Pogadaj z nami :D

poniedziałek, 3 lutego 2014

Wyścig.

   Wkroczyłam do budynku szkoły. Można by było powiedzieć, że przekraczając próg mój humor z wesołego (tzw. "normalnego") na smutny, a nawet zgorzkniały. Nic na  to nie poradziłam. Jeszcze nigdy nie byłam w szkole taka sama jak w domu. Pewnie gdybym tak się zachowywała, ni stąd ni zowąd,dla wszystkich to by się okazało komiczne, a dla mnie niczym samobójstwem. Może i przesadzam. Ale kiedyś wyobraziłam sobie tą scenę w myślach. Miny wszystkich zaskoczonych. Tylko na nie patrząc, to byłoby, jak ktoś  wbijał mi ostrza. Zabiłby wesołą mnie i zostałaby tylko "stara" ja, może i nawet w gorszym stanie. 
  Jedno wiem na pewno. Nie dałabym rady pójść następnego dnia do szkoły.  
  Mając dużo czasu poszłam na piętro na które mieliśmy mieć. Pojawiła się u mnie nikła nadzieja, że kogoś ujrzę ze swojej klasy. Lecz jak się pojawiła tak też i znikła, wchodząc na ostatni schodek. Jedyną osobę, jaką ujrzałam, była pani sprzątająca. Nikogo poza nią i mnie.
  W sumie po co się łudziłam. Nawet gdyby ktoś się znalazł kogo znałam i tak nasza rozmowa ograniczała się do "cześć". A po za tym kogo można się spodziewać o 7.15...

   Siadłam na ławce i wyjęłam książkę "[Delirium]" autorki Lauren Olivier. Główna bohaterka żyje w świecie, w którym miłość uznawana jest za bardzo groźną chorobę. "Na szczęście" znalazła się na to szczepionka. Każdy w wieku osiemnastu lat musi się poddać zabiegowi. Główna bohaterka nie może się doczekać tego dnia. Ale w jej życiu pojawia się pewien mężczyzna i cóż, zachorowała na miłość. 
   Jeszcze przez dłuższy czas oglądałam okładkę, zastanawiając się czy nie darować sobie czytania. W sumie nie miałam nic innego do roboty. Otworzyłam na zaznaczonej stronie. 
  Gdyby coś takiego u nas było, może na prawdę byłoby lepiej? Przynajmniej dla mnie i co po niektórych. I nikt by nie cierpiał z powodu złamanego serca-pomyślałam. 
  "Pff"-odezwał się inny głos w mojej głowie-"Ciebie i tak by nikt nie chciał. Jesteś brzydka i głupiutka. I nikt by z tobą nie wytrzymał na długo. A raczej z  n a m i" -odparł, a ostatnie słowa zabrzmiały echem.
  Potrząsnęłam głową, jakby to miało sprawić, że owy natarczywy głos umilknie. Zaczęłam czytać pierwsze akapity, ale Ono (z tonu nie było szans rozpoznać płci, zmieniało co chwilę barwę) ciągle przeszkadzało. W uporczywej walce w końcu udało mi się zwyciężyć. Nawet nie zauważyłam kiedy przestało mówić swoje uwagi. Byłam zagłębiona w czytaniu. 
  Po  45 minutach  zadzwonił dzwonek na lekcję. Wszyscy zbierają się pod klasą i czekają na nauczyciela.   Jak za każdym razem lekcja ciągnęła się niemiłosiernie. Wyczekiwałam przerwy. Gdy już zadzwonił to szybko szłam do następnej sali, a gdy  zostało mi jeszcze trochę czasu wyciągnęłam książkę i pogłębiłam się w lekturze.
Niestety i wówczas natarczywe Ono zaczęło atakować. Gdy czytałam scenę o spotkaniu głównej bohaterki i jej przyjaciółki z tajemniczym strażnikiem laboratorium, Głos znów zaczął:
  "Ta, nie zauważył jej... Tak tylko mówi przy tej całej Hanie. No i tylko z nią gada. Jeszce niech powie gdzie mieszka a jutro obudzi się z jedną nerką mniej. A tamta myśli, że on jej nie pamięta. No trudno tu pamiętać o niej, jak przed nim stoi taka laska..."
   Ciicho być!-przerwałam, mając już dość jego(jej?) paplaniny.
  "O nie skarbie, to dopiero początek."
   Na szczęście zadzwonił dzwonek na lekcje. To niewiele takich chwil, gdy cieszę się usłyszawszy brzdęk kluczy w ręce nauczyciela. Niestety, Ono, kiedy nie krytykowało książki-teraz komentuje nauczyciela, bądź osoby w moim otoczeniu. Byłam istną bombą co za niedługo ma wybuchnąć. Na dodatek na samym końcu nauczyciel poprosił abym powtórzyła wypowiedź. Jak się spodziewałam, prowadzący lekcje załamał się, a po klasie słychać było szmery, chichoty, śmiechy.

