Pogadaj z nami :D
piątek, 3 stycznia 2014
Początkująca czarodziejka?
-Przepraszam- wydukałam zawstydzona zerkając na klasę dookoła. Nauczycielka magii cienia podeszła powoli do ściany i z rękami na biodrach zaczęła przyglądać się dziurze i resztkom tarczy. Wreszcie westchnęła z rezygnacją i odwróciwszy się posłała mi strapione spojrzenie.
-Cóż... Muszę cię wysłać do pani dyrektor kochana.
Odetchnęłam z ulgą. Gdyby to była nauczycielka magii światła już by było po mnie. Chociaż z magią światła nigdy mi się tak nie zdarza...
Skinęłam głową na znak że rozumiem i pomknęłam do wyjścia próbując zignorować ciekawskie spojrzenia.
-No kochani wracamy do zajęć! Tylko mi się tu nie zbliżać- usłyszałam jeszcze za sobą i zamknęłam drzwi.
Przeszłam przez długi korytarz i schodami w górę by trafić na kolejny długi korytarz. Nadal nie bardzo orientowałam się w tych wszystkich korytarzach i salach ale drogę do gabinetu dyrki znałam na pamięć. Ostatnio całkiem często tam przebywam od kiedy zaczęłam zajmować się masowym rozwalaniem rzeczy na zajęciach magii cienia. Zapukałam cicho do drzwi i wetknęłam głowę do środka. Dyrektorka skinęła na mnie dłonią, że mam nie przeszkadzać i kontynuowała rozmowę telefoniczną. Zamknęłam cicho drzwi i usiadłam na ławce przed gabinetem. Wkrótce zadzwonił dzwonek i zjawiła się nauczycielka magii cienia. Weszłyśmy do pokoju. Na szczęście dyrektorka skończyła już rozmowę i teraz siedziała przy biurku gryzmoląc coś na kartce. Widząc nas natychmiast schowała kartkę do szuflady.
-Rozwaliła tarczę... i ścianę- zaczęła na wstępie nauczycielka.
Dyrektorka spojrzała na mnie badawczo swymi stalowymi oczami co można się domyślić nie było zbyt przyjemne.
-Znowu?- spytała mnie.
Skinęłam głową i spuściłam wzrok na podłogę.
-Hmm... Dziękuję pani, proszę nas już zostawić same dobrze?- zwróciła się do nauczycielki, która nie spodziewając się takiej odpowiedzi stała chwilę niezdecydowanie, wreszcie skinęła głową i wyszła. Sama też byłam zaskoczona. Zwykle kończyło się na spisaniu strat i wysłaniu mnie na dodatkowe zajęcia zwane "wyrównawczymi".
-Usiądź- powiedziała dyrektorka wskazując krzesło przed biurkiem. Usiadłam posłusznie czekając na to co powie. Przez chwilę dyrektorka przyglądała mi się z uwagą po czym westchnęła przeciągle, wstała, obeszła biurko i usiadła na nim obok mnie.
-To już piąty raz. Co się dzieje? Bo ufam że nie robisz tego specjalnie.
-Nie, oczywiście że nie. Ja tylko...-urwałam.
-No?
-Nie wiem... nie panuję nad tym-wydukałam.
Dyrektorka kiwnęła głową ze zrozumieniem chwilę podumała po czym wstała energicznie i złapała jakieś klucze leżące na biurku.
-Możesz zostać jeszcze godzinę w szkole?- spytała.
-Mhm...Pewnie tak-odparłam ze zdziwieniem.
-To chodź.
Weszłyśmy do pustej już sali ćwiczeń. W lewym rogu sali ciągle walały się nie pozbierane jeszcze skrawki tarczy a nad nią widniała dziura w ścianie.
-No nieźle- odparła dyrektorka również się jej przypatrując. Po chwili klasnęła głośno w dłonie i oznajmiła że nie ma czasu do stracenia.
-Zacznijmy od prostszego ćwiczenia. Uderz we mnie macką cienia.
Bez zbędnych protestów zrobiłam jak kazała. W ostatniej chwili osłoniła się tarczą i nawet nie zdążyłam się zorientować jak posłała w moją stronę kulę światła. Tak samo zrobiłam tarczę dookoła siebie a kula uderzyła w nią i błysnęła złotymi pasmami.
-Dobrze- pochwaliła mnie- a teraz szybciej!
Zaczęłyśmy się obrzucać mackami energii coraz szybciej aż w końcu dyrektorka wyrzuciła w moją stronę kilka na raz. Przez ułamek sekundy wpadłam w panikę ale w ostatniej chwili wyciągnęłam ręce, przechwyciłam macki i wyrzuciłam z powrotem w stronę dyrektorki. Osłoniła się tarczą.
-Widzisz? I sama opanowałaś już drugie ćwiczenie- uśmiechnęła się- chodź, teraz poćwiczymy kontrolowanie energii.
Poprowadziła mnie na drugą stronę sali bliżej okien.
-Do ćwiczeń kontrolowania energii najlepsze są tarcze strzelnicze. Ale nie będziemy ryzykowały utratą kolejnego sprzętu- powiedziała i uformowała z energii magii światła tarczę-a teraz rozluźnij się, musisz być skupiona i opanowana. Wystaw przed siebie ręce i zrób małą kulę cienia. Musisz bardzo powoli dodawać do niej energię by w odpowiednim momencie wystrzelić nią. W tym ćwiczeniu nie chodzi o rozwalenie tarczy ale o wyczucie i w odpowiednim momencie rozproszenie energii tak by zaledwie musnąć tarczę. Rozumiesz?
-Mhm... Chyba tak.
-Więc ręce przed siebie i tak jak mówiłam. Pełne skupienie. Ale rozluźnij się i trzymaj ręce prosto. A teraz kula energii.
Zrobiłam małą kulkę ciemnej energii i stopniowo dodawałam do niej mocy.
-Dobrze. Powoli i spokojnie.
W tej chwili przeszedł mnie dreszcz a macka energii rozbłysła i poszybowała w górę uderzając w sufit z którego zaczął sypać się tynk. Wstałam powoli z podłogi na którą mnie zwaliło gdy macka rozbłysła i spojrzałam na sufit.
-Nic z tego- powiedziałam celowo unikając wzroku dyrektorki chodź wiedziałam że mi się przygląda. Przez długą chwilę trwała cisza. Wreszcie odważyłam się spojrzeć na dyrektorkę. Zaraz tego pożałowałam bo wbiła we mnie przenikliwy wzrok i szczególnie badawczo zaczęła przyglądać się moim oczom. Wreszcie spuściła wzrok i uśmiechnęła się leciutko po czym znów podniosła na mnie oczy. Było w nich coś dziwnego. Tajemniczy błysk którego nigdy jeszcze u niej nie widziałam.
-Jak to nie? Jasne że się uda- odparła i zrobiła kolejną tarczę- ale nie możesz bać się tej mocy. Magia cienia sama w sobie jest potężna i piękna ale nie kontrolowana może stać się niebezpieczna. Musisz kontrolować emocje i wspomnienia, wyciszyć się aby móc nią w pełni korzystać i nie dopuścić aby tobą zawładnęła.
Wyszło na to że dwie godziny męczyłam się z tą tarczą. Moja kula energii raz po raz niekontrolowanie wybuchała, uderzała w ścianę i tym podobne.
-Ta moc jest częścią ciebie! Nie możesz się jej bać bo zupełnie stracisz kontrolę!- wykrzyczała dyrektorka stojąc w odpowiednim oddaleniu kiedy formowałam kolejną kulę energii.
-Dobra skup się- pomyślałam- głęboki wdech, pełny spokój.
Zamknęłam oczy i tak jak radziła dyrektor rozluźniłam ręce gdy nagle przed oczami zamigotało coś jasnego, jakby cień czy coś takiego. Momentalnie straciłam kontrolę. Kula energii wybuchła i rozproszyła się na kilka macek. Jedna z nich poszybowała w stronę okna, wybiła szybę i rozbiła się na dole. Reszta uderzyła w ściany i sufit.
-Tak to może jednak skończymy na dzisiaj- powiedziała dyrektorka.
Szybko zebrałam swoje rzeczy rzuciłam krótkie "dziękuję" w stronę dyrektorki i wybiegłam ze szkoły.
Sekrety cienia
-No to pora by je wyprawić!
-Były już dawno, a jeśli tak bardzo chcesz to wyprawię może za rok.
-W ten weekend. -Prychnął cicho, jednak Rima tego nie usłyszała.
-Chodźmy już...Bo inaczej się nie powstrzymam i znów się przemienię na oczach wszystkich ludzi. -szepnęła.
- Hm... Kto pierwszy do twojego domu ten lepszy! - Zanim dokończył, już pobiegł przed siebie.
-Osz ty!-krzyknęła i szybko pobiegła za nim śmiejąc się z niego. Jako jedyny umiał ją tak łatwo rozśmieszyć. Był osobą, która byłą dla niej wszystkim. Tym który jako pierwszy ją zauważył, a także tym który uświadomił jej jak świat może być wspaniały. Oczywiście nie powiedziałaby mu tego wszystkiego. Wypominałby jej to przez cały czas...a poza tym zauważyła, że nie lubi zbytnio rozmawiać o uczuciach. Ważne, że potrafi je okazywać.
Jack czekał na nią chwilę przy jej domu.
-Wygrałeś. -powiedziała zasapana brunetka.
-Brak kondycji widzę.
-Za to u ciebie jej za dużo.
-Oj tam.
-Chcesz wejść? Nikogo dziś nie ma w domu, więc możemy spokojnie porozmawiać na strychu.
-Hm...Na pewno?- puścił jej perskie oko. Ona zaś zlekceważyła to i obróciła się na pięcie.
-Nie chcesz to nie, twoja strata.- powiedziała i wyciągnęła klucze aby otworzyć drzwi.
Uśmiechnął się szeroko. Tylko czekał na ta okazje. Jej boczki tak wołały o meczenie... Taaak, Jack lubił męczyć każdego łaskotkami...
-Ej, przestań!!!-pisnęła ze śmiechu. Co jak co, ale jej reakcja na łaskotki były jej najgorszym punktem. Była na nie wręcz uczulona.
