Pogadaj z nami :D

czwartek, 7 lipca 2016

Zakończenie roku szkolnego

Wszedzie krolowal odcien granatu i lamanej bieli. Ozdoby polyskiwaly w promieniach slonca zas flagi z godlem szkoly powiewaly delikatnie na wysokich masztach. Kwiaty w wazonach pachnialy niesamowitym amoratem. Wszystko wygladalo elegancko i pieknie, tak jakby to mial byc bal, a nie zwykle zakonczenie roku szkolnego. Uczniowie zgromadzili sie na auli, stojac w rownych rzedach, zas nauczyciele siedzieli blizej sceny. Rozlegl sie dzwonek. Po schodach wkroczyla dyrektorka szkoly, p. Madeline Potter. Miala na sobie ciemno niebieska marynarke, olowkowa spodnice tego samego koloru i czarne, polyskujace szpilki. Wlosy, zwykle rozpuszczone, teraz zostaly upiete w ciasny kok, do ktorego przymocowana zostala zlota broszka w ksztalcie piora. Podeszla do podium z mikrofonem i przywitala wszystkich zebranych.
- Witajcie szanowni Czarodzieje i Czarodziejki! Dzis mija kolejny rok wypelniony naszym wspolnym trudem i praca. Jeszcze nie tak dawno witalismy was w naszych skromnych progach, dzis zas mozemy sie poszczycic waszymi postepami w nauce. Dziekuje za wasz wysilek i za to, ze wytrwailscie do konca. Jednak jak wszyscy dobrze wiemy, koniec jest zaledwie poczatkiem, przygody. Niesamowitej przygody, ktora jest zycie.
Nastepnie miala przemawiac przewodniczaca samorzadu uczniowskiego - Rima Dream. Niestety nie zjawila sie na sali. Na auli nastala glucha cisza. Alissa, ktora rowniez byla zastepca, przeprowadzila sie pare dni temu do innej miejscowosci. W koncu na podium wkroczyla odwaznym krokiem Keyli, ktora uratowala cala sytuacje swoim krotkim, lecz rzeczowym przemowieniem. 
Rozdano swiadectwa i nagrody. Ostatnie klasy przygotowaly maly wystep, za pomoca uzycia swoich mocy. Wszyscy byli zachwyceni. Woda i swiatlo tworzyly tecze, cien ukazywal sylwetki dwojga tanczacych ludzi, zas ogien i ziemia nadawaly wszystkiemu realizmu. Gorace uczucie pochlanial ogien, ktory po chwili byl gaszony chlodnym deszczem, a wszystko w rytmie muzyki, ktora gral na fortepianie jeden z uczniow. Gdy bylo juz po wszystkim, uczniow i nauczycieli zalala fala balonow i serpentyn. Uczniowie powedrowali ostatni raz w tym roku szkolnym do swoich klas by otrzymac reszte swiadectw (tych normalnych jak i opisujacych skutecznosc treningow magicznych lub ich brak), zas na koniec wszyscy opuscili szkole z radoscia zaczynajac upragnione wakacje. 

***
Witam witam i o zdrowie pytam! Przepraszam za spoznienie z zakonczeniem, sama juz jestem na wakacjach ;) Wakacje potrfaja min. miesiac, wiec mozecie pisac o czym tylko chcecie ;) 
Przepraszam za brak polskich znakow ale na tym lapku niestety nie ma takiej opcji.
Zycze wszystkim pisarzom milych i bezpiecznych wakacji! Niech moc wam sprzyja! :D


P.S. Jesli ktos wyjechal, wyjezdza lub wyjazd planuje dluzszy niz 2 tyg. prosilabym o poinformowanie o tym w komentarzu. Moze sie zdarzyc, ze w owym czasie powstana ogloszenia lub\i Lista obecnosci, dlatego w razie czego prosze o napisanie gdzie was oczy poniosa w najblizszym czasie :3

niedziela, 19 czerwca 2016

Zamiana ról cz.II

Jeśli nie czytałeś pierwszej części ---> tu ją znajdziesz

- Moje życie mi uciekło! – jęknąłem żałośnie w końcu, patrząc z dołu, umordowaną miną na Selene. – Znowu. 

- Prr, szalony! - odepchnęłam od siebie zboczeńca, który zamieszkał w moim ciele i ledwo się powstrzymałam, by nie przywalić mu z liścia. Przecież nie będę sama sobie siniaków na twarzy robiła. - Ile razy obok ciebie przechodziłam, to nie spojrzałeś, a jak nagle stałam się facetem to na obmacywanie cię wzięło!? No homo my friend! Zresztą jakie życie ci uciekło, gdyby miało ochotę nawiać to mam wrażenie, że zrobiłoby to już dawno, a ty leżałbyś w grobie. A Wiesiu, gdy zacząłeś na Zenka krzyczeć schował się w jednej z kabin, bo tu mu było za głośno.
Spokój to podstawa ogarnięcia sytuacji. Wiem, że sama go nie zachowuje, mi do ogarnięcia sytuacji potrzebne są inne rzeczy. Wiecie o co mi chodzi. Hałas, chaos bardzo mi ułatwiają sytuację, lubię wtedy udawać spokojne, ogarnięte dziecię. A przy Kasene w tym stanie, mam wrażenie, że wyglądam na bardzo grzeczną. Niech go szlag, tak być nie może! Niech się tylko przerwa zacznie, a dam wszystkim popalić! Ewentualnie potem poszukam sposobu na powrót do swojego ciała.

Chciałem już skitować bulwers rudej, jakimś inteligentnym żarcikiem polotów adekwatnych do miejsca, w jakim się znajdujemy jednak, gdy usłyszałem coś o Wiesiu i kabinach, zlałem ją całkowicie. Skupiłem się tylko i wyłącznie na przeszukaniu sracza , aby znaleźć węża. 
Dobra, już widzę jak tam się na mnie z politowaniem patrzycie, że ganiam jak głupi za jakąś ruchliwą dętką od roweru, jakby zaraz sama Jasność najwyższa miała zstąpić i znokautować mnie księgą moich grzechów. Tu chodzi o to, że mój druh jest wężem, a nie kotkiem, że mogę machnąć rączką i odrzec, że jak kocha to wróci. Więc jeśliby moja kobra wpadłaby na Kobrę tego ośrodka miałbym lekko mówiąc przerąbane. Nie mówię tu wcale, że u grona pedagogicznego, bo zawsze mogę się wyprzeć, jednak u Naokiego to by nie przeszło. A uwierzcie i będę to powtarzać do końca życia, że jeśli chłopaczyna się wnerwi – ale tak wnerwi, wnerwi! – budzi się zło. Tak upraszczając, ale by lepiej to zobrazować, to powiem, że Mr. Satan zdążył wyciągnąć dla brata pufe z piwnicy i postawić ją przy swoim tronie. 
Jednak im bardziej zbliżałem się do obszukania wszystkich sraczy, tym bardziej obawiałem się o moje życie. 
- Nie ma go! – pisnąłem, tym kobiecym jeszcze wyższym niż zazwyczaj. Nerwowo przeskakiwałem z nogi na nogę rozglądając się praktycznie wszędzie, jakby wierząc, że mógłby wpełznąć nawet między kafelki.
- Musimy go znaleźć, potem pomyślimy jak wrócić do siebie. Owszem musimy, bo to też twoja wina. 
Pogroziłem palcem i zanim zdążyła obruszyć się czy zanegować moją trwogę o życie, pognałem hen, hen daleko poza tereny kibla.

- Nie panikuj piszczałko! Tylko tym hałasem dementorów na nas ściągniesz! - parsknęłam i pognałam za nim. - Jeszcze pomyślą, że mordują w szkole. 
Dogoniłam Kasene, ba miałam ochotę wyprzedzić, ale niewygodnie mi się w jego ciele biegało. Zresztą lecąc na łeb na szyję robiliśmy nie lada hałas na pustych korytarzach. Brakowało tylko by nam dyrkę na głowy zwalił i wizytę w jej jednopokojowym zamku. Tam ciężej by było ukryć kto jest kim. Ukochana dyrektorka o ile dobrze wiem nie ma problemów ze słuchem, więc mogłaby zwrócić uwagę na zmianę głosów dwójki uczniów. Zwłaszcza, że każde z nas jest jednak innej płci. Nie dam pacanowi tak się na tacy podawać Voldemortowi. Złapałam panikarza za ramię i czym prędzej zatrzymałam. Nim zdążył niepochlebnie skomentować moje działanie przytknęłam mu po chamsku dłoń do ust i poszukałam wzrokiem nowej kryjówki. Padło na drzwi, z których najczęściej korzystały woźne. Otworzyłam wrota robiąc typowe "z buta wjeżdżam" i zaciągnęłam Kasene za sobą. Gdy drzwi do schowka na miotły się zamknęły spojrzałam na niego z przymrużeniem oka.
- Panie. Ja nie pracowałam w ostatnim miesiącu na opinię grzecznej, abyś ty mi teraz wszystko zrujnował, dając dyrektorce pretekst by zaprosić lub odwiedzić moich rodziców, bo ich córka zamiast być na lekcji lata jak głupia po szkole i piszczy. - Nie musiałam nawet kłamać. Takim zachowaniem psuł mi reputację. Nie dam zrobić z siebie spanikowanej dziewczynki. - Nie jestem miliarderką nie mogę, co miesiąc zatrudniać sąsiadki, by moją matkę udawała. Więc się łaskawie przymknij i ogarnij.

Osoba z zewnątrz patrząc tak na mnie mogłaby pomyśleć, że umilkłem i zacząłem nerwowo błądzić wzrokiem po pomieszczeniu tylko dlatego, że trwożnie przyjmuje naganne, przejmuje się swoimi czynami, nawet jest mi tak wstyd, że lekkie dreszcze powoli zaczynają mną szarpać. Nie do końca, jednak tak było. Będąc już z lekka podenerwowany zostałem siłą niespodziewanie zaciągnięty do klitki dwa na dwa, chodź osobiście gdyby ktoś zapytał, to miałem wrażenie, że to było pół metra na pół, a nawet mniej. Wyłączyłem się na to co wypluwała ze złością Selka i skupiłem myśli tylko na tym by odnaleźć wyjście. Które było pechowo zastawione przez rozłoszczoną dziewczynę.
Odruchowo cofnąłem się do tyłu, zahaczając o miotły i inne duperelki, a plecami uderzyłem o ścianę. Co było już dla mnie całkowitym końcem. 
- P- przepraszam! – wydukałem. Nie wiem, czy wciąłem się w wypowiedź czy przerwałem wymowne milczenie. W uszach słyszałem tylko szumiącą przepompownię, jaką było moje serce, które nagle postanowiło zrobić dwieście procent ponad normę. 
- J-ja nie m-mo.. – chciałem się już koślawo się tłumaczyć moim zachowaniem wywołanym będąc w malutkim pomieszczeniu, jednak bezdech mi to skutecznie uniemożliwiał. Myślałem, że zaraz się uduszę. Zgiąłem się w pół i popychając lekko dziewczynę wypadłem na korytarz. Niewiele myśląc zwiałem pośpiesznie w byle którą stronę. 

