Pogadaj z nami :D

wtorek, 11 lutego 2014

Ktoś tu oberwie dzisiaj...

- Daisy, ty cholero stój bo zrobię z ciebie rosół!
Wrzasnęłam za niebieskim upierzeńcem, wybiegając niczym burza ze szkoły. Daisy zaświergotał wesoło, ściskając w dzióbku kartkę na której widniała ocena z ostatniego sprawdzianu. O niebiosa, dzieci ulicy i opętańce szatana! Jeśli ciotka to zobaczy to wyrwie mi wszystkie włosy i da szlaban do dwudziestki! Albo gorzej...
- Ktoś tu oberwie dzisiaj...
W mojej głowie rozbrzmiał kpiący głos, który przemienił się w świergotanie. Daisy odwrócił na chwilę łebek w moją stronę, aby po chwili zniknąć w gęstych zaroślach przy drodze. Zatrzymałam się gwałtownie i rozejrzałam uważnie wokoło. Uczniowie, którzy jeszcze opuszczali szkołę, lub ci, którzy czekali na przystanku na autobus, który zabierze ich do domciu. Więcej nikt nie rzucił mi się w oczy podejrzany. Jednak musiałam zadać sobie kluczowe pytanie: Where is Daisy?
        Z siłą moich tenisówek wykonałam długiego susa w krzaki, gdzie parę minut wcześniej zniknął upierzeniec. Jak Boga kocham, powyrywam mu pióra, jeśli dowiem się, że ten liścik zobaczyła ciocia...
- Daisyy... Skarbie mój kochany, najukochańszy przyjacielu... - zawołałam słodkim, przyjemnym głosem. W głowie jednak szykowałam już plan co zrobię, gdy go znajdę. Dlaczego on mi to robi?! Przecież jestem dla niego dobra! Każe mu odrabiać moje prace domowe, podpowiadać na sprawdzianach, sprzątać papierki, zrzucam z łóż..ka...Shiet... No nie ważne! Niech przypomni sobie dzień, gdy moja dobroć została przelana na jego skromną osóbkę i przygarnęłam go pod swój dach. Wtedy może się zlituje nade mną i odda ten papierek, a ja go schowam gdzieś bardzo głęboko...gdzie nikt go nie znajdzie...
- Daisy! Daisy!! Gdzie jesteś, proszę, pokaż się... Nie chcę mi się już ciebie szukać. Poza tym w domu czeka obiad! - wrzasnęłam. Gdy jednak nie otrzymałam odpowiedzi, westchnęłam ciężko klepiąc się rękami po policzkach.
        Po chwili moją uwagę przykuł cichy, ledwo słyszalny szelest. Zmrużyłam lekko oczy, przyczajając się w krzakach. Jeśli to ten niebieski upierzeniec, to mam go w garści. Tak, to na pewno on. Teraz tylko wymierzyć odległość, wykonać skok i go złapać.. Uśmiechnęłam się chytrze w głowie odliczając do momentu, w którym zaatakuję.
- Jeden, dwa... trzy!
W tym momencie odbiłam się mocno od ziemi i wyskoczyłam z krzaków wprost na moją ofiarę. Chwila!? Coś nie halo! Daisy jest dziewczyną? Nie, stop, to nie on! W ostatniej chwili dziewczyna, na którą miałam naskoczyć uchyliła się, a ja z powrotem wylądowałam w krzakach. Jęknęłam cicho, rozmasowując obolałe kości. Kątem oka spojrzałam na wesołego Daisy'ego, który usiadł sobie na gałęzi przede mną. Warknęłam cicho pod nosem, wygrzebując się z zarośli. Wiedziałam, że we włosach miałam pełno gałęzi i liści, jednak jak na razie zignorowałam to, a skupiłam się na dziewczynie siedzącej na ziemi. Miała długie, brązowe włosy, oraz wpatrzone we mnie z przestrachem szmaragdowe oczy. Była drobna i miała bladą cerę, która nigdy chyba nie chciała łapać słońca.
- Przestraszyłam cię? Aj, wybacz. Po prostu myślałam, że to mój ptaszek, a jednak moją ofiarą okazałaś się być ty - zaśmiałam się. - Jak ci na imię? Czemu się tak na mnie paczasz? Zapomniałaś języka w buzi?
Mimo moich starań dogadania się, szło mi jakoś marnie. Dopiero teraz jednak spostrzegłam, że ów dziewczyna jest ozdobiona licznymi ranami i zadrapaniami. Matko, co ona robiła. W każdym bądź razie, nie wyglądało to za dobrze.
- Um.. Wybacz, trochę się zagalopowałam - uśmiechnęłam się przepraszająco, kucając na przeciwko niej: - Więc jeszcze raz. Jak ci na imię? Ja jestem Keyli Takei. Co ci się stało? Wyglądasz, jakby cię ktoś bynajmniej pobił...
- Ja... Jestem Rebekah... - odparła po chwili niepewnie.
- Ooo! Jak ładnie! ♥ Mogę mówić do ciebie Rebi? Brzmi tak słodko! Zupełnie jak ty - zaśmiałam się wesoło, pomagając jej wstać.
- Dzięki za pomoc, ale ja chyba muszę już iść...
- Czekaj, gdzie! Dopiero co się poznałyśmy, a poza tym nie wiem, czy by się ciebie nie wystraszyli na ulicy... Mam pomysł! Zapraszam cię do mnie na obiad! Co ty na to? Opowiesz mi coś więcej o sobie. Widziałam cię w szkole. Jesteś nowa? Ja w sumie też, śmiesznie się składa! Bo wiesz...
