***
Szkoła to ogromna scena, na której musimy grać. Każdy, kto w nim
jest zmuszony jest odegrać daną rolę. Nie ważne, czy jest się uczniem,
bądź nauczycielem. Nie mamy wyboru. Jesteśmy niewolnikami teatru. To
przez magię? Nie... To ludzie, którzy trzymają wszystkich na sznurkach.
Jesteśmy ich marionetkami, dopóki nie opuścimy bram szkoły...
...lecz czy na pewno?
Odkąd
wszyscy weszli do klasy, spodziewałam się, że będzie jak rok
wcześniej-czyli bez zmian. No dobra, jeżeli mam być dokładna, to numer
klasy się zmienił, doszło nowych przedmiotów etc. Nie zważając na to.
Zapowiada się powtórka z drobnymi mianami. A więc i w tym roku Los się
nade mną nie zmiłuje, eh...
Ta lekcja, jak i następne były bardzo
do siebie podobne. Nie ma co dużo opowiadać. W ciągu tego czasu, raptem
parę osób powiedziało do mnie "cześć". Aż tak straszna jestem? - pomyślałam.
Cóż, trudno się nie bać osoby, która zawsze ze sobą nosi nóż.
Ale przecież jestem pewna, że nikt o tym nie wie. Zawsze starałam się,
żeby owa broń nie była widoczna. Na razie mnie nie wywalili, więc raczej
nikt nie wie. Nie, na pewno nie ma takiej osoby, co wie o istnieniu
nożyka. Bo przecie ani razu go nie użyłam na terenie budynku.
Pobyt w szkole zdawał się dość długi i nudny. Przerwy spędzała w swoim
miejscu. Będąc "zahipnotyzowana" (bo tak się po poniekąd czułam), nie
zauważyłam, iż do mojej klasy doszło parę osób.
Wnet przypomniało się mi, jak zazwyczaj nauczyciele zwracają się do nowych słowami, prawie zawsze:
" Mam nadzieję, że spodoba Ci się w naszej szkole"
W szkole marionetek-pomyślałam.
Uh, jeszcze tylko dwie lekcje do końca. Na szczęście. Przed ostatnia
prawie niczym nie różniła się od wcześniejszych. Gdy dzwonek zadzwonił
na ostatnią lekcję, a pani pedagog otworzyła nam drzwi, weszliśmy
wszyscy. Już od razu zaczęło mnie to zastanawiać. Z tego, co było na
rozpisce, to powinniśmy mieć geografię. No cóż, przynajmniej coś innego.
-Dzień
dobry. Dziś nie będzie waszego nauczyciela od geografii, więc macie
zastępstwo.-odparła pani pedagog. Coś sprawiało, że niezbyt ją
lubiłam,nie wiedząc czemu. Nigdy się na mnie krzywo nie patrzyła, zawsze
odpowiadała na moje "dzień dobry"... Ale cóż, mniejsza z tym.
-Widzę,
że do waszej klasy doszło parę osób. A więc proponuję, aby
przeprowadzić lekcję o tym, jak czuć się w nowym otoczeniu i o
asertywności.
Kobieta zaczęła opowiadać. Na początku
słuchałam, co mówiła, lecz po parunastu minutach wyciągnęłam rysownik i
zatopiłam się w swój żywioł. Malowałam sobie w najlepsze, nie zważając
na słowa mówczyni. Jednak w pewnej chwili słowa owej pani "obiło" się mi
o uszy. Mówiła o tym, że trzeba być zawsze sobą i nie zmieniać się z
powodu grupy. Następnie, coraz bardziej rozwijała wypowiedź na ten
temat. Nie wiedząc czemu, owa wypowiedź zaczęła mnie drażnić. Na
rysowaniu nie dało się mi już skupić. Byłam spięta. Ręce miałam
zaciśnięte w pięść, a wzrok wbity w stolik.
Nie mogłam już znieść jej słów. Co
za niedorzeczność! Łże! Jak można tak kłamać!? Skoro tak strasznie
zależy na tym, żeby wszyscy czuli się dobrze, to czemu nic nie robią i
przymykają na niektóre rzeczy oko? Przecież każdy wie jak tu jest!...
Im bardziej słuchałam (lecz w głowie robiłam wszystko, by jak
najbardziej ogłuszyć ten drażniący głos), tym bardziej byłam
zdenerwowana. Nie mogłam tego dłużej słuchać. Jej słowa - chociaż
niewinnie brzmiące- raniły mnie jak ostre noże w serce. Może dlatego
czułam tam kłucie.
Już nie mogłam tego słuchać. Wstałam z ławki
i zaczęłam pakować rzeczy. Miałam poniekąd szczęście, gdyż właśnie w
tej chwili zadzwonił dzwonek. Chociaż siedziałam w ostatniej ławce, to z
sali wyszłam jako pierwsza. Od razu, nie zważając gdzie mamy następną
lekcję, poszłam na samą górę tam, gdzie najmniej chodzi uczniów. Rzec
można, iż prawie w ogóle tam ich nie ma. To dobrze, że są takie miejsca-pomyślałam. Przynajmniej tyle.
