Pogadaj z nami :D

niedziela, 10 listopada 2013

Zabawa w kuchni

Rima poszła już do domu. Zostałam w pokoju sama. No jest jeszcze Shizen ale on śpi. Rozejrzałam się po meblach i stojących obok nich pudłach z ubraniami i innymi rzeczami. Dziś tylko ubrania pomyślałam.  Otworzyłam najbliższe pudło. Zaczęłam rozkładać ubrania w szafkach. Łeeee nienawidzę układać ubrań. Dwie godziny później było już po wszystkim. Jeaaah zwyciężyłam wojnę z ciuchami. Zerknęłam na zegarek. Wpół do 21. Łoooo matkoooo. Pora na kolacyję i łóżko. Zeszłam na dół. Tata i Pavel jedli kolacyję, a konkretnie... tosty. Mniam...
-Czemu nikt mnie nie zawołał-powiedziałam udając wkurzoną.
-Bo tak- odparł Pav.
Poczochrałam go mocno i szybko zabrałam tosta z jego talerza.
-Hej-wrzasnął.
-To się nazywa prędkość światła-odparłam kręcąc się wokół stołu i zbierając jeszcze przy tym tosta z talerza taty. Usiadłam na krześle i zaczęłam jeść skradzioną kolację. Nagle mój brat wstał z krzesła. Też wstałam wyczuwając co planuje. Jedząc tościaka stanęłam po drugiej stronie stołu. Nagle Pavel wślizgnął się na stół i już był po tej stronie co ja. Dojadłam tosty i zaczęłam udawać kowboja. Ręce przy boku, że niby sięgam po pistolety. Podeszłam do szafek w tym tej na której były owoce. Obserwowałam każdy ruch Pava.  On też mnie obserwował. Szybko sięgnęłam po banany. Ołł je mam pistolety. A Pavel nie. Jak to zobaczył zaczął uciekać. Odłożyłam banany i pobiegłam za nim. Wpadłam do salonu. Pava nigdzie nie było.
-I tak cię znajdę-powiedziałam z demonicznym akcentem.
W tej samej chwili dostałam w głowę poduszką. Udawając wywaliłam się na dywan. Chwyciłam poduszkę. Nagle Pav wychylił się zza kanapy. W tej chwili zerwałam się i rzuciłam w niego poduchę. Wywalił się na kanapę.  Zaczął udawać martwego. Cicho zakradłam się do niego. Rzuciłam się na kanapę i zaatakowałam go w czuły punkt. Muahahahhaha. Łaskotki. Pav już nie żyje. Przytuliłam go jedną ręką a drugą zadawałam śmieszne tortury. Darł sie na cały dom. Zaczęłam się bać, że przyjdzie sąsiad i pogrozi za hałasy.
-Przestań, o zadzwonię po policję-wrzasnął Pav a ja zaprzestałam męczarni.
-A ja zawołam Rimę-powiedziałam.
W tej samej chwili Pavel spalił buraka. Huehuehuehe. Ale mina. Coś czuje, ze mu się Rimcia podoba. Normalnie miłość od pierwszego wejrzenia. Hiehiehiehei. Nie no może przesadziłam. Tak sie zamyśliłam. Nagle Pav rzucił sie na mnie i zasypał łaskotkami.
-TATOOOOO!!! Zadzwoń po Rimę, by przyszła.-wrzasnęłam.
W tej chwili Pav spalił jeszcze większego buraka. Tata wszedł do pokoju. Pavel schował się za nim.
-Koniec wojen i gróźb-powiedział- pora spać.
Pavel szybko poleciał na górę i zamknął się w pokoju. Świadczył o tym trzask drzwi. Minęłam tatę i skierowałam kroki do pokoju. Zamknęłam się i rozejrzałam za komórką. Najpierw zauważyłam jak Shi patrzy się na mnie z łóżka. Potem dojrzałam obok niego telefon. Usiadłam na łóżku. Shzen wpakował mi się do kieszeni, a ja wybrałam numer na komórce.
-Halo-spytał głos w telefonie.
-Cześć Rima wpadniesz jutro-spytałam.
-Jasne jak znajdę czas-usłyszałam w odpowiedzi.
Rozłączyłam się. Pav będzie miał niespodziankę. Huehueheu. Szybkie przygotowanko do spanka i leżę w łóżku. Shizen wpakował się przed moją twarz i zasnął. Ja po chwili również odeszłam do krainy snów.

Amika
Takie cuś napisałam i na konkursa zgłaszam :D

sobota, 26 października 2013

Kuzynka?/Wprowadzka

Rima:

Nastała słoneczna sobota. 
Weszłam do dużego pokoju gdzie babcia zawzięcie dyskutowała z mamą.
-Co się dzieje?
-Właśnie dostałyśmy wiadomość, że twoja nasza dalsza rodzina się przeprowadza do naszego miasta. Kuzynka będzie się uczyć z tobą w szkole. Pamiętasz jeszcze Amikę?
-Amika?! Przecież ja jej prawie nie znam...Jedyne co pamiętam to jakieś urywki z dzieciństwa a później się nie odzywali zbytnio. 
-Wiem, mieli ciężko przez te lata. Więc dlatego przeprowadzają się tutaj, do Nevermind.-odpowiedziała mi babcia. 
-Kiedy przyjeżdżają? -zapytałam.
-Już dzisiaj. 
-Dzisiaj?!
-Tak. -tym razem potwierdziła mi mama.- Dobrze by było pomóc im się rozpakować. Na pewno przyda się każda para rąk. 
-Będą tu za parę godzin. Mają przy dzwonić. 
-To...ja pójdę się...przygotować...-wybąkałam i poszłam na górę do pokoju. Walnęłam się na łóżko. 
Moja kuzynka przyjeżdża a ja jej prawie nie pamiętam...Chociaż...Z tego co wiem byłyśmy całkiem do siebie podobne gdy byłyśmy małe. Mówiono na nas siostry…Tyle, że odkąd przeprowadziliśmy się do Nevermind nasz kontakt się urwał. Co prawda dzwonili od czasu do czasu, ale o mojej kuzynce w sumie nie wiedziałam nic. Skoro będzie chodzić do tej szkoły, to znaczy że też jest czarodziejką, aczkolwiek to nie zmienia faktu że nic o niej nie wiem!
Jak mam się zachować? Czy będziemy umiały znaleźć wspólny język?

Wstałam i otworzyłam szafę. Na samym dnie było małe pudełko z albumami. Wzięłam jedno z nich, lecz innych nie chciałam dotykać. Miały w sobie za dużo wspomnień, które mogły otworzyć dawno już zagojone rany. Otworzyłam fioletowy, mały album i na pierwszej stornie ujrzałam nas.


Były to dwa takie same zdjęcia. Jedno przerobione, czarno-białe, a drugie zwykłe-kolorowe. Było robione u fotografa więc było podstawione tło. Pamiętałam to niewyraźnie jednak wszystko składało się w jedną całość.

