Pogadaj z nami :D

środa, 30 grudnia 2015

W drodze ku siedzibie zła

- Toż to kłamstwo jest! - Moje oburzenie przewyższało kilkakrotnie Everest. - Zenonie co sądzisz?
Wyciągnęłam z kieszeni rudą wiewiórkę ignorując zaciekawione spojrzenia innych. Jeśli będą chcieli mi go zabrać to bronić będę do upadłego! Gryzoń podrapał się za uchem, a ja tylko pokiwałam głową. Zenek jak zawsze miał rację, nie trzeba było temu przeczyć.
- Masz rację milordzie. Praca miała być przyniesiona w przyszłym tygodniu. Tej jedynki nie powinnam dostać. - Z powrotem schowałam go do kieszeni, gdzie leżało jeszcze kilka orzechów, co by Zenkowi się spaceru za jedzeniem nie zachciało i ruszyłam korytarzem.
Inne uczniaki siedziały lub stały z książkami w rękach ucząc się na lekcje. Ja ich nie rozumiem po co. W końcu sprawdziany i kartkówki to loteria. Albo zdasz albo dostaniesz lufę. Po co się starać? Lepiej działać jak ja. Nie uczyć się i tyle. No chyba, że nastanie sytuacja kryzysowa. Jak u mnie teraz. Mehh.. Za jakie grzechy? Za jakie grzechy ciągle przegrywam loterię? Minęłam jednego nauczyciela z dziennikiem pod pachą idącego do siedziby dementorów, sług Voldemorta. Czekaj! Dziennik! Gdyby tak dorwać ten mojej klasy i pozmieniać co nieco. Sytuacja byłaby zażegnana! Odwróciłam się i zlustrowałam nauczyciela jak znikał za drzwiami. W czasie lekcji pokój nauczycielski będzie pusty. To się musi udać! Uśmiechnęłam się szeroko. Potrzebna jeszcze osoba, która stanie na chatach i chyba wiem, kto mi pomoże.
- Patrz Nekuś! - kicnąłem wesoło, wymachując kartką przed jestestwem chłopaka. - Jeden! Z plusem! Cytując; uzyskany za dobre chęci.- Naoki jednak nie zamierzał nawet udawać, że podziela mój entuzjazm. Przewrócił oczami, tylko zerkając przelotnie na czerwony marker, który przekreślał większą część mojej pracy. Mruknął coś pod nosem, że jak dalej, to mnie cofną do przedszkola i poczłapał ze swoją aurą człowieka zmęczonego życiem w rejony występowania białowłosej dziewanny. Albo męskiego kibla. Kto go tam wie. A ja ochoty, aby pomęczyć go, obecnie nie wykazuje. Zerknąłem jeszcze raz na moją pożal się niebiosom, pracę, którą przyznając się przed własnym ja, pisałem w kiblu, pięć minut przed lekcją, a następnie zgiąłem w kwadracik i schowałem do kieszeni spodni. Tak by przypomnieć sobie o niej, dopiero, gdy po praniu oklei wszystkie ciuchy białym nalotem.
Olewając kwestie oblania - again - przedmiotu, stwierdzając, że zraz pleśń oblezie i mnie, jeśli będę tak dalej sterczał przed pracownią, ruszyłem w stronę klasy, gdzie ma się odbyć następna lekcja.
- Kasene! - pisnęłam radośnie, gdy zobaczyłam znajomą sylwetkę w głębi korytarza.
Zapominając o istnieniu innych uczniowskich form życia, zaczęłam po chamsku przepychać się do kolegi, który chyba mnie nie usłyszał sądząc po tym, że się nie odwrócił. A może mnie ignoruje? Gdzie tam. Mnie się nie da zignorować. Mało nie zabiłam się i nie zmiażdżyłam ręką Zenka przez czyjąś torbę, która jakimś magicznym trafem znalazła się pod moimi nogami. Mimo to brnęłam dalej. W końcu musiałam znaleźć pomocnika, a Kas będzie najlepszym do tej roli. Nie popuszczę tak łatwo, o nie! Selene tak łatwo się nie poddaje do stu pierogów! Tyle razy mi chłopaczyna pomógł, że i tym razem pewnie z chęcią udzieli mi swojej pomocy i rady!
- Kasene! Chodź ty mi tu! - krzyknęłam, gdy dopadłam nieszczęśnika i pociągnęłam za sobą w ustronne miejsce. Znaczy się męski kibel. Nic bliżej nie było, choć w damskim byłoby sporo przyjemniej.
Czy wy też tak macie, że gdy chcecie zbyć się natręta nagle przyspieszacie kroku? W tym momencie miałem ochotę, co najmniej pognać cwałem. Powstrzymałem się jednak, by nie wyjść na jakiegoś gbura. Poznałem ten głos od razu. Ba! Mój instynkt słysząc to zaryczał, jak cielak skórowany na żywca. I miał ku temu powody. Nazwałem ją za pierwszym razem Pandorą w rudych lokach. Nie pomyliłem się ani odrobinę. Przyszła tu niosąc kataklizmy i tragedie. Tylko czemu wszystkie spadły właśnie na mnie?
I co gorsza ma wiewiórkę, która pala do mnie otwartą nienawiścią.
I vice versa.
Nawet miałem nadzieje, że zniechęciła się faktem, że jej "nie słyszę" i odpuściła sobie łowy. No przynajmniej przez chwilę żyłem marzeniem. Które zostało zmiażdżone, jak moje kości, gdy coś mnie pchnęło, pociągnęło i wywlokło, jak te bydło ofiarne.
- Pando...khem... Selene! - charknąłem rozhisteryzowany, mając możliwość poruszania się już o własnych siłach. Kątem oka zacząłem rekonesans, gdzie mnie to poniosło. Kibel. Męski ustęp. Poznaje, bo kafelkach, a jestem pewny, bo w damskim są inne. Nie pytajcie się skąd to wiem. - C-co ty chcesz? I dlaczego tu?
- Mam do ciebie pilny, ale to bardzo pilny interes! Tutaj, bo było najbliżej! Wolałabym babski no ale... - oznajmiłam starając się, by mój głos brzmiał tajemniczo.
Jakby mu to wyjaśnić. Wiem, że to inteligentny człowiek w końcu też homo sapiens, ale nie chciałam też używać zbyt niezrozumiałych słów. Zmarszczyłam czoło i wydęłam wargi. Myśl Selka myśl. Tylko nie pukaj się w głowę jak Kubuś Puchatek. Chyba, że dopomożesz ścianą. Wtedy może być.
- Musisz udzielić mi swej zacnej pomocy w ultra mega hiper super tajnej misji. - powiedziałam jednym tchem. - Piszesz się?
Zmierzyłem dziewczynę wzrokiem typu; twoje argumenty są inwalidą, a ja ni w cholerę, jak nie pojmowałem sensu zwiedzania męskiego kibla, tak nie pojmuje nadal. A co ty chcesz Kas pojmować!? Dziełcha się piekli, jakby życie zarzekła diabłu, a ty jesteś tym szczęśliwcem, który będzie mógł się wkupić w łaski białogłowej, pomagając jej w niełasce.
- A co z tego będę miał? - i tak cały bohaterski image padł. Ta! Znalazł się rycerz! Herbu konsumpcjonizmu i złotej monety. W rzyć kopany Blade z Nevermind, co w wolnych chwilach, albo jest podtapiany, albo gwałcony w kiblach. Do usług.- Khem. Znaczy na co się piszę? - odchrząknąłem, poprawiłem kolejność wypowiedzi.
Przekrzywiłam śmiesznie głowę i uśmiechnęłam się, gdy wspomniał o nagrodzie dla niego. Ha! Nie dla psa kiełbasa! Znaczy się.. No nie od razu zapłatę dostanie. Co mu tu załatwić. Zenek ma sporą rodzinkę w parku może Kas będzie chciał, któregoś przygarnąć? Niee.. Dobra to później się wymyśli. Najpierw wyjaśnijmy o co łazi i o co biega.
- Bo wiesz. Ja się dobrze nie uczę, dziś dostałam kolejną lufę. Ogólnie jestem w stanie zagrożenia. O takiego wielkiego. - rękami zatoczyłam wielkie koło, by zademonstrować w jak wielkich kłopotach jestem. - Ale mam plan. Jak wiesz nauczycielski w czasie lekcji jest pusty. Klasa ma okienko, więc.. - wyszczerzyłam się podstępnie, szykując się na dokończenie całej historyjki, kiedy to do naszego miejsca obgadania planu wtoczył się ktoś jeszcze. Nie znam gościa, ale wyczucie to ma. Czyżby tajny agent Voldemorta w stroju ucznia?! Mini dementor?! James Bond!? Zmrużyłam groźnie oczy, a ten widząc naszą dwójkę, z zaszokowaniem wymalowanym na twarzy, wycofał się na korytarz z prędkością odrzutowca. No i dobrze. - Więc chcę się włamać do siedziby dementorów i pozmieniać oceny w dzienniku. Na takie lepsze i wygodniejsze. - uśmiechnęłam się szeroko i klasnęłam w dłonie. Wyjaśniłam jak należy! Brawo ja!
Po wywodzie Selki nastąpiła cisza, przerywana tylko moimi stękami, które informowały otocznie, że jestem w trakcie przetwarzania nadmiaru informacji, a nie ogłupiałem do końca. Nie wiem kto mógłby być w większym szoku. Ja, czy ten biedaczek, co wszedł do nie tej toalety, co potrzeba. Ja wiem, że ruda, jak to ruda, szalona jest. Rzadko jej pomysły można uznać za konwencjonalne, ale żeby włamywać się do pokoju nauczycielskiego, nie daj, dotykać dziennika, ba, mazać w nim na swe usługi? A mówią, że ja mam chore pomysły. Wrr.. czuje, że mnie wygryzają z roboty.
- A nie myślałabyś, że jest łatwiejszy sposób? No wiesz, może słyszałaś o drugim terminie? Poprawie? Mówi ci to coś? Przykładowo ja, we własnej osobie, muszę swoje wypociny udoskonalić. - palnąłem, szczerząc się głupkowato.
- Po co się męczyć? No powiedz. Wolisz bazgrać kilkanaście stron jakiegoś nudnego tekstu, za który i tak wstawią ci jedynkę czy wpaść do nauczycielskiego nabazgrać piątkę i wyjść? - No nie dowierzałam. On serio woli się uczyć?! Kasene tracę w ciebie wiarę. Byłeś porządnym facetem. Masz zaczepistego węża, boisz się wiewiórki, o pływaniu nie wspomnę, a teraz to!? No ty mężczyzna, a nie kujon. I zgódź się albo ci na głos wady powymieniam. Pokiwałam głową i zacisnęłam wargi
- Zastanów się dobrze, bo to ostatnia szansa. Kolejnej może nie być. - mruknęłam i założyłam ręce na piersi.
Wypuściłem głośno powietrze, a wraz z nim może się zdawać, że duszę i resztki zdrowego rozumu. W takich momentach w niskobudżetowych komediach, na ramionach pojawiają się dwa moje miniaturkowe wcielenia. Jeden w białej koszuli nocnej i ze złotą harfą, a drugi usmolony w sadzy, że mógłby bez problemu ubiegać się o obywatelstwo Śląskie. W tym momencie zapewne pobiły się za moją duszę ale z racji, że wszystkie duchy mają mój los w najgłębszym poważaniu nic takiego się nie stało.
- Może ma to jakiś sens. - mruknąłem, drapiąc się po głowie. - Powiedzmy, że się godzę ale jak chcesz to zrobić?
- Prościzna kochany. - puściłam do niego oczko i klasnęłam w dłonie. Wiedziałam, że to w porządku koleś - Gdy zaczną się lekcje każdy nauczyciel pójdzie w swoją stronę, więc siedziba dementorów pozostanie pusta. Wtedy do akcji wkroczymy my. Włamiemy się tam i dorwiemy odpowiedni dziennik. Długopisik w rękę i gotowe. Mamy ideolo ocenki! - zaśmiałam się zachwycona własnym geniuszem i podskoczyłam z radością godną pięciolatka, który dostanie zaraz lizaka. 
Prychnąłem pod nosem, a jako że udzielił mi się pełen nadziei, radosny charakter to aż z samozachwytu przyłożyłem rękę do czoła. Jednakże, gdyby się tak głębiej zastanowić jest to ryzykowny pomysł, jednak dobrze przeprowadzony będzie także korzystnym. Co tam jedna ocenka w tą, czy tamtą stronę? Taka edycja korekcyjna w celach wyższych. To znaczy się - mi. Nawet nie powinni się skapnąć. Zwłaszcza, że większość „psorów,” utraciła swe powołanie w zeszłym stuleciu.
- Ależ proszę, jeśli to wszystko tak ładnie opisujesz. - błysnąłem uzębieniem. – Wiedz jednak, że jak coś pójdzie nie tak wyprę się wszelakich prawd. Tych moralnych też.
- W takim razie trzeba czekać na dzwonek. Nie ma się co bać, wszystko stanie się szybko i cicho. Wymyśliłam wszystko przed chwilą. - Klasnęłam w dłonie.
Dzwonek zadzwonił po około minucie, więc tylko zostało nasłuchiwać czy wszyscy słudzy zła i ich niewolnicy powędrowali do niepozornych cel zwanych klasami. Byleby się jakiś ktoś nie przybłąkał w te okolice w czasie naszej misji. Zwłaszcza dyrcia, niech pech ma ją w opiece i trzyma z daleka od nauczycielskiego. Wychyliłam się na korytarz i uśmiechnęłam szatańsko.
- Droga wolna agencie 001 - zaśmiałam się i pewnie wyszłam z toalety. 
I ja nie chcąc pozostać w tyle pognałem za Selką.
Korytarze zdążyły opustoszeć, tylko jeszcze parę zagubionych owieczek, osłów czy innego bydła ofiarnego, przemykało korytarzami, jednak i tak szybko okolica opustoszała całkiem. A nam los usłał z kwiecia ścieżkę wprost do meliny przeorskiej. Znaczy raczył nie rzucać nam pod nogi ostu w postaci pracowników szkolnych, aż pod same drzwi. Przy których właśnie stałem walcząc ze samym sobą.
No Kas, wejdziesz, sprawdzisz, a jak kogoś zastaniesz to skłamiesz, że szukasz panią X, bo znowu zgubiłeś torbę i nie możesz jej znaleźć. Proste? Jak budowa cepa, więc na co czekasz?
Zapuściłem przysłowiowego żurawia, skrzypiąc wrotami i ku szczęściu rozhulanego serca nie musiałeś tłumaczyć, co cię tu niesie. Pokój był pusty.
- Proszę bardzo. – wpuściłem rudą do pomieszczenia, zamykając drzwi. Profilaktycznie, jakby ktoś nie postanowił pozwiedzać tych rejonów. – Bierz i ratuj naszą średnią. Mam nadzieje, że nikt nie wziął naszego dziennika.

