Pogadaj z nami :D

sobota, 6 lutego 2016

Stray dogs silent in the forest

Nie była to rudera, ale też nie wspaniała rezydencja. Zwyczajnie stał ten gmach od lat samotnie poza głównymi drogami Nevermind. Choć wyglądał krótko mówiąc bardzo okazale, żadnemu z mieszkańców nie paliło się, aby odwiedzić opuszczone domostwo.  Cóż, nie do końca tak opuszczone, jak mogłoby się zdawać. Różne plotki i historie krążyły po miasteczku na temat tego miejsca, a ich twórcami stawały się głównie ciekawskie dzieci, które znudzone nadmiarem wolnego czasu buszowały gdzieś poza domem, a chcąc popisać się odwagą, podejmowały próby eksploracji "nawiedzonego domu", jak miały w zwyczaju mawiać. Z zewnątrz przypominał wiktoriańską posiadłość, w całości zbudowaną szarością i czernią żelaznych okien. Z dnia na dzień z strzelistego dachu ubywało coraz to więcej ciemnych dachówek, które przynajmniej raz w tygodniu porządkował "właściciel" domu, ustawiając je w równych kupkach na ganku. Pomimo iż dla komornika, policji, dzieciaków, ciekawskich mieszkańców, bezdomnych, a także złodziei, było to miejsce całkowicie opuszczone, pewien osobnik żył sobie tutaj jak gdyby nigdy nic. Najgorzej mieli jednak z dziwnym domownikiem ci ostatni. Prostując - wszelcy włamywacze oraz złodzieje, których ogrom posiadłości kusił niemiłosiernie. Zaledwie przekraczali żelazną, skrzypiącą bramę, a już uciekali przez nią jak najdalej tylko się dało, przerażeni chmarą pająków, która powitała ich bezmiarem pajęczyny i martwych owadów. A gdy to nie wystarczyło, przerośnięte, włochate pajęczysko wychodziło ze swej nory, aby należycie przywitać nieproszonych gości. 
Zupełnie jak gdyby zaczął to bajkopisarz, pewnego dnia, bardzo pochmurnego zresztą, ponieważ szare chmurzyska całkowicie przykryły jasne niebo, bezapelacyjnie zwiastując deszcz, dwójka umundurowanych panów zmierzała zarośniętą ścieżką w stronę szarego dworu. Nie wyglądali na zadowolonych z tego faktu, raczej nikomu nie spieszno do odwiedzania lokacji niczym z horroru, tym bardziej, kiedy zostało się do tej roboty krótko mówiąc wrobionym. Urzędasy z miasta nigdy nie kwapiły się aby samodzielnie dokonać rozeznania przyszłej inwestycji. Dlatego też zlecali to zadanie typkom bardziej potrzebującym zajęcia bądź raczej pieniędzy, tak jak ta parka.
Żelazna furtka powitała przybyszy głośnym, żałosnym jękiem, wręcz wyciem rozpaczy. Prędko uciszyli ją, oddając wyjącą pannę z powrotem w prostą linię ogrodzenia. Jednak jej wołanie zostało złapane przez uważne, puszyste i długie wilcze uszy właściciela domu. Wnet zaczęły pracować niczym radary, obracając się to w jedną, to w drugą stronę. Stulił je jednak, widząc niemiłą dla oczu i serca kłótnię swoich podopiecznych. Ktoś zapytałby, jak pająki się kłócą... i czy to w ogóle możliwe? Cóż, białowłosy dobrze wiedział, kiedy jego czarna wdowa jest niezadowolona i próbuje zamordować swojego towarzysza. Tępoodwłokowiec, choć dużo większy i silniejszy od małej samicy, miał nikłe szanse w tym starciu, pozbawiony jadu i ogólnie niezwykle potulny z usposobienia. Chłopak opowiedział się jednak po stronie damy, jak na getlemana przystało.