 Tak mi minęła prawie każda lekcja i przerwa. Tylko na ostatniej mój wzrok przykuła dziewczyna z mojej klasy. Rozdawała coś każdej ze swoich przyjaciółek. Chwile gadały. Nawet ta, co rozdawała tajemnicze kartki w trakcie rozmowy zaśmiała się.   
  Przez chwilę poczułam się źle, samotnie. Ona przecież doszła w tym roku i już znalazła sobie grono koleżanek, z którymi może pogadać. A ja...    

  "Bo ty jesteś głupia menda i nikt cię nie chce. Ale nie martw się, ja cię nie opuszczę!"
    Super, po prostu kipię radością. -pomyślałam. Teraz na poważnie zastanawiałam się nad skoczeniem z mostu.
   Wstałam i schowałam książkę. Szedł nauczyciel i trzymał w ręku klucz. Ostatnia lekcja. Nareszcie. Niestety czterdziesto pięciu minutowa tułaczka jak reszta innych krótka nie była. Gdy w końcu rozbrzmiewał znajoma melodyja dzwonka, radość zapadła nieogarnięta.
   Wybiegłam szybo na parter. Już miałam stanąć na pierwszym schodku jak najdalej bram szkoły, gdy poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Obróciłam się gwałtownie.  Za mną stał chłopak o kasztanowych włosach i głębokich brązowych oczach. Był  z mojego rocznika, może o rok starszy. 
 -Perry? Co chcesz ode mnie?-odparłam bez zastanowienia.
-Cii. Coś słyszałem, że to chyba należy do ciebie.-powiedziawszy to, wyciągnął z kieszonki złoty naszyjnik. Za raptem go pokazał, w ułamku sekundy schował.
-Skąd ty to..-brakowało mi słów. To mój naszyjnik od taty, który musiałam sprzedać, by mieć za co kupić coś do jedzenia. Zima w tych czasach była ciężka. Ale zastanawiała mnie inna rzecz. Skąd od wiedział o jego istnieniu? Nigdy nie mówiłam o nim w szkole. Nie było z kim.
  "Ale teraz masz. Możemy gadać ze sobą caały czas!"
   Cicho!
-Wyścig. -odparł bez namysłu. Jakby mojego wcześniejszego pytania nie było.
-Co?- Nie mogłam za nim nadążyć.
-W parku. Na przemianie. Będziemy się ścigać w powietrzu. A nagrodą będzie naszyjnik.-powiedział. Nie czekając moją odpowiedź, poszedł, jakbyśmy ze sobą nie gadali. Ręce schował do kieszeni spodni. 
   Poszłam za jego przykładem. Jednak nie mogłam iść tak swobodnie jak on. Cała byłam spięta. W mojej głowie pojawiła się jedna myśl: muszę to wygrać choćby nie wiem co.
   "Nie uuda Ci się! Bo jesteś słabiuteńka i głupiutka!"- usłyszałam w mojej głowie radosny głos.
   W pięć minut doszłam do wyznaczonego miejsca. Brązowooki już na mnie czekał. Skinięciem głowy wskazał, by iść jeszcze w głąb. 
 -A tak w ogóle to po co ci on jest?-zapytałam, gdy dotarliśmy.
-Proste. Żeby cię zwabić. Niby cicha jesteś, ale jakoś w to nie wierzę. A po za tym nudzi mi się. Ponoć umiesz się przemieniać w ptaka. Czemu się nie pościgać?
-Fajnie, że mnie ktoś pytał o zdanie.-wymamrotałam.
  "Osiołków się nikt nie pyta o zdaanie!"- zaśpiewało Ono.
-Wybór jest prosty. Albo się ścigamy, albo pa pa naszyjniczku.-odparł patrząc na mnie figlarnym wzrokiem.
    "Pa pa-a!"-zawtórowało.
  Nic nie odparłam. Tylko zacisnęłam pięści. Nie miałam szans, ale z drugiej strony nie mogłam się wycofać.
-Ścigamy się do Krańca lasu. Jak ci się nie uda, to tam na samym końcu jest przepaść i możesz się pożegnać ze swojej wygranej.-odparł, uśmiechając się tryumfalnie.
-Jak śmiesz... czemu mi to robisz?-wycedziłam.  -Nic ci przecież nie zrobiłam!
   "Bo chce twoje organy jak ten Aleks z twojej książki" 
