Pogadaj z nami :D

niedziela, 8 grudnia 2013

Głupawka cienia.

Dzwonek. Nieznośny dzwonek na lekcje, który jest katorgą dla każdego więźnia w tym zakładzie karnym. Dzwonek, który ukróca wszystkim wolność i o 45 minut życia. Dlaczego wymyślili szkołę? Niewiadomo, kto był tym ,,geniuszem". Przecież to bezużyteczne, żeby trzymać dzieci w zamkniętych i dusznych salach. Torturują ich umysły bezużytecznymi rzeczami...
Wiele bym dał, żeby móc oddać im pięknym na nadobne...
- Ajajaj! Dość myślenia! - Nagle krzyknął.
Zamrugał oczami i spojrzał w bok. Brunetka o błękitnych paczałkach wpatrywała się w niego zdumiona. Rozejrzał się. Nie byli w szkole. Byli na zewnątrz.
Chwilunia... To czemu myślałem o szkole, hę? I czemu...
Nie uciekniesz ode mnie, dziecko.
Pokręcił gwałtownie głową.
Chyba omamy zaczynam mieć...
Nie, mój drogi chłopczyku. Jestem Cieniem.
Zacisnął zęby, nie odpowiadając. Zerknął na dziewczynę i zaraz odwrócił wzrok.
- Jack? Coś nie tak? - zapytała zaniepokojona. Widocznie wydawało jej się, że przez chwilę w jego oczach widziała zdenerwowanie?
- Nie, nic...
Boisz się jej powiedzieć? Później nie będziesz miał okazji... Będziesz moim chłopczykiem. Ciemnym chłopczykiem.
Przestań gadać w moim umyśle!
Ahm... Chłopczyk zaczyna się denerwować. Ojoj, niedobrze...
Zamknij się!
W tym momencie zapiekły go blizny. Zachłystnął powietrzem, zginając się wpół. Złapał się za brzuch. Strasznie go to bolało. Jakby przyłożono mu do ciała rozżarzony metal.
- Jack! - krzyknęła dziewczyna.
Zadrżała na chwilę. Poczuła strach, jednak w porę odzyskała zimną krew.
Ledwie na nią zerknął. Rany go tak piekły... Przewróciłby się, gdyby nie Rima.
- Jack, co się dzieje!? - Przytrzymała go i zaprowadziła do ławeczki, która stała niedaleko nich.
Milczał przez chwilę, trzymając się za miejsca, na których miał blizny pokolenia. Po chwili sapnął głośno, opierając się plecami o oparcie ławki.
- Blizny... znowu zaatakowały. Jest dużo gorzej niż wcześniej... Do tego ten głos - wyszeptał, spoglądając na nią z bólem. Powtórzył słowa rzekomego ,,Cienia".
Ładnie to tak powtarzać jej moje słowa? Pożałujesz tego!
Szatyn krzyknął, zginając się z powrotem. Czarne ślady zabolały go bardziej niż przed chwilą.
Rima nie miała pojęcia, co się dzieje. Po chwili dzierżyła w swojej ręce lodową rózgę. Stanęła centralnie przed Jackiem i skupiła całą swoją energię. Pomiędzy nimi zaświeciła mała kulka mocy, która zaraz wniknęła w ciała chłopaka w miejscu bólu. Dziewczyna zacisnęła mocniej ręce na drewnianej lasce. Oddawała mu część swojej mocy, przez co poczuła się trochę słabo, a jej umysł nagle przeszył mocny ból. Odruchowo pisnęła, zaskoczona tym zjawiskiem.
Bezczelna dziewucha! Jak śmiałaś?!
Nie trzeba było dodawać, że białowłosa też to usłyszała.
- Rima... - Spojrzał na nią smutno. - Zgaduję, nie na długo to wystarczy.
Na bardzo króciutko, kretyni!
- Nawet jeśli, to nie mam zamiaru tolerować tego, że ktoś ciebie krzywdzi. Poświęcę się, jeśli taka potrzeba zajdzie. Nie chcę tracić już nikogo więcej. Nikogo -odpowiedziała smutno, lecz szczerze.
Westchnął ciężko i trochę niezgrabnie wstał z ławki. Podszedł do czarodziejki i spojrzał w jej oczy.
- Nie martw się. Na pewno nie stracisz...
Po tych słowach nachylił się, jako że był wyższy od niej, i pocałował ją nieśmiało.
- Obiecujesz? - zapytała, lecz czuła się już nieco pewniej. Lęk przestał jej tak bardzo dokuczać.
- Nie obiecuję, ale postaram się o to. - Uśmiechnął się lekko.
Amory, amory, amory, wszędzie amory...
Zamknij się, bezuczuciowy intruzie. Wczuj się w sytuację.
Całusy, całusy, całusy, wszędzie całusy... Lepiej?
Wiesz co? Lepiej byłoby, żebyś milczał.
Wrzody, wrzody, wrzody, wszędzie wrzody...
O ja pitolę...
Pokręcił z politowaniem głową i spojrzał z szerokim bananem na twarzy na Rimę.
- Cień chyba dostał głupawki od twojej magii.
- Jeśli będzie chciał dostanie jej jeszcze więcej.
- Oj, to ja podziękuję. Amory, amory, amory, wszędzie amory... - przedrzeźnił słowa Cienia.
Białowłosa przyjrzała się Jackowi.
- Mam nadzieję, że więcej ci nie dokuczy... te coś...
Wzruszył ramionami.
- Już wolę tą głupawkę niż to wcześniejsze.
Zmierzwił włosy dziewczynie, na co ona odskoczyła z piskiem, zmieniając się w starą siebie. Wolał czarne włosy od białych, nie wiedział czemu. Posłał jej szeroki i zarazem niewinny uśmiech urwisa. Wyobraził sobie kulę wody, która zmaterializowała się nad nią. Nie trzeba chyba dodawać, co było później, prawda?

------------
Wasz chory Jackuś dostał nieco głupawki i naskrobał jakże zabawną(według Rimy) notkę.

~Jack Frost

wtorek, 3 grudnia 2013

Czo ja paczę?

   Po raz setny przekreśliłam ołówkiem nieskładne literki tworzące zdanie w zeszycie. Oparłam brodę na ręce, ze zrezygnowaniem wpatrując się w pracę domową z matmy.
- Dlaczego to musi być tak nudne i trudne - westchnęłam, spoglądając na zegarek. Piekielne wskazówki mówiły dokładnie, że jest godzina dwunasta w nocy. Obiecałam cioci, że tym razem choć postaram się odrobić lekcje. Poprzednim razem skończyło się to uwagą, co niezbyt zadowoliło moją opiekunkę. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że jestem tępą osobą.
- A ty nadal siedzisz nad tą matmą? - spytał Daisy, siadając na biurku tuż przede mną - powinnaś się położyć i trochę przespać. Rano jak zwykle będziesz nieprzytomna.
- Wiem, wiem... - warknęłam, gwałtownie wstając z krzesełka. Wolnym krokiem podeszłam do okna i lekko odsunęłam rolety. Do granatowego płótna nieba przyszyte zostały migoczące gwiazdy, wraz z księżycem, który królował zawsze gdy pożegnaliśmy słońce za horyzontem. Rozmarzona oparłam się na rękach, zapominając całkowicie o pracy domowej. Fajnie by było, gdybym miała dobrego duszka, który odrobiłby za mnie lekcje, pouczył się na sprawdzian, czy kartkówkę.
- Daisy? - spytałam po chwili - Umiesz utrzymać ołówek w ręce?... Ekhem.... Skrzydle? - poprawiłam się szybko, spoglądając na niego z niebezpiecznym błyskiem w oku.
- Nawet o tym nie myśl, Keyli... - odwrócił się do mnie skocznie plecami, przymrużając oczy.
- Ale dlaczego! Przecież mógłbyś mi pomóc, prawda? Poza tym, widzę po tobie, że jest ci mnie szkoda - uśmiechnęłam się szatańsko, szczerząc jak psychopata.
- Gdybyś spytała mnie o to jakiś czas temu, na pewno zdołałbym ci pomóc... - westchnął z nostalgią, odlatując na parapet.
-... O co ci chodzi? - uniosłam lekko jedną brew. Daisy jednak nic nie odpowiedział, bądź udawał, że nic nie słyszy. Postanowiłam więc skończyć ten temat. Kto wie, czy w ogóle by mi coś powiedziało to ptaszysko. Wprawdzie on nigdy mi nie nie mówi, ani nie chcę.
        Uniosłam ręce w geście poddania, wracając do biurka. Na samą myśl o tym zadaniu, wnętrzności wywracały mi fikołka. Może uda mi się od kogoś przepisać w szkole. Tak! To jest dobre wyjście z tej sytuacji... No, może nie do końca tak dobre, ale chociaż coś.
- Chwila.. - mruknęłam pod nosem, nagle przypominając sobie o jednej, ważnej rzeczy. Nagle, jak z bicza strzelił zreflektowałam się o braku pewnego bardzo ważnego dla mnie przedmiotu.
- Zgubiłam bransoletkę! - wrzasnęłam, zanim zdążyłam się opamiętać. Szybko zasłoniłam usta dłonią, przypominając sobie o śpiącej cioci. Wstrzymałam oddech, nadsłuchując. Ulżyło mi, gdy nie usłyszałam żadnego niebezpiecznego dźwięku dochodzącego z jej pokoju.
- Co tu robić, co tu robić, tu robić... - złapałam się za głowę, chodząc w kółko po pokoju.
- Nie panikuj, kobito - wtrącił się Daisy zaspanym głosem - gdzie ostatnio ją zostawiałaś? - dodał.
- Cóż... - zastanowiłam się przez chwilę - byłam w szkolę... potem w pokoju nauczycielskim... a gdy wróciłam do domu, bransoletki już zapewne nie miałam na ręce...
- Bingo. Więc musiałaś zgubić ją w pokoju nauczycielskim.
- No, okej. Ale jak ja tam znowu wejdę? Nie dadzą mi klucza od pokoju nauczycielskiego "od tak, bo chcę". Muszę mieć jakiś konkretny powód...
-... Powiedz, że to sprawa życia i śmierci. Dzięki twoim informacją, które zdobędziesz ludzkość przetrwa. A teraz przepraszam, ale muszę iść spać - ziewnął i otulając się własnymi piórami... po prostu zasnął. Jęknęłam zrezygnowany i walnęłam się na łóżko. Nawet nie zorientowałam się kiedy nadszedł sen...



                                                                           ~♦~


   Szybkim krokiem przemierzałam korytarz szkolny, szukając znajomych mi twarzy. Rozglądałam się uważnie we wszystkie możliwe strony, gdy w końcu na mojej twarzy zakwitł uśmiech. Pomachałam przyjaciołom i podbiegłam do nich, omijając każdą, napotkaną osobę.
- Cześć Rima, Amika, Alisa i Jack! - zaśmiałam się pod nosem - co u was słychać?
- U nas nic... A no i czołem - odparł Jack, uśmiechając się lekko.
- Hej Keyli - dodała Amika, już bardziej pewniejsza siebie niż poprzednim razem, gdy ją poznałam.
- Tym razem się nie nabiorę i będę wiedzieć, która jest która! - parsknęłam śmiechem, a wraz ze mną cała reszta - o której kończy się przerwa? - spytałam po chwili.
- Cóż.. za jakieś pięć minut - powiedziała Rima: - a stało się coś?
- W sumie to tak. Zgubiłam swoją bransoletkę, którą dostałam od Chris'a. Arghh... Na dodatek najpewniej jest w pokoju nauczycielskim!
- Od Chris'a?
- W pokoju nauczycielskim?
- Jak ty tam wejdziesz? Przecież nie wpuszczając tam uczniów bez pozwolenia...
- Jakiego Chris'a?
-... Za dużo pytań... - skwitowałam, parskając głośno - może potem wszystko powiem, co? Na razie muszę iść ratować świat! I mnie! I jednorożce! I nibylandje!
- Jasne, jasne, rozumiemy... - zaśmiała się Alisa.
- Ale najlepsze jest to: Patrzcie! - uśmiechnęłam się szatańsko, wyjmując z kieszeni mały, złoty kluczyk i pokazując go im. Wszyscy z wrażenia zachłysnęli się powietrzem, wytrzeszczając oczy.
- Keyli! Będziesz mieć nieziemskie kłopoty, jeśli ktoś dowie się, że to TY ukradłaś kluczyk! - zgromiła mnie Rima, mrużąc oczy.
- Taa... poza tym, ty TY wczoraj pomagałaś nauczycielce przy jakiś papierach, nieprawdaż? - wtrącił się Jack: - Mają powód, aby cię oskarżyć.
- Oj, ciiii! Po prostu mnie nie wydajcie, dobrze? Z cała resztą sobie poradzę - uspokoiłam ich. Popatrzyli się po sobie niepewnie, jednak w gruncie rzeczy kiwnęli głowami.
- Musi naprawdę ci zależeć, skoro dla jednej bransoletki robisz takie zamieszanie... - na twarzy Amiki zagościł łobuzerski uśmieszek.
- Ugh... - nadęłam buzię jak rozdymka i odwróciłam się do nich plecami, zakładając ręce na piersiach. Nawet nie wiedziałam, że wtedy moja twarz przybrała ładnego, różanego odcienia. Po chwili jednak uśmiechnęłam się wesoło i odmachując im, pobiegłam dalej.