Pogrążyłam się w "śnie". Chociaż tego tak nazwać poniekąd nie można, bo
jak można śnić z otwartymi oczami i odbierać wszystkie bodźce
normalnie? Może niektórzy tak potrafią, ale ja nie do końca. Po prostu
znów przeniosłam się do swojego świata, w którym mogę być sobą i inni
mnie akceptują.
...Aż nagle moją podróż do szczęścia brutalnie przerwał mi dzwonek, który siłą zmusił mnie do zejścia na szarą rzeczywistość.
Westchnęłam. Nic co dobre nie trwa wiecznie. Wolnym
krokiem zmierzałam w stronę schodów. W między czasie zajrzałam na plan
godzin i "niefortunnym zbiegiem okoliczności" ostatnią lekcję miałam na
parterze.
"... a Życie zrobi wszystko, żeby dać Ci w kość, kiedy w końcu chwytasz szczęście, ono ucieka Ci z rąk..."- wymyśliłam.
Pobiegłam
najszybciej jak się dało w stronę klasy. Spodziewałam się, że byłam
ostatnią uczennicą, która weszła do sali. Powiedziawszy "Dzień dobry,
przepraszam za spóźnienie", odeszłam do ostatniej ławki, gdzie była
samotna ławka. Po kilku chwilach założyłam maskę obojętności, po czym
próbowałam się skupić na lekcji.
...Czterdzieści
pięć minut ten sam dzwonek, który śmiało przerwał mi przebywanie w moim
świecie, tym razem przyniósł ulgę. Wolność!-zdawało się wołać wszystko
dookoła. Aż zdałoby się myśleć, że każdy z nas miał niewidzialny, mocny
sznur, który teraz nam odwiązano. I teraz każdy biegnie ciesząc się
radością i jakby uciekając od niewidocznej rzeczy niewoli.
... Ale przecież i tak za parę godzin znów go do nas przywiążą.
Wyszłam z budynku. Nie patrząc na otaczający mnie krajobraz, mój wzrok
wbity był w ziemię. Kiedy omijałam strażników, to wydawać się mogło, że
jakbym coś złego zrobiła, bo taką postawę ciała przybrała. Jednak
obydwaj mężczyźni nic złego mi nie zrobili. Poszłam dalej. Dopiero po
parunastu metrach nabrałam ile się dało świeżego powietrza do płuc, a
wtedy maska, jaką nosiłam pękła. Gdyby ktoś z mojej szkoły mnie
zobaczył, nie rozpoznał by mnie. Przed chwilą ta smutna, zrezygnowana
życiem Rebekah teraz ta sama cieszy się z wszystkiego, co otacza ją
dookoła. "Dziwna dziewczyna"-pomyślałby ktoś z tłumu. Cóż, każdy by tak
pomyślał. Każdy, kto nie trudziłby się jej poznać.
Kiedy dostatecznie byłam daleko szkoły i gdy wkroczyłam na leśną
ścieżkę zamieniła się w kruka. Ach, jak wspaniale jest miedź wiatr w
skrzydłach! Latać wśród obłoków!... I mieć cały świat nad sobą!
Uwielbiałam być w przemianie w zwierzę. Czuć się wolna i nie przejmować się problemami. Tylko ja i niebo. Nierozłączna para, która została stworzona, by być szczęśliwym.
Fruwałam tak przez pół godziny, czując ślepe szczęście. Zbliżałam się do lasu. Już go dosyć znałam. Dzięki temu mogłam dostrzec więcej szczegółów.
Nagle poczułam ukucie w sercu. To samo, co na lekcji "geografii". A starło się tak niespodziewanie, a ból był zdecydowanie silniejszy, w skutek tego spadałam w dół. W ostatniej chwili chwyciłam się gałęzi, jednak szybkość spadania była zbyt wielka, bym się utrzymała. Tylko się od niej odbiłam. Wywinęłam 2 koziołki, po czym leżałam jak długa, poobijana.
Ból w sercu zaś dawał się wę znaki, a na dodatek nasilał się. I w tym momencie w głowie pojawiły się na nowo słowa pani pedagog, których nie chciałam słuchać.
I wtedy zrozumiałam.
Przez te lata żyłam w kłamstwie. Wmawiałam sobie, nieprawdziwe rzeczy, niektóre nawet niedorzeczne. Wciąż mówiłam sobie, że to oni nas za coś karzą, że gramy w teatrze. A przecież nikt nas nie trzymał, nie więził. Nit nas do niczego nie zmuszał. Każdy mógł robić co chciał.
Każdy był wolny, tylko ja się więziłam. I wmawiałam sobie, że to ktoś inny. Nikt inny, tylko ja. Chociaż... To przez niewidzialny mur, którego nie dało się ominąć, przeskoczyć ani zniszczyć. Jednak to ja go stworzyłam, nie pozwalając się zbliżać innym w kontakcie, a sama ich nie rozwijałam.
Teraz rozumiem. Stworzyłam Kłamstwo, w które chciałam wierzyć, nie pozwalając Prawdzie wszystkiego wyjaśnić. I przyszła, a siłą wszystko powiedziała.