- Co, kiedy, jak, dlaczego?
-Proo-szeee przeeestań mnieee łaskotaaaać!- ledwo wydusiła z siebie.
Zaśmiał się głośno, ale spełnił jej prośbę. - Jak dotąd... jesteś najwrażliwszą na łaskotki z osób, które znam.
-Jak dotąd jesteś pierwszym który odkrył mój słaby punkt .
-Żartujesz co nie? -zapytał, lecz ona tylko uśmiechnęła się nieznacznie.
-O ja cie...
-No co?
-Nie, nic nic.
-Dobra wchodź do środka za nim się rozmyślę.- zaśmiała się.
Przewrócił oczami i przesunął palce po jej boczku wchodząc jako pierwszy do domku.
Dziewczyna zamknęła drzwi i weszła za Jackiem na strych. Przekręciła odpowiednio wskazówki zegara i po chwili ukazała się im stara biblioteka.
-To...Co robimy?
-Hm...Szukamy czarów wodnych?
-Jeśli się nie mylę to trzeba szukać na górnych półkach.- oznajmiła i przesunęła drabinkę przylegającą do regału, a po chwili weszła na nią.
-Tylko nie spadnij!- ostrzegł ją Jack
-Czy kiedykolwiek mi się to zdarzyło?
-Nie, ponieważ Cię złapałem, pamiętasz?-uśmiechnął się
-...Tak...pamiętam...-mruknęła nieco skrępowana.
- Śnieżna Księżniczka wpada w ramiona Władcy Zimy-zażartował
-Lepiej się rozejrzyj za czymś pomocnym.-pokręciła głową. "Śnieżna Księżniczka"- zaśmiała się w myślach.
-Hm...za kijem?
-Jakim kijem?
-Em...nieważne.
-Musi tu coś być...Te książki były już tu wieki temu!
Zmienił się momentalnie i lewitując w powietrzu, czytał tytuły na okładkach. A było wiele interesujących.
Rima walnęła się w głowę.
-I po co ja całe życie korzystam z drabiny?!
- Nie mam pojęcia?
-. . . -przemieniła się i po chwili tak samo lewitowała w powietrzu, choć ciężko było jej się skupić na dwóch rzeczach na raz: szukaniu książki i utrzymywaniu braku grawitacji. Jackowi było łatwiej, bo zawsze to robił, jak musiał po coś sięgnąć wysoko. Nagle brunetka poczuła w swojej głowie mocny ból. Upadła na ziemię. Chłopak odwrócił się i po chwili był przy niej.
-Rima, co się dzieje?!
Ojojoj, już was strach ogarnia?
-Czego chcesz?!-warknął Jack- Zostaw ją w spokoju!
Nie, nie, nie, moje dzieciaczki.
-Wal się g********!
-Jack...To nic...przejdzie...-wyjąkała
Hm... Jej błąd, ze wysłała w ciebie swoja energie. Teraz mam dostęp także do niej...
-Wtedy o tym nie myślałam...Poza tym nie żałuję niczego.
Jasne, jasne, idiotko...
-Nie nazywaj mnie idiotką!-wstała nagle na równe nogi mimo pewnego bólu. Nienawidziła szczerze jeśli ktoś się tak o niej wypowiadał, albo o jej bliskich.
Idiotka, idiotka, idiotka...
-Podły manipulator, bez jakiegokolwiek rozumu! No bo skoro nas dręczysz to znaczy że jesteśmy ci do czegoś potrzebni, a to z kolei znaczy ze sam nie umiesz sobie poradzić!
Tratatata...
-Już nie wiesz co powiedzieć, hę? Chcesz nas zniszczyć od środka byśmy tobie ulegli. Taki jest twój plan?
Chce po prostu was denerwować. No i chce mojego chłopczyka...
-On nie jest twój.-zerknęła na Jacka który z zaciekawieniem przysłuchiwał się wymianą zdań.
Jest, jest, maleńka...
- Tsa... Myślisz, ze jestem rzeczą? Nie.
-Skoro znasz już nas...To może się przedstawisz?
Jestem Cieniem. I tak Jackuś będzie mój. Mój ciemny chłopiec...
-Co masz na myśli ciemny?-spojrzała znacząco na Jacka
- Skąd ja mam niby wiedzieć?
Nie kłam... Doskonale wiesz...
-Jack, o czym on mówi?
Jako ze siedział na podłodze, przyciągnął nogi do siebie i oparł głowę o kolana. Zacisnął dłonie w pięści, chowając głowę w rekach. Rima przysiadła się do niego.
-Wiesz, że nie musisz mieć przede mną tajemnic? Zaakceptuję cię takim jakim jesteś, bez względu na wszystko inne.- powiedziała, lecz on nadal milczał.
-...Ale wiedz też, że nie będę naciskać...-westchnęła i wstała.
- Wielu krewnych z mojej rodziny straciło nad sobą kontrole.
-Jak to?W jaki sposób?
- Z powodu swojej magii.
-...Czy...tobie też to grozi?-zapytała z wahaniem
- Nie wiem... Chociaż sądząc po słowach Cienia, prawdopodobnie tak.
-Więc się myli.
- Nie, może się nie mylić.
-I co z tego? Każdy może zmienić swój los i przyszłość.
Cienie pokolenia. Mówi ci coś?
Nagle oczy dziewczyny się rozszerzyły.
-...Czyli ta legenda jest prawdą...-wyszeptała.
Był kiedyś chłopiec, który chciał władzy. Jako ze był zbyt slaby magicznie, poszedł do potężnej czarodziejki przeznaczenia. Czarownica miała pewien sekret, który ciążył jej ogromnie. Była to klątwa, nazywana klątwą pokolenia. Słysząc prośbę chłopca, wpadła na pomysł. Otóż poprosiła go, aby zdobył dla niej pewna roślinkę, dzięki której mogłaby skierować złą magie na niego. Problem w tym, ze nie mogła dotknąć kwiatka. Chłopiec tak bardzo chciał mieć większą moc, że jak najszybciej zdobył owy kwiat ciemności.
Dwie noce przygotowywała eliksir, od zmierzchu do świtu. Światło dnia tylko zniszczyłoby jej starania. W tajemnicy przed dzieckiem wlała do mikstury piec kropel czarnej krwi przepełnionej klątwa pokolenia. Trzeciego dnia podarowała chłopcu gotowy napój. W ciszy obserwowała, jak jej dzieło jest szybko wypijane.
- To ci da większa moc, ale tez i niebezpieczna klątwę pokolenia. Twoje dzieci będą skazane ciemnością, tak samo jak ty.
Głos miała zimny i przepełniony groza. Jej oczy patrzyły beznamiętnie na ofiarę. Ale dzięki temu była wolna od klątwy, która psuła jej życie. Niektórzy wpadali w ciemność, tracili kontrole nad sobą i moc ich ogarniała w całości. Teraz brzemię te będą nosić potomkowie młodzieńca. Ich rodzina nazywała się...
-Nikt nie wiedział jak nazywała się ich rodzina, gdyż wyrwano kawałek kartki...
-Teraz już wiesz.- powiedział nie patrząc jej w oczy.
Tak...Cienie pokolenia rodziny Overland Frost...
-Ale...To niemożliwe...
- Nie ma rzeczy niemożliwych - rzucił oschle.
-Pokonamy tę klątwę.
- Nie uda się.
-Przecież sam powiedziałeś, że nie ma rzeczy niemożliwych.
- Chodziło mi o to, ze możliwe, ze jesteśmy zaklęci, ale niemożliwe jest, żeby ja usunąć.
-Nawet jeśli to rzeczywiście jest niemożliwe...To nie zostawię ciebie. Będziemy walczyć z tym razem.
Chyba jednak nieco za późno, malutka. Klątwa zaczęła go ogarniać, odkąd posiadł blizny pokolenia... które ma już dobry szmat czasu.
- Dwa lata - mruknął beznamiętnie.
-Na nic nie jest za późno! To niesprawiedliwe, że wszystkie pokolenia muszą płacić dług jednej osoby. A ty mi coś obiecałeś!-zwróciła się do Jacka jednak była odwrócona. Nie chciała by widział jak łzy powoli zaczynają jej się gromadzić w kącikach oczu. -Obiecałeś mi, że mnie nigdy nie opuścisz.
Westchnął ciężko.
- Myślisz, że nie walczę z tym?
-Ja...naprawdę nie chcę cię stracić.-szepnęła.
-Staram się tyle, ile mogę. Ale...Kiedyś...-odwrócił wzrok.
Brunetka wiedziała, że jest to dla niego trudne. Bez zbędnych myśli szybko wyczarowała lodową różdżkę, odwróciła się i znów wycelowała swoją energię w Jacka. Skoro kiedyś musiało się to w końcu stać, to nie będzie z tym sam.
Odparł gładkim ruchem jej magie. Spojrzał na nią uważnie.
- Nie chce więcej, Rimo. Proszę cie...
Wstał z ziemi i podszedł do niej. Spojrzał głęboko w jej oczy, wzdychając cicho.
- Musisz kiedyś przestać przychodzić każdemu z pomocą.-Po tych słowach mocno ją przytulił do siebie.
Amory, amory, amory, wszędzie głupie amory...
-Oh cicho siedź!- ofuknęła go.
Będę głośno.
-Super...-mruknęła. Głupawy, denerwujący cień.- pomyślała
Hm... wiesz, że słyszę twoje myśli?
- . . . CO?!- krzyknęła oburzona
Mrrr... Lubię to...
- Odwal się od moich myśli!
Nie, nie, nie, idioteczko...
- ...milutki, grzeczny, MAŁY cień.
Cieszę się, że masz o mnie takie pozytywne zdanie.
- . . . zgiń marnie
Nie mogę zginąć, jestem niematerialnym bytem.
- Szkoda.
Hm... kochasz Jacka? Mimo że króciutko go znasz?
- Tak - odpowiedziała pewnie.
Możesz mówić w myślach. Głos nie jest konieczny.
Kocham go.
Nie, nie kochasz go. Jesteś nim zainteresowana.
Kocham go. Nie ważne co mówisz. Nie wyobrażam sobie bez niego życia...Ja...Zrobię wszystko by być razem z nim.
Nie, nie zrobisz.