- Wszystko wyliczyłam. Nikt nie przyjdzie, a dziennik leży... - rozejrzałam się uważnie po zawalonych papierami półkach. - Tutaj!
Uniosłam zwycięsko jedno z narzędzi tortur i szantażu, które miało formę niewinnego dziennika w brązowej oprawie. Niebawem nie będę miała jedynek i zaoszczędzę kasę z zatrudniania rodziców! Żegnaj zagrożone życie! Jeszcze raz objęłam wzrokiem tuziny papierów. Szybko odrzuciłam dziennik na bok, gdy przy ksero zauważyłam stosik... sprawdzianów z matmy, które mieliśmy pisać za tydzień! Słabo liczę szczerze mówiąc, więc..
- Sprawdzian z matmy! Nie wierzę w nasze szczęście. - pisnęłam z radości i niewiele myśląc wrzuciłam jedną kopię do torby. - Przyda się. Chcesz kopię Kas?

- Staram się nie kusić losu, jednak moja szansa leży tak wyuzdana, to uznam to za prezent. – klapnąłem zębiskami, porywając od dziewczyny moje zbawiennie na piśmie. Oh, niebiosa już myślałem, że będę zmuszony pisać poprawkę. Pomóżcie mi jeszcze to rozwiązać, a wpuszczę księdza po kolędzie.
- To co? Poprawiłaś już oceny? – zapytałem, przyglądając się dziewczynie. – Możemy iść, czy chcesz sobie jeszcze kawkę z automatu zrobić? – a ja przysłodzę ją szczyptą sarkazmu.
- Mówię ci, że nikt nie przyjdzie. - mruknęłam rozsiadając się wygodnie na krześle i przeglądając dziennik. - Marne masz te ocenki. Jesteśmy na tym samym poziomie.- stwierdziłam i wzięłam do ręki długopis. - Tu jedynka na cztery, tu na trzy, a tu na trzy mniej by nie wzbudzać podejrzeń. - Żeby nie było. Nie mijałam żadnego przedmiotu w każdym starałam się coś zmienić. Nauczyciele tak niechlujnie piszą. Jak lekarze normalnie. - Wiesz poprawię chyba jeszcze oceny innym, by nie było, że tylko nam się magicznie zmieniły. Byłoby to podejrzane.- cmoknęłam z zadowoleniem, gdy kolejna jedynka tym razem z kolekcji współorganizatora tej akcji zniknęła zastąpiona zacnym pięć. Pokiwałam głową przewracając kolejną kartkę. - Twojemu bratu też coś zmienić? - spytałam unosząc głowę znad dziennika.
- Jak taka pewna, to może ja sobie zrobię małą mocną. – westchnąłem, odsuwając krzesło naprzeciw Seleny. – Poprawić mu możesz. Jeśli z bardzo dobrej zrobisz celującą. Taki z niego przyczajony geniusz, ukryty dupek. Czy jakoś tak. Ogólnie to pokaż tą apokalipsę według kuratora oświaty. Wykorzystałaś mnie, to przynajmniej chce sobie pomacać.
Zabrałem jej spod nosa dziennik, aby sobie sam go pokartkować. Nie należę do osób, którzy przejmują się, co im tam stoi dzienniku, a co opada. Nie buntuje się też przeciwko metodą dydaktycznym, skądże! Po prostu mam to w najgłębszym poważaniu. Póki nie grożą, że mamusi nie wezwą.
- Widziałaś są oceny z chemii… O jaka prukwa! Wstawiła mi z tego dwóję. Ej, jak myślisz może są tu gdzieś nasze testy. Jak teraz sobie tam trochę pozmieniam, to będę mógł się z nią potem wykłócać.- tak rzecz jasne dla sportu i rozrywki. 

- Wydaje mi się, że tam leżały. - stwierdziłam wskazując jedną z bardziej ogarniętych półek.
Gdy Kas grzebał za papierami podeszłam do drzwi dalej wertując dziennik. Ktoś musi pilnować, teraz moja kolej. Poszukałam ocen z chemii, a w międzyczasie przyblokowałam klamkę krzesłem. Upewniwszy się, że nawet za silniejszym pociągnięciem nikt nie otworzy, wróciłam do stołu.
- Patrz! Ciastka tu chowają! - krzyknęłam, gdy znalazłam ukrytą półkę. - Spaślaki jedne z nami się nie dzielą!
Chwyciłam kilka na raz w celu kulturalnego poczęstowania się i wtedy.. stało się.. szarpnięcie skutecznie skupiło naszą uwagę na drzwiach. Czyli jednak kogoś przygnało! Moje obliczenia były złe! Chwała mi, że krzesło podstawiłam!
- Drzwi się chyba znowu zaklinowały. - Pechu! Kazałam ci tę kobitę z dala trzymać!

Pomysł by zaryglować drzwi to chyba jakiś chwilowy przebłysk geniuszu. I mówię to z całą szczerością serca. Gdyby nie zablokowała klamki właśnie w tym momencie pół placówki mogłoby usłyszeć potęgę wrzasku tej kobiety. A ja okazyjnie wyzionąłbym ducha mając serce delikatniejsze niż u królika. Które, tak dla zainteresowanych, kica teraz wesoło rozhisteryzowane zaistniałą sytuacją.
- A miał nikt nie przyjść i co proszę państwa. Może jeźdźcem apokalipsy byłabyś niezłym, to za to wieszczką do dupy nie podobną. – przekląłem, ale tak już mam jak jestem znerwicowany. Machnąłem na nią ręką zajmując głowę czymś istotniejszym. Jak uratować swoje cztery litery. I jej też, jednak wpierw moje. Badałem pomieszczenie szukając drogi ucieczki. Ni nie schować się za palemką, bo takowej palemki grono pedagogiczne nie hoduje. Ni też za drzwiami schować, gdy jak jest to miejsce idealne na zasadzkę, tak na ukrycie już nie. Nawet wpadł mi głupi pomysł, by zmienić się szczura i przeczekać, gdzieś w kącie, jednak zwątpiłem przypominając sobie, jak źle to znoszę i jakimi to kończy się spazmami żołądka. Szczęśliwie ujrzałem to. Wrota niebiańskie. Jak dobrze, że pokój nauczycielski jest na parterze.
- Zapraszam madame na skok al’a assassin w krzaki, czy może wać panna preferuje zmierzenie się z bestią w cztery oczy. – sarknąłem, otwierając okno.

- Wiesz ze spotkania zrezygnuje. Za dużo wydatku na wynajem rodziców by poszło. - dwoma krokami przemierzyłam całe pomieszczenie i stanęłam obok wybawcy.
Trzeba spływać trzeba. To mało powiedziane. Wiać powinniśmy jeśli nam życie miłe! Gdy Kas otworzył okno szybko wskoczyłam na parapet.
- Panie przodem. - zaśmiałam się cicho i zeskoczyłam na dół.
Krzaki zamortyzowały skok skutecznie go wyciszając. Zerknęłam do okna, by zaobserwować wyczyny współkolegi agenta.
- Skacz jest bezpiecznie. - Uśmiechnęłam się szeroko.

Wypuściłem powietrze i przykucnąłem na parapecie. Czując mentalnie, że czaski przy drzwiach to sprawka woźnego, którego z pewnością zwołała kobra, skoczyłem z okna. A raczej rypnąłem dupskiem w krzaki, jak bomba na Hiroshime.
- Ja pierdziu, będę miał siną rzyć, już to czuję. Khem. Znaczy źle wymierzyłem. – burknąłem pod nosem, tłumacząc się, tak jakoś czując, że dziołcha wredna zaraz zakwiczy ze śmiechu. – Dobra, chodźmy stąd, zanim stwierdzą, że im nadto piździ w pokoju.

 - Rozkaz, rozkaz. - zaśmiałam się i ruszyłam w drogę, która miała skutecznie oddalić nas od miejsca zbrodni.
Ta zbrodnia była makabryczna. Chyba żaden uczeń nie zamordował tylu jedynek, co my w te kilka minut. Oczywiście dla mnie ta misja była bardzo przyjemna. I dla mojego portfela też.
- Wiesz Kas. Dobrze, że mi pomogłeś. Patrz jakie teraz mamy ładne ocenki. - przed sam nos wetknęłam mu dziennik pokazując piękne poprawione czerwone cyferki. - Nauczyciele są pewnie dumni z takich uczniów jak my. Prawda?
Uśmiechnąłem się, kiwając głową. O tak, chodź pomysł z pierwsza wydawał się irracjonalny, to wystarczyło wyznaczyć do tego zadania odpowiednią osobę, by przerodzić to w skok idealny. 
- Rzeczywiście. Jeszcze trochę, a powalczyłbym o czerwony pasek na świadectwie. - zerknąłem przelotnie na dziennik i miałem już proponować, że jak zwialiśmy przez okno, to może pójdziemy za ciosem i pokusimy się o skok przez płot, jednak nagle krew uderzyła do głowy, olśniewają. - Chwila, dlaczego to masz? - mój głupi uśmieszek zniknął, jak od ręki. - Selene! Czemu wzięłaś dziennik!?
- Ciągle miałam go w ręku. - powiedziałam niewinnie i dopiero po tych słowach wykonałam facepalma- Fuck!
Mistrz ja! Haha! Nie no świetny agent nie ma co! Złapałam się za brzuch, gdy naszedł mnie jeden z moich słynnych napadów śmiechu. Upuściłam dziennik i zacisnęłam oczy.
- Haha! Jesteśmy.. haha! świetnymi agentami! Haha!- wydusiłam i starłam łezki, które powstały od nadmiaru śmiechu.
Początkowo nie było mi wcale do śmiechu, mając przed oczami, jak może się ta drobna nieuwaga zakończyć, jednak w końcu udzielił mi się entuzjazm Selki. Prychnąłem, przykładając dłoń do twarzy, trzęsąc się z ukrywanego śmiechu. Chyba powinienem dziękować, że tym razem to nie ja zawiniłem. - Gratulacje Bondzie. - aż mam ochotę wyklaskać jej marsz żałobny.
- Tylko wiesz, musimy to zwrócić, bo inaczej będziemy udupieni. Bardziej niż jakby nas złapali na gorącym uczynku.
- Oj. - Zrobiłam smutna minę i pokiwałam głową. - Chociaż.. - Zerknęłam na okno do nauczycielskiego i nie widziałam w nim jeszcze sylwetki dyrki. - Mam pomysł - oznajmiłam wesoło i podbiegłam do okna. Podskoczyłam raz, by upewnić się, że siłowanie z drzwiami i krzesłem dalej trwa, a gdy potwierdziłam tę informację po prostu wrzuciłam dziennik do pomieszczenia. Po rodzaju uderzenia rozpoznałam, że wylądował na stole. - Podbiegłam do Kasene, zadowolona z siebie.- Po sprawie. - Wyszczerzyłam zęby.
Chyba nigdy jeszcze moje oblicze nie wyglądało tak tępo. Wpatrywałem się w poczynania rudej z takim głupim "aha." Jakoś tak średnio wierze, żeby w życiu można osiągnąć coś w tak prosty sposób. Ale co ja tam się znam! Zawsze myślałem okrężnie. Jak to mówią, jak nie urok, to sraczka.
- Masz ty kuźwa chore pomysły, jednak i też cholerne szczęście. - parsknąłem, kiwając głową. - Dobra, teraz naprawdę już z stąd chodźmy, bo będzie przypał. - warknąłem, kierując się w stronę przeciwną do wejścia do szkoły, czując, że dzisiaj już nie skupie się na zajęciach lekcyjnych. Przystanąłem jeszcze na chwilę, odwracając się do Selki. - Idziesz ze mną, czy wracasz męczyć się w szkole? - pokazałem jej język, znikając w gąszczu okolicznych krzaków.

