Pogadaj z nami :D

poniedziałek, 3 marca 2014

Wiązanki wszelakie i Krwawa miazga czyli Tango Milonga ze Śmiercią.

 Tu ałers lejter…
 Wskazówki na złość powoli przesuwały się po tarczy zegarka, defitywnie drwiąc ze mnie i przejawiając swoją sadystyczną naturę. Belfer smętnie czytał jakieś opasłe knigi czarno-magiczne, które raczej na instrukcje obsługi prysznicu nie wyglądały. Chodź zapewnię byłoby to dla mnie, jak i dla innych bardziej zbawienne i z pewnością bardziej interesujące. Jestem pewien, że ¾  społeczeństwa klasy, wyłączyło się całkowicie, przechodząc w tryb uśpienia, a nad ich głowami pojawiło się arcyzajefajne „zzz…”. Aczkolwiek mogą to tylko przywidzenia, spowodowane przez wypicie przeze mnie za dużo zdradzieckiej oranżady Heleny…  
 W tym wszystkim kątem oka zerknąłem na Naokiego, który wszedł w stan agonalny i powoli zaczął tu śmierdzieć osobą skrajnie znudzoną, gdyż zaczął badać fakturę ławki, swoim nosem. Nawet całą ta atmosfera udzieliła się Wieszczadłu, gdyż jakoś przestał mnie przyduszać. Wsunąłem dłoń do środka bluzy, by pogłaskać gadzinę, jednak zamiast łusek, poczułem tylko swoją szyję.
 OH SHIT. O w pupę kochane, matka prostytutka, ojciec alfons, dzieci ulicy… Uciekł mi! Wiesiu mi uciekł!
 Miażdżyca żył nadeszła za szybko, a cukier podskoczył mi do trzystu. Serce zaczęło podrygiwać w rytm techno, a rozchachana Milej Cytrus na kuli od demolki, zaczęła powoli i nieelegancko rozwalając zdrowy rozsądek. Pobladłem jak nowy listek srajtaśmy.
 Spojrzałem na czarnowłosego, który na szczęście nie zorientował się, że mu braciszek kona tylko słodko drzemał, obśliniając ławkę. On mnie zaćwiczy…. Pierwszy dzień, a już grozi nam wywalenie. Po prostu pięknie! Musze szybko odnaleźć Wiesia, nim dyrcia się skapnie, że jeden z najbardziej jadowitych węży świata pełzła po korytarzach jej placówki. Muszę to uczynić jak najszybciej, bo nie uśmiecha mi się opcja zdrapywania szpachelką z podłogi i zmiatania kawałków mózgu, nóg i innego mięsa z kątów, gdy Naoki zabawi się ze mną w rzeźnika jak nas wywalą.    
 Nagle zbawienny dzwonek rozbrzmiał przełamując lakonicznie dyktowany tekst przez nauczyciela. Nim ten zdążył nabąknąć, że to już koniec i możemy iść w pokoju, gwałtownie chwyciłem Nekusia, za chabety i z impetem stada wściekłych wiewiórek wyleciałem z klasy i popędziłem korytarzem w odległe miejsce. Zatrzymałem się dopiero w jakimś opuszczonym przez żywą dusze korytarzu.
- Co ci?- zapytał z nieca zaniepokojony moim zdrowiem fizycznym( i psychicznym), gdyż dyszałem jak napalony pedofil do słuchawki, nie mogąc odzyskać władzy w płucach.
 Pyknąłem histerycznie fale dłońmi i rozsunąłem bluzę.
- Co mi za striptiz urządzasz?- warknął nadal nie pojmując, o co chodzi.
- Nie!- wywarczałęm jak roztrojona koza, wskazując dłońmi na szyję, gdzie powinien siedzieć Wieszczadło.
 Naoki chwile przyglądał się mi, wymownie mrużąc oczy i szukając rozwiązania zagadki, aż nagle jego twarz przybrała odcień świeżego buraczka, zmieszanego z zielenią al.’a szambo.- T-ty.- wywarczał cicho jednak na tyle głośno, że mój żołądek to usłyszał i zwinął się w ciasny rulonik.
CHLAST!
 Dłoń czarnowłosego chlasnęła mnie w prosto w łeb. Zachwiałem się niebezpiecznie w posadach, łapiąc się za pulsującą twarz.
- Idiota! Masz go znaleźć, zanim się zorientują! Jak nas wywalą, to obiecuję; wyśle cię do szkoły wojskowej! Raz!- Naoki chciał dokończyć dzieła solidnym kopniakiem, jednak udało mi się uciec od jego gniewu i pobiec przed siebie byle tylko zejść mu z oczu.
 Nawet nie mam zamiaru się oglądać. Potwarz piekła mnie niesamowicie. Skubany, łapsko ma twarde jak stopa żelazka z powierzchnią teflonową. A kij mu, odwdzięczę się kiedyś. Za parę lat, jak przypakuję na siłce, nażrę się sterydów i podnajmę Pudziana w roli osobistego trenera w waleniu na oślep.
