Pogadaj z nami :D

poniedziałek, 16 marca 2015

Nieważna inkwizycja.

- No, ja nadal władam cieniem, a Alex światłem. Mimo tego, że nie widzi nie przeszkadza mu to w ogarnianiu rzeczywistości i magii - zakończyłam swój monolog, po czym z całej siły klepnęłam brata
w plecy, na co ten skrzywił się znacznie. - No nie, Alek?
- Taa... - odburknął niemrawo, oddalając się od mojej egzystencji jakby w obawie, że za chwilę drapieżca zaatakuje swoją ofiarę. - Macie pewność, że ta rodzina wybyła do miasta?
- Mhm - mruknął Naoki, żujący jakiegoś długiego, słodko kwaśnego żelka w mordzie. - Byłem tu dzisiaj. Nie powinni szybko wrócić.
- To świetnie. Znajdziemy ciała... Znaczy kości, poskładamy je, walniemy łacińskie litanie i problem z głowy.

Słuchałem Alex, mimo wszystko uważnie, jednym okiem zezując na Naokiego żującego żelowego robala. Skąd on go ma? Czemu go ma i dlaczego mi też nie dał? Co z tego, że nie cierpię żelków. Nie dość, że wykrzywią gębę, pogwałcą kupki smakowe, a potem włażą za zęby, co jest torturą gorszą od łoża madejowego, czy słuchania szwapskiego dysko- polo. Nie lubie, co nie oznacza, że nie chce.
- Nekuś to piroman, a że to cholerny hipster to na niebiesko czyni chaos. A ja tam też cichociemny. Tylko tak średnio cichy.- poinformowałem, odrywając się od gapienia na brata i zajmując się tematem.- Jestem ciekawy, jak to jest z tym światłem. Chyba zbytnio tym nie podziałasz? Nawet drogi do kibla w twoim przypadku sobie nie oświetlisz.- Nie mówię, że cień jest jakoś użyteczny, jednak światło tym bardziej. Flashem dużo hapsów nie zabierzesz.

- Słucham? - syknąłem, mimo swojej wrodzonej ślepoty odwracając głowe w strone z której dochodził głos Kasene. Światło bezużyteczne? Chyba jego cień jest bezużyteczny, a on sam prędzej trafi sobie nim do oka.
- Alex? - zagadnęła niepewnie Alexa, tykając palcem wskazującym w moje prawe ramie. Ja jedak nie marnując tlenu na zbędne słowa zacisnąłem dłoń w pięść i z całej siły przywaliłem Kasene w szczękę tak, że z wrażenia spotkał się z ziemią.

Jakim cholernym cudem?! Niby jak ten kaleka zdołał wycelować w moją twarz i to na dodatek z taką siłą, że przydzwoniłem dupą o ziemie. Mru, glebo coś się dawno nie widzieliśmy.
- Za co?!- warknąłem, spluwając na bok już czując, jak mi twarz drętwieje. Nie siląc się na żaden porywczy zryw, podciąłem mu nogi. Bo jakoś samotnie było mi tak leżeć, jako jedyny.
- No, no słoneczko.- zaśmiałem się, nie kryjąc jadu. Wdrapałem się na niego zanim zorientował się dlaczego zniżył się do mojego poziomu, przygwożdżając go moją niedowagą.- No weź, bo się pogniewamy.

- Zaraz ci wyprowadzę jedynki na spacer! - warknąłem i biorąc solidny zamach zepchnąłem go z siebie, nokautując nogą w brzuch... Tak sądzę po jęku... Chociaż miałem zamiar gdzie indziej celować, jednak widocznie źle wymierzyłem. Trochę mi za ciemno na dokładniejsze pomiary. Zamiast tego wykorzystałem swoją okazje i teraz to ja przygwoździłem Kasa do ziemi, wbijając swoje łokcie w jego żebra. I kto tu mówi, że ja kaleka rady sobie w życiu nie dam? No chyba tylko Alex.

Oh, żołądeczku wybacz mi za wszystkie głodówki, te kebsy z dziwnych miejsc i że cię katuje kuchnią Nekusia, ale weź mi teraz na żadną wycieczkę krajoznawczą nie wybieraj!
 Chyba wydałem z siebie jakiś dziwny odgłos, bo aż mi zagulgotało w krtani. Nie spodziewałem się, że ta pierdoła będzie w stanie tak wymierzyć bym dostał po brzuchu. A potem z bezczela wbić mi łokcie w żebra. Mru, zabieraj grabie, bo sobie odciski porobisz, a mi coś złamiesz.
 Warknąłem coś o tym, że może mnie najwyżej gdzieś cmoknąć i nie siląc się na delikatności szarpnąłem go za chabety, przeturlając się dzięki temu wraz z nim na bok. Zanim zdążył mnie pogryź, podrapać, czy co tam uczynić złego zerwałem się zapobiegawczo z ziemi.

Aż mnie zaraz krew chyba zaleje...
Banda niewyżytych idiotów! Naprawdę musieli teraz? Akurat teraz musieli zacząć naparzać się po gębach, gdy my musimy znaleźć te zasmarkane kości i złożyć je do kupy? Kasa jeszcze bym zrozumiała... Ale Alex? Przecież ten idiota ledwo co trafia łyżką do buzi...
Nagle w przypływie impulsu ruszyłam tyłek z miejsca i bez najmniejszej fatygi zdzieliłam na sam początek Naokiego w łeb - po prostu za jego egzystencje - potem Kasa, a na koniec Alexa.

Beznamiętnie wgapiając się w tłukących się nawzajem idiotów przez moją głowe przeszła pewna daleka myśl, że może to by ich rozdzielić, co by sobie krzywdy nie zrobili. O Alexa jakoś nie byłem skory się martwić, gdyż on w sumie i tak już nie żył, jednak Kas mógłby jeszcze trochę podychać zwłaszcza, że nie przypuszczałem jak to Alex w swej ciemności potrafi przywalić. A co w takim razie zrobiłem ja? No nic. Nadal stałem w miejscu, tępo wpatrując się w turlających po ziemi magów, którzy teraz okładali się pięściami po wszystkich częściach ciała. I zapewne nadal by to robili, gdyby nie ochocza siłą Alexy, która bez zapowiedzi zrobiła wjazd w sam środek pobojowiska i uspokoiła towarzystwo zdzielając ich... Jak i mnie po łbie.
- Za co?! - warknąłem, piorunując brązowowłosą wzrokiem. Ta jednak prychnęła tylko jadowicie pod nosem, odburkując, że na pewno coś by się znalazło na takiego idiote jak ja.
- Kobiet się ponoć nie bije, ale dla ciebie skarbie mogę zrobić wyjątek... - syknąłem, rozpalając dłoń ogniem.
- Połamania zębów - odpysknęła, swoją dłoń rozpalając cieniem.

 Oj, a może trochę za bardzo go wkurzyłam? Do jasnej anielki, gdzie się podział stary Naoki! Był taki młody i może nie za piękny, ale normalny!
- Tak się chcesz bawić!? - zaśmiałam się złowieszczo, rzucając cieniem w stronę Naokiego akurat w tym momencie, gdy on rzucił swoim ogniem w moją stronę. Szczęśliwa myśląc, że mój cień zniweluje się z jego ogniem stałam w miejscu i oglądałam pazurki, gdy... O mało co nie zostałam spalona, robiąc w ostatniej chwili unik.
- Ty... Ty... Ty!
- Ja - uśmiechnął się diabolicznie, krzyżując ramiona na klacie. Z którego kręgu piekielnego on uciekł?
- Grrr... - warknęłam pod nosem i stworzyłam małego, cienistego ludzika w niczym nie przypominającego maszyny do zabijania. - Go, go, power rangers! - krzyknęłam walecznie, wskazując palcem na tego demona. Naoki w akcie mocnego zdziwienia uniósł wysoko obie brwi, spoglądając z powątpiewaniem na mojego cienia.
- A co to ma być? Nastraszy mnie w nocy wyskakując spod łóżka?
Ludzikowi widocznie się to nie spodobało, gdyż piszcząc coś po swojemu wymierzył celny cios prosto w czułe miejsce Naokiego.
- Ałaaa... - skrzywiłam się, ironicznie powstrzymując śmiech. - Zabolało? - zerknęłam na niego, natychmiast stając się bledsza niż wcześniej.
- Już po tobie... - warknął, rzucając się na mnie i nawet nie dając sposobności do ucieczki, gdy w ten... Ja się potknęłam, on też i... Oboje wpadliśmy do jakiejś czarnej dziury namiętnie całując podłogę


 Sumienie podpowiadało, że powinienem zareagować i rozdzielić ich zanim jeden spali okolicę, a drugi pozbawi pierwszego szansy na potomstwo. Jednak zabawa w spikera ze względu na ślepego przy boku nie zdarza się codziennie. Co z tego, że najpewniej sam by wywnioskował więcej beze mnie, ale wcale nie przeszkadzało mi to w tym, by zawzięcie niż sam Szaranowicz komentować. Gdy nagle całą szansę na moją karierę zniszczyło osuwisko. Ziemia pod ciężarem agresorów, osunęła zabierając ich w mrok.
- Gratulacje. Znaleźliście wejście. – prychnąłem, podchodząc do dziury, jak się okazało prowadzącej wprost do piwnic nieszczęsnego domostwa
- Co się stało?-  zainteresował się Alex przydreptają do mnie. Gdy zajarzył, że coś chyba nie jest ok, zaczął nogą starać się wymacać kraniec stabilnego podłoża.
- Dziura się stała. Może sam sobie ja wybadasz?- palnąłem inteligentnie, klepiąc go po barku. Trochę za bardzo, bo niczego niespodziewający się chłopak za chwile wbrew swej woli znalazł się na dole. Tuż za nim, sam do nich zeskoczyłem.
 
O panie, pyłowe duszności...
- Światło widzę. Umarłam? - mruknęłam, mrużąc delikatnie oczy przed lądującymi na nich drobinkami kurzu, gdy nagle dobitny kopniak w bok poinformował mnie, że jednak żyje. Albo był to po prostu Naoki.
- Niestety - westchnął z udawanym współczuciem i dźwignął się z ziemi, czego ja niestety nie mogłam zrobić. Ku mojemu zdziwieniu stałam się nagle o wiele słabsza niż wcześniej, trudność sprawiało mi poruszenie kończynami, a co dopiero ustanie w miejscu! Szlag!
- Ej... Nie chcę was poganiac, czy coś, ale...
- Moglibyście się pośpieszyć i poskładać te kości? - wtrącił za mnie Alex, będący w nie lepszej sytuacji niż ja.

 - Co wam się nagle stało?- stęknąłem, nerwowo mierzwiąc fryzurę jakoby miało to w jakiś sposób pomóc. A omal ich sobie nie wyrwałem, gdy dostrzegłem w kącie oparte o siebie… szkielety. Łypiące parą czarnych jam w twoją stronę, co było jeszcze straszniejsze, gdy za twoimi plecami właściciele owych szczątek, darli się byś spiął pośladki i złożył ich do kupy.
- Ok, ok. Luzik. Zaraz się tym zaa…- gdy podszedłem do ciał, czy tam resztek z zamiarem obadania, co i jak, postanowiłem poprawić jedną z czaszek, bo jakoś krzywo na mnie patrzyła, gdy po prostu odpadła od kręgosłupa na moje kolana.
 Jeśli należała do Alex, to możesz powiedzieć, że kobiety tracą dla ciebie głowę. DOSŁOWNIE.
 Szybko odłożyłem ją na swoje miejsce, starając się zachować jakieś pozory, mimo ze wewnętrznie pisnąłem jak katowany szczur. O boże, o boże, o boże! Będę miał koszmary, ba od dzisiaj nie śpię. Spanie zawsze było zbyt mainstreamowe.
 Uciekłem w popłochu, zanim coś jeszcze bym rozwalił, na rzecz zajęcia się puzzelkami, które zagubione części okazjonalnie odpadły od układanki i walą się po najbliższej okolicy.

Zmarszczyłem brwi w akcie nagłego skupienia, spoglądając na siedzące obok siebie szkielety i przy okazji głowę jednego z Alexów, która znów niebezpieczne dyndała na krawędzi. Z tego wszystkiego na tę chwilę zrozumiałem tyle, że kości trzeba poskładać, nim ich właściciele sami się posypią w ich pożyczonych ciałach, co patrząc po nich mogło nastąpić w każdej chwili.
- Kas, składamy kosteczki - mruknąłem pod nosem, podchodząc do puzzelków.

  Starając się całkowicie odepchnąć irracjonalność chwili w najciemniejsze i najbardziej zakurzone odmęty świadomości posłusznie starałem określić logistyczne położenie kości. I nie. Wcale jęzor nie świerzbił mnie, by chlasnąć coś o higienie, rękawiczkach i trupim jadzie, gdzieś tam zasłyszanym. Wcale. Ja po prostu z przejęciem starałem się zagubione chrząstki, których poprawne pochodzenie to dłonie, nie umieścić na przykład w stopie, bo by mi to do końca życia wypominali. Ba! Nawet dłużej, jak udowodnili.
- No powiedzmy, że Wasze kości są na odpowiednim miejscu, to co teraz?

