Pogadaj z nami :D

poniedziałek, 9 marca 2015

Black Valentine cz. 2 ostatnia

Strych, pokój z książkami. Ściany były schowane za sporymi regałami, obładowanymi ciężkimi tomiszczami. Zbiór tej biblioteczki był zaprawdę okazały. W tym zacisznym miejscu wyczuwało się magię i duszę magicznej wiedzy. W sensie... takie wrażenie odczuwał czarodziej, przebywając w sekretnym pokoju.
Na stoliku pośrodku pomieszczenia leżał talerz z niedokończoną połową tortu oraz kubki pełne soku owocowego i karton napoju obok nich. Coś, a raczej ktoś rzucał na nich cień.
- Hm... Lodowa tarcza oczyszczenia? Pierwsze o tym słyszę... Albo wodny bat. - Białowłosy uniósł wzrok znad książki i spojrzał z góry na dziewczynę.
Dryfował w najlepsze w powietrzu, manichalnie naginając zasady grawitacji.
 
-Hm... Parę razy próbowałam utworzyć wodny bat, jednak nie był na tyle przydatny. No, chyba, że chcesz kogoś złapać za np.: rękę, lub uwięzic, w tym samym czasie tworząc w bacie kryształki lodu... może by się udało. - powiedziała czarnowłosa dziewczyna siedząca wygodnie na wyświechtanej kanapie i uśmiechnęła się do niego.
Zegar z wachadłem wskazywał już 15.00. Niebieskooka przyglądała się Jackowi i jego lewitacji.
 
- Kochanie... Wiesz, że mogę cię z łatwością złapać bez tego wodnego bata...? - wymruczał uwodzicielskim głosem, odkładając książkę na chybił trafił na półkę.
 
- Doprawdy? - uśmiechnęła się tajemniczo i zmrużyła oczy, na chwilę odrywając od niego wzrok, aby zobaczyć gdzie wylądowała książka.
 
- Ależ oczywiście. - Na jego wargi wstąpił szeroki uśmiech, kiedy chłopak obniżył swój lot.
Wyciągnął rękę i chwycił ją za palce.
- Widzisz? Złapałem cię. - Zaśmiał się cicho.
 
- Nie masz racji. - powiedziala i szybko obiela go za szyję i przyciągnęła go do siebie. - To ja ciebie zlapalam. -zachichotala.
 
- I tego oczekiwałem po tobie, śnieżynko. - Przysunął swoją twarz do jej oblicza i pocałował ją lekko.
Znowu mam powiedzieć: amory, amory, amory, wszędzie amory? Chyba sobie kpicie. Miłość to zniszczenie.
Spiął się gwałtownie, odrywając od dziewczyny. Rozejrzał się po bibliotece i krew go zmroziła, kiedy dostrzegł zarys Cienia opierającego plecami o regał. Przełknął nerwowo ślinę, gardło zaschło ze strachu.
- T-ty...
- Och? Masz na myśli to, że mnie widzicie? Nic dziwnego, zebrałem w końcu dosyć sił, bym mógł przybrać tą formę. - Cień uśmiechnął się okrutnie.
 
Rima pobladła i znieruchomiała na starej sofie. Wytrzeszczyła oczy, spoglądając na Cienia opierającego się na regale. W końcu udało jej sie wydobyć z siebie głos. - Czego chcesz i co tutaj robisz?! - zapytała. Już dawno nie słyszeli Cienia, a przynajmniej nie ona. Jego pojawienie się było szokiem dla nich obu.
 
Cień skrzywił się nieco.
- Sądziłem, że ucieszycie się z mojej osobistej wizyty... A tak niemile mnie witacie... Oj, nieładnie, dzie...
- Zamknij się, ty parszywcu! Nikt tu cię nie zapraszał! - Jack szybko doszedł do siebie i poczuł rosnącą wściekłość.
Zacisnął dłonie w pięści, przywołując kij z powrotem. Machnął nim gwałtownie, wysyłając w widoczną postać stalkera (prześladował ich od dawna) sople lodu. Wytwór jego magii nie trafił jednak w cel. Po prostu... Cień zniknął.
- Co, do...? - Zerknął na Rimę, sprawdzając, czy wszystko z nią w porządku.
Poczuł gwałtowny ból w miejscach, gdzie miał blizny pokolenia i podwinął szybko rękaw. Zacisnął zęby, widząc wydobywający się szarawy dymek z ,,ran".
 
