M I A N O || William Carstairs
W I E K || 16 lat
P Ł E Ć || Mężczyzna
D A T A U R O D Z E N I A || 06.03
S T A T U S || Goniący za miłością
W I E K || 16 lat
P Ł E Ć || Mężczyzna
D A T A U R O D Z E N I A || 06.03
S T A T U S || Goniący za miłością
M O C || Ciemność

Przyszedł.
Miewa przebłyski. Codziennie budzi się z nowym wspomnieniem, nierzadko czyimś ledwie marzeniem, namiastką prawdziwych pragnień. Niektóre są bardziej wyraziste aniżeli inne, tymi właśnie kierował się, gdy zmierzał ku niemu, a następnie go nie zastał. Nikt o takowym mężczyźnie nigdy nie słyszał, ni słowa, skojarzenia. Zawędrował tu na próżno, zrezygnowany i zdruzgotany posłyszał jednak, o osobniku równie nowym, jak on sam, toteż w oczekiwaniu postanowił rzeczywiście dokształcić się nieco i pozyskać więcej nadziei, a może nawet nową znajomość utworzyć, kogoś za mury otaczające jego kruche serce wpuścić.
Może.

Obiecał.
Przybywszy do akademii spóźniony o cały rok szkolny, nie znał nikogo, a przedstawił się tak, jak mu we śnie kazano. Ślepo wizjom posłuszny, gdyby nakazały mu pozabijać każdego w obozie, zrobiłby to bez namysłu. Posiada niekoniecznie nazbyt wysoki poziom inteligencji, wiedza ogólna jest naprawdę znikoma. Prędzej humanista aniżeli ścisłowiec, toż to niespełniony pisarz, osobnik używający bardziej zaawansowanego słownictwa, stojącego w hierarchii wyżej niż zwyczajne "hej" bądź "cześć", to poniżej jego godności. A mimo to odzywa się tylko gdy musi, nigdy w pełni nie akceptuje narzuconych mu norm, ni krytyki z całkowitym spokojem nie przyjmuje, a w razie poruszenia znanego mu tematu zmuszony jest wtrącić swe przysłowiowe dwa grosze, dorzucić nieco własnego drewienka do tego zbiorowego ogniska. Nie przepada za tłumami, preferuje samotność i pracę indywidualną, co rzadko wychodzi mu na dobre. Choć ludność zapewne spodziewała się towarzyskiego i wesołego chłopca od cieni, to otrzymała zaledwie namiastkę rzeczywistego cienia człowieka, przypominający wrak, ożywający dopiero przy dyskusjach trącających jego godność osobistą. Osobnik wrażliwy, acz zamknięty we własnym światku, wpuszczając doń tylko nielicznych. Gustuje w przebywaniu na łonie natury oraz truskawkach, pomimo posiadania nań uciążliwego uczulenia, czasem prowadzącego do niebezpiecznych duszności. Ponadto ukąszenia owadów z jeszcze większą łatwością są w stanie doprowadzić do zgonu chłopaka. Panikę wywołują konie, te kopytne stworzenia, a w szczególności gorącokrwiste, cieszą się u niego gorącą nienawiścią i chęcią natychmiastowego mordu, za nic na takowych by nie zasiadł, zresztą zapewne jest to traktowane z wzajemnością, bo delikatności nikt go nigdy nie nauczył, ni wymierzania odpowiedniej dawki energii, jaką się w swe czyny wkłada.