Amika: 
Oto dojeżdżam. Nevermind. Miasto, w którym zacznę wszystko od nowa. Nowe życie, szkoła, może przyjaciele. Wyglądałam przez okno rejestrując w pamięci każdy szczegół. Shi usiadł mi na ramieniu i również patrzył za okno. W końcu zatrzymaliśmy się przy nowym domu.
-Amika trzy domy dalej mieszka Rima. Twoja kuzynka pamiętasz?? Pójdziesz do nich i przywitasz się-powiedział mi tata.
-Ale czemu ja Pav nie może.
-Jesteś starsza i to ty znasz ich lepiej.
-Ale to było dawno...
-Bez dyskusji. Idziesz i tyle.
Poszłam chodnikiem w stronę domu kuzynki. Shi schował się do kieszeni bluzy. Po kilku minutkach doszłam do celu. Zapukałam do drzwi. Niemal natychmiast otworzyła mi kobieta. Natychmiast rozpoznałam w niej ciocię.
-Witaj ciociu- powiedziałam cicho.
-O już jesteście-przywitała się- Wchodź, wchodź zaraz zawołam Rimę.
Weszłam do środka. Dom był ładnie umeblowany. Usiadłam w salonie na kanapie, podczas gdy ciocia zawołała Rimę. Po chwili zobaczyłam kuzynkę. Miała włosy takie same jak ja czarne i długie, a oczy jednakowo niebieskie. Różniłyśmy się tylko wzrostem. Można nas na pewno z łatwością wziąć za siostry.
-Cześć- powiedziała.
-Cześć-odparłam mając zamiar uciec jak najdalej z tego salonu.
-Amika idę pomogę twojemu tacie w rozpakowywaniu się- krzyknęła ciocia- Rima oprowadź kuzynkę po mieście pokaż to i owo. Porozmawiajcie sobie, po prostu róbcie co chcecie.
Usłyszałam za sobą odgłos zamykanych drzwi. Przez chwilę panowała w pomieszczeniu cisza. Poczułam jak Shi kręci mi się w kieszeni. Natychmiast go uspokoiłam głaszcząc po główce.
-Więc... Co chcesz robić???-spytała Rima po paru kolejnych minutach ciszy.
-Nie wiem.. A ty co proponujesz??-odparłam cicho.
-To chodź pokażę ci swój pokój-powiedziała, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
Jej pokój był śliczny. Miał żółte zasłonki, które ładnie wyglądały przy jasno fioletowej ścianie. W jednym kącie stało łóżko, a naprzeciw komoda z szufladami i kilka innych mebli. Lecz pierwszym co przykuło moją uwagę był album ze zdjęciami na łóżku. Podeszłam do niego i podniosłam. Na pierwszej stronie były dwie wersje naszego wspólnego zdjęcia z dzieciństwa kolorowe i czarno-białe. Tak się na nie zapatrzyłam, że nie zauważyłam, że Rima stanęła obok mnie z poduszką w rękach. Odłożyłam album i w tej samej chwili dostałam poduszką po głowie. Potknęłam się i wylądowałam na podłodze. Rima śmiała się, więc wykorzystałam okazję i rzuciłam w jej stronę inną poduchę. Spojrzała na mnie z przymrużonym okiem i po chwili w moją stronę poleciała poduszka. Rozpoczęła się wojna. Poduszki latały po całym pomieszczeniu. Nagle jedna z poduszek wyleciała za okno.
-RIIMAAAA!!!!-krzyczał ktoś, a najwyraźniej ten kto dostał puchatą bombą.
-Upss... Babcia...-powiedziała Rima z miną niewiniątka i obie buchnęłyśmy nie pohamowanym śmiechem. Nagle dostałam poduszką w brzuch. Z kieszeni wyleciał mi wystraszony Shizen, o którym kompletnie zapomniałam.
-Aaaaaaaaaa-wrzasnęła kuzynka- Szczur!!!!!!!
Po chwili złapałam smoczka w ręce.
-To nie szczur. Rima uspokój się.-powiedziałam uspokajając kuzynkę i Shiego-to jest smok.
Spojrzała na mnie jakbym była jkosmitą, a potem przyjrzała się się Shizenowi.
-Jakiiii słodziaaaak!!!-powiedziała i podeszła bliżej.
Shi patrzył na nią niepewnie, ale po chwili pozwolił się głaskać i pieścić. Usiadłyśmy na łóżku i po chwili rozmów Rima powiedziała:
-Choć oprowadzę cię po mieście.
-Dobra-odpowiedziałam i schowałam Shizena do kieszeni.
Szłyśmy sobie spokojnie chodnikiem. Rima opowiadała mi o Nevermind, a ja słuchałam rejestrując każdą informację w pamięci.
-Sama też w sumie jestem trochę nowa. W naszej szkole na pewno ci się spodoba....
-Rima!-ktoś zawołał. Obie odwróciłyśmy się. Przed sobą zobaczyłam Jacka razem z wilkiem.
-Cześć Jack!- odparłam po chwili próbując się nie roześmiać. Widać było iż był trochę zdziwiony podobieństwem drugiej dziewczyny.
-Akemi, to jest Jack. Jack to jest Akemi. A to jest Yen. -zapoznałam ich. 
-Hej, ja Amika jestem. Jaki fajny pieseł!- pogłaskała futrzaka.na mnie wyczekująco.
-Cześć...Myślałem, że nie masz siostry. 
-Jesteśmy kuzynkami. Dopiero co się wprowadziłam. -wyjaśniła Akemi.
-Jesteście do siebie bardzo podobne...Ale i tak poznam która z was to Rima. -mrugnął do mnie.- Spotkamy się później? 
-Spróbuję. Na razie chcę trochę zadomowić Akemi. -uśmiechnęłam się. 
-Ok, to narka. -powiedział na odchodne i skręcił w lewo. 
-Kto to jest?-Amika spojrzała
-To Jack. -odpowiedziałam wymijająco.
-Czyli?-nie odpuszczała.
-Czyli mój chłopak. -dałam za wygraną, a na jej twarzyczce pojawił się uśmieszek.
-Oj lepiej go pilnuj, bo jak nie to ja go przypilnuje aby tobie go nie ukradli...
-Spokojnie, nie ukradną!-zaśmiałam się

-Nie sądzę, byś nie miała konkurencji. 
-Obecnie się jej jako tako pozbyłam.
-Rozumiem...
-Chodź do parku. -zaproponowałam.- Będziemy mogły tam swobodniej porozmawiać. 
Szłyśmy cały czas prosto. 
Park. Ładne miejsce. Szłyśmy chwilę ścieżką i po chwili usiadłyśmy na ławce. Siedziałyśmy tak chwilę w ciszy nie wiedząc co powiedzieć.
-Czemu się tu przeprowadziliście?-spytała nagle Rima.
-Noo... więc tata chciał się tu przeprowadzić, bo tamten dom przypominał mu o mamie-powiedziałam cicho. Po moim policzku popłynęły łzy. Myśli o niej dalej sprawiały mi ból.
-Ooo.. Przepraszam nie wiedziałam..-odpowiedziała Rima.
-Nic nie szkodzi... Wiem, że płacz nic nie da i że ona nie chciałaby bym płakała-otarłam łzy i uśmiechnęłam się.
-Wiesz ja miałam tak samo... Mój tata zginął w pożarze w starym domu... Potem przeprowadziłam się tutaj.-powiedziała cicho.
Nie wiedziałam, że ją spotkało coś podobnego do mnie. Wtedy zerknęłam na zegarek.
-O nie już późno, a ja muszę pomóc tacie w  rozpakowywaniu.-zerwałam się z ławki.
-Nie śpiesz się masz dużo czasu, a poza tym pomogę ci-powiedziała Rima wstając powoli.
Wolnym krokiem ruszyłyśmy w stronę domu. Po kilkunastu minutach marszu i rozmów dotarłyśmy na miejsce. Weszłyśmy do mojego domu. W salonie ciocia i tata ustawiali meble.
-O już jesteście-powiedział tata-Ami twój pokój jest na samej górze. Meble już tam są, ale nie ustawione. Poradzicie sobie??
-Tak.
Z chęcią poszłyśmy na górę.  Po drodze wpadłyśmy na Pavla, który gdy zobaczył Rimę cichutko czerwony jak burak wycofał się do swojego pokoju. Zaczęłyśmy się śmiać. Weszłyśmy do mojego pokoju. Jego ściany były kremowe. Miał dwa wielkie okna i niebieskie firanki. Meble nieustawione stały w różnych miejscach. Otworzyłam jedną z szuflad i wyciągnęłam stamtąd miniaturowe legowisko. Wyciągnęłam śpiącego Shiego a kieszni i położyłam go w jego łóżku. Rozpoczęłyśmy ustawianie mebli. Ciężko było, ale w końcu nam się udało. Na koniec obie zmęczone padłyśmy na łóżko.
-Rima idziemy-krzyknęła ciocia z dołu.
-To.. cześć.-powiedziała- do zobaczenia jutro.
-Cześć-odpowiedziałam i Rima zniknęła za drzwiami. Rozejrzałam się po pokoju. Zostało mi tylko porozstawiać rzeczy i ubrania i inne. Położyłam legowisko z Shizenem na szafeczce nocnej obok łóżka. To był fajny dzień......

Przemiana...

