Pogadaj z nami :D

środa, 26 sierpnia 2015

Made nothing but a fake, empty escape

- Widzisz tego faceta?
- Którego? W granatowej marynarce?
- Nie, tego białowłosego.
- Aano, widzę. Co z nim nie tak?
- Podobno zamordował kilka osób, ale go nie zamknęli. 
- To na pewno plotki. Nie pozwoliliby chodzić szaleńcowi po ulicy.
- On pracuje w Mortem Arcem. 
 




Cyrk przyjechał do miasta. Mamo, chodźmy do cyrku! Chodźmy do cyrku! Trzymałam mamę za rękę. Wyszłyśmy na spacer. Oglądamy manekiny za sklepową witryną, kiedy podchodzi do nas bardzo wysoki pan. Chodził na szczudłach. To na pewno cyrkowiec! Miał wymalowany uśmiech na twarzy i nos czerwony jak klaun. Wręczył mi czerwony balonik, a także kolorowy bilecik. Bilet do cyrku! 

Queen's Parade
Największe show w historii! 
Zapraszamy na występ w wieczornych godzinach. 
Nasza największa gwiazda - piekielny ogar z hrabstwa Devon!

Mamo, chodźmy do cyrku. Chcę zobaczyć psa. Rozłożyli wielkie namioty cyrkowe, a także ogromną arenę. I klatki ze zwierzętami, niektóre spacerowały ochoczo pod ogrodzeniami własnych wybiegów. Psa nie widziałam. Ale już niedługo. Sprzedawali bilety za marne grosze, a widownie mieli ogromną. Usiedliśmy w rzędzie środkowym - tam widok był najlepszy. I wtedy się zaczęło. Widziałam już cyrkowe pokazy. Ale ten, choć zapowiadał się zwyczajnie... okazał się zupełnie inny. Najpierw pojawił się niski mężczyzna w czerwonej marynarce oraz czarnym meloniku. To on otwierał pokaz. Dyrektor cyrku. Zrzucił nakrycie głowy, a na jego skinienie batutą na arenę wtoczyły się wielobarwne konie, zebry, a na końcu słoń. Po jego grzbiecie spacerowała piękna pani, niczym laleczka z porcelany, w białej sukience, trzymała różową parasolkę. A po chwili, stąpając po trąbie, zeskoczyła płynnie na ziemię. Unosiła się tak delikatnie, jakby w powietrzu, a różowy parasol poszybował w górę, złapany w locie przez akrobatę. Było ich dwoje. Dziewczynka i chłopiec. Przyodziani w identyczne kolory, szybowali w powietrzu, przypominając egzotyczne papugi. Parasolka znów wzleciała do góry. Tym razem złapała ją drobna dłoń Pierrota. Nie zauważyłam go wcześniej. Kroczył dumnie po cieniej linie, której nawet nie widziałam. Czy tam była, czy nie - nie wiem. Zaraz zeskoczył w dół. Na następną linę, tak mi się zdaje. I wnet zaczął stąpać jakby w powietrzu, a tak naprawdę - kiedy światła zabłysły - pod sklepieniem namiotu pojawiła się pajęczyna utkana z nici tak cienkich, iż niewiarygodnym było, aby utrzymały smutnego Pierrota. Aż w końcu pękły. Parasolka zniknęła w górze. Pierrot - i jego długie, białe włosy, czy to pan, czy pani... nie wiem. Spadł. Lecz nie wylądował na ziemi. Zostały jedynie białe szaty, a pod widownią susy sadził ogromny, czarny basior. Czytywałam tę historię nie raz i nie dwa. I wszystko było takie prawdziwe. 

"Był to pies – pies czarny jak węgiel, 
olbrzymi – taki, jakiego dotąd nie widziały oczy żadnego śmiertelnika. 
Z jego otwartej paszczy buchał ogień, ślepia żarzyły się jak węgle,
 a po całym jego ciele pełzały migotliwe płomyki. 
Nigdy nawet w majaczeniach chorego umysłu nie mogło powstać nic równie dzikiego, 
przerażającego, szatańskiego, jak ten czarny potwór, który padł na nas z tumanów mgły."

