Pogadaj z nami :D

środa, 30 kwietnia 2014

Notka organizacyjna!

Witam wszystkich! Organizacje czas zacząć!
No więc, co tym razem mamy do omówienia? 
Parę dobrych (a przynajmniej tak słyszałam) nowych pomysłów. 
Pragnę ulepszyć bloga i mam nadzieję, że zależy Wam na nim tak mocno jak mi, a może jeszcze bardziej?
No więc, nie przedłużając dłużej...

Po 1. Zimy na blogu już dosyć, nieprawdaż? Już dawno myślałam nad zorganizowaniem balu karnawałowego i mógłby być to bal pożegnalny dla zimy. Co o tym myślicie? 
Utworzylibyśmy konferencje na gg i moglibyśmy wszyscy razem napisać rpg dotyczące balu :)
(lepiej na gg niż na chacie, gdyż gg zapisuje w archiwum )

Po 2. Myślałam nad utworzeniem Samorządu Uczniowskiego Feniksa - S.U.F (no chyba, że macie lepszą nazwę) Polegałby na zasadzie Rady Stada na watahowych blogach. Pomagałby nad czuwaniem nad blogiem, dawałby nowe pomysły i ogólnie dbałby o bloga. Aby dołączyć do takiego samorządu trzeba zdobyć wystarczającą ilość plusów, które można uzyskać w różnych konkursach i dodatkowych pracach ;)
Ilość plusów, którą trzeba zdobyć będzie na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy". Resztę informacji znajdziecie TU

Po 3. Skoro już trzeba zbierać plusy, trzeba też mieć z czego je zbierać. Myślałam o zrobieniu konkursu rysunkowego pt.: "bal karnawałowy". Trzeba by było narysować sytuację z balu, technika dowolna. 
Co wy na to? Macie może też inne pomysły na konkurs? (proszę, napiszcie je w komentarzu).


Na koniec nieco smutna wiadomość. Shiro Karasu został wyrzucony z bloga, jednak na własne życzenie, gdyż sam mnie powiadomił, że jeśli przez dłuższy czas nic nie napisze, mogę jego usunąć. Przykro mi, jednak nie mam zamiaru dłużej czekać. Siedem miesięcy to jednak dużo, nie uważacie? No, ale oczywiście nie zabraniam ci dołączyć z powrotem, o ile będziesz pisać w obowiązującym terminie. 

Proszę bardzo o skomentowanie wszystkich 3 podpunktów ;)
-obowiązkowo ;)
Rima Dream

piątek, 25 kwietnia 2014

Niespodzianka coraz bardziej się zbliża...

- Śnieg fruwa w powietrzu. Tańczy swoją piosenkę. Zaprasza nas do siebie. Chodźmy tańczyć z nim. Pobawmy się wśród śniegu... - nucił.
Szedł obok Rimy, trzymając ją za dłoń. Na jej czarnych włosach osiadły delikatne płatki śniegu, policzki miała zarumienione. Uśmiechnął się lekko, kiedy ona kichnęła.
- Na zdróweczko.
- I sto lat - odpowiedziała i uśmiechnęła się. Jak nic się przeziębi, ale warto było. Wszyscy świetnie się bawili, a to było najważniejsze.
- I tak wygraliśmy. - Spojrzał na nią uparcie.
Zakręcił kijem w dłoni i po chwili oparł go o swoje ramię, drugą ręką obejmując dziewczynę. Posłał jej złośliwy uśmiech.
- Nie zaprzeczaj, bo Jackuś zostanie smutasem.
-Czasem jesteś niemożliwy wiesz?- pokręciła bezradnie głową - Poza tym oficjalnie jest remis. - upomniała go, jednak on nadal patrzył na nią uparcie. Czasem był jak dziecko, któremu nie można niczego odmówić.
- Wiem, ale nie było mowy o remisie... Wygrana albo przegrana.
Uśmiechnął się łobuzersko i połaskotał ją palcami jednej ręki jej bok. Jak on lubił czasem nękać ją łaskotkami...
-Niee-ee, przestań! -krzyknęła. Łakotki były jak słodkie tortury. -Doo-brze już dobrze...Ty wgraa-łeś. -wyjąkała z trudem.
- I tak się trzymać! - zawołał wesoło, przerywając słodkie tortury.
Przytulił dziewczynę do siebie, zaraz mierzwiąc jej włosy.
- To będzie niespodzianka... Jutro się dowiesz.
Spojrzała na niego mrużąc oczy. -Jaka niespo...-i  nagle ją olśnilo -Chodzi ci o nasz zakład, taaak? -zapytała. Wcześniej o tym nie pomyślała, a teraz nie miała jak to odkręcić.
- Tak jest. Widzę, że zdążyłaś o tym zapomnieć... Oj, nieładnie... - Uśmiechnął się złośliwie i trochę ją połaskotał ,,za karę".
Po chwili stali przed jej domem. Szatyn spojrzał zawiedziony na budynek.
- Szkoda, że za blisko mieszkasz...
-Heh, gdybym nie mieszkała blisko, to i do ciebie bym miała o wiele dalej, a tego bym nie chciała. -uśmiechnęła się i cmoknęłam go na pożegnanie. - A tak zawsze możesz do mnie wpaść. -mrugnęła do niego.
- Ano mogę. Tyle, że dziś nie dam rady. - Wskazał na swój nosek i kichnął. Uśmiechnął się łobuzersko. - Ale warto było. Szczególnie dla takiej piękności.
Zarumieniła się jak zwykle. - Na zdróweczko. - zacytowała jego słowa, gdy ten kichnął. - To prawda...było warto. Chyba oboje się przeziębiliśmy. -zaśmiała się.
- Do jutra przejdzie. Zawsze mi przechodzi. - Pocałował ją w czoło. - Do zobaczyska. Spotkajmy się o 15 u mnie w domu, okej?
-Dobrze. Już nie mogę się doczekać tej twojej niespodzianki. -przewróciła oczyma. Trochę się jej obawiała.
- Spodoba ci się, obiecuję. To nic strasznego. - Posłał jej uśmiech i po chwili był na chodniku.
Jednak akurat teraz musiał mieć pecha... Właśnie stał na lodzie, kiedy nagle kichnął. Poślizgnął się i runął jak długi. Przed jego oczami zatańczyły kropelki wody zamiast typowych mroczków.
- Uch...?
- Jack! -krzyknęła i ukucnęła obok niego- Nic ci nie jest? -zapytała.
- Nie... Nic poza bolącym tyłkiem - mruknął niemrawo, siadając.
- Lód to nie poduszka, przykro mi - zachichotałam.
- A szkoda. - Ledwo zdołał wstać bez wywrotki.
Odsunął się od lodu i spojrzał na dziewczynę.
- Do zobaczyska! - Ruszył z powrotem do domu.
Spojrzała na niego i pokręciła bezradnie głową. Ciekawe co też na jutro sobie wymyślił. Eh, szkoda, że nie umiem czytać w jego myślach...Ale może to i dobrze. -pomyślałam. Posłałam w jego stronę buziaka, który zamienił się w pojedynczą śnieżynkę lecącą z zawrotną prędkością w jego stronę. Weszłam do domu z uśmiechem na twarzy.
Gwizdał wesoło, idąc w kierunku domu. Schował do kieszeni dłonie i znowu kichnął. Na szczęście tym razem nie stał na lodzie, więc się nie wywalił.
- Całe szczęście... - mruknął do siebie.
Następnego dnia...
Kucał na podwórku i rysował symbole w śniegu. Było to mozolne zajęcie, ale musiał zrobić bardzo dokładny krąg. Powoli zbliżała się piętnasta, a dziś była sobota. Drobne przeziębienie już przeszło tak, jak powiedział. Odruchowo zaczął nucić wcześniejszą piosenkę, zapominając o świecie. Skupiał się tylko na jednym. Na zrobieniu wrót do pewnego miejsca na globie...
Obudziła się późnym rankiem i do tej pory była w pidżamach. Podeszła do szafy i ubrała niebieski, trochę przydługi sweter i czarne legginsy. Zeszła do kuchni i wypiła ciepłego kakao. W jej głowie cały czas najważniejsze było jedno pytanie. Co też kombinował Jack?
Odetchnął cicho i siadł na śniegu. Zrobił sobie małą przerwę. Sięgnął po colę i napił się z niej.
Poszła na z powrotem na górę i wyjęła jakąś książkę. Nudziło się jej. Była troszkę niecierpliwą osobą.
Poczuł, jak coś go trąca w głowę. Uśmiechnął się szeroko, kładąc się na plecy i złapał Kharka za szyję i pociągnął tak, by wilk sie wywrócił. Usłyszał zaskoczone skomlenie i po chwili warkot pełne wyrzutu.
- Aj! Nie bądź na mnie zły! - Zaśmiał się głośno, tarmosząc mu uszy.
Byli kawałek od kręgu. Parę symboli i będzie gotowy...
Walnęła po chwili książkę na łóżko bez zaznaczania gdzie skończyła i westchnęła głęboko.
-Nie wytrzymam. -powiedziałam sama do siebie i położyłam sie krzyżem na łóżko, po czym zeszlam ponownie na dol i nalozylam zimowe buty, a po chwili wyszlam na dwor.
Leżał w najlepsze na śniegu, wzdychając cicho. Spojrzał podejrzliwie na Yena, gdy ten zaczął dziwnie wesoło się zachowywać...
- Huh?
Mialam isc na spacer, ale moje nogi same porpowadzily mnie do Jacka. Poniekad to byl spacer...Jednak mial chyba inny cel.
-Czesc Yen!- zawolalam i weszlam przez otwarta furtke. Zaczelam glaskac psiaka.
- Hej. Widzę, że się zniecierpliwiłaś... - Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na dziewkę z złośliwym uśmiechem, odgarniając śnieg z włosów.
-Tak...wprost nie moglam sie doczekac, by sie dowiedziec co tez kombinujesz...choc przyznam ze torche sie tego obawiam.
- No to zapraszam do tego kręgu... Tylko nie przydepcz znaków! - Wstał i ukłonił się szarmancko, wskazując dłonmi w kierunku kręgu.
-Hm?- to mnie calkowicie zbilo z tropu. Rozejrzalam sie po sniegu i ujrzalam jakies tajemnicze znaki i krag. Spojrzalam zdziwiona na Jacka i po chwili wahania weszlam do kregu.
Po chwili do niej dołączył i dokonczył krąg. Złapał mocno za dłon Rimy i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Trzymaj się... - wymruczał i zaraz ich oślepiło światło.
-Co sie...-nie skonczylam dokonczyc zdania gdyz oslepilo mnie jaskrawe swiatlo. Scisnelam mocniej dlon Jacka ze strachu.

