Pogadaj z nami :D

czwartek, 1 maja 2014

Najgorszy koszmar optymistki

- Chriiiiis, tylko nie tooooo! Będę mieć koszmary... - jęknęłam, rzucając poduszką w roześmianego szatyna. Jakimś dziwnym cudem udało mi się namówić Chris'a, aby wpadł do mnie po szkole. Zazwyczaj wymigiwał się, bojąc, że znów będzie zmuszony do grania roli upośledzonego księcia. Tym razem jednak poszliśmy na pewien kompromis. Wpadnie do mnie pod warunkiem, że razem obejrzymy wybrany przez niego horror. Tak więc pod moją zgodą, oraz jego namowami, siedzieliśmy właśnie w salonie w towarzystwie śnieżącego telewizora i cichej muzyczki płynącej z głośników w kuchni. Ja, podczas gdy chłopak męczył się z włączeniem magicznej kasety wylegiwałam się na skórzanej, jasnej kanapie, wyciągając jak kotka. Położyłam się na boku, ręką podpierając sobie głowę. Fioletowymi ślepiami wpatrywałam się w poczynania szatyna, który gdy tylko dostrzegł, że przyglądam mu się z zaciekawieniem, uniósł kąciki ust.
- Oj, nie bądź taka - posłał mi łobuzerski uśmieszek. - Właśnie o to chodzi, wilczku.
- Hm? Niby o co? - zdziwiłam się, podnosząc do pionu i siadając na kolanach.
- Jeśli będziesz się bać, to wtedy automatycznie przytulisz do mnie - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Otwarłam usta, jakby chcąc coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł mi w gardle, a ja nadęłam policzki, które automatycznie przybrały ładny, różany odcień. Capnęłam w szpony kolejną poduchę i znów rzuciłam w szatyna, który osłonił się jedną ręką, w drugiej nadal dzierżąc pilota.
- Hej, cóż to za maniery! Prawdziwej damie nie przystoi takie zachowanie! - udał oburzonego.
        W ten w progu salonu stanęła ciocia i z założonymi rękami na piersiach przyglądała się nam. Na ustach błąkał jej się delikatny uśmieszek, co sama już nie wiem, czy wróżyło dobrze, czy źle. U niej nigdy nic nie wiadomo. Czasami wyglądała, jakby ciągle ciała podwyższonego PMS'a.
- Dzieciaki, ja wychodzę. Bawcie się grzecznie i nie rozwalcie niczego - powiedziała.
- Oczywiście - odparł Chris i ukłonił się szarmancko. Rudowłosa kobieta dygnęła w lekkim ukłonie, kręcąc głową, a następnie zwróciła się do mnie.
- Keyli, masz szczęście, że trafiłaś na takiego królewicza - zażartowała.
- MIŁEJ ZABAWY, CIOCIU! - wycedziłam przez zęby, posyłając jej znaczące spojrzenie. Ta tylko zaśmiała się pod nosem, po czym odwróciła na pięcie, znikając w cieniu. Po chwili dało się słyszeć dźwięk zamykanego zamka w drzwiach. Oznaczało to, że osobnik opuścił mieszkanie i nie wróci do niego za szybko. Ah, te jej delegacyjne wyprawy w nieznane. Zaraz wyjmę chusteczki i zacznę aktorsko płakać jak przy odpływie Titanica.
        Westchnęłam ciężko, zdmuchując sobie z oczu grzywkę, a następnie walnęłam się plecami o oparcie kanapy. Nagle niebieski ptaszek imieniem Daisy usiadł mi na ramieniu, chowając się w długich włosach. Uśmiechnęłam się do niego, miziając lekko po łebku.
- Hej, a ty gdzie się podziewałeś?
- Latałem sobie, a teraz czekam na horroro-komedio-romans... - odparł żartobliwie. Przewróciłam bezradnie oczami, a następnie swój wzrok przeniosłam na Chris'a, który z okrzykiem euforii usiadł obok mnie.
- Udało mi się!
- Och, mój ty bohaterze... - zaśmiałam się, przysuwając trochę bliżej niego. Chłopak objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę na jego torsie. Czułam jak jego klatka unosi się i opada, gdy oddychał, oraz słyszałam bicie serca. Na jego ustach nadal błąkał się delikatny uśmieszek, gdy zwrócił swoją twarz ku mnie, a w jego oczach błyszczały wesołe iskierki.
- To co, oglądamy?
- Pewnie - przytaknęłam, gasząc wszystkie światła, a na stoliku stawiając miskę z popcornem. - A co dzisiaj oglądamy?
- Grave encounters 2 (Keyli poleca xD)
- Mhmm.... - mruknęłam pod nosem. - Chyba zaczynam czuć się jak dziewczyny w dzień nocowania.
- Dziewczyny w dzień nocowania? - zdziwił się.
- A, nie! Nic, nic! Oglądajmy już - wyminęłam jego pytanie, uśmiechając się nerwowo. Szatyn wzruszył lekko ramionami, naciskając przycisk play.
        Gdzieś w połowie filmu poczułam, jak moje powieki stają się coraz cięższe. Myślałam, że będzie straszniejszy, niż mi się wydawało. Chris jednak nie dawał podejść do mnie żadnym upiorom, oraz szpetnym tfarzom. Cały czas tulił mnie do siebie, czasami delikatnie smyrając opuszkami palców po ramieniu. Ziewnęłam ospale, mrużąc oczy. Obraz z minuty na minutę stawał się coraz bardziej rozmazany, a dźwięki stawały się coraz cichsze, jakby zanikały. Aż w końcu wszystko zanikło, spowite w całkowitej ciemności.