Ale nie było żadnej mgły. Jedynie płomienie, które lizały jego ciało, pochodziły z gardła rudowłosego  połykacza ognia. Pluł iskrą na pokryte smarem obręcze, a te wnet stawały w płomieniach. Przez coraz to mniejsze koła mknęła czarna bestia, by wreszcie usadzić się na najwyższym stopniu, gdzie dyrektor cyrku uderzył ukradkiem batem zwierzę, aby zawyło donośnie. Przedstawienie jeszcze trwało i trwało, aż w końcu psisko sprowadzono ze sceny. Tak nieszczęśliwe. Tak zaniedbane. Smutne. Inne. Nic tu po mnie. Mamo? Gdzie jesteś? Nieważne. Muszę wracać do baru. Nie zobaczę już psa.





Jeden. Pies jest bezwzględnie posłuszny swojemu panu.
Dwa. Pies otrzymuje nagrody lub kary za posłuszeństwo bądź nie.
Trzy. Pies nie odzywa się bez pozwolenia.
Cztery. Psu nie wolno opuszczać budy, schodzić ze smyczy oraz ściągać obroży bez pozwolenia.
Pięć. Pies nie wykazuje agresji w stosunku do swojego pana ani gości.
Pies jest bezwzględnie posłuszny swojemu panu. Pies jest bezwzględnie posłuszny swojemu panu. Posłuszny swojemu panu. Pies otrzymuje nagrody lub kary za posłuszeństwo bądź nie. Pies otrzymuje kary za nieposłuszeństwo. Otrzymuje kary... za nieposłuszeństwo... duże kary... Pies nie chce... być karanym... Ale psu nie wolno odzywać się bez pozwolenia. Pies nie szczeka nieproszony. Nie warczy na swojego pana. Nie gryzie. Nie karmi się psa przed spektaklem. Nie spuszcza ze smyczy. Pies musi wykonywać polecenia... musi. 
Proszę, już dość..


The Observer
Niedziela, drugi maja 
WIELKA TRAGEDIA
"Queen's Parade" stanął w ogniu podczas występu.
Dnia dwudziestego dziewiątego kwietnia do bram naszego miasta zawitał jeden z bardziej popularnych cyrków w kraju. Namiot "Queen's Parade", znany z wspaniałych pokazów tresury zwierząt, niezwykle utalentowanych akrobatów i genialnych magików, wieczoru tego samego dnia zajął się ogniem. Świadkowie zeznają, iż był to nieszczęśliwy wypadek z udziałem głównej atrakcji cyrku - tak zwanego piekielnego ogara, hybrydy suki z wilkiem. Ogromny pies podczas jednej ze sztuczek odmówił posłuszeństwa tresera. Przewrócił płonącą przeszkodę, od której zapaliły się najpierw liny, a następnie cały namiot. Szczęśliwie, wszyscy widzowie i dzieci zdążyli uciec. Większy pech spotkał niestety cyrkowców, którzy pragnąc ratować spłoszone zwierzęta, przypłacili to życiem. Ilość ofiar na tę chwilę wynosi dwanaście osób, wciąż trwają przeszukiwania zgliszczy. Poszkodowanych szacuje się na około setkę osób. Rozpoczęto poszukiwania głównej przyczyny wypadku, to jest psa. Razem z nim zaginęła trójka artystów - opiekunka zwierząt, narzeczona właściciela cyrku, Catherine Astrid, występująca pod pseudonimem Queen, połykacz ognia, Flame oraz akrobata znany jako Pierrot. Prawdziwa tożsamość dwójki pozostaje nieznana. Poniżej zamieszczono portrety zaginionych. Dla policji największy problem stanowi ostatni z uciekinierów, bowiem żaden z ocalałych nie widział twarzy Pierrota bez maski. Policja wysuwa podejrzenie, iż pożar powstał w wyniku planowanej ucieczki tejże trójki, podczas której doszło do nieumyślnego wypuszczenia na wolność bądź celowego uprowadzenia głównej atrakcji cyrku.

