Pogadaj z nami :D

sobota, 14 lutego 2015

Zabić coś, co nie żyje?

Wydałem z siebie ciężkie westchnięcie człowieka skrajnie zmordowanego życiem, po raz setny już spoglądając na wyświetlacz telefonu, gdzie zgrabne cyferki wskazywały dokładnie godzinę piętnastą dziesięć. Zirytowany do granic możliwości zeskoczyłem z murku na którym przesiadywałem, po czym nieśpiesznie skierowałem swe kroki w stronę domu. Fakt, obiecywałem, że zaczekam na Kasa, lecz w tej sytuacji nie mam zamiaru siedzieć tu dłużej i myśleć kiedy łaskawie znajdzie swojego kochanego węża, który stwierdził, że kolejny raz zwiedzi szkołę i okoliczne kible.
    Wyjąłem z kieszeni spodni słuchawki, które podłączyłem do telefonu puszczając pierwszą lepszą piosenkę, mając jedynie nadzieję, że pomoże mi szybciej znaleźć się w domu. Mimo tego, że od rozpoczęcia roku szkolnego minęło trochę czasu ja nadal nie mogę przyzwyczaić się do porannego wstawania i teraz jedyną rzeczą o której marze po powrocie do domu jest przytulenie poduszki aż do wieczora. Wtedy też nie muszę robić obiadu, więc Kas albo czyni to sam dla siebie, albo po prostu chodzi głodny. Bynajmniej mnie śpiącego wtedy mało to interesuje.
      A w tym samym czasie w pewnym drewnianym domku pośrodku gęstego i ciemnego lasu ktoś postanowił znaleźć swoje tymczasowe schronienie przed światem zewnętrznym. A kim była ta osoba o dość specyficznych nawykach? Mną, a dokładniej tym, który zawsze zbacza z wyznaczonych ścieżek niefortunnie narażając się na gniew bliźniaczej siostry.
   Westchnąwszy ciężko oparłem swoje plecy o zimną fakturę ściany, opuszczając bezwładnie ręce wzdłuż ciała. Poczułem jak do moich palców zaczyna napływać krew, a ich koniuszki w irytujący dość sposób coraz to mocniej pulsowały. Zaciskając dłonie w pięść, a następnie rozluźniając je - nadsłuchiwałem, mając wrażenie, że dochodzą do mnie każde, nawet najdrobniejsze szmery. W momencie w którym do mojej świadomości zaczęły dochodzić przerażające fakty, iż nie mam w sumie pojęcia do kogo należy domostwo w którym się znalazłem, ani gdzie są jego właściciele moje serce coraz szalenie obijało się o żebra. Chociaż... Skoro nie miałem pewności do kogo należy dom, nie miałem też pewności, czy w ogóle do kogoś należy. Może jest pusty? Może właściciele już dawno się wyprowadzili? Domyślałem się, że zdążyłem jedynie przejść przez jeden pokój, nawet dokładnie nie badając faktury przedmiotów. Teraz zupełnie nie miałem pojęcia, gdzie się znajduje. W jednej chwili zacząłem nawet żałować tego, że odłączyłem się od Alex. Znając życie nie będzie czekało mnie miłe powitanie z jej strony, gdy wreszcie raczy mnie znaleźć. O ile będzie miała na to nerwy.
      Zdjąłem z uszu słuchawki i pozwijane schowałem do torby, nie mając na uwadze to, że ich kolejne rozplątywanie może nie skończyć się happy endem i wyjąłem z kieszeni klucze, które włożyłem w zamek. Lecz ku mojemu zdziwieniu drzwi... były otwarte.
- Co do cholery? - mruknąłem pod nosem, krzywiąc się nieznacznie. Wychodziliśmy z domu do szkoły razem, drzwi zamykałem ja. Musiałbym chyba być idiotą, żeby nie pamiętać tego, co robiłem dosłownie parę godzin temu. Dałbym sobie uciąć rękę swoją i Kasa, że zamykałem dom.
