Pogadaj z nami :D

sobota, 25 stycznia 2014

"Normalny" ranek.

   Czemu miałabym odczuwać szczęście? Z monotonnych dni, w których zmienia się tylko pogoda i pora roku? Już dawno zdałam sobie sprawę, że moje życie nie ma sensu. Najlepiej zrzucić się z jakiegoś mostu, powstrzymując się od instynktu, który nakazuje ratować życie. Czemu tego nie zrobiłam? Po pierwsze nadal mam lęk przed Piekłem. A po za tym to byłby pewnie szok dla mojej matki i siostry. Rue, gdyby jeszcze żyła, nie pozwoliłaby do tego. Zaczęła by płakać, trzymając mnie za koszulkę, ciągle na mnie krzyczeć i inne rzeczy. W końcu bym uległa.
 Ale jej już nie ma.
   Gdzieś tam w głębi, nie wiadomo sąd czerpię tę siłę, by wstać i "przeżyć" następny dzień. Ale gdyby w końcu nieznany zapas energii się skończył? Pewnie wpadłabym pod samochód ("przypadkowo") i na tym bym skończyła.
    Koniec myśli o śmierci. Trzeba wstać i zmierzyć się z każdą minutą przytłaczającego dnia.  Ciągle mam wrażenie "deja vu"(czyt. "deża wi"). Muszę ponownie sprawdzić, czy aby spakowałam książki na dobry dzień i wykonać podstawowe, monotonne czynności, które trzeba spełnić każdego powtarzającego się dnia.
  Dzisiaj czwartek czy piątek? Gdyby nie kalendarz, nie zorientowałabym się kiedy by się skończył grudzień, a zauważyłabym to dopiero, gdyby zaczął topnieć śnieg, czyli tak w połowie marca.
   Zeszłam na dół. Gdyby ktoś był tu pierwszy raz, pomyślałby, że nikt tu nie mieszka. Na dodatek słabe promienie słońca dawały odczucie opustoszenia.
   Jedynie co mi towarzyszyło, to skrzypienie schodów. Gdy znajdowałam się na parterze zastała głucha cisza.  Poszłam w kierunku kuchni. Po wejściu zaświeciłam światło. Od razu lepiej.
    Wpierw skierowałam w stronę lodówki. Jak za każdym razem zastanawiałam się co wziąć na kanapki i śniadanie. Z jedzeniem w domu nie miałam większych komplikacji. Bez zastanowienia wyjęłam mleko. Płatki leżą w dolnej półce niedaleko lodówki. Gorzej z posiłkiem do szkoły. Ten sam problem. Po pół minucie westchnęłam, biorąc co bądź pod ręką. Marmolada. W sumie czemu nie? Jakaś mała zmiana nie zaszkodzi.
  Odłożyłam wszystkie produkty. Gdy podgrzewałam mleko, nie tracąc czasu zajęłam się robieniem jedzenia do szkoły. Leniwie spojrzałam na migające cyfry w mikrofalówce, ukazujące aktualną godzinę.  W tej samej chwili, gdy dotarło do mnie, że jest 6.30, przypomniałam sobie coś, co od razu oderwało mnie od mechanicznego działania, jakbym się obudziła. Z tego gwałtownego wrażenia o mało nie wypuściłam noża. Nie zważając na to  pędem pobiegłam po drewnianych, skrzypiących schodach. Przeskakując co drugi schodek miałam ciągle w głowie jedną myśl: "Rosalie mnie zabije, Rosalie mnie zabije!"
   Z impetem otworzyłam jej drzwi. Gdyby nie spała na pewno by mnie skrzyczała(najdelikatniej mówiąc), że nie pukam. Szybko podbiegłam do jej łóżka i zaczęłam ją budzić.
-Ros wstawaj! Zaspałaś, jest już 6.30!-krzyknęła.
-Co, gdzie?...-mówiła zaspanym głosem  -Jeszcze wcześnie, daj mi jeszcze pięć minut...-odparła, nadal całkiem niewybudzona. W takich momentach żałuję, że nie władam wodą. Od razu by zadziałało.
-Rose, na prawdę jest już późno.  Szósta trzydzieści a nawet parę minut po!
-Ciicho wyjcu...-warknęła nadal zaspana. Potrzebowała 3 sekund, aby w końcu do niej dotarło mój przekaz.
-Zaraz, zaraz..6.30? Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś!?-odparła lekko zdenerwowana. Od razu wyskoczyła z łóżka i pobiegła do garderoby. Jedynie pacnęła dłonią o czoło. Eh, starsza siostra. Zawsze myślą, że wiedzą najlepiej. A nawet gdy nie mają racji, próbują to zwalić na innych. "Kochana siostrunia".