- Basilu, byłbym ci niezmiernie wdzięczny, gdybyś przestał toczyć spory z Reginą o tego karalucha - rzekł cichym, dość nienaturalnym głosem, sięgając chudą, bladą dłonią po amblypygę. Stworzenie postanowiło dać za wygraną i posłuchało swojego pana, unosząc się dumą wpełzło na jego rękę i ulokowało się gdzieś na ramieniu, obserwując jak przygotowywał dla siebie coś do jedzenia. Białowłosy, pomimo pomocy Queen, nie odszedł od starych zwyczajów. Nie potrzebował więc wykwintnego jedzenia, którego w tej ruderze nijak mógł przygotować, brak mu też było pieniędzy, aby zapewnić sobie stałe wypady do supermarketu, tak więc... pewne nawyki pozostały. Jak na przykład niezwykła tolerancja i uwielbienie surowego, świeżego mięsa. Nie miał jednak zbyt wiele czasu, aby nacieszyć się obiadem - sam wygląd domostwa nie zdołał odstraszyć nieproszonych gości, którzy zaraz z grzeczności (i głupoty) zaczęli pukać do zabarykadowanych, starych drzwi.
- Halo? Jest tam kto? - Padło pierwsze równie głupie pytanie. None bezceremonialnie rzucił stary, tępy nóż, którym dzielił mięso na porcje na blat, a szczęk metalu na pewno dał się we znaki uszom intruzów. Wzdrygnęli się i to nie z zimna uciążliwego wiatru.
- Spokojnie James, to na pewno przez wiatr... może coś w środku się przewróciło - próbował wytłumaczyć pochodzenie dźwięku jeden z nich. Drugi jedynie przełknął ślinę z trudem i przytaknął nerwowo.
- T-tędy chyba nie wejdziemy - wydukał. - M-może lepiej wrócimy?
W odpowiedzi otrzymał jedynie mocne trzepnięcie dłonią w swój pusty łeb.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, ile kasy dostaniemy, jeżeli uda się cokolwiek wyciągnąć z tej rudery?
Ich rozmowa szybko urwała się i została porwana przez wiatr, kiedy gdzieś stosunkowo niedaleko od drzwi głównych rozległ się trzask jakby drewnianej klapy bądź upadającej deski. Spojrzawszy w tamtą stronę mężczyźni ujrzeli ogromne psisko, które tylko spoglądało na nich z ukosa. Zakurzone, czarne futro targał wiatr, a ślepia bestii, duże i błyszczące, odstraszały swoją szkarłatną barwą. Przynajmniej mógł zaznać odrobinę rozrywki, patrząc na tę dwójkę. Właśnie chowali się jeden za drugim, jakby widzieli w chuderlawym basiorze ogromne zagrożenie.
- Uciekaj stąd, psie! A sio! - Tupnął nogą ten odważniejszy, złapał za kamyk, jak wiele innych leżący na dróżce i cisnął nim w właściciela domu. Ogar stulił ogon i uszy, unikając pocisku, po czym wolnym krokiem oddalił się. Mlasnął jęzorem, co ukazywać miało jego niezmierne zadowolenie, kiedy para intruzów skorzystała z jego wyjścia - dziury w ścianie. Oddalając się od domu, słyszał tylko przeraźliwe krzyki mężczyzn i dźwięki prędkiej ucieczki z tego miejsca. Jak zawsze Aranea i jej pobratymcy zrobili swoje.
