No Kas, pokaż, że te
godziny spędzone na oglądaniu Japońskich szajs- telenowel nie poszło na marne.
Udowodnij, że jesteś spokrewniony w krzywej, przerywanej linii z
najgenialniejszym mistrzem sztuki ninja, o którym nikt nigdy nie słyszał, bo
tak potrafił się kamuflować.
Trwała już dobra noc,
gdy wróciłem do domu. Nie, wbrew wszystkiemu nie zostałem zaproszony przez
elitę menelstwa sklepowego na spożywanie trunku o większej zawartości alkoholu
niż bombonierki z Biedry, a po prostu się zgubiłem. Tak, idiota o zgwałconym
zmyśle orientacji to ja. Można dawać drobne na tace. Pójdzie na upośledzone
dzieci.
Nacisnąłem na klamkę,
modląc się, żeby drzwi nie zaczęły skrzypieć, tak jak mają to w zwyczaju.
Ślizgnąłem się do wnętrza, spowitego w całkowitym mroku. Może Naoki śpi, a ja
wygrałem z życiem w bierki.
- No któż się pojawił?- ironicznie pytanie, przepełnione
najczystszym jadem wysyczane przez Naokiego, przekonało mnie, ze marzenia się
nie spełniają. Ograniczyłem się do konwulsyjnego drgania, chodź wewnętrznie
serce popylało jak grupa maratończyków. Ledwo powstrzymałem się od piśnięcia,
jak gwałcona dziewica w obronie swego dziewictwa.
- Dooobry wieczór.- wybełkotałem, siląc się na uśmiech
pedofila w stronę Nekusia, który stał oparty o schody, głaskając czarnucha. Co
wcale nie przeszkadzało mu w mordowaniem mnie samym wzrokiem.
Zmrużyłem oczy,
mrożąc Kasene samym wzrokiem. Arktyka, Antarktyda, lody z Algidy mogą się
schować przy tym. On jest zdrowo powalony na umyśle, jeśli myśli, że ujdzie mu
to na sucho.
- Kas - zacząłem głosem o dziwo spokojnym - czy mógłbyś mi
łaskawie powiedzieć... GDZIE BYŁEŚ!?
- Aaa! Nie bij, no! Zgubiłem się! - próbował się
wytłumaczyć, cofając pod ścianę. Trudne sprawy odcinek sześćdziesiąty dziewiąty
czas zacząć.
- Gdybym tylko nie miał zdartego gardła, a przy każdym
mniejszym przełknięciu śliny nie czuł tych ostrzy wbijających mi się w krtań,
uwierz mi, moja mowa byłaby o sto razy głośniejsza i wulgarniejsza. Łeb mi
nawala, przed oczami widzę wszystkie gwiazdy unii, nie dodając, że zużyłem już
całe opakowanie chusteczek. Tak, więc siadaj i gadaj, gdzieś był i coś robił!
- No widzisz, a było zażywać kąpieli, gdy nad dworze panuje
taka pogoda? Pingwiny uciekają nam do zamrażalnika, bo na dworze im za zimno.-
prychnąłem, wydając na siebie wyrok. Zaraz przerobi mnie na ścierę do podług, a
moje zęby powiesi sobie nad łóżkiem, niczym cholerne trofeum. I jeszcze będzie
miał z tego radochę.- Nie wiem, nie powiem, bez adwokata nie zeznaję!
- Gadaj, nim skończy mi się cierpliwość!- mimo, że przez
zatkany nos, brzmiał dość komicznie, to groźba była jak najbardziej jawna i
złowroga. Głos niczym cziłała na sterydach, ale postawa dobermana ze
wścieklizną. Jestem ciekawy czy ubezpieczenie to obejmie. Może jak wpisze, ze
zostałem pogryziony przez psa, albo psychopatę z nożyczkami…
- Dobra! Nie bij, bo na leczenie nas nie stać!- pisnąłem.-
Buntuje się przeciwko systemie naszej edukacji i dałem dyla z lekcji.
Zastrzegam się, jednak, że to przez tą nową! Ja tam grzecznym dzieckiem zawsze
byłem i nie robi nic nieodpowiedniego, jednak sumienie nie pozwoliło mi
zostawić białogłowej w potrzebie.
Już miałem coś warknąć bez potrzeby, byleby go mocno, a
dobrze ochrzanić, jednak w chwili dotarło do mnie to, co Kas przed chwilą
opowiedział.
- Chwila. Jeśli dobrze rozumiem, zwiałeś z lekcji z tą nową?
Czy przez tą nową? - powiedziałem po chwili, zaciekawiony siadając na fotelu.
