Pogadaj z nami :D

piątek, 25 lipca 2014

Powrót do przeszłości cz.1

 Przeciągnąłem się leniwie, instynktownie poszukując dłonią po omacku telefonu, który miał spoczywać na łóżku. Gdy poczułem pod opuszkami palców lekko chropowatą fakturę, otwarłem jedną powiekę, spoglądając na godzinę. Dochodziła dziewiąta. Czyli oznaczało to, że mogę jeszcze spać. W sumie i tak była sobota, więc nie musiałem spinać się, że zaśpię do szkoły. Po całej nocy spędzonej w kinie czuję się... no, nie czuję się. Jestem po prostu zmęczony.

Przeskakiwałem z nogi na nogę, kręcąc się wokół zamkniętych drzwi do pokoju Naokiego. Nie byłem pewien, czy nadszarpywać swoje zdrowie fizyczne i zrobić klasyczne „z buta wjeżdżam”. Tylko i wyłącznie, dlatego by poinformować mu o moim wyczynie kulinarnym, którego niedane będzie mu spróbować. Z faktu, ze można tylko przy nim zanucić „I see fire..”
- A ty jak sądzisz?- podrapałem węża, który ślizgał mi się pod nogami, unikając mojego chaotycznego tańca ofiarnego, którego odprawiałem na korytarzu. Wieszczadło zasyczało zadowolone pieszczotami. Wziąłem go na ręce i pozwoliłem by owinął się wokół szyi.
Po chwili zdecydowałem. Wypuściłem powietrze z ust i z rozmachem nacisnąłem na klamkę wpadając do pokoju. Brunet z wrażenia rzucił się niczym rybka na łóżku i z rozmachem sturlał się na ziemie. Zerwał się z gleby, otaksują mnie wzrokiem mordercy małych zwierzątek. Spiął się, mieląc przekleństwo w ustach i już zamierzał uraczyć mnie całą gamą bluzg i kar śmierci, jakie by na mnie zastosował, gdy nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Kogo niesie o tej porze?- zamruczałem pod nosem, drapiąc się po głowie.- Pójdę sprawdzić.- ulotniłem się z obszaru rażenia i podreptałem nieśpiesznym krokiem w stronę drzwi. Uchyliłem je, a w tedy wymalował mi się na ustach szeroki uśmiech.- Dzień Dobry. Co panią do nas sprowadza o tej porze?
- Dzień dobry.- w drzwiach stała droga dyrcia ze szkoły. Odpowiedziała mi uśmiechem.- Proszę poznaj moją siostrzenice Anneliese. Jest mama w domu?- nim zdążyłem odburknąć, że nie ma i nigdy nie będzie, ta zdążyła się wpakować do mieszkania.
- Nie, nie ma. W pracy jest.- odpowiedziałem.
 Wtedy przeszedł mnie jakiś dreszcz. Zerknąłem na siostrzenice Kobry, którego imienia nie potrafię powtórzyć, bo język sobie połamię. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się do niej i chciałem się kulturalnie przywitać, jednak ta pognała za swoją ciotką, która w takim krótkim czasie zdążyła się rozgościć w salonie.
- Gdzie jest Naoki? Możesz go zawołać? Mam do was prośbę.
- Tak. Zaraz zawołam.- odparłem, zaciekawiony, co ona zaś może chcieć od nas.- Proszę poczekać chwile, bo jeszcze śpi.   

Do moich uszu doszły strzępki przyciszonej rozmowy, dochodzącej z dołu. Zmrużyłem delikatnie oczy, poznając głos Kasene. Ten drugi brzmiał dość znajomo, jakby... Jadowita kobra wpakowała się naszego mieszkania z zamiarem nie wiadomo, jakim.
- Cholera by to - przekląłem pod nosem, szybko nakładając na siebie wczorajszą, czarną bluzę z napisem "zapracowany", a na nogi wciągając szare dresy. Przeczesałem palcami krucze włosy, po czym szybko zbiegłam na dół.
- Dzień dobry, co panią sprowadza do na... - zamilkłem w pół zdania, widząc koło nóg Kobrzycy jakiegoś małego emo stwora. Dziewczynka w wieku mniej więcej klasy drugiej podstawówki szczerzyła się do mnie jakby ósmy cud świata zobaczyła. Na moje oko nie wyglądała normalnie, a wręcz podejrzanie. Posłałem bratu porozumiewawcze spojrzenie, po czym odchrząknąłem znacząco, znów przenosząc wzrok na dyrkę.
W tym czasie to małe coś zdążyło przykleić się do mojej nogi, wbijając pazury w skórę.
- Ale ty mas ocyskaaaa...