czwartek, 24 kwietnia 2014

"Trudne tajemnice życia" odc. 1 - od remąciku się zaczęło

Parę kopniaków z glana później w drzwiczki i wreszcie cholerstwo puściło. Potężny tuman kurzu wzbił się w powietrze, agresywnie atakując moje oczy, jak i płuca, które w akcie protestu postanowiły wydostać się na zewnątrz wraz z flegmą wzbieraną w gardle przez stulecia.
Powstrzymałem kaszel godnego zaawansowanego gruźlika, złapałem za sprawce pogorszenia się mojego zdrowia i uchyliłem drzwiczki z obawą, że zaraz wyskoczy ściera z kubła i mnie zgwałci. Jednak nic takiego nie nastąpiło, tylko moja perfekto grzyweczka, została zdruzgotana przez zefirek, wdzierający się przez szpary w oknach, które z jakiejś przyczyny były zabite dechami. Chyba, żeby jakiś dewiant przypadkiem nie chciał z stąd wylecieć z okrzykiem; „Na, na, na Superman.”
Rozejrzałem się jak wycieczka Chinoli, po wnętrzu z dozą zaciekawienia, jednak niepozbawiony tego niesmaku typu; „A fuj, fuj kurzyk!”
Mhy. Stryszek, uroczy ogromny strych, podzielony przez drewniane wsparcia i belki na mniejsze, tak zwane „skrzydła”. Po kontach walały się różne rupiecie, duperelki i wszystko co normalny człowiek nie trzymałby w domu. Na ścianach były porozwieszane lustra albo obrazy? Trudno było stwierdzić, gdyż zostały przykryte grubymi płóciennymi szmatami. Od razu na myśl przyszedł mi pewien trudno strawny straszomakaron, o dziuni uwięzionej w lustrze, która o północy wypełza ze szkła w poszukiwaniu szamponu, a wszyscy nieszczęśliwcy, którzy zauważyli ją nieumalowaną, atakowała i wydrapywała oczy. Welp. Zanotuj Kas, w najbliższym czasie musisz to spalić i kij ci marchewka i pietruszka, że może to być, jakiś Giovanni, Leoś czy inny artyzm bez artyzmu.
Po pomieszczeniu walały się krzesełka, kulawe szafeczki, jakieś pudełeczka i stare zatęchłe łóżko, w którym zapewnię rozwinęła się cywilizacja roztoczy z pełni ukształtowaną gospodarką i własną religią. Trochę dalej stała olbrzymia szafa, za którymi drzwiami kryła się jakaś anorektyczka w stanie wskazującym na zeszkielecenie, a z belek stropowych zwisały olbrzymie pajęczyny. Wolałem się nie przyglądać czy z lokatorami, czy bez.
Nagle coś wesoło capnęło i na wyżej wspomnianym łożu wylądował Wieszczadło, trzymając w zabójczym uścisku szczura, nietoperza, kota? A kij ja wiem, było zmaltretowane i pewnie bez górnej części.
- Smacznego Wiesiu.- zawołałem radośnie.- Gdzieś się podziewałeś? Myślałem, że zaginąłeś jak znaczenie pisma klinowego.- wykonałem krok w stronę gada, gdy nagle coś zaskrzypiało.
Okropnie zaskrzypiało.
Poczułem jak grawitacja mnie nie cierpi i ciągnie w dół. Dżizazie nie patrz się tak na mnie! Zarzekam się, że nic nie ćpałem, nie wąchałem kleju, ani nie spoufalałem się z harcerkami po szkole.
Po prostu zaliczyłem spotkanie pierwsze stopnia z podłogą piętro niżej. Tak, proszę państwa, BÓL to za marne słowo na to, co wtedy przeżyłem. Wątroba, nerka i inne flaki wesoło plasnęły o mój kręgosłup, a płuca z wrażenia odmówiły dalszego przetwarzania tlenu na dwutlenek węgla. Byłem oszołomiony, a przed oczyma wirowały mi kolorowe figury geometryczne.
Nagle usłyszałem chyba swoje imię. Nie byłem pewny, bo miałem w głowie takie disco, że cud, ze sąsiedzi jeszcze nie zadzwonili po policje, by zakończyli tą balangę. Przed oczyma zamajaczyło mi się coś czarnego i poczułem jak zimne paluchy niedelikatnie pieszczą mnie po twarzy.
- Kasene!- coś ryknęło, tym razem wyraźnie i mój mózg zaczął przetwarzać obraz poprawnie. Tym „czymś” okazał się Naoki, który chcąc mnie ocucić, klepał po twarzy. Wyglądał jak przestraszony kot, któremu ktoś nadepnął na ogon.
- Nic ci nie jest? - zapytał z głupia.
Nie…. Nic. Skądże! To drobiazg, że rozwaliłem podłogę, a płuca i wątroba pływają mi po całym organizmie. To naprawdę DROBIAZG.
Wymamrotałem coś niezrozumiałego pod nosem i rozejrzałem się po wnętrzu, który po głębszym przyjrzeniu okazał się pokojem Naokiego (deski plątające się tu i ówdzie, jak wesołe tańczące parabole przed oczyma, nie ułatwiały mi odgadnięcia zagadki, gdzie się „przebiłem”). Szczerze to się trochę ucieszyłem, że nie okazał się to być moim pokojem.
- Może zadzwonię po karetkę?- zapytał. Mhy, słodziaku. Ty lepiej dzwoń po grabarza, bo czuje jak mi nerki pląsają gdzieś pod krtanią. Nie, chwila… wróć. Czy usłyszałem nazwę istoty piekielnej na benzynę, poruszający się na czterech oponach?
-N- nie!- wyplułem, próbując nie zakrztusić się własnym językiem.- Poleżę, przejdzie mi.
-Chyba przebiłeś podłogę łbem, zamiast tyłkiem! Coś ty tam wyrabiał!?- warknął.
- Zwiedzałem.- odpowiedziałem, chcąc ruszyć się z gleby, ale organizm pokazał mi środkowy palec i kazał spadać na drzewo.- Nekuś, podłogę mamy spróchniałą na strychu.
- I właśnie ty musiałeś trafić na taką!?- zmierzył mnie wzrokiem wściekłego dobermana z wścieklizną. Zapadła niezręczna cisza, która sprawiła, że przykleiłem się jeszcze bardziej do podłogi.
- Nekuś. Masz burdel w pokoju. Nie uważasz, ze powinieneś posprzątać?- uśmiechnąłem się słabo, przerywając przytłaczające milczenie. Naoki zmierzył mnie słabym wzrokiem, przykładając wymownie dłoń do twarzy:
- Na pewno nie poluzowała ci się jakaś śrubka?
- W sumie to dobrze się stało. Będziemy mogli w końcu zrobić remont!
- Jaki remont do cholery?
- Trzeba będzie załatać tą dziurę, bo wątpię, żebyś chciał oglądać, co noc niebo przez dziury w dachu. Dach też trzeba załatać, pomalować balustrady, zabić wejście do piwnicy, bo szczury właża z dworu, naprawić okienice i tym podobne.- wytłumaczyłem.-A teraz… HELOŁ! Może byś mi pomógł? Nie uśmiecha mi się opcja bycia seksi dywanikiem.

 ~*~


Westchnąłem ciężko, podając grabię Kasene. Chłopak stęknął słabo, chwiejnie podnosząc się z ziemi. Na wszelki wypadek złapałem go za ramię, przytrzymując  w razie potrzeby ponownego zwlekania jego czeluści z podłogi.
- Żyjesz jako?..
- Przetwarzam tlen na dwutlenek węgla, jeszcze czuję ten mięsień, który mi pika w klacie, więc jeszcze żyję. Cudownie, nieprawdaż!
- Aż skaczę ze szczęścia, ujrzyj mój entuzjazm, yey… - machnąłem od niechcenia rękami w górę w charakterystycznym „wee”, które mi jakoś nie wyszło.
- Ey, ranisz… - skrzywił się z nieca, spoglądając w górę na wielką dziurę w podłodze. – To co, bieremy się do roboty? Klata do przodu, nogi do tyłu (?), hollywoodzki smajl na gębusi i jedziem!
- Taa, niech będzie. Poza tym, Kas, wypadałoby trochę schudnąć.
- Żę ćwę? Masz problem z moim niedoborem witamin i skóry? Chcesz policzyć moje żebra? – uniósł koszulkę, tykając się palcami po kościach.
- Kas, słońce moje przyciemnione, nie rób striptizu, jak Boga kocham, bo zaraz spotkasz się na audiencji u najwyższego w niebieskich szmatach… Chodziło mi o to, że wyryłeś taką dziurę swoją… swoim tyłkiem w podłodze, że wypadałoby ci schudnąć…
- Peace and love poproszę?!
- I jeszcze może do tego frytki? – warknąłem sarkastycznie, sadzając Kuro w bezpiecznym miejscu. Dokładniej mówiąc w takim, gdzie nie dosięgnie go niepohamowany głód Wieszczadła, a ominie wszechobecny kurz. Nie ma to jak schować kota w łóżku. Tam przynajmniej będzie mu ciepło w pościeli i będzie mógł się wyspać jak na porządnego kota przystało. Tak więc, brava dla najinteligentniejszego i za najinteligentniejszy pomysł wędrują dooo…
- Ej, Nekuś, nie to, żebym był jakiś upośledzony, czy coś, ale mógłbyś mi jednak pomóc?! – z góry dobiegł mnie nieco wkurzony głos Kasene.  Uniosłem lekko jedną brew do góry (prawą, tak dla potomności) po czym obdarzyłem brata takim spojrzeniem najnormalniejszego w świecie kretyna. Jeszcze takiego, który zdania wypowiada tak flegmatycznie, jakby ktoś mu film zwolnił i taśmę zmienił, typu: „Świeeci słoooońceeeee… Paaaadaaaa deeeeszczzzz… Lubieee kwiaaaaatkiiii…. I czeeekoolaaaaadki…”
- Nekuś. Chodź tu do mnie, tygrysie. Tak, przyjmij pomocną dłoń, jedna nóżka tam, druga tu. Okej, wspinamy się, powoli, do góry… O, patrz! I jesteś obok mnie! – wyszczerzył się głupio, patrząc na mnie.
- Myślisz, że jestem jakimś idiotą, żebyś mówił do mnie jak do upośledzonego? – zmroziłem go wzrokiem. Antarktyda. Syberia. Lody z Bambino mogą się schować do lodówki w starciu z moim spojrzeniem.
- Nie, no! Nie! Po prostu, ten, no…  Argh! Zaczynajmy remącik! – dorzucił z przekąsem, zakładając sobie na twarz białą maskę.
- Bawisz się w doktora House’a?..
- Płuca mi się jeszcze przydadzą – odgryzł się, rzucając mi podróbę swojej maski. – Załóż to, jeśli cenisz zdrowie.
- A jeśli nie? – mruknąłem pod nosem, izolując moją twarz od kurzu. 
- Jakie kwiaty na grobie. Czerwone róże, a może białe? O, nie, czekaj! Czarne będą lepsze! Będą komponować się z twoją szpetną twarzą i pasowaaAAAA! NIE BIJ! – wrzasnął, zakrywając się rękami.
- Odszczekaj… - warknąłem, przytrzymując go za bluzę tuż przy szyi.
- Mam ci szczekać?! Co ja, pies jestem?!
Nagle stało się coś, czego nikt nie przewidział. Przed oczami ujrzałem samego archanioła Gabriela, a chóry aniołów zagrały mi pieśń żałobną, gdy z całej siły przygrzmociłem w podłogę piętro niżej. Na dokładkę dodam, że na mnie wylądował Kas. R.I.P moje plecy.
- Aouaaaua…. – wyjęczał wprost do mojego ucha. – O w pytę, bracie, żyjesz? – w ten zreflektował się o tym, że wciąż na mnie siedzi i zgniata kości. Kas, braciszku, mam nadzieję, że ci wygodnie. Rachunek za leczenie przyślę później. Sową. Niech ci wydłubie oczy i ułoży mi je na talerzu.
- umieram… - stęknąłem w podłogę, nie ruszając się z miejsca. Łupie mnie w krzyżu i kręgosłupie.
- Ha! Nie było się nade mną znęcać, ty, niedobry. Choć, Wiesiu – rzekł przesłodzonym tonem do swojego gada, który potulnie wpełzł na jego rękę. Matko zgrozo i ojcze makabro, ratujcie, proszę.
        Po jakimś czasie, który według mnie mógł trwać wieki, sam dom... Był w takim stanie, w jakim był. Można by nawet rzec, że w jeszcze gorszym. Strych nie przypominał już strychu. Tak właśnie jest, gdy my się za coś weźmiemy. Potem jest jeszcze gorszy bałagan, niż był. W gruncie rzeczy jednak udaje nam się to jakoś cudem ogarnąć... kiedyś.
        Spojrzałem się kątem oka na Kasene, który miotał się w romantycznym tango ze starym prześcieradłem. Parsknąłem śmiechem pod nosem, mrużąc oczy, na których powierzchni chciał osiąść kurz. Kichnąłem parę razy, a aż z wrażenia cofnąłem się parę kroków w tył i rąbnąłem plecami w ścianę.
- Nic nie widzę... - warknąłem, pocierając rękawem bluzy oczy i twarz. - Kas, idioto, gdzie jesteś?
- Po lewej!
- Twojej lewej, czy mojej... - zirytowałem się lekko, szukając po omacku czegoś, co mogłoby przypominać budową mojego brata.
- Twojej, kurde! - odpysknął, nadeptując mi na palce. Przewróciłem bezradnie oczami, pomagając mu wyswobodzić się z krwiożerczych objęć prześcieradła.
- Kas, słońce, żyjesz? - spytałem słodkim głosem, choć dało się w nim wyczuć sarkazm.
- Naoki, słoneczko, ależ oczywiście... - odparł równie słodkim głosem. Po naszej wymianie zdań można dostać aż cukrzycy...
- Świetnie, więc pomóż mi z tym... - w ten moją wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi. Obaj z Kasem spojrzeliśmy się po sobie zdziwieni, a następnie zeszli ze strychu.