                                                                                 ~♦~


   Kulturalnie poczekałam, aż dzwonek obwieszczający lekcję skończy rozbrzmiewać. Gdy uczniowie i nauczyciele rozeszli się do swoich klas i rozpoczęły się zajęcia, ja rozpoczęłam swoją misję. Dla "niepoznaki" założyłam na głowę czarny kaptur i cichaczem przemknęłam pod drzwi do pokoju nauczycielskiego. Wyjęłam z zanadrza zloty kluczyk i wkładając go w dziurkę od klucza, przekręciłam. Zamek puścił z cichym stuknięciem. Rozejrzałam się jeszcze dla pewności, po czym czmychnęłam do środka niczym ninja.
- Dum, dum dum duruuuuum... - zanuciłam pod nosem - misja znalezienie bransoletki: rozpoczęta! - mruknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Tylko gdzie ja ją mogłam zostawić? Wszędzie było pełno papierów, dokumentów, papierów no i papierów... Mówiłam już o papierach? Nie? To powiem, że pełno było papierów.
        Zmrużyłam oczy i rozmasowałam skronie. Na pewno musi gdzieś tu być. Nagle jedna ciekawa rzecz wytrąciła mnie z rozmyślań. Na biurku na samej górze dokumentów leżały akta bardzo ciekawej osoby.
- Rima Dream, tak? - uśmiechnęłam się łobuzersko.
"Nie, Keyli! Nie możesz tego zrobić! Przecież to jest karalne" - nagle w mojej głowie odezwał się cieniutki głosik, który przemawiał do mnie wręcz błagalnie.
"No, dalej, wilczku! Przecież i tak już sporo nabroiłaś! Co ci szkodzi zajrzeć do tych akt? Możesz dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy!" - po chwili odezwał się drugi głos. On jednak śmiał się cały czas i namawiał do popełnienia zbrodni.
- A spadać mi stąd! - pomachałam ręką przed twarzą, jakby rozganiając niewidzialny dymek i głosy. Westchnęłam głęboko i ukradkiem zajrzałam do akt. Jedyne, co zdołałam wyniuchać to datę urodzin Rimy. Hm... Były już trochę temu, jednak nie zaszkodziłoby zrobić mega-super-uber-hard party! Tak, właśnie tak zrobię!
        Pochłonięta rozmyślaniami o niedoszłej jeszcze imprezce urodzinowej Rimy, nie usłyszałam kroków dochodzących z korytarza. Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam gorączkowo poszukiwać upragnionego przedmiotu. Na moje szczęście bransoletka leżała dokładnie pod biurkiem. Szybko zgarnęłam ją i w ostatniej chwili złapałam się lampy wiszącej na suficie. Podciągnęłam nogi pod brodę, kuląc się. Kątem oka spojrzałam na postać, która weszła do środka. Był nim pan zUy od fizyki. Poczułam jak oblewają mnie zimne poty, a serce łomocze się w klacie. Teraz tylko zachować jak najcichszą ciszę i wyjść z tego pokoju.
        Odetchnęłam głęboko, wykorzystując okazję, gdy nauczyciel stał odwrócony tyłem. Zgrabnie zeskoczyłam z lampy i stanęłam na podłodze. Cichutko na palcach doszłam do uchylonych drzwi, chcąc wyjść. Naszła mnie jeszcze dzika ochota, aby zatańczyć macarenę, gdy nauczyciel stał odwrócony, jednak w ostatniej chwili powstrzymałam się. Zdusiłam w sobie napad śmiechu i pobiegłam korytarzem pod klasę, gdzie miały odbyć się następne lekcje.
        Po chwili rozbrzmiał dzwonek. Tłumy ludzkich mas wylały się na korytarz, gawędząc o czymś. Nagle poczułam jak coś łapie mnie za ramię. Odwróciłam głowę i ujrzałam nie kogo innego jak Rime, Alise, Amike, oraz Jacka.
- Ooo! No hej - zaśmiałam się.
- Nie żadne "hej", tylko mów jak było! - gorączkowała się Amika. Czarnowłosa usiadła obok mnie, niespokojnie wiercąc się na miejscu.
- Nooo... W gruncie rzeczy to... ZDOBYŁAM BRANSOLETKĘ! - otworzyłam zaciśniętą pięść i pokazałam im delikatną, posrebrzaną bransoletkę z zawieszką głowy wilka z fiołkowymi oczami.
- łaaał! - zachwycili się - ładna!
- Dzięki. - uśmiechnęłam się, wkładając ją na rękę. - a, właśnie! Alisa, Amika, chciałybyście wracać dzisiaj ze mną ze szkoły?
- Pewnie. A stało się coś?
- Nie, nie. Po prostu Jack zapewne chciałby wrócić z Rimą, nieprawdaż? - uśmiechnęłam się łobuzersko. - A my możemy wtedy lepiej się zapoznać - puściłam do nich obu oczko i poruszyłam znacząco brwiami. Zrozumiały, że za tym "powrotem do domu" kryje się nie tylko chęć lepszego zapoznania się...
       Dzwonek znów rozbrzmiał i wszyscy weszliśmy do klasy. Gdy zasiedliśmy w ławkach, nauczyciel zaczął sprawdzać obecność:
-... Keyli Takei.
- Obecna! - krzyknęłam, podnosząc rękę.
- Dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji?
-... ja.... zatrzasnęłam się w toalecie... - wypaliłam szybko układając sobie w głowie wymówkę. Gdy jednak zrozumiałam co powiedziałam, wybuchłam głośnym śmiechem, a wraz ze mną cała klasa...



Dziękuję Rimie za znalezienie obrazka bransoletki ;D

                                                                                                                                     ~Keyli~

sobota, 30 listopada 2013

Piąteczek!!

Obudził mnie budzik. Jak tylko go wyłączyłam zerknęłam na kalendarz. Widniała na nim informacja, że zaczął się mój ulubiony dzień. PIĄTEK! Ach myślałam, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Szybko się ubrałam i zeszłam na dół. Tata i Pavel jedli śniadanie. Ledwo stłumiłam śmiech. Mój kochany braciszek otoczył swoje kanapki jedną ręką i patrzył na mnie podejrzliwie. Pewnie spodziewał się kradzieży z mojej strony. Ani myślę, nie będę okradać Pavcia z jego ukochanych kanapek z kremem. Zajrzałam do lodówki. Hmmm.. Trudny wybór. Dżemor czy kremor czy sereczek.... Wybieram dżemor owocowy. W tempie błyskawicznym przygotowałam kanapczany z dżemikiem. W tej samej prędkości je zjadłam. Z powrotem na górę. Plecak na ramię i wychodzę. Za mną słychać syk.
-No tak... Już bym cię zapomniała Shizen.-powiedziałam i wzięłam smoczka na ręce.
Ten raz dwa wpakował się do kieszeni rozpinanej bluzy.
-Jak będziesz hałasował w szkole to następnym razem cię nie wezmę.
Ten tylko wydał cichy pomruk gdy go podrapałam po łepku. Szybko powiedziałam pa i jestem na zewnątrz. Z dala od brata i taty. Jeszcze trochę i będę śpiewać ,,Niech żyje wolność''. Ruszyłam do szkoły w nadzieji, że po drodze spotkam Rimę. Gdy skręciłam w kolejną ulicę zauważyłam ją z Jackiem. No to pora włączyć nitro. Zaczęłam biec, bo nie chciałam drzeć się jak wariatka, by poczekali. Chociaż tak dyszeć po przemęczającym biegu to też nie zbyt dobrze. No to może truchcik.. Nie za wolno.. Wiem będę się drzeć i biec. Taak... Zdyszana wariatka. Huehue. Zwolniłam trochę bieg, ale nie krzyczałam. Po chwili dopadłam tą dwójkę.
-Ufff... Nareszcie was dogoniłam.-ledwo powiedziałam, bo mnie kuło w boku.
-Po co biegłaś??-spytała Rima, ale czułam, że tłumi śmiech.
-Mogłaś zawołać, żebyśmy poczekali-dodał Jack.
-Taak. Żeby wyjść na wariatkę, która drze się do znajomych z drugiego końca ulicy. Nie dziękuję, nie przyjmuje zamówienia.
Przekręcili tylko oczami. Ruszyliśmy dalej. Podczas marszu sprawdziłam czy w czasie maratonu nie zgubiłam Shizena. Nie siedział w kieszeni. Złapał się zębami tkaniny bluzy. Szczęściarz.. On musiał się tylko trzymać, podczas gdy ja musiałam biec. Pogłaskałam go delikatnie, by się uspokoił. Czeka go w końcu multum hałasu w szkole. Gdy tylko weszliśmy do Krainy Męki i Rozpaczy, Shi skulił się w mej kieszeni. Chyba kupię mu nauszniki. Ale nie wiem gdzie można kupić jego rozmiar. Meeh. Byle, by tylko na lekcji nie zaczął swoich harcy. Rozejrzałam się w około. Jack zaczął rozmawiać o czymś z chłopakiem o czerwonych oczach i brązowych włosach. Zapewne kumpel na dobra i na złe.
-Amika! Choć przedstawię ci moje przyjaciółki!-krzyknęła Rima i pociągnęła mnie w bok.
Natychmiast zobaczyłam dwie dziewczyny. Jedna z nich brązowowłosa o fioletowych oczach, druga białowłosa o szaro-niebieskich oczach. Nagle brązowowłosa rzuciła mi się na szyję.
-Rimaaaa!! Nareszcie przyszłaś!!-krzyknęła, a za mną prawdziwa Rima ledwo powstrzymywała śmiech.
-Yyyyy....-zawiesiłam się- Ale ja nie jestem Rima.
-No jak nie!!-wrzasnęła jeszcze głośniej i trzymając mnie za ramiona i przyglądając się bacznie.
W tej chwili Rima nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Wtedy została zauważona. Dziewczyny patrzyły się na nas starając się odróżnić, która jest prawdziwa.
-Która z was jest klonem!! Gadać!!-wrzasnęła ta co wcześniej wzięła mnie za Rimę, a ja podniosłam rękę.- Rima jak mogłaś!! Dałaś się sklonować!!
Złapała Rimę za ramiona i zaczęła nią potrząsać. Ledwo powstrzymałam śmiech.
-Ona nie jest moim klonem.-Ledwo powiedziała Rima.-To moja kuzynka. Nazywa się Amika.
No nie nie wytrzymam. Miny dziewczyn są powalające. Patrzyły to na mnie to na Rimę.
-Miło mi jestem Alisa. I cieszę się, że sprawa klonów się wyjaśniła-powiedziała białowłosa, widać było, że ta sprawa też ją śmieszyła.
-Keyli jestem!! Miło mi!!-wrzasnęła druga.
Reszta przerwy minęła spokojnie. Co jakiś czas tylko ktoś patrzył ze zdziwieniem na mnie i na Rimę. Huehue. Jestę klonę. Taaak! Mam piosenkę. ,,Klonem jestem... Aaaaaaaa.''. Na chwilę przed dzwonkiem zauważyłam, że Jack rozmawia z jakąś dziewczyną. Szybko odwróciłam wzrok, gdy zerknęła na nas. Zaczęła coś rysować zerkając co chwila w naszą stronę. Hmmmm.... Co ona rysuje. Nagle zadzwonił dzwonek. Ruszyłam z Rimą do klasy na pierwszą lekcję. Meh. Gegra. Nienawidzę gegry. Ale dobra.. Przeżyję....

piątek, 22 listopada 2013

Prych.

