UWAGA! Przed przeczytaniem tej tutaj notki zapoznaj się z Kartami Postaci lub innymi wspólnymi notkami Kasene i Selene. Jeśli je czytałeś, wiesz czego możesz się spodziewać i może unikniesz zniszczenia mózgu. Jeśli nie, nadrób zaległości czym prędzej. Nie odpowiadamy za skutki uboczne, które mogą się u Ciebie pokazać po przeczytaniu tego posta. Jednakże aby mieć absolutną pewność, że wyjdziesz z tego czytania cały, prosimy zostaw komentarz. KONIEC UWAGI. Zapraszamy do czytania
Dobra, eksperyment czas zacząć. Hipoteza? Selka dotrze do klasy w mniej niż dziesięć sekund. Dobra... Maksymalnie dwadzieścia. Od tego zależy moje życie. Korytarz pusty, więc brakuje potencjalnych przeszkód. Cisza w szkole? Nie przerwiemy jej! Bieg na palcach jest najszybszy, a poślizgi najlepsze na zakręty. A na pisk podeszwy nie zwrócą uwagi. To się musi udać. Eksperyment start! Pierwsza prosta od damskiego kibla pokonana. Zakręt, jedno z niewielu zagrożeń również wyminięty.
- Jak to było? - spytałam się gnając na oślep. - Na końcu w prawo, potem ostro w lewo, skok ze schodów i prosto na koniec korytarza. Nauczycielka ma dłuższą drogę, ale dzwonek był pięć minut temu, więc teraz pewnie sprawdza listę. Jestem jedną z ostatnich, a ona pewnie jest w połowie sprawdzania. Wliczając mój rozpęd i zdolności... Zdążę.
No patrzcie. Czyli matma i inne przedmioty się jednak przydają. Może zacznę się uczyć? Hah, na pewno nie. Nie moja głowa męczyć się z nauką i ślęczeć nad książkami. Mam za delikatny mózg. Wybuchnie biedak od przesilenia różnego pochodzenia informacjami.
- Cholera! Zakręt! - pisnęłam, gdy prawie zaliczyłam czołowe ze ścianą i ledwo skręciłam z prawo, a potem ostro w lewo.
Już liczyłam na zwycięstwo, bo została prosta droga, jednak nie przewidziałam jednego. Potencjalna przeszkoda w kształcie człowieka! No kurde jakim cudem!? Wszystko wyliczyłam pseudo obliczeniami!
- Pięć minut. – po sprawdzeniu wyświetlacza telefonu, przedstawiłem czas wszystkim na kompletnie pustym korytarzu. Owe minuty, to wyliczenie o ile za długo stercze na korytarzu. Jak bardzo przegrałem wyścig zwany dobrym wykształceniem i jak wiele czasu zmarnowałem jęcząc i wzdychając na świat doczesny. Od pięciu dobrych minut - przepraszam teraz już sześciu - trwa lekcja. Cielsko w postaci per pani profesor zapewne zdążyło się już przywlec się z dziennikiem. Otworzyć drzwi, wpuścić motłoch. Przewidując to i zdążyła nawet wygrzać sobie fotel.
Minęło już sześć minut, poprawka – siedem. Jestem przekonany, że teraz sprawdza listę. Musiała mnie już wyczytać. Ba! Przecież jestem pierwszy na liście. Cholera, gdyby był na końcu, to bym jeszcze zdążył, a teraz to już mało prawdopodobne. Ósma minuta.
- Trudno się mówi! – klasnąłem w dłonie, okręcając się na pięcie w kierunek byle odwrotny od położenia klasy. – W takiej sytuacji nie ma, co się tam pchać. Byłyby z tego same problemy. Musiałbym się tłumaczyć, wymyślać jakieś wymówki. Chodź Wiesiu odwiedzimy Pigułę. Powiemy, że konam z bólu, a jedyne, co mi pomoże, to biszkopciki z czekoladą, co je tam kitra u siebie w kantorku.
