Pogadaj z nami :D

niedziela, 1 lutego 2015

Tracę rozum

Witam, witam. Trochę mnie tu nie było. No ale nareszcie mam ferie, więc postanowiłam się trochę zrehabilitować. Czy ktoś może pamięta moją noteczkę z Tatsuyą z czerwca? Tą o rudowłosym aniołku. Nie? To zapraszam najpierw do przeczytania tej notki: Ratunek ma rudy kolor, gdyż tutaj znajduje się jej kontynuacja. Przepraszam za tak duży poślizg i życzę miłego czytania :3 No i oczywiście mam nadzieję zobaczyć chociaż jeden komentarz :)

***
Początek czerwca

Nareszcie znalazłem się pod drzwiami swojego domu. Jak się tutaj znalazłem? Nie miałem zielonego pojęcia. To pytanie musiałem dodać do długiej listy pytań, na które nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. Nie przejmowałem się tym jednak zbytnio. Byłem tak szczęśliwy, że nie potrzebowałem żadnych wyjaśnień. W uszach wciąż rozbrzmiewały mi słowa mojej ukochanej Sophie, a serce biło jak szalone. Zupełnie przestałem myśleć o bólu, który w tym momencie zdawał się być dla mnie czymś tak odległym i nierealnym jak ta cała magia, o której czytała mi mama do poduszki, kiedy byłem małym chłopcem.
Odruchowo zacząłem szukać kluczy po kieszeniach spodni. Syknąłem lekko z bólu, kiedy moje poranione palce natrafiły na twardą powierzchnię kluczy, który po chwili znajdował się już w zamku. Szybko otworzyłem drzwi, zdając sobie nagle sprawę z tego, że są już one otwarte. Szczęście szybko zniknęło z mojej twarzy, zastępując je ogromnym zaskoczeniem oraz równie dużym strachem. Spóźniłem się. Nie zdążyłem wrócić do domu przed mamą. Rzeczywistość uderzyła we mnie jak rozpędzona na autostradzie ciężarówka. Jeżeli ona zobaczy mnie w takim stanie to... Nawet nie chciałem myśleć jakie piekło zrobi w szkole dyrektorowi. Jakie piekło ja będę miał po tym wszystkim. Ehhh... To z życiem towarzyskim mogę się już pożegnać. No, o ile w ogóle je kiedyś miałem.
Najciszej jak tylko potrafiłem nacisnąłem klamkę i lekko uchylając drzwi, wsunąłem się do środka. Nie mogłem w końcu siedzieć całą wieczność na tarasie i czekać na jakieś zbawienie, które mogło nadejść najwcześniej koło godziny 19, bo to wtedy zwykle mój brat wracał do domu z pracy. Dokładnie zamknąłem za sobą drzwi, modląc się, żeby mama mnie nie usłyszała. Prosiłem jednak Boga o chwilowe zamydlenie oczu nie tej kobiety co trzeba.
Nie wiedząc kiedy znalazłem się na wycieraczce, przygnieciony plecami do podłogi przez trzydziestokilogramowego potwora piękność, która zaczęła bez opanowania piszczeć i lizać mnie po poharatanej twarzy.
- Bella... Bella przestań. Ci... Cicho bądź. - szeptałem próbując uspokoić szalejącą z radości suczkę, jednak bez skutku - Uspokój się. Ja też się cieszę, ale...
- Tatsuś, czy to ty?
Z kuchni dobiegło mnie wołanie mojej mamy, a zaraz po nim usłyszałem zbliżające się do przedpokoju kroki. No to jestem już trup. Nawet bardziej niż trup. Chyba wolałbym już, żeby Cedric i jego banda się mną zaopiekowała, niż doprowadzić do konfrontacji z moją rodzicielką, kiedy byłem w takim stanie.
- Dzięki, Bella. No to zabiłaś swojego pana. - mruknąłem do dalmatyńczyka, który słysząc zmianę w moim tonie, w geście skruchy lekko pochyliła łeb do dołu i cicho zaskomlała.
- Tatsuya?
W drzwiach pojawiła się postać drobnej kobiety ze spiętymi w koka, ciemnobrązowymi włosami, przeplatanymi z kilkoma pasemkami siwizny. Przyozdobiona kilkoma zmarszczkami, delikatna twarz czule uśmiechała się, chcąc z radością powitać swojego syna, a niebieskie oczy skryte za okularami, uważnie rozglądały się po przedpokoju w poszukiwaniu jego.
- Bella... Co ty robisz, suniu? - zapytała moja mama patrząc na naszego psa - Wiem, że się martwisz i bardzo za nimi tęsknisz... - zaczęła, czule głaszcząc zwierzę po głowie - ale Tatsuś na pewno zaraz wróci do domu. - dodała, po czym wolnym krokiem podreptała do gotującej się na kuchence zupy.