 Przygryzłem wargę, ledwo powstrzymując się przed wybuchnięciem opętańczym rechotem wrednej małpy. Chłopak widząc to posłał mi złowrogie spojrzenie typu „Weź to ode mnie, bo rozdeptam”.
- O!- dyrka klasnęła w dłonie, rozczulając się na tym teatrzykiem.- Mam do was prośbę. Siostra zwaliła mi ją na głowę, właśnie wtedy, gdy musiałam coś ważnego załatwić. Wiecie, siostra. Nie mogłam jej odmówić. I tym sposobem nie mam jej, z kim zostawić. Możecie się nią zająć? Nie długo. Zaledwie pół godziny. Załatwię szybko sprawunki i od razu przyjeżdżam.- zarzekła się, posyłając nam maślane spojrzenie.
- Proszee…- miałem już grzecznie odmówić. Wyjaśnić, że my raczej na niańki się nie nadajemy, jednak przerwała mi w pół zdania.
- Proszę Naoki, Kasene! Popatrzcie, jak was już polubiła.- ruchem głowy wskazała na młodą gniewną, która wpatrywała się w Nekusia, niczym w wymarzonego Kena z wystawy, kurczowo trzymając się jego nogawki. Próbował się wyswobodzić z ucisku, jednak coś marnie mu szło.
 Nie wiedząc, co odpowiedzieć dyrektorce, posłałem bratu pytające spojrzenie.

Westchnąłem ciężko, po chwili cudem chyba wyswobadzając się z objęć młodej gniewnej, która co chwilę chichrała się pod nosem jakby naćpała żelków.
- Zgoda, zajmiemy się małą... Ale tylko przez te pół godziny - zarzekłem, spoglądając w stronę dyrektorki. Nie miałem wyjścia z tej sytuacji, czując na sobie spojrzenia aż trzech par oczu.

- Dziękuje wam!- dyrektorka z radochy omal nie kicnęła.- No Anneliese, bądź grzeczna i nie sprawiał chłopakom kłopotu. Ciocia wróci za niedługo.- pogładziła dziewczynkę po włosach na pożegnanie, szczerząc się jak pedofil.
- Jeszcze raz wam dziękuje.- sprawiliśmy chyba kobiecie wielką przysługę, bo z rozmachem słodziła nam na lewo i prawo. Z stukotem obcasów, który zapowiadał okropne rysy na panelach skierowała się do wyjścia. Które dodatkowo dopiero wczoraj czyściłem. Skrzywiłem się wewnętrznie, jednak odprowadziłem ją z szerokim uśmiechem na ustach.
- Nie ma, za co.- odparłem.- Do zobaczenia.
Westchnąłem głęboko, gdy opuściła mieszkanie. Wróciłem z powrotem do gniewnej i Naokiego. Dziewcze na widok mojego brata wydawała zduszone westchnienia, spoglądając na niego pełnym rozmarzenia spojrzeniem.
- Masz branie, kocie.- zarechotałem chochlikowato, na co brunet przewrócił wymownie oczami.
- No, tak.. Anelka.. Nie, Amelka… a może..- zacząłem koślawo, polegając na starcie, nie mogąc przypomnieć jej imienia.
- Anneliese.- pomogła mi, odrywając na chwile wzrok od swojego ulubieńca.
- Yyy… wątpię. Będziesz Anka. Jestem Kasene, a to Naoki.- przedstawiłem nas, nachylając się do jej poziomu, by móc spojrzeć jej w oczy.