Wątpisz w to?
Nie. Ja to wiem.
Jesteś tylko niematerialnym bytem. Nie wiesz tego jak mocno można kochać.
Wiem, jak to jest. Nie zapominaj, jestem z Overland od czasu przekazania klątwy.
Lecz nie znasz mnie, tak dobrze jak myślisz. Nie cofam swoich słów. Kocham go i mogłabym dużo poświęcić, dla niego.
Nawet jeśli cię zdradzi?
Zdrada boli... Jeśli się kocha szczerze, ale tak.
Zdrada cię zniszczy, dziecinko.
To ja zniszczę ciebie.
Tyle pokoleń przeżyłem, więc taka idiotka mnie nie zniszczy.
Twój czas dobiegnie końca.
Te bajki to możesz opowiadać małym dzieciom.
Kiedyś przegrasz. Każda klątwa ma swoją słabość.
Nie przegram.
Poza tym... o co chodzi ci z tą zdradą?
Dowiesz się później...
Teraz to ty mówisz jak w jakiejś bajce...Mam się bać?
Zastanów się. Czy będziesz się bała czy nie, to zależy już od ciebie...
Nie ufam tobie. Ufam Jackowi... Nie zasiewaj strachu tam gdzie go nie ma.
Nikomu nie możesz ufać.
Dlaczego?
Pomyśl...
Nic nie odpowiedziała.
- Jack... ufasz mi?
- Skąd takie pytanie? - Spojrzał na nią zaskoczony.
- To nic...Nie ważne. Moja mama niedługo przyjdzie z pracy. Lepiej aby nie zobaczyła nas na strychu...wiesz może się dopytywać.
- Szkoda, tyle ciekawych tytułów...
- Heh, szkoda, że nie mogę ci skopiować całej biblioteczki.
- No szkoda...
- Ale zawsze jest jutro. Mamy czas.
- Mhm.
niedziela, 8 grudnia 2013
Głupawka cienia.
Dzwonek. Nieznośny dzwonek na lekcje, który jest katorgą dla każdego więźnia w tym zakładzie karnym. Dzwonek, który ukróca wszystkim wolność i o 45 minut życia. Dlaczego wymyślili szkołę? Niewiadomo, kto był tym ,,geniuszem". Przecież to bezużyteczne, żeby trzymać dzieci w zamkniętych i dusznych salach. Torturują ich umysły bezużytecznymi rzeczami...
Wiele bym dał, żeby móc oddać im pięknym na nadobne...
- Ajajaj! Dość myślenia! - Nagle krzyknął.
Zamrugał oczami i spojrzał w bok. Brunetka o błękitnych paczałkach wpatrywała się w niego zdumiona. Rozejrzał się. Nie byli w szkole. Byli na zewnątrz.
Chwilunia... To czemu myślałem o szkole, hę? I czemu...
Nie uciekniesz ode mnie, dziecko.
Pokręcił gwałtownie głową.
Chyba omamy zaczynam mieć...
Nie, mój drogi chłopczyku. Jestem Cieniem.
Zacisnął zęby, nie odpowiadając. Zerknął na dziewczynę i zaraz odwrócił wzrok.
- Jack? Coś nie tak? - zapytała zaniepokojona. Widocznie wydawało jej się, że przez chwilę w jego oczach widziała zdenerwowanie?
- Nie, nic...
Boisz się jej powiedzieć? Później nie będziesz miał okazji... Będziesz moim chłopczykiem. Ciemnym chłopczykiem.
Przestań gadać w moim umyśle!
Ahm... Chłopczyk zaczyna się denerwować. Ojoj, niedobrze...
Zamknij się!
W tym momencie zapiekły go blizny. Zachłystnął powietrzem, zginając się wpół. Złapał się za brzuch. Strasznie go to bolało. Jakby przyłożono mu do ciała rozżarzony metal.
- Jack! - krzyknęła dziewczyna.
Zadrżała na chwilę. Poczuła strach, jednak w porę odzyskała zimną krew.
Ledwie na nią zerknął. Rany go tak piekły... Przewróciłby się, gdyby nie Rima.
- Jack, co się dzieje!? - Przytrzymała go i zaprowadziła do ławeczki, która stała niedaleko nich.
Milczał przez chwilę, trzymając się za miejsca, na których miał blizny pokolenia. Po chwili sapnął głośno, opierając się plecami o oparcie ławki.
- Blizny... znowu zaatakowały. Jest dużo gorzej niż wcześniej... Do tego ten głos - wyszeptał, spoglądając na nią z bólem. Powtórzył słowa rzekomego ,,Cienia".
Ładnie to tak powtarzać jej moje słowa? Pożałujesz tego!
Szatyn krzyknął, zginając się z powrotem. Czarne ślady zabolały go bardziej niż przed chwilą.
Rima nie miała pojęcia, co się dzieje. Po chwili dzierżyła w swojej ręce lodową rózgę. Stanęła centralnie przed Jackiem i skupiła całą swoją energię. Pomiędzy nimi zaświeciła mała kulka mocy, która zaraz wniknęła w ciała chłopaka w miejscu bólu. Dziewczyna zacisnęła mocniej ręce na drewnianej lasce. Oddawała mu część swojej mocy, przez co poczuła się trochę słabo, a jej umysł nagle przeszył mocny ból. Odruchowo pisnęła, zaskoczona tym zjawiskiem.
Bezczelna dziewucha! Jak śmiałaś?!
Nie trzeba było dodawać, że białowłosa też to usłyszała.
- Rima... - Spojrzał na nią smutno. - Zgaduję, nie na długo to wystarczy.
Na bardzo króciutko, kretyni!
- Nawet jeśli, to nie mam zamiaru tolerować tego, że ktoś ciebie krzywdzi. Poświęcę się, jeśli taka potrzeba zajdzie. Nie chcę tracić już nikogo więcej. Nikogo -odpowiedziała smutno, lecz szczerze.
Westchnął ciężko i trochę niezgrabnie wstał z ławki. Podszedł do czarodziejki i spojrzał w jej oczy.
- Nie martw się. Na pewno nie stracisz...
Po tych słowach nachylił się, jako że był wyższy od niej, i pocałował ją nieśmiało.
- Obiecujesz? - zapytała, lecz czuła się już nieco pewniej. Lęk przestał jej tak bardzo dokuczać.
- Nie obiecuję, ale postaram się o to. - Uśmiechnął się lekko.
Amory, amory, amory, wszędzie amory...
Zamknij się, bezuczuciowy intruzie. Wczuj się w sytuację.
Całusy, całusy, całusy, wszędzie całusy... Lepiej?
Wiesz co? Lepiej byłoby, żebyś milczał.
Wrzody, wrzody, wrzody, wszędzie wrzody...
O ja pitolę...
Pokręcił z politowaniem głową i spojrzał z szerokim bananem na twarzy na Rimę.
- Cień chyba dostał głupawki od twojej magii.
- Jeśli będzie chciał dostanie jej jeszcze więcej.
- Oj, to ja podziękuję. Amory, amory, amory, wszędzie amory... - przedrzeźnił słowa Cienia.
Białowłosa przyjrzała się Jackowi.
- Mam nadzieję, że więcej ci nie dokuczy... te coś...
Wzruszył ramionami.
- Już wolę tą głupawkę niż to wcześniejsze.
Zmierzwił włosy dziewczynie, na co ona odskoczyła z piskiem, zmieniając się w starą siebie. Wolał czarne włosy od białych, nie wiedział czemu. Posłał jej szeroki i zarazem niewinny uśmiech urwisa. Wyobraził sobie kulę wody, która zmaterializowała się nad nią. Nie trzeba chyba dodawać, co było później, prawda?
------------
Wasz chory Jackuś dostał nieco głupawki i naskrobał jakże zabawną(według Rimy) notkę.
~Jack Frost
wtorek, 3 grudnia 2013
Czo ja paczę?
- Dlaczego to musi być tak nudne i trudne - westchnęłam, spoglądając na zegarek. Piekielne wskazówki mówiły dokładnie, że jest godzina dwunasta w nocy. Obiecałam cioci, że tym razem choć postaram się odrobić lekcje. Poprzednim razem skończyło się to uwagą, co niezbyt zadowoliło moją opiekunkę. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że jestem tępą osobą.
- A ty nadal siedzisz nad tą matmą? - spytał Daisy, siadając na biurku tuż przede mną - powinnaś się położyć i trochę przespać. Rano jak zwykle będziesz nieprzytomna.
- Wiem, wiem... - warknęłam, gwałtownie wstając z krzesełka. Wolnym krokiem podeszłam do okna i lekko odsunęłam rolety. Do granatowego płótna nieba przyszyte zostały migoczące gwiazdy, wraz z księżycem, który królował zawsze gdy pożegnaliśmy słońce za horyzontem. Rozmarzona oparłam się na rękach, zapominając całkowicie o pracy domowej. Fajnie by było, gdybym miała dobrego duszka, który odrobiłby za mnie lekcje, pouczył się na sprawdzian, czy kartkówkę.
- Daisy? - spytałam po chwili - Umiesz utrzymać ołówek w ręce?... Ekhem.... Skrzydle? - poprawiłam się szybko, spoglądając na niego z niebezpiecznym błyskiem w oku.
- Nawet o tym nie myśl, Keyli... - odwrócił się do mnie skocznie plecami, przymrużając oczy.
- Ale dlaczego! Przecież mógłbyś mi pomóc, prawda? Poza tym, widzę po tobie, że jest ci mnie szkoda - uśmiechnęłam się szatańsko, szczerząc jak psychopata.
- Gdybyś spytała mnie o to jakiś czas temu, na pewno zdołałbym ci pomóc... - westchnął z nostalgią, odlatując na parapet.
-... O co ci chodzi? - uniosłam lekko jedną brew. Daisy jednak nic nie odpowiedział, bądź udawał, że nic nie słyszy. Postanowiłam więc skończyć ten temat. Kto wie, czy w ogóle by mi coś powiedziało to ptaszysko. Wprawdzie on nigdy mi nie nie mówi, ani nie chcę.