-Miałaś mnie obudzić o równej szóstej!-warknęła.  -Nigdy nie można na ciebie liczyć, ośle.
   Nic się nie odezwałam. Nie miałoby to sensu. A po za tym do obelg już się dawno przyzwyczaiłam. Wiedziałam, że nie robi tego "na zdrowym umyśle", a więc wszystkie jej komentarze o mnie puszczałam mimo uszu.  Niekiedy też jej "odpysknęłam" (jak to ona miała w zwyczaju mówić do swej "przeuroczej" młodszej mnie, gdy się odezwałam). Przyglądając się jej jak komicznie wykonuje dzienne czynności w duchu mnie rozbawiła i przywróciła dobry humor.
-Nawet spokojnie nie dasz mi się przebrać?-odparła irytowana. Znów się ocknęłam.
-Och, mogłabym się godzinami przyglądać jak błaznujesz w swoim pokoju. Ale odbiorę sobie tę przyjemność bo nie chcę się spóźnić do szkoły.- zachichotałam i wyszłam.
  Przypomniałam sobie, że nie spakowałam jeszcze jednej książki. Nie żaden podręcznik, tylko lektura do czytania. To dobrze, że w porę sobie przypomniałam. Cóż bym robiła na przerwach?
  Zaczęłam przeszukiwać swój pokój. Mam. Leżała na stoliku, razem z innymi książkami. Jeszcze zanim poszłam na dół bacznie przyglądałam się okładce, jakbym widziała tę książkę pierwszy raz na oczy. Z nostalgii wyrwał mnie wściekły głos Rosalie, któremu towarzyszyły skrzypienie schodów:
-Rebekah, kretynie jeden! Ja cię kiedyś chyba zamorduję!
  Chwilę stałam zaskoczona, zastanawiając się co tym razem przeskrobałam. Nic mi nie przychodziło do głowy. Ostrożnie otworzyłam drzwi. W tej samej chwili sobie przypomniałam, gdy poczułam zapach przypalonego mleka. Kompletnie zapomniałam! Najszybciej jak mogłam zbiegłam po schodach.
 Rosalie krzątała się po kuchni.  Słyszałam jak wlewa mleko do zlewu. Byłam na nią zła. Jakoś bym przeżyła jedząc płatki z takim mlekiem. Oczywiście Ros tego nie rozumie i wszystko co nieudane wyrzuca.
 "A gdyby to był Twój chłopak, który coś złego zrobił, to też byś go rzuciła?"-odparłabym, ale powstrzymałam się od kąśliwych komentarzy. Podeszłam do zlewu i wyciągnęłam ręce po naczynie
-Daj, ja umyję. Masz więcej rzeczy do zrobienia. Ja tylko spakuje śniadanie, zjem coś i umyję zęby.
  Siostra bez protestu oddała mi gąbkę i miejsce przy zlewie. Gdy myłam, słychać było krzątaninę Rosalie. W końcu skończyłam. Gdy się odwróciłam, na stole były zrobione kanapki, herbata nalana, a Ros stała kończąc układać fryzurę. Zawsze imponowało mi to i jednocześnie nie mogłam zrozumieć, jak można tak szybko wyrobić się w mniej niż 5minut różne czynności, gdy ja potrzebuję w spokoju na to całego kwadransa.
-Żr... to znaczy jedz.-odparła. Na jej twarzy zawitał szarmancki uśmiech. Specjalnie o mało co nie powiedziałaby "żryj". W sumie i tak bym się nie obraziła. Bardziej zaczęłabym się śmiać. Z tym "nieładnym" wyrazem jest pewna historia i tylko my wiemy o co chodzi. To dobrze że nikogo tu nie ma. Gdybyśmy miały więcej czasu zaczęłybyśmy mówić w swoją stronę różne przezwiska. I pomimo zdziwienia osoby, która by była, z naszych twarzy nie schodziłby uśmiech. Któż by pomyślał, że wyzwiska mogą być także czymś śmiesznym. Powiedziałabym od razu, że takie rzeczy tylko u nas. Ale w sumie nie mam 100% pewności. Może u kogoś też tak jest?
-Skądże znalazło się to miłosierdzie w twej oto krnąbrnej posturze rozkapryszonej księżniczki?-odparłam.