- Księ...ga...
Spojrzałem się niezrozumiale na brata, zachodząc wręcz o głowę, skąd mamy wytrzasnąć jakaś księgę, a na dodatek w takiej chwili. Gdyby rodzeństwo Alex było w lepszym stanie niż teraz, nie szczędziłbym sobie języka w wypytywaniu o najmniejsze szczegóły. Alexa jednak wyręczyła mnie w tym wszystkim, resztkami sił ze swojej torby wyciągając dość sporych rozmiarów księgę. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to jak ona mogła ją tam wpakować, lecz odzyskując rozsądek zacząłem szukać odpowiednich stron, szybko je przekładając.

 Dopadłem Naokiego, gdy zagarnął dziwaczną książkę. Lampiłem się za jego ramienia, na dziwne rysunki, hieroglify, pokraczne rysunki, namalowany w tak groteskowy sposób, że ośmieliłbym prychnąć się, że ładniej potrafiłbym je przedstawić. Gdyby nie powaga sytuacji zapytałbym się, czy by mi ją pożyczyli.
- Może to.- pokazałem paluchem, stronę, która chyba najbardziej przypominała sytuacje, w jakiej się znajdujemy.- Dajesz Nekuś. Czyń magię.

Odetchnąłem głęboko parę razy, ze skupieniem wpatrując się w pokraczne wzorki i dziwne wyrazy, które ani trochę nie przypomniały tych, którymi posługuje się, na co dzień. Cholera by to!
- Szlag, to nic nie daje! - warknąłem. No tak, nie daje, bo pewnie poprzestawiałem połowę literek w tekście

 Siedziałem jak to grzeszny na pokutowaniu, wsłuchają się w to, co mówił Naoki. A raczej starał się. Po jakieś chwili, nie byłem pewny, czy klnie na to, że przeczytać nie może, czy faktycznie recytuje. Jeśli to drugie to robił to w tak fatalny sposób, że nawet kurz się nie poruszył. A czas upływał, a wraz z nim życie bliźniaków.
- Pośpiesz się lepiej.- mruknąłem mu do ucha, przez to, że nachylałem się nad nim starając się coś wyczytać z książki. Spróbowałem sam wycharczeć tą dziwną plątaninę językową. I o dziwo, jak skończyłem, co się zadziałało.

Zadziałało i to nawet nie tylko dziwnego, bowiem oślepił nas jasny słup światła, który rzucił się na wszystkie cztery kąty piwnicy. Machinalnie zasłoniłem dłonią oczy, by przypadkiem ich nie stracić, upuszczając tym samym z kolan tą przeklętą księgę. W tej chwili jedyne co przychodziło mi do głowy to myśl, że albo Kas ich zabił, albo wysłał do piekła. Nie miałem pojęcia, czy dobrze wyrecytował te egzorcyzmy, gdyż mnie samemu szło to... Tragicznie. Powiedziałbym trudno, ale no cholera, zabić własnych przyjaciół?
Gdy światłości wreszcie ustały, dane mi było spojrzeć na otoczenie i wybadać je ostrożnie, gdyż nie miałem pojęcia, co z chwilę ujrzę. Dlatego właśnie z wrażenia opadła mi szczeka.

 Boże! Odwołuje wszystko! Odwołuje wszystko, co mówiłem o nieskuteczności flesza. Jak nie przekląłem, to tak od razu dostałem rykoszeta. Takie cholernego criticala, który sprawił, że aż zakwiczałem z bólu. Machinalnie zakryłem oczy, co by mi przy okazji nie wypłynęły, modląc się to wszystkich świętych i tych mniej, bym przypadkiem do piekła nikogo nie posłał, bo nie uśmiecha mi się aż tam zapierniczać po kogokolwiek.
 Po chwili, gdy przeczucie podpowiedziało, że na świecie zapanował z powrotem ulubiony pomrok, odsłoniłem oczy. I z wrażenia aż zagwizdałem.
- No, no widzę, że z wami chyba lepiej.- wyszczerzyłem kły, zauważając, że po kościach ani śladu, a rodzeństwo miejmy nadzieje powróciło do poprzedniej świeżości.

Nie sądziłem, że właśnie tak wygląda przechodzenie z tego świata na drugi. Chociaż... Jeden raz już umarłem, powinienem się do tego przyzwyczaić i uświadomić fakt, że nawet za drugim razem nie będzie wyglądało to zbyt przyjemnie. Lecz akurat w tych okolicznościach jedynie nieco przyjemniej, niż w poprzednich, gdzie palące deski waliły się nam na głowy.
-...Umarłem? - mruknąłem niepewnie, zupełnie przeciwnie do tego, co powiedział właśnie Kas. Zdziwiony odsłoniłem dłonie z twarzy, doznając szoku spotęgowanego kolejnym szokiem, gdy nie dość, iż doszło do mnie, że żyje to na dodatek odzyskałem wzdok!

 - Tsa… A ja jestem wróżka, która złapie cię za rączkę i przeprowadzi na drugą stronę.- sarknąłem w odpowiedzi na wąty Alexa na to, czy moje czarne msze zadziałały. Wstałem w końcu z kucków, otrzepując spodnie. Miałem już zaproponować, żebyśmy spadali stąd nim przypomnę sobie, ze małe, ciemne miejsca źle na mnie działają, ale zatrzymałem się z tym, widząc niedowiarka, którem z wrażenia spadł aż bandaż z oczu, i który podziwiał swoje palce, jakby mógł je zobaczyć. A nawet pomarudzić na brud za paznokciami.
 Chwila…
 Jak nagle nie doskoczyłem do chłopaka, zbliżając się na minimalną odległość, tak on odskoczył z podejrzewaniami zawału, moje domyślenia rozwiały się.
- Widzisz mnie?- zapytałem, szczerząc się jak początkujący pedofil na widok swej ofiary uczącej się właśnie chodzić.   

Na samą bliskość Kasa zapobiegawczo musiałem odsunąć się nieco w tył, gdyż samo jego oblicze przypominało niedoszłego w swym zawodzie pedofila.
- No... - zaciąłem się przez chwilę, rozglądając to na prawo, to na lewo. - No tak, widzę. I w końcu teraz widzę wasze podobieństwo - dodałem, spoglądając na Naokiego. Sam do końca nie umiałem w to uwierzyć, że magicznym sposobem i w dość nieoczekiwany sposób odzyskałem wzrok. Będąc przez całe życie niewidomym nagle mogłem dostrzec wszystko, czego do tej pory nie mogłem. To było... Dziwne, a zarazem samo w sobie fascynujące. Szok i zaskoczenie nadal nie opuszczając mnie sprawiły, że siedziałem tak w miejscu, z otwartą buzią wgapiając się we własne dłonie.

 - No i widzisz! Mówiłem, że na egzorcyzmach to ja się znam.- zaśmiałem się gromko, waląc serdecznie Alexa w ramię. I następnie szybko zerwałem się od niego. I to nie wcale, dlatego że teraz mógłby mi bez problemu oddać. Tylko teraz akurat miałem chwilę by obejrzeć piwniczkę. I zauważyć drzwi, które może oszczędzą nam wspinanie przez tą wyrwę. Albo i nie…
 Pociągnąłem za klamkę, która mimo mojego zacięcia nie chciała ustąpić. Widząc stan, jaki ten dom się znajduje, to pewnie zawaliły się od drugiej strony.  Teraz jak na to patrzeć, to nawet dobrze, ze tamta dwójka dupskiem wyryła taką dziurę. Ułatwiło to nam całą robotę.
- No to, teraz może stąd spadajmy, bo odczuwam dyskomfort faktem, że tu tak mało przestrzeni. Dużo kurzu… no i drzwi, że są zawalone.- zaproponowałem usłużnie.

- Właśnie. Drzwi są zawalone - zmarszczyłem w niemym skupieniu brwi, wymownie przykładając palec wskazukacy do brody, co miało tym samym oznaczać, iż myślę głęboko i nie chciałbym, aby ktoś mi przeszkadzał. - Skoro są zawalone możemy sami domyślić się, dlaczego ich ciała wciąż tu spoczywają... A raczej spoczywały i nikt ich do tej pory nie sprzątnął. Po prostu nie mieli jak tu wejść - wzruszyłem ramionami, ignorując nienormalne zachowanie Alexy, która z wiekuistego szczęścia nad odzyskaniem wzroku brata zaczęła skakać po całej piwnicy, wykrzykując jakieś dziwne, niczemu nieprzypominające odgłosy.

- Co inteligentne spostrzeżenia Nekuś.- sarknąłem, sztucznie się zachwycając. Między posyłaniem bratu chamskich uśmieszków, kątem oka przyglądałem się dzikim dziękczynnym tańcom dziewczyny. Jak tak dalej pójdzie, to na kolanach przeczołga się do Częstochowy w podziękowaniach. A jeśli o wdzięczności wspominając;- Ej, pamiętajcie kto…
 Zaciąłem się nagle, gdy słodki głosik wyszeptał mi do ucha „przypał”. Tuż znad wyrwy spoglądała na nas para zszokowanych ludzi, do których najpewniej należy zdemolowany przez nas trawnik. Tak średnio wiedziałem, co zrobić, zwłaszcza, że oni już nas zobaczyli. Ani to schować się w kartonach, ani to zniknąć. Pozostaje udawać zagubionego inkwizytora.
- O… Dzień dobry.- uśmiechnąłem się delikatnie, nieśmiało machając dłonią.



*nadal ci sami czterej pancerni i dalej bez psa*
Alexandra, Alexander, Naoki i Kasene

Uwaga czas na żart sytuacyjny:
- Where do you live?
- Nevermind...
Tak. Teraz możesz się śmiać...
Dziękuje. 
*kurtyna.*