- Stój cholero! - wrzasnęłam za nim, ale zniknął już za zakrętem. 
Czym prędzej podniosłam się z ziemi i już chciałam biec za recydywistą, gdy to rozległ się dzwonek. Nosz kurczę pieczone, orzeszku włoski i reszta jedzenia razem z tym. Jak ja ci w tłumie to dziecko z ADHD tymczasowym znajdę?! Gdy lud zaczął się wylewać z klas i zapełniać korytarze niczym powódź, ja mknęłam na połamanie karku tam gdzie mnie moje ciało z Kasene w środku z oczu zniknęło. Jednak nie pobiegłam daleko, bo za ramię złapał mnie ktoś. Ktoś bardzo wkurzony, do Kasene podobny. Zajebiście... Kasene, gdy z powrotem będziemy w swoich ciałach, zginiesz. Z przyjemnością ugotuję cię w najmniejszym garnku jaki posiadam.
- Heeej, braciszku! - zarżałam jak koń. Nie umiem udawać Kasene, ale jak trzeba to trzeba.
- Gdzieś ty był? - Naoki nie wydawał się być szczęśliwy. Ba, był superaśnie wkurzony. 
- Nooo... jak to gdzie? Wiesia szukałem! - Podrapałam się nerwowo po głowie. Mam nadzieję, że ta wymówka wystarczy.
- Znowu go zgubiłeś? - Zapewne gdyby nie było w okolicy innych ludzi ryknąłby na mnie najgłośniej jak może. - Debilu, który to raz go gubisz?!
- O żesz... - zawiesiłam się, nad głową pojawiła mi się ikonka buforowania. - Skąd mnie to wiedzieć?! - wybuchłam po chwili. - Kasene pytaj!
Jego mina ukazująca teraz połączenie facepalma i podwójnego wtf, powiedziała mi co właśnie zrobiłam. Myśl Selka, myśl. Szukaj drogi wyjścia, bo Naoki chyba teraz myśli, że jego brat przechodzi wtórny analfabetyzm albo coś gorszego. Trzeba mu powiedzieć co się dzieje! Ale zrobimy problem sprawcy, który teraz bryka w moim ciele. 
-No... Jakby ci to powiedzieć. - Złapałam Naokiego i pociągnęłam za sobą. - A niech zboczeniec ci wyjaśni.

Ty zidiociały kretynie!
Wyładują frustracje, uderzyłem z pięści w ścianę w sumie więcej czyniąc złego moim biednym knykciom niż jej. Dysząc czy to z powodu durnego biegu na oślep, czy złośliwie pulsującego sercu, który po uwcześnię zaistniałej sytuacji teraz postanowić wystukać moja osobistą ścieżkę dźwiękową na moich własnych żebrach. 
Szczerze było mi teraz strasznie głupio. Co prawda nigdy się nie łudziłem, że mam opinię super maczo w sombreo, jednak uciekając w środku dyskusji tylko się wydurniłem i pokazałem, jaka ze mnie bezużyteczna glista. Czy to moja winna, że inaczej nie potrafię? Jestem żałosny, bo boje się zamkniętych pomieszczeń, cholernych samochodów, czy innych toi toi. Nawet do piwnicy nie zejdę, od co, ówcześnie nie przeżywając osobistej tragedii. 
A najgorsze, że nie mam wpływu. I tylko się wydurniam przed innymi.
I to cholera jak. 
Na szczęście w tamtej chwili zadzwonił dzwonek, który zagłuszył moje srogie przekleństwo. Dudniące cholerstwo uświadomiło mi, co było dla mnie priorytetem zanim ruda nie postanowiła zamknąć mnie w składziku. Wieszczadło. Cholerny gad, który snuje się gdzieś samotnie. 
Znowu przekląłem, chyba powoli wypierając moją elokwencje i uciekając przed tłumem wychodzącym z klas, pognałem dalej szukać węża. 

- Nogi z dupy powyrywam. Z flaków zupę ugotuję, a ze skóry zrobię sobie kurtkę, torbę i buty. - cichutko, aby nikt nie usłyszał, recytowałam listę działań, które będą opisywać tragiczną śmierć Kasene. Oczywiście to wszystko zrobię jak z powrotem będę w swoim ciele, mojego mi szkoda. 
Naoki chyba przeżywał dogłębny szok bowiem dawał ciągnąć się niczym lalka. Ale czy wy byście nie przeżyli wstrząsu w chwili, w której wasz brat prawdopodobnie zbzikował i opisuje jak sam siebie zabije? Nie dziwie się chłopaczynie, ale musi to wytrzymać. Jego brat, obecnie siostra, sam będzie mu wszystko wyjaśniał. Ja nie mam ochoty. Tylko gdzie ta cholera polazła?!
- Dzwonku zadzwoń i zgoń bydło do zagród! - parsknęłam ponuro. - Szybciej znajdziemy dziada. Chcesz go zamordować, czy ja mogę to zrobić?
- Proszę? - Mina Naokiego opisywała więcej niż tysiąc słów. Merci normalnie. - Kasene, jesteś chory? 
- Kasene zaraz będzie świętej pamięci - prychnęłam i mogę przysiąc, na końcu korytarza w tłumie zauważyłam siebie. - Tam jest!
Pora włączyć turbo. Ludzie kryjcie się za rany cięte i tym podobne nie odpowiadam. Nie widzę nic poza celem i nie spocznę póki nie dotrę do Kasene, a Naoki razem ze mną!

W takim momencie stałem się najpobożniejszą osobą, jaką ma ta placówka. Zgięty prawie w pół, przeszukiwałem każdy zakurzony kąt tej polibudy, znosząc przy tym modlitwy, aby żaden nieszczęśnik nie spotkał się z plagą w postaci mojego zagubionego gada. Wyglądałem wtedy przynajmniej komicznie, a przepraszam to Selka tak wyglądała, gdy w szaleńczym piegu zaglądała pod każdy stołek, ławeczkę czy zwiędły kwiatuszek. Nawet kilka osób zarżało na widok pończoch rudej, jednak wystarczyło, abym tylko popatrzył na dewianta, a sam kłaniał się w pas, obawiając się bycia uduszony kolorową wstążką. 
Co jak co, dziewczyna miała ten błysk w oczach, nawet jeśli wewnętrznie siedziałem ja. Mały, zestresowany, który ma problemy z własnym wychowaniem, a co dopiero z opieką nad wężem. 
- Wiesiu! - zabrzmiały chóry anielskie, czyli w końcu, w cieniu zardzewiałych szafek błysnęły czarne łuski. Gad uniósł łeb słysząc swoje imię, jednak gdy zobaczył rude rozszalałe coś pędzące w jego stronę, instynkty pierwotne dały o sobie znać. Nie poznając mnie chciał, jak najprędzej czmychnąć. Jednak podeszwy trampek w odróżnieniu od glanów mają lepszy poślizg, dzięki któremu w ostatniej chwili złapałem Wieszczadło. 
I wtedy, jak grom z jasnego nieba usłyszałem czyjś krzyk. Mój krzyk, który z pędem pendolino ciągnąc za sobą wagon w postaci mojego brata, gnał w moją stronę. Samoistnie jęknąłem wiedząc, że mam bardziej przesrane niż toi toi na pielgrzymce.
- Neeekuś! Kochanie moje, ja ci to wszystko wytłumaczę. - stęknąłem koślawo. Naoki słysząc wiązkę słodyczy skierowaną w jego stronę z ust Seleny, wykrzywił się śmiesznie, przeżywając wysoko szkodliwy szok. - No bo był wypadek... No i tak się stało, że jestem w ciele Selki, a ona w moim. Ale popatrz na to bardziej pozytywnie! Nie chciałeś nigdy mieć siostry?

- Nogi z dupy powyrywam, cholerny panikarzu! - warknęłam wściekle nie dając Naokiemu szansy na obczajenie sprawy. - Zwiałeś mi z kryjówki tak jakbyś przed gwałcicielem uciekał! 
Zapominając, że jest pajac w moim ciele złapałam go za czuprynę i mocniej niż planowałam pociągnęłam pierw w lewo potem w prawo. Zmrużyłam przy tym oczy, niech widzi, że się gniewam. Może się przynajmniej na podstawie mojego zachowania nauczy jak prawdziwy facet powinien się zachowywać. Na pewno nie może piszczeć i panikować, gdy zgubi węża. O właśnie. Czyli jednak z jego dywersji jest jeden plus.
- Ooo. Węża znalazłeś - zgarnęłam gada, który widocznie chciał zwiać mu z łap. - Teraz jest mój ty opiekujesz się Zenkiem. Jest łatwiejszy do upilnowania, dasz sobie radę.
Wieszczadło widać swobodniej się czuł w moich rękach, bo czym prędzej owinął mi się wokół szyi i zamilkł. Ha, niech teraz Kasene wie, co ja czułam, gdy Zenek mnie z nim zdradził! Rozejrzałam się po korytarzu i mijających nas uczniach. Ruch jak na autostradzie. Ale teraz musimy Naokiego wtajemniczyć, na pewno nie mam ochoty robić z tego akcji na miarę odcinka "Trudnych Spraw" czy "Szkoły", które pozna cała szkoła. Potrzeba osobnej sali. Kibel się nada idealnie, a Kasene wraz ze mną tyle razy tam lądował, że na pewno nie będzie miał nic przeciwko. 
- Do klopa już. - Klasnęłam na bliźniaków i wskazałam na drzwi prowadzące do wspomnianego pomieszczenia, od teraz naszej sali obrad.

CDN. 
Kasene i Selene pozdrawiają serdecznie

poniedziałek, 13 czerwca 2016

My ghost, where'd you go?

Okada Toki




Charakter: Pogodny, choć często wpada w zamyślenie. Lubi żartować, spędzać czas z ludźmi i wprowadzać ich w zakłopotanie swoimi czynami. Niestety, często wyśmiewany i ignorowany z powodu swojej niepełnosprawności lub traktowany jak delikatny kwiatek, który nie da rady nic zrobić samemu. Irytuje się, gdy ktoś traktuje jego fizyczną ułomność jakby jednocześnie był chory na umyśle, co zdarza się nader często. Często dostaje nagany za bicie się z uczniami i powodowanie nieporządku na szkolnych korytarzach. Generalnie sympatyczny, ale kryje w sobie coś mrocznego, o czym nikomu nie opowiada, bo nikogo nie może nazwać prawdziwym przyjacielem.
Wygląd: Nie wyróżnia się niczym spośród innych uczniów. Średniego wzrostu, trochę bardziej umięśniony, jego włosy mają przeciętny, brązowy kolor i są zwykle związane w krótki kucyk, przypominający długością bardziej pędzelek. Ma szaro oczy nakrapiane niebieskim i zielonym; kolor uwydatnia się w zależności od ubrania. Ma trochę zbyt szerokie usta, kąciki oczu opadają w dół, nadając mu wiecznie zmartwiony wygląd; nos złamany w dwóch miejscach wcale nie jest efektem wypadku, a bójek. Zwykle nosi czarne bojówki z mnóstwem kieszeni, które wypełnia nieraz niepotrzebnymi rzeczami, cukierkami i narzędziami oraz kolorowe t-shirty z jakimiś napisami. Jedyne co wyróżnia go spośród przeciętniaków, to metalowe ramię wzmocnione magią i dzięki temu poruszające się zgodnie z wolą chłopaka, jednak jedynie z uczuciem ciężaru, bez innych bodźców. Metalową, lewą ręką, nie dotyka ludzi, bojąc się, że może coś im zrobić.
Historia: Życie chłopka nie było żadnym szczególnym biegiem wydarzeń, które mogłyby skrzywdzić jego psychikę. Od początku przeciętnie utalentowany czarodziej w magicznej, przeciętnej rodzinie mieszkającej na przedmieściach. Wszystko zmieniło się gdy Okada skończył siedem lat; wtedy właśnie wydarzył się wypadek samochodowy. Tir wjechał w ich samochód, zgniatając jego rodziców tak, że właściwie nie było czego włożyć do trumny. Cudem było, że chłopiec przetrwał wszystko jedynie ze zmiażdżoną ręka, pękniętą śledzioną i stłuczonymi żebrami. Miał szczęście. Później trafił do sierocińca, o którym woli nie wspominać, a jednak pozostała po nim wielka blizna na duszy Okady. Nie bez powodu ma w szafie wojskowe buty, maskę z włókna węglowego, kamizelkę taktyczną i kilka zestawów noży, a gdy się uczy, składanym zawsze wywija piruety miedzy palcami. Odcina się od przeszłości, tworząc zupełnie nową w szkole.
Lubi: Słuchać muzyki klasycznej, ciastka, truskawki i wiatr. Pasjonat seriali, chrupek kukurydzianych i pizzy hawajskiej. Lubi ćwiczyć fizycznie, zwłaszcza sztuki walki. Często gra w gry na konsole. Lubi poezję.
Nie lubi: Bałaganu, spóźniania się i opieszałości. Sztucznego smaku wiśniowego i nadmiernego filozofowania. Wkurzają go ludzie, którzy nadmiernie próbują pokazać, jacy są inni. Nie lubi brzydko wyglądającego jedzenia i abstrakcyjnych obrazów.
























