- No, ja nadal władam cieniem, a Alex światłem. Mimo tego,
że nie widzi nie przeszkadza mu to w ogarnianiu rzeczywistości i magii -
zakończyłam swój monolog, po czym z całej siły klepnęłam brata
w plecy, na co ten skrzywił się znacznie. - No nie, Alek?
- Taa... - odburknął niemrawo, oddalając się od mojej
egzystencji jakby w obawie, że za chwilę drapieżca zaatakuje swoją ofiarę. -
Macie pewność, że ta rodzina wybyła do miasta?
- Mhm - mruknął Naoki, żujący jakiegoś długiego, słodko
kwaśnego żelka w mordzie. - Byłem tu dzisiaj. Nie powinni szybko wrócić.
- To świetnie. Znajdziemy ciała... Znaczy kości, poskładamy
je, walniemy łacińskie litanie i problem z głowy.
Słuchałem Alex, mimo wszystko uważnie, jednym okiem zezując
na Naokiego żującego żelowego robala. Skąd on go ma? Czemu go ma i dlaczego mi
też nie dał? Co z tego, że nie cierpię żelków. Nie dość, że wykrzywią gębę,
pogwałcą kupki smakowe, a potem włażą za zęby, co jest torturą gorszą od łoża
madejowego, czy słuchania szwapskiego dysko- polo. Nie lubie, co nie oznacza,
że nie chce.
- Nekuś to piroman, a że to cholerny hipster to na niebiesko
czyni chaos. A ja tam też cichociemny. Tylko tak średnio cichy.-
poinformowałem, odrywając się od gapienia na brata i zajmując się tematem.-
Jestem ciekawy, jak to jest z tym światłem. Chyba zbytnio tym nie podziałasz?
Nawet drogi do kibla w twoim przypadku sobie nie oświetlisz.- Nie mówię, że
cień jest jakoś użyteczny, jednak światło tym bardziej. Flashem dużo hapsów nie
zabierzesz.
- Słucham? - syknąłem, mimo swojej wrodzonej ślepoty
odwracając głowe w strone z której dochodził głos Kasene. Światło bezużyteczne?
Chyba jego cień jest bezużyteczny, a on sam prędzej trafi sobie nim do oka.
- Alex? - zagadnęła niepewnie Alexa, tykając palcem
wskazującym w moje prawe ramie. Ja jedak nie marnując tlenu na zbędne słowa
zacisnąłem dłoń w pięść i z całej siły przywaliłem Kasene w szczękę tak, że z
wrażenia spotkał się z ziemią.
Jakim cholernym cudem?! Niby jak ten kaleka zdołał wycelować
w moją twarz i to na dodatek z taką siłą, że przydzwoniłem dupą o ziemie. Mru,
glebo coś się dawno nie widzieliśmy.
- Za co?!- warknąłem, spluwając na bok już czując, jak mi
twarz drętwieje. Nie siląc się na żaden porywczy zryw, podciąłem mu nogi. Bo
jakoś samotnie było mi tak leżeć, jako jedyny.
- No, no słoneczko.- zaśmiałem się, nie kryjąc jadu.
Wdrapałem się na niego zanim zorientował się dlaczego zniżył się do mojego
poziomu, przygwożdżając go moją niedowagą.- No weź, bo się pogniewamy.
- Zaraz ci wyprowadzę jedynki na spacer! - warknąłem i
biorąc solidny zamach zepchnąłem go z siebie, nokautując nogą w brzuch... Tak
sądzę po jęku... Chociaż miałem zamiar gdzie indziej celować, jednak widocznie
źle wymierzyłem. Trochę mi za ciemno na dokładniejsze pomiary. Zamiast tego wykorzystałem
swoją okazje i teraz to ja przygwoździłem Kasa do ziemi, wbijając swoje łokcie
w jego żebra. I kto tu mówi, że ja kaleka rady sobie w życiu nie dam? No chyba
tylko Alex.
