Tu ałers lejter…
Wskazówki na złość
powoli przesuwały się po tarczy zegarka, defitywnie drwiąc ze mnie i
przejawiając swoją sadystyczną naturę. Belfer smętnie czytał jakieś opasłe
knigi czarno-magiczne, które raczej na instrukcje obsługi prysznicu nie
wyglądały. Chodź zapewnię byłoby to dla mnie, jak i dla innych bardziej
zbawienne i z pewnością bardziej interesujące. Jestem pewien, że ¾ społeczeństwa klasy, wyłączyło się całkowicie,
przechodząc w tryb uśpienia, a nad ich głowami pojawiło się arcyzajefajne „zzz…”.
Aczkolwiek mogą to tylko przywidzenia, spowodowane przez wypicie przeze mnie za
dużo zdradzieckiej oranżady Heleny…
W tym wszystkim kątem
oka zerknąłem na Naokiego, który wszedł w stan agonalny i powoli zaczął tu
śmierdzieć osobą skrajnie znudzoną, gdyż zaczął badać fakturę ławki, swoim
nosem. Nawet całą ta atmosfera udzieliła się Wieszczadłu, gdyż jakoś przestał
mnie przyduszać. Wsunąłem dłoń do środka bluzy, by pogłaskać gadzinę, jednak
zamiast łusek, poczułem tylko swoją szyję.
OH SHIT. O w pupę
kochane, matka prostytutka, ojciec alfons, dzieci ulicy… Uciekł mi! Wiesiu mi
uciekł!
Miażdżyca żył
nadeszła za szybko, a cukier podskoczył mi do trzystu. Serce zaczęło podrygiwać
w rytm techno, a rozchachana Milej Cytrus na kuli od demolki, zaczęła powoli i
nieelegancko rozwalając zdrowy rozsądek. Pobladłem jak nowy listek srajtaśmy.
Spojrzałem na czarnowłosego,
który na szczęście nie zorientował się, że mu braciszek kona tylko słodko
drzemał, obśliniając ławkę. On mnie zaćwiczy…. Pierwszy dzień, a już grozi nam
wywalenie. Po prostu pięknie! Musze szybko odnaleźć Wiesia, nim dyrcia się
skapnie, że jeden z najbardziej jadowitych węży świata pełzła po korytarzach
jej placówki. Muszę to uczynić jak najszybciej, bo nie uśmiecha mi się opcja zdrapywania
szpachelką z podłogi i zmiatania kawałków mózgu, nóg i innego mięsa z kątów,
gdy Naoki zabawi się ze mną w rzeźnika jak nas wywalą.
Nagle zbawienny
dzwonek rozbrzmiał przełamując lakonicznie dyktowany tekst przez nauczyciela.
Nim ten zdążył nabąknąć, że to już koniec i możemy iść w pokoju, gwałtownie
chwyciłem Nekusia, za chabety i z impetem stada wściekłych wiewiórek wyleciałem
z klasy i popędziłem korytarzem w odległe miejsce. Zatrzymałem się dopiero w
jakimś opuszczonym przez żywą dusze korytarzu.
- Co ci?- zapytał z nieca zaniepokojony moim zdrowiem fizycznym(
i psychicznym), gdyż dyszałem jak napalony pedofil do słuchawki, nie mogąc
odzyskać władzy w płucach.
Pyknąłem histerycznie
fale dłońmi i rozsunąłem bluzę.
- Co mi za striptiz urządzasz?- warknął nadal nie pojmując,
o co chodzi.
- Nie!- wywarczałęm jak roztrojona koza, wskazując dłońmi na
szyję, gdzie powinien siedzieć Wieszczadło.
Naoki chwile
przyglądał się mi, wymownie mrużąc oczy i szukając rozwiązania zagadki, aż
nagle jego twarz przybrała odcień świeżego buraczka, zmieszanego z zielenią al.’a
szambo.- T-ty.- wywarczał cicho jednak na tyle głośno, że mój żołądek to
usłyszał i zwinął się w ciasny rulonik.
CHLAST!
Dłoń czarnowłosego chlasnęła
mnie w prosto w łeb. Zachwiałem się niebezpiecznie w posadach, łapiąc się za
pulsującą twarz.
- Idiota! Masz go znaleźć, zanim się zorientują! Jak nas
wywalą, to obiecuję; wyśle cię do szkoły wojskowej! Raz!- Naoki chciał
dokończyć dzieła solidnym kopniakiem, jednak udało mi się uciec od jego gniewu i
pobiec przed siebie byle tylko zejść mu z oczu.
Nawet nie mam zamiaru
się oglądać. Potwarz piekła mnie niesamowicie. Skubany, łapsko ma twarde jak
stopa żelazka z powierzchnią teflonową. A kij mu, odwdzięczę się kiedyś. Za
parę lat, jak przypakuję na siłce, nażrę się sterydów i podnajmę Pudziana w
roli osobistego trenera w waleniu na oślep.
