Pogadaj z nami :D

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Podryw zawsze i wszędzie.

- Mleko, ser, chleb... wszystko już chyba Wiesiu mamy.- oznajmiłem wesoło, przegrzebując torby z zakupami. Jakaś babka, która mijała mnie w drzwiach, podpisała się syndromem Kobry, zezując na mnie wzrokiem pełnym trwogi, najpewniej łapiąc się przekonania, że gadam ze sobą, a nie z przydługim jeszcze syczącym kuzynem osobnika, który miała na nogach.
 Zagłębiłem się w ciemniejsze uliczki miasta schodząc z głównej ulicy. Wtedy właśnie usłyszałem jakiś odgłos, coś jakby żałosny miałk, jakiegoś sierściucha. Przystanąłem, rozpoczynając głową wędrówkę tur de własna oś, aż natrafiłem na brunatną kulkę w kartonach. Malutkie kocisko krzątało się w pudłach nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
 Miałem ruszyć dalej pozostawiać nieszczęśnika, ale jego zawodzenie, wręcz sprawiało, że czułem się jakby ktoś z sadystyczną radością przebijał mi serce igłami. Nasiąkniętymi jadem.
- Chodź malutki.- wziąłem kociaka na ręce, przytulając do piersi. Próbowałem go jakoś udobruchać, głaszcząc, ale i tak trząsł się, jakby go z zimnej wody wyciągnęli. - Zgubiliśmy się, czy nas porzucono?

Jak to każdego ranka nie chcąc siedzieć w domu z moją opiekunką la potwora postanowiłam przejść się po mieście z Tetsu na ramieniu. Wiele ludzi rzucało mi pytające spojrzenie spoglądając na kruka. Rozglądałam się szukając kogoś do rozmowy, ale no cóż...Lenie patentowe w łóżku śpią.

- I co ja z tobą zrobię?- westchnąłem, błądząc wzrokiem we wszystkie strony w nadziei, że trafie na jakiegoś frajera, znaczy osobę, która będzie w stanie zaopiekować się sierściuchem. Sam nie jestem w stanie się nim zając, gdyż mam już Wieszczadło, a na dodatek dwa koty w domu.
 Ku mojemu rozrastającemu się niepokoju, jak na złość nikt nie przechadzał się w okolicy. Zrezygnowany wyprułem za zakrętu i oczywiście prawem debila, ciążącego nade mną niczym fatum plag egipskich, zahaczyłem o czyjeś ramię. Miałem chamsko burknąć przeprosiny i ulotnić się, ale ku mojemu zdziwieniu staranowałem białowłosą dziewczynę.- Oh, przepraszam.- uśmiechnąłem się niewinnie, popisując krzywym zgryzem.

-Yy...Nic się nie stało.-powiedziałam z lekkim zdziwieniem spoglądając na Kasa. Przygryzłam lekko dolną wargę nie wiedząc, co powiedzieć. Powoli zaczynam twierdzić, że mam durne szczęście o ,,przypadkowe,, uderzenia.

Dzwoneczek pod nazwą "Szansa" zadzwonił mi w uszach.- Nie przygarniesz kotka?- zaskomliłem podsuwając kociaka dziewczynie prawie pod nos.- Znalazłem go przed chwilą i nie wiem, co z nim zrobić. Nie przygarnę, bo bym wyleciał na bruk razem z nim.- wytłumaczyłem widząc zszokowane oblicze Shiny i pełne niezrozumienia dla mojej osoby.

Pokręciłam przecząco głową:-Szczurołap mi nie potrzebny, a może on po prostu się zgubił, co pchlarzu?-chciałam pogłaskać maluszka, ale ten tylko syknął i ugryzł mnie w palec.-Au

- Chyba cię nie lubi. Nic ci nie jest?- zapytałem z troską, odciągając kota. Możliwe, że się zgubił, ale też możliwe, że ktoś go wyrzucił. By znaleźć właściciela musiałbym latać, jak głupi i molestować sierściuchem.- Może jest głodny? Weź Wiesiu upoluj jakąś mysz i mu przynieś.- wąż spojrzał na mnie i zasyczał, jakby drwiąc z mojej naiwności: "Tyś głupi i ułomny."

