Pogadaj z nami :D

czwartek, 19 czerwca 2014

Egzorcyzmy Nekusia.

  No Kas, pokaż, że te godziny spędzone na oglądaniu Japońskich szajs- telenowel nie poszło na marne. Udowodnij, że jesteś spokrewniony w krzywej, przerywanej linii z najgenialniejszym mistrzem sztuki ninja, o którym nikt nigdy nie słyszał, bo tak potrafił się kamuflować.
 Trwała już dobra noc, gdy wróciłem do domu. Nie, wbrew wszystkiemu nie zostałem zaproszony przez elitę menelstwa sklepowego na spożywanie trunku o większej zawartości alkoholu niż bombonierki z Biedry, a po prostu się zgubiłem. Tak, idiota o zgwałconym zmyśle orientacji to ja. Można dawać drobne na tace. Pójdzie na upośledzone dzieci.
 Nacisnąłem na klamkę, modląc się, żeby drzwi nie zaczęły skrzypieć, tak jak mają to w zwyczaju. Ślizgnąłem się do wnętrza, spowitego w całkowitym mroku. Może Naoki śpi, a ja wygrałem z życiem w bierki.
- No któż się pojawił?- ironicznie pytanie, przepełnione najczystszym jadem wysyczane przez Naokiego, przekonało mnie, ze marzenia się nie spełniają. Ograniczyłem się do konwulsyjnego drgania, chodź wewnętrznie serce popylało jak grupa maratończyków. Ledwo powstrzymałem się od piśnięcia, jak gwałcona dziewica w obronie swego dziewictwa.
- Dooobry wieczór.- wybełkotałem, siląc się na uśmiech pedofila w stronę Nekusia, który stał oparty o schody, głaskając czarnucha. Co wcale nie przeszkadzało mu w mordowaniem mnie samym wzrokiem.

 Zmrużyłem oczy, mrożąc Kasene samym wzrokiem. Arktyka, Antarktyda, lody z Algidy mogą się schować przy tym. On jest zdrowo powalony na umyśle, jeśli myśli, że ujdzie mu to na sucho.
- Kas - zacząłem głosem o dziwo spokojnym - czy mógłbyś mi łaskawie powiedzieć... GDZIE BYŁEŚ!?
- Aaa! Nie bij, no! Zgubiłem się! - próbował się wytłumaczyć, cofając pod ścianę. Trudne sprawy odcinek sześćdziesiąty dziewiąty czas zacząć.
- Gdybym tylko nie miał zdartego gardła, a przy każdym mniejszym przełknięciu śliny nie czuł tych ostrzy wbijających mi się w krtań, uwierz mi, moja mowa byłaby o sto razy głośniejsza i wulgarniejsza. Łeb mi nawala, przed oczami widzę wszystkie gwiazdy unii, nie dodając, że zużyłem już całe opakowanie chusteczek. Tak, więc siadaj i gadaj, gdzieś był i coś robił!

- No widzisz, a było zażywać kąpieli, gdy nad dworze panuje taka pogoda? Pingwiny uciekają nam do zamrażalnika, bo na dworze im za zimno.- prychnąłem, wydając na siebie wyrok. Zaraz przerobi mnie na ścierę do podług, a moje zęby powiesi sobie nad łóżkiem, niczym cholerne trofeum. I jeszcze będzie miał z tego radochę.- Nie wiem, nie powiem, bez adwokata nie zeznaję!
- Gadaj, nim skończy mi się cierpliwość!- mimo, że przez zatkany nos, brzmiał dość komicznie, to groźba była jak najbardziej jawna i złowroga. Głos niczym cziłała na sterydach, ale postawa dobermana ze wścieklizną. Jestem ciekawy czy ubezpieczenie to obejmie. Może jak wpisze, ze zostałem pogryziony przez psa, albo psychopatę z nożyczkami…
- Dobra! Nie bij, bo na leczenie nas nie stać!- pisnąłem.- Buntuje się przeciwko systemie naszej edukacji i dałem dyla z lekcji. Zastrzegam się, jednak, że to przez tą nową! Ja tam grzecznym dzieckiem zawsze byłem i nie robi nic nieodpowiedniego, jednak sumienie nie pozwoliło mi zostawić białogłowej w potrzebie.       