    Co Ty masz do Aleksa? Po co pracownikowi laboratorium wnętrzności ludzkie? I co ma Aleks do Perry'ego?
   "Spotkanie w parku, gdzie nie ma ludzi. Żadnego ratunku. Pa pa nereczko!"-zaśpiewało Ono.
     Pf, a wyścig to tylko dla zmęczenia, tak? A po co gimnazjaliście jakieś wnętrzności? Proszę cię... 
-Bo mi się nudzi. -powiedział, przerywając moją dyskusję w głowie.  Potem zamienił się w zwierze. Ujrzawszy go teraz, przegryzłam wargę. Jak mam wygrać z jastrzębiem? 
-No, twoja kolej!
  Nie miałam wyboru. Przyjęłam postać kruka. Na jego twarzy pojawił się grymas. Potem zaczął się chichotać.
-Skroka? Tego się w ogóle nie spodziewałem!
-Kruk, tępaku.-mruknęłam.
  "Daltoniista!"-melodyjnie powiedziało Ono. 
  Oho, teraz stajesz po mojej stronie? 
  "Nie, kochaniutka."-odparło wesoło.
   Wzbiliśmy się w powietrzu.  Jak się spodziewałam, przelecenie paru metrów nie sprawiała mu kłopotów. Jeden ruch skrzydłem i już był z 3 metry ode mnie. Ja jednak się nie poddawałam.  
   Widok, jak swobodnie leci na niebie,a ja muszę się męczyć z ruchami moich skrzydeł sprawiał, że czułam się beznadziejnie. To nie jest fair! Ma mnie w garści i nic na to nie poradzę..
  Właśnie!-wpadłam na pomysł.
  "I tak ci się nie uuda!"
   Cicho, kosmito.-powiedziałam w myślach.
   Wzleciałam najwyżej jak mogłam, by mieć pewność, że mnie zobaczył. Potem, wykorzystując wysokość skierowałam swój lot ku ziemi.  Jastrząb chwycił moją pułapkę. Widząc, że "spadam" poleciał w moim kierunku.
   Leciałam pomiędzy drzewami, skręcałam najgwałtowniej i jak najszybciej, jak tylko potrafiłam, by jak najwięcej razy stracił mnie z wzroku. W nieoczekiwanym momencie się pojawiałam, by mu się pokazać, po czum znowu zniknąć mu z oczu. 
-Oho, gramy w kotka i myszkę? Raczej jastrzębia i srokę!
-Kruka! Kiedy Ty się w końcu nauczysz?-odparłam poirytowana.
  "Daltoniista!"-zawtórowało. 
    Nagle jakieś rośliny chwyciły moje szpony. Nie mogłam lecieć dalej. Domyślałam się co jest grane.
-Ej, to nie fair!-krzyknęłam.
-Do zobaczenia na mecie!-odpowiedział i poleciał dalej. 
   Czyli tak gramy? Dobra...
   Wykorzystując magię powietrza, zmieniłam kierunek wiania i siłę żywiołu. Jastrząb próbował walczyć, ale jego wysiłek był daremny. Uwolniłam się z objęć zarośli i poleciałam naprzód. 
    Po paru minutach zorientowałam się, że przeciwnika nie widać na tle nieba. Zdziwiłam się. Miał wiele czasu na wyrównanie odległości. Widoczność też nie była zbyt dobra. Na dodatek moje pióra wypadały znacznie bardziej niż kiedykolwiek.
  "Jakie ładne piórka masz. Komu je dasz? Takie ładne pióórka, takie ładne pióórka!" -zawtórowało Ono.
  Czy Ty na prawdę nie wiesz co to znaczy być cicho?-zapytałam wściekła.
   A później to się stało. Poczułam nagłą siłę, pchającą mnie do przodu, ogromny ból zatapiających się we mnie szpon i siłę ciągnącą mnie na dół. Na samym końcu rozluźnienie się chwytu, po czym gwałtowne spotkanie z ziemią. Ostatkami sił stworzyłam małą trąbę powietrzną i nakierowałam go na przeciwnika. Opuściły mnie wszystkie siły. Byłam tak słaba, że nie mogłam dłużej utrzymać przemiany. Znów byłam człowiekiem. Słabą zakrwawioną, przegraną dziewczynką. Ostatkami sił skierowałam swój wzrok na stojącego na gałęzi chłopca. Triumfalnym wzrokiem wpatrywał się we mnie.
  "Weźmie ci organy, weźmie ci organy..."- zaśpiewało na wcześniejszej melodii Ono.