Co pewien czas nerwowo spoglądałam na wyświetlacz komórki sprawdzając ile czasu już czekam na Willa. W tej chwili naliczyłam godzinę i dwanaście minut.
-To co? Zaraz idziemy malutka?- spytałam leżącą obok na trawie Lunę, głaszcząc ją po brzuszku- a Will niech już lepiej zaczyna się bać- mruknęłam i wstałam powoli z miękkiej, zielonej trawy. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja nie miałam zamiaru iść przez las po ciemku. Nagle gdzieś po lewej stronie polany usłyszałam jakiś podejrzany szmer i trzask łamanej gałązki.
-Will?- krzyknęłam w przestrzeń. Na długą chwilę zrobiło się zupełnie cicho, aż nabrałam podejrzeń czy cokolwiek słyszałam czy mi się tylko wydawało, gdy nagle zza drzewa wyłoniła się jakaś wysoka postać. Jego twarz przykrywał duży kaptur ciemnej bluzy tak, że nie mogłam zobaczyć twarzy. Luna poderwała się szybko z ziemi i stając przede mną zaczęła warczeć na tajemniczą postać.
-Spokój Luna- zawołałam -kto ty?- spoglądnęłam niepewnie na chłopaka.
Nic nie odpowiedział.
-Co tu robisz?- zadałam kolejne pytanie mając nadzieję ze wreszcie mi odpowie.
To pytanie jednak również zbył milczeniem. Nagle wystrzelił spod drzewa jak z procy i zaczął biec w moją stronę. Było to tak szybkie i niespodziewane, że nie mogąc się zdecydować czy uciekać czy może jakoś zareagować stałam w miejscu patrząc jak chłopak niespodziewanie szybko biegnie w moją stronę, w połowie drogi wzbija się lekko w górę i formując kulę energii rzuca we mnie. W ostatniej chwili uniknęłam ciosu po czym rzuciłam się do ucieczki w stronę lasu. Moim celem były krzaki, przez które zawsze przechodziłam w drodze na łąkę.Najbliższa droga ucieczki.
-Może w lesie łatwiej będzie go zgubić- pomyślałam gdy nagle tuż obok mnie przeleciała ciemna macka energii i z hukiem uderzyła w drzewo. Szybko odwróciłam się i w biegu zrobiłam tarczę na chwilę przed uderzeniem w nią kuli energii. Chłopak był tylko kilka kroków ode mnie, a do lasu pozostała jeszcze połowa wielkiej polany. Chłopak wystrzelił jeszcze kilka pasm energii, które rozbiły moją tarczę. Rzuciłam kilkoma kulami magii światła ale wiedziałam że marne ruchy z poziomu podstawowego na niewiele się zdadzą. Zrobiłam kolejną tarczę starając się aby była mocniejsza i odpierałam kolejne ataki chłopaka. Wreszcie i ta zapora pękła, a ostatnia kula energii uderzyła we mnie tak, że poleciałam lekko do tyłu i upadłam na ziemię. Zakapturzona postać szła powoli w moją stronę. Byłam zbyt wykończona utrzymywaniem poprzedniej tarczy by wytworzyć kolejną.
-Luna leć!- krzyknęłam w stronę cały czas szczekającego przeraźliwie psa. Ale to był mój błąd. Chłopak przystanął na chwilę i przekrzywiając głowę w stronę Luny po chwili namysłu wystrzelił w nią kulę energii. Luna natychmiast ucichła po czym lekko zatoczyła się i upadła na ziemię.
Wrzasnęłam coś niezrozumiałego nawet dla mnie samej. Wszystko na chwilę zaszło mi dziwną mgłą. Czułam jak dzika furia uderza mi do głowy, rozlewa się po całym ciele i wystrzeliwuje na zewnątrz. Dookoła mnie zaczęły krążyć macki energii. Jakieś dziwnie znajome uczucie oblało mnie do stóp do głów.
-Przemiana!- pomyślałam i uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
Ostatnia fala energii wystrzeliła ze mnie i poruszając lekko skrzydłami wzbiłam się nie wysoko w górę. W tej chwili chłopak zdjął kaptur i popatrzył na mnie z uśmiechem jednak było za późno. Uformowałam kulę energii i wyrzuciłam ją w stronę Willa w postaci smugi. W ostatniej chwili stworzył przezroczystą tarczę, która nie wytrzymała zbyt długo, lecz wystarczająco by zmniejszyć siłę uderzenia. Poleciał do tyłu i upadł ciężko na ziemię.
-Will!- wrzasnęłam lądując i biegnąc szybko w jego stronę- nic ci nie jest?- krzyknęłam wystraszona pochylając się nad nim. W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego.
-Co takiego?- spytałam pomagając mu wstać.
-Mówię: cholera! co ty wyprawiasz!?- wrzasnął mi nad uchem, stając chwiejnie.
-A ty niby co?!- wrzasnęłam równie głośno- co to niby miało być?!
-Sposób na wywołanie przemiany.
-Że niby co? Co ty sobie idioto myślałeś?!
-Przydałoby się jakieś dziękuję- burknął.
-Za co?! Że zabiłeś mi psa?!- wrzasnęłam.
-Nie zabiłem. To całkowicie niegroźne zaklęcie usypiające. Za pięć minut się obudzi- odparł po czym podszedł do leżącej nie daleko Luny i przeniósł ją ostrożnie bliżej brzegu.
Odetchnęłam i opadłam wykończona na ziemię.
-To było głupie wiesz?
-Tak wiem. Przepraszam. Ale podziałało nie?- uśmiechnął się łobuzersko lustrując mnie od stóp do głów.
-Ta podziałało- zaśmiałam się i podeszłam do brzegu jeziorka by spojrzeć na istotkę odbijającą się w gładkiej tafli jeziora. Miałam bardzo długie, lekko migoczące białe włosy, a z moich pleców wyrastały blado błękitne skrzydła.
-To tak zwane znikające skrzydła oznajmił. Znaczy że możesz też je chować kiedy są mniej potrzebne. Bardzo przydatne w pojedynkach.
-Uhm- mruknęłam odrywając wzrok od skrzydeł. Zauważyłam natomiast że jestem w długiej lekko postrzępionej, białej sukience (no może nie takiej zupełnie białej), a na ramionach mam jasne zawijasy.
-No i masz teraz zupełnie błękitne oczy- powiedział niespodziewanie Will głaszcząc powoli budzącą się Lunę.
-Luna!- zakrzyknęłam padając na ziemię i obejmując szyję suczki- jak tam moja mała?- spytałam całując Lunę w nosek. Już nigdy nie pozwolę aby ci się coś stało!
-Przepraszam mała- odparł jeszcze raz Will. Nie wiedziałam dokładnie czy zwraca się do mnie czy do Luny.
-Chodźmy już- odparłam podnosząc się z ziemi. Przemiana zniknęła.
                                                          ***
Nie mogłam się zdecydować czy opublikować tę notkę czy nie ale jako że dawno nic nie pisałam postanowiłam jednak opublikować.

Amika Ashida


Witaj w kolorowej teraźniejszości..

Kim ona jest? Prostą dziewczyną. Prostą osóbką o prostym imieniu. Nikt nadzwyczajny, o nie nadzwyczajnym życiu czarodziejki. Zwykła uczestniczka kolorowej teraźniejszości zwanej życiem. A nazywa się Amika Ashida. Dla znajomych Ami, Amiś lub Am. Jest 15 letnią posiadaczką mocy wiatru i ziemi. Dniem jej narodzin jest 5 kwietnia

Gdzie wygląd jest reklamą..


Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest najzwyklejszą w świecie szczupłą dziewczyną mierzącą 1,70m. Na jej dziecięcą twarz opadają czarne jak noc, gęste i długie po pas włosy. Zazwyczaj te oto kudły upina w kucyk bądź kok. Bez zgody swojego tatuśka zdążyła dla urozmaicenia farbować je sobie, by posiadać ledwo widoczne niebieskie pasemka. Z pod osłony czarnej grzywki lustruje świat wielkimi, błękitnymi oczami. Przed tymi oczami nie ukryje się żadna tajemnica. Jak zostało wspomniane jej drobna twarz o jasnej cerze wygląda dziecinnie, ale w końcu Amika nie jest jeszcze dorosłą kobietą. Dziewczyna zakłada na siebie luźne ubrania. Prawie wszystkie mają kieszenie albo kaptury, ale i bez takich nauczyła się sobie radzić. Równie często co bluzy, bezrękawniki i zwykłe bluzki na ramiączka zakłada zwiewne sukienki. Zawsze też ma przy sobie czarną torbę z  nadrukowanymi skrzydłami.

A ciekawy charakterek dodaje kolejnych barw..

Wrażliwość to ona ma na stopniu magistra. Choć sama do odważnych nie należy stanie w obronie innych, a szczególnie zwierząt. Kocha te stworzenia. Amika to nieśmiałe dziewczę i z reguły samotnicze, ale w Nevermind, zapewne pod wpływem przyjaciół, stała się bardziej otwarta. Nie zmieniło się jednak to, że momentami dalej ciężko jest jej zawierać nowe znajomości. Po prostu ciągle ma wrażenie, że coś pomiesza i palnie kosmiczną głupotę. Przez to woli pozostać z boku, jeśli pojawi się wiele nowych osób. Jednak przy znajomych jest wesoła, a czasem udzieli się jej nawet głupawka. Z reguły jest miła, ale gdy się zdenerwuje to nie powstrzyma się przed najgorszymi słowami. Ku swojemu niezadowoleniu jest także lekkomyślna.


I nie najnudniejsza historia zapewnia blask..

Nie trzeba wiele mówić o jej przeszłości. Miała szczęśliwe dzieciństwo, niczego jej nie brakowało. Miała kochającą rodzinę. Ojca weterynarza, niepracującą matkę i młodszego brata Pavla. Nic więcej nie trzeba jej było. Mieszkali na wsi, ogólnie byli szczęśliwą rodziną. Do tych pamiętnych wakacji. Zwykły rodzinny wypad nad morze, a zakończył się katastrofą. Gdy wracali do domu zdarzył się wypadek. Stłuczka tira z ich samochodem. Amice, Pavlowi i ich tacie udało się wyjść bez szwanku, ale matka nie miała tyle szczęścia. Smutek po jej śmierci długo panował w ich sercach. I w domu na wsi nie zostali długo. Kilka miesięcy później wyprowadzili się do Nevermind, by zapomnieć o przeszłości.
Tu Amika na nowo zaczęła żyć. Z początku znała tylko Rimę, jednak z jej pomocą szybko się zadomowiła i nie tęskniła już za rodzinną wsią. Poznała nowych ludzi, zapełniła umysł nowymi, przyjemnymi wspomnieniami. Szkolne bale, głupawki z przyjaciółmi i własnym bratem, znęcanie się nad pupilem. Teraz znowu nie brak jej niczego.


Podczas, gdy zainteresowania wyróżnią z tłumu..

Niegdyś uwielbiała samotność i uwielbia ją dalej, ale przebywa w ten sposób rzadziej, bo tu znalazła przyjaciół. Dalej ma słabość do zwierząt i jest niczym obrońca ich praw. Jak coś zrobiłeś psu czy kotu lepiej uciekaj. Często pomaga wbrew swojej nieśmiałości nawet nieznajomym, ale nie zdarza się to często. Jeździ na rolkach. Dużo spaceruje po lesie i parku, zwłaszcza wtedy, gdy chce sobie coś przemyśleć. Nigdy nie rozstaje się ze swoim notatnikiem, który jest zapełniony szkicami, malunkami itp. Znaczy to jedno. Lubi malować i szkicować. Z takich artystycznych kierunków to jeszcze tańczy, ale tylko w swoim pokoju przy sprzątaniu. Uwielbia także czytać książki. Dużo się też śmieje i czasami miewa napady głupawki.
Nie lubi natomiast brokuł i pomidorów. Z całego serca nienawidzi kłótni i bójek. Jak ognia unika też chamskich ludzi, co niestety nie zawsze jej wychodzi.

W którym można mieć wielu bliższych i dalszych znajomych..

W Nevermind mieszka jej kuzynka Rima. Są dla siebie prawie jak siostry i chodzą do jednej klasy. No i nie zapominajmy o jej ojcu i młodszym braciszku, z którymi mieszka. Tyle z rodziny dalszej i bliższej.
Natomiast nie znalazła jeszcze drugiej połówki. Ale też się z tym nie śpieszy.


A gdy jesteś sam towarzysz urozmaici dzień..

