Pogadaj z nami :D

sobota, 8 marca 2014

Kolejny dzień - Atak egzorcystów i wojenna wojna

Westchnąłem głęboko, wypuszczając z cichym jękiem powietrze z płuc. Kasene siedział na krzesełku w naszej kuchni z rozłożonymi nogami i spuszczoną głową, która co parę sekund podnosiła się lekko, wbijając we mnie skruszone spojrzenie szkarłatnych oczu. Wyglądał niczym paralityk, który stracił władzę w nogach, bądź pijak po libacji alkoholowej. W każdym bądź razie obie tezy mogłyby być słuszne, gdyby tylko móc znaleźć potwierdzenie tego, że pije i złamał kark. Odwróciłem się do niego przodem, opierając o kuchenny blat i zakładając ręce na klatce.
- Wiesz co ty do jasnej cholery narobiłeś? - syknąłem, mrużąc ze złości oczy. Chłopak gwałtownie poprawił swoją pozycję siedzącą i otworzył usta, chcąc coś powiedzieć. Widząc jednak wyraz mojej twarzy równie szybko zamilkł, gładząc wymownie Wieszczadło po czarnych, lśniących łuskach.
- No ale to nie moja wina! No dobra, moja, ale cóż mam poradzić! Idiotą trzeba zostać, a czymś tam się urodzić... Chyba tak to szło... - zastanowił się przez chwilę, wykrzywiając usta. - Nie ważne! Po prostu byłem zajęty szukaniem Wiesia, a nawet nie zauważyłem kiedy ta kobra... Dyrka mi wlazła pod gumiaki i walnęła grzecznie, czy może do nas wpaść na małe party... Znaczy na rozmowę z rodzicami...
- Których nie mamy! - warknąłem. - I co teraz zrobimy? Powiemy jej, że bardzo przepraszamy, ale musieliśmy ją oszukać, żeby dostać się do szkoły?!
- Ale no Nekuś, spokojnie! Nie krzycz na mnie, bo się zamknę w sobie... - wydął śmiesznie wargi, robiąc maślane oczy psa.
- Nie prowokuj mnie...
- Okej! - dodał szybko, unosząc ręce w geście poddania typu "co złego to nie ja". Westchnąłem ciężko, zaliczając mega facepalma.
- Boże, dlaczego skarałeś mnie takim bratem, dlacze... - nagle zamilkłem w połowie zdania, jakbym co najmniej dostał złoty bilet bez kolejki do...piekła. Wyminąłem nieco zdziwionego moim zachowaniem Kasene i dwoma skokami wdrapałem się na górę po schodach. Zrobiłem przysłowiowe "z buta wjeżdżam" bratu do pokoju i schyliwszy się, wyjąłem spod łóżka tak zwane: "zakazane pisemka". Teraz dopiero doszło do mnie to, co ukrywa przede mną Kas. Mogłem zrozumieć wszystko. Nawet to, że ma klaustrofobie, jest zboczony i ma zboczonego węża. Ale nie mogłem ogarnąć jednego... Czemu on czyta czasopisma dla dziewczyn? Może jego alter ego jest kobietą, choć w to nie wątpię. Przynajmniej może dzięki jego dziwnemu upodobaniu wyjdziemy z tej sytuacji cało...
        Szybko zbiegłem na dół, łapiąc przy okazji Kuro i sadzając go sobie na ramieniu. Kotek zamiauczał cicho i przyczepił się pazurkami do mojej bluzy, żeby przypadkiem nie spaść. Po chwili dopadłem do już przerażonego moim zachowaniem Kasene i usiadłem na przeciwko niego, rozkładając na stole kolorowe czasopisma. Chłopak przez dłuższą chwilę wyglądał, jakby zabrakło mu powietrza. To otwierał usta, to je zamykał, a jego twarz przybrała ładny, różowy odcień.
- SKĄDTYTOMASZ! - wywrzeszczał w końcu, wskazując na gazetki drżącą ręką.
- Może i jestem głupi, ale nie ślepy. Poza tym wiem już jak odpłacisz mi się za swoją głupotę - uśmiechnąłem się podle, opierając łokcie na blacie i stykając palce obu dłoni.
-... Nie podoba mi się ten uśmiech! Bardzo mi się nie podoba! - załkał żałośnie.
- To tylko początek... Prawdziwe piekło kryje się za tamtymi drzwiami - wstałem z krzesełka i łapiąc (again) Kasene za szmaty, pociągnąłem za sobą. Szczerze to już mu współczułem...
     
