Wyciągnęłam z kieszeni rudą wiewiórkę ignorując zaciekawione spojrzenia innych. Jeśli będą chcieli mi go zabrać to bronić będę do upadłego! Gryzoń podrapał się za uchem, a ja tylko pokiwałam głową. Zenek jak zawsze miał rację, nie trzeba było temu przeczyć.
- Masz rację milordzie. Praca miała być przyniesiona w przyszłym tygodniu. Tej jedynki nie powinnam dostać. - Z powrotem schowałam go do kieszeni, gdzie leżało jeszcze kilka orzechów, co by Zenkowi się spaceru za jedzeniem nie zachciało i ruszyłam korytarzem.
Inne uczniaki siedziały lub stały z książkami w rękach ucząc się na lekcje. Ja ich nie rozumiem po co. W końcu sprawdziany i kartkówki to loteria. Albo zdasz albo dostaniesz lufę. Po co się starać? Lepiej działać jak ja. Nie uczyć się i tyle. No chyba, że nastanie sytuacja kryzysowa. Jak u mnie teraz. Mehh.. Za jakie grzechy? Za jakie grzechy ciągle przegrywam loterię? Minęłam jednego nauczyciela z dziennikiem pod pachą idącego do siedziby dementorów, sług Voldemorta. Czekaj! Dziennik! Gdyby tak dorwać ten mojej klasy i pozmieniać co nieco. Sytuacja byłaby zażegnana! Odwróciłam się i zlustrowałam nauczyciela jak znikał za drzwiami. W czasie lekcji pokój nauczycielski będzie pusty. To się musi udać! Uśmiechnęłam się szeroko. Potrzebna jeszcze osoba, która stanie na chatach i chyba wiem, kto mi pomoże.
- Patrz Nekuś! - kicnąłem wesoło, wymachując kartką przed jestestwem chłopaka. - Jeden! Z plusem! Cytując; uzyskany za dobre chęci.- Naoki jednak nie zamierzał nawet udawać, że podziela mój entuzjazm. Przewrócił oczami, tylko zerkając przelotnie na czerwony marker, który przekreślał większą część mojej pracy. Mruknął coś pod nosem, że jak dalej, to mnie cofną do przedszkola i poczłapał ze swoją aurą człowieka zmęczonego życiem w rejony występowania białowłosej dziewanny. Albo męskiego kibla. Kto go tam wie. A ja ochoty, aby pomęczyć go, obecnie nie wykazuje. Zerknąłem jeszcze raz na moją pożal się niebiosom, pracę, którą przyznając się przed własnym ja, pisałem w kiblu, pięć minut przed lekcją, a następnie zgiąłem w kwadracik i schowałem do kieszeni spodni. Tak by przypomnieć sobie o niej, dopiero, gdy po praniu oklei wszystkie ciuchy białym nalotem.
Olewając kwestie oblania - again - przedmiotu, stwierdzając, że zraz pleśń oblezie i mnie, jeśli będę tak dalej sterczał przed pracownią, ruszyłem w stronę klasy, gdzie ma się odbyć następna lekcja.
- Kasene! - pisnęłam radośnie, gdy zobaczyłam znajomą sylwetkę w głębi korytarza.
Zapominając o istnieniu innych uczniowskich form życia, zaczęłam po chamsku przepychać się do kolegi, który chyba mnie nie usłyszał sądząc po tym, że się nie odwrócił. A może mnie ignoruje? Gdzie tam. Mnie się nie da zignorować. Mało nie zabiłam się i nie zmiażdżyłam ręką Zenka przez czyjąś torbę, która jakimś magicznym trafem znalazła się pod moimi nogami. Mimo to brnęłam dalej. W końcu musiałam znaleźć pomocnika, a Kas będzie najlepszym do tej roli. Nie popuszczę tak łatwo, o nie! Selene tak łatwo się nie poddaje do stu pierogów! Tyle razy mi chłopaczyna pomógł, że i tym razem pewnie z chęcią udzieli mi swojej pomocy i rady!
- Kasene! Chodź ty mi tu! - krzyknęłam, gdy dopadłam nieszczęśnika i pociągnęłam za sobą w ustronne miejsce. Znaczy się męski kibel. Nic bliżej nie było, choć w damskim byłoby sporo przyjemniej.