Jej towarzyszem jest mały smok Shizen, ale ona nazywa go Shi. Znalazła go jako jajko w lesie. Gdy się wykluł zaopiekowała się nim. Gdy wprowadzili się do Nevermind cudak miał 3 miesiące i mieścił się w jej dłoni. Obecnie ma już prawie rok i znacznie urósł. Różowe plamy na jego ciele zniknęły i pojawiły się niebieskie, a pomiędzy łuskami gdzieniegdzie wyrosło futro. O dziwo jego wcześniej błoniaste skrzydła stały się opierzone, a głowę ma zwieńczoną majestatycznymi rogami. Smok ten dalej jest mały, ale długością dorównuje prawie jednej i pół długości ręki jego właścicielki. Mimo, że jest niesamowicie długi, dalej jest też chudy. Choć już nie przypomina jaszczurki, ale raczej uskrzydlonego i obdarzonego łapami węża, dalej nie powstrzymuje się przed chowaniem się w kieszeniach i rękawach ubrań Amiki, ale teraz nie raz nurkuje też w jej włosach, bo jak twierdzi stamtąd są lepsze widoki. Ignoruje fakt, że niebawem będzie mieścił się co najwyżej w jej torbie, ale cieszy się z faktu, że zaprzestał dalej rosnąć. Z nią samą porozumiewa się telepatycznie. Niegdyś był grzecznym smokiem, ale teraz zaczął być bardziej opryskliwy i pyskaty. Często pociesza i rozśmiesza, ale równie często drażni. Jest sprytny i spostrzegawczy. Ale lenistwem góruje nawet nad kotami.


I przemiany dodadzą rozrywki.

W jakie się zwierze zmienia. A takie fajne, puszyste lisisko. Rude to to i niebieskookie. Ma czarny nosek, zakończenia uszu i łapki. Biały brzuszek i dół szyi. Rzadko używa tej przemiany głównie, by hasać po lesie. I nie ma się co bać. Nie gryzie.
A po magicznemu? Przemienia się w taką powietrzną wróżkę, bo inaczej tego nie nazwiemy. Jej włosy stają się niebieskie i wydłużają się oraz wyrastają biało-niebiesko-przezroczyste skrzydła, które w ciemności się świecą magic lol. W czasie tej rzadko używanej przemiany dysponuje większą magią powietrza.

I są ciekawostki bardzo ciekawe:

-Dla swojego pupila czasem zachowuje się jak sadystka.
-W swoim pokoju potajemnie tworzy "przytułek" i czasem przygarnia jakieś biedne zwierzę póki nie wyzdrowieje lub ona nie znajdzie mu właściciela.
-Jak się zamyśli to nic nie słyszy. Zupełnie jakby ogłuchła.


~*~
Hihihi Amik KP bardzo zmienił. Ładniejsze, ale dalej brzydkie.
Będą zmiany będą xD

Witam wszystkich serdecznie :)

środa, 16 października 2013

Niebezpieczeństwo

Spojrzałam kątem jednego z fioletowych oczu na czerwone, piekielne cyferki wskazujące dokładną godzinę pierwszą w nocy. Już od jakiegoś czasu wierciłam się w miejscu, nie mogąc zasnąć. Niebo całkowicie odkryły ciemne chmury, ukazując świetlistą powłokę malutkich gwiazd, który migotały prześlicznie. Księżyc również był dzisiaj widoczny w całej swej okazałości, jednak ja czułam pewien niepokój.
- Co się dzieje... - Szepnęłam sama do siebie, opierając się rękami o parapet i wyglądając przez szklaną szybę na zewnątrz. Moja wilcza natura ponownie dawała o sobie znać i tego już nie mogłam ukryć. Czułam rozpierającą mnie energię, która rozprzestrzeniała się po całym moim ciele. Ledwo co mogłam ustać spokojnie w miejscu.
        Nagle gwałtownie otwarłam okno i jednym zgrabnym ruchem wskoczyłam na parapet. Nie było wielkiej nie wiadomej. Dokładnie wiedziałam, co robić. Po chwili gładko wylądowałam na trawie. Ostatnie spojrzenie na uśpiony dom, gdzie nikt nic nie wie o moich nocnych wypadach. Zmieniłam się w białą wilczycę i bez większego namysłu pomknęłam w las. Cicho i bezszelestnie truchtałam po miękkim podłożu, usłanym mchem, instynktownie omijając przeszkody, ukazujące się na mojej drodze. Lekki wietrzyk owiewał mój pysk i wplątywał się w kosmyki futra, w którym było teraz pełno gałęzi i innych żyjątek.
        Po chwili zatrzymałam się gwałtownie. Zastrzygłam uszami, wyłapując każde, choćby najcichsze dźwięki. Jakieś parę dobrych metrów dalej pasło się stado saren, zagubiona wiewióreczka, ślady człowieka...
Zaraz, zaraz... Przystawiłam nos do ziemi, węsząc. Nagle czyjeś wycie rozległo się w lesie. Uniosłam łeb, skierowując go w stronę dźwięku. Zmrużyłam lekko fioletowe ślepia. Byłam prawie pewna swojej hipotezy.
Chyba rozszarpię ich na strzępy... Z przytłumionych warknięciem ruszyłam pędem przed siebie, wzniecając w powietrze tysiące drobin kurzu. Łapy same niosły mnie przed siebie, pokonując coraz to większe odległości. Przez chwilę zdołałam nawet zapomnieć o własnym człowieczeństwie, które teraz było ulokowane gdzieś bardzo głęboko w środku mojej duszy. Zupełnie o tym zapomniałam.
       Nagle poczułam jak coś z ogromną siłą wpada na mnie. Straciłam równowagę i przeturlałam się parę metrów dalej, obijając o drzewo. Zaskoczona i zdezorientowana na chwilę straciłam zdolność trzeźwego myślenia. W porę jednak udało mi się odepchnąć napastnika, który z obnażonymi kłami celował wprost w moją odsłoniętą szyję. Odskoczyłam od niego jak oparzona, jeżąc sierść i warcząc groźnie. Był to równej wielkości co ja, szary wilk, o błękitnych oczach.
Albo mi się zdaje, albo ten zwirz coś ukrywa... Po chwili morderczej walki na spojrzenia, odezwałam się w jego głowie:
- Hej, spokojnie narwańcu... Nie tylko ty masz zły dzień i chcesz wszystkich pozabijać. - Przestałam warczeć.
- Jak ty... - Zaczął, jednak szybko mu przerwałam.
- Kim tam na prawdę jesteś? - Przez chwilę wpatrywał się we mnie swymi szarymi ślepiami, a następnie przemienił się w wysokiego szatyna.
Chwila, ja go skądś znam... - Chris?! - Wytrzeszczyłam oczy, nie dowierzając. Uśmiechnął się wesoło.
- Ha! Kope lat, Keyli. Nie tylko ty jesteś dzika. - Zaśmiał się. Pokręciłam z politowaniem głową, jednak szybko znów spoważniałam.
- Co się tu dzieje...
- Kłusownicy polują nielegalnie na wilki... i na ich futro. To zachowanie nie jest przypadkowe.
- Więc co my tu jeszcze robimy?! Musimy ich ratować! - Warknęłam.
- Ale, że kogo? - Podrapał się po głowie.
- Wilki, tępaku. - Przewróciłam oczami z lekkim uśmieszkiem i popchnęłam go. Chłopak z powrotem zmienił się w wilka, wyrównując ze mną bieg. Spojrzałam się na niego kątem oka, jednak on był zbyt zajęty spoglądaniem przed siebie. Był maksymalnie skupiony na swoim zadaniu.
- Ok, to co teraz? - Spytał
- Skradamy się... Są jakieś dwadzieścia metrów przed nami. Jest ich około dziesięciu. Może... Ja zaatakuje z prawej, a ty z lewej?
- Dobra myśl. - Kiwnął łbem i wszedł w ciemniejszą dróżkę, która rozchodziła się w drugą stronę, natomiast ja podążyłam dróżką w prawo. Skryłam się w krzakach i czekałam. Widok, który tam zastałam o mało co nie przyprawił mnie o zawał serca i zgon na miejscu.
Jak oni mogli to robić?! Tyle martwych zwierząt, tyle krwi. Ponownie obnażyłam kły, znowu zapominając o swoim człowieczeństwie. Jeśli tak dalej pójdzie, to zamieszkam w lesie z bobrami.
        Po chwili dostrzegłam w krzakach przyczajonego Chris'a. Odetchnęłam z ulgą, dając znak do ataku. Na trzy oboje wyskoczyliśmy ze swojego ukrycia, wprost na niczego nie spodziewających się napastników. Zanim zdążyli wyciągnąć broń, my pierwsi przelaliśmy ich krew. Jakoś nie bardzo pasowała mi ta perspektywa, no ale cóż zrobić, jak się jest dzikim zwierzem.
        Chris podbiegł do klatek innych wilków, uwalniając je z więzienia. Wszystkie w trybie natychmiastowym rozbiegły się po lesie szczęśliwe, że to już koniec. Aż nawet ja zawyłam ze szczęścia.
- HA! I co głupie człowieki! Kto tu jest Mufasą! Ha! Nie żyjecie! I było się pakować w nieswoje! - Zaczęłam tańczyć i skakać w miejscu jak jakaś niedorozwinięta.
- Ale Keyli... Ty też jesteś człowiekiem... No dobra, w połowie, no ale jesteś, czyli to oznacza, że też jesteś głupia. - Skwitował po chwili Chris, wybuchając głośnym śmiechem już jako człowiek. Wydęłam wargi i odwróciłam się udając obrażoną. Zrobiłam parę kroków i również zmieniłam swą postać na człowieczą.
- Odejdź! Nie chcę cię znać! Idę mieszkać w lesie z bobrami, a ty nie!
- I tak jeszcze kiedyś się spotkamy. - Uśmiechnął się. - Do zobaczenia... - Machnął ręką, znikając w krzakach. I tyle go widziałam. Nie wiedziałam jedynie kiedy znów mi mignie przed oczami. Teraz byłam szczęśliwa, że wszystko wyszło... nawet okej. Teraz do domciu i spać. Cos czuję, że rano będę istnym zombie. Oby tylko udało mi się wstać.