Rozporządziłem, wbrew wężowi, który syknął cicho, aby mnie skarcić. Ha, sam ma ochotę na czekoladę, a buczy tylko dla zasady. Poczochrałem go po łbie i ruszyłem przed siebie. I właśnie wtedy cisze wśródlekcyjną przerwał odgłos galopu tabunu dzikich koni puszczonych na wybieg. A przynajmniej tak to brzmiało. Ktoś wielce spóźniony i zestresowany tą sytuacją gnał po korytarzu. Ale skąd? Dokąd? Po co? Tego nie dano mi wybadać. Gdy kierowałem się ku schodom, dźwięk nasilił się i nim zdążyłem chodź głowę przechylić, coś z impetem tira na A1 wpakowało się we mnie, wybijając mnie z równowagi i sprawiając, ze mogłem sobie zanucić przyśpiewkę o marzeniach, aby pofrunąć. Oh, uwierzcie, ja już nie musiałem marzyć.
Wyobraźcie sobie najgorszy możliwy sposób wywołania bólu. Rozjechanie przez samochodów, pociąg co tam sobie stryjenka życzy, otrzymanie kopniaka w czuły punkt, spadnięcie z wysokości. Ba nawet nadepnięcie na klocek lego to zupełnie inna odmiana bólu. I powiadam wszystkim ku przestrodze. Unikajcie schodów, poruszajcie się windą. Jeśli jej nie ma w okolicy to po ścianach lub rynnach, byle nie schodami. Tak wielkiego bólu jak na nich nigdzie nie poznacie. Zwłaszcza jest ten ból wielki, gdy się z nich sturlacie, a razem z wami winowajca waszej tragedii, który co raz zamortyzuje upadek, ale nie całkowicie.
Jęknęłam głośno, całe moje ciało emanowało bólem, a mózg i serce ryczały jak syreny alarmowe. Nie powiem ma serio tak wyły, jakby tego było mało niesamowicie głośno. Ale te odczucia świadczą o jednym. Żyje ludzie! Nie umarłam! Żyję! Piątkowa impreza nie odwołana! Ale nici z braku spóźnienia. Kurde.. Ja się odwdzięczę sprawcy!
- Aż mnie się cycki wgniotły w żebra od tej masakry - zaśmiałam się drętwo. - Serio, nie żartuje. - Podniosłam się lekko i zerknęłam na żywą przeszkodę, która znajdowała się w okolicy. - Hę?
Czułem się, jak wywłok ludzkiej pluskwy, którego ktoś okazyjnie zaprosił na skok na bungee za pół ceny. Tylko w moim przypadku nie została źle wymierzona długość linki, a wysokość spadku swobodnego. Coś ścięło mnie z nóg z taką siłą, że nie zdążyłem się choćby opluć się, gdy przejechałem twarzą po schodkach i równolegle zaparkowałem dupą o ścianę. Ból proszę państwa, w tamtym momencie był jedynym impulsem dającym ni znać, że wciąż żyję.
- Matko, co to by… - zawyłem, starając się dźwignąć z podłogi. Jednak w tym moi jęku, było coś dziwnego, co sprawiło, że zamarłem na chwilę, zdezorientowany. Brzmiał jakoś nienaturalnie wysoko. Wiem, że mam tendencje do manipulowania swoimi strunami głosowymi do takiego stopnia, że tłuc mogę szyby, ale to było cos innego. Mój głos brzmiał, tak jakby bardziej melodyjnie. Tak, jakby to ująć - kobieco.
I właśnie wtedy moje uszy pogwałcił czyjś skrzeczący głos, gorzko żartujący ze stanu swojego przodu. Odruchowo odwróciłem głowę w tamtą stronę i mój zdrowy rozsądek dostał tak z liścia, że uciekł z podkulonym ogonem. Przede mną w szczątkach swej godności – na bogów nie kłamie! – leżałem ja. Tak ten sam ja, którego codziennie widzę w lustrzę, tylko tym razem z miną pełnego szoku i niezrozumienia dla porządku świata. Odruchowo cofnąłem się w tył. Rude pukle włosów opadły mi na nos, a ja zgłupiałem jeszcze bardziej.
- Co…co… tutaj do kur…?
- Nie mówcie mi, że się cofnęłam w czasie i wpadłam na swojego klona… - cmoknęłam starając się ściszyć głos i podrapałam się po głowie. - A Kasene siedzi gdzieś tu w kącie i powtarza to co mówię by mnie wkurzyć.