-Jeśli nie ma wścieklizny to żyję i...-uderzyłam Kasa w głowę.-Bakaa takiego pchlarza karmi się mlekiem!-spojrzałam na bluzę w miejscu gdzie chłopak ma klatkę piersiową.-Ty raczej nie masz mleka, co?-zachichotałam zastanawiając się czy mleko kupne, aby na pewne będzie zdrowe dla szczurołapa.

- Mleko mam. W kartonie.- uradowany machnąłem siatką z zakupów przed nosem dziewczyny. Jednak uśmiech zniknął, gdy zrozumiałem, że nie wiem jak to coś futrzastego działa. Wlepiłem maślane oczy w Shine, łkając żałośnie z nadzieją, że ona za mnie to zrobi, znaczy pomoże.- Help?

-O nie! Ty go zabrałeś to ty niańcz.-powiedziałam niczym żołnierz na wojnie. -Ale chyba potrzebujesz miski...-mruknęłam pod nosem jakby to wiatr mówił.

- Nie pomożesz?- jęknąłem słabo, głaszcząc sierściucha po łepku. Tak Kas, rozpłacz się to może zbudzisz politowanie.- Miska? Skąd ja wezmę miskę?

Wzruszyłam ramionami i westchnęłam ciężko.-Poczekaj tu.-burknęłam i zniknęłam gdzieś za zakrętem. Po chwili jednak wróciłam z różowym nocnikiem dla dzieci. Widząc pytające spojrzenie chłopaka burknęłam:-No tylko to udało mi się kupić!-zwiesiłam głowę w poddańczym geście. Przypominając sobie zdziwione spojrzenie kobiety, gdy zakupiłam nocnik dla dzieci...Niech ludzie pomyślą, że mam dziecko. Ciekawe, z kim? Chyba samą sobą!

Życie nauczyło mnie, żeby za bardzo się nie interesował, bo i tak bym nie zrozumiał historii tego nocnika. Tylko nasuwa mi się jedno pytanie; dlaczego różowy?
Wziąłem tą pseudo miskę od dziewczyny i nalałem mleka do niego.- No pij.- ponagliłem kociaka, obserwując go uważnie

Spojrzałam na chłopaka i kotka wybuchając nagle głośnym śmiechem. -Gdy tak stoisz z tym kotkiem wyglądasz uroczo..-potarłam łezkę spływającą mi po policzku. Będzie z niego lepsza mama niż ojciec!

- Ha! Bardzo śmiesznie.- burknąłem lamentalnie. Kobieta się ze mnie śmieje!- Jednak nadal pozostaje fakt, co z nim zrobimy?

-No może damy Wieszczadłu na obiad?-spytałam o najłatwiejsze rozwiązanie. Wąż będzie najedzony, a sprawa z kotkiem rozwiązana. Amen.

Oczy rozszerzyły mi się z wrażenia do średniej talerzy, pobladłem jeszcze bardziej, mierząc dziewczynę wzrokiem dzieciaka, któremu miły pan pokazał coś więcej niż kotki w piwnicy.- Nie!

-Żartowałam...Chyba...A z resztą! To może popytamy ludzi z ulicy?-nasunęłam kolejne rozwiązanie.

- Dobra. Zawsze jakieś rozwiązanie jest, ale wątpię, żebyśmy znaleźli…- gwałtownie mój wywód został przerwany, gdy poczułem, jak coś z impetem wpada na mnie. Ledwo zachowałem równowagę i cudem nie cmoknąłem jak to mam w zwyczaju gleby.
- Prze..praszam?- to „coś”, okazało się nieznajomą mi dziewczyną. Najpierw spoglądała na mnie spojrzeniem pełnym skruchy, jednak z każdą następną chwilą pojawiał się na jej twarzy trudny do opisywania grymas. Spoglądała złowrogo to na mnie, to na kota, aż nagle oberwałem.-  Co ty robisz z Pusiem! Oddawaj go złodzieju! Nie widzisz, że się ciebie boi!- z impetem karabinu maszynowego wykrzyczała swoje poglądy, nie dając mi naburknąć, żem niewinny. Capnęła kocura, który zadowolony po posiłku, ułożył się na moich dłoniach.  A następnie odeszła pozostawiając mnie w głębokim szoku.

-No i masz piękne podziękowania.-zaśmiałam się z miny chłopaka i później podchodząc do niego nieco bliżej. -To masz jakieś plany czy wolisz spędzić trochę czasu z koleżanką z klasy?-uśmiechnęłam się zachęcająco jak facet na rynku mówiący: To na pewno się nie zepsuje, a w myślach dodając: bo to jest już zepsute.

