Przeciągnąłem się
leniwie, instynktownie poszukując dłonią po omacku telefonu, który miał
spoczywać na łóżku. Gdy poczułem pod opuszkami palców lekko chropowatą fakturę,
otwarłem jedną powiekę, spoglądając na godzinę. Dochodziła dziewiąta. Czyli
oznaczało to, że mogę jeszcze spać. W sumie i tak była sobota, więc nie
musiałem spinać się, że zaśpię do szkoły. Po całej nocy spędzonej w kinie czuję
się... no, nie czuję się. Jestem po prostu zmęczony.
Przeskakiwałem z nogi na nogę, kręcąc się wokół zamkniętych drzwi
do pokoju Naokiego. Nie byłem pewien, czy nadszarpywać swoje zdrowie fizyczne i
zrobić klasyczne „z buta wjeżdżam”. Tylko i wyłącznie, dlatego by poinformować
mu o moim wyczynie kulinarnym, którego niedane będzie mu spróbować. Z faktu, ze
można tylko przy nim zanucić „I see fire..”
- A ty jak sądzisz?- podrapałem węża, który ślizgał mi się
pod nogami, unikając mojego chaotycznego tańca ofiarnego, którego odprawiałem
na korytarzu. Wieszczadło zasyczało zadowolone pieszczotami. Wziąłem go na ręce
i pozwoliłem by owinął się wokół szyi.
Po chwili zdecydowałem. Wypuściłem powietrze z ust i z
rozmachem nacisnąłem na klamkę wpadając do pokoju. Brunet z wrażenia rzucił się
niczym rybka na łóżku i z rozmachem sturlał się na ziemie. Zerwał się z gleby,
otaksują mnie wzrokiem mordercy małych zwierzątek. Spiął się, mieląc
przekleństwo w ustach i już zamierzał uraczyć mnie całą gamą bluzg i kar
śmierci, jakie by na mnie zastosował, gdy nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Kogo niesie o tej porze?- zamruczałem pod nosem, drapiąc
się po głowie.- Pójdę sprawdzić.- ulotniłem się z obszaru rażenia i podreptałem
nieśpiesznym krokiem w stronę drzwi. Uchyliłem je, a w tedy wymalował mi się na
ustach szeroki uśmiech.- Dzień Dobry. Co panią do nas sprowadza o tej porze?
- Dzień dobry.- w drzwiach stała droga dyrcia ze szkoły.
Odpowiedziała mi uśmiechem.- Proszę poznaj moją siostrzenice Anneliese. Jest
mama w domu?- nim zdążyłem odburknąć, że nie ma i nigdy nie będzie, ta zdążyła
się wpakować do mieszkania.
- Nie, nie ma. W pracy jest.- odpowiedziałem.
Wtedy przeszedł mnie
jakiś dreszcz. Zerknąłem na siostrzenice Kobry, którego imienia nie potrafię
powtórzyć, bo język sobie połamię. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem.
Uśmiechnąłem się do niej i chciałem się kulturalnie przywitać, jednak ta
pognała za swoją ciotką, która w takim krótkim czasie zdążyła się rozgościć w
salonie.
- Gdzie jest Naoki? Możesz go zawołać? Mam do was prośbę.
- Tak. Zaraz zawołam.- odparłem, zaciekawiony, co ona zaś
może chcieć od nas.- Proszę poczekać chwile, bo jeszcze śpi.
Do moich uszu doszły strzępki przyciszonej rozmowy,
dochodzącej z dołu. Zmrużyłem delikatnie oczy, poznając głos Kasene. Ten drugi
brzmiał dość znajomo, jakby... Jadowita kobra wpakowała się naszego mieszkania
z zamiarem nie wiadomo, jakim.
- Cholera by to - przekląłem pod nosem, szybko nakładając na
siebie wczorajszą, czarną bluzę z napisem "zapracowany", a na nogi
wciągając szare dresy. Przeczesałem palcami krucze włosy, po czym szybko
zbiegłam na dół.
- Dzień dobry, co panią sprowadza do na... - zamilkłem w pół
zdania, widząc koło nóg Kobrzycy jakiegoś małego emo stwora. Dziewczynka w
wieku mniej więcej klasy drugiej podstawówki szczerzyła się do mnie jakby ósmy
cud świata zobaczyła. Na moje oko nie wyglądała normalnie, a wręcz podejrzanie.