~*~

Obudziły mnie pierwsze promienie słoneczne wdzierające się przez okno. Padały one na podłogę, tworząc na niej jasne plamy wśród cienia, aż w końcu padły i na moje powieki. Jęknęłam niezadowolona, zasłaniając twarz rękoma. Po chwili jednak doszedł do mnie fakt, co się stało wczoraj, a co jest dzisiaj. Jejku, pewnie zaspałam!
        Zerwałam się na równe nogi, panicznie spoglądając na zegarek, oraz cyferki wyświetlające się na pulpicie. Mówiły dokładnie, że jest godzina ósma dwadzieścia.
- O matkokochana! ZASPAŁAM! - wrzasnęłam i w pośpiechu popędziłam na górę. Porwałam moją szkolną torbę i jako tako układając włosy, wypadłam z domu niczym huragan. Jedna rzecz tylko w tym wszystkim najbardziej mnie dziwiła. Dlaczego nie było Chris'a. I dlaczego mnie nie obudził. Przecież wiedział, że dzisiaj i tak musimy iść do szkoły. Czemu więc wyszedł sam bez pożegnania i dlaczego ciocia i pani Spetto mnie NIE OBUDZIŁY!? Tyle pytań nasuwało mi się na raz, chcąc uzyskać ode mnie odpowiedź. Ja jednak nie miałam na to czasu. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do szkoły, aby nie pogarszać i tak swojej beznadziejnej sytuacji. Pewnie wszyscy się pytają, gdzie jestem. Zazwyczaj w szkole pojawiam się punktualnie i wszystkich uraczam swoją obecnością, gadając jak nakręcona katarynka. Co by to było, gdyby tego dnia mnie zabrakło?
        Na miejsce dotarłam dopiero na przerwie. Zziajana i zdyszana przysiadłam na chwilę na murku, aby odsapnąć. Serce kołatało mi niemiłosiernie, jakby za chwilę chciało wyjść i uciec gdzieś daleko nucąc pod nosem "i will survive". 
        W ten w oddali ujrzałam dwie znajome postacie. Brunetkę i szatyna. Rima i Jack. Siedzieli na ławeczce, dyskutując o czymś z uśmiechami na twarzach.
- Jack, Rima! - zawołałam, jednak mnie nie usłyszeli. Nawet nie zwrócili uwagi na moje skakanie, oraz wymachiwanie rękoma w powietrzu. Trudno, przywitam się z nimi później. I tak przez ten gwar i tłum ludzkich mas bym się do nich nie przecisnęła. Postanowiłam ruszyć więc do szkoły. Tam może spotkam kogoś znajomego, kto zniesie moje gadanie. Podniosłam swoje cztery litery z siedzenia i żwawym krokiem ruszyłam w głąb budynku. Wysyłałam do wszystkich promienne uśmiechy i machałam co jakiś czas. Inni jednak zdawali się mnie jakby w ogóle nie widzieć. Trochę dziwne. Zazwyczaj reagują na mnie jak na ósmy cud świata, wgapiając się i zadawając pytania, czy jestem normalna.
- Amika! - krzyknęłam, machając wesoło do brunetki. Stała pod ścianą z jakimiś innymi dziewczynami, pokazując im jakieś dziwne wzorki w powietrzu, oraz robiąc dziwne miny. Co one, szatana wzywały? Tym razem przecisnęłam się przez tłum, torując sobie drogę łokciami. Doskoczyłam do kółeczka roześmianych dziewczyn i uśmiechnęłam się od ucha, do ucha.
- Yo, gangsta! - zawołałam wesoło. One jednak nadal stały i rozmawiały ze sobą, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Jakby mnie w ogóle nie było, jakbym w ogóle nie przyszła.
- Hej, co z wami? - zdziwiłam się i pomachałam im ręką przed twarzą. - Amika!
- Hej, wreszcie jesteś! - zawołała nagle brunetka, a mi kamień spadł z serca.