Ooo… Cze-cze-czekaj. Czy ja mam krótkie włosy? Ja? Mam krótkie włosy? Wbiłam wzrok w moją kserokopię. Nie… Ona ma moje prawdziwe kudełki, którymi teraz się przeraża. No niech mnie piorun trzaśnie. Rude? No rude jak się patrzy. Długie i kudłate? No jasne, że tak. Nie wiem czemu się przeraża, ale to są moje włosy. A skoro tak to co ja mam na głowie teraz!?
- Mo.. mo… moje.. włosy! - pisnęłam i poderwałam się z ziemi tempem strusia pędziwiatra ignorując ból, który czułam w każdej możliwej części ciała. - To nie jest zabawne!
Nie miałam lustra, by zobaczyć twarzy, ale na schodach nie dostrzegłam powyrywanych włosów. Czyli nie pozbyłam się ich podczas stłuczki. Jedną ręką dalej macałam głowę, a drugą sięgnęłam do torby, która powinna się znajdować przy moim boku. Zazgrzytałam zębami, gdy jej tam nie znalazłam, a mój wzrok automatycznie powędrował w dół. Spokojnie Selka, wszystko jest okej. Chyba. Wzięłam głęboki wdech, a moje oczy prawie nie wypadły z oczodołów. Ja nie noszę męskich ciuchów! Pamiętam co zakładałam dziś rano i było to ultra kolorowe.
- Czym ty jesteś i co mi zrobiłaś!? - zapiszczałam dziwnie znajomym mi głosem, wymachując palcem przed nosem mojego klona, a w chwili obecnej jedynej istniejącej wersji.
- C-c-co!? – obruszyłem się nie na zżarty, gdy to złudnie do mnie podobne coś machnęło mi przed nosem tymi swoimi chudymi grabiami, skrzecząc coś o moich grzechach. – Raczej, kim ty do cholery jesteś?! Na brata bliźniaka się nie nabiorę, bo tylko Naoki ma prawo tak się tytułować!
Zafuczałem podrywając się do pionu. W tamtej chwili miałem całkowicie w poważeniu, że mój krzyż wije się tam w agonii. To coś śmiało mnie zrzucić ze schodów, a teraz mnie jeszcze obraża!
Mimowolnie spojrzałem w dół chcąc odrzucić do tyłu przydługą grzywkę i to była najgorsza decyzja dnia. Nie zobaczyłem swojej ukochanej bluzy, ani brudnych spodni, nie wspominając o zniszczonych traperach. Coś zasłoniło mi obraz. I to coś składało się z dwóch wyżyn i wąskiego przesmyku pomiędzy nimi.
- MAM CYCKI?! – zapiszczałem nadto głośno, odruchowo łapiąc się tam, jakoby nie wierząc oczom.
- Nie to doniczki! Jasne, że cycki piszczałko! Chyba wiem czym mnie matka natura obdarowała! To ja powinnam płakać, że jestem teraz płaska! - fuknęłam, dalej próbując ogarnąć do kogo należy mój obecny głos.
W sumie to trzeba ogarnąć sytuację całkowicie. Niby kojarzę te ciuchy co mam na sobie, na pewno nie moje, ale kogoś znajomego, jednak czyje nie pamiętam. Do ostatecznego rozeznania potrzebne mi lustro. Złapałam swoją piskliwą wersję za ramię, postawiłam na nogi i niczym lalkę zaciągnęłam do najbliższej toalety, korytarz dalej. Wydęłam wargi, gdy po znalezieniu się w pomieszczeniu zauważyłam, że druga ja dalej z zaszokowaniem patrzy się w dół i rejestruje co tam widzi. No błagam no! Cycków się nie widziało?!
- Przestań tak na nie patrzeć, bo pomyślę, że jesteś jakimś zboczeńcem - prychnęłam i uderzyłam rudzielca w głowę. - Jak tak patrzę na twoje reakcje to kogoś mi przypominasz. Pomimo wyglądu niestety nie mnie.
Zmrużyłam oczy i odwróciłam się do umywalek, nad którymi wisiało lustro. Lekko przybrudzone jak na szkolne rzeczy przystało, ale jest tutaj i wisi. Zobaczmy kim ja jestem. Mam nadzieję, że nikim brzydkim, bo szczerze nie zdzierżę i w całym mieście będą moje piski słyszeć.