- Jack?! - spojrzała na jego dymiące blizny. - Co to...- patrzyła przerażona. Wiedziała o jego bliznach jednak ich wygląd się teraz pogorszył. Szybko podeszła do niego. - Jack...zdejmij bluzę. -zarządziła a sama wyciągnęła ręce przed siebie. Chłopak spojrzał na nią, zaś ona tylko powtórzyła. - Zdejmij bluzę. Sama zaś skupiła cząstkę swojej czystej energii. Wyglądała jak mała, biało kryształowa kulka. Zaczęła ją wydłużać, zmieniając kulkę w podłużną wiązkę energii magicznej.
 
- Nie... One tak reagują na tego dupka. Zaraz powinno być w porządku... - mruknął, zdejmując posłusznie bluzę. Westchnął cicho, widząc, że dym wydobywał się tylko z rąk. Zresztą zaraz znikł.
 
Spojrzała na jego blizny rozprowadzające się na całym ciele i zaniemówiła. Ile razy cierpiał, a ile razy jej o tym nie powiedział? Wzięła głęboki oddech.
- Jack, tych blizn jest coraz więcej. Nic mi nie mówiłeś! Skąd wiesz, że reagują na niego? - zapytała podejrzliwie. Pewnie nie działo się tak pierwszy raz. Kiedyś widziała jak cierpiał. Wtedy mu pomogła dając mu cząstkę swej mocy. Od tego czasu udało jej się wyćwiczyć tę umiejętność, którą było oddanie wiązki własnej energii, by druga, wyczerpana osoba, mogła poczuć się lepiej i wzmocnić swoją moc. Dla niego zrobiłaby wszystko zresztą jej moc i tak po jakimś czasie się zregeneruje. Chciała mu po prostu pomóc. W końcu Ri trzymała wystarczająco długą i mocną wiązkę energii. Zaczęła oplatac nią jego ciało. 
- Może trochę zaboleć, ale powinno pomóc...- powiedziała, zaś wiązka energi szybko oplotła jego ciało, niczym bandaż, zacisnęła nieco, po czym wchłonęła się w blizny. Wiązka energii potrafiła uśmierzać ból. 
 
 
Zasyczał cicho i drgnął mocno, czując lekkie pieczenie, kiedy energia Rimy wnikała w niego. Uniósł dłoń i spojrzał z roztargnieniem na czarne smugi na ręce.
- Nie chciałem cię martwić. - Westchnął ciężko, odwracając wzrok.
Naprawdę tego nie chciał robić. Nie lubił tego, jak ktoś okazywał troskę o niego.
- Poza tym pytałaś się, skąd wiem. No cóż... od niedawna zaczęły się dymić, jak słyszałem tego pana od amorów.
Przesunął palcami po bliźnie, wciąż unikając jej wzroku.
 
 
- Jack... Spójrz na mnie. - powiedziała, a gdy nie chciał tego zrobić, przyłożyła delikatnie swoje dłonie do jego policzków, tak, by przekrzywił głowę w jej kierunku. 
- Jack, ty się troszczysz o mnie cały czas. Nie bój się pomocy, szczególnie mojej. Wiesz, że zawsze chcę cię wspierać i Tobie pomagać. Nie chcę byś cierpiał. Kocham cię, rozumiesz? Nie pozwolę byś cierpiał. Może Czarny Pan miał rację... Może miłość rzeczywiście przynosi zniszczenie. Tylko, że ona przynosi zniszczenie zła. Wygramy tę wojnę Jack. Wierzę w ciebie. Teraz tylko ty uwierz we mnie, dobrze? - uśmiechnęła się do niego promiennie. Będzie ciężko. To oczywiste. Jednak pokonają każdą przeszkodę. Muszą.
 