I tak właśnie zaczęła się nasza droga do mojego domu. Mimo, iż Reb nie była na początku zachwycona moim pomysłem, została zmuszona, aby przekroczyć moje skromne progi. Była strasznie skryta w sobie, tajemnicza i cicha. Mi jednak to nie przeszkadzało ani trochę. Poza tym czułam, że jest naprawdę sympatyczną osobą...
        Czas upłynął nam naprawdę szybko i nim zdążyłam się zorientować, znajdowałyśmy się pod moim domem. Magicznym sposobem zdołałam zdobyć od Daisy'ego karteczkę z oceną, więc istniało dużo prawdopodobieństwo, że przeżyję do osiemnastki.
- Wow, to tu mieszkasz?
- Mhm. Z moją ciocią. Znaczy... To w sumie nie jest moja ciocia, tylko opiekunka. Zostałam przez nią adoptowana. Tak naprawdę nie znam swoich prawdziwych rodziców. Gdy byłam mała zajmował się mną pewien naukowiec, a gdy on zmarł, przeniosłam się tu... No, ale dość o mnie! - machnęłam ręką, otwierając drzwi przed szmaragdowooką i wpuszczając ją do środka. Daisy usiadł sobie wygodnie na moim ramieniu i zakrył swoją obecność w moich włosach.
- Ciociu, jestem! I przyprowadziłam gościa! - krzyknęłam. Po chwili zza drzwi do bocznego, małego pokoiku wyłoniła się postać rudowłosej kobiety. Uśmiechnęła się wesoło i podeszła do nas.
- Witaj z powrotem. Widzę, że przyprowadziłaś koleżankę. Jak ma na imię?
- Jestem Rebekah, miło mi panią poznać - przedstawiła się.
- Mi również - odparła ciocia.
- A no i ciociu Reb zje z nami dzisiaj obiad, dobrze?
- Nie ma sprawy, pójdę powiedzieć pani Spetto, żeby przygotowała zastawę do jeszcze jednej osoby - oznajmiła, po czym skinęła głową i zniknęła w kuchni.
- Chodź na górę, pokażę ci mój pokój - uśmiechnęłam się i pociągnęłam szmaragdowooką za sobą. Weszłyśmy po schodach na górę, gdzie wpuściłam ją do swojej wilczej jamy. Wprawdzie było w niej posprzątane, jednak gdzie nie gdzie i tak walały się ciuchy i papierki. Czyli jak zawsze...
- Rozgość się - dodałam, odgarniając ciuchy w kąt pokoju. Rebekah kiwnęła głową, siadają na fotelu. Sama podreptałam do łazienki i sięgnęłam do apteczki, wyciągając bandaże i inne opatrunki. Następnie wróciłam do Reb i usiadłam na łóżku po turecku.
- Chodź, opatrzę cię.
- Opatrzyć? Ale mi naprawdę nic nie jest...
- Pewnie, a jeśli ludzie wezmą cię za chodzące zombie, to nie będzie wtedy moja wina - westchnęłam. - Kto cię tak urządził? Biłaś się z kimś? Choć moim zdaniem nie wyglądasz na osobę, która wszczyna bójki...
- To...
- Ohh, no dobra, po prostu siądź sobie tu wygodnie - machnęłam ręką, kręcąc ze śmiechem głową. Chwilę poczekałam, aż Rebekah zmieni swoje miejsce siedzenia, a dopiero po chwili zaczęłam bawić się w "Keyli pielęgniarkę". Szczerze powiedziawszy byłam zbyt nerwowa i gwałtowna, więc samo naklejanie plasterków wychodziło mi marnie, gdy przy każdym razie wybuchałam gromkim śmiechem. Wtedy Reb przyglądała mi się w głowie pewnie zadając sobie pytanie "Gdzie ja w ogóle trafiłam".
        Po chwili według mego gustu szmaragdowooka wyglądała jak mumia, jednak można było ją wypuścić do ludzi. Uśmiechnęłam się szeroko, chowając z powrotem opatrunku do apteczki. Nagle jednak jakby mnie olśniło.
- Wiem! - dopadłam do niej, ściskając za ramiona. - Chciałabyś przyjść w piątek na pidżama party? Wiem, że chcesz! Na pewno, prawda! Robimy niespodziankę naszej przyjaciółce, Rimie, więc ciiii... Im nas więcej tym weselej, prawda?
- Sama nie wiem... - powiedziała po chwili niepewnie. Nagle jednak w mojej kieszeni rozbrzmiał wesoły dzwonek telefonu.
- Sorki na chwilę - rzuciłam szybko, klikając przycisk łączenia na komórce. - Słucham? Amika? A no hej...Nie, jeszcze nie... Możemy.... A nie lepiej zrobić mega niespodziankę? Jaką? Myślałam nad "porwaniem", ale to chyba będzie lekkie przegięcie... Pomyślimy jutro... Mhm... Okej, to do jutra...
Pożegnałam się i schowałam telefon do kieszeni. Następnie przeniosłam swój wzrok na milczącą Reb, która przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- No to zapowiada się ciekawa impreza... - uśmiechnęłam się szatańsko.