Czy wy też tak macie, że gdy chcecie zbyć się natręta nagle przyspieszacie kroku? W tym momencie miałem ochotę, co najmniej pognać cwałem. Powstrzymałem się jednak, by nie wyjść na jakiegoś gbura. Poznałem ten głos od razu. Ba! Mój instynkt słysząc to zaryczał, jak cielak skórowany na żywca. I miał ku temu powody. Nazwałem ją za pierwszym razem Pandorą w rudych lokach. Nie pomyliłem się ani odrobinę. Przyszła tu niosąc kataklizmy i tragedie. Tylko czemu wszystkie spadły właśnie na mnie?
I co gorsza ma wiewiórkę, która pala do mnie otwartą nienawiścią.
I vice versa.
Nawet miałem nadzieje, że zniechęciła się faktem, że jej "nie słyszę" i odpuściła sobie łowy. No przynajmniej przez chwilę żyłem marzeniem. Które zostało zmiażdżone, jak moje kości, gdy coś mnie pchnęło, pociągnęło i wywlokło, jak te bydło ofiarne.
- Pando...khem... Selene! - charknąłem rozhisteryzowany, mając możliwość poruszania się już o własnych siłach. Kątem oka zacząłem rekonesans, gdzie mnie to poniosło. Kibel. Męski ustęp. Poznaje, bo kafelkach, a jestem pewny, bo w damskim są inne. Nie pytajcie się skąd to wiem. - C-co ty chcesz? I dlaczego tu?
- Mam do ciebie pilny, ale to bardzo pilny interes! Tutaj, bo było najbliżej! Wolałabym babski no ale... - oznajmiłam starając się, by mój głos brzmiał tajemniczo.
Jakby mu to wyjaśnić. Wiem, że to inteligentny człowiek w końcu też homo sapiens, ale nie chciałam też używać zbyt niezrozumiałych słów. Zmarszczyłam czoło i wydęłam wargi. Myśl Selka myśl. Tylko nie pukaj się w głowę jak Kubuś Puchatek. Chyba, że dopomożesz ścianą. Wtedy może być.
- Musisz udzielić mi swej zacnej pomocy w ultra mega hiper super tajnej misji. - powiedziałam jednym tchem. - Piszesz się?
Zmierzyłem dziewczynę wzrokiem typu; twoje argumenty są inwalidą, a ja ni w cholerę, jak nie pojmowałem sensu zwiedzania męskiego kibla, tak nie pojmuje nadal. A co ty chcesz Kas pojmować!? Dziełcha się piekli, jakby życie zarzekła diabłu, a ty jesteś tym szczęśliwcem, który będzie mógł się wkupić w łaski białogłowej, pomagając jej w niełasce.
- A co z tego będę miał? - i tak cały bohaterski image padł. Ta! Znalazł się rycerz! Herbu konsumpcjonizmu i złotej monety. W rzyć kopany Blade z Nevermind, co w wolnych chwilach, albo jest podtapiany, albo gwałcony w kiblach. Do usług.- Khem. Znaczy na co się piszę? - odchrząknąłem, poprawiłem kolejność wypowiedzi.
Przekrzywiłam śmiesznie głowę i uśmiechnęłam się, gdy wspomniał o nagrodzie dla niego. Ha! Nie dla psa kiełbasa! Znaczy się.. No nie od razu zapłatę dostanie. Co mu tu załatwić. Zenek ma sporą rodzinkę w parku może Kas będzie chciał, któregoś przygarnąć? Niee.. Dobra to później się wymyśli. Najpierw wyjaśnijmy o co łazi i o co biega.
- Bo wiesz. Ja się dobrze nie uczę, dziś dostałam kolejną lufę. Ogólnie jestem w stanie zagrożenia. O takiego wielkiego. - rękami zatoczyłam wielkie koło, by zademonstrować w jak wielkich kłopotach jestem. - Ale mam plan. Jak wiesz nauczycielski w czasie lekcji jest pusty. Klasa ma okienko, więc.. - wyszczerzyłam się podstępnie, szykując się na dokończenie całej historyjki, kiedy to do naszego miejsca obgadania planu wtoczył się ktoś jeszcze. Nie znam gościa, ale wyczucie to ma. Czyżby tajny agent Voldemorta w stroju ucznia?! Mini dementor?! James Bond!? Zmrużyłam groźnie oczy, a ten widząc naszą dwójkę, z zaszokowaniem wymalowanym na twarzy, wycofał się na korytarz z prędkością odrzutowca. No i dobrze. - Więc chcę się włamać do siedziby dementorów i pozmieniać oceny w dzienniku. Na takie lepsze i wygodniejsze. - uśmiechnęłam się szeroko i klasnęłam w dłonie. Wyjaśniłam jak należy! Brawo ja!