                                                        ~• TWO HOUR LATER •~

- Możesz wyjść! - krzyknąłem, rozsiadając się wygodnie na kanapie w salonie. Ułożyłem Kuro na moich kolanach, głaszcząc po miękkim futerku. Kotek zmrużył lekko ślepka, również jak ja oczekując rozrywki.
- Ale ja wyglądam jak ostatni idiota! - usłyszałem lament z drugiego pokoju.
- Nie marudź, bo sam cię wyciągnę! - odkrzyknąłem. Nie musiałem czekać na szczęście długo, gdyż po chwili zza framugi wyłoniła się zwiewna, smukła postać Kasene... w roli naszej kochanej i troskliwej mamusi. Ubrany był w długą, czerwoną sukienkę z falbanami (skąd on to wytrzasnął?) i czarne buty, które na szczęście zakrywała suknia. Na głowie spoczywała peruka brązowych włosów do ramion, a na głowie koronkowa chusteczka. Niestety makijaż musiał sobie zrobić sam, gdyż ja się do tego nie nadaję (za kogo on mnie w ogóle ma?) Podsumowując: Kasene stał się piękną księżniczką z bagiennego jeziora, która była transwestytą i miała czarodziejskiego węża i wrodzoną wadę męskiego głosu.
        Przez dłuższą chwilę siedziałem, wpatrując się w niego i próbując zachować kamienny wyraz twarzy. Marnie mi to jednak wychodziło i w końcu wybuchnąłem głośnym i niepohamowanym śmiechem, spadając z kanapy.
- Śmiej się śmiej! Zobaczymy jeszcze jak spotkam Pudziana to się odwdzięczę! - prychnął pod nosem, zakładając ręce na klatce.
- Może te miejsca gdzie powinny być wypukłości wypchaj sobie poduszkami? - znów zachłysnąłem się powietrzem, nie mogąc powstrzymać napadu śmiechu.
- Ale przyznaj, że śliczna ze mnie mamusia! - okręcił się wokół własnej osi, prezentując swe kobiece wdzięki.
- Piękna wprost... Wszyscy są twoi, tłumy szaleją! Paparazzi robią zdjęcia, a dziewczyny rzucają stanikami...
Nagle naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Popatrzyliśmy się po sobie z lekkim przestrachem i szybko postawiliśmy nasze postacie do pionu. Dałem Kasowi znak, że czas rozpocząć misję, a sam podczołgałem się do wyjścia. Przybrałem znów obojętny wyraz twarzy i otworzyłem drzwi, za którymi ukazała mi się wysoka, kobieca postać o samym spojrzeniu budzącym strach, że aż krew w żyłach zmieniała kierunek.
- Witaj, Naoki - uśmiechnęła się delikatnie. Wspominałem już kiedyś, że za tym uśmiechem może kryć się wiele, prawda?..
- Dzień dobry. Niech pani wejdzie - przywitałem się grzecznie, odsuwając w bok i zapraszając dyrkę do środka. Kobieta skinęła delikatnie głową, przechodząc przez próg. Nie chcąc być wścibska, darowała sobie lustrowania wzrokiem całego mieszkania. Zaprowadziłem ją do salonu, gdzie czekała na nas "mamusia" ze swoim pedofilskim uśmieszkiem na ustach.
        Kasene wstał z kanapy i podszedł do dyrektorki nieco chwiejnym krokiem. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, podając dłoń "mamie" i lekko nią potrząsając.
- Witam panią, pani Blade. Miło mi panią wreszcie poznać.
- Oh! No witam, witam! - zapiszczał na wysokich decybelach. - Proszę, niech pani siada, a nie stoi! Nogi trzeba oszczędzać!
- Dziękuję - kiwnęła głową, spoczywając na skórzanej kanapie. Ja wraz z Kasene "mamą" usiedliśmy na przeciwko, uważnie przyglądając się dyrektorce.
- Przepraszam, że spytam, jednak w rodzinie nie ma żadnych poważnych problemów?
- Ależ oczywiście, że nie! - mamusia zaśmiała się dźwięcznie, zasłaniając dłonią usta. - Przecież Naoki to taki grzeczny, miły chłopiec! - odwrócił się do mnie i potargał za policzek, a następnie poczochrał po włosach. Spiorunowałem go wzrokiem, a on w odpowiedzi uśmiechnął się szatańsko pod nosem w taki sposób, aby dyrektorka tego nie zauważyła.
- Miło widzieć, jak dogaduje się pani z synem. A Kasene?
- No, no... Kasene jest chory i...
- Siedzi w kiblu... - dodałem szybko, ledwie powstrzymując śmiech. Kasene zacisnął usta, spoglądając na mnie kątem oka i zabijając w myślach. Po chwili odchrząknął głośno, prostując się i układając ręce na kolanach.