Kasene&Selene
Tak to znowu my męczymy xD 
Gratulacje, jeżeli tu dotarliście i kulturalnie prosimy o komentarz.

wtorek, 29 grudnia 2015

What if I'm losing myself? What if I'm someone else?

Ostatnio moje życie uległo diametralnej zmianie. Wszystko się zmieniło. Wszystko zaczyna mi się walić. Nie wiem co się ze mną dzieje. Miewam luki w pamięci. Budzę się w dziwnych miejscach, których znajduję się w jakiś dziwny, niewyjaśniony sposób. Nie potrafię tego w żaden sposób racjonalnie wytłumaczyć. Wiem tylko, że to nie jest normalne, a z dnia na dzień jest coraz gorzej. Boję się. Nigdy wcześniej nie lunatykowałem, więc to chyba nie może być to. Co jeżeli to początek jakiejś choroby?
<< * >>
1 lipca
Nie pamiętam poprzedniego dnia. Nie wiem co się wtedy ze mną działo. Położyłem się spać we wtorek, a wstałem w czwartek, tak jakby ktoś ukradł mi jeden dzień z mojego życia. Co jeżeli zacznę zapominać coraz więcej rzeczy, aż w końcu nie będę pamiętał nic? W takim momencie chyba w końcu przyda mi się ten dziennik. Może to właśnie dlatego tknęło mnie coś do rozpoczęcia pisania go. Tylko dlaczego brakuje w nim jednej strony?
<< * >>
14 lipca
Gdybym pewnego dnia obudziłbym się i doszedł do wniosku, że rzeczywiście niczego nie pamiętam. Nazywam się Tatsuya Ureshii. Chodź znajomy chętniej nazywają mnie Henjin, Idiota albo Tatsuya-psuja. Moje imię oznacza smok. Rodzice wybrali je dla mnie chcąc żebym był taki jak te legendarne gady, silny, groźny, tajemniczy i majestatyczny. I och ironio... Wynik jest dokładnie odwrotny. Choć może moje imię wydaje się być piękne, nie jest ono zbyt popularne, a w dodatku w wymowie brzmi trochę jak damskie. Nie chcę rodziców o nic winić, ale pod górkę miałem już przez to na samym starcie.
Niedługo skończę 17 lat, gdyż wielkimi krokami zbliża się dzień moich urodzin. Na świat przyszedłem 22 lipca w niewielkim mieście Takei. Nie pamiętam w ogóle tego miasta, w którym moja rodzina nie zabawiła zbyt długo. Zresztą jak w każdym miejscu. Niemal ciągle się przeprowadzamy. Nienawidzę tego. Najdłużej w jednym miejscu zabawiliśmy jakieś półtora roku. Zwykle to kilka miesięcy, czasem rok. Nie mam o to żalu do matki. Rozumiem ją, jednak czasem chciałbym wiedzieć jak to jest mieć przyjaciół.
<< * >>
17 lipca
Znów trafiłem do szpitala, tym razem jednak nie przez własne sieroctwo, choć to podobno i tak by była moja wina...
Jakiś facet (naprawdę widziałem gościa pierwszy raz w życiu, tak samo zresztą jak jego dziewczynę) przywalił mi pięścią w twarz i złamał. Tak po prostu podszedł do mnie i strzelił mi, twierdząc przy tym, że nie pozwoli by jakiś gówniarz podrywał jego laskę. Ale ja przecież nikogo nie podrywałem! A co dopiero dziewczynę! Naprawdę! Chyba do dziesiątego roku życia nie byłem nawet świadom istnienia płci pięknej. Owszem, czasem patrzyłem rozmarzonym wzrokiem na jakąś dziewczynę, ale nic więcej. Bałem się podejść i zagadać, nie mówiąc już o tym, że żadna nigdy jakoś nie okazywała żadnego zainteresowania mną. No nic. Wyrzutek zawsze pozostanie wyrzutkiem, a tamten facet musiał mnie z kimś pomylić. Tylko dlaczego ta pomyłka musi tak bardzo boleć...


<< * >>
20 lipca
Dziś nie mam czasu by za wiele pisać. Tamotsu wrócił zza granicy. To mój starszy o cztery lata brat, który chcąc pomóc finansowo mamie zaraz po ukończeniu szkoły wyjechał w poszukiwaniu pracy.Też chciałbym jej jakoś pomóc, ale kategorycznie zakazali mi rzucać szkołę. Co więcej, powiedzieli, że jeśli nie pójdę na studia to mnie wyrzucą z domu. Chyba chcą się mnie pozbyć, po czy tak, czy tak mnie już dłużej z nimi nie będzie.
W każdym bądź razie. Mama już oczywiście od tygodnia szykuje dla niego jedzenie. A mi i Belli, mojej suczce dalmatyńczyka, to w smak. W końcu ktoś będzie musiał posprzątać ze stołu. No dobra. Nie przesadzajmy. Nikt mnie tu nie głodzi, a wręcz przeciwnie. Raczej trudno byłoby mi znaleźć drugą tak wspaniałą rodzinę jak moja. Szkoda tylko, że taty już z nami nie ma.
PAMIĘTAĆ BY SKOŃCZYĆ WPIS Z 14 LIPCA

<< * >>
21 lipca
Mama znalazła w moim plecaku na wpół wypaloną paczkę papierosów. Wiadomo jak to się kończyło. Wrzaski, krzyki, kazanie, a na końcu szlaban. Tylko, że ja nie palę i to nie moje fajki. Pewnie któryś z moich "kolegów" musiał mi zrobić głupi dowcip. Naprawdę im wyszedł. Po prostu boki zrywać.

<< * >>
22 lipca
Pierwszy od dłuższego czasu normalny dzień. Nikt niczego ode mnie nie chciał. Nikt mnie nie pobił. Nikt bezpodstawnie o nic nie oskarżał. Nikt nie robił sobie ze mnie głupich żartów. Nikt na mnie nie wrzeszczał, a przede wszystkim byłem przez cały czas świadomy tego co się dzieje.
Rano Tamotsu zabrał mnie do księgarni, bym wybrał sobie prezent urodzinowy. Naprawdę pozwolił mi poszaleć, choć sam z większości pozycji skorzysta. Cieszę się, że oboje lubimy chociaż książki. To chyba nasze jedyne wspólne zainteresowanie. Moje, jak on to nazwał, papranie się w ziemi i głupie robótki ręczne uważa za zajęcia dobre dla kobiet, a nie facetów jak on czy ja. Dobrze przynajmniej, że okazuje wdzięczność, kiedy dzięki mnie ma zawsze świeże kwiaty dla swojej dziewczyny. Naprawdę mam świetną rękę do roślin, tak samo zresztą jak do zwierząt.
Kiedy wróciliśmy do domu, mama czekała już na nas z czekoladowym tortem i moimi ulubionymi lodami o smaku ciasteczek. Specjalnie wzięła sobie na wczoraj i dzisiaj wolne, by upiec ciasto i spędzić z nami wspólnie czas. Długo rozmawialiśmy i śmialiśmy się, rozpychając swoje żołądki do granic. Potem oglądaliśmy kreskówek brata (a myślałem, że to ja jestem dzieckiem) i zagraliśmy w kilka panszówek, a na koniec zrobiliśmy sobie jeszcze wypad do kina. Nie mam co narzekać. To były całkiem fajne urodziny.


<< * >>
1 sierpnia
Każdego dnia coraz bardziej mam ochotę zacząć swój wpis od "Kochany pamiętniczku". To chyba nie świadczy o mnie dobrze. Ale coś w mojej głowie każe mi to zrobić. Chyba naprawdę jest we mnie więcej z dziewczyny niż faceta. Albo zwierzęcia... Właśnie, dzisiaj miałem naprawdę dziwny sen. Bella do mnie przemówiła. Odezwała się ludzkim głosem i poprosiła, byśmy wyszli na spacer. Po prostu czyste scince-fiction. Żeby tego było mało, podczas tego spaceru biegałem i ganiałem się z nią, bo... sam byłem psem rasy Husky. Nie wiem czy komuś śniło się kiedyś, że jest zwierzęciem. No ale w sumie lepsze to niż śnić, że jest się kobietą.

<< * >>
5 sierpnia
To był naprawdę dziwny dzień. Zostałem pobity i skopany, oczywiście jak zwykle za nic. Banda kolesi z mojej szkoły postanowiła zrobić sobie ze mnie worek treningowy i prawie zabić. Wszystko oczywiście w ramach rozrywki.
Przez ten incydent zgubiłem książkę, którą ma teraz najpiękniejsze dziewczyna jaką znam i jeśli dobrze usłyszałem, ma zamiar przyjść do mojego domu i mi ją oddać.
Kiedy wróciłem do domu, moja mam postanowiła udawać, że mnie w ogóle nie widzi. Przestałem dla niej całkowicie istnieć albo, jak to woli, stałem się dla całego świata niewidzialny. To żadna dla mnie nowość, ale chyba coś jest nie tak, jeśli własna mama mnie nie zauważa.
Bella natomiast, w przeciwieństwie do reszty, nie dość, że mnie widziała, to jeszcze była bardzo skłonna do rozmowy ze mną. Dosłownie. Bella mówiła. Mój pies mówił ludzką mową. Na własne uszy słyszałem jej słowa.
Co jeszcze... A tak. Na głowie mam uszy, a z tyłka wyrasta mi lisi ogon. Obecnie siedzę w szafie, wciśnięty między płaszcz, a garnitur połykam tabletkę za tabletką i wmawiam sobie, że wszystko ze mną w porządku. To tylko sen. To tylko głupi sen. Jestem normalny.
NIE STRACIŁEM ROZUMU!
Kontakt Koroshio/Eren

niedziela, 27 grudnia 2015

HoHoHo!

HoHoHo! Spóźnionego wesołego jajka! Ach, pomyłka, miała być pisanka. Pisanka? Za wcześnie na kolorowanki, dziś winna wam jestem życzyć białej kaszanki. Kaszanki? O śnieżek chodzi, oczywiście!
A może jednak ktoś był tu grzeczny? Może i spotkał człeka białobrodego, bardzo puszystego? Cóż dał? Prezencik, czy też może rózgę? Kamyczek zwęglony czy puste pudełko? A moze zapomnial? Zapomnial?! Niemożliwe. Po prostu zajęty prezentem świątecznym :)

Powróćmy zatem do naszego świata, na którym zawitał ten świąteczny klimat. Pada biała kaszanka, zawiewa wicherek mroźny, a caly bajeczny krajobraz stworzony przez kochana Mate :*
Dzieki ci wielkie i wybacz ze tak pozno :)

Jak juz wiecie, ten sliczny szablonik dostalismy w prezencie juz 6 grudnia! (pozniej tylko Rimcia sie ze sniegiem trudzila, ale w koncu wyczarowala :D  )


Wracajac do tematu Swiat Bozego Narodzenia, mam nadzieje, ze spedziliscie je w rodzinnym gronie, mogliscie sie najesc mnostwa slodyczy i pysznych dan, a Mikolaj zawital do waszych domow i zostawil coscik pod choinka. Z calego serca zycze Wam, jak rowniez i sobie, mnostwa usmiechu, niekonczacej sie weny, a takze, tak zorganizowanego czasu, by moc wykorzystac ja jak najlepiej. Aby wszystkie pomysly i plany mialy swoje swietne realizacje, a cel za kazdym razem zostal osiagniety, nawet jesli wybraliscie okrezna droge. Dziekuje za to ze jestescie tutaj, ze mna, na TM.