Po wywodzie Selki nastąpiła cisza, przerywana tylko moimi stękami, które informowały otocznie, że jestem w trakcie przetwarzania nadmiaru informacji, a nie ogłupiałem do końca. Nie wiem kto mógłby być w większym szoku. Ja, czy ten biedaczek, co wszedł do nie tej toalety, co potrzeba. Ja wiem, że ruda, jak to ruda, szalona jest. Rzadko jej pomysły można uznać za konwencjonalne, ale żeby włamywać się do pokoju nauczycielskiego, nie daj, dotykać dziennika, ba, mazać w nim na swe usługi? A mówią, że ja mam chore pomysły. Wrr.. czuje, że mnie wygryzają z roboty.
- A nie myślałabyś, że jest łatwiejszy sposób? No wiesz, może słyszałaś o drugim terminie? Poprawie? Mówi ci to coś? Przykładowo ja, we własnej osobie, muszę swoje wypociny udoskonalić. - palnąłem, szczerząc się głupkowato.
- Po co się męczyć? No powiedz. Wolisz bazgrać kilkanaście stron jakiegoś nudnego tekstu, za który i tak wstawią ci jedynkę czy wpaść do nauczycielskiego nabazgrać piątkę i wyjść? - No nie dowierzałam. On serio woli się uczyć?! Kasene tracę w ciebie wiarę. Byłeś porządnym facetem. Masz zaczepistego węża, boisz się wiewiórki, o pływaniu nie wspomnę, a teraz to!? No ty mężczyzna, a nie kujon. I zgódź się albo ci na głos wady powymieniam. Pokiwałam głową i zacisnęłam wargi
- Zastanów się dobrze, bo to ostatnia szansa. Kolejnej może nie być. - mruknęłam i założyłam ręce na piersi.
Wypuściłem głośno powietrze, a wraz z nim może się zdawać, że duszę i resztki zdrowego rozumu. W takich momentach w niskobudżetowych komediach, na ramionach pojawiają się dwa moje miniaturkowe wcielenia. Jeden w białej koszuli nocnej i ze złotą harfą, a drugi usmolony w sadzy, że mógłby bez problemu ubiegać się o obywatelstwo Śląskie. W tym momencie zapewne pobiły się za moją duszę ale z racji, że wszystkie duchy mają mój los w najgłębszym poważaniu nic takiego się nie stało.
- Może ma to jakiś sens. - mruknąłem, drapiąc się po głowie. - Powiedzmy, że się godzę ale jak chcesz to zrobić?
- Prościzna kochany. - puściłam do niego oczko i klasnęłam w dłonie. Wiedziałam, że to w porządku koleś - Gdy zaczną się lekcje każdy nauczyciel pójdzie w swoją stronę, więc siedziba dementorów pozostanie pusta. Wtedy do akcji wkroczymy my. Włamiemy się tam i dorwiemy odpowiedni dziennik. Długopisik w rękę i gotowe. Mamy ideolo ocenki! - zaśmiałam się zachwycona własnym geniuszem i podskoczyłam z radością godną pięciolatka, który dostanie zaraz lizaka.
Prychnąłem pod nosem, a jako że udzielił mi się pełen nadziei, radosny charakter to aż z samozachwytu przyłożyłem rękę do czoła. Jednakże, gdyby się tak głębiej zastanowić jest to ryzykowny pomysł, jednak dobrze przeprowadzony będzie także korzystnym. Co tam jedna ocenka w tą, czy tamtą stronę? Taka edycja korekcyjna w celach wyższych. To znaczy się - mi. Nawet nie powinni się skapnąć. Zwłaszcza, że większość „psorów,” utraciła swe powołanie w zeszłym stuleciu.
- Ależ proszę, jeśli to wszystko tak ładnie opisujesz. - błysnąłem uzębieniem. – Wiedz jednak, że jak coś pójdzie nie tak wyprę się wszelakich prawd. Tych moralnych też.
- W takim razie trzeba czekać na dzwonek. Nie ma się co bać, wszystko stanie się szybko i cicho. Wymyśliłam wszystko przed chwilą. - Klasnęłam w dłonie.
Dzwonek zadzwonił po około minucie, więc tylko zostało nasłuchiwać czy wszyscy słudzy zła i ich niewolnicy powędrowali do niepozornych cel zwanych klasami. Byleby się jakiś ktoś nie przybłąkał w te okolice w czasie naszej misji. Zwłaszcza dyrcia, niech pech ma ją w opiece i trzyma z daleka od nauczycielskiego. Wychyliłam się na korytarz i uśmiechnęłam szatańsko.- Droga wolna agencie 001 - zaśmiałam się i pewnie wyszłam z toalety.
