Pogadaj z nami :D

sobota, 8 marca 2014

Krew i śnieg - czyli witaj na lekcji

"...I'm telling you that
It's never that bad
Take it from someone who's been where you're at
Lay down on the floor
And you're not sure
You can take this anymore"

Pozwoliłam ostatnim łzom popłynąć po moich zimnych od mrozu policzkach. Otarłam ręką oczy i jeszcze raz rzuciłam okiem na pusty dziedziniec.
-Chcesz się przelecieć maleńka? - zwróciłam się do ptaszka, który sfrunął z mojej dłoni i usiadł na szafie.
-Chyba nie lubisz zimy, co?
Zamknęłam okno i usiadłam na łóżku, które przeraźliwie zatrzeszczało. Hej! Nie jestem wcale taka ciężka! Oburzyłam się, obserwując wzbijające się w powietrze kłęby kurzu. Zakaszlałam, dusząc się. Co ja mam teraz zrobić? Zaczęłam zastanawiać się nad planem ucieczki z tego więzienia. Może wyfrunę... Spojrzałam z nadzieją na zamknięte przeze mnie przed chwilą okno. Nie. Jestem zbyt słaba, żeby się przemienić. A innego wyjścia nie ma. Drzwi są zamknięte. Westchnęłam. Chcą nie chcą, chyba muszę posłuchać rad Nick'a.Ślamazarnie wstałam z łóżka i poczłapałam w stronę łazienki. Nacisnęłam włącznik światła. Żarówka zabuczała, a następnie pękła w drobny mak. Świetnie. Jeszcze każą mi się myć po ciemku. O nie! Napiwku im nie zostawię. Zaczęłam się głośno śmiać. Skąd u mnie taki dobry humor i chęć do żartów?! Może tak moja "Ja" próbuje odreagować? Albo zaczynam po prostu tracić rozum. W każdym bądź razie i tak nie będę myła się po ciemku.
Wyciągnęłam przed siebie rękę i skupiłam się na niej, myśląc o jasnych promieniach słońca. Moja dłoń zaczęłam świecić, a następnie pojawiła się na niej kula światła. Machnęłam ręką, a nienamacalny byt podleciał pod sufit i zawisł w powietrzu, rozświetlając ciemne pomieszczenie.
Podeszłam do lustra wiszącego nad umywalką. Chorobliwie blada twarz, mokra od łez i umazana krwią. Pełne usta, nieznacznie wygięte w dół. I wciąż te same, czarne jak noc oczy. Muszę wziąć prysznic. Odwróciłam wzrok od tak znanej, a zarazem obcej mi postaci.
Nagle zorientowałam się, że wciąż mam na sobie kurtkę Nick'a. Wyszedł bez kurtki. Mam nadzieję, że nie zmarzł... Dlaczego ja się w ogóle o niego martwię?! Przecież ani trochę nie znam człowieka. Nie ważna. Będę mu ją musiała oddać. Zsunęłam z ramion kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku obok nieprzyjemnie wyglądającego, żółtego ręcznika.
Zdjęłam ze stóp budy, rzucając je pod umywalkę. Ten sam los spotkał skarpetki i resztę bielizny. Tylko sukienku, już tak bardzo zniszczoną rozłożyłam delikatnie na podłodze. Zajęłam się bandażem, zdejmując go syknęłam z bólu. Ramię wyglądało okropnie, ale lepiej niż ubiegłej nocy. Wepchnęłam zużyty bandaż do kubła na śmieci. Następnie weszłam pod prysznic i odkręciłam ciepłą wodę pozwalając, żeby ukoiła ona moje ciało i umysł. Mogłabym spędzić pod prysznicem całą wieczność. Niestety nie mogłam. Kochałam wodę, tak samo jak światło, a może nawet bardziej.
Po pół godziny, cudownego otępienia wyszłam z kabiny, ostrożnie stawiając stopy na kafelkach, żeby przypadkiem się nie poślizgnąć i nie zarobić nowego bólu. Złapałam ręcznik wiszący obok skórzanej kurtki policjanta i wytarłam nim ciało, wcześniej dokładnie go wytrzepawszy. I tak miałam już ohydniejsze i gorsze rzeczy na sobie.
Rzuciłam ręcznik, który wylądował obok butów i brudnej bielizny, a następnie wyszłam z łazienki do pokoju. Pierwsze co zobaczyłam, to Ai, która ujrzawszy mnie zakryła skrzydełkami oczy.
-O co Ci chodzi? Ty w ogóle nie nosisz ubrań. - ofuknęłam ptaszka wyjmując z plecaka świeżą bieliznę i zakładając ją na siebie.
-Lepiej? - zapytałam podchodząc do szafy.
Podobno mają tu być jakieś mundurki. Oby nie coś typu biała bluzeczka z krawacikiem i granatowa minispódniczka. Pomyślałam otwierając szafę. I to mi się podoba. Szybko wybrałam jedną z kreacji i włożyłam ją na siebie. Białą, krótką sukienkę z krótkimi rękawkami i falbankami. Na nogi wciągnęłam moje własne, długie, niebieskie podkolanówki z koronkami, trochę dziurawe, ale nic lepszego nie posiadałam. Stopy włożyłam w wysokie, biało-niebieskie kozaczki, które również posiadałam na własność. Przynajmniej one są w trochę lepszym stanie.