Proszę najechać myszką na obrazek :) Dolne info zalinkowane pojedynczo - każda informacja to inny link. GG: 58767630, zawsze na niewidoku, zapraszam :) Aaa... Wizerunek ukradłam Buckiemu z Marvela :)

niedziela, 5 czerwca 2016

Już czas by się pożegnać

Pamiętam jak pięć lat temu na szkolnej ławce w korytarzu spotkalam nagle ja, Rima i pewna osoba wpadłyśmy na genialny pomysł stworzenia tego bloga. Co prawda jest to nowsza wersja ale jednak podobna i o tej samej nazwie. Włożyłyśmy w to tyle serca i czasu. Stworzyłyśmy postacie, świat i historie. Ileż to razy wieczorami przed zaśnięciem redagowałam w myślach moją notkę lub wymyślałam kolejną. Włożyłyśmy w to na prawdę dużo pracy. Byłam wdzięczna i zaskoczona że udało mi się założyć blogowe przyjaźnie choć na tym blogu może było ich mało. Wiecie że to jest pożegnanie...
Nie czuję jednak smutku mimo tych pięciu lat. Coś się musi skończyć by coś lepszego mogło się zacząć. Wiem że mnie nie znaliście, ale nie chciałam odejść z bloga bez słowa.
To będzie na tyle.
Stało się.
Ściskam was wszystkich gorąco.
                                                                                                        Alisa Williamson





czwartek, 26 maja 2016

Igrzyska ciastek cz.II

DZIEŃ I
Kłopotów nie trzeba szukać. Przychodzą same, tak samo jak kłótnie. 

Ten poranek mogłam zaliczyć do pięknych. Nie obudziło mnie ciąganie za włosy, ściąganie kołdry, chuchanie w twarz czy próba podpalania piżamy. Nie polecam szczególnie tego ostatniego. Łatwo się można nabawić oparzeń, a  na koniec sprawca stwierdzi, że jest niewinny. Jako bonus - oparzenia przecudnie bolą. Co racja Shizen nie mógł zmusić mnie do wstawania, by załatwić mu jedzenie, ale brak jakiegokolwiek złośliwego zachowania był podejrzany. Może po prostu jeszcze spał, nikt nie jest w stanie go przewidzieć. Przeciągnęłam się leniwie rozkoszując się ciszą panującą w pokoju. Wspaniały początek dnia. Niechętnie zrzuciłam z siebie ciepłą kołdrę i wstałam.
- Dzień dobry! - Mimo zakładu postanowiłam być miła dla Shizena, w końcu i tak wygram, a on będzie mi oddawać desery. Trzeba się jakoś odwdzięczyć. Sam przecież wpadł do dołu, który wykopał dla mnie.
Jednak na kulturalne powitanie odpowiedziała mi cisza. Czyżby się obraził? Doszło do niego, że przegra i focha strzelił jak nastolatka? Uniosłam brew i zerknęłam na posłanie smoka.
- Nie ma go - mruknęłam patrząc na puste legowisko. - Pewnie poleciał na dół.
A myślałam, że zacznie dzień od użalania się nad brakiem jedzenia. Czyli jednak wziął się za siebie. Dopisać do technik wychowywania smoków. Albo znów lunatykował i śpi w pokoju taty pod łóżkiem lub szafą. Zobaczymy co mu z tego wyjdzie. Na spokojnie przyszykowałam się do szkoły, sprawdziłam czy w zeszytach znowu nie mam "niewiadomego" pochodzenia wyznań miłosnych i złapawszy spakowaną torbę, zeszłam na dół. Tata i zaspany Pav siedzieli już przy stole rozmawiając spokojnie. Zostawiłam torbę w salonie i usiadłam obok nich w kuchni.
- Nie widzieliście Shizena? - spytałam, gdy nie dostrzegłam smoka buszującego po stole w poszukiwaniu ulubionych kąsków.
- Myślałem, że w końcu go zabiłaś - zaśmiał się Pavel, a ja parsknęłam.
- Niestety nie. Zrobiliśmy mały zakład. - oznajmiłam szykując kanapki. - Widać nie wpadł na to, że jedzenie może sobie załatwić w kuchni i poleciał gdzie indziej.
- Wolę nie pytać o co był zakład - mruknął tata. - A co zrobisz jeśli coś mu się stanie?
- Nic mu nie będzie tato. Jak spryciarz chce to nie powstrzymuje się przed podpalaniem moich rzeczy - stwierdziłam i ugryzłam kanapkę.
- Tata jej wczoraj nie widział! Nie wiem co Shizen zmajstrował, ale Amika była niczym bomba, która lada chwila wybuchnie! Weszła do domu z kulturalnym z buta wjeżdżam i mało mnie torbą nie zabiła!
Gdy Pavel streszczał jak to wyglądało moje wczorajsze wejście do domu zerknęłam na zegarek. Pora do szkoły. Po lekcjach poszukam gadziny lub jej zwłok. Jeśli to drugie to nie wiem , co zrobię. Jest gdzieś w okolicy sklep ze smokami? Kończąc kanapkę poszłam po torbę i zarzuciłam ją na ramię. Niby książki swoje ważą, ale bez Shizena była trochę lżejsza.
- Do zobaczenia! - krzyknęłam wychodząc z domu.
Chyba pierwszy raz od bardzo dawna nie musiałam cwałem gnać do szkoły. Nikt nie sprawił mi problemów. Odetchnęłam porannym chłodnym powietrzem. Za zimno. Niby wiosna, niby w prognozach trąbią "Ciepło! Ciepło idzie! Będzie ciepło", a i tak zimno. Przestaje wierzyć ludziom, zwłaszcza pogodynkom. Przynajmniej przewidzieli, że jak na razie faktycznie nie będzie padać. A może powinnam się jednak cofnąć po parasolkę? Przezorny zawsze ubezpieczony jak to mówią.
Na ulicach było pusto, samochodów brak. Na chodniku sytuacja malowała się podobnie. Sklepy i kafejki dopiero szykowały się do otwarcia, przez okna widziałam krzątających się po salach pracowników. Też kiedyś będę zarabiać na życie gdzieś tutaj? Ciekawie, by było pracować w restauracji lub małej kawiarni. Czy pracownicy mogą liczyć na zniżki lub brać coś za darmo? Na przykład ciastka? Shizen byłby zazdrosny.
- Szczur! - Głośny wrzask doszedł moich uszu z kawiarni pod szyldem "Kawowy ogród", więc czym prędzej zerknęłam do środka przez uchylone drzwi.
Nieszczęsna pracownica stała na stołku ze szczotką w ręku i rozglądała się panicznie. Miałam wrażenie, że długo tak wyżej nie postoi, bo nogi dygotały jej jakby drgawek dostała, a mebel chybotał się razem z nią. Zauważyła moje zaciekawione spojrzenie, zresztą nie tylko moje, bo przez jedno z okien do środka zerkały trzy twarze. Każda z nich reprezentowała inną grupę wiekową, poczynając od dziecka z podstawówki na starszym dziadku kończąc. W całym tym harmidrze nie było tylko rzekomego szczura, który przez jej pisk był zapewne bardziej niż ona przestraszony.
Otworzyłam szerzej drzwi i rozejrzałam się po wnętrzu kawiarni. Była bardzo przytulna. Ściany w kolorze kremowym w połączeniu z brązowymi meblami nadawały wnętrzu przyjemny, domowy klimat. Wszędzie roznosił się zapach kawy i ciastek, który pochodził najpewniej z lady, gdzie obok kasy stały puszki, a w każdej najprawdopodobniej znajdował się inny rodzaj brązowych ziaren. Przy nich w szklanej gablocie okazywały światu swoją urodę przeróżne ciastka. Od lukrowanych przez kremowe do czekoladowych i waniliowych. Gdzieniegdzie na ścianach wisiały także obrazy przedstawiające kwiaty, a na każdym stoliku stał wazonik. Chyba wpadnę tu po lekcjach na małe co nieco i odpocznę sobie, co mi szkodzi.
Po szybkim zapoznaniu się z wnętrzem poszukałam źródła problemu. Na ladzie przy gablocie leżały okruchy, widać winowajca przybył tu zwabiony zapachem słodyczy. Zapewne gdy kelnerka czyściła szkło i odsłoniła jadalne cuda, dla których warto wagą grzeszyć, zakradł się do nich i porwał jedno. Tylko gdzie może być teraz? Czujnie przeleciałam wzrokiem po najbardziej odległych meblach, a następnie tych bliższych. Natychmiast dojrzałam czarny ogon z niebieską końcówką wystający zza sofy. Zmrużyłam oczy chcąc bardziej rozpoznać stworzenie. To chyba nie...
Krzyk nie dał mi dokończyć myśli. Pracowniczka kawiarni musiała uchwycić moje spojrzenie i również zauważyć ogon, bo jednym susem skończyła, ba pofrunęła, do kryjówki biednego stworzenia, którego rasę zaczęłam podejrzewać. Czy on się nigdy nie nauczy, że jedzenia najpierw szuka się w kuchni w domu? Szafki i lodówka tyle razy mówiłam. Instrukcję trzeba napisać do jasnej ciasnej?
Gdy miotła uderzyła w podłogę tuż obok kryjówki nieokiełznanego zwierza to czmychnęło za kolejny mebel. Jednak nie na długo, bo kelnerka nadążyła za nim wzrokiem i ponownie wygoniła ze schronienia. Tym razem jednak kolejna wybrana kryjówka była blisko wyjścia. W tym samym momencie, co pracownica kawiarni skoczyłam do owej kryjówki i nim współgoniąca się zorientowała capnęłam skrzydlatego szczura, a ten prędko schował się w rękawie mojej kurtki. Czym prędzej wyprostowałam się i rozejrzałam starając się jak najlepiej ukazać rozkojarzenie.
- Gdzie on się podział? - spytała kelnerka na co wzruszyłam ramionami.
- Pewnie uciekł przez otwarte drzwi - mruknęłam i wskazałam uchylone wejście.
Moja wersja wydarzeń na szczęście została zaakceptowana. Kelnerka wróciła do swojej pracy, sprzątania miejsca bitwy ze "szczurem". Ja w końcu ruszyłam do szkoły i odetchnęłam z ulgą. Zaginiony współmieszkaniec pokoju odnaleziony i chyba najedzony. Ran ciętych brak, czyli przeżyje. Czułam jak uskrzydlony szczur wierci się niespokojnie w moim rękawie i pnie się do góry.
- I na co ci to szczurze było? - spytałam upewniwszy się, że w okolicy nikogo nie ma.
- Głodny byłem no! W końcu mam sobie sam radzić! - prychnął smok i wystawił głowę tuż pod moim uchem, a jeden z jego rogów drapał mi szyję.
- Ale ja ci tyle razy mówiłam! Żarcia to się najpierw w kuchni szuka!
- Nie będę z wrogiem rozmawiał! - bronił się zaciekle Shizen.
- To paszoł won z mojej kurtki! - warknęłam i pstryknęłam gada w nos. Szczerze tego nie lubił, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
Ledwo się powstrzymał przed dziabnięciem mnie za palec. Rozejrzał się po okolicy i gdy stwierdził, że nikogo nie ma wyleciał z kryjówki. Nawet nie musiałam pytać, co robi. Poleciał do lasu w sobie tylko znanym celu. Będzie jagód szukał? Nie ta pora roku. Albo okrężną drogą do domu poleci i w końcu zda się na wszechmocne moce pełnej lodówki. Wzruszyłam ramionami i przyśpieszyłam, a przede mną zamajaczyły się kontury szkoły. Naukę czas zacząć. Prognoza na dziś? Żadnych rozprawek, plakatów, prezentacji. Można odetchnąć ciśnienie i stres w normie...
Chyba, że wrócę do domu i zastanę zdemolowaną, przez huragan o imieniu Shizen, kuchnię lub pokój. Zachowajmy spokój, prognozy nie zawsze się sprawdzają.