I ja nie chcąc pozostać w tyle pognałem za Selką.
Korytarze zdążyły opustoszeć, tylko jeszcze parę zagubionych owieczek, osłów czy innego bydła ofiarnego, przemykało korytarzami, jednak i tak szybko okolica opustoszała całkiem. A nam los usłał z kwiecia ścieżkę wprost do meliny przeorskiej. Znaczy raczył nie rzucać nam pod nogi ostu w postaci pracowników szkolnych, aż pod same drzwi. Przy których właśnie stałem walcząc ze samym sobą.
No Kas, wejdziesz, sprawdzisz, a jak kogoś zastaniesz to skłamiesz, że szukasz panią X, bo znowu zgubiłeś torbę i nie możesz jej znaleźć. Proste? Jak budowa cepa, więc na co czekasz?
Zapuściłem przysłowiowego żurawia, skrzypiąc wrotami i ku szczęściu rozhulanego serca nie musiałeś tłumaczyć, co cię tu niesie. Pokój był pusty.
- Proszę bardzo. – wpuściłem rudą do pomieszczenia, zamykając drzwi. Profilaktycznie, jakby ktoś nie postanowił pozwiedzać tych rejonów. – Bierz i ratuj naszą średnią. Mam nadzieje, że nikt nie wziął naszego dziennika.
- Wszystko wyliczyłam. Nikt nie przyjdzie, a dziennik leży... - rozejrzałam się uważnie po zawalonych papierami półkach. - Tutaj!
Uniosłam zwycięsko jedno z narzędzi tortur i szantażu, które miało formę niewinnego dziennika w brązowej oprawie. Niebawem nie będę miała jedynek i zaoszczędzę kasę z zatrudniania rodziców! Żegnaj zagrożone życie! Jeszcze raz objęłam wzrokiem tuziny papierów. Szybko odrzuciłam dziennik na bok, gdy przy ksero zauważyłam stosik... sprawdzianów z matmy, które mieliśmy pisać za tydzień! Słabo liczę szczerze mówiąc, więc..
- Sprawdzian z matmy! Nie wierzę w nasze szczęście. - pisnęłam z radości i niewiele myśląc wrzuciłam jedną kopię do torby. - Przyda się. Chcesz kopię Kas?
- Staram się nie kusić losu, jednak moja szansa leży tak wyuzdana, to uznam to za prezent. – klapnąłem zębiskami, porywając od dziewczyny moje zbawiennie na piśmie. Oh, niebiosa już myślałem, że będę zmuszony pisać poprawkę. Pomóżcie mi jeszcze to rozwiązać, a wpuszczę księdza po kolędzie.
- To co? Poprawiłaś już oceny? – zapytałem, przyglądając się dziewczynie. – Możemy iść, czy chcesz sobie jeszcze kawkę z automatu zrobić? – a ja przysłodzę ją szczyptą sarkazmu.
- Mówię ci, że nikt nie przyjdzie. - mruknęłam rozsiadając się wygodnie na krześle i przeglądając dziennik. - Marne masz te ocenki. Jesteśmy na tym samym poziomie.- stwierdziłam i wzięłam do ręki długopis. - Tu jedynka na cztery, tu na trzy, a tu na trzy mniej by nie wzbudzać podejrzeń. - Żeby nie było. Nie mijałam żadnego przedmiotu w każdym starałam się coś zmienić. Nauczyciele tak niechlujnie piszą. Jak lekarze normalnie. - Wiesz poprawię chyba jeszcze oceny innym, by nie było, że tylko nam się magicznie zmieniły. Byłoby to podejrzane.- cmoknęłam z zadowoleniem, gdy kolejna jedynka tym razem z kolekcji współorganizatora tej akcji zniknęła zastąpiona zacnym pięć. Pokiwałam głową przewracając kolejną kartkę. - Twojemu bratu też coś zmienić? - spytałam unosząc głowę znad dziennika.
- Jak taka pewna, to może ja sobie zrobię małą mocną. – westchnąłem, odsuwając krzesło naprzeciw Seleny. – Poprawić mu możesz. Jeśli z bardzo dobrej zrobisz celującą. Taki z niego przyczajony geniusz, ukryty dupek. Czy jakoś tak. Ogólnie to pokaż tą apokalipsę według kuratora oświaty. Wykorzystałaś mnie, to przynajmniej chce sobie pomacać.