    Wziąłem dwa głębokie, uspokajające wdechy i ostrożnie postawiłem nogę za próg, coraz to bardziej zagłębiając się w odmęty domostwa. Jeśli jakiś włamywacz postanowił zrobić popołudniowy obchód miałem zamiar kulturalnie pokazać mu, gdzie są drzwi.
- Kto tu jest!? - krzyknąłem, rozpalając dłoń niebieskim ogniem.
      Właśnie w tym momencie poczułem jak życie brutalnie wdeptuje mnie w podłogę, gdy do moich uszu dotarł czyjś głos, na pewno nie należący do tych miłych osób, które witają chlebem i tańczącymi dziećmi w strojach ludowych. Chociaż... Musiałem przyznać, iż głos ten był mi skądś znajomy, lecz jak na złość nie mogłem przypomnieć sobie kim był jego właściciel, a co gorsza... jak wyglądał...
- Hej, nie chcę kłopotów! - odkrzyknąłem, unosząc ręce w poddańczym geście jakby mając nadzieję, że to w czymś pomoże.
      Prychnąłem pod nosem, wolnym krokiem kierując się w stronę z której dochodził ów głos, a idąc drogą dedukcji - właśnie z salonu.
- Nie chcesz kłopotów, ale właśnie je maaaaAAAA!
- AAAAAAAAAAAA!
W tym właśnie momencie z dostatku wrażeń zamachnąłem się ręką kierując smugę ognia prosto w intruza, który moim skromnym zdaniem bardziej przypominał bezdomnego ducha, na którego sam widok o mało co nie dostałem zawału. Bo kto normalny nosi w tych czasach bandaż na oczach? Ale... Stop. Bandaż?
    Nagle jakby mnie olśniło. Mój mózg wreszcie zaczął pracować normalnie odrzucając na bok resztki stanu zawałowego i przypomniał mi o pewnej postaci znanej mi z dzieciństwa. Te same wiecznie rozmierzwione przez wiatr brązowe włosy, oczy których nigdy nie widziałem... Ale czy to możliwe? O Jezu...
- Unik! - krzyknąłem, w ostatniej chwili powalając na ziemię chłopaka, zanim ogień zdążył wypalić mu w klatce pokaźnych rozmiarów przewiewną dziurę, po czym bez ceregieli spytałem: - Alex?
      Umarłem, umarłem, umarłem, umarłem, umarłem. Nie jestem Alex, jestem świętym duchem, umarłem... Ej, przecież ja i tak już nie żyję. Hehe, tak bardzo nieśmieszne....
- A kto pyta? - zagadnąłem niepewnie. - Jeśli masz mnie zamiar zgwałcić to nie moje ciało, więc nie mam pojęcia kto tam je dotykał - zaśmiałem się nerwowo, próbując zrzucić z siebie napastnika, lecz moje próby skończyły się marnie i dostał on tylko w twarz. - Um... Ale wiesz co, wydajesz mi się znajomy po głosie.
      Zabijcie to zanim ja to zrobię...
- Ugh... - jęknąłem męczeńsko, przejeżdżając sobie łapą po twarzy. - Naoki. Kojarzysz, idioto? - dodałem, odsuwając się od chłopaka na względną odległość.
- Naoki? - mruknąłem, podnosząc się do pozycji siedzącej, jakoś za bardzo nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. - Tamten Naoki wydawał się jakoś milszy, bardziej niezrównoważony psychicznie...
- A wyprowadzić ci zęby na spacer? - Naoki, stary! Jak dobrze cię widzieć! - uśmiechnąłem się szeroko nie chcąc narażać swojego nieżycia, w jedną chwilę nagle poważniejąc. - Musisz nam pomóc. Ty i Kasene musicie nam pomóc.
- Pomóc?  - zdziwiłem się. - Niby w czym? Poza tym oczekuję wyjaśnień. Zniknęliście z Alex lata temu bez słowa wyjaśnienia, teraz nagle ty zjawiasz się w moim domu i oczekujesz pomocy.
- Naoki... Ja nie żyję...

     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz