Pogadaj z nami :D

sobota, 15 lutego 2014

Paczuszka.

Piękne jasnobłękitne oczy koloru oceanu. Mogłabym wpatrywać się w nie bez końca. Czułam jakbym tonęła w ich głębi. Ich kolor był tak niesamowity że aż nierealny. Zalśniły się lekko odbijając złote refleksy. Nie mogłam dostrzec twarzy. Była jakby zakryta w czerwonej mgle. Zobaczyłam jeszcze długie rzęsy i kasztanowe włosy niezwykłej istoty gdy nagle wszystko zniknęło. Niechętnie przewróciłam się na drugi bok i walnęłam przycisk by wyłączyć wkurzający budzik. Próbowałam jeszcze zasnąć by przywołać sen z którego mnie wyrwano ale nic z tego. Promienie słońca wesoło tańczyły po całym pokoju oznajmiając że pora wstawać. Wypełzłam z łóżka i powlokłam się do okna. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam przez okno na nasz zaniedbany ogród.
-Śnieg!- wrzasnęłam i otworzyłam szeroko okno. Zagarnęłam z parapetu trochę białego puchu i zrobiłam z niego śnieżkę po czym rzuciłam w najbliższe drzewo.
-Luna chcesz iść na spacerek?- spytałam leżącą na dywanie suczkę na co podniosła z zainteresowaniem łebek i zamerdała ogonem- to chodź- powiedziałam i zamknęłam szybko okno, wyciągnęłam jakieś ciuchy z szafy i ubierając się naprędce zeszłam na dół. Założyłam byle jak buty i kurtkę i wybiegłam do ogrodu na tyłach domu.
Wróciłyśmy całe mokre. Zajrzałam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę. Odruchowo spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie na którym widniała godzina 8:45.
-Znowu się spóźnię- pomyślałam i pognałam na górę. Przebrałam się z mokrych ciuchów, wzięłam torbę z książkami i już chciałam wychodzić gdy moją uwagę przykuło małe zawiniątko leżące na poduszce. Podeszłam do łóżka i wzięłam paczuszkę owiniętą jasnobrązowym papierem i zwykłym sznurkiem. Dobrze wiedziałam co tam jest. A przynajmniej się domyślałam. Dostałam już kilka takich paczuszek. Pojawiały się zawsze w okolicach stycznia nie wiadomo od kogo i jakim sposobem. W tamtym domu myślałam że to może do kogoś z poprzednich lokatorów albo ktoś pomylił adresy ale skoro dotarła aż tutaj. Schowałam szybko pakunek do torby i zbiegłam na dół. Wzięłam szybko łyk herbaty, zabrałam ze stołu kanapkę i wybiegłam z domu. Do szkoły dotarłam pięć minut po dzwonku.
-Przepraszam za spóźnienie- powiedziałam zdyszana i usiadłam szybko na swoje miejsce.
Po niezwykle nudnej lekcji (jeszcze chwila a nauczyciel sam by siebie uśpił) znudzona klasa wylała się na korytarz sunąc ku odpowiednim drzwiom na kolejne zajęcia. Korytarz przed salą był jednak tak zaludniony że zrezygnowałam z daremnego szukania wolnego miejsca i od razu poszłam na korytarz na samej górze. Ten natomiast był opustoszały. Nie było tu nikogo oprócz jednej osoby.
-Hej- zagadnęłam zaczytaną Rimę siadając obok na ławce przy oknie.
-Cześć- odpowiedziała odkładając na chwilę książkę- co tam?
-A nic- westchnęłam spoglądając na biały krajobraz za oknem- ach zapomniałabym- chwyciłam szybko plecak i zaczęłam przewracać jego zawartość w poszukiwaniu potrzebnej rzeczy. Wreszcie wyjęłam z głębi plecaka małe brązowe zawiniątko.
-Co to?- spytała zaciekawiona Rima.
Rozwinęłam delikatnie sznurek i odpakowałam tajemniczą rzecz z papieru. No tak. Tak jak się spodziewałam. Ostrożnie wzięłam w dłoń dosyć ciężki mosiężny klucz. Jak zawsze z wizerunkiem słońca i księżyca.