Gęsty las rozciągający się wzdłuż obrzeży miasta Nevermiand pogrążony był w nadzwyczajnej ciszy. Zwykle pełne śpiewów ptaków i szumu liści, tętniące życiem miejsce milczało uparcie, jakby pogrążone w głębokiej zadumie spowodowanej pojawieniem się obcego. Drzewa choć głuche, nie pozostawały ślepe, uważnie obserwując każdy ruch przybysza. Potężny wilk leniwie, niby od niechcenia stawiał łapę za łapą. Szedł powoli, jakby z lekkimi trudnościami, choć leśne poszycie było miękkie, a na drodze nią stała mu żadna przeszkoda. Zwierzę było piękne. Czarna, gęsta sierść lśniła w świetle pojedynczych promieni, które jakimś cudem docierały do tego opuszczonego przez Boga miejsca. Patrzył na świat błękitnymi, tak jasnymi, że na pierwszy rzut oka wyglądającymi na białe, oczami. Nie było w nich jednak życia, a sam basior wyglądał żałośnie, jakby zaraz miał się położyć pod potężnym bukiem i zdechnąć. Mimo wszystko uparcie szedł dalej, nie zwracając uwagi na otaczający go las. Ignorował najmniejszy odgłos i udawał, że nie widzi ruszających się cieni, jakby wcale się niczego nie bał. Jakby w ogóle nie miało dla niego najmniejszego znaczenia czy podczas kolejnego spotkania z czymś zostanie łowcą czy ofiarą. Ciche burczenie w brzuchu zakłóciło nagle emanujący z okolicy spokój. Wilk warknął cicho, niby wzdychając. Po chwili jego oczom ukazał się młody zając. Nieświadomy zagrożenia szarak wyskoczył beztrosko z pomiędzy krzewów, zjawiając się jak na zawołanie. Gryzoń nie wiedział nawet kiedy ostre kły drapieżnika zacisnęły się na jego szyi, jednym, szybkim kłapnięciem zakańczając jego życie. Krew rozprysła się po pysku wilka, spływając po sierści i bezgłośnie spadając na zeschnięte liście. Poza nią, futerkiem i drobnymi kostkami nie było zbyt wiele mięsa. Wystarczająco jednak był zaspokoić pierwszy głód. Wystarczająco, by znów poczuć smak wolności.
Spokój krótkiego posiłku zakłócił mu zapach obcego. W postaci wilka łatwo przychodziło mu rozróżniać poszczególne wonie, a ta nie należała ani do człowieka, ani do jakiegoś "przyjaznego" stworzenia. Z pewnością była to bestia podobna do niego, która na dodatek znała ten las dość dobrze, bowiem polowała tutaj i spędzała czas wolny w okolicy. Również czuła obecność obcego basiora w okolicy. Jednak nie odczuł zagrożenia, a jedynie... czystą ciekawość. Mieszaniec kierował się śladami wilka z nosem przy ziemi. Nastawił uszy w pełnej gotowości, aby w razie możliwości wyłapać każdy dźwięk. Pomimo tego, iż to on był mieszańcem lub może właśnie to tej cesze zawdzięczał, przerastał nieznanego osobnika i oceniając dwie poczwary jedynie po wyglądzie, z pewnością z łatwością mógłby go powalić. Nie miał tego absolutnie w zamiarze, lecz odczuwał wyraźną zazdrość o swoje jak sądził terytorium. Prędko odkrył ślady po posiłku wilka.
Zwierzę nie zwróciło na psa większej uwagi. Słysząc jakiś szmer, podniósł tylko łeb i nieobecnym wzrokiem spojrzał na ogara, który przewyższał nie tylko osobniki swojej rasy, ale jak i samego wilka. Nie zmartwiło go to jednak zbytnio. Skończywszy jeść, zwierzę po prostu odwróciło się do niego tyłem i wolnym krokiem zaczął odchodzić, dając mu do zrozumienia, że ma go głęboko gdzieś.
Obojętność obcego nie spodobała się szkarłatnookiej bestii ani trochę. None, choć cichy i spokojny, zamknięty w sobie, wyróżniał się aż nadto swoją ciekawością. Liczył na interakcję z nieznajomym, po jego zachowaniu i zapachu rozpoznając, iż nie jest zwykłym wilkiem. Szybko dogonił samca, zagradzając mu drogę. Jego postawa nie przypominała groźnej ani trochę. Rozstawił uszy szeroko, a ogon postawił do pionu, machając nim nieopanowanie. 