~Keyli~

wtorek, 8 października 2013

Pierwsza lekcja magii?

-Hej skamieniałaś czy co?- tymi słowami wyrwał mnie z osłupienia czyiś rozbawiony głos. Oderwałam wzrok od portretu na ścianie i odwróciłam się w stronę brązowowłosego chłopaka.
-Gapisz się na to już z dziesięć minut- powiedział wskazując brodą portret- co jest?
-Wiesz może kto to?- spytałam ponownie spoglądając w oczy niebieskookiej brunetce z portretu.
-Nie wiesz kto to jest?- spytał chłopak z niedowierzaniem.
-Jakoś nie.
-Emily Wright- powiedział pukając w złotą, pięknie wygrawerowaną tabliczkę pod obrazem- uważana za jedną z najpotężniejszych czarodziejek magii światła. Jak możesz jej nie znać?
-Jestem tu nowa okej?- odparłam i odwróciwszy się na pięcie przemaszerowałam szybko przez główny korytarz.
-Hej a nie masz teraz przypadkiem lekcji magii cienia?- spytał doganiając mnie szybko.
-Tak a co?
-No to w drugą stronę- powiedział z uśmieszkiem- zaprowadzę cię.
Niechętnie podążyłam za chłopakiem z powrotem przez główny korytarz w stronę dotąd nie znanych mi wielkich, drewnianych drzwi za którymi kryły się ciemne schody.
-Jak masz na imię?- spytał niespodziewanie chłopak gdy schodziliśmy na dół po schodach.
-Alisa.
-Nawet ładnie.
-A ty?
-Will- uśmiechnął się i skłonił szarmancko.
Schody prowadziły do krótkiego, pustego korytarzyka z drzwiami na końcu.
-To tutaj- powiedział Will otwierając drzwi. Weszliśmy do ogromnego, jasnego pomieszczenia z wielkimi oknami na dwóch ścianach.
-Uwaga!- wrzasnął ktoś gdy nagle tuż przed moim nosem przeleciała granatowa macka. Przestraszona mimowolnie odskoczyłam do tyłu wpadając z impetem na Willa i przy okazji miażdżąc mu stopę.
-Przepraszam- wydukałam zażenowana.
-Nic nie...
-Lepiej tu nie stójcie- usłyszałam za sobą głos nauczycielki- ty jesteś ta nowa? Alisa tak?
-Tak- odparłam lustrując wysoką, czarnowłosą kobietę.
-Chodźcie za mną- powiedziała i poprowadziła nas na drugą stronę sali.
-Tu są szatnie- wyjaśniła nauczycielka otwierając drzwi.
Weszliśmy do długiego korytarza z kilkoma drzwiami po lewej i prawej stronie.
-Po lewej żeńskie po prawej męskie- wyjaśniła nauczycielka i otworzyła drugie drzwi gestem pokazując że mam iść za nią. Will w tym czasie bez słowa zniknął w pomieszczeniu po prawej stronie.
-Jako ze jesteś nowa wszystko ci muszę objaśnić tak jak pierwszakom na początku roku- powiedziała i podeszła do jedynej otwartej szafki w szatni.
-Od dziś to twoja szafka- powiedziała i wydobyła ze środka wieszak z dwuczęściowym strojem składającym się z szaro-niebieskiej bluzki z długim rękawem i długich spodni o takich samych kolorach- a to kostium na zajęcia- powiedziała i podała mi wieszak- masz pięć minut- rzuciła zamykając drzwi.
Szybko przebrałam się w strój. Był dopasowany i luźny za razem, a co najważniejsze nie krępował ruchów. Wyszłam szybko z szatni na salę ćwiczeń. Wszyscy już skończyli poprzednie ćwiczenia i teraz stali w rządku przed nauczycielką.
-Dobrze kochani teraz będą ćwiczenia w parach- powiedziała po czym wyznaczyła każdemu parę. Mnie trafiła się niebieskooka blondynka.
-Hej, jestem Mia- przedstawiła się podając małą piegowatą dłoń.
-Alisa- odparłam ściskając lekko dłoń blondynki.
-Dobrze ustawcie się teraz na przeciwko siebie i oddalcie kilka dużych kroków. Poćwiczymy sobie przechwytywanie energii w postaci macki i oddawanie jej ze zwiększoną mocą- zakrzyknęła nauczycielka.
Po klasie przeszedł pomruk zadowolenia. Najwyraźniej tutaj to bardzo lubiane ćwiczenie tylko że ja nie miałam zielonego pojęcia na czym ono polega.
-Jeśli nie chcesz możesz nie robić tego ćwiczenia. Usiądź tam i przypatrz się jak...
-Nie, chcę spróbować- przerwałam szybko nauczycielce.
Uśmiechnęła się i skinęła głową.
-Mia wystrzeli w twoją stronę pasmo energii. Musisz być na niej skupiona. Będziesz wtedy w stanie poczuć jej energię i skutecznie ją przechwycić. Na razie nie dawaj do tej macki swojej energii tylko spróbuj wystrzelić przejęte pasmo w stronę Mii. To proste ćwiczenie.
Skinęłam głową na znak że rozumiem.
-Zaczynajcie!- zawołała nauczycielka i stanęła przy ścianie.
Mia zrobiła małą świetlną kulkę i rzuciła w moją stronę w postaci smugi. Z całych sił próbowałam skupić się na lecącym w moją stronę paśmie energii. W chwili gdy była już blisko mnie wyciągnęłam ręce do przodu i z całej siły próbowałam zatrzymać mackę, jednak nic się nie działo. Nadal rozpędzona leciała ku mnie. W ostatniej chwili odskoczyłam a macka uderzyła w ścianę. Gdy nauczycielka opisywała to ćwiczenie wydawało się to o wiele prostsze.
-Może lepiej zacznijmy od podstaw?- spytała nauczycielka.
-Mogłabym spróbować jeszcze raz?
-Myślę że lepiej jak byśmy zrobiły kilka prostszych ćwiczeń. Na następnej lekcji gdy je opanujesz spróbujesz jeszcze raz dobrze?
Przytaknęłam z westchnieniem, a nauczycielka poprowadziła mnie wzdłuż sali do miejsca z materacami i drabinkami na jednej ze ścian. Po drodze napotkałam na pytający wzrok Willa. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami  i poszłam dalej nie patrząc na resztę uczniów. Przez resztę lekcji uczyłam się podstawowych ruchów takich jak tworzenie kuli energii i takie tam.
-No jak będziesz ćwiczyć to już w następnym tygodniu możesz spróbować z tamtym ćwiczeniem- powiedziała z uśmiechem nauczycielka- a jak tam z twoją przemianą?
-Nie wiem, nie umiem jej wywołać. Kiedyś chyba się przemieniłam ale nie wiedziałam że to przemiana- odparłam markotnie. Od tygodnia z pomocą dyrektorki próbuję wywołać przemianę ale nic z tego.
-Rozumiem, ale prędzej czy później ci się uda a do tej pory ćwicz podstawowe ruchy- odparła.
-Dobrze kochani na dziś to już wszystko możecie iść do szatni- powiedziała nauczycielka do reszty uczniów po czym zniknęła za drzwiami po drugiej stronie sali.
Przebrałam się bez słowa, ostrożnie powiesiłam strój, zatrzasnęłam szafkę i szybko pognałam do wyjścia.
-Hej czekaj!- przy drzwiach dogonił mnie Will.
-Co tam?
-W którą stronę idziesz?
-Prosto.
-Ja też. Odprowadzę cię.
Wyszliśmy na zewnątrz gdy nagle powiał zimny wiatr i rozczochrał mi włosy. Opatuliłam się ciaśniej szalikiem i wbiłam zimne dłonie w kieszenie kurtki.
-Nadchodzi jesień- stwierdziłam spoglądając na brązowiejące liście na czubku wielkiego drzewa.
-Uhm...Mógłbym cię o coś zapytać?
-Pytaj.
-Słyszałem jak rozmawiałaś z nauczycielką o przemianie. Przez przypadek oczywiście.
-Tak i co?
-Nie umiesz się przemienić? I co z tamtym ćwiczeniem. To było dziwne... tak odskoczyłaś  jakbyś no nie wiem...
-Ja dopiero nie dawno się dowiedziałam o tej szkole i w ogóle że jestem czarodziejką- przerwałam mu.
-Jak to?
-Tak to- odparłam i przyspieszyłam zostawiając Willa z tyłu. Miałam nadzieję że już się odczepi.
-Poczekaj nie obrażaj się no!- zawołał doganiając mnie szybko.
-Ja się nie obrażam po prostu nie lubię wścibskich ludzi.
-Sorki ale się dopytuję bo myślę że mógłbym ci pomóc się przemienić.
-Jak!?
-Pewnie ci dyrka ględzi że masz poczuć swoją energię, skumulować ją w jednym miejscu i takie tam bzdury co?
-No tak... a co? Nie tak się to robi?
-Znam o wiele prostszy sposób. Moja siostra tez miała problem z przemianą.
-I co? Możesz mnie tego nauczyć?
-Myślę że tak.
-Świetnie! Więc jutro po szkole?
-Może być.
-Ok to do zobaczenia!- zawołałam i ruszyłam biegiem w stronę domu.
                                                                  ***
Notka nie wyszła tak jak chciałam, a końcówka to już tak na odczepnego ale już trudno. Ech zupełnie nie mam weny. Macie może na to jakieś sposoby? No i macie brązowowłosego chłopaka z biblioteki i nie jest to Jack. Nie chcę wam psuć planów choć z chęcią bym was dołączyła do swoich notek.

niedziela, 6 października 2013

Koszmar.