 
- Nie rozumiesz? Nie da się wygrać z bliznami pokolenia i klątwą na raz. - Odsunął się od niej, zaciskając dłonie w pięści. - Nie znasz mojej rodziny ani nie jesteś jej częścią, więc... - zamilkł, odwracając wzrok.
 
 
Spuściła wzrok i stanęła niczym sparaliżowana. Jego słowa sprawiły jakby ktoś wsadził w jej serce sztylet, po czym szybko wyciągnął. Poczuła ukucie. Mocne ukucie. 
- Heh. Nigdy nie pytam o Twoją rodzinę. Dlaczego mieszkasz sam, a także gdzie są Twoi rodzice. Szkoda, bo dla mnie już dawno należysz do mojej rodziny, Jack. - mówiła beznamiętnym głosem. - Skoro w ogóle nie jestem związana z waszą klątwą, to dlaczego również go słyszę? Jak myślisz, dlaczego ci pomagam?! Dlaczego oddają ci swoją moc? Dlaczego ona działa? I w końcu... Dlaczego mamy bliźniacze przemiany? Myślisz, że to nic? Naprawdę myślisz, że w ogóle nie ma w tym żadnego związku?! - już nie mogła się powstrzymywać i krzyczała na niego. - Jeśli naprawdę myślisz, że nie ma w tym żadnego związku, wyjdź stąd Jack. - powiedziała lodowatym tonem i również się odwróciła. 
 
 
- Chyba źle mnie zrozumiałaś... Nie mogłabyś należeć do mojej rodziny, bo jesteś delikatną dziewczyną. - Odetchnął głęboko, by kontynuować dalej. - Nie wiem, czemu mamy bliźniacze przemiany. Naprawdę. Może to był czysty przypadek... Kto wie? A może moc działa po prostu przez to, że mamy podobne energie? Bo kiedy zaczyna mnie boleć, tracę sporo energii magicznej. Co do Czarnego Pana... Zaczęłaś go słyszeć, jak pierwszy raz mi oddałaś część swojej mocy. - starał się mówić spokojnie, trzymać nerwy na wodzy. Wyciągnął rękę do Rimy, ale zawahał się.
 
- Przypadki nie istnieją Jack. One nigdy nie istniały. - spojrzała na niego, jednak stała bokiem.- To prawda, zaczęłam go słyszeć gdy dałam ci pierwszą wiązkę mojej mocy. I to właśnie wtedy moja moc połączyła się z twoją...i tą całą klątwą. Odgarnęła włosy na prawą stronę i rozpięła bluzę, pod którą miała koszulkę, odsłaniającą jej lewą łopatkę. Widniał na niej czarny kwiat, podobny nieco do kwiatu lilii. Był taki jak blizny Jacka.
 
 
- Kwiat lilii? Do ciasnej... Gdybym wiedział, że tak będzie, nigdy bym nie przyjął twojej mocy...
Zrobił krok w jej kierunku i dotknął palcami jej bliznę.
 
Syknęła cicho. To była pieczęć. Pieczęć Czarnego Pana, który z obawy, że będzie mu przeszkadzać i oddawać swoją moc Jackowi, naznaczył ją czarnym kwiatem lilii, by gdy traciła cząstkę swej mocy, traciła ją podwójnie. Można uznać, że blizna była jak pasożyt, który żywił się jej mocą.
- I tak by do tego doszło. Prędzej czy później. - mruknęła cicho.
 
Odruchowo zabrał rękę, marszcząc brwi w zamyśleniu. Śledził wzrokiem linie ,,tatuażu".
- Nie. Nie doszłoby do tego. Przecież wiesz.
 
Pokręciła przecząco głową. - Nawet gdybym o tym wiedziała i tak oddałabym ci cząstkę mocy, więc nigdy więcej nie mów, że nie ma związku między mną i klątwą waszej rodziny. Po prostu mnie nie odrzucaj. - powiedziała smutno patrząc na niego przez lewe ramie.
 
- Nie patrz się tak - mruknął, wyciągając rękę, by zgarnąć dziewczynę do siebie. - Ja... Przepraszam. Ostatnio się gubię w tym wszystkim...
Spojrzał w jej błękitne oczy i westchnął ciężko. 
- Jak ty ze mną wytrzymujesz? Często bywam niemi... - nagle urwał, marszcząc brwi.
 