-I jak wyglądam. - zwróciłam się do koliberka.
Ptaszek sfrunął z szafy siadając na mojej głowie i desperacko zaczął ciągnąć moje mokre kosmyki włosów.
-Masz rację. Lepiej wyglądają, jak są suche. - Pogładziłam ręką włosy, zbierając z nich całą wodę. Musiałam się bardzo skupić, aby nie zabrać jej zbyt dużo, bo wysuszyłabym sobie włosy na wiór.
-Co teraz zrobić z tą całą wodą. Może Cię wykąpię Ai. Co ty na to?
Koliber pędem zeskoczył z mojej głowy, chowając się w plecaku.
-Nie to nie. - zawołałam i wylałam wodę przez okno. Może ktoś inny potrzebuje kąpieli. Zachichotałam.
Odeszłam od okna i wzięłam do ręki plecak, wysypując całą jego zawartość na łóżko. Butelka wody, niedojedzone ciastko, bielizna, dwie wymięte koszulki, sprane jeans'y, szalik, czapka, rękawiczki, kilka ołówków, gumka do mazania, wypchana po brzegi teczka, szczotka do czesania, kilka wstążek, naszyjnik, nitka z igłą i moja ulubiona książka "Intruz", autorstwa Stephenie Meyer. To właśnie cały mój dobytek. Pomyślałam.Teraz już trochę mniejszy, bo ten gruby idiota zabrał mój łuk i strzały. Jeżeli mi ich nie odda, to osobiście go uduszę tymi rękoma.
Wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam rozczesywać skołtunione, białe pasma włosów. Nienawidzę sama rozczesywać włosów. Zawsze Eren mi pomagał... Stęknęłam próbując rozczesać kołtuna. "Chcesz być piękna, musisz cierpieć, Wagabundo" Zawsze mi to mówił, kiedy podczas rozczesywania ich pisnęłam z bólu. 
Wreszcie rozczesałam włosy i odłożyłam szczotkę na biurko. Wzięłam jedną ze wstążek o błękitnym odcieniu i złapałam nią włosy, które w końcu jako tako się ułożyły. Podniosłam z łóżka srebrny naszyjnik, na którym widniał mój prawdopodobny herb. Nie wiedziałam skąd go miałam, ale był w moim posiadaniu od zawsze. W środku były cztery zdjęcia. Prawdopodobnie mojego ojca, matki, brata i mnie samej jako niemowlę. Otworzyłam naszyjnik, żeby jeszcze raz na nie spojrzeć. Czy to była moja rodzina? Może kiedyś. Ale już nie.
Nagle usłyszałam zgrzyt klucza w zamku i ciche pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły. W wejściu stała dyrektorka. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Szybko zamknęłam naszyjnik i założyłam go na szyję, chowając tak, żeby nikt go nie zobaczył. Ai wleciała w moje włosy i schowała się wśród, przed przybyszem.
-Widzę, że już jesteś gotowa. Dobrze, że coś Ci się udało znaleźć. Bardzo ładnie wyglądasz.
-Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech.
-Jesteś może głodna? - zapytała stawiając na biurku talerz z kanapkami.
Mój brzuch zaburczał głośno, wyprzedzając moją odpowiedź. Przez to wszystko zapomniała o jedzeniu i o tym, że umieram z głodu. Byłam głodna jak wilk. Mogłam zjeść konia z kopytami.
-Słyszę, że tak. Proszę poczęstuj się. - podała mi talerz.
Niepewnie wzięłam jedną z kanapek i ugryzłam ją. Była przepyszna, już dawno nie jadłam czegoś tak dobrego. W sumie to już dawno nie jadłam niczego. Szybko ją zjadłam i wzięłam do ręki następna, którą spotkał taki sam ponury los. Trzecia i czwarta również wylądowała w moim żołądku, ale dopiero po piątej poczułam, że jestem już pełna.
-Widzę, że byłaś bardzo głodna. Może chcesz jeszcze?
-Nie, dziękuję. Już więcej nie zmieszczę. - powiedziałam masując się po brzuchu. - Bardzo dziękuję za kanapki. Były przepyszne.
-Nic specjalnego zwykłe kanapki z jajkiem. Ale cieszę się, że Ci smakowały. - spojrzała na mnie, jeszcze raz dokładnie oglądając mój strój - Jeżeli jesteś już gotowa, to chciałabym Cię przedstawić klasie.
-Ja... - zaczęłam próbując coś z siebie wydukać
-Rozumiem, że nie jesteś jeszcze do końca pewna, ale uwierz mi. Im szybciej tym lepiej.
-Dobrze. Jeżeli tak mówisz. - wstałam z łóżka i wygładziłam sukienkę, otrzepując z niej przy okazji resztki dopiero co spożytego posiłku - Więc chodźmy.
Kobieta odstawiła talerz z powrotem na biurko i otworzyła drzwi, gestem nakazując mi wyjść. Posłusznie wyszłam i stanęłam na korytarzu czekając, aż dyrektorka zamknie drzwi na klucz. Kiedy tylko to zrobiła, włożyła je do kieszeni i ruszyła w stronę schodów.
-No chodź. - zachęciła mnie i zaczęła schodzić schodami w dół, a ja podążyłam za nią.