- Kasene? - stęknęłam patrząc na swoje - nie swoje odbicie i zamrugałam kilkakrotnie. - Nie no… Ja wyglądam jak Kasene. To jest możliwe?
- A ja, jak Selka. – stęknąłem i to w tak dramatyczny sposób, jakbym obwieszczał nadejście końca świata. Wszystko mi opadło i zaczęło powiewać, jak mój – jej biust w tym źle dobranym biustonoszu. Pełen trwogi i niewiary, jakim to grzechem mnie pokarało patrzyłem w lustro, bijąc się we wewnętrznie w pierś. Za jakie cholerne grzechy!? Wyglądam, jak ona. Jak ona święcę się, jak kula dyskotekowa, błyszcząc się przy tym, jakby po drodze dorwał mnie gang gniewnych w wieku przedszkolny uzbrojony w cekiny, brokaty i farby do twarzy. Stoję, czuje, jako stary dobry Kasene Blade, ale wyglądam, jak ten przeklęty rudy pomiot.
- Czyli tak jakby ja to ty, a ty to ja. – wydukałem inteligentnie, wlepiając swoje zszokowane spojrzenie w siebie, znaczy w Selkę, znaczy w… - O co tu chodzi!?
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Nie dlatego, że nie znałam odpowiedzi. Wlepiłam wzrok w lustro analizując każdy skrawek nowej twarzy. Wiem, że znam wygląd Kasene bardzo dobrze, ale teraz mogłam się przyjrzeć jeszcze dokładniej. Jestem teraz facetem. Co robią faceci w wolnym czasie? Co Kasene robi w wolnym czasie? Chrząknęłam cicho i spojrzałam na Kasene w moim ciele. On jest teraz kobietą.. Czasami i tak się jak panienka zachowywał to ma łatwiej niż ja.
- Co robisz w wolnym czasie? - spytałam wprost i założyłam ręce na piersi. - I gdzie mieszkasz?
- Na obrzeżach miasta… - mruknąłem, odruchowo sklejając odpowiedź, jednak za chwilę coś mnie tknęło. Z niezrozumieniem wypisanym na twarzy spojrzałem na Selkę, która szarmancko założyła dłonie na piersi i teraz ilustrowałam mnie intensywną czerwienią oczu. Moich oczu. Sam fakt, że patrzę w tej chwili na swoją osobę, ba mogę nawet siebie objąć, wprowadza mnie w lekki popłoch. Nie mówiąc o tym, że jak słyszę swój głos, który nie wydobywa się z mojej woli popadam w paranoje. Tak do cholery nie powinno być!
- Chwila, co cię tak nagle z tym naszło!? Jeśli chcesz potem mogę ci podać nawet numer buta, teraz powinniśmy zająć się tym, jak to odkręcić.
- Nie wiadomo kiedy się odmienimy, więc chce znać szczegóły. Wiesz, by udawać ciebie. Ja mieszkam sama to i tak masz łatwiej. - prychnęłam jakby to była oczywista oczywistość. Ba, w końcu to jest oczywista oczywistość. Czy jego zawsze trzeba do olśnienia doprowadzać? Ale teraz to mu zazdroszczę sytuacji. Ja nie mam brata ani siostry, więc nie będę musiała cały czas udawać kogoś kim nie jestem! A może powiemy jego bratu wprost... Nie wiem jak zareaguje, ale może się z tym pogodzi, że jego brat został dziewczyną, a dziewczyna jego bratem. Ale jak ja to wytłumaczę Zenonowi..
- Właśnie! Zenuś! - krzyknęłam i rzuciłam się na torbę, która obecnie znajdowała się na ramieniu Kasene. - Nic ci się nie stało kochany ty mój!?
Nie przewidując, czy po prostu nie myśląc w tamtym momencie Kasenowata Selka rzuciła się na torbę uwieszoną na moim ramieniu, wypuszczając tym bestie. Tak TĄ bestie, której znak to orzeszki włoskie i płomienna sierść. Która moją osobę uważa za obiekt nadający się tylko do całkowitej eliminacji, czy ewentualny obiekt, na którym można sprawdzić wytrzymałość ludzkiego serca. Więc przewidywalne było, że gdy wiewiórka ujrzy oblicze należące do mnie, cmokające nad nią, jak ciotka z tęsknoty za swoimi bratankami, to nie ucieszy się nadto. Ba! Myszowata pierdoła przeżywając, co najmniej wstrząs, zerwała się z piskiem. Skoczyła na Selene, robiąc turbo rozpiździel w jej – moich włosach, chyba tylko jakimś cudem nie czyniąc tego samego z jej twarzą.