Oh, żołądeczku wybacz mi za wszystkie głodówki, te kebsy z
dziwnych miejsc i że cię katuje kuchnią Nekusia, ale weź mi teraz na żadną
wycieczkę krajoznawczą nie wybieraj!
Chyba wydałem z
siebie jakiś dziwny odgłos, bo aż mi zagulgotało w krtani. Nie spodziewałem
się, że ta pierdoła będzie w stanie tak wymierzyć bym dostał po brzuchu. A
potem z bezczela wbić mi łokcie w żebra. Mru, zabieraj grabie, bo sobie odciski
porobisz, a mi coś złamiesz.
Warknąłem coś o tym,
że może mnie najwyżej gdzieś cmoknąć i nie siląc się na delikatności szarpnąłem
go za chabety, przeturlając się dzięki temu wraz z nim na bok. Zanim zdążył
mnie pogryź, podrapać, czy co tam uczynić złego zerwałem się zapobiegawczo z
ziemi.
Aż mnie zaraz krew chyba zaleje...
Banda niewyżytych idiotów! Naprawdę musieli teraz? Akurat
teraz musieli zacząć naparzać się po gębach, gdy my musimy znaleźć te
zasmarkane kości i złożyć je do kupy? Kasa jeszcze bym zrozumiała... Ale Alex?
Przecież ten idiota ledwo co trafia łyżką do buzi...
Nagle w przypływie impulsu ruszyłam tyłek z miejsca i bez
najmniejszej fatygi zdzieliłam na sam początek Naokiego w łeb - po prostu za
jego egzystencje - potem Kasa, a na koniec Alexa.
Beznamiętnie wgapiając się w tłukących się nawzajem idiotów
przez moją głowe przeszła pewna daleka myśl, że może to by ich rozdzielić, co
by sobie krzywdy nie zrobili. O Alexa jakoś nie byłem skory się martwić, gdyż
on w sumie i tak już nie żył, jednak Kas mógłby jeszcze trochę podychać
zwłaszcza, że nie przypuszczałem jak to Alex w swej ciemności potrafi
przywalić. A co w takim razie zrobiłem ja? No nic. Nadal stałem w miejscu, tępo
wpatrując się w turlających po ziemi magów, którzy teraz okładali się pięściami
po wszystkich częściach ciała. I zapewne nadal by to robili, gdyby nie ochocza
siłą Alexy, która bez zapowiedzi zrobiła wjazd w sam środek pobojowiska i
uspokoiła towarzystwo zdzielając ich... Jak i mnie po łbie.
- Za co?! - warknąłem, piorunując brązowowłosą wzrokiem. Ta
jednak prychnęła tylko jadowicie pod nosem, odburkując, że na pewno coś by się
znalazło na takiego idiote jak ja.
- Kobiet się ponoć nie bije, ale dla ciebie skarbie mogę
zrobić wyjątek... - syknąłem, rozpalając dłoń ogniem.
- Połamania zębów - odpysknęła, swoją dłoń rozpalając
cieniem.
Oj, a może trochę za
bardzo go wkurzyłam? Do jasnej anielki, gdzie się podział stary Naoki! Był taki
młody i może nie za piękny, ale normalny!
- Tak się chcesz bawić!? - zaśmiałam się złowieszczo,
rzucając cieniem w stronę Naokiego akurat w tym momencie, gdy on rzucił swoim
ogniem w moją stronę. Szczęśliwa myśląc, że mój cień zniweluje się z jego
ogniem stałam w miejscu i oglądałam pazurki, gdy... O mało co nie zostałam
spalona, robiąc w ostatniej chwili unik.
- Ty... Ty... Ty!
- Ja - uśmiechnął się diabolicznie, krzyżując ramiona na
klacie. Z którego kręgu piekielnego on uciekł?
- Grrr... - warknęłam pod nosem i stworzyłam małego,
cienistego ludzika w niczym nie przypominającego maszyny do zabijania. - Go,
go, power rangers! - krzyknęłam walecznie, wskazując palcem na tego demona.