Przyszłam wcześniej do szkoły niż zwykle. Zazwyczaj przychodziłam na ostatnią chwilę i naprawdę niewiele brakowało, żebym się spóźniała. Zacisnęłam kurczowo palce na ramieniu torby. Rozejrzałam się po dziedzińcu. To nie to samo bez rodziców. Odetchnęłam głęboko i rozluźniłam się, ganiąc siebie w myślach.
Jestem idiotką. Przecież to tylko szkoła, a nie jakieś straszne więzienie czarodziejów.
Potrząsnęłam głową i poprawiwszy torbę, ruszyłam w kierunku bramy szkolnej. Dzięki Bogu, że mam świetną pamięć wzrokową, bo jakoś szybko odnalazłam poszukiwaną salę. Mijałam ją, kiedy wczoraj szłam z rodzicami do dyrki. Westchnęłam ciężko i usiadłam pod ścianą. Wyciągnęłam szkicownik i zaczęłam rysować ptaki.
Jak dobrze mieć ptasią naturę... Ten maleńki świat w dole... Przyjemne uczucie lekkości... Ten wiatr w piór...
- Hej, jesteś tu nowa? - Nagły głos wyrwał mnie z rozmyślań.
Poderwałam odruchowo głowę do góry. Mój wzrok napotkał brązowe oczy, które błyszczały figlarnie. Zdradzały od razu, że ich posiadacz jest typem urwisa. Tsa... Znałam się na ludziach... Wystarczył tylko blask w ich paczydełkach. Spojrzałam wyżej. Kasztanowate włosy. Niżej. Szczupła, podłużna twarz z nieco wystającymi kościami policzkowymi. Wyżej. Latająca we wszystkie kierunki czupryna w czekoladowym odcieniu. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się uprzejmie.
- Tak. Jestem Fleur, ale możesz mi mówić Flora.
- Miło mi. - Uśmiechnął się szeroko. - Jack Frost.
- Frost? Jesteś z rodziny zabójczych cieni?
Jęknął głośno w odpowiedzi. Schował twarz w dłoniach i wyjrzał trochę niepewnie przez palce, spoglądając na mnie. Widać, że jakby obawiał się negatywnej reakcji.
- Zgaduję, jesteś ze starego rodu.
Skinęłam głową w odpowiedzi i uśmiechnęłam się szeroko. Poklepałam miejsce obok siebie i obserwowałam, jak chłopak siada obok mnie, choć trochę niepewnie.
- Fleur Imraane. - Uzupełniłam poprzednie przedstawianie się.
- Imraane? Anielski ród, tak?
- Nie martw się, nie mam nic do twojej rodziny.
W odpowiedzi usłyszałam westchnięcie z ulgą.
Mruknęłam twierdząco i rozejrzałam się wokoło z czystym zainteresowaniem. Coś, a raczej ktoś, przyciągnął mój wzrok. Błękitnookie brunetki stojące obok siebie. Jedna nieco górowała nad drugą wzrostem i miała zarumienioną z nadmiaru emocji, delikatną twarz. Była ubrana niczym przeciętniak, czyli czarne rybaczki i purpurowa bluzeczka z krótkimi rękawami. Natomiast niższa dziewczyna ubrała się w skromną suknię koloru hebanowego. Miała taką zamyśloną minę... Wyglądały niemal jak bliźniaczki. Jednak ta z nieco rozmarzonymi oczami mnie bardziej zainteresowała. A to dlaczego? Bo jej paczydełka były zagadką. Nic nie zdradzały, nie pozwalały wejrzeć sobie w swój głąb, obnażający duszę każdego czarodzieja, człowieka czy zwierzęcia. Nie rozumiem tego. Odruchowo się skrzywiłam.
- Kto to? - spytałam nowo poznanego kolegę, wskazując brodą na brunetkę.
- Em, która? - Spojrzał na mnie nieco zdezorientowany.
- Ta niższa, z rozmarzonym obliczem.
- W sukience, tak? - Kiedy skinęłam głową, dodał: - Rima Dream.
- Dream? To dość popularne nazwisko wśród czarodziei... - Chwyciłam za ołówek i spróbowałam uchwycić ten blask w oczach zagadkowej dziewczyny.
Ledwie zdołałam skończyć tuż przed dzwonkiem, który wyrwał nieświadomą modelkę z zamyśleń. Patrzyłam, ja odruchowo podrywa głowę do góry i zakłada torbę na ramię. Odetchnęłam z ulgą, kiedy pani nauczycielka przyszła. Jak to co, ale lubiłam się uczyć. Zerknęłam do swojej torby, wchodząc do klasy.
Ou... Zapomniałam książki od gegry. Niedobrze...

------------
Lipa... Wena mi się całkiem wyczerpała.
Wiem, nawaliłam na całej linii >.<

~Dawna Cole, teraz Fleur.

wtorek, 12 listopada 2013

Konkurencja?

Było już dobrze po południu gdy wracałam od Amiki. Mimo tego, że dopiero dziś poznałyśmy się na nowo, mogłam z ulgą stwierdzić, że świetnie się czułam w jej towarzystwie i mam nadzieję, że to nie ostatni raz. Może jeszcze dokładnie nie wiem jaka ona jest, ale przecież to moja kuzynka, prawda? A i tak na pierwszy rzut oka jest bardzo sympatyczna. Za to jej brat...Jack chyba ma konkurenta.
-Hehe-mimowolnie zaśmiałam się. Poza tym on jest moim kuzynem...I jest w podstawówce...No ale miłości się nie wybiera, ona ponoć sama przychodzi. 
Amika mieszkała trzy domki ode mnie, mimo to Jack mieszkał troszkę dalej. Hm...w sumie to miałam się spotkać z Jackiem. Pójdę do niego.-jak pomyślałam tak zrobiłam. Po chwili byłam przed jego domem. Furtka była otwarta. Usłyszałam szczekanie. Yen przybiegł mi na powitanie.
-Cześć Yen. -pogłaskałam go za uchem. -Gdzie Jack? -zapytałam a on pobiegł na tyły domu. Poszłam po cichu przed siebie. Wyjrzałam zza rogu. Jack był odwrócony plecami i trenował magię lodu. Oparłam się o ścianę i przyglądałam się mu. W końcu postanowiłam poinformować go o tym, że tu jestem.
***
-Powinieneś zamykać furtkę, bo ci psa ukradną. - powiedziała. Jack odwrócił się natychmiast.
-Rima?!
-Nie bo Amika. -zaśmiała się. Podszedł do niej i oparł się o swój kij.
-Mnie nie nabierzesz. Wiem, że to ty.
-Doprawdy? -uśmiechnęła się
-Twój uśmiech cię zdradza.
-A gdyby zamiast mnie była Amika?
-Wiedziałbym, że to nie ty.
-No tak, zobaczyłeś nas razem i widzisz różnice.
-Gdybym nie zobaczył, też bym poznał.
-Mam nadzieję.
-Byłabyś zazdrosna, gdybym was nie rozróżnił?
-Byłbyś wtedy martwy.-odparła dziewczyna
-Nie zabiłabyś mnie, madame.
-Skąd ta pewność, książę?-zmrużyła oczy
-Stąd, że nie skrzywdziłabyś nawet myszki.
-Czyżby? -machnęła dłonią a po chwili w jej ręce pojawiła się różdżka wycelowana prosto w Jacka
-Spróbuj, a nie będziesz miała kogo do przytulania w zimowe dni.- na chwilę odebrało jej mowę ale na szczęście znalazła odpowiedź
-Nie wiem czy wiesz ale masz konkurencję...-odpowiedziała zabierając różdzkę
-Hm? Chyba nie zostawisz mnie dla niego, co nie?
-Czyżbym wyczuwała niepokój? No tak jak ciebie zostawię, to nie będziesz miał kogo przytulać w zimowe dni...-uśmiechnęła się kącikiem ust. On zaś uśmiechnął się niemal jak urwis. Przeciągnął się nieco, cofając przemianę.
-Będę. Zapomniałaś o Yenie?
-Skoro ci Yen wystarcza...-odwróciła się.
- Ej, nie obrażaj się. Przepraszam, ze to co powiedziałem! - Złapał ja za dłoń i odwrócił brunetkę przodem do siebie.
Spojrzała prosto w jego oczy, aż w końcu nie wytrzymała i się roześmiała. Jack zrobił zdezorientowaną minę.
-Mów, kto to taki, no!- Rima na te słowa ledwo co powstrzymywała śmiech.
-Nie musisz się tak przejmować...-próbowała go uspokoić.
- Ale chce przynajmniej wiedziec, kto to taki, by go skutecznie zniechęcić... -W jego oczach było widać, że juz obmyślał plan.
-Spokojnie...To...mój...eghem...kuzyn.
-Kuzyn?!
-Trochę daleki...To brat Amiki.
-Brat Amiki...Hm...
-Jack co ty planujesz?!
-Nic złego?
-...Ale...on nie jest...taki jak myślisz...-w odpowiedzi Jack wytknął tylko język
-Jack!
Nie odezwał się, zadzierając głowę do góry. Na jego ustach błąkał się złośliwy uśmiech. Dziewczyna podeszła do niego i zarzuciła ręce na jego szyję.
-Wiesz, że dla mnie istniejesz tylko ty i nikt tego nie zmieni?- była ciekawa
- Próbujesz mnie od tego odwieść? - Uśmiechnął się ironicznie i schylił się, muskając wargami jej nosek.
-Jack...O kim pomyślałeś? No wiesz gdy ci powiedziałam, że masz ''konkurencję''?-szepnęła
-...Sheyn. Ale teraz to też twój kuzyn.
-Kuzynem nie musisz się przejmować, naprawdę. A tym bardziej Sheynem.
-Nie znasz mojego kumpla. -odpowiedział.
-Wystarczy, że on cię zna. -odrzekła, chociaż kryła pewien niepokój co do Sheyna.
-Nie zna mnie do końca.
-Więc w razie czego masz jakiegoś asa w rękawie, a kuzynkiem się nie ma co przejmować. -uśmiechnęła się.
-I tak zrobię coś...-uśmiechnął się lekko
-Wolałabym nie...
-Ty nie, ja tak.
-Ale to przecież jeszcze dzieciak!
- Wiem... nie zrobię mu nic złego... Najwyżej przestraszę...
-Skąd wiesz?!
-Ma się doświadczenie.-odpowiedział,  a ona tylko pokręciła bezradnie głową
-Jesteś niemożliwy.
-I za to mnie lubisz.
-Nie.
-Za to, że jestem urwisem.
-Nie.
- Ugh... - Skrzywił się. - Za to, ze jestem Jackiem?
-Głuptas.- potarmosiła mu włosy. - Ja cie za to wszystko kocham...-szepnęła.
Uśmiechnął się szeroko i odwzajemnił się podobnym na nadobne. Zaraz z włosów brunetki zrobiła się szopa, a szatyn umknął dziewczynie na bezpieczna odległość. Dziewczyna wyczarowała śnieżkę i rzuciła nią w Jacka, jednak z kocią gracją uniknął jej. Po chwili Rima miała w swojej ręce ''rózgę''.
- Co? Kolejna zabawa sie szykuje? - Po chwili zmienil sie w irbisa i smiesznie kucnal do ziemi, pokazujac chec do zabawy.
Yen przybiegł do nich i zaczela sie zabawa. Śniezki i wodne macki lataly na wszystkie strony, lecz irbis zwinnie unikał większości z nich. Po dłuższym czasie dziewczyna oparła sie o ścianę ze zmęczenia. Dawno już nie miała tak wyczerpującego ''treningu''.
-Wymiękasz?
-Zwykle bym się z tobą kłóciła ale jestem wyczerpana.-odpowiedziała i osuneła się na ziemię.
-Nie kłóciła, tylko się droczyła. -powiedział
-Jedno i to samo.
- Nie, to dwie różne rzeczy
-No dobra, masz racje ale jestem zmęczona.-odrzekła i zamknęła oczy
Wyszczerzył kły w złośliwym uśmiechu i podszedłszy bezszelestnie do niej, otarł się o czarodziejkę.
Przytuliła się do jego futra. Było miększe w dotyku od puchowej poduszki. Wkrótce wyczerpana nie wiedząc co robi, przysnęła opierając się o " futrzastą poduszkę".
~◘~
THE END ?

