I pomyśleć, że istnieje coś takiego jak szczęście. Pewnie, gdyby
nie
wspomnienia i to zdjęcie, zapomniałabym, że istnieje coś takiego. Już
nawet nie chcę wierzyć, że może się zdarzyć coś dobrego. Po co się
okłamywać? W końcu się sama przekonałam, że się nie opłaca. Ale dlaczego
skutki muszą być aż tak drastyczne? Już wiem, że nie zapomnę tego do
końca życia, a to zdarzenie będzie mnie nawiedzać do końca moich dni. W
koszmarach.
***
Ze słodkiego snu, okrutnie wyszarpał
mnie odgłos dzwonka budzika w telefonie. Dlaczego? - pytałam się w
myślach, choć wiedziałam, że odpowiedź jest tak banalna, iż nie należy
nic mówić. Przynajmniej mogłam się pocieszyć myślą, że w Krainie Snu nie
było żadnego obrazu. Tylko przyjemna, oczekiwana ciemność. Jedynie
takie sny są dla mnie słodkie. Słodkie sny, w których nic się nie śni?
Można się i trochę zdziwić. Ale gdyby ktoś byłby na moim miejscu, na
pewno by go już nic zdumiało. A może nie... wolę nikomu nie życzyć
takiego losu, jakiego mnie obdarzono. Nikomu. Nadal leżąc w łóżku, wpatrywałam się w punk na suficie. Tylko to wystarczyło, bym znowu odpłynęła. To jedne z nielicznych chwil, które zastępują mi prawdziwą radość. Mogę powędrować do swojego świata, w którym nie jestem sama. Tam nie ma sporów, samotności, śmierci, smutku...
Uhm... znowu budzik w telefonie. Jeżeli go się nie wyłączy, będzie dawał się wę znaki o sobie co pięć minut i to natarczywie. Po dotyku zaczęłam go szukać. w końcu, gdy wzięłam go do ręki dałam opcję: "wyłącz".
Już dość tego słodkiego lenistwa. Trzeba znowu wstać, by zmagać się z następnymi trudami życia. Ale po co? W końcu i tak wciąż się marzy o śnie. By stracić kontakt ze światem i mieć spokój z dotychczasowymi problemami, chociaż na chwilę. Zagłębić się w nieznanym... Dziwne. Skoro większość osób pragnie snu, to dlaczego boi się śmierci? Przecież to podobne, tylko wtedy nie wiemy, kiedy to nastąpi. A może dlatego? Cóż, ludzie lubią mieć kontrolę nad różnymi rzeczami. Może wtedy czują się bezpieczniej.
Po tych rozmyśleniach w końcu postanowiłam wstać i szykować się na "tortury", jakie mi dziś Los chce zadać. Samotność co jak co, ale jest to jedna z najgorszych kar, jakie miałam. I nie dlatego, że trwa bez ustanku od...3, może 4 lat, ale dlatego, iż nie znałam powodu kary. Cóż, niekiedy Los lubi się pobawić różnymi osobowościami, nie zważając na ich charakter. Trzeba się z tym pogodzić. Bo w końcu są osoby od nas silniejsi, którzy chcą to udowodnić, nie zgadzając się naszą wolą.
W końcu wstałam, ubrałam się i wykonywałam inne czynności. W końcu zeszłam na parter do kuchni. Tam zjadłam śniadanie, spakowałam jedzenie do szkoły, umyłam zęby... no, zwyczajne codzienne czynności. Przed drzwiami wyjściowymi usłyszałam charakterystyczne mruczenie.
-O, to ty, Salv.-powiedziałam. Czasem po prostu lubiłam mówić do niego w zdrobnieniu. Kucnęłam i zaczęłam go głaskać. Kot z przyjemnością przyjmował moje pieszczoty. Po paru minutach wstałam i dotknęłam prawą ręką klamki od drzwi.
-Miau?-odparł młody lampart.
-muszę już iść.-powiedziałam, przyciskając klamkę, ale nie spuszczając wzroku z małego rozrabiaki. Ale w ostatniej chwili sobie coś przypomniałam.
-Ach, no tak... jedzenie dla ciebie.- powiedziałam. Kociak usłyszawszy słowo "jedzenie" ożywił się. Znów weszłam do kuchni i wyjęłam kocią karmę.