Rozweseliła się nieco. - Zresztą ty też nie masz ze mną lekko. Wcale nie tak często...Chociaż​... Co miało oznaczać "delikatna dziewczyna"? - zaśmiała się i zaczęła sie z nim droczyć.
 
 
- Rimo... nie zauważyłaś, że ostatnio za często byłem niemiły?
 
 
- Eh... Każdy ma gorsze dni, prawda? Poza tym masz za dużo zmartwień na głowie. - oparła głowę o niego.
 
 
- Zazwyczaj nie miałem tylu zmartwień. Nigdy nie byłem niemiły, nawet jeśli mam zły dzień. - Spojrzał na czarną czuprynkę. - Coś jest nie tak.
 
 
- Myślisz, że... - oderwała się od niego - Nie, Jack. To nie może być znowu on. Jak cień mógłby wpływać na ciebie? To przecież niemożliwe! Chyba, że... Jak często z Tobą rozmawia?
 
 
- Różnie. Raz dosyć często, raz są milczące dni. Do dziś minęły jakieś sześć dni ciszy.
 
 
- Uhm... to nie wiem... Chociaż może przez te sześć dni skupił się na tworzeniu swojej materialnej formy?
 
 
- Nie mam pojęcia. Może blizny pokolenia wzmacniają jego wpływ na mnie? A ja tego dotąd nie zauważyłem?
 
 
- To by tylko umocniło nas w przekonaniu, że jest silny... Wystarczająco silny by mieć wpływ na ciebie lub... na mnie? - po jej ciele przeszedł zimny dreszcz.
 
 
- Zdziwiłbym się, gdyby był słaby, po tym, ile osób opętał... Co do ciebie, pewnie miałby słabszy wpływ. Nie jesteś z krwi Overlandów i nie masz blizn pokolenia.
 
 
- Jack... Tak w ogóle... Co się stało z osobami, które zostały przez niego opętane? - zapytała, jednak zawahała się przez chwilę.
 
 
- Były zdeprawowane. Zabijały innych, nie mogąc znieść cierpienia. Niektóre popełniały nawet samobójstwa. Stąd mówimy na te osoby ,,Mortis", co oznacza śmierć. Niosą innym lub sobie.
 
 
Zadrżała gdy tylko to usłyszała. Spojrzała mu w oczy. Było w nich widać przerażenie, ale coś jeszcze. Coś o czym często wszyscy zapominają. Miała nadzieję. Przywarła do niego mocno. 
- Obiecaj mi, że nie staniesz się Mortisem... Proszę... Pomogę ci, gdy tylko będzie trzeba. - wyszeptała.
 
 
- Nie mogę obiecać. Przykro mi. - Zacisnął bezradnie dłonie w pięści. - Naprawdę nie mogę. - Uniósł rękę i rozluźnił palce, by założyć kosmyk hebanowych włosów za ucho nastolatki.
 
 
Starała się nie płakać. Naprawdę się starała. To by tylko pogorszyło sprawę, aczkolwiek jedna łza uciekła spod jej kontroli i spłynęła po policzku. - W takim razie jeśli to nastanie wyciągnę cię z tego jakoś... Jednak... Jeśli mi się nie uda... - wzięła głęboki wdech - Proszę, zabij mnie. Jako pierwszą i najlepiej ostatnią.
 
 
- Mam cię zabić?! Postradałaś zmysły?! - Spojrzał na nią z gniewem
 
 
Pokręciła głową. - Po prostu nie chce byś został Mortisem... A jeśli nim będziesz, zostanę sama. Jeśli popełniłbyś samobójstwo, zrobiłabym pewnie to samo. Heh... Jestem zbyt wielkim tchórzem, by zostać sama, a także by znieść myśl, że ciebie by nie było.
 
 
- Przestań. Proszę cię, przestań. - Odsunął się od niej i oparł plecami o regał. - Nie chcę o tym słuchać.
Podniósł wzrok i spojrzał ze smutkiem na nią. Był cały spięty.
- Jesteś, za przeproszeniem, małą idiotką. Masz żyć, a nie gadać, że popełnisz samobójstwo.
 