poniedziałek, 11 listopada 2013

Ważne jest pierwsze wrażenie ~c.d

Wybiegłam na zewnątrz, wyszukując jakichkolwiek oznak dzieciaków. Serio, jestem aż taka straszna? No dobra, po ostatnim moim wejściu nie zdziwiłabym się.
- Sprawdź w ogrodzie. - Nagle na moim ramieniu usiadł Daisy. Odwróciłam głowę w jego stronę, kiwając nią lekko. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę ogrodu znajdującego się za domem. Odwiesiłam haczyk, który blokował otwarcie furtki, a następnie pchnęłam ja lekko. Otwarła się z cichym zgrzytem, a ja przeszłam przez nią bez większych problemów do innego świata. Kochałam przesiadywać w ogrodzie. Jedynie tutaj mogłam znaleźć spokój i ciszę. Pamiętam, że gdy byłam mniejsza bawiłam się tutaj z wiewiórką. Udawałam, że ogród jest zaczarowanym światem pełnym magii, a ja odważnym rycerzem. Niestety któregoś dnia wiewióreczki nie było. Wtedy właśnie skończyłam z byciem odważnym rycerzem...
                Szłam kamienną dróżką miedzy otaczającymi mnie drzewami, oraz roślinami. Rozglądałam się uważnie, aby nie przeoczyć nawet najmniejszego szczegółu. Nagle wyczułam pewien dość specyficzny zapach:
- Tam... - Odezwał się Daisy. Kiwnęłam tylko nieznacznie głową, nurkując w krzakach. Odetchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam przed sobą dwie wystraszone, dziecięce twarzyczki.
- Hej.. - Kucnęłam przed nimi. - Jestem aż taka straszna? - Uniosłam delikatnie brew do góry. Dzieci pokiwały głowami. No tak, nadal wyglądałam tak jak wcześniej.
- Jeeesteeś straaasznaaa... - Zanucił mi wprost do ucha Daisy.
- Teraz gdy zacząłeś gadać musisz być taki złośliwy? - Warknęłam w odpowiedzi, a niebieski ptaszek zaświergotał. Westchnęłam głęboko, ponownie obdarzając dzieciaki uśmiechem.
- Chodźcie do domu, coś wam pokażę. - Wyciągnęłam ku nim ręce. Dzieci spojrzały się po sobie, a następnie niepewnie chwyciły mnie za dłonie. Razem wyszliśmy z ogrodu, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam je i wpuściłam dzieciaki jako pierwsze. Powiedziałam, aby poczekały w salonie, a sama udałam się do łazienki. Szybko obmyłam twarz, oraz ponownie uczesałam włosy i związałam je tak samo w wysoki kucyk. Gdy byłam już ogarnięta, wróciłam do nieletnich:
- Okej, teraz wyglądam lepiej? - Uśmiechnęłam się. Kiwnęły głowami, odwzajemniając gest. - Jak wam na imię?
- Kasai* i Mizu* - Odpowiedzieli zgodnie.
- Dość... osobliwe imiona. - Odparłam po chwili, nadal się uśmiechając. Choć muszę przyznać, że byli naprawdę uroczy. Dziewczynka Kasai miała krótkie, jasne do ramion włoski, oraz brązowe oczy. Mizu natomiast miał brązowe włosy, oraz błękitne oczy.
        Nagle wpadłam na genialny pomysł. Szybko złapałam tym razem biały płaszcz wiszący na wieszaku, po czym pognałam do łazienki. Rozpuściłam włosy, rozczesując je palcami. Pędem wybiegłam z łazienki i pognałam na górę do swojego pokoju. Kasai i Mizu obserwowali moje poczynania nieco zdziwieni. Po chwili z pełną gracją ześlizgnęłam się po poręczy na sam dół, w dłoni dzierżąc "magiczną różdżkę"... z plastiku.
- Tatarataaa! Witam was drogie dzieci, jestem magiczną wróżką! Spełnię każde wasze życzenie! - Zamachnęłam się różdżką i tyknęłam nią delikatnie po głowach roześmiane dzieci.
- Wiem! Ja mam życzenie! - Kasai podniosła rękę do góry, zrywając się z miejsca.
- Szepnij dobrej wróżce na uszko. - Nachyliłam się ku dziewczynce.
- Chcę poznać księcia z bajki! - Pisnęła, a w jej oczach pojawiły się dwie małe iskierki.
Skąd ja do diaska księcia z bajki wyczasne! Może jeszcze biały rumak do tego?        Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Zaskoczona uniosłam lekko brew do góry.
- Poczekajcie tu. - Powiedziałam do dzieci, a sama podążyłam w stronę drzwi. Uchyliłam je lekko, wyglądając na zewnątrz. Gdy ujrzałam postać stojącą przede mną, aż ciary mnie mimowolnie przeszły.
- Chris! Co ty tu robisz? - Wydukałam, wywalając wielkie oczy.
- Przyszedłem cię odwiedzić. - Uśmiechnął się. - A ty co? We wróżkę się bawisz? - Zaśmiał się.
- Hmm... - Mruknęłam pod nosem, zastanawiając się nad czymś dogłębnie. Po chwili na mojej twarzy rozkwitł szatański uśmieszek. Złapałam Chris'a za ramię wciągając go do domu. Zaskoczony chłopak o mało co nie potknął się o własne nogi.
- C-co ty robisz! Keyli, odpowiedz! - Nalegał, jednak ja byłam nieugięta. Zaprowadziłam go przed dwójkę rozrabiaków, po czym odchrząknęłam przygotowując sobie przemowę:
- Księżniczko Kasai, twe życzenie zostało spełnione! O to twój książę! Książę Chris! - Ukłoniłam się, o mało co nie wybuchając śmiechem. Chris nawet nie zdołał wypowiedzieć z siebie ani jednego słowa. W gruncie rzeczy rozumiałam go.
- Mam własnego księcia! - Pisnęła zachwycona Kasai, rzucając się szatynowi na szyję.
- C-czekaj księżniczko! Z-znaczy... Ekhem... Mileydi, czy zechciałabyś zostać moją księżniczką na ten dzień? - Spytał, kłaniając się przed Kasai. Stałam osłupiała z otwartą buzią, przyglądając się jak Chris dogaduje się z dzieciakami. Mizu od razu został jego wiernym pomocnikiem, a Kasai księżniczką. Czyli mam rozumieć wróżka ma wolne?
- Czyli wróżka ma wolne? - Uśmiechnęłam się szatańsko.
- Ooo, nie, nie... Wróżka ma mi pomagać, a nie obijać się. Poza tym, książę zgłodniałem. - Pokazał mi język.
- Oszz ty! - Rzuciłam się na niego. Oboje ze śmiechem przeturlaliśmy się po dywanie, obijając o kanapę.
- Na niiich! - Wrzasnęli Kasai i Mizu, rzucając się na nas. Poczułam tylko jak moje kości chyba się kruszą, pękają czy Bóg wie jeszcze co. W każdym bądź razie - już nie miałam kości.
- To był zły pomysł... To był kurcze zły pomysł! - Jęknęłam, próbując się wyswobodzić spod ciężarów, jakie na mnie spoczywały. Bez skutku.
- Widzę, że masz mały problem. - Na moim nosie siadł niebieski ptaszek, przyglądając mi się.
- Mógłbyś pomóc!
- Jestem tylko ptaszkiem... Takim małym, bezbronnym. - Zaświergolił, odlatując w inne miejsce.
- Dobra ludzie, zwierzęta i kosmici! - Krzyknął Chris, spychając nas wszystkich na bok. Sam podniósł się ze śmiechem z podłogi, po czym podał mi rękę.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się, podnosząc. Dzieciaki nie potrzebowały naszej pomocy i już po chwili wesoło skakały naokoło nas.
- Umiesz się dogadywać z dziećmi. - Odezwałam się po chwili, siadając na kanapie.
- Taak... Mam młodsze rodzeństwo, więc wiem jak to jest. - Odparł z lekkim uśmiechem.
- Rozumiem. - Uśmiechnęłam się wesoło. Nagle usłyszałam czyjeś kroki na schodkach, a następnie dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Do domu wtargnęła zdyszana ciocia.
- Keyli! Już jestem! Wybacz, że tak długo to trwało już się nimi zajmuję, wiem, że sprawiły dużo... - Nagle ucichła w połowie zdania spoglądając się na nas wielkimi oczami. Dzieci jak dwa grzecznie aniołki siedziały pomiędzy mną, a Chrisem. Ja w przebraniu wróżki, natomiast Chris jako książę.
- Keyli? - Odezwała się po chwili kobieta, tłumiąc w sobie usilnie śmiech.
- Wybacz ciociu, nie przedstawiłam ci mojego... przyjaciela... To jest.. książę Chris, natomiast ja jestem wróżką Keyli zza światów.
- Mhm... - Mruknęła ciocia pod nosem, uśmiechając się znacząco. Szybko spiorunowałam ją jednak wzrokiem, szturchając szatyna w ramię.
- A no tak ten... ja chyba już pójdę. - Puścił do mnie oczko, wstając.
- To ja cię odprowadzę. - Zaproponowałam, idąc za nim do drzwi gdzie minęłam chichoczącą ciocię.
- Do widzenia! - Pożegnał się Chris, wychodząc wraz ze mną za drzwi. - To jak? Należy mi się jakaś chyba zapłata za pomoc, hm? - Poruszył znacząco brwiami.
- Hm... chcesz czekolady?...
- eee... - Skrzywił się lekko. - Nie, dzięki.
- Więc?
- Ten, no... Okej, to do następnego, na razie! - Pożegnał się z uśmiechem, po czym oddalił się z rękami w kieszeni. Odetchnęłam głęboko, wchodząc z powrotem do domu.

~Keyli~

*Kasai - po japońsku ogień
*Mizu - po japońsku woda :)

Niniejszy zgłaszam ten o to wpis na konkurs ;)
                                                                     