 To było jedne z jej dość dobrych, wieczornych polowań. W ciągu parunastu minut upolowała dwa, dosyć spore zające. Jednak to nie koniec łowów. Żeby nakarmić całą rodzinie musiała upolować takich sześć. A, i nie wiadomo, czy także jutro los będzie tak łaskawy. Więc i dziś trzeba upolować na tyle, by nazajutrz nie głodować.
  Jednak spośród ludzi nie była sama. Jej młodsza siostra uparła się, że chce jej pomóc. Lecz nici z polowaniem z jej udziałem. Jej miękkie serce na widok zwierzęcia, które cierpi, od razu panikuje i chce opatrzyć zwierzynę. Jednomyślnie postanowiły, iż polowaniem zajmie się Rebekah, a ona zbieractwem leśnych owoców.
   Starsza dziewczyna zadowolona, zmierzała w kierunku gdzie powinna być jej siostra. Z paruset metrów ujrzała mały kształt, którym na pewno była ośmioletnia Primrose.
-Prim!-zawołała ją po przezwisku, po czym uniosła dwie zdobycze do góry. Ledwo było z dużej odległości zobaczyć uśmiech siedmiolatki. W odpowiedzi Młoda (jak Reb miała w zwyczaju do niej mówić) zaczęła do niej machać. Jedenastolatka porwała się do biegu, lecz w umiarkowanym tempie. Po paru metrach, bieg zmieniła w trucht. Młodsza dziewczynka wróciła do zbierania leśnych jagód, lecz kątem oka obserwowała swoją siostrę.
   Jednak żadna z nich nie miała pojęcia, co się teraz wydarzy. Te następne parę sekund zmieniło się w ich najgorszy koszmar.
 Zza roślin wyłoniła się obca postać. Dosyć morowy, groźnie wyglądający mężczyzna jak duch zbliżał się do siedmiolatki. Zanim dziewczynka się zorientowała, napastnik chwycił rękami jej szyję. Prim wydobyła z siebie zdławiony krzyk, w którym ledwie słyszalne było słowo: Reb!
  Nieznany dorosły przygniótł drobne ciało do drzewa. Teraz jedną ręką trzymał jej szyję, a drugą włożył do kieszonki, by coś wyjąć. Potem okazało się, że jest to nóż służący do polowań. Mężczyzna zaczął kaleczyć Primrose.
  Nie!!-krzyknęła w myślach Rebekah. Dopiero teraz to do niej doszło. -On ją dusi i chce odebrać jej życie!
 Bez namysłu chwyciła łuk i strzałę, napięła cięciwę i posłała ją w kierunku nieprzyjaciele. Po krótkim czasie drugą i trzecią. Celnie trafiły w głowę, plecy i szyję.
  Mężczyzna puścił siedmiolatkę, jednak jej bezwładne ciało zsunęło się na ziemię. Nogi ugięły się pod nim. Jedenastolatka pobiegła jak najszybciej się dało do tych ludzi. Gdy była koło siostry, tuliła ją do siebie.
-Prim wytrzymaj, będziesz żyć, rozumiesz!? Nie zamykaj oczu! Słyszysz mnie? Prim!-mówiła, a nawet krzyczała do niej, ledwo panując nad tonem głosu. Ona lekko poruszyła głową w odpowiedzi.  Wstała, trzymając siostrę na rękach.
-Prim, dasz radę! Wierzę w ciebie!...-szepnęła tylko i pobiegła najszybciej jak się dało w stronę domu.
 Po paru minutach odezwała się Młoda.
-Rebekah... wiedz, że byłaś i jesteś dobrą siostrą. Przekaż mamie i Rosalie, że je kocham..-powiedziała szeptem.
-Prim, nie umrzesz! Jesteśmy już niedaleko domu, jeszcze trochę, Prim!...-powiedziała
-Rebekah, ja czuję... Będę na ciebie czekać. I zanim się rozstaniemy, mam coś dla ciebie. Zrobiłam dla ciebie nożyk na łowy, mam nadzieję, że ci się spodoba.-Po tym, wyjęła z kieszonki swój wyrób.
-Dziękuję.. jest piękny...-odparła
   Już były koło domu. Jedenastolatka z rozmachem otworzyła drzwi. Ujrzała zdziwiony wzrok matki i starszej siostry.
-Nie ma co się patrzeć, tylko pomóżcie mi! Sis, otwórz samochód, jedziemy do szpitala. Mamo, przygotuj opatrunek. Nie mamy czasu do stracenia!
   Po paru minutach harmidru, wszyscy byli w samochodzie. Do najbliższego szpitala trzeba było pokonać 15 km.  Prowadziła Rosalie. Aby szybko się dostać, pary razy musiała przekroczyć prędkość. W końcu tam dotarłyśmy. Mama  biegiem poszła do recepcji, by powiedzieć co się stało. Po dwóch minutach przyszli lekarze i położyli siedmiolatkę na łóżku operacyjnym. Ostatnim raz spojrzała na siostrę. Widziała, jak jej oczy gasły.
  Twarz Reb pobladła, chodziła jak nieżywa. Usiadła na najbliższym krześle i twarz zakryła rękami. Znów zaczęła szlochać. "To moja wina, ja ją zabiłam! Gdybym się uparła i tego dnia powiedziała jej, że nie może ze mną iść, żyła by!".
  Przysiadła się do niej starsza siostra. Pogłaskała ją po głowie.
-Na pewno z tego wyjdzie. Wśród tych lekarzy jest kolega z mojej klasy. Zrobią wszystko, by wyszła z tego cało.-powiedziała na pocieszenie, chociaż sama była czarnych myśli. Mimo tego, słowa starszej dziewczyny sprawiły, że jej ulżyło, ale tylko trochę.
  Wszystkie czekały w niecierpliwości. każda minuta dłużyła się jak godzina.
   I w końcu jedz lekarzy wyszedł. Jego mina od razu dała nam jasną odpowiedź. 
-Wybaczcie nam, jednak nie udało się nam jej uratować. Obrażenia były zbyt poważne i straciła za wiele krwi...
-Niee!-krzyknęłam. Wtedy się obudziłam. -To nie może być prawda!-znów zakryłam twarz dłońmi.
 -Eh, Reb...  to tylko koszmar.-odezwała się Rosalie.
  Wtedy spojrzałam na nią, a potem na otoczenie. Nie byłam na szpitalnym krześle, lecz siedziałam na swoim łóżku.
-T-to gdzie jest Prim? O co tu chodzi!?
-Rebekah... to, co Ci się śniło... stało się naprawdę. Tylko że trzy lata temu... Znalazłam cię w lesie tydzień temu. Dopiero teraz się obudziłaś...
_________________
I teraz bestialsko zakończę, haha! Jak się czujecie, że wśród rówieśników jest taka osoba, która zabiła człowieka? xD (tak, tak, w obronie siostry, pamiętajcie). Miałam zamiar napisać ten sen już dawno. Co o tm myślicie? Mam zamiar napisać jeszcze jeden sen... może mniej brutalny... ;D

wtorek, 1 października 2013

,,Po jesieni zima przyjdzie, ochota na figle będzie!"