 - Anka? Ej, ja mam imię! Jestem Anneliese! Mam ci przeliterować A-n-n-e-l-i-e-s-e! - prychnęła pod noskiem, krzyżując ręce na klacie i starając się wyglądać jak prawdziwy facet. Westchnąłem ciężko, przejeżdżając sobie łapą po twarzy i jeszcze bardziej czochrając włosy. Dlaczego akurat nas skarano tym posłańcem z piekieł. Dosłownie. Dziewczynka miała długie, prawie, że do pasa granatowe włoski, oraz czarne jak smoła oczy. Może i na zewnątrz wyglądała słodko, jednak często pozory mogą zmylić człowieka. W jej przypadku moje obawy były prawidłowe.
- Nie denerwuj się, maaa... Anneliese - poprawiłem się szybko, nie chcąc, aby i na mnie spadł gniew tego pomiota. Posłałem Kasene znaczące spojrzenie, które mówiło jedno... "do wora i do jeziora"

- Spokojnie. Przepraszam.- uniosłem dłonie do góry, w geście „Ja niewinny!”- No to, w co masz ochotę się pobawić?- zapytałem. Nie potrawie się zajmować dziećmi, nie wiem, co powinienem z nimi robić, nie wiem jak to działa i jak to się wyłącza. Nie lubię dzieci. Za długo się gotują. – Może grzecznie pooglądasz telewizję?
- Nie.
- Yy… To może porysujesz coś?
- Nie.
- No to, co chcesz robić?- zgłupiałem, zbaraniałem. Najchętniej to bym herbatką z proszkami nasennymi potraktował, ale mamy niewiele czasu.
- Oglądałam niedawno taki film..- zaczęła, krążąc po salonie, przyglądając się prawie pustym szafkom.- Gdzie tacy panowie, przywołali takiego potężnego złego pana z podziemi.
 Właśnie wtedy, ta chodząca czarna kupka nieszczęścia wyłoniła się za drzwi. Dziewczyna zapiszczała na widok kociaka, z wrażenia wymachując łapami. – I potrzebny był im właśnie kot!- Kuro widząc, co się święci, nastroszył się i z fukiem zwiał do dalszych pokoi, a ona za nim.

- Ej, smrodzie! - krzyknąłem, biegnąc za gniewną do drugiego pokoju. Źli panowie przywoływali złego pana z podziemi. Zaraz nie będziesz musiał nawet przywoływać "złego pana", bo on znajduje się w tym domu i ma na imię Naoki. Gdzie są jej rodzice do cholery? Jeśli zje mi kota, nie będę fatygował się, że to siostrzenica dyrki.

Pobiegłem za nimi do pokoju. Biedakowi nie udało się uciec przed nią. Trzymała go teraz w zabójczym uścisku, a kociak mógł zaledwie szarpać się i wbijać pazury w jej ręce. A ona i tak sobie nic z tego nie robiła.
- Ci panowie, to jeszcze zrobili taki czerwoną gwiazdkę na ziemi. To na pewno był ketchup! Macie ketchup, prawda?- nieczyste kwiknęło radośnie, wypuszczając gwałtownie kota z ucisku i pobiegła w stronę kuchni.
- Co ty robisz?- zawołałem słabo, mierzwiąc sobie z wrażenia włosy. Anka, czy jak ją tam matka pokarała, zdążyła wyczaić, gdzie mamy ketchup. Uradowana machnęła nim, pokazując mi, że udało jej się go odnaleźć. Doskoczyła do stołu, na którym piętrzyły się stosy książek i pobazgranych kartek i bezceremonialnie wszystko zepchnęła na podłogę.
 Kwiknąłem żałośnie doskakując do papierów, które fruwały wszędzie, olewając już dziewczynę, której chyba stół się nie spodobał, bo coś zamruczała pod nosem i poszła dalej.- Co ty cholera robisz?- ponowiłem pytanie, jednak tym razem warcząc jak pies ze wścieklizną.
- Ups… To chyba tak nie wyglądało.- oznajmiła słodko, wskazując dłonią na płytki. Gdy ja byłem zajęty zbieraniem książek, ta zdążyła poprowadzić po podłodze czerwony szlak, który idąc dedukcja, najpewniej miałby wyglądać jak gwiazda Dawida, ale coś jej nie poszło po myśli i wyglądało, jak.. znaczy nie wyglądało! Przejechałem sobie po twarzy wyrywając z rozpaczy włosy.- Nie ketchup, tylko nie ketchup! Wiesz ile to kosztuje?!