sobota, 14 marca 2015

O tym, jak ogień i lód odnalazły miłość

Zarzuciłem na ramiona ulubioną kurtkę, na stopy włożyłem wysłużone już adidasy i ostatni raz zerknąłem w lustrze na swoje aż za bardzo wesołe odbicie, które szczerzyło się do mnie jakby za chwilę miało obkupić cały sklep ze słodyczami. Cóż, dość trafne określenie, lecz tym razem było nieco inaczej. Dziś nastał bowiem dzień czternastego lutego, w którym święty Walenty strzela serduszkowymi strzałami i łączy zauroczonych w sobie ludzi. Tego dnia postanowiłem zrobić swojej ukochanej niespodziankę i odwiedzić ją, gdy nie będzie się tego spodziewać. Przy okazji miałem również w planach zabranie ją do pewnego miejsca, lecz nikomu nie zdradzałem żadnych szczegółów, nawet Kasene. Tak a propo niego...
- Mógłbyś zabrać gdzieś Shine - zawołałem z korytarza, a w odpowiedzi do moich uszu dotarł dźwięk uderzenia ciała ludzkiego o podłogę. Przewróciłem bezradnie oczami i ignorując jego niezrozumiałe bełkoty wyszedłem z mieszkania, życząc mu powodzenia.
- Uhm... Chyba nie tak to sobie wyobrażałam. - mruknęłam cicho do siebie pod nosem, z zażenowaniem patrząc na odchodzącą od ściany tapetę - I że niby bułka z masłem, co? O takie tam przyklejenie do durnej ściany jeszcze durniejszej tapety, najdurniejszym klejem. Aha... No to już chyba wiadomo kto tu wygrał konkurs na durnotę roku...
W całym pokoju panował istny chaos. Wszędzie było pełno niewykorzystanych ścinków z tapety, z czego połowa, posmarowana klejem przykleiła się do podłogi, mebli i tysiąca innych rzeczy, między innymi mojej nogi.
- Auć... - jęknęłam z bólu, odrywając złośliwy kawałek ze skóry - I, że niby niezawodny SuperGlue? 100 % gwarancja wytrzymałości. Bez rozpuszczalnika się nie obejdzie, hę? - dodałam, spoglądając na swoje dolne kończyny - Jak widać moje nogi to zbytnio nie obchodzi. No przynajmniej mam szybką depilację i remoncik w jednym.
Mimo wszystko nie traciłam dobrego humoru. Z uśmiechem na twarzy przespacerowałam się po zrujnowanym pokoju, zastanawiając się w jaki sposób zostanę ukarana za ten bałagan. Zamiast tego powinnam jednak patrzeć pod nogi, gdyż po chwili moja stopa wylądowała w wiaderku z klejem.
- Uhhh... Ja się chyba po prostu do tego nie nadaję.
Uśmiechnąłem się pod nosem, stając przed ogromnym, szkolnym budynkiem, gdzie mój wzrok powędrował aż na samą górę do pewnego charakterystycznego okna. Nie wiedziałem dlaczego, jednak wciąż szczerzyłem się jak idiota, a moja podświadomość przewróciła na to jedynie bezradnie oczami i wróciła do szarpania strun gitary. Sam nie chcąc korzystać ze zwykłych drzwi postanowiłem zrobić to profesjonalnie - a przynajmniej starać się - i wejść oknem. W końcu co może mi się stać? Koty zawsze spadają na cztery łapy. Co z tego, że nim nie jestem? Wreszcie zobaczę się z Kor.
- Dobra... Cofam wszystko co mówiłam złego na temat tego kleju. To jest naprawdę SuperGlue! - jęknęłam załamana, bezradnie patrząc na wciąż tkwiącą w wiadrze moją nogę. Nie byłam pewna ile już czasu spędziłam na pozbycie się balastu, który mimo iż zaczęłam usuwać od razu po małym wypadku. ani trochę nie chciał rozstawać się z moim ciałem. - Trzeba było jednak kupić ten rozpuszczalnik, co Kor? Teraz idiotko spędzisz tak cały weekend, dopóki ktoś łaskawy nie przyjdzie sprawdzić co się z tobą dzieje. - powiedziałam do siebie patrząc na stojący na szafce nocnej budzik - Taa... To obstawiam, że spędzę tak osiemnastkę.
Cicho skrywam się za oknem, z zaciekawieniem wpatrując w scenę jaka rozgrywała się w środku. Cóż, widocznie moja białowłosa sama postanowiła uporać się z demonem którego zwą remont, lecz nie wychodzi to po jej myśli.
- Co tam czynisz, królewno? -  odezwałem się nagle, dyskretnie uchylając okno i przesiadując na parapecie.  Jedną nogę podkuliłem sobie pod brodę, a drugą zwiesiłem swobodnie w dół, spoglądając na Koroshio.
- Matko Boska, Józefie i wszyscy święci! - krzyknęłam przerażona lekko podskakując i lądując na podłodze wśród sterty ścinek tapety. Przez dłuższy czas nie mogłam skojarzyć głosu, który o mało co nie przyprawił mnie o zawał serca. Byłam po prostu zbyt przestraszona i zaskoczona jego nagłym pojawieniem się. Spojrzałam w stronę okna, na szeroko uśmiechającego się do mnie Naokiego. Już ściskałam w ręce jakiś bliżej nieokreślony mi przedmiot, żeby poćwiczyć sobie na swoim chłopaku trafianie do celu, a przy okazji zemścić się za ten głupi żart. W ostatniej jednak chwili opamiętała się, przewidując finał tego bezmyślnego zachowania. - No i co się tak głupio szczerzysz? Prawie przez ciebie zginęłam.
- Ależ proszę tak nie mówić, twój rycerz nie pozwoliłby na to - powiedziałem z chłopięcym, wesołym uśmiechem i zbliżyłem się do białowłosej, pomagając jej podnieść się z podłogi wyścielanej papierem, ścinkami, tapetami. Kątem oka dokładniej zerkałem na cały pokój stwierdzając, że musiała się z tym wszystkim nieźle namęczyć, a jej pracę i tak szlag jasny trafił.
- Co pani powie, abym pomógł okiełznać tego remontowego potwora, hm?
- No nie wiem. - mruknęłam, krzyżując ramiona na piersi - Wciąż jestem na ciebie zła za to. - dodałam udając obrażone dziecko - No chyba, że mi pomożesz z tym. - zaczęłam, machając nogą z wiaderkiem na nim - Wtedy przemyślę, czy ci wybaczę.
- Pomogę, a nawet nie tylko z tym - oświadczyłem szelmowsko, biorąc białowłosą w ramiona i sadzając na łóżku. Sam zaś kucnąłem przed dziewczyną i podjąłem próby uwolnienia jej nogi z morderczego wiaderka. - Skoro postanowiłaś przeprowadzić remont pokoju, zgłaszam się na ochotnika do pomocy - powiedziałem po chwili, chcąc przerwać ciszę jaka zapanowała. Fakt, temu pomieszczeniu przydałaby się świeża farba, tapeta i nie dziwiłem się, że sama postanowiła zabrać się za zmianę wystroju. Ja również długo nie pomieszkałbym tu wiedząc, że ściana wali mi się na głowę. A miejsce do którego mam zamiar ją zabrać z pewnością nie ucieknie.
- To miło z twojej strony. Ale nie musisz tego robić. - powiedziałam, uśmiechając się do niego i przyglądając się jego poczynaniom z wiaderkiem - Poza tym, wciąż nie dałeś mi powodu, żeby Ci wybaczyć. - mruknęła złośliwie,  chcąc się z nim trochę poprzekomarzać. Kochałam go. Lubiłam kiedy mnie przytulał i całował czy mówił czułe słówka, ale najbardziej na świecie lubiłam się z nim drażnić. Nie wiedziałam, czemu sprawia mi to tak ogromne radość, chyba po prostu jestem bardzo skomplikowaną osobą.
- Nie dałem powodu? - uniosłem z rozbawieniem jedną brew, uwalniając jej nogę od wiaderka, które przez dłuższą chwilę nie chciało puścić. - Cierpliwości, piękna - dodałem i złożyłem na jej czole krótki pocałunek. Nie miałem zamiaru psuć jej całej niespodzianki, zdradzając moje niecne plany. Dlatego chciałem odwrócić uwagę Kor remontem pokoju do momentu, w którym słońce nie zacznie chować się za horyzontem. - A teraz chciałbym usłyszeć jakie są moje zadania. Melduje się do pomocy - uśmiechnąłem się i zasalutowałem.
- Teraz już dałeś. - powiedziałam radośnie, rzucając mu się na szyję i przelotnie całując - Tak strasznie się za tobą stęskniłam. - wyznałam i spojrzałam mu w oczy. To była kolejna rzecz, jaką uwielbiałam nade wszystko. Mogłem patrzeć się w jego piękne tęczówki całymi godzinami i bym się tym nie znudziła. - Hmmm... Prawdę mówiąc, to nie mam zielonego pojęcia. Oprócz waszego domu, to nie mam żadnego doświadczenia w remontach i jak widać jestem w tym do niczego.
- Bez obaw, razem coś wymyślimy - mrugnąłem do niej przelotnie, po czym przeniosłem wzrok na rzeczy rozstawione przez białowłosą. Na mojej twarzy zawisł wyraz głębokiego skupienia, gdy rozmyślając nad dalszymi krokami remontu nieświadomie przygryzłem palec wskazujący, mrużąc przy tym oczy. - Myślę, że trzeba załatwić inny klej, żeby to się trzymało. Nawet widzę go już, jak leży w stercie papierów. Trzeba go tylko rozrobić i będzie gotowy do klejenia tapety. To powinno się udać - zakończyłem swój pseudo wykład, spoglądając na Koroshio i jakby tym samym wyczekując jej odpowiedzi czy taki plan jej pasuje.
- Ty mnie o zdanie nie pytaj. - zaczęłam, podnosząc ręce w geście obronnym - To ty tu jesteś facet. Ja się zgadzam ze wszystkim co powiesz, kochanie. - dodałam, przytulając go na potwierdzenie swoich słów.
- Więc... - zacząłem, specjalnie przeciągając literki, by po chwili ukoronować głowę Koroshio papierową czapeczką świetnie nadającą się do remontów. - Proszę nie zgubić swojego nakrycia głowy, aby nie ubrudzić włosów - dodałem ze śmiechem, odsuwając białe, długie pasma na plecy. Po tym wszystkim podszedłem do pierwszego lepszego wiadra, wlałem tam trochę wody, dodałem kleju, po czym zacząłem ze sobą mieszać do utworzenia lepkiej konsystencji.
- Wybrałaś ładną tapete - powiedziałem w trakcie wykonywania tej czynności i omiotłem wzrokiem pokój.
- Dziękuję. W końcu ma się ten gust, no nie. - powiedziałam, śmiejąc się do siebie pod nosem  - Szkoda tylko, że prawie połowę zniszczyłam, swoją bezmyślnością. Ehh... Trzeba mi było wziąć tamten drugi klej. Najlepiej, to w ogóle powinnam już na początku poprosić cię o pomoc lub chociażby o radę,  a nie zgrywać bohaterkę domu. - mruknęłam marketing,  omiatając wzrokiem szalejącą wokół armię don - Taaa... To co mam robić ekspercie?
- Tak czy siak przyszedłbym do ciebie i pomógł, nieważne czy poprosiłabyś mnie o radę, pomoc, czy też nie. A tapete zaraz naprawimy. Teraz musisz mi pomóc ją nakleić z powrotem - wstałem z miejsca i wziąłem do ręki pędzel, który zamoczyłem w kleju. - Uwaga, super mocny klej - uśmiechnąłem się znacząco pod nosem.
- Nie podoba mi się to 'super' w połączeniu ze słowem 'mocny' - powiedziałam, patrząc podejrzanie na znajdujący się w jego ręku klej - Obawiam się, że za chwil będziesz musiał odklejać jakąś część mojego ciała od ściany. - dodałam, biorąc do ręki kawałek tapety - Albo to ja zaraz zostanę niechcący otapetowana. - zaśmiałam się cicho, udając zabawną - Hmmm... Chyba naprawdę powinnam załatwić ten rozpuszczalnik.
- Bez rozpuszczalnika może być napraaawdę ciężko - cmoknąłem z dezaprobatą, modelując na twarzy aż zbyt poważny wyraz połączony ze skupieniem, oczywiście tym samym przygryzając dolną wargę próbując ukryć śmiech. - W każdej chwili mogę się potknąć, bądź zachwiać i posmarować klejem któreś z nas... - odwróciłem się tyłem do Koroshio, nie mogąc już powstrzymać uśmiechu który wypełzł mi na twarz, a którego nie chciałem, aby zauważyła. Przynajmniej na razie, gdyż w efekcie rozbawienia przez chwilę chciałem poudawać wielce poważnego inżyniera magistra.
- Marny z ciebie aktorzyna, Nekuś. - mruknęłam, patrząc na niego z rozbawieniem i lekkim politowaniem - Kiedyś jeszcze nad tym popracujemy, ale dzisiaj pobawić się w ekipę programu 'Dom nie do poznania' - powiedziałam, tnąc tapetę na odpowiedniej wielkości kawałki - A no i ja nie mam nic przeciwko małym wypadkom z klejem. Oczywiście jeżeli to ja przykleję się do ciebie lub na odwrót.
- To zrozumiałe. Wtedy nie byłby nam potrzebny rozpuszczalnik - uśmiechnąłem się lekko, po czym chwytając mocniej pędzel zacząłem smarować nim kawałek ściany, na który zostanie przytwierdzony kawałek tapety. - A co do aktorstwa wciąż się staram, jednak dziś mam za dobry humor, aby nie móc się nie śmiać - wzruszyłem lekko ramionami, czekając cierpliwie, aż Kor skończy wycinać.
- Tak? A z jakiego to powodu masz taki dobry humor? Coś się stało? - zapytałam, przykładając do poklejonej ściany kawałek przed chwilą wyciętej tapety - A może Kas postanowił nie bawić się dzisiaj w twój prywatny budzik, co? Skoro już o nim mowa, to co tam słychać u niego?
- Szuka miłości, albo raczej ona jego - stwierdziłem rozbawiony, przypominając sobie o Shinie, oraz o tym, jaki mamy dziś dzień. - Tak poza tym wciąż robi za mój poranny budzik, a ostatnio wparował do łazienki z talerzem pełnym ciast gdy brałem prysznic - skrzywiłem się lekko na samo wspomnienie, jednak wciąż samoistnie chciało mi się po prostu z tego śmiać. - A czemu mam dobry humor? Samo spotkanie z tobą przyprawia mnie o dobry humor, więc tego nie muszę wyjaśniać - uśmiechnąłem się pod nosem, malując klejem kolejny kawałek ściany.
- Podlizywacz! - krzyknęłam, rzucając w niego papierowymi kulkami z gazety - Nie musisz tak mnie okłamywać. Już bez tego dobrze wiesz, że cię kocham, skarbie. - powiedziałam juz spokojnie,  przykładając do wilgotnej ściany kolejny kawałek tapety -Fajnie jest mieć rodzeństwo. - zaczęłam zmieniając temat - Wiesz, że masz kogoś na kogo możesz zawsze liczyć.
- Jakby tak pomyśleć to racja. Mimo tego, że często się kłócimy i skaczemy do gardeł jesteśmy braćmi - znów wzruszyłem lekko ramionami, omijając cały obszerny temat przeszłości, nie chcąc psuć beztroskiej atmosfery jaką stworzyliśmy przy pierwszych chwilach dzisiejszego spotkania. Po chwili oddaliłem się parę kroków w tył, aby móc ocenić wygląd ściany i stwierdzić, że wygląda nieźle.
- Zgrany z nas duet, śnieżynko - uśmiechnąłem się do niej, krzyżując ramiona przed na klatce.
- Też tak myślę, sir Raven. - powiedziałam, lekko szturchając go łokciem w bok - Wygląda przepięknie. Dziękuję, Naoki. - dodałam, obejmując go w pasie i się do niego przytulając - To teraz czas na zasłużony odpoczynek, co? W końcu dzisiaj mamy swoje święto, prawda? - Może nie znałam się zbytnio na datach historycznych i wciąż uchodziłam, za dzikie zwierzę z ulicy lub coś w ten deseń, to doskonale wiedziałam co jest 14 lutego każdego roku. - Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek. Mam coś dla ciebie. - powiedziałam, wsuwając mu w dłoń niewiele przedmiot. Było to zwykła kostka do gry na gitarze. Niezbyt urodziny prezent, ale po starałam się, aby był wyjątkowy, po jednej stronie umieszczając nasze inicjały, a po drugiej lekko tandetny tekst 'Kocham Cię, mój Książę.' - Nie jest to niestety zbyt powalający na kolana prezent. Powiedziałabym nawet, poniżej przeciętnego.
Przez dłuższą chwilę obracałem w dłoniach kostkę do gry, uważnie przyglądając się jej i prostym, aczkolwiek wiele znaczącym słowom i nie mogłem tak po prostu powstrzymać uśmiechu, który samoistnie wkradł się na moje usta. Pierwszy raz dostałem od kogoś bliskiego mi - nie licząc Kasa - prezent. Szczerze powiedziawszy nawet nie pomyślałem o nim będąc zbyt zaabsorbowanym przygotowaniem niespodzianki dla Koroshio. W tym momencie znów poczułem się jak kilkuletnie dziecko, które dostało wymarzony prezent od rodziców. - Nawet nie waż się tak mówić - zganiłem ją wciąż jednak utrzymując na twarzy uśmiech i pocałowałem w czoło. - Dziękuje, naprawdę. Najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem. Teraz mam rozumieć mam częściej grać, co? - zaśmiałem się pod nosem, ujmując jej dłoń i splatając palce. - A teraz czas, abyśmy gdzieś się wybrali...
- Ej... To miała być cicha sugestia, a nie taka bezpośrednia. Nie musiałeś mówić tego na głos. - odpowiedziałam nieco naburmuszona. Mimo to nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu na swojej twarzy. Tak jak każdy, lubiłam dostawać prezenty, jednak największą radość dawała mi świadomość cudzego szczęścia spowodowanego podarowanym mu przez ze mnie prezentem. Tak było odkąd pamiętam. Z cudzego uśmiechu potrafiłam się cieszyć bardziej, niż z własnego upominku. - Ale tak. Mógłbyś częściej grać. I śpiewać też. Uwielbiam cię słuchać. No i cieszę się, że ci się podoba. - dodałam radośnie - Gdzie idziemy? Do ciebie? Może nad jezioro? - zapytałam zaciekawiona, nie mogąc powstrzymać chichotu.
- Zobaczysz na miejscu... - odparłem tajemniczo. - Ale żeby mieć pewność, że nie podglądasz zrobię pewien mały myk - dodałem i nim Kor zdążyła jakkolwiek zareagować zawiązałem jej oczy zwyczajną chustką, a ją samą wziąłem na barana, śmiejąc się pod nosem. - Mam nadzieję, że gotowa na krótką wycieczkę. A skoro już mowa o śpiewaniu w trakcie drogi mogę ci coś zanucić, żeby szybciej dojść na miejsce.
- Ej... Ej. Ej! Co to ma być, no? Co się dzieje? Naoki, co ty wyprawiasz? - Krzyczałam i szamotałam się przez dobre kilka chwil, zanim nie doszło do mnie, że pozbawiona zmysłu zwrotu nie mam z nim żadnych szans. - Uhm... No dobra. Ale wiedz, że mi się to bardzo niepodoba. Jestem strasznie niecierpliwy, wiec lepiej, aby to było gdzieś niedaleko. - mruknęłam, jeszcze trochę wiercąc mu się na plecach, po czym objęłam go za szyję, opierając głowę o jego ramię - Może mi ponucić.
- Spokojnie, to niedaleko - zapewniłem ją, wychodząc ze szkolnego budynku i kierując się w stronę lasu, oraz pewnej niewielkiej polanki. W tym czasie przypomniawszy sobie słowa losowej piosenki zacząłem nucić ją cicho, samego siebie wprawiając w pewien nastrój krótkiej melancholij. Słońce tak jak planowałem powoli zbliżało się do linii horyzontu, tworząc na niebie pomarańczowe i blado różowe smugi zmieszane ze sobą. Na ziemi gdzie nie gdzie można było dostrzec pojedyncze plamy śniegu, który jednak w zetknięciu z promieniami słońca szybko topniał.
- No i jesteśmy - oznajmiłem w końcu, stawiając białowłosą na ziemi i odwiązując chustę z jej oczu. Wtedy dopiero mogła ujrzeć lodowe drzewo stojące pośrodku niewielkiej polany, którego ognisto niebieskie listki tańczyły niespokojnie, to płonąc słabiej to mocniej. - A teraz chodź - posłałem jej lekki uśmiech, prowadząc w stronę drzewa. W końcu nie dostała jeszcze swojego prezentu.
- Aaa...aa... Wow... - Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić, kiedy Naoki pozbył się chustki z moich oczu. Aż dech zaparło mi w piersiach. To co zobaczyłam przerosło moje największe i najdziwniejsze wyobrażenia. Skute lodem drzewo, które równocześnie płonęło pięknym błękitnym płomieniem, ale nie miało się nigdy spalić.  Coś tak cudownego i wyjątkowego, co równocześnie zaprzeczało wszelkim prawom. Nie miało racji bytu w naszym świecie, ale mimo to istniało. - To... To jest... Cudowne. - zaczęłam, nie potrafiąc znaleźć żadnych słów,  które mogłoby opisać to zjawisko i moje odczucia - Jak... jak ty to? - Czułam, jak chłopak łapie mnie za rękę i prowadzić w stronę drzewa. Sama jednak nie byłam pewna czy idę, zbyt mocno zauroczona tym widokiem.
Nie pozwalając żadnym wyjaśnieniom wydostać się z moich ust podeszliśmy razem bliżej drzewa, gdy ono wciąż płonęło błękitem. Uśmiechnąłem się po raz kolejny, unosząc rękę ku górze, by z jednej z gałązek zerwać dopiero co stworzoną z ognia bransoletkę. Bransoletka niby była zwykła, prosta, lecz posiadała dwie przywieszki. Jedna była w kształcie śnieżynki, a druga płomyka. 
- Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek - zapiąłem bransoletkę na jej nadgarstku i odgarnąłem niesforne, białe kosmyki za ucho.
Wpatrywałam się w znajdującą się na mojej ręce bransoletkę. Nie mogłam oderwać oczu od niej, była tak cudowna. Nie tylko piękna i niepowtarzalna, ale też wyjątkowa, bo symbolizująca naszą miłość, która pomimo tak wielkich występujących między nami kontrastów, była nie do przerwania. W końcu nie bez powodu mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają.
- Naoki... - zaczęłam, ale głos uwiązł mi w gardle. Poczułam, jak po policzku spływa mi pojedyncza łza szczęścia i wzruszenia. Ta chwila była dla mnie po prostu zbyt piękna, żeby być częścią mojego życia. A może właśnie na tym cała rzecz polegała. Musiałam się nacierpieć, aby przejść tą wyboistą i trudną drogę, na końcu której czekał na mnie mój książę. - Ona... Ona jest przepiękna. Dziękuję ci! Jesteś wspaniały! - zawołałam, rzucając mu się na szyję i mocno ściskając - Najwspanialszy na świecie. Nie wyobrażam, sobie, żebym mogła mieć lepszego chłopaka od ciebie... Abym mogła kochać kogokolwiek innego niż ciebie. Kocham cię!
Uśmiechnąłem się szeroko, obejmując Koroshio w talii i przyciągając do siebie, wcześniej z jej policzka ocierając jedną, jedyną łzę. Wiele znaczyło dla mnie to, że prezent jej się spodobał. Długo nad nim myślałem, oraz nad całym tym dniem, który jej podarowałem. W końcu walentynki są raz w roku, a dla osoby wyjątkowej i którą się kocha zrobi się dosłownie wszystko. Teraz już o tym wiem.
- A ja kocham ciebie, królewno - szepnąłem jej na ucho. - Tylko ciebie.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym cmoknęłam go w policzek.
- Jesteś kochany. Nawet nie wiesz jak się z tego powodu cieszę, ale oddam trochę tej twojej miłości Kasene. - zażartowałam, całując go w drugi policzek - Ale tylko troszeczkę, bo będę zazdrosna.