Uniosłam ręce w geście poddania, wracając do biurka. Na samą myśl o tym zadaniu, wnętrzności wywracały mi fikołka. Może uda mi się od kogoś przepisać w szkole. Tak! To jest dobre wyjście z tej sytuacji... No, może nie do końca tak dobre, ale chociaż coś.
- Chwila.. - mruknęłam pod nosem, nagle przypominając sobie o jednej, ważnej rzeczy. Nagle, jak z bicza strzelił zreflektowałam się o braku pewnego bardzo ważnego dla mnie przedmiotu.
- Zgubiłam bransoletkę! - wrzasnęłam, zanim zdążyłam się opamiętać. Szybko zasłoniłam usta dłonią, przypominając sobie o śpiącej cioci. Wstrzymałam oddech, nadsłuchując. Ulżyło mi, gdy nie usłyszałam żadnego niebezpiecznego dźwięku dochodzącego z jej pokoju.
- Co tu robić, co tu robić, tu robić... - złapałam się za głowę, chodząc w kółko po pokoju.
- Nie panikuj, kobito - wtrącił się Daisy zaspanym głosem - gdzie ostatnio ją zostawiałaś? - dodał.
- Cóż... - zastanowiłam się przez chwilę - byłam w szkolę... potem w pokoju nauczycielskim... a gdy wróciłam do domu, bransoletki już zapewne nie miałam na ręce...
- Bingo. Więc musiałaś zgubić ją w pokoju nauczycielskim.
- No, okej. Ale jak ja tam znowu wejdę? Nie dadzą mi klucza od pokoju nauczycielskiego "od tak, bo chcę". Muszę mieć jakiś konkretny powód...
-... Powiedz, że to sprawa życia i śmierci. Dzięki twoim informacją, które zdobędziesz ludzkość przetrwa. A teraz przepraszam, ale muszę iść spać - ziewnął i otulając się własnymi piórami... po prostu zasnął. Jęknęłam zrezygnowany i walnęłam się na łóżko. Nawet nie zorientowałam się kiedy nadszedł sen...
~♦~
Szybkim krokiem przemierzałam korytarz szkolny, szukając znajomych mi twarzy. Rozglądałam się uważnie we wszystkie możliwe strony, gdy w końcu na mojej twarzy zakwitł uśmiech. Pomachałam przyjaciołom i podbiegłam do nich, omijając każdą, napotkaną osobę.
- Cześć Rima, Amika, Alisa i Jack! - zaśmiałam się pod nosem - co u was słychać?
- U nas nic... A no i czołem - odparł Jack, uśmiechając się lekko.
- Hej Keyli - dodała Amika, już bardziej pewniejsza siebie niż poprzednim razem, gdy ją poznałam.
- Tym razem się nie nabiorę i będę wiedzieć, która jest która! - parsknęłam śmiechem, a wraz ze mną cała reszta - o której kończy się przerwa? - spytałam po chwili.
- Cóż.. za jakieś pięć minut - powiedziała Rima: - a stało się coś?
- W sumie to tak. Zgubiłam swoją bransoletkę, którą dostałam od Chris'a. Arghh... Na dodatek najpewniej jest w pokoju nauczycielskim!
- Od Chris'a?
- W pokoju nauczycielskim?
- Jak ty tam wejdziesz? Przecież nie wpuszczając tam uczniów bez pozwolenia...
- Jakiego Chris'a?
-... Za dużo pytań... - skwitowałam, parskając głośno - może potem wszystko powiem, co? Na razie muszę iść ratować świat! I mnie! I jednorożce! I nibylandje!
- Jasne, jasne, rozumiemy... - zaśmiała się Alisa.
- Ale najlepsze jest to: Patrzcie! - uśmiechnęłam się szatańsko, wyjmując z kieszeni mały, złoty kluczyk i pokazując go im. Wszyscy z wrażenia zachłysnęli się powietrzem, wytrzeszczając oczy.
- Keyli! Będziesz mieć nieziemskie kłopoty, jeśli ktoś dowie się, że to TY ukradłaś kluczyk! - zgromiła mnie Rima, mrużąc oczy.
- Taa... poza tym, ty TY wczoraj pomagałaś nauczycielce przy jakiś papierach, nieprawdaż? - wtrącił się Jack: - Mają powód, aby cię oskarżyć.
- Oj, ciiii! Po prostu mnie nie wydajcie, dobrze? Z cała resztą sobie poradzę - uspokoiłam ich. Popatrzyli się po sobie niepewnie, jednak w gruncie rzeczy kiwnęli głowami.
- Musi naprawdę ci zależeć, skoro dla jednej bransoletki robisz takie zamieszanie... - na twarzy Amiki zagościł łobuzerski uśmieszek.
- Ugh... - nadęłam buzię jak rozdymka i odwróciłam się do nich plecami, zakładając ręce na piersiach. Nawet nie wiedziałam, że wtedy moja twarz przybrała ładnego, różanego odcienia. Po chwili jednak uśmiechnęłam się wesoło i odmachując im, pobiegłam dalej.
~♦~
Kulturalnie poczekałam, aż dzwonek obwieszczający lekcję skończy rozbrzmiewać. Gdy uczniowie i nauczyciele rozeszli się do swoich klas i rozpoczęły się zajęcia, ja rozpoczęłam swoją misję. Dla "niepoznaki" założyłam na głowę czarny kaptur i cichaczem przemknęłam pod drzwi do pokoju nauczycielskiego. Wyjęłam z zanadrza zloty kluczyk i wkładając go w dziurkę od klucza, przekręciłam. Zamek puścił z cichym stuknięciem. Rozejrzałam się jeszcze dla pewności, po czym czmychnęłam do środka niczym ninja.
- Dum, dum dum duruuuuum... - zanuciłam pod nosem - misja znalezienie bransoletki: rozpoczęta! - mruknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Tylko gdzie ja ją mogłam zostawić? Wszędzie było pełno papierów, dokumentów, papierów no i papierów... Mówiłam już o papierach? Nie? To powiem, że pełno było papierów.
Zmrużyłam oczy i rozmasowałam skronie. Na pewno musi gdzieś tu być. Nagle jedna ciekawa rzecz wytrąciła mnie z rozmyślań. Na biurku na samej górze dokumentów leżały akta bardzo ciekawej osoby.
- Rima Dream, tak? - uśmiechnęłam się łobuzersko.
"Nie, Keyli! Nie możesz tego zrobić! Przecież to jest karalne" - nagle w mojej głowie odezwał się cieniutki głosik, który przemawiał do mnie wręcz błagalnie.
"No, dalej, wilczku! Przecież i tak już sporo nabroiłaś! Co ci szkodzi zajrzeć do tych akt? Możesz dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy!" - po chwili odezwał się drugi głos. On jednak śmiał się cały czas i namawiał do popełnienia zbrodni.
- A spadać mi stąd! - pomachałam ręką przed twarzą, jakby rozganiając niewidzialny dymek i głosy. Westchnęłam głęboko i ukradkiem zajrzałam do akt. Jedyne, co zdołałam wyniuchać to datę urodzin Rimy. Hm... Były już trochę temu, jednak nie zaszkodziłoby zrobić mega-super-uber-hard party! Tak, właśnie tak zrobię!
Pochłonięta rozmyślaniami o niedoszłej jeszcze imprezce urodzinowej Rimy, nie usłyszałam kroków dochodzących z korytarza. Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam gorączkowo poszukiwać upragnionego przedmiotu. Na moje szczęście bransoletka leżała dokładnie pod biurkiem. Szybko zgarnęłam ją i w ostatniej chwili złapałam się lampy wiszącej na suficie. Podciągnęłam nogi pod brodę, kuląc się. Kątem oka spojrzałam na postać, która weszła do środka. Był nim pan zUy od fizyki. Poczułam jak oblewają mnie zimne poty, a serce łomocze się w klacie. Teraz tylko zachować jak najcichszą ciszę i wyjść z tego pokoju.
Odetchnęłam głęboko, wykorzystując okazję, gdy nauczyciel stał odwrócony tyłem. Zgrabnie zeskoczyłam z lampy i stanęłam na podłodze. Cichutko na palcach doszłam do uchylonych drzwi, chcąc wyjść. Naszła mnie jeszcze dzika ochota, aby zatańczyć macarenę, gdy nauczyciel stał odwrócony, jednak w ostatniej chwili powstrzymałam się. Zdusiłam w sobie napad śmiechu i pobiegłam korytarzem pod klasę, gdzie miały odbyć się następne lekcje.
Po chwili rozbrzmiał dzwonek. Tłumy ludzkich mas wylały się na korytarz, gawędząc o czymś. Nagle poczułam jak coś łapie mnie za ramię. Odwróciłam głowę i ujrzałam nie kogo innego jak Rime, Alise, Amike, oraz Jacka.
- Ooo! No hej - zaśmiałam się.
- Nie żadne "hej", tylko mów jak było! - gorączkowała się Amika. Czarnowłosa usiadła obok mnie, niespokojnie wiercąc się na miejscu.
- Nooo... W gruncie rzeczy to... ZDOBYŁAM BRANSOLETKĘ! - otworzyłam zaciśniętą pięść i pokazałam im delikatną, posrebrzaną bransoletkę z zawieszką głowy wilka z fiołkowymi oczami.
- łaaał! - zachwycili się - ładna!
- Dzięki. - uśmiechnęłam się, wkładając ją na rękę. - a, właśnie! Alisa, Amika, chciałybyście wracać dzisiaj ze mną ze szkoły?
- Pewnie. A stało się coś?
- Nie, nie. Po prostu Jack zapewne chciałby wrócić z Rimą, nieprawdaż? - uśmiechnęłam się łobuzersko. - A my możemy wtedy lepiej się zapoznać - puściłam do nich obu oczko i poruszyłam znacząco brwiami. Zrozumiały, że za tym "powrotem do domu" kryje się nie tylko chęć lepszego zapoznania się...
Dzwonek znów rozbrzmiał i wszyscy weszliśmy do klasy. Gdy zasiedliśmy w ławkach, nauczyciel zaczął sprawdzać obecność:
-... Keyli Takei.
- Obecna! - krzyknęłam, podnosząc rękę.
- Dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji?
-... ja.... zatrzasnęłam się w toalecie... - wypaliłam szybko układając sobie w głowie wymówkę. Gdy jednak zrozumiałam co powiedziałam, wybuchłam głośnym śmiechem, a wraz ze mną cała klasa...