- Nooo! Już się martwiłam, że coś się wam stało, bo... - przerwałam gwałtownie, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że ona nie mówiła do mnie. Mówiła do Alissy i Rebekhi, które właśnie uraczyły towarzystwo swoją obecnością. Białowłosa i brązowowłosa również minęły mnie obojętnie i przywitały się z resztą.
-...To są chyba jakieś żarty... - wyszeptałam drżącym głosem i wybiegłam ze szkoły. Mijane przeze mnie osoby, mimo, iż przeze mnie szturchane, nawet nie zwróciły na mnie najmniejszej uwagi. Teraz tak bardzo chciałam, aby nawet ktokolwiek na mnie nakrzyczał. Dlaczego nikt mnie nie widział. Może nie chcieli mnie widzieć? A jakbym tak komuś przywaliła, może wtedy? Nie, to zły pomysł, nie lubię nikogo bić... Wiem! Pójdę na lekcje normalnie, a gdy nauczyciel będzie sprawdzał listę obecności na pewno mnie wyczyta i wszyscy się zorientują, że jestem.
        Z takim o to właśnie planem podążyłam szybko do sali, w której za chwilę miały odbyć się kolejne zajęcia. Weszłam do pomieszczenia i zajęłam miejsce w pierwszej ławce, gdyż moja lokatorka z którą siedziałam była już zajęta. Rozglądając się nerwowo po klasie czekałam tylko na swoją kolei na liście obecność. Gdy więc nauczyciel wyczytał osobę znajdującą się przede mną, zerwałam się z miejsca i już chciałam wydrzeć się na cały głos "obecna", gdy nagle przeżyłam szok. Ominął mnie.
- Nie, nie, nie... Halo, proszę pana! KEYLI TAKEI, OBECNA! PRZECIEŻ TU JESTEM, JAK PAN MOŻE MNIE OMINĄĆ NA LIŚCIE OBECNOŚCI! - wrzasnęłam. Gdy jednak nikt nic mi nie odpowiedział, wybiegłam z klasy, nawet nie trudząc się z zamknięciem drzwi. Usłyszałam jeszcze tylko za sobą "to przeciąg". Nagle w biegu, nie patrząc na to, co robię, ani gdzie biegnę, potknęłam się o własne stopy i przewróciłam na posadzkę. W oczach stanęły mi łzy, nie wiedziałam co mam robić. Nie zwracałam już uwagi na zdarte kolano, ani na nic innego. Jedyne, czego najbardziej brakowało mi w tej chwili, to moich przyjaciół. Rodziny. Nawet denerwujących nauczycieli. Chciałam tylko, aby ktoś mógł z powrotem ze mną porozmawiać i ujrzeć mnie. Nie chciałam być w centrum uwagi. Chciałam po prosto być.
- Proszę... - wychlipiałam, pociągając nosem, a łzy spłynęły mi po policzkach. - Rima, Alissa, Rebi, Amika, nawet Jack. Ktokolwiek... - jeszcze więcej łez wypłynęło z moich oczu, zamazując całkowicie obraz. Nie wiedziałam, co mam robić. Nikt mnie nie widział, nikt mnie nie słyszał. Nikt nie wiedział o moim istnieniu. A co, jeśli będę musiała nauczyć żyć się jako niewidzialny dla nikogo duch. Patrząc z boku jak żyją inni, sama nie mogąc nic zrobić. Co zrobiłam źle? Byłam złym człowiekiem? A może umarłam i stałam się duchem. Ale jak to, przegapić własną śmierć? Zawsze myślałam, że przyjdzie z kosą, przywita się i dopiero zabierze mnie tam gdzieś, gdzie światło nie sięga. Co się więc stało...
         Nagle do moich uszu dotarł cichy, dziwny dźwięk. Coś podobnego do szurania pazurami jakiegoś zwierzęcia o kafelkową posadzkę. Podniosłam wzrok, spoglądając zapłakana na jakiś biały kształt stojący przede mną. Zdenerwowana nikłą widocznością przetarłam oczy rękawem bluzki. Dopiero wtedy mogłam dostrzec stojącego przede mną białego wilka. Białego wilka o przenikliwych szmaragdowych ślepiach. Spoglądał on na mnie, a jego ciało ani drgnęło. Po prostu się patrzył. Wyprany z jakichkolwiek uczuć.
-...wilk?... - spytałam głupio. - Czekaj, ty mnie widzisz?