Zabrałem jej spod nosa dziennik, aby sobie sam go pokartkować. Nie należę do osób, którzy przejmują się, co im tam stoi dzienniku, a co opada. Nie buntuje się też przeciwko metodą dydaktycznym, skądże! Po prostu mam to w najgłębszym poważaniu. Póki nie grożą, że mamusi nie wezwą.
- Widziałaś są oceny z chemii… O jaka prukwa! Wstawiła mi z tego dwóję. Ej, jak myślisz może są tu gdzieś nasze testy. Jak teraz sobie tam trochę pozmieniam, to będę mógł się z nią potem wykłócać.- tak rzecz jasne dla sportu i rozrywki.
- Wydaje mi się, że tam leżały. - stwierdziłam wskazując jedną z bardziej ogarniętych półek.
Gdy Kas grzebał za papierami podeszłam do drzwi dalej wertując dziennik. Ktoś musi pilnować, teraz moja kolej. Poszukałam ocen z chemii, a w międzyczasie przyblokowałam klamkę krzesłem. Upewniwszy się, że nawet za silniejszym pociągnięciem nikt nie otworzy, wróciłam do stołu.
- Patrz! Ciastka tu chowają! - krzyknęłam, gdy znalazłam ukrytą półkę. - Spaślaki jedne z nami się nie dzielą!
Chwyciłam kilka na raz w celu kulturalnego poczęstowania się i wtedy.. stało się.. szarpnięcie skutecznie skupiło naszą uwagę na drzwiach. Czyli jednak kogoś przygnało! Moje obliczenia były złe! Chwała mi, że krzesło podstawiłam!
- Drzwi się chyba znowu zaklinowały. - Pechu! Kazałam ci tę kobitę z dala trzymać!
Pomysł by zaryglować drzwi to chyba jakiś chwilowy przebłysk geniuszu. I mówię to z całą szczerością serca. Gdyby nie zablokowała klamki właśnie w tym momencie pół placówki mogłoby usłyszeć potęgę wrzasku tej kobiety. A ja okazyjnie wyzionąłbym ducha mając serce delikatniejsze niż u królika. Które, tak dla zainteresowanych, kica teraz wesoło rozhisteryzowane zaistniałą sytuacją.
- A miał nikt nie przyjść i co proszę państwa. Może jeźdźcem apokalipsy byłabyś niezłym, to za to wieszczką do dupy nie podobną. – przekląłem, ale tak już mam jak jestem znerwicowany. Machnąłem na nią ręką zajmując głowę czymś istotniejszym. Jak uratować swoje cztery litery. I jej też, jednak wpierw moje. Badałem pomieszczenie szukając drogi ucieczki. Ni nie schować się za palemką, bo takowej palemki grono pedagogiczne nie hoduje. Ni też za drzwiami schować, gdy jak jest to miejsce idealne na zasadzkę, tak na ukrycie już nie. Nawet wpadł mi głupi pomysł, by zmienić się szczura i przeczekać, gdzieś w kącie, jednak zwątpiłem przypominając sobie, jak źle to znoszę i jakimi to kończy się spazmami żołądka. Szczęśliwie ujrzałem to. Wrota niebiańskie. Jak dobrze, że pokój nauczycielski jest na parterze.
- Zapraszam madame na skok al’a assassin w krzaki, czy może wać panna preferuje zmierzenie się z bestią w cztery oczy. – sarknąłem, otwierając okno.
- Wiesz ze spotkania zrezygnuje. Za dużo wydatku na wynajem rodziców by poszło. - dwoma krokami przemierzyłam całe pomieszczenie i stanęłam obok wybawcy.
Trzeba spływać trzeba. To mało powiedziane. Wiać powinniśmy jeśli nam życie miłe! Gdy Kas otworzył okno szybko wskoczyłam na parapet.
- Panie przodem. - zaśmiałam się cicho i zeskoczyłam na dół.
Krzaki zamortyzowały skok skutecznie go wyciszając. Zerknęłam do okna, by zaobserwować wyczyny współkolegi agenta.
- Skacz jest bezpiecznie. - Uśmiechnęłam się szeroko.
Wypuściłem powietrze i przykucnąłem na parapecie. Czując mentalnie, że czaski przy drzwiach to sprawka woźnego, którego z pewnością zwołała kobra, skoczyłem z okna. A raczej rypnąłem dupskiem w krzaki, jak bomba na Hiroshime.