czwartek, 12 marca 2015

Smoku! Atakuj!

Witam wszystkich. Postanowiłam zrobić małe porządki ze swoimi notkami i znalazłam to oto stare cudo xD
Noteczka napisana z Emily już dość bardzo dawno. Nie wiem, czy nie koło wakacji. Niestety temat już przeterminowany, bo o balu karnawałowym i prawdę mówiąc cała notka jest wyrwana z fabuły, gdyż początkowo zamierzałam, żeby Tatsu miał rozdwojenie jaźni (czego efektem jest trzy kolorowa notka). Jednak kiedy ją przeczytałam, szkoda mi było ją usuwać. Chcę, żebyście się też mogli trochę pośmiać, więc mimo wszystko ją opublikowuję xD Miłego czytania ;)

Spojrzałam w lustro. Zlustrowałam mój strój. Po chwili wybiegłam z domu rzucając krótkie "cześć" mamie. Szybko dobiegłam do szkoły. Po chwili dogoniła mnie Miki przebrana za marchewkę. Wbiegłam na salę i oczywiście od razu na kogoś wpadłam.
- Głośna muzyka, kolorowe światełka, wszechobecny dym, tłum ludzi i ta wspaniała duchota. Tak. O tyy marzyliśmy, czyż nie?
- Nie... - Jak zwykle w chwilach stresu, zacząłem swój wspaniały monolog. Żeby chociaż był wewnętrzny, ale nie. Ja muszę być zbzikowany do tego stopnia, że rozmawiam ze sobą na głos.
- Przynajmniej teraz rozumie skąd wzięli tego HENJIN'A.
Nagle jakaś rakieta, wystrzelona nie wiadomo kiedy, nie wiadomo skąd, a co najgorsze, nie wiadomo przez kogo, uderzyła we mnie z taką siłą, że oboje zobaczyliśmy mroczki przed oczami. Odrzucony przez siłę uderzenia, wylądowałem na ścianie jako nowa tapeta, wersja Tatsuya.
- Uhm... - Jęknąłem cicho, chodź w sumie to nie z bólu, gdyż do niego zdążyłem się już przyzwyczaić. Bardziej z zaskoczenia. - Co to było?!
- Przepraszam!- krzyknęłam w stronę wysokiego blondyna - Nie myślałam,że ktoś stoi przy drzwiach.- powiedziałam zdejmując kaptur.Uśmiechnęłam się i podeszłam bliżej chłopaka. Był przebrany za samuraja. Chyba. Nie znam się - Emily jestem! - przedstawiłam się.
Spojrzałem na nią zaskoczeni. Dziewczyna była prawdopodobnie w moim wieku. Może młodsza. Przebrana za króliczka wyglądała naprawdę słodko.
- Uhm... Ja... Uhm... Miło mi. Jestem Tatsuya Usherii. - Wydukałem niepewnie w stronę dziewczyny. Nie należałem do zbyt odważnych osób. Nie miałem przyjaciół, a samo nawiązywanie kontaktów przychodziło mi z wielkim trudem.
Zrobiłem kilka kroków do tyłu, odsuwając się od niej na tyle, na ile pozwalała mi ściana.