 




- Szefowo... wiem, że potrzebujemy ludzi... ale na co nam oni, do cholery?!
- Zwyczajnie ich jeszcze nie doceniasz, Frank.
Zagasiłam papierosa, wciskając go w popielniczkę. Widząc tę ranną i przegraną trójkę, która tak zachwyciła mnie na występie, nie potrafiłam zamknąć im drzwi przed nosem, aby mokli na deszczu. Wkrótce zapewne i tak zgarnęłaby ich policja, w końcu media krzyczały o tym pożarze gdzie tylko się dało. Nic dziwnego. Queen's Parade zajmowało szczyt wśród innych cyrków. I tak łatwo upadło. A to wszystko za sprawką tego chuderlawego, przerażonego chłopaka, który chował się  za kanapą. Nawet ta jasnowłosa piękność, samozwańca Królowa, nie potrafiła go stamtąd wyciągnąć.
- Flame pochodzi z innego cyrku - wyjaśniła Queen. - Tak naprawdę nazywa się Sean. Jesteśmy w tym samym wieku. Mamy dwadzieścia sześć lat - napiła się trunku. Nerwy jakby odpłynęły. Stało się tak tylko dlatego, iż czuła się naprawdę słuchana. I miała komu zaufać. - Natomiast on... wołamy na niego None. Tak jakoś się przyjęło. Chyba inne imiona mu się nie spodobały, choć próbowałam. Wbrew pozorom jest bardzo uparty i nieusłuchany - uśmiechnęła się.- Czy on w ogóle coś rozumie? - Zapytał Frank, patrząc na chłopaka. Również zdawał się spoglądać właśnie w naszym kierunku spomiędzy długich, śnieżnobiałych kosmyków. Łypał tym swoim chłodnym, srebrzystym spojrzeniem, jednak nie wyglądał, jakby miał zamiaru opuścić swoją kryjówkę.
- Nie traktuj go jak idioty - pokręciła głową. - None po prostu mało mówi. A raczej wcale. Boi się ludzi, dlatego z nikim nie rozmawia. Woli spędzać czas w spokoju, sam na sam ze swoimi pająkami. W cyrku miał ich znacznie więcej... ale tylko trzy jego egzotyczne gatunki ocalały z pożaru. Bardzo dużo czasu spędził w ciele psa, dlatego jego zachowania są... inne.
- Więc to jest to bydle? Jakim cudem? - Jakoś ciężko przychodziło mu uwierzyć w coś tak niedorzecznego. Dopóki nie poklepałam go po ramieniu.
- Oni wszyscy są... no wiesz. Z tych innych. Potrafią więcej. Niektórzy znacznie więcej. Ten cyrk kolekcjonował takie przypadki, zgadza się?
Przytaknęła.
- Przez tak długi czas traktowano go jedynie jak jakieś bezmyślne zwierze... choć wiedzieli, że to człowiek. Tresowali go jak psa. Nie mogłam nic zrobić... mimo że tak bardzo chciałam.
Patrząc w oczy Królowej wiedziałam, jak bardzo to wszystko przeżywała. Zapewne kochała swojego narzeczonego ogromnie, nie mogła znieść tej tyranii. Jedyna opiekowała się tym "psem". Natomiast kiedy spojrzałam w jego oczy... nie widziałam nic. Nawet odrobiny smutku, czy nienawiści. Ciągle świeciły jedynie pustką. Ale pokochałam je ogromnie. Podobnie jak całą jego tajemniczą osobę. Ta blada jak kreda skóra. I jeszcze jaśniejsze włosy, dwukrotnie dłuższe niż moje własne. Idealnie prezentowałby się w barze, gdyby tylko odrobinę się chłopcem zająć. Nie chciałam bowiem straszyć gości takim kościotrupem.
- Nie wiemy, jak naprawdę ma na imię. Trafił do nas pięć lat temu. I aż trzy lata ukrywał się w ciele psa. Trzy lata... Malcolm go tak podle traktował. Na dodatek uczynił z niego "wielką gwiazdę" naszych pokazów - zacisnęła palce na szklance. 
- Nie musisz nic więcej mówić - przerwałam jej. - Postawimy go za barem razem z Frankiem.
- Że co?! - Jak się domyśliłam, oburzył się niemiłosiernie. Wówczas drzwi wejściowe otworzyły się, a i kochany dzwoneczek dotarł do mych uszu. Uśmiechnęłam się szeroko do naszego gościa, kończąc tę rozmowę.
- Witamy w Mortem Arcem.