  Wpadłem w czeluść lochów, tej placówki i natknąłem się na interesujący monolog.
- Mówię ci! Tam na pewno coś było! W łazience na drugim piętrze! Naprawdę widziałam jak coś wielkiego się tam wślizguje.- na korytarzu stały dwie dziewczyny. Jedna z nich żwawo gestykulowała, wymachując pentagramy i koła olimpijskie w powietrzu, próbując przekonać drugą do swojej partii wyborczej.
 Bingo! To z pewnością był Wieszczadło! Tylko łazienka damska? No na prawdę? A żem wyhodował zboczusia…
 Pędem rzuciłem się w stronne schodów, gdyż nagle poczułem czyjś uścisk na ramieniu.
- O! Kasene, dobrze, że cię spotkałam. Możemy pomówić?- osobą tą była dyrektorka.
- Tak.- bąknąłem pod nosem. Sorry psze pani, niech się pani spręża, nim mój gad uchla kogoś w rzyć…
- Chodzi mi o waszych rodziców. Musze się z nimi spotkać. Przyjdę do was jutro, dobrze?
- Tak, tak. Niech pani wpada. A teraz przepraszam, ale musze coś arcyważnego załatwić.- wywinąłem się zręcznie z uścisku kobry i ruszyłem z galopa dalej. Dopiero parę schodków i kilka zakrętów dalej zorientowałem się, na co się zgodziłem. Przywaliłem w sobie twarz tak, że echo głośno zawtórowało potęgę mojej wtopy. Nie ma bata, zabije mnie, jutro serdecznie zapraszam na pogrzeb…. Jeśli będzie, co grzebać.
No Kasene, przynajmniej uratuj się w połowie!
 Zbliżyłem się do opisanych przez dziołche wcześniej, łazienki. Zbadałem otoczenie, coby żaden gapa nie przyłapał mnie na buszowaniu w damskim kiblu i czy żadna dziewczyna nie załatwia swoich potrzeb. Zacząłem rewizje wnętrza szaletu w poszukiwaniu zaginionego. 
- Oż! Parszywy! Wiesz jak się tatko przestraszył.- odnalazłem go w ostatniej kabinie ja zadowolony siedział na desce.- Zboczuchu mały, by tak podglądać dziewczyny. Masz szczęście, że cie nie złapali.- delikatnie wziąłem go na ręce i pozwoliłem mu opleś się wokół szyi.- Dobrze, a teraz zabierajmy się...- nagle, gwałtownie drzwi się otworzyły i zgraja wpadła do łazienki. W akcje samoratunku chwyciłem za klamkę i zamknąłem się na zasuwkę.
 Boże, Buddo, Allahu, Latający Potworze Spaghetti, czy kto tam jest teraz na portierni... Help mi! Help! 
 W pewnym momencie omal nie zeszłem na zawał, gdy jedna z dziewczyn załomotała w drzwi.
- Zajęte!- pisnąłem, próbując zmienić głos na bardziej "kobiecy", czyli zapiszałem jak przygnieciona przez psa piszczałka.
- Przepraszam! Nic ci nie jest? 
- Nie! Skąże!
 Umieram, umarłem, zdechłem, nie żyje, pogrzebcie mnie. Wszystkie rzeczy spalcie, a brudne skarpetki przepisuje w testamencie bratu! 
 Wybawczo, po chwili zadzwonił dzwonek, zwoływając bydło do klas. Wypełzłem ze sracza, poprzednio upewniawszy, że nikogo nie ma w okolicy. 
 Pierś do przodu i idziesz! Zapamiętaj; cie tu nie było! 
- No, no. Ckm, które trzymasz pod łóżkiem ci już nie wystarczają? Musisz podglądać dziewczyny w kiblu?- nagle usłyszałem lakoniczny głos Nekusia i gwałtownie zakręciłem się uskutecznając dupotango o podłogę.- Znalazłeś go?
 Kiwnąłen potwierdzająco głową.- Nekuś, bo jest taki problem...


~Kasene





4 komentarze:

  1. OMG O.O
    Hahahahahahahahahahahahah xD
    OMG *.*
    Hahahahahahahahahahahahah xD
    Kocham, kocham, kocham Kasene i Twoje notki <3
    Hahahahahahahahahahahahah xD
    Nie mogę przestać się śmiać

    ~Koroshio

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasene nie ukrywa nawet tu swego zboczenia zawodowego i musi się wyżyć... No cóż, dobrze, że przynajmniej brata ma "normalnego" :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tu placze przez Ciebie ze smiechu( na szczescie)!
    Z takimi notkami to my dlugo tu pozyjemy :)
    Ponoc 15 min. smiechu wydluza zycie o jeden dzien :D
    Moja rekacja jest podobna jak u Korshio...choc umiem sie powstrzymywac...to przyznam ze smieszniejszej notki chyba nie czytalam XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Jednak zaufaj mi.... ja się dopiero rozkręcam ^^

      Usuń