~*~

Już od jakiś kilku dobrych godzin wałęsałam się sama po mieście. Poprawka. Prawie sama. Towarzyszyła mi moja wieczna towarzyska, mały koliberek o imieniu Ai.
Sama nie wiedziałam gdzie jestem i co tu tak naprawdę robię, ale wolałam to, niż siedzenie w tym więzieniu nazywanych przez nich "SZKOŁĄ". Korzystajac z okazji, kiedy podczas bitwy na śnieżki pojawiła się wściekła dyrektorka i wyrzuciła wszystkich z terenu szkoły, uciekłam razem z innymi. Nie powinnam tego robić, ale przecież i tak nie będę miała już większych kłopotów niż teraz, prawda? W końcu tam wrócę... Ale tylko ze względu na Eren'a...
- I gdzie teraz Ai? - zapytałam się schowanego w moich włosach ptaszka, który tylko niezrozumiale kiwnął łepkiem.
- Ja też nie. Chyba się zgubiłyśmy... - mruknęłam ponuro - Musimy poprosić kogoś o pomoc.
W tym samym momencie usłyszałam dziwne dźwięki i hałasy dobiegające z domu obok. Ruszyłam w tamtym kierunku. Mały ptaszek wyleciał z moich włosów i zaczął ciągnąć moje białe kosmyki, co miało znaczy: "Chyba tam nie pójdziesz. Nie idź tam!"
- Daj spokój Ai. Tam na pewno ktoś jest i może nam powie, gdzie powinnyśmy pójść, żeby wrócić do szkoły. - powiedziałam i nacisnęłam dzwonek do drzwi.
~*~
W ten rozległ się jeszcze głośniejszy huk, ktoś przeklął pięknie, a po chwili nastała błoga cisza. Wszystko opadło. Cały kurz, a wszyscy odgłosy ucichły. W ten jednak drzwi rozwarły się z głośnym zgrzytem, a w nich stanęła wysoka postać. Odziana była w ciemny, poszarpany materiał, cały poplamiony, brudny i w kurzu.

~*~

Ai ze strachem szybko wleciała w moje włosy i schowała się w nich jak najgłębiej. Odskoczyłam metr do tyłu, zaskoczona wyglądem osoby stojącej w drzwiach. Po chwili opanowałam się i z powrotem podeszłam bliżej.
- Uhm... Zgubiłam się... Pokażesz mi drogę do szkoły? - zapytałam prostu z mostu, chcą mieć z tą podejrzaną osobą jak najmniej do czynienia.
~*~
Zdziwiłem się nieco widokiem osoby stojącej przede mną. Widocznie i Koroshio zwiała po tym, jak belferowa... znaczy się, chciałem powiedzieć, dyrektorka, wparowała na pole bitwy i powysyłała wszystkich do swoich bunkrów.

- Cóż, rzadko miewamy gości, ale, żeby takich - uśmiechnąłem się pod nosem, ściągając z głowy płótno i zdmuchując z oczu grzywkę. - Dzień dobry, z tej strony piekło.

~*~

- Ehm... Naoki?! - prawie wykrzyczałam widząc jak spod brudnego materiału wyłania się uśmiechnięta twarz bruneta. - Ja... - zarumieniłam się lekko przypomniawszy sobie nasze pierwsze spotkanie na polu bitwy - Mieszkasz tu? - zapytałam ze zdziwieniem. Nie... Po prostu lubi biegać sobie po obcych domach w zakurzonym prześcieradle i robić mnóstwo hałasu. Zganiłam się w głowie, za durne pytanie. Ogarnij się dziewczyno, no...
~*~

- Czasami tylko wpadam tutaj sprawdzić, czy robactwo nie zjadło do reszty desek - zażartowałem, widząc jak białowłosa speszyła się z lekka. - Tak, niestety, dzielę dom z bratem, jego gadem i kotem. Teraz uwidział mu się remont po tym, jak przywalił łbem w podłogę, więc byłem zmuszony mu pomóc. Może.. Wejdziesz? - zaproponowałem głupio. - Ale uważaj, nie wiadomo, co może spaść z góry... 

~*~

Wróciłam z powrotem z obłoków do swojej starej JA.

- Nie przesadzaj. Ten dom jest w naprawdę świetnym stanie. - odpowiedziałam i bezceremonialnie wparowałam do środka, przechodząc obok Naokiego. W połowie korytarza się zatrzymałam i ze zdziwieniem odwróciłam w stronę chłopaka.
- Brata? To ty masz brata? - zapytałam jak głupia

~*~

.
Jak na zawołanie z góry po schodach skakał wesoło Kas, kurząc wszystko co napotka równie zakurzonym prześcieradłem, które na siebie włożył (już nie chcę dociekać, czy specjalnie).
- Nekuś, co tak stoisz, mamy je... - zatrzymał się w połowie kroku, widząc Koroshio stojącą w korytarzu i przyglądającą mu się ze zdziwieniem. - Yo, gangsta! - palnął wesoło, a ja zaorałem łapą po twarzy. 
~*~

- CO?! - zapytałam robiąc skrzywioną z niezrozumienia minę - Czy ty mnie właśnie obraziłeś? - zapytałam prostu z mostu nie wiedząc co o tym myśleć. - Bo jeżeli tak to radzę Ci jak najszybciej uciekać. - powiedziałam i wzruszyłam ramionami.

~*~
- Bez nerwów - powiedziałem spokojnie, podchodząc krok bliżej i opierając się o ścianę. - Kas przywitał cię tylko w swoim języku, chcąc być miły i wyszło mu to aż nad to - spojrzałem się na nadal uśmiechniętą twarz brata, który patrzył się po nas z miną "ale, o co chodzi?"

~*~
Z mojej twarzy znikł grymas, który natychmiast został zastąpiony szerokim uśmiechem.

- No chyba, że tak. - powiedziałam i podeszłam bliżej do Kas - W takim razie. Rikuzumeka Mekaari. - powiedziałam uśmiechając się jeszcze szerzej i machając do wciąż niczego nierozumiejącego chłopaka.
~*~

Kas przyglądał się Koroshio wielkimi oczami, co chwilę nimi mrugając, a ja patrząc się na to wszystko tłumiłem w sobie usilnie śmiech.

- Dzie-dzień dobry? - wydukał niepewnie i również pomachał w stronę dziewczyny. 
~*~

- A więc tu mieszkacie... - zaczęłam zostawiając zdziwionego chłopaka i rozglądając się po domu, bez krępacji po nim chodząc, jakby należał do mnie samej. - Sami mieszkacie, czy jeszcze z kimś? - zapytałam oglądając jakiś wazonik z kwiatami stojący na komodzie.

~*~
- Mieszkamy - odparłem, nadal stojąc oparty. - Z dala od ludzi i ludzkich cywilizacji. Przynajmniej było tanio... - mruknąłem pod nosem, spoglądając na Kasene. - Ey, Kas, rusz się, bo cię okradną, a ty nawet nie będziesz wiedział gdzie i kiedy.

- Co? co? - potrząsnął głową, błądząc nieprzytomnie wzrokiem.
- Już nic... - westchnąłem ciężko i machnąłem lekceważąco ręką. - Więc mówisz, że się zgubiłaś? Aż tak daleko cię przywiało? - zwróciłem się do dziewczyny. 
~*~

- Aż tak daleko? Co masz na myśli? - zapytałam Naoki'ego pozostawiając naczynie w spokoju. - Byłam pewna, że przeszłam raptem kilka przecznic... No może kilkanaście. Wszystkie te ulice wyglądają tu tak samo. I jeszcze ten śnieg. Każdy by się tu zgubił. - powiedziała zaczynając się coraz bardziej oburzać i próbując uratować resztki mojej dumy.

~*~

Lekki uśmieszek wkradł mi się na usta.

- Doprawdy? - mruknąłem, unosząc lekko jedną brew. - Trochę więc za dużo tych ulic minęłaś - dodałem. Widząc jednak minę dziewczyny, oraz większe zakłopotanie, zaprzestałem "docinek", ogarniając się trochę.
- Herbaty? Tak, wbrew wszelkiemu prawu i temu, co się tutaj dzieje - mamy herbatę. 
~*~

- Jasne. Bardzo chętnie. Strasznie zmarzłam. - powiedziałam lekko zadrżawszy.

Na chwilę znów zapomniałam swojej masce twardej i samodzielnej dziewczyny. Jednak po chwili z powrotem wróciłam do swojej starej roli. - Znaczy... Wszystko jedno. Jak chcesz... Mogę się i napić. - odburknęłam, wzruszając ramionami.
~*~
Kiwnąłem tylko lekko głową, nic nie mówiąc. Wszedłem do kuchni, nastawiając czajnik z wodą na gazie. Na blacie ustawiłem trzy kubki, wkładając do nich owocowe herbaty. Chyba powoli zaczynałem pojmować taktykę Koroshio. Nie chcę pokazywać samej siebie z innej strony. Chcę, aby inni widzieli ją jako zaradną, pewną siebie dziewczynę. Kiedyś byłem podobny. Czas jednak robi swoje.