 Odwzajemniłem uśmiech, kiwając głową.- Chętnie się gdzieś z tobą przejdę. Tylko, gdzie? Masz jakieś pomysły? 

-Może do lasu? Jest tam jeziorko i inne rzeczy.-powiedziałam uśmiechając się szatańsko, gdyż straszny plan powstał już w mojej głowie.

- Jeziorko?- uniosłem brwi wysoko, spoglądając na dziewczynę, jednak po chwili uśmiechnąłem się przytakując.- Ok. To prowadź.- „bo się jeszcze dziecko zgubi i będzie nieszczęście” dodałem w myślach.

 Przez kilka minut musieliśmy iść przez miasto wysłuchując ciche szepty: ACH CI ZAKOCHANI! Serio? Starzy ludzie są tacy wścibscy. Gdy wreszcie weszliśmy w las odetchnęłam z ulgą. Po pominięciu kolejnych metrów naszym oczom ukazało się niewielkie jeziorko, wywrócone drzewo robiące za ławkę i kilka różowych kwiatków. -Wreszcie doszliśmy!

- Uroczo.- uśmiechnąłem się szeroko, rozglądając się wokół. W tej okolicy przyznam się jeszcze nie zabłądziłem. Podszedłem do akwenu by z ciekawości sprawdzić, jaka jest temperatura wody.- Zimna.- skrzywiłem się, odruchowo zabierając dłoń. Gdy zmąciłem tafle, gromada ryb uciekła z przybrzeżnych wód, iskrząc przy tym jak gwiazdy w blasku nikłego słońca wdzierającego się przez baldachim zieleni.
 Wieszczadło widząc zamieszanie, wysunął się z kaptura, owijając się wyżej wokół mojej szyi, by móc więcej zobaczyć.

 Uśmiechnęłam się tajemniczo. Z lekkim rumieńcem i iskrzącymi się oczami podeszłam do Kasa. Położyłam mu rękę na piersi i bez żadnego słowa zaczęłam zdejmować mu bluzę, a po chwili...Zabrałam Wieszczadło i trzymając go mocno wskoczyłam do lodowatej wody wynurzając się z wystraszonym gadem.

 Rozcapierzyłem paszcze, przeżywając mentalny error, gdy ku mojemu głębokiemu szoku zostałem pozbawiony okrycia wierzchniego.
- C-c-co ty robisz?- tak trochę, bardzo nie wiedząc, czego byłem przed chwilą świadkiem, wydukałem, obejmując się ramionami, jakby nie został pozbawiony bluzy, a cnoty. Z brwiami, które z wrażenia rozjechały się po uszy, spoglądałem na to, co wyprawia Shina z nic niewinną gadziną.

 -I jeszcze raz chopsiu na dół!-krzyknęłam i zanurzyłam Wieszczadło pod wodę. Ten spojrzał na mnie z widocznym błaganiem, ale udając, że tego nie widziałam ponownie go zanurzyłam. Gad owinął mi się wokół szyi i spojrzał na Kasa z niemym: URATUJ MNIE CIOTO!

 Wzdrygnąłem się gwałtownie, stając prze wyborem; w akcie zemsty zostać uduszony przez Wieszczadło, gdy go nie uratuje, czy wejść do tego zdradzieckiego, płynnego azotu?
 Po chwili jednak jęknąłem płaczliwie pod nosem, zrzucając z nóg wysłużone trapery i niepewnym krokiem ruszyłem przez bajoro.- Shina… Nie sądzę, żeby taka zabawa podobała się Wiesiowi.- zacząłem niepewnie z trwogą patrząc na wodę. Nagle coś okropnego, obślizgłego i w ogóle takie „nie”, przepełzło po mojej nodze. Z wrażenia wyprężyłem się, ledwo powstrzymując się by nie robić za cnotliwą panienkę i nie pisnąć. Z galopa pognałem do Shiny w szybkim tempie pokonując dzielącą nas odległość. 