Tutaj jest za mało miejsca...
- Może byśmy się gdzieś przenieśli? - Spojrzał znacząco na biblioteczkę.
Rima od razu się zgodziła i pociągnęła go za rękę, wyprowadzając z pomieszczenia. Ściana sama się zamknęła, jakby przeczuwała, że nikogo nie ma w bibioteczce. Szatyn trzymał księgę pod pachą, jeden palec miał wetknięty między kartkami ponumerowanymi odpowiednio 124 i 125.
Po chwili stali nieco za domem, ukryci przed wzrokiem ciekawskich przechodniów. Rozejrzał się z roztargnieniem. Wszystko wokół niego traciło letnie barwy i robiło się żółto-czerwone.
Po jesieni zima przyjdzie, ochota na figle będzie!
Wystarczyła sama myśl o ulubionej porze roku, żeby chłopak odzyskał dobry humor. Przymknął oczy i skupił całą uwagę na czekającym go zadaniu. Poczuł przyjemne mrowienie na ciele, zawsze towarzyszące podczas trwania magicznej przemiany.
Wyczarował trochę wody i zrobił z niej wstęgę, którą zaczął szybko zamrażać. Wycelował gwałtownie haczykowatym kijem w bok, jednocześnie wyobrażając sobie... anakondę. Nie postępował dokładnie z instrukcją, robił to, co mu podpowiadał instynkt.
Sssss... Pan mnie wzywał...?
Otworzył szeroko oczy i spojrzał na ogromnego węża. Zaskoczył go nawet sam jego wygląd. Wyglądał zupełnie inaczej niż powinno być na ilustracji. Zamiast być całkiem biały, łuski miały kolory błękitu i szarości. Bystre, czarne oczy uważnie obserwowały przyzywającego, a kiedy napotkały jego wzrok, błysnęły figlarnie.
Lodowy wąż ciemności... Piękny, bez dwóch zdań, ale jest też niebezpieczny.
- C-co to jest?! - Nagły krzyk przyciągnął chłopaka z powrotem na ziemię.
Zdezorientowany spojrzał na brunetkę, która wpatrywała się w twór jego magii z przerażeniem. Wargi jej drżały, cofnęła się o krok.
Przestraszona? Boi się mojego węża?!
- Wąż i do tego lodowy? - Odparł, robiąc głupią minę.
Gad zawtórował mu donośnym syczeniem i rozwarł paszczę, ukazując ostre kły. Białowłosy chłopak zaczął stopniowo wysyłać energię lodowatemu stworzeniu i z lekkim uśmiechem zaobserwował, jak ten wystrzeliwuje okrągły pocisk z zamrożonej wody.
Sssssnail. Moje imię.
Frost skinął głową i całkiem odciął dopływ magii od węża, który zaczął się kruszyć oraz rozpadać. Wziął do ręki bryłę lodu i przyjrzał się jej. Czarny pyłek pozostał na zamrożonej wodzie.
- J-Jack...?
- Co? - Spojrzał na nią nieco lekceważąco.
Spuściła wzrok i zaczęła z nerwów plątać ze sobą palce. Z jej postawy ciała niepewność i strach wręcz promieniała.
- Myślę, że lodowy wąż łączy w sobie obie magie. - Spojrzał na niebo i skierował ku niemu prawą rękę.
- J-jak to? - Głos jej drżał.
- To jest możliwe. Nawet w przypadku innego typu węża. - Rozłożył palce, przepuszczając więcej światła.
- Rozumiem... Chyba.
- W instrukcji jest błąd. Tu nie chodzi tylko o skupienie, ale też i o instynkt.
Brak odpowiedzi. Zerknął kątem oka na Rimę, która miała spuszczoną łepetynkę, i zamruczał drapieżnie niczym dziki kot. Dziewczyna poderwała głowę do góry, a w jej oczach wymalowało się zdumienie, które rosło z każdą chwilą. A to dlaczego? Bo Jack zmieniał się w panterę śnieżną.
Po paru sekundach zwierzę przytrzymywało dziewczynę do ziemi. Obnażyło nieco kły w jakby uśmiechu, widząc przerażenie Rimy. Irbis Jack pochylił pysk nieco niżej i tyknął nosem jej nosek. Liznął ją po policzku, mrucząc niczym kociak.
Z gardła brunetki wydostał się śmiech. Objęła go za głowę i pocałowała duży nos.
- Wielki kociak z ciebie, Jacku.
Miauknął w odpowiedzi i puścił ją wolno. Usiadł obok niej, owijając łapy puszystym ogonem. Błękitnie ślepia uważnie obserwowały, jak Rima wstaje i czyści dłońmi ubranie z niewidzialnego pyłku.
No i znasz moją zwierzęcą przemianę.

-----------------
No i wena się już wyczerpała.

~ Jack Overland Frost

czwartek, 26 września 2013

Sekrety strychu

Jej reakcja była przewidywalna. Pisnęła głośno zakrywając dłońmi usta.

-Mówiłem że nie chcesz nawet wie...-nie dała mu dokończyć gdyż szybko pociągnęła go za rękę.
-Chodź szybko za mną!- powiedziała stanowczo. Po chwili stali przed jej domem.
-Dzień dobry Babciu.-powiedziała  Rima a Jack uśmiechnął się tylko trochę zdezorientowany. Dziewczyna dopiero teraz puściła jego rękę.
-Mogę na strych?
-Nie widzę problemu.-powiedziała starsza pani i zajęła się dalej swoją pracą.
Rima tylko kiwnęła głową na Jacka i po chwili byli na strychu. Było to bardzo malutkie pomieszczenie z jakąś starą skrzynią i dużym zegarem z wahadłem na środku przeciwnej ściany.
-Em...Co ty chcesz zrobić?-mruknął cicho, niepewnie się rozglądając.
Brunetka nie zważając na słowa Jacka otworzyła zegar. Przekręciła wskazówki, jedną do tyłu a drugą do przodu, tak aby wybijały 12.00, po czym jeszcze raz je przekręciła, lecz tym razem obie na raz trzy razy do przodu. Coś huknęło. Słychać było poruszający się mechanizm. Część ściany z czerwonych cegieł poruszyła się razem z zegarem tworząc otwór wielkości normalnych drzwi. Dziewczyna weszła przez otwór i poczekała na Jacka. Chłopak przełknął nerwowo ślinę i niepewnie zajrzał do środka. Zastanawiało go to, co Rima znowu kombinuje. Chyba nic strasznego, prawda...?
-Wchodzisz czy nie?-zapytała. Przecież nie chciała mu nic zrobić. Spojrzała w jego stronę aby ujrzeć jego minę. Gdyby w tej chwili był zwierzęciem, to z pewnością położyłby uszy po sobie. Jednak na widok regałów pełnych ksiąg, eliksirów i przepisów na nie, pewnie zastrzygłyby z zaciekawieniem.
-Witaj w mojej rodzinnej biblioteczce...-uśmiechnęła się lecz nagle spoważniała.-Ale jak komuś piśniesz o tym choć słowo to ci nie daruję!
-Nawet o tym nie myślałem...-uciekł wzrokiem w bok.
-Dobra, wierzę ci. Ty możesz się rozejrzeć, a ja czegoś poszukam. Tylko nie dotykaj eliksirów.
- A-ale... co ty chcesz zrobić, hm?
-Zobaczysz...-jej uśmiech przybrał tajemniczego wyrazu. Weszła na przesuwaną drabinę, przymocowaną do regałów. 
-Gdzie to jest...-mówiła sama do siebie. -Mam!!!-krzyknęła stojąc czwartym szczeblu od góry. Chwyciła do ręki czarno-fioletową księgę. Nagle poślizgnęła się na szczeblu. Szybko złapała prawą ręką o jeden z nich. Teraz po prostu zwisała z drabinki.
-Ahoj! Co tam panienka robi? -zawołał wesoło i w ostatniej chwili złapał ją w ramiona.- I znowu noszę cię na rękach.
-...-na twarzy Rimy pojawił się mały rumieniec. Gdy stała już na ziemi pokazała Jackowi księgę. 
-To księga magii ciemności. Same teorie. Opisuje reakcje, zmiany i jej...początki.
-Skąd niby wiesz, że to magia ciemności?
-Em...Jak się czytało opisy wszystkich mocy to się wie...-mruknęła cicho. - Wiesz...u większości czarodziei są dwie moce...Nie ważne. Jest tu przepis na eliksir łagodzący ból objawów mocy. Jednak takie objawy jak ty masz są...trochę że tak powiem rzadkie. Jeśli chcesz, mogę załatwić ten eliksir...