W ten zdałem sobie sprawę, że czajnik piszczy już od dobrej minuty, a ja jak ostatni idiota stoję i się w niego patrzę. Zdjąłem go z gazu, dając ukojenie uszom, po czym zalałem herbatę w kubkach. 
~*~

- Co do było? - zapytałam wchodząc do kuchni i zakrywając sobie dłońmi uszy - Chyba ogłuchłam... Albo przynajmniej przygłuchłam... - westchnęłam i bez niczego opadłam na krzesło stojące przy stole kuchennym. Pełna podziwu i ciekawości, chłonęłam wzrokiem każdy centymetr pomieszczenia, chcą zapamiętać każdy przedmiot i szczegół.

~*~

- To tylko moje zmagania z czajnikiem, nic szczególnego - odparłem, wzdychając cicho. Postawiłem przed Koroshio kubek z herbatą, a drugi zaniosłem Kasene, który dokarmiał Wieszczadło szczurami ze strychu. Miodzio. Trzeci kubek był dla mnie. A kto bogatemu zabroni? 

~*~

Prawie jednym haustem wypiłam zawartość kubka, który podał mi Naoki.

- Matko... Co to jest? - zapytałam z zachwytem i lekkim żalem patrząc na pusty kubek - To było takie pyszne... - rozmarzyłam się, ale wtedy w moich ustach poczułam coś jeszcze. Ogień, który palił mój język i zadawał okropny ból.
- Aaaaaaaaaa... - zaczęłam krzyczeć i machać ręką przed ustami, próbując zgasić palący ogień.

~*~

Z wrażenia, oraz znikomego śmiechu, aż sam zakrztusiłem się własną herbatą, parząc lekko przełyk i gardło.

- O cholera! - syknąłem, odstawiając gwałtownie kubek na blat. Oczywiście w trakcie całego wydarzenia zdążyłem połowę ciesz wylać, ale to nevermind już.

~*~

 
W panice skakałam po kuchni, szukając wzrokiem jakiegokolwiek dostępu do wody. KRAN! Mój umysł okrzyknął z radością, widząc go. Szybko podbiegłam do zlewu i odkręcając kurek z zimną wodą na maksa, włożyłam do niego głowę, całymi haustami łapiąc cudownie zimną ciecz do ust. Wiadomo jak to musiało się skończyć. W końcu się zakrztusiłam i zaczęłam dusić. Gwałtownie obróciłam się wokół własnej osi i wykrztusiłam całą wodę na biegnącego mi z pomocą bruneta.
~*~

Stałem dłuższą chwilę w miejscu, wpatrując się Koroshio, oraz kroplom wody spływającym z jej pasm włosów. Nie mogłem jednak dłużej wytrzymać i wybuchłem śmiechem, zasłaniając dłonią usta.

- Prze...praszam... - wysapałem w przerwach między napadami śmiechu. - Masz - podałem dziewczynie ręcznik, aby mogła wytrzeć twarz, oraz trochę włosy.

~*~

Przez chwilę patrzyłam na chłopaka, który mało nie umarł ze śmiechu... Ze mnie... Myślałam, że wybuchnę. Czułam jak podnosi mi się ciśnienie, a stara Koroshio, której wszyscy unikali i się bali powraca do mojego ciała. Wyrwałam mu ręcznik z ręki.
- Wiesz co... Bez łaski! - wrzasnęłam na chłopaka i używając magii wody zebrałam całą wodę ze swojej twarz oraz włosów i posłałam ją w stronę bruneta. Następnie rzuciłam w niego ręcznikiem i z napięciem wyszłam z kuchni.
- Tobie bardziej się przyda - wysyczałam i z napięciem wyszłam z kuchni.
~*~

- Hej, Koroshio, czekaj! - zawołałem za nią, jednak bezskutecznie. Tak, Naoki, brawo. Nagroda za najlepsze wyczucie wędruje do ciebie. No, ja się już nie dziwię, dlaczego ludzie często tak dziwnie się na mnie patrzą. 
~*~

Wpadałam na korytarz, po drodze prawie stratowawszy Kas.

- Cześć Kas... - burknęłam coś i szybko przecięłam pomieszczenia, znajdując się przy drzwiach. Wyszłam na zewnątrz i mocno nimi trzasnęłam chcą dać upust wściekłości.
Po chwili byłam już na chodniku, biegnąc wzdłuż zaśnieżonej ulicy, gdzie mnie nogi poniosą. W końcu stanęła, wcale nie ze zmęczenia, gdyż mogła biec całymi dniami bez odpoczynku. Po prostu nie wiedziałam gdzie mam biec.
Nie wiedząc co robić upadłam na jedną z licznych zasp śnieżnych i chowając się za najbliższym budynkiem, pozwoliłam sobie dać upust emocjom.
Po moich zimnych policzkach zaczęły spływać słone łzy. Może i udaję twardą dziewczynkę, ale tak naprawdę jestem strasznie wrażliwa. Aż za bardzo.
Siedziałam jak opartao ścianę jakiegoś budynku, a z moich oczu leciało coraz więcej wody.

~*~

- Ey, Naoki, coś ty znowu zrobił? - Kas uniósł wysoko obie brwi.

- Nic - odparłem.
- "Nic" - zmałpował mnie perfidnie. - Więc Koroshio tak po "nic" wyszła... wybiegła prawie, że z domu?
- Pewnie znów coś powiedziałem nie tak...
- Życie wśród idiotów nie popłaca - westchnął ciężko, wypychając mnie na zewnątrz, a sam wyszedł za mną. - Chodź, trzeba jej poszukać. Kto wie, jaki zbój czyha w lesie...
- Ogarnij swoje kosmate myśli - warknąłem w jego stronę, naciągając kaptur na głowę. Okej, tym razem będę już milczał...

~*~

 
Nie mogąc opanować ataku histerii, drżałam na całym ciele i głośno płakałam. Co z tego, że ktoś mnie zobaczy? Dla mnie wszyscy są martwi. Żaden z mijanych przeze mnie po drodze ludzi tak naprawdę nie żyje. Wszyscy są dla mnie martwi... Dlaczego oni też nie mogą?! Zapytałam samej siebie i chowając twarz w ramionach zaczęłam jeszcze głośniej płakać.
"Fiery throng of muted Angels giving love, but getting nothing back"
Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Dlaczego ludzie muszą być tak skomplikowani? Dlaczego ja muszę być taką ofiarą...
~*~

Szliśmy razem z Kasem przez las, szukając jakiegokolwiek śladu dziewczyny. Gdzie poszła, gdzie mogła się zaszyć. Tak, Naoki, geniuszu. Nie ma to jak nie umieć trzymać języka za zębami.

- Hej, Kas, dokąd my w ogóle idziemy? - mruknąłem po chwili. - Kas? - rozejrzałem się, jednak nigdzie nie dojrzałem brata.
"Super. Very super"
~*~

- Nekuś kochanie, wyżal się braciszkowi co, żeś tej biednej dziewczynie nagadał, że tak szybko wiała z naszego domu.- zapytałem po jakimś czasie marszu przez las w poszukiwaniu jakiegoś śladu po białowłosej.- Wątpię, żeby przestraszył ją wszechobecny kurz, a szczurów się już pozbyłem. Herbaty nawet nie dopiła, a to przecież... Naoki, czy ty mnie słuchasz?- obróciłem za siebie, jednak nie dostrzegłem brata, który powinien za mną człapać. Jakiś zimny wiatr musnął moje włosy rozszarpując je we wszystkie strony, tworząc taki "cripi" efekt. Przez chwile rozglądałem się po borze szukając czegokolwiek co chodź trochę przypominałoby Naokiego, jednak ku mojej rozrastającej się już panice, nic takiego nie dostrzegłem.- Naoki?- zachichotałem nerwowo.- Jeśli zrobisz mi suprajs i wyskoczysz za krzaka niczym pedofil, to obiecuje, że rozdziewiczę nos i uszy. Naoki!- odpowiedziała mi tylko cisza, od czasu do czasu zakłucona przez parszywe wrony, które śledziły mnie setką oczu, otwarcie ze mnie drwiąc. Rozdziobią mnie kruki i wrony!

Nie. Wbrew opinii powszechnej nie popadłem w panikę. Tylko nerwowo zareagowałem na fakt, że grozi mi zamarznięcie na śmierć w tym wszedobylskim borze. A najgorsze, że nie wiem skąd przyszedłem i nie wiem dokąd mam iść.

~*~

- Super, po prostu świetnie - warknąłem do siebie. Teraz już sam nie wiedziałem, kogo mam szukać. Z jednej strony jeśli Kas zgubi się bardziej, będzie mi to wypominał do końca życia. Z drugiej trzeba znaleźć Koroshio, którą muszę przeprosić.

Po chwili jednak usłyszałem ciche, przytłumione łkanie. Zainteresowałem się z nieca, idąc powoli w tamtą stronę. Starałem się być cicho i tą ciszę zachować. W ten zza drzew wyłoniła się skulona postać, siedząca na śniegu. Zmrużyłem lekko oczy, przyglądając jej się uważnie.
"... Koroshio?... Płacze?" - przemknęło mi przez myśl. Mózg sam odmówił posłuszeństwa, a ja nie mogłem postawić kroku dalej.
~*~

Mam tego dość.
Wracam natychmiast do szkoły i już nigdy stamtąd nie wyjdę. Niech mnie zamkną w tamtej wierzy. Będę się tam czuła o wiele szczęśliwsza. Wychlipałam do siebie i próbowałam wstać. Niestety zmarznięte ciało i wszechobecny lód mi to uniemożliwił. Po nieudanej próbie pozbierania się z ziemi, znów wylądowałam z zaspie i wybuchłam kolejnym atakiem histerii, płacząc jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka.
- OGARNIJ SIĘ IDIOTKO! - wrzasnęłam do siebie przez łzy, pewna, że jestem tu sama.


~*~

Podszedłem krok bliżej, zarzucając na ramiona dziewczyny swoją bluzę. Zaskoczona zamarła w bezruchu, nie odwracając się do mnie.

~*~

Nagle usłyszałam skrzypienie śniegu pod czyimiś stopami. Na zimnych jak lód ramionach poczułam ciepło jakiegoś materiału. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kim była osoba, która do mnie podeszła.
Pustym wzrokiem wpatrywałam się w rozciągający się przede mną las. W mojej głowie głębiło się tysiące myśli i słów, które chciałam wykrzyczeć, ale jakoś nie mogłam zebrać w zdanie. Po mojej twarzy wciąż płynęły stróżki, lodowatych łez.
- Co-o tyyy tuuu ro-bisz? - wychlipałam nie odwracając się w jego kierunku.
~*~

- Nie skłamię i powiem po prostu, że cię szukałem... - zawiesiłem na chwilę głos, budując sobie w głowie odpowiednie zdanie: - Przepraszam, nie chciałem się zranić... - wypowiedziałem w końcu będąc pewnym tego, co mówię.

~*~

- Naoki! Koroshio! Ktokolwiek...- krzyknąłem w chęci zdarcia głosu całkowicie, jednak nadal uparcie odpowiadało mi tylko echo podle małpując mój głos.

