Pogadaj z nami :D

środa, 31 grudnia 2014

Coś tam świątecznego.

-Coś się stało?- usłyszałam zaniepokojony męski głos. Leniwie otworzyłam jedno oko by ujrzeć przede mną niebieskookiego chłopaka o kruczoczarnych kędziorach i pięknie zaróżowionych od zimna policzkach. Otworzyłam dwoje oczu nie będąc pewna czy ów chłopak nie jest jedynie wytworem mojej wyobraźni, która jeszcze chwilę temu nieposkromiona biegała podsuwając mi różne obrazy.
-Wszystko w porządku?- chłopak ponowił pytanie rozwiewając wszelkie wątpliwości co do swojego istnienia. Podparłam się na łokciach, które zatopiły się w śniegu.
-Wszystko ok, a co?- odparłam mało inteligentnie.
-Nic, tylko tak obserwuję cię od godziny jak leżysz w śniegu bez ruchu. Myślałem już, że zamarzłaś- uśmiechnął się wyciągnąwszy rękę by pomóc mi wstać.
-Zamyśliłam się- odparłam wstając i otrzepując się ze śniegu- ale na pewno nie siedziałam tu godzinę.
-No może i nie ale to i tak nie dobrze tyle leżeć w śniegu...
-Tak ale to już nie twoja sprawa prawda?- odparłam wzniośle i odwróciwszy się na pięcie ruszyłam w stronę domu. Rzeczywiście było mi już cholernie zimno, a o tym że siedzenie na śniegu tyle czasu nie jest dobrym pomysłem boleśnie przekonały się moje skostniałe palce i zmarznięty tyłek.
- Hej a może... dałabyś się namówić na jakąś herbatę?- spytał z nadzieją doganiając mnie szybko.
-Nie, dzięki- odparłam przyspieszając kroku.
-Dlaczego?
-Bo jest Wigilia i spieszę się do domu- skłamałam. Była ledwie trzecia po południu, wszystko przygotowane, kolacja miała zacząć się dopiero po dziewiętnastej, a ja wyszłam z domu tak na prawdę by odpocząć od tego świątecznego rozgardiaszu. Ale on przecież nie musiał o tym wiedzieć.
-No proszę cię. Chociaż chwilę...
-Ale po co? O co ci chodzi?- jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
-Poczekaj- złapał mnie delikatnie za łokieć i obrócił ku sobie- bo wiesz chodzi o pewną przysługę...znaczy chciałbym żebyś mi w czymś pomogła.
-Przecież ja cię nawet nie znam!
-No i co z tego? Posłuchaj mam pewien problem. Moja śnieżynka zachorowała, a ja nie mam dla niej zastępstwa. Niby mógłbym pójść sam, ale jak cię zobaczyłem od razu wiedziałem że musisz być moją śnieżynką. Oczywiście zapłacę ci. Kasą dzielimy się po połowie. To jak?
-Ale dlaczego ja?
-Bo idealnie pasujesz do tej roli. Masz białe włosy, bladą cerę i niebieskie oczy. No śnieżynka jak się patrzy!- zawołał ze śmiechem.
-No nie wiem- odparłam z wahaniem. Chłopak był na oko ze dwa lata starszy. Bujne czarne włosy zakrywały czoło i wpadały do błękitnych oczu o wesołym wejrzeniu. Ogólnie sprawiał wrażenie jakby lubił cały świat a cały świat lubił jego. No w każdym razie sprawiał dobre wrażenie.
-Hej no co ci szkodzi. Zajmie nam to ze dwie godzinki no chyba że będzie poślizg to troszkę więcej ale na pewno zdążysz do siebie na wigilię. Proszę cię- spojrzał błagalnie tymi niebieskimi oczami.
-Ym... a co takiego miałabym robić?- spytałam niepewnie.
- Nic trudnego. Po prostu wchodziłabyś pierwsza, zapowiadała Mikołaja, pytała czy są tu jakieś grzeczne dzieci, pomagała mi odczytywać imiona z prezentów i ewentualnie zdzieliła jakieś niegrzeczne dziecko rózgą. To co ty na to?
Staliśmy chwilę w milczeniu patrząc na siebie. On wzrokiem błagalnym, ja nieufnym.
-No niech będzie- odparłam po chwili z wahaniem-  Kiedy zaczynamy?
-Za pół godziny. Najlepiej chodźmy już się przebrać.
-Co? Znaczy... już? Teraz?
-No tak. Pierwsza rodzina zamówiła na 16, a że to na drugim końcu miasta to mamy stosunkowo niewiele czasu.