Cała złość nagle minęła jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, a ja stałem się
tak spokojny, jak kwiaty lotosu na tafli wody i wagon pełen tybetańskich,
medytujących mnichów. Cóż, jednak można mi to wybaczyć. Człowiek chory ma swoje
humory.
- No z tą nową.- potwierdziłem niepewnie, wewnętrznie
przygotują się na jakiś armagedon i mordoplastykę ze strony czarnowłosego.
Jednak wbrew oczekiwaniu, Naoki tylko siadł i zaczął się na mnie lampić jak
lampka Pixar’a na widzów, czekając na więcej informacji.
Może jeszcze frytki do tego!? Zaklaszcz, a ci zatańczę.-
Pochodziliśmy po lesie i tyle.- odparłem z prawdą.
Pochodziliście po lesie, tyle więcej tego. Może jeszcze
powiedz, że musiałeś dziewcze do domku odprowadzić, aby się czasem nie zgubiła
i ją wilki nie porwały, co? Szkoda, że sam się potem zgubiłeś, sieroto.
- Oczywiście. Mów mi jeszcze, ja cię popieszczę. Fakt, z
lasem pewnie pochodziliście...a ty się zgubiłeś. I co? Odprowadziłeś damę do
domu? - parsknąłem śmiechem, chcąc się trochę z nim posprzeczać
- A tobie nic do tego.- pysknąłem chamsko. Niech popieści
swoją gitarę, a nie gra mi na nerwach, bo wyjątkowo tego nie potrafi.- Zgubiłem
się, bo… się zgubiłem. Nie było żadnej informacji turystycznej, ani drogowskazu
i możliwe, ze pomyliłem prawą z lewą.- wymamrotałem.
- Naprawdę? No, w sumie to nie dziwota. Jak byłeś tak bardzo
zajęty podziwianiem nowej koleżanki, to łatwo było ci się zgubić - uśmiechnąłem
się lekko podle, podpierając głowę na ręce.
Z jakiegoś powodu,
jego paszcza wywinięta w tym podłym uśmieszku, budziła we mnie mocnego nerwa.
Dlatego buzowałem, jak młode cnotliwe na okropnym PMS’ie. Gdyby nie był tak
leniwy, to bym rozszarpał i zakopał.
- Spadaj na bambus, humanoidalna małpo.- warknąłem, racząc
braciszka serdecznym środkowym palcem i z szybkim tempem opuszczając zasięg
rażenia. Bo tu bardziej toksyczniej niż w Czarnobylu.
Przez chwilę jeszcze siedziałem tak z podłym uśmieszkiem
wymalowanym na ustach, wpatrując się w niknącą mi na schodach sylwetkę Kasene.
Gdy jednak usłyszałem głośny trzask drzwiami, podniosłem się z mojego siedzenia
i sam ruszyłem w kierunku jego pokoju.
- Kas, skarbie - zawołałem dźwięcznym głosem. - Nie chowaj
się - dodałem, a po chwili kichnąłem.
- Cholera... - mruknąłem pod nosem, rezygnując jednak z
chęci wyważenia drzwi do pokoju Kasene. Zszedłem z powrotem na dół i usiadłem
na kanapie, rozciągając się na całą długość.
- Ojojojoj, Nekuś, coś się pochorowało.
W ten usłyszałem dość dziwnie znajomy głos. Zmrużyłem
delikatnie oczy i podniosłem się na łokciach, spoglądając przed siebie. Jakież
było moje zdziwienie, gdy na drugim końcu kanapy ujrzałem... samego siebie we
własnej osobie.
- Ej, co ja tu kurde robię? - podrapałem się po głowie.
- Leżysz.
- Ale ja jestem tu, a ty tam?
Co się dzieje, do cholery?
Nawoływania Naokiego nagle ustały. Widocznie chodząca
kolonia bakterii znudziła się dręczeniem nad zwierzętami i wróciła skąd
przypełzła, jednak coś mi nie grało. Z racji, że ściany to zbite deski,
machnięte gładzią czy czymś innym dziwnym, to przepuszczają wszystkie dźwięki.
Słychać nawet na strychu, jak woda kapie w kuchni.
Właśnie teraz Nekuś coś tam marudził, albo wzywał mr. Satana
do swych niecnych czynów, albo po prostu znowu przyszła skarbówka z
pretensjami.
Zszedłem do salonu. I
jak się okazało ani nie ma komornika, ani ołtarzyka z świec i czarnej biblii,
tylko Naoki leżał na kanapie i najzwyczajniej świecie rozmawiał ze sobą.