W tym samym czasie, gdy w kuchni trwała totalna ekspedycja wojenna, ja ze spokojnym wyrazem twarzy przeszukiwałem wszystkie podejrzane szafki w domu. Począwszy od mojego pokoju, a skończywszy nawet na rupieciarni Kasa.
- Aha! - zakrzyknąłem triumfalnie, znajdując wreszcie upragnioną rzecz. Uśmiechnąłem się do siebie niczym Belzebub podczas wypatrywania ofiar i znów poszurałem w stronę kuchni.
Gdy młoda gniewna chciała zabrać się za widocznie patroszenie Kuro, ja zrobiłem tajny, magiczny myk o naciągnąłem jej na łeb czarny worek. Anneliese zapiszczała głośno, wierzgając i kopiąc. Mi natomiast jej próby bezskutecznego uwolnienia się wisiały i powiewały na wietrze.
- Idziesz ze mną, czy mam to zrobić sam? - spytałem nadnaturalnie spokojnie i uniosłem ku górze worek z tym czymś w środku.

 Miałem rzucić już, by poczekał, bo po popcorn skocze, ale niestety zreflektowałem się, że uczenie tego potwora, jak się pływa związanym i uwięziony w worku to nie najlepszy pomysł.- Puść ją, bo jak dyrcia się dowie, że uskutecznialiśmy mord na tym dziecku to się cackać z nami nie będzie.

Westchnąłem zażenowany, po czym niechętnie upuściłem potwora, który wylądował na ziemi. Z czarnego worka wygrzebało się to coś. Duże, opętańcze oczy przeleciały szybko pod nas, oceniając sytuację. Włosy miała rozwichrzone na wszystkie cztery strony i naelektryzowane, jakby pomiział ją prąd.
- Awwww, chciałeś mnie porwać, żebyśmy zostali tylko sami we dwoje, jakie to romantyczne! - zapiszczała i znowu przyczepiła się do mojej nogi.

 Będąc światkiem tej prawdziwej „luuv story”, nie byłem wstanie już powstrzymywać śmiechu. Palnąłem tak opętańczym rechotem, że aż Nekuś wzdrygnął się, spoglądając na mnie niepewnie. Posłał mi mordercze spojrzenie, zezując na worek miotający się pod nogami, chcąc przekazać, że zaraz to mnie drastycznie nauczy pływać.
Otarłem łzę z oka, próbując nie chichrać się, jak idiota z problemem. Pozostał problem, co teraz z nią zrobimy? W sumie gniewna, to by bez problemu miętosiła nogawkę Naokiego przez cały dzień, ale wątpię, żeby chłopak to zniósł. Już teraz chamrał się z nią w jakimś tańcu, rzucając różne bluzgi pod jej imieniem.
 Właśnie wtedy przypomniałem sobie o rozklekotanym telewizorze w salonie. Idealnym przyjacielem każdej niańki. Włączyłem go i od razu dziewczyna załapała omamiający muzyczkę z bajeczki.
- Król Lew!- pisnęła, spoglądając na Naokiego maślanymi oczami.- Obejrzysz ze mną? Prooosze…

Czy ja wyglądał na Mufasę? Nie bawię się z Timonem i Pumbą, ale nie rozwiązuje problemów rodzinnych z Zirą w kolejnym odcinku Trudnych Spraw. Czemu ta młoda uwzięła się akurat na mnie, a nie na Kasene. Przecież brat nie ma podłego oblicza, ani nie jest mordercą.
- Z tobą? - starałem się, aby mój głos brzmiał spokojnie. - Ależ sądzę, że Kasene chciałby bardzo obejrzeć Króla Lwa...
- Nie chcę z nim oglądać - burknęła obrażona i skrzyżowała ręce przed sobą. - Ja chcę pobawić się w księżniczkę! Chcę mieć księcia, gdzie ratuje mnie przed złym smokiem! JA CHCĘ, JA CHCĘ!
Miałem już warknąć, że jeśli się nie zamknie, zaraz będzie mieć smoka za darmo możliwe, że nawet bez księcia. Powstrzymałem się jednak w ostatniej chwili i wydałem z siebie żałosne westchnięcie.
- Okej, mała. Zaczekaj tu - powiedziałem, po czym wdrapałem się na górę po schodach. Dobrze, że nadal wiem, gdzie jest peleryna, w którą byłem odziany w czasie balu.
Łapiąc szybko czarną pelerynę zarzuciłem ją sobie na ramiona, nie trudząc się z poprawianiem kołnierzyka. Stwierdzając, że wyglądam jak "prawdziwy książę" z bajek Disney'a, z powrotem zbiegłem na dół. W ostatniej chwili zdążyłem jeszcze wyczarować z niebieskiego ognia zionącego smoka, który znalazł się w salonie.