Wyszliśmy więc z parku i przeszliśmy na parking gdzie stała stara, zielona furgonetka. Chłopak otworzył tylne drzwi i wyciągnął biały pokrowiec.
-To twój strój. Proszę, wejdź do środka przebież się, a ja odpalę samochód żeby trochę się zagrzał. Swoje rzeczy możesz włożyć na razie do tego worka- podał mi pokrowiec i wskazał pakę furgonetki w geście zapraszającym. Weszłam posłusznie do samochodu, zatrzasnęłam drzwi i upewniwszy się że na pewno brunet nie ma jak mnie tu podglądać przebrałam się w strój śnieżynki. Składały się na niego półdługa biała sukienka, pelerynka i krótkie rękawiczki w tym samym kolorze. Zaplotłam włosy w warkocz i założyłam srebrną przepaskę w śnieżynki oraz białe pantofelki. No jednym słowem gdybym się skuliła to równie dobrze mogłabym udawać śnieżną kulę. Wyszłam z tyłu i zajęłam miejsce w kabinie koło kierowcy gdzie było już zdecydowanie cieplej.
-Ha! Mówiłem, że będziesz się nadawała. Istna śnieżynka! Przynajmniej nie na darmo ślęczałem w tym parku godzinę. Dobra to teraz ja lecę się przebrać- zawołał uradowany i wyszedł do tyłu.
Po chwili za kierownicą zasiadł białobrody pseudo święty w tradycyjnym czerwonym wdzianku i z wypchanym brzuchem oraz wielkimi, czarnymi buciorami. Połowę twarzy zasłaniała mu bujna broda i wąsy, (które wyglądały bardzo realistycznie) a drugą połowę wielka czapa, czyli widać było tylko niebieskie oczy.
-Dobrze?- spytał grubym głosem Mikołaj.
-Świetnie- zaśmiałam się i ruszyliśmy powoli z parkingu.
-Lepiej napisz do rodziców że wrócisz później.
-Mhm... No tak- wyciągnęłam posłusznie komórkę i wystukałam krótkiego esemesa.
Po chwili zatrzymaliśmy się na parkingu koło wielkiego szarego bloku. Wysiedliśmy z samochodu i okrążywszy budynek stanęliśmy przed wejściem do klatki schodowej.
-Dobra jaki tam jest numer?- spytałam patrząc na domofon.
-14 ale nie dzwoń! Musimy wejść na górę, w klatce mają mi dać prezenty, a w tym czasie ty wchodzisz do dzieci. Jasne?
-Jasne- odparłam i zadzwoniłam pod ostatni numer prosząc o otwarcie drzwi jako kolędnicy. Weszliśmy cicho na właściwe piętro i delikatnie zapukaliśmy we framugę. Najwyraźniej ktoś już czekał pod drzwiami bo otwarły się natychmiast ukazując szczupłą kobietę w średnim wieku z pięknym blond kokiem.
-Nareszcie- szepnęła i przytknęła palec do ust jakby sama siebie uciszając. Delikatnie wyjęła z szafki reklamówkę prezentów i wyszła na klatkę by przełożyć je do worka Mikołaja.
-Ty możesz już wchodzić- szepnął chłopak próbując uśmiechem dodać mi odwagi. Przełknęłam ślinę i cicho weszłam do przedpokoju. Z pomieszczenia na końcu korytarza dolatywały wesołe śmiechy i różnego rodzaju hałasy.
-Ekhem... yy Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?- zawołałam, a raczej wrzasnęłam. Wszystkie dźwięki na raz ustały, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie prawdopodobnie właśnie czerwieniejącą się po uszy.
Cisza trwała zdecydowanie za długo.
 Kurczę co ja bym mogła jeszcze powiedzieć?- myślałam gorączkowo  jeszcze bardziej czerwieniejąc.
-Są!- zakrzyknął nagle mały blondynek i z wesołym piskiem objął mi kolana. Za jego przykładem poszło też czworo kolejnych dzieci.
-Aby na pewno byliście grzeczni?- zapytałam ze śmiechem próbując się nie przewrócić.
-Tak!- zakrzyknęły chórem.
-Były, były- zaśmiał się siwy staruszek przy stole, a dzieci posłały mu wdzięczne spojrzenie.
-Widzisz, dziadek powie. Ja mu zawse pomagam- uśmiechnął się blondynek ukazując brak jednego siekacza.
-A to dobrze. W takim razie zasłużyliście na prezenty!- zakrzyknęłam, a z korytarza dobiegł dźwięk dzwoneczka i w progu zjawił się Mikołaj.