CDN

~*~
Zeszło się... bardzo się zeszło... Następną część postaram się szybciej i dłużej.

wtorek, 3 maja 2016

Majowe ogłoszenia


Witam wszystkich!
Już dawno nie było ogłoszeń, a nawet jeśli, to i tak nie wiele się działo. Czas to zmienić. 
Czas... na rewolucję!

Pewnie wszyscy już zauważyli, że Tm usypia. Co prawda, nie zasnęło całkowicie i za podtrzymywanie go przy życiu dziękuję wszystkim, którzy starali się napisać choć jedną notkę, jednak to za mało, by ten magiczny świat powstał z popiołów niczym feniks.
Razem możemy to zmienić.

1) Po pierwsze, dziękuję Macie za wykonanie tego wspaniałego szablonu. Choć widnieje na naszym blogu już parę dobrych dni, oficjalne podziękowania nieco się opóźniły, za co Macię bardzo przepraszam. Nie wiem jak Wam się podoba, ale osobiście przyznaję iż zakochałam się w tym szablonie <3 Jeszcze raz wielkie dzięki Maciu.

Jak wyglądał wcześniejszy szablon? :


2) Po drugie, pragnę oficjalnie przywitać naszą nową uczennicę - Leję Ketner.
Witamy ślicznie w naszym gronie i mam nadzieję, że szybko się u nas zaadaptujesz. :)

3) Trzecim punktem na mojej liście jest Ostateczna Lista Obecności. Z racji tego, że sporo pisarzy zasnęło wraz z blogiem, od dnia dzisiejszego każdy ma obowiązek podpisać się w komentarzu. Czas na podpisanie się wynosi miesiąc [ do 3 czerwca]  . Każdy, kto się nie podpisze, będzie wyrzucony z bloga bez żadnego wcześniejszego powiadomienia. W końcu nie o to chodzi by ktoś się podpisał i znów zniknął na rok ;) Oczywiście jeśli ktoś zostanie wyrzucony, będzie mógł powrócić, lecz na zaostrzonych zasadach. Każdy sam podpisuje się za siebie. :)
(przypominam także o informowaniu o nieobecnościach dłuższych niż miesiąc
 > paczaj regulamin ogólny punkt 9 < )

Lista obecności: 

1.  Rima Dream (RimaTM)
2.  Jack Frost (Deiraera)
3.  Alissa Williamson (Alisa)
4.  Keyli Takei (Nemi Zearis)
5.  Rebekah Nelson (Terra(SV)/Rebekah(SPS) )
6.  Amika Ashida (Amika Tamoi)
7.  Koroshio Tenshi (Koroshio Tenshi)
8.  Naoki Blade (Kesley-chan)
9.  Kasene Blade (Blackhorn)
10. Tatsuya Ureshi ( Koroshio Tenshi)
11. Shina Fugasu (Shina-san)
12. Emily Thale (Julia Majer)
13. Ningyo Sonohoka (Lucy)
14. Alexandra Cade (Nemi Zearis)
15. Alexander Cade (Nemi Zearis)
16. Selene Tamoi ( Amika Tamoi)
17. None (Tadashi Katsuko)
18. Nancy Pate (Blackhorn)
19. Lily Aida (Amika Tamoi)
20. Eren Katsu (Koroshio Tenshi)
21. Leja Ketner  (Rose)

~♦~♦~♦~

4) Uwaga, uwaga! Wprowadzamy totalitaryzm! Od teraz odstęp między dodawaniem postów musi wynosić co najmniej 2 godziny i 1 komentarz od innej osoby. W przypadku kiedy pojawi się Karta Postaci, należy odczekać 2 godziny i 3 komentarze (od różnych autorów!) Posty łamiące tę regułę, będą wycofywane do wersji roboczej. 
Ma to na celu głównie rozwiązać problem z brakiem komentarzy, który ewidentnie pogorszył aktywność bloga. Wszyscy lubimy gdy pod naszymi postami pojawiają się komentarze, dlatego spróbujmy także doceniać pracę innych, nie tylko swoją. :) 

5) Ostatnio w ogłoszeniach zostało ustanowione, iż będzie to ostatni rok szkolny naszych postaci. Jednakże, ze względu na to, że blog nadal nie rozwinął się całkowicie, zaś doszło sporo nowych postaci, wycofuję tę ustawę. :)
Możecie spokojnie pisać postaciami, bez podawania w której są klasie. Można ich nazwać " wiecznymi uczniami" :3

6) Chcę poinformować także o tworzeniu się specjalnej strony " Nevermind", która posłuży przybliżeniu wyglądu miasta, jak również będzie inspirować pisarzy, czyli Was, bo to właśnie Wy kreujecie ten magiczny świat :) Jeśli ktoś jeszcze chce pomóc w tworzeniu opisów różnych miejsc w Nevermind, proszę o skontaktowanie się ze mną. [ GG: 41016021]

[ - Daleko jeszcze? 
- Nie. 
- Daleko jeszcze? 
- Daleko. ]

7)  Każde miasto, ma swoje sekrety, zaś Nevermind ma ich znacznie dużo. Z racji tego, już niedługo na TM wraz z opisem miejsc, pojawią się także tajemnicze legendy kryjące w sobie ziarnko prawdy. Jeśli ktoś ma ochotę na snucie historii o Nevermind, zapraszam do współpracy :3

8)  Być może już zauważyliście, być może jeszcze nie, na naszym blogu w lewej kolumnie pojawił się chat shotubox. [ stworzony oczywiście przez Matę :* ] Mamy nadzieję, że rozwiąże to pewien problem, a mianowicie tworzenie się małych grupek, uniemożliwiających nowym osobom zawarcie kontaktu, poprzez pisanie z kimś notek. Fajnie jest mieć grupę przyjaciół z którymi można pisać, jednak jeszcze fajniej jest od czasu do czasu popisać z kimś innym i zgłębiać w ten sposób przyjaźnie :) Teraz, jeśli chcecie napisać z kimś notkę, możecie oznajmić to na chacie. Oczywiście, zapewne znajdą się blogi chętne w reklamowaniu się na naszym chacie, jednak nie bądźmy im dłużni, sami również chcemy zaistnieć w blogosferze, prawda? :)

9) Dawno, dawno temu przez adminkę została wyłączona muzyka na blogu. Muzyka była stara, niektórym już zbrzydła, innym stała się irytująca, zaś chociażby u mnie, zaczęły zamiast muzyki włączać się reklamy z youtube [ co jest dziwne, ale ok]. Chcę stworzyć nową playliste piosenek na bloga, hasło niebiesko mi, dlatego też proszę, o zaproponowanie piosenek w komentarzach :) Pamiętajcie jednak, że piosenki te nie mogą przeszkadzać w czytaniu (np.: nie mogą być "zbyt głośne, krzykliwe"). W końcu ich zadaniem jest umilić nam czytanie :3

10) Mundurki! Już wcześniej pisałam i pokazywałam mundurki na TM. Przyznaję się, że nadal nie narysowałam,  mundurków w wersji męskiej, jednak będą one podobnie kolorystyczne do wersji damskiej, którą już znacie :)
A jeśli nie, to właśnie poznacie:

Mundurki istnieją od grudnia, jednak nie spostrzegłam się by dodać je także do zakładki "o szkole". Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten błąd :3
_______________________________________________________________
Ich wprowadzenie, możecie przeczytać tutaj :
Był pierwszy września. Nowy rok szkolny, zwiastował nowe przygody, nowe problemy oraz nowe twarze wśród uczniów, jak i nauczycieli. Wszyscy uczniowie zebrali się na szkolnej auli, która była dwa razy większa od przeciętnego pomieszczenia w normalnych szkołach.

Dekoracje przy suficie, a także wiszący na ścianie, ogromny znak Szkoły im.Feniksa sprawiały, że pierwszoroczni nie mogli oderwać od nich oczu. Mimo, że to była zwykła płachta z godłem, czy też ogromne, granatowe zasłony przy dużych oknach, przypominające te na dworach królewskich lub też w samym pałacu, sprawiały, że wszystko wydawało się tu takie magiczne. Inne. Różne. Wyjątkowe. Atmosfera tutaj również różniła się od zwykłych szkół. Co chwila, zdawało się, że poranne promienie słońca tańczą, zaś przyjemny wietrzyk, mimo zamkniętych okien, powiewał lekko, ochładzając uczniów, unosząc niebieskie płatki róż nad ich głowami. Oczywiście, wszystko było zaplanowane przez klasę, która osiągnęła najniższą średnią w ostatnim roku i za karę, musiała zajmować się w wakacje przygotowaniami na rozpoczęcie roku szkolnego.

Punkt 9 rano dyrektorka Madeline Potter wkroczyła na scenę, wśród mniej i więcej radosnych aplauzów. Powitała wszystkich zebranych, zaś po chwili wszyscy stanęli na baczność wpatrując się w sztandar szkoły, który wprowadzali najstarsi uczniowie, po czym uczniowie wyjąkali hymn państwowy, a także hymn szkoły. Długi monolog dyrektor zawierał przede wszystkim pytania retoryczne o tym, " Jak minęły wakacje?", nadzieję, że wszyscy wykorzystali je jak najlepiej, przywitanie i odczytanie listy klas pierwszych, aż w końcu przedstawiła nowych nauczycieli.