- Właśnie, Kasene jest chory. Ale za to Naoki pomaga mu w pracach domowych i przepisuje za niego wszystkie zeszyty. Taki dobry z niego braciszek <3
- Ou, ale to chyba nic poważnego? Ta choroba?
- Oh, oczywiście, że nie! To tylko taka przejściowa gruźlica! - machnął lekceważąco ręką, a ja po raz kolejny dzisiaj zaliczyłem mega facepalma. Dyrektorka ledwo widocznie drgnęła, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. Poprawiła odruchowo włosy, uśmiechając się nerwowo.
- Ekhem... Więc proszę życzyć Kasene dużo zdrowia... Przyda mu się....
- Oczywiście! Przekaże! A bo mój mąż to w Rosji pracuje i zimnioki kopie na polach. Mówię pani, ja tak samo ciężką pracę mam. Teraz akurat zawijam cukierki w papierki, a człowiek nawet nie czuję, jak mu się rymuje! Ohoho <3 Poza tym uwieeelbiam szyć! Naokiemu nawet kiedyś taki cudny, wełniany sweterek w owieczki wyszyłam, ale syn marnotrawny chodzić w nim nie chcę...
- Ja również swego czasu lubiłam takie robótki ręczne, jednak teraz sama pani wie, że nie ma na to czasu.
- Ależ ja wszystko rozumiem! Może jeszcze herbatki?
- Nie, dziękuje. Ja już chyba będę się zbierać. Widzę, że dobrze sobie państwo radzicie i  nie mam powodu martwić się o pani synów.
- No jak sama pani dyrektor widzi, toż to mój synek ukochany! - nagle Kasene złapał mnie za kaptur i pociągając do siebie, zacząć dusić. - Po prostu on to trochę nieśmiały jest.
- Rozumiem, rozumiem - pokręciła głową, wstając i poprawiając spódnicę. - Dziękuje za gościnę i za herbatę. Była naprawdę pyszna. Do zobaczenia pani Blade. Może kiedyś będę miała okazję poznać pani męża.
- Z przyjemnością! Zapraszam ponownie! - Kasene wstał i pomachał kobiecie. Uśmiechnęła się ona delikatnie, a ja odprowadziłem dyrektorkę do drzwi, w tym czasie ograniczając dialog z nią do zera. Jedynie na pożegnanie skinęła głową, życząc mi udanego dnia i szybkiego powrotu do zdrowia Kasene, po czym opuściła mieszkanie.
        Odetchnąłem głęboko, gdy doszedł do mnie sam fakt, że już po wszystkim. Oparłem czoło o szybę w drzwiach, spoglądając bez sensu w podłogę. Do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero głos mojego brata, który domagał się pomocy w zmyciu makijażu z twarzy. Odepchnąłem się lekko opuszkami palców od powierzchni drewna, leniwym krokiem przemierzając obszerny korytarz, aż w końcu znalazłem się w salonie, gdzie po turecku na skórzanej, ciemnej kanapie siedział Kas, szorując sobie twarz ostrą gąbką.
- Kas mogę zadać ci jedno pytanie? - oparłem się o framugę drzwi, spoglądając na niego uważnie spod lekko przymrużonych powiek.
- No, czego? - mruknął, krzywiąc się w wyrazie irytacji, gdy ostra powierzchnia gąbki za mocno przejechała po jego policzku.
-... Wiesz w ogóle co to jest gruźlica? - spytałem podejrzliwie.
Kasene nie odrywając się od swojej czynności, spojrzał się na mnie kątem oka i niewzruszony odparł:
- Nie, a bo co?
- Bo to, że teraz dyrcia myśli, żeś jest chory na nieuleczalną chorobę... - pacnąłem się ręką w czoło.
- Ah, no niestety taki peszek... Możemy powiedzieć, że odnalazłeś smocze kule i uleczyłeś braciszka, co?
- Taaaaak... Chyba najpierw powinienem wyleczyć cię z głupoty - mruknąłem sarkastycznie, przechodząc obok niego i siadając po drugiej stronie kanapy.
- Ej no nie zwalaj całej winy na mnie! Przecież odegrałem super uber rolę matki polki, więc dyrkę na jakiś czas mamy z głowy.
- W sumie racja - przyznałem, głaszcząc Kuro, który ułożył się na moim brzuchu. - Więc co dzisiaj oglądamy? - złapałem w dłoń pilota od telewizora, manewrując nim i podrzucając do góry.
Kas uśmiechnął się zadowolony, że udało zmyć mu się makijaż z twarzy, po czym pozwolił Wieszczadłu okręcić się wokół jego szyi.
- Może perfekcyjną panią domu? - zaproponował.
-.... W sumie, czemu nie - wzruszyłem ramionami, włączając telewizor.