Już miałem coś warknąć bez potrzeby, byleby go mocno, a dobrze ochrzanić, jednak w chwili dotarło do mnie to, co Kas przed chwilą opowiedział. 
- Chwila. Jeśli dobrze rozumiem, zwiałeś z lekcji z tą nową? Czy przez tą nową? - powiedziałem po chwili, zaciekawiony siadając na fotelu. Cała złość nagle minęła jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, a ja stałem się tak spokojny, jak kwiaty lotosu na tafli wody i wagon pełen tybetańskich, medytujących mnichów. Cóż, jednak można mi to wybaczyć. Człowiek chory ma swoje humory.

- No z tą nową.- potwierdziłem niepewnie, wewnętrznie przygotują się na jakiś armagedon i mordoplastykę ze strony czarnowłosego. Jednak wbrew oczekiwaniu, Naoki tylko siadł i zaczął się na mnie lampić jak lampka Pixar’a na widzów, czekając na więcej informacji.
Może jeszcze frytki do tego!? Zaklaszcz, a ci zatańczę.- Pochodziliśmy po lesie i tyle.- odparłem z prawdą.

Pochodziliście po lesie, tyle więcej tego. Może jeszcze powiedz, że musiałeś dziewcze do domku odprowadzić, aby się czasem nie zgubiła i ją wilki nie porwały, co? Szkoda, że sam się potem zgubiłeś, sieroto.
- Oczywiście. Mów mi jeszcze, ja cię popieszczę. Fakt, z lasem pewnie pochodziliście...a ty się zgubiłeś. I co? Odprowadziłeś damę do domu? - parsknąłem śmiechem, chcąc się trochę z nim posprzeczać

- A tobie nic do tego.- pysknąłem chamsko. Niech popieści swoją gitarę, a nie gra mi na nerwach, bo wyjątkowo tego nie potrafi.- Zgubiłem się, bo… się zgubiłem. Nie było żadnej informacji turystycznej, ani drogowskazu i możliwe, ze pomyliłem prawą z lewą.- wymamrotałem.

- Naprawdę? No, w sumie to nie dziwota. Jak byłeś tak bardzo zajęty podziwianiem nowej koleżanki, to łatwo było ci się zgubić - uśmiechnąłem się lekko podle, podpierając głowę na ręce.

 Z jakiegoś powodu, jego paszcza wywinięta w tym podłym uśmieszku, budziła we mnie mocnego nerwa. Dlatego buzowałem, jak młode cnotliwe na okropnym PMS’ie. Gdyby nie był tak leniwy, to bym rozszarpał i zakopał.
- Spadaj na bambus, humanoidalna małpo.- warknąłem, racząc braciszka serdecznym środkowym palcem i z szybkim tempem opuszczając zasięg rażenia. Bo tu bardziej toksyczniej niż w Czarnobylu.

Przez chwilę jeszcze siedziałem tak z podłym uśmieszkiem wymalowanym na ustach, wpatrując się w niknącą mi na schodach sylwetkę Kasene. Gdy jednak usłyszałem głośny trzask drzwiami, podniosłem się z mojego siedzenia i sam ruszyłem w kierunku jego pokoju.
- Kas, skarbie - zawołałem dźwięcznym głosem. - Nie chowaj się - dodałem, a po chwili kichnąłem.
- Cholera... - mruknąłem pod nosem, rezygnując jednak z chęci wyważenia drzwi do pokoju Kasene. Zszedłem z powrotem na dół i usiadłem na kanapie, rozciągając się na całą długość.
- Ojojojoj, Nekuś, coś się pochorowało.
W ten usłyszałem dość dziwnie znajomy głos. Zmrużyłem delikatnie oczy i podniosłem się na łokciach, spoglądając przed siebie. Jakież było moje zdziwienie, gdy na drugim końcu kanapy ujrzałem... samego siebie we własnej osobie.
- Ej, co ja tu kurde robię? - podrapałem się po głowie.
- Leżysz.
- Ale ja jestem tu, a ty tam?
Co się dzieje, do cholery?

Nawoływania Naokiego nagle ustały. Widocznie chodząca kolonia bakterii znudziła się dręczeniem nad zwierzętami i wróciła skąd przypełzła, jednak coś mi nie grało. Z racji, że ściany to zbite deski, machnięte gładzią czy czymś innym dziwnym, to przepuszczają wszystkie dźwięki. Słychać nawet na strychu, jak woda kapie w kuchni.
Właśnie teraz Nekuś coś tam marudził, albo wzywał mr. Satana do swych niecnych czynów, albo po prostu znowu przyszła skarbówka z pretensjami.
 Zszedłem do salonu. I jak się okazało ani nie ma komornika, ani ołtarzyka z świec i czarnej biblii, tylko Naoki leżał na kanapie i najzwyczajniej świecie rozmawiał ze sobą.
- Wiesz, że gadanie ze sobą to objaw schizofrenii.- zagadałem złośliwie.