   Wypowiedź głosu w głowie minimalnie dodała mi sił, na tyle, by nie spuścić wzroku i być jeszcze przytomnym.
-A jednak ten wyścig to jakaś dziecinada była-odparł brązowooki. -Ale niech ci będzie, weź sobie.-powiedziawszy to, rzucił naszyjnik.
   Wylądował on w mej otwartej dłoni. Przez chwilę nie wierzyłam. Potem nabrała mnie fala radości. Nawet na mojej twarzy pojawił się uśmiech.  Ale nagle to wszystko ustąpiło, gdy tylko moje oko zlokalizowało czarne pęknięcie, przecinając niemalże naszyjnik na pół. Wówczas pojawił się strach. Przez  parę chwil wpatrywałam się w rzecz. Potem moje objawy potwierdziły się. Nabrała mnie fala wściekłości. Zgniotłam rękę. Usłyszałam gruchnięcie wisiorka. Teraz wszystko było jasne.
  To nie był mój naszyjnik. To jakiś plastik. Zabawka dla dzieci dodawany jako dodatek do jakiś gazet.
Byłam na skraju złości i wyczerpania. Jak  mógł mi to zrobić? Czy on zdaje sobie sprawę, jak ważny dla mnie jest ten przedmiot?  
  Ostatnimi siłami, dając rozładować się gniewu, krzyknęłam i zacisnęłam mocniej pięść. Poczułam jak kawałki plastiku wżynają się mi w rękę. Jednak nie rozluźniłam uścisku. Poczułam, jak po ręce spływa jakaś gęsta ciecz. 
  A potem nastała ciemność.
 ***
Paręnaście chwil później; w czeluściach mojej głowy:
Otworzyłam oczy. Byłam w czarnym pomieszczeniu. Jedynie, co się w nim znajdowało, to mała pochodnia na środku pokoju. Moje nogi same poszły w stronę światła. Nie wiedziałam co dalej robić. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, to naszyjnik. Podniosłam rękę, w której ostatnio trzymałam przedmiot. Całą była we krwi. Jednak nie czułam żadnego bólu. Rubinowa ciecz spływała na ziemię. W takich chwilach wzięłabym jakikolwiek materiał, by zatamować krwotok. Ale nie wiedząc czemu, w tej chwili wydawało mi się to niepotrzebne.   Nagle znikąd pojawił się silny wiatr, prawie zdmuchując pochodnie. Wtem pojawiła się jakaś postać. Nie było widać twarzy, gdyż na głowie owa osoba miała kaptur. Spodziewam się, że nawet gdyby go nie było, i tak bym nie ujrzała oblicza. 
-Kim jesteś?-odezwałam się. -Co tutaj robię?
-Nie poznajesz mnie?-odparła osoba. -To ja, twój nowy przyjaciel. Dzisiaj się poznaliśmy we wnętrznościach twojej czaszki. Zemdlałaś i dlatego mogę z tobą pogadać tzw. "twarzą w twarz".
"Fajnie, że wiem, jak wyglądasz"-mruknęłam w duchu. Przestraszyłam się, słysząc swoją myśl jak roznosi się echem.
-No dobra. Tutaj ja tu rządzę.-odezwał się Ono. -A pierwsze co zrobimy, to zagramy w moją grę. Co powiesz na "A la Aleks, łowca organów"?-zapytał. Zauważyłam na jego twarzy uśmiech.
-Co?
-Ach, no tak. Przecież Ty tutaj nie masz nic do gadania.-teraz wyraźniej było widać jego zęby. Echem poniósł się jego śmiech. Następnie z boku wyjął coś. Metaliczny przedmiot zabłysł w świetle pochodnia. Nóż. Ciarki przeszły mi po plecach. Jedynie co czułam to panika. Rzuciłam się pędem w przeciwnym kierunku.
-Na pomoc, ratunku!-krzyczałam, ile miałam powietrza w płucach i gnałam. Znów usłyszałam nikczemny śmiech.
-Pięć, cztery... Trzy, dwa...jeden...start!
-Ratuunku, pomoocy! Heelp! Hiilfe!- krzyczałam za sobą, przemawiając w 3 językach.
Biegłam ile mi nogi pozwalały. Potem potknęłam się o coś. Zamiast zaliczyć kontakt z ziemią... spadłam w przepaść. Leciałam w dół długo. A po pewnym czasie pojawiła się u mnie jedna obawa: a jeżeli ta przepaść nie ma końca?
Nie dowiedziałam się. Ciągle spadam.
 