Dziękuję Rimie za znalezienie obrazka bransoletki ;D
~Keyli~
sobota, 30 listopada 2013
Piąteczek!!
-No tak... Już bym cię zapomniała Shizen.-powiedziałam i wzięłam smoczka na ręce.
Ten raz dwa wpakował się do kieszeni rozpinanej bluzy.
-Jak będziesz hałasował w szkole to następnym razem cię nie wezmę.
Ten tylko wydał cichy pomruk gdy go podrapałam po łepku. Szybko powiedziałam pa i jestem na zewnątrz. Z dala od brata i taty. Jeszcze trochę i będę śpiewać ,,Niech żyje wolność''. Ruszyłam do szkoły w nadzieji, że po drodze spotkam Rimę. Gdy skręciłam w kolejną ulicę zauważyłam ją z Jackiem. No to pora włączyć nitro. Zaczęłam biec, bo nie chciałam drzeć się jak wariatka, by poczekali. Chociaż tak dyszeć po przemęczającym biegu to też nie zbyt dobrze. No to może truchcik.. Nie za wolno.. Wiem będę się drzeć i biec. Taak... Zdyszana wariatka. Huehue. Zwolniłam trochę bieg, ale nie krzyczałam. Po chwili dopadłam tą dwójkę.
-Ufff... Nareszcie was dogoniłam.-ledwo powiedziałam, bo mnie kuło w boku.
-Po co biegłaś??-spytała Rima, ale czułam, że tłumi śmiech.
-Mogłaś zawołać, żebyśmy poczekali-dodał Jack.
-Taak. Żeby wyjść na wariatkę, która drze się do znajomych z drugiego końca ulicy. Nie dziękuję, nie przyjmuje zamówienia.
Przekręcili tylko oczami. Ruszyliśmy dalej. Podczas marszu sprawdziłam czy w czasie maratonu nie zgubiłam Shizena. Nie siedział w kieszeni. Złapał się zębami tkaniny bluzy. Szczęściarz.. On musiał się tylko trzymać, podczas gdy ja musiałam biec. Pogłaskałam go delikatnie, by się uspokoił. Czeka go w końcu multum hałasu w szkole. Gdy tylko weszliśmy do Krainy Męki i Rozpaczy, Shi skulił się w mej kieszeni. Chyba kupię mu nauszniki. Ale nie wiem gdzie można kupić jego rozmiar. Meeh. Byle, by tylko na lekcji nie zaczął swoich harcy. Rozejrzałam się w około. Jack zaczął rozmawiać o czymś z chłopakiem o czerwonych oczach i brązowych włosach. Zapewne kumpel na dobra i na złe.
-Amika! Choć przedstawię ci moje przyjaciółki!-krzyknęła Rima i pociągnęła mnie w bok.
Natychmiast zobaczyłam dwie dziewczyny. Jedna z nich brązowowłosa o fioletowych oczach, druga białowłosa o szaro-niebieskich oczach. Nagle brązowowłosa rzuciła mi się na szyję.
-Rimaaaa!! Nareszcie przyszłaś!!-krzyknęła, a za mną prawdziwa Rima ledwo powstrzymywała śmiech.
-Yyyyy....-zawiesiłam się- Ale ja nie jestem Rima.
-No jak nie!!-wrzasnęła jeszcze głośniej i trzymając mnie za ramiona i przyglądając się bacznie.
W tej chwili Rima nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Wtedy została zauważona. Dziewczyny patrzyły się na nas starając się odróżnić, która jest prawdziwa.
-Która z was jest klonem!! Gadać!!-wrzasnęła ta co wcześniej wzięła mnie za Rimę, a ja podniosłam rękę.- Rima jak mogłaś!! Dałaś się sklonować!!
Złapała Rimę za ramiona i zaczęła nią potrząsać. Ledwo powstrzymałam śmiech.
-Ona nie jest moim klonem.-Ledwo powiedziała Rima.-To moja kuzynka. Nazywa się Amika.
No nie nie wytrzymam. Miny dziewczyn są powalające. Patrzyły to na mnie to na Rimę.
-Miło mi jestem Alisa. I cieszę się, że sprawa klonów się wyjaśniła-powiedziała białowłosa, widać było, że ta sprawa też ją śmieszyła.
-Keyli jestem!! Miło mi!!-wrzasnęła druga.
Reszta przerwy minęła spokojnie. Co jakiś czas tylko ktoś patrzył ze zdziwieniem na mnie i na Rimę. Huehue. Jestę klonę. Taaak! Mam piosenkę. ,,Klonem jestem... Aaaaaaaa.''. Na chwilę przed dzwonkiem zauważyłam, że Jack rozmawia z jakąś dziewczyną. Szybko odwróciłam wzrok, gdy zerknęła na nas. Zaczęła coś rysować zerkając co chwila w naszą stronę. Hmmmm.... Co ona rysuje. Nagle zadzwonił dzwonek. Ruszyłam z Rimą do klasy na pierwszą lekcję. Meh. Gegra. Nienawidzę gegry. Ale dobra.. Przeżyję....
piątek, 22 listopada 2013
Prych.
Przyszłam wcześniej do szkoły niż zwykle. Zazwyczaj przychodziłam na ostatnią chwilę i naprawdę niewiele brakowało, żebym się spóźniała. Zacisnęłam kurczowo palce na ramieniu torby. Rozejrzałam się po dziedzińcu. To nie to samo bez rodziców. Odetchnęłam głęboko i rozluźniłam się, ganiąc siebie w myślach.
Jestem idiotką. Przecież to tylko szkoła, a nie jakieś straszne więzienie czarodziejów.
Potrząsnęłam głową i poprawiwszy torbę, ruszyłam w kierunku bramy szkolnej. Dzięki Bogu, że mam świetną pamięć wzrokową, bo jakoś szybko odnalazłam poszukiwaną salę. Mijałam ją, kiedy wczoraj szłam z rodzicami do dyrki. Westchnęłam ciężko i usiadłam pod ścianą. Wyciągnęłam szkicownik i zaczęłam rysować ptaki.
Jak dobrze mieć ptasią naturę... Ten maleńki świat w dole... Przyjemne uczucie lekkości... Ten wiatr w piór...
- Hej, jesteś tu nowa? - Nagły głos wyrwał mnie z rozmyślań.
Poderwałam odruchowo głowę do góry. Mój wzrok napotkał brązowe oczy, które błyszczały figlarnie. Zdradzały od razu, że ich posiadacz jest typem urwisa. Tsa... Znałam się na ludziach... Wystarczył tylko blask w ich paczydełkach. Spojrzałam wyżej. Kasztanowate włosy. Niżej. Szczupła, podłużna twarz z nieco wystającymi kościami policzkowymi. Wyżej. Latająca we wszystkie kierunki czupryna w czekoladowym odcieniu. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się uprzejmie.
- Tak. Jestem Fleur, ale możesz mi mówić Flora.
- Miło mi. - Uśmiechnął się szeroko. - Jack Frost.
- Frost? Jesteś z rodziny zabójczych cieni?
Jęknął głośno w odpowiedzi. Schował twarz w dłoniach i wyjrzał trochę niepewnie przez palce, spoglądając na mnie. Widać, że jakby obawiał się negatywnej reakcji.
- Zgaduję, jesteś ze starego rodu.
Skinęłam głową w odpowiedzi i uśmiechnęłam się szeroko. Poklepałam miejsce obok siebie i obserwowałam, jak chłopak siada obok mnie, choć trochę niepewnie.
- Fleur Imraane. - Uzupełniłam poprzednie przedstawianie się.
- Imraane? Anielski ród, tak?
- Nie martw się, nie mam nic do twojej rodziny.
W odpowiedzi usłyszałam westchnięcie z ulgą.
Mruknęłam twierdząco i rozejrzałam się wokoło z czystym zainteresowaniem. Coś, a raczej ktoś, przyciągnął mój wzrok. Błękitnookie brunetki stojące obok siebie. Jedna nieco górowała nad drugą wzrostem i miała zarumienioną z nadmiaru emocji, delikatną twarz. Była ubrana niczym przeciętniak, czyli czarne rybaczki i purpurowa bluzeczka z krótkimi rękawami. Natomiast niższa dziewczyna ubrała się w skromną suknię koloru hebanowego. Miała taką zamyśloną minę... Wyglądały niemal jak bliźniaczki. Jednak ta z nieco rozmarzonymi oczami mnie bardziej zainteresowała. A to dlaczego? Bo jej paczydełka były zagadką. Nic nie zdradzały, nie pozwalały wejrzeć sobie w swój głąb, obnażający duszę każdego czarodzieja, człowieka czy zwierzęcia. Nie rozumiem tego. Odruchowo się skrzywiłam.
- Kto to? - spytałam nowo poznanego kolegę, wskazując brodą na brunetkę.
- Em, która? - Spojrzał na mnie nieco zdezorientowany.
- Ta niższa, z rozmarzonym obliczem.
- W sukience, tak? - Kiedy skinęłam głową, dodał: - Rima Dream.
- Dream? To dość popularne nazwisko wśród czarodziei... - Chwyciłam za ołówek i spróbowałam uchwycić ten blask w oczach zagadkowej dziewczyny.
Ledwie zdołałam skończyć tuż przed dzwonkiem, który wyrwał nieświadomą modelkę z zamyśleń. Patrzyłam, ja odruchowo podrywa głowę do góry i zakłada torbę na ramię. Odetchnęłam z ulgą, kiedy pani nauczycielka przyszła. Jak to co, ale lubiłam się uczyć. Zerknęłam do swojej torby, wchodząc do klasy.
Ou... Zapomniałam książki od gegry. Niedobrze...
------------
Lipa... Wena mi się całkiem wyczerpała.
Wiem, nawaliłam na całej linii >.<
~Dawna Cole, teraz Fleur.
wtorek, 12 listopada 2013
Konkurencja?
-Cześć Yen. -pogłaskałam go za uchem. -Gdzie Jack? -zapytałam a on pobiegł na tyły domu. Poszłam po cichu przed siebie. Wyjrzałam zza rogu. Jack był odwrócony plecami i trenował magię lodu. Oparłam się o ścianę i przyglądałam się mu. W końcu postanowiłam poinformować go o tym, że tu jestem.