Choć wszyscy myśleli - mieli głupią nadzieję - że to już koniec i będą mogli cieszyć się lub opłakiwać ostatni dzień wakacji, dyrektorka miała jednak jeszcze jedną niespodziankę. Niespodziankę, która zwaliła uczniów z nóg, zaś nauczycielom nadała złośliwy uśmiech i radość, że nakaz nie dotyczy także i ich.

"- Z wielką radością, którą jak mniemam podzielicie wraz ze mną i z nauczycielami, oznajmiam o przywróceniu mundurków do szkoły! Mundurki zaczną funkcjonować niestety dopiero od grudnia, jednak myślę, że wszystkim przypadną do gustu. Chcemy tym m.in. podwyższyć prestiż szkoły, a także nadać jej bardziej profesjonalny wygląd. Noście je z dumą i dbajcie o nie. Od grudnia bowiem, będą z wami nierozłączne."

Tymi o to, powyższymi słowami, dyrektor pożegnała się z uczniami oraz zapowiedziała szkolną rewolucję...

             _______________________________________________________________


11) Na blogu pojawiła się zakładka " ROZWIŃ TO". Zapraszam w niej do wspólnej zabawy :) [ szczegółowe informacje znajdziecie w linku  ^]

12) Najlepsze zostawiłam na deser... 
Otóż od początku istnienia bloga - jeszcze nawet w pierwszej wersji TM - można było dołączyć jedynie jako Czarodziej/ka. Postanowiłam to zmienić. Bowiem do naszego grona, przybędą... wampiry. 
Każdy będzie miał możliwość dołączenia do bloga jako czarodziej lub wampir. Wampiry jednak nie będą całkowicie nieśmiertelne i niezniszczalne. W najbliższym czasie zostanie stworzony wzór karty postaci oraz będą podane inne, szczegółowe informacje na ich temat :) 

***

Dziękuję wszystkim za uwagę i przeczytanie tego tasiemca ^ ,
a także Macie, Amice, Nemi i Koroshio za pomoc :)
Wszyscy członkowie bloga mają obowiązek podpisania się pod LO wraz z podaniem hasła, które ukryłam wśród gąszczu literek :3 (hasło będzie zmieniane co parę dni). 

  Do napisania! :)

  Rima Dream  


sobota, 23 kwietnia 2016

Zamiana ról cz. I

UWAGA! Przed przeczytaniem tej tutaj notki zapoznaj się z Kartami Postaci lub innymi wspólnymi notkami Kasene i Selene. Jeśli je czytałeś, wiesz czego możesz się spodziewać i może unikniesz zniszczenia mózgu. Jeśli nie, nadrób zaległości czym prędzej. Nie odpowiadamy za skutki uboczne, które mogą się u Ciebie pokazać po przeczytaniu tego posta. Jednakże aby mieć absolutną pewność, że wyjdziesz z tego czytania cały, prosimy zostaw komentarz. KONIEC UWAGI. Zapraszamy do czytania