   Następnego dnia, chcąc nie chcąc i tak musieliśmy do placówki dla choro... znaczy się wyjątkowo uzdolnionych magicznie istot zawitać, gdyż wizyta dyrektorki i poznanie naszej "mamusi" nie dawało nam immunitetu, który zwalniałby z zajęć lekcyjnych następnego dnia. Maszerowaliśmy więc żwawo, aby tylko nie spóźnić się na zajęcia. W sumie i tak byliśmy spóźnieni. Po wczorajszym wieczornym wydarzeniu z dyrektorką, oboje padnięci zasnęliśmy przed telewizorem, zapominając o szkole i w ogóle o wszystkim co dotyczy życia i nie życia. Oczywiście w szkole bylibyśmy punktualnie, jednak przez fobię Kasene, musimy co dzień pokonywać odcinek dzielący nas od szkoły - piechotą. Najchętniej co dzień rano zaczynałbym dzień od wyzywania go jaki to jest dziwny i dlaczego boi się jeździć czymkolwiek. Nie robię tego z wielu ważnych powodów. Po pierwsze jest moim bratem, a po drugie, mimo, że mam taki a nie inny charakter, potrafię być jednak tolerancyjny i nie wytykać nikomu jego wad. Wiem, że sam lepszy nie jestem...
- A mówiłem ci wczoraj: nie puszczaj jakiś mydlanych badziew, bo obaj uśniemy! - warknął Kas, przyśpieszając.
- Ja tego nie puściłem, już ci mówiłem... Nasz telewizor jest genialny i sam przełącza kanały.
- Ta, jasne!
- No tak... Poza tym, uważaj, bo pocałujesz słupa - powiedziałem i w porę szarpnąłem Kasa za rękaw kurtki, ratując przed miłym spotkaniem. Chłopak zachwiał się lekko, prawie wpadając na mnie. Udało mu się jednak w porę utrzymać równowagę.
- Słup też potrzebuje trochę ciepła i miłości człowieka!
- Taaak.... A w szczególności twojego ciepła... - westchnąłem ciężko. - Ciekaw jestem, jak wrażenia dyrektorki po spotkaniu z twoim drugim wcieleniem...
- Ha! Zobaczymy, zobaczymy... I to już niedługo, bo właśnie idzie w naszą stronę.... Uwaga, atak kobry... - szepnął Kas, poprawiając kurtkę. Uśmiechnąłem się ukradkiem pod nosem, spoglądając w stronę człapiącej po śniegu dyrektorki. Kobieta miał surowy wyraz twarzy, jednak zdołał przemknąć po niej delikatny uśmiech, którym nas przywitała.
- A wy moi drodzy czemu nie na lekcjach? hm? - uniosła lekko jedną brew z dezaprobatą, zakładając ręce na piersi. - O, widzę, że Kasene już wyzdrowiałeś... Dziwne... Tak szybko...
- Haha! Bo pani dyrektor widzi, uratowałem mojego już umierającego brata, odnajdując... em... - zawiesiłem się, szukając w głowie odpowiedniego słowa, które jak na złość nie chciało wlepić się w zdanie i pomóc mi wymigać się z tej niezręcznej sytuacji. Gestykulowałem rękami, robiąc nimi magiczne kółka w powietrzu i błądziłem bez sensu wzrokiem po otoczeniu. Na szczęście Kas w samą porę wtrącił się w tę ciszę swoim genialnym monologiem:
- Naoki znalazł tajemne przejście w naszym kiblu do zaginionej Atlantydy, gdzie odnalazł magicznie źródełko, które mnie uleczyło!
Oboje spojrzeliśmy się na uradowanego swoją wszechstronną mądrością i talentem Kasene, który z wesołym uśmiechem pedofila przyglądał się to mi, to dyrektorce, a na jego twarzy zaczęło się malować coraz większe zdziwienie i niezrozumienie.
- No co? - palnął głupio.