Ważne jest pierwsze wrażenie

Z tak cennego i głębokiego snu wyrwał mnie przeraźliwy jazgot budzika, który nawet umarłego by przewrócił do góry nogami w grobie. Po omacku ręką wyszukałam metalowego potwora, po czym nacisnęłam mały, magiczny guziczek "wyłącz". Ciotka po moim ostatnim nocnym wypadzie uparła się, abym zainwestowała w lepszy budzik, bo zaczęłam zasypiać do szkoły.
- Oj, ciociu... To nie moja wina, że się świat ratuje. - Jęknęłam, wygrzebując się z łóżka. Kątem oka spojrzałam na kalendarz, gdzie była zaznaczona "sobota".
- Dzięki Bogu już weekend. - Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i w radosnych podskokach znalazłam się przy oknie. Odsunęłam ciemne rolety, pozwalając aby słoneczko nieco oświetliło tą jamę. Otworzyłam okno na oścież, wdychając świeże powietrze do płuc. Nagle coś zaświergoliło mi koło ucha i usiadło na ramieniu. Od razu rozpoznałam w tym przybyszu niebieskiego przyjaciela.
- Daisy? A ty gdzie na całą noc znikasz? Jakieś miłosne podboje? - Zaśmiałam się pod nosem, usadzając ptaszka na biurku. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi:
- Proszę! - Wydawał krótką komendę. Do pokoju zajrzała ruda głowa (w sensie, że włosy rude) mojej ciotki.
- O! Widzę, że już wstałaś, Keys. To świetnie, mam dzisiaj dla ciebie specjalnie zadanie. - Klasnęła rozentuzjazmowana w dłonie.
- Szpeszial zadanie? - Uniosłam lekko jedną brew nieco zdziwiona. Rudowłosa kobieta podeszła do mnie żwawym krokiem i położyła mi ręce na ramionach.
- Posłuchaj, Keyli. Jak wiesz, pani Spetto jest teraz na zwolnieniu tymczasowym, więc nie jest tu obecna. Ja muszę wyjść dzisiaj w bardzo ważnej sprawie, a jak wiesz gości nie można zostawić samych.
- Gości? - Przerwałam jej szybko, robiąc wielkie oczy.
- Cóż, nie było okazji, aby ci o tym powiedzieć, ale dzisiaj odwiedzą nas moi siostrzeńcy.
- Siostrzeńcy? - Znów jej przerwałam. Tym razem serio zaczynałam obawiać się pomysłu ciotki.
- Arghh! Dajże mi skończyć. Po prostu chciałam cię prosić, abyś zajęła się nimi dzisiaj.
-....
- Keyli? Halo, tu ziemia? - Ciocia pomachała mi ręką przed twarzą, chcąc upewnić się czy na pewno żyję czy może nie zastygłam jak kamień. Po chwili jednak ku jej zaskoczeniu wybuchłam gromkim śmiechem.
- Ja? Niańka?! Śmiechu warte! Dzieci mnie nawet nie lubią!
- Nonsens! Zobaczysz, na pewno nie będzie tak źle. Poza tym. - Uniosła palec wskazujący ku górze, nie pozwalając mi odezwać się w tej chwili słowem. - Potraktuj to jako karę za twoją ostatnią nocną ucieczkę. - Spiorunowała mnie wzrokiem. Westchnęłam zrezygnowana, spuszczając głowę.
- Taa.. Niech będzie. - Mruknęłam niezadowolona pod nosem. Wiedziałam już, że jeśli nawet udałoby mi się przekonać ciotkę, abym nie musiała zostawać w domu z chałastrą, to nie zniosłabym potem jej spojrzenia pełnego zawodu.
       Kobieta pokręciła głową z politowaniem, czochrając mnie po włosach. Uniosłam lekko wzrok, spoglądając na jej uśmiechniętą twarz. Odwzajemniłam gest po chwili, nie umiejąc się już dalej dąsać.
- Okej, okej. To kiedy przyjeżdżają ci...em... siostrzeńcy?
- Cóż... - Spojrzała się na zegarek. - Za około dwie godziny. Masz więc jeszcze trochę czasu dla siebie. Ja jednak już nie. Muszę znikać. Mam nadzieję, że sobie poradzisz.
- Pewnie. - Uśmiechnęłam się już wesoło. Ciocia ucałowała mnie w czoło, po czym szybkim krokiem opuściła pokój. Przez chwilę stałam jeszcze w miejscu, spoglądając się na drzwi, gdzie przed chwilą znikła moja opiekunka.
- To co, Daisy? Może jakieś śniadanko? - Zwróciłam się do niebieskiego towarzysza. Ptaszek zaświergotał wesoło i usiadł na mojej głowie. Zaśmiałam się cicho i podeszłam do szafy. Dzisiaj założyłam na siebie jasne jeansy, czarną bokserkę i czerwoną koszulę w kratkę. Niestety nic innego nie udało mi się znaleźć. Reszta moich rzeczy jest w praniu. Ehh.. Co ja mam na to poradzić, że przez to łażenie po lesie wszystko się tak szybko brudzi?
        Po wykonaniu porannych czynności, spięłam długie włosy w wysokiego kucyka. Wyszłam z pokoju, zbiegając po schodach do kuchni. Włączyłam sobie jakąś stację muzyczną i w rytm muzyki zaczęłam przygotowywać śniadanie.
- Może by tak jajecznica? - Podrapałam się po głowie, wyjmując jajka z lodówki.
- Oh, co to się stało, że Keyli gotuje? - Nagle usłyszałam czyjś chichot. Zaskoczona obróciłam się w stronę okna, aby móc ujrzeć postać która tam się znajduje.
- Rima? Co tu robisz? - Uśmiechnęłam się na widok przyjaciółki. - Chcesz wpaść na zatrute śniadanko? - Zachichotałam pod nosem.
- Wiesz, teraz nie mogę. Może potem.
- Jasne. A co, śpieszysz się gdzieś? Albo gorzej, może cię ktoś goni? - Zasłoniłam dłonią usta, udając przestraszoną.
- Ehh... Ty jak coś powiesz, to lepiej nie słuchać. - Pokręciła głową. - Hm... Potem ci powiem. Muszę już iść.
- Okej, to na razie. - Pomachałam jej z uśmiechem i wróciłam do śniadania.
        Nie minął kwadrans, a w pełni sił i najedzona już nie miałam już co zrobić ze swoim życiem. Westchnęłam ciężko, rzucając się całym swoim ciężarem na kanapę przed telewizor. Tak, wiem, jestem leniem. No ale cóż poradzić? Nagle do głowy wpadł  mi pewien pomysł. Przypomniałam sobie o pewnej starszej pani, mieszkającej samotnie w środku lasu. A może by ją tak odwiedzić? Zawsze robiłam to pod postacią wilka, więc staruszka przyzwyczaiła się do mojej obecności. Ostatnio jednak jakoś nie miałam czasu na odwiedziny. Kompletnie mi wypadło z głowy.
        Szybko wstałam z kanapy i wzrokiem odszukałam Daisy'ego. Zagwizdałam cichutko, a ptaszek usiadł na moim palcu.
- Ok, Daisy ty tu zostań. Na wszelki wypadek, gdyby przyszli powiadom mnie o tym.
- Jasne! - Nagle przemówił ludzkim głosem. Wywaliłam wielkie oczy, a szczena przeturlała się dwa razy po podłodze, zanim wróciła na miejsce.
- Ty..Ty... mówisz?!
- Co w tym dziwnego? - Przekręcił śmiesznie łebek.
- No bo... znaczy... aaa! Mózg mnie już boli! - Pacnęłam się ręką w czoło.
- Potem ci wszystko wytłumaczę, a teraz idź. Zostanę tu. - Powiedział po chwili.
- Okej, dzięki. - Uśmiechnęłam się wesoło i usadowiłam Daisy'ego na stoliku. Sama szybko wybiegłam z domu i pokierowałam swoje kroki w stronę najbliższych zarośli. Gdy tylko przez nie przeskoczyłam, przemieniłam się w białą wilczycę i pognałam przed siebie. Dobrze znałam drogę, która prowadziła do domku staruszki. Bez problemu mogłam tam trafić.
        Po jakimś czasie udało mi się dotrzeć na miejsce. Domek był malutki i wykonany z drewna. Jego ściany oplatał bluszcz, a z komina buchał dym. Przed chatką na ławeczce siedziała starowinka, wyszywająca coś na skrawku materiału. Wyłoniłam się z krzaków, podchodząc bliżej. Staruszka podniosła wzrok, spoglądając się na mnie. Po chwili uśmiechnęła się poczciwie i gestem ręki nakazała mi się zbliżyć. Podeszłam do niej, a ona przejechała dłonią po miękkim futrze
- Wróciłaś. - Powiedziała, nadal się uśmiechając. - Myślałam, że już tutaj nie przyjdziesz. - W odpowiedzi zmrużyłam lekko ślepia, wydając cichy pomruk. Usiadłam na przeciwko starowinki, przyglądając się jej pracy. Ciekawe, czy ma dzisiaj jakąś opowieść.
- Przykro mi, dzisiaj niestety nic ci nie opowiem. - Jakby odgadując moje myśli, uśmiechnęła się przepraszająco. - Ale możesz popatrzeć, co dzisiaj robię. - Wzięła dwie igły, wracając do swojej pracy. Z tego co zdążyłam zauważyć, wyszywała jakieś imię z kolorowych liter na materiale.
Hun.. Jaki Hun? To jakieś zdrobnienie od imienia, czy jak? - Gdy skończę, opowiem ci o nim. - Rzekła po chwili. Kiwnęłam lekko łbem. Nagle w mojej głowie rozległ się piskliwy głosik.
"Keyli! Wracaj szybko! Dzieciarnia atakuje!" Szybko zerwałam się z miejsca, prawie przewracając wszystko ze stolika. Starowinka spojrzała się na mnie zdziwiona, jednak nadal uśmiechała się.
- Idź. Mam nadzieję, że jeszcze tu zajrzysz. - Ostatni raz przejechała dłonią po białym futrze. Uśmiechnęłam się w duchu, znikając za krzakami. Biegłam ile sił w łapach nie oglądając się za siebie. Modliłam się tylko o to, aby nie było za późno.
        Wbiegłam na podwórko niczym burza. Szybko weszłam do domu wskakując przez okno na tyle domu. W między czasie zdążyłam potknąć się o dywan i zrzucić na siebie jakiś czarny płaszcz. Pomijaj już sam fakt, że byłam cała w błocie, gałęziach i liściach. Migiem dopadłam klamki do drzwi i otworzyłam je z psychiczną miną.
- Cześć dzieci! - Zawołałam. Oboje wpatrywało się we mnie przez krótką chwilę, a następnie z krzykiem uciekli. Stałam otępiała i nie zdolna nic wypowiedzieć. Ciotka mnie chyba zabiję, jeśli ich nie znajdę... A morał z tego taki: Ważne jest pierwsze wrażenie.

~Keyli~

niedziela, 10 listopada 2013

Skarby strychu

-Lisiu idź na strych po to pudło z książkami. Trzeba je wreszcie poukładać-zawołał z dołu tata.
-I pewnie to ja będę je układała co?- odparłam ale zeszłam potulnie na dół, złapałam wiszący w kuchni na haczyku klucz i popędziłam z powrotem na górę. Otworzyłam stare drewniane drzwi znajdujące się na końcu korytarza i wdrapałam się po stromych, nierównych stopniach na strych. Moim oczom ukazało się wielkie, zagracone pomieszczenie pachnące kurzem i jeszcze czymś, czymś nieuchwytnym. Do tego oświetlane jedynie przez dwa małe okienka w dachu co jeszcze bardziej podkreślało tajemniczość tego miejsca.
-Gdzie to pudło?- krzyknęłam w stronę schodów.
-Przy lewej ścianie są wszystkie nasze rzeczy. Karton z książkami jest pierwszy z brzegu- odwrzasnął tata.
Spojrzałam na wielką górę kartonów piętrzącą się po lewej stronie.
-No i czar prysł- pomyślałam podchodząc do najbliższej sterty kartonów. Wzięłam pierwszy z brzegu i stwierdziłam radośnie że na spodzie wielkimi literami pisze słowo "książki".
-Jest!- wrzasnęłam na dół.
-Dobra to podaj... i drugi też- zawołał tata gdy nagle na dole rozległ się brzdęk rozbijanego szkła- poczekaj- powiedział tata i zszedł na dół.
-Drugi?- pomyślałam i sprawdziłam jeszcze kilka kartonów dookoła jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć. Przeszłam do kolejnego stosu pudeł po czym do trzeciego. Wreszcie wśród góry takich samych kartonów znalazłam jeden z napisem "książki".
-Nareszcie!- pomyślałam z ulgą wysuwając karton na środek gdy nagle tuż przy ścianie zobaczyłam wielką, ciemnobrązową walizkę. Pchnięta ciekawością zdjęłam tony papierzysk i wydostałam walizkę spomiędzy kartonów. Położyłam ją na podłodze i zdmuchnąwszy warstewkę kurzu przyjrzałam się jej uważnie. Wykonana była z ciemnobrązowej skóry z ciemną, odpadającą rączką. Była tak wielka, że pewnie mogłabym tam zmieścić Lunę. Dotknęłam ciemnych klamerek i po chwili otworzyłam walizkę. W środku znalazłam tylko jakiś różowy kocyk i mimo wszystko doznałam cienia zawodu. Podświadomie miałam nadzieję znaleźć jakiś stary skarb albo no nie wiem... cokolwiek. Podniosłam kocyk jednak nawet na dnie walizki nic nie było. Westchnęłam z rezygnacją gdy nagle z kocyka wypadło coś błyszczącego. Jak się okazało był to naszyjnik z bladoniebieskim kamyczkiem. Podniosłam powoli cenne znalezisko i przyjrzałam się mu badawczo ze wszystkich stron, a na koniec nawet pod światło. Wydawało mi się że gdzieś już widziałam taki naszyjnik ale w tej chwili nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
-Hej co ty tam robisz?- zawołał nagle tata wyrywając mnie tym samym z dziwnego osłupienia. Nie wiedzieć czemu schowałam szybko naszyjnik do kieszeni bluzy.
-Wołam i wołam- powiedział tata wchodząc na strych- co ty tam rob...- przerwał nagle widząc otwartą walizkę- ach... znalazłaś...
-Co to za walizka?- spytałam prosto z mostu widząc reakcję taty, który usiadł obok mnie przed walizką.
-To w niej cię znaleźliśmy- odparł po chwili tata.
Przyjrzałam się jeszcze raz wielkiej walizce i różowemu kocykowi.
-W niej? Ale... To znaczy że tak na prawdę mnie nie wybraliście, tylko byliście zmuszeni...- nie dokończyłam bo głos uwiązł mi w gardle.
-Posłuchaj, do niczego nie byliśmy zmuszani. Jak tylko cię zobaczyliśmy pokochaliśmy cię jak swoją córkę. Nie ważne skąd. Ważne że cię mamy i dziękujemy za dzień w którym do nas trafiłaś- odparł wzruszony tata po czym swym dawnym zwyczajem rozłożył ramiona, a ja wtuliłam się w niego i znów byłam małą dziewczynką w objęciach mojego nie ważne czy prawdziwego taty.
                                                             ***
No i coś tam nabazgrałam. Koniec jak zwykle resztkami. Jak coś to może jeszcze pozmieniam ale na razie mam dość.