Wilk nie tylko zatrzymał się gwałtownie, ale aż cofnął pół kroku do tyłu, zaskoczony zachowaniem psa. Chcąc, nie chcąc, zaczął mu się lepiej przyglądać. Już wcześniej wiedział, że nie jest to zwykłe zwierzę. Jego zapach zbyt mocno mieszał się z ludzkim, żeby być tylko pozostawionym przez właścicieli. Był tak zwanym przez siebie wybrykiem natury posiadającymi nadnaturalne zdolności. Wcale to jednak nie zmieniało jego nastawienia do niego. Wręcz przeciwnie. Eren nie miał ochoty się bratać z żadnymi stworzeniami, a tym bardziej z ludźmi, których szczerze z całego serca nienawidził. Dlatego po raz kolejny zignorował go i skręcił nieco w prawo, chcąc najzwyczajniej w świecie wyminąć. Ledwo podjął się tej próby, kiedy mieszaniec obnażył kły i niemal dziabnął jego łapę. None nigdy nie bywał agresywny. Jednak spędził w ciele czworonoga dostatecznie dużo czasu, aby zachować w sercu i umyśle coś takiego jak zwierzęcy instynkt. I ten właśnie instynkt nakazał mu, aby nie puszczać intruza wolno. Ponadto brakowało mu rozrywki. Drobna konfrontacja urozmaiciłaby mu nieco ten dzień, pomijając dwóch pachołków uciekających gdzie pieprz rośnie z jego domu. Ale to należało raczej do codzienności niż niezwykłych wyzwań. Tymczasem pierwszy raz od bardzo dawna spotkał istotę podobną mu, szkoda tylko, że tak niechętną do zabawy. Być może posiadał nieco skrzywioną wizję tego, jak powinien zapoznać się z nieznajomym, a atak z całą pewnością nie należał do grzecznych powitań. Wbił szkarłatne spojrzenie w ślepia wilka.Basior zaskomlał cicho, szczerząc przy tym kły. Już miał się odwdzięczyć mieszańcowi pięknym za nadobne, kiedy jednak zrezygnował. Szybko przeanalizował sytuację i swoje szanse. Gdyby doszło do ostrej walki między nimi, pewnie nie miałby zbyt dużych szans na wyjście tego cało. Problem był jednak taki, że zwierzę po prostu nie chciało walczyć. Ogar nie wydawał się mieć agresywnych zamiarów. Zachowywał się raczej, jakby brakowało mu towarzystwa i chciał się bawić. Niestety miał pecha trafić na Erena. Po chwili przed nienaturalnie wielkim psem stał już nie piękny wilk, a wątłej postury, wysoki nastolatek z rozczochranymi, lśniącymi głęboką czernią, półdługimi włosami. Spojrzał na swojego napastnika równie martwymi, jasnymi oczami, o jeszcze kilka chwil wcześniej basior, nie interesując się mocno krwawiącą ręką. 
- Wygrałeś, i co teraz? - odezwał się zachrypniętym, nieco nieprzyjemnym głosem, odzwyczajonym od mówienia.
Pies stulił uszy i wyprostował się nagle, widząc przemianę nowego towarzysza. W jego szkarłatnych ślepiach przez chwilę widać było smutek spowodowany widokiem krwi. Nie chciał go skrzywdzić, a jedynie rozdrażnić. Szybko stwierdził, że również powinien się przemienić, choć w ludzkiej postaci wydawał jeszcze mniej dźwięków niż w tej psiej. Zdecydowanie łatwiej przyszło mu zlustrować wzrokiem ciemnowłosego, kiedy już stanął na dwóch długich, acz chudych jak patyki nogach. Podobnie jak w zwierzęcej postaci przewyższał go o jakieś osiem centymetrów. Fala prostych, białych jak śnieg włosów spłynęła po jego plecach oraz ramionach, a te krótsze przesłoniły jego twarz i chłodne, srebrzyste oczy. W ekscytacji jak zwykle nie był w stanie schować wilczych uszu, które teraz stały się białe. Sterczały nadal tak samo i chodziły niczym radary. Ludzka postać Erena nie zdziwiła go tak bardzo jak zdziwić Erena mogło jego prawdziwe oblicze, tak zupełnie inne od silnego, rosłego ogara. Bynajmniej ich oboje mógł zdmuchnąć najmniejszy powiew wiatru. O ile brunet odzwyczaił się od używania głosu, a potrafił się odezwać, tak None nie mówił wcale. Używał głosu jedynie we własnym towarzystwie bądź wyjątkowych sytuacjach, dlatego też nie odpowiedział na zadane mu pytanie.