Szedłem gdzieś, sam nie wiem w sumie gdzie. Ba! Możliwe, że błądziłem w kółko.
- Wiesiu, nie uważasz, że ten badylek nieznanego mi gatunku, mijamy po raz setny?- mruknąłem, głaszcząc gada, standardowo owiniętego wokół mojej szyi. Uniósł łeb i spojrzał na mnie grymasem typu "Rusz zad, bo tu zamarzniemy." A następnie wrócił z powrotem pod bluzę.- Dzięks. Zawsze mogę liczyć na twoje wsparcie.- parsknąłem, ruszając dalej.
Już miałem dalej dzirać się jak pięciolatek, który zgubił rodzinę na dziale mrożonek w supermarkecie, gdy nagle w pobliskich krzakach przysypanych przez grubą warstwę śniegu, coś się poruszyło.
- Jeśli ma to być twój następny genialny żart, to wiedz, że ci się wybitnie nie udał.- podszedłem do chaszczy z przekonaniem, że to następny super- uber plan mojego brata na wepchnięcie mnie do kostnicy. Powoli zbliżyłem się do przesuszonego zielska, jednak nie ujrzałem nic humaido- podobnego, a tylko dwa złote ślepia, złowrogo we mnie wgapiające się.
Nie zdążyłem się cofnąć, gdy wielkie ptaszysko wyleciało na mnie skrzekiem dziobiąc mnie i drapiąc. Wrzasnąłem piskliwie i prawie z wrażenia nie wywaliłem się na śnieg. Poczułem nagłe szarpnięcie i Wieszczadło zerwał się gwałtownie z mojej szyi i brutalnie pochwycił ptaka, porywając go w krzaki.
Dawno nie przeżyłem takiej TRAUMY. Od dzisiaj będę się profilaktycznie bać nawet wróbli i kanarków.
Po chwili gadzina wróciła do mnie wesoło mlaskając, próbując pozbyć się szczątek piór z paszczy.- Dziękuje ci.- podniosłem go delikatnie, pozwalając wrócić do wnętrza bluzy.

~*~

.
Kucnąłem na przeciwko dziewczyny, nie zwracając uwagi na zimny śnieg, oraz na w ogóle panujący chłód i płatki sypiące się z nieba. Białe włosy Koroshio zakrywały jej twarz, kontrastując z białym puchem na ziemi. Dziewczyną wstrząsały jeszcze niekiedy płaczliwe drgawki, choć może to i pewnie również z zimna. Spoglądałem na nią dłuższą chwilę, przypominając sobie pierwsze spotkanie podczas śnieżnej bitwy. To ta sama dziewczyna? Pewnie tak... Sama tylko nie wie, która maskę ma przyodziać.
~*~

Tępo wpatrywałam się w dwukolorowe tęczówki oczu Naokiego.

Błagam przestań. Zrób cokolwiek. Nawrzeszcz na mnie. Uderz mnie. Powiedz coś. Tylko przestań się tak na mnie gapić. Błagałam go w myślach.
W końcu przestałam płakać i otrząsnęłam się, a moja twarz wykrzywiła, jak u wściekłego kota.
- Zapytałam co ty tu robisz?! - wywarczałam i pokazałam ostre, białe zęby. Czyżbym pod wpływ tych wszystkich emocji nieświadomie zaczęła się przemieniać?
~*~

- Szukałem cię wraz z Kasem po tym, gdy wybiegłaś z domu. Nie chciałem, abyś moją reakcję przyjęła jako złośliwy gest z mojej strony. Nie miałem nic złego na myśli. W przeciwieństwie do mojego brata... nie umiem rozmawiać z ludźmi. Dlatego często powiem coś, czego potem żałuję - powiedziałem, a mój głos nadal brzmiał spokojnie, a oczy wpatrywały się w dziewczynę.

~*~

 
Gwałtownie wstałam, przewracając tym ruchem, kucającego chłopaka na śnieg. Ukradkiem otarłam twarz z łez, wierzchem prawej dłoni.
- Świetnie. Nie ma sprawy. - powiedziałam zimno - Jak widzisz nic mi nie jest. Jestem cała i zdrowa. Możesz już zabrać swojego braciszka i wracać do domu. - odpowiedziałam i odwróciłam się do niego plecami.
~*~

Wstałem bez słowa i minąłem Koroshio.

- Wiesz... nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. Czasami warto spojrzeć na nie trochę inaczej. Wyjście z lasu jest po drugiej stronie. Cały czas prosto - powiedziawszy to, ruszyłem na poszukiwania zagubionego w akcji Kasa. 
~*~

Patrzyłam na plecy Naokiego, znikające wśród drzew.

- Ja jestem szczęśliwa! - wrzasnęłam do niego, choć już pewnie tego nie słyszał. Nie było to prawdą. Było mnóstwo rzeczy, które bym zmieniła. Po co to powiedziałam? Żeby mu coś udowodnić? Żeby sobie coś udowodnić? Nie wiem.
Westchnęłam cicho i objęłam rękami ramiona. Wtedy zauważyłam, że wciąż mam na sobie bluzę chłopaka. Zdjęłam ją z ramion i trzymając w rękach dokładnie oglądałam.
- Ludzie próbują być dla Ciebie mili. Czemu też nie możesz, Koroshio? - zapytałam siebie samą przytulając trzymane w dłoniach ubranie. - Bo nie potrafię. - wyszeptałam i zmieniając się w białego rysia, pobiegłam w kierunku, gdzie zniknął chłopak.
~*~

- KAAS! - wrzeszczałem na cały las, a temu wszystkiemu towarzyszył porywisty wiar, który targał mi włosy na cztery strony świata. - Kas, do cholery! Gdzie jesteś! - warknąłem, orając sobie łapą po twarzy. Sam nie wiedziałem, czy ja go zgubiłem, czy on sam się zgubił. Przecież szedł dokładnie obok mnie? Litości... 

~*~

- Wilki. Czy w tym lesie są wilki?- zadałem filozoficzne pytanie do siebie, jakby miało to być moja meandra życiowa, godna Szekspira z tym swoim: „To be, or not to be.” Zaszedłem gdzieś, gdzie zapewnię Czarnobylskie promieniowanie miało swój wkład w okoliczną florę. Drzewa tu grube jak baobaby, wielkie jak sekwoje. Nic, tylko urządzić sobie seans egzorcyzmów, zjeść dziewice, rozdziewiczyć kota czy urządzić zebranie grupy AA. Tak, proszę państwa zaraz wyskoczy dwumetrowe bydle o ośmiu nóżkach i wesoło do nas pomacha. Skoro w krzakach siedziało takie zmutowane ptaszysko, to nie zdziwi mnie obecność byczych pajączków czy wilków. – Jak myślisz Wiesiu, one chyba nie zapadają w sen zimowy? Kilka razy słyszałem wycie dochodzące z lasu, jednak równie dobrze mogły to być kundle. W ostateczności to objawy schizofrenii.- wąż skierował w moją stronę łeb, spoglądając na mnie, jakby chciał wyzwać od idiotów.

- Nie patrz tak na mnie. Byłbym idealnym fastfood’em.-bąknąłem gładząc go po łuskach. Zasyczał złowrogo muskając językiem w obojczyk.- No co..? Mi też jest zimno, nie narzekaj. Ciebie przynajmniej nie bolą nogi.
Nagle moje uszy zostały zgwałcony przez krzyk. Znajomy krzyk.
Zerwałem się gwałtownie i z impetem rannego hipopotama pobiegłem w stronę ujścia dźwięku w rytm, fałszywie zawodzącego mi w głowie „I will survive”.
Wypadłem z krzaczorów wprost na zszokowanego Naokiego, przyklejając się na niego na ośmiorniczkę.
- Matkoboskoiorzeszkiarachidowe! Wiesz jaką ja TRAUME przeżyłem!? Czarne, wielkie, z pazurami!- wyjąkałem chaotycznie.- Chwila. A Koroshio? Znalazłeś ją?
~*~

-...to jednak ty... - stwierdziłem po chwili mało profesjonalnie, gdy wysłuchałem nieskładnej wypowiedzi brata, oraz jego narzekań na mój temat, jako żem mógł go zostawić.

- A więc, co z Koroshio?
- Pogadałem z nią i dałem nawet bluzę w prezencie... - westchnąłem.
- Nekuś, te kontakty międzyludzkie ci nie wychodzą - stwierdził filozoficznie, przyglądając mi się, a ja tylko przewróciłem bezradnie oczami.

~*~

Szybko znalazłam chłopaków, co nie było wcale trudne, gdyż już chyba z miasta można usłyszeć wrzaski jednego, jak i drugiego brata.
Wyskoczyłam z krzaków i wpadłam na małą polankę między nimi, prawie przyprawiając przy tym Kasen o zawał.
Szybko wróciłam do swojej ludzkiej postaci i podeszłam do Naoki'ego.
- To Twoje... Zostawiłeś ją. - powiedziałam i wyciągnęłam rękę, której trzymałam bluzę do zaskoczonego zaistniałą sytuacją chłopaka.
~*~

Spoglądałem lekko zaskoczony na Koroshio, która można by rzec "wyrosła" wręcz spod ziemi przed nami. Kas w napływie emocji złapał się mojego ramienia, prawie je zgniatając, a jego zrenice rozszerzyły się z przerażenia.
- Będzię ci zimno - stwierdziłem, nie odrywając od niej wzroku.
- W-właśnie... - dodał nadal lekko wystraszony Kasene i uśmiechnął się słabo.

~*~

Popatrzyłam na wystraszonego Kasen, kurczowo trzymającego się brata. Czyżbym była aż tak straszna.
- Nie będzie. - powiedziałam - Zresztą nie chcę, żebyś ty przeze mnie zmarzł i był chory. - odpowiedziałam mrużąc w uśmiechu oczy i lekko przekrzywiając głowę. Po chwili zwróciłam się lekko w stronę drugiego chłopaka.
- Przepraszam, że Cię wystraszyłam. Nie chciałam. - powiedziałam łagodnie do Kas i odpowiedziałam mu na jego uśmiech, uśmiechem.

~*~

Odebrałem bez słowa bluzę, jednak na moje usta wkradł się delikatny uśmiech. Następnie "odczepiłem" palce Kasene z mojego ramienia , który spojrzał się na mnie niezrozumiale.

- Kas, słońce, idziemy do doooomu. Rozumiesz mnie? - spytałem, mówiąc w zwolnionym tempie jak do upośledzonego.
- Czy ty mnie masz za idiotę? - oburzył się lekko.
- Zgrywam się z ciebie za rano - posłałem mu trochę złośliwy uśmieszek. - Poza tym, jak na jeden dzień to dla ciebie za dużo wrażeń, wliczając zgubienie się.
- Dobrze, mamusiu... - burknął, a Wieszczadło zasyczał cicho.
~*~

Odwróciłam się tyłem do chłopaków z zamiarem odejścia. Tak właśnie. Po tym wszystkim zamierzałam tak po prostu odejść. Jak zawsze zresztą. I pewnie gdyby nie ingerencja Ai, tak bym zrobiła.