 Z wrażenia odskoczyłem, gdy niebieski ogień musnął mnie po karku, jak Naoki zmaterializował obok mnie gadzisko ociekające błękitnym płomieniem. Odskoczyłem od tego, chaotycznie wymachując rękami.- Nie spal salonu!
 Warknąłem, jednak moje pretensje zostały zagłuszone przez pisk rozdzieranego ze skóry kota, którego ktoś dla pewności przejechał kosiarką. Piekielne dziecko na widok swojego „księcia z bajki”. Zapiszczała w ekstazie wymachując chaotycznie dłońmi we wszystkie strony.  

- Jakbym miał spalić dom, to zrobiłbym to już dawno - mruknąłem do Kasene stojącego z boku, po czym niczym prawdziwy super hero rzuciłem się do walki z poczwarą, czyniąc dziwny i niebezpieczny parkour, gdy gad zaczął żyć własnym życiem.
- Uratuj mnie, mój książę! - zapiszczała małolata, klaszcząc wesoło w rączki. - Ja chcę zostać twoją księżniczką, pokonaj smoka!

 Niedowierzając przejechałem sobie po twarzy mierzwiąc dłonią. Teatrzyk wykonywany przez Naokiego, który niczym ociężała baletnica unikał ciosów wyczarowanego smoka, wyglądał prze komicznie. Dziewczyna piszczała, klaskała dopingując swojego „księcia”.
 Oglądając to z bananem na twarzy, wpadłem na pewien pomysł. Zostawiłem ich samych, a sam podreptałem na górę do mojej jaskini.
- Gdzie ja to wsadziłem?- podrapałem się po głowie, rozglądając się po pokoju, w który lekko mówiąc panował artystyczny nieład. Zdjąłem delikatnie węża z szyi i położyłem go na zeschłym konarze, jakiegoś drzewka, który kiedyś jeszcze cieszył oko. Do puki pamiętałem by go podlewać.
Podszedłem do łóżka i wyciągnąłem spod niego karton.- Bingo!- uśmiechnąłem się sam do siebie, wygrzebując spod kupy materiału srebrną tiarę, na której iskrzyły się szkarłatne diamenciki.
 Zbiegłem na dół, gdzie nadal trwał pojedynek z ognistym stworem. Podkradłem się do dziewczyny, która utknęła w jakimś transie, ze nawet nie zauważyła.- Księżniczka potrzebuje korony.- powiedziałem słodko, nakładając ozdobę na jej głowę.
 Anneliese na początku spojrzała na mnie niepewnie dopiero, gdy dłońmi odgadła kształt rozcapierzyła z wrażenia paszcze, wzdychając z zachwytu.

- Jest śliczna! - zawołała zachwycona, oglądając tiarę. Jej buźka wykrzywiła się w szerokim uśmiechu, ukazując szereg białych zębów. Po chwili jednak ku mojemu zdziwieniu rzuciła się Kasene na szyję, mocno przytulając.
- Dziękuję! - zapodała słodko, szybko go puszczając i zaczynając biegać po domu z nowo nabytym "prezentem". Ja sama nie mogą wytrzymać padłem na kanapę, dusząc się własnym rechotem. Myślałem, że ta mała gdyby mogła udusiłaby Kasa, bądź zabiła wzrokiem. A tu niespodzianka.

- Proszę bardzo.- odparłem, opierając się o framugę drzwi. Uśmiechając się pod nosem widząc, jaką jej sprawiłem przyjemność.- Jak będziesz grzeczna to w gratisie dorzucę kiece z falbanami. A ty księciulku zabiłeś już maszkarę?- zapytałem złośliwie, gromiąc wzrokiem uchachanego Naokiego.