-No i widzisz Wiesiu? Jednak wszedł!-zaśmiałam się, a wąż w odpowiedzi jedynie syknął i ułożył się na czubku mojej głowy robiąc tam gniazdo. -No to teraz ty się wykąp Kas!-krzyknęłam podcinając nogi chłopakowi, przez co po chwili jego czarne włosy zniknęły pod taflą wody. No i teraz pan i jego zwierzak są czyści. Na moją twarz wpełzł dumny uśmieszek.

Z wrażenia oczy rozszerzyły mi się to średniej talerza, gdy niespodziewanie zostałem pozbawiony przyczepności, a lodowata woda okryła mnie całego. Odruchowo rozwarłem usta, chcąc nabrać powietrze, jednak skończyło się to tylko bólem w klatce piersiowej, gdy woda wlała się do ust. Machałem chaotycznie dłońmi we wszystkie strony, aż natrafiłem na rękę Shiny, w którą wpiłem pazury w końcu odnajdując przyczepność. Gwałtownie wynurzyłem się z wody łapiąc głęboki haust powietrza
- Wspominałem, że nie umiem pływać?- uśmiechnąłem się słabo, próbując wycharkać wodę i przy okazji wnętrzności.  

 -I TERAZ MI TO MÓWISZ?!-spojrzałam na niego spod byka. Ścisnęłam mocniej jego rękę ciągnąc prosto do brzegu. Gdy już wyszliśmy usadowiłam go na ,,krześle al.’a drzewo,,. -Nie Ci nie jest?-spytałam wlepiając w niego swoje zatroskane ślepia. W między czasie gad wrócił na swoje miejsce, czyli na szyję swojego właściciela.

Pomachałem głową przecząco, przy okazji strzepując wodę, skapującą z kosmków ulizanych włosów. No i po mojej perfekto grzyweczce. Ogólnie wszystkie ubrania kleiły się, przylegając do mojego ciała w niemiły sposób. Nawet majtki miałem mokre.- Nie, nic mi nie jest. Przepraszam.- odpowiedziałem, uśmiechając się lekko pod nosem.- Przynajmniej się umyłem.  

 Zaśmiałam się cicho. -Może lepiej wracajmy? Jeszcze będziesz chory i Naoki mnie zabije.-zadrżałam na myśl o wściekłym spojrzeniu brata Kasa. Moja bluzka i stanik tak samo jak ubranie Kasene było mokre i troche...bardzo prześwitywało. Zaczerwieniłam się spuszczając głowę tak, iż moje białe pozlepiane włosy zakryły mi twarz.

 - To mnie raczej zabije, bo przecież to ja ostatnio z niego drwiłem, że wybrał się, by popływać z rybkami.-  westchnąłem, podnosząc się z powalonego drzewa i rozglądając się za porzuconą bluzą. Podniosłem, ją z ziemi, strzepując niepożądane źbła trawy. Obszedłem dziewczynę od tyłu i narzuciłem jej suche ubranie na ramiona.- Pożyczam- uśmiechnąłem się.- Będzie ci cieplej.

 -Eeetto...Dziękuje!-powiedziałam i zastanowiłam się chwilę nad opcją pójścia do mnie do domu. Przecież o tej godzinie moja ,,niania,, powinna wyjść, a więc do wieczora chata wolna. -Kas...wieesz tak myślałam, że jakbyś chciał...Nie chcę być natrętna, ale do mojego domu jest bliżej i może chciałbyś eeee...wpaść?-spojrzałam na niego nie pewna czy to, aby dobry pomysł.

- Jasne, jeśli to nie problem.- odparłem. Jakoś przeczucie podpowiadało mi, że nie przetrwam tego w jednym kawałku, jeśli wrócę w takim stanie do domu. Zwłaszcza, ze ostatnio braciszek objawia zamiłowanie do coraz brutalniejszego znęcania się nad zwierzętami.

 Jak postanowiliśmy tak i zrobiliśmy. Na szczęście mój dom nie znajdował się daleko, bowiem wystarczyło tylko wyjść z lasy, a przed naszymi oczami ukazał się dość dużych rozmiarów dom, albo wręcz dwór. No tak...Bo czemu rodzice nie mogą, choć raz wybudować czegoś normalnego? Otworzyłam bramę wpisując kod i po chwili szliśmy już po równie ułożonej kostce ku wejściu. Gdy tylko uchyliłam drzwi weszliśmy do środka pozostawiając buty w przedpokoju. -Znajdę Ci zaraz jakieś ubrania mojego ojca...Może coś będzie pasować, a ty w tym czasie się rozgość. Po prawo jest kuchnia, a schodami w górę i trzecie drzwi po lewo jest mój pokój.-uśmiechnęłam się i po chwili znikłam za ścianą idąc w stronę garderoby. Przy okazji sama się przebiorę, bo cała jestem mokra.