Złamał.
Z jakimś maniakalnym zamiłowaniem do masek gazowych, niegdysiejszy ćpun i palacz. Aktualnie nosiłby je bez żadnego powodu, tak tylko, dla przyjemności, ale jął odczuwać dyskomfort, a od ich nadmiernego noszenia w miejscach styku zjawia się nieprzyjemna wysypka, cholerny alergik, na wszystko zachorować może. Dnie spędza gapiąc się na kolekcję guzików lub obwieszając ściany pokoju rozmaitymi malunkami albo zwykłymi kartkami z dziwacznymi plamami, na których on widzi wszystko, a reszta nic. Preferuje ubrania za duże, nienawidzi golfów, ni czegokolwiek, co zasłania przedramiona, musi mieć je odsłonięte obowiązkowo. Tymczasem resztę ciała gorączkowo skrywa, nigdy nie ubierze żadnych szortów, a skoro boi się wody, to i kąpielówki oczernia gorzkim rechotem. Uwielbia trampki, oczywiście tylko i wyłączenie sięgające za kostkę, innych nie toleruje, niczym laktozy. Ponieważ już z wyglądu odstrasza, to nie szczędzi na mrocznych dodatkach, niekiedy celowo o siebie nie zadba, by skóra była blada do granic możliwości, kiepsko pomaluje paznokcie na czarno, ubierze się w ten sam odcień i wyruszy na podbój wesołych ludzi, którzy jeszcze nie padli ofiarą wszechobecnej, depresyjnej aury, jaką wokół siebie roztacza. Niecelowo afiszuje się ze swą orientacją, bardziej usiłuje zwrócić na siebie uwagę, bo nigdy jej dostatecznie nie otrzymywał, większość życia spędziwszy w sierocińcu bądź u ludzi obcych, bo w domu dziecka za dużo kłopotów sprawiał używaniem swojej mocy.

Skłamał.
Jest to chłopak przeraźliwie niski i wychudzony, jakoby wcale nie tykał porcji wystarczających dla trzech żołnierzy. Bez żadnych skrupułów znaczy ciało tatuażami, czego przykładem jest choćby kitsune nieco powyżej kości ogonowej lub fikuśna litera C na prawej piersi. Do tego posiada przekłuty język oraz pępek, za dawnych lat nie szczędził pieniędzy na coś bardziej wartościowego, ponadto ledwie brzdącem będąc postanowił zacząć nosić kolczyki w uszach, aktualnie ogranicza się do jednego, jakim zazwyczaj jest, kto by się spodziewał, kolejna litera C. Gdyby mógł, to pewno i koszulki propagujące tę literę nosił, szczęśliwie pozostaje przy swoim. Na łbie wykiełkowała czarna czupryna, częściowo zasłaniająca jasnoniebieskie ślepia, czasem zakrywane przez szare soczewki. Przez nie mylony z dzieckiem od wody, a pływać się przecież boi. Pomimo bladej karnacji, gdzieniegdzie da się dojrzeć mlecznobiałe plamy, wynikające z bielactwa, jakie otrzymał w genach, a które objawiło się tylko tym, ku jego niezadowoleniu. Otrzymał twarz owalną, o rysach miękkich oraz zadartym, małym nosie.

Zniszczył.
Wmawiano, iż będzie panterą, czarnym lwem, zwierzem groźnym i trwożnym, tymczasem pozostał zwykłym lisem, rudym jak wszystkie inne, a jedynie ze ślepiami błyskającymi inteligencją nadmierną, aniżeli przystało na tenże gatunek. Wygląda jeszcze mizerniej niż w ludzkiej postaci, z łatwością umyka większym monstrom, które pragnęłyby nań zapolować. Nieszczęśliwie przemiana ma swój limit, maksymalnie godzinę weń przesiedzieć może, a po powrocie do stanu pierwotnego jest wyczerpany na tyle, że ledwie człapie do łóżka. Potwornie ciężko idzie mu opanowywanie mocy, a u mentora swego żywiołu ma na pieńku. Nigdy nie przybywa na czas, niektórzy podejrzewają nawet, iż czyni to celowo, aby sączono doń coraz więcej nienawiści. Nie ma przemiany związanej z mocą, skoro włada nią na poziomie podstawowym, ale wciąż nad tym pracuje, o ile tak można nieudolne próby tworzenia cieni nazwać.
Zginął.
Umysł zapłonął, w jednej chwili stracił orientację i runął w stronę bezkresnego światła, niesiony nieodpartą chęcią czegoś, czego nie był nawet w stanie nazwać, jakoby zdolność wyszukiwania odpowiednich wyrazów zanikła wraz z możnością ruchu. Zdawał się lecieć lat milion, bez końca, a wokół pełno przemykających obrazów, cudze żywoty ukazywały się jeden po drugim, każde zakończone nędznie i bez większych wartości. Wtem blade i pokryte niezliczonymi bliznami palce musnęły jeden, konkretny widok, fiołkowe ślepia spoczęły na opadającym, wwiercając się weń i pozwalając dotrzeć do kresu wędrówki. Pierwszy oddech dane mu było zaczerpnąć marcowego poranka, do płuc z nieokiełznaną radością dostał się pokaźny zapas tlenu, jednakże wciąż niewystarczający, by pobudzić ciało do życia. Spoczął w kałuży własnej oraz cudzej posoki, nierozpoznawalnej dla żadnych danych, jakie zapisane zostały i dwadzieścia lat wstecz. Nieszczęśliwie powrócił akurat w dzień mroźny, choć wypełniony deszczem, już po chwili jął drżeć, a po godzinie przyjechała karetka, zastawszy chłopca w krytycznym stanie hipotermii. Minuta dłużej, a ponownie zawędrowałby prosto w szpony śmierci. W ciągu tamtych dni śnił najwięcej, ale wszystko dotyczyło tylko jego, tylko C. Nie było mu dane poznać całego miana, ni twarzy ujrzeć, brnąć musiał w to ślepo, jednakże wpierw uciekł spod opieki wielu ludzi, tylko jednemu zaufał, ponadto tylko ze względu na wizję doznaną we śnie. Nękają go co noc, bez wyjątku. Utracił tym sposobem ostatnie krzty wiary w swoją osobę, nie czuje przywiązania do tego ciała i wierzy w to, iż po śmierci odrodzi się znowu, dopóty nie wypełni wszystkich zadań, jakie zostały przygotowane. Nawet własnego imienia nie pamięta, zatem przyjął takie, jakie posiadał chłopak ze wspomnień, w których występuje C, a którego zwie protagonistą, a mowa tu o Williamie. Czasami czuje się z tym podle, zamierza odebrać mu mężczyznę jego żywota, ale nazbyt przekonujący okazuje się głos przewodnika, zawsze przybywający we śnie.
Odrodził się z popiołów.>Za dziecka potwornie bał się huśtawek, co zniweczyło wspomnienie Williama, w którym C pozwala mu wyzbyć się owego strachu.
>Osobiście twierdzi, iż nie było mu dane posiadać własnego życia i po wypełnieniu tego zadania, zapewne nałożone zostanie nań kolejne.
>Najbardziej skrycie, gdzieś tam w nieodkrytych zakamarkach jaźni, przeraża go myśl o odrzuceniu przez C.
>Może trochę go idealizuje...
>Ze szczególnym sentymentem traktuje wspomnienie gorącej czekolady, ciepłych rąk matki głaszczących włosy oraz opowieść o feniksie, do którego jął się często porównywać.
>Odkąd tylko dotarło do niego takie wspomnienie, chce samemu zasmakować gier wideo, w szczególności wiedźmina.
>Ubóstwia Fall Out Boy, ale nie posiada żadnego urządzenia, które umożliwiłoby mu słuchanie ich piosenek.
>Powiada, iż rodzinę zamordowano, a jego jako ostatniego przetrzymywano wiele dni w ciemnym pomieszczeniu, aż po wielu miesiącach wyrzucono w lesie, po czym długo błąkał się wśród ludzi, "niemal całkowicie utraciwszy pamięć".
>Szczerze woli, by zwracano się do niego zdrobniale.
Zastrzegam prawo do edycji.
Pozwalam na poważne ranienie postaci, choroby, śmierć pozostaje do uzgodnienia. Krytyka mile widziana, strona z powiązaniami dojdzie, gdy takowe powstaną. Z chęcią powątkuję w komentarzach.
Podziękowania dla Riri.
Dzień dobry.
49363056