Nadal podśmiechując pod nosem, pstryknąłem palcami. W mig niebieskie stworzenie piekielne zniknęło i nie został po nim nawet ani jeden ślad.
- Ależ oczywiście, giermku - odparłem równie złośliwie, mrużąc lekko oczy i nadal wygodnie rozkładając się na kanapie.

  Na twarzy wypełzł mi jakiś nie mamry grymas. Miałem już uraczyć braciszka, jakąś inteligentną ripostą, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.- Mam nadzieje, że to dyrcia.- mruknąłem pod nosem ruszając w stronę drzwi, omijając rozradowane dziecko, które latało po całym domu, jakby ktoś nafaszerował ją jakimiś napojami wyskokowymi. Otwarłem drzwi i wewnętrznie odetchnąłem z ulgą. W drzwiach stała Kobra.
- Mam nadzieje, że Anneliese nie sprawiała kłopotów.- uśmiechnęła się promienie, zapuszczając żurawia do środka. Wtedy na korytarzu pojawiła się mała.
- Popatrz, co dostałam!- podleciała do ciotki, wymachując jej przed nosem tiarą. Dyrcia pogładziła dziewczynę po włosach, zezując na mnie. Niech się pani nie pyta skąd ja to mam!
- Dziękuje wam za zajęcie się nią. Pożegnaj się z chłopakami i idziemy.- smark pomachał mi na odchodne, a Nekusiowi posłała niewinne oczko, aż się ten wzdrygnął.
- W końcu poleźli.- westchnął po chwili.- A tobie, co? Tęsknisz za małą?- sarknął widząc moją niemrawą minę.
- Nie.- skrzywiłem się.- Zajumała mi koronę.

- Oj, nie martw się, braciszku. Kupię ci nową - mruknąłem zaczepnie i podniosłem swe zwłoki z kanapy. - Tym razem jednak złotą, z plastikowymi diamencikami. A ten smark niech się cieszy, przynajmniej mamy ją z głowy - westchnąłem, przypominając sobie ostatni gest, który posłała w moją stronę. Z wrażenia aż poczułem, jak po kręgosłupie przebiega mi nieprzyjemny dreszcz.

- Ej, dlaczego z plastikowymi?- żachnąłem, gdy nagle dzwonek znowu zmolestował moje uszy.- Do cholery, jeśli znowu będzie chciała ją nam wepchnąć, to przywalę jej drzwiami.- fuknąłem, z furią powracając do drzwi. Jak nic wydeptam ścieżkę.
 Otworzyłem drzwi, no i mnie sparaliżowało. Wlepiałem się w gościa, z rozcapierzoną paszczą, zapominając jak się oddycha. Resztką woli udało mi się wypowiedzieć tylko żałosne.- Tatusiu?


Naoki & Kasene




Naoki: A teraz 1 komentarz = jeden krok bliżej do poznania tajemnicy, dlaczego nasz ojciec zechciał wstąpić w nasze progi. A tak w ogóle, kto chciałby zatrudnić mnie, jako opiekę do dzieci?



2 komentarze:

  1. Notka wspaniała! No, nie sądziłam, że Kas wypowie słowa:" mam nadzieję że to dyrcia" xD Naoki, czemu Koroshio zdradzasz? XD zgaduje, ze dziewczynka miała pojęcie o magii skoro niebieski ogień nie zrobił na księżniczce wrażenia, chyba, że była za bardzo zajęta podziwianiem swego księciunia ;D Kasene, skąd ty masz te koronę, hę? Może z balu komuś zajumałeś, albo podarowała Ci jakaś inna arystokratka? :D i skąd ta płyta z Królem Lwem? Heuheuheu. A najciekawsze na koniec... TATUŚ? Prosimy o dalszą część przygód księcia, giermka i niespodziewanego gościa:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Puszczać oczko do MOJEGO Nekusia?! *wyjmuje siekierę* Teraz chyba Koroshio pobawi się w nianię. Chyba już czas, żeby księżniczka poszła spać. *psycho face*
    Teraz módl się, żeby Kas trzymał dzioba na kłódkę. Bo jak coś wygada Kor... Powodzenia :*
    Końcówka mnie tak zaskoczyła, rozwaliła, zaciekawiła, że już lecę czytać kolejną cześć.

    OdpowiedzUsuń