 _________________
 Uhm, nie wyszło tak ciekawie jak planowałam, ale raczej aż tak źle nie jest. Biedny Ono, nie dałam mu się zbytnio wyszaleć... Ale to dlatego, że spodziewam się jak to by się mogło skończyć. Wybaczcie, wcześniej dokończyć nie mogłam. No to teraz nie wiem, kiedy następna część. Ono ograniczył mi wenę do wykorzystania. Na razie raczej nic nie napiszę. ;/

3 komentarze:

  1. Ojoj, to się działo sporo :O
    BIedna Reb :c Tak ją potraktował nieładnie :c Niech się tylko pokaże, to mnie popamięta :D
    Notka czytana w napięciu, w ogóle do końca nie wiedziałam, co się stanie, może i nie wyszło, jak sama planowałaś, ale moim zdaniem jest super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo długa notka. Trzyma w napięciu do samego końca. Moim zdaniem wyszła świetnie i nic nie zmieniaj ;) Mam nadzieję że impreza urodzinowa Rimy trochę ci doda weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmhmhm w Twojej glowie rowniez siedzi ktos strasznie wkurzajcy? Wspolczuje. Strasznie ciekawa notka i co to za koles z tym oszukanym naszyjnikiem?! I jakie ty ksiazki czytasz? Nic dziwnego zem yslisz o popelnieniu samobojstwa. Notka i tak jest naprawde swietna! Przepraszam ze komek dopiero teraz

    OdpowiedzUsuń