Zabawa w kuchni

Rima poszła już do domu. Zostałam w pokoju sama. No jest jeszcze Shizen ale on śpi. Rozejrzałam się po meblach i stojących obok nich pudłach z ubraniami i innymi rzeczami. Dziś tylko ubrania pomyślałam.  Otworzyłam najbliższe pudło. Zaczęłam rozkładać ubrania w szafkach. Łeeee nienawidzę układać ubrań. Dwie godziny później było już po wszystkim. Jeaaah zwyciężyłam wojnę z ciuchami. Zerknęłam na zegarek. Wpół do 21. Łoooo matkoooo. Pora na kolacyję i łóżko. Zeszłam na dół. Tata i Pavel jedli kolacyję, a konkretnie... tosty. Mniam...
-Czemu nikt mnie nie zawołał-powiedziałam udając wkurzoną.
-Bo tak- odparł Pav.
Poczochrałam go mocno i szybko zabrałam tosta z jego talerza.
-Hej-wrzasnął.
-To się nazywa prędkość światła-odparłam kręcąc się wokół stołu i zbierając jeszcze przy tym tosta z talerza taty. Usiadłam na krześle i zaczęłam jeść skradzioną kolację. Nagle mój brat wstał z krzesła. Też wstałam wyczuwając co planuje. Jedząc tościaka stanęłam po drugiej stronie stołu. Nagle Pavel wślizgnął się na stół i już był po tej stronie co ja. Dojadłam tosty i zaczęłam udawać kowboja. Ręce przy boku, że niby sięgam po pistolety. Podeszłam do szafek w tym tej na której były owoce. Obserwowałam każdy ruch Pava.  On też mnie obserwował. Szybko sięgnęłam po banany. Ołł je mam pistolety. A Pavel nie. Jak to zobaczył zaczął uciekać. Odłożyłam banany i pobiegłam za nim. Wpadłam do salonu. Pava nigdzie nie było.
-I tak cię znajdę-powiedziałam z demonicznym akcentem.
W tej samej chwili dostałam w głowę poduszką. Udawając wywaliłam się na dywan. Chwyciłam poduszkę. Nagle Pav wychylił się zza kanapy. W tej chwili zerwałam się i rzuciłam w niego poduchę. Wywalił się na kanapę.  Zaczął udawać martwego. Cicho zakradłam się do niego. Rzuciłam się na kanapę i zaatakowałam go w czuły punkt. Muahahahhaha. Łaskotki. Pav już nie żyje. Przytuliłam go jedną ręką a drugą zadawałam śmieszne tortury. Darł sie na cały dom. Zaczęłam się bać, że przyjdzie sąsiad i pogrozi za hałasy.
-Przestań, o zadzwonię po policję-wrzasnął Pav a ja zaprzestałam męczarni.
-A ja zawołam Rimę-powiedziałam.
W tej samej chwili Pavel spalił buraka. Huehuehuehe. Ale mina. Coś czuje, ze mu się Rimcia podoba. Normalnie miłość od pierwszego wejrzenia. Hiehiehiehei. Nie no może przesadziłam. Tak sie zamyśliłam. Nagle Pav rzucił sie na mnie i zasypał łaskotkami.
-TATOOOOO!!! Zadzwoń po Rimę, by przyszła.-wrzasnęłam.
W tej chwili Pav spalił jeszcze większego buraka. Tata wszedł do pokoju. Pavel schował się za nim.
-Koniec wojen i gróźb-powiedział- pora spać.
Pavel szybko poleciał na górę i zamknął się w pokoju. Świadczył o tym trzask drzwi. Minęłam tatę i skierowałam kroki do pokoju. Zamknęłam się i rozejrzałam za komórką. Najpierw zauważyłam jak Shi patrzy się na mnie z łóżka. Potem dojrzałam obok niego telefon. Usiadłam na łóżku. Shzen wpakował mi się do kieszeni, a ja wybrałam numer na komórce.
-Halo-spytał głos w telefonie.
-Cześć Rima wpadniesz jutro-spytałam.
-Jasne jak znajdę czas-usłyszałam w odpowiedzi.
Rozłączyłam się. Pav będzie miał niespodziankę. Huehueheu. Szybkie przygotowanko do spanka i leżę w łóżku. Shizen wpakował się przed moją twarz i zasnął. Ja po chwili również odeszłam do krainy snów.

Amika
Takie cuś napisałam i na konkursa zgłaszam :D

sobota, 26 października 2013

Kuzynka?/Wprowadzka

Rima:

Nastała słoneczna sobota. 
Weszłam do dużego pokoju gdzie babcia zawzięcie dyskutowała z mamą.
-Co się dzieje?
-Właśnie dostałyśmy wiadomość, że twoja nasza dalsza rodzina się przeprowadza do naszego miasta. Kuzynka będzie się uczyć z tobą w szkole. Pamiętasz jeszcze Amikę?
-Amika?! Przecież ja jej prawie nie znam...Jedyne co pamiętam to jakieś urywki z dzieciństwa a później się nie odzywali zbytnio. 
-Wiem, mieli ciężko przez te lata. Więc dlatego przeprowadzają się tutaj, do Nevermind.-odpowiedziała mi babcia. 
-Kiedy przyjeżdżają? -zapytałam.
-Już dzisiaj. 
-Dzisiaj?!
-Tak. -tym razem potwierdziła mi mama.- Dobrze by było pomóc im się rozpakować. Na pewno przyda się każda para rąk. 
-Będą tu za parę godzin. Mają przy dzwonić. 
-To...ja pójdę się...przygotować...-wybąkałam i poszłam na górę do pokoju. Walnęłam się na łóżko. 
Moja kuzynka przyjeżdża a ja jej prawie nie pamiętam...Chociaż...Z tego co wiem byłyśmy całkiem do siebie podobne gdy byłyśmy małe. Mówiono na nas siostry…Tyle, że odkąd przeprowadziliśmy się do Nevermind nasz kontakt się urwał. Co prawda dzwonili od czasu do czasu, ale o mojej kuzynce w sumie nie wiedziałam nic. Skoro będzie chodzić do tej szkoły, to znaczy że też jest czarodziejką, aczkolwiek to nie zmienia faktu że nic o niej nie wiem!
Jak mam się zachować? Czy będziemy umiały znaleźć wspólny język?

Wstałam i otworzyłam szafę. Na samym dnie było małe pudełko z albumami. Wzięłam jedno z nich, lecz innych nie chciałam dotykać. Miały w sobie za dużo wspomnień, które mogły otworzyć dawno już zagojone rany. Otworzyłam fioletowy, mały album i na pierwszej stornie ujrzałam nas.


Były to dwa takie same zdjęcia. Jedno przerobione, czarno-białe, a drugie zwykłe-kolorowe. Było robione u fotografa więc było podstawione tło. Pamiętałam to niewyraźnie jednak wszystko składało się w jedną całość.

Amika: 
Oto dojeżdżam. Nevermind. Miasto, w którym zacznę wszystko od nowa. Nowe życie, szkoła, może przyjaciele. Wyglądałam przez okno rejestrując w pamięci każdy szczegół. Shi usiadł mi na ramieniu i również patrzył za okno. W końcu zatrzymaliśmy się przy nowym domu.
-Amika trzy domy dalej mieszka Rima. Twoja kuzynka pamiętasz?? Pójdziesz do nich i przywitasz się-powiedział mi tata.
-Ale czemu ja Pav nie może.
-Jesteś starsza i to ty znasz ich lepiej.
-Ale to było dawno...
-Bez dyskusji. Idziesz i tyle.
Poszłam chodnikiem w stronę domu kuzynki. Shi schował się do kieszeni bluzy. Po kilku minutkach doszłam do celu. Zapukałam do drzwi. Niemal natychmiast otworzyła mi kobieta. Natychmiast rozpoznałam w niej ciocię.
-Witaj ciociu- powiedziałam cicho.
-O już jesteście-przywitała się- Wchodź, wchodź zaraz zawołam Rimę.
Weszłam do środka. Dom był ładnie umeblowany. Usiadłam w salonie na kanapie, podczas gdy ciocia zawołała Rimę. Po chwili zobaczyłam kuzynkę. Miała włosy takie same jak ja czarne i długie, a oczy jednakowo niebieskie. Różniłyśmy się tylko wzrostem. Można nas na pewno z łatwością wziąć za siostry.
-Cześć- powiedziała.
-Cześć-odparłam mając zamiar uciec jak najdalej z tego salonu.
-Amika idę pomogę twojemu tacie w rozpakowywaniu się- krzyknęła ciocia- Rima oprowadź kuzynkę po mieście pokaż to i owo. Porozmawiajcie sobie, po prostu róbcie co chcecie.
Usłyszałam za sobą odgłos zamykanych drzwi. Przez chwilę panowała w pomieszczeniu cisza. Poczułam jak Shi kręci mi się w kieszeni. Natychmiast go uspokoiłam głaszcząc po główce.
-Więc... Co chcesz robić???-spytała Rima po paru kolejnych minutach ciszy.
-Nie wiem.. A ty co proponujesz??-odparłam cicho.
-To chodź pokażę ci swój pokój-powiedziała, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
Jej pokój był śliczny. Miał żółte zasłonki, które ładnie wyglądały przy jasno fioletowej ścianie. W jednym kącie stało łóżko, a naprzeciw komoda z szufladami i kilka innych mebli. Lecz pierwszym co przykuło moją uwagę był album ze zdjęciami na łóżku. Podeszłam do niego i podniosłam. Na pierwszej stronie były dwie wersje naszego wspólnego zdjęcia z dzieciństwa kolorowe i czarno-białe. Tak się na nie zapatrzyłam, że nie zauważyłam, że Rima stanęła obok mnie z poduszką w rękach. Odłożyłam album i w tej samej chwili dostałam poduszką po głowie. Potknęłam się i wylądowałam na podłodze. Rima śmiała się, więc wykorzystałam okazję i rzuciłam w jej stronę inną poduchę. Spojrzała na mnie z przymrużonym okiem i po chwili w moją stronę poleciała poduszka. Rozpoczęła się wojna. Poduszki latały po całym pomieszczeniu. Nagle jedna z poduszek wyleciała za okno.
-RIIMAAAA!!!!-krzyczał ktoś, a najwyraźniej ten kto dostał puchatą bombą.
-Upss... Babcia...-powiedziała Rima z miną niewiniątka i obie buchnęłyśmy nie pohamowanym śmiechem. Nagle dostałam poduszką w brzuch. Z kieszeni wyleciał mi wystraszony Shizen, o którym kompletnie zapomniałam.
-Aaaaaaaaaa-wrzasnęła kuzynka- Szczur!!!!!!!
Po chwili złapałam smoczka w ręce.
-To nie szczur. Rima uspokój się.-powiedziałam uspokajając kuzynkę i Shiego-to jest smok.
Spojrzała na mnie jakbym była jkosmitą, a potem przyjrzała się się Shizenowi.
-Jakiiii słodziaaaak!!!-powiedziała i podeszła bliżej.
Shi patrzył na nią niepewnie, ale po chwili pozwolił się głaskać i pieścić. Usiadłyśmy na łóżku i po chwili rozmów Rima powiedziała:
-Choć oprowadzę cię po mieście.
-Dobra-odpowiedziałam i schowałam Shizena do kieszeni.
Szłyśmy sobie spokojnie chodnikiem. Rima opowiadała mi o Nevermind, a ja słuchałam rejestrując każdą informację w pamięci.
-Sama też w sumie jestem trochę nowa. W naszej szkole na pewno ci się spodoba....
-Rima!-ktoś zawołał. Obie odwróciłyśmy się. Przed sobą zobaczyłam Jacka razem z wilkiem.
-Cześć Jack!- odparłam po chwili próbując się nie roześmiać. Widać było iż był trochę zdziwiony podobieństwem drugiej dziewczyny.
-Akemi, to jest Jack. Jack to jest Akemi. A to jest Yen. -zapoznałam ich. 
-Hej, ja Amika jestem. Jaki fajny pieseł!- pogłaskała futrzaka.na mnie wyczekująco.
-Cześć...Myślałem, że nie masz siostry. 
-Jesteśmy kuzynkami. Dopiero co się wprowadziłam. -wyjaśniła Akemi.
-Jesteście do siebie bardzo podobne...Ale i tak poznam która z was to Rima. -mrugnął do mnie.- Spotkamy się później? 
-Spróbuję. Na razie chcę trochę zadomowić Akemi. -uśmiechnęłam się. 
-Ok, to narka. -powiedział na odchodne i skręcił w lewo. 
-Kto to jest?-Amika spojrzała
-To Jack. -odpowiedziałam wymijająco.
-Czyli?-nie odpuszczała.
-Czyli mój chłopak. -dałam za wygraną, a na jej twarzyczce pojawił się uśmieszek.
-Oj lepiej go pilnuj, bo jak nie to ja go przypilnuje aby tobie go nie ukradli...
-Spokojnie, nie ukradną!-zaśmiałam się