-Ho ho ho. To jak śnieżynko? Są tu jakieś grzeczne dzieci?- Mikołaj wkroczył do pokoju i zaczęło się obdarowywanie prezentami. Po rozdaniu wszystkich paczek i odśpiewaniu kolędy. Wśród wdzięcznych uścisków dzieci, ich radosnych kwików na widok zawartości prezentów oraz uśmiechów dorosłych pożegnaliśmy się obiecując przybyć w następnym roku i wreszcie wyszliśmy.
-Uf- odetchnęłam z ulgą- myślałam że będzie gorzej.
-E tam. Dobrze było.
-Aha. A teraz dokąd?
-Nie daleko. Dwa bloki dalej. Przejdziemy się- zapowiedział Mikołaj.
Chwilę potem byliśmy na miejscu i wdrapywaliśmy się na najwyższe piętro. Tu przybycie Mikołaja wyglądało niemal tak samo jedynie tylko, że dzieci było dwa razy więcej, a więc i dwa razy dłużej nam to zajęło. Dodatkowo pod nogami plątały się trzy psy i chomik w kuli, którzy również dostali prezenty.
-Rany. Powiedz że kolejna rodzina będzie mniej liczna- szepnęłam z nadzieją wychodząc od tej wesołej gromadki.
-Będzie bo teraz idziemy do matki z trojgiem dzieci. Ale u niej robimy za friko. To znajoma rodziców- wyjaśnił Mikołaj.
Wsiedliśmy w ciszy do furgonetki i po chwili zaparkowaliśmy pod starą, odrapaną kamienicą wyraźnie potrzebującą remontu. Weszliśmy do bramy, wspięliśmy się na drugie piętro i zastukaliśmy cicho w ciężkie, stare drzwi. Dopiero za drugim razem otworzyła nam dosyć jeszcze młoda, kruchej budowy i średniego wzrostu kobieta o pięknych, bujnych, kasztanowych włosach.
-Nareszcie jesteście! Dzieciaki już czekają- szepnęła zapraszając nas do pierwszego pomieszczenia przy wejściu, którym była kuchnia. Mieszkanie było małe, ale bardzo wysokie jak to w kamienicy. W kuchni Mikołaj zapakował do worka garstkę prezentów przez co gigantyczny worek wydawał się niemal pusty.
-Hm a może przełożymy do czegoś innego?- zapytał chłopak patrząc ze smutkiem na worek.
-Do czego? Zresztą i tak nie ma już na to czasu- wzruszyła ramionami kobieta i gestem wskazała mi salon w którym siedziały dzieci. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam szybko podwójne drzwi.
-Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?- zawołałam z uśmiechem wparowując do pomieszczenia.
-Elf!- zawołała mała, może pięcioletnia dziewczynka o kasztanowych włosach tak pięknych jak matki. Siedziała razem z dwójką pozostałych dzieci, starszą siostrą i dwuletnim bratem przy choince i oglądali bajkę na małym przedpotopowym telewizorku.
-A Mikołaj przyjdzie?- zapytała z nadzieją starsza może ośmioletnia dziewczynka.
-Przyjdzie, ale najpierw muszę się dowiedzieć czy byliście w tym roku grzeczni i czy zasłużyliście na prezenty- zaśmiałam się i usiadłam na fotelu przy choince. Widząc to chłopczyk uwolnił się z objęć starszej siostry i uniósł w moją stronę rączki żądając posadzenia go na kolanach.
-No to jak? Byliście grzeczni?- zapytałam jeszcze raz, próbując nie dopuścić do zabrania przez chłopczyka srebrnej przepaski.
-Byliśmy- odparła natychmiast młodsza dziewczynka.
-A ty?- zapytałam zwracając się do starszej, która nagle zwiesiła główkę.
-Ja nnie byłam grzeczna- powiedziała ze smutkiem.
-O! A to czemu?
-Ja nie zasługuję na prezent- pisnęła z płaczem.
-A ja jestem pewna, że to nie jest takie złe. Mikołaj potrafi przebaczać i na pewno nie będzie się złościł.
Mała tylko ze smutkiem pokiwała główką.
-Może mi powiesz na ucho co to było, a ja ocenię czy rzeczywiście nie zasługujesz na prezent.
Przystawszy na tę propozycję dziewczynka schyliła się i szepnęła mi do ucha: -ukradłam Briannie bransoletkę bo mówiła że mnie na taką nie stać.
-A... masz ją jeszcze?- spytałam próbując ukryć zmieszanie.
-W pokoju.
-Więc musisz najszybciej jak to możliwe oddać ją koleżance- powiedziałam z powagą- a wtedy Mikołaj przyjdzie.