Westchnęła cicho i założyła spowrotem bluzę. - Przykro mi. Nie mogę ci tego obiecać. - szepnęła. No cóż, czego miala się spodziewać? Mial powiedzieć "Jeśli tego chcesz, to ciebie zabije. Zrobie to wszystko dla ciebie, bo cię kocham?" To by bylo wręcz smieszne. Wzięła gleboko oddech. - Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić. - powiedziala i przygładziła mu włosy, stojąc nieco na palcach. - No już, nie złość się na mnie. Może i jestem " mala idiotka" ale twoją małą idiotką. - usmiechnela sie nieco by poprawic atmosfere, gdyż zrobila sie nieco spięta.
 
- Idiotka. - Słabo odwzajemnił jej uśmiech. Sięgnął dłonią po swoją bluzę i zerknął na brunetkę. - Może pójdziemy na spacer?
 
- Jasne, czemu nie. - odpowiedziała. Zeszli na dół. Rima zalozyla plaszczyk i zimowe buty. Oczywiście jak zwykle "zapominając o czapce i szaliku oraz rękawiczkach". - Idziemy?
 
Podczas schodzenia na dół ubrał bluzę. W korytarzu założył śniegowce i cienką kurtkę, by nie wzbudzać podejrzeń u ludności niemagicznej. Dostrzegł leżącą na szafce czapkę pasującą kolorystycznie do płaszczyka Rimy. 
Sądzisz, że ci pozwolę tak pójść? Chyba żartujesz...
Wyciągnął dłoń, by chwycić za delikatny materiał.
- Czapka. - Podał jej nakrycie głowy, kłaniając się jak dżentelmen.
 
- Co? Nie ma mowy! Nie dziękuję. Ty też nie masz czapki, za to ja mam dwa kaptury. - zaczęła sypać argumentami. Jej płaszczyk byl biały. Zaś czapka z błękitnej włóczki z bialym pomponem. - Chodz już lepiej.
 
- Zakładaj bez dyskusji.
Przekrzywił głowę, patrząc na nią czekoladowymi oczami.
- Ładnie proszę? Poza tym... nigdy nie widziałem cię w czapce.
 
Skrzyżowała ręce. - Ja ciebie również nigdy nie widziałam w czapce. - odrzekła. - Eh... Nie ustąpisz co? - popatrzyla na te czekoladowe oczy. - Dobra, ale tylko ten jeden raz. - mruknęła pod nosem i wziela od niego czapkę, po czym założyła na głowę. - Zadowolony? Możemy już iść? - mruknęła.
 
- Nie widziałaś mnie w czapce, bo... żadnej nie mam. - Uszczypnął ją palcami w nos, uśmiechając się szeroko.
Objął ją ramieniem i przepuścił dziewczynę przodem, otwierając drzwi.
- Oczywiście, że jestem zadowolony. Nawet posunąłbym się do stwierdzenia, iż pięknie wyglądasz w tejże uroczej czapce z pomponikiem.
 
- Juz wiem co ci dam na prezent nastepnym razem. - powiedziała, po czym wyszli na spacer.

~~

Rima & Jack
i Zuy Pan /•.•\

Notka dodana dopiero teraz, bo kolor tła literek cały czas nie dawał mi spokoju ;c

Liczymy na komentarze i Wasze przemyślenia co do pana Cienia ;3

P.S Nie skończyłam komentować wszystkich ale jestem w trakcie ;3 ~Ri

dajcie komka, ślicznie proszę ^^  

2 komentarze:

  1. Wowo, proszę państwa, co się dzieje? : o
    A gdzie ten pan? Ja bym pana chętnie bliżej poznała. Niech się pan nie kitra po regałach, tylko niech nas zaszczyci swoją obecnością i raczy opowiedzieć kilka słów więcej o sobie. <;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahha XD
      *a teraz mrocznym głosem* - Przyjdzie czas, w którym poznacie mnie tak bardzo, że będziecie chcieli aby to był "tylko koszmar"...
      ( nie ma to jak pisanie po ciemku i szukanie literek na klawie)

      Usuń