The Observer
Niedziela, dwudziesty czwarty czerwca 
HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY
Ogień strawił jeden z popularniejszych barów w okolicy.
W nocy z dziewiętnastego na dwudziestego czerwca strażacy godzinami walczyli z pożarem kamienicy, na której parterze znajdował się popularny wśród młodzieży i nie tylko bar o nazwie „Mortem Arcem”. W ogniu życie straciła właścicielka oraz pracownicy baru, a także aktualnie przebywający tam goście. Świadkowie wydarzenia twierdzą, iż chwilę po wybuchu pożaru dojrzeli biegnącego ulicą przerośniętego, czarnego psa. Istnieją spekulacje iż wydarzenie to pokrywa się z ubiegłoroczną tragedią cyrku „Queen’s Parade”. Główna atrakcja cyrku, tzw. Piekielny Ogar z hrabstwa Devon, uciekł wówczas niepostrzeżenie w trakcie akcji gaszenia ognia. Według zeznań świadków, oba zwierzęta były identyczne (…)


Pomijając te bzdury, tak w skrócie:
Biję się w pierś, tego nie powinno tutaj być.
Wrzuciłam dziesiątki poprzednich kart do śmieci, aż w końcu się wkurzyłam.
Zostanie tak jak jest. Chaos, bałagan... niech jest i sobie żyje.
Nie wiem co będzie dalej tak szczerze, ale pożyjemy zobaczymy :v
GG: 50389522

8 komentarzy:

  1. Ooooo! ^.^ Dashi!
    Witamy, witamy :D
    Świetna karta! No po prostu świetna, że świetna. Z zapartym tchem czytałam :3 Bardzo ciekawa postać i bardzo ciekawy pomysł. Atrakcja w cyrku no nie mogę.
    Liczę na jakąś wspólną notkę w przyszłości ^.^ Amiś i Selcia zawsze chętne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie miłe powitanie ;3
      Tyle się męczyłam z jakąkolwiek postacią, aby wreszcie cokolwiek tutaj wrzucić. Jakby nie patrzeć, None to Dashi - tylko o tym nie wie. Stres zżerał mnie ogromnie, kiedy to publikowałam. Sama do końca nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale wreszcie odetchnęłam z ulgą, że to dodałam.
      Jak tylko się zadomowię, z chęcią wyślę tego niemowę na spotkanie z którąś Twoją płcią piękną.