- Wiesz, że gadanie ze sobą to objaw schizofrenii.-
zagadałem złośliwie.
- Ja nie rozmawiam ze sobą - burknąłem pod nosem, mordując
Kasa wzrokiem.
- Jak to nie gadasz, jak gadasz? - odezwało się moje drugie
ja, zakładając ręce na piersi.
- Ty się zamknij, bo nie masz prawa głosu! Nie kazałem ci
się pojawiać, masz swoje życie? To panu dziękujemy - dodałem swoje pięć groszy.
Chyba nie widziałem wtedy jak patrzy się na mnie Kas, ale na pewno nie było to
zwykłe spojrzenie typu "aha".
Dwa złośliwe chomiki siedzące mi w głowie, wesoło zawołały
„On zwariował!” Wolałem na razie nie zaprzeczać tym złośliwcom, tylko rzuciłem
krótkie;- Spoooko.- i podreptałem w stronę szafek w kuchni. A dokładniej do tej
pod zlewem, której nikt nie używa.
Wyciągnąłem z niej
srebrną misę wypełniona do połowy wodą i kropidło z lekko poniszczonym włosiem.
Mimo, że dawno ją otrzymałem, to woda ani nie zmętniała, a nawet była w lepszym
stanie niż kranówka.
- Co ty robisz?- zapytał, mierząc niemrawym wzrokiem
naczynie, gdy wróciłem z powrotem do pokoju. Delikatnie zanurzyłem włosie w
substancji i chlasnąłem kropidłem tuż przed nosem Naokiego.
- Co ty do cholery robisz!? Co to jest?!- odskoczył
oburzony.
- Wiem, ze to dla ciebie nie codzienność, ale to woda. Nie
zwykła, ale z radioaktywnym czynnikiem „Św”.- oznajmiłem tonem urzędasa za
biurem.- Nie wiem, jak to działa, ale było używane od wielu stuleci i
przeważnie działało. Spokojnie Nekuś, trochę popiecze, najwyżej cię wykręci i z
wrażenia połamie parę kości. Ale nie ma się, czego obawiać!
Stwierdzając, ze
takie mizianie w powietrzu nic mi nie da, złapałem za misę i wylałem na lekko
szokowanego Naokiego, całą zawartość.
- Co ty robisz, do cholery!? - wrzasnąłem, odskakując od
niego na parę dobrych metrów, aż znalazłem się przy samej ścianie. Wszystko ze
mnie ściekało, włosy miałem całe mokre, a z ich koniuszków skapywała wesoło
woda. Kap, kap.
- Co to jest... - warknąłem. - To piecze.
Najbardziej chyba przy czole. Czułem, jakby ktoś przyłożył
mi do głowy nagrzane do czerwoności żelazko i trzymał je tam przez najbliższą
godzinę.
- Kiepsko, stary, kiepsko - pseudo Naoki pokręcił z
politowaniem głową.
- P- p- piecze?- wydukałem, telepiąc się, jak dziecko, które
wsadziło swoje paluchy do kontaktu, a na dodatek dusza spłynęła mi za
kołnierzyk grobowo informując, żebym spadał na drzewo i sam się bawił. Miałem
nadzieje, ze jak go tym chlasnę to się wścieknie, wypastuje mną podłogę i
pójdzie w spokoju i czystości, a tu to. I na dodatek zużyłem całą wodę, a do
kościoła mi za daleko. (I tak bym się z pięćset razy zgubił w ta i z
powrotem.)- Spokojnie, słońce. Spokojnie, może nie jest za późno.. Gdzie ja
cholera wsadziłem te krzyże!?- krzyknąłem w panice, rzucając się w stronne
pokoi.
- Jakie znowu krzyże? O czym ty znowu gadasz? - zdziwiłem
się, unosząc wysoko jedną brew.
- On chcę na ciebie egzorcystę nasłać! - moje alter ego
zerwało się z kanapy.
- Co!?
- Wiem! Policz do sześciu, to zawsze działa! - zaproponował
drugi Naoki. Liczyć do sześciu? A mam jakieś inne wyjście? Co to w ogóle za
idiotyczny pomysł? Raczej jednak nie mam innego wyjścia. Jestem chory, może da
mi wreszcie spokój.
- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć...
Osz cholera, jakbym
był grzecznym dzieckiem i słuchał kazania to bym teraz tak nie panikował.
Bogowie się mszczą, gdy wyznawca nie daje na tacę!
Demon jeszcze się nie
ujawnił i Naoki nie ruszył się z miejsca. To wyszło dla mnie pozytywnie, można
powiedzieć, że wyszedłbym teraz na wygranej pozycji, gdybym tylko cholera
wiedział JAK TO DZIAŁA!? Obracałem chaotycznie w dłoniach knigę, próbując
zajarzyć, co i jak, ale żadni apostołowie nie raczyły mi w tym pomóc.
Dopiero po chwili objawienie zleciała na mnie, jak gołębica
na krzaczor oliwny. Halleluja!
- Odejdź siło nieczysta!- krzyknąłem bojowo, ciskając biblią
w stronę Naokiego. Nawet nie czekając na rezultat rzuciłem się z powrotem w
stronę innych pokoi, potykając się o wszystko i mrucząc pod nosem; - Sól na
próg! Gdzie mam sól?!
- Sól? Kas, nie marnuj soli. Nie dość, że nie mamy kasy na
żarcie, to ty jeszcze będziesz je marnował - powiedziałem, przekraczając próg
kuchni. Brat na mój widok spanikował i uciekł na drugi koniec pomieszczenia.
- Nie rób z siebie idioty. Odłóż wodę, kropidełko i biblie,
proszę. Grzecznie i bez wygłupów.
Kątem oka zerknąłem na kanapę w salonie, gdzie nie
zauważyłem już mojego sobowtóra.
Serce wesoło ryknęło hiszpańskie „Caramba!” wszystko kalecząc
polską gwarą, gdy poczułem jak się bydło poświęcone na mord ofiarny, zapędzone
w kąt.
- Oh Belzebubie, Samael’e czy inny Lucyferku oszczędź swe niewierną
owieczkę! Umówmy się na to, że dam ci pół kilo stęchłego mięsa z lodówki, a ty
mnie nie zabijesz i wrócisz do Otchłani. No dobra mogę jeszcze dorzucić moją
mała czarną, bo mi na biodra się nie mieści.
- Kas, ja jestem chory, nie opętany, do cholery! -
warknąłem, groźnie szczerząc kły. Czy on naprawdę jest takim idiotom, że myśli,
że naprawdę opętał mnie jakiś Lucyferek czy inny piekielny demon? Zabijcie
mnie.
- Jedyne, czego potrzebuje, to chwili odpoczynku. Okej?
Nagle tak wszystko mi
opadło i powiało.- Na pewno nie Lucyferek?- zapytałem podejrzliwie.
- Nie, nie Lucyferek. Chodź, jeśli bardzo chcesz, mogę ci
załatwić z nim spotkanie i to w trybie natychmiastowym - warknąłem, mrużąc
oczy. Po chwili jednak westchnąłem ciężko i machnąłem ręką. Miałem dość tej
choroby. Chociaż nawet dobrze się nie zaczęła, ja miałem jej dość.
Słysząc tą jawną
groźbę, którą tak jadowicie wypowiedzieć nawet nie był w stanie sam Szatan,
paszcza sama mi się wywinęła w uśmiech. Odetchnąłem, że nie musiałem posuwać
się do ostateczności i odwinąć mu krucyfiksem przez łeb.
- Spokojnie, spokojnie, nie płosz koni, bo cię staranują. No
to może na zgodę, przekupie cię rosołkiem z torebki i w gratisie dorzucę
meliskę?- uśmiechnąłem się przepraszająco.
Na chwilę zastanowiłem się głęboko, jednak nie za długo,
gdyż samoistna potrzeba zjedzenia czegoś ciepłego przemówiła do mnie. Nawet,
jeśli było to jedzenie z torebki. Trzeba docenić starania braciszka.
- Zgoda - odparłem krótko i kichnąłem. Szlag by to...
Naoki & Kasene
Umrzeć ze śmiechu to mało.
OdpowiedzUsuńNie mogę się przestać śmiać.
Notka fantastyczna xD Wspaniała :D I w ogóle <3
A i czy mogę wiedzieć, to co za demony śmiały mojego Naoki'ego opętywać? Jak wysokiej dostał gorączki, że gada z samym sobą i czy to cholerstwo jest zaraźliwe?
Prawie padłam czytając to. Prawie bo ja już leżę XD
OdpowiedzUsuńGenialne.
Hahah Pozdro z brudnej podłogi Notka cud, miód malina i niedźwiadek
OdpowiedzUsuń* skręca się ze śmiechu na stołku *
OdpowiedzUsuńBiedny Nekuś się nam rozchorował, ale Kasuś go wyleczy xD Chociaż tu by sie przydała kobieca reką * paczy znacząco na Koroshio* ;*
Kocham wasze notki ♥