 Gdy znalazłem się w środku, ledwo powstrzymywałem się, żeby nie zagwizdać z wrażenia. Porównując z tym przepychem to nasza rudera, która tylko odmierza czas, aż belki rozlecą się w pył, to tylko marnych polotów burdel.
Z trwogą próbowałem jak najdokładniej przyswoić informacje podyktowane przez Shine, bo się jeszcze zgubie i będzie wstyd.
Gdy dziewczyna znikła w odmętach domostwa, odważyłem się wdrapać na górę i poczekać na nią w jej pokoju. Ku mojemu zdziwieniu chyba otworzyłem odpowiednie drzwi.

 Po dłuuuuuuugim przeszukiwaniu szafy wreszcie znalazłam coś oprócz garniturów i innych wizytowych rzeczy. Nie miałam zielonego pojęcia skąd w jego szafie znalazły się czarne jeansy z łańcuchem i czerwono-czarną bluzkę z napisem: I hate you. Prawdopodobnie to jego ubranie z młodzieńczych lat, ale kto go tam wie. Sama założyłam zwykłą białą bluzkę z ćwiekami po bokach i krótkie jeansy. Bluzę kasa pozostawiłam na suszarce w łazience i poszłam do mojego pokoju. -A wiec tu masz ubrania, a ja...Może się odwrócę?-spytałam lekki się rumieniąc. Podałam ubrania chłopakowi, a sama odwróciłam się twarzą do szafy.

- Dzięki.- wziąłem od dziewczyny ubranie, od razu pozbywając się tych przemoczonych i wkładając te suche. Machnąłem rękami, reprezentując rozpiętość skrzydeł sprawdzając tym, jak leżą na mnie. Były lekko za duże, ale to nie problem. Z moich gałęzi, zamiast rąk i tak wszystko wisi.
- Już.- poinformowałem, widząc, że Shina nadal podziwia powierzchnie mebla.  

Odwróciłam się i podnosząc kciuk do góry pokazałam, że wygląda jak mówi piosenka: I sexy and I know it! Chciałam już skomentować jego ciuch, gdy usłyszałam szczęk drzwi na dole. Moje źrenice automatycznie się rozszerzyły i nic nie mówiąc upchnęłam Kasa do szafy, po czym dopiero burknęłam: -Nie odzywaj się...Proszę...      Wiedziałam, że teraz odbędzie się przedstawienie, w którym ja zagram rolę dywanu, a niania trzepaczki. Usiadłam na łóżku słysząc każdy stuk obcasów o podłogę.

 Nawet niedane było na burknąć, wycharczeć, ani stęknąć, że walczę o równe traktowanie zwierząt, gdy Shina po prostu upchnęła mnie w szafie, jak stare gacie. Rozcapierzyłem paszcze, jednak usłużnie umilkłem słysząc prośbę.
 Byle ćwoku z byle bloku, wiemy dobrze, że pół metra na pół metra i ty się nie lubimy, ale jak cię dziewczyna z błaganiem w oczach o coś prosi to nie udawaj cnotliwej panienki i nawet nie próbuj wypaść z galery na pysk.
 Kończąc swój wewnętrzny monolog, dla bezpieczeństwa własnego, zostawiłem niewielką szparę dla przewiewu powietrza i ogólnego poglądu na świat zewnętrzny.