- Czy ty się mnie boisz? - spytałam mrużąc oczy, przez co pewnie głupio wyglądałam w tym stroju.
Trochę... Szczególnie jak tak dziwnie mrużysz oczy.
Pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Nie po to moja mam męczyła się nad moim wychowaniem, żebym teraz w taki niegrzeczny sposób odpowiadał kobiecie.
No dobra... To też kłamstwo. Zbytnio byłem speszony jej osobą, żeby coś takiego powiedzieć.
- Uhm... Nie. Znaczy... - Opuściłem wzrok, starając się patrzeć wszędzie tylko nie na nią. - Skąd ten pomysł?
- No bo tak gwałtownie się odsunąłeś....- mruknęłam. Pewnie się zraził moją otwartością - Dlaczego się tak odsunąłeś?
No... Tatsu, skarbie. Dlaczego się odsunąłeś?
Głos w mojej głowie tylko doprowadzał mnie do szału, zamiast pomóc. Gorączkowo szukałem wyjaśnienia dla swojego zachowania, ale tak naprawdę sam nie wiedziałem tak dokładnie dlaczego.
- Uhm... Ja... No wiesz. Uderzyłaś mnie... Znaczy... - Palant. - Wpadłaś we mnie z...z dość dużą siłą i...i no zatoczyłem się lekko. - Nie uwierzyła. - Zakręciło mi się trochę w głowie i musiałem się podeprzeć o ścianę. - Zuch chłopak. Ale ona wciąż na nas dziwnie patrzy...
- Powiedzmy, że ci wierze. Po za tym nie wyglądasz na kogoś kto by lubił takie imprezy.- rzekłam.
Rozpracowała nas! Wiejemy! Uciekać! Kryć się! Rozbroić i w nogi! Chociaż nie... Za późno. Ta bomba już wybuchła.
- Uhm... Niby po czym... Przepraszam... Znaczy... Dlaczego doszłaś do takiego wniosku, Emily? - Zapytałem z niemałą trudnością. Cóż... W końcu trudno sklecić jakieś porządne pytanie, kiedy pewien natręt ciągle nawija ci w głowie.
Nie jestem natrętem! ><
- Może nie wyglądam ale podobno mam zadatki na śledczego.- uśmiechnęłam się.
- Kto cię tak okłamał księżniczko? - Z moich ust wydobyło się jak dla mnie niezbyt grzeczne pytanie. Problem tylko w tym, że nie było moje.
Gwałtownie zakryłem usta, nie chcą pozwolić mu, a może jednak sobie, na więcej.
- Moja mama.- uśmiechnęłam się.
- Przepraszam... Wcale nie miałem tego na myśli... Nie o to mi chodziło... Tylko... - Tylko jestem kompletnym idiotom i boję się powiedzieć, co tak naprawdę myślę. - Uhm... Cóż... Pewnie twoja mama wie co mówi.
- Aha...- mruknęłam - Idziesz na dwór? Nie chce mi się tu siedzieć.- powiedziałam uśmiechając się.
O! O! Ooooooo! Biegnij Romeo! Leć z Julią na koniec świata!
- Zamknij się! - Krzyknąłem trochę zbyt głośno, przez co kilka osób odwróciło się w naszą stronę.
No daj spokój. Jak często dziewczyna zaprasza się na dwór? Sam na sam? Odpowiedź jest tylko jedna.
NIGDY!!! Hahahahahahah...
- Uhm... Przepraszam... W sumie dopiero co tu przyszedłem i... Jeżeli chcesz... - Mruknąłem, mając nadzieję odwrócić jej uwagę od mojego wcześniejszego wybuchu.
- Dlaczego mam się zamknąć?- spojrzała na niego - Nie ważne. Chodź.- złapałam go za nadgarstek i wyciągnęłam go z sali. Usiedliśmy na schodkach.
No... No... Smoku! Atakuj! Dawaj! Zrób ten pierwszy krok! Ślicznotki nie chodzą sobie od tak... Taka szansa się już... a przynajmniej zbyt szybko, nie pojawi!
- Daj mi święty spokój! - Szepnąłem tak cicho, jak to tylko było możliwe, żeby Emily nie usłyszała. Ale pewnie i tak mi to nie wyszło.
No co? O co chodzi? A może ty wolisz chłopców, co Tatsuś?
- Mówiłeś coś?- spytałam Tatsuyę.
- Nie... Znaczy... Uhm,.. Pewnie to nie moja sprawa, ale... Skoro nie podoba ci się... Znaczy... No wyszłaś z niej od razu i... Po co przyszłaś?
JEJ! W końcu to z siebie wyrzuciłeś. Brawo! *klaskanie*
- Niedawno przyszłam do tej szkoły i mama powiedziała, żebym przyszła i znalazła więcej znajomych.- powiedziałam - A ja chciałam sobie czytać książkę.
Bleeee... Kolejny mol książkowy. Widzę, że trafiłem na jakiś zjazd kujonów. Zmywam się stąd.
- I dobrze. - Mruknąłem, jednak natychmiast zorientowałem się, że Emily patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. - Chodziło mi o to, że ja też bym wolał sobie coś poczytać, niż tutaj siedzieć, no ale...
- A jaką książkę? - spytałam uprzejmie - Ja zmierzch.- dodałam z uśmiechem.
- Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy, Morze Potwór. Druga część tej trylogii. - Ożywiłem się trochę. To był teren. W tym temacie czułem się dobrze i swobodnie. No i fakt, że natręt zniknął też mi trochę pomagał w prowadzeniu dalszej rozmowy. - Zmierzch mówisz? Hmm... Czytasz kolejny raz, czy dopiero zaczynasz poznawać historię miłosną Belli i Edwarda?
- O czytałam Percy'ego!- krzyknęłam - Czytam Zmierzch po raz trzeci.- powiedziałam.
- Wow! Zagorzała fanka z ciebie... - Spojrzał na nią kątem oka, uśmiechając się do niej po raz pierwszy. - Całość, czy tylko pierwszą część?
- Całość.- odwzajemniłam uśmiech - Ale i tak, żadnej książki nie czytałam więcej razy niż serię Harry Potter.
- Czekaj, czekaj! Nie skacz tak z kwiatka na kwiatek. Wciąż omawiamy kwestię zmierzchu. Czytałaś "Drugie życie Bree Tanner"? - Spytałem z dumą w głosie, wyczekując zaskoczenia na jej twarzy.
- Nie czytałam.- przyznałam ze smutkiem - A oglądałeś filmy? Książki lepsze ale Renesmee taka śliczna w Przed Świtem!
- A szkoda. Każdy maniak zmierzchu powinien ją przeczytać. Ona... Kilka rzeczy, może nie istotnych, ale wyjaśnia. - Powiedziałem, całkowicie zapominając kim jestem, gdzie jestem i kim jest zupełnie mi obca rozmówczyni. - Phi... Książki zawsze są lepsze od filmów. Często się na nich zawodziłem. Ale masz rację. Była słodziutka.
- Normalnie była tak słodka, że aż grzech. I te jej loczki!
- No cóż... Była słodka i w ogóle, ale ja sobie wyobrażałem ją troszeczkę inaczej. - Zamilkłem na chwilę zastanawiając się, o jaką książkę mogę ją jeszcze zapytać. - A Pamiętniki Wampirów? Czytałaś?
- ... - przemilczałam pytanie.
- Uhm... Powiedziałem coś nie tak?
- Nie. Po prostu czytam dopiero pierwszą część.- uśmiechnęłam się.
- Aha... To przed tobą daleka droga. - Powiedziałem, przybierając pozycję półleżącą i opierając się wygodnie rękach. - Naprawdę. Mówi ci to osoba, która przeczytała wszystkie 10 ksiąg... Tylko pamiętników Stefano jakoś nie mogę znaleźć.
- Heh. Powinnam sobie poradzić.- powiedziałam - Czytałeś Dary Anioła? Zajebiste!
- Eeeeeeeeeeeeeee... - Gwałtownie wstałem do siadu, wertując w głowie listę tytułów na moim koncie. - Ni-ie... Nie. Na pewno nie.
- Polecam. Harry'ego Potter'a na bank czytałeś.- uśmiechnęłam się.
- Baaa... Pierwsza trylogia. A nie... Pierwsza były Opowieści z Narnii. - Uśmiechnąłem się niepewnie, poprawiając swój błąd. - A trylogię kamieni czytałaś? Wiesz... Czerwień Rubinu, Błękit Szafiru i Zieleń Szmaragdu.
- Nie kojarzę.- powiedziałam - A trylogię Niezgodna? Uwielbiam ją.
- Jeszcze nie czytałem, ale leży już u mnie na półce i grzecznie czeka na swoją kolej.
Nie wiedząc kiedy i w jaki sposób, przysunąłem się odrobinę bliżej do dziewczyny. Te kilka centymetrów wystarczyła, aby podczas gestykulowania moje palce dotknęły wierzchu jej dłoni.
To było przyjemne uczucie, poczuć ciepło i bliskość drugiej osoby. Ale mój organizm jeszcze nie przyswoił sobie go do końca.
Moja ciało zesztywniało, a na policzki spłynęły szkarłatnym rumieńcem. Po pierwszych kilku sekundach szoku, znów zyskałem panowanie nad ciałem i jak oparzony, odskoczyłem od niej na kilka metrów, zsuwając się dodatkowo z kilku schodów.
Gdy jego palce przypadkowo musnęły moją dłoń zarumieniłam się lekko.
Wstając powoli ze schodów i otrzepując lekko przybrudzony już strój. Podszedłem z powrotem do Emily, siadając obok niej na swoim poprzednim miejscu.
- Uhm... Pająk tam był.- Palnąłem pierwszą lepszą rzecz, jaka mi wpadła do głowy.
Jasne, a ja jestem Śpiąca Królewna.
- Wybacz. Mam...Ehm... Nie lubię pająków.
- Mi nie przeszkadzają.- uśmiechnęłam się - masz jakieś rodzeństwo?- spytałam. Było to pierwsze co mi przyszło do głowy
- Tak. - Odpowiedział po chwili, wciąż nie mogąc uwierzyć, że tak łatwo udało mi się wybrnąć z tej sytuacji. - Mam starszego brata. Ma na imię Tamostu. Ale on ma już 20 lat i pracuje, także trochę jakbym nie miał brata. - Dodał trochę smutniej. - Ale nie mogę się skarżyć. Kiedy tylko jest w domu, zawsze ma dla mnie czas, nawet jeżeli jest strasznie padnięty i nawet nie ma siły zjeść obiadu.
- Musi być naprawdę fajny.- powiedziałam - Ja nawet nie wiem czy mam.- zaśmiałam się - Ale raczej nie.
Zaskoczyły go jej słowa. Spojrzał na nią podejrzanie i pytającym wzrokiem, próbował wyczytać jakieś emocje z jej twarzy. Jednak prawie natychmiast odwrócił spojrzenie. Uznał, że jeżeli  będzie chciała to powie. Nie będzie naciskał. Nic na siłę.
- Uhm... Nie wiem czy jest taki fajny, ale to mój brat i nie zamieniłbym go na nikogo innego na świecie.
- W sumie, może fajnie byłoby mieć brata.- powiedziałam w zamyśleniu.
- Chociaż uważam, że posiadanie siostry byłoby o wiele ciekawsze. - Mruknął do niej, zastanawiając się po chwili, dlaczego w ogóle to powiedział.
Spojrzałam na niego.
- Zbok.- powiedziałam.
Hahahahahahahahah... Zboczony Tatsuś?! Tego jeszcze nie było. To jakiś inny wymiar, czy co?
- Dlaczego? - Zapytałem zaskoczony, patrząc na nią wielkimi ze zdziwienia oczami.
Hahahahah... Zboczony Tatsu. A to dobre. Płaczę ze śmiechu...
- To tobie nie chodziło o podglądanie siostry?- spytałam robiąc głupią minę.
Aaaaaaaaaaaaaa... Kocham tą małą! Omów się z nią jeszcze kiedyś! Błagam! I kto tu jest zboczony. Mały, słodki, zboczony króliczku playboya, chcę cię schrupać.
- Słu-u-cham? - Nie potrafiłem jakoś pojąć skąd do głowy przyszedł jej taki pomysł. Czy wyglądam naprawdę jak na jakiegoś zboczeńca, albo gwałciciela.
Tak! Stuprocentowego! Hahahahaha... Tatsu podglądający dziewczynę. Takich żartów, to jeszcze nie słyszałem. Mało tego. Rodzoną siostrę.
Zaśmiałam się nerwowo.
- Widocznie tylko moi koledzy ze starej szkoły byli tak zboczenie żeby podglądać własne siostry.- powiedziałam
Już wiadomo dlaczego ty taka jesteś, króliczku.
- Wiesz co... Zmieńmy temat. Błagam. Na cokolwiek. Najlepiej coś nudnego. - Powiedziałem w końcu, mając nadzieję, że kiedy to coś się znudzi, zniknie tak jak poprzednim razem.
- Przepraszam.- mruknęłam - Jaką masz magię?- spytałam uśmiechając się.
- Co...? A... Magię... Uhm... No ziemia i powietrze. - Powiedziałem po chwili, modląc się o to, żeby temat wydał mu się wystarczająco mało interesujący. - A ty?
- Ziemia - powiedziałam radośnie - No i woda nad którą nie daje rady zapanować.- dodałam trochę mniej radośnie.
- Cóż... No ja ci niestety z tym nie pomogę. - Mruknąłem cicho, lekko wzruszając ramionami. - To... Jak długo jesteś już w Nevermind?
- Niezbyt. Ale chyba dłużej niż ty.- powiedziałam - Masz już jakichś innych znajomych?
A czy on wygląda jakby miał innych znajomych?
- Uhm... Nie. Znaczy... - Nie chciałem wyjść przed nią na łajzę, która nie ma żadnych przyjaciół. - Nie tutaj.
Kłamczuch wszystko, zmyśla wszystko...

poniedziałek, 9 marca 2015

Black Valentine cz. 2 ostatnia

Strych, pokój z książkami. Ściany były schowane za sporymi regałami, obładowanymi ciężkimi tomiszczami. Zbiór tej biblioteczki był zaprawdę okazały. W tym zacisznym miejscu wyczuwało się magię i duszę magicznej wiedzy. W sensie... takie wrażenie odczuwał czarodziej, przebywając w sekretnym pokoju.
Na stoliku pośrodku pomieszczenia leżał talerz z niedokończoną połową tortu oraz kubki pełne soku owocowego i karton napoju obok nich. Coś, a raczej ktoś rzucał na nich cień.
- Hm... Lodowa tarcza oczyszczenia? Pierwsze o tym słyszę... Albo wodny bat. - Białowłosy uniósł wzrok znad książki i spojrzał z góry na dziewczynę.
Dryfował w najlepsze w powietrzu, manichalnie naginając zasady grawitacji.
 
-Hm... Parę razy próbowałam utworzyć wodny bat, jednak nie był na tyle przydatny. No, chyba, że chcesz kogoś złapać za np.: rękę, lub uwięzic, w tym samym czasie tworząc w bacie kryształki lodu... może by się udało. - powiedziała czarnowłosa dziewczyna siedząca wygodnie na wyświechtanej kanapie i uśmiechnęła się do niego.
Zegar z wachadłem wskazywał już 15.00. Niebieskooka przyglądała się Jackowi i jego lewitacji.
 
- Kochanie... Wiesz, że mogę cię z łatwością złapać bez tego wodnego bata...? - wymruczał uwodzicielskim głosem, odkładając książkę na chybił trafił na półkę.
 
- Doprawdy? - uśmiechnęła się tajemniczo i zmrużyła oczy, na chwilę odrywając od niego wzrok, aby zobaczyć gdzie wylądowała książka.
 
- Ależ oczywiście. - Na jego wargi wstąpił szeroki uśmiech, kiedy chłopak obniżył swój lot.
Wyciągnął rękę i chwycił ją za palce.
- Widzisz? Złapałem cię. - Zaśmiał się cicho.
 
- Nie masz racji. - powiedziala i szybko obiela go za szyję i przyciągnęła go do siebie. - To ja ciebie zlapalam. -zachichotala.
 
- I tego oczekiwałem po tobie, śnieżynko. - Przysunął swoją twarz do jej oblicza i pocałował ją lekko.
Znowu mam powiedzieć: amory, amory, amory, wszędzie amory? Chyba sobie kpicie. Miłość to zniszczenie.
Spiął się gwałtownie, odrywając od dziewczyny. Rozejrzał się po bibliotece i krew go zmroziła, kiedy dostrzegł zarys Cienia opierającego plecami o regał. Przełknął nerwowo ślinę, gardło zaschło ze strachu.
- T-ty...
- Och? Masz na myśli to, że mnie widzicie? Nic dziwnego, zebrałem w końcu dosyć sił, bym mógł przybrać tą formę. - Cień uśmiechnął się okrutnie.
 