TM ma juz swoje lata. Pewnie nie wszyscy o tym wiedza, ale obecne TM jest taka "druga era", "drugim zyciem" bloga. Istaniala bowiem juz wczesniejsza jego wersja, tyle ze na onecie, ktory niestety zmienil sie okropnie - przynajmniej wg mnie, o wiele bardziej wole bloggera.

Czesto mielismy tu wzloty i upadki, jednak teraz moge Wam tylko zapowiedziec, ze nadejda zmiany. Moga to byc zmiany drobne, ledwo lub prawie w ogole nie zauwazalne, jednak malymi kroczkami, chce wcielic w zycie pewien plan, ktory pozwoli nam wszystkim lepsze uczestniczenie i angazowanie sie w zycie TM. Oczywiscie nic nie dokona sie bez waszej pomocy.

Na poczatek jednak chce pokazac Wam cos, co mialam zrobic juz dawno, jednak nowe pomysly nie dawaly dojsc temu projektowi od razu do skutku.
Niestety na razie mam tylko polowe projektu dla plci pieknej, gdyz ta brzydsza zostanie nieco pokrzywdzona, choc kolorystyka bedzie bardzo podobna.





Po drugie, chcialam Was poprosic o zaaktualizowanie swoich kart postaci i ponowna ich publikacje, w celu ukazania publicznie zmian. Na pewno kazdemu przyda sie takie odswiezenie, szczegolnie, ze przez tak dlugi czas na pewno doszlo pare informacji, ktore dobrze by bylo dopisac, zmian w wygladzie, posiadanie partnera, badz dojscie drugiej mocy.
Przypominam, ze w karcie postaci mozna zmieniac styl jej napisania, a takze zdjecia, o ile wszystko pozostanie zgodne z tym co wystapilo juz w notkach, bowiem tego zmieniac nie mozecie. Jednak trzeba pamietac ze nawet w realu mozecie sobie pomalowac wlosy, badz je sciac, albo chociazby zrobic sobie tatuaz, czy tez operacje plastyczna [ byleby od opisac to dokladnie takze w notkach].

Po trzecie chce Was poinformowac, ze to juz ostatni rok w Szkole Feniksa dla naszych postaci na TM, wiec wykorzystajcie go dobrze :) Oczywiście nie martwcie sie, nadal bedziecie mogli pisać postaciami gdyz zostanie utworzona Akademia Feniksa. Chodzi po prostu o to by czas na TM nie stał w miejscu ;) No bo ile mozna byc w tej samej klasie?

No i po czwarte, witam serdecznie pierwszego nauczyciela, a raczej nauczycielkę chemii, szanowną panią Eleanore Black ;)


P.S. Sorki za brak polskich znaków, ale większa częśc pisałam na netbooku a tam ich ni ma ;/
P.S. 2. A tylko spróbujcie powiedzieć, ze mundurki brzydkie... xD

                                                                                                             ~ Rimcia się żegna ;)

sobota, 19 grudnia 2015

Sześć światów - Jedna osoba



Eleanore Black
Elka/ 29 lat/ Kobieta/ 18.02/

Była sobie kiedyś modelka.
Język miała ostry jak brzytwa. 
Uwag nie szczędziła, urodę ceniła.
Ale osobowość zgubną dla niej była.
Choć twarz, uroda, niezwykle pożądana.
To charakter, no cóż, zupełnie inna sprawa.
Wywalona z branży w młodym bardzo wieku.
Nauczycielką została, zgadnij czemu człowieku.

A w sumie, po co się tak męczyć z takim opisywaniem! Elka mi mów! Jestem skomplikowaną kobietą z wyczuciem do mody. Ale więcej dowiesz się w podróży po moich światach! Miłej podróży!

Sześć światów - Tu jesteś

~*~

Tak to znowu ja i znowu KP xD ale na razie pewnie ostatnie.  Nie mogłam sobie odpuścić posiadania nauczyciela. Kontakt jak u Amiki, Selene, Lily.  
KP będzie ulegać zmianom, bo wyszło dość skromnie i moim zdaniem brakuje mu wielu rzeczy. Kod na zdjęciu pochodzi ze strony Character Image.