-Oddam. Oddam teraz- zawołała z zapałem, ale w tej chwili wszedł Mikołaj ze swoim wesołym ho ho ho i rozpoczęło się wręczanie prezentów. Tutaj zabawiliśmy chyba najdłużej. Odśpiewaliśmy kilka kolęd, zostaliśmy poczęstowani skromną kolacją, a że dzieci nie chciały się rozstawać z Mikołajem i Śnieżynką/Elfem obejrzeliśmy bajkę i odśpiewaliśmy jeszcze dwie kolędy.
-Tak, to do zobaczenia za rok kochani. Mikołaj już musi iść dalej- powiedział Mikołaj wstając po ostatniej kolędzie- chodź mój elfie.
-Cii. Mały zasnął- szepnęłam by nie obudzić chłopczyka i delikatnie wstałam tuląc go w ramionach- to może ja go położę- zaproponowałam.
-Dobrze. Idź do pokoju na końcu korytarza po prawej stronie- szepnęła kobieta z uśmiechem.
Zaniosłam cicho dwulatka do wskazanego pokoju jednak gdy go kładłam lekko otworzył oczy i zaczął coś mamrotać.
-Cii. Śpij mały- szepnęłam i ze złotego pasma magii światła wyczarowałam złote śnieżynki. Chwilę fruwały nad łóżeczkiem by powoli rozpaść się w postaci złotego pyłu.
-To elfy tak potrafią?- za mną stała młodsza dziewczynka i z zachwytem wpatrywała się w resztki pyłu.
-A widzisz potrafią- odparłam z uśmiechem i wyszłyśmy z pokoju by nie obudzić chłopczyka.
-Mikołaj też tak umie?
-Nie, Mikołaj nie umie. Ale obiecaj, że to zostanie naszą tajemnicą zgoda?
-Zgoda... a mogę powiedzieć mamie?
-Nie, nawet mamie. To będzie nasz świąteczny sekret.
-Dobrze- pokiwała ochoczo główką i pobiegła do salonu.
-No chodź już Śnieżynko- zawołał od drzwi Mikołaj, a dziewczynki wyszły z mamą by nas pożegnać.
-Do zobaczenia za rok- zawołałam i już schodziliśmy na dół gdy na klatkę nagle wybiegła starsza dziewczynka.
-Oddałam- szepnęła mi do ucha- przepraszam.
Kiwnęłam głową i uśmiechnąwszy się promiennie potarmosiłam jej grzywkę. Mała najwyraźniej wymknęła się z domu gdy nikt nie patrzył.
-To bardzo dobrze. Ale nigdy więcej tego nie rób dobrze?
-Obiecuję- uśmiechnęła się i pobiegła z powrotem na górę.
Wyszliśmy z ulgą na mroźne, zimowe, wieczorne powietrze. Odruchowo spojrzałam w górę, na niebo rozświetlone milionem gwiazd.
-Piękna Wigilia- westchnęłam z rozmarzeniem.
-Piękna, piękna ale chodźmy już do samochodu. Broda mi zamarza- mruknął Mikołaj- ty chyba masz skłonności do stania się soplem lodu.
-Hm. A ile jeszcze nam zostało?
-To wszystko- powiedział z uśmiechem i ruszyliśmy z parkingu- odwiozę cię. Daleko mieszkasz?
-Dwie ulice dalej. Skręć teraz w lewo- instruowałam go aż dojechaliśmy pod mój dom.
-Bardzo ci dziękuję za pomoc- powiedział wjeżdżając na podjazd.
-Nie ma sprawy- westchnęłam rozpinając pasy- a co ze strojem?
-Kiedyś mi oddasz- uśmiechnął się łobuzersko- poczekaj, dam ci jeszcze kasę- wyciągnął portfel z tylnej kieszeni.
-E nie trzeba- uśmiechnęłam się i wysiadłam z furgonetki.
-To do zobaczenia!- zawołał wychylając się z okna- i dzięki!
Pomachałam mu jeszcze wesoło i weszłam do środka.
Kilka godzin później po wigilijnej kolacji, gdy wszyscy goście poszli już spać. Idąc do pokoju z kubkiem parującej herbaty spostrzegłam na podłodze przed głównymi drzwiami kilka złożonych banknotów.
                                                               ***
Troszkę spóźnione ale jednak.

1 komentarz:

  1. Świetna notka ^^
    Bardzo fajny pomysł, czytając wpis naprawdę poczułam święta i tą świąteczną atmosferę. Bez wątpienia Alisa pasuje do roli śnieżynki :D

    OdpowiedzUsuń