-No widzisz, jaka ze mnie właścicielka. Zapomniałabym o tobie i byś cały dzień był głodny. -powiedziałam ni to do niego, ni to do siebie. Nawet, gdybym zapomniała lub nie miałabym czasu, to albo nakarmiłaby go mama, lub sam by coś sobie upolował. W końcu może wyjść z domu kiedy chce. A po za tym to dziki kot. Starałam się o tym pamiętać.
- Dobrze, muszę już iść - powiedziałam odruchowo. I pogłaskałam go ostatni raz po głowie, po czym wyszłam.
Ach, te czyste, poranne powietrze. To one dodawało mi sił do zmagania się z dniem, jak na początek. Z połączeniem z ptasim śpiewem ten ranek zapowiadał się naprawdę uroczo... Oczywiście wszystko to zepsuje szkoła. Czy zawsze musi niszczyć wszystko, co piękne?
Westchnęłam. Takie przemyślenia nie miały sensu. I tak nie miałam się komu zwierzyć. A nawet gdyby, to i tak nie sprawiłoby to powodu nie chodzenia do szkoły.
Wsłuchałam się w śpiew ptaków. Ach... ten ptasi koncert... uwielbiałam go słuchać. Jest taki piękny!... Przynajmniej mogę zapomnieć o dotychczasowych problemach. Mogłabym tylko słuchać i słuchać. Ale nie. To by było za piękne.
Przede mną właśnie przefrunął jeden z ptaków. Usiadł na najbliższej gałęzi, by dołączyć do reszty towarzyszy. Oprócz niego, doleciały i inne ptaki, w skutek tego po paru chwilach ptasi śpiew był słyszany najpiękniej moim zdaniem. Takie rzeczy to tylko o godzinie 6.30.
Zaraz, zaraz... 6.30!? O nie, to oznacza, że mój autobus pojawi się za 4 minuty! Szybko poderwałam się do biegu. Kiedy dobiegłam na przystanek autobusowy, próbowałam uspokoić oddech. No ok. Spokojnie. On jeszcze nie nadjechał. Na pewno...
Spojrzałam na zegarek. 6.36. No dobra, to nie jest możliwe, żeby był punktualny. Przecież nigdy nie był, prawda? Na pewno się spóźni, na stówę...
Próbując uspokoić myśli, wsłuchiwałam się w ptasi śpiew. Jednak myśli nie pozwalały się mi porwać w ten wir. Jak ptak próbuje poderwać się do lotu, lecz jest przykuty łańcuchami, tak i ja nie mogę podziwiać w pełni owej muzyki przez złe myśli.
Jest już 6.40. Czyżby możliwe, że odjechał? Przecież spóźniał się nie raz te 10 minut... Na pewno się spóźni. Czekam nerwowo, a w mojej głowie pojawiają się myśli, by nie powrócić do domu i poczekać na następny autobus.
Oprócz ptasiego koncertu, po chwili do moich uszu dotarło odgłos jadącego autobusu. "Uf, a jednak"- pomyślałam. Za zakrętu wyłonił się pojazd. Jeszcze kątem oka spojrzałam na rozkład autobusu. I od razu rzuciło się mi w oczy nowy rozkład jazdy na którym widniała m.in. godzina: 6.44. Westchnęłam tylko. Tak to już jest, jak się z samego rana myśli o niebieskich migdałach.
Około 7.10 byłam już na miejscu. Jeszcze tylko 20 minut drogi pieszo i będę na miejscu. Tutaj śpiew ptaków zastąpiło charczenie silników.
Gdy zbliżałam się do kresu drogi, moim oczom ukazała się brama, a po przekroczeniu jej potężny budynek. To moja szkoła już od ponad czterech lat... I cztery lata samotności. Cztery lata od śmierci siostry. A przecież tutaj miałam zacząć życie od nowa.
Będąc już w budynku nie zmierzałam wprost do sali, w której zaczynamy zajęcia, lecz na ostatnie piętro. Tam na balkon, tam jest moje miejsce, w którym czuję się najlepiej. Tutaj nigdy nie było tłumów. W sumie mało kto tu przychodził.