      Usuń
  2. *Za wszelakie błędy najmocniej przepraszam, gdyż piszę z komórki, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać aby nie skomentować tego cuda.*
    Dashi! Matko, tuż to nie kto inny, jak senpai! Nie powiem, nie spodziewałam się. :o I też dlatego bardzo serdecznie witam. c:
    Możliwe, że się powtarza, może nie, ale uwielbiam Twoje karty postaci. Może także zdawać się, że przesadzam, za bardzo słodze, ale to moja opinia, której nie warto podważać, bo przechrzeszcze za herezje. c: Nigdy nie są proste, zawsze zaskakują, czy to postacią, czy historią. (Uwielbiam motywy z cyrkiem. Przyznam - kupiłaś mnie całkowicie.) Plus zawsze tak rozpieszczasz mój zmysł estetyki. Przestań, bo ode mnie ucieknie jeszcze. :'D
    No to na koniec raz jeszcze, dzień dobry, czy tam wieczór, powodzenia życzę i cicho licze, że może kiedyś tak nasze postacie się spotkają? Wprawdzie Kasene to wybitnie debilna persona, ale może da się ją lubić. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Macia skomentowała, idzie umierać, właśnie obudziła ojca, bo za głośno piszczała z radości*
      Naprawdę mogę umierać, osiągnęłam właśnie stan bezgranicznej euforii. Boże, trzaśnij we mnie piorunem, jeśli to rzeczywiście jest takie dobre, bo nie chce mi się wierzyć. Może mam po prostu za niską samoocenę. Dla Dashiego wróżę bardzo prostą przyszłość - albo się przyklei do każdego, albo do nikogo, to jak z lukrecją, albo się ją kocha, albo nienawidzi :D Oj, liczę na wątek bardzo, wątek z Matą, to moje marzenie... T^T

      Usuń
  3. Okej, powiedziałam sobie. Zignoruję wszystko i przeczytam kartę, bo wiem, że się nie zawiodę. ii chyba po raz pierwszy jestem tak zadowolona z tego, co stworzyłaś. Bo to jest tak cholernie niezależne, że aż zazdroszczę. Gdybym osobiście posiadała taką umiejętność... no, było super.
    Treść: standardowo, uraczyłaś mnie fragmentami, które sama teraz tworzę i marzy mi się (aha, żyjmy marzeniami ><) zdolność pisania ich tak dobrze. Dla mnie to czarna magia, od zawsze pisałam standardowo, po prostu wszystkie potrzebne informacje, omijając zagłębianie się w te ciemniejsze zakamarki historii bądź zwykłej genezy charakteru.
    Gustowna czcionka, tak swoją drogą. I ornamenty ładne. Nie mam się do czego przyczepić, a moje osłabione oko nie dorwało żadnych błędów. Jeszcze będę do tego wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oho, jak nie ma błędów to ave legiony sława i chwała, idę to oblać! Mama kup coś gazowanego.
      Zwlekałam tyle z dodaniem karty, bo oglądając Twoje cuda jedyną rzeczą, którą po godzinach męczonych na choćby wymyślaniu tytułu chciałam zrobić, było wywalanie tych bzdur do kosza (tak też robiłam, gotują się teraz pewnie w jakimś piekielnym kociołku komuś na bulion). Najbardziej z tego wszystkiego stresował mnie chyba fakt dodania tego, bo nastawiałam się psychicznie na dwie opcje: albo brak komentarza, albo wytykanie literówek, które mnie wiecznie prześladują. Aż w końcu "oho, Manat skomentowała". Zdążyłam się spocić i nagromadzić motylków w brzuchu, zanim odważyłam się Twój komentarz przeczytać. Ale serduszko się teraz cieszy. Bardzo. Nawet poczułam jak mi samoocena wzrasta :c Nawet to, że schrzaniłam jedną rzecz sama nie wiem czemu w kodzie, przeszło Ci koło nosa (albo po prostu nie chcesz się ze mnie śmiać XD). Mogę żyć już spokojnie, zdobyłam komentarz od Manata. Achievement get.
      Dziękuję ♥

      Usuń
  4. Witam, witam i o zdrowie pytam. :)
    *ściska Dashi*
    Super historia, super dodatki ♥
    Choć miałam cichą nadzieję, że np.: " plotki, dalej" to ukryte łącze html ;-;
    Ale mimo wszystko kocham ♥
    I ten motyw z cyrkiem XD
    Ty to masz pomysły :D
    ~ Spóźniona Rimcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawieść Rimcię - ból ogromny.
      Specjalnie dla Ciebie coś tam może wyczaruję, a za paranie się taką magią brudną mnie spalą na stosie ;-;

      Usuń