- Em, pani dyrektor to może my już pójdziemy na te lekcje... - zaśmiałem się nerwowo, łapiąc Kasa za kaptur i pociągając za sobą.
- D-dobrze... Miłego dnia, chłopcy!
- Nawzajem! - odkrzyknął mój brat, gdy byliśmy dostatecznie daleko. Pewnie bał się, że dyrektorka nie dosłyszy. Ona jednak pokręciła z politowaniem głową i odeszła w swoją stronę.
        Pchnąłem drzwi i przekroczyłem prób szkoły z charakterystycznym "z buta wjeżdżam". Puściłem biednego Kasa, który runął na ziemię, otrzepując się ze śniegu. Ja sam poprawiłem kaptur i torbę, lustrując dokładnie cały korytarz. Wszystko dookoła ogarniała pustka, a w powietrzu unosiła się gęsta cisza, którą można by było ciąć nożyczkami. Gdzie nie gdzie latały pojedyncze kartki papieru, unoszone przez podmuch wiatru, który wpadł przez otwarte drzwi.
- Co mamy następne? - spytałem, próbując ignorować chłód przenikający przez moje ciało. Otuliłem się szczelniej bluzą, chowając ręce do kieszeni. Mimo, iż w szkole było ciepło, ja nadal czułem zimno, które przywlokłem ze sobą z zewnątrz.
- Co mamy? A no, nie wiem... - uśmiechnął się głupkowato, wstając z podłogi.
Westchnąłem ciężko, spoglądając na plan. Zapowiadał się kolejny, ciekawy dzień...
        Lekcje mijały mi dość szybko, gdyż... połowę z nich przesypiałem. To nie tak, że nie byłem nimi zainteresowany. Po prostu ta pogoda, a drzemanie na kanapie zgiętym w pół też jest niezbyt wygodne. Chcąc nie chcąc, musiałem  opuścić Kasene i ewakuować się na tył, gdzie nie sięgał nauczycielski wzrok. Na szczęście.. Tylko nie wiem dla kogo... Koło mojego brata przysiadła się jakaś białogłowa, którą do klasy wprowadziła w czasie lekcji dyrektorka. Na pierwszy rzut oka wyglądała na zagubioną. Sam jednak nie wiedziałem, co mam myśleć. W jej oczach czaiło się coś mrocznego i tajemniczego, którego nie umiałem rozgryźć, bądź się nad tym nie zastanawiałem. Na chwilę obecną  podziwiałem fakturę ławki, dając Kasowi swoje pięć minut na popis. Niech się chłopak wykaże swoimi manierami i tą otwartością wobec innych, której ja nie odziedziczyłem.
        Nagle białowłosa dziewczyna wstała z ławki, kierując się w stronę drzwi. Tak bez pytania? Rozumiem, że w jej wcześniejszej szkole były inne maniery, jednak wątpię, aby nauczyciel nie zwrócił jej uwagi.
- A panna Tenshi dokąd się wybiera? - spytał nauczyciel, przerywając arcy ważny i ciekawy wykład, spoglądając na dziewczynę spod okularów.
- Do łazienki - odparła zdziwiona. - Zabronione, czy coś?
- Nie wolno ci o tak wychodzić poza klasę, bez zgody nauczyciela.
- W takim razie wybacz. Czy mogę wyjść do łazienki? - ponowiła pytanie, starając się, aby w jej głosie nie dało się wyczuć zdenerwowania całą tą sytuacją.
- W jakim celu?
- To nie wiesz, po co się chodzi do łazienki?
Po całej klasie przeszedł szmer i dało się słyszeć stłumione chichoty. Ja również uśmiechnąłem się pod nosem, obserwując z zaciekawieniem całe to wydarzenie. Przynajmniej nie wiało aż taką nudą...
- Wiem - powiedział wyraźnie zirytowany nauczyciel. - Ale jak już powiedziałem, nie wolno ci wychodzić bez mojej zgody.
