJ OBIETNICY DO CHOLERY?! DLACZEGO EREN?!
Opróżniona z resztek sił, upadłam na podłogę z głuchym hukiem. Dookoła mnie leżały odłamki rozbitego lustra, a moje białe jak śnieg włosy, posklejane były moją krwią.
- Ja też... Nie dotrzymałam obietnicy... - wychlipałam - Obiecałam... Że Cię nigdy nie zostawię... Nigdy... - zamknęłam oczy - Jak mogłam Cię tak okłamać... Przepraszam...
Tamtej chwili, wszystko we mnie umarło... Nie. To wszystko umarło wraz z nim... Teraz już zaczęło się tylko rozkładać i gnić. Czułam, jak zamarzam od środka, chcąc uratować, jeszcze to co możliwe. Śnieg i lód przejmowały moje ciało, kawałek po kawałku, zmieniając mnie w Królową Śniegu.
Krew wokół mnie skrzepła, a łzy na moich policzkach, zmieniły się w małe kryształki lodu. Nie wiem ile tak leżałam, ale w końcu odpłynęłam w zimną i ciemną otchłań koszmarów.
"I don't wanna live
I don't wanna breathe
'Less I feel you next to me
You take the pain I feel
I don't wanna sleep
I don't wanna dream
'Cause my dreams don't comfort me
I don't wanna breathe
'Less I feel you next to me
You take the pain I feel
I don't wanna sleep
I don't wanna dream
'Cause my dreams don't comfort me
The way you make me feel"
***
Uff... Wreszcie skończyłam... Mam dzieję, że Wam się podobało, a ja osiągnęłam swój wymarzony cel napisania dobrego wyciskacza łez.
Bardzo prosze o zostawienie komentarza. 1 komentarz = 1 plaster dla Koroshio
***
Uff... Wreszcie skończyłam... Mam dzieję, że Wam się podobało, a ja osiągnęłam swój wymarzony cel napisania dobrego wyciskacza łez.
Bardzo prosze o zostawienie komentarza. 1 komentarz = 1 plaster dla Koroshio
To było...takie..no.. było... Wow..
OdpowiedzUsuńZ wrażenia elokwencja pokazała mi środkowy palec. Gdzie moja kwiecistość wymowy? Gdzie kulturalne "azaliż", którego słowa znaczenia nie znam, ale brzmi tak dystyngowanie?
Po prostu emocje zatkały mi gardło i kazały lecieć po chusteczki. Brace Yourselves. The feels are coming. ;-;
Jednym słowem.... Genialne!
...Udało ci się...Napisałaś...Wyciskacz...Łez...
OdpowiedzUsuńPiękna i smutna notka zarazem. Te bolesne wspomnienia które opisałaś są jak te prawdziwe. Czuje jakby to wszystko było takie..realne. Każde twoje zapisane słowo, każdą myśl...miałam w swojej wyobraźni. Urodziny...stały się koszmarem, złym wspomnieniem, bólem pełnym smutku i zawiści...To cudowna notka. Obudziłaś nią uczucia innych. Wrażliwość, którą nie jest łatwo wywołać. Dziękuję. Dziękuję za to, że piszesz na moim blogu. Jestem szczęśliwa, choć czuję się samotnie, jednak jestem szczęśliwa. Czuję to coś w sercu...to uczucie...Po prostu udało ci się. Gratuluję ;*
Ja też się cieszę, że dołączyłam do Twojego bloga ^^
UsuńCzemu czujesz się samotnie? :C
We live, as we dream - alone
UsuńJeju, ja naprawde się popłakałam. Te emocje były tak czysto oddane, miłość Erena i Koroshio. Wszystko widziałam przed oczami. Każda scenę, każdą łze. Pogratulować, notka wyszła Ci świetna :*
OdpowiedzUsuńChyba jestem jakaś bezuczuciowa.
OdpowiedzUsuńZero smutku. Ale genialne! Super!
Ps: Masz plaster :p xD