Posłałem bratu porozumiewawcze spojrzenie, po czym odchrząknąłem znacząco, znów
przenosząc wzrok na dyrkę.
W tym czasie to małe coś zdążyło przykleić się do mojej
nogi, wbijając pazury w skórę.
- Ale ty mas ocyskaaaa...
Przygryzłem wargę,
ledwo powstrzymując się przed wybuchnięciem opętańczym rechotem wrednej małpy.
Chłopak widząc to posłał mi złowrogie spojrzenie typu „Weź to ode mnie, bo
rozdeptam”.
- O!- dyrka klasnęła w dłonie, rozczulając się na tym
teatrzykiem.- Mam do was prośbę. Siostra zwaliła mi ją na głowę, właśnie wtedy,
gdy musiałam coś ważnego załatwić. Wiecie, siostra. Nie mogłam jej odmówić. I
tym sposobem nie mam jej, z kim zostawić. Możecie się nią zająć? Nie długo.
Zaledwie pół godziny. Załatwię szybko sprawunki i od razu przyjeżdżam.-
zarzekła się, posyłając nam maślane spojrzenie.
- Proszee…- miałem już grzecznie odmówić. Wyjaśnić, że my
raczej na niańki się nie nadajemy, jednak przerwała mi w pół zdania.
- Proszę Naoki, Kasene! Popatrzcie, jak was już polubiła.-
ruchem głowy wskazała na młodą gniewną, która wpatrywała się w Nekusia, niczym
w wymarzonego Kena z wystawy, kurczowo trzymając się jego nogawki. Próbował się
wyswobodzić z ucisku, jednak coś marnie mu szło.
Nie wiedząc, co
odpowiedzieć dyrektorce, posłałem bratu pytające spojrzenie.
Westchnąłem ciężko, po chwili cudem chyba wyswobadzając się
z objęć młodej gniewnej, która co chwilę chichrała się pod nosem jakby naćpała
żelków.
- Zgoda, zajmiemy się małą... Ale tylko przez te pół godziny
- zarzekłem, spoglądając w stronę dyrektorki. Nie miałem wyjścia z tej
sytuacji, czując na sobie spojrzenia aż trzech par oczu.
- Dziękuje wam!- dyrektorka z radochy omal nie kicnęła.- No Anneliese,
bądź grzeczna i nie sprawiał chłopakom kłopotu. Ciocia wróci za niedługo.-
pogładziła dziewczynkę po włosach na pożegnanie, szczerząc się jak pedofil.
- Jeszcze raz wam dziękuje.- sprawiliśmy chyba kobiecie
wielką przysługę, bo z rozmachem słodziła nam na lewo i prawo. Z stukotem
obcasów, który zapowiadał okropne rysy na panelach skierowała się do wyjścia.
Które dodatkowo dopiero wczoraj czyściłem. Skrzywiłem się wewnętrznie, jednak
odprowadziłem ją z szerokim uśmiechem na ustach.
- Nie ma, za co.- odparłem.- Do zobaczenia.
Westchnąłem głęboko, gdy opuściła mieszkanie. Wróciłem z
powrotem do gniewnej i Naokiego. Dziewcze na widok mojego brata wydawała
zduszone westchnienia, spoglądając na niego pełnym rozmarzenia spojrzeniem.
- Masz branie, kocie.- zarechotałem chochlikowato, na co
brunet przewrócił wymownie oczami.
- No, tak.. Anelka.. Nie, Amelka… a może..- zacząłem
koślawo, polegając na starcie, nie mogąc przypomnieć jej imienia.
- Anneliese.- pomogła mi, odrywając na chwile wzrok od
swojego ulubieńca.
- Yyy… wątpię. Będziesz Anka. Jestem Kasene, a to Naoki.-
przedstawiłem nas, nachylając się do jej poziomu, by móc spojrzeć jej w oczy.
- Anka? Ej, ja mam
imię! Jestem Anneliese! Mam ci przeliterować A-n-n-e-l-i-e-s-e! - prychnęła pod
noskiem, krzyżując ręce na klacie i starając się wyglądać jak prawdziwy facet.
Westchnąłem ciężko, przejeżdżając sobie łapą po twarzy i jeszcze bardziej
czochrając włosy. Dlaczego akurat nas skarano tym posłańcem z piekieł.