- Dlatego czekam, aż wyrazisz zgodę.
Uparte dziewczę...
-
Nie. Wracaj do ławki - powiedział, powracając do swojego wykładu. Dalszy rozwój wydarzeń już mniej mnie interesował. Dziewczyna imieniem Koroshio naciskała i w końcu dopięła swego, pokazując nauczycielowi ramię. Nie zbyt widziałem, co jej się w nie stało i szczerze powiedziawszy jakoś mało się tym interesowałem. Wyszła z klasy, a ja ponownie zająłem się śledzeniem krzywych lin na blacie ławki. I tak minęła lekcja... Potem przerwa... I kolejna lekcja... W tym całym czasie Kas latał jakby dostał zbyt dużo kofeiny i zaczepiał wszystko co żyje, oczekując odpowiedzi na często dziwne pytania. Ja sam chodziłem po korytarzach, oglądając jakże ciekawe ściany i często nienormalne zachowania innych. Wszystko tutaj było jakieś inne. Pełne życia. Wcześniej nie chodziliśmy do szkoły. To szkoła przychodziła do nas. Rodzice woleli płacić korepetytorom, niż dać synom możliwość poznania świata. Cóż... Wyszło to na ich niekorzyść... Chociaż z drugiej strony bardziej na naszą. Czasami jednak życie potrafi zaskoczyć. Raz mniej mile, a raz bardziej. O reszcie decydujemy my...
        Gdy rozbrzmiał ostatni dzwonek, wszyscy jak na gwałt rzucili się w kierunku drzwi. Ja nie chcąc zostać skatowanym, stratowanym, spalonym i rozgniecionym żywcem, stanąłem z boku, cierpliwie czekając, aż młodzi - gniewni opuszczą szkołę. Po chwili i ja sam mogłem to uczynić. Założyłem na głowę kaptur i schowałem ręce do kieszeni. Przeskoczyłem dwa schodki w dół, znajdując się na skrzypiącym śniegu. Nie czekałem na Kasene. Znając życie włóczy się gdzieś teraz, gdzie i tak bym go nie znalazł. Potem wróci do domu z guzem i płaczem.
        Nagle poczułem, jak coś zimnego i twardego trafia mnie w tył głowy. Odwróciłem się zaskoczony, jednak niczego, co chciałoby mnie napastować, zgwałcić, czy porwać - nie zauważyłem. Zmrużyłem lekko oczy, rozglądając się uważnie i wtedy właśnie dostałem kolejną śnieżką... tym razem prosto w twarz. Szybko strzepnąłem zimny puch z twarzy, mierząc wściekłym wzrokiem w rozradowaną twarz Kasene.
- Co ty robisz, idioto... - warknąłem.
- Bitwę na śnieżki! - zaśmiał się, rzucając w moją stronę kolejną kulką. Myliłem się jednak co do kierunku jej lotu, gdyż zamiast mnie, trafiła stojącą za mną czarnowłosą dziewczynę. Odwróciłem się w jej stronę, jednak w tym momencie Kas złapał mnie za ramię, przeciągając na stronę, gdzie stali sami chłopacy.
- Przyłączysz się? Każdy się przyda. W końcu musimy pokonać dziewczyny - do rozmowy wtrącił się wysoki szatyn o piwnych oczach, który dzierżył w dłoni nowo ulepioną kulkę. - Jestem Jack. - uśmiechnął się na powitanie.
- Naoki - kiwnąłem lekko głową, spoglądając niepewnie na Kasa, który tylko przegonił mnie gestem rąk, zachęcając do zabawy.
- Więc jak będzie? Przyłączysz się? - domagał się odpowiedzi Jack.
-....Czemu nie... - odparłem po chwili, mimo braku rękawiczek lepiąc kulkę ze śniegu.
- Panie i panowie, wojna! - krzyknął Kasene, rzucając się w wir walki.