W skupieniu słuchał jej słów, ale pewnie zdanie zwróciło jego uwagę.
- Rzadkie objawy? Co masz na myśli?
-No...wiesz..Twoje nie są zwyczajne...-spojrzała porozumiewawczo na Jacka, jednak on patrzył na nią prosząc o więcej wyjaśnień. Otworzyła księgę na 166 stronie i pokazała mu rysunek z takimi samymi bliznami.
-To są tak zwane blizny pokolenia. -zaczęła czytać- Gdy rodzinna przez wiele pokoleń miała moc...cienia. Następna osoba również powinna je mieć, jednak czasem występują pewne komplikacje gdy inna magia bierze górę. W ciągu paru lat może dojść do objawów mocy pokoleniowej. Zazwyczaj nie jest to nic poważnego, aczkolwiek zdarzają się przypadki bardzo trudne, np.: piekące rany niczym blizny...Z czasem, moc pokoleniowa może próbować zawładnąć nad pierwszą. Trzeba mieć silną wolę aby temu zapobiec. Pomóc może również eliksir na stronie 168...
Chłopak odruchowo przejechał palcem po koszulce, podążając śladem największej blizny na brzuchu. Odwrócił głowę w bok.
-Dobra, dobra. Chyba załapałem...Chyba...-ostatni wyraz wyszeptał tylko do siebie.
- Ból pojawił się tylko dzisiaj, wcześniej czułem nieprzyjemne mrowienie... - Przeczesał nieco nerwowo włosy i zaczął chodzić miedzy regalami. Coś jasnego mu mignęło i zatrzymał się, żeby sprawdzić, co to takiego. Zauważył malutki, biały zeszycik wciśnięty miedzy księgami. Wyciągnął go i zaczął go kartkować. Na pierwszej okładce były symbole wody i ciemności, które były połączone razem...(wiem, złodziej XD - przypis od Jacka)
-Co?!-oczy Rimy gwałtownie się poszerzyły.
-Hm?
-Nie ma 168 strony...wyrwana! Tam był przepis...-dziewczyna zaczęła przeglądać kolejne kartki, aby sprawdzić czy przypadkiem nie ma tam zagubionej strony.
Szatyn spojrzał na nią zaskoczony, a zeszycik schował do kieszeni. Coś mu mówiło, ze to może mu się przydać.
-Jak to możliwe, że została wyrwana?
-Nie mam pojęcia...Chyba, że...Ktoś celowo chciał zataić przepis?
-Chyba, że ktoś niepowołany tutaj był?
-To niemożliwe. Nikt oprócz mnie, mamy i babci nie wie o tym miejscu...No i oprócz ciebie. Może to było coś...zakazanego?
Przeciągnął się, wyciągając ręce do góry. Dmuchnął w powietrze, a pojawiła się mgła. W niej było coś. Ledwo widoczny zarys postaci. Pochylała się nad książką i wyrywała kartkę. - Teraz nie uda się uratować chłopca... - Aż drgnął, słysząc mrożący krew w żyłach głos. Wszystko wróciło do normalności, a Jack sapał w pochylonej pozycji. - J-ja...
-Jack?!-krzyknęła. Księga wypadła z jej rąk. Szybko podeszła do chłopaka, który krzywił się z bólu.
-Jack?! Co ci jest?!
-Blizny...
-Zdejmij koszulkę!-zażądała. Przyjrzała się jego ranom. Dotknęła ich delikatnie, lecz szybko zabrała rękę. To było tak jakby paliły ogniem jego ciało. Wyczarowała trochę wody i przyłożyła do jego blizn.
-Może trochę złagodzi ból...-na jej twarzy widać było współczucie. 
-Już...przeszło...Dzięki...-uśmiechnął się krzywo.
-Co do eliksiru...Większość ksiąg które tutaj widzisz to kopie tych z biblioteki szkolnej...Moja babcia kiedyś pracowała tam jako bibliotekarka i zgromadziła trochę egzemplarzy. Możliwe, że znajdziemy tam tę samą księgę.
- J-ja go widziałem... Chyba był tutaj miesiąc temu, co by tłumaczyło, dlaczego był taki bardzo niewyraźny...
-Widziałeś go?! Skąd?! Jak to...?Wiesz jak wyglądał?!
- Sztuczka rodzinna... Pytasz, jak on wyglądał... Nie wiem, ale na pewno to był mężczyzna o nieprzyjemnym głosie. Na pewno też czarodziej.
-Nie wiem jak ktoś mógł się tu dostać. To po prostu nie możliwe. Muszę o tym porozmawiać z moją babcią. Może ona będzie coś wiedzieć...Ale przecież by mi powiedziała gdyby zauważyła że ktoś się tu kręcił...
- Powiedział też takie słowa... ,,Teraz nie uda się uratować chłopca''...
-Jack...Czy...masz jakiś...wrogów? Albo ktoś z twojej rodziny?
- Rodzice mają paru... Ale nic mi nie wiadomo o nich.-odpowiedział po chwili namysłu
-Ale...Czekaj...Skoro nawet ten ''ktoś'' jest wrogiem twoich rodziców...To skąd ten ''ktoś' wiedział że będę mogła ci pomóc i zadał sobie trochę trudu aby wyrwać tę kartkę?
- Najwidoczniej nas obserwował... - Założył ręce za głowę, a wzrok miał utkwiony w suficie.
-Skoro nas obserwował to musiał to być też w szkole...
- Nikt taki nie przychodzi na myśl, wiesz... chodzi mi o nauczycieli.
-A może to któryś ze strażników? Chociaż oni raczej bardzo mało wiedzieliby o nas.
- Więc to musi być nauczyciel.
-Ale który? Zaczniemy szpiegować wszystkich nauczycieli? To potrwa wieki.
-No to...Pozwólmy się rozwinąć sytuacji...
-Ale wiesz, co to oznacza? Z twoimi bliznami może być coraz gorzej...
Westchnął cicho i zasłonił palcami oczy. Zmarszczył śmiesznie nos i uśmiechnął się lekko, zabierając z twarzy rękę. - Jakoś przeżyje. Ta księga jest oryginałem, nigdzie nie ma jej kopii.
-Nie chcę aby coś się tobie stało...nie chcę abyś cierpiał.- objęła jego szyję i poczuła na sobie jego ciepły oddech.
Pochylił się i musnął wargami jej usta, obejmując ją. - Nic mi się nie stanie...
-Jeśli...coś ci się stanie...to...
-Nic mi się nie stanie. -powtórzył i spojrzał jej prosto w oczy.
-To i tak zostanę z tobą na zawsze.
 Przekrzywił głowę, przymykając jedno oko. Zmierzwił jej włosy. - Czy znasz jakieś ciekawe księgi o magii wody? - spytał ni stad, ni zowąd.
-Kpisz sobie ze mnie?-uśmiechnęła się i wyjęła grubą, niebieską księgę ze srebrnymi zawijasami z czwartej półki. Nosiła tytuł ''Sekrety lodu- magia dla zaawansowanych''
-Ostatnio nie mogę się nauczyć pewnej techniki ze str. 125. Może tobie się uda.- podała mu księgę. Położyła ją na stoliku i przejechała po niej dłonią. Po chwili wydobyło się z niej błyszczące niebiesko-srebrne światło i otworzyła się na owym rozdziale.
- Pewnie, ze mi się uda. Ze skupieniem u mnie nie ma problemow. - Przejechał wzrokiem po treści.
-Jeśli ci się uda, to mnie nauczysz. Pamiętaj, że trzeba jednak poświęcić na to trochę czasu.

poniedziałek, 23 września 2013

Ślady cienistej magii na ciele.

Promienie słoneczne włamywały się przez okno do pokoju śpiącego szatyna. Powoli zakradały się do łóżka, aby w końcu zaatakować twarz chłopaka. Z ust młodego czarodzieja wydobyło się ciche przekleństwo. Przewrócił się na drugą stronę, uciekając przed słońcem.
Jednak nie było mu dane długie spanie w weekend. Otóż... Yen wskoczył na niego i zaczął go lizać po rękach.
- O ja pitolę... Yen, daj mi spać, ty durniu!
Stęknął głośno, bowiem Khark pacnął łapami w jego brzuch. Złapał zwierzaka za głowę i ,,wyrzucił" z łóżka. Po chwili wstał jednak i zgromił czworonoga wściekłym wzrokiem. Wycelował w niego palcem.
- Za karę nie dostaniesz mięsa!
Reakcja była do przewidzenia. Do jego uszu dotarło niemal płaczliwe skomlnięcie. Khark zaczął się kulić u jego nóg i trącał łapami jego kolana. Jack nie miał serca, by tak go zostawić, ale musiał. Lepiej mieć stanowczego wilka niż uległego i rozpieszczonego niczym pies.
- Nie.
Poszedł do łazienki. Spojrzał w lustro i westchnął cicho, rozczesowując burzę włosów. Odkręcił kran w wannie i nie czekając na to, żeby się zapełniła wodą, wszedł do niej bez ubrań.
*****
Po jakimś czasie łazienka była całkiem mokra, ponieważ Jack bawił się magią wody. Od podłogi aż po sufit. Niektóre miejsca były przykryte lodem.
Półnagi chłopak obserwował swoje ciało i westchnął cicho, przesuwając palcem po ciemnych smugach po bokach. Z tych miejsc wyczuwał mrowienie ciemnej magii.
Widocznie magia cienia się powoli ujawnia... Powoli, ale nawet sporo śladów pojawiło się w ciągu dwóch lat...
Westchnął ciężko i ubrał się w zwykłą, czarną koszulkę z krótkimi rękawami. Założył długie dżinsowe spodnie, a na stopy założył domowe kapcie. Wyszedł z łazienki i zszedł na dół, do kuchni. Wyciągnął z lodówki Sprite i hamburger. Bułkę z mięsem i serem włożył do czarnoniebieskiej miktofali, ustawiając jej czas. Zamknął drzwiczki i z ciężkim żalem sięgnął po psią karmę dla Yena.
Nie mogę mu ustąpić, nie mogę...
Wsypał karmę do miski i usłyszał piknięcie, które oznajmiało o końcu pracy mikrofali.
Śniadanie!
*****
Dwie godziny później, w parku.

Jak tak dalej pójdzie, to będzie ze mną kiepsko.
Manichalnie przesunął palcem po boku brzucha, próbując ,,zgasić" nieznośne wibrowanie rodzinnej magii.
- Jack! Jack, jesteś tam?!
Co, co?! Rima?
- Ałć! - krzyknął zaskoczony, zginając się z bólu.
Coś go zaatakowało od środka i zostawiło po sobie pamiątkę w postaci bólu. Okropnego bólu... Czuł się tak, jakby komórki były wypalane i umierały z powodu ,,ognia"...
- Jack! - Niemal wrzask przebił się do świadomości szatyna, przepychając fizyczne cierpienie w ciemną otchłań zapomnienia.
Z trudem wyprostował się i spojrzał na brunetkę. Uśmiechnął się niemrawo, widząc jej zatroskany wyraz twarzy. Była ubrana skromnie. Miała na sobie czarne rurki, fioletowy top z dużym nadrukiem, a na to wszystko zarzuciła przydługi sweterek.
- Cześć, Rimo... - mruknął słabym głosem.
- Nic ci nie jest?
- Już nie, to było tylko chwilowe.
Zauważył, że Rima nadal mu się przyglądała. Wyglądał dość marnie, jednak skoro uważał, że jest wszystko okej, to nie chciała sie mu narzucać. Westchnął cicho i rozejrzał się po otoczeniu.
Byli w parku, który znajdował się... Nie, wręcz łączył się z lasem. Drzewa tutaj były o wiele młodsze niż te leśne, było tutaj wiele ozdobnych alejek.
Z milczeniem obserwował, jak Rima siada obok i nadal patrzy nań z troską.
- Naprawdę nic mi nie jest... - powtórzył, ale tak cicho, że praktycznie nie wierzył w to, co mówił.
- Jack...
- Nie chcesz nawet wiedzieć.
- No weź... Człowiekowi później jest lepiej, jak się wyżali...
- Nie sądzę. - Gładko skłamał. Znowu.
Nie lubię kłamać, ale czasami muszę to robić dla dobra innych...
- Jak tam chcesz. Wiesz... zawsze możesz na mnie liczyć. - Uśmiechnęła się przekonująco. - A zresztą ty już kiedyś mi pomogłeś... - szepnęła cicho i odwróciła głowę w bok.
- Z tym o ogniu, hm?
- Tak... - Zacisnęła dłonie na kolanach.
- Skoro tak... To dałabyś radę mi pomóc z tym? - Odwinął koszulkę do góry, ukazując czarne smugi na ciele.
Jej reakcja była przewidywalna. Pisnęła głośno, zakrywając dłońmi usta.
Wiedziałem...

~ Jack Overland Frost

Ps. Notka napisana z małą pomocą Rimy ;)