Kiedy znalazłyśmy się już na samym dole po raz trzeci zostałam poprowadzona plątaniną korytarzy i schodów.
-Nie martw się, że opuściłaś większość pierwszego semestru. Na pewno szybko nadrobisz materiał, prawda? - rozpoczęła konwersację. Chyba nie lubiła ciszy. A może cisza krępowała ją tylko w mojej obecności?
-Skoro tak twierdzisz, ale jeżeli mogę, to co to semestr?
-No semestr to półrocze nauki szkolnej. Taki jakby półmetek. Trwa trwa pięć miesięcy i... - nagle umilkła - Powinnaś widzieć co to semestr. Są przecież w każdej zwykłej szkole. Nawet w Twojej musiały być. - Zwykłej? A ta jest jakaś inna niż wszystkie?
-Tylko jest jeden problem.
-A jaki, Koroshio?
-Ja nigdy nie chodziłam do szkoły?
-...- Madeline nagle stanęła jak wryta.
-To mój pierwszy raz. - uśmiechnęłam się nieśmiało. Dyrektorka wlepiła we mnie swoje oczy.
-W takim razie to wszystko komplikuje sprawę. - powiedziała i poszła dalej szerokim korytarzem. - Oprócz sprawdzenia Twoich umiejętności magicznych trzeba będzie przetestować również Twoją wiedzę.
W końcu zatrzymała się przed drzwiami jakieś sali lekcyjnej i zapukała w nie.