-Rima?!
-Nie bo Amika. -zaśmiała się. Podszedł do niej i oparł się o swój kij.
-Mnie nie nabierzesz. Wiem, że to ty.
-Doprawdy? -uśmiechnęła się
-Twój uśmiech cię zdradza.
-A gdyby zamiast mnie była Amika?
-Wiedziałbym, że to nie ty.
-No tak, zobaczyłeś nas razem i widzisz różnice.
-Gdybym nie zobaczył, też bym poznał.
-Mam nadzieję.
-Byłabyś zazdrosna, gdybym was nie rozróżnił?
-Byłbyś wtedy martwy.-odparła dziewczyna
-Nie zabiłabyś mnie, madame.
-Skąd ta pewność, książę?-zmrużyła oczy
-Stąd, że nie skrzywdziłabyś nawet myszki.
-Czyżby? -machnęła dłonią a po chwili w jej ręce pojawiła się różdżka wycelowana prosto w Jacka
-Spróbuj, a nie będziesz miała kogo do przytulania w zimowe dni.- na chwilę odebrało jej mowę ale na szczęście znalazła odpowiedź
-Nie wiem czy wiesz ale masz konkurencję...-odpowiedziała zabierając różdzkę
-Hm? Chyba nie zostawisz mnie dla niego, co nie?
-Czyżbym wyczuwała niepokój? No tak jak ciebie zostawię, to nie będziesz miał kogo przytulać w zimowe dni...-uśmiechnęła się kącikiem ust. On zaś uśmiechnął się niemal jak urwis. Przeciągnął się nieco, cofając przemianę.
-Będę. Zapomniałaś o Yenie?
-Skoro ci Yen wystarcza...-odwróciła się.
- Ej, nie obrażaj się. Przepraszam, ze to co powiedziałem! - Złapał ja za dłoń i odwrócił brunetkę przodem do siebie.
Spojrzała prosto w jego oczy, aż w końcu nie wytrzymała i się roześmiała. Jack zrobił zdezorientowaną minę.
-Mów, kto to taki, no!- Rima na te słowa ledwo co powstrzymywała śmiech.
-Nie musisz się tak przejmować...-próbowała go uspokoić.
- Ale chce przynajmniej wiedziec, kto to taki, by go skutecznie zniechęcić... -W jego oczach było widać, że juz obmyślał plan.
-Spokojnie...To...mój...eghem...kuzyn.
-Kuzyn?!
-Trochę daleki...To brat Amiki.
-Brat Amiki...Hm...
-Jack co ty planujesz?!
-Nic złego?
-...Ale...on nie jest...taki jak myślisz...-w odpowiedzi Jack wytknął tylko język
-Jack!
Nie odezwał się, zadzierając głowę do góry. Na jego ustach błąkał się złośliwy uśmiech. Dziewczyna podeszła do niego i zarzuciła ręce na jego szyję.
-Wiesz, że dla mnie istniejesz tylko ty i nikt tego nie zmieni?- była ciekawa
- Próbujesz mnie od tego odwieść? - Uśmiechnął się ironicznie i schylił się, muskając wargami jej nosek.
-Jack...O kim pomyślałeś? No wiesz gdy ci powiedziałam, że masz ''konkurencję''?-szepnęła
-...Sheyn. Ale teraz to też twój kuzyn.
-Kuzynem nie musisz się przejmować, naprawdę. A tym bardziej Sheynem.
-Nie znasz mojego kumpla. -odpowiedział.
-Wystarczy, że on cię zna. -odrzekła, chociaż kryła pewien niepokój co do Sheyna.
-Nie zna mnie do końca.
-Więc w razie czego masz jakiegoś asa w rękawie, a kuzynkiem się nie ma co przejmować. -uśmiechnęła się.
-I tak zrobię coś...-uśmiechnął się lekko
-Wolałabym nie...
-Ty nie, ja tak.
-Ale to przecież jeszcze dzieciak!
- Wiem... nie zrobię mu nic złego... Najwyżej przestraszę...
-Skąd wiesz?!
-Ma się doświadczenie.-odpowiedział, a ona tylko pokręciła bezradnie głową
-Jesteś niemożliwy.
-I za to mnie lubisz.
-Nie.
-Za to, że jestem urwisem.
-Nie.
- Ugh... - Skrzywił się. - Za to, ze jestem Jackiem?
-Głuptas.- potarmosiła mu włosy. - Ja cie za to wszystko kocham...-szepnęła.
Uśmiechnął się szeroko i odwzajemnił się podobnym na nadobne. Zaraz z włosów brunetki zrobiła się szopa, a szatyn umknął dziewczynie na bezpieczna odległość. Dziewczyna wyczarowała śnieżkę i rzuciła nią w Jacka, jednak z kocią gracją uniknął jej. Po chwili Rima miała w swojej ręce ''rózgę''.
- Co? Kolejna zabawa sie szykuje? - Po chwili zmienil sie w irbisa i smiesznie kucnal do ziemi, pokazujac chec do zabawy.
Yen przybiegł do nich i zaczela sie zabawa. Śniezki i wodne macki lataly na wszystkie strony, lecz irbis zwinnie unikał większości z nich. Po dłuższym czasie dziewczyna oparła sie o ścianę ze zmęczenia. Dawno już nie miała tak wyczerpującego ''treningu''.
-Wymiękasz?
-Zwykle bym się z tobą kłóciła ale jestem wyczerpana.-odpowiedziała i osuneła się na ziemię.
-Nie kłóciła, tylko się droczyła. -powiedział
-Jedno i to samo.
- Nie, to dwie różne rzeczy
-No dobra, masz racje ale jestem zmęczona.-odrzekła i zamknęła oczy
Wyszczerzył kły w złośliwym uśmiechu i podszedłszy bezszelestnie do niej, otarł się o czarodziejkę.
Przytuliła się do jego futra. Było miększe w dotyku od puchowej poduszki. Wkrótce wyczerpana nie wiedząc co robi, przysnęła opierając się o " futrzastą poduszkę".
poniedziałek, 11 listopada 2013
Ważne jest pierwsze wrażenie ~c.d
- Sprawdź w ogrodzie. - Nagle na moim ramieniu usiadł Daisy. Odwróciłam głowę w jego stronę, kiwając nią lekko. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę ogrodu znajdującego się za domem. Odwiesiłam haczyk, który blokował otwarcie furtki, a następnie pchnęłam ja lekko. Otwarła się z cichym zgrzytem, a ja przeszłam przez nią bez większych problemów do innego świata. Kochałam przesiadywać w ogrodzie. Jedynie tutaj mogłam znaleźć spokój i ciszę. Pamiętam, że gdy byłam mniejsza bawiłam się tutaj z wiewiórką. Udawałam, że ogród jest zaczarowanym światem pełnym magii, a ja odważnym rycerzem. Niestety któregoś dnia wiewióreczki nie było. Wtedy właśnie skończyłam z byciem odważnym rycerzem...
Szłam kamienną dróżką miedzy otaczającymi mnie drzewami, oraz roślinami. Rozglądałam się uważnie, aby nie przeoczyć nawet najmniejszego szczegółu. Nagle wyczułam pewien dość specyficzny zapach:
- Tam... - Odezwał się Daisy. Kiwnęłam tylko nieznacznie głową, nurkując w krzakach. Odetchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam przed sobą dwie wystraszone, dziecięce twarzyczki.
- Hej.. - Kucnęłam przed nimi. - Jestem aż taka straszna? - Uniosłam delikatnie brew do góry. Dzieci pokiwały głowami. No tak, nadal wyglądałam tak jak wcześniej.
- Jeeesteeś straaasznaaa... - Zanucił mi wprost do ucha Daisy.
- Teraz gdy zacząłeś gadać musisz być taki złośliwy? - Warknęłam w odpowiedzi, a niebieski ptaszek zaświergotał. Westchnęłam głęboko, ponownie obdarzając dzieciaki uśmiechem.
- Chodźcie do domu, coś wam pokażę. - Wyciągnęłam ku nim ręce. Dzieci spojrzały się po sobie, a następnie niepewnie chwyciły mnie za dłonie. Razem wyszliśmy z ogrodu, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam je i wpuściłam dzieciaki jako pierwsze. Powiedziałam, aby poczekały w salonie, a sama udałam się do łazienki. Szybko obmyłam twarz, oraz ponownie uczesałam włosy i związałam je tak samo w wysoki kucyk. Gdy byłam już ogarnięta, wróciłam do nieletnich:
- Okej, teraz wyglądam lepiej? - Uśmiechnęłam się. Kiwnęły głowami, odwzajemniając gest. - Jak wam na imię?
- Kasai* i Mizu* - Odpowiedzieli zgodnie.
- Dość... osobliwe imiona. - Odparłam po chwili, nadal się uśmiechając. Choć muszę przyznać, że byli naprawdę uroczy. Dziewczynka Kasai miała krótkie, jasne do ramion włoski, oraz brązowe oczy. Mizu natomiast miał brązowe włosy, oraz błękitne oczy.
Nagle wpadłam na genialny pomysł. Szybko złapałam tym razem biały płaszcz wiszący na wieszaku, po czym pognałam do łazienki. Rozpuściłam włosy, rozczesując je palcami. Pędem wybiegłam z łazienki i pognałam na górę do swojego pokoju. Kasai i Mizu obserwowali moje poczynania nieco zdziwieni. Po chwili z pełną gracją ześlizgnęłam się po poręczy na sam dół, w dłoni dzierżąc "magiczną różdżkę"... z plastiku.
- Tatarataaa! Witam was drogie dzieci, jestem magiczną wróżką! Spełnię każde wasze życzenie! - Zamachnęłam się różdżką i tyknęłam nią delikatnie po głowach roześmiane dzieci.
- Wiem! Ja mam życzenie! - Kasai podniosła rękę do góry, zrywając się z miejsca.
- Szepnij dobrej wróżce na uszko. - Nachyliłam się ku dziewczynce.
- Chcę poznać księcia z bajki! - Pisnęła, a w jej oczach pojawiły się dwie małe iskierki.