- Ja pierdziu, będę miał siną rzyć, już to czuję. Khem. Znaczy źle wymierzyłem. – burknąłem pod nosem, tłumacząc się, tak jakoś czując, że dziołcha wredna zaraz zakwiczy ze śmiechu. – Dobra, chodźmy stąd, zanim stwierdzą, że im nadto piździ w pokoju.
- Rozkaz, rozkaz. - zaśmiałam się i ruszyłam w drogę, która miała skutecznie oddalić nas od miejsca zbrodni.
Ta zbrodnia była makabryczna. Chyba żaden uczeń nie zamordował tylu jedynek, co my w te kilka minut. Oczywiście dla mnie ta misja była bardzo przyjemna. I dla mojego portfela też.
- Wiesz Kas. Dobrze, że mi pomogłeś. Patrz jakie teraz mamy ładne ocenki. - przed sam nos wetknęłam mu dziennik pokazując piękne poprawione czerwone cyferki. - Nauczyciele są pewnie dumni z takich uczniów jak my. Prawda?Uśmiechnąłem się, kiwając głową. O tak, chodź pomysł z pierwsza wydawał się irracjonalny, to wystarczyło wyznaczyć do tego zadania odpowiednią osobę, by przerodzić to w skok idealny.
- Rzeczywiście. Jeszcze trochę, a powalczyłbym o czerwony pasek na świadectwie. - zerknąłem przelotnie na dziennik i miałem już proponować, że jak zwialiśmy przez okno, to może pójdziemy za ciosem i pokusimy się o skok przez płot, jednak nagle krew uderzyła do głowy, olśniewają. - Chwila, dlaczego to masz? - mój głupi uśmieszek zniknął, jak od ręki. - Selene! Czemu wzięłaś dziennik!?
- Ciągle miałam go w ręku. - powiedziałam niewinnie i dopiero po tych słowach wykonałam facepalma- Fuck!
Mistrz ja! Haha! Nie no świetny agent nie ma co! Złapałam się za brzuch, gdy naszedł mnie jeden z moich słynnych napadów śmiechu. Upuściłam dziennik i zacisnęłam oczy.
- Haha! Jesteśmy.. haha! świetnymi agentami! Haha!- wydusiłam i starłam łezki, które powstały od nadmiaru śmiechu.Początkowo nie było mi wcale do śmiechu, mając przed oczami, jak może się ta drobna nieuwaga zakończyć, jednak w końcu udzielił mi się entuzjazm Selki. Prychnąłem, przykładając dłoń do twarzy, trzęsąc się z ukrywanego śmiechu. Chyba powinienem dziękować, że tym razem to nie ja zawiniłem. - Gratulacje Bondzie. - aż mam ochotę wyklaskać jej marsz żałobny.
- Tylko wiesz, musimy to zwrócić, bo inaczej będziemy udupieni. Bardziej niż jakby nas złapali na gorącym uczynku.
- Oj. - Zrobiłam smutna minę i pokiwałam głową. - Chociaż.. - Zerknęłam na okno do nauczycielskiego i nie widziałam w nim jeszcze sylwetki dyrki. - Mam pomysł - oznajmiłam wesoło i podbiegłam do okna. Podskoczyłam raz, by upewnić się, że siłowanie z drzwiami i krzesłem dalej trwa, a gdy potwierdziłam tę informację po prostu wrzuciłam dziennik do pomieszczenia. Po rodzaju uderzenia rozpoznałam, że wylądował na stole. - Podbiegłam do Kasene, zadowolona z siebie.- Po sprawie. - Wyszczerzyłam zęby.
Chyba nigdy jeszcze moje oblicze nie wyglądało tak tępo. Wpatrywałem się w poczynania rudej z takim głupim "aha." Jakoś tak średnio wierze, żeby w życiu można osiągnąć coś w tak prosty sposób. Ale co ja tam się znam! Zawsze myślałem okrężnie. Jak to mówią, jak nie urok, to sraczka.
- Masz ty kuźwa chore pomysły, jednak i też cholerne szczęście. - parsknąłem, kiwając głową. - Dobra, teraz naprawdę już z stąd chodźmy, bo będzie przypał. - warknąłem, kierując się w stronę przeciwną do wejścia do szkoły, czując, że dzisiaj już nie skupie się na zajęciach lekcyjnych. Przystanąłem jeszcze na chwilę, odwracając się do Selki. - Idziesz ze mną, czy wracasz męczyć się w szkole? - pokazałem jej język, znikając w gąszczu okolicznych krzaków.
Kasene&Selene