-Jej- szepnęła Rima biorąc ostrożnie rzecz do ręki- uwielbiam takie starodawne, tajemnicze klucze- uśmiechnęła się delikatnie.
-Ja też.
-Co otwiera?
-Jeszcze nie wiem- odparłam i zerknęłam na trzymany przez siebie rozwinięty papier. W środku znajdowała się jeszcze niewielka, jedwabna chusteczka, w której owinięty był klucz.
-Hej a to?- zapytała Rima wskazując na chustkę.
Koniuszkami palców wyciągnęłam jedwabnie miękki niewielki skrawek materiału. Tym razem kwiat wyszyty na chusteczce był złoty z białymi koniuszkami a tło jasnoniebieskie.
-Pokaż- powiedziała zafascynowana Rima odkładając klucz i biorąc ostrożnie chusteczkę w dłonie- skąd to masz?
-Znalazłam.
-Cudo- orzekła po chwili.
-Wiesz może od czego to jest? Co może znaczyć?- spytałam z nadzieją na jakąkolwiek podpowiedź dzięki której mogłabym się dowiedzieć po co i od kogo mógł pochodzić upominek.
-Niestety nie. Wiesz to wygląda na najzwyklejszy kwiat wyszyty na kawałku materiału. A klucz to nie wiem. Ale coś musi otwierać- odparła z uśmiechem- a gdzie go znalazłaś?
-Hej co tak same siedzicie?- zawołał ktoś wesoło. Przez pusty korytarz szli w naszą stronę Jack, Amika i autorka pytania Keyli.
-Mamy dość hałasu- wyjaśniła Rima  kiedy Jack przysiadł się obok i objął ją za ramię.
-Ta ja też. A co wy tu macie?- spytał zaciekawiony biorąc od Rimy chusteczkę i oglądając ją pod światło.
-I klucz do kompletu.
-Ładne- skwitował- czyje?
-Moje- odparłam- wiesz co to jest?
-No klucz- wzruszył ze zdziwieniem ramionami.
-Śliczny- zawołała Keyli wyrwawszy Jackowi przedmiot.
Amika w tym czasie bez słowa przyglądała się chusteczce.
-Co tam?- spytałam zaciekawiona jej milczeniem.
-Nic. Wydaje mi się że już kiedyś widziałam taki kwiat, pewnie w jakiejś książce czy coś- odparła.
-Mogłabyś dla mnie sprawdzić? Proszę.
-Jasne ale to najzwyklejszy kwiatek. Nic szczególnego- odparła ze zdziwieniem- ale jak chcesz to dobrze.
-Dzięki.
W tej chwili przyjemną ciszę rozdarł przeraźliwie głośny dźwięk dzwonka.
-Idziemy?- spytał Jack wstając.
Szybko owinęłam klucz i chusteczkę z powrotem w papier po czym schowałam ostrożnie do plecaka. Szkoda... W sumie to nie wiem czemu myślałam że inni będą coś wiedzieć. No cóż... Będę musiała sama się dowiedzieć do czego służy.
Aż dziwne jak szybko mogą zlecieć lekcje kiedy człowiek całą uwagę skupia na krajobrazie za oknem. Zresztą chyba nikt dziś nie kwapił się zbytnio z zapamiętywaniem historycznych dat czy wzorów matematycznych a i nauczyciele zapewne woleliby popijać gorącą herbatę w domowym zaciszu niż wpychać  na siłę wiedzę w nasze rozkojarzone umysły.
Po lekcjach wybiegłam ze szkoły i znalazłam się w samym centrum bitwy na śnieżki. Szybko uformowałam niewielką kulę śniegu i wbiegłam w plac boju próbując jak najszybciej dotrzeć do bezpiecznej strefy za rogiem ulicy. W sumie poszło nie najgorzej. Tylko trzy razy dostałam śnieżką z czego przed czwartą obroniłam się na czas rzucając w przeciwnika własną.
Wreszcie dotarłam za róg ulicy i opierając się o ścianę odetchnęłam z ulgą po czym ruszyłam przez przejście w stronę parku. Świeży śnieg i zalany słońcem park był tak malowniczy że pewnie z godzinę przemierzałam jedną alejkę. Gdy w końcu dotarłam do wyjścia z parku przy bramie rozpoznałam pewną charakterystyczną zgarbioną sylwetkę z brązową czupryną.