Zbaraniałem w tym momencie. O co jej chodziło? Czyżby postanowiła zrobić sobie dzisiaj ze mnie żarty. Przecież leżałem na podłodze tuż przy jej stopach. Jak ona mogła mnie nie zauważyć?! Wiem, że ma pewne problemy ze wzrokiem, gdyż do właśnie po niej odziedziczyłem tą mało wygodną wadę, przez którą nieraz stawałem się klasowym, o ile nie szkolnym, kozłem ofiarnym. Ale jakim cudem mogła przeoczyć swojego prawie dwumetrowego syna, który znajdował się kilka centymetrów od niej i którego o mało co nie podeptała wracając do kuchni? Do głowy przychodziło mi tysiące różnych wyjaśnień, mniej lub bardziej prawdopodobnych, jednak żadne z nich nie wydawało się być wystarczająco dobre lub chociaż trochę pasować  do mojej rodzicielki.
Zimne ciarki przeszły mi po plecach, wstrząsając całym ciałem. A co jeżeli ja naprawdę umarłem? Co jeżeli moi 'przyjaciele' zajęli się mną tak dobrze, że w końcu udało im się załatwić mnie na amen? Szybko poderwałem się na równe nogi i ile tylko miałem w nich sił popędziłem schodami prosto do łazienki znajdującej się na pierwszym piętrze, którą dzieliłem ze starszym bratem. Cudem wykrzesałem z poturbowanego ciała resztki energii, tylko po to by znaleźć się jak najszybciej sam na sam z jakimś lustrem. Z impetem wpadłem do środka, zrzucając przy tym kilka ręczników z wieszaka. Serce mi stanęło, kiedy spojrzałem w gładką powierzchnię zwierciadła (o ile nie zrobiło tego wcześniej), gdzie powinno znajdować się moje odbicie. Powinno, bo go tam zwyczajnie w świecie nie było. Byłem tak bardzo przerażony, że nie potrafiłem wydać z siebie choćby najmniejszego dźwięku. Zamiast tego bezwładnie zsunąłem się po ścianie, siadając na zimnych kafelkach. Po chwili przez niedomknięte drzwi do łazienki weszła Bella, radośnie machająca ogonem. Zaraz znalazła się przy mnie, zaczepiając mnie łapą i prosząc o pieszczoty. Wtedy sobie coś uświadomiłem.
- Nie... To  niemożliwe.  Nie mogłem umrzeć. Przecież Bella mnie widziała. Przywitała się ze mną. - powiedziałem sam do siebie - Widzisz mnie, prawda kochanie? - zapytałem, podnosząc głowę i z nadzieją spoglądając na jedyną przyjaciółkę. Dopiero po chwili uświadamiając sobie, że oczekuję konkretnej odpowiedzi od zwierzęcia. 
- Widzę, widzę, widzę! - zawołała suczka, wesoło machając przy tym ogonem.
- No właśnie.  To znaczy, że nie mogłem jeszcze umrzeć. - odparłem uspokajające się nieco. Widocznie mama zrobiła mi złośliwy żart, chcąc ukarać mnie tym za spóźnienie. Jednak to nadal nie wyjaśniało faktu, dlaczego Sophie i jej koleżanki nie zwróciły na mnie swojej uwagi. Jasne, byłem w szkole niezauważalny, ale nie do tego stopnia, żeby móc prawie po mnie przejść i tego nie zauważyć.
- Czekaj Bella! Przecież zwierzęta mają podobno coś takiego jak szósty zmysł, dzięki któremu mogą widzieć duchy, prawda? - zadałem jej kolejne pytanie, powoli znów wpadając w panikę.
- Prawda, prawda, prawda! Mój pan jest taaaaaaaki mądry. Mój pan wie wszystko.
- No właśnie.  - załkałem załamany. Naprawdę byłem bliski płaczu.  Przecież nie mogłem umrzeć. Jeszcze nie. Mam, a ściślej mówiąc to raczej miałem tyle planów i marzeń. Przecież jeszcze tyle rzeczy chciałem zrobić.  Nie zdążyłem jeszcze nic osiągnąć. Nie miałem jeszcze dziewczyny. Ani razu się nie całowałem, ani nie byłem na randce. I tak to się miało skończyć? Miałem zdechnąć z rąk takich śmieci jak Cedric i jego głupi kumple? No nie. Nie, po prostu się nie zgadzam. Jeszcze nie. Szczególnie nie teraz, kiedy Sophie miała do mnie przyjść.
- Świat mnie nienawidzi. - jęknąłem chowając twarzy w dłoniach.
- Mój pan jest smutny. Dlaczego jesteś smutny? Kocham mojego pana i smutno mi, kiedy on się smuci. Nie snuć się. Poliżę cię na rozweselenie.
Ciepłe muśnięcie psiego języka na moim policzku zadziałało na mnie nieco kojąco. Uśmiechnąłem się delikatnie, ścierając z twarzy resztki psiej śliny. Nie chciałem dłużej jej martwić, ani zasmucać.
- Ja też cię kocham ślicznotko.  - odparłem, pieszczotliwie drapie ją za uchem. Szybko jednak zabrałem rękę z jej łba, kiedy do mojego przyćmionego rozpaczą umysłu w końcu dotarło co ja robię. Ja rozmawiam... Konwersuję... Prowadzę logiczną i zrozumiałą dla mnie rozmowę ze zwierzęciem. Z własnym psem.
- T-ty... Ty gadasz! - wydukałem w końcu z siebie sopranem i gwałtownie odsunąłem się od dalmatyńczyka.
- Mam nie mówić? Będę milczeć jeżeli mój pan tego chce. - odparła cicho, spuszczając łeb.