Yeeey… Bawmy się w Sezamku! Dzisiaj doświadczymy zaszczytu dowiedzenia się, z jakiej waty został stworzony Elmo i dlaczego piszczy jak… Znaczy się mamy biologię. Następną zacepistą i arcyciekawą lekcje, na której sam belfer kiwa się to w lewo, to prawo, powstrzymując się, żeby nie rypnąć w objęcia Morfeusza. W sali panował harmider na tyle cichy, że nauczyciel nie objawiał grama zdenerwowania, jednak sam fakt jego bycia pokazywał jak mamy w poważaniu, biosferę. Tylko Wieszczadło wykazywało jakieś zainteresowaniem otoczeniem, a najbardziej przekrojem myszy, wystawionej na pokaz w przeszklonej komodzie. Smyrał mnie w obojczyk dając znak, że dzisiaj na kolacje ma być taki gryzoń, i że go nie obchodzi skąd go wytrzasnę.
A co w tym wszystkim porabia mój braciszek? Menda parszywa mnie wystawiła i polazła gdzieś na tyły, by móc w spokoju bawić się w pogodynkę i obserwować obłoki płynące po niebie. I tym sposobem wylądowałem na przodach i zostałem zmuszony udawać, że słucham, co ktoś tam gada o gadach czy czymś podobnym.
Wiem! No, wiem, że trzeba było nie spóźniać się na lekcje, to by się koło niego siedziało... Ale co ja na to poradzę! Czego wy oczekujecie od przygłupa zagranicy?! Nie łatwo się, nie zgubić w tym Mini Disneylandzie! Przepraszam bardzo, ale nie zamontowaliście punktu informacyjnego, ani nie rozdaliście mini mapek.
Nagle moje jakże inteligentne rozmyślanie nad wyższością masła nad margaryną, przerwało pukanie do drzwi. Do klasy wpadła dyrektorka, ze swoją charakterystyczną dla siebie gracją; po co jest klamka, jak są glany?
- Dzień dobry!- zawołała radośnie i podeszła do belfra. Przez chwile dyskutowali o czymś, a następnie zwróciła się do nas:- Przywitajcie nową uczennicę, Koroshio Tenshi!- powiedziała wesoło, reprezentując rozpiętość skrzydeł, znaczy się rąk, wskazując na uchylone drzwi…. Za którymi nikogo, ani niczego nie było. Albo było tylko, ja w ciągu sekundy oślepłem i po prostu niedowidzę.
Szmer przesunął się po klasie, wybijając mnie z twierdzenia, że jako jedyny nikogo tam nie widzę. Dyrcia skrzywiła się lekko i ponowiła wołanie; - Nie wstydź się! Chodź!- dopiero wtedy za framugi wyłoniła się dziewczyna o białych, można powiedzieć śnieżnych włosach. Najprawdopodobniej speszona całym tym rozgardiaszem, spuściła głowę tak, że kłaki przysłoniły jej twarz i z wielkim zainteresowaniem podziwiała buty.
- Proszę, usiądź na wolnym miejscu.- ciało pedagogiczne, nawet na nią nie patrząc wydało rozkaz i powrócił do przekazywania nam jakże ważnych interesujących wiadomości o…. Właśnie, o czym?
Dopiero wtedy dane było mi zobaczyć jej twarz i oczy, ciemne jak taka czarna dziura z marnych, sztampowych amerykańskich produkcji, gdzie bohater zostaje wepchnięty właśnie w taką czeluść, z tłem zawodzących w dramacie skrzypcowej kompozycji. Z wrażenia włosy na karku wyprostowały się jak Azjatycki maszt. Za niedługo będzie można z piwnicy wyciągnąć flagę i powiesić.
Dziewczę klapnęło obok.
No Kase! Pokarz, jaki z ciebie dżentelmen! Wyrwij na swój hollywoodzki smile! - Cześć! Jestem Kasene!- zawołałem radośnie, szczerząc kły.
Dziewczę spojrzało na mnie z byka jakbym jej rodzinę zabił pilniczkiem.- A skąd cię przywiało?- ruszyłem dalej z zabawą w przesłuchanie, jednak białowłosa całkowicie olała moje próby utrzymania, a raczej rozpoczęcia rozmowy. Prychnęła coś pod nosem i wlepiła oczy w swoje dłonie.
Taaak! Zapytaj się jeszcze, idioto o jej rozmiar stanika i majtek! Nie masz za grosz kultury zboku!
- Nie boisz się mnie?- nagle usłyszałem ciche, stłumione pytanie. Koroshio z wielkim zawzięciem ilustrowała mnie, wyczekując na odpowiedź na to dość dziwne pytanie.
Szczerze to mnie znokautowała. Niezbyt wiedziałem, co odpowiedzieć, a najgorsze zgubiłem gdzieś puzzla odpowiedzialnego za logiczne myślenie.- Przenosisz syfilis!? – palnąłem jak łysy o beton.
Na twarzy Koroshio pojawiła się szpachla przerażenia i skrajnego oburzenia moją osobą.- Nie!- odpowiedziała, a raczej wykrzyczała na tyle ile pozwalała jej sytuacja.
- Nie, no sorry. To było głupie.- zarechotałem speszony.- Po prostu to pytanie mnie trochę zaskoczyło…