Nietypowy duch

Krążyła bez celu po korytarzu niby to jeszcze czytając książkę, ale kątem oka obserwowała mijających ją ludzi. Samymi obserwacjami wymyślała coraz to lepsze pomysły, które już niebawem znajdą się w jej tajnym zeszyciku. Tak samo jak krótkie opisy osób, które poznała nieco lepiej. I to wszystko tylko po to, by na każdego mieć odpowiedni sposób wykonywania psikusów. Cholera.. Czemu tylko o tym myśli.. Na lekcji umie odwrócić uwagę, ale poza nią.. Musi się tego oduczyć.. Czyżby ustanowiła nowe uzależnienie? Które tylko ona posiada? Zrobiła jeszcze kilka kroków, tym razem z wzrokiem wbitym tylko i wyłącznie w książce. Te kilka kroków póki nie wpadła na kogoś. Na wskutek uderzenia upadła na podłogę, podręcznik wylądował obok niej, a okulary nieco zsunęły się z nosa. Szybko je poprawiła i zadarła głowę do góry, by zobaczyć z kim się zderzyła.
Dzisiejszy dzień również nie zapowiadał się wyjątkowo ciekawie, jak i nie zaliczał do wyjątkowo dobrego. Brązowowłose dziewczę stwierdziło to już w chwilę po przekroczeniu progu szkoły, kiedy to jej brat opuścił ją na rzecz nowych kolegów i możliwości zobaczenia tego, czego wcześniej nie mógł, a dziewczyny z jej klasy przeszywając ją mrożącym krew w żyłach wzrokiem czym prędzej oddaliły się, nie wykazując żadnych chęci rozmowy, czy nawiązania jakichkolwiek znajomości. Lecz pomimo tego wszystkiego, Alexie nie przeszkadzało to ani trochę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż sama jest temu winna, swojemu charakterowi i postępowaniu wobec innych uczniów. Nie umiała bowiem zwracać się do innych inaczej, niż często po chamsku i z dużą dozą wredoty. Może w głębi chciała inaczej, jednakże nawet gdyby chciała, po prostu nie umiała. 
Idąc więc szkolnym korytarzem nie zauważyła nawet, kiedy to wchodząc w zakręt zderzyła się z drugą, nieznajomą osobą. Warknęła ona pod nosem zła za ten wypadek, po czym zerknęła z ukosa na drobną blondynkę siedzącą na ziemi z której próbowała się pozbierać. Siebie, jak i porozrzucane wokół książki.
- Patrz może jak chodzisz - rzuciła oschle w stronę nieznajomej. 
-Ja.. przepraszam.-zająkała się cichutko i podniosła z ziemi.- Zamyśliłam się.
Schyliła się jeszcze na chwilę, by podnieść leżącą na ziemi książkę. Szybko otworzyła na stronie, na której skończyła i dopiero potem dokończyła badanie wzrokiem dziewczyny, na którą wpadła. Ciemne, długie włosy, niska jak ja.. Chuda chyba nawet za bardzo.. Jak na razie nieprzyjemna. Poziom wykrycia przy psikusie: 98%. Jej mózg jak automat podsumował fakty i blondynka delikatnie zmrużyła oczy. Wyzwanie. To co lubi.
-Jeszcze raz przepraszam..-powiedziała już nieco głośniej z chęcią oddalenia się i zaplanowania żartu.
Alexandra nie odezwała się już ani słowem, tylko włożyła do uszu słuchawki i włączyła swoją ulubioną piosenkę pozwalając otulić się jej przyjemnej melodii, po czym bez zbędnego oddaliła się od dziewczyny, kierując w stronę klasy matematycznej. Może i powinna pomóc jej w zebraniu się z podłogi, jednak w końcu to nie była wina Alexy, żeby musieć to robić... A przynajmniej tak głupio myślała sama Alexa.
Na żadnej lekcji nie mogła się skupić. Jej instynkt kazał jej tylko zanotować szczegóły o spotkanej dziewczynie i zaplanować plan figlowego ataku. Już prawie wszystko miała zaplanowane. 
Gdy zadzwonił ostatni dzwonek jako jedna z pierwszych wypadła ze szkoły. Jak tylko znalazła się za jej murami, schowała się za jednym z pobliskich krzaków. Zdjęła z nosa okulary i szybko umieściła je w pudełku na nie przeznaczonym wyciągając przy tym z prędkością światła soczewki. Zrobiwszy to zaczaiła się przy znalezionej kryjówce obserwując innych uczniów wracających do swoich domów osobno bądź w grupkach. Jednak Lily czekała jedynie na swój cel.
O dziwo tego dnia czas jak nie na złość nie dłużył jej się, a wręcz przeciwnie - dzięki muzyce w jej uszach upływał zaskakująco szybko. Alexa korzystając z tego nie wyrywała się do odpowiedzi na żadnej z lekcji, ani nie przejawiała jakichkolwiek oznak swojego istnienia tylko po to, aby móc w spokoju rozmyślać o dzisiejszym popołudniu i o tym, co mogłaby robić będąc kompletnie sama w domu. Alex jasno dał znać, że wychodzi gdzieś nie-wiadomo-gdzie, a Juliet wraz z Thomasem wybywają na romantyczną kolacje we dwoje. 
Dziewczyna gdy tylko usłyszała dzwonek oznajmujący koniec ostatniej lekcji wstała powoli z miejsca i jako ostatnia wyszła z klasy, nie spiesząc się z pakowaniem książek do plecaka, ani z wyjściem ze szkoły. Stwierdziła, że po po prostu nie chcę zostać zdeptana, a nie mogąc wymyślić sensownego powodu dlaczego ma wrócić szybko do domu - nie musiała się również i spieszyć. 
Dziewczyna, którą miała zamiar obserwować, aż znajdzie idealny moment dość późno wyszła ze szkoły. Można powiedzieć w prost.. Ostatnia. Gdy tylko minęła ukrytą w krzakach Lily, ta szybko użyła przemiany magicznej. Zmniejszyła się najbardziej jak mogła i poleciała do plecaka ciemnowłosej. Ledwo udało jej się rozsunąć chociaż małą szparę i znalazła się w środku. Tak jak zaplanowała. Przez dziurę obserwowała mijaną przez nieznajomą okolicę i czekała, aż ta odłoży gdzieś plecak i zapomni o nim na tyle długo, by Lily mogła wyjść.
Bez pośpiechu - co z resztą dzisiaj nie było zbytnią nowością w jej życiu - przekręciła klucze w zamku, czekając, aż oporny mechanizm wpuści ją do środka. Uśmiechnęła się ona delikatnie, kiedy to wreszcie po całym dniu spędzonym w szkole mogła rzucić plecak w kąt pokoju i założyć wygodne, mięciutkie kapcie, jak i o wiele wygodniejsze ubranie składające się z luźnych, szarych, krótkich spodenek i tego samego koloru koszulki z krótkim rękawkiem. Brązowowłosa pogwizdując cicho pod nosem zbiegła po schodach na dół, kierując się do kuchni w celu znalezienia ukrytych przez Juliet słodyczy, o których sama Juliet myśli, że są niewidoczne dla wszechwiedzącego oka Alexy. 
Gdy tylko poczuła jak plecak z nią w środku ląduje na ziemi musiała zwinąć się w kulkę. Takiego uderzenia o ścianę czy podłogę sama nie wiedziała czego, to się nie spodziewała. Szybko, jednak otrząsnęła się z delikatnych zawrotów głowy i wyleciała z plecaka. Znalazła się w cudzym domu. W sumie była pewna, że do tego dojdzie. Tak samo jak tego, że na ulicy nie uda jej się ofiary wrobić. Podsumowała przygotowany w czasie lekcji plan. Dziś pobawi się w ducha. Poleciała dalej w miniaturowej formie wróżki za dziewczyną i znalazła się w kuchni. Uśmiechnęła się automatycznie i przyklasnęła dłońmi. Idealnie na początek. Podczas, gdy jej cel szukał czegoś uważnie w szafkach podleciała do kuchenki i zapaliła ogień. Tak na początek, by poznać reakcje na nietypowe wydarzenie. Uczyniwszy to szybko schowała się za doniczką stojącą na oknie i obserwowała.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy na górnej półce, tuż za kwiatkiem znalazła pudełko z ciastkami oreo, nawet nie rozpakowanymi. Cóż, z jednej strony była w wielce nad podziw, że pokręcona czarownica wpadnie na taki pomysł chowania słodyczy. Tak samo, jak w łożku, w kuchence, w toaletce (?) chociaż o to podejrzewałaby już Alexa, niż Juliet. Lecz co z tego, jak na nic zdały się wszystkie kryjówki, kiedy dziewczyna o wszystkich wiedziała? 
Miała już wychodzić z kuchni, by podreptać w stronę salonu pooglądać telewizje, jednak uprzedziła ją w tym kuchenka, która od dziś sama postanowiła gotować. Zdziwiona zamrugała zimnymi jak stal ślepiami, unosząc brew wysoko ku górze, by w chwilę potem podejść i najzwyczajniej w świecie wyłączyć urządzenie.
- Psuje się - skrzywiła się, nalewając do szklanki mleka i wraz z ciastkami zasiadając przed telewizorem. 
Lily syknęła cicho z niezadowoleniem, gdy cel jakby gdyby nic wyłączył kuchenkę i poszedł do innego pomieszczenia. Jednak nie poleciała za nią od razu. Przelatując bowiem obok blatu zauważyła kilka białych plam. Mleko. Szybko umoczyła w kropkach małe ręce i dopiero poleciała dalej. Włączony telewizor od razu rzucił jej się w oczy jako pierwszy. Pomysł numer 59. Zabawa kablami i odczepienie od anteny. To zaraz. Poleciała za kanapę, na której siedziała ofiara i jakby gdyby nic jadła ciastka. Tu nic nie zmajstruje. Jej uwagę zwrócił regał i obecna na nim ramka ze zdjęciem. Dalej brudnymi od mleka dłońmi nabazgrała na poprzedzającym zdjęcie szkle pierwsze co jej przyszło do głowy. "Strzeż się". Zadowolona stanęła na półce za zdjęciem i nie męcząc się zbytnio zwaliła je z półki. Potem schowała się za paroma książkami.
Brązowowłosa siedząc tak i przeskakując między kolejnymi kanałami aż podskoczyła w miejscu, kiedy to ramka ze zdjęciem wylądowała na dywanie, aż szczęście, że nie na podłodze. Odłożyła opakowanie ciastek, wstała z miejsca i powoli, ostrożnie podeszła do ów przedmiotu, gdzie na szkle wypisane było ostrzeżenie. Pierwsza myśl jaka przeszła jej przez głowę dała jasno do myślenia, że coś tu jest nie tak. Nie miała pojęcia, czy była bardziej zła, czy wystraszona, jednakże za wszelką cenę chciała dowiedzieć się, kto próbuje ją nastraszyć - co w tym momencie udało mu się. 
Dziewczyna przetarła szklaną szybkę chroniącą zdjęcie jej i Alexa, po czym z powrotem postawiła je na półce obok zdjęcia Juliet i Thomasa. Spoglądając tak na te dwa obrazki można by rzec, że w ogóle do siebie nie pasowały. Dwójka rozwydrzonych nastolatków zupełnie niepodobnych do szalonej wiedźmy o dość tajemniczego biznesmena. 
W czasie, gdy cel przyglądał się zdjęciom Lily już nieco zadowolona z pierwszego małego sukcesu poleciała okrężnie do kanapy, na której leżał pilot. Szybko zepchnęła go na podłogę nieco hamując przed ostatecznym zderzeniem z podłożem, by nie narobił hałasu i wepchnęła pod mebel. Usiadła obok zdobytego narzędzia. Zabawa kablami nie będzie konieczna. Miała coś lepszego. Figlowanie zaczynało się rozkręcać. Niedługo wrobi ostatecznie jedną z najbardziej spostrzegawczych osób, które trudno nabrać na cokolwiek. Stanie się mistrzynią. Nie czekając dłużej, aż brązowowłosa wróci na kanapę zaczęła przeskakiwać z kanału na kanał.
Odwróciła się gwałtownie, tym razem spoglądając na kanały telewizyjne, które postanowiły żyć własnym życiem i zmieniać się co parę sekund. Zacisnęła ona pięści, tworząc cień, który oplótł cały telewizor, w chwilę potem wyłączając go. 
- Dość tego - warknęła, posyłając również niewielka smugę ów magii, by znalazła pilota, który również w dziwny sposób zniknął.
Z jej gardła wyrwał się pisk, gdy ciemne macki owinęły się w okół pilota i jej również. Zaczęła wierzgać kiedy wyciągnęły ją z kryjówki. Zdemaskowana! Jej myśli krzyczały, a panika wzięła górę. Szarpała się trzymana przez wiązkę magii, ale nic z tego nie wyszło. A odmienić się nie mogła. Chociaż nie pozostawało jej nic innego do wyboru.. Ach gdyby mogła zamienić się szybko w jastrzębia..
W momencie kiedy pilot zawisł tuż przed jej nosem, zmarszczyła ona czoło, robiąc przysłowiowego zeza i spoglądając na małą istotkę znajdującą się przed jej twarzą dzięki cienistym mackom. Coś z tyłu głowy podpowiadało jej, że skądś zna tego małego ludzika, jednakże nie może przypomnieć sobie skąd. W tym momencie jedyną i najważniejszą zagadką było to, skąd wzięła się w jej domu i jakim cudem ona tego nie zauważyła? 
Pomimo tego wszystkiego to nadal był człowiek. Człowiek, który żył, czuł i oddychał, a ona nie powinna bawić się nim jak zwykłą lalką. 
Alexa podeszła bliżej kanapy na której usadowiła małą istotkę, po czym zdjęła z niej cieniste macki, uwalniając tym samym.
Po części była zdziwiona zaszokowaniem dziewczyny, ale strach przeminął i uśmiechnęła się, gdy dotarła do niej myśl, że dalej jest nierozpoznawalna. Maska nakładana w szkole zdawała egzamin doskonale. Ale dzisiaj.. Przegrała. Musiała to przyznać. Nie udało jej się. Brązowowłosa była za dobra. Do 98% doszły kolejne 2%. Pierwszy raz w życiu poległa, ale nie była zła. W końcu miała prawdziwe wyzwanie. 
-Wygrałaś.-powiedziała dalej pozostając w formie wróżki.
- Wygrałam? Niby w czym? - skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając ze zdziwieniem na wróżkę. Naprawdę choćby bardzo starała się, nie mogła dojść o co w tym wszystkim chodzi. A to wszystko przez to, że nie wiedziała kim jest mała osóbka siedząca na jej kanapie. - Kim więc jesteś? 
-Szkolnym kujonem.- zaśmiała się Lily. Co mogła już oszukiwać. Wróciła do prawdziwej postaci i poprawiła rozczochrane włosy. -Wygrałaś. Nie dałaś się nabrać na moje psikusy i zdemaskowałaś.
Alexa nie chciała tego przyznać, jednak była mocno zdziwiona tą nietypową wizytą blondwłosej, której głównym celem było zrobienie jej po prostu... Psikusa. No tak, w końcu nie na codzień ktoś wkrada się do twojego domu, bawi kuchenką i pilotem od telewizora chcąc cię nastraszyć, a potem jak gdyby nigdy nic mówi, że wygrałaś, choć nawet nie wiesz w czym. Brązowowłosa wiedziała już jednak skąd zna ów dziewczynę, albowiem tę samą twarz kojarzyła właśnie ze szkoły, a dokładniej z dzisiejszego popołudnia, kiedy to zderzyły się na szkolnym korytarzu. 
- Eh.. No nic - podrapała się z lekkim zakłopotaniem w tył głowy, odkładając pilota na swoje miejsce. - Jak ci na imię? 
Przez chwilę nie wiedziała czy odpowiedzieć czy nie. W końcu mogła zaryzykować, że dziewczyna rozpowie po szkole jakie rzeczy Lily nawyczyniała w jej domu. Maska stałby się niezdatna do użytku i cokolwiek by zrobiła każdy, by wiedział, że to ona. Odpowiedzieć? Czy nie? Brązowowłosa nie wyglądała na typ plotkary, która nawet to o czym ma małe pojęcie rozpowie całemu świata. Blondynka miała wrażenie, że może jej zaufać.
-Cóż..- zaśmiała się cicho.- Chyba mogę ci zaufać. Jestem Lily. 
- Nie kojarzę cię z równoległych klas - odparła, w głowie warcząc, czy ona w ogóle kogokolwiek kojarzy z równoległych klas, jak i z całej szkoły nie licząc Kasene i Naokiego. W końcu jednym z jej ulubionych zajęć jest chodzenie po korytarzu ze słuchawkami w uszach. - Alexa - odparła krótko. - Bądź Alex, byle nie Alexandra - skrzywiła się na sam dźwięk jej pełnego imienia. Chyba tylko jej brat zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo go nie lubi, dlatego właśnie woli krótkie zdrobnienia. 
-Miło mi Alex.- blondynka uśmiechnęła się i przechyliła delikatnie głowę na chwilę przymykając oczy.- Wiesz ja ciebie też nie kojarzę z innych klas. Widać obie w szkole jesteśmy niewidoczne dla innych.
Jej myśli cicho podsunęły jej, że może zaprzyjaźnić się z Alexą. Serio wydawały się nieco podobne. Wyglądało na to, że jej nowa znajoma też nie przepadała za przebywaniem w za wielkim towarzystwie. W sumie ona sama nie chciała po prostu stać się za bardzo znana i rozpoznawalna. Czy z Alexą było tak samo? Na razie wolała nie pytać tylko dalej prowadzić normalną rozmowę. W końcu wtargnęła do jej domu bez żadnej zgody.
- Może i masz racje - wzruszyła lekko ramionami, zastanawiając się, czy są niewidoczne, czy po prostu chcą, aby tak było. Alexa nawet nie zdając sobie z tego sprawy samoczynnie odsuwała od siebie innych, gdyż najzwyczajniej w świecie z trudnością przychodziła jej sztuka zawierania nowych znajomości po tak długim czasie... Nieżycia? 
- Napijesz się czegoś? Albo zjesz coś? - zaproponowała z grzeczności, sądząc, że byłoby to nieuprzejmym zostawić gościa tak po prostu, nawet, jeśli wkradł się do waszego domu. Lily nie wydawała się być zła. 