Dosłownie. Dziewczynka miała długie, prawie, że do pasa granatowe włoski, oraz
czarne jak smoła oczy. Może i na zewnątrz wyglądała słodko, jednak często
pozory mogą zmylić człowieka. W jej przypadku moje obawy były prawidłowe.
- Nie denerwuj się, maaa... Anneliese - poprawiłem się
szybko, nie chcąc, aby i na mnie spadł gniew tego pomiota. Posłałem Kasene
znaczące spojrzenie, które mówiło jedno... "do wora i do jeziora"
- Spokojnie. Przepraszam.- uniosłem dłonie do góry, w geście
„Ja niewinny!”- No to, w co masz ochotę się pobawić?- zapytałem. Nie potrawie
się zajmować dziećmi, nie wiem, co powinienem z nimi robić, nie wiem jak to działa
i jak to się wyłącza. Nie lubię dzieci. Za długo się gotują. – Może grzecznie
pooglądasz telewizję?
- Nie.
- Yy… To może porysujesz coś?
- Nie.
- No to, co chcesz robić?- zgłupiałem, zbaraniałem.
Najchętniej to bym herbatką z proszkami nasennymi potraktował, ale mamy
niewiele czasu.
- Oglądałam niedawno taki film..- zaczęła, krążąc po
salonie, przyglądając się prawie pustym szafkom.- Gdzie tacy panowie,
przywołali takiego potężnego złego pana z podziemi.
Właśnie wtedy, ta
chodząca czarna kupka nieszczęścia wyłoniła się za drzwi. Dziewczyna
zapiszczała na widok kociaka, z wrażenia wymachując łapami. – I potrzebny był
im właśnie kot!- Kuro widząc, co się święci, nastroszył się i z fukiem zwiał do
dalszych pokoi, a ona za nim.
- Ej, smrodzie! - krzyknąłem, biegnąc za gniewną do drugiego
pokoju. Źli panowie przywoływali złego pana z podziemi. Zaraz nie będziesz
musiał nawet przywoływać "złego pana", bo on znajduje się w tym domu
i ma na imię Naoki. Gdzie są jej rodzice do cholery? Jeśli zje mi kota, nie
będę fatygował się, że to siostrzenica dyrki.
Pobiegłem za nimi do pokoju. Biedakowi nie udało się uciec
przed nią. Trzymała go teraz w zabójczym uścisku, a kociak mógł zaledwie
szarpać się i wbijać pazury w jej ręce. A ona i tak sobie nic z tego nie
robiła.
- Ci panowie, to jeszcze zrobili taki czerwoną gwiazdkę na
ziemi. To na pewno był ketchup! Macie ketchup, prawda?- nieczyste kwiknęło
radośnie, wypuszczając gwałtownie kota z ucisku i pobiegła w stronę kuchni.
- Co ty robisz?- zawołałem słabo, mierzwiąc sobie z wrażenia
włosy. Anka, czy jak ją tam matka pokarała, zdążyła wyczaić, gdzie mamy
ketchup. Uradowana machnęła nim, pokazując mi, że udało jej się go odnaleźć.
Doskoczyła do stołu, na którym piętrzyły się stosy książek i pobazgranych
kartek i bezceremonialnie wszystko zepchnęła na podłogę.
Kwiknąłem żałośnie
doskakując do papierów, które fruwały wszędzie, olewając już dziewczynę, której
chyba stół się nie spodobał, bo coś zamruczała pod nosem i poszła dalej.- Co ty
cholera robisz?- ponowiłem pytanie, jednak tym razem warcząc jak pies ze
wścieklizną.
- Ups… To chyba tak nie wyglądało.- oznajmiła słodko,
wskazując dłonią na płytki. Gdy ja byłem zajęty zbieraniem książek, ta zdążyła poprowadzić
po podłodze czerwony szlak, który idąc dedukcja, najpewniej miałby wyglądać jak
gwiazda Dawida, ale coś jej nie poszło po myśli i wyglądało, jak.. znaczy nie
wyglądało! Przejechałem sobie po twarzy wyrywając z rozpaczy włosy.- Nie
ketchup, tylko nie ketchup! Wiesz ile to kosztuje?!