Dziwny jest ten chłopak, tak jak większość ludzi, których dotychczas spotkałam, ale on nad wyraz. Chociaż nie powiem, zaintrygował mnie. Ta jego otwartość w stosunku do mnie i przyjacielskie nastawienie. A ja co? Nic nie odpowiadam, albo niezrozumiale bełkocze coś pod nosem. Nie wiem jak rozmawiać z ludźmi. Po prostu nie umiem. Jestem aspołeczna. 
Jeszcze raz rzuciłam okiem na całą klasę. Brunetki, blondyni, zwykłe dzieciaki. Norma. Ale jest tu kilka osób o podobnym odcieniu włosów, co moje, choć nie aż takie jasne. Pewnie farbowane. Wszyscy wyglądają tak normalnie i zwyczajnie, ale oni nie są tacy jak "inni". Jest w nich coś. Coś przez co nie czuję się odmieniec, choć wciąż obco.
-Koroshio - odezwałam się nie spuszczając wzroku z klasy.
-Co?! - zapytał Kasene, jakby wyrwany z transu.
-Nazywam się Koroshio Tenshi - powtórzyłam odwracając się w stronę chłopaka.
-Z tych Tenshi? - zapytał, a ja tylko wzruszyłam ramionami. -...Hej! To Twój ptak?
-Ai... Schowaj się ty mała idiotko - syknęłam do kolibra, która oczywiście jak na złość nie chciała słuchać.
-O ile wiem nie można trzymać ptaków w szkole... - zarechotał chłopak.
-O ile wiem nie można trzymać jadowitych węży gdziekolwiek... - odcięłam mu się widząc długiego gada na jego szyi, który ze zbyt dużym zainteresowaniem patrzył na Ai.
-Wiesiu, skarbie ile razy ci powtarzałem, że pierze ci szkodzi.
-CO-OO-OO?! - krzyknęłam na tyle głośno, żeby nie usłyszał mnie nauczyciel i złapałam Ai w ręce odruchowo odsuwając się od Kasene
- Nie, nie spokojnie. Wieszczadło chodź nie szczepione, to jest tresowane. Nie je niczego co się rusza. Jeszcze rusza...
-Jeszcze... - mruknęłam niewyraźnie wypuszczają Ai, które natychmiast schowała się w moich włosach. - Jakoś mnie nie przekonałeś
-Oj, ale Wiesiu to przecież bardzo miła i przyjacielska gadzina! Popatrz, aż wypełzł z kaptura by się przywitać. Przeważnie ogranicza się do syczenia na wszystko i wszystkich.
Popatrzyłam na Kasene, a potem na węża. Po chwili niepewnie wyciągnęłam rękę - Mogę?
-Możesz! Tylko jak cie uchla to nie piszcz, nie krzycz, tylko szybko zwiewaj jak najszybciej na pogotowie. Mówią, że jad kobry może zabić człowieka w kilka minut.

-Robiłam bardziej niebezpieczne rzeczy. - powiedziałam hardo i uśmiechnęłam się do chłopaka - Zresztą, nie ugryziesz mnie. Prawda Wieszczadło. - dodałam do węża delikatnie głaszcząc jego łuski. - Ale on jest przyjemny w dotyku.
-Prawda? Tysiąc razy lepszy od torebeczek, bucików czy różnych paseczków ze skóry węży od Armadiego czy innych. Ten przynajmniej grzeje, problem z gryzoniami też załatwiony. No dobra torebka cię nie udusi przez przypadek, ale to tylko jedna zaleta.
-Ktoś robi ubrania ze zwierząt?! To chore. Jakim potworem trzeba być, żeby to robić? Jak spotkam kiedyś tego Armadiego to mu to wytknę. - oburzyłam się.
-Jak ci się uda na lipnych papierach dostać do Stanów, to przylutuj też ode mnie.