Alex&Lily

wtorek, 24 listopada 2015

Zaginiona rutyna

To wszystko było zbyt dziwne, aby nazwał to prawdziwym. Tuż po tym, jak po wielu latach wreszcie zasmakował ust Syriusza, tamten zasnął i nad ranem zniknął, rozpłynął się i niemal przyprawił białowłosego o zawał. Może go sobie wyobrażał, a tamten nigdy nie istniał? Oszalał? Szczęśliwie zaprzeczały temu walające się po całym pokoju ciuchy, a niektóre były ewidentnie zbyt kolorowe, by mogły należeć do Abla. Nie potrafił zmusić się do wstania, ruszenia swojego ciała i uczynienia czegoś pożyteczniejszego, niż wpatrywanie się w sufit. Zaraz zaczynał trening, ale...
- Ale nie - dokończył na głos, w celu upewnienia się, co tego, iż żyje. Ano oddychał, funkcjonował, a stwierdził to niechętnie, bo aktualnie z chęcią zapadłby w sen wieczny. Albo tylko zimowy, byle długi. Ziewnął przeciągle, zamykając zaspane ślepia, próbując rzeczywiście zatonąć w krainie własnej wyobraźni. Przecież to nie może być takie trudne.
Lecz wtedy do pokoju wpadł długowłosy, zdyszany i ledwo trzymający się na nogach, a przy tym uśmiechający się głupio. Remus zaprzestał zasłaniania ręki oczyma, ale tylko na moment, bo zaraz po ujrzeniu swojego przyjaciela spłonął niekontrolowanym rumieńcem, toteż szybkim ruchem przykrył się pościelą. Jeszcze by sobie pomyślał coś, głupi. Wtem poczuł jak spada nań coś ciężkiego, jakby rzucono weń drzwiami, aż szarpnął się dziko, nie mogąc oddychać, ale zaraz zamarł, bo oto wtulony w niego James zachłannie go całował, błądził dłońmi po całym ciele białowłosego, nie krępując się ni trochę.
Jezu, co ja wyprawiam.
A mimo to nie przestawał, pozwalał na wszystko i zarazem na o wiele więcej, samemu czyniąc niewiele. Pragnął tego od tak dawna, przecież nie robił nic złego, wreszcie to dostając. Wiedział, że to zło, ale zło przeplatane zadowoleniem, takowego nie był w stanie zniwelować.
- Abel?
Długowłosy przerwał, wpatrywał się w swojego partnera wielkimi ślepiami, niczym zmartwiony pupil. Tymczasem Sheridan odkrył, iż właśnie się popłakał, łzy znaczyło jego blade lico, a on sam uciekał oczyma, byle nie napotkać wzroku Jamesa. Jakież to było podłe.
- Abel. - Powtórzył i zaśmiał się, pragnąć przybrać maskę, uciec stąd jak najdalej i zmienić to cholerne ciało, wymazać pamięć, argh, cokolwiek. - Dotychczas tylko raz powiedziałeś do mnie w ten sposób - wymamrotał następnie, kuląc się bezsilnie i zaciskając powieki. Przecież to żałosne, właśnie tak się nazywa. Nie powinno mu to przeszkadzać.
Pheles opadł obok niego, wtulając się w jego ciało, przyciągając do siebie, nie zważając także na to, iż cały wodnisty był niewiarygodnie spięty. Jakby dotykał go ktoś obcy.
- Przepraszam - wychrypiał w jego śnieżnobiałe włosy, żałując, gorzko żałując. - Bałem się, że już nie powinienem tak do ciebie mówić. Że... coś się zmieniło. - Skrzywił się, słysząc to, co właśnie z siebie wydusił. Nie mógł nawet stwierdzić czy nie mijało się to z prawdą. - Irbisku - dokończył wtem, przypomniawszy sobie, co przed momentem zrobił. Nigdy nie mówili do siebie po imieniu, wydawało się to naprawdę chłodne, oschłe. Karygodne wręcz.
Zapadła niezręczna cisza, przerywana tylko niekontrolowanymi ruchami Abla, nigdy nie pozostawał w bezruchu, jakoby jakieś ADHD miał. Mimowolnie czerpał radość z tego, iż leży obok swej miłości, ale zarazem nadal go coś trapiło. Bez powodu i niepotrzebnie, ale wciąż. Wreszcie odetchnął, gdy jego serce ponownie przyspieszyło, kiedy tylko pozwolił sobie na chwilę odetchnięcia od zmartwień, by zmusić się do tychże słów:
- Głupi Azjato, ja winienem przeprosić. - Prędko przewrócił się na drugi bok, tylko po to, aby wtulić się w pierś Jamesa i zmazać ten sztuczny uśmiech, bo coś i tak było źle. Gdyby jeszcze wiedział co!
- Mamy jeszcze godzinę, prześpij się - polecił mu Pheles, przyciskając go do siebie, niemal podduszając, gdyż i jemu się ta cała sytuacja podobała.
Była dziwna, a choć oni do normalnych się nie zaliczali, to mimo wszystko gustowali w normalności i rutynie. I właśnie ją zburzyli.
A skoro nie mam pomysłu na podkład, to nie mam pomysłu już na nic.

Bycie nowym zawsze jest do dupy

1 września
Zatrzymałem się przed bramą główną prowadzącą na dziedziniec szkolny. Po raz kolejny przeczytałem umieszczony nad wejściem napis 'Szkoła dla uzdolnionej młodzieży im. Feniksa'. Westchnąłem cicho i poprawiłem okulary na nosie.
- Mamo, gdzie ty znalazłaś tą szkołę. - powiedziałem sam do siebie, przechodząc obok strażników stojących po jego obu stronach.
Był to mój pierwszy dzień w nowej szkole dla takich dziwolągów jak ja. Nie mogłem raczej powiedzieć, że jestem podekscytowany czy nie mogę się doczekać. Wręcz przeciwnie. Bycie nowym zawsze było do dupy. W poprzedniej szkole przynajmniej wiedziałem już kogo powinien unikać. W tej będę musiał dopiero to odkryć.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Natychmiastowo zerwałam się z łóżka. Zapomniałam nastawić budzika wieczorem i zaraz się spóźnię! Zaczęłam się szybko ubierać.
- Gdzie ta przeklęta marynarka...- mruknęłam grzebiąc w szafie. Po chwili ją znalazłam. Robiąc warkocza zbiegłam na dół razem z Miki. Szybko założyłam buty i pobiegłam w stronę szkoły. Szybko do niej dotarłam. Zaraz za bramą oczywiście musiałam się potknąć i polecieć na kogoś...

Zaskoczony odwróciłem się do tyłu, czując jak ktoś bezkarnie we mnie uderza. Pewnie wyczaili już we mnie ofiarę i zaczynali swoje zabawy. Pomyślałem, jednak ku mojemu zaskoczeniu zamiast zobaczyć jakiegoś napakowanego dryblasa i jego kumpli, zobaczyłam drobną dziewczynę o bardzo jasnych, blond włosach i niebieskich niczym bezchmurne niebo oczach. Siedziała na bruku, albo raczej próbowała się z niego pozbierać, bo to tam właśnie wylądowała po zderzeniu ze mną. Schyliłem się do niej i wyciągnąłem w jej stronę rękę, chcąc pomóc wstać.
 - Nic ci się nie stało? - zapytałem troskliwie, martwiąc się, że mogła sobie zrobić krzywdę.
Uniosłam głowę do góry by zobaczyć kto do mnie mówi. Zobaczyłam wysokiego, szmaragdowookiego blondyna.
- Nic mi nie jest, chyba. - chwyciłam jego rękę i wstałam - Przepraszam że na ciebie wpadłam.- uśmiechnęłam się.

- Nic się nie stało. - powiedziałem nieco zbyt obojętnie. Trudno było mi powiedzieć coś o tej dziewczynie. Na moje nieszczęście nie znałem się na ludziach, a nie chciałem przeżyć kolejnych rozczarować przyjacielskich i miłosnych. - Ważne, że tobie nic nie jest. - dodałem chcąc się zreflektować.
- Emily Thale jestem. Miło mi cię poznać. - uśmiechnęłam się - Pierwszy raz cię widzę. Jesteś nowy? - zapytałam zaciekawiona.
Nagle usłyszałam chrząkanie.
- A to Miki! - dodałam po chwili.
- Witam.- odezwała się.

- Tatsuya Ureshii. - odpowiedziałem. W sumie nie wiem dlaczego to zrobiłem. Miałem tutaj szansę na zupełnie nowy, czysty start. Mogłem wybrać sobie jakieś normalniejsze i bardziej przypominające męskie imię. Ale nie, zamiast tego posłużyłem się własnym. Idiota. - Tak. Niedawno się tutaj sprowadziłem.
Po chwili przeniosłem swój wzrok z blondynki na siedzącego przy jej nogach psa. Musiałem przyznać, że była to naprawdę piękna suczka. Oczywiście nie piękniejsza od mojej Belli. Kucnąłem przy zwierzaku i pozwoliłem jej obwąchać moją dłoń, po czym zacząłem ją drapać za uchem.
- Cześć Mika. - dodałem nieco bardziej podekscytowany. Nie chodziło o to, że nie lubię ludzi. No dobra, może też trochę i o to. Po prostu ze zwierzętami łatwiej mi było się dogadać. Tylko one mnie nigdy nie skrzywdziły i były zawsze wobec mnie szczerze. - Śliczna jesteś.
- Miki.- mruknął mój pies - I dzięki.
- No to miło mi cię poznać Tatsuya.- uśmiechnęłam się szerzej - Uważaj. Jeszcze cię może ugryźć jeśli cię uzna za niebezpiecznego.
- Kasene. Miał. Węża.- mruknęła Miki zła o to że nadal jej to wypominam.

 - Wybacz. Nie chciałem. - mruknąłem lekko speszony pokręceniem jej imienia - Nie boję się zwierząt. - powiedziałem, tym razem kierując swoje słowa do właścicielki psiaka - Są mniej niebezpieczne niż ludzie.
Po plecach przeszedł mi dreszcz.
- Zdecydowanie się z tobą zgadzam.- powiedziałam - A ty masz jakiegoś zwierzaka? - spytałam zaciekawiona.

 Przestałem głaskać zwierzę i wyprostowałem się. W końcu nie wypadało tak rozmawiać, i to jeszcze z dziewczyną.
- W domu czeka na mnie moja księżniczka. - zacząłem rozmarzonym wzrokiem patrząc gdzieś za Emily - Jedyna oprócz mojej mamy kobieta, której na mnie zależy. Bella. Jest suczką dalmatyńczyka.
 - Dalmatyńczyk? Fajnie! - powiedziałam radośnie - W sumie to na mnie też zależy chyba tylko mamie i Miki.- dodałam - No i chyba Koroshio....- dodałam.
Spojrzałam na zegarek. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę sali gimnastycznej.
- Chodź bo się spóźnimy!

- Czekaj, co? Ale... Ja... Ja nawet nie wiem gdzie mam teraz lekcję!
Próbowałem się wyrywać i protestować, ale jak Emily raz złapała mnie za rękę, tak już nie chciała puścić.
O MATKO!!! Ona trzyma mnie za rękę! DZIEWCZYNA trzyma mnie za rękę!!!
Powoli zaczynałem wpadać w panikę. Jakiekolwiek kontakty z dziewczynami były dla mnie czystą abstrakcją, nie mówiąc już o kontakcie fizycznym. Czułem jak na mojej twarzy pojawiają się szkarłatne rumieńce. W tym właśnie momencie cieszyłem się, że postanowiłem nie ścinać włosów.
- Nie martw się! Całkiem możliwe że jesteśmy razem w klasie! - rzuciłam z uśmiechem - Raczej na rozpoczęciu się dowiesz która to twoja. Po za tym jak się spóźnimy to możemy planów nie dostać!
Chciałem coś jeszcze powiedzieć, jednak w końcu dałem za wygraną. Doszedłem po prostu do wniosku, że jako gentleman grzecznie ustąpię kobiecie. No dobra... Prawda była taka, że po prostu ze mną wygrała, a ja nie potrafiłem za bardzo się postawić.
- Fajnie by było. - powiedziałem w końcu zastanawiając się, czy w tym gwarze dziewczyna w ogóle mnie słyszy - Znałbym przynajmniej jedną osobę w mojej klasie.
Uśmiechnęłam się.
- Ja pierwszego dnia odprowadzałam kolegę do pielęgniarki. Kilka dni później byłam na wagarach i skąpałam się w lodowatym jeziorze.- powiedziałam do Tatsuyi - Ale ty chyba raczej takich przygód mieć nie będziesz...
I czar prysł. Wybiła północ, a piękny książę znów stał się kopciuszkiem, zwykłą pomocą domową.
Było tak fajnie. Naprawdę ciekawie zaczęła się ta znajomość i polubił ją lekko nadpobudliwą dziewczynę. Ona jednak już po kilkunastu minutach znajomości uznała mnie za nudziarza. Kolejnego nudnego ucznia, którym nie warto się zbytnio interesować.
- Ta... Pewnie masz rację.
- Chociaż jak chcesz możemy iść na wagary... Tylko w lodowatym jeziorze się nie wykąpiemy. Takiego jeszcze nie ma... Ale będzie zabawnie.- odwróciłam się do niego - Nie miałeś żadnych zatargów z policją nie? - spytałam zaciekawiona.
Rozpromienił się odrobinę, jednak wciąż jakoś nie mogłem zmusić ust do podniesienia kącików i uśmiechnięcia się. Nie czułem się jeszcze na tyle pewny.
- Nie. A czemu pytasz? - zapytałem również zaciekawiony, dlaczego chce wiedzieć. W końcu jaka dziewczyna zadaje takie pytanie chłopakowi. Oprócz Emily oczywiście.
- A tak po prostu... Nie chcę żebyś miał jakieś przykre wspomnienia jeśli kiedyś spotkasz moją mamę...- rzekłam - W ogóle zaprzyjaźnimy się, prawda? 
Zamurowało mnie. Nie spodziewałem się z jej strony takiego pytania. Ba! Nie spodziewałem się usłyszeć takiego pytania z czyichkolwiek ust. Był tak zaskoczony, że kompletnie olałem fakt, że jej mama jest policjantką. Mimowolnie to jednak zarejestrowałem gdzieś pomiędzy innymi przydatnymi informacjami. W końcu, nigdy nic nie wiadomo.
- Ta-ak. Pewnie, że tak.
- Yay! - krzyknęłam radośnie po czym przytuliłam go. Po chwili go puściłam
- W sumie to się jednak chyba spóźnimy...- mruknęłam patrząc na zegarek.