Wpadłem w czeluść
lochów, tej placówki i natknąłem się na interesujący monolog.
- Mówię ci! Tam na pewno coś było! W łazience na drugim
piętrze! Naprawdę widziałam jak coś wielkiego się tam wślizguje.- na korytarzu
stały dwie dziewczyny. Jedna z nich żwawo gestykulowała, wymachując pentagramy
i koła olimpijskie w powietrzu, próbując przekonać drugą do swojej partii
wyborczej.
Bingo! To z pewnością
był Wieszczadło! Tylko łazienka damska? No na prawdę? A żem wyhodował zboczusia…
Pędem rzuciłem się w
stronne schodów, gdyż nagle poczułem czyjś uścisk na ramieniu.
- O! Kasene, dobrze, że cię spotkałam. Możemy pomówić?-
osobą tą była dyrektorka.
- Tak.- bąknąłem pod nosem. Sorry psze pani, niech się pani
spręża, nim mój gad uchla kogoś w rzyć…
- Chodzi mi o waszych rodziców. Musze się z nimi spotkać. Przyjdę
do was jutro, dobrze?
- Tak, tak. Niech pani wpada. A teraz przepraszam, ale musze
coś arcyważnego załatwić.- wywinąłem się zręcznie z uścisku kobry i ruszyłem z
galopa dalej. Dopiero parę schodków i kilka zakrętów dalej zorientowałem się,
na co się zgodziłem. Przywaliłem w sobie twarz tak, że echo głośno zawtórowało
potęgę mojej wtopy. Nie ma bata, zabije mnie, jutro serdecznie zapraszam na
pogrzeb…. Jeśli będzie, co grzebać.
No Kasene, przynajmniej uratuj się w połowie!
Zbliżyłem się do
opisanych przez dziołche wcześniej, łazienki. Zbadałem otoczenie, coby żaden
gapa nie przyłapał mnie na buszowaniu w damskim kiblu i czy żadna dziewczyna nie
załatwia swoich potrzeb. Zacząłem rewizje wnętrza szaletu w poszukiwaniu zaginionego.
- Oż! Parszywy! Wiesz jak się tatko przestraszył.- odnalazłem go w ostatniej kabinie ja zadowolony siedział na desce.- Zboczuchu mały, by tak podglądać dziewczyny. Masz szczęście, że cie nie złapali.- delikatnie wziąłem go na ręce i pozwoliłem mu opleś się wokół szyi.- Dobrze, a teraz zabierajmy się...- nagle, gwałtownie drzwi się otworzyły i zgraja wpadła do łazienki. W akcje samoratunku chwyciłem za klamkę i zamknąłem się na zasuwkę.
Boże, Buddo, Allahu, Latający Potworze Spaghetti, czy kto tam jest teraz na portierni... Help mi! Help!
W pewnym momencie omal nie zeszłem na zawał, gdy jedna z dziewczyn załomotała w drzwi.
- Zajęte!- pisnąłem, próbując zmienić głos na bardziej "kobiecy", czyli zapiszałem jak przygnieciona przez psa piszczałka.
- Przepraszam! Nic ci nie jest?
- Nie! Skąże!
Umieram, umarłem, zdechłem, nie żyje, pogrzebcie mnie. Wszystkie rzeczy spalcie, a brudne skarpetki przepisuje w testamencie bratu!
Wybawczo, po chwili zadzwonił dzwonek, zwoływając bydło do klas. Wypełzłem ze sracza, poprzednio upewniawszy, że nikogo nie ma w okolicy.
Pierś do przodu i idziesz! Zapamiętaj; cie tu nie było!
- No, no. Ckm, które trzymasz pod łóżkiem ci już nie wystarczają? Musisz podglądać dziewczyny w kiblu?- nagle usłyszałem lakoniczny głos Nekusia i gwałtownie zakręciłem się uskutecznając dupotango o podłogę.- Znalazłeś go?
Kiwnąłen potwierdzająco głową.- Nekuś, bo jest taki problem...
~Kasene
OMG O.O
OdpowiedzUsuńHahahahahahahahahahahahah xD
OMG *.*
Hahahahahahahahahahahahah xD
Kocham, kocham, kocham Kasene i Twoje notki <3
Hahahahahahahahahahahahah xD
Nie mogę przestać się śmiać
~Koroshio
Kasene nie ukrywa nawet tu swego zboczenia zawodowego i musi się wyżyć... No cóż, dobrze, że przynajmniej brata ma "normalnego" :D
OdpowiedzUsuńJa tu placze przez Ciebie ze smiechu( na szczescie)!
OdpowiedzUsuńZ takimi notkami to my dlugo tu pozyjemy :)
Ponoc 15 min. smiechu wydluza zycie o jeden dzien :D
Moja rekacja jest podobna jak u Korshio...choc umiem sie powstrzymywac...to przyznam ze smieszniejszej notki chyba nie czytalam XD
Dzięki! Jednak zaufaj mi.... ja się dopiero rozkręcam ^^
Usuń