~Keyli~

3 komentarze:

  1. O lol xD porwać Rimę!! Taaak zróbmy to :D muahahahaha... Będzie, będzie zabawa!! Będzie się działo!! Keyli powaliłaś mnie pogonią za Daisy i pomysłem i spotkaniem Rebi x33 super notka!! Pozazdrościć weny ^^
    Ps. Miałam być spokojną osobą xD chyba niedługo przerobię KP...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna notka! Szybko się czyta ;) Masz świetny styl pisania! Nie mogę się doczekać następnej notki i imprezy Rimy.

    OdpowiedzUsuń
  3. O.O Raaaaaaatunku!!! One chca mnie porwac!!!! Normalnie jak Jacka Frosta w worku mnie przyniesiecie do Sw. Mikolaja (Rise of the Guardians)
    Juz nie wiem czy sie smiac czy plakac xD Uwazajcie aby przy tym nie dostac moja rozga. Chyba ze... *chyba zwiariowalam zaczynam myslec jak mnie porwac xD np.: uzyjecie Jacka jako przynety xD * Cmu nie moze byc ciekawie. Tak cyz inaczej zgadzam sie na porwanie xDD *serio mi odbija* Keyli jako pielegniarka ktora leczy zombi i robi z niej mumie? Lepsza mumia niz zombi. Ciesze sie ze Rebekah uratowana, cala i zdrowa. :*

    OdpowiedzUsuń