Patrzyłem jak Emily biegnie gdzieś korytarzem. Na pewno była pewna, że jestem tuż za nią, ale ja... Ja po prostu nie byłem w stanie się ruszyć, chociażby drgnąć. Wciąż przeżywałem jeszcze ten moment, kiedy drobna blondynka mnie przytuliła. Zrobiło mi się wtedy tak przyjemnie ciepło na sercu. Przez chwilę poczułem się naprawdę wyjątkowy i choć ten moment trwał tylko kilka sekund, ja miałem wrażenie jakby to była wieczność.
Odwróciłam głowę by zobaczyć czy idzie. Nie było go. Wróciłam się po niego.
- No chodź! - złapałam go znowu za nadgarstek - Może chociaż się załapiemy na końcówkę.

Teraz już się nie wyrywałem. Nie chciałem. Posłusznie biegłem za Emily zastanawiając się co będzie dalej. W końcu to był mój pierwszy dzień w szkole i wcale nie było tak źle jak przypuszczał. A tak naprawdę wcale nie było źle. Było świetnie. Miał nadzieję, że tak już zostanie.

To nie tak, że notka była napisana pod koniec stycznia i nasze style pisanis, jak i postacie się zmieniły xD Mimo wszystko, trzeba opublikować, żeby nie było, że nie jesteśmy aktywne.
Ps. Postaram się w najbliższym,czasie (czyt. ten weekend) zedytować w końcu KP Tatsu.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Kluby i nauczyciele

Pozostałe sprawy do ogarnięcia. Jak już dawno wiecie, do TM miało być wcielone parę pomysłów. Dziś podane zostaną szczegóły. :)


I. Kluby.
Kluby są tworzone m.in. po to, by rozwijać pasję uczniów, a także ukazywać je innym.
Każdy z uczniów ma obowiązek należenia do jakiegoś klubu.
Każdy uczeń może takowy klub założyć, pod warunkiem zaakceptowania go przez dyrektor szkoły (w tym wypadku głównego admina).


Zasady klubu:
1. Należy wypełnić formularz klubowy i przesłać go do Rimy Dream, na priv na gg (41016021)
lub/też w komentarzu: spis klubow

Formularz Klubowy

nazwa klubu:
motto klubu:
czym zajmuje się klub:
przewodniczący klubu:
zastępca klubu:
pozostali uczestnicy:


2. Do klubu muszą należeć min. 3 osoby - jedna z nich musi być naszą postacią, dwie pozostałe mogą (ale nie muszą) być wymyślone.
3. Każdy klub posiada dziennik, w którym przewodniczący wraz z zastępcą, bądź też innymi wybranymi uczestnikami, opisuje ich działalność w postaci krótkich notek, które publikują max. co 2 miesiące.
4. Podczas Festynu, każdy klub obowiązkowo ma za zadanie przygotować swoje stoisko i przybliżyć innym uczniom swoje zainteresowania.

Klub można zgłosić wcześniej w celu "zaklepania" go. Tworzenie podobnych klubów, nie będzie akceptowane.

II. Nauczyciele. 
Część z was pewnie zastanawiała się, jak to jest być nauczycielem. Teraz macie okazje wczuć się w rolę profesorka i choć trochę ponękać innych uczniów! Szczęśliwi? Tylko pamiętajcie, że pani dyrektor będzie miała na was oko ;>

Są dwa sposoby na zdobycie posady nauczyciela.
1) Przywłaszczamy sobie jednego z już dostępnych, pod warunkiem zgody głównego admina.
2) Tworzymy nauczyciela sami, od początku do końca.  :)


KP nauczyciela: 

Obrazek/wizerunek nauczyciela:
Imię:
Nazwisko:
Płeć:
Wiek: (min. 25 lat)
Nauczany przedmiot:
Mag: (tak/nie)
Przemiana wg magii:
Przemiana w zwierzę:
Data urodzin:
Partner:
Wygląd:
Charakter:
Stosunek do uczniów:
Krótka historia: ( np.: co doprowadziło do tego, że marzenia legły w gruzach i skończyło się na tej posadzie, a nie innej)


Zasady na nauczyciela:
1. Należy skontaktować się na priv, na gg do głównego admina ( Rima Dream - 41016021) w celu wyrażenia chęci posiadania kp nauczyciela oraz ówczesnego zaklepania nauczanego przedmiotu.

2. Należy opisać kp według powyższego wzoru. Kolejność punktów dowolna. Wszystko jednak ma być wyszczególnione (nie ciągły tekst! - przynajmniej pogrubione, widoczne i wyróżniające się kluczowe treści punktów, np.: Wiek: Coś tammmmmmmmmm 25 lat njdhsguyg).

3. Główny admin zastrzega sobie prawo do wybrania poszczególnych elementów z kp nauczyciela, w celu udostępnienia ich oddzielnie w stronie Rady Pedagogicznej.



********
Później to więcej opisze, na dziś musicie się zadowolić tą wersją. Nie zdążę dodać nic więcej. Jednak to co jest, to zostanie ;)
~ Rima Dream, główny admin bloga

[Będzie edytowane!]


niedziela, 8 listopada 2015

Gdzie płacz i zniszczenie, lament i wieczne cierpienie...

Śmierć! Krew! Rozpacz! Zniszczenie!
Ból! Strach! I wieczne cierpienie!
Lament! Łkanie! To ciągłe czekanie!
Samotność! Szaleństwo! Nastroju wahanie!
Śmiech! Ciemność! Ognia płomienie!
Tym właśnie jest moje istnienie!
|| Jakim to przekleństwem cię naznaczyli ci, którzy cię podobno tak bardzo kochali ||
Imię? Moje imię? Czy ja w ogóle mam imię? Muszę mieć jakieś imię. Prawda? Muszę! Wszyscy mają imiona. Psy, koty, chomiki, nawet szczury. Ktoś je im daje. A ja... Jak mam na imię? Kto mi je dał?
Nie... Nie mogę... Nie mogę sobie przypomnieć. Nie potrafię. Auuu... Przestań. Głowa pęka. Ale ona gdzieś tam jest. Na końcu języka. Ja chce je poznać. Chcę pamiętać. Auuu.... Ale to tak boli.
Ktoś krzyczy. EREN! Czemu krzyczy? Do mnie? Tak mam na imię? Eren.

|| Jaką krzywdę ci uczynili ci, którzy cię na ten świat wydali... ||
Nie męcz. Przestań. Proszę. NAZWISKO! Masz imię. Czego chcesz więcej?! Ja nie wiem. Nie wiem. Nie powiedzieli mi. Nic nie powiedzieli. Ale nazwisko jest ważne. Wiem to. Nie wiem skąd, ale wiem. Ja... Chce mieć nazwisko, ale go nie pamiętam.
Katsu. Ładnie brzmi. Czemu nie. Podoba mi się. Zwycięzca. Jestem zwycięzcą.

|| Kim jesteś dla ludzkiego ścierwa rodu... ||
Potwór. Bestia. Patrzą na mnie. Widzę strach w ich oczach. Boję się mnie. Hahahahahahaha... Boją się dziecka. Są tacy słabi. Wszyscy są słabi i żałośni. Tak łatwo ich wykorzystać. A ja to wiem. Doskonale. Myślą, że nic nie rozumiem, ale się mylą. Boją się mnie. Strach to potęga. Ja będę ich panem.
 
|| Ile wiosen widziało, twoje oczy płaczące... ||
Czas...  Czas płynie nieprzerwanie. Nic ani nikt go nie zatrzyma. A ja stoję w miejscu. Leżę sam w ciemnym kącie. Ale go to nie obchodzi. Obojętnie przechodzi obok mnie, kradnąc mi kolejną chwilę, której nigdy mi nie odda. Nienawidzi mnie. Robi mi na złość. Biegnie...Biegnie, kiedy chcę, żeby stanął. Zwalnia, kiedy chcę, żeby przyśpieszył.
Osiemnaście. Osiemnaście mówią. Dużo mówią. Za dużo. Nie rozumiem. Osiemnaście. Osiemnaście. Mówią to tak jakoś dziwnie. Nie podoba mi się to. Nie lubię tej liczby.

|| Jaki to dzień przeklęty, krwią twoją kalendarz naznaczył... ||
Jest między tym wszystkim. DWA. Dwie cyfry. Data. JEDEN! Jeden i trzy. Marzec. Pierwszy marca. Śpiewałem wtedy "Sto lat!". Ktoś dmuchał świeczki. Ale to nie byłem ja. Nie... To nie to. To nie moje. To kogoś innego.
Głowa wciąż boli. Ale jest coś jeszcze. Data. Nowa. Inna. Marzec. Znowu ten miesiąc. Coś z nim jest. Coś... Tam też jest jedynka. Jeden. Dwadzieścia jeden. Dwudziesty pierwszy marca. "Sto lat!". Znowu śpiewam, ale już nie sam. NIE! Wciąż śpiewam JA!!! Kiedy zaśpiewają w końcu dla MNIE?!
Śnieg. Zima. Styczeń. Dwa. Dwie dwójki. Dwudziesty drugi stycznia. Jej uśmiech, nieco inny niż zwykle. I "Sto lat!". Ale ja już nie śpiewam. To moje "Sto lat!". To dla mnie!

|| Czyje marne dzieło, do twych ramion ciągnie... ||
Tu jest tak ciemno i zimno. Pusto. Jestem  sam. Zawsze jestem sam. Nie chcę być sam. Boję się. Ciemność mnie otacza. Pełźnie do mnie, chce mnie pożreć. Dotyka mnie, głaszcze po policzku. Nie... Ciemność to ONA, a ONA jest dobra. ONA mnie kocha. Nie skrzywdzi mnie. Ale ONA jest taka zimna. Jak wszystko tutaj.
Ona też tu kiedyś była. Ze mną. Ona była ciepła. Ciepła Królowa Lodu. Gdzie jest teraz? Zostawiła mnie? Już mnie nie chce? Dlaczego? Przecież byłem dla niej dobry. Oddałem jej wszystko co miałem.
Ale już jej nie ma. Jestem tylko ja i ONA. Ale JEJ nie da się kochać. Tylko, czy mi to przeszkadza? Czy ja naprawdę chcę kochać? Czy ktoś chce kochać mnie?

|| Z bram raju, czy z piekieł czeluści, wypełzła twa marna dusz... ||
Kim ja jestem? Eren Katsu. NIE! Kim ja jestem? Kim naprawdę jestem? Skąd się to wziąłem? Co ja tu robię? Czego pragnie moja dusza? Czy ja mam duszę? Tyle pytań... Chce wiedzieć. Chce znać odpowiedzi. Błagam niech ktoś mnie stąd zabierze. Od tej niepewności. Odpowiedz na moje pytania. Pomóżcie znaleźć prawdę. Co z nią zrobiliście?... Zabiliście. Kłamstwami. Oszustwami. Bólem. Cierpieniem. Zapłacicie za to. Wszyscy kiedyś zapłacimy. Ludzkie ścierwo...
NIECH TO PRZESTANIE BOLEĆ!!!

|| Kto cię wyklął, płodząc w miłości szaleństwie... ||
Nie ma tu nikogo. Nie ma do kogo się odezwać. Nigdy nie usłyszę już tego stanowczego głębokiego głosu, wołającego moje imię. Nigdy już nie poczuję tych delikatnych ramion, czule mnie przytulających.
Niech ktoś na mnie krzyknie! Niech zgani i da karę! Niech ktoś mnie przytuli! Pocieszy i da całusa!
TATO!!! MAMO!!! Gdzie jesteście?! Gdzie, kiedy was potrzebuję? Tutaj jestem! Eren! To ja, wasz syn. Pamiętacie mnie? Bo ja was tak.
Tatusiu! Proszę... Jeszcze jedną bajkę. Już ostatnią. Przestanę jej dokuczać! Będę wynosił śmieci! Obiecuję! Tylko przyjdź po mnie. Proszę...
Mamusiu! Błagam... Jeszcze jedna kołysanka. Już ostania. Przestanę grymasić przy jedzeniu! Będę sprzątać po sobie! Obiecuję! Tylko weź mnie ze sobą. Błagam...
Nie ma was. Nie ma jej. Nie ma nikogo. Jestem sam.