-Skunksie, chyba na prawdę będę musiała zabrać ci jakąś książkę, bo pyszczysz.-prychnęła. Może i bym się obraziła słysząc słowo "skunks", bo to prawdą nie było, ale słysząc ostatnie słowo zaśmiałam się.
-"I jeszcze pyszczy!"-dopowiedziałam. To tekst z mojej starej szkoły.
-Dokładnie. A teraz zmykaj myć zęby.
-Banhof!-krzyknęłam, odchodząc od stołu. Nie mogłam się powstrzymać od wypowiedzenia tego słowa. Nie przejmowałam się tym, że w ogóle nie pasowało do sytuacji. (Po niemiecku "Banhof" oznacza dworzec) Jakoś spodobało mi się to słowo (nie tylko to) i od czasu do czasu mówiłam, właśnie do takich właśnie niepasujących scen. Mina zdziwionej siostry była bezcenna. Cóż, szkoda, że ona też umie niemiecki.
-Ty mi tu nie "dojczlanduj" i idź.
-Bushaltestelle!-odparłam niemieckie "przystanek autobusowy" i poszłam do łazienki.
   Mycie zębów nie trwało długo. (Wówczas śpiewałam sobie po niemiecku pewną piosenkę z podstawówki: "Ich putze mir die Zähne" co ozn. "Myję zęby"). Po krótkim czasie także przyszła moja siostra, nakładająca pastę i następnie szczoteczka poszła w ruch. 
-Idź do auta.-powiedziała, nie przerywając "polerowania kieł" (jak czasem mówię).
-Ok.-powiedziałam i pobiegłam po tornister. Spakowałam wszystko co trzeba. Poszłam po kluczyki i dokumenty, po czym wyszłam z domu. Następnie otworzyłam drzwi od samochodu i czekałam.
 Jest już równa siódma. Od dziesięciu minut jej nie ma. Co ona tam robi? 
  "Kosmici ją porwali."-coś mi mówi w głowie. Prycham. to nie jest możliwe. 
  "Zjadł ją banan".  Co takiego!? Moja głowa wariuje. Jeszcze tak nie miałam. Cóż, może za dużo czasu spędzam z moją siostrą... ale na to nie mam wpływu. Jednak coś mi mówiło, że coś innego siedzi w mojej łepetynie. (Tak na marginesie... to chyba się P.M. objawia >.<) 
  Z moich "rozmyśleń" (a raczej próby uspokojenia myśli) wyrywa mnie nagłe walnięcie drzwi wyjściowych. No tak, zerwał się silny wiatr. Jakoś mojej siostrze udało się je zamknąć. Ale za jaką cenę. Jej fryzura wygląda nie najlepiej. Do samochodu wsiada wściekła.
-Mogłaś to sobie oszczędzić! Nie dość, że się spóźnimy, to jeszcze wysłałaś na mnie ten cholerny wiatr!-warknęła
-Ale to nie ja! Nie nasłałam na ciebie żadnego żywiołu.
-Jasne.-mruknęła.
 W piętnaście minut dojechałyśmy pod bramy mojej szkoły. Szybko wyszłam z samochodu. Rosalie na pewno by mi "pomogła" (tym brutalniejszym sposobem), gdybym się ślamazarzyła. Słychać było pisk kół. Modliłam się w myślach, żeby nie spowodowała jakiegoś wypadku. 
_________________
Jeej, w końcu! Muszę przyznać, że P.M. raczej maczał w tym palce. I na dodatek te pierwsze akapity o śmierci... Wiem, komplet nie nie pasują! Ale coś (a raczej ktoś) sprawił, że jak na razie nie mogę ich usunąć.
  Za pomoc dziękuję  Fleur.
  Keyli, za niedługo powinna się pojawić ta notka, o której Ci mówiłam ;3

3 komentarze:

  1. Oj, ta siostrzana miłość :D Fajnie opisany poranek. Tak... Fajnie się czytało i lekko :)
    Haha, okej, niech się pojawi :D Potem ja biorę piórko w swoje brudne łapki ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna notka! Długa ale na prawdę szybko i miło się czyta. Masz bardzo fajny styl pisania ;) Ale proszę cię! Bardzo cię proszę! Napisz jak najszybciej kolejną!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Nie ma to jak pojedynek siostr :D Jesli mam byc szczera to powinnas ksiazki pisac! Notka bardzo ciekawa i pezyjemna w czytaniu Moze to zasluga P.M. ? ;D
    Ciesze sie ze napisalas. Nawet nie wiesz jak bardzo ;*
    (przepraszam ze dopiero teraz komentuje)

    OdpowiedzUsuń