Koliber, jakby nagle przypomniawszy sobie o tym, że istnieje świat poza moimi włosami, wyleciał z nich i podfrunął do brunetów.
- Ai! Co ty wyprawiasz? - krzyknęłam do ptaszka, próbując go złapać. Jak na złość uciekał przed moimi dłońmi i nie pozwalał mi się dogonić.
Po chwili gonitwy wleciał we włosy zaskoczonego Kas, który w szoku odskoczył od swojego brata i zaczął się szamotać, próbując uciec do zwierzęcia.
- Przestań. Zrobisz jej krzywdę. - krzyknęłam i pobiegłam w jego stronę. Niestety jakiś złośliwy korzeń, nie chciał aby dotarła do celu. Jak na złość, zahaczyłam o niego nogą i potykając się, wpadłam prosto na stojącego obok Naoki'ego.
~*~

Zachwiałem się niebezpiecznie, a następnie moje plecy poczuły bliskość z ziemią. Nie był to jednak aż tak bolesny upadek, gdyż wszystko amortyzował śnieg. Po chwili jednak zorientowałem się, że nie tylko ja zaliczyłem glebę.
- Em.. Koroshio? - zacząłem, nie wiedząc zbytnio jak mam się odezwać do dziewczyny. Wygodnie? Miłe lądowanie? Naoki, jesteś kretynem...
~*~

- Ehm... - mruknęłam niewyraźnie i podnosząc do góry głowę. Wciąż lekko zaskoczona upadkiem, nie wiedziałam do końca co się dziej i gdzie jestem. - Tak Naoki? - zapytałam, a nasz twarze dzieliły właściwie jakieś centymetry.

~*~

Nie mogąc wydusić słowa, nadal wpatrywałem się w twarz dziewczyny, oraz jej czarne oczy. Czemu nie mogę nic powiedzieć? Cholera, Naoki.. - mówiłem sam do siebie w myślach.

~*~

Po chwili do mojego mózgu dotarła wiadomość z informacją o położeniu mojego ciała. Moją twarz natychmiast zaległy szkarłatne rumieńce. Jak oparzona odskoczyłam od chłopaka na kilka metrów, mocno go przy tym tratując

~*~

.
Zgiąłem się lekko w pół, a moje ciało krzyczało tylko jedno "help, please".
- Moje kości... - jęknąłem, przewracając się na brzuch, a twarz zasypując we śniegu. Mimo wszystko, w głowie nadal siedział mi obraz zarumienionej białowłosej.

~*~

Mój umysł pracował tak jakby na zwolnionych obrotach. Przez chwilę siedziałam w śniegu, szeroko otwartymi oczami patrząc na chłopaka, choć tak naprawdę nie widziałam jego obecnego wyglądu. Przed oczami wciąż miałam jego uśmiechniętą twarz, znajdującą się niebezpiecznie blisko mojej.
Dopiero po kilku minutach dotarło do mnie co właśnie zrobiłam i jak bardzo skrzywdziłam tym Naoki'ego.
- Naoki! - wrzasnęłam i tak szybko jak się od chłopaka odsunęłam, tak szybko znalazłam się przy nim z powrotem - Nic ci nie jest? - zapytałam czule, delikatne obracając go z powrotem na plecy.
~*~

- Spokojnie... Żyje... - stęknąłem, otrzepując z twarzy śnieg, który utrudniał mi widoczność. Podniosłem się do pozycji siedzącej i uśmiechnąłem lekko do Koroshio, oznajmiając tym również, że nic mi nie jest.
~*~

- No, ale na pewno? - zapytałam wciąż lekko czerwona na twarzy, choć już sama nie wiem czy z zimna, speszenia i czegoś jeszcze innego. - Słyszałam jak strasznie jęknąłeś i... Jestem trochę ciężka... - przyznałam z lekkim zażenowaniem. - Szczególnie kiedy... to znaczy... - speszyłam się lekko nie mogąc znaleźć odpowiednich słów - Stratowałam Cię jak stado jakiś wściekłych słoni. - powiedziałam zrezygnowana i opuściłam głowę, zagryzając lekko wargi.

~*~

- Hm? - zdziwiłem się. - Nie jesteś wcale ciężka - przyznałem. - Powiedział bym, że lekka bardziej. Nie to, co Kas. Uwierz mi, nie chciałabyś, aby się na ciebie rzucił... Po prostu sam byłem trochę zaskoczony i tego nie przewidziałem... - starałem się wytłumaczyć, gestykulując przy tym śmiesznie rękami.

~*~

Podniosłam niepewnie głowę, uważnie przyglądając się chłopakowi. Odgarnęłam z czarnych oczu, białe kosmyki, żeby dokładniej móc zobaczyć, dziwne gesty, wykonywane przez Naoki'ego.
Próbując powstrzymać się od śmiechu, zakryłam usta ręką, ale i tak na nic to nie dało, gdyż z mojego gardła wydobył się cichy chichot.
~*~

Po dłuższej chwili wykonywania w powietrzu dziwnych pentagramów i kół olimpijskich, doszedł do mnie fakt, jak głupio musi to wyglądać. Zatrzymałem ręce w powietrzu, spoglądając na rozbawione twarze Koroshio i Kasene. Zamrugałem kilkakrotnie powiekami, a moja mina wyrażała nie więcej niż "ale, że o co chodzi?"

~*~

- Nic - mruknęłam w napadzie chichotu - Jesteś po prostu bardzo zabawny, jak coś komuś próbujesz tłumaczyć. - zachichotałam jeszcze raz. W końcu się opanowałam i spojrzałam na chłopaka.
Dość długo wpatrywałam się w jego unikatowe oczy o dwóch zupełnie różnych barwach. Nagle moje ciało samo zaczęło się sobą rządzić. Nie wiedzieć czemu, przysunęłam się trochę bliżej do chłopaka i objęłam rękami jego szyję, mocno go przytulając.
- Strasznie zabawny - szepnęłam mu do ucha.
~*~

Wzdrygnąłem się lekko, a moje oczy rozszerzyły się w wyrazie zaskoczenia. Po tym wszystkim, co dzisiaj się stało nawet nie dopuściłbym do myśli tego, że białowłosa tak ot mnie... przytuli. Czas nagle się zatrzymał, a po moim ciele rozeszło się przyjemnie ciepło. Sam przestałem zwracać uwagę na chłodny wiatr atakujący ze wszystkich stron.
~*~

Z zaciekawieniem spoglądałam na tą dwójkę, która zaległa w misiaczku. Moja mina, zapewnię wyglądała jak u reżyserów pornoli, czyli profesjonalne „nic” z wisienką na wierzchu. To całe zajście było tak słodkie i urocze, i do opowiadania funfelom przy kawusi, że pozostało mi się tylko lampić na nich i łkać wewnętrznie, że nie mam popcornu.
Jednak w sobie dusiłem się własnym śmiechem. Ty ćwoku z byle bloku, zamknij brudnego ryja i nie wybuchnij teraz rechotem opętańca, bo będzie drama na całe osiedle i trzy wsie dalej.
W pewnym momencie kaszlnąłem znacząco zwracając na siebie uwagę.- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale Globalne Ocieplenie, to mit z faktów, a ja właśnie odczuwam początki hipotermii.~

~*~

Z ogólnego uczucia euforii i odlotu do chmur, wyrwał mnie głos Kasen. Szybko puściłam Naoki'ego i gwałtownie odsunęłam się od niego, znów robiąc się cała czerwona na twarzy. Szybko wstałam ze śniegu i otrzepałam mokrą już dawno sukienkę.

- Ehm... Ja... - zaczęłam nieudolnie - Już późno. Powinniśmy wracać.


~*~

Kątem oka spojrzałem na Naokiego, który już otwierał usta, zapewnię chcąc przystanąć na propozycje Koroshio.
Ojcze chaosie, matko makabro, dlaczego pokarano mnie takim bratem! Niech nie odwala jakieś cholernej Dynastii no, bo, dżizas, jedzie ciotodrama i dzwoni lokomotywą, uschnie to, to samotnie jak ćwiatek na pustyni.
Dwoma szybkimi krokami znalazłem się przy czarnowłosym i… z całej siły przywaliłem mu z łokcia w żebra, tak, że zgiął się w pół. Nachyliłem się nad nim, muskając oddechem jego ucho.- Nekuś, kochanie. Zaproś ją na herbatkę, kawkę, kakałko. Nie widzisz, że zmarzła?- a następnie jadowicie wyszeptałem do niego, tak by tylko on to usłyszał. Na koniec jeszcze przyprawiłem z plaskacza w plecy i uśmiechnąłem się promiennie do zszokowanej Koroshio. 
~*~
Nie wiedziałem, gdzie, kiedy, co i jak, ani nawet nie zdążyłem zareagować, gdy łokieć Kasa wbił mi się między żebra. Chłopak syknął mi do ucha swoją modlitwę do ojca szatana, a następnie klepnął wesoło w plecy.
- Ekhem... Może jednak wejdziesz na herbatę, kakao? - zaproponowałem, prostując się i kątem oka nadal zerkając na brata. Po chwili jednak swój wzrok przeniosłem na Koroshio i posłałem jej uśmiech. Dzięki, Kas, mój stróżu aniele.
~*~

- Nic Ci nie jest Naoki? - zapytałam niepewenie podchodząc do chłopaka i obdarzając Kasa miną typu: "Zatęskniłeś za rysiem?".
- Wiesz... Powiedziałabym, że bardzo chętnie, ale... - bardzo chciałam do nich iść, posiedzieć z nimi, pośmiać się, rozluźnić troszeczkę, ale... no właśnie... ale - Obawiam się, że nie mogę.- powiedziałam ze smutkiem.
~*~

- hm? - obaj spojrzeliśmy się na dziewczynę z mieszaniną zdziwienia i lekkiego rozczarowania. Ah, no tak. Zapomniałem o tym, że wciąż istnieje ktoś taki jak "dyrektorka". Nie dało się nie zapomnieć jej ataku na naszą grupę, gdy w najlepsze trwała wojna śnieżkowa.
- Chodzi o belfra? - palnął szkarłatnooki, a ja posłałem mu znaczące spojrzenie.
- Kas... - warknąłem, a on spojrzał się na mnie mając pytajnik nad głową. Po chwili jednak zrobił charakterystyczne "aaaha" i posłał Koroshio skruszony uśmiech. - Chodzi też o rodziców, co? - wtrącił po chwili Kas, wkładając lodowate ręce do kieszeni spodni, chcąc je trochę ogrzać. - Ta, w sumie też bym się martwił.
~*~

- Tak... Tak właśnie... Znaczy... Powiedzmy... - wzruszyłam lekko ramionami - W każdym bądź razie... Już dawno powinnam być z powrotem. Właściwie w ogóle nie powinnam tu być. Nie wolno mi wychodzić. - przewróciłam z obrzydzeniem oczami - No i im dłużej tu jestem, tym mam większe kłopoty, tak naprawdę.

~*~

- Mhm.. - mruknąłem pod nosem, zamyślając się na chwilę. - Okej, więc to ci się raczej przyda - powiedziałem, zakładając z powrotem na ramiona dziewczyny moją bluzę. - Odprowadzimy cię z powrotem, a na herbatę dasz się namówić innym razem, zgoda? 

~*~
 Dzięki... - uśmiechnęłam się najpierw do jednego, a potem do drugiego brata. - Jasne. Bardzo chętnie. - odwróciłam się plecami do chłopaków, chcąc już iść - To co idziemy? - zapytałam.
~*~
Kiwnąłem głową, ruszając z miejsca za dziewczyną, a za mną podreptał Kas. Po chwili dorównaliśmy kroku Koroshio i we trójkę przemierzaliśmy las, wsłuchując się w dziwne opowiadania mojego brata, oraz syczenie Wieszczadła okręconego wokół jego szyi. Po chwili jednak poczułem jak dopada i mnie zmęczenie. Ziewnąłem więc, zakrywając dłonią usta i przyjrzałem się nadal trajkoczącemu Kasene. 
~*~
 Chłopaki - odezwałam się w końcu, próbując przebić się przez słowotok Kasa - Chłopaki... Chłopaki... CHŁOPAKI! - wydarłam się zwracając w końcu na siebie ich uwagę - Dziękuję... - dygnęłam lekko z pogardą - Czy my w ogóle wiemy, dokąd tak właściwie idziemy i w którą stronę jest miasto? - powiedziałam jednym tchem, korzystając z ich uwagi - Bo mam wrażenie, że chodzimy w kółko.