Rima pobladła i znieruchomiała na starej sofie. Wytrzeszczyła oczy, spoglądając na Cienia opierającego się na regale. W końcu udało jej sie wydobyć z siebie głos. - Czego chcesz i co tutaj robisz?! - zapytała. Już dawno nie słyszeli Cienia, a przynajmniej nie ona. Jego pojawienie się było szokiem dla nich obu.
 
Cień skrzywił się nieco.
- Sądziłem, że ucieszycie się z mojej osobistej wizyty... A tak niemile mnie witacie... Oj, nieładnie, dzie...
- Zamknij się, ty parszywcu! Nikt tu cię nie zapraszał! - Jack szybko doszedł do siebie i poczuł rosnącą wściekłość.
Zacisnął dłonie w pięści, przywołując kij z powrotem. Machnął nim gwałtownie, wysyłając w widoczną postać stalkera (prześladował ich od dawna) sople lodu. Wytwór jego magii nie trafił jednak w cel. Po prostu... Cień zniknął.
- Co, do...? - Zerknął na Rimę, sprawdzając, czy wszystko z nią w porządku.
Poczuł gwałtowny ból w miejscach, gdzie miał blizny pokolenia i podwinął szybko rękaw. Zacisnął zęby, widząc wydobywający się szarawy dymek z ,,ran".
 
- Jack?! - spojrzała na jego dymiące blizny. - Co to...- patrzyła przerażona. Wiedziała o jego bliznach jednak ich wygląd się teraz pogorszył. Szybko podeszła do niego. - Jack...zdejmij bluzę. -zarządziła a sama wyciągnęła ręce przed siebie. Chłopak spojrzał na nią, zaś ona tylko powtórzyła. - Zdejmij bluzę. Sama zaś skupiła cząstkę swojej czystej energii. Wyglądała jak mała, biało kryształowa kulka. Zaczęła ją wydłużać, zmieniając kulkę w podłużną wiązkę energii magicznej.
 
- Nie... One tak reagują na tego dupka. Zaraz powinno być w porządku... - mruknął, zdejmując posłusznie bluzę. Westchnął cicho, widząc, że dym wydobywał się tylko z rąk. Zresztą zaraz znikł.
 
Spojrzała na jego blizny rozprowadzające się na całym ciele i zaniemówiła. Ile razy cierpiał, a ile razy jej o tym nie powiedział? Wzięła głęboki oddech.
- Jack, tych blizn jest coraz więcej. Nic mi nie mówiłeś! Skąd wiesz, że reagują na niego? - zapytała podejrzliwie. Pewnie nie działo się tak pierwszy raz. Kiedyś widziała jak cierpiał. Wtedy mu pomogła dając mu cząstkę swej mocy. Od tego czasu udało jej się wyćwiczyć tę umiejętność, którą było oddanie wiązki własnej energii, by druga, wyczerpana osoba, mogła poczuć się lepiej i wzmocnić swoją moc. Dla niego zrobiłaby wszystko zresztą jej moc i tak po jakimś czasie się zregeneruje. Chciała mu po prostu pomóc. W końcu Ri trzymała wystarczająco długą i mocną wiązkę energii. Zaczęła oplatac nią jego ciało. 
- Może trochę zaboleć, ale powinno pomóc...- powiedziała, zaś wiązka energi szybko oplotła jego ciało, niczym bandaż, zacisnęła nieco, po czym wchłonęła się w blizny. Wiązka energii potrafiła uśmierzać ból. 
 
 
Zasyczał cicho i drgnął mocno, czując lekkie pieczenie, kiedy energia Rimy wnikała w niego. Uniósł dłoń i spojrzał z roztargnieniem na czarne smugi na ręce.
- Nie chciałem cię martwić. - Westchnął ciężko, odwracając wzrok.
Naprawdę tego nie chciał robić. Nie lubił tego, jak ktoś okazywał troskę o niego.
- Poza tym pytałaś się, skąd wiem. No cóż... od niedawna zaczęły się dymić, jak słyszałem tego pana od amorów.
Przesunął palcami po bliźnie, wciąż unikając jej wzroku.
 
 
- Jack... Spójrz na mnie. - powiedziała, a gdy nie chciał tego zrobić, przyłożyła delikatnie swoje dłonie do jego policzków, tak, by przekrzywił głowę w jej kierunku. 
- Jack, ty się troszczysz o mnie cały czas. Nie bój się pomocy, szczególnie mojej. Wiesz, że zawsze chcę cię wspierać i Tobie pomagać. Nie chcę byś cierpiał. Kocham cię, rozumiesz? Nie pozwolę byś cierpiał. Może Czarny Pan miał rację... Może miłość rzeczywiście przynosi zniszczenie. Tylko, że ona przynosi zniszczenie zła. Wygramy tę wojnę Jack. Wierzę w ciebie. Teraz tylko ty uwierz we mnie, dobrze? - uśmiechnęła się do niego promiennie. Będzie ciężko. To oczywiste. Jednak pokonają każdą przeszkodę. Muszą.
 
 
- Nie rozumiesz? Nie da się wygrać z bliznami pokolenia i klątwą na raz. - Odsunął się od niej, zaciskając dłonie w pięści. - Nie znasz mojej rodziny ani nie jesteś jej częścią, więc... - zamilkł, odwracając wzrok.
 
 
Spuściła wzrok i stanęła niczym sparaliżowana. Jego słowa sprawiły jakby ktoś wsadził w jej serce sztylet, po czym szybko wyciągnął. Poczuła ukucie. Mocne ukucie. 
- Heh. Nigdy nie pytam o Twoją rodzinę. Dlaczego mieszkasz sam, a także gdzie są Twoi rodzice. Szkoda, bo dla mnie już dawno należysz do mojej rodziny, Jack. - mówiła beznamiętnym głosem. - Skoro w ogóle nie jestem związana z waszą klątwą, to dlaczego również go słyszę? Jak myślisz, dlaczego ci pomagam?! Dlaczego oddają ci swoją moc? Dlaczego ona działa? I w końcu... Dlaczego mamy bliźniacze przemiany? Myślisz, że to nic? Naprawdę myślisz, że w ogóle nie ma w tym żadnego związku?! - już nie mogła się powstrzymywać i krzyczała na niego. - Jeśli naprawdę myślisz, że nie ma w tym żadnego związku, wyjdź stąd Jack. - powiedziała lodowatym tonem i również się odwróciła. 
 
 
- Chyba źle mnie zrozumiałaś... Nie mogłabyś należeć do mojej rodziny, bo jesteś delikatną dziewczyną. - Odetchnął głęboko, by kontynuować dalej. - Nie wiem, czemu mamy bliźniacze przemiany. Naprawdę. Może to był czysty przypadek... Kto wie? A może moc działa po prostu przez to, że mamy podobne energie? Bo kiedy zaczyna mnie boleć, tracę sporo energii magicznej. Co do Czarnego Pana... Zaczęłaś go słyszeć, jak pierwszy raz mi oddałaś część swojej mocy. - starał się mówić spokojnie, trzymać nerwy na wodzy. Wyciągnął rękę do Rimy, ale zawahał się.
 
- Przypadki nie istnieją Jack. One nigdy nie istniały. - spojrzała na niego, jednak stała bokiem.- To prawda, zaczęłam go słyszeć gdy dałam ci pierwszą wiązkę mojej mocy. I to właśnie wtedy moja moc połączyła się z twoją...i tą całą klątwą. Odgarnęła włosy na prawą stronę i rozpięła bluzę, pod którą miała koszulkę, odsłaniającą jej lewą łopatkę. Widniał na niej czarny kwiat, podobny nieco do kwiatu lilii. Był taki jak blizny Jacka.
 
 
- Kwiat lilii? Do ciasnej... Gdybym wiedział, że tak będzie, nigdy bym nie przyjął twojej mocy...
Zrobił krok w jej kierunku i dotknął palcami jej bliznę.
 
Syknęła cicho. To była pieczęć. Pieczęć Czarnego Pana, który z obawy, że będzie mu przeszkadzać i oddawać swoją moc Jackowi, naznaczył ją czarnym kwiatem lilii, by gdy traciła cząstkę swej mocy, traciła ją podwójnie. Można uznać, że blizna była jak pasożyt, który żywił się jej mocą.
- I tak by do tego doszło. Prędzej czy później. - mruknęła cicho.
 
Odruchowo zabrał rękę, marszcząc brwi w zamyśleniu. Śledził wzrokiem linie ,,tatuażu".
- Nie. Nie doszłoby do tego. Przecież wiesz.
 
Pokręciła przecząco głową. - Nawet gdybym o tym wiedziała i tak oddałabym ci cząstkę mocy, więc nigdy więcej nie mów, że nie ma związku między mną i klątwą waszej rodziny. Po prostu mnie nie odrzucaj. - powiedziała smutno patrząc na niego przez lewe ramie.
 
- Nie patrz się tak - mruknął, wyciągając rękę, by zgarnąć dziewczynę do siebie. - Ja... Przepraszam. Ostatnio się gubię w tym wszystkim...
Spojrzał w jej błękitne oczy i westchnął ciężko. 
- Jak ty ze mną wytrzymujesz? Często bywam niemi... - nagle urwał, marszcząc brwi.
 
Rozweseliła się nieco. - Zresztą ty też nie masz ze mną lekko. Wcale nie tak często...Chociaż​... Co miało oznaczać "delikatna dziewczyna"? - zaśmiała się i zaczęła sie z nim droczyć.
 
 
- Rimo... nie zauważyłaś, że ostatnio za często byłem niemiły?
 
 
- Eh... Każdy ma gorsze dni, prawda? Poza tym masz za dużo zmartwień na głowie. - oparła głowę o niego.
 
 
- Zazwyczaj nie miałem tylu zmartwień. Nigdy nie byłem niemiły, nawet jeśli mam zły dzień. - Spojrzał na czarną czuprynkę. - Coś jest nie tak.
 
 
- Myślisz, że... - oderwała się od niego - Nie, Jack. To nie może być znowu on. Jak cień mógłby wpływać na ciebie? To przecież niemożliwe! Chyba, że... Jak często z Tobą rozmawia?
 
 
- Różnie. Raz dosyć często, raz są milczące dni. Do dziś minęły jakieś sześć dni ciszy.
 
 
- Uhm... to nie wiem... Chociaż może przez te sześć dni skupił się na tworzeniu swojej materialnej formy?
 
 
- Nie mam pojęcia. Może blizny pokolenia wzmacniają jego wpływ na mnie? A ja tego dotąd nie zauważyłem?
 
 
- To by tylko umocniło nas w przekonaniu, że jest silny... Wystarczająco silny by mieć wpływ na ciebie lub... na mnie? - po jej ciele przeszedł zimny dreszcz.
 
 
- Zdziwiłbym się, gdyby był słaby, po tym, ile osób opętał... Co do ciebie, pewnie miałby słabszy wpływ. Nie jesteś z krwi Overlandów i nie masz blizn pokolenia.
 
 
- Jack... Tak w ogóle... Co się stało z osobami, które zostały przez niego opętane? - zapytała, jednak zawahała się przez chwilę.
 
 
- Były zdeprawowane. Zabijały innych, nie mogąc znieść cierpienia. Niektóre popełniały nawet samobójstwa. Stąd mówimy na te osoby ,,Mortis", co oznacza śmierć. Niosą innym lub sobie.
 
 
Zadrżała gdy tylko to usłyszała. Spojrzała mu w oczy. Było w nich widać przerażenie, ale coś jeszcze. Coś o czym często wszyscy zapominają. Miała nadzieję. Przywarła do niego mocno. 
- Obiecaj mi, że nie staniesz się Mortisem... Proszę... Pomogę ci, gdy tylko będzie trzeba. - wyszeptała.
 
 
- Nie mogę obiecać. Przykro mi. - Zacisnął bezradnie dłonie w pięści. - Naprawdę nie mogę. - Uniósł rękę i rozluźnił palce, by założyć kosmyk hebanowych włosów za ucho nastolatki.
 
 
Starała się nie płakać. Naprawdę się starała. To by tylko pogorszyło sprawę, aczkolwiek jedna łza uciekła spod jej kontroli i spłynęła po policzku. - W takim razie jeśli to nastanie wyciągnę cię z tego jakoś... Jednak... Jeśli mi się nie uda... - wzięła głęboki wdech - Proszę, zabij mnie. Jako pierwszą i najlepiej ostatnią.
 
 
- Mam cię zabić?! Postradałaś zmysły?! - Spojrzał na nią z gniewem
 
 
Pokręciła głową. - Po prostu nie chce byś został Mortisem... A jeśli nim będziesz, zostanę sama. Jeśli popełniłbyś samobójstwo, zrobiłabym pewnie to samo. Heh... Jestem zbyt wielkim tchórzem, by zostać sama, a także by znieść myśl, że ciebie by nie było.
 
 
- Przestań. Proszę cię, przestań. - Odsunął się od niej i oparł plecami o regał. - Nie chcę o tym słuchać.
Podniósł wzrok i spojrzał ze smutkiem na nią. Był cały spięty.
- Jesteś, za przeproszeniem, małą idiotką. Masz żyć, a nie gadać, że popełnisz samobójstwo.
 