-Hahahahahahahah... Nie ma sprawy.
-Eee... Koroshio, chyba coś przeciekasz? Chwila, to chyba z nie tej strony powinno się przeciekać? Matko, nic ci nie jest! Lekarza, grabarza.... Egzorcyste!
-Co? - spojrzałam na swoje ramię. Fuck! Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Bandaż idiotko. - Uspokój się, Kasene. Nic mi nie będzie. - podwinęłam rękaw sukienki. Nie wygląda to dobrze.-Tobie może nic nie będzie, ale za to mi to nie koniecznie. Poranne kanapeczki głośno informują, że zaraz spóźnią się na samolot do Honolulu. Grzecznie, skarby mi tam leżeć. Idioto! Przestań gadać o pieczywie. Lepiej, żeby to pielęgniarka czy ktoś inny, kto nie mdleje na widok krwi, zobaczył to.
-Dobra. Niech Ci będzie. - Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia z klasy.
-A panna Tenshi dokąd się wybiera? - zapytał nauczyciel przerywając swoje jakże fascynujące ględzenie.

-Do łazienki - odpowiedziałam zdziwiona - Zabronione, czy coś?
-Nie wolno Ci o tak wychodzić poza klasę, bez zgody nauczyciela.
-W takim razie wybacz. Czy mogę wyjść do łazienki?
-W jakim celu?
-To nie wiesz po co chodzi się do łazienki? - usłyszałam stłumione śmiechy uczniów.
-Wiem. - powiedział wyraźnie zirytowany. - Ale jak już powiedziałem, nie wolno Ci wychodzić bez mojej zgody.
-Dlatego czekam aż wyrazisz zgodę.
-Nie. Wracaj do ławki. - powiedział i powrócił do przerwanego tematu.
-Wolałabym pójść do łazienki, żeby się tym zająć - naciskałam pokazując mu dyskretnie zakrwawiony rękaw.
-A ja wolałbym, żebyś... - przerwał spostrzegłszy moje ramie. - Idź do pielęgniarki! Natychmiast!
-Myślę, że to nie będzie konieczne.
-A ja Ci każe iść do pielęgniarki i bez dyskusji!
-Rima. Idź z nią, żeby nie zemdlała po drodze. - Jeszcze czego. Nie potrzebuję niańki. Za nim czarnowłosa dziewczyna zdążyła wstać, wyszłam z klasy i ruszyłam korytarzem nie zważając na wołania nauczyciela.
Oczywiście, że nie mam zamiaru iść do pielęgniarki. Nie chcę, żebyś ktoś z tej szkoły wiedział o pochodzeniu mojej rany. Zresztą, nawet gdybym chciała nie mam pojęcia, gdzie jest jej gabinet. Weszłam do łazienki. Sama sobie poradzę. Odkręciłam kran i podwinęłam rękaw, sukienki. Wzięłam trochę wody i używając magii próbowałam zasklepić ranę. I znowu. Jestem zbyt słaba, żeby się uleczyć. Ale przynajmniej zatamuję krwawienie. No...na jakiś czas.
Ciszę przerwał ogłuszający dźwięk dzwonka, ogłaszającego przerwę. Świetnie. I tak nie zamierzałam tam wracać. Teraz przynajmniej mam wymówkę.
Szybko wyszłam z łazienki i wmieszałam się w tłum uczniów, chcąc schować się przed resztą świata. Następną lekcją była historia magii. Usiadłam na niej w najdalszym kącie klasy wyraźnie pokazując, że nie chcę towarzystwa. I mimo, że myślami byłam gdzieś daleko doszło do mnie każde słowo nauczyciela. Całkiem ciekawa ta historia. Nie myślałam, nigdy o tym, że moje "dziwactwo" ma jakąś historię.
Tak minęły mi lekcje. Siedząc samotnie i udając, że kompletnie olewam temat i jego wykładowcę. Przerwy spędzała w jakiś zakamarkach, nie chcą napotykać się na innych uczniów. Może to dziwne, ale chyba po prostu jeszcze nie jestem gotowa na zawieranie nowych znajomości. Kasene i Wieszczadło jak na jeden dzień wystarczy mi. Po co się tak śpieszyć?