~*~

Cholera mać czy to jakiś patisz Gangu Olsena, połączony z pechem kevina? Żeby zgubić się dwa razy w ciągu doby, to trzeba mieć zgwałcony zmysł orientacji. Tajm tu użaling nad sobą, dżizas. Westchnąłem ciężko, rozglądając się po okolicy. No kompletnie, żaden badyl nie wyglądał mi znajomo. Wygięre, nienaturalne, wielki i podobne do nieumalowanej Paris Hilton. Widzę przyszłość w czarnościach nad czarnościami. 
Miałem chlapnąć ozorem, że najprawdopodobniej zaginęliśmy jak Boeing 777, jednak niespodziewanie Wieszczadło wyrwał się spod moich ubrań i pędem popełzł w krzaki.
- Wiesiu! - krzyknąłem, dając nura za nim. I ku mojemu zdziwieniu po chwili wypadłem na bruk ulicy. A w tle dostrzegłem wieżyczki naszego (nie) chwalebnego Hogwartu, wystające tuż nad nieszczęsnym borem. 
- Znalazłem! Znaczy Wiesiu znalazł! - ucieszyłem się, machając chaotycznie łapami, jakby ten fakt miał mnie napaść i zgwałcić. 
~*~

Pobiegłam za czerwonookim chłopakiem, zostawiając drugiego brata samego. Wypadłam z krzaków i zobaczyłam mury mojego więzienia. Sama nie wiedziałam, czy powinnam się cieszyć, czy raczej wpaść w histerię. Zamiast tego podbiegłam do Kasene. 
- Och, Kas, jesteś wspaniały - powiedziałam i przytuliłam chłopaka, pozostawiając na jego policzku delikatny całus. Wtedy zobaczyłam idącą w naszym kierunku dyrektorkę, której czarne, niezapięte włosy, zlewały się z ciemnością nocy. Nie widziałam wyraźnie jej twarzy, ale sądząc po szybkości i sposobie w jakim do nas szła, mogłam ustalić jedno. Była wściekła. I to naprawdę porządnie. 
- Gdzieś ty się podziewała dziewczyno?! - wrzasnęła na mnie - Tylko na chwilę spuścić Cię z oka i co... Jesteś tu pierwszy dzień i już urządzasz sobie takie wyskoki. - krzyczała na mnie, podchodząc coraz bliżej - Niepotrzebnie zgodziłam się Ciebie przyjąć. Wiedziałam, że będą z Tobą problemy. Od początku. 
- Ale jestem tak. I nie ma żadnych problemów. Nie ma pani mnie prawa trzymać tam zamkniętej, jak jakieś zwierzę w klatce. - przerwałam jej. 
- Mam prawo i to większe niż Ci się zdaje. Dopóki jesteś pod moją opieką, masz się mnie słuchać i wykonywać wszystkie moje polecenia! A teraz...Natychmiast do siebie - powiedziała wskazując ręką na budynek szkoły. 
- Może nie mam ochoty jeszcze wracać... - zaczęłam się z nią kłócić, ale już od początku byłam na przegranej pozycji. 
- Liczę do trzech i jeżeli w ciągu minuty nie znajdziesz się w pokoju to od razu dzwonię po policję. 
- Ale... 
- Raz.. - odwróciłam się w stronę Kasene i przytuliłam go na pożegnanie -...dwa...- następnie podbiegłam również do Naoki'ego i również mocno uściskając -...trzy...
- JUŻ MNIE TU NIE MA! - wrzasnęłam i zaczęłam szukać wzrokiem jakiegoś przewodu elektrycznego. Po chwili natrafiłam na idealny i podeszłam do niego. Zmieniłam się w energię świetlną i poruszając się po kablach jak po szynach, niemal w ciągu sekundy znalazłam się w pokoju w wieży. 
Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. 
- WYSTARCZAJĄCO SZYBKO?! - wrzasnęłam do dyrektorki i zatrzasnęłam głośno okno.
~*~

Przyglądaliśmy się przez chwilę tej scenie, aż w końcu gniewny wzrok dyrektorki spoczął na nas.
- A wy czemu tu jeszcze stoicie?!
Już miałem coś odpysknąć, jednak powstrzymał mnie przed tym kas, który złapał za ramię i pociągnął z powrotem w stronę krzaków.
- Hej, co ty robisz... - warknąłem.
- Spoko, luz, nie nerwaj się, bo spotka cię gniew belfra... Wracajmy już, co?
Westchnąłem ciężko, kiwając lekko głową. Z drugiej strony współczułem Koroshio, a ta cała sytuacja była trochę dziwna. Pewnie wszystko jakoś wróci do normy... Mam taką nadzieję...


~*~ 

Naoki&Koroshio&Kasene

Dziękujemy za uwagę i życzymy miłego czytania kilometrowej notki. 













 

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Bitwa na śnieżki

-A więc do ataku! Wygramy tę bitwę! - zakrzyknęła i rzuciła pierwszą, lepszą śnieżkę, fartem trafiając w Jacka.

Mrucząc coś pod nosem, starł ze swojej twarzy śnieg. Ulepił kilka śnieżek na zapas i zaraz rzucił nimi kilka razy pod rząd. Zawsze miał dobrego cela, rzadko chybił.

-Ej!- krzyknęła otrzepując się ze śniegu i próbując trafić ponownie w Jacka. Zamiast tego trafiła w niedawno poznanego chłopaka- Kasena.

- Co ,,ej"?! Potrenuj nad swoja celnością! - odkrzyknął, znowu trafiając kogoś z jej grupki.

-Potrenuj celnosc, tak? A masz!- mruknela i rzucila w niego z calej sily...trafiajac z ielkim impentem w twarz

Zamrugał zaskoczony oczami. Poruszył nosem, strząsając śnieg. - Jesteś pewna?!

-Jak nigdy dotąd! - uzbroila się w pare śniezek nie spuszczając z oczu Jacka.

Wyczarował laskę i spojrzal na nie z perfidnym uśmiechem. Uslyszal cichy wiwat Victora. Wiec teraz zabawa sie zacznie... Wyczarowal sporo snieznych kulek i za jednym zamachem strzelil je w kierunku dziewczyn.

- Hej! Jest zakaz uzywania magii! - krzyknela ze zloscia i po chwili w jej reku dzierzyla ta sama rozga jak u Jacka, po czym rzucila pare sniezek w jego druzyne chlopakow.

- Ahm... Nadal zakaz? Co za przyklad!

-Pierwszy zaczales! -mruknela po czym przemienila sie.

- Ejze, jak magia to lepiej bez przemiany!

-...Bez przemiany i tak Ciebie pokonamy. -odrzekla i znow stala sie brunetka, po czym ponownie zamachnela sie z dwadziescia sniezek ruszylo w strone

- Zapomnij! - Natychmiast zmienil kierunek sniezek

Zrobila wielka bariere z tafli lodu. Nastepnie jednoczesnie rzucila sniezka w Jacka, a takze w Victora, Naokiego i Kasena. Ciezko bylo obronic pare pociskow z kazdej strony.

Trudno. Niektorzy beda trafieni. Ale odwet bedzie okrutny...

Natychmiast zaslonila sie bariera, jednak malo ona dala. Ciosy jacka byly wyjatkowe silne. Z trudem przedostala sie z glownego pola bitwy, do Alissy, ktora dorabiala awaryjne sniezki.
-Jak wygladaja nasze sanse strategiczne? -zapytala Rima
-Szanse sa na razie wyrownane, jednak obawiam sie ze dlugo nie pociagniemy.
-Damy rade!
-Oczywiście kapitanie!- zakrzyknęla Alissa po czym rzucila w kogos sniezka.

Usiadl na drzewie i lekkimi machnieciami czarowal sniezki, ktore zaraz lecialy w strone ,,wrogow".

Dziewczyny jakos sobie radzily. Tylko chwila...Gdzie podzial sie Jack? Z kazdej strony lecialy sniezki nawet odziwo z gory. Chwila...z gory?! Nagle dostala sniezka.
-Ktory...-zaczela lecz po chwili zobaczyla szatanski usmieszek Jacka, ktory byl na drzewie.

- Och, pozno sie zorientowalyscie...

-Ty! -warknela, a po chwili duza sterta sniegu poleciala w strone Jacka  wielka szybkoscia

Z krzykiem runal z drzewa,a na niego spadl snieg. Wygladal jak balwanek.

-Sliczny z ciebie balwanek! Tylko brakuje pomaranczowego nosa i garnka na glowie! - krzyknela do niego nie mogac powstrzymac sie ze smiechu.

- I moze jeszcze patyczkow i czarnych kamyczkow, co?!

-Szaliczek by sie tez przydal! -odkrzyknela

Wylazl jakos spod sniegu i zgromil zadziornym wzrokiem Rime. Po chwili zrobil z niej wiekszego balwanka.

Upadla, przysypana duza iloscia puchu. Postanowila dlugo nie wychodzic, a dzialac z zaskoczenia. Wymyslila pewna strategie. Przedostala sie nie zauwazona z tylu i przemknela sie pomiedzy innymi osobami. Po chwili znalazla sie na drugim koncu. Wypatrzyla Jacka i...sniezka poleciala.

Wydał z siebie zaskoczony okrzyk, rozglądając się czujnie niczym dziki kot.
Zaraz wypatrzył brunetkę i posłał jej złośliwy uśmiech.

Tym razem, to na jej twarzy pojawil sie szatanski usmieszek. Udalo jej sie zaskoczyc Jacka, co wygladalo naprawde swietnie. Teraz jednak musiala miec sie na bacznosci, gdyz po jego minie zemsta miala nadejesc juz zaraz.

Zaraz znalazł się przy dziewczynie i począł ją łaskotac.

ja-Jack! Przestan- krzyczala i probowala sie wyrwac. Co jak co, ale byla chyba jedyna osoba, ktora tak panicznie bala sie laskotek.

- Trzeba było nie atakować z ukrycia!

- Nie by-lo teeego w zakaaazach regulamiiinu, a jedyny i tak zlamaales. -wykrzyczala broniac sie przed laskotkami

- A był jakiś w ogóle regulamin?

-...Nie uzywac magii...-sprobow​​ala go odpechnac, jednak mocno ja przytrzymal. Przewrocili sie i po chwili turlali sie po sniegu.

- Oj, czepiasz sie!

-Nie moja wina, ze nie przestrzegasz zasad.- mruknęła i spróbowała sie wyrwać.

- A moja? - Kiedy miala sie szarpnac, puscil ja, by poleciala do tylu.

Poleciała do tyłu i wpadła w zaspę. Była dosłownie cała we śniegu. Potrząsnęła włosami i rozejrzała się dookoła. Wszyscy śmiali się i bawili. Cudny widok.