Gdy stukot był wystarczająco blisko drzwi otworzyły się z ogromną siłą, a moim oczom ukazała się stara jędzowata pokraka z czarnymi włosami jak wiedźma. Była chyba wyższa o głowę ode mnie, a jej zielone oczy pokrywała taka warstwa tuszu i kredki, iż wydawały się czarno-zielone. Puder niemal sprawiał, iż jej skóra była brązowa. -Gdzie łaziłaś gówniaro, co?! Zgodnie z moim zegarkiem powinnaś być tu przed moim wyjściem smarkulo!      Obrzuciłam ją spojrzeniem pełnym obrzydzenia po czym mruknęłam:-Bo ty się tym przejmujesz! Dla Ciebie jestem tylko dodatkiem do tego wielkiego domu jędzo...-burknęłam po czym uśmiechnęłam się niewinnie jakby nigdy nic. Po chwili słychać było głośny plask uderzenia o skórę, a mój policzek stał się czerwony. -Uważaj na język. Myślisz, że siedzenie tu z tobą jest przyjemnością?! Ja Ci poka...-jej wredne odzywki przerwał dzwonek w jej telefonie, a gdy tylko odebrała zaczęła melodyjnym głosikiem.- Oczywiście, że Wasza córcia ma się świetnie. Ona jest dla mnie największym skarbem...Och! Cudownie, że jutro wrócicie z Afryki! Nie mogę się doczekać. Do widzenia.-tylko, gdy się rozłączyła spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szujowato:-Ani się waż powiedzieć im o jakiejkolwiek bliźnie ode mnie no chyba, że...Chcesz trafić do psychiatryka? Uwierz mi, że mam mnóstwo najróżniejszych wytłumaczeń na nie.-po czym bez żadnego słowa wyszła z pokoju ewidentnie jeszcze bardziej zdenerwowana. No tak...Rodzice wracają po miesiącu nieobecności, a ona idzie mi kupić nowe ciuchy, aby nie wyszło na to, że się mną nie opiekuje. Zapominając całkowicie o chłopaku siedzącym w mojej szafie oklapłam na łóżko zakrywając dłońmi twarz i płacząc. Byłam do tego przyzwyczajona, więc czemu płaczę? Policzek lekko spuchł i zaczął szczypać.

I nagle moja klaustrofobia i urojone lęki odeszły na inny plan. Widząc, chodź niewiele przez pozostawioną szparę, wycapiżoną papugę, która najwidoczniej z lustrem się nie lubi i słysząc gwałtowny plask, machinalnie cofnąłem się do tyłu. Tylko tyle, że ściana pokazała mi fucka i skończyło się na tym, że rząd wieszaków zadzwonił groźno.
 Przygryzłem wargę, jednak pozostałem nadal na miejscu. Chodź moja wewnętrzna Matka Teresa darła się na mnie, jak mogę się tak temu biernie przyglądać, zamiast zareagować. Jednak to byłoby po prostu głupie. Skończyło się by tylko rabanie i co najgorsze najpewniej wpakowałbym dziewczynę w jeszcze gorszę problemy.
 Dopiero, gdy ta paszkara pogalopowała, znaczy ucichły odgłosy uderzania obcasów o kafelki wypełzłem z odmętów Narni.
- Shina..?- wymamrotałem cicho, widząc skuloną postać dziewczyny. Coś mnie brutalnie dźgnęło w serce. Chciałem coś powiedzieć, pocieszyć, zrobić cokolwiek, ale moja elokwencja tupnęła nóżką i z głośnym „FOCH!” zwiała gdzieś. Bez słowa obszedłem ją od tyłu, wgramoląc się na łóżko i pchany przez chwile, po prostu ją przytuliłem.


 Shina & Kasene


3 komentarze:

  1. Awww, końcówka taka słodka <3
    W ogóle dajcie mi tutaj tą całą opiekunkę Shiny, to jej wszystkie te czarne kłaki z głowy powyrywam i zrobię sobie z nich szczotkę -.- A jej każe klęczeć na ostrych kamieniach... Nie tylko klęczeć...
    Notka mi się podobała, miło się czytało, najlepsza scena z nocnikiem. Nocnik foefa <3 I fakt, jeśli Kas wróciłby taki do domciu, to nie dożyłby rana :3 Nekuś zrobiłby mu taką dżamprezę godną Hannibala Lectera ^^ (teraz odczuwam skutki Twoich opowieści, Maciu :/ to jedzenie, fuuuuj xD)
    No, ja czekam na więcej takich notek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że się nocia się spodobała xD Więc jestem jasnowidzem! Wiedziałam,że Naoki za powrót w takim stanie do domu prawdopodobnie by go wykastrował xDDDd

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawaii ♥ Kocham tę notkę ;3 Wybaczcie mi, że tak późno komentuje ;_;
    Połowę miałąm przeczytaną już wcześniej. No, Kasene chyba ratownikiem zwierząt nie zostanie...Ale ratownikiem Shiny...kto wie? :D

    OdpowiedzUsuń