-Nie sądzę, byś nie miała konkurencji. 
-Obecnie się jej jako tako pozbyłam.
-Rozumiem...
-Chodź do parku. -zaproponowałam.- Będziemy mogły tam swobodniej porozmawiać. 
Szłyśmy cały czas prosto. 
Park. Ładne miejsce. Szłyśmy chwilę ścieżką i po chwili usiadłyśmy na ławce. Siedziałyśmy tak chwilę w ciszy nie wiedząc co powiedzieć.
-Czemu się tu przeprowadziliście?-spytała nagle Rima.
-Noo... więc tata chciał się tu przeprowadzić, bo tamten dom przypominał mu o mamie-powiedziałam cicho. Po moim policzku popłynęły łzy. Myśli o niej dalej sprawiały mi ból.
-Ooo.. Przepraszam nie wiedziałam..-odpowiedziała Rima.
-Nic nie szkodzi... Wiem, że płacz nic nie da i że ona nie chciałaby bym płakała-otarłam łzy i uśmiechnęłam się.
-Wiesz ja miałam tak samo... Mój tata zginął w pożarze w starym domu... Potem przeprowadziłam się tutaj.-powiedziała cicho.
Nie wiedziałam, że ją spotkało coś podobnego do mnie. Wtedy zerknęłam na zegarek.
-O nie już późno, a ja muszę pomóc tacie w  rozpakowywaniu.-zerwałam się z ławki.
-Nie śpiesz się masz dużo czasu, a poza tym pomogę ci-powiedziała Rima wstając powoli.
Wolnym krokiem ruszyłyśmy w stronę domu. Po kilkunastu minutach marszu i rozmów dotarłyśmy na miejsce. Weszłyśmy do mojego domu. W salonie ciocia i tata ustawiali meble.
-O już jesteście-powiedział tata-Ami twój pokój jest na samej górze. Meble już tam są, ale nie ustawione. Poradzicie sobie??
-Tak.
Z chęcią poszłyśmy na górę.  Po drodze wpadłyśmy na Pavla, który gdy zobaczył Rimę cichutko czerwony jak burak wycofał się do swojego pokoju. Zaczęłyśmy się śmiać. Weszłyśmy do mojego pokoju. Jego ściany były kremowe. Miał dwa wielkie okna i niebieskie firanki. Meble nieustawione stały w różnych miejscach. Otworzyłam jedną z szuflad i wyciągnęłam stamtąd miniaturowe legowisko. Wyciągnęłam śpiącego Shiego a kieszni i położyłam go w jego łóżku. Rozpoczęłyśmy ustawianie mebli. Ciężko było, ale w końcu nam się udało. Na koniec obie zmęczone padłyśmy na łóżko.
-Rima idziemy-krzyknęła ciocia z dołu.
-To.. cześć.-powiedziała- do zobaczenia jutro.
-Cześć-odpowiedziałam i Rima zniknęła za drzwiami. Rozejrzałam się po pokoju. Zostało mi tylko porozstawiać rzeczy i ubrania i inne. Położyłam legowisko z Shizenem na szafeczce nocnej obok łóżka. To był fajny dzień......

Przemiana...

Co pewien czas nerwowo spoglądałam na wyświetlacz komórki sprawdzając ile czasu już czekam na Willa. W tej chwili naliczyłam godzinę i dwanaście minut.
-To co? Zaraz idziemy malutka?- spytałam leżącą obok na trawie Lunę, głaszcząc ją po brzuszku- a Will niech już lepiej zaczyna się bać- mruknęłam i wstałam powoli z miękkiej, zielonej trawy. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja nie miałam zamiaru iść przez las po ciemku. Nagle gdzieś po lewej stronie polany usłyszałam jakiś podejrzany szmer i trzask łamanej gałązki.
-Will?- krzyknęłam w przestrzeń. Na długą chwilę zrobiło się zupełnie cicho, aż nabrałam podejrzeń czy cokolwiek słyszałam czy mi się tylko wydawało, gdy nagle zza drzewa wyłoniła się jakaś wysoka postać. Jego twarz przykrywał duży kaptur ciemnej bluzy tak, że nie mogłam zobaczyć twarzy. Luna poderwała się szybko z ziemi i stając przede mną zaczęła warczeć na tajemniczą postać.
-Spokój Luna- zawołałam -kto ty?- spoglądnęłam niepewnie na chłopaka.
Nic nie odpowiedział.
-Co tu robisz?- zadałam kolejne pytanie mając nadzieję ze wreszcie mi odpowie.
To pytanie jednak również zbył milczeniem. Nagle wystrzelił spod drzewa jak z procy i zaczął biec w moją stronę. Było to tak szybkie i niespodziewane, że nie mogąc się zdecydować czy uciekać czy może jakoś zareagować stałam w miejscu patrząc jak chłopak niespodziewanie szybko biegnie w moją stronę, w połowie drogi wzbija się lekko w górę i formując kulę energii rzuca we mnie. W ostatniej chwili uniknęłam ciosu po czym rzuciłam się do ucieczki w stronę lasu. Moim celem były krzaki, przez które zawsze przechodziłam w drodze na łąkę.Najbliższa droga ucieczki.
-Może w lesie łatwiej będzie go zgubić- pomyślałam gdy nagle tuż obok mnie przeleciała ciemna macka energii i z hukiem uderzyła w drzewo. Szybko odwróciłam się i w biegu zrobiłam tarczę na chwilę przed uderzeniem w nią kuli energii. Chłopak był tylko kilka kroków ode mnie, a do lasu pozostała jeszcze połowa wielkiej polany. Chłopak wystrzelił jeszcze kilka pasm energii, które rozbiły moją tarczę. Rzuciłam kilkoma kulami magii światła ale wiedziałam że marne ruchy z poziomu podstawowego na niewiele się zdadzą. Zrobiłam kolejną tarczę starając się aby była mocniejsza i odpierałam kolejne ataki chłopaka. Wreszcie i ta zapora pękła, a ostatnia kula energii uderzyła we mnie tak, że poleciałam lekko do tyłu i upadłam na ziemię. Zakapturzona postać szła powoli w moją stronę. Byłam zbyt wykończona utrzymywaniem poprzedniej tarczy by wytworzyć kolejną.
-Luna leć!- krzyknęłam w stronę cały czas szczekającego przeraźliwie psa. Ale to był mój błąd. Chłopak przystanął na chwilę i przekrzywiając głowę w stronę Luny po chwili namysłu wystrzelił w nią kulę energii. Luna natychmiast ucichła po czym lekko zatoczyła się i upadła na ziemię.
Wrzasnęłam coś niezrozumiałego nawet dla mnie samej. Wszystko na chwilę zaszło mi dziwną mgłą. Czułam jak dzika furia uderza mi do głowy, rozlewa się po całym ciele i wystrzeliwuje na zewnątrz. Dookoła mnie zaczęły krążyć macki energii. Jakieś dziwnie znajome uczucie oblało mnie do stóp do głów.
-Przemiana!- pomyślałam i uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
Ostatnia fala energii wystrzeliła ze mnie i poruszając lekko skrzydłami wzbiłam się nie wysoko w górę. W tej chwili chłopak zdjął kaptur i popatrzył na mnie z uśmiechem jednak było za późno. Uformowałam kulę energii i wyrzuciłam ją w stronę Willa w postaci smugi. W ostatniej chwili stworzył przezroczystą tarczę, która nie wytrzymała zbyt długo, lecz wystarczająco by zmniejszyć siłę uderzenia. Poleciał do tyłu i upadł ciężko na ziemię.
-Will!- wrzasnęłam lądując i biegnąc szybko w jego stronę- nic ci nie jest?- krzyknęłam wystraszona pochylając się nad nim. W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego.
-Co takiego?- spytałam pomagając mu wstać.
-Mówię: cholera! co ty wyprawiasz!?- wrzasnął mi nad uchem, stając chwiejnie.
-A ty niby co?!- wrzasnęłam równie głośno- co to niby miało być?!
-Sposób na wywołanie przemiany.
-Że niby co? Co ty sobie idioto myślałeś?!
-Przydałoby się jakieś dziękuję- burknął.
-Za co?! Że zabiłeś mi psa?!- wrzasnęłam.
-Nie zabiłem. To całkowicie niegroźne zaklęcie usypiające. Za pięć minut się obudzi- odparł po czym podszedł do leżącej nie daleko Luny i przeniósł ją ostrożnie bliżej brzegu.
Odetchnęłam i opadłam wykończona na ziemię.
-To było głupie wiesz?
-Tak wiem. Przepraszam. Ale podziałało nie?- uśmiechnął się łobuzersko lustrując mnie od stóp do głów.
-Ta podziałało- zaśmiałam się i podeszłam do brzegu jeziorka by spojrzeć na istotkę odbijającą się w gładkiej tafli jeziora. Miałam bardzo długie, lekko migoczące białe włosy, a z moich pleców wyrastały blado błękitne skrzydła.
-To tak zwane znikające skrzydła oznajmił. Znaczy że możesz też je chować kiedy są mniej potrzebne. Bardzo przydatne w pojedynkach.
-Uhm- mruknęłam odrywając wzrok od skrzydeł. Zauważyłam natomiast że jestem w długiej lekko postrzępionej, białej sukience (no może nie takiej zupełnie białej), a na ramionach mam jasne zawijasy.
-No i masz teraz zupełnie błękitne oczy- powiedział niespodziewanie Will głaszcząc powoli budzącą się Lunę.
-Luna!- zakrzyknęłam padając na ziemię i obejmując szyję suczki- jak tam moja mała?- spytałam całując Lunę w nosek. Już nigdy nie pozwolę aby ci się coś stało!
-Przepraszam mała- odparł jeszcze raz Will. Nie wiedziałam dokładnie czy zwraca się do mnie czy do Luny.
-Chodźmy już- odparłam podnosząc się z ziemi. Przemiana zniknęła.
                                                          ***
Nie mogłam się zdecydować czy opublikować tę notkę czy nie ale jako że dawno nic nie pisałam postanowiłam jednak opublikować.

Amika Ashida


Witaj w kolorowej teraźniejszości..

Kim ona jest? Prostą dziewczyną. Prostą osóbką o prostym imieniu. Nikt nadzwyczajny, o nie nadzwyczajnym życiu czarodziejki. Zwykła uczestniczka kolorowej teraźniejszości zwanej życiem. A nazywa się Amika Ashida. Dla znajomych Ami, Amiś lub Am. Jest 15 letnią posiadaczką mocy wiatru i ziemi. Dniem jej narodzin jest 5 kwietnia

Gdzie wygląd jest reklamą..


Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest najzwyklejszą w świecie szczupłą dziewczyną mierzącą 1,70m. Na jej dziecięcą twarz opadają czarne jak noc, gęste i długie po pas włosy. Zazwyczaj te oto kudły upina w kucyk bądź kok. Bez zgody swojego tatuśka zdążyła dla urozmaicenia farbować je sobie, by posiadać ledwo widoczne niebieskie pasemka. Z pod osłony czarnej grzywki lustruje świat wielkimi, błękitnymi oczami. Przed tymi oczami nie ukryje się żadna tajemnica. Jak zostało wspomniane jej drobna twarz o jasnej cerze wygląda dziecinnie, ale w końcu Amika nie jest jeszcze dorosłą kobietą. Dziewczyna zakłada na siebie luźne ubrania. Prawie wszystkie mają kieszenie albo kaptury, ale i bez takich nauczyła się sobie radzić. Równie często co bluzy, bezrękawniki i zwykłe bluzki na ramiączka zakłada zwiewne sukienki. Zawsze też ma przy sobie czarną torbę z  nadrukowanymi skrzydłami.

A ciekawy charakterek dodaje kolejnych barw..

Wrażliwość to ona ma na stopniu magistra. Choć sama do odważnych nie należy stanie w obronie innych, a szczególnie zwierząt. Kocha te stworzenia. Amika to nieśmiałe dziewczę i z reguły samotnicze, ale w Nevermind, zapewne pod wpływem przyjaciół, stała się bardziej otwarta. Nie zmieniło się jednak to, że momentami dalej ciężko jest jej zawierać nowe znajomości. Po prostu ciągle ma wrażenie, że coś pomiesza i palnie kosmiczną głupotę. Przez to woli pozostać z boku, jeśli pojawi się wiele nowych osób. Jednak przy znajomych jest wesoła, a czasem udzieli się jej nawet głupawka. Z reguły jest miła, ale gdy się zdenerwuje to nie powstrzyma się przed najgorszymi słowami. Ku swojemu niezadowoleniu jest także lekkomyślna.


I nie najnudniejsza historia zapewnia blask..