Naoki w akcie mocnego zdziwienia uniósł wysoko obie brwi, spoglądając z
powątpiewaniem na mojego cienia.
- A co to ma być? Nastraszy mnie w nocy wyskakując spod
łóżka?
Ludzikowi widocznie się to nie spodobało, gdyż piszcząc coś
po swojemu wymierzył celny cios prosto w czułe miejsce Naokiego.
- Ałaaa... - skrzywiłam się, ironicznie powstrzymując
śmiech. - Zabolało? - zerknęłam na niego, natychmiast stając się bledsza niż
wcześniej.
- Już po tobie... - warknął, rzucając się na mnie i nawet
nie dając sposobności do ucieczki, gdy w ten... Ja się potknęłam, on też i...
Oboje wpadliśmy do jakiejś czarnej dziury namiętnie całując podłogę
Sumienie
podpowiadało, że powinienem zareagować i rozdzielić ich zanim jeden spali
okolicę, a drugi pozbawi pierwszego szansy na potomstwo. Jednak zabawa w
spikera ze względu na ślepego przy boku nie zdarza się codziennie. Co z tego,
że najpewniej sam by wywnioskował więcej beze mnie, ale wcale nie przeszkadzało
mi to w tym, by zawzięcie niż sam Szaranowicz komentować. Gdy nagle całą szansę
na moją karierę zniszczyło osuwisko. Ziemia pod ciężarem agresorów, osunęła
zabierając ich w mrok.
- Gratulacje. Znaleźliście wejście. – prychnąłem, podchodząc
do dziury, jak się okazało prowadzącej wprost do piwnic nieszczęsnego domostwa
- Co się stało?-
zainteresował się Alex przydreptają do mnie. Gdy zajarzył, że coś chyba
nie jest ok, zaczął nogą starać się wymacać kraniec stabilnego podłoża.
- Dziura się stała. Może sam sobie ja wybadasz?- palnąłem
inteligentnie, klepiąc go po barku. Trochę za bardzo, bo niczego
niespodziewający się chłopak za chwile wbrew swej woli znalazł się na dole. Tuż
za nim, sam do nich zeskoczyłem.
O panie, pyłowe duszności...
- Światło widzę. Umarłam? - mruknęłam, mrużąc delikatnie
oczy przed lądującymi na nich drobinkami kurzu, gdy nagle dobitny kopniak w bok
poinformował mnie, że jednak żyje. Albo był to po prostu Naoki.
- Niestety - westchnął z udawanym współczuciem i dźwignął
się z ziemi, czego ja niestety nie mogłam zrobić. Ku mojemu zdziwieniu stałam
się nagle o wiele słabsza niż wcześniej, trudność sprawiało mi poruszenie
kończynami, a co dopiero ustanie w miejscu! Szlag!
- Ej... Nie chcę was poganiac, czy coś, ale...
- Moglibyście się pośpieszyć i poskładać te kości? - wtrącił
za mnie Alex, będący w nie lepszej sytuacji niż ja.
- Co wam się nagle
stało?- stęknąłem, nerwowo mierzwiąc fryzurę jakoby miało to w jakiś sposób
pomóc. A omal ich sobie nie wyrwałem, gdy dostrzegłem w kącie oparte o siebie…
szkielety. Łypiące parą czarnych jam w twoją stronę, co było jeszcze
straszniejsze, gdy za twoimi plecami właściciele owych szczątek, darli się byś
spiął pośladki i złożył ich do kupy.
- Ok, ok. Luzik. Zaraz się tym zaa…- gdy podszedłem do ciał,
czy tam resztek z zamiarem obadania, co i jak, postanowiłem poprawić jedną z
czaszek, bo jakoś krzywo na mnie patrzyła, gdy po prostu odpadła od kręgosłupa
na moje kolana.
Jeśli należała do
Alex, to możesz powiedzieć, że kobiety tracą dla ciebie głowę. DOSŁOWNIE.