- Ja nie rozmawiam ze sobą - burknąłem pod nosem, mordując Kasa wzrokiem.
- Jak to nie gadasz, jak gadasz? - odezwało się moje drugie ja, zakładając ręce na piersi.
- Ty się zamknij, bo nie masz prawa głosu! Nie kazałem ci się pojawiać, masz swoje życie? To panu dziękujemy - dodałem swoje pięć groszy. Chyba nie widziałem wtedy jak patrzy się na mnie Kas, ale na pewno nie było to zwykłe spojrzenie typu "aha".

Dwa złośliwe chomiki siedzące mi w głowie, wesoło zawołały „On zwariował!” Wolałem na razie nie zaprzeczać tym złośliwcom, tylko rzuciłem krótkie;- Spoooko.- i podreptałem w stronę szafek w kuchni. A dokładniej do tej pod zlewem, której nikt nie używa.
 Wyciągnąłem z niej srebrną misę wypełniona do połowy wodą i kropidło z lekko poniszczonym włosiem. Mimo, że dawno ją otrzymałem, to woda ani nie zmętniała, a nawet była w lepszym stanie niż kranówka.
- Co ty robisz?- zapytał, mierząc niemrawym wzrokiem naczynie, gdy wróciłem z powrotem do pokoju. Delikatnie zanurzyłem włosie w substancji i chlasnąłem kropidłem tuż przed nosem Naokiego.
- Co ty do cholery robisz!? Co to jest?!- odskoczył oburzony.
- Wiem, ze to dla ciebie nie codzienność, ale to woda. Nie zwykła, ale z radioaktywnym czynnikiem „Św”.- oznajmiłem tonem urzędasa za biurem.- Nie wiem, jak to działa, ale było używane od wielu stuleci i przeważnie działało. Spokojnie Nekuś, trochę popiecze, najwyżej cię wykręci i z wrażenia połamie parę kości. Ale nie ma się, czego obawiać!
 Stwierdzając, ze takie mizianie w powietrzu nic mi nie da, złapałem za misę i wylałem na lekko szokowanego Naokiego, całą zawartość.

- Co ty robisz, do cholery!? - wrzasnąłem, odskakując od niego na parę dobrych metrów, aż znalazłem się przy samej ścianie. Wszystko ze mnie ściekało, włosy miałem całe mokre, a z ich koniuszków skapywała wesoło woda. Kap, kap.
- Co to jest... - warknąłem. - To piecze.
Najbardziej chyba przy czole. Czułem, jakby ktoś przyłożył mi do głowy nagrzane do czerwoności żelazko i trzymał je tam przez najbliższą godzinę.
- Kiepsko, stary, kiepsko - pseudo Naoki pokręcił z politowaniem głową.

- P- p- piecze?- wydukałem, telepiąc się, jak dziecko, które wsadziło swoje paluchy do kontaktu, a na dodatek dusza spłynęła mi za kołnierzyk grobowo informując, żebym spadał na drzewo i sam się bawił. Miałem nadzieje, ze jak go tym chlasnę to się wścieknie, wypastuje mną podłogę i pójdzie w spokoju i czystości, a tu to. I na dodatek zużyłem całą wodę, a do kościoła mi za daleko. (I tak bym się z pięćset razy zgubił w ta i z powrotem.)- Spokojnie, słońce. Spokojnie, może nie jest za późno.. Gdzie ja cholera wsadziłem te krzyże!?- krzyknąłem w panice, rzucając się w stronne pokoi.

- Jakie znowu krzyże? O czym ty znowu gadasz? - zdziwiłem się, unosząc wysoko jedną brew.
- On chcę na ciebie egzorcystę nasłać! - moje alter ego zerwało się z kanapy.
- Co!?
- Wiem! Policz do sześciu, to zawsze działa! - zaproponował drugi Naoki. Liczyć do sześciu? A mam jakieś inne wyjście? Co to w ogóle za idiotyczny pomysł? Raczej jednak nie mam innego wyjścia. Jestem chory, może da mi wreszcie spokój.
- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć...