Eren zlustrował swojego małomównego towarzysza, tym razem przyglądając się uważnie jego ludzkiej formie. Nie była ona zbyt imponująca i chłopak zaczął być coraz bardziej z faktu, że postanowił porzucić zwierzęcą postać. Teraz czuł, iż pokonałby go w oka w mgnieniu.
- Będziesz tak milczał, czy coś powiesz? - zapytał, nieco ostrzejszym głosem, wpatrując się w niego niemalże zlewającymi się z jego bladą cerą oczami. Nie uzyskawszy jednak odpowiedzi, westchnął głośno. Opuścił lekko głowę, delikatnie przy tym nią kręcą. Nagle na twarzy bruneta niespodziewanie pojawił się szeroki uśmiech, pełen dziwnego, wręcz niepokojącego rozbawienia. Do uszu milczącego chłopaka doszedł jego cichy śmiech, jeszcze bardziej nieprzyjemny niż głos.
- Ehh... - westchnął po chwili po raz kolejny, przyglądając się z zaciekawieniem swojej ręce. Przestał się nie tylko śmiać, ale też i uśmiechać. Z wypranym z emocji wyrazem twarzy znów przeniósł swój wzrok na białowłosego - Nie śmieszny ten twój żart. - stwierdził krótko, machając przed nim dłonią i obryzgując go nieco przy tym swoją krwią.
Taka nagła zmiana nastroju w mniemaniu białowłosego nie wróżyła nic dobrego. Na dodatek domyślał się, jak jego małomówność może tylko bardziej zirytować chłopaka, dlatego próbował zgromadzić w sobie siły, aby chociaż się przedstawić. Od spłonięcia baru i śmierci Queen nie utrzymywał kontaktu z ludźmi. Jedynie rozmowy z pająkami i własnymi halucynacjami pozwalały mu zapamiętać dźwięk własnego głosu. Słowa bruneta wzbudziły w nim jedynie większe poczucie winy. Niegdyś nie przejmował się innymi. To właśnie Queen nauczyła go wrażliwości na krzywdę, zwłaszcza jeśli on ją powodował. Stulił wilcze uszy, chcąc ukazać swoją skruchę. Pomimo miny zbitego psa, obserwował każdy jego ruch niezwykle uważnie. 
Eren zaczynał być coraz bardziej poirytowany zachowaniem obcego. Nie dość, że chłopak nie chciał mu pozwolić odejść, a następnie zaatakował, to teraz najzwyczajniej w świecie go ignorował. Nie usłyszał od niego żadnego "Przepraszam" czy "Spierdalaj, to mój teren!". Białowłosy po prostu milczał, gapiąc się na niego jak sroka w gnat. Mógłby wziąć go za jakiegoś pomyleńca, albo zacząć się zastanawiać, co z tym gościem jest nie tak, ale w jego przypadku nie byłoby to zbytnio na miejscu. Sam nie mógł się poszczycić zbyt dobrymi manierami, a już na pewno nie użyłby w jednym zdaniu słów "ja" i "normalny" czy "zdrowy na umyśle". "Ale przynajmniej nie atakuję bez powodu" - pomyślał, znów spoglądając na swoją rękę. Zaraz potem przykucnął wziął do zdrowej dłoni nieco śniegu, po czym zaczął obkładać sobie nim ranę. Śnieg nie był za pewne najczystszy, ale przynajmniej łagodził ból i zmniejszał opuchliznę, a przy odrobinie szczęścia zatrzyma również krwawienie. Kątem oka zauważył, jak białowłosy również kuca przed nim. Bynajmniej nie papugował go, a pomimo swojej małomówności, próbował pomóc. Już kiedyś to robił. Co prawda jedynie na sobie i Queen, ale dlaczego teraz też nie miałoby zadziałać? Wyciągnął dłoń po śnieg, jednak nie zgarnął go w garść. Wyglądało to co najmniej śmiesznie, jednak Eren mógł zdać sobie sprawę z tego, co próbował zrobić. Po krótkiej chwili rzeczywiście mu się udało - śnieg rozpuścił się, jednak nie wsiąkł w ziemię - woda objęła wychudzoną dłoń chłopaka, a zaraz przeniósł ją na ranę ciemnowłosego. Odczuł nieprzyjemne pieczenie, lecz wtedy rana... zaczęła się po prostu zasklepiać. Uleczyła się do końca nim zabrakło mu wody. Nie zdążył nawet spojrzeć na białowłosego, gdyż ogar odwracał się właśnie do niego ogonem i zniknął między krzakami. Poczucie winy i nieodpowiedzialnego zachowania wzięło nad nim górę. Potrzebował ukryć się gdzieś nim całkowicie spłonie ze wstydu. Queen nie pochwaliłaby takiego zachowania.