W tym samym czasie, gdy w kuchni trwała totalna ekspedycja
wojenna, ja ze spokojnym wyrazem twarzy przeszukiwałem wszystkie podejrzane
szafki w domu. Począwszy od mojego pokoju, a skończywszy nawet na rupieciarni
Kasa.
- Aha! - zakrzyknąłem triumfalnie, znajdując wreszcie
upragnioną rzecz. Uśmiechnąłem się do siebie niczym Belzebub podczas
wypatrywania ofiar i znów poszurałem w stronę kuchni.
Gdy młoda gniewna chciała zabrać się za widocznie
patroszenie Kuro, ja zrobiłem tajny, magiczny myk o naciągnąłem jej na łeb
czarny worek. Anneliese zapiszczała głośno, wierzgając i kopiąc. Mi natomiast
jej próby bezskutecznego uwolnienia się wisiały i powiewały na wietrze.
- Idziesz ze mną, czy mam to zrobić sam? - spytałem nadnaturalnie
spokojnie i uniosłem ku górze worek z tym czymś w środku.
Miałem rzucić już, by
poczekał, bo po popcorn skocze, ale niestety zreflektowałem się, że uczenie
tego potwora, jak się pływa związanym i uwięziony w worku to nie najlepszy
pomysł.- Puść ją, bo jak dyrcia się dowie, że uskutecznialiśmy mord na tym
dziecku to się cackać z nami nie będzie.
Westchnąłem zażenowany, po czym niechętnie upuściłem
potwora, który wylądował na ziemi. Z czarnego worka wygrzebało się to coś.
Duże, opętańcze oczy przeleciały szybko pod nas, oceniając sytuację. Włosy
miała rozwichrzone na wszystkie cztery strony i naelektryzowane, jakby pomiział
ją prąd.
- Awwww, chciałeś mnie porwać, żebyśmy zostali tylko sami we
dwoje, jakie to romantyczne! - zapiszczała i znowu przyczepiła się do mojej
nogi.
Będąc światkiem tej
prawdziwej „luuv story”, nie byłem wstanie już powstrzymywać śmiechu. Palnąłem
tak opętańczym rechotem, że aż Nekuś wzdrygnął się, spoglądając na mnie
niepewnie. Posłał mi mordercze spojrzenie, zezując na worek miotający się pod
nogami, chcąc przekazać, że zaraz to mnie drastycznie nauczy pływać.
Otarłem łzę z oka, próbując nie chichrać się, jak idiota z
problemem. Pozostał problem, co teraz z nią zrobimy? W sumie gniewna, to by bez
problemu miętosiła nogawkę Naokiego przez cały dzień, ale wątpię, żeby chłopak
to zniósł. Już teraz chamrał się z nią w jakimś tańcu, rzucając różne bluzgi
pod jej imieniem.
Właśnie wtedy
przypomniałem sobie o rozklekotanym telewizorze w salonie. Idealnym
przyjacielem każdej niańki. Włączyłem go i od razu dziewczyna załapała
omamiający muzyczkę z bajeczki.
- Król Lew!- pisnęła, spoglądając na Naokiego maślanymi
oczami.- Obejrzysz ze mną? Prooosze…
Czy ja wyglądał na Mufasę? Nie bawię się z Timonem i Pumbą,
ale nie rozwiązuje problemów rodzinnych z Zirą w kolejnym odcinku Trudnych
Spraw. Czemu ta młoda uwzięła się akurat na mnie, a nie na Kasene. Przecież
brat nie ma podłego oblicza, ani nie jest mordercą.
- Z tobą? - starałem się, aby mój głos brzmiał spokojnie. -
Ależ sądzę, że Kasene chciałby bardzo obejrzeć Króla Lwa...
- Nie chcę z nim oglądać - burknęła obrażona i skrzyżowała
ręce przed sobą. - Ja chcę pobawić się w księżniczkę! Chcę mieć księcia, gdzie
ratuje mnie przed złym smokiem! JA CHCĘ, JA CHCĘ!
Miałem już warknąć, że jeśli się nie zamknie, zaraz będzie
mieć smoka za darmo możliwe, że nawet bez księcia. Powstrzymałem się jednak w
ostatniej chwili i wydałem z siebie żałosne westchnięcie.
- Okej, mała. Zaczekaj tu - powiedziałem, po czym wdrapałem
się na górę po schodach. Dobrze, że nadal wiem, gdzie jest peleryna, w którą
byłem odziany w czasie balu.