Dobra, eksperyment czas zacząć. Hipoteza? Selka dotrze do klasy w mniej niż dziesięć sekund. Dobra... Maksymalnie dwadzieścia. Od tego zależy moje życie. Korytarz pusty, więc brakuje potencjalnych przeszkód. Cisza w szkole? Nie przerwiemy jej! Bieg na palcach jest najszybszy, a poślizgi najlepsze na zakręty. A na pisk podeszwy nie zwrócą uwagi. To się musi udać. Eksperyment start! Pierwsza prosta od damskiego kibla pokonana. Zakręt, jedno z niewielu zagrożeń również wyminięty. 
- Jak to było? - spytałam się gnając na oślep. - Na końcu w prawo, potem ostro w lewo, skok ze schodów i prosto na koniec korytarza. Nauczycielka ma dłuższą drogę, ale dzwonek był pięć minut temu, więc teraz pewnie sprawdza listę. Jestem jedną z ostatnich, a ona pewnie jest w połowie sprawdzania. Wliczając mój rozpęd i zdolności... Zdążę.
No patrzcie. Czyli matma i inne przedmioty się jednak przydają. Może zacznę się uczyć? Hah, na pewno nie. Nie moja głowa męczyć się z nauką i ślęczeć nad książkami. Mam za delikatny mózg. Wybuchnie biedak od przesilenia różnego pochodzenia informacjami. 
- Cholera! Zakręt! - pisnęłam, gdy prawie zaliczyłam czołowe ze ścianą i ledwo skręciłam z prawo, a potem ostro w lewo.
Już liczyłam na zwycięstwo, bo została prosta droga, jednak nie przewidziałam jednego. Potencjalna przeszkoda w kształcie człowieka! No kurde jakim cudem!? Wszystko wyliczyłam pseudo obliczeniami!
- Pięć minut. – po sprawdzeniu wyświetlacza telefonu, przedstawiłem czas wszystkim na kompletnie pustym korytarzu. Owe minuty, to wyliczenie o ile za długo stercze na korytarzu. Jak bardzo przegrałem wyścig zwany dobrym wykształceniem i jak wiele czasu zmarnowałem jęcząc i wzdychając na świat doczesny. Od pięciu dobrych minut - przepraszam teraz już sześciu - trwa lekcja. Cielsko w postaci per pani profesor zapewne zdążyło się już przywlec się z dziennikiem. Otworzyć drzwi, wpuścić motłoch. Przewidując to i zdążyła nawet wygrzać sobie fotel. 
Minęło już sześć minut, poprawka – siedem. Jestem przekonany, że teraz sprawdza listę. Musiała mnie już wyczytać. Ba! Przecież jestem pierwszy na liście. Cholera, gdyby był na końcu, to bym jeszcze zdążył, a teraz to już mało prawdopodobne. Ósma minuta.
 - Trudno się mówi! – klasnąłem w dłonie, okręcając się na pięcie w kierunek byle odwrotny od położenia klasy. – W takiej sytuacji nie ma, co się tam pchać. Byłyby z tego same problemy. Musiałbym się tłumaczyć, wymyślać jakieś wymówki. Chodź Wiesiu odwiedzimy Pigułę. Powiemy, że konam z bólu, a jedyne, co mi pomoże, to biszkopciki z czekoladą, co je tam kitra u siebie w kantorku. 
Rozporządziłem, wbrew wężowi, który syknął cicho, aby mnie skarcić. Ha, sam ma ochotę na czekoladę, a buczy tylko dla zasady. Poczochrałem go po łbie i ruszyłem przed siebie. I właśnie wtedy cisze wśródlekcyjną przerwał odgłos galopu tabunu dzikich koni puszczonych na wybieg. A przynajmniej tak to brzmiało. Ktoś wielce spóźniony i zestresowany tą sytuacją gnał po korytarzu. Ale skąd? Dokąd? Po co? Tego nie dano mi wybadać. Gdy kierowałem się ku schodom, dźwięk nasilił się i nim zdążyłem chodź głowę przechylić, coś z impetem tira na A1 wpakowało się we mnie, wybijając mnie z równowagi i sprawiając, ze mogłem sobie zanucić przyśpiewkę o marzeniach, aby pofrunąć. Oh, uwierzcie, ja już nie musiałem marzyć.
Wyobraźcie sobie najgorszy możliwy sposób wywołania bólu. Rozjechanie przez samochodów, pociąg co tam sobie stryjenka życzy, otrzymanie kopniaka w czuły punkt, spadnięcie z wysokości. Ba nawet nadepnięcie na klocek lego to zupełnie inna odmiana bólu. I powiadam wszystkim ku przestrodze. Unikajcie schodów, poruszajcie się windą. Jeśli jej nie ma w okolicy to po ścianach lub rynnach, byle nie schodami. Tak wielkiego bólu jak na nich nigdzie nie poznacie. Zwłaszcza jest ten ból wielki, gdy się z nich sturlacie, a razem z wami winowajca waszej tragedii, który co raz zamortyzuje upadek, ale nie całkowicie.
Jęknęłam głośno, całe moje ciało emanowało bólem, a mózg i serce ryczały jak syreny alarmowe. Nie powiem ma serio tak wyły, jakby tego było mało niesamowicie głośno. Ale te odczucia świadczą o jednym. Żyje ludzie! Nie umarłam! Żyję! Piątkowa impreza nie odwołana! Ale nici z braku spóźnienia. Kurde.. Ja się odwdzięczę sprawcy!
- Aż mnie się cycki wgniotły w żebra od tej masakry - zaśmiałam się drętwo. - Serio, nie żartuje. - Podniosłam się lekko i zerknęłam na żywą przeszkodę, która znajdowała się w okolicy. - Hę?
Czułem się, jak wywłok ludzkiej pluskwy, którego ktoś okazyjnie zaprosił na skok na bungee za pół ceny. Tylko w moim przypadku nie została źle wymierzona długość linki, a wysokość spadku swobodnego. Coś ścięło mnie z nóg z taką siłą, że nie zdążyłem się choćby opluć się, gdy przejechałem twarzą po schodkach i równolegle zaparkowałem dupą o ścianę. Ból proszę państwa, w tamtym momencie był jedynym impulsem dającym ni znać, że wciąż żyję. 
- Matko, co to by… - zawyłem, starając się dźwignąć z podłogi. Jednak w tym moi jęku, było coś dziwnego, co sprawiło, że zamarłem na chwilę, zdezorientowany. Brzmiał jakoś nienaturalnie wysoko. Wiem, że mam tendencje do manipulowania swoimi strunami głosowymi do takiego stopnia, że tłuc mogę szyby, ale to było cos innego. Mój głos brzmiał, tak jakby bardziej melodyjnie. Tak, jakby to ująć - kobieco. 
I właśnie wtedy moje uszy pogwałcił czyjś skrzeczący głos, gorzko żartujący ze stanu swojego przodu. Odruchowo odwróciłem głowę w tamtą stronę i mój zdrowy rozsądek dostał tak z liścia, że uciekł z podkulonym ogonem. Przede mną w szczątkach swej godności – na bogów nie kłamie! – leżałem ja. Tak ten sam ja, którego codziennie widzę w lustrzę, tylko tym razem z miną pełnego szoku i niezrozumienia dla porządku świata. Odruchowo cofnąłem się w tył. Rude pukle włosów opadły mi na nos, a ja zgłupiałem jeszcze bardziej.
- Co…co… tutaj do kur…? 
- Nie mówcie mi, że się cofnęłam w czasie i wpadłam na swojego klona… - cmoknęłam starając się ściszyć głos i podrapałam się po głowie. - A Kasene siedzi gdzieś tu w kącie i powtarza to co mówię by mnie wkurzyć. 
Ooo… Cze-cze-czekaj. Czy ja mam krótkie włosy? Ja? Mam krótkie włosy? Wbiłam wzrok w moją kserokopię. Nie… Ona ma moje prawdziwe kudełki, którymi teraz się przeraża. No niech mnie piorun trzaśnie. Rude? No rude jak się patrzy. Długie i kudłate? No jasne, że tak. Nie wiem czemu się przeraża, ale to są moje włosy. A skoro tak to co ja mam na głowie teraz!?
- Mo.. mo… moje.. włosy! - pisnęłam i poderwałam się z ziemi tempem strusia pędziwiatra ignorując ból, który czułam w każdej możliwej części ciała. - To nie jest zabawne!
Nie miałam lustra, by zobaczyć twarzy, ale na schodach nie dostrzegłam powyrywanych włosów. Czyli nie pozbyłam się ich podczas stłuczki. Jedną ręką dalej macałam głowę, a drugą sięgnęłam do torby, która powinna się znajdować przy moim boku. Zazgrzytałam zębami, gdy jej tam nie znalazłam, a mój wzrok automatycznie powędrował w dół. Spokojnie Selka, wszystko jest okej. Chyba. Wzięłam głęboki wdech, a moje oczy prawie nie wypadły z oczodołów. Ja nie noszę męskich ciuchów! Pamiętam co zakładałam dziś rano i było to ultra kolorowe. 
- Czym ty jesteś i co mi zrobiłaś!? - zapiszczałam dziwnie znajomym mi głosem, wymachując palcem przed nosem mojego klona, a w chwili obecnej jedynej istniejącej wersji. 
- C-c-co!? – obruszyłem się nie na zżarty, gdy to złudnie do mnie podobne coś machnęło mi przed nosem tymi swoimi chudymi grabiami, skrzecząc coś o moich grzechach. – Raczej, kim ty do cholery jesteś?! Na brata bliźniaka się nie nabiorę, bo tylko Naoki ma prawo tak się tytułować!
Zafuczałem podrywając się do pionu. W tamtej chwili miałem całkowicie w poważeniu, że mój krzyż wije się tam w agonii. To coś śmiało mnie zrzucić ze schodów, a teraz mnie jeszcze obraża!
 Mimowolnie spojrzałem w dół chcąc odrzucić do tyłu przydługą grzywkę i to była najgorsza decyzja dnia. Nie zobaczyłem swojej ukochanej bluzy, ani brudnych spodni, nie wspominając o zniszczonych traperach. Coś zasłoniło mi obraz. I to coś składało się z dwóch wyżyn i wąskiego przesmyku pomiędzy nimi. 
- MAM CYCKI?! – zapiszczałem nadto głośno, odruchowo łapiąc się tam, jakoby nie wierząc oczom. 
- Nie to doniczki! Jasne, że cycki piszczałko! Chyba wiem czym mnie matka natura obdarowała! To ja powinnam płakać, że jestem teraz płaska! - fuknęłam, dalej próbując ogarnąć do kogo należy mój obecny głos. 
W sumie to trzeba ogarnąć sytuację całkowicie. Niby kojarzę te ciuchy co mam na sobie, na pewno nie moje, ale kogoś znajomego, jednak czyje nie pamiętam. Do ostatecznego rozeznania potrzebne mi lustro. Złapałam swoją piskliwą wersję za ramię, postawiłam na nogi i niczym lalkę zaciągnęłam do najbliższej toalety, korytarz dalej. Wydęłam wargi, gdy po znalezieniu się w pomieszczeniu zauważyłam, że druga ja dalej z zaszokowaniem patrzy się w dół i rejestruje co tam widzi. No błagam no! Cycków się nie widziało?!
- Przestań tak na nie patrzeć, bo pomyślę, że jesteś jakimś zboczeńcem - prychnęłam i uderzyłam rudzielca w głowę. - Jak tak patrzę na twoje reakcje to kogoś mi przypominasz. Pomimo wyglądu niestety nie mnie. 
Zmrużyłam oczy i odwróciłam się do umywalek, nad którymi wisiało lustro. Lekko przybrudzone jak na szkolne rzeczy przystało, ale jest tutaj i wisi. Zobaczmy kim ja jestem. Mam nadzieję, że nikim brzydkim, bo szczerze nie zdzierżę i w całym mieście będą moje piski słyszeć. 
- Kasene? - stęknęłam patrząc na swoje - nie swoje odbicie i zamrugałam kilkakrotnie. - Nie no… Ja wyglądam jak Kasene. To jest możliwe? 
- A ja, jak Selka. – stęknąłem i to w tak dramatyczny sposób, jakbym obwieszczał nadejście końca świata. Wszystko mi opadło i zaczęło powiewać, jak mój – jej biust w tym źle dobranym biustonoszu. Pełen trwogi i niewiary, jakim to grzechem mnie pokarało patrzyłem w lustro, bijąc się we wewnętrznie w pierś. Za jakie cholerne grzechy!? Wyglądam, jak ona. Jak ona święcę się, jak kula dyskotekowa, błyszcząc się przy tym, jakby po drodze dorwał mnie gang gniewnych w wieku przedszkolny uzbrojony w cekiny, brokaty i farby do twarzy. Stoję, czuje, jako stary dobry Kasene Blade, ale wyglądam, jak ten przeklęty rudy pomiot.
- Czyli tak jakby ja to ty, a ty to ja. – wydukałem inteligentnie, wlepiając swoje zszokowane spojrzenie w siebie, znaczy w Selkę, znaczy w… - O co tu chodzi!?
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Nie dlatego, że nie znałam odpowiedzi. Wlepiłam wzrok w lustro analizując każdy skrawek nowej twarzy. Wiem, że znam wygląd Kasene bardzo dobrze, ale teraz mogłam się przyjrzeć jeszcze dokładniej. Jestem teraz facetem. Co robią faceci w wolnym czasie? Co Kasene robi w wolnym czasie? Chrząknęłam cicho i spojrzałam na Kasene w moim ciele. On jest teraz kobietą.. Czasami i tak się jak panienka zachowywał to ma łatwiej niż ja. 
- Co robisz w wolnym czasie? - spytałam wprost i założyłam ręce na piersi. - I gdzie mieszkasz?
- Na obrzeżach miasta… - mruknąłem, odruchowo sklejając odpowiedź, jednak za chwilę coś mnie tknęło. Z niezrozumieniem wypisanym na twarzy spojrzałem na Selkę, która szarmancko założyła dłonie na piersi i teraz ilustrowałam mnie intensywną czerwienią oczu. Moich oczu. Sam fakt, że patrzę w tej chwili na swoją osobę, ba mogę nawet siebie objąć, wprowadza mnie w lekki popłoch. Nie mówiąc o tym, że jak słyszę swój głos, który nie wydobywa się z mojej woli popadam w paranoje. Tak do cholery nie powinno być! 
- Chwila, co cię tak nagle z tym naszło!? Jeśli chcesz potem mogę ci podać nawet numer buta, teraz powinniśmy zająć się tym, jak to odkręcić.
- Nie wiadomo kiedy się odmienimy, więc chce znać szczegóły. Wiesz, by udawać ciebie. Ja mieszkam sama to i tak masz łatwiej. - prychnęłam jakby to była oczywista oczywistość. Ba, w końcu to jest oczywista oczywistość. Czy jego zawsze trzeba do olśnienia doprowadzać? Ale teraz to mu zazdroszczę sytuacji. Ja nie mam brata ani siostry, więc nie będę musiała cały czas udawać kogoś kim nie jestem! A może powiemy jego bratu wprost... Nie wiem jak zareaguje, ale może się z tym pogodzi, że jego brat został dziewczyną, a dziewczyna jego bratem.  Ale jak ja to wytłumaczę Zenonowi..
- Właśnie! Zenuś! - krzyknęłam i rzuciłam się na torbę, która obecnie znajdowała się na ramieniu Kasene. - Nic ci się nie stało kochany ty mój!?
Nie przewidując, czy po prostu nie myśląc w tamtym momencie Kasenowata Selka rzuciła się na torbę uwieszoną na moim ramieniu, wypuszczając tym bestie. Tak TĄ bestie, której znak to orzeszki włoskie i płomienna sierść. Która moją osobę uważa za obiekt nadający się tylko do całkowitej eliminacji, czy ewentualny obiekt, na którym można sprawdzić wytrzymałość ludzkiego serca. Więc przewidywalne było, że gdy wiewiórka ujrzy oblicze należące do mnie, cmokające nad nią, jak ciotka z tęsknoty za swoimi bratankami, to nie ucieszy się nadto. Ba! Myszowata pierdoła przeżywając, co najmniej wstrząs, zerwała się z piskiem. Skoczyła na Selene, robiąc turbo rozpiździel w jej – moich włosach, chyba tylko jakimś cudem nie czyniąc tego samego z jej twarzą. 
A potem po prostu skoczył w objęcia, które kojarzyły mu się z ostoją bezpieczeństwa. 
Ha! Takiego wała! Będąc nauczony ze wszelakich doświadczeń, mój instynkt samozachowawczy zareagował bezbłędnie, więc gdy Zenek wbił mi się ramię, bez zahamowania i poszanowanie strzepnąłem go z stamtąd, z miną typu „ a fuj, fuj przebrzydłe” i automatycznie odskoczyłem do przeciwległej ściany. 
- Zenuś!? Co ci kochany?! - pisnęłam przerażona patrząc jak mój pupilek ucieka do Kasene, a ten odtrąca go i ucieka w przeciwnym kierunku. - Zenuś!
Ponownie spróbowałam podejść do roztrzęsionej wiewiórki, ale ta prędko odbiegła ode mnie prychając przy tym niczym wkurzony kot, który nie dostał porcji Whiskas na śniadanie. Zacisnęłam ręce w pięści. Czemu mój pupilek, dla którego życie mogłabym poświęcić ucieka ode mnie, jakbym była potworem?! Wiem, że wyglądam jak Kasene, ale nie jest, aż tak źle. W końcu nie jest to szpetny chłopaczyna. Nie wróć. Wyglądam jak Kasene. Zenek Kasene nie lubi. A w takim razie teraz nie lubi mnie. Nie. Zachowaj spokój Selka. Nie płacz przy koledze, zwłaszcza w jego ciele. Ale Zenuś mnie nie kocha! Jak tu nie płakać!? Zrobiłam smutne oczy i spojrzałam z wyrzutem na swoje ciało obecnie Kasenowe.
- To twoja wina. Zenuś mnie teraz nie kocha - mruknęłam, założyłam ręce na piersi i odwróciłam się do Kasene tyłem. A strzelę sobie teraz focha, co kobiecie szkodzi! 
Jęknąłem przeciągle nie mogąc powstrzymać się przed palnięciem swoimi pstrokatymi pazurkami w czoło. No, no Kasene życie to masz urocze. Życie cię kopie po tyłku, Fortuna z ciebie drwi, przeważnie chcąc cię zabić lub okazjonalnie wsadzając cię w cudze ciało. I musisz cierpieć katusze widząc, jak twoja osoba odwala klasycznego focha i zwraca się do ciebie od dupy strony. A za co? Za jakie grzechy?
Za niewinność moi drodzy, za niewinność.
- Widzisz coś narobił? – warknąłem na wiewiórkę. Włochaty był w pogrążonym w głębokim szoku emocjonalnym nie wiedząc całkowicie, dlaczego ja, jako ja chcę go utulić, a czemu ja w jestestwie Selki rzuca nim, jak przerośniętą glistą. Aż mi biedaka zrobiło się szkoda. Przez chwilę.
- No weź Selka, dlatego musimy wykombinować, jak możemy wrócić do swoich ciał.- palnąłem inteligentnie chcąc przekonać ją, żeby nie profilowała mi moich pośladków, bo się dziwnie czuję. – Nie przejmuj się szczurkiem. Bydle jest inteligentne zaraz się skapnie. Wiesiu jak widzisz nie robi problemów.
I wtedy automatycznie pacnąłem się w pierś. Jednak zamiast czyjeś bliskości doświadczyłem tylko miażdżycy. – Cholera. – z trwogą popatrzyłem na dziewczynę i nim przetworzyłem informacje i udzieliła odpowiedzi ja już znajdowałem się przy niej. I bez kurtuazji zacząłem ją – znaczy mnie – macać po bluzce w poszukiwaniu śladów obecności węża.
- Moje życie mi uciekło! – jęknąłem żałośnie w końcu, patrząc z dołu, umordowaną miną na Selene. – Znowu. 

CDN

piątek, 22 kwietnia 2016

Pierwszy dzień w szkole, jako skrót... Sama dyrektorka!

Leja szybko zbiegła po schodach i zjadła śniadanie najszybciej jak mogła. Przeczesała czarne włosy i schyliła się. Ubrała biało-srebrne trampki, i zawiązała różowe sznurówki. Po chwili czarny sweterek zasłaniała już srebrna bluza. Poprawiła jeszcze malutkie warkoczyki i otworzyła drzwi. Prawie biegiem skierowała się w stronę szkoły. Nie mogła przecież spóźnić na spotkanie!!! Wpadła do korytarza, prawie zapominając o zamknięciu drzwi. Zdyszana oparła się o ścianę. Jakaś dziewczyna do niej podeszła.
-Dyrektorka powiedziała że masz przyjść do gabinetu-Powiedziała i wskazała żeby Leja poszła za nią. Ale jednak dziewczyna która jako nowa nikogo nie znała rozglądnęła się na około. Czuła się nieswojo. Przyglądała się jej. Miała brązowe włosy związane w pięknego koka. A mundurek w odcieniach czarnego i różu przystrajał wszystko. Za to niebieskie oczy były bardzo wyraźne na tym tle. Przez chwilę nowa myślała że trochę źle to wszystko dobrała, ale nic nie powiedziała tylko poszłam za 15-latką. Trochę dziwne  się czuła, gdyż o rok młodsza od niej brunetka pokazywała jej drogę. Ale jednak dalej w ciszy i dziwnym napięciu szła za nią. Już po chwili oby dwie stanęły przed wielkimi białymi drzwiami. Dziewczyna której imienia Leja jeszcze nie znała, zapukała do drzwi. Czarnowłosa nie zdążyła nabrać nawet oddechu a usłyszała głos.
-Możecie wejść!-Krzyknęła dyrektorka miłym i pokojowo nastawionym tonem. Leja weszła a gdy tylko to zrobiła drzwi się za  nią zamknęły z lekkim trzaśnięciem. Pani uśmiechnięta się lekko wskazała krzesło przed jej biurkiem, już po chwili uśmiechu nie było. 16 letnia dziewczyna z lekkim strachem wymalowanym na twarzy tam usiadła. Dyrektorka chwilę patrzyła na dziewczynę a potem powiedziała.
-Musimy się poznać. Madeline Potter. - Powiedziała i spojrzała na błękitne oczy nastolatki. Chciała być miła, ale nie było za bardzo jej to wychodziło.
-Leja Ketner - Przedstawiła się tamta i popatrzyła w bok. Nie chciała być w gabinecie tej dyrektorki. Czuła w niej złe zamiary. Maeline zadała jeszcze kilka pytań, a potem odrzekła że Leja może wyjść. Dziewczyna z ulgą to zrobiła. Nawet dobrze że w pierwszy dzień nie będzie chodziła na lekcje. Na tą myśl czarnowłosa się uśmiechnęła i stanęła w korytarzu...

Powitajmy nową uczennicę!-Leja Ketner

                                               | Leja | Ketner | Dziewczyna | 16 lat | 10 maja | woda |
                                                            
Leja to dziewczyna spokojna i rozważna. Jest osobą lubiącą się uczyć i walczyć. A gdy walczy nie może już się wycofać. Ale na co dzień jest miła i przyjacielska. No... Ale jeżeli chodzi o wrogów. Może całymi dniami cię prześladować. Wystawiać nogę, udając że nic się nie zrobiło. Ostatecznie wychodzi z tego walka, ale często tego nie robi. Przynajmniej próbuje tego nie robić. Bo gdyby się nie powstrzymywała pozabijała by wszystkich na około. Lubi wyżywać się na innych :3
Urodziła się ani w małym, ani w dużym mieście. Takim w sam raz. Miała normalne dzieciństwo. Bawiła się, jadła i nie czarowała. Była też wolontariuszką w schronisku. Jak co dzień po szkole tam poszła. Dostała pod opiekę czarnego jak noc kocura ze szmaragdowymi oczami, który już przeżył swoje lata. Gdy zaczęła go głaskać kot się odezwał:
"Widzę w tobie potencjał!"
Dziewczyna odskoczyła. Myślała że się przesłyszała. Ale kocur znowu powiedział:
"Masz moce! Wytrenuję cię!"
Posłuchała kota i zaadoptowała go. Potem pod czujnymi szmaragdowymi oczami uczyła się wszystkiego. Jak władać wodą i jak rozmawiać ze zwierzętami, nawet jak się w nie zmieniać! Mama powiedziała że znalazła jej szkołę magiczną. A gdy chciała to powiedzieć swojemu "nauczycielowi" go nie było już w pokoju. Potem wszelki ślad po nim zaginął...
Lubi ludzi podobnych do niej. Lubi gdy ktoś potrafi wyrażać uczucia. Lubi swojego feniksa. Lubi siedzieć w małych, ale miękkich pomieszczeniach. Lubi wszelkiego rodzaju ptaszynę i koty lub koto-podobne. Lubi kolekcjonować różne rzeczy wszelakiego typu. Nie lubi gdy nie ma czasu na "zabawę" łukiem. Nie lubi gdy nie ma z kim porozmawiać.
Zmiana w kota, lub dodawanie ich kończyn (ogona, uszu itd.). Władanie wodą (zamrażanie, zmienianie koloru itd.).
                                          
Jak nazywają ją ludzie: Argent (francuski. Srebrny)
Opis: Jej futro jest koloru srebrnego, a oczy koloru szmaragdowego. Co jest dziwnym przypadkiem jej nauczyciel (kot) miał takie same oczy. Jej futro jest dosyć puchate, ale tak naprawdę jest bardzo chuda.
                                                
                                                         

 -Jej feniks wyleciał z jej dobrego snu o zachodzącym słońcu i świecie magicznych istot.

-Umie władać łukiem jak własną ręką.

-Czuje emocje tych do których ma zaufanie.

-Kot który ją uczył, uczył wszystkich tych którzy mają talent zmiany w zwierzęta.

-Kot który ją uczył miał 1 000 lat.

-Kot który ją uczył to był demon.

W tej przemianie ma dłuższe włosy, które robią się bardziej jasne. Te włosy są związane na kitki, a zamiast gumki jest szron. Wyrastają jej też mało widoczne wampirze kły.
                                   
Imię: Paintling (czyt. Paintlink) Ale Leja nazywa ją Link...
Gatunek: Feniks farbowanego światła
Wiek: Paintling ma już tyle lat że sama nie wie (nieśmiertelna)
Krótka historia: Gdy Leja spała Paintling wyleciała z jej snu. Od tej pory są najlepszymi przyjaciółkami . Zazwyczaj jednak Paintling lata i tylko na krótko przychodzi do Leji .
Właścicielka: Leja




sobota, 5 marca 2016

This is the start of how it all ends

Maj
- Proszę otworzyć podręczniki na stronie 215. Przeczytajcie znajdujący się tam wiersz, a następnie dokonajcie jego analizy i interpretacji. - powiedziała nauczycielka, lustrując całą klasę uważnym spojrzeniem zza okularów - Za chwilę kogoś z tego przepytam, więc do pracy. - dodała, myśląc, że zachęci tym niezdyscyplinowanych uczniów do pracy
Koroshio westchnęła cicho i od niechcenia spojrzała na leżącą przede nią książkę. Nie miała siły, ani ochoty by marnować swój cenny czas na takie zbędne zabawy w poetę. Po co jej to tak właściwie potrzebne do życia? Zresztą jak cała ta szkoła. Dziewczyna była żywym dowodem na to, że bez tych wszystkich głupich przedmiotów można normalnie funkcjonować. No powiedzmy, że prawie normalnie. Poza muzyką oczywiście. To była jedyna lekcja, na którą czekała z wytęsknieniem przez cały tydzień. Szczególnie, że Camus zawsze był dla niej taki miły. Często miała wrażenie, że jest jedynym dorosłym, który ją naprawdę rozumiał, a nie tylko udawał, próbując to zrobić. Był jeszcze Nick, ale jego nie widziałam od ponad miesiąca, więc praktycznie przestała go brać pod uwagę.
- Ehhh... - jęknęłam cicho pod nosem, kładąc głowę na ławce - Głupia szkoła
- Panno Tenshi! - Nagle ze słodkiego lenistwa wyrwał ją ostry głos nauczycielki, stawiając tym samym pół klasy na nogi.
- Ja wcale nie śpię. Zaraz zacznę czytać, ok? - odparłam nieco głośniej niż zamierzałam, zwracając na siebie uwagę reszty uczniów, którzy jeszcze nie oderwali się od czytania - Shit.
- Oczywiście. Powiedzmy, że ci wierzę. Jak zawsze zresztą... Jednak tym razem nie o to mi chodziło. - odparła chłodno, nie będąc ani trochę zaskoczoną zachowaniem nastolatki. Zbyt dobrze znała każdego swojego ucznia, a szczególnie tych wyróżniających się w negatywny sposób, jak Koroshio. Prawda była taka, że białowłosa zdążyła już wszystkich przyzwyczaić do swojego trudnego charakteru. Nikt, więc nie był zbytnio zaskoczony - Pani dyrektor cię wzywa. - dodała, pokazując ręką na stojącego w drzwiach niskiego blondyna, którego dopiero teraz zauważyła tak samo dziewczyna, jak i reszta klasy.
- Nic nie zrobiłam! - krzyknęła odruchowo, gwałtownie przy tym wstając i uderzając otwartą dłonią w blat ławki. Nic dziwnego, że po chwili na podłodze leżał już jej zeszyt razem z książką - Przynajmniej nie w tym tygodniu. - dodałam po dłużej chwili, zdecydowanie cichszym i spokojniejszym głosem.
- Ktoś jednak twierdzi inaczej. No już. Zabieraj swoje rzeczy i idź. Za chwilę i tak już będzie dzwonek. - westchnęła kobieta, machając na nią z zniecierpliwieniem dłonią - A reszta wracać do czytania. Bo wam zabiorę przerwę.
Koroshio wolnym krokiem szła przez pogrążony w ciszy korytarz. Nie śpieszyło jej się zbytnio na spotkanie z 'ukochaną' dyrektorką, która jakoś niezbyt przypadła jej do gustu. Może to przez to, że była przyzwyczajona do posiadania nad sobą jakiejkolwiek kontroli, która stawiałaby przed nią co rusz to nowe ograniczniki. A może ta kobieta była po prostu okropna i nie tylko ona jej nie lubiła. Cokolwiek by to nie było, wiedziała, że spotkanie z nią nie będzie należało do najprzyjemniejszych.
Dziewczyna od niechcenia zaczęła jeździć dłonią po lekko chropowatej powierzchni ściany, która przybrudzona od ciągłego dotykania wręcz sama prosiła się o odmalowania. Lubiła to robić, szczególnie, gdy korytarz był tak cichy i pusty jak teraz. Często w środku nocy wychodziło po cichu ze "swojego pokoju" i schodziła na dół, by móc w samotności nacieszyć się pięknem tego miejsca. Bez hałasu, głupich uczniów i natrętnych nauczycieli, pogrążone w całkowitej ciemności, to miejsce stawało się naprawdę magiczne. Wyludnione korytarze nie były dla niej wcale straszne czy martwe, wręcz przeciwnie, żyły one własnym życiem. Koroshio mogłaby przysiąść, że podczas samotnych spacerów słyszy niezrozumiałe dla niej stłumione rozmowy, przeplatane od czasu do czasu cichym śmiechem. Trudno było stwierdzić, czy to była jedynie jej fantazja, czy ta szkoła naprawdę starała pokazać jej swoją inną stronę, w końcu nie była to zwyczajna placówka kształcąca przeciętnych nastolatków. Świat, który został w niej ukryty bynajmniej nie dziwił już dziewczyny i nie spodziewała się, by kiedykolwiek jeszcze miał ją zaskoczyć.
Pogrążona w rozmyślaniach nastolatka niechętnie zatrzymała się przed drzwiami gabinetu Madeline. Nie bawiła się w nazwiska, czy głupie przydomki, nie mówiąc już o tym, że nigdy do nikogo nie zwróciła się per pan czy pani. Sądziła, że po to każdy człowiek dostał imię, by właśnie nim się posługiwać, a wyróżnianie kogoś spośród innych to już w ogóle jakaś kompletna głupota. Może to była rzeczywiście kwestia przekonań, choć raczej wychowania, którego nigdy nie otrzymała, jednak i tak nikt nie mógł tego w żaden sposób zmienić. W końcu, czym nasiąknie za młodu. I tak cudem było, że udało jej się wpoić zwyczaj pukania, nim wepchnie się do kogoś z butami. Gorzej, że nie czekała na żadne proszę, tylko od razu parła na przód. Tym razem jednak, słysząc dochodzące z gabinetu, nie jeden, a dwa, dobrze znane jej głosy wymieniające jej imię, postanowiła poćwiczyć nieco swoją cierpliwość i posłuchać co mają o niej do powiedzenia.