 Osz cholera, jakbym był grzecznym dzieckiem i słuchał kazania to bym teraz tak nie panikował. Bogowie się mszczą, gdy wyznawca nie daje na tacę!
 Demon jeszcze się nie ujawnił i Naoki nie ruszył się z miejsca. To wyszło dla mnie pozytywnie, można powiedzieć, że wyszedłbym teraz na wygranej pozycji, gdybym tylko cholera wiedział JAK TO DZIAŁA!? Obracałem chaotycznie w dłoniach knigę, próbując zajarzyć, co i jak, ale żadni apostołowie nie raczyły mi w tym pomóc.
Dopiero po chwili objawienie zleciała na mnie, jak gołębica na krzaczor oliwny. Halleluja!
- Odejdź siło nieczysta!- krzyknąłem bojowo, ciskając biblią w stronę Naokiego. Nawet nie czekając na rezultat rzuciłem się z powrotem w stronę innych pokoi, potykając się o wszystko i mrucząc pod nosem; - Sól na próg! Gdzie mam sól?!  

- Sól? Kas, nie marnuj soli. Nie dość, że nie mamy kasy na żarcie, to ty jeszcze będziesz je marnował - powiedziałem, przekraczając próg kuchni. Brat na mój widok spanikował i uciekł na drugi koniec pomieszczenia.
- Nie rób z siebie idioty. Odłóż wodę, kropidełko i biblie, proszę. Grzecznie i bez wygłupów.
Kątem oka zerknąłem na kanapę w salonie, gdzie nie zauważyłem już mojego sobowtóra.

Serce wesoło ryknęło hiszpańskie „Caramba!” wszystko kalecząc polską gwarą, gdy poczułem jak się bydło poświęcone na mord ofiarny, zapędzone w kąt.
- Oh Belzebubie, Samael’e czy inny Lucyferku oszczędź swe niewierną owieczkę! Umówmy się na to, że dam ci pół kilo stęchłego mięsa z lodówki, a ty mnie nie zabijesz i wrócisz do Otchłani. No dobra mogę jeszcze dorzucić moją mała czarną, bo mi na biodra się nie mieści.

- Kas, ja jestem chory, nie opętany, do cholery! - warknąłem, groźnie szczerząc kły. Czy on naprawdę jest takim idiotom, że myśli, że naprawdę opętał mnie jakiś Lucyferek czy inny piekielny demon? Zabijcie mnie.
- Jedyne, czego potrzebuje, to chwili odpoczynku. Okej?

 Nagle tak wszystko mi opadło i powiało.- Na pewno nie Lucyferek?- zapytałem podejrzliwie.

- Nie, nie Lucyferek. Chodź, jeśli bardzo chcesz, mogę ci załatwić z nim spotkanie i to w trybie natychmiastowym - warknąłem, mrużąc oczy. Po chwili jednak westchnąłem ciężko i machnąłem ręką. Miałem dość tej choroby. Chociaż nawet dobrze się nie zaczęła, ja miałem jej dość.

 Słysząc tą jawną groźbę, którą tak jadowicie wypowiedzieć nawet nie był w stanie sam Szatan, paszcza sama mi się wywinęła w uśmiech. Odetchnąłem, że nie musiałem posuwać się do ostateczności i odwinąć mu krucyfiksem przez łeb.
- Spokojnie, spokojnie, nie płosz koni, bo cię staranują. No to może na zgodę, przekupie cię rosołkiem z torebki i w gratisie dorzucę meliskę?- uśmiechnąłem się przepraszająco.

Na chwilę zastanowiłem się głęboko, jednak nie za długo, gdyż samoistna potrzeba zjedzenia czegoś ciepłego przemówiła do mnie. Nawet, jeśli było to jedzenie z torebki. Trzeba docenić starania braciszka.
- Zgoda - odparłem krótko i kichnąłem. Szlag by to...


Naoki & Kasene



4 komentarze:

  1. Umrzeć ze śmiechu to mało.
    Nie mogę się przestać śmiać.
    Notka fantastyczna xD Wspaniała :D I w ogóle <3
    A i czy mogę wiedzieć, to co za demony śmiały mojego Naoki'ego opętywać? Jak wysokiej dostał gorączki, że gada z samym sobą i czy to cholerstwo jest zaraźliwe?

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawie padłam czytając to. Prawie bo ja już leżę XD
    Genialne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahah Pozdro z brudnej podłogi Notka cud, miód malina i niedźwiadek

    OdpowiedzUsuń
  4. * skręca się ze śmiechu na stołku *
    Biedny Nekuś się nam rozchorował, ale Kasuś go wyleczy xD Chociaż tu by sie przydała kobieca reką * paczy znacząco na Koroshio* ;*
    Kocham wasze notki ♥

    OdpowiedzUsuń