|| Czym cię obdarował, ten co scenariusz twój w szaleństwie pisał... ||
Ogień to ciepło. Ogień to życie. Poczuj go. Ten płomień płonący w naszych sercach. Łączący nas ze sobą i doprowadzający do szaleństwa
Ogień to zniszczenie. Ogień to śmierć. Poczuj go. Ten pożar palący nasze ciała. Raniący nas i zadający tyle cierpienia.
Jest jeszcze ONA. Piękna i silna, krocząca wśród tych płonących zgliszczy. Trzyma mnie w swoim uścisku. Gasi ogień w moim sercu, zapuszczając w nim własne korzenie. Wciąga mnie coraz głębiej w mrok. Miesza mnie z ciemnością, czekając aż sam się nią stanę. Ale ja nie potrafię powiedzieć nie. Bo wtedy mnie zostawi. Zostanę sam. Nie chcę być sam.

|| Czy wszystko, co żeś umiłował, omija cię z obrzydzeniem... ||
Ogień! Płonie! Szaleje! Rozrasta się! Ach... To gorąco. Ciepło i płomień ogniska. Wspólnego ogniska. Nad nami ciemne niebo. Tyle pięknych gwiazd. Księżyc śledzi nasz każdy krok. A my jesteśmy tacy szczęśliwi. Razem. Gram i śpiewam z tobą. Szarpię strunę za struną, wpatrzony w ciebie jak w obrazek. Ach... I to ciepło. Ciepło i słodycz. Ukochana czekolada. Twój piękny zapach i ciepło twego ciała. Ginie we dwoje złączeni w mroku. Ale oni i tak nas kiedyś znajdą. Już tu są...

|| Czy wszystko, co cię odrzuca, lgnie co ciebie jak ćma do światła... ||
Ludzie... Ci wszyscy ludzi w mundurach. Nie lubię ich. Zawsze wszystko niszczą. Oni mnie nienawidzą. Gonią mnie. Chcą mnie złapać. Nie... Oni już to zrobili. Mają mnie. Hahahahahah... Ale to za mało. Oni chcą więcej. Oni są jak wygłodzone hieny... Żerują... Muszą żerować, by przeżyć.
Ale to nie ich nienawidzę najbardziej. To budzie we mnie jeszcze większe obrzydzenie. Nienawidzę tego. Ciągle wraca. Ciągle mnie męczy. Marchewki, marchewki, marchewki... AAAAAAAAAAAA!!!
One chcą mi coś powiedzieć. Za każdym razem w moich koszmarach. Jest ich tak dużo. Nienawidzę ich. Nienawidzę, bo znają prawdę, ale nie chcą mi jej zdradzić. Ukrywają ją. Zabierzcie je!

|| Czym tak naprawdę, odznacza się twój byt istnienia... ||
Nie jestem chory! Dobrze się czuję. Psychicznie? Jak ktoś kto przeżył to co ja może być przy zdrowych zmysłach?
Nie wiem kim jestem. Czym byłem I jak skończę. Ale wszystko jest ze mną w porządku! Cholera jasna, to wy jesteście chory! Chorzy żyjecie w tym popierdzielonym świecie, tarzając się we własnym gównie. Nie będę taki jak wy! Nie dam się temu światu!
Uśmiecham się czule. Patrzę spokojnie. Nocą spać nie mogę, przez koszmary dręczony. Przytulam. Chronię. Opieką otaczam. Zła od dobra odróżnić potrafię, chodź świat sprawiedliwość ma jakąś spaczoną. Często się śmieję, nie zawsze z jakiegoś konkretnego powodu. Nie jestem nieśmiały, chodź lekko w sobie zamknięty. Nie zawsze tak było. To oni do tego doprowadzili. ALE JA SIĘ ZMIENIĘ! Tylko mnie nie zostawiaj! Nienawidzę samotności... Uratuj mnie... Zabierz do domu... Pokaż wchód słońca...
Wciąż tu leżę...
Sam...
Umieram...
Postawcie brzozowy krzyż na jego mogile. Pod wierzbą płaczącą zakopcie go. Niech robaki przeżrą  jego marne ciało. Niech świat wymaże z pamięci jego istnienia. Niech pozwoli odejść dziecku, które sam zabił! Niech nie robi z niego potwora. Nie chcemy być potworem. Nie będę potworem.
To się już stało...
Spojrzenie zimne. Dłonie zaciśnięte. Rany krwawiące. Serce puste. Dziecięce łzy. Głośny płacz. Wieczne cierpienie. Aspołeczna postawa. Ciepłe ramiona. Delikatny głos. Pełne oddanie. Uczucia zamknięte.
To w końcu czym ja jestem?

|| Czyje ręce to cudo stworzyły, by je następnie w ofierze złożono... ||
Popatrz na mnie. PATRZ MÓWIĘ! Co widzisz? Powiedz, że jestem piękny. POWIEDZ TO! WYKRZYCZ CAŁEMU ŚWIATU! Co cię tak naprawdę we mnie obrzydza? Martwy wzrok, niemal białych tęczówek? Chorobliwie blada twarz? Może kolekcja moich blizn? No chodź. Spójrz. Czyż nie są one piękne? Równe i nierówne. Długie i krótkie. Głębokie i płytkie. Poszarpane i gładkie. Od noża, szkła, drutu, postrzału i czegoś tam jeszcze. Czyż nie są idealne? Ty też je z czasem pokochasz. Może potrzebujesz po prostu zachęty. Dam ci taką jedną, czy dwie.
Przestań się otrząść jak osika! Nie jestem potworem! Jestem taki jak ty. Dwie ręce. Dwie nogi. Dwoje oczu. Dwoje uszu. Wykrzywione w panicznym uśmiechu usta. Kruczoczarne włosy. Co ze mną jest nie tak?Przecież mam serce tak jak ty. Przynajmniej kiedyś tak było.
Może brak mi muskuł. Może brak ciała. Wystające kości, które wyglądają, jakby zaraz miały przebić się przez anemiczną skórę. Ale za to góruję nad tobą. Wzrostem i mocą.
Więc spójrz raz jeszcze i powiedz mi, że jestem piękny.

|| W którym akcie, pożegnasz się z cierpieniem, przed wielkim finałem czy wraz z zakończeniem... ||
Krzyczmy wszyscy! Krzyczmy razem! Pokażcie mi swoje cierpienie. Wysłuchaj Matko lamentów swych dzieci! Posłuchaj jak płaczą z win twych Synów i Córek! Zbawmy się wszyscy! Zabijajmy wzajemnie!
Giń gnido! Morderco mej Matki!
Umieraj ścierwo! Kacie mego Ojca!
Zdechnij z głodu! Gwałcicielu mej Siostry!
Spłoń żywcem! Prześladowco mego Brata!
Mordujcie się wszyscy! Tańczcie wśród trupów! Kąpcie się w krwi swych ofiar! Radujcie się zgnilizną! Wciągajcie stęchliznę swych ciał! A ja będę patrzył. Uciekał przed światem. Będę wolny. Będą znów z moją Matką. Będę biegł razem z nią...
Sam...
Ojcze... Rzuciłeś mi ze swych niebios anioła młodego. Bez skrzydeł to to jeszcze. Nikt je latać nie nauczył. Ojcze czemu ją tak wcześnie do piekła cisnąłeś?! Czemu raj jej odebrałeś?! Czym sobie u ciebie zawiniła?! Czym zgrzeszyła ta istota czysta i nieskalana?!
CZYM SOBIE NA NIĄ ZASŁUŻYŁEM?!
Mój stróżu! Mój aniele! Stój przy mnie. O poranku i wieczorze. Nocą i za dnia. Kochaj mnie i nienawidź. Pragnij i brzydź się mną. Wspomagaj. Ratuj. Wylecz pożerającą mnie chorobę. Zabierz samotność. Zabierz cierpienie. Zabierz...
To ciebie zabrali...
A mnie zostawili...
Przybyli ze zbawieniem moim. Czuję jak wżera mi się ono w moją pierś. Serce mi krwawi, ale wciąż bije. Nie chce stanąć. Nie chce się zatrzymać.
Wszystko jest przeciwko mnie...

|| Kto pragnął cieniem być twego cienia... ||
Nie chcę być sam. Nie chcę. Boję się być sam. Samotność to moja największa słabość. Chcę mieć kogoś. Chcę mieć przyjaciela. Ale to za mało. Chcieć nie wystarczy. Oni też muszą chcieć. Ale nie chcą. Boją się. Uciekają. NIE JESTEM POTWOREM! TO ONI SĄ POTWORAMI! LUDZIE SĄ BESTIAMI! Wszystko co chodzi, oddycha i żyje. Nie chcą mnie tu. Nienawidzę ich za to. Dlatego jestem sam. Jestem dla nich zły, bo mnie nie chcą. Nikt mnie nie chce, bo jestem zły.

|| Czyż nie piękniejsze twe drugie wcielenie... ||
Krzyczą. Wrzeszczą. Odganiają kijami. Obrzucają kamieniami. Dlaczego? Przecież nic im nie zrobiłem. Chcę tylko jeść. Jestem głodny. A oni mają jedzenie. Błagam o jedzenie, a oni krzyczą. WILK! WILK! WILK! Nie zrobię im krzywdy. Dlaczego nie mogą tego zrozumieć? Tylko znów strzelają. Uszy mnie od tego bolą. Głowa pęka. Coś ciepłego i lepkiego spływa po czarnej sierści. A oni dalej krzyczą.
UCIEKAJ! Krzyczy Eren. Ale ja jestem wilkiem. Ja chcę jeść. Ja chcę mięsa, a oni je mają. Pachnął tak ładnie. Więcej lepkiej cieczy. Więcej jedzenia. Więcej dla wilka. UCIEKAJ! Jeżeli Eren się nie zamknie to jego też zjemy.
|| Kogo będzie skrywać ta maska urody, gdy skrzydeł mu nie doczepię... ||
Spójrz czy nie jestem teraz piękny i wspaniały? Świat stoi przede mną otworem. Mogę mieć wszystko czego zapragnie moje przeżarte mrokiem serce. Jestem najpotężniejszy na świecie! Nikt nie może się ze mną równać! Każdego pokonam! Każdego zabiję! Nikt nie stanie mi na drodze! Cóż, że przestałem przypominać człowieka? W środku już dawno przestałem nim być. Przecież oni też nie są już ludźmi. Nikt nie jest. Ludzi nie ma. To gatunek wymarły. Dlatego tylko udają, że się mnie boją. Tak naprawdę zachwycają się moją boskością. Długie, kruczoczarne włosy, delikatnie lśnią w promieniach księżyca. Potężne czarne skrzydła, które mogą mnie ponieść na koniec świata. Zabiorą mnie do lepszego świata. Pokażą drogę do raju. I tylko pióra za sobą zostawię. Nawet te rogi wyglądają pięknie. Ostre jak brzytwa pazury. Długi niczym u lwa ogon.
Jestem panem! Jestem władcą! Jestem zwycięzcą! Jestem bogiem!
Jestem potworem...


*W dużym skrócie*
Imię: Eren
Nazwisko: Katsu
Wiek: 18 lat
Data urodzenia: 22 stycznia
Płeć: mężczyzna
Moc: ciemność i ogień
Partnerka: brak
Pochodzenie: nieznane
Rodzina: brak
Lubi: noc, ogień, gwiazdy, księżyc, gra na gitarze, muzyka, czekolada
Nie lubi: mundurowi, marchewki, ciemność
Charakter: schizofrenikpotrójna osobowość: starszy brat, małe dziecko i morderca
Wygląd: czarne włosy, jasne niemal białe oczy, 178 cm, 59 kg, wychudzony, z wieloma bliznami



Historia: do 7. roku życia - brak informacji
                   7 - 8 lat - życie pod postacią wilka
                   8 lat - spotkanie Koroshio Tenshi
                   8 - 18 lat - wspólne życie na ulicy
                  18 lat - feralny wypadek; szpital;                          areszt
Towarzysz: brak
Przemiana w zwierzę: czarny wilk
Przemiana według magii: demon

GG: 49895022

Jestem otwarta na krytykę co do tego, powiedzmy sobie szczerze, dziwnego i nieco beznadziejnego KP. Nie pytajcie mnie co brałam kiedy to pisałam. Nie pamiętam. Ale chyba czas odnowić kontakty z dilerem. Może wena powróci.
Ps. Poszukuję ochotnika, wolontariusza, dobrej duszyczki chętnej pełnić rolę jego opiekuna i mentora. No to kto pokaże mu szkołę?