Po astronomii miałam mieć trening magi wody, ale Madeline, uznała, że woli, żeby najpierw sprawdzono moje umiejętności, nim wezmę udział w wspólnym treningu. Wspólnym treningu?! O co w tym chodzi?! Czyżby było więcej takich odmieńców jak ja, czy Eren?Zamiast więc uczestniczyć w zajęciach, szwendałam się po szkole, poznając jej tajemnice, starając się zapamiętać większość plątanin długich korytarzy. Podczas mojej odkrywczej wędrówce, moje zainteresowanie przykuły znajdujące się na uboczu schody. Nie będę kłamać, Jestem bardzo ciekawską osobą. Ruszyłam nimi na górę. Schody prowadziły do najzwyklejszych na pierwszy rzut oka drzwi. Różniły się one jednak od pozostałych. Były o wiele grubsze i masywniejsze. Zbliżyłam się do nich i poczułam lekki powiew mroźnego wiatru na skórze. Drzwi na zewnątrz. Nacisnęłam klamkę, która bez przeszkód pozwoliła mi otworzyć drzwi. Czyżby to było aż tak łatwe? Czy tak po prostu teraz stąd wyjdę, ucieknę i już nigdy nie wrócę? Pchnęłam drzwi, a zimowy wiatr zabawił się moimi włosami. Pod butami zachrzęścił mi śnieg. Wolność. Wybiegłam z entuzjazmem, który natychmiast zgasł, kiedy zatrzymałam się przy krawędzi. Oczywiście.To byłoby zbyt łatwe. Zresztą szłam na górę. Nie mogłam w magiczny sposób nagle zjawić się na dole. Mogłam się domyślić, że to tylko drzwi na dach. Oparłam się o barierkę, a z moich włosów wyleciał mały ptaszek.
-I co powiesz, Ai? - koliber tylko popatrzył na mnie krzywo.
-Jasne. Nic nie powiesz. Przecież ty nie mówisz. - westchnęłam - Co myślisz o Kasene? Jak dla mnie trochę zbyt dziwny, ale wydaje się być miły. W końcu ja nie jestem lepsza. - Ai pokręciła dziwnie łepkiem. - O tak. Nie lubisz Wieszczadła, wiem. Ale to nie o niego się pytałam, tylko o jego właściciela.
Ai zrobiłam kółko nad moją głową i wylądowała na barierce obok mojej ręki.
-Wisz, chyba go lubię. Co nie znaczy oczywiście, że mu ufam. Na zaufanie trzeba zasłużyć. - spojrzałam w dół na wychodzących ze szkoły uczniów. Pewnie trening magi wody; cokolwiek to jest; się skończył. Wszyscy wracali do swoich domów, w których czekała na nich kochająca rodzina. Poczułam coś mokrego na policzku. Szybko przetarłam do wierzchem dłoni.
-Skoro już tu jestem, muszę to wykorzystać. Nie wiadomo kiedy następnym razem będę miała szansę wyjść na zewnątrz. - powiedziałam bardziej do siebie samej niż do Ai.
Usiadłam na barierce i zaczęłam zsuwać z nóg białe kozaczki, które cicho wylądowały na zimowym puchu. Następnie zdjęłam skarpetki i wepchałam je do środka butów. Ostrożnie zsunęłam się z barierki i zanurzyłam stopy w śniegu. Hmmm... To może nie rzeka latem, ale wciąż woda, tylko, że pod inną postacią. Zrobiłam kilka niepewnych kroków po białej kołderce. Chwilę później zaczęłam biegać i tańczyć wśród śnieżnych zasp, nucąc melodię jakiejś piosenki. W końcu zatrzymałam się, żeby trochę odpocząć i zaczerpnąć powietrza. Rzuciłam się do tyłu ma wydeptany śnieg.
-Hahahahahahahahah... - zaczęłam się głośno śmiać. Po chwili na moim czole wylądowała Ai. - Nie patrz tak na mnie. To że ty nie lubisz zimy, nie znaczy, że wszyscy też muszą. Hahahahah... - znów zaczęłam się śmiać.
Podniosłam rękę wysoko do słońca, jakbym chciała je dotknąć. Po chwili opuściłam ją niżej i wpatrując się w swoją dłoń, wyobraziłam sobie jasne światło w kształcie liczby 16.
-Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam! Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam! Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam! Niech żyje nam! A kto, Koroshio! No już skarbie. Zdmuchnij świeczkę i pomyśl życzenie. - śpiewałam wciąż leżąc w śniegu. Żeby szczęście się do mnie uśmiechnęło. Pomyślałam i mocno dmuchnęłam w świetlne 16, które zniknęło. - Wszystkiego najlepszego, szesnastolatko! Jesteś już o rok starsza.
Nagle z własnej wyimaginowanej ekstazy wyrwał mnie cichy, ledwo słyszalny dźwięk. Natychmiast usiadłam, wracając do rzeczywistości.
-Kto tam jest? - krzyknęłam, ale odpowiedziała mi tylko cisza.