Nie trzeba wiele mówić o jej przeszłości. Miała szczęśliwe dzieciństwo, niczego jej nie brakowało. Miała kochającą rodzinę. Ojca weterynarza, niepracującą matkę i młodszego brata Pavla. Nic więcej nie trzeba jej było. Mieszkali na wsi, ogólnie byli szczęśliwą rodziną. Do tych pamiętnych wakacji. Zwykły rodzinny wypad nad morze, a zakończył się katastrofą. Gdy wracali do domu zdarzył się wypadek. Stłuczka tira z ich samochodem. Amice, Pavlowi i ich tacie udało się wyjść bez szwanku, ale matka nie miała tyle szczęścia. Smutek po jej śmierci długo panował w ich sercach. I w domu na wsi nie zostali długo. Kilka miesięcy później wyprowadzili się do Nevermind, by zapomnieć o przeszłości.
Tu Amika na nowo zaczęła żyć. Z początku znała tylko Rimę, jednak z jej pomocą szybko się zadomowiła i nie tęskniła już za rodzinną wsią. Poznała nowych ludzi, zapełniła umysł nowymi, przyjemnymi wspomnieniami. Szkolne bale, głupawki z przyjaciółmi i własnym bratem, znęcanie się nad pupilem. Teraz znowu nie brak jej niczego.


Podczas, gdy zainteresowania wyróżnią z tłumu..

Niegdyś uwielbiała samotność i uwielbia ją dalej, ale przebywa w ten sposób rzadziej, bo tu znalazła przyjaciół. Dalej ma słabość do zwierząt i jest niczym obrońca ich praw. Jak coś zrobiłeś psu czy kotu lepiej uciekaj. Często pomaga wbrew swojej nieśmiałości nawet nieznajomym, ale nie zdarza się to często. Jeździ na rolkach. Dużo spaceruje po lesie i parku, zwłaszcza wtedy, gdy chce sobie coś przemyśleć. Nigdy nie rozstaje się ze swoim notatnikiem, który jest zapełniony szkicami, malunkami itp. Znaczy to jedno. Lubi malować i szkicować. Z takich artystycznych kierunków to jeszcze tańczy, ale tylko w swoim pokoju przy sprzątaniu. Uwielbia także czytać książki. Dużo się też śmieje i czasami miewa napady głupawki.
Nie lubi natomiast brokuł i pomidorów. Z całego serca nienawidzi kłótni i bójek. Jak ognia unika też chamskich ludzi, co niestety nie zawsze jej wychodzi.

W którym można mieć wielu bliższych i dalszych znajomych..

W Nevermind mieszka jej kuzynka Rima. Są dla siebie prawie jak siostry i chodzą do jednej klasy. No i nie zapominajmy o jej ojcu i młodszym braciszku, z którymi mieszka. Tyle z rodziny dalszej i bliższej.
Natomiast nie znalazła jeszcze drugiej połówki. Ale też się z tym nie śpieszy.


A gdy jesteś sam towarzysz urozmaici dzień..

Jej towarzyszem jest mały smok Shizen, ale ona nazywa go Shi. Znalazła go jako jajko w lesie. Gdy się wykluł zaopiekowała się nim. Gdy wprowadzili się do Nevermind cudak miał 3 miesiące i mieścił się w jej dłoni. Obecnie ma już prawie rok i znacznie urósł. Różowe plamy na jego ciele zniknęły i pojawiły się niebieskie, a pomiędzy łuskami gdzieniegdzie wyrosło futro. O dziwo jego wcześniej błoniaste skrzydła stały się opierzone, a głowę ma zwieńczoną majestatycznymi rogami. Smok ten dalej jest mały, ale długością dorównuje prawie jednej i pół długości ręki jego właścicielki. Mimo, że jest niesamowicie długi, dalej jest też chudy. Choć już nie przypomina jaszczurki, ale raczej uskrzydlonego i obdarzonego łapami węża, dalej nie powstrzymuje się przed chowaniem się w kieszeniach i rękawach ubrań Amiki, ale teraz nie raz nurkuje też w jej włosach, bo jak twierdzi stamtąd są lepsze widoki. Ignoruje fakt, że niebawem będzie mieścił się co najwyżej w jej torbie, ale cieszy się z faktu, że zaprzestał dalej rosnąć. Z nią samą porozumiewa się telepatycznie. Niegdyś był grzecznym smokiem, ale teraz zaczął być bardziej opryskliwy i pyskaty. Często pociesza i rozśmiesza, ale równie często drażni. Jest sprytny i spostrzegawczy. Ale lenistwem góruje nawet nad kotami.


I przemiany dodadzą rozrywki.

W jakie się zwierze zmienia. A takie fajne, puszyste lisisko. Rude to to i niebieskookie. Ma czarny nosek, zakończenia uszu i łapki. Biały brzuszek i dół szyi. Rzadko używa tej przemiany głównie, by hasać po lesie. I nie ma się co bać. Nie gryzie.
A po magicznemu? Przemienia się w taką powietrzną wróżkę, bo inaczej tego nie nazwiemy. Jej włosy stają się niebieskie i wydłużają się oraz wyrastają biało-niebiesko-przezroczyste skrzydła, które w ciemności się świecą magic lol. W czasie tej rzadko używanej przemiany dysponuje większą magią powietrza.

I są ciekawostki bardzo ciekawe:

-Dla swojego pupila czasem zachowuje się jak sadystka.
-W swoim pokoju potajemnie tworzy "przytułek" i czasem przygarnia jakieś biedne zwierzę póki nie wyzdrowieje lub ona nie znajdzie mu właściciela.
-Jak się zamyśli to nic nie słyszy. Zupełnie jakby ogłuchła.


~*~
Hihihi Amik KP bardzo zmienił. Ładniejsze, ale dalej brzydkie.
Będą zmiany będą xD

Witam wszystkich serdecznie :)

środa, 16 października 2013

Niebezpieczeństwo

Spojrzałam kątem jednego z fioletowych oczu na czerwone, piekielne cyferki wskazujące dokładną godzinę pierwszą w nocy. Już od jakiegoś czasu wierciłam się w miejscu, nie mogąc zasnąć. Niebo całkowicie odkryły ciemne chmury, ukazując świetlistą powłokę malutkich gwiazd, który migotały prześlicznie. Księżyc również był dzisiaj widoczny w całej swej okazałości, jednak ja czułam pewien niepokój.
- Co się dzieje... - Szepnęłam sama do siebie, opierając się rękami o parapet i wyglądając przez szklaną szybę na zewnątrz. Moja wilcza natura ponownie dawała o sobie znać i tego już nie mogłam ukryć. Czułam rozpierającą mnie energię, która rozprzestrzeniała się po całym moim ciele. Ledwo co mogłam ustać spokojnie w miejscu.
        Nagle gwałtownie otwarłam okno i jednym zgrabnym ruchem wskoczyłam na parapet. Nie było wielkiej nie wiadomej. Dokładnie wiedziałam, co robić. Po chwili gładko wylądowałam na trawie. Ostatnie spojrzenie na uśpiony dom, gdzie nikt nic nie wie o moich nocnych wypadach. Zmieniłam się w białą wilczycę i bez większego namysłu pomknęłam w las. Cicho i bezszelestnie truchtałam po miękkim podłożu, usłanym mchem, instynktownie omijając przeszkody, ukazujące się na mojej drodze. Lekki wietrzyk owiewał mój pysk i wplątywał się w kosmyki futra, w którym było teraz pełno gałęzi i innych żyjątek.
        Po chwili zatrzymałam się gwałtownie. Zastrzygłam uszami, wyłapując każde, choćby najcichsze dźwięki. Jakieś parę dobrych metrów dalej pasło się stado saren, zagubiona wiewióreczka, ślady człowieka...
Zaraz, zaraz... Przystawiłam nos do ziemi, węsząc. Nagle czyjeś wycie rozległo się w lesie. Uniosłam łeb, skierowując go w stronę dźwięku. Zmrużyłam lekko fioletowe ślepia. Byłam prawie pewna swojej hipotezy.
Chyba rozszarpię ich na strzępy... Z przytłumionych warknięciem ruszyłam pędem przed siebie, wzniecając w powietrze tysiące drobin kurzu. Łapy same niosły mnie przed siebie, pokonując coraz to większe odległości. Przez chwilę zdołałam nawet zapomnieć o własnym człowieczeństwie, które teraz było ulokowane gdzieś bardzo głęboko w środku mojej duszy. Zupełnie o tym zapomniałam.
       Nagle poczułam jak coś z ogromną siłą wpada na mnie. Straciłam równowagę i przeturlałam się parę metrów dalej, obijając o drzewo. Zaskoczona i zdezorientowana na chwilę straciłam zdolność trzeźwego myślenia. W porę jednak udało mi się odepchnąć napastnika, który z obnażonymi kłami celował wprost w moją odsłoniętą szyję. Odskoczyłam od niego jak oparzona, jeżąc sierść i warcząc groźnie. Był to równej wielkości co ja, szary wilk, o błękitnych oczach.
Albo mi się zdaje, albo ten zwirz coś ukrywa... Po chwili morderczej walki na spojrzenia, odezwałam się w jego głowie:
- Hej, spokojnie narwańcu... Nie tylko ty masz zły dzień i chcesz wszystkich pozabijać. - Przestałam warczeć.
- Jak ty... - Zaczął, jednak szybko mu przerwałam.
- Kim tam na prawdę jesteś? - Przez chwilę wpatrywał się we mnie swymi szarymi ślepiami, a następnie przemienił się w wysokiego szatyna.
Chwila, ja go skądś znam... - Chris?! - Wytrzeszczyłam oczy, nie dowierzając. Uśmiechnął się wesoło.
- Ha! Kope lat, Keyli. Nie tylko ty jesteś dzika. - Zaśmiał się. Pokręciłam z politowaniem głową, jednak szybko znów spoważniałam.
- Co się tu dzieje...
- Kłusownicy polują nielegalnie na wilki... i na ich futro. To zachowanie nie jest przypadkowe.
- Więc co my tu jeszcze robimy?! Musimy ich ratować! - Warknęłam.
- Ale, że kogo? - Podrapał się po głowie.
- Wilki, tępaku. - Przewróciłam oczami z lekkim uśmieszkiem i popchnęłam go. Chłopak z powrotem zmienił się w wilka, wyrównując ze mną bieg. Spojrzałam się na niego kątem oka, jednak on był zbyt zajęty spoglądaniem przed siebie. Był maksymalnie skupiony na swoim zadaniu.
- Ok, to co teraz? - Spytał
- Skradamy się... Są jakieś dwadzieścia metrów przed nami. Jest ich około dziesięciu. Może... Ja zaatakuje z prawej, a ty z lewej?
- Dobra myśl. - Kiwnął łbem i wszedł w ciemniejszą dróżkę, która rozchodziła się w drugą stronę, natomiast ja podążyłam dróżką w prawo. Skryłam się w krzakach i czekałam. Widok, który tam zastałam o mało co nie przyprawił mnie o zawał serca i zgon na miejscu.
Jak oni mogli to robić?! Tyle martwych zwierząt, tyle krwi. Ponownie obnażyłam kły, znowu zapominając o swoim człowieczeństwie. Jeśli tak dalej pójdzie, to zamieszkam w lesie z bobrami.
        Po chwili dostrzegłam w krzakach przyczajonego Chris'a. Odetchnęłam z ulgą, dając znak do ataku. Na trzy oboje wyskoczyliśmy ze swojego ukrycia, wprost na niczego nie spodziewających się napastników. Zanim zdążyli wyciągnąć broń, my pierwsi przelaliśmy ich krew. Jakoś nie bardzo pasowała mi ta perspektywa, no ale cóż zrobić, jak się jest dzikim zwierzem.
        Chris podbiegł do klatek innych wilków, uwalniając je z więzienia. Wszystkie w trybie natychmiastowym rozbiegły się po lesie szczęśliwe, że to już koniec. Aż nawet ja zawyłam ze szczęścia.
- HA! I co głupie człowieki! Kto tu jest Mufasą! Ha! Nie żyjecie! I było się pakować w nieswoje! - Zaczęłam tańczyć i skakać w miejscu jak jakaś niedorozwinięta.
- Ale Keyli... Ty też jesteś człowiekiem... No dobra, w połowie, no ale jesteś, czyli to oznacza, że też jesteś głupia. - Skwitował po chwili Chris, wybuchając głośnym śmiechem już jako człowiek. Wydęłam wargi i odwróciłam się udając obrażoną. Zrobiłam parę kroków i również zmieniłam swą postać na człowieczą.
- Odejdź! Nie chcę cię znać! Idę mieszkać w lesie z bobrami, a ty nie!
- I tak jeszcze kiedyś się spotkamy. - Uśmiechnął się. - Do zobaczenia... - Machnął ręką, znikając w krzakach. I tyle go widziałam. Nie wiedziałam jedynie kiedy znów mi mignie przed oczami. Teraz byłam szczęśliwa, że wszystko wyszło... nawet okej. Teraz do domciu i spać. Cos czuję, że rano będę istnym zombie. Oby tylko udało mi się wstać.

~Keyli~