Skąd ja do diaska księcia z bajki wyczasne! Może jeszcze biały rumak do tego? Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Zaskoczona uniosłam lekko brew do góry.
- Poczekajcie tu. - Powiedziałam do dzieci, a sama podążyłam w stronę drzwi. Uchyliłam je lekko, wyglądając na zewnątrz. Gdy ujrzałam postać stojącą przede mną, aż ciary mnie mimowolnie przeszły.
- Chris! Co ty tu robisz? - Wydukałam, wywalając wielkie oczy.
- Przyszedłem cię odwiedzić. - Uśmiechnął się. - A ty co? We wróżkę się bawisz? - Zaśmiał się.
- Hmm... - Mruknęłam pod nosem, zastanawiając się nad czymś dogłębnie. Po chwili na mojej twarzy rozkwitł szatański uśmieszek. Złapałam Chris'a za ramię wciągając go do domu. Zaskoczony chłopak o mało co nie potknął się o własne nogi.
- C-co ty robisz! Keyli, odpowiedz! - Nalegał, jednak ja byłam nieugięta. Zaprowadziłam go przed dwójkę rozrabiaków, po czym odchrząknęłam przygotowując sobie przemowę:
- Księżniczko Kasai, twe życzenie zostało spełnione! O to twój książę! Książę Chris! - Ukłoniłam się, o mało co nie wybuchając śmiechem. Chris nawet nie zdołał wypowiedzieć z siebie ani jednego słowa. W gruncie rzeczy rozumiałam go.
- Mam własnego księcia! - Pisnęła zachwycona Kasai, rzucając się szatynowi na szyję.
- C-czekaj księżniczko! Z-znaczy... Ekhem... Mileydi, czy zechciałabyś zostać moją księżniczką na ten dzień? - Spytał, kłaniając się przed Kasai. Stałam osłupiała z otwartą buzią, przyglądając się jak Chris dogaduje się z dzieciakami. Mizu od razu został jego wiernym pomocnikiem, a Kasai księżniczką. Czyli mam rozumieć wróżka ma wolne?
- Czyli wróżka ma wolne? - Uśmiechnęłam się szatańsko.
- Ooo, nie, nie... Wróżka ma mi pomagać, a nie obijać się. Poza tym, książę zgłodniałem. - Pokazał mi język.
- Oszz ty! - Rzuciłam się na niego. Oboje ze śmiechem przeturlaliśmy się po dywanie, obijając o kanapę.
- Na niiich! - Wrzasnęli Kasai i Mizu, rzucając się na nas. Poczułam tylko jak moje kości chyba się kruszą, pękają czy Bóg wie jeszcze co. W każdym bądź razie - już nie miałam kości.
- To był zły pomysł... To był kurcze zły pomysł! - Jęknęłam, próbując się wyswobodzić spod ciężarów, jakie na mnie spoczywały. Bez skutku.
- Widzę, że masz mały problem. - Na moim nosie siadł niebieski ptaszek, przyglądając mi się.
- Mógłbyś pomóc!
- Jestem tylko ptaszkiem... Takim małym, bezbronnym. - Zaświergolił, odlatując w inne miejsce.
- Dobra ludzie, zwierzęta i kosmici! - Krzyknął Chris, spychając nas wszystkich na bok. Sam podniósł się ze śmiechem z podłogi, po czym podał mi rękę.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się, podnosząc. Dzieciaki nie potrzebowały naszej pomocy i już po chwili wesoło skakały naokoło nas.
- Umiesz się dogadywać z dziećmi. - Odezwałam się po chwili, siadając na kanapie.
- Taak... Mam młodsze rodzeństwo, więc wiem jak to jest. - Odparł z lekkim uśmiechem.
- Rozumiem. - Uśmiechnęłam się wesoło. Nagle usłyszałam czyjeś kroki na schodkach, a następnie dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Do domu wtargnęła zdyszana ciocia.
- Keyli! Już jestem! Wybacz, że tak długo to trwało już się nimi zajmuję, wiem, że sprawiły dużo... - Nagle ucichła w połowie zdania spoglądając się na nas wielkimi oczami. Dzieci jak dwa grzecznie aniołki siedziały pomiędzy mną, a Chrisem. Ja w przebraniu wróżki, natomiast Chris jako książę.
- Keyli? - Odezwała się po chwili kobieta, tłumiąc w sobie usilnie śmiech.
- Wybacz ciociu, nie przedstawiłam ci mojego... przyjaciela... To jest.. książę Chris, natomiast ja jestem wróżką Keyli zza światów.
- Mhm... - Mruknęła ciocia pod nosem, uśmiechając się znacząco. Szybko spiorunowałam ją jednak wzrokiem, szturchając szatyna w ramię.
- A no tak ten... ja chyba już pójdę. - Puścił do mnie oczko, wstając.
- To ja cię odprowadzę. - Zaproponowałam, idąc za nim do drzwi gdzie minęłam chichoczącą ciocię.
- Do widzenia! - Pożegnał się Chris, wychodząc wraz ze mną za drzwi. - To jak? Należy mi się jakaś chyba zapłata za pomoc, hm? - Poruszył znacząco brwiami.
- Hm... chcesz czekolady?...
- eee... - Skrzywił się lekko. - Nie, dzięki.
- Więc?
- Ten, no... Okej, to do następnego, na razie! - Pożegnał się z uśmiechem, po czym oddalił się z rękami w kieszeni. Odetchnęłam głęboko, wchodząc z powrotem do domu.
~Keyli~
*Kasai - po japońsku ogień
*Mizu - po japońsku woda :)
Niniejszy zgłaszam ten o to wpis na konkurs ;)
Ważne jest pierwsze wrażenie
- Oj, ciociu... To nie moja wina, że się świat ratuje. - Jęknęłam, wygrzebując się z łóżka. Kątem oka spojrzałam na kalendarz, gdzie była zaznaczona "sobota".
- Dzięki Bogu już weekend. - Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i w radosnych podskokach znalazłam się przy oknie. Odsunęłam ciemne rolety, pozwalając aby słoneczko nieco oświetliło tą jamę. Otworzyłam okno na oścież, wdychając świeże powietrze do płuc. Nagle coś zaświergoliło mi koło ucha i usiadło na ramieniu. Od razu rozpoznałam w tym przybyszu niebieskiego przyjaciela.
- Daisy? A ty gdzie na całą noc znikasz? Jakieś miłosne podboje? - Zaśmiałam się pod nosem, usadzając ptaszka na biurku. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi:
- Proszę! - Wydawał krótką komendę. Do pokoju zajrzała ruda głowa (w sensie, że włosy rude) mojej ciotki.
- O! Widzę, że już wstałaś, Keys. To świetnie, mam dzisiaj dla ciebie specjalnie zadanie. - Klasnęła rozentuzjazmowana w dłonie.
- Szpeszial zadanie? - Uniosłam lekko jedną brew nieco zdziwiona. Rudowłosa kobieta podeszła do mnie żwawym krokiem i położyła mi ręce na ramionach.
- Posłuchaj, Keyli. Jak wiesz, pani Spetto jest teraz na zwolnieniu tymczasowym, więc nie jest tu obecna. Ja muszę wyjść dzisiaj w bardzo ważnej sprawie, a jak wiesz gości nie można zostawić samych.
- Gości? - Przerwałam jej szybko, robiąc wielkie oczy.
- Cóż, nie było okazji, aby ci o tym powiedzieć, ale dzisiaj odwiedzą nas moi siostrzeńcy.
- Siostrzeńcy? - Znów jej przerwałam. Tym razem serio zaczynałam obawiać się pomysłu ciotki.
- Arghh! Dajże mi skończyć. Po prostu chciałam cię prosić, abyś zajęła się nimi dzisiaj.
-....
- Keyli? Halo, tu ziemia? - Ciocia pomachała mi ręką przed twarzą, chcąc upewnić się czy na pewno żyję czy może nie zastygłam jak kamień. Po chwili jednak ku jej zaskoczeniu wybuchłam gromkim śmiechem.
- Ja? Niańka?! Śmiechu warte! Dzieci mnie nawet nie lubią!
- Nonsens! Zobaczysz, na pewno nie będzie tak źle. Poza tym. - Uniosła palec wskazujący ku górze, nie pozwalając mi odezwać się w tej chwili słowem. - Potraktuj to jako karę za twoją ostatnią nocną ucieczkę. - Spiorunowała mnie wzrokiem. Westchnęłam zrezygnowana, spuszczając głowę.
- Taa.. Niech będzie. - Mruknęłam niezadowolona pod nosem. Wiedziałam już, że jeśli nawet udałoby mi się przekonać ciotkę, abym nie musiała zostawać w domu z chałastrą, to nie zniosłabym potem jej spojrzenia pełnego zawodu.
Kobieta pokręciła głową z politowaniem, czochrając mnie po włosach. Uniosłam lekko wzrok, spoglądając na jej uśmiechniętą twarz. Odwzajemniłam gest po chwili, nie umiejąc się już dalej dąsać.
- Okej, okej. To kiedy przyjeżdżają ci...em... siostrzeńcy?
- Cóż... - Spojrzała się na zegarek. - Za około dwie godziny. Masz więc jeszcze trochę czasu dla siebie. Ja jednak już nie. Muszę znikać. Mam nadzieję, że sobie poradzisz.
- Pewnie. - Uśmiechnęłam się już wesoło. Ciocia ucałowała mnie w czoło, po czym szybkim krokiem opuściła pokój. Przez chwilę stałam jeszcze w miejscu, spoglądając się na drzwi, gdzie przed chwilą znikła moja opiekunka.
- To co, Daisy? Może jakieś śniadanko? - Zwróciłam się do niebieskiego towarzysza. Ptaszek zaświergotał wesoło i usiadł na mojej głowie. Zaśmiałam się cicho i podeszłam do szafy. Dzisiaj założyłam na siebie jasne jeansy, czarną bokserkę i czerwoną koszulę w kratkę. Niestety nic innego nie udało mi się znaleźć. Reszta moich rzeczy jest w praniu. Ehh.. Co ja mam na to poradzić, że przez to łażenie po lesie wszystko się tak szybko brudzi?