- Koroshio Tenshi? Czy jest pan tego pewien? - zapytała z powątpiewaniem dyrektorka, patrząc na swojego rozmówcę zza grubych szkieł. Była poważnie wyglądająca postać, od której biła nieodparta pewność siebie i siła. Trudno było nie darzyć tej kobiety szacunkiem, nawet, a może szczególnie wtedy, gdy spotykało się ją po raz pierwszy.
- Jak jeszcze nigdy niczego. - odpowiedział pewny siebie policjant, zaczesując palcami do tyłu, lekko siwiejące już włosy, które jednak zgrabnie kamuflowały się wśród jasnych kosmyków.
- Rozumiem, jednak czuję się zobowiązana przedstawić panu wszystkie fakty i konsekwencje tego wyboru. To ogromna...
- Odpowiedzialność? Madeline, do kogo ty to mówisz? Przecież oboje doskonale wiemy, że trudno znaleźć drugiego tak bardzo odpowiedzialną osobą jak ja... Nie chwalą się oczywiście - dodał z lekkim rozbawieniem, posyłając kobiecie, szczery uśmiech - I proszę, przestań do mnie mówić, per pan, czuję się przez ciebie taki stary.
- Ehhh... Nick, ja... Ja się po prostu o ciebie martwię. Ta dziewczyna... Ona... Ona jest nieobliczalna... I niebezpieczna. Sam przecież mówiłeś, że...
- Że ktoś musi się nią porządnie zająć? - zapytał, po raz kolejny wchodząc dyrektorce w zdanie, co, sądząc po jej kwaśnej minie, niezbyt jej się spodobało - Tak. Mówiąc to miałem jednak na myśli rodzinę, a nie kuratora sądowego. Ta dziewczyna potrzebuje opieki. To ją trzeba chronić przed światem, a nie na odwrót.
- I ty chcesz zostać jest zbawcą? Zostać bohaterem? - zapytała ironicznie, nie kryjąc swojej dezaprobaty co do tego pomysłu. Poprawiła okulary, które zsunęły jej się nieco na nos i spojrzała na niego wyczekująco. Miała nadzieję, że uzyska w końcu od niego satysfakcjonujące ją wytłumaczenie jego zamiarów. Funkcjonariusz nie odezwał się nawet słowem, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok przed jej nieustępliwym wzrokiem. Kobieta westchnęła cicho, dochodząc do wniosku, że nie dostanie żadnej odpowiedzi - Co na to wszystko Katherine?
Blondym obruszył się nieco na to pytanie, wyraźnie tracąc swoje pozytywne nastawienie. Kobieta od razu wyczuła, że trafiła w czuły punkt, którego powinna się trzymać, jeśli chce wygrać tą partię. Mimowolnie kąciki ust podniosły jej się lekko ku górze. Nigdy nie umiała zachować pokerowej twarzy, gdy w garści miała korzystne dla niej karty, co już dawno zdążyli zauważyć jej podopieczni.
- Kath zawsze stoi po mojej stronie. Ufa mojemu osądowi i...
- Czyżby? - przerwała mu z niemałą satysfakcją, ukrytą gdzieś w kącikach ciemnych oczu - Doskonale znam jej zdanie na temat młodocianych przestępców oraz sceptyczne nastawienie do magii.
- To już postanowione, Madeline. Zabieram ją ze sobą i nie masz tutaj nic więcej do powiedzenia! - powiedział nieco zbyt głośno, gwałtownie się przy tym podnosząc z krzesła.
- A ja coś mam?
Pogrążeni w rozmowie Madelina i Nickolas nie zauważyli nawet kiedy drzwi do gabinetu się otworzyły, a do środka weszła zniecierpliwiona i zbyt ciekawska nastolatka. Żadne z nich nie było w stanie powiedzieć jak długo dziewczyna stoi na progu gabinetu i przysłuchuje się ich rozmowie, jednak sądząc po jej minie, w której zaskoczenie mieszało się z lekkim wzburzeniem, słyszała wystarczająco dużo, by wiedzieć co się dzieje.
- Mogę powiedzieć 'nie', czy znów będziecie decydować za mnie? - zapytała białowłosa, unosząc pytająco do góry prawą brew. Wiedziała, że nie spodoba jej się rozmowa, która zostanie przeprowadzona w gabinecie dyrektorki. Nie sądziła jednak, że wstrząśnie nim ona tak dogłębnie. Nie chodziło o to, że nie lubiła Nick'a. Mężczyzna, choć niemal zupełnie dla niej obcy, zaskakująco szybko zyskał jej sympatię. Nie obchodziło ją też tak naprawdę gdzie jest. Czy to stara rupieciarnia na strychu szkoły, czy jakieś inne miejsce, wszystko było dla niej jedno. Problemem była jej duma i świadomość własne wartości. Nie była rzeczą, którą można było sobie od tak dyrygować, zabierać, przenosić na inne miejsce, a następnie porzucać. Była człowiekiem, a do tego tym z kategorii, który nienawidził, gdy ktoś nim rządził.
- Oczywiście, że... - zaczęła stanowczo Madeline, jednak po raz trzeci już nie dano jej skończyć myśli.
- Masz szesnaście lat. Możesz decydować, pod czyją opieką chcesz pozostać. - powiedział spokojnie Nick, wkładając w swoje słowa tyle ciepła ile tylko zdołał, dopełniając je swoim szczerym uśmiechem - Sądzę jednak, że zanim zdecydujesz, powinnaś chociaż zobaczyć to co ci oferuję. - dodał, wyciągając do niej rękę.
Koroshio stała jak wryta, wciąż nie wiedząc do końca co się dzieje. Wszystko to było dla niej jak sen. Zbyt niesamowite i nieprawdopodobne, by mogłoby się dziać w rzeczywistości. Po tak długim czasie, gdy musiała się zmierzyć z wieloma przeciwnościami losu, ten w końcu postanowił się do niej uśmiechnąć. Ktoś w końcu chce jej dać szansę, wiedząc jak bardzo na nią nie zasługuje. Daje jej wybór, choć jeszcze chwilę wcześniej, zdawało się, że takowego wcale nie ma.Czyżby naprawdę jej życie mogło się tak łatwo zmienić na lepsze?
Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie na samą myśl, gotowa iść z mężczyzną. Już miała podać mu dłoń, by przekazać mu w ten sposób swoją zgodę, ale powstrzymała się w ostatnim momencie. Co jeśli to wszystko to jedno wielkie kłamstwo? Kolejna głupia sztuczka by ją oszukać? W końcu nikt nie jest tak dobry i bezinteresowny. Takich ludzi już nie ma na świecie. Jednak, czy Nick rzeczywiście byłby zdolny do kłamstwa?
- Tylko jeden dzień. Nie musi być nawet cały. Nie spodoba ci się, przywiozę cię tu z powrotem. Obiecuję. - powiedział łagodnie policjant, widząc wątpliwości w jej oczach i wahania w każdym geście.
Szesnastolatka westchnęła cicho, ale delikatnie pokiwała głową na zgodę. W końcu co miała do stracenia? Tak naprawdę mogła tylko zyskać, jeśli Nick naprawdę będzie chciał ją do siebie zabrać. Tak przynajmniej jej się wydawało.
- Będę czekał na ciebie w samochodzie na dziedzińcu przed szkołą. Nie musisz się śpieszyć. - dodał pośpiesznie.
Nastolatka kiwnęła lekko głową i odwróciła się do nich tyłem, by jak najszybciej wrócić do siebie i się odpowiednio przygotować. Zatrzymała się jednak tuż przed drzwiami i znów skierowała swoją twarz w ich stronę.
- Ale tylko jeden dzień! Nie dłużej! - zaznaczyła wyraźnie, chcąc dać mu do zrozumienia, że ma nad nią żadnej władzy. To ona decyduje o tym, co zrobi i nikt nie ma prawa decydować za nią.
- Oczywiście. A teraz leć już. - powiedział wyraźnie zadowolony z obrotu sytuacji. Wzrokiem pełnym radosnych iskierek odprowadził dziewczynę do wyjścia, a potem jeszcze długo z szerokim uśmiechem na twarzy patrzył na puste miejsce, którym jeszcze przed chwilą stała. Nie uciekło to uwagi dyrektorki, w głowie której zapaliła się lampka. W końcu znalazła brakujący element układanki, a trybiki w jej głowie same naprowadziły ją na właściwy tor. Nareszcie zrozumiała intencje Nick'a i aż żal ścisnął jej serce.
- Nick... - szepnęła cicho, jakby wciąż nie do końca pewna swojej teorii - Ona ci nie zastąpi Gwen.
- Wiem... - westchnął smutno mężczyzna, nie odwracając się nawet do niej. Wciąż patrzył w to samo miejsce, ale jego wzrok stał się jakiś mętny i pusty. Zniknęły radosne iskierki, a w kącikach pojawiła się niechciana wilgoć - Ale może chociaż spróbować.

Dobra, nie ukrywajmy tego, zawaliłam na całej linii jeżeli chodzi o pisanie notek. Mam tyle zaległości, że aż mnie boli od tego głowa ;-; Tyle niezrealizowanych pomysłów. Wypaliłam się chyba z pisaniem. Tak trudno mi cokolwiek sklecić x-x Za wszelakiego rodzaju błędy bardzo przepraszam