3 komentarze:

  1. Ah, ten moment, gdy None próbował pogodzić pająki, a zwłaszcza, że sobie to wyobraziłam był przeuroczy. *pac, pac* Ogólnie, mimo że nie zdążyłam go zbytnio poznać – a nadzieja ma, że się to zmieni – to i tak wydaje się osobą, no jak to ująć, pocieszną. Taką lekko zagubioną, nieporadną. c:
    Matko, jak to brzmi. Nazywam tak personę, która drepta w postaci przerośniętego psowatego, straszy szkarłatnymi ślepiami, a w postaci ludzkiej najtrafniej do trupa porównać. Tfu, nawet na myśl mi pchało określenie „słodki.” Agh, nie godzi się! No, ale… on ma uszy! Takie, no puszyste no. D:
    Khem, khem.
    Co ja miałam? Ah, tak! Pozachwycać się trochę, a jakże; dwoje mistrzów w swoim fachu się zebrało i cieszą moją znudzoną duszę. Czego mogę pragnąć, więcej? Potrafiliście się tak zgrać, że miałam wrażenie, że piszę to jedna osoba. Ha, nawet teraz nie podejmę się wyzwania, by wskazać, kto i co pisał. Nie wspomnę o to w jaki stylu zostało to napisane, bo to hańba i oszczerstwo, żebym słodziła, jak jest to oczywistą sprawą.
    Cóż mogę rzec więcej? Chyba tylko ośmielić się prosić o jeszcze kolejne wpisy. To chyba tej dwójki były pierwsze notki? Ho, to dziewiczy lot mamy za sobą. Sądzę, że teraz czas na dalszą zabawę. ;>
    Ogólnie to jestem cholernie rad, że ktoś inny w końcu coś napisał. TwT
    *Matko, skończyłaś już pierniczyć? No dobra, dobra, już sobie idę, przepraszam.*

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja na początku myślałam, że jedna osoba pisała tę tu noteczkę! Serio nie zorientowałam się przez bardzo długi czas, za bardzo wczytałam się w opisy. Są takie fajne i dokładne,że się oderwać nie da :3 Dopiero gdy byłam prawie na końcu zorientowałam się, że dwie osoby to pisały, nie powiem zdziwienie było!
    Nie przepadam za pająkami, ale chyba którąś ze swoich wariatek tu pośle by się zakumplowała, bo None'owe są takie fajne :< Jeśli będzie nadmiar, można przygarnąć? Wiele kłótnia widziałam w życiu lub czytałam o nich, ale pająkowych, które człowiek przerywa to nie widziałam xD Popieram Macieja, urocze i słodkie. (Boże ja serio rozpływam się nad pająkami :'3)
    Eren i None to się mają zakumplować. Ja przewiduje, że to nie koniec waszych notek i oni się zakolegują. Jeśli nie to macie mnie na sumieniu. Będzie takich dwóch spokojnych i cichych kumpli w Nevermind!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezusmaryja Nemi komentuje wreszcie
    A ja też popieram przed przedmówczynię, moment z pajączkami był wręcz uroczy <3 Aż None w tym momencie skojarzył mi się z pewną postacią z książki ależejestemgłupiainiepamiętamjaktapostaćmiałanaimiętotylepowiem. Notka na plus wyszła, ciekawie opisałyście spotkanie dwóch panów :3 Gdybym miała drugie życie i nie musiała ślęczeć nad matmą to bym was zgarnęła po kolei, albo nie po kolei i coś napisała. Nemi, weź ty się sklonuj i będzie po kłopocie...
    Generalnie to Naoki stoi na straży #mam_cie_na_oku_typie

    OdpowiedzUsuń