Łapiąc szybko czarną pelerynę zarzuciłem ją sobie na
ramiona, nie trudząc się z poprawianiem kołnierzyka. Stwierdzając, że wyglądam
jak "prawdziwy książę" z bajek Disney'a, z powrotem zbiegłem na dół.
W ostatniej chwili zdążyłem jeszcze wyczarować z niebieskiego ognia zionącego
smoka, który znalazł się w salonie.
Z wrażenia
odskoczyłem, gdy niebieski ogień musnął mnie po karku, jak Naoki zmaterializował
obok mnie gadzisko ociekające błękitnym płomieniem. Odskoczyłem od tego,
chaotycznie wymachując rękami.- Nie spal salonu!
Warknąłem, jednak
moje pretensje zostały zagłuszone przez pisk rozdzieranego ze skóry kota,
którego ktoś dla pewności przejechał kosiarką. Piekielne dziecko na widok
swojego „księcia z bajki”. Zapiszczała w ekstazie wymachując chaotycznie dłońmi
we wszystkie strony.
- Jakbym miał spalić dom, to zrobiłbym to już dawno -
mruknąłem do Kasene stojącego z boku, po czym niczym prawdziwy super hero
rzuciłem się do walki z poczwarą, czyniąc dziwny i niebezpieczny parkour, gdy
gad zaczął żyć własnym życiem.
- Uratuj mnie, mój książę! - zapiszczała małolata, klaszcząc
wesoło w rączki. - Ja chcę zostać twoją księżniczką, pokonaj smoka!
Niedowierzając
przejechałem sobie po twarzy mierzwiąc dłonią. Teatrzyk wykonywany przez
Naokiego, który niczym ociężała baletnica unikał ciosów wyczarowanego smoka,
wyglądał prze komicznie. Dziewczyna piszczała, klaskała dopingując swojego
„księcia”.
Oglądając to z
bananem na twarzy, wpadłem na pewien pomysł. Zostawiłem ich samych, a sam
podreptałem na górę do mojej jaskini.
- Gdzie ja to wsadziłem?- podrapałem się po głowie,
rozglądając się po pokoju, w który lekko mówiąc panował artystyczny nieład.
Zdjąłem delikatnie węża z szyi i położyłem go na zeschłym konarze, jakiegoś
drzewka, który kiedyś jeszcze cieszył oko. Do puki pamiętałem by go podlewać.
Podszedłem do łóżka i wyciągnąłem spod niego karton.-
Bingo!- uśmiechnąłem się sam do siebie, wygrzebując spod kupy materiału srebrną
tiarę, na której iskrzyły się szkarłatne diamenciki.
Zbiegłem na dół,
gdzie nadal trwał pojedynek z ognistym stworem. Podkradłem się do dziewczyny,
która utknęła w jakimś transie, ze nawet nie zauważyła.- Księżniczka potrzebuje
korony.- powiedziałem słodko, nakładając ozdobę na jej głowę.
Anneliese na początku
spojrzała na mnie niepewnie dopiero, gdy dłońmi odgadła kształt rozcapierzyła z
wrażenia paszcze, wzdychając z zachwytu.
- Jest śliczna! - zawołała zachwycona, oglądając tiarę. Jej
buźka wykrzywiła się w szerokim uśmiechu, ukazując szereg białych zębów. Po
chwili jednak ku mojemu zdziwieniu rzuciła się Kasene na szyję, mocno
przytulając.
- Dziękuję! - zapodała słodko, szybko go puszczając i
zaczynając biegać po domu z nowo nabytym "prezentem". Ja sama nie
mogą wytrzymać padłem na kanapę, dusząc się własnym rechotem. Myślałem, że ta
mała gdyby mogła udusiłaby Kasa, bądź zabiła wzrokiem. A tu niespodzianka.
- Proszę bardzo.- odparłem, opierając się o framugę drzwi.
Uśmiechając się pod nosem widząc, jaką jej sprawiłem przyjemność.- Jak będziesz
grzeczna to w gratisie dorzucę kiece z falbanami. A ty księciulku zabiłeś już
maszkarę?- zapytałem złośliwie, gromiąc wzrokiem uchachanego Naokiego.