Westchnęła cicho i założyła spowrotem bluzę. - Przykro mi. Nie mogę ci tego obiecać. - szepnęła. No cóż, czego miala się spodziewać? Mial powiedzieć "Jeśli tego chcesz, to ciebie zabije. Zrobie to wszystko dla ciebie, bo cię kocham?" To by bylo wręcz smieszne. Wzięła gleboko oddech. - Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić. - powiedziala i przygładziła mu włosy, stojąc nieco na palcach. - No już, nie złość się na mnie. Może i jestem " mala idiotka" ale twoją małą idiotką. - usmiechnela sie nieco by poprawic atmosfere, gdyż zrobila sie nieco spięta.
 
- Idiotka. - Słabo odwzajemnił jej uśmiech. Sięgnął dłonią po swoją bluzę i zerknął na brunetkę. - Może pójdziemy na spacer?
 
- Jasne, czemu nie. - odpowiedziała. Zeszli na dół. Rima zalozyla plaszczyk i zimowe buty. Oczywiście jak zwykle "zapominając o czapce i szaliku oraz rękawiczkach". - Idziemy?
 
Podczas schodzenia na dół ubrał bluzę. W korytarzu założył śniegowce i cienką kurtkę, by nie wzbudzać podejrzeń u ludności niemagicznej. Dostrzegł leżącą na szafce czapkę pasującą kolorystycznie do płaszczyka Rimy. 
Sądzisz, że ci pozwolę tak pójść? Chyba żartujesz...
Wyciągnął dłoń, by chwycić za delikatny materiał.
- Czapka. - Podał jej nakrycie głowy, kłaniając się jak dżentelmen.
 
- Co? Nie ma mowy! Nie dziękuję. Ty też nie masz czapki, za to ja mam dwa kaptury. - zaczęła sypać argumentami. Jej płaszczyk byl biały. Zaś czapka z błękitnej włóczki z bialym pomponem. - Chodz już lepiej.
 
- Zakładaj bez dyskusji.
Przekrzywił głowę, patrząc na nią czekoladowymi oczami.
- Ładnie proszę? Poza tym... nigdy nie widziałem cię w czapce.
 
Skrzyżowała ręce. - Ja ciebie również nigdy nie widziałam w czapce. - odrzekła. - Eh... Nie ustąpisz co? - popatrzyla na te czekoladowe oczy. - Dobra, ale tylko ten jeden raz. - mruknęła pod nosem i wziela od niego czapkę, po czym założyła na głowę. - Zadowolony? Możemy już iść? - mruknęła.
 
- Nie widziałaś mnie w czapce, bo... żadnej nie mam. - Uszczypnął ją palcami w nos, uśmiechając się szeroko.
Objął ją ramieniem i przepuścił dziewczynę przodem, otwierając drzwi.
- Oczywiście, że jestem zadowolony. Nawet posunąłbym się do stwierdzenia, iż pięknie wyglądasz w tejże uroczej czapce z pomponikiem.
 
- Juz wiem co ci dam na prezent nastepnym razem. - powiedziała, po czym wyszli na spacer.

~~

Rima & Jack
i Zuy Pan /•.•\

Notka dodana dopiero teraz, bo kolor tła literek cały czas nie dawał mi spokoju ;c

Liczymy na komentarze i Wasze przemyślenia co do pana Cienia ;3

P.S Nie skończyłam komentować wszystkich ale jestem w trakcie ;3 ~Ri

dajcie komka, ślicznie proszę ^^  

sobota, 7 marca 2015

Sztywna atmosfera.

- Ej, ej! To czekaj no opowiedz mi coś więcej! - skakałam koło Kasa jakbym wypiła, co najmniej z pięć energetyków i poprawiła jakimś narkotykami sprzedawanymi w ciemnych uliczkach. Nie mogłam nic poradzić na własną, wrodzoną ciekawość jak i sam fakt, że z Naokim nie widziałam się tak strasznie długo. Było, więc wytłumaczalne, dlaczego tak o niego wypytywałam, o ich obu, jak im się żyje, co robili przez ten czas. Nawet powoli zaczynał boleć mnie język od tego ciągłego gadania, co w moim przypadku jest nieczęstym zjawiskiem. Spójrzmy prawdzie w oczy. Gdybym tylko mogła - nie mówiłabym nic, ani nie odzywałabym się do nikogo. Wyjątek stanowią Kas i Naoki.

 - A co mogę o nim powiedzieć? Naoki to Naoki. To samo niezmienne ego wielkie jak Elbrus.- wzruszyłem lekko ramionami. Szliśmy przez wydeptaną ścieżkę w lesie, rzecz jasna prowadzącą do naszej rudery, zwanej domem, co by się opieka społeczna nie czepiała. A czemu? Ponieważ mój mózg stwierdził, że najlogiczniejsze będzie pójście tam, gdyż jest tam Nekuś. A Nekuś jest mądry, co cechą jest nieodłącznie potrzebną by odnaleźć zaginionego w akcji. Mnie przeważnie znajduje, to i znajdzie Alexa. I jeszcze ten fakt. Ciekawi mnie jego opinia. Zwłaszcza, że nieboszczka jest aż nadto żywa i gadatliwa.  

- Na pewno żadnych prochów nie zażyłeś? - zagadnąłem niepewnie Alex'a, który siedząc na przeciwko mojej postaci siorbał w fotelu malinową herbate, którą cudem udało mi się znaleźć w odmętach szafki.
- Nie widzę - odparł ponuro, a ja nagle poczułem jakby ktoś przywalił mi z całej siły w brzuch. Naoki, jesteś idiotą, naprawdę.
- Powiedzmy, że nieżyjesz... - mruknąłem po chwili chcąc zmienić temat, obracając w palcach kubek z kawą gdy przenosiłem wzrok na chłopaka. - Więc jak mi to udowodnisz?
Alex już miał otwierać usta, aby zapewne uraczyć mnie względnie mam nadzieję rozbudowaną odpowiedzią, gdy nagle drzwi od mieszkania gwałtownie rozwarły się pod wpływem mocnego kopniaka.

- A w sumie, co ci będę o nim opowiadać. Sama będziesz mogła go zobaczyć w full kolorze, pomacać, czy co tam zapragniesz. No dobra, może ogranicz się z macaniem, bo chyba Nekuś nie należą do tych, co lubią być macani gdziekolwiek.- po moim zawiłym monologu nastąpiła prezentacja uzębienia. Stojąc przed drzwiami i mówiąc to wszystko przez chwile poczułem się, jakbym oprowadzał wycieczkę po zoo i tłumaczył motłochowi, że rzucanie orzeszkami w tygrysa to zły pomysł. Chwilowe uczucie, bo już za chwile z pełną gracją i siłą moich traperów wpadłem do mieszkania.
- Nekuś! Nie zgadniesz co znalazłem, a co zgubiłem!- wydarłem się radośnie w nosie mając wycieranie butków o wycieraczkę, czy ich zdjęcie tylko z chama wpadłem do salonu. W którym siedział już Naoki z miną, że się z mojego przybycia zbytnio nie cieszy, a koło niego gość sączący popołudniową herbatkę.
- O! Alex! Alex się znalazł!- obwieściłem wszech i obec, jakby to dziewczyna była ślepa, a na dodatek głucha. 

- A drzwi to myślisz, że cholera, od czego są? - warknął złowrogo w stronę swojej bliźniaczej połówki, a mi z wrażenia włosy zjeżyły się na głowie. - Puka się... - naburknął jeszcze, po czym wziął solidny łyk kawy i przeniósł na mnie płonący, niebieski wzrok.
- O matko, to gryzie! - wrzasnęłam, chowając się za Alex'em. Co jak co, jednak jakoś inaczej wyobrażałam sobie Naokiego. Gdzie jest tamten Nekuś z wesołym wyszczerzem na paszczy, który nigdy nie dał się uspokoić i biegał jakby dostał ADHD?
- Ekhem... - odchrząknęłam znacząco, siadając obok brata, gdy dotarło do mnie, że zachowuje się idiotycznie i zamilkłam, skacząc wzrokiem to na Alexa, to na Kasa, to na Naokiego.

 Przewróciłem oczami, mając te nauki od siedmiu boleści głęboko gdzieś. Skoczyłem na siedzenie nie przejmując, że Naoki ma mnie ochotę udusić nawet paskiem od spodni i to nawet teraz, przy widowni za to, że ładuje się z butami na kanapę, tuż obok niego. Usiadłem po turecku i gdy tylko przestałem wiercić dupą w miejscu, zapanowała cisza. Wszyscy gapili się po sobie, jakby samych wzrokiem starali się wyciągnąć informacje, kto wsadził zwłoki do szafy. 
 W takich chwilach staram się zmącić taką cisze, chamskim siorbaniem herbatki. Jednakże takowej nie posiadałem, postanowiłem otworzyć paszcze.- Zapanowała, jakaś sztywna atmosfera.- zaobserwowałem inteligentnie, chichrając się pod nosem. W sumie tylko ja.- No właśnie. Sztywno. Wy tak na serio, no wiecie…? Ale jakim cudem, czy grzechem? 

Słuchałem uważnie ich rozmów, wyraźnych szmerów, ciężkich, życiowych westchnień by w końcu móc stwierdzić, że w ciszy jaka nastała dało się wyczuć namacalne napięcie przeskakujące kolejno z każdego z nas. Nikt nie miał zamiaru otworzyć paszczy, a przynajmniej może chęci. Z jednej strony nie dziwiłem się temu wszystkiemu, sytuacja nie była dla nich codzienna, na pewno nam nie wierzyli i w spokoju musieli to wszystko przemyśleć. Jednak gdy do moich uszu dotarł suchy żart Kasa moja dłoń samoistnie spotkała się z czołem, co słysząc to samo uczyniła Alex.
- Mamy ci to udowodnić, cholera? - warknęła nieźle wkurzona siostra, wiercąc się niespokojnie na kanapie.

 Wyprostowałem się gwałtownie, nagle nie wiedząc gdzie popatrzeć, co zrobić, czy powiedzieć. Złączyłem opuszki palców, chrząkając, stękając i wydając pełne boleści dźwięki. Co ona sobie myśli? Jestem w pełni świadomy, że czasem źle coś rozumuje, nie pojmuje niektórych rzeczy, ale do jasnej nieprzymuszonej cholery nie pije herbatki w czwartki z strzygami, nie urządzam nocnych pogadanek ze zmorami, nie rzucam gnomom okruszków na próg! Bo jakby to ująć, według ogólnego poglądu coś takiego nie istnieje. Po śmierci to się wpada na herbatkę do Piotrka, albo Lucka, ewentualnie grzecznie robi się za pasze dla robaków. Nie spotkałem się jeszcze w życiu z żadnym upiorem, który nie zaliczałby się pod moje zaburzenia psychiki, więc jakoś trudno zrozumieć mi ich problem.
- Tak.- odparłem w końcu.- Udowodnij. Jeśli tylko potrafisz.

- Ależ proszę bardzo - uśmiechnęłam się słodko i jedynie z obaw odebrałam Naokiemu kubek z kawą, stawiając go na stoliku. Chlopak marszcząc czoło przeniósł na mnie pełne zdziwienia spojrzenie, lecz poprawnie zmilkł widząc moją minę. Ja w tym czasie złapałam Kasene za fraki i postawiłam w pionie, by po chwili móc na legalu przejść przez jego ciało i stanąć za plecami, a następnie powtórzyć manewr i stanąć przodem do niego.
- Czy będąc żywą mogłabym zrobić coś takiego? Czy będąc żywymi potrzebujemy snu, jedzenia, picia? Nie! Mamy te pożyczone ciała, ale one się kończą. Umierają. Znikają. A gdy znikną one, znikniemy my. A my nie chcemy znikać! - W tym momencie w moich oczach ewidentnie widać było już strach.

 Myślałem, że mi przywali. A gdy postawiła mnie w pion, byłem tego wręcz pewien. Jednak nastąpiło coś o wiele gorszego. Gorszego, bo bym się tego nigdy nie spodziewał. Po prostu przeszła przeze mnie. Przelazła buciorami przez moje wnętrzności, jak tu stoję! I żyje. Chyba. Bo gdy tak zwiedzała mnie od środka, miałem wrażenie, że wszystko postanowiło zaprzestać nagle roboty. I to dwukrotnie! 
 Oczy zapewnię miałem wielkości winkli, a z nich strach to chyba do niej machał. Zrobiło mi się głupio. Nie, dlatego, ze omal tam nie padłem, ale przez to moje niedowierzanie.
- P- przepraszam.- wybełkotałem, drżąc. Kto mi tu do cholery ogrzewanie wyłączył?!

Alex burknęła coś niezrozumiałego pod nosem, czego nawet ja sam nie mogłem zrozumieć, po czym usiadła jak zbity pies obok swojego brata.
- Powiedzmy, że wam wierzymy - zacząłem - i chcemy oferować naszą pomoc. Skoro tak, ciała zapewne... A raczej ich szczątki są nadal w domu, w piwnicach. Teraz trzeba je tylko znaleźć, wykopać i... Co dalej? Jakieś zaklęcie? - wzruszyłem ramionami, w zamyśleniu mrużąc oczy. Dla mnie było to zbyt dziwne, by mogło być normalne.