A teraz cierpię i łkam. Karą jest nieznośny ból, brak słowa obrony. Czuje się wstręt do samej siebie. A na dodatek brakuje sił.
Płacz powoli prowadził mnie do krainy Morfeusza. Wolno zamykałam powieki, a blada twarzyczka oparta o korzeń nie była już przytomna, jak reszta mojego ciała. Nawet kłucie w sercu już ustało. Nie zauważyłam, kiedy nastała czerń. Teraz nią żyłam, nie przejmując się niczym.
Uwielbiałam być w przemianie w zwierzę. Czuć się wolna i nie przejmować się problemami. Tylko ja i niebo. Nierozłączna para, która została stworzona, by być szczęśliwym.
Fruwałam tak przez pół godziny, czując ślepe szczęście. Zbliżałam się do lasu. Już go dosyć znałam. Dzięki temu mogłam dostrzec więcej szczegółów.
Nagle poczułam ukucie w sercu. To samo, co na lekcji "geografii". A starło się tak niespodziewanie, a ból był zdecydowanie silniejszy, w skutek tego spadałam w dół. W ostatniej chwili chwyciłam się gałęzi, jednak szybkość spadania była zbyt wielka, bym się utrzymała. Tylko się od niej odbiłam. Wywinęłam 2 koziołki, po czym leżałam jak długa, poobijana.
Ból w sercu zaś dawał się wę znaki, a na dodatek nasilał się. I w tym momencie w głowie pojawiły się na nowo słowa pani pedagog, których nie chciałam słuchać.
I wtedy zrozumiałam.
Przez te lata żyłam w kłamstwie. Wmawiałam sobie, nieprawdziwe rzeczy, niektóre nawet niedorzeczne. Wciąż mówiłam sobie, że to oni nas za coś karzą, że gramy w teatrze. A przecież nikt nas nie trzymał, nie więził. Nit nas do niczego nie zmuszał. Każdy mógł robić co chciał.
Każdy był wolny, tylko ja się więziłam. I wmawiałam sobie, że to ktoś inny. Nikt inny, tylko ja. Chociaż... To przez niewidzialny mur, którego nie dało się ominąć, przeskoczyć ani zniszczyć. Jednak to ja go stworzyłam, nie pozwalając się zbliżać innym w kontakcie, a sama ich nie rozwijałam.
Teraz rozumiem. Stworzyłam Kłamstwo, w które chciałam wierzyć, nie pozwalając Prawdzie wszystkiego wyjaśnić. I przyszła, a siłą wszystko powiedziała.
A teraz cierpię i łkam. Karą jest nieznośny ból, brak słowa obrony. Czuje się wstręt do samej siebie. A na dodatek brakuje sił.
Płacz powoli prowadził mnie do krainy Morfeusza. Wolno zamykałam powieki, a blada twarzyczka oparta o korzeń nie była już przytomna, jak reszta mojego ciała. Nawet kłucie w sercu już ustało. Nie zauważyłam, kiedy nastała czerń. Teraz nią żyłam, nie przejmując się niczym.
***
Jej, w końcu nadszedł dla Was upragniony koniec! Mówiłam, że to jakieś "flaki z olejem"... Ale ok, no dobra, już nie ględzę! Ja po prostu chcę już dołączyć do fabuły i jako tako z wami bardziej pisać. Ale nie, bo moje głupie wewnętrzne zasady mi zabraniają i karzą napisać jeszcze z 2 notki. (i oczywiście brak czasu... i niekiedy P.M., ten nieszczęsny...Help!). Ok, to do zobaczenia do nast. notki! ;)
~Rebekah.
Właśnie! Ne ględź, bo jest dobrze, a Ty niepotrzebnie tlen marnujesz ;D znaczy no nie w tym sensie, przecież trzeba oddychać <3 Notka fajna ;) Bardziej mnie w Twoją postać wprowadziła. Nie martw się, niedługo się poznamy wszyscy, a wtedy to będzie istna apokalipsa :D No, ale cóż, nie zanudzam już tutaj bo jest ciemno, ja od rzeczy gadać zaczynam xd Ogółem: notka super :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajna notka. Żadne flaki z olejem! Ciekawe i szybko się czyta. Znamy już teraz bardziej twoją postać i pewnie niedługo wszyscy się poznamy ;) Mamy tutaj grupkę naprawdę wspaniałych pisarzy i Ciebie jak najbardziej do niej zaliczam. Czekam na kolejną notkę! Nie każ czekać zbyt długo.
OdpowiedzUsuńWiesz tym razem to chyba P.M przeszedł na twoją stronę. Notka naprawdę bardzo dobrze napisana, może zdarzyły się jakieś błędy ortograficzne ale mimo tego zdania są ułożone poprawnie stylistycznie i tworzą wspaniałą notkę. Jeśli to nazywasz ''flaki z olejem'' to ja nie wiem jak u cb wygląda perfekcyjna notka. Oświeć mnie!
OdpowiedzUsuńA wystarczyło Ciebie tylko trochę upomnieć i przycisnąć...;D
Już nie mogę się doczekać twojej kolejnej twórczości.
Pozdrawiam i weny życzę ;)