Po wykonaniu porannych czynności, spięłam długie włosy w wysokiego kucyka. Wyszłam z pokoju, zbiegając po schodach do kuchni. Włączyłam sobie jakąś stację muzyczną i w rytm muzyki zaczęłam przygotowywać śniadanie.
- Może by tak jajecznica? - Podrapałam się po głowie, wyjmując jajka z lodówki.
- Oh, co to się stało, że Keyli gotuje? - Nagle usłyszałam czyjś chichot. Zaskoczona obróciłam się w stronę okna, aby móc ujrzeć postać która tam się znajduje.
- Rima? Co tu robisz? - Uśmiechnęłam się na widok przyjaciółki. - Chcesz wpaść na
- Wiesz, teraz nie mogę. Może potem.
- Jasne. A co, śpieszysz się gdzieś? Albo gorzej, może cię ktoś goni? - Zasłoniłam dłonią usta, udając przestraszoną.
- Ehh... Ty jak coś powiesz, to lepiej nie słuchać. - Pokręciła głową. - Hm... Potem ci powiem. Muszę już iść.
- Okej, to na razie. - Pomachałam jej z uśmiechem i wróciłam do śniadania.
Nie minął kwadrans, a w pełni sił i najedzona już nie miałam już co zrobić ze swoim życiem. Westchnęłam ciężko, rzucając się całym swoim ciężarem na kanapę przed telewizor. Tak, wiem, jestem leniem. No ale cóż poradzić? Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Przypomniałam sobie o pewnej starszej pani, mieszkającej samotnie w środku lasu. A może by ją tak odwiedzić? Zawsze robiłam to pod postacią wilka, więc staruszka przyzwyczaiła się do mojej obecności. Ostatnio jednak jakoś nie miałam czasu na odwiedziny. Kompletnie mi wypadło z głowy.
Szybko wstałam z kanapy i wzrokiem odszukałam Daisy'ego. Zagwizdałam cichutko, a ptaszek usiadł na moim palcu.
- Ok, Daisy ty tu zostań. Na wszelki wypadek, gdyby przyszli powiadom mnie o tym.
- Jasne! - Nagle przemówił ludzkim głosem. Wywaliłam wielkie oczy, a szczena przeturlała się dwa razy po podłodze, zanim wróciła na miejsce.
- Ty..Ty... mówisz?!
- Co w tym dziwnego? - Przekręcił śmiesznie łebek.
- No bo... znaczy... aaa! Mózg mnie już boli! - Pacnęłam się ręką w czoło.
- Potem ci wszystko wytłumaczę, a teraz idź. Zostanę tu. - Powiedział po chwili.
- Okej, dzięki. - Uśmiechnęłam się wesoło i usadowiłam Daisy'ego na stoliku. Sama szybko wybiegłam z domu i pokierowałam swoje kroki w stronę najbliższych zarośli. Gdy tylko przez nie przeskoczyłam, przemieniłam się w białą wilczycę i pognałam przed siebie. Dobrze znałam drogę, która prowadziła do domku staruszki. Bez problemu mogłam tam trafić.
Po jakimś czasie udało mi się dotrzeć na miejsce. Domek był malutki i wykonany z drewna. Jego ściany oplatał bluszcz, a z komina buchał dym. Przed chatką na ławeczce siedziała starowinka, wyszywająca coś na skrawku materiału. Wyłoniłam się z krzaków, podchodząc bliżej. Staruszka podniosła wzrok, spoglądając się na mnie. Po chwili uśmiechnęła się poczciwie i gestem ręki nakazała mi się zbliżyć. Podeszłam do niej, a ona przejechała dłonią po miękkim futrze
- Wróciłaś. - Powiedziała, nadal się uśmiechając. - Myślałam, że już tutaj nie przyjdziesz. - W odpowiedzi zmrużyłam lekko ślepia, wydając cichy pomruk. Usiadłam na przeciwko starowinki, przyglądając się jej pracy. Ciekawe, czy ma dzisiaj jakąś opowieść.
- Przykro mi, dzisiaj niestety nic ci nie opowiem. - Jakby odgadując moje myśli, uśmiechnęła się przepraszająco. - Ale możesz popatrzeć, co dzisiaj robię. - Wzięła dwie igły, wracając do swojej pracy. Z tego co zdążyłam zauważyć, wyszywała jakieś imię z kolorowych liter na materiale.
Hun.. Jaki Hun? To jakieś zdrobnienie od imienia, czy jak? - Gdy skończę, opowiem ci o nim. - Rzekła po chwili. Kiwnęłam lekko łbem. Nagle w mojej głowie rozległ się piskliwy głosik.
"Keyli! Wracaj szybko! Dzieciarnia atakuje!" Szybko zerwałam się z miejsca, prawie przewracając wszystko ze stolika. Starowinka spojrzała się na mnie zdziwiona, jednak nadal uśmiechała się.
- Idź. Mam nadzieję, że jeszcze tu zajrzysz. - Ostatni raz przejechała dłonią po białym futrze. Uśmiechnęłam się w duchu, znikając za krzakami. Biegłam ile sił w łapach nie oglądając się za siebie. Modliłam się tylko o to, aby nie było za późno.
Wbiegłam na podwórko niczym burza. Szybko weszłam do domu wskakując przez okno na tyle domu. W między czasie zdążyłam potknąć się o dywan i zrzucić na siebie jakiś czarny płaszcz. Pomijaj już sam fakt, że byłam cała w błocie, gałęziach i liściach. Migiem dopadłam klamki do drzwi i otworzyłam je z psychiczną miną.
- Cześć dzieci! - Zawołałam. Oboje wpatrywało się we mnie przez krótką chwilę, a następnie z krzykiem uciekli. Stałam otępiała i nie zdolna nic wypowiedzieć. Ciotka mnie chyba zabiję, jeśli ich nie znajdę... A morał z tego taki: Ważne jest pierwsze wrażenie.
~Keyli~
niedziela, 10 listopada 2013
Skarby strychu
-I pewnie to ja będę je układała co?- odparłam ale zeszłam potulnie na dół, złapałam wiszący w kuchni na haczyku klucz i popędziłam z powrotem na górę. Otworzyłam stare drewniane drzwi znajdujące się na końcu korytarza i wdrapałam się po stromych, nierównych stopniach na strych. Moim oczom ukazało się wielkie, zagracone pomieszczenie pachnące kurzem i jeszcze czymś, czymś nieuchwytnym. Do tego oświetlane jedynie przez dwa małe okienka w dachu co jeszcze bardziej podkreślało tajemniczość tego miejsca.
-Gdzie to pudło?- krzyknęłam w stronę schodów.
-Przy lewej ścianie są wszystkie nasze rzeczy. Karton z książkami jest pierwszy z brzegu- odwrzasnął tata.
Spojrzałam na wielką górę kartonów piętrzącą się po lewej stronie.
-No i czar prysł- pomyślałam podchodząc do najbliższej sterty kartonów. Wzięłam pierwszy z brzegu i stwierdziłam radośnie że na spodzie wielkimi literami pisze słowo "książki".
-Jest!- wrzasnęłam na dół.
-Dobra to podaj... i drugi też- zawołał tata gdy nagle na dole rozległ się brzdęk rozbijanego szkła- poczekaj- powiedział tata i zszedł na dół.
-Drugi?- pomyślałam i sprawdziłam jeszcze kilka kartonów dookoła jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć. Przeszłam do kolejnego stosu pudeł po czym do trzeciego. Wreszcie wśród góry takich samych kartonów znalazłam jeden z napisem "książki".
-Nareszcie!- pomyślałam z ulgą wysuwając karton na środek gdy nagle tuż przy ścianie zobaczyłam wielką, ciemnobrązową walizkę. Pchnięta ciekawością zdjęłam tony papierzysk i wydostałam walizkę spomiędzy kartonów. Położyłam ją na podłodze i zdmuchnąwszy warstewkę kurzu przyjrzałam się jej uważnie. Wykonana była z ciemnobrązowej skóry z ciemną, odpadającą rączką. Była tak wielka, że pewnie mogłabym tam zmieścić Lunę. Dotknęłam ciemnych klamerek i po chwili otworzyłam walizkę. W środku znalazłam tylko jakiś różowy kocyk i mimo wszystko doznałam cienia zawodu. Podświadomie miałam nadzieję znaleźć jakiś stary skarb albo no nie wiem... cokolwiek. Podniosłam kocyk jednak nawet na dnie walizki nic nie było. Westchnęłam z rezygnacją gdy nagle z kocyka wypadło coś błyszczącego. Jak się okazało był to naszyjnik z bladoniebieskim kamyczkiem. Podniosłam powoli cenne znalezisko i przyjrzałam się mu badawczo ze wszystkich stron, a na koniec nawet pod światło. Wydawało mi się że gdzieś już widziałam taki naszyjnik ale w tej chwili nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
-Hej co ty tam robisz?- zawołał nagle tata wyrywając mnie tym samym z dziwnego osłupienia. Nie wiedzieć czemu schowałam szybko naszyjnik do kieszeni bluzy.
-Wołam i wołam- powiedział tata wchodząc na strych- co ty tam rob...- przerwał nagle widząc otwartą walizkę- ach... znalazłaś...
-Co to za walizka?- spytałam prosto z mostu widząc reakcję taty, który usiadł obok mnie przed walizką.
-To w niej cię znaleźliśmy- odparł po chwili tata.
Przyjrzałam się jeszcze raz wielkiej walizce i różowemu kocykowi.
-W niej? Ale... To znaczy że tak na prawdę mnie nie wybraliście, tylko byliście zmuszeni...- nie dokończyłam bo głos uwiązł mi w gardle.
-Posłuchaj, do niczego nie byliśmy zmuszani. Jak tylko cię zobaczyliśmy pokochaliśmy cię jak swoją córkę. Nie ważne skąd. Ważne że cię mamy i dziękujemy za dzień w którym do nas trafiłaś- odparł wzruszony tata po czym swym dawnym zwyczajem rozłożył ramiona, a ja wtuliłam się w niego i znów byłam małą dziewczynką w objęciach mojego nie ważne czy prawdziwego taty.
***
No i coś tam nabazgrałam. Koniec jak zwykle resztkami. Jak coś to może jeszcze pozmieniam ale na razie mam dość.