- Zamieńmy się w wagon pełen tybetańskich mnichów... - urwałem na chwilę, szybko dodając: - A przynajmniej wy się w taki zamieńcie i posłuchajcie. Ciała... Kości nadal są w domu, w piwnicy. Wystarczy je znaleźć, poskładać, walnąć zaklęcie i powinno zadziałać. Sęk w tym, że my słabniemy z dnia na dzień. Zanim tam dotrzemy nie będziemy mieć już nawet siły na wypowiedzenie krótkiej formułki. Ale może to zrobić któryś z was... - wyjaśniłem, składając ręce jak do modlitwy i przystawiając je sobie do czoła. Gdybym mógł, posłałbym błagalne spojrzenie w stronę braci, ale życie mnie nie kocha.

 Dom. Piwnica. Ciała poskładać, niczym puzzelki. Szybko. A monosylabami, bo mi będzie łatwiej zapamiętać. Gdybym siedział, a nie siedziałem to poderwałbym się z miejsca z okrzykiem „acha!” który teoretycznie miał zmniejszyć ból związany z ponownym tłumaczeniem o co chodzi, bo uwaga! Chyba zrozumiałem.- To im szybciej wyjdziemy, tym szybciej odzyskacie ciała.- klasnąłem odkrywczo w ręce.- Zwłoki wasze się odnajdzie, poskłada, wyklepie regułkę. Egzorcyzmy już kiedyś przeprowadzałem, więc problemu nie powinno być. Nekuś potwierdzi.- jednak cały entuzjazm padł, gdy okazało się, że tylko myślałem, że rozumiem.- Jaki dom? Jakie zaklęcie? Jak? Gdzie? Co?

Alex wydawszy z siebie jęk osoby skrajnie cierpiącej życiem odchyliła się gwałtownie do tyłu upadając za kanapę, natomiast Alex zaliczył ponowne spotkanie dłoni z czołem, co zechciałem w pewnym momencie zrobić również ja.
- Ich dom, Kas - przeniosłem powoli wzrok na brata, lecz w pewnym momencie coś nagle mnie olśniło. Zatrzymałem się w pół zdania i zastygłem w bezruchu, możliwe, że wstrzymując równeż oddech.
- Co ci? - mruknęła zaalarmowana Alex.
- Ten dom. Ktoś go kupił.
- Co!? - wrzasnęli oboje Alexowie, podrywając się z miejsc.


*czterej pancerni, ale bez psa, czyli...*
Alexandra, Alexander, Naoki i Kasene

niedziela, 1 marca 2015

Valentines cz. 1

Był piękny mroźny dzień. Śnieg skrzypił pod nogami, zaś z nieba spadały powoli śnieżynki, które błyszczały w promieniach słońca przenikających przez kłębiaste chmury.
Pewna czarnowłosa osóbka, opatulona w niebieski komin, wracała właśnie ze sklepu, niosąc siatkę zakupów. Mam nadzieję, że będzie dziś w domu...W końcu specjalnie wcześniej to zrobiłam. Chyba uprzedziłby mnie, gdyby gdzieś wyjechał prawda?

 Westchnął ciężko, śledząc wzrokiem wystawę bransoletek. Zerknął bezradnie na sprzedawcę.
- Uhm... mógłby pan mi nieco pomóc? - Podrapał się z zakłopotaniem w kark, uśmiechając się niemrawo. - Szukam bransoletki dla skromnej dziewczyny.
- Ależ oczywiście, proszę pana. - Staruszek wyciągnął z bocznej szafki biżuterię tego typu, którego poszukiwał Jack.
Rozłożył je na blacie. Były to bransoletki z serduszkami, idealnie na walentynki dla drugiej połówki. W jego oko wpadła jedna. A mianowicie czerwona z dwoma supełkami przy sercu. Zapięcie miała ,,srebrne". W końcu nie kupował u prawdziwego jubilera... bo go nie stać było.
Przecież liczy się gest, a nie kosztowność prezentu, czyż nie?
Na usta szatyna wstąpił szeroki uśmiech, kiedy podniósł właśnie tę bransoletkę i podał ją sprzedawcy.
- Tą poproszę. - Zerknął na jego twarz.
- Oczywiście. Należy się dwadzieścia jeden złotych.
Jack przekrzywił głowę i sięgnął po portfel. Akurat miał dwadzieścia siedem złotych. Dzięki Bogu, starczyło!
Po chwili wyszedł z sklepu z prezentem dla Rimy i z wesołości zaczął gwizdać.

Dziewczyna śpieszyła się nieco do domu. Na ulicach było już sporo ludzi, mimo, że była zaledwie 10 rano. Najwidoczniej większość osób lubiła kupować prezenty na ostatnią chwilę. Sama nie była wyjątkiem. W końcu swoje dzieło zaczęła robić o 8 rano. Jak to zwykle bywa, oczywiście wysłano ją po zakupy. Chciała się przespacerować, korzystając z ładnego dnia, jednak teraz musiała się pośpieszyć. Co by się stało, gdyby Jack do niej przyszedł, a jej nie było? No, o ile przyjdzie. Chociaż byli parą prawda? Więc chyba wypadało. Nie zależało jej na prezentach. Chciała z nim po prostu spędzić trochę czasu w ten szczególny dzień. Kochała go i bała się o niego.
Nagle zamyślona wpadła od tyłu na kogoś.

 Drgnął nieco, kiedy poczuł uderzenie w plecy. Przerwał nawet gwizdanie. Obejrzał się i na jego wargi wstąpił szeroki uśmiech.
No cóż ową osóbką, która na niego wpadła, nie był kto inny jak Rima. Uniósł dłoń i oparł ją o jej czubek głowy.
- Hej, śnieżynko.

- Przepraszam pa-na? Jack? - zdziwiona i mile zaskoczona spojrzała w górę. W końcu uśmiechnęła się do niego. Czyżby przywołała go swoimi myślami? Kto wie.
- Witaj Królu Zimy. - zachichotała. - Co tu robisz? Nie spodziewałam się, że Cie tu spotkam.

 - Tak samo jak ja. - Posłał jej zawadiacki uśmiech, tarmosząc włosy.
To jakieś zrządzenie losu czy jak? W sumie... grunt, że tutaj jest. Wait, moment... Czemu nie ma czapki? Zaraz się przeziębi...
Po chwili założył na jej głowę kaptur. Pochylił się i ujął w palce jej brodę.
- Zaraz się przeziębisz. Mimo iż jesteś śnieżynką, to wciąż masz ludzkie ciałko.

- Mówił Ci ktoś, że jesteś nadopiekuńczy? Ty też nie nosisz czapki. - droczyła się z nim, jednak nie zdjęła kaptura. Spoglądała w jego brązowe oczy. Lubiła je. Były jak dwa kasztany. W końcu zdała sobie sprawę, jak długo w nie patrzy, aż się nieco zarumieniła, mimo, że od mrozu jej policzki były już dawno zaróżowione.

- Hm... Nie noszę, bo... w sumie, sam nie wiem. Z przyzwyczajenia.
Zaśmiał się cicho i z uśmiechem ją pocałował, przekrzywiając głowę.

Zaskoczona nagłym pocałunkiem spaliła kolejnym rumieńcem. Cóż się dziwić, skoro wokół było tyle ludzi?
- Uhm... Może pójdziemy do mnie? Właśnie wracam z zakupów. - powiedziała nieco speszona, pokazując siatkę zakupów.

 Przyjrzał się siatce i zmarszczył brwi. Zakupy wyglądały mu na ciężkie. W dodatku piękna dziewczyna sama je nosiła.
Chyba lepiej, żebym to ja niósł...
Zerknął z powrotem na Rimę i po chwili zastanowienia bezceremonialnie odebrał jej ciężką torbę.
- Jak zapraszasz, to bardzo chętnie, Rimciu. - Posłał jej nonszalancki uśmiech.

- Oczywiście. - odwzajemniła uśmiech. - A więc, co tak wcześnie tu porabiałeś? - zapytała. Sklepy nie były aż tak daleko domów. Wystarczyło przejść parę przecznic dalej.

- Hm... Niech to będzie moją słodką tajemnicą... - wymruczał, zerkając w niebo.
Właśnie śnieg zaczął się sypać, uzupełniając zapasy na ziemi. Pstryknął palcami i niedostrzegalnie dla niemagicznych oczu ułożył płatki na kapturze oraz ramionach.
- Z śniegiem jest ci do twarzy.

Uśmiechnęła się.
- W końcu jestem "śnieżynką". - odpowiedziała. - Tajemnica, tak? Mam być zazdrosna? - zażartowała.

 - Może tak, może nie... - Uszczypnął ją nos.

- Ej! To nie fair. Hm... No to chodźmy chociaż szybciej, bo zasypałeś mnie śniegiem i przez ciebie się jeszcze rozchoruje. - zażartowała.

 - Hm... Śmiem zauważyć, iż zasypałem śnieg twoją kurtkę. - Objął ją w pasie i zerknął nań kątem oka.
Różowe rumieńce uroczo wyglądały na nieco bladej twarzy, która od dawna nie zaznała promieni słonecznych w tejże porze roku. Błękitne niczym niebo oczy wpatrywały się w niego, a ignorowały pozostałe osoby. Z lekka rozchylone usta zachęcały do złożenia na nich pocałunku... Całość dopełniały długie, piękne włosy w kolorze hebanu...
Niczym królewna Śnieżka z baśni.
- Skoro ci tak zależy, to prowadź, królewno Śnieżko.

- Oczywiście, mój królewiczu. - uśmiechnęła się i chwyciła za jego rękę. Mam nadzieję, że mu będzie smakować. W końcu dotarli do domu. Przywitała ich kochana babcia, po czym poszła do siebie. - Idź na górę do mojego pokoju, dobrze? Za chwilkę do ciebie dołączę. - powiedziała. Chciała mu zrobić niespodziankę.

- Może ci pomogę, co? Szybciej nam zejdzie. - Przygarnął ramieniem dziewczynę do siebie, uśmiechając się szeroko.

- Przykro mi, ale to ma być niespodzianka. - pocałowała go w policzek. - No idź już, za 5 min.przyjdę. - uśmiechnęła się.

- Jak niespodzianka to tym bardziej nalegam. - Puścił jej oczko.
No cóż... Z jego uporem praktycznie nie się walczyć. Jak coś sobie postanowi, to nigdy nie odpuści.

- Jeśli tu zostaniesz, nie będzie niespodzianki. Idź na górę. - powiedziała i popchnęła go nieco w stronę schodów. Cóż powiedzieć, obaj byli uparci.

- Ale torba zakupów idzie ze mną. - Uniósł siatkę do góry.

- Dobra, niech ci będzie rozpakuj to wszystko na stole i marsz na górę. - zadecydowała.

- Rozpakuję, owszem, ale nie wrócę na górę. - Ruszył nonszalanckim krokiem do kuchni.

 Poczekała chwilę aż rozpakuje, po czym z korytarza wzięła czarną chustę  - A więc tu zaczekasz. - nagle zawiązała mu chustkę na oczach i usadziła na krześle. - Jeśli rozwiążesz to się obrażę. Widzisz coś?

- Może tak, może nie... - zamruczał cicho, łapiąc jej rękę. Uniósł ją i scałował jej palce.

Zarumieniła się dziś kolejny raz, lecz tym razem chyba tego nie zobaczył. Chyba. - Po prostu zamknij oczy i zaczekaj. - powiedziała po czym wyjęła biały tort ozdobiony czarnymi i bialymi serduszkami. Chciala zanieść go na górę, jednak nie byla pewna czy nie podgląda. W końcu postawiła ciasto na stole tuż przed nim. - Możesz juz zdjąć chustę. - powiedziała i posłała mu uśmiech. - Niespodzianka! Wesołych Walentynek.

Zahaczył palcem o materiał chustki i podciągnął ją do góry. Zaraz na jego wargi wstąpił szeroki uśmiech, widząc słodką niespodziankę. Zerknął na Rimę i wyciągnął rękę, by złapać ją za nadgarstek. Pociągnął dziewczynę nieco w dół, by wylądowała na jego kolanach.
- Hm... Urocza niespodzianka... A teraz to ty zamknij oczy - wymruczał niemalże kocim pomrukiem do jej ucha.

- A co jeśli nie zamknę oczu? - droczyła się z nim, a na jej twarzyczce pojawił się uśmieszek. Patrzyła prosto w jego oczy, w których był tajemniczy błysk.

- Chyba nie odmówisz Władcy Zimy, czyż nie?

- Hmm...No dobrze. Powiedzmy, że ci ufam. - zażartowała. W końcu ufała mu bezgranicznie. Zamknęła oczy.

Przesunął palcem po jej szyi, odgarniając włosy na jej plecy. Opuścił dłoń, by sięgnąć do kieszeni po prezent dla drugiej połówki. Na jego wargi wstąpił lekki uśmiech, kiedy wyciągał ręce przed siebie. Ujął delikatnie jej nadgarstek i położył na jej skórze bransoletkę. Po dwóch nieudanych próbach w końcu ją zapiął.
- Wesołych Walentynek.

Otworzyła oczy. Poczuła coś zimnego na ręce, czym bylo zapięcie od bransoletki. - Wow...Jest cudowna. - dokładnie oglądnęła bransoletkę z wszystkich stron. - Jednak nie potrzebnie wydawałeś pieniądze. - objęła go za szyję. - Byłabym już szczęśliwa, jeśli ci posmakuje tort. - dotknęła swoim nosem koniuszka jego nosa. - Dziękuję za wszystko. A przede wszystkim za to ze jesteś.




Rima & Jack


~♥~

Notka była napisana wcześniej, niestety jestem zawsze dzień do tyłu T^T
W ramach przeprosin, macie jeszcze dodatkowy tydzień na dokończenie notek walentynkowych ;)