Na dźwięk mojego głosu jak na złość zwierze wykonało gwałtowny zwrot i zaczęło biec.
- Czekaj! - krzyknęłam i poderwałam się szybko z ziemi. Nie zwracałam uwagi na moją torbę, którą zostawiłam, całkowicie o niej zapominając. Ile sił miałam w nogach, popędziłam za wilkiem. Jeśli on mnie widział, to znaczy, że mógłby zaprowadzić mnie gdzieś, gdzie i każdy by mógł mnie zobaczyć, a mój koszmar wreszcie by się skończył.
        W ten oślepiło mnie jasne światło, które pojawiło się znikąd przede mną. Wykrzywiłam twarz w grymasie, odruchowo wyciągając rękę przed siebie i zasłaniając nią oczy. Poczułam jednak, jak ziemia pod moimi stopami zaczyna się rozpadać na tysiące małych kawałeczków, a ja sama poczęłam spadać w dół. Wszystko nikło w moich oczach, stając się coraz mniejsze. Kolory zamazywały się, tworząc mi inne, dotąd nieznane. Wszystkie szmery, dźwięki cichły, aż w końcu nastała nieustająca ciemność...
- Keyli, Keyli!
Ktoś krzyczał mi prosto do ucha. Głos ten był znany, jednak nie mogłam sobie przypomnieć, do kogo on należał. Moje ciało samoistnie poruszało się pod wpływem nagłych szarpnięć. Jakby niewidzialne dłonie trzymały mnie za ramiona, jednak ja je czułam.
- KEYLI!
Gwałtownie otworzyłam oczy. Ujrzałam przed sobą zaniepokojoną twarz szatyna, który wpatrywał się we mnie wielkimi, zielonymi oczami.
- Chris? - wychrypiałam, czując, jak po moim gardle rozchodzi się ostry, piekący ból. Odchrząknęłam, prostując się do pozycji siedzącej. - Czemu mną szarpiesz?...
- Coś musiało ci się przyśnić. Miałaś jednak rację, nie powinniśmy oglądać tego horroru... - westchnął.
- Czekaj, czekaj... Którą mamy godzinę? - wyrwałam się z odrętwienia.
- Dokładnie piątą nad ranem, a czemu pytasz?
- I... Ty mnie widzisz, prawda? Widzisz mnie.... TY MNIE WIDZISZ! - wrzasnęłam szczęśliwa, rzucając się na szyję zdezorientowanego szatyna i przytulając go mocno. Po chwili wstałam szybko i nie porywając ze sobą niczego, wybiegłam z mieszkania. Zdążyłam jeszcze rzucić krótkie "zaraz wrócę" do Chris,a, aby się nie martwił. To był tylko zły sen! Jak to dobrze. To tylko mi się przyśniło. Każdy mnie widzi i zna. A teraz wiem, co zrobię. Pobiegnę do wszystkich i najmocniej na świecie uściskam...

~*~

Okej, notka może nie wyszła tak, jak chciałam, jednak opuściła mnie wena i pisałam ostatkami tego, co przyszło mi podczas przesiadywania na dworze. W każdym bądź razie, dziękuje za przeczytanie c:

~Keyli
        

2 komentarze:

  1. Ale super :D
    Notka naprawdę świetna. Fajny pomysł z tym snem... Ciekawe o co chodziło z tym wilkiem i w ogóle z tym "zniknięciem" Keyli. Wcale nie widać, żeby opuściła Cię wena. Naprawdę świetnie napisane ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. *caly czas sie smieje jak jakas wariatka*
    Notka cudowna! Mimo tego ze znalam pomysl, to zorientowalam sie dopiero jak opisywalas, ze nikt cb nie obudzil, nawet pani Spetta.
    Chwilka moment, prosze panstwa! A co to mialo znaczyc?
    "Rima, Alissa, Rebi, Amika, nawet Jack <- a co Jacka nie lubisz? xD
    Nie no ale pomysl z tym snem jest swietny. Znam ludzi ktorzy nawet smieja sie w czasie horrorow..Ale jak to jest zasnac w czasie ogladania strasznego filmu? xD To tylko Keyli umie. ^^

    OdpowiedzUsuń