- CO TU SIĘ KU*WA WYRABIA?! - krzyknąłem łapiąc się za głowę i otwierając szerzej ze zdziwienia oczy - To sen. To musi być jeden z moich głupich snów. Przecież zwierzęta nie gadają, prawda? Ludzie nie znikają i nie umierają od tak. To tylko sen. Wezmę długi prysznic i zaraz się obudzę. 
- Tatsuś... - usłyszałem ciche skamlenie koło mojego ucha. Wzdrygnąłem się nieco, po raz kolejny słysząc ludzką mowę wydobywającą się z pyska mojej zwierzęcej księżniczki. Kochałem tego psa ponad wszystko, ale to było za dużo, nawet jak dla mnie.
- Wyjdź! - odparłem wskazując palcem drzwi - potrzebuję chwili prywatności dla siebie. - powiedziałem lekko spanikowany głosem, po czym najzwyczajniej w świecie wyrzuciłem psa na korytarz. Mogłem mieć jedynie nadzieję, że zrozumie i wybaczy mi to zachowanie. Ale czym ja się tak naprawdę przejmuję? Przecież to tylko sen. Głupi twój mojego przemęczonego umysłu. Nic tutaj nie jest prawdziwe. Ani Bella, ani mama, ani Cedric, ani... Sophie... Mogłem się tego domyśleć już wcześniej. To wszystko było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Wcale nie zgubiłem książki, więc Sophie nie mogła jej znaleźć, ani mieć pretekstu by przyjść do mnie do domu. Mówiąc pokrótce, ten weekend będzie taki sam jak każdy. Długi, nudny i samotny.
- To tylko sen. Głupi sen. - mruknąłem do siebie zawiedziony, odkręcając kurek z wodą pod prysznicem. Poczułem ogromną ulgę, kiedy po moim ciele zaczęły pływać zimne strużki wody, zmywając ze mnie kurz i krew. Odetchnąłem z ulgą, czując, że ból nieco zelżał, a ja z każdą chwilą jestem coraz bardziej przytomny.
Nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej, postanowiłem odpuścić sobie dokładniejsze mycie, ograniczając się jedynie do szybkiego płukania. Nie bawiłem się nawet w wycieranie, nie bardzo przejmując się tym, że zostawiam na podłodze dość sporych rozmiarów kałużę, przez którą ktoś, tutaj ja, może zginąć. Teraz moim życiowym cele było spojrzenie w lustro.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy moim oczom ukazało się moje własne, tak dobrze mi znane odbicie. Co prawda dość mocno pokiereszowane, z wieloma zadrapaniami i kilkoma siniakami w paru miejscach, jednak to wciąż byłem ja.
- Uhm... Całe szczęście. Czyli jeszcze nie wybrałem się na tamten świat i będąc szczerym wcale mi się tam zbytnio nie śpieszy. - mruknąłem sam do siebie, ze spokojem na twarzy, przejeżdżając dłonią po wilgotnych włosach. W pewnym momencie moje palce natrafiły na... coś, znajdującego się na czubku mojej głowy. A właściwie to dwa cosie, które w lustrze okazały się być... lisimi uszami.
- Nie no, ja chyba tracę rozum. - westchnąłem bawiąc się pędzelkami znajdującymi się na czubkach - Chyba wciąż muszę spać bo... - Nie zdążyłem skończyć swojej myśli, czując jak coś delikatnie łaskocze mnie po plecach. Szybko odwróciłem się do tyłu, lecz tak jak się spodziewałem, nie zauważyłem tam niczego nadzwyczajnego. Ot zwykła łazienka ze stosem podartych, brudnych ubrań i dość sporych rozmiarów kałuża. Coś jednak wciąż łaskotało mnie po plecach. Kątem oka spojrzałem w znajdujące się za mną lustro, czego po chwili szczerze żałowałem.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! - krzyknąłem na całe gardło, stawiając na nogi całą dzielnicę. Tego było zdecydowanie za wiele. Za wiele dla mnie.

2 komentarze:

  1. Umarłam czytając tę notkę xD
    U mnie też był taki poker face czytając, jak mama Tatsu mija go, w ogóle nie zauważając i idzie sobie hen hen do kuchni. W ogóle mi też by się przydała taka moc niewidzialności jak wracam do domu >< Tatsuś pożycz mi trochę xD.
    Ale hola hola, ja poproszę kontynuację, bo jestem ciekawa co dalej. Gadająca Bella, uszy na głowie Tatsuyi, ogonek... :o

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedz, że twoja pozycja w społeczeństwie gwałtownie spadła, gdy nawet własna matką cie nie zauważa.
    *tak, tak zrzucaj to na niewidzialność, pocieszaj się dalej. xD*
    Oj, ja chce więcej! Bo ja tam z przyjemnością pomiziam za uszkiem, albo pociągnę za ogonek. ;>

    OdpowiedzUsuń