Szybko odłożyłem ją
na swoje miejsce, starając się zachować jakieś pozory, mimo ze wewnętrznie
pisnąłem jak katowany szczur. O boże, o boże, o boże! Będę miał koszmary, ba od
dzisiaj nie śpię. Spanie zawsze było zbyt mainstreamowe.
Uciekłem w popłochu, zanim
coś jeszcze bym rozwalił, na rzecz zajęcia się puzzelkami, które zagubione
części okazjonalnie odpadły od układanki i walą się po najbliższej okolicy.
Zmarszczyłem brwi w akcie nagłego skupienia, spoglądając na
siedzące obok siebie szkielety i przy okazji głowę jednego z Alexów, która znów
niebezpieczne dyndała na krawędzi. Z tego wszystkiego na tę chwilę zrozumiałem
tyle, że kości trzeba poskładać, nim ich właściciele sami się posypią w ich
pożyczonych ciałach, co patrząc po nich mogło nastąpić w każdej chwili.
- Kas, składamy kosteczki - mruknąłem pod nosem, podchodząc
do puzzelków.
Starając się
całkowicie odepchnąć irracjonalność chwili w najciemniejsze i najbardziej
zakurzone odmęty świadomości posłusznie starałem określić logistyczne położenie
kości. I nie. Wcale jęzor nie świerzbił mnie, by chlasnąć coś o higienie,
rękawiczkach i trupim jadzie, gdzieś tam zasłyszanym. Wcale. Ja po prostu z
przejęciem starałem się zagubione chrząstki, których poprawne pochodzenie to
dłonie, nie umieścić na przykład w stopie, bo by mi to do końca życia
wypominali. Ba! Nawet dłużej, jak udowodnili.
- No powiedzmy, że Wasze kości są na odpowiednim miejscu, to
co teraz?
- Księ...ga...
Spojrzałem się niezrozumiale na brata, zachodząc wręcz o głowę,
skąd mamy wytrzasnąć jakaś księgę, a na dodatek w takiej chwili. Gdyby
rodzeństwo Alex było w lepszym stanie niż teraz, nie szczędziłbym sobie języka
w wypytywaniu o najmniejsze szczegóły. Alexa jednak wyręczyła mnie w tym
wszystkim, resztkami sił ze swojej torby wyciągając dość sporych rozmiarów
księgę. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to jak ona mogła ją tam wpakować, lecz
odzyskując rozsądek zacząłem szukać odpowiednich stron, szybko je przekładając.
Dopadłem Naokiego,
gdy zagarnął dziwaczną książkę. Lampiłem się za jego ramienia, na dziwne
rysunki, hieroglify, pokraczne rysunki, namalowany w tak groteskowy sposób, że
ośmieliłbym prychnąć się, że ładniej potrafiłbym je przedstawić. Gdyby nie
powaga sytuacji zapytałbym się, czy by mi ją pożyczyli.
- Może to.- pokazałem paluchem, stronę, która chyba
najbardziej przypominała sytuacje, w jakiej się znajdujemy.- Dajesz Nekuś. Czyń
magię.
Odetchnąłem głęboko parę razy, ze skupieniem wpatrując się w
pokraczne wzorki i dziwne wyrazy, które ani trochę nie przypomniały tych, którymi
posługuje się, na co dzień. Cholera by to!
- Szlag, to nic nie daje! - warknąłem. No tak, nie daje, bo
pewnie poprzestawiałem połowę literek w tekście
Siedziałem jak to
grzeszny na pokutowaniu, wsłuchają się w to, co mówił Naoki. A raczej starał się.
Po jakieś chwili, nie byłem pewny, czy klnie na to, że przeczytać nie może, czy
faktycznie recytuje. Jeśli to drugie to robił to w tak fatalny sposób, że nawet
kurz się nie poruszył. A czas upływał, a wraz z nim życie bliźniaków.
- Pośpiesz się lepiej.- mruknąłem mu do ucha, przez to, że
nachylałem się nad nim starając się coś wyczytać z książki. Spróbowałem sam
wycharczeć tą dziwną plątaninę językową. I o dziwo, jak skończyłem, co się zadziałało.
Zadziałało i to nawet nie tylko dziwnego, bowiem oślepił nas
jasny słup światła, który rzucił się na wszystkie cztery kąty piwnicy.
Machinalnie zasłoniłem dłonią oczy, by przypadkiem ich nie stracić, upuszczając
tym samym z kolan tą przeklętą księgę. W tej chwili jedyne co przychodziło mi
do głowy to myśl, że albo Kas ich zabił, albo wysłał do piekła. Nie miałem
pojęcia, czy dobrze wyrecytował te egzorcyzmy, gdyż mnie samemu szło to...
Tragicznie. Powiedziałbym trudno, ale no cholera, zabić własnych przyjaciół?
Gdy światłości wreszcie ustały, dane mi było spojrzeć na
otoczenie i wybadać je ostrożnie, gdyż nie miałem pojęcia, co z chwilę ujrzę.
Dlatego właśnie z wrażenia opadła mi szczeka.
Boże! Odwołuje
wszystko! Odwołuje wszystko, co mówiłem o nieskuteczności flesza. Jak nie
przekląłem, to tak od razu dostałem rykoszeta. Takie cholernego criticala,
który sprawił, że aż zakwiczałem z bólu. Machinalnie zakryłem oczy, co by mi
przy okazji nie wypłynęły, modląc się to wszystkich świętych i tych mniej, bym
przypadkiem do piekła nikogo nie posłał, bo nie uśmiecha mi się aż tam
zapierniczać po kogokolwiek.
Po chwili, gdy
przeczucie podpowiedziało, że na świecie zapanował z powrotem ulubiony pomrok,
odsłoniłem oczy. I z wrażenia aż zagwizdałem.
- No, no widzę, że z wami chyba lepiej.- wyszczerzyłem kły,
zauważając, że po kościach ani śladu, a rodzeństwo miejmy nadzieje powróciło do
poprzedniej świeżości.
Nie sądziłem, że właśnie tak wygląda przechodzenie z tego
świata na drugi. Chociaż... Jeden raz już umarłem, powinienem się do tego
przyzwyczaić i uświadomić fakt, że nawet za drugim razem nie będzie wyglądało
to zbyt przyjemnie. Lecz akurat w tych okolicznościach jedynie nieco
przyjemniej, niż w poprzednich, gdzie palące deski waliły się nam na głowy.
-...Umarłem? - mruknąłem niepewnie, zupełnie przeciwnie do
tego, co powiedział właśnie Kas. Zdziwiony odsłoniłem dłonie z twarzy, doznając
szoku spotęgowanego kolejnym szokiem, gdy nie dość, iż doszło do mnie, że żyje
to na dodatek odzyskałem wzdok!
- Tsa… A ja jestem
wróżka, która złapie cię za rączkę i przeprowadzi na drugą stronę.- sarknąłem w
odpowiedzi na wąty Alexa na to, czy moje czarne msze zadziałały. Wstałem w
końcu z kucków, otrzepując spodnie. Miałem już zaproponować, żebyśmy spadali
stąd nim przypomnę sobie, ze małe, ciemne miejsca źle na mnie działają, ale
zatrzymałem się z tym, widząc niedowiarka, którem z wrażenia spadł aż bandaż z
oczu, i który podziwiał swoje palce, jakby mógł je zobaczyć. A nawet pomarudzić
na brud za paznokciami.
Chwila…
Jak nagle nie doskoczyłem
do chłopaka, zbliżając się na minimalną odległość, tak on odskoczył z
podejrzewaniami zawału, moje domyślenia rozwiały się.
- Widzisz mnie?- zapytałem, szczerząc się jak początkujący
pedofil na widok swej ofiary uczącej się właśnie chodzić.
Na samą bliskość Kasa zapobiegawczo musiałem odsunąć się
nieco w tył, gdyż samo jego oblicze przypominało niedoszłego w swym zawodzie
pedofila.
- No... - zaciąłem się przez chwilę, rozglądając to na
prawo, to na lewo. - No tak, widzę. I w końcu teraz widzę wasze podobieństwo -
dodałem, spoglądając na Naokiego. Sam do końca nie umiałem w to uwierzyć, że
magicznym sposobem i w dość nieoczekiwany sposób odzyskałem wzrok. Będąc przez
całe życie niewidomym nagle mogłem dostrzec wszystko, czego do tej pory nie mogłem.
To było... Dziwne, a zarazem samo w sobie fascynujące. Szok i zaskoczenie nadal
nie opuszczając mnie sprawiły, że siedziałem tak w miejscu, z otwartą buzią wgapiając
się we własne dłonie.
- No i widzisz!
Mówiłem, że na egzorcyzmach to ja się znam.- zaśmiałem się gromko, waląc
serdecznie Alexa w ramię. I następnie szybko zerwałem się od niego. I to nie
wcale, dlatego że teraz mógłby mi bez problemu oddać. Tylko teraz akurat miałem
chwilę by obejrzeć piwniczkę. I zauważyć drzwi, które może oszczędzą nam
wspinanie przez tą wyrwę. Albo i nie…
Pociągnąłem za
klamkę, która mimo mojego zacięcia nie chciała ustąpić. Widząc stan, jaki ten
dom się znajduje, to pewnie zawaliły się od drugiej strony. Teraz jak na to patrzeć, to nawet dobrze, ze
tamta dwójka dupskiem wyryła taką dziurę. Ułatwiło to nam całą robotę.
- No to, teraz może stąd spadajmy, bo odczuwam dyskomfort
faktem, że tu tak mało przestrzeni. Dużo kurzu… no i drzwi, że są zawalone.-
zaproponowałem usłużnie.
- Właśnie. Drzwi są zawalone - zmarszczyłem w niemym
skupieniu brwi, wymownie przykładając palec wskazukacy do brody, co miało tym
samym oznaczać, iż myślę głęboko i nie chciałbym, aby ktoś mi przeszkadzał. -
Skoro są zawalone możemy sami domyślić się, dlaczego ich ciała wciąż tu
spoczywają... A raczej spoczywały i nikt ich do tej pory nie sprzątnął. Po
prostu nie mieli jak tu wejść - wzruszyłem ramionami, ignorując nienormalne
zachowanie Alexy, która z wiekuistego szczęścia nad odzyskaniem wzroku brata zaczęła
skakać po całej piwnicy, wykrzykując jakieś dziwne, niczemu nieprzypominające
odgłosy.
- Co inteligentne spostrzeżenia Nekuś.- sarknąłem, sztucznie
się zachwycając. Między posyłaniem bratu chamskich uśmieszków, kątem oka przyglądałem
się dzikim dziękczynnym tańcom dziewczyny. Jak tak dalej pójdzie, to na
kolanach przeczołga się do Częstochowy w podziękowaniach. A jeśli o
wdzięczności wspominając;- Ej, pamiętajcie kto…
Zaciąłem się nagle,
gdy słodki głosik wyszeptał mi do ucha „przypał”. Tuż znad wyrwy spoglądała na
nas para zszokowanych ludzi, do których najpewniej należy zdemolowany przez nas
trawnik. Tak średnio wiedziałem, co zrobić, zwłaszcza, że oni już nas
zobaczyli. Ani to schować się w kartonach, ani to zniknąć. Pozostaje udawać
zagubionego inkwizytora.
- O… Dzień dobry.- uśmiechnąłem się delikatnie, nieśmiało
machając dłonią.
*nadal ci sami czterej pancerni i dalej bez psa*
Alexandra, Alexander, Naoki i Kasene
Uwaga czas na żart sytuacyjny:
- Where do you live?
- Nevermind...
Tak. Teraz możesz się śmiać...
- Where do you live?
- Nevermind...
Tak. Teraz możesz się śmiać...
Dziękuje.
*kurtyna.*