Nadal podśmiechując pod nosem, pstryknąłem palcami. W mig
niebieskie stworzenie piekielne zniknęło i nie został po nim nawet ani jeden
ślad.
- Ależ oczywiście, giermku - odparłem równie złośliwie,
mrużąc lekko oczy i nadal wygodnie rozkładając się na kanapie.
Na twarzy wypełzł mi
jakiś nie mamry grymas. Miałem już uraczyć braciszka, jakąś inteligentną
ripostą, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.- Mam nadzieje, że to dyrcia.-
mruknąłem pod nosem ruszając w stronę drzwi, omijając rozradowane dziecko,
które latało po całym domu, jakby ktoś nafaszerował ją jakimiś napojami
wyskokowymi. Otwarłem drzwi i wewnętrznie odetchnąłem z ulgą. W drzwiach stała
Kobra.
- Mam nadzieje, że Anneliese nie sprawiała kłopotów.- uśmiechnęła
się promienie, zapuszczając żurawia do środka. Wtedy na korytarzu pojawiła się
mała.
- Popatrz, co dostałam!- podleciała do ciotki, wymachując
jej przed nosem tiarą. Dyrcia pogładziła dziewczynę po włosach, zezując na
mnie. Niech się pani nie pyta skąd ja to mam!
- Dziękuje wam za zajęcie się nią. Pożegnaj się z chłopakami
i idziemy.- smark pomachał mi na odchodne, a Nekusiowi posłała niewinne oczko,
aż się ten wzdrygnął.
- W końcu poleźli.- westchnął po chwili.- A tobie, co?
Tęsknisz za małą?- sarknął widząc moją niemrawą minę.
- Nie.- skrzywiłem się.- Zajumała mi koronę.
- Oj, nie martw się, braciszku. Kupię ci nową - mruknąłem
zaczepnie i podniosłem swe zwłoki z kanapy. - Tym razem jednak złotą, z
plastikowymi diamencikami. A ten smark niech się cieszy, przynajmniej mamy ją z
głowy - westchnąłem, przypominając sobie ostatni gest, który posłała w moją
stronę. Z wrażenia aż poczułem, jak po kręgosłupie przebiega mi nieprzyjemny
dreszcz.
- Ej, dlaczego z plastikowymi?- żachnąłem, gdy nagle dzwonek
znowu zmolestował moje uszy.- Do cholery, jeśli znowu będzie chciała ją nam
wepchnąć, to przywalę jej drzwiami.- fuknąłem, z furią powracając do drzwi. Jak
nic wydeptam ścieżkę.
Otworzyłem drzwi, no
i mnie sparaliżowało. Wlepiałem się w gościa, z rozcapierzoną paszczą, zapominając
jak się oddycha. Resztką woli udało mi się wypowiedzieć tylko żałosne.-
Tatusiu?
Naoki & Kasene
Naoki: A teraz 1 komentarz = jeden krok bliżej do poznania
tajemnicy, dlaczego nasz ojciec zechciał wstąpić w nasze progi. A tak w ogóle,
kto chciałby zatrudnić mnie, jako opiekę do dzieci?
Notka wspaniała! No, nie sądziłam, że Kas wypowie słowa:" mam nadzieję że to dyrcia" xD Naoki, czemu Koroshio zdradzasz? XD zgaduje, ze dziewczynka miała pojęcie o magii skoro niebieski ogień nie zrobił na księżniczce wrażenia, chyba, że była za bardzo zajęta podziwianiem swego księciunia ;D Kasene, skąd ty masz te koronę, hę? Może z balu komuś zajumałeś, albo podarowała Ci jakaś inna arystokratka? :D i skąd ta płyta z Królem Lwem? Heuheuheu. A najciekawsze na koniec... TATUŚ? Prosimy o dalszą część przygód księcia, giermka i niespodziewanego gościa:D
OdpowiedzUsuńPuszczać oczko do MOJEGO Nekusia?! *wyjmuje siekierę* Teraz chyba Koroshio pobawi się w nianię. Chyba już czas, żeby księżniczka poszła spać. *psycho face*
OdpowiedzUsuńTeraz módl się, żeby Kas trzymał dzioba na kłódkę. Bo jak coś wygada Kor... Powodzenia :*
Końcówka mnie tak zaskoczyła, rozwaliła, zaciekawiła, że już lecę czytać kolejną cześć.