Właśnie tu był mój kąt, w którym mogłam powrócić do swojego świata, lub przemyśleń. Jedyne miejsce, w którym mogę być sobą, pod maską obojętności i szafirowych smutnych oczu.
Błogi spokój musiał przeszkodzić dzwonek na lekcję. Westchnęłam. Znów się zaczyna ten horror, jak co roku. Znów samotność i żyć, żeby żyć, nie znając celu. Może i to nie byłoby najgorsze. Bo gdybym wiedziała, że pierwsze dni w szkole są najważniejsze i w tym czasie wszyscy zastanawiają się, jaką postać masz grać, a później jest rzeczą prawie niemożliwą zmiana roli, wtedy inaczej bym to rozegrała. Ale cóż, jest tak jak jest i nie zanosi się na żadne zmiany.
Już doszłam do klasy, w której mamy zacząć pierwszą lekcję. Przed salą byli uczniowie z mojej klasy. Jak zawsze panował chaos i każdy rozmawiał. Rzecz jasna nikt mnie nie zauważył, więc i nikomu nie przyszło na myśl obdarzyć mnie słowem, każdemu znanym: "cześć". Z pokoju nauczycielskiego, będącego naprzeciw naszej sali wyszedł nauczyciel, trzymający w ręku mały pęk kluczy. Otworzył drzwi.
-Proszę wejść.-powiedział.
Jak szybko można było się domyśleć, gimnazjaliści posłusznie weszli do sali. Dosiadłam mojego miejsca, na końcu sali. Szybko się rozglądnęłam po klasie. Nic się nie zmieniło, więc nie zapowiada się, że i w tym roku się coś zmieni. Westchnęłam. Z plecaka wyciągnęłam książki. Na mojej zamyślonej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
Teatrzyk czas zacząć od nowa?-pomyślałam. Muszę tu żartować, by całkiem tu nie zwariować.
Notka jest świetna! I te uczucia towarzyszące w niej, które zmieniają się jak zwroty akcji.
OdpowiedzUsuń(już sama nwm co ja tu ci piszę ;)
Pięknie napisane, a te ostatnie zdanie bardzo mi się spodobało ;D
Świetna notka! Jest w niej tyle zmieniających się emocji. No i te zdanie ,,Muszę tu żartować, by całkiem tu nie zwariować,, -bardzo mi się spodobało ;D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. ^^ Właśnie miałam to an myśli. Jak widać, moja postać jest dosyć... zmienna, jeżeli chodzi o emocje. W sumie nie spodziewałam się, iż tak mi wyjdzie. Początek miałam w głowie, ale potem poszłam na improwizację. I fajnie, że ostatnie zdanie Ci się podoba, mi nawet też (xD).
UsuńBardzo fajna notka. Zgadzam się ze zdaniem Rimy ale zauważyłam że czasem zdarzają ci się powtórzenia jednak nie sądzę żeby to jakoś specjalnie ujmowało twojej notce. Jest tu dużo opisów, które bardzo lubię ;) To teraz czekam na kolejną notkę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że podoba Ci się moja notka. Naprawdę, czuję radość, czytając komentarze. ^^ Tak, tak. To mój główny błąd, z tymi powtórzeniami, z którymi odkąd pamiętam walczę. Ale czasem po prostu nie mogę znaleźć innego słowa i na ogół notki piszę dość późno. Oo, też lubię, jak ktoś coś opisuje i też się staram w miarę moich możliwości, a także, by zgadzało się z charakterem mojej postaci. Na razie w mojej głowie można naleźć wenę, zarezerwowaną dla TM. Mam nadzieję, że szybo się nie skończy i także Wam, byście mieli bardzo dużo weny. ;)
UsuńOpisy...o zgrozo!!! XD U mnie to zawsze wszyscy narzekają, ze robię za mało opisów...Chyba czas się przemóc ;)
UsuńNotka fajna i przyjemna ^.^ Całkowicie zgadzam się ze zdaniami Rimy i Alisy ;) Oczywiście, jeśli chodzi o powtórzenia, to się nimi nie przejmuj bo ja i tak ich praktycznie nie zauważyłam :)
OdpowiedzUsuń