A potem po prostu skoczył w objęcia, które kojarzyły mu się z ostoją bezpieczeństwa.
Ha! Takiego wała! Będąc nauczony ze wszelakich doświadczeń, mój instynkt samozachowawczy zareagował bezbłędnie, więc gdy Zenek wbił mi się ramię, bez zahamowania i poszanowanie strzepnąłem go z stamtąd, z miną typu „ a fuj, fuj przebrzydłe” i automatycznie odskoczyłem do przeciwległej ściany.
- Zenuś!? Co ci kochany?! - pisnęłam przerażona patrząc jak mój pupilek ucieka do Kasene, a ten odtrąca go i ucieka w przeciwnym kierunku. - Zenuś!
Ponownie spróbowałam podejść do roztrzęsionej wiewiórki, ale ta prędko odbiegła ode mnie prychając przy tym niczym wkurzony kot, który nie dostał porcji Whiskas na śniadanie. Zacisnęłam ręce w pięści. Czemu mój pupilek, dla którego życie mogłabym poświęcić ucieka ode mnie, jakbym była potworem?! Wiem, że wyglądam jak Kasene, ale nie jest, aż tak źle. W końcu nie jest to szpetny chłopaczyna. Nie wróć. Wyglądam jak Kasene. Zenek Kasene nie lubi. A w takim razie teraz nie lubi mnie. Nie. Zachowaj spokój Selka. Nie płacz przy koledze, zwłaszcza w jego ciele. Ale Zenuś mnie nie kocha! Jak tu nie płakać!? Zrobiłam smutne oczy i spojrzałam z wyrzutem na swoje ciało obecnie Kasenowe.
- To twoja wina. Zenuś mnie teraz nie kocha - mruknęłam, założyłam ręce na piersi i odwróciłam się do Kasene tyłem. A strzelę sobie teraz focha, co kobiecie szkodzi!
Jęknąłem przeciągle nie mogąc powstrzymać się przed palnięciem swoimi pstrokatymi pazurkami w czoło. No, no Kasene życie to masz urocze. Życie cię kopie po tyłku, Fortuna z ciebie drwi, przeważnie chcąc cię zabić lub okazjonalnie wsadzając cię w cudze ciało. I musisz cierpieć katusze widząc, jak twoja osoba odwala klasycznego focha i zwraca się do ciebie od dupy strony. A za co? Za jakie grzechy?
Za niewinność moi drodzy, za niewinność.
- Widzisz coś narobił? – warknąłem na wiewiórkę. Włochaty był w pogrążonym w głębokim szoku emocjonalnym nie wiedząc całkowicie, dlaczego ja, jako ja chcę go utulić, a czemu ja w jestestwie Selki rzuca nim, jak przerośniętą glistą. Aż mi biedaka zrobiło się szkoda. Przez chwilę.
- No weź Selka, dlatego musimy wykombinować, jak możemy wrócić do swoich ciał.- palnąłem inteligentnie chcąc przekonać ją, żeby nie profilowała mi moich pośladków, bo się dziwnie czuję. – Nie przejmuj się szczurkiem. Bydle jest inteligentne zaraz się skapnie. Wiesiu jak widzisz nie robi problemów.
I wtedy automatycznie pacnąłem się w pierś. Jednak zamiast czyjeś bliskości doświadczyłem tylko miażdżycy. – Cholera. – z trwogą popatrzyłem na dziewczynę i nim przetworzyłem informacje i udzieliła odpowiedzi ja już znajdowałem się przy niej. I bez kurtuazji zacząłem ją – znaczy mnie – macać po bluzce w poszukiwaniu śladów obecności węża.
- Moje życie mi uciekło! – jęknąłem żałośnie w końcu, patrząc z dołu, umordowaną miną na Selene. – Znowu.
CDN