~Naoki

       

4 komentarze:

  1. Boże... Kocham, kocham, kocham tą notkę <3
    Jest mega i w ogóle... Po prostu cudo *.*
    Tajemnica rozwiązana. Kas trzyma pod łóżkiem kobiece czasopisma... + przebiera się za kobietę (nie ważne, że Naoki go zmusił). Nie wiem co mam o tym myśleć.
    Kocham Was <3

    ~Koroshio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zuy Kas trzyma swoje "skarby pod łóżkiem" :D
      Wielke dzięki, cieszę sie, że ci się podoba ;)
      Ja się boję co Kasene wymyśli, żeby się odegrać na mnie...

      Usuń
  2. Jak widze Jack uzbierał armię do wojny :D
    Świetna notka, widać, że ten blog ożył :) Dziękuję.
    Heh, nawet nie chce wiedzieć, skąd Kas wytrzasnął sukienke xD
    Tak, swietna z niego mamusia. Czyli jak tatuś przyjedzie, to wtedy Naoki przejmie pałeczkę i podaruje dyrektorce ziemniaka? XD
    Proszę, nie piszcie o zakończeniu wojny na śnieżki, bo wątek chcę troszku rozwinąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, można tak powiedziec :D Chociaż nie wiem, czy Naoki zechcę być super tatusiem, ale się zobaczy :>
      Milo, że ci sie podoba ;) Ciekaw jestem rozwinięcia bitwy na śnieżki.

      Usuń