-Will!- zawołałam płosząc okoliczne ptaki ale zatopiony we własnych myślach chłopak nie zareagował. Wobec tego uformowałam szybko śnieżkę, podbiegłam nieco bliżej i rzuciłam. Z moim niesamowitym celem zamiast trafić w plecy trafiłam centralnie w głowę. Will powoli się odwrócił i zauważywszy mnie szybko zebrał fakty.
-Osz ty! Pożałujesz!- zakrzyknął i wybuchnąwszy złowieszczym śmiechem rzucił się w moją stronę po drodze zgarniając trochę śniegu. Obroniłam się przed uderzeniem śnieżką w nos i rzuciłam się do ucieczki ale było już za późno. Szybko mnie dogonił i ukucnąwszy po trochę śniegu rzucił mi w czapkę białym puchem. Zrobiłam to samo po czym zwiększając trochę dystans trafiłam go śnieżką. I tak rozgorzała krótka bitwa na śnieżki po czym Will niespodziewanie w kilku susach znalazł się blisko mnie z zamiarem ponownego zapoznania mojej czapki ze śniegiem. Pchnęłam go szybko w zaspę ale niestety zdążył złapać mnie za rękaw kurtki i razem przewróciliśmy się na śnieg. Will wykorzystał okazję i sypnął mi jeszcze raz w twarz trochę śniegu który niestety dostał się też za kołnierz kurtki.
-Dość! Dość!- zawołałam śmiejąc się i jednocześnie próbując wyłowić śnieg zza kurtki.
-Poddajesz się?- zapytał zwycięskim głosem Will.
-Nie- odparłam i nasypałam mu na twarz trochę śniegu.
-Dobra to remis- odparł.
Chwilę leżeliśmy sobie na śniegu powoli uspokajając się. Zamknęłam na chwilę oczy ale szybko je otworzyłam czując na sobie czyiś wzrok. Obok mnie leżał Will i oparłszy głowę na ramieniu spoglądał na mnie zamyślony.
-Coś nie tak?
-Niee. Po prostu patrzę na twoje włosy. Są białe jak śnieg. Zobacz- powiedział i przyłożył jedno pasmo. Spojrzałam na moje włosy. Rzeczywiście były tak samo białe.
-Nawet trochę błyszczą- zawołał ze śmiechem- jak śnieg! Ale nie są farbowane?
-Nie no co ty. Raz próbowałam je pofarbować ale farba od razu zlazła.
-Po co farbowałaś?
-No nie wiem. Żeby mieć normalny kolor włosów?
-E tam. Ładnie ci w białych. Zresztą nie wyobrażam sobie ciebie w innych. No i na serio błyszczą na słońcu.
-Tak wiem- powiedziałam wstając i otrzepując się- może już lepiej chodźmy.
Wyciągnęłam porzucony plecak z zaspy, sprawdziłam czy paczuszce nic się nie stało i ruszyłam do domu ogrzewać się herbatą.
                                                              ***
Już mam dość tej notki. Trzymałam ją bardzo długo mając nadzieję że jakiś nagły napływ weny pozwoli mi ją skończyć albo chociaż poprawić ale nic z tego. Szkoda. Ale napisać coś wreszcie trzeba było.

1 komentarz:

  1. Notka jest GENIALNA!!!! Mowisz "ta akurat?" jest pare powodow dlaczego tak mysle
    1. duzo osob wzielo w niej udzial
    2. odkrywasz maly skarb i zapoznajesz go z nami i* tu pojawia sie tajemnicza muzyczka* skad te tajemnicze paczuszki?
    3. sniezki!!!! *szeroki usmiech na twarzy* az mi przypomnialas jak po szkole zrobilysmy sobie mala bitwe :D bitwa z Willem zakonczona remisem i do tego uroczy koniec lezenia na sniegu i prawienia komplemetow xD Romantyczka ze mnie...tak wiec moje argumenty potweierdzaja moja teze iz mam racje :)

    OdpowiedzUsuń