- Zapomnij o zwyciestwie.

Odwróciła się do niego i spojrzała na niego wzrokiem mrożącym krew w żyłach.
- Dopóki mam w sobie choć jedną iskierkę siły, będę wlaczyć do samego końca. - szybko wzięła w garść troche śniegu i rzuciła mu w twarz, po czym zaśmiała się i już chciała wstać i pobiec, lecz oczywiscie jej sie to nie udało...

Zlapal ja zrecznie za noge i po chwili obsypal ja duza iloscia sniegu.

-Osz ty! -krzyknęła. Po chwili w swojej ręce trzymała rózgę i odgarnęła śnieg.

Zasmial sie glosno.

-Jeszcze nie skończyłam...-mr​uknęła i zrzuciła na niego wielką illość śniegu z murku.

- Ej, ej, e-e... A psik! - Kichnal nagle, ledwo wymagrolac sie z zaspy. Od tego kichniecia az sie poslizgnal na sniegu.

Zaśmiała się podobnie głośno jak on i szybko pobiegła do " bazy głównej ", czyli do strony dziewczyn, na tyle szybko jak pozwalały jej to zaspy.

Szlag by to, zlapal drobne przeziebienie! Jakos sie pozbieral z ziemi i znowu kichna. Ledwo dotarl do bazy, kichajac pare razy po drodze.

Gdy dotarła do bezpiecznego miejsca, odetchnęła z ulgą i...
-Aaaapsik. -kichnęła. Jak nic się przeziębi, ale warto było.

Usiadl tuz pod murkiem, tylem do dziewczecej bazy i zrobil sniezke. Dmuchnal w nia, az sie zrobila niebieska. Odczekal chwile, az zaczna robic sniezki.


Poszła by pomagać przy lepieniu armatek. Schodziły tak szybko jak świeże bułeczki. Lepiej ulepione śnieżki miały o wiele lepszą celność i tak łatwo w locie sie nie rozpadały.

Kiedy salwa sniegu chwilowo ucichla, rzucil zaczarowana sniezke do tylu.

Ponownie wyszła na pierwszy front i rzuciła śnieżkę. Nagle zobaczyła coś niebieskiego lecąceggo w jej stronę.


Jak sniezka w kogos trafi, ten bedzie mial wyjatkowo kiepska celnosc
Zrobil jeszcze kilka takich i je rzucil do tylu
Wiadomo, wiele z pewnoscia nie trafi w kogos.

Spojrzała w niebieski punkcik który robił się coraz bliższy i bliższy...Zaraz.​ Przecież to śnieżka! -pomyślała. Pojawiło się jeszcze więcej niebieskich punkcików. Uskoczyła na bok, jednak druga ją trafiła w twarz.

Podniosl sie na kolana i ostroznie wyjrzal zza murku. Ktos zle rzucil i owa sniezka wlasnie trafila w jego twarz zamiast w kogos innego

Odgarnęła grzywkę z oczu. Była pewna, że celowała w Kasa a nie Jacka...Rzuciła kolejną śnieżką. Pudło.

Usmiechnal sie szeroko. Czyli jednak Rima byla jedna z pechowcow...

Nastepna snieżka. Jeszcze jedna. Nie, nie nie! Zobaczyła roześmianego Jacka. 
-Tego już za wiele! -krzyknęła ze złości. Zamachnęła się rózgą i stworzyła wielka falę śniegu zmierzającą w ich kierunku

- Ups. Na ziemie! - zawolal do kompanow.

Byłam zła. Miarka się przebrała. To miała być zabawa bez magii. Ale skoro tak postawił zasady, niech bedzie. Dziewczyny zwyciężą! 
-Nie poddamy się. -mruknęła i po chwili większą część chłopaków pokryła wielka zaspa.

Rozpuscil snieg w jednej chwili, wstajac z ziemi. Spojrzal w kierunku dziewczyn ze zlosliwym usmiechem.
To sie dzialo szybko. Nagle zachwial sie i przewrocil sie na ziemie, z trudem powstrzymujac okrzyk bolu. Blizny znowu go zaatakowaly.

Biala zaspa jak szybko sie pojawila, tak szybko znikla. Zostala po niej tylko woda.  Brunetka spojrzala na Jacka. Najpierw nie wiedziala co sie dzieje jednak po chwili bylo wszystko jasne.
Moj maly chlopiec cienia...- uslyszala w swojej glowie pewien glos.- ...Chyba o mnie nie zapomnieliscie? Ach jaka szkoda ze psuje wam zabawe...
- Cholera. -syknela ze zlosci. Owszem przez ten czas zdazyla o nim zapomniec.
Czyzbys chciala do niego dolaczyc? -zasmial sie.

Czarne smugi na jego ciele palily go ogniem. Zaciskal zeby tak mocno, cud, ze sie nie polamaly. Cienie pokolenia szybko sie rozszerzaly na ciele nastolatka. Jedna smuga byla nawet na jego szyi.

Inni nie zauwazyli jeszcze Jacka, gdyz bawili sie w rzucanie sniezkami.
-Nie, tylko nie teraz...- pomyslala cicho i zrobila wokol siebie zaslone sniezna. Przemknela przez dzielace ich pare metrow i po chwili znalazla sie obok Jacka, oslaniajac go zaslona.

Widac bylo po nim, ze cierpi. Po kilku chwilach, ktore wydawaly sie byc godzinami, bol nieco zelzal. Na tyle, by Jack mogl racjonalnie myslec. Otworzyl oczy i spojrzal na dziewczyne, ktora pochylala sie nad nim.
- Rima...? Co tutaj robisz...?

-Widzialam...i slyszalam. -wyszeptala cicho, objela go i sila wcisnela w niego czasztke swojej mocy, tak jak to robia mamy, ktorych dzieci nie chca wziac lekarstwa.
-Bedzie dobrze...-powiedziala i zacisnela zeby. Poczula potworny bol glowy i smiech tego zakichanego kogos, co mial hopla na punkcie cienia.

- Nie, nie bedzie dobrze. - Usiadl i odwrocil glowe.

-Nie kloc sie teraz ze mna i chodz zanim zaczna cos podejrzewac. ...-mruknela.

Westchnal ciezko i z trudem wstal. Wzial dziewczyne za reke i odciagnal ja dosc daleko od miejsca bitwy.

Huh? Jack...- poprowadzil, a raczej pociagnal ja za soba.

Kiedy byli sami, zdjal bluze, pod ktorej spodem mial tylko koszulke z krotkim rekawem. - Jest kiepsko, prawda? - Blizny pokolenia byly nawet na jego szyi. Rece mial prawie w calosci pokryte nimi.

-Och.- wyrwalo jej sie. Probowala panowac nad soba ale to co zobaczyla bylo przerazajace. Musial przez to tak bardzo cierpiec. Zagryzla wargi. - Wyjdziesz z tego...Nie poddawaj sie...Nie poddawajmy sie. - usmiechnela sie blado.

- Sama tez nie masz pewnosci.

-Nikt jej nigdy nie ma, ale to nie znaczy ze mamy sie poddawac. Jestes Jack Frost, z rodziny Frostow- czyli tych ktorzy sie nie poddaja i walcza do konca. Przetrwamy przez to.

Usmiechnal sie slabo i zalozyl z powrotem bluze. Polozyl dlon na jej glowie i oparl czolo o jej.
- Wieczna optymistka. Jak ty to robisz?

-Heh...wszyscy mi to powtarzaja. Jestem tak jakby optymistka dla innych. Wiesz, probowalam sie kiedys zalamac, ale nie dalo to zadnych efektow. Czasem przychodzi mi nawet na mysl, ze narodzilam sie ppo to by pocieszac innych.- zasmiala sie, aby rozladowac smutna i troche napieta atmosfere.

- Calkiem mozliwe. Wracamy sie?

-Lepiej tak, zanim ktos zauwazy ze nas nie ma, albo zasypia sie sniezkami nawzajem. Zreszta jeszcze z Toba nie wygralam. -na jej twarzyczce pojawil sie szatanski usmieszek.- Ale ta twoja niebieska sniezka nie byla fair. - mruknela.

- Jaka niebieska sniezka? - Udal niewinnego

-Juz dobrze wiesz jaka i wiem ze to twoja sprawka. -popatrzyla na niego z wyrzutem.

- Nie wiem...? - Poslal jej usmiech i zaraz pomknal z powrotem na pole bitwy

Pokrecila glowa i odeszla z drugiej strony by nie wzbudzic niczyich podejrzen. Juz miala rzucic sniezke, gdy pojawila sie dyrektor, a jej oczy puszczaly w uczniow niebezpieczne wyladowania elektryczne.
-Co tu sie dzieje?! Prosze natychmiast to przerwac! -krzyknela. Miala naprawde donosny glos, gdyz wszyscy od razu znieruchomieli.
-Ale to tylko sniezki...-ktos powiedzial cicho.
-Sniezki? Ja sniezkom nei mam nic przeciwko o ile sa one poza granica terenu szkoly! Macie natychmiast sprzatnac ten snieg ze chodnika! wczsniej byl tu lad i porzadek a teraz? Kto za tym wszystkim stoi?

- Eee... Ja? - Podszedl do dyrektorki z lobuzerskim usmiechem. Sklonil sie zawiadacko.

Co jej przeszkadza ten śnieg...- pomyslała brunetka i również podeszła do dyrektorki.
-No tak...Mogłam się spodziewać, że jak i ty- wskazała na Jacka- To i ciebie w to wciagnie. -pokręciła głową.- A wy na co czekacie? Rozejść się! Wy za to sprzątnijcie ten śnieg. Nie można na terenie szkoły urządzać takich bitew!
-Ale pokazywać sie z magią możemy tylko tu, a tam w ukryciu. -wtrąciła Rima, choć chyba nie potrzebnie, gdyz ostatnio dyrektorka ma słabe nerwy.
-Jako, że nie tylko wy braliście w tym udział, ale też inni, lecz dowodziliście temu, macie posprzątać tu natychmiast. -powiedziała nie komentując zdania brunetki.
Rima spoglądnęła na Jacka, on zaś na nią i po chwili oboje jednym ruchem rózg sprawili, że zaspy śniegu wylądowały równo wokół murów, chodnik zaś był całkowicie czysty. Całe szczęście, że dyrektorka nie zdążyła powiedzieć, by zrobili to bez użycia magii.
-Hm...No cóż, idźcie już lepiej...- powiedziała spoglądając na  zaspy śniegu, które były wyszlifowane, jakby był drugim murem. Oboje skinęli głowami i wyszli z terenu szkoły. Nie wiedzieli tylko, że wszyscy czekali na zewnątrz.
-No wiec kto wygrał? -zapytała Amika- Prawda, że my? -dociekała odpowiedzi, a inne dziewczyny jej wtórowały.
-Hej, my byliśmy lepsi!
-I zasypani przez zaspę!- zaśmiała się Keyli
-Spokój. Szanse były wyrównane, więc jak widać był remis. Obie drużyny dobrze walczyły, jesteśmy z was dumni. - odezwała się brunetka, kapitanka grupy dziewczyn. Nadal było trochę sporów, ale w końcu wszyscy się pogodzili i rozeszli się do domów gdyż każdy miał ochotę na ciepłe kakao.

***
W końcu długo wyczekiwana notka się pojawiła. Wybaczcie za tak wielką zwłokę ;*