***

OMG... Godzina 00.35. Wreszcie skończyłam ta notkę. Wybaczcie, że trochę taka niedopracowana, ale brakło mi weny, a późna pora wcale nie pomaga. Chciałam ją jak najszybciej skończyć, żeby niektóre osoby przestały mnie napastować. Bez wymieniania (ehemRimaehemKaseneehem). Ale bardzo dziękuję tym osobą. Byliście moją motywacją do ukończenia tego. Wielkie dzięki dla Was.
Chcę również podziękować za pomoc Kasene, który jest również współtwórcą tej notki. Bez Twoich znakomitych tekstów nie byłoby to już takie świetne. Dzięki, za ubarwienie tego :*
Podziękowania również wędrują do Rimy, która chętni odpowiadał na moje napastliwe pytania i wyprowadzała mnie z błędów. Gdyby nie ty, to chyba naprawdę zgubiłabym się w tej plątaninie.
Ogólnie to strasznie się rozpisałam, więc jeżeli już tu doszedłeś/aś to gratulacje dla Ciebie i proszę nie przestawaj czytać, gdyż mam coś ważnego do zakomunikowania. Moja notka kończy się jak kończy i mam pytanie do wszystkich członków bloga. Czy chciałby ktoś zostać tajemniczym podsłuchiwaczem, który wyrwał mnie z tej wspaniałej ekstazy. Kontakt ze mną: GG49895022.
Dzięki wielkie za uwagę i teraz bardzo proszę o szczere komentarze, bo nie chcę, żeby EGO mi znowu urosło. (Tylko bez przesady, bo się załamię i zamknę twórczo.)

Dobra już Was nie będę męczyć tą notką.

Wasza kochana kobieta śnieg:
Koroshio

Ps. Wybaczcie za wszystkie błędy. Jak się pisze w środku nocy to tak jest.

8 komentarzy:

  1. Masz u mnie 5+ :D Czyzbym wyczuwala jakas zblizajaca sie romantyczna historie? Dziekuje za udzial w notce, przepraszam za moja niecierpliwosc (cala ja) i nie przepraszaj bo odpowiedzi na pytania to moj obowiazek i przyjemnosc :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3
      Nie wysuwaj pochopnych wniosków... xD
      Nie musisz przepraszam. Ktoś w końcu musiał to zrobić

      ~Koroshio

      Usuń
  2. Niesamowita notka. Niesamowicie długa, ciekawa i dobrze napisana ;) Współpraca w pisaniu notek to dobry pomysł. Wyszło świetnie ;D Czekam na dalszą część i cieszę się że dołączyliście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :3
      Straaaaaaaaaaasznie mi miło...
      No dalsza część mam nadzieję, że niedługo się pojawi xD

      ~Koroshio

      Usuń
  3. Naprawdę super uber notka :D Widzę, że dużo się tu dzieje :3 I oby tak dalej! Ma tu ciszy nie być, bo Keyli będzie paczeć i sprawdzać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze raz dziękuję :3
      No skoro Keyli patrzy, to trzeba pisać xD

      Usuń
  4. Heh, Kas w akcji podrywu widzę :D Nie daj się Koroshio. Ty nawet nie wiesz, co on pod łóżkiem trzyma :D
    Okej, nie oczerniam go już :>
    Notka jest świetna ;) Miło się czyta i nawet uśmiech się na twarzy pokaże :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co?! Bardzo jestem ciekawa, co takiego interesującego ma pod łóżkiem...
      Dzięki :3
      Ale ten uśmiech to chyba tylko dzięki genialnym tekstom Kas, chociaż, ja przez nie